3,99 zł
„– Chcesz się do nich dołączyć? – Usłyszałam szept kochanka i wszystkie maleńkie włoski na moim uchu, które owionął oddechem, stanęły dęba.
– Chyba jeszcze nie – odpowiedziałam niepewnie. Nie należałam do wstydliwych kobiet, nic mnie nigdy nie ograniczało w spełnianiu różnych wyuzdanych fantazji, zarówno jego, jak i moich, ale tym razem byłam onieśmielona. Bardzo tego wszystkiego chciałam, w zasadzie nie mogłam się doczekać, aż przejdziemy do rzeczy, a jednak ta sytuacja lekko mnie paraliżowała. Piotrek, widząc to, poprowadził mnie ponownie labiryntem korytarzy, aż znaleźliśmy się w maleńkim pokoiku, lekko podświetlonym bladoróżowym światłem, które odbijało się od metalowych i skórzanych elementów jedynego mebla znajdującego się w środku: podwieszonej pod sufitem huśtawki."
Flamingo kusi różowym, zagadkowym neonem, rozświetlającym poszarzałe kamienice. To ukryte na miejskiej mapie miejsce jest świątynią rozkoszy, perwersji i wolności absolutnej – co wydaje się być bardzo odpowiednim lokalem na wieczór kawalerski Piotrka. Taki inny wieczór – bez kolegów i striptizerek, za to z kochanką, którą może symbolicznie „przekazać" na pożegnanie w dobre ręce.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 21
Mila Lipa
Lust
Flamingo – opowiadanie erotyczne
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
Copyright © 2022 Mila Lipa i LUST
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788728242452
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
Otworzyłam szufladkę z pomadkami i spojrzałam na paletę kolorów. Nasz ostatni raz musiał być wyjątkowy, wszystko musiało być niepowtarzalne – ale nie zaszkodzi nam też mały ukłon w stronę klasyki. Wybrałam więc czerwień i nałożyłam ją na wargi. Potem rozpuściłam i rozczesałam czarne włosy, które opadły gęstymi falami dookoła twarzy. Zachwyciłam się swoim odbiciem w lustrze. Ciemne, podkreślone złotym cieniem oczy mierzyły drobną, zaokrągloną tu i ówdzie sylwetkę obleczoną w czarne koronki. Naciągnęłam na pośladki spódniczkę mini, a potem wygrzebałam z szafki luźną koszulę z głębokim dekoltem. Czułam się jak ciasteczko – gotowe do zjedzenia albo zanurzenia twarzy po sam nos w słodkim kremie. Oboje czerpaliśmy przyjemność z rozkładania na czynniki pierwsze każdego elementu moich pieczołowitych przygotowań. Zerwanie bielizny, potarganie włosów, w końcu doprowadzenie makijażu do ruiny – najpiękniejszy rodzaj destrukcji! A im bardziej starałam się przed spotkaniem, tym większa radość była z burzenia tego idealnego wizerunku. Smutno mi było tylko, że to już ostatni raz.
Czułam, jakbym szykowała się na romantyczną randkę, a nie pożegnalny wieczór pełen perwersji. Nie wiedziałam, co prawda, co dla mnie szykuje i na co się nastawiać, ale też zdawałam sobie sprawę, że nie będzie to ani grzeczne, ani szczególnie eleganckie – co nie znaczy, że nie mogłam nadrabiać wyglądem. Wręcz przeciwnie, uwielbiałam błyszczeć i uwielbiałam, jak mnie z tego odzierał. Gdy spluwał mi do ust i rozkosznie sprowadzał do parteru, gdzie – o ironio – byłam u szczytu. I nie rozumiałam dalej, dlaczego to mnie tak pociąga. Dlaczego akurat on i to wszystko, co mi robił, było tak uzależniające? To było jak narkotyk, fundujący mi najbrudniejsze i jednocześnie najbardziej satysfakcjonujące odurzenie, z jakim miałam do czynienia: skrajne emocje balansujące gdzieś na granicy przyjemności i bólu, upokorzenia i przedmiotowego traktowania. Nie żebym i ja nie traktowała go przedmiotowo – bo gdyby nie seks, to nie mielibyśmy zbyt wiele wspólnego. Niby łączyły nas wspólne poglądy, niektóre upodobania – kulinarne albo kinematograficzne – ale to były takie błahostki, którymi dzieliliśmy się tylko wtedy, gdy nie mieliśmy już siły na seks po wielogodzinnym maratonie. Jestem pewna, że to ciekawy, wartościowy człowiek, ale zupełnie mnie od tej człowieczej strony nie obchodził. Zresztą świadomie roztaczał wokół siebie tę tajemniczość, najwyraźniej samemu czerpiąc przyjemność z tego, że i on sam jest traktowany przedmiotowo.