Forbidden Desire - Agnieszka Brückner - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Forbidden Desire ebook i audiobook

Agnieszka Brückner

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

53 osoby interesują się tą książką

Opis

Książka autorki serii „Rodzina Santo” i „Zemsta Castillo”!
Zakazany romans z różnicą wieku i motywem hate-love!

Gdy Grigorij Ivanow wpada w kłopoty, postanawia zapewnić młodszej siostrze bezpieczeństwo. Tym sposobem osiemnastoletnia Ellie staje się żoną jednego z najbardziej rozchwytywanych kawalerów w mieście – Artura Williamsa.

Artur wcale nie chciał się żenić. A już na pewno nie z przymusu i w dodatku z młodszą od siebie o trzynaście lat nastolatką. Nie dość, że musi poślubić obcą dziewczynę, to jeszcze będzie odpowiedzialny za jej bezpieczeństwo. Do tego wszystkiego dochodzi zasada: żadnego kontaktu fizycznego. Z tym jednak mężczyzna nie będzie miał problemu – w końcu jego przyszła żona jest dla niego zdecydowanie za młoda.

Chcąc nie chcąc, para zaczyna spędzać razem coraz więcej czasu. Zazwyczaj wspólne chwile mijają im na kłótniach, jednak Artur szybko zdaje sobie sprawę z tego, że Ellie to nie dziecko, tylko atrakcyjna młoda kobieta.
Kobieta, której ze względu na różnicę wieku nie powinien pragnąć.
Ale czy na pewno?                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                             Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 399

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 47 min

Lektor: Agnieszka Bruckner
Oceny
4,6 (3957 ocen)
2758
796
314
69
20
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
glamourizer

Nie oderwiesz się od lektury

Książka, którą pochłonęłam w jedną noc i tak piszę to właśnie o 3:30 w nocy. Wciągająca, hipnotyzujaca miejscami doprowadza do łez innym razem do śmiechu. Autorka w ciekawy sposób pokazała czytelnikowi, że w miłości nie ma ograniczeń. Jedyne ograniczenia jakiś mamy to te, które stworzymy sobie sami. Wiek to tylko liczba, a każdy bez względu na jakiekolwiek różnice zasługuje na to by kochać i być kochanym.
191
adimasal

Nie oderwiesz się od lektury

polecam, świetny humor cięty język miło spędzony czas🥰
100
Domi120

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna, szybko się czyta ❤️
101
ewitka66

Nie oderwiesz się od lektury

Super historia polecam
90
Andzia-13

Nie oderwiesz się od lektury

jak zwykle sztos 😁😁😁😁😁
70

Popularność




Copyright ©

Agnieszka Brückner

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Kamila Recław

Korekta:

Joanna Błakita

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-423-9

PROLOG

– Panie Williams? – Do gabinetu niepewnie zagląda sekretarka, a ja z trudem powstrzymuję pełen irytacji syk.

– Tak, pani Mitchell?

– Dzwonią z jakiejś szkoły w sprawie niejakiej Ellie… Nie dają sobie wytłumaczyć, że nie ma w pana rodzinie nikogo o tym imieniu, i domagają się rozmowy.

Ściskam nasadę nosa, czując, że ten dzień będzie jeszcze gorszy niż dotychczas.

– Proszę przełączyć – nakazuję.

Już po chwili telefon na moim biurku zaczyna dzwonić, a ja spoglądam na niego z nienawiścią.

– Artur Williams, słucham? – witam się najuprzejmiej, jak tylko potrafię, biorąc pod uwagę mój humor.

– Panie Williams, dzwonię, ponieważ widnieje pan w aktach panny Ellie Williams jako jedyna osoba do kontaktu – odzywa się zniecierpliwiony głos po drugiej stronie. – Z przykrością muszę pana zawiadomić, że pana córka wdała się dzisiaj w poważną kłótnię z nauczycielką, a na dodatek posprzeczała się z kolegą z klasy, ostatecznie łamiąc mu nos – oznajmia sucho. – Grozi jej zawieszenie w prawach ucznia, dlatego proszę niezwłocznie zjawić się w szkole.

Zaciskam wolną dłoń w pięść. Minęły dopiero dwa tygodnie, a ona już pokazuje rogi.

– Będę na miejscu w ciągu godziny – rzucam sucho.

– Dobrze, przekażę pana córce…

– Do diabła, to nie jest moja córka, tylko żona! – krzyczę do telefonu, po czym kończę połączenie.

Spoglądam na dłoń, na której powinna błyszczeć obrączka uświadamiająca wszystkim mój nowy status cywilny.

Tym też chyba pora się zająć.

Podnoszę słuchawkę i łączę się z sekretarką.

– Pani Mitchell, proszę wezwać kierowcę i odwołać moje dzisiejsze spotkania. Popracuję z domu.

– Tak jest, panie prezesie.

Zamykam laptop, pakuję niezbędne dokumenty do aktówki i opuszczam biuro. Pora dowiedzieć się więcej na temat mojej żony.

ROZDZIAŁ 1

Dwa tygodnie wcześniej…

Artur

– Ivanow, mów, po co mnie tu ściągnąłeś o takiej porze – warczę, spoglądając na pochmurne niebo nad naszymi głowami. – Dochodzi dziesiąta wieczorem, a tobie zebrało się na spacery w parku? – dodaję ironicznie.

– Zamknij się, Williams, i posłuchaj.

Wyciąga z kieszeni niewielkie urządzenie, a po chwili otaczającą nas ciszę przerywa nagranie:

– Nie wiem, jak to zrobisz, Ivanow, lecz Chang ma wycofać swoją ofertę. Nigdy nie ingeruję w twoje metody negocjacji, ale przypominam, że zawsze jesteś dobrze wynagradzany za swoją skuteczność.

Z zaskoczenia otwieram szerzej oczy, rozpoznając na nagraniu swój głos. Skurwysyn mnie nagrywał?!

– Dlaczego tak ci zależy, żeby oni się wycofali? – dopytuje Ivanow z nagrania.

– Bo ich oferta jest za niska. Nie dam się przebić cenowo jakimś żółtkom tylko dlatego, że większość swojej linii produkcyjnej mają w Chinach! Poza tym, to zbyt lukratywny kontrakt, żeby odpuścić. Tu walka toczy się o grube miliony.

– Dobra, o co ci chodzi? – warczę, jednocześnie chcąc przechwycić urządzenie z jego dłoni, jednak jest ode mnie szybszy. – Wiem, że lubisz brudne zagrywki, ale nieładnie jest gryźć rękę, która cię karmi – dodaję zimno. – Sam zawsze dostajesz dolę z moich kontraktów, więc po co ten pokaz?

– Bo mam kłopoty – oznajmia prosto z mostu, bawiąc się dyktafonem w dłoni.

– I chcesz mnie szantażować? Dla hajsu? – dopytuję z niedowierzaniem, bo akurat tego się nie spodziewałem.

Znam Grigorija Ivanowa jeszcze z czasów szkolnych. Już wtedy miał łatkę niebezpiecznego chłopaka, a że sam nigdy nie byłem święty… Z tym, że mnie zawsze z kłopotów wyciągał ojciec. Ivanow niestety nie miał tyle szczęścia. Z biegiem czasu to ja zacząłem mu pomagać i zlecać drobne robótki w zamian za kasę. I tak w ciągu ostatniej dekady staliśmy się czymś na wzór wspólników w interesach. On i jego ludzie pilnują moich biznesów, a ja ich za to sowicie opłacam.

– Tu nie chodzi o pieniądze – wyjaśnia beznamiętnym głosem. – Tym razem sprawa jest nieco poważniejsza.

– Gadaj – ponaglam go niecierpliwie. – Nie mam, kurwa, całej nocy, a pogoda daje w kość.

Może i mamy końcówkę kwietnia, ale noce nadal są chłodne, a ja nie mam zamiaru pojawić się jutro na gali charytatywnej z czerwonym i cieknącym nosem.

– Wpadłem w kłopoty i muszę się zaszyć na jakiś czas.

– Interes poszedł nie po twojej myśli? – rzucam z ironicznym uśmieszkiem.

Już dawno uprzedzałem kretyna, że jeśli nie będzie ostrożniejszy, to w końcu komuś podpadnie.

– Powiedzmy, że nie doceniłem przeciwnika – stwierdza zdawkowo.

– A co ja mam z tym wspólnego? – pytam, chcąc jak najszybciej zakończyć to nieprzyjemne spotkanie.

– Zaopiekujesz się moją siostrą – oznajmia twardo.

– Co?! Nie jestem jebaną nianią – warczę, robiąc krok do tyłu.

Mężczyzna ponownie uruchamia dyktafon, a z niewielkiego głośnika dobiega mnie kolejny fragment naszej rozmowy, tym razem z innego dnia.

– Nagrywałeś mnie za każdym razem? – cedzę przez zęby. – Zapominasz, że obaj w tym siedzimy?!

– To moje zabezpieczenie właśnie na takie okazje – mówi chłodno. – Nie bierz tego do siebie, bo robię tak z każdym swoim klientem.

– Żeby móc ich potem szantażować?!

– Żeby móc wynegocjować premię uznaniową – rzuca z kpiącym uśmiechem. – I gratuluję, bo właśnie trafiło na ciebie.

Zastanawiam się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Do tej pory nie wiedziałem, że Grigorij ma siostrę. Nie pamiętam, by pałętała się za nim po szkole, więc musi być dużo młodsza, może nawet być jeszcze dzieckiem.

– Wyślę ją do moich rodziców z informacją, że to córka przyjaciela. Zaopiekują się nią do twojego powrotu, a potem…

– Ożenisz się z nią – wchodzi mi w słowo. – Dasz jej swoje nazwisko i będziesz jej strzegł jak oka w głowie.

– Co, kurwa?!

Przynajmniej już wiem, że to nie dziecko.

– Jeśli masz problem ze słuchem, zainwestuj w aparat słuchowy, bo ja nie będę powtarzać – odpowiada zimno, a mój wzrok przykuwa dyktafon w jego dłoni.

Te z pozoru niewinne nagrania, mogą sprowadzić nasz dom mody na samo dno. Jeśli kiedykolwiek się wyda, że na moje polecenie zastraszano właścicieli innych firm, biorących udział w przetargach czy konkursach, prasa zje nas żywcem. A konkretniej – mnie. I nikogo nie będzie obchodzić fakt, iż działałem w dobrej wierze, a tamte firmy i tak skrycie planowały jakiś przekręt.

Mielę w ustach przekleństwo.

– Nie wiedziałem nawet, że masz siostrę – próbuję grać na zwłokę.

– Przyrodnią, mamy wspólnego ojca – wyjaśnia pobieżnie. – Niemniej jednak to moja jedyna krewna, więc muszę o nią dbać.

– Ile ma lat?

Boże, błagam, niech będzie przed trzydzie…

– W styczniu skończyła osiemnaście. – Przerywa moje pobożne życzenia.

– Pojebało cię?! Mam się ożenić z dzieckiem?! Nie jestem, kurwa, pedofilem!

– Nie rób z siebie takiego starca – rzuca z rozbawieniem. – Przed tygodniem stuknęło ci dopiero trzydzieści jeden lat – wytyka.

– To i tak jest trzynaście lat różnicy! Wszyscy pomyślą, że mam jakiś kryzys, albo co gorsza, że ona jest w ciąży!

– Nie obchodzi mnie, co pomyślą inni – syczy zimno. – Ożenisz się z nią, zapewnisz ochronę i będziesz strzegł nawet za cenę własnego życia, a jak załatwię wszystkie sprawy, ogarnę wam rozwód.

– A co ja będę z tego miał? – cedzę.

Nie dam się szantażować bez powodu i Grigorij o tym wie.

– Wszystkie nagrania – przypomina, wskazując na dyktafon. – Dostaniesz wszystkie z zapewnieniem, że nie ma żadnych kopii, a kiedy już wrócę do interesów, zaczniemy naszą współpracę od czystej karty – dodaje, rozkładając ręce z bezczelnym uśmiechem.

– Pojebało cię – warczę i kręcę głową z niedowierzaniem. – Liczysz na to, że ożenię się z twoją siostrą, nastolatką, której w życiu nie widziałem na oczy! Jestem poważnym biznesmenem! Nie mogę…

– Możesz i to zrobisz – przerywa mi tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Wiesz, że mogę upublicznić te nagrania, więc przestań się stawiać. Obaj wiemy, że jesteś na straconej pozycji.

Z frustracją uderzam pięścią w pobliskie drzewo, a promieniujący z dłoni ból sprawia, że zaczynam jaśniej myśleć. Skubany, ma rację. Zbyt wiele czasu i energii poświęciłem naszej rodzinnej firmie, by dać jej teraz upaść przez własne decyzje.

Tyle poświęciłem, więc wolność też mogę.

– Dobra, daj znać kiedy ją poznam, żebyśmy mogli zacząć przygotowania do ślubu – rzucam, po czym odwracam się w stronę wyjścia z parku, gdzie czeka na mnie kierowca.

Nie udaje mi się nawet dojść do bramy, gdy rozdzwania się moja komórka. Ze wstrętem wpatruję się w imię na ekranie.

– Zapomniałeś czegoś? – cedzę do telefonu, jednocześnie odwracając się w stronę rozmówcy, od którego dzieli mnie jakieś dwieście metrów.

– Zgodnie z twoim rozkazem, daję ci znać, że swoją przyszłą żonę poznasz za dwadzieścia minut, a ślub odbędzie się za godzinę – oznajmia chłodno Ivanow. – Jedź do mnie – dodaje oschle, po czym się rozłącza.

Spoglądam to na ekran, to na ciemny park przede mną, próbując przeanalizować usłyszane słowa, lecz nie potrafię.

Czy on właśnie powiedział, że jeszcze dzisiaj zmienię stan cywilny?!

***

Kierowca parkuje samochód przed domem Ivanowa, a jak tylko podchodzę do furtki, ta sama się otwiera.

Najwyraźniej Grigorij jest już w domu.

Rozglądając się dokoła w poszukiwaniu paparazzich lub kogokolwiek innego, kto mógłby zarejestrować moją obecność w tym miejscu, wchodzę na teren posesji, a następnie ze spuszczoną głową ruszam w stronę drzwi wejściowych.

– Spokojnie, nikt się tu nigdy nie kręci – rzuca gospodarz od drzwi. – To największa zaleta tej dzielnicy.

– Nie wątpię – burczę kąśliwie.

Wchodzę do środka, po czym rozglądam się po przestronnym holu. Co dziwne, z zewnątrz budynek wygląda obskurnie, jednak wewnątrz widać, że właścicielowi nie brakuje pieniędzy. Zresztą, tej rodzinie nigdy ich nie brakowało.

– Jak chcesz to zrobić? Dochodzi północ, a złożenie dokumentów do urzędu i poświadczenia potrzebne do zawarcia związku małżeńskiego… – zaczynam, lecz urywam na widok znajomego urzędnika zajmującego miejsce na kanapie w salonie. – Kurwa, o wszystkim pomyślałeś, prawda? – warczę cicho, spoglądając w twarz mojego już ekskumpla.

– Sytuacja wymaga podjęcia właściwych kroków – stwierdza zdawkowo. – Przygotuj się, ja idę po El.

Odprowadzam go wzrokiem, szukając jednocześnie sposobu, by wymigać się od nadchodzącego ślubu, jednak żaden nie przychodzi mi do głowy.

– Grisza, na litość boską, ćpałeś coś?! – Dochodzi mnie podniesiony kobiecy głos. Mimowolnie się uśmiecham. – A może ktoś ci zajebał w głowę?! Gadasz bez ładu i składu!

– El, zamknij się w końcu i rób, co ci każę! – syczy zimno Ivanow. – Mówiłem ci, że zapewnię ci bezpieczeństwo i właśnie to robię, więc skończ się stawiać i złaź na dół!

– Nie!

– Sama tego, kurwa, chciałaś!

Po sekundzie w budynku rozlega się donośny pisk.

– Postaw mnie!

– Przynajmniej raz w życiu zachowaj się, jak na posłuszną kobietę przystało, i zamknij jadaczkę!

Po chwili kłócące się rodzeństwo wpada do salonu. Moim oczom ukazuje się lekko zdyszany Grigorij i dyndająca na jego prawym ramieniu wierzgająca nastolatka. Mężczyzna uśmiecha się kwaśno, po czym luzuje chwyt, w konsekwencji czego dziewczyna z głośnym łoskotem ląduje na podłodze.

– Ty idioto! – krzyczy, stając na równe nogi. – Przysięgam, że…

Nadchodzące groźby przerywa młodej kobiecie chrząknięcie zaproszonego urzędnika, więc ta natychmiast odwraca się w naszą stronę. Na jej twarzy pojawia się zdumienie, jednak szybko przechodzi ono w złość.

– Odwołaj to! – krzyczy, dziobiąc brata palcem w pierś.

No dobra, właśnie zyskała w moich oczach, bo jest jedyną znaną mi osobą, która w taki sposób odważyłaby się odnosić do Ivanowa.

– Możemy zaczynać – rzuca w odpowiedzi Grigorij, posyłając mi i urzędnikowi surowe spojrzenia.

Daję sobie chwilę na przyjrzenie się dziewczynie. Długie, ciemne i poplątane włosy, a na dodatek luźna piżama z logiem Supermana sprawiają, że nie mogę czuć się bardziej staro niż w tej chwili. Stoi przede mną typowy dzieciak żyjący w świecie komiksów.

Dobrze, że przynajmniej nie jest to różowa piżama w jednorożce.

Przewracam oczami, zirytowany własnymi myślami.

– Miejmy to już, kurwa, za sobą – wzdycham z frustracją.

***

– A zatem ogłaszam was mężem i żoną – mówi z fałszywym entuzjazmem urzędnik, zbierając podpisane przez nas właśnie dokumenty. – Panie Williams, może pan teraz…

– Masz dziesięć minut na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy – rzucam sucho do żony, nie zaszczycając jej nawet krótkim spojrzeniem. – Jutro pójdziesz na zakupy, by skompletować całą garderobę, więc weź tylko to, czego naprawdę potrzebujesz.

Dziewczyna bez słowa opuszcza salon, a ja odwracam się w stronę jej brata i gosposi, która była naszym drugim świadkiem.

– Przysięgam, że jeśli wyjdziesz z tego gówna cało, to…

– Jeżeli zamierzasz mi grozić, to ustaw się w kolejce, bo jak widzisz, nie jesteś jedyny z takimi zapędami – ucina sucho. – Masz o nią dbać i zapewnić jej bezpieczeństwo – nakazuje surowo. – Niech jej włos z głowy spadnie, a osobiście się tobą zajmę – dodaje groźnie, a ja wiem, że w tym momencie nie rzuca słów na wiatr.

– Nagrania – syczę zimno, wyciągając w jego stronę dłoń.

– Proszę. – Podaje mi urządzenie, które natychmiast chowam do kieszeni kurtki. – Będę miał was na oku – ostrzega. – I jeszcze jedno… – zaczyna cicho, zbliżając się do mnie o krok. – Dobierz się jej do majtek, a zostaniesz kastratem – cedzi zimnym szeptem w tym samym momencie, w którym jego siostra wraca do salonu. – Gotowa? – pyta, obrzucając ją ostatnim spojrzeniem.

Zauważam, że nastolatka narzuciła na siebie obszerny dres, a włosy schowała pod kapturem.

To dobrze, nikt jej nie rozpozna.

– Jedziemy – oznajmiam, łapiąc za rączkę jej niewielkiej walizki.

Kątem oka widzę, jak dziewczyna przytula brata na pożegnanie, a ten szepce jej coś do ucha. Normalnie może byłbym ciekaw, o czym rozmawiają, lecz dzisiaj jestem zbyt wkurwiony na tę dwójkę, by okazać im choć cień zainteresowania.

– Dokąd mnie zabierasz? – pyta cicho Ellie, siadając ze mną na tylnej kanapie samochodu.

– Do jednego z apartamentów, w którym zamieszkasz.

– A ty? – docieka z konsternacją, obracając się w moją stronę.

– Będę w innym penthousie – wyjaśniam, patrząc przed siebie. – Może i w świetle prawa jesteśmy małżeństwem, ale z przymusu i tylko na papierze – podkreślam.

W pojeździe nastaje ciężka cisza, jednak nie mam zamiaru jej przerywać. Nie wiem, co ta mała usłyszała od brata na temat naszego nagłego małżeństwa, lecz nie mam zamiaru poświęcać jej więcej uwagi niż to konieczne. Odstawię Ellie do apartamentu, przydzielę ochronę i nianię, zapewnię bezpieczeństwo i godny byt, a jak tylko jej brat wykaraska się ze swojego szamba, rozwiodę się z nią, a tym samym zakończę całą tę farsę.

ROZDZIAŁ 2

Obecnie…

Ellie

Siedzę na krzesełku w wąskim korytarzyku oddzielającym gabinet dyrektora naszego liceum od sekretariatu, oczekiwanie wypełniając rysowaniem w swoim szkicowniku. Zostałam powiadomiona przez sekretarkę, że mój opiekun zjawi się niebawem, by wyjaśnić sprawę niedawnej kłótni z Aaronem, a także wymiany zdań z nauczycielką języka włoskiego, więc czekam grzecznie, nie chcąc wpaść w jeszcze większe kłopoty.

Z Arturem, a raczej moim mężem, nie widziałam się od czasu naszego pospiesznego ślubu. Tak jak zapowiedział, odwiózł mnie do jednego z luksusowych apartamentów w centrum miasta, przydzielił kierowcę i ochroniarza, do pakietu dołączył gosposię, po czym kazał sobie nie zawracać głowy, jeśli to nie będzie ostateczna ostateczność. Dodatkowo już w sobotę wysłał mnie z jakąś kobietą na zakupy, bym wyposażyła swoją garderobę w nowe ubrania i kupiła potrzebne kosmetyki oraz inne duperele. Ponadto ochroniarz przekazał mi w poniedziałek kartę kredytową na moje nowe dane, a także uprzedził, iż mój miesięczny limit wynosi dziesięć kafli.

Nie wiem, co musiałabym kupować, żeby rozwalić taki hajs w rok, a co dopiero w miesiąc.

– Panie Williams, dziękuję, że zjawił się pan tak szybko – słyszę gdzieś za drzwiami, więc chowam ołówek i szkicownik do torebki, i potulnie czekam. – Jak już wspominałam przez telefon, pana córce…

Przewracam oczami, zirytowana zachowaniem tej tępej dzidy. Przecież szkoła dostała papiery poświadczające zmianę mojego nazwiska. Czy ona myśli, że ten buc mnie adoptował?

– Po raz kolejny powtarzam pani, że Ellie Williams to nie moja córka, a żona! – warczy głośno i wyraźnie, a po moich plecach przechodzi dziwny dreszcz.

Mimowolnie spoglądam na dłoń, która przyozdobiona jest jedynie pierścionkiem po zmarłej babce. Gdybym miała na niej obrączkę, może szybciej uwierzyliby w mój nowy stan cywilny.

– P-p-przepraszam – jąka się ta wiedźma, wyraźnie zmieszana. – Pan dyrektor czeka w swoim gabinecie – dodaje, otwierając jednocześnie drzwi prowadzące na korytarzyk, gdzie siedzę. – Panna Williams, to znaczy pani Williams – poprawia się pospiesznie – już tu jest.

Wstaję z miejsca, posyłając przy tym kobiecie nieszczery uśmiech. Od zawsze jej nie lubiłam, a skoro do skończenia szkoły pozostał mi miesiąc, nie mam zamiaru tego dłużej ukrywać.

– Oczywiście, że czekam, przecież sama mnie pani tu zamknęła, nieprawdaż? – pytam, krzyżując ramiona na piersi.

– Co to ma znaczyć? – syczy mężczyzna za jej plecami, więc dopiero teraz podnoszę na niego wzrok. – Zamknęła cię w tej klitce?

Przełykam ślinę, starając się zebrać myśli do kupy, ale to trudne, bo pierwszy raz widzę męża w tak oficjalnym stroju i muszę przyznać, że jest na czym oko zawiesić.

– Chyba obawiała się, że pójdę poszukać tego kretyna Aarona, by wyjaśnił dyrektorowi przyczynę naszej sprzeczki, zanim ty zdążysz tu dotrzeć – odpowiadam, łapiąc za uchwyt torebki. – Dobra, miejmy to już za sobą, bo widzę, że jesteś zajęty.

Sekretarka rusza przodem, torując sobie drogę do drzwi dyrektora, a ja nie spuszczam wzroku z Artura. On też sprawia wrażenie, jakby wykorzystywał te kilka sekund na przyjrzenie się mi.

– Dyrektor Borrows już państwa oczekuje. – Z transu wyrywa mnie oficjalny ton starszej kobiety.

Odwracam się na pięcie i ruszam w stronę znajomego gabinetu, gdy nagle czuję w talii dłoń Artura. Mimowolnie spinam się pod jego dotykiem.

– Uspokój się – syczy cicho do mojego ucha. – Jesteśmy małżeństwem, więc też tak się zachowujmy.

– Może byłoby to łatwiejsze, gdybym wiedziała o tobie coś więcej poza imieniem i nazwiskiem – odpowiadam ze słodkim uśmiechem, a następnie przekraczam próg gabinetu, a on odrywa ode mnie dłoń.

– Panie Williams, dobrze, że już pan jest. – Od drzwi dochodzi nas donośny głos starszego mężczyzny. – Nazywam się George Borrows i jestem dyrektorem tej placówki, a pan w ostatnim czasie figuruje jako jedyny krewny do kontaktu naszej uczennicy – oznajmia, wyciągając dłoń w stronę Williamsa. – Normalnie nie wzywamy opiekunów do szkoły, lecz Ellie grozi zawieszenie w prawach ucznia, a skoro do końca semestru i odebrania dyplomu zostało jej pięć tygodni, wolałbym tego uniknąć – dodaje przymilnie.

Przewracam oczami, słysząc, jak mój wredny dyrektor próbuje wejść w dupę Arturowi.

– Ściemnia – rzucam konspiracyjnym szeptem do męża, jednak na tyle głośno, by Borrows i jego sekretarka mnie usłyszeli. – Wcale nie musieli cię wzywać, jednak zmiana moich danych personalnych wywołała u nich taką ciekawość, że wykorzystali dzisiejszą dramę, żeby poznać cię osobiście.

Starsza kobieta zasysa głęboko powietrze, po czym pospiesznie opuszcza gabinet, a dyrektor robi się czerwony na twarzy. Ja zaś, jak gdyby nigdy nic, uśmiecham się znacząco do swojego kompana. Jego twarz przybiera surowy wyraz, lecz mogłabym przysiąc, że w oczach czai się rozbawienie.

– Czy moja żona – akcentuje wyraźnie – ma rację? – pyta rzeczowym tonem, strzepując niewidzialne paproszki z rękawa marynarki.

Cholera, ależ dobrze się prezentuje…

– N-n-nie, panna Ivanow… – zaczyna niepewnie starszy mężczyzna, ale mój mąż wchodzi mu w słowo.

– Pani Williams – poprawia go natychmiast.

– Naturalnie. Pani Williams złamała nos swojemu koledze z klasy, a także wykazała się impertynencją w stosunku do nauczycielki. Nie możemy zignorować takiego zachowania – oponuje dyrektor, ścierając krople potu z czoła, a ja bezwiednie masuję obolałe i zaczerwienione knykcie.

– Boli? – Artur natychmiast łapie moją dłoń w swoją i przygląda się obrażeniom.

– Przyłożę w domu lód i przejdzie – burczę w odpowiedzi, zabierając rękę. – Dyrektorze Borrows, tłumaczyłam już, że zostałam przez Aarona sprowokowana i gdyby pan wezwał go wraz ze mną na dywanik, na pewno by się do tego przyznał – mówię znudzonym głosem, zwracając się do mężczyzny za biurkiem. – A co do pani Colton… – Wzruszam bezradnie ramionami. – Nie moja wina, że macie źle wykwalifikowaną kadrę pedagogiczną, która nie potrafi się przyznać do błędu – oznajmiam ze spokojem, bagatelizując temat.

– Powiedziałaś przy całej klasie, że nie powinna wydawać pieniędzy na nowe szpilki, a w zamian zainwestować w podróż do Włoch i kurs językowy pod okiem prawdziwych Włochów! – krzyczy sfrustrowany dyrektor.

– Bo ona nie zna włoskiego! – również krzyczę. – Na litość boską, przeszła kurs online, czy co?! Jej gramatyka leży i kwiczy, a potem się pan dziwi, gdy nasi uczniowie zdają egzaminy językowe na najniższym poziomie!

– Trzeba było zwrócić jej uwagę na osobności – upomina spokojniej mężczyzna, zdejmując z nosa okulary.

– Próbowałam! Bóg mi świadkiem, że już kilkukrotnie próbowałam, ale to wiedźma, która nie znosi krytyki! – rzucam wściekle, zrywając się z miejsca. – Jak tylko zauważyła, że znam włoski lepiej od niej, uwzięła się na mnie! Zaczęła nawet oblewać moje testy, choć tak naprawdę nie miała do tego podstaw, bo znam ten język od urodzenia! Cholera, zgłaszałam to panu, ale pan to zignorował! – wrzeszczę, celując w niego palcem. – Więc niech pan się nie dziwi, że w końcu nie wytrzymałam i powiedziałam głośno, co o niej myślę! – dodaję, wznosząc dłonie ku sufitowi.

– Wypraszam sobie…

– Czy to prawda? – Naszą kłótnię przerywa zimny głos Williamsa. – Czy wiedział pan o problemach Ellie z nauczycielką, o jej niesprawiedliwym ocenianiu, a jednak nic pan z tym nie zrobił?

– Panie…

– Czy to prawda?! – krzyczy wściekle, a mężczyzna za biurkiem potulnieje.

– Prawda – przyznaje dyrektor, ścierając kolejne krople potu z czoła.

Mój mąż chwyta się za nasadę nosa, a z jego ust wymyka się soczyste przekleństwo.

Kurde, jest seksowny, kiedy się złości.

– A o co chodzi z tym cwelem? – zwraca się bezpośrednio do mnie, wskazując na moje knykcie.

– Sprowokował mnie – rzucam wymijająco.

– Jak? – docieka.

– Daj spokój…

– Jak?! – warczy, a ja zdaję sobie sprawę, że jego cierpliwość jest już mocno nadwyrężona.

– Zaszedł mnie od tyłu i chciał obmacać – mówię, odwracając wzrok.

Artur wybałusza oczy, a jego ciało napina się do granic możliwości.

– Dyrektorze Borrows… – zaczyna głosem, od którego sama mam nieprzyjemne ciarki. – Jestem tu zaledwie od paru minut, a już widzę w tej placówce szereg niedociągnięć, zarówno w obszarze edukacyjnym, jak i w zarządzaniu. Jak sam pan wspomniał, za pięć tygodni nasze drogi się rozejdą, dlatego proponuję zapomnieć o dzisiejszym incydencie, a także usilnie proszę o to, by nie generować nowych problemów.

Usta Williamsa wykrzywiają się w kwaśnym uśmiechu, więc przenoszę wzrok na dyrektora.

– Złamała nos innemu uczniowi – przypomina sucho starszy mężczyzna. – Jeśli jego rodzice…

– Powiem to inaczej. – Artur wchodzi mu w słowo. – Albo zapomnimy o dzisiejszym incydencie, a moja żona bez dalszych problemów będzie mogła skończyć edukację w tej placówce, albo zgłoszę do kuratorium listę wszelkich nieprawidłowości w pana szkole i uruchomię wszystkie kontakty, by usunąć pana ze stanowiska.

Dyrektor przełyka ciężko ślinę, lecz ostatecznie przytakuje skinieniem głowy.

– Dobrze, zatem pozostała jeszcze jedna kwestia… – rzuca Williams, wstając z miejsca. – Moja żona jeszcze dzisiaj ma mieć poprawione oceny z języka włoskiego na adekwatne do jej poziomu wiedzy – nakazuje. – Jeśli pana podwładna nie chce więcej słyszeć o swojej niekompetencji, niech już teraz wystawi Ellie ocenę końcową i zwolni ją z kolejnych zajęć oraz egzaminów. A swój urlop wakacyjny może faktycznie niech poświęci na jakiś kurs językowy – dodaje z aroganckim uśmiechem. – Teraz proszę nam wybaczyć, ale zabieram żonę na obiad.

Po tych słowach rusza do drzwi i otwiera je z rozmachem. Sekretarka, która do tej pory pod nimi podsłuchiwała, mało nie pada u jego stóp, na co z ust Artura dobywa się pełne frustracji warknięcie.

– Jeśli do końca roku Ellie nikogo nie zabije, to po mnie więcej, kurwa, nie dzwońcie – rzuca przez ramię, po czym gestem wskazuje, że mam iść przed nim.

Nie mogąc się powtrzymać, posyłam dyrektorowi i sekretarce fałszywy uśmiech na pożegnanie, a następnie wychodzę z gabinetu.

– Przepraszam, że cię tu ściągnęli – mówię, idąc z nim ramię w ramię przez pusty szkolny korytarz. – Możesz już wracać do swoich obowiązków. Zadzwonię po Matta i powiem mu, że już może mnie odebrać – dodaję, szukając komórki w torebce.

– Wracasz ze mną – zarządza sucho Artur, twardo patrząc przed siebie.

– Co? Ale dlaczego? – bąkam z konsternacją.

– Bo musimy porozmawiać – wyjaśnia chłodno.

Ups, chyba mam kłopoty.

ROZDZIAŁ 3

Artur

Siedzimy w milczeniu na tylnej kanapie samochodu, a ja wykorzystując popołudniowe korki, daję sobie chwilę, by przyjrzeć się siedzącej obok mnie dziewczynie. Choć słowo dziewczyna jest mało adekwatne. Młoda kobieta, a raczej piękna młoda kobieta pasuje lepiej.

W tym momencie Ellie nie przypomina już tej nastolatki, którą siłą zmuszono do ślubu ze mną zaledwie dwa tygodnie temu. Jej włosy są uczesane w luźny warkocz, który w subtelny sposób spada z jej ramienia na pierś. Znowu ma na sobie obszerną sportową bluzę, ale za to jej nogi! Długie, zgrabne, ubrane w dopasowane jeansy, kusząco opinające jędrne pośladki. Nie dziwię się jej koledze z klasy, że zrobił to, co zrobił, bo sam mam ochotę złapać jej ciało w dłonie i ścisnąć.

Kurwa, ogarnij się! Ona jest za młoda!

– Kim jest ten szczyl, który próbował cię obmacać? – pytam, chcąc przerwać panującą między nami ciszę.

– Tępy dzieciak z bogatej rodziny – odpowiada, wzruszając ramionami. – Od dawna do mnie uderza, a ja od dawna go ignoruję. Normalnie każdy jego głupi wybryk nagradzam soczystym liściem w twarz, ale dzisiaj…

– Co się zmieniło? – dociekam zaciekawiony.

– Mój status cywilny – rzuca kwaśno. – Chcąc nie chcąc, jestem mężatką i tym bardziej nie pozwolę się tak traktować.

– Jednak w szkole nie wiedzą o twoim ślubie, mam rację? – upewniam się.

To właśnie na jej wyraźne żądanie załatwiłem przez prawnika, by w szkole tylko garstka osób wiedziała o zmianie nazwiska i naszym małżeństwie. Ellie uznała, że taka nowina zaburzy jej spokój, a nie potrzebuje tego tuż przed egzaminami końcowymi. Nie powiem, mnie to również było na rękę, dlatego przystałem na ten pomysł. Zarówno uczniowie, jak i nauczyciele zwracają się do niej starym nazwiskiem, a jedynie dyrektor i kilka osób zarządzających placówką wiedzą o zmianach w życiu mojej małżonki.

– Obawiam się, że po dzisiejszej akcji w poniedziałek cała szkoła będzie wiedzieć o naszym ślubie – wzdycha z frustracją.

– Skąd to przypuszczenie?

– Zbyt dobrze ich znam – rzuca w odpowiedzi. – Byleby jakoś przetrwać te ostatnie tygodnie… – dopinguje sama siebie, ale dziwna nuta w jej głosie każe mi pociągnąć temat.

– A co potem?

Odwraca głowę w moją stronę i przygląda mi się z konsternacją.

– Zamierzasz studiować? – uściślam pytanie.

– Takie miałam plany, ale teraz… Mogę iść na studia? – W jej głosie czai się niepewność.

– A dlaczego miałbym ci tego zabronić? – pytam naprawdę zdumiony.

– Nie wiem – odpowiada, wzruszając ramionami. – Właściwie to nic nie wiem o tobie ani o tym, co ustaliłeś z Griszą.

Na wspomnienie jej brata podnosi mi się ciśnienie. Postanawiam więc trzymać się bezpieczniejszych tematów.

– Co planowałaś studiować?

– Chciałabym zostać projektantką mody – wyznaje z lekkim rozmarzeniem, a ja nabieram głęboko powietrza.

Ona teraz tak serio?

Nagle wszystko zaczyna układać się w całość. Od ślubu stale męczyła mnie myśl, dlaczego Ivanow akurat mnie podrzucił kukułcze jajo w postaci swojej siostry. Dlaczego nie komuś innemu? I oto mam odpowiedź – mała chce studiować modę, a ja posiadam prestiżowy dom mody. Jędza pewnie sama mnie wybrała na kandydata na swojego męża.

– A więc to był wasz plan? – syczę zimno. – Wmanewrować mnie w ślub, żebym wprowadził cię do W&S Company?

– W&S Company? – powtarza dziwnym tonem. – A co ty masz z nimi wspólnego? I o jakim planie w ogóle mówisz? – rzuca ze zdziwieniem.

– Nie rób ze mnie idioty! – cedzę, łapiąc ją za nadgarstek. – Nagle Ivanow ma problemy i to akurat ja muszę się ożenić z jego siostrzyczką? Na dodatek panna ma bzika na punkcie mody, a ja mam renomowany dom mody, własną markę odzieżową i masę nagród na koncie? – dodaję mroźnie. – Nie jestem taki tępy, by nie poskładać puzzli do kupy – warczę z irytacją.

Dziewczyna robi wielkie oczy, ale po chwili na jej twarzy pojawia się złość.

– Posłuchaj mnie uważnie, bo nie lubię się powtarzać – syczy cicho, a jej ton tak bardzo przypomina groźby Grigorija, że mimowolnie luzuję uchwyt na jej nadgarstku. – Nie chciałam ślubu z tobą. Żadnego ślubu nie chciałam – podkreśla. – Nie wiem, w co wpakował się Grisza, ale wiem, że jeśli jemu grozi niebezpieczeństwo, to mnie również, bo jesteśmy rodzeństwem. Jak już wspominałam, prócz twojego imienia i nazwiska nic o tobie nie wiem – dodaje z nienawiścią. – Zabrałeś mnie z domu i podrzuciłeś w obce miejsce jak niechcianą zabawkę, a ja nawet nie szukałam informacji o tobie w Internecie, bo po prostu szkoda mi na ciebie czasu – wyznaje z grymasem obrzydzenia. – W dupie mam twoją firmę, twoje pieniądze i wpływy, bo nigdy nie marzyłam o tym, by stać się częścią Williams & Sonar Company. Od zawsze marzę o studiach w Mediolanie i pracy pod okiem tamtejszych projektantów, więc weź już skończ być takim dupkiem, bo mój brat nie tylko tobie wywrócił życie do góry nogami!

Spoglądam na nią, próbując przesądzić, czy mówi prawdę, czy ściemnia, ale jedyne co dostrzegam, to bijące od niej ogień i temperament. Puszczam w końcu jej nadgarstek i poprawiam się na siedzeniu, pilnując, by moje domysły i podejrzenia przestały się mnożyć.

– Opowiedz mi coś więcej o sobie – proszę sucho, chcąc rozproszyć myśli.

Ellie zmienia pozycję na kanapie, po czym opiera głowę na dłoni i spoglądając za okno, zaczyna mówić:

– Jestem w połowie Rosjanką, w połowie Włoszką, choć urodziłam się tutaj, w Nowym Jorku. Do czternastego roku życia mieszkałam z matką, ale ta nagle postanowiła się ulotnić, przez co musiałam się wprowadzić do ojca i Griszy… – wyznaje cicho. – Stary Ivanow nie był zadowolony, gdy pojawiłam się na progu jego domu, ale przyjął mnie pod swój dach. Pech chciał, że zginął kilka miesięcy po mojej przeprowadzce, a od tamtej pory jesteśmy z bratem dla siebie jedyną rodziną.

No dobra, to wyjaśnia, dlaczego nie wiedziałem wcześniej o jej istnieniu.

– Jak zginął wasz ojciec? – pytam ciekawy.

– Od kulki w głowę – oznajmia beznamiętnym głosem. – Coś poszło nie tak przy interesach – dodaje, wzruszając ramionami.

– Przykro mi – rzucam w odpowiedzi, nie wiedząc właściwie, jak zareagować.

– Twoja kolej – nakazuje, spoglądając na mnie wyczekująco.

– Jestem jedynakiem, a moi rodzice nadal żyją – wypalam na wydechu.

I Boże daj, by tak było jak najdłużej.

– Ile masz lat? – dopytuje, przyglądając się mojemu ciału.

– Trzydzieści jeden – odpowiadam z kwaśnym grymasem.

Prawda jest taka, że mój wiek do tej pory mi nie przeszkadzał. Kurwa, jestem przecież młody! A jednak w jej obecności czuję się jak staruch przed emeryturą.

– Prezentujesz się całkiem nieźle – rzuca, wyrywając mnie z rozmyślań.

– Doprawdy? – pytam rozbawiony jej komentarzem.

Dziewczyna nachyla się w moją stronę, po czym palcem wskazującym daje mi sygnał, bym sam również się pochylił. Spełniam jej prośbę i po chwili czuję jej ciepły oddech na swoim policzku, gdy ona szepcze mi zmysłowym głosem wprost do ucha:

– Jestem w takim wieku, gdzie podobają mi się zarówno rówieśnicy, jak i ich ojcowie. Nie dziw się więc, gdy mówię, że jesteś atrakcyjny.

Składa na mojej skórze lekki jak muśnięcie piórka pocałunek, po czym wraca na swoje miejsce, puszczając przy tym do mnie oczko.

– Czy ty właśnie ze mną flirtujesz?

Cholera, nawet ja dostrzegam, że mój głos zrobił się ochrypły.

– Przesadziłam? – pyta z fałszywym przejęciem. – Pewnie masz rację, skupię się na podrywaniu kogoś młodszego od ciebie – dodaje, machając beztrosko dłonią.

Bez namysłu łapię jej warkocz w dłoń i ciągnę, zbliżając nasze twarze ku sobie. Gdy nasze usta dzieli odległość zaledwie centymetra, syczę wściekle:

– Przypominam, że jesteś mężatką, więc podrywanie innych mężczyzn nie wchodzi w grę.

– Och, wybacz, zdarza mi się o tym zapomnieć – wyznaje przesadnie słodkim głosem. – Pewnie to dlatego, że dziś jest drugi raz, gdy widzę swojego męża – ostatnie słowo akcentuje z kpiną – na oczy.

Puszczam ją, a następnie poprawiam się na siedzeniu, próbując tym samym ukryć rosnący wzwód.

– I zaczynam tego żałować – mamroczę pod nosem.

ROZDZIAŁ 4

Ellie

Gdy Artur oznajmił, że zabiera mnie na obiad, podejrzewałam, że wylądujemy w jakiejś małej knajpce, gdzie nakreśli ogólne zasady odnośnie do naszego małżeństwa, ewentualnie palnie mi kazanie na temat mojego zachowania w szkole lub wykorzysta okazję i przypomni, że nasz związek to fikcja. Jakież więc było moje zdziwienie, gdy samochód zjechał na parking podziemny jednego z nowoczesnych wieżowców, a on sam wyciągnął do mnie dłoń, by pomóc mi wysiąść z pojazdu.

– Gdzie jesteśmy? – pytam z konsternacją, podążając za nim w stronę windy.

– Mam tu mieszkanie. – Pada zwięzła odpowiedź.

Po chwili drzwi windy stają otworem, a mężczyzna wbija kilkucyfrowy kod na panelu przed nami. Korzystam z okazji i przyglądam mu się uważniej.

Może i Williams jest po trzydziestce, ale na Boga, w ogóle nie widać między nami jakiejś drastycznej różnicy wieku. A przynajmniej ja nie widzę. Mężczyzna jest wyższy ode mnie nieco ponad głowę, więc jeśli założę wyższe szpilki, to ta dysproporcja nie będzie tak wyraźna. Ponadto nie widzę wśród jego modnie wystylizowanych ciemnych włosów ani jednego siwego kłaka. Artur ewidentnie dba o siebie i swój wizerunek, a dopasowana marynarka tylko seksownie podkreśla muskulaturę jego ciała.

Oddam swój miesięczny limit z karty za to, by móc zobaczyć go w samych bokserkach.

Uśmiecham się pod nosem, rozbawiona własnymi myślami. W życiu bym nie przypuszczała, że będę mieć kiedyś męża, na którego ja będę lecieć, a on sam będzie mieć mnie w dupie.

Grisza i jego idiotyczne pomysły.

Odruchowo sięgam do torebki po komórkę i sprawdzam, czy dostałam od brata jakieś wiadomości, jednak spotyka mnie zawód. Tuż przed naszym rozstaniem uprzedził mnie, że przez jakiś czas będzie siedzieć cicho, żeby nie sprowadzić na mnie niebezpieczeństwa, ale mimo wszystko myślałam, że drań odezwie się do mnie choć raz i zapyta, jak mi się układa w tym chorym małżeństwie. Poza tym tęsknię za nim i martwię się, czy wszystko z nim w porządku.

– Miałeś jakieś wieści od mojego brata? – pytam bez zastanowienia mężczyznę obok.

Jego ciało natychmiast się napina, a ja karcę się w duchu za swoje pytanie. Przecież to nie są przyjaciele. Grigorij zmusił go do tego układu, więc dlaczego zakładam, że mają ze sobą kontakt?

– Pisał wczoraj i pytał, czy wszystko u ciebie w porządku – oznajmia sucho.

Z zaskoczeniem podrywam głowę i przyglądam mu się w lustrze.

– Naprawdę?

Przytakuje skinieniem.

– Co mu odpisałeś? – dociekam.

– Że jesteś bezpieczna, niczego ci nie brakuje i nic ci nie dolega – odpowiada znudzonym głosem.

Ciekawe, skąd o tym wie, skoro w ogóle się mną nie interesował w ciągu ostatnich czternastu dni. Postanawiam jednak nie pytać o to na głos, bo nie chcę go bardziej denerwować.

– Czy następnym razem możesz mu powiedzieć, żeby sam się do mnie odezwał? – proszę cicho. – Chcę z nim osobiście porozmawiać.

Pełna napięcia cisza i… tak, mamy to! Kolejne sztywne kiwnięcie głową!

– Boli cię kark, że ruszasz nim tak sztywno? – pytam z udawanym przejęciem. – Może potrzebujesz masażu? – dodaję, kładąc dłonie na jego barkach.

Mężczyzna w ułamku sekundy robi zwinny obrót, po czym przyszpila mnie plecami do lustrzanej ściany, jednocześnie przytrzymując moje dłonie nad głową.

– W co ty pogrywasz? – syczy cicho. – Nie pamiętam, żebym pozwolił ci się dotykać.

Jego słowa, a raczej sposób, w jaki je wypowiedział, sprawiają, że czuję się jak brzydkie kaczątko w obecności księcia. Co ten mój brat sobie myślał, skazując mnie na towarzystwo takiego playboya? Chciał, żebym wpadła w jeszcze większe kompleksy?

– Jeśli masz mnie traktować jak zło konieczne, to sobie po prostu odpuśćmy – stwierdzam z żałością w głosie. – Wezwij mojego kierowcę, niech mnie zabierze do drugiego apartamentu i nie męczmy się w swoim towarzystwie, bo ja naprawdę nie pchałam się z buciorami do twojego życia, a co za tym idzie, nie zasługuję na takie traktowanie. – Mój wzrok mimowolnie staje się szklisty, więc spuszczam głowę, by zapanować nad emocjami. – Nie jesteś pierwszym, któremu zostałam podrzucona niczym kukułcze jajo – wyznaję. – Najpierw matka oddała mnie ojcu, a potem ten zginął, zwalając mnie na głowę Griszy. Teraz zaś i on zapadł się pod ziemię i rzucił mnie tobie na pożarcie – wyliczam, a w moich żyłach rodzi się gniew. Podnoszę więc wzrok na Williamsa. – Rozumiem twoją niechęć, ale na litość boską, nie miałam na to wszystko wpływu! Uwierz mi, że gdybym mogła się z tego wykręcić, bez namysłu bym to zrobiła, bo mam dość takiego traktowania! – warczę, walcząc z uciskiem na swoich nadgarstkach, lecz bezskutecznie. – Z bratem udało mi się chociaż zaprzyjaźnić, a skoro sam nie zamierzasz mnie poznać nawet na tyle, by spróbować zapałać do mnie jakąkolwiek sympatią, to po prostu daj mi żyć swoim życiem, z dala od ciebie! Za dwa miesiące polecę do Mediolanu, pójdę tam na studia i zniknę ci na zawsze z oczu!

– Zapomniałaś, że jesteśmy małżeństwem i że jesteśmy na siebie skazani? – cedzi, przyciskając mnie już teraz całym ciałem do ściany.

Winda już dawno zatrzymała się w jego mieszkaniu, ale jak widać, on nie zamierza mi odpuścić.

– Skończ chrzanić, bo to sytuacja tymczasowa – mówię z irytacją. – Jak tylko mój brat posprząta gówno, w które się wplątał, rozwiedziemy się, a ja, choć nie spisaliśmy przy ślubie żadnej intercyzy, na pewno nie będę wtedy chciała ani jednego centa z twojego pękatego portfela – cedzę.

Mężczyzna nagle mnie puszcza i robi dwa kroki do tyłu, a jego wzrok przeszywa niczym sopel lodu.

– Nie zakładasz opcji, że Ivanow nie naprawi swojej sytuacji – rzuca zimno. – Zajmuje się taką, a nie inną profesją i po losie, jaki spotkał waszego ojca, musisz być świadoma, że i Grigorij może nie wrócić. A jeśli ten kretyn da się zabić, nasz status cywilny nie ulegnie zmianie, dopóki nie będzie stuprocentowej pewności, że twojemu życiu nic nie zagraża – wyjaśnia z wściekłym grymasem.

Nogi się pode mną uginają, ale ja nadal wpatruję się w męża tępym wzrokiem, bo faktycznie nie wzięłam takiego scenariusza pod uwagę.

– Grisza musi wrócić – mamroczę pod nosem. – Nie może mnie zostawić. Nie może mnie…

Artur

Osuwające się bezwładne ciało mojej żony wzbudziło we mnie dziwne pokłady uczuć, o jakie sam bym siebie nie podejrzewał. Troska, współczucie, zmartwienie – cała gama emocji, których dawno nie przejawiałem w stosunku do nikogo prócz moich rodziców. A tu proszę, właśnie niosę nieprzytomną Ellie do mojej sypialni i kładę na dużym łóżku, uważając, by nie zrobić jej przy tym krzywdy.

– Przyniosłam kompres, panie Williams – odzywa się zza moich pleców gosposia.

– Dziękuję, Gabe, poradzę już sobie – zapewniam, zdejmując pospiesznie marynarkę, po czym odbieram ręcznik z rąk starszej kobiety.

– Co z obiadem? – dopytuje z wahaniem.

Spoglądam na nieprzytomną żonę.

– Za godzinę, dla dwóch osób – oznajmiam w końcu.

Gosposia znika za drzwiami, więc przysiadam na materacu, a następnie kładę zimny kompres na czole Ellie. Wzdryga się pod wpływem chłodu, lecz po chwili podnosi niepewnie powieki.

– Zemdlałaś – wyjaśniam, zanim się odezwie. – Przepraszam za moje słowa, nie powinienem tak mówić o twoim jedynym krewnym – dodaję z grymasem. – Tak, jak wspominałaś, twoje życie również wywróciło się do góry nogami, a ja nie mam prawa wyładowywać na tobie swojej frustracji.

– Trochę czasu ci zajęło, żeby to pojąć, Sherlocku – rzuca sarkastycznie, wywołując tym mój uśmiech.

– Jak widać. Odpocznij chwilę, niedługo będzie obiad – zarządzam. – Wrócę za kilka minut.

Poluźniam krawat i zdejmuję go przez głowę, po czym bez dalszych słów ruszam do przylegającej do sypialni łazienki. Już po chwili stoję pod prysznicem, a gorąca woda pomaga mi poskładać myśli do kupy.

Dobra, może znam swoją żonę od pięciu, kurwa, minut, ale jednego już się o niej dowiedziałem – od zawsze czuje się niechciana. Ból malujący się na jej twarzy i łzy w oczach były dla mnie niczym cios w splot słoneczny, bo w całym swoim życiu nie spotkałem jeszcze ani jednej osoby, która emanowałaby takim zranieniem. Mimowolnie zaczynam ją inaczej postrzegać, a to źle, bo to właśnie z jej powodu ugrzęzłem w niechcianym związku.

Jedno jest pewne – mała jest specyficzna, więc muszę ją trzymać od siebie z daleka. Skoro sama nie chce rozgłaszać wszem wobec informacji na temat naszego małżeństwa, ja nie zamierzam się z nią kłócić, bo jest mi to bardziej niż na rękę. A jeśli jej chory brat będzie się czepiać, poślę go do diabła. Nie będzie się drań już bardziej mieszać w moje życie.