Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
21 osób interesuje się tą książką
Uwaga! Ta książka skierowana jest wyłacznie do dorosłych czytelników!
Savannah Sarandon - Spencer z pozoru wiedzie szczęśliwe i pełne dostatku życie. Kobieta ma oddanego męża – Adama, a także jest jedną z głównych spadkobierczyń imperium swojego ojca. Nikt, kto patrzy na nią z boku, nie uwierzyłby, jak bardzo nieszczęśliwa jest w obecnymzwiązku i życiu.
Gdy podczas swoich urodzin Sav poznaje Jayce’a Woodsa, ma wrażenie, że mężczyzna ją zna i czegoś od niej oczekuje. Czegoś, czego nie powinien, a już na pewno nie od zamężnej kobiety.
A jednak kolejna kłótnia z mężem i przymusowy wyjazd sprawiają, że z pomocą Woodsa Savannah poznaje głęboko skrywane i wielce niewygodne tajemnice Adama. Tajemnice, które mogą pomóc jej uwolnić się od męża, a także odpłacić mu pięknym za nadobne.
Tylko czy Jayce w tej bajce to naprawdę rycerz w lśniącej zbroi, czy może jednak zły wilk, który widzi w tym wszystkim swój interes?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 368
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
PIĘKNYM
ZA NADOBNE
AGNIESZKA BRÜCKNER
Ta książka jest czymś zupełnie innym w porównaniu z wydanymi już przeze mnie pozycjami. Ponadto istnieje duże prawdopodobieństwo, że już więcej nie napiszę niczego w tym gatunku.
Pięknym za nadobne to erotyk i jest on skierowany WYŁĄCZNIE DO DOROSŁYCH CZYTELNIKÓW. Opisywane na kolejnych stronach sceny są nad wyraz odważne, a niektórzy zapewne uznają je za wręcz niesmaczne. Napisałam tę książkę w celach edukacyjnych i rozwojowych. Chciałam przełamać się i wyjść z własnej strefy komfortu w tematyce opisywanych przeze mnie scen seksu. Bo jeśli znacie moją twórczość, to wiecie, że w moich książkach nigdy nie ma zbyt wielu erotycznych scen, ale za to jak już się pojawią, to są opisywane dość dokładnie i obrazowo. Tym razem jednak przeszłam samą siebie. Popuściłam wszelkie hamulce i nie patrząc na własne obawy odnośnie do Waszego odbioru, opisałam… No właśnie, nie zrobię tu spoilera ;). Muszę przyznać, że prowadzenie rozeznania w tej tematyce było szalonym i jednocześnie interesującym doświadczeniem.
Niemniej jednak uprzedzam, że jeśli nie lubisz tego rodzaju literatury, jakim jest erotyka, to jest to właściwy moment, by już teraz odłożyć tę książkę i sięgnąć po coś bardziej stonowanego :).
Tym zaś, którzy nie czują się zniechęceni tym ostrzeżeniem… No cóż, życzę pikantnego czytania ;).
Cztery lata wcześniej
Stoję nad trumną ojca, spoglądając w jego ukochaną twarz, na której wyraźnie da się dostrzec skazy po przebytej chorobie.
Przynajmniej już nie cierpi… – wmawiam sobie w myślach, próbując się pocieszyć, ale to trudne, bo oto w wieku dwudziestu pięciu lat zmuszona jestem pochować drugiego ze swoich rodziców i cholernie mi z tym ciężko.
– Skarbie, już pora. – Przy moim uchu rozlega się tak dobrze znany mi szept. – Chodź, zabiorę cię stąd.
– Będę za tobą tęsknić, tato – szepczę, po raz ostatni dotykając dłoni ojca. Dłoni, która zawsze kojarzyła mi się z ciepłem i bezpieczeństwem, a która teraz jest zimna i przypomina mi tylko o tym, jak niesprawiedliwe bywa życie. – Tak bardzo będę tęsknić… – szlocham.
Po chwili wpadam w objęcia męża, który w ciszy odprowadza mnie poza zasięg ciekawskich spojrzeń pozostałych uczestników pogrzebu.
– Adam, jak ja sobie bez niego poradzę? – pytam, wtulając się w ukochanego. – To dla mnie za wiele… Jeszcze prowadzenie firmy i…
– Ciii, spokojnie – pociesza mnie, a jego usta muskają moją skroń. – Od tego masz mnie. Wszystkim się zajmę…
***
– Co to dokładnie oznacza? – dopytuje Adam, spoglądając na notariusza ojca, który jeszcze tego samego popołudnia zaprosił nas na odczytanie testamentu.
– To oznacza, że każde z państwa imiennie otrzymuje swoją pulę udziałów – wyjaśnia spokojnie starszy mężczyzna. – Pani Savannah ma przypisane czterdzieści procent, a pan otrzymuje dwadzieścia. Pozostałe czterdzieści procent należy do czterech mężczyzn, którzy pomagali panu Spencerowi w prowadzeniu firmy, a więc do…
– Hendersona, Pattersona, Hopkinsa i Stewarda – wymieniam cicho, wchodząc mu w słowo, a notariusz przytakuje.
– Dokładnie, proszę pani. To tyle, jeśli chodzi o dzielenie majątku – dodaje pospiesznie z bladym uśmiechem. – Wszelkie nieruchomości, a więc rezydencja na wybrzeżu, mieszkanie na Holmbly Hills, kolekcja samochodów i hotel przy Beverly Hills należą do pani, jako jedynej spadkobierczyni swojego ojca.
Przytakuję ledwo zauważalnym skinieniem głowy, bo pieniądze to nie jest coś, o czym mam ochotę teraz myśleć.
– Jeśli to wszystko, chciałabym już wrócić do domu – mamroczę, zerkając z nadzieją na męża.
Moje słowa wyrywają go chyba z jakiegoś transu, bo wzdryga się, a następnie przybiera na twarz lekki uśmiech. Jak widać, jemu również ten dzień daje się już we znaki.
– Tak, wracajmy – oznajmia, chwytając moją dłoń.
Już po chwili żegnamy się z mężczyzną i wychodzimy z jego gabinetu, ale w połowie korytarza Adam zatrzymuje się, po czym sięga do kieszeni po klucze do samochodu i wręcza mi je z nieodgadnionym grymasem.
– Coś mi się przypomniało i muszę o to dopytać Groovera – informuje, kiwając głową na gabinet za naszymi plecami. – Idź już do samochodu i poczekaj tam na mnie. To potrwa tylko chwilę – zapewnia, całując mnie w skroń.
Bez najmniejszego protestu spełniam jego życzenie i udaję się do pojazdu, a mąż dołącza do mnie po zaledwie kilku minutach.
– Wszystko w porządku? – dopytuję, gdy ten nic nie mówi.
– Tak, niczym się nie musisz martwić. – Chwyta moją dłoń i całuje czule miejsce tuż nad obrączką. – Ze wszystkim sobie poradzę.
Uśmiecham się do niego blado, czując niepohamowaną wdzięczność do tego mężczyzny. Kiedy dwa lata temu Adam zaczął się do mnie zalecać, ojciec dość sceptycznie podszedł do wizji naszego ewentualnego związku. Niejednokrotnie powtarzał, że mój partner nie jest dobrym materiałem na męża, a ja się śmiałam, zwalając te jego obawy na syndrom nadopiekuńczego rodzica. W końcu jestem, a raczej byłam, jego jedynym dzieckiem, które na dodatek przez większość czasu wychowywał samotnie. Na szczęście mój ukochany w jakiś sposób zdołał przekonać do siebie swojego przyszłego teścia, bo ten niespodziewanie zmienił o nim zdanie i włączył go w swoje interesy, a nawet ujął w swoim testamencie.
Mając Adama przy boku, poradzę sobie ze wszystkim. Nawet z rozdzierającą serce żałobą po stracie ukochanego ojca.
***
Stoję w windzie, niepewnie przestępując z nogi na nogę. To moja pierwsza wizyta w firmie od pogrzebu, a więc od dokładnie trzech miesięcy. Nie czułam się na siłach, by pojawiać się w miejscu, które stale kojarzyło mi się z ojcem, a Adam przyjął ten fakt bez żadnych pretensji. Wręcz przeciwnie – zapewnił mnie, że wszystkim się zajmie, a ja mam w spokoju dochodzić do siebie po przeżytej tragedii.
Dziś rano podjęłam jednak decyzję, że chcę zaangażować się w prowadzenie interesów. Nie chcę zawieść taty, a skoro przepisał mi aż czterdzieści procent udziałów, to ewidentnie oczekiwał ode mnie, że zadbam o losy naszego rodzinnego biznesu.
Winda zatrzymuje się na ostatnim piętrze, a ja wchodzę do przestronnego holu. Bez oglądania się na boki ruszam w stronę dawnego gabinetu taty, który od niedawna zajmuje mój mąż, mijając po drodze biurko nieobecnej chwilowo sekretarki. Nie zawracając sobie głowy pukaniem, chwytam za klamkę i otwieram drzwi, a następnie staję jak wryta. Widzę Adama w prezesowskim fotelu i klęczącą tuż przed nim kobietę z cyckami na wierzchu.
– Co tu się, do diabła, dzieje?! – wrzeszczę na całe gardło.
Oboje zrywają się z miejsc, jak dzieciaki przyłapane na gorącym uczynku.
Tylko że to nie dzieciaki, a mój cholerny mąż i jego sekretarka!
– Ty skurwielu! – cedzę, rzucając w jego stronę szklanką ze stolika pod ścianą. – To tak pracujesz?!
– Savannah, uspokój się – nalega, ale spokój to ostatnie, czego może teraz ode mnie oczekiwać.
– Ty szmato! – syczę, targając pracownicę za jej wciąż rozpiętą bluzkę. – Romansów z szefem ci się zachciało? – wrzeszczę, a materiał w moich dłoniach zaczyna się rozrywać. – Na dodatek żonatym?!
– Savannah, dość! – krzyczy Adam, odciągając mnie od tej suki, a ja w odpowiedzi jedynie wciskam mu łokieć w żebra.
– Jakie, kurwa, dość?! – cedzę w szale.
– Molly, wyjdź stąd i pilnuj, by nikt nam nie przeszkadzał – zarządza surowo, spoglądając na kobietę za moimi plecami, a ta natychmiast opuszcza pomieszczenie. – Co tu robisz? – zwraca się do mnie, mierząc mnie chłodnym spojrzeniem.
– Ty tak teraz serio?! – warczę, cofając się o krok. – Od jak dawna mnie zdradzasz? – pytam, a moje oczy zachodzą łzami. – Od jak dawna?! – powtarzam, gdy ten milczy.
– To nie tak, jak myślisz. Daj mi to wyjaśnić – prosi ze spokojem.
Nie wierzę. To jakiś pierdolony koszmar, z którego za chwilę się obudzę.
– A co tu jest do wyjaśniania?! – Prycham. – Zdradzasz mnie z własną sekretarką!
– Wcale cię nie zdradzam, a to było jednorazowe – rzuca w odpowiedzi. – Poza tym to twoja – akcentuje – wina.
– Moja?!
– Tak, bo to ty mnie zaniedbujesz – wytyka, a ja czuję się, jakby mnie uderzył obuchem. – Kiedy ostatni raz uprawialiśmy seks? No kiedy?!
Nie pamiętam. Naprawdę nie pamiętam. Ostatnie tygodnie przeżyłam raczej na autopilocie, rzadko kiedy wychodząc z mieszkania.
– Spójrz na siebie – rzuca z niechęcią. – Wyglądasz jak jakiś lump – syczy, wskazując na moje starte jeansy i czarny golf za pośladki. – Mamy kasy jak lodu, a ty ubierasz się, jakbyś kupowała ciuchy w lumpeksach!
– Przecież to są markowe ubrania – przypominam z niedowierzaniem.
Cholera, nawet pokażę mu naszyte metki Prady!
– Nie chodzi o to, skąd są, lecz o to, jak w nich wyglądasz! A zdecydowanie nie prezentujesz się jak żona prezesa Spencer Company! Kiedy ostatnio byłaś u fryzjera albo kosmetyczki? – dopytuje z wyrzutem, a ja czuję, jakby z każdym słowem mocniej wbijał mi nóż w plecy. – Już nawet nie wspomnę o tym, że przytyłaś kilka kilogramów, bo jesteś zbyt leniwa, by wyjść z mieszkania!
Mimowolnie zerkam na nasze odbicie w przeszkleniu na przeciwległej ścianie. On w skrojonym na miarę garniturze, a ja jak jakaś odklejona od rzeczywistości nastolatka, bo nawet się dzisiaj nie umalowałam.
Adam ma rację. Zapuściłam się przez tę żałobę.
– To i tak nie usprawiedliwia twojej zdrady – stwierdzam łamiącym się głosem.
– Mówię ci, że cię nie zdradziłem, a ta sytuacja była chwilowym kryzysem. Przepraszam, ale jestem tylko człowiekiem i też potrzebuję trochę bliskości.
– Bliskości? – Mimowolnie prycham, bo czuję się, jakbym oglądała z boku jakąś kiepską komedię. – To szukaj jej sobie u okolicznych dziwek. Ja chcę rozwodu.
– Co?
– Dobrze słyszałeś! Nie dam sobie przyprawiać rogów i to jeszcze w mojej rodzinnej firmie! To koniec!
Może i moja decyzja jest spontaniczna. Może właśnie przekreślam ostatnie dwa lata naszego związku, ale lepiej teraz to zakończyć i na nowo ułożyć sobie życie, niż brnąć w tę zakłamaną relację.
– Savannah, powinnaś ochłonąć – sugeruje Adam, zbliżając się do mnie małymi kroczkami. – Jesteś rozemocjonowana.
– Najdalej jutro dostaniesz papiery rozwodowe – syczę zimno, napędzana adrenaliną. – Spakuję twoje walizki. Będą na ciebie czekać przed drzwiami.
Odwracam się do mężczyzny plecami i ruszam w stronę wyjścia, lecz ten nagle szarpie mnie za ramię, a następnie dociska plecami do pobliskiej ściany.
– Nie skończyliśmy rozmowy – cedzi ostrzegawczym tonem.
– Nie mam o czym z tobą rozmawiać. Zdradzasz mnie!
– Już mówiłem…
– Gdybyś mnie naprawdę kochał, nie spojrzałbyś z pożądaniem na żadną inną kobietę – stwierdzam, a mój głos się załamuje. – Myślisz, że po tym, co tu zobaczyłam, będę w stanie ci kiedykolwiek zaufać?
Siarczyste przekleństwo opuszcza jego usta, a ja się zastanawiam, jakim cudem dotarliśmy w naszym małżeństwie do takiego punktu.
– Kochanie, proszę, jedź do domu i poczekaj tam na mnie – niemal błaga. – Odwołam resztę dzisiejszych spotkań i przyjadę wcześniej, a potem porozmawiamy, dobrze? Nie możesz tak łatwo nas skreślić tylko dlatego, że ja miałem chwilę słabości. Daj nam chociaż szansę na rozmowę w zaciszu mieszkania – błaga, kiedy nic nie odpowiadam, a następnie pada przede mną na kolana.
Z moich oczu zaczynają płynąć łzy. Kocham tego mężczyznę całym sercem. Pomógł mi uporać się ze śmiercią taty…
– Dokończymy tę rozmowę w domu – oznajmiam ostatecznie, odwracając wzrok.
Adam pospiesznie staje na nogi i próbuje mnie pocałować, ale odsuwam się od niego, nie chcąc żadnej bliskości. Bez jakiegokolwiek pożegnania wychodzę z gabinetu, a na korytarzu natychmiast dopadam do suki, która fundowała mojemu mężowi loda na pocieszenie.
– Masz pięć minut na spakowanie swoich manatek – mówię władczym tonem.
– Nie może pani…
– Mogę i to robię – syczę nienawistnie. – Spóźnisz się o minutę i wylecisz z dyscyplinarką w papierach – grożę, jasno uświadamiając dziwkę w tym, że nie żartuję.
– Sz-szefie… – duka, zerkając za moje plecy, więc obracam się w stronę stojącego w drzwiach Adama i spoglądam na niego nieustępliwym wzrokiem.
– Słyszałaś, co powiedziała moja żona – mówi do sekretarki, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Pełen oburzenia syk przerywa panującą ciszę, ale mam to gdzieś. Z wysoko uniesioną głową maszeruję do windy, chcąc jak najszybciej uciec z tego miejsca.
Walcząc z emocjami, opuszczam budynek, wsiadam do swojego samochodu i odpalam silnik, a następnie jadę prosto do naszego mieszkania. Moje małżeństwo się rozpada, mąż mnie zdradził, a ja mam mętlik w głowie. Wybaczyć mu, dać drugą szansę i zapomnieć czy skreślić i wnieść pozew o rozwód?
Na samą myśl o ewentualnym rozstaniu z Adamem z moich oczu zaczyna płynąć potok łez, a ja całkowicie się rozklejam. Nie zauważam przez to, że światła na skrzyżowaniu zdążyły zmienić się na czerwone. Uświadamia mnie w tym jednak potworny huk i przejmujący ból, gdy mój samochód zaczyna koziołkować.
Obecnie
– Pani Sarandon, pani mąż kazał przekazać, że czeka w samochodzie. – W intercomie na moim biurku odzywa się spokojny głos sekretarki.
Odrywam wzrok od monitora i zerkam na złoty zegarek na nadgarstku, a następnie wciskam guzik i z lekkim westchnieniem odpowiadam:
– Dziękuję, Barbaro. Już kończę.
Z niemałym ociąganiem zapisuję ostatnie pliki i wyłączam laptop, po czym chowam sprzęt do torby z zamiarem zabrania pracy do domu. Po chwili jednak przypominam sobie, że dzisiejszego wieczoru nie będę miała czasu na zatracenie się w papierach. Wszystko przez to cholerne przyjęcie urodzinowe.
No tak, wszystkiego najlepszego dla mnie.
Wibracje mojej komórki przypominają mi o czekającym na mnie mężu. Już bez zbędnego przedłużania zbieram swoje rzeczy i opuszczam biuro, by po chwili wsiąść do czekającej na mnie limuzyny.
– Wreszcie… – Adam wzdycha z irytacją, jak tylko kierowca zamyka za mną drzwi. – Przez ciebie się spóźnimy.
– Jestem solenizantką. Nikt mi tego nie wytknie – przypominam cicho, patrząc uparcie przed siebie.
Mężczyzna już nic nie odpowiada, a jego milczenie jest bardziej wymowne niż cała tyrada.
Tak właśnie od dwóch lat wygląda nasze małżeństwo. Kiedy niemal cztery lata temu po wypadku obudziłam się w szpitalu, a tuż obok mnie siedział mąż, postanowiłam, że dam mu drugą szansę. Wierzyłam, że może ten wypadek jest jakimś znakiem z niebios. Punktem zwrotnym. Adam sam zresztą przyznał, że wszystko sobie przemyślał i że nie chce mnie stracić. Chce o nas walczyć…
Tuż po mojej rekonwalescencji udaliśmy się we wspólną podróż, podczas której na nowo przypomnieliśmy sobie o naszym uczuciu. Trochę później, jak tylko lekarz dał mi zielone światło, zatrudniłam trenerkę personalną, która pomogła osiągnąć satysfakcjonującą i mnie, i mojego męża, sylwetkę. Do tego doszły regularne zabiegi w SPA i wizyty u fryzjera, a to wszystko przyniosło oczekiwany efekt. Na nowo zaczęłam dostrzegać w oczach Adama pożądanie i czyste zainteresowanie. Chętniej pokazywał się w moim towarzystwie, zabierał na kolacje czy biznesowe przyjęcia, chwalił się mną jak trofeum.
Idylla trwała do momentu, gdy na jednej z jego koszul znalazłam ślady różowej szminki. Był to kolor, którego ja sama nigdy nie używam, a który brutalnie przebił moją bańkę i złudne marzenia.
Mąż oczywiście wykpił się, że podczas spotkania biznesowego jedna z kontrahentek próbowała się do niego dobierać, ale on jej odmówił. Mając jednak na uwadze nasze wcześniejsze doświadczenia, nie uwierzyłam mu. Co więcej, powiedziałam, że chcę rozwodu, a wtedy na moje nieszczęście on wyciągnął swoje asy z rękawa.
– Jesteśmy już na miejscu. Wychodzisz? – Z rozmyślań wyrywa mnie głos Adama, a ja dopiero teraz dostrzegam, że faktycznie zdążyliśmy już dojechać do naszej rezydencji.
– Tak, możemy iść. Zamyśliłam się nad tym, jaką sukienkę włożyć – kłamię bez zająknięcia.
– W każdej będziesz wyglądać oszałamiająco – stwierdza, po czym opuszcza samochód.
Przewracam oczami. Jeszcze kilkanaście miesięcy temu takie słowa rozgrzałyby moje serce. Na szczęście już się nauczyłam, że to tylko puste frazesy pod publikę.
Trzymając dłoń na moich plecach, Adam wprowadza mnie do okazałego budynku, a gdy tylko służąca odbiera ode mnie okrycie, wbiegam na schody prowadzące na piętro. Następnie bez słowa wchodzę do sypialni, a swoje kroki od razu kieruję do łazienki.
– Co tu robisz? – pytam jakiś czas później, gdy zauważam, że mąż nieproszony dołącza do mnie pod natryskiem.
– Nie bądź taka, bo pomyślę, że się na mnie o coś gniewasz – mruczy, obejmując mnie od tyłu, a jego dłonie natychmiast lądują na moich piersiach.
– Gdzieżbym śmiała – rzucam pod nosem. – Czyżbyś nie miał dzisiaj czasu dla kochanki? – dociekam beznamiętnie, sięgając po butelkę z szamponem.
– Ktoś ma dzisiaj ewidentnie gorszy humor – zauważa ze swobodą, totalnie niezrażony moim zachowaniem. – Myślę, że trzeba go jakoś poprawić – dodaje, a jedna z jego dłoni zsuwa się między moje nogi.
– Adam, spóźnimy się na przyjęcie – przypominam, próbując się ochronić przed jego dotykiem, ale na próżno, bo dupek nie zna czegoś takiego jak odmowa.
– Jesteś solenizantką, więc nikt nam tego nie wytknie – cytuje moje wcześniejsze słowa. – Sav, nie opieraj się – szepcze do mojego ucha. – Kiedy ostatni raz się kochaliśmy? Tydzień temu?
Tydzień, dwa dni i jakieś osiemnaście godzin temu – odpowiadam mu w myślach.
Tak, dokładnie wiem, kiedy uprawiam seks z mężem, bo za każdym razem odhaczam to jako swój kolejny życiowy upadek i osobistą klęskę, bo nie jestem w stanie odciąć się od tego faceta. Nie jestem na tyle odważna, by wystąpić o rozwód, który pociągnie mnie na samo dno.
– No dalej, słonko, oboje wiemy, że tego chcesz – nalega, napierając sterczącym kutasem na moje pośladki. – Obiecuję, że twój humor znacząco się poprawi.
Kapituluję, a następnie wypinam biodra w jego stronę, tym samym dając mu przyzwolenie. Adam od razu wykorzystuje ten znak, podnosi jedną z moich nóg i napiera na mnie, a ja tylko mocniej zapieram się o ścianę, gdy ten wchodzi we mnie od tyłu. Przygryzam wargę, by nie jęknąć z bólu, gdyż wiem, że okazując słabość, tylko pogorszę sytuację.
Mąż po chwili obraca mnie w swoją stronę, bez problemu podnosi i dociska do ściany, po czym jednym pchnięciem nabija mnie na swoją męskość. W tej pozycji czuję go zdecydowanie głębiej, a on mocniej napiera na moją łechtaczkę, co wywołuje niechciany dreszcz w moim ciele. Sukinsyn dobrze wie, jak grać w te klocki.
– Krzycz, kochanie – nakazuje, posuwając mnie mocno, niemal brutalnie. – Krzycz i pamiętaj, że tylko ja mogę cię tak posuwać. Ja i nikt – akcentuje wyraźnie – inny.
Przeklinam tego sukinsyna w myślach, ale jeszcze bardziej przeklinam siebie. Karcę się za to, że nie potrafię utrzeć mu nosa i odpłacić za jego zdrady pięknym za nadobne. I za to, że jestem taka słaba i beznadziejna…
***
– Myślę, że powinniśmy pomyśleć o dziecku – odzywa się znienacka Adam, gdy szofer wiezie nas do restauracji w naszym hotelu. – Masz już dwadzieścia dziewięć lat, więc to właściwa pora, by pomyśleć o potomku – wyjaśnia, wpatrując się w wyświetlacz komórki.
Napinam się do granic możliwości, bo to pierwszy raz, gdy mąż porusza ze mną temat dziecka. Zresztą jak dotąd ja również skutecznie odpychałam od siebie plany dotyczące ewentualnej ciąży.
– To jakiś nowy fetysz? – pytam, nie mogąc się powstrzymać. – Teraz masz ochotę dymać kobiety z ciążowym brzuchem, które ledwo się toczą?
Moje słowa sprawiają, że Adam w końcu na mnie zerka.
– Wiesz, sarkazm i ironia niekorzystnie działają na twoją urodę – oznajmia znudzonym głosem. – A co do dziecka, jesteśmy pięć lat po ślubie i to chyba właściwa pora, by pomyśleć o przyszłości i dziedzicu naszego imperium, nie sądzisz?
Odwracam twarz do szyby, gryząc się przy tym w język, by nie powiedzieć o kilka słów za dużo. Imperium, które prowadzimy, na pewno nie jest nasze, lecz mojego ojca. I chyba wolałabym, by upadło wraz z naszą śmiercią, aniżeli miałabym z ciążowym brzuchem przyglądać się wracającemu ze swoich schadzek mężowi, który skoki w bok tłumaczyłby moimi humorami lub nieapetyczną figurą.
Wrrrr…
– Co myślisz? – naciska Adam, wyraźnie oczekując ode mnie jakiejś odpowiedzi.
– Dopiero od osiemnastu miesięcy pracuję w firmie, a ty już chcesz mnie wysłać na urlop macierzyński? Nie przekonuje mnie ta wizja – odpowiadam, siląc się na spokojny ton.
– Oboje dobrze wiemy, że nie musisz pracować. Sam świetnie sobie radzę z prowadzeniem firmy, a ty spokojnie możesz spędzać czas w domu, na przykład opiekując się naszymi dziećmi.
Zaciskam szczęki, by nie palnąć jakiegoś głupstwa. Tak, Adam świetnie sobie radzi w zarządzaniu firmą, a pomaga mu w tym całkowite poparcie pozostałych udziałowców. Przy ich sześćdziesięciu procentach, moje czterdzieści nie ma żadnego znaczenia. Nie mam decyzyjnej większości, a więc nie mam szans na to, by zaczęli traktować mnie poważnie. Do tego dochodzi jeszcze ten cholerny szantaż, przez który nie mogę się z nim rozwieść.
– Przemyślę to – odpowiadam, by uciąć temat dziecka, na które zdecydowanie nie jestem teraz gotowa.
– To dobrze, bo z tego, co wiem, proces wyprowadzania z zastrzyków antykoncepcyjnych wymaga czasu – rzuca niby mimochodem, dając mi tym samym znak, że on już podjął decyzję, a ja powinnam się do niej dostosować.
Szofer parkuje samochód przed okazałym hotelem, a ja narzucam na twarz promienny uśmiech, udając właściwy do okazji entuzjazm.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, skarbie – szepcze niespodziewanie Adam. – A teraz baw się dobrze w towarzystwie naszych znajomych i przyjaciół. To twój wieczór.
Przytakuję lekko, a następnie korzystam z tego, że kierowca otwiera drzwi od mojej strony, i czmycham z samochodu.
Przedstawienie czas zacząć.
Wtulona w bok męża popijam szampana, uśmiechając się promiennie do zaproszonych gości. Wszystkich znam, a oni znają nas, dlatego staram się, by nikt nie odkrył, jak nieidealne małżeństwo stanowimy.
Nikt z naszego otoczenia nie ma pojęcia, jak nieszczęśliwa jestem w tym związku. Zresztą, nawet gdybym powiedziała o tym którejś z koleżanek, ta najzwyczajniej w świecie by mi nie uwierzyła. Adam od samego początku zgrywa w oczach innych troskliwego, kochającego męża, a dziewczyny podczas babskich wypadów niejednokrotnie zapewniały mnie, jak to mi zazdroszczą takiego oddanego faceta.
To niech go sobie, do diabła, wezmą.
– Zatańczmy – nakazuje niespodziewanie Adam, odbierając z mojej dłoni kieliszek.
Już po chwili sunę w jego objęciach po prowizorycznym parkiecie, dając mu odgrywać tę swoistą szopkę.
– Mówiłem ci już, że pięknie dziś wyglądasz? – pyta półgłosem, a ja zamiast odpowiedzieć, wtulam się mocniej w jego ciało, byleby tylko nie palnąć jakiegoś głupstwa.
– Kim jest partner twojej kuzynki? – zagaduję cicho, gdy w otaczającym nas tłumie dostrzegam wpatrujące się we mnie błękitne oczy nieznajomego mężczyzny.
– Który to? – dopytuje z zainteresowaniem, a następnie robi zwinny obrót tak, że teraz jestem odwrócona plecami do wspomnianego gościa. – Chodzi ci o faceta stojącego przy Peyton? Nie mam pojęcia i jakoś mnie to nie obchodzi – stwierdza, przyciskając mnie mocniej do swojego ciała. – Choć jest tak zapatrzony w tę biedaczkę, że bardzo prawdopodobne, iż już niedługo dostaniemy zaproszenie na ich ślub.
Mam ochotę zerknąć przez ramię, by zobaczyć, o czym mówi Adam, bo jeszcze przed chwilą nieznajomy wcale nie wyglądał na zainteresowanego swoją partnerką, ale się powstrzymuję. Zamiast tego zaczynam modlić się w myślach do Boga, by ten wieczór skończył się jak najszybciej.
***
– Adamie, Sav! – Podekscytowany głos każe nam przeprosić dotychczasowych rozmówców i zwrócić się w stronę zmierzającej ku nam kobiety.
– Peyton – zagaduje uprzejmie mój mąż, a ja daję sobie ułamek sekundy na to, by zerknąć na towarzyszącego jej mężczyznę. – O co chodzi?
– Nie miałam wcześniej okazji, bo Jay się spóźnił i dotarł na przyjęcie po życzeniach, dlatego pozwólcie, że teraz przedstawię wam mojego przyjaciela – tłumaczy, chwytając swojego partnera pod ramię. – To Jayce Woods – przedstawia szatyna z dumą.
– My się chyba znamy – stwierdza niespodziewanie nieznajomy, spoglądając na Adama, a ten nieznacznie sztywnieje.
– Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę sobie teraz pana przypomnieć – mówi mój mąż, jednocześnie przyciskając mnie mocniej do swojego boku. – Niech pan nie odbiera tego personalnie, po prostu nie jestem w stanie zapamiętać wszystkich, z którymi kiedykolwiek rozmawiałem – dodaje z wymuszonym uśmiechem.
– Nic nie szkodzi. Niemniej jednak miło mi państwa ponownie spotkać – zapewnia, wyciągając dłoń do mojego męża, a ten niechętnie ją ujmuje. – Chciałbym skorzystać z okazji i złożyć pani, pani Sarandon, najlepsze życzenia z okazji urodzin – dodaje, skupiając na mnie wzrok. – W ramach prezentu proszę przyjąć moje zaproszenie na weekendowy pobyt w jednym z naszych kurortów – oznajmia, wręczając mi niewielką, pozłacaną kopertę. – To voucher in blanco na pobyt w wybranym przez panią hotelu z listy, wraz z całym pakietem strefy SPA. Pani zdecyduje, kiedy postanowi go zrealizować – kończy, a sposób, w jaki na mnie patrzy, sprawia, że czuję dziwne mrowienie na całym ciele.
– Widzisz, kochanie, nie tylko ja myślę, że powinnaś skupić się na sobie, a nie na spędzaniu długich godzin w firmie – wtrąca mój mąż, po czym ponownie przyciąga mnie do swojego boku i całuje czule w skroń. – Skoro myślimy o powiększeniu rodziny, to chyba taki wypad dobrze ci zrobi – dodaje, uśmiechając się z czułością.
Perfidny drań.
– Myślicie o dziecku? – piszczy z entuzjazmem Peyton, zwracając tym uwagę stojących w pobliżu gości. – To fantastycznie!
– Jeszcze nie podjęliśmy ostatecznej decyzji. – Próbuję uspokoić jej euforię, lecz nadaremno.
– Ale się cieszę! Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Adama z noworodkiem w ramionach – zachwyca się rozmarzona. – A ciocia to już całkowicie oszaleje!
Na samą wzmiankę o teściowej zaczyna mnie mdlić.
– Wybaczcie, muszę do łazienki – oznajmiam z lekkim uśmiechem, a następnie, nie czekając na ich reakcję, uciekam z sali.
Jak wcześniej się łudziłam, że temat dziecka uda mi się odwlec w nieskończoność, tak teraz mam już pewność, że Adam nie da mi więcej czasu, niż to konieczne przy odstawieniu zastrzyków. Zrobi wszystko, bym zaszła w ciążę, a tym samym przekazała mu stery nad firmą. Chce mnie jeszcze bardziej stłamsić, zamknąć w domu i mną dyrygować.
Wpadam do łazienki, a po upewnieniu się, że jestem w niej sama, odkręcam wodę, po czym moczę dłonie oraz kark zimną wodą. Muszę się opanować i uspokoić. Muszę opracować jakiś plan. Muszę…
No właśnie, tylko co tak naprawdę muszę? Rozwieść się z nim? To nie wchodzi w grę. Przyjmować w tajemnicy zastrzyki, jednocześnie udając bezpłodną? Nie, Adam jest w stanie wysłać mnie do najlepszej kliniki na gruntowne badania, a w ostateczności wynająć surogatkę, byleby dopiąć swego. W tym momencie zależy mu na tym, by pozbawić mnie praw do dziedzictwa, które zostało mi po ojcu, i przejąć cały interes. Chce mnie sobie całkowicie podporządkować i uciszyć.
Gdybym miała po swojej stronie przynajmniej dwóch udziałowców, którzy daliby mi decyzyjną większość, miałabym jakąś kartę przetargową w tym sporze. Niestety wszyscy, na czele z moim mężem, to szowiniści, według których żona powinna siedzieć w domu i pilnować dzieci, a nie bawić się w zarabianie pieniędzy. Ich zdaniem kobieta na niczym się nie zna, więc powinna tylko ładnie wyglądać i słuchać męża.
Musi się stać cud albo staruszkowie muszą umrzeć, bym miała jakiekolwiek szanse na uwolnienie się od tego drania.
Ocieram kark papierem, a następnie spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Nie chcąc wzbudzać niczyich podejrzeń, narzucam na twarz uśmiech, który jednak nie sięga moich oczu, i wychodzę z łazienki, po czym niemal natychmiast wpadam na twardy tors.
– Panie Woods, przepraszam – dukam speszona, odskakując od mężczyzny na bezpieczną odległość.
– To ja przepraszam. Czy wszystko w porządku? – docieka, przyglądając się mojej twarzy. – Nie wygląda pani najlepiej.
– To tylko zmęczenie – zapewniam, kręcąc lekko głową. – Proszę mi wybaczyć, ale powinnam wrócić do męża – stwierdzam, gdy moim ciałem kolejny raz wstrząsa dreszcz spowodowany intensywnym spojrzeniem szatyna.
– Naprawdę mam nadzieję, że skorzysta pani z zaproszenia i da sobie możliwość relaksu w zaciszu jednego z moich obiektów – zagaduje niskim głosem, gdy próbuję go ominąć.
Zaskoczona tymi słowami przystaję w miejscu. Czy jego wypowiedź faktycznie była zawoalowaną aluzją, czy może mi się tylko wydaje?
Kątem oka zerkam na twarz mężczyzny, szukając w niej potwierdzenia dla swoich przypuszczeń, a gdy tylko je dostaję, ruszam szybkim krokiem w drogę powrotną na salę.
– Już się bałem, że się gdzieś zgubiłaś – mówi z wesołością Adam, gdy dołączam do niego i towarzyszących mu przyjaciół.
– Przecież to nasz hotel. Jak mogłabym się w nim zgubić? – dodaję, przywołując na usta wymuszony uśmiech.
– Kotku, znam cię już na tyle, by wiedzieć, że z tobą wszystko jest możliwe – kwituje, a towarzysząca nam grupka osób wybucha śmiechem.
– Och, już nie rób ze mnie takiej nieporadnej, bo jeszcze nasi przyjaciele pomyślą, że ożeniłeś się ze mną jedynie dla pieniędzy – wypalam, zapominając ugryźć się w język.
Ciało Adama sztywnieje, ale zanim zdąży się odezwać, sytuację ratuje żona jego kolegi.
– Sav, no co ty! Tu gołym okiem widać, że drań świata poza tobą nie widzi!
– Jestem pewny, że byłby w stanie zamieszkać z tobą nawet pod mostem, ale nigdy nie pozwoliłby ci odejść! – dodaje ktoś inny.
Ich słowa sprawiają, że mam ochotę krzyczeć, wystarczy jednak jedno spojrzenie w oczy męża, by wiedzieć, że nie jest zadowolony z mojego komentarza. Próbując ratować sytuację, staję na palcach i składam na jego ustach pocałunek.
– Wiem, że Adam nie da mi odejść – oznajmiam cicho, wpatrując się w jego oczy. – Powtarza mi to każdego dnia.
Dłoń męża zaciska się na moim pośladku w wymownym geście.
– Bo takiej kobiecie nie można pozwolić uciec – stwierdza, ponownie rozbawiając swoich przyjaciół.
Kryzys chwilowo zażegnany.
W zaciszu garderoby opróżniam swoją torebkę, a moim oczom natychmiast ukazuje się pozłacana koperta. Kierowana ciekawością zrywam charakterystyczną naklejkę z logo hotelu i zerkam na umieszczony w środku voucher wraz z listą obiektów oraz numerami telefonów do rezerwacji pobytu. Nie umyka mi, że zarówno papier, jak i koperta przesiąknięte są przyjemnymi dla nosa męskimi perfumami.
Perfumami Jayce’a Woodsa.
– Co miał znaczyć twój komentarz na przyjęciu? – Za moimi plecami rozlega się zimny głos męża.
– To samo, co twój – odpowiadam, odkładając kopertę na komodę. – Robisz ze mnie idiotkę, która nie jest w stanie trafić sama do łazienki – wytykam, nawet na niego nie spoglądając.
– Mam ci przypomnieć, jak wiele możesz stracić, gdy pewne filmiki wyciekną do internetu? – syczy złowieszczo. – Lepiej dla ciebie, byś nie wychodziła z roli żony zakochanej do szaleństwa w swoim mężu, bo możesz gorzko tego pożałować. – Mężczyzna przechodzi obok mnie do swojej części garderoby, gdzie zdejmuje zegarek i marynarkę. – W przyszłym tygodniu masz się umówić na wizytę u lekarza w celu przerwania zastrzyków.
– Przecież dopiero wzięłam dawkę – przypominam przez ściśnięte gardło. – Będzie działała jeszcze trzy miesiące. Rozmowa z ginekologiem już teraz jest bezcelowa.
– To w niczym nie przeszkadza – oponuje stanowczo. – Jestem pewny, że to właściwy moment na wszelkie badania i ewentualną suplementację koniecznych witamin. Nie ma co tego przeciągać.
– Adam, ja jeszcze nie jestem gotowa na dziecko – wyznaję zmęczonym głosem. – Dajmy sobie jeszcze kilka lat – błagam, zerkając na niego w tafli wiszącego nad komodą lustra.
– Nie. Od ponad roku bawisz się w pracę i tyle ci wystarczy. Pora, byś w końcu zajęła się tym, czym powinnaś – kwituje, przystając za moimi plecami.
– A-ale…
– Odwróć się do mnie przodem. Uśmiechnij się, kochanie – prosi, łagodząc ton, a opuszka jego palca muska moje usta. – Przecież nie robię ci żadnej krzywdy.
– Nalegasz, bym zaszła w ciążę, bo chcesz się mnie pozbyć z firmy. A ja z wielkim brzuchem będę się przyglądać, jak wracasz z tych swoich schadzek z kochankami.
Jego ciało tężeje, a nim zdążę zareagować, mąż chwyta mnie w biodrach mocnym uściskiem i sadza na komodzie za moimi plecami.
– Nie masz żadnych dowodów na to, że cię zdradzam – wytyka, patrząc mi prosto w oczy. – A twoje insynuacje przestają być zabawne.
– Przestań chrzanić! Nie jestem taką idiotką, za jaką mnie bierzesz! – syczę zimno, próbując zeskoczyć z mebla, ale mi na to nie pozwala. – Twoja sekretarka wodzi za tobą maślanym wzrokiem za każdym razem, gdy tylko jesteś w pobliżu! Myślisz, że jestem ślepa? – cedzę wściekle. – Ile razy robiła ci już loda w tym twoim prezesowskim fotelu?!
– Twoja zazdrość zaczyna być męcząca – stwierdza z kwaśną miną. – To kolejny argument za tym, że praca w firmie ci nie służy. Widzisz coś, co nie istnieje.
– Taki jesteś pewny? To może i ja znajdę sobie jakiegoś kochanka? Co ty na to? – szepczę z cynicznym uśmiechem, tracąc resztki cierpliwości. – W końcu już budujesz mi łatkę zdradliwej suki, więc może pora na nią w końcu zapracować. Zobaczymy, jak będziesz się czuł w roli rogacza.
Nawet nie spodziewam się wybuchu zazdrości. O ile w towarzystwie mąż jest w stanie wytknąć mi nieistniejący flirt z rozmówcą czy pożądliwe spojrzenia kierowane na mnie przez płeć przeciwną, o tyle teraz po prostu śmieje mi się prosto w twarz.
– Jesteś zabawna. Ty i kochanek? A kto by się na ciebie rzucił? – Prycha, kręcąc przy tym głową. – Sam się czasami zastanawiam, co mnie przy tobie dalej trzyma, bo nawet cycków nie chcesz powiększyć, a szczupłą sylwetkę ma obecnie co druga napotykana przeze mnie kobieta – stwierdza, uderzając w moje czułe punkty. – Jesteś przeciętna, a jeśli jakiś facet zawiesi na tobie oko, to tylko po to, by rzucić mi wyzwanie, a nie dlatego, że faktycznie jest tobą zainteresowany. Nikt normalny nie rzuci się na kobietę, która w łóżku zachowuje się jak zdechła ryba.
– Ty sukinsynie – syczę, a moja dłoń bezwiednie ląduje na policzku męża.
– Rozumiem, że dziś chcesz na ostro? – W jego oczach pojawia się dziki błysk. – Twoje życzenie, w dodatku w dniu urodzin, jest dla mnie rozkazem – cedzi, rozszerzając brutalnie moje uda.
– Adam, nie! – piszczę, gdy ten w amoku rozdziera moją sukienkę.
– Wybacz, skarbie, ale właśnie obudziłaś demona. – Chwyta mnie boleśnie za włosy. – Obiecuję jednak, że twoja kara nie będzie tak surowa i pozwolę ci dojść… raz – szepcze złowieszczo do mojego ucha. – A jeśli będziesz grzeczna, to może dwa. Na kolana – rozkazuje, po czym chwyta mnie w pasie i stawia na podłodze jak szmacianą lalkę. – Już!
Malujące się na twarzy męża zniecierpliwienie sprawia, że w końcu podwijam materiał sukienki i klękam tuż przed jego stopami. Następnie sięgam do jego paska i rozporka, świadoma tego, czego ode mnie oczekuje.
– Ręce do tyłu – nakazuje, gdy chwytam podstawę prężącej się męskości.
– Nie, przecież wiesz, że tego nie lubię – przypominam, spoglądając na niego błagalnie.
– Nie obchodzi mnie to. Chciałaś na ostro, więc tak będzie.
– Adam…
Nie zważając na moje protesty, mąż chwyta mnie mocno za włosy i jednym pchnięciem zanurza się w moich ustach, powodując u mnie odruch wymiotny. Oczy natychmiast zachodzą mi łzami, a ja mam ochotę pozbyć się intruza. Najchętniej bym go ugryzła, ale kiedyś już popełniłam ten błąd i było tylko gorzej. Zmuszam się więc do rozluźnienia szczęk, by przetrwać ten etap. Po chwili ruchy Adama stają się mniej brutalne, jakby faza pierwszej kary miała się ku końcowi.
– Uwielbiam twoje usta – wyznaje, ścierając z moich policzków rozmazany tusz do rzęs. – Przynajmniej wtedy, gdy zajmują się moim fiutem, nie gadasz bez ładu i składu – dodaje, wysuwając się z nich całkowicie.
Nabieram głęboko powietrza, czekając na to, co teraz wymyśli, a ten, ku mojemu zaskoczeniu, siada na stojącym w rogu fotelu i kiwa na mnie zachęcająco.
– Chodź, zajmij się nim teraz po swojemu.
Staję na chwiejnych nogach i zsuwam ze swoich ramion potarganą sukienkę. Następnie, ścierając z policzków pozostałości po makijażu, ubrana jedynie w koronkowe body, ruszam w stronę męża i klękam przed nim, opierając dłonie na jego udach.
– Teraz po twojemu – przypomina z cwanym uśmiechem. – Nie myśl jednak, że kara już się zakończyła, bo dzisiejsza noc będzie ostra.
Puszczając jego wypowiedź mimo uszu, pochylam się i ponownie biorę go do ust, tym razem jednak na taką głębokość, na jaką sama mam ochotę. Udowadniam i sobie, i Adamowi, że potrafię zadowolić go oralnie, bez konieczności krztuszenia się czy dławienia, które tak bardzo go podniecają.
– Dość – rzuca kilka minut później, a ja wiem, że jest na skraju. – Siadaj – rozkazuje, zrywając się z miejsca, a ja po raz kolejny posłusznie wypełniam jego polecenie.
Nie tracąc czasu, mąż przerzuca moje nogi przez oba podłokietniki, rozwierając mnie do granic możliwości, a następnie rozrywa koronkowy materiał mojej bielizny i przykłada usta do wrażliwej skóry. Nie mam szansy, by przed nim uciec, ponieważ chwyta mnie mocno za uda i zmusza, bym siedziała nieruchomo. I choć próbuję myśleć o czymś innym, choć staram się wyprzeć z głowy to, co się teraz dzieje, nie potrafię, bo sukinkot dobrze wie, jak mnie dotykać, bym od razu się poddała. Tak jak teraz.
Nienawidzę siebie. Nienawidzę jego. Nienawidzę swojej słabości.
– Jesteś tak cholernie mokra – stwierdza po jakimś czasie, po czym opuszką palca zaczyna rozsmarowywać na wargach sromowych zebraną wilgoć. – Przecież dobrze wiem, że sama lubisz ostre scenki – rzuca od niechcenia, a następnie bez ostrzeżenia wbija we mnie dwa palce. – Dobrze, że jutro sobota i do południa będziesz mogła wylegiwać się w łóżku, bo na pewno nie będziesz umiała rano chodzić – oznajmia mrocznym tonem, wzmagając pchnięcia.
Mężczyzna niespodziewanie dokłada drugą dłoń, którą zaczyna napierać na ciaśniejsze wejście.
– Adam… – syczę ostrzegawczo, bo drań dobrze wie, jak nie lubię seksu analnego.
– I co, nadal myślisz o tym, by szukać sobie kochanka? – cedzi groźnie.
Nagle przerywa pieszczotę, a ja w uldze przymykam powieki. Już myślę, że to koniec i że Adam pozwoli mi po prostu wrócić do łóżka, wychodząc z założenia, że pozostawienie mnie na skraju to najlepsza kara, lecz w tym samym momencie mój mąż wstaje z klęczek i pozbywa się swoich ubrań.
– Wypnij się – rzuca surowo.
Zrezygnowana natychmiast spełniam ten rozkaz i już po kilku sekundach mój pośladek piecze pod wpływem mocnego uderzenia. Nim zdążę choćby krzyknąć z bólu, Adam wdziera się do mojego wnętrza brutalnym pchnięciem, przypominając mi, że to on ma całkowitą władzę, a ja w niczym nie mam prawa głosu.
– A teraz bądź grzeczną suką i mocno się trzymaj, bo zaraz wypieprzę z tej twojej tępej główki słowo „zdrada”.
– Nie zgadzam się na to, by przenieść produkcję naszych podzespołów do Chin! – krzyczę wściekle, wchodząc za mężem do jego gabinetu. – Nie możecie tego zrobić! To pociągnie za sobą masowe zwolnienia wśród naszych pracowników!
Adam rzuca trzymaną w dłoni teczkę na blat biurka i odwraca się do mnie przodem z wymalowaną na twarzy furią.
– Nie wtrącaj się do czegoś, czego nie rozumiesz – syczy zimno z wyraźnym ostrzeżeniem.
– Czego niby nie rozumiem?! Że niszczysz to, co stworzył mój ojciec?!
Mam już tego serdecznie dość. Na dzisiejszym zebraniu udziałowców zostałam poinformowana, że duża część naszej linii produkcyjnej zostaje przeniesiona do Azji. Nikt nie zapytał mnie o zdanie. Nikt nawet tego ze mną nie przedyskutował. Po prostu zostałam powiadomiona o tym, co reszta postanowiła za moimi plecami.
– W dupie mam to, co tworzył twój ojciec! Już nie pamiętasz, w jakie kłopoty finansowe wpadł przez swoje decyzje? Gdybym po jego śmierci nie wprowadził zmian, dziś bylibyśmy z niczym! Bez firmy, rezydencji, hotelu! Bez niczego, bo wszystko poszłoby na spłatę długów po tej jego ostatniej inwestycji – cedzi zimno.
Ma rację. Tuż po śmierci taty okazało się, że jedna z firm, z którą podpisał umowę, to byli zwykli oszuści. Ten błąd naprawdę sporo nas kosztował, ale udało nam się wyjść na prostą.
– Wiem, ile zrobiłeś dla tej firmy, ale ja też mam tu coś do powiedzenia i nie zgadzam się na takie kroki – oznajmiam spokojniej.
– Zostałaś dzisiaj przegłosowana – przypomina beznamiętnym tonem.
Tak. Zostałam. Wszyscy opowiedzieli się po stronie mojego męża, nie dając mi nawet dojść do głosu.
– Adam, ale są inne rozwiązania – zauważam, robiąc krok w jego stronę. – Możemy…
– Tu chodzi o zmniejszenie kosztów, Savannah! – wrzeszczy. – Na tym polega zarabianie pieniędzy! Przy jak najmniejszych kosztach produkujesz coś, co sprzedajesz za jak najwyższą cenę! Nigdy tego nie zrozumiesz! Dlatego właśnie tylko przeszkadzasz w tej firmie!
Jego słowa bolą. Bolą jak nic innego. Bolą, bo przez moją płeć nikt nawet nie chce wysłuchać moich pomysłów.
– Wyjdź stąd i daj mi w końcu pracować – nakazuje beznamiętnym głosem, odwracając się w stronę biurka.
– Wiem, ile kosztuje wyprodukowanie każdego modelu naszych tabletów czy smartfonów – wyznaję cicho, walcząc ze wzbierającymi łzami. – Zdaję sobie sprawę z tego, że przez światowy kryzys koszty te stale rosną. Problemy z zakupem półproduktów, wzrost płacy minimalnej, rosnące podatki… Ja to wszystko wiem. Ale możemy przetrwać ten trudny moment, skupiając się na udoskonalaniu obecnych już na rynku modeli, zamiast wypuszczaniu nowych. Skoro koncerny samochodowe stale tworzą liftingi swoich wozów, my zróbmy takie liftingi naszym produktom. Dopracujmy interfejs, poprawmy jakość wyświetlacza czy aparatów, wbudujmy kilka nowych systemowych aplikacji – wyliczam, pamiętając o tym, na co w sieci narzekają użytkownicy naszych urządzeń. – Zainwestujmy kasę w to, co już mamy, następnie wypuśćmy z hasłem „lepsze i nowsze”, a pomoże nam to przetrwać ten trudny czas, bez konieczności zwalniania ludzi.
– Jaka ty jesteś naiwna. – Prycha zniesmaczony. – Wyjdź stąd. A najlepiej po prostu jedź już do domu i daj mi pracować.
Przygryzam policzek od wewnątrz, przełykając łzy bezradności. Tymczasem Adam zajmuje miejsce za swoim biurkiem i zagląda do jakichś papierów, całkowicie mnie przy tym ignorując.
– Powiadom gosposię, że wrócę na kolację – dodaje, kiedy chwytam za klamkę.
Bez słowa opuszczam gabinet, a następnie ruszam do swojego biura. Jak w transie pakuję do torby laptop, zbieram bibeloty i wzywam kierowcę, a moją głowę zajmuje jedynie ciężar świadomości, jak niewiele mogę zdziałać ze spuścizną po własnym ojcu.
***
– Dzisiaj rano w moje ręce wpadł voucher do SPA, który dostałaś miesiąc temu na urodziny – oznajmia Adam spokojnym głosem. – Po naszej popołudniowej wymianie zdań uznałem, że przyda ci się kilka dni odpoczynku, i zarezerwowałem ci pobyt w jednym z wymienionych na liście kurortów.
Podnoszę wzrok znad praktycznie nietkniętej kolacji i z zaskoczeniem spoglądam na siedzącego naprzeciwko mężczyznę.
– Słucham?
– Za chwilę rozpoczniemy starania o dziecko, dlatego chciałbym, byś w końcu skupiła się na sobie, swoim zdrowiu i dobrym samopoczuciu, a nie na problemach firmy. Umówiłaś się w końcu na rozmowę z ginekologiem? – pyta, ocierając usta serwetką.
– Jeszcze nie. Mówiłam, że…
– To nic, zadzwonię do niego i zarezerwuję ci termin zaraz po powrocie z kurortu – wchodzi mi w słowo.
– Widzę, że po raz kolejny nie zamierzasz pytać mnie o zdanie, a po prostu decydujesz za mnie. – Nawet nie staram się ukryć jadu w swoim głosie. – Oświeć mnie zatem i powiedz, gdzie spędzę nadchodzący weekend?
– Park City, w stanie Utah. I nie weekend, a cały tydzień.
Momentalnie sztywnieję, słysząc jego słowa.
– Voucher obejmował weekendowy pobyt – mamroczę.
– Dopłaciłem, by przedłużyć twoją wizytę. Kurort składa się z hotelu z bogatą strefą SPA, a tuż przy nim funkcjonuje ośrodek narciarski. Sezon właśnie się zaczyna, więc jeśli się postarasz, poprawisz swoje umiejętności przed naszym corocznym urlopem w Aspen – wyjaśnia, po czym jak gdyby nigdy nic upija łyk wina.
Rozszerzam oczy w totalnym zdumieniu. Ewidentnie chce się mnie pozbyć, by w tym czasie zaprowadzić nowe porządki w firmie, nie słuchając przy tym moich wywodów.
W drodze powrotnej z pracy dzwoniłam już do prawnika z pytaniem, co w takiej sytuacji mogę zrobić, ten jednak nie był w stanie mi pomóc. Zasugerował odkupienie udziałów przynajmniej od dwóch współudziałowców, bym miała decydującą większość, ale ten plan w ogóle nie wchodzi w rachubę. Żaden z czwórki sędziwych mężczyzn nie odsprzeda mi swoich dziesięciu procent, nawet po zawyżonej cenie. Zresztą nie tylko mnie, lecz także Adamowi, bo przypadkiem dowiedziałam się, że on również, tuż po śmierci ojca, wyszedł do nich z taką ofertą. Wychodzi więc na to, że muszę się dostosować do ich woli, a więc najlepiej zamknąć się w domu, urodzić trójkę dzieci i dać im robić to, co chcą.
Ten świat jest niesprawiedliwy.
– Tak ma wyglądać nasze małżeństwo? – pytam na granicy płaczu. – Będziesz mnie odsyłać za każdym razem, gdy wytknę twoje nieprzemyślane decyzje? Gdy będę się stawiać, próbując udowodnić ci swoją rację?
– Zawsze możemy powrócić do tematu zdjęć i filmów. Mam dać ci przedsmak tego, co się stanie, gdy coś przypadkiem trafi do mediów?
Lód skuwa moje żyły na samą myśl o tym, co się stanie w momencie, gdy ktoś to zobaczy.
– Rozłąka dobrze nam zrobi. Może w końcu na nowo zaczniesz doceniać to, co masz i co możesz stracić, jeśli nie przemyślisz swojego zachowania. – W jego głosie da się usłyszeć zawoalowaną groźbę. – Zapominasz, że mamy umowę i że jesteś na straconej pozycji. Doceń to, że jestem skory dać ci kolejną szansę, zamiast po prostu się ciebie pozbyć. Wylatujesz jutro rano – informuje, a następnie wstaje z miejsca i opuszcza jadalnię.
Zaciskam dłonie pod stołem, ale już nic nie mówię. Sukinsyn ma rację, jestem na straconej pozycji.
***
Kiedy tego samego wieczoru wracam do sypialni po prysznicu, mąż już czeka na mnie w łóżku.
– Nie pracujesz? – pytam zdziwiona. – Przez ostatnie dni kładłeś się dopiero wtedy, gdy ja już spałam – wytykam, zdejmując szlafrok.
– Mamy w firmie młyn, to i więcej mam na głowie – stwierdza, odrzucając dla mnie kołdrę. – Skoro jednak jutro wylatujesz i na dodatek na cały tydzień, nie będę poświęcać papierom czasu, który powinienem ofiarować żonie. Nie chcę się rozstawać w gniewie, więc wskakuj do łóżka.
– Doceniam to poświęcenie, ale…
– Savannah. – W głosie Adama da się wyczuć ostrzeżenie. – Proszę.
Wystarczy jedno spojrzenie na jego twarz, by wiedzieć, że to nie jest prośba, lecz rozkaz. Bez dalszych protestów kładę się do łóżka, a także pozwalam mężowi wziąć się w objęcia.
– Jesteś strasznie spięta – mruczy w zagłębieniu mojej szyi. – Zrozum, że odpoczynek od tego miasta i zgiełku dobrze ci zrobi.
Chciałeś chyba powiedzieć, że to TOBIE dobrze zrobi odpoczynek ODE MNIE.
Mąż zaczyna przesuwać dłonią po moim brzuchu i piersiach, ale amory to ostatnie, na co mam ochotę.
– Adam, jestem zmęczona – mamroczę, próbując odsunąć jego dłoń.
– Jaka szkoda, że ci nie wierzę – stwierdza niewzruszony. – Zdejmij koszulkę i połóż się na brzuchu – nakazuje, po czym sięga do nocnej szafki, na której leżą skórzane kajdanki.
Jak mogłam ich wcześniej nie zauważyć?
Nawet nie próbuję dłużej dyskutować, tylko w ciszy spełniam wcześniejsze polecenie. Mój protest zresztą nigdy nie działa na Adama tak, jak powinien. Nie, on go jeszcze bardziej nakręca. Im większy opór stawiam, tym dłużej się później nade mną znęca. Zawsze jednak pilnuje, bym doszła. Bym nigdy nie mogła mu wytknąć, że to był gwałt1, że nie chciałam, że mnie zmusił.
Gdybyś faktycznie nie chciała, gdyby ci się nie podobało, nie dochodziłabyś raz za razem. – Niespodziewanie słyszę jego słowa w swojej głowie.
Odrzucam od siebie wszystkie myśli i czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Adam w tym czasie przypina moje nadgarstki do wezgłowia łóżka, a następnie zaczyna sunąć dłońmi po moich plecach, wywołując dreszcze wzdłuż kręgosłupa.
Nienawidzę go za to, jak dobrze zna moje ciało!
Wszystko byłoby łatwiejsze, gdybym mogła wynieść się do innej sypialni. Ale nie mogę. Raz spróbowałam i skończyło się to serią seksualnych tortur. Bo właśnie tak walczy ze mną Adam. Kajdanki, zabawki i kilkugodzinna seria znęcania się nad moim wrażliwym ciałem, aż w końcu mdleję z wycieńczenia, bo nie jestem w stanie przyjąć więcej.
Zaciskam mocniej powieki, by nie wydostała się spod nich żadna łza goryczy. Jestem słaba. Jestem głupia. Jestem żałosna, bo nie mam w sobie tyle siły, by odejść od męża. By stawić czoła skandalowi, jaki wybuchnie, gdy tylko Adam dostanie w swoje ręce papiery rozwodowe.
Wciągam głośno powietrze, gdy na swojej kobiecości wyczuwam delikatne muśnięcia. Najpierw jedno, potem drugie. Takie niby niepozorne. Czułe. Lekkie. Ale skumulowane w tym jednym miejscu sprawiają, że moje ciało natychmiast staje w płomieniach, a wszelkie rozmyślania uciekają w niepamięć. Przygryzam policzek od wewnątrz, gdy kolejne muśnięcie trafia dokładnie w łechtaczkę.
– Lubisz, gdy muszę się bardziej wysilić, prawda? – Chwyta za buteleczkę z lubrykantem. – Tylko po to są te twoje gierki i fochy – stwierdza, nie przerywając tortury.
Nie odpowiadam. Nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym skleić sensownego zdania, bo w tym momencie skupiam się jedynie na tych lekkich muśnięciach. Dotyku, który siłą rzeczy robi mi papkę z mózgu. Który przypomina mi chwile, gdy nasze małżeństwo było jeszcze szczęśliwe.
Jego delikatność sprawia, że tracę czujność, a z moich ust ucieka ciche westchnienie. Jak na zawołanie pieszczota ustaje, a ja zerkam na męża przez ramię.
– Przecież nie miałaś ochoty – wytyka zimno. – Byłbym skończonym skurwysynem, gdybym nie uszanował twojego zdania – dodaje, wstając z łóżka.
Jesteś totalnym skurwysynem – mówię w myślach.
Obserwuję, jak przechodzi na koniec łóżka, a następnie przerzuca moje ciało tak, bym leżała brzuchem do góry. Piszczę głośno, gdy promieniujący ból rozciąga się w okolicach prawego nadgarstka, ale mężczyzna nie reaguje. Przystaje za to obok mojej głowy, po czym zaczyna przesuwać dłonią po sztywnym członku.
– Wiesz, czasami mam już dość tych twoich humorów – stwierdza, obserwując moje nagie ciało, a uścisk na penisie tylko się zacieśnia. – Udajesz niedostępną, ale jak tylko cię dotknę, to wijesz się jak kotka w rui. Co chwilę zarzucasz mi romanse, a nie pomyślałaś, że może właśnie sama mnie do nich zachęcasz. Że te twoje fochy i dąsy działają na mnie odpychająco. Co jest, teraz jednak masz ochotę na seks?
– Adam… – sapię, gdy jego palce zanurzają się w moim wnętrzu.
– Dorośnij w końcu, Sav, i przestań się zachowywać tak, jakby świat się kręcił wokół ciebie. I tak nie masz żadnego wyjścia, bo zawsze postawię na swoim, więc po prostu się z tym pogódź i bądź posłuszna.
Gwałtownym ruchem rozwiera moje uda, a następnie klęka na materacu i mocnym pchnięciem zanurza się we mnie do samego końca. Mieszanka bólu i nikłej przyjemności wydobywa z moich ust cichy jęk, ale nie protestuję, bo w tej chwili wiem, że jestem zdana na jego łaskę i muszę wziąć wszystko to, co mi da. Mam tylko nadzieję, że jeśli będę posłuszna, wszystko szybciej się skończy.
– Jesteś, kurwa, moją żoną – sapie między mocnymi, wręcz brutalnymi pchnięciami. – Jeśli nie chcesz, bym cię zdradzał, to twoim jebanym obowiązkiem jest mnie zadowalać i to na każdej pierdolonej płaszczyźnie.
Z głośnym pomrukiem wychodzi ze mnie w całości tylko po to, by za chwilę z całym impetem ponownie się we mnie wbić. Niespodziewanie jednak wynurza się i napiera na drugie wejście, a ja z całych sił staram się rozluźnić mięśnie na tyle, by zniwelować wszelki dyskomfort, co nie jest łatwe, gdy kochanek ze mną nie współpracuje.
– Poczekaj, daj mi chwilę – dyszę, lecz ten kręci przecząco głową.
– Nie mam zamiaru na nic czekać. Czas na delikatność był wcześniej.
Zaciskam mocno powieki, przyjmując cicho swoją karę. Robię, co w mojej mocy, by znaleźć w tym akcie jakąś przyjemność, lecz w tej pozycji jest to praktycznie niemożliwe. Adam musi to w końcu wyczuwać, bo przesuwa dłoń na moją łechtaczkę i zaczyna ją delikatnie masować, a ten dotyk i pierwsze impulsy przyjemności niemal od razu pomagają mi rozluźnić się na tyle, by wytrzymać dyskomfort analnej penetracji.
– Dobrze ci? – pyta niespodziewanie, a ja po chwili wahania przytakuję lekko głową.
Jeszcze przed chwilą łudziłam się, że okaże mi litość, a samo pytanie jest przejawem troski, ale teraz ten brutalnie sprowadza mnie na ziemię, gdy niespodziewanie opuszcza moje ciało. Schodzi z materaca i patrząc prosto w moje oczy, ponownie chwyta swoją męskość w dłoń.
– Muszę ci chyba przypomnieć, ile możesz stracić, jeśli nie przestaniesz się zachowywać jak rozkapryszona nastolatka – stwierdza, nie przestając się masturbować. – Wygodne życie, zero zmartwień, oszałamiający seks. Niejedna kobieta chciałaby zamienić się z tobą miejscami, nie zapominaj o tym – wytyka, a następnie odchyla głowę do tyłu i z cichym pomrukiem spuszcza się na mój brzuch, piersi i twarz.
Pod powiekami zbiera mi się kolejna fala łez, których tym razem nie jestem w stanie powstrzymać. Odwracam więc głowę w drugą stronę, zbierając okruchy swojej dumy.
– Rozkuj mnie – proszę cicho, gdy staje się jasne, że mąż już ze mną skończył. – Muszę iść do łazienki się wykąpać.
– Myślę, że jeśli tak trochę poleżysz, to szybciej zrozumiesz swoje błędy – oznajmia, sięgając po spodnie od piżamy. – Poza tym brak orgazmu ma być twoją karą. Nie dam ci się teraz zamknąć w łazience, byś sama doprowadziła się na szczyt – zaznacza, pochylając się nad moją twarzą. – Twoje orgazmy są tylko moje, jak dobrze pamiętasz.
Nakrywa moje nagie ciało kołdrą, gasi lampkę nocną i opuszcza sypialnię, a ja z rękoma przykutymi do wezgłowia przekręcam się na bok, zwijam w kłębek i wybucham cichym szlochem, po raz kolejny przeklinając siebie, a także swoje beznadziejne położenie.
Przypisy końcowe
1 Sav powiela wpajane jej przez lata małżeństwa mity, ale warto je zdementować: Jeśli dana osoba nie wyraża zgody na zbliżenie, to ani lubrykacja pochwy, ani odczuwalne podniecenie, ani nawet orgazm nie sprawiają, że jej zdanie przestaje być ważne. Nadal jest to gwałt (przyp. kor.).
© Agnieszka Brückner
© Wydawnictwo Black Rose, Zamość 2024
ISBN 978-83-67749-62-6
Wydanie pierwsze
Redakcja
Anna Łakuta
Korekta
Kinga Dąbrowicz
Kinga Litkowiec
Danuta Perszewska
Monika Macioszek
Paulina Wójcik
Skład i łamanie
Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl
Projekt okładki
Melody M. – Graphics Designer
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki i wydawcy.