Podwójny blef - Agnieszka Brückner - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Podwójny blef ebook i audiobook

Agnieszka Brückner

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

39 osób interesuje się tą książką

Opis

Siedemnastoletnia Chloe Blue, aby odciąć się od traumatycznych wydarzeń, przeprowadza się do ojca mieszkającego w Morro Bay, gdzie ma skończyć liceum. W nowym miejscu planuje się nie wychylać i w spokoju przetrwać ostatni rok nauki, lecz szybko okazuje się, że to niemożliwe. Już pierwszego dnia staje się nowym celem szkolnej hejterki. 

 

Nastolatka wydaje się jednak nie przejmować wiszącym nad jej głową zagrożeniem. Uważa, że jeśli zignoruje zaczepki rówieśniczki, to ta w końcu odpuści.

 

Nic bardziej mylnego.

 

Niespodziewanie przyjaciel jej brata, a jednocześnie szkolna gwiazda koszykówki, Mason Scott, proponuje Chloe układ – udawany związek z korzyściami dla obojga. On ochroni ją przed zaczepkami, a ona w zamian pomoże mu w nauce. Plan niemalże idealny. A jednak są sprawy, w których nie da się blefować.

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.  Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 616

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 15 godz. 52 min

Lektor: Tomasz Mechowicki
Oceny
4,6 (1088 ocen)
767
225
75
17
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anetka9669

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna! ❤️ mam nadzieję że powstanie również część o Lunie ❤️
100
bella908

Nie oderwiesz się od lektury

Historia bohaterki ukazująca, że nawet gdy chcemy być silni i nie chcemy przejmować się hejtem to jednak możemy napotkać na sytuację nie do wytrzymania, która może być przeszkodą, aby wstać i pójść dalej. Dobry komentarz na koniec od autorki i zapowiedź kolejnej książki
60
Anna_reads_books_pl

Nie oderwiesz się od lektury

Książka niesie ze sobą przesłanie…. Pokazuje jak niewiele potrzeba, aby skrzywdzić drugą osobę. Polecam
30
Jvstys

Nie oderwiesz się od lektury

z niecierpliwością czekam na kolejny tom
30
gosiaa86

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna jak każda historia autorki
30

Popularność




Copyright © 2024

Agnieszka Brückner

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Oświęcim

Redakcja:

Alicja Chybińska

Korekta:

Sara Szulc

Edyta Giersz

Katarzyna Olchowy

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-333-7

Prolog

Chloe

Wraz z chyba połową uczniów naszej szkoły siedzimy nad jeziorem przy ognisku, świętując zakończenie przedostatniej klasy szkoły średniej, a przy okazji oblewając urodziny Briana.

– On cały czas cię obserwuje – zauważa cicho Mia, szturchając mnie łokciem w żebro.

– Kto ją niby obserwuje? – docieka jej bliźniak, Logan.

– Jak to kto? William – burczy z irytacją, przewracając oczami w stronę brata. – Idę o zakład, że jeszcze dzisiaj do ciebie uderzy – dodaje wprost do mojego ucha.

Uśmiecham się pod nosem, ukradkiem szukając wspomnianego chłopaka po drugiej stronie ogniska.

– Kąpiel na waleta! – krzyczy ktoś inny, a następnie cała gromada naszych znajomych biegiem rusza w stronę tafli wody, porzucając przy tym puszki z piwem czy kubki z drinkami, co obserwuję z niemałym rozbawieniem.

– Oszaleli – mamrocze Logan. – Alkohol, a teraz pływanie?

Nawet go nie słucham, tylko przyglądam się, jak Wiliam pozbywa się koszulki i spodni, a następnie nie zrywając ze mną kontaktu wzrokowego, rusza w stronę jeziora.

– Chodź, my też idziemy – namawia mnie Mia, lecz kręcę głową.

– Nie, dobrze wiesz, że słabo pływam – mamroczę. – Zresztą wolę popatrzeć. – Mrugam do niej porozumiewawczo, a ta już po chwili zaczyna piszczeć.

– Jak chcesz, ale ja idę! – zastrzega, zrzucając z siebie ubrania.

– Mia, nawet nie próbuj! – warczy ostrzegawczo jej brat.

– Och, daj spokój, nie piłam i potrafię pływać jak zawodowiec, więc nic mi nie będzie – fuka na niego. – Poza tym przygotowałam się do tego ogniska – dodaje, pokazując nam swoje bikini.

Dziewczyna podbiega do mostku, po czym wskakuje do wody, a ja obserwuję harce całej naszej paczki z czystym rozbawieniem.

– Banda nieodpowiedzialnych debili – burczy z przekąsem Logan.

– Och, weź przestań, przecież właśnie zaczęły się wakacje – zauważam z uśmiechem, kładąc głowę na jego ramieniu. – To, że ty jesteś taki sztywny, nie oznacza, że i inni muszą tacy być. Wyluzuj trochę.

Zerkam na niego z uśmiechem, by wiedział, że ten przytyk nie miał go zaboleć. Ostatnim, czego chcę, to zranić uczucia przyjaciela.

Znam się z Loganem i Mią od dzieciństwa. Zresztą mieszkają tuż obok nas. Zawsze mogę na nich polegać, a od momentu, gdy mój starszy brat zamieszkał z ojcem i rozpoczął naukę w liceum w innym mieście, jeszcze bardziej doceniam fakt, że nie zostałam tutaj sama.

– A więc to cię kręci? – docieka z niedowierzaniem. – Szkolna gwiazda sportu, która zamiast być dla innych wzorem do naśladowania, pije, pali, zmienia panny jak rękawiczki, a nocami kąpie się w jeziorze? – oburza się.

– Czemu zaraz kręci? – bąkam, odwracając wzrok, bo czuję się właśnie jak karcone dziecko.

– Nie chrzań, widzę i słyszę więcej, niżbym chciał – cedzi z obrzydzeniem. – Cały czas nadajecie z Mią tylko o członkach drużyny. Nie jestem idiotą, za jakiego mnie bierzesz!

– Logan, uspokój się – proszę cicho. – Co w ciebie wstąpiło?

Chłopak przygląda mi się przez chwilę i kiedy już myślę, że w końcu mi odpowie, ten pochyla głowę i mnie całuje. Pospiesznie odwracam twarz, przerywając ten niekomfortowy moment.

– Od miesięcy próbuję ci pokazać, że się w tobie zakochałem, ale z każdym kolejnym podejściem ty na nowo sprowadzasz mnie do poziomu przyjaźni – syczy wściekle. – O co chodzi? Jestem dla ciebie za sztywny? – prycha, po czym sięga do pobliskiej przenośnej lodówki i wyciąga z niej butelkę whisky, którą wraz z Mią ukradli dzisiaj z barku ojca. – Skoro kręcą cię tacy nieodpowiedzialni gówniarze, to proszę!

Nim zdążę zareagować, Logan otwiera butelkę, a następnie przykłada ją do ust i zaczyna łapczywie pić bursztynowy trunek.

– Proszę, uspokój się – błagam cicho, chwytając go za ramię, lecz ten jedynie odpycha mnie, nie przestając pić. – Logan, dość! – niemal krzyczę, bo nie rozumiem, co się z nim dzieje.

Chłopak z wyraźnym niesmakiem odstawia butelkę na pobliski koc, po czym ociera usta rękawem bluzy. Następnie, nie patrząc na mnie, wstaje chwiejnie na nogi i zaczyna pozbywać się ubrań.

– Logan, na litość boską, nie możesz tego zrobić – protestuję, gdy dociera do mnie, co planuje. – Wypiłeś już trzy piwa, a teraz doprawiłeś się whisky. Nie możesz iść do wody!

– Dlaczego? Przecież właśnie to tacy nieodpowiedzialni goście cię kręcą – wytyka, rzucając we mnie swetrem. – Może gdy przestanę być taki sztywny, jak to określiłaś, to w końcu zyskam w twoich oczach – cedzi ze złością.

Przykładam dłoń do ust, patrząc, jak mój przyjaciel pozbywa się ostatnich warstw ubrań, a następnie w samych bokserkach biegnie w stronę pomostu.

– Logan, nie! – krzyczę, ruszając za nim.

On jednak mnie nie słucha. Z całym impetem wskakuje do wody, a mnie w ostatnim momencie udaje się wyhamować, by nie wpaść do jeziora.

– Logan! – wydzieram się na całe gardło. – Logan!

– Chloe, co się dzieje? – Do pomostu podpływa Mia.

– Logan… On jest pijany i wskoczył… – dukam, szukając wzrokiem przyjaciela. – Mia, on się utopi! – wołam spanikowana.

Przyjaciółka spogląda na mnie z przerażeniem, po czym nurkuje pod wodę. Do akcji poszukiwawczej natychmiast dołączają też pozostali znajomi.

– Logan!

– Logan, stary, skończ się zgrywać!

– Logan!

Przysiadam na drewnianych deskach, zanosząc się płaczem. W moich uszach zaś non stop rozbrzmiewają jego słowa: „Może gdy przestanę być taki sztywny, jak to określiłaś, to w końcu zyskam w twoich oczach!”.

Boże, co ja narobiłam?

Rozdział 1

Mason

– Stary, co jest grane? Spóźniłeś się prawie godzinę! – rzuca Ryan w stronę naszego kumpla.

– Sorry, młoda dzisiaj przyjechała do miasta. Chciałem jej pomóc przy przeprowadzce.

– A czy ona nie miała przyjechać już w zeszłym tygodniu? – pytam z zaciekawieniem, nie przestając kozłować.

– Miała, ale zaczęła się stawiać. Starzy niemal siłą musieli ją tutaj przywieźć, co zresztą nie pomogło – wyjaśnia z irytacją. – Kurwa, martwię się o nią.

Spoglądam na Lucasa z zaciekawieniem, bo to pierwszy raz, gdy widzę gnojka w takim parszywym humorze, a znamy się od kilku lat, a dokładniej od momentu, gdy ten przeprowadził się do swojego ojca i trafił do jednej klasy z moim bratem.

– Boisz się, że nie zaaklimatyzuje się w nowej szkole? – docieka Ryan, przystając w miejscu.

Sam również przerywam grę, ciekaw tego, co kumpel ma na myśli.

– Nie, chodzi o to, że ona jest inna – mamrocze z rezygnacją. – Cały czas zresztą obwinia się o śmierć Logana i nawet psycholog, którego wynajęli rodzice, nie jest w stanie przegadać jej do rozumu.

– Nie panikuj na zapas – rzucam, chcąc rozluźnić atmosferę. – Właśnie zmieniła otoczenie, za chwilę zacznie się ostatnia klasa, a ona pozna nowych ludzi. Jestem pewien, że poskłada się do kupy szybciej, niż zakładasz.

– Musisz mieć ją dla mnie na oku – zastrzega, celując we mnie palcem.

– Co?

– Pstro! – syczy, robiąc krok w moją stronę. – Mnie i Ryana już za chwilę nie będzie, więc zostajesz tylko ty – wytyka. – Masz mieć moją siostrę na oku.

– Stary, dobrze wiesz, że moim priorytetem w tym roku jest koszykówka – przypominam sucho. – Nie będę się bawić w przewodnika po szkolnych korytarzach czy jakąś nianię.

– Nie musisz, bo tym zajmie się Luna – zauważa z aroganckim uśmiechem. – Na twojej głowie pozostawiam jednak pilnowanie, by nikt nic jej nie zrobił. Wiem, że możesz jej to zagwarantować.

Przewracam ostentacyjnie oczami.

– Jeśli nikomu nie podpadnie, nie będzie potrzebować moich pleców – wytykam. – A teraz wchodź na boisko. Mam już dość tej rozgrzewki z Ryanem. Potrzebuję prawdziwego sparingu.

Kumpel natychmiast pozbywa się bluzy i rusza w moją stronę.

– Zawrzyjmy układ – sugeruje, stając naprzeciwko mnie.

– Układ? – pytam z zaciekawieniem, bo na ogół przegrany fundował reszcie pizzę i piwo.

– Jeśli wygram, będziesz mieć moją młodą na oku – żąda, przybierając właściwą pozycję.

– A jeśli to ja wygram? – dociekam, unosząc brew.

– Namówimy kumpli z uczelnianej drużyny, by zgodzili się na sparing w liceum – rzuca z aroganckim uśmiechem, posyłając przy tym Ryanowi przelotne spojrzenie.

Bez słowa czy najmniejszego wahania wyciągam dłoń do przybicia umowy.

– Już przegrałeś – oświadczam z samozadowoleniem.

***

Godzinę później Ryan przerywa nasz mecz, a ja podskakuję w miejscu, zadowolony jak dziecko w Boże Narodzenie.

– Jesteś cieniasem, Blue! – krzyczę w stronę Lucasa.

– A ty dzieciakiem, Scott – fuka z irytacją.

– Tylko nie próbuj brać na mecz składu rezerwowego – zastrzegam surowo.

– Nie martw się – zapewnia z niechęcią. – Dogadamy temat z trenerem i dam ci znać, kiedy wbijemy roztrzaskać wam tyłki.

Przechodzę na trawnik i sięgam po wodę, a mój wzrok przykuwa migająca dioda w moim telefonie. Chwytam komórkę w dłoń i odczytuję wiadomość na grupowym czacie naszej koszykarskiej paczki.

LIAM: Impreza na zakończenie wakacji?

Uśmiecham się, widząc same twierdzące odpowiedzi. Po chwili wahania wystukuję również swoją.

JA: Okej.

Zerkam przez ramię na pogrążonych w rozmowie Ryana i Lucasa, a gdy tylko do moich uszu dociera słowo „młoda”, natychmiast ewakuuję się do domu.

– Do następnego razu! – wołam na pożegnanie.

Kumpel unosi dłoń, nie przerywając opowiadać o czymś mojemu bratu, a ja korzystam z okazji i zmywam się, zanim tych dwóch ponownie zacznie mnie męczyć o opiekę nad tą laską.

Jestem koszykarzem, a nie nianią. W dodatku to ostatni rok i jedyna okazja, bym mógł zdobyć stypendium sportowe na wymarzonej uczelni. Nie zamierzam w najbliższych miesiącach poświęcać swojego czasu żadnym dziewczynom, nawet siostrze najlepszego kumpla.

Chloe

Skulona na swoim nowym łóżku wpatruję się w zdjęcie roześmianej trójki nastolatków, ignorując spływające po moich policzkach łzy.

Dlaczego my?

To pytanie nurtuje mnie od tamtego feralnego wieczoru. Sytuacji nie poprawia fakt, że przez minione tygodnie każdą noc przepłakałam, dręczona koszmarnymi wspomnieniami niedawnych wydarzeń. Migawki, jak nasi znajomi w końcu wyłowili Logana, jak zjawiła się karetka i policja, jak na miejscu pojawili się nasi rodzice. Ten ból i nieopisane cierpienie, a potem jeszcze pogrzeb… I jego ostatnie słowa rzucone w moją stronę.

– Skarbie, wszystko w porządku? – Zmartwiony głos taty sprowadza mnie na ziemię.

– Tak – dukam, chowając fotografię pod poduszkę.

– Gwiazdeczko, nie mogę na ciebie patrzeć, gdy tak cierpisz – wzdycha ze smutkiem, przysiadając na materacu. – Minęło już kilka tygodni. Jak mam ci pomóc? – docieka, chwytając mnie za dłoń.

Z całych sił staram się powstrzymać wzbierający szloch, ale nie potrafię.

– On nie żyje przeze mnie – wyznaję, gdy tata przytula mnie do swojego ciała. – To wszystko moja wina!

– Co ty mówisz? Jak to twoja? – Masuje mnie po plecach. – Chloe, wyduś to z siebie – nalega z mocą.

– On skoczył tam przeze mnie – zawodzę. – Bo powiedziałam, że jest sztywny… Że nie potrafi wyluzować…

– Nie, Gwiazdeczko, nie możesz tak myśleć – pociesza mnie, kołysząc się ze mną na boki. – Nie kazałaś mu tego robić. Nie kazałaś mu pić alkoholu. Nie kazałaś mu wskoczyć do tej wody… To nie jest – podkreśla z mocą – twoja wina.

Kręcę głową, nie chcąc przyjąć tych słów do świadomości. Kocham tatę, a on kocha mnie, ale ojciec nie jest w stanie zrozumieć tego, jak bardzo zawaliłam.

Nikt nie zdoła tego zrozumieć.

***

Wieczorem stoję przed ogromną szafą i przeglądam rozpakowane wcześniej ubrania, by znaleźć coś odpowiedniego na pierwszy dzień w nowej szkole, gdy rozlega się delikatne pukanie do drzwi.

– Proszę! – wołam, zerkając przez ramię, a moim oczom ukazuje się Luna, nasza sąsiadka.

– Hej, jak tam nastrój przed jutrzejszym dniem? – zagaduje, zamykając za sobą drzwi.

Wymuszam na twarzy uśmiech.

– Dzień jak co dzień. Mam nadzieję, że uda mi się przetrwać ten rok niezauważoną – burczę.

Koleżanka przechodzi przez pokój, po czym zagląda do szafy.

– W poprzedniej szkole mieliście mundurki? – zgaduje.

– Tak, skąd wiesz?

Dziewczyna uśmiecha się, poprawiając przy tym okulary na nosie.

– No cóż, boyfriendy czy rozciągnięte koszulki to nie jest ostatni krzyk mody ze szkolnych korytarzy – zauważa z rozbawieniem.

W odpowiedzi wzruszam ramionami.

– Lubię wygodę i luźniejsze ubrania – burczę pod nosem.

– Ja nie mam z tym problemu, ale obawiam się, że znajdą się osoby, które dopilnują, byś w takim stroju nie przeszła nigdzie niezauważona – stwierdza z przepraszającą miną.

– Mam gdzieś innych. Chcę tylko skończyć tę szkołę, żeby rodzice w końcu dali mi spokój.

– Nadal nie cieszysz się z przeprowadzki? – docieka ze smutnym uśmiechem.

Choć nie chcę ranić uczuć koleżanki, decyduje się na szczerość, dlatego kręcę głową. Nie mam nic do Morro Bay, zresztą spędzam w tym mieście kilka tygodni w ciągu każdego roku, a Lunę wręcz uwielbiam, lecz to nie moje miejsce. Moje życie zawsze kręciło się wokół Santa Nella i przyjaciół, których tam mam.

A raczej miałam.

– Będzie dobrze, zobaczysz – pociesza mnie sąsiadka, jakby dobrze wiedziała, co mnie gryzie. – Daj sobie kilka tygodni, a gwarantuję, że pokochasz to miasto i ludzi.

Przytakuję, ale już nic nie mówię. Nie muszę pokochać tego miasta ani jego mieszkańców. Muszę jedynie przetrwać ten rok, a potem wyjechać na studia w tak odległe miejsce, gdzie rodzice nie będą mnie stale monitorować.

Rozdział 2

Chloe

Wraz z Luną opuszczamy samochód mojego taty, a następnie obserwujemy, jak ten odjeżdża w stronę swojego biura. W końcu z ociąganiem przenoszę wzrok na okazały szkolny gmach, czując dziwny ścisk w brzuchu.

– Będzie dobrze – zapewnia mnie koleżanka. – Chodź, im szybciej dotrzemy do klasy, tym mniej ludzi będziemy mijać po drodze.

Dziewczyna rusza w stronę wejścia, a ja nie zwlekam, tylko robię to samo.

– Na szczęście dobrałaś swój plan tak, jak ja, więc przynajmniej nie musimy się martwić, że zostaniesz w którymś momencie sama. – Szturcha mnie łokciem w bok, a na jej twarzy gości lekki uśmiech. – A teraz poznam cię z moimi znajomymi, a także podpowiem, kogo lepiej unikać – sugeruje, prowadząc mnie w stronę metalowych szafek. – Na przerwie pójdziemy do administracji po kod do twojej szafki, teraz będzie tam masa pierwszorocznych. Chcesz coś na razie zostawić w mojej? – pyta, zerkając na mnie z lekkim uśmiechem.

Poprawiam plecak na ramieniu, zastanawiając się nad jej propozycją.

– Może książki z ostatnich dwóch lekcji – decyduję ostatecznie. – Dziękuję – szepczę z wdzięcznością, gdy Luna odbiera ode mnie dwa cięższe podręczniki.

– Nie ma sprawy. Chodźmy, po drodze przedstawię ci pokrótce plan budynków.

***

– Biblioteka otwarta jest od szóstej rano do siódmej wieczorem – informuje mnie koleżanka, pokazując zapierającą dech w piersi bibliotekę, która zajmuje połowę piętra jednego ze skrzydeł budynku. – Za przynależność do kół naukowych czy czytelniczych dostaje się dodatkowe punkty, które rzutują później na ocenę końcową na świadectwie. Podobnie sprawa wygląda z sekcjami sportowymi – wyznaje, wskazując na łącznik między skrzydłem szkoły, a stojącą tuż obok salą gimnastyczną. – Nasza szkoła szczyci się największą liczbą absolwentów profilu sportowego, którzy otrzymali stypendium na najlepszych uczelniach w kraju, a także dostali się później do profesjonalnych drużyn. Ale przecież o tym wiesz, bo Lucas również miał to szczęście – dodaje, jakby właśnie zorientowała się w swojej gafie.

Tak, mój brat właśnie dlatego zdecydował się na szkołę średnią w mieście naszego ojca, a ten krok zaowocował upragnionym sukcesem w postaci stypendium, o którym właśnie mówi Luna.

– Nie mam zamiaru dołączać do żadnego koła naukowego czy drużyny sportowej – mamroczę pod nosem. – Chcę po prostu przetrwać ten rok – powtarzam jak mantrę.

– Tak, na dodatek niezauważona – dopowiada, dając mi kuksańca. – Spróbuj chociaż udawać, że cieszysz się z tego, iż zostaniesz tu ze mną na dłużej niż cztery tygodnie wakacji – burczy z udawanym oburzeniem, a ja mimowolnie się uśmiecham.

– Wiesz, że nie muszę tego nawet udawać – natychmiast się bronię. – Lubię spędzać czas w twoim towarzystwie, ale… – Urywam, nie chcąc wypowiadać na głos dalszych myśli.

– Wiem, to nadal boli – szepcze za mnie, a ja jedynie przytakuję skinieniem głowy. – Mam nadzieję, że z czasem uda mi się zmienić twoje nastawienie do tego miasta i ludzi – stwierdza z łagodnym uśmiechem. – A teraz chodź, poznasz Ala, Sarah i Sama.

***

Ze szczerym uśmiechem na twarzy siedzę w ławeczce pomiędzy przyjaciółmi Luny, śmiejąc się z ich żartów i wakacyjnych przygód. Na szczęście żadne z nich nie pyta o moje przygody i domyślam się, że koleżanka opowiedziała wcześniej swoim znajomym co nieco na mój temat. Nie powiem, jestem wdzięczna za ten ruch.

Nagle drzwi klasy stają otworem, a do pomieszczenia wbiega trójka roześmianych chłopaków, na których widok wszyscy zaczynają krzyczeć i gwizdać, jakby witali gwiazdy czerwonego dywanu. Posyłam Lunie pytające spojrzenie.

– Każda szkoła ma swoją gwiazdę, a my mamy ich kilka, jednak największą jest on. – Wskazuje głową na chłopaka w czarnym T-shircie. – Mason Scott, kapitan drużyny koszykarzy.

– Rozumiem, że to jego świta? – szepczę, wskazując na dwóch pozostałych chłopaków, którzy właśnie przechodzą obok nas, by zająć miejsca na końcu sali.

– Tak, członkowie drużyny, a po godzinach również kółka wzajemnej adoracji – wyznaje z kwaśnym grymasem. – Na szczęście nieszkodliwi, jeśli się im nie nadepnie na odcisk.

Drzwi klasy ponownie się otwierają, a do środka wkracza starsza kobieta i mierzy nas wszystkich surowym spojrzeniem.

– W przeciwieństwie do niej – mamrocze siedzący po mojej prawej Alex. – Ta harpia gnoi wszystkich bez wyjątku.

Poprawiam się niespokojnie na miejscu, obawiając się przebiegu nadchodzących zajęć. Tak, jak podejrzewałam, nauczycielka od razu wyłapuje mnie wzrokiem, po czym sięga do trzymanego w dłoni dziennika i wyszukuje mnie na liście.

– Panna Chloe Blue – oznajmia zimno, a ja drgam. – Proszę wstać.

Posłusznie wypełniam polecenie kobiety i czekam na to, co dla mnie przygotowała.

– Na moich lekcjach się nie rozmawia – informuje na wstępie. – Nie toleruję też spóźnialstwa czy niedbalstwa, a brak zadania domowego kończy się pisaniem esejów na kilka stron – wylicza bez mrugnięcia okiem. – Uczę angielskiego i uważam, że jest to najważniejszy przedmiot w całej waszej edukacji, bo dotyczy waszego ojczystego języka, kultury i literatury, dlatego lepiej o tym pamiętaj, jeśli chcesz zakończyć szkołę średnią z pozytywną oceną na świadectwie i zadowalającym wynikiem egzaminów – informuje beznamiętnym tonem. – Nie miałam czasu, by przeanalizować sylabus twojej poprzedniej szkoły, jednak powiem szczerze, że mnie on nie interesuje. Wszelkie braki musisz nadrobić sama, skoro postanowiłaś zmienić szkołę akurat w ostatniej klasie.

Przytakuję sztywnym skinieniem głowy, nie chcąc wdawać się z nauczycielką w żadną dyskusję. Kobieta ewidentnie nie jest zadowolona z mojej potulnej postawy, bo zakłada ramiona na piersi i mruży oczy, przyglądając mi się z uwagą.

– W jakich latach żył Ernest Hemingway? – zadaje pytanie.

– Od tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego dziewiątego do tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego pierwszego roku – odpowiadam bez zająknięcia.

– Największe dzieła Marka Twaina? – Nie ustępuje.

– Przygody Tomka Sawyera, Książę i żebrak, Przygody Hucka – wyliczam bez zastanowienia.

– A co powiesz o Jane Austin? – pada podchwytliwe pytanie.

– Jak dla mnie niepoprawna romantyczka, która swoje dzieła opiera jedynie na wątku zamążpójścia i mezaliansu między głównymi bohaterami, ale istnieje spora grupa osób, którzy lubią takie melodramaty w książkach – wypalam, zanim zdążę przemyśleć swoje słowa.

Kobieta za biurkiem zdejmuje okulary i mierzy mnie surowym spojrzeniem, a ja wiem, że właśnie podpadłam.

– Nie jest żadną tajemnicą, że sama jestem ogromną fanką jej twórczości, panno Blue – oznajmia sucho, a ja już widzę, jak ta jędza oblewa mnie na koniec roku. – Niemniej jednak doceniam szczerość twojej wypowiedzi i fakt, iż również znasz jej dzieła. Witamy w naszej szkole – dodaje, zakładając ponownie okulary na nos. – Chętnie również widziałabym cię w swoim kole literackim – kończy, przenosząc wzrok na dziennik, a ja siadam na swoim miejscu z bezgłośnym jękiem.

– Dobrze ci poszło – zauważa z podziwem Luna, podczas gdy nauczycielka odczytuje listę obecności. – Jeszcze nikt nigdy nie odważył się skrytykować Austin w jej obecności, a ciebie jeszcze za to pochwaliła.

– Ja bym się tak nie cieszyła – rzuca siedząca za mną Sarah. – Chloe teraz nie wymiga się przed kółkiem literackim.

Zrezygnowana przymykam oczy.

Że też akurat musiała mnie zapytać o książki!

– Powiedz, że uda mi się to odkręcić – błagam Lunę.

Koleżanka kręci głową.

– Jeśli jej odmówisz, będziesz mieć przejebane – stwierdza z kwaśnym grymasem.

– Panno Jones, napisze pani na jutro trzystronicowe wypracowanie na temat życia i twórczości Charlesa Dickensa – zarządza nauczycielka zimnym tonem, a Luna jęczy cicho. – Ktoś chce pomóc koleżance? – docieka, mierząc nas wszystkich surowym spojrzeniem.

W pomieszczeniu nastaje całkowita cisza.

Super, czyli właśnie zostałam członkinią kółka literackiego!

Hip, hip… hurrraaa…

Mason

Wychodzę z klasy praktycznie ostatni, ale to nie ratuje mnie przed rozmową z panią Wood.

– Scott, fakt, że utrzymałeś pozycję kapitana drużyny koszykówki, nie sprawi, że będę patrzeć na ciebie łagodniej – zaznacza sucho, nie podnosząc na mnie wzroku znad dziennika. – Radzę ci więc przyłożyć się do tych lekcji, jeśli nie masz zamiaru powtarzać roku.

– Tak jest, proszę pani – mamroczę z rezygnacją.

– Pamiętaj też, że czekają was egzaminy, a od ich wyników zależy również twoja sportowa kariera – dodaje, zerkając na mnie znad oprawek okularów.

– Tak, pamiętam.

Kobieta macha ręką, wyganiając mnie z klasy, a ja bezzwłocznie uciekam poza zasięg jej oczu i uszu.

– Czego chciała ta wiedźma? – pyta czekający na mnie za rogiem Liam.

– Przypomnieć, jak wiele mogę stracić, jeśli zawalę angielski – syczę z irytacją.

– I co teraz zamierzasz? – interesuje się stojący obok Jonathan.

– Jak to co? Skupię się na koszykówce i lekcjach. Nic poza tym – rzucam, ruszając przed siebie. – To ostatni rok i nie zamierzam go zawalić na żadnej płaszczyźnie.

Zgodnym krokiem przemieszczamy się korytarzem w stronę następnej klasy, a ja kątem oka wyłapuję Lunę w towarzystwie swojej paczki i siostry Lucasa. Tak, jak zakładałem, laska nie potrzebuje mojej pomocy, bo sama świetnie sobie radzi. Widać, że jej sąsiadka staje wręcz na rzęsach, by nasza nowa koleżanka szybko zaaklimatyzowała się w tej szkole.

Wiedziałem, że Lucas przesadza.

Przez chwilę mam ochotę podejść do nich i się przedstawić. Poznać siostrę kumpla i powiedzieć, że w razie problemów może się do mnie zgłosić o pomoc, ale odrzucam od siebie ten pomysł. Laska mogłaby sobie coś pomyśleć, czegoś oczekiwać, a to nie wchodzi w rachubę. W tym roku na moim tapecie są tylko nauka i koszykówka. Żadnych koleżanek, żadnych dram, żadnych odciągaczy myśli.

– Mason! – Radosny pisk gdzieś po prawej wyrywa mnie z zadumy.

– Lily, siema – burczę, ale nie zwalniam kroku w nadziei, że laska odpuści dalszą rozmowę.

Niestety, to nie jest mój szczęśliwy dzień.

– Jak minęły wakacje? – docieka, zrównując ze mną krok. – Ja byłam przez pięć tygodni na obozie językowym.

– Fajnie.

– A ty? – Nie daje za wygraną. – Co ty robiłeś?

– Grałem, odpoczywałem, znowu grałem i znowu odpoczywałem – mamroczę, zatrzymując się przy swojej szafce. – Nic ciekawego do opowiadania.

– Słyszałam, że zerwałeś z Kim – rzuca z figlarnym uśmiechem, a ja przewracam oczami.

– Mhm – mamroczę, niezadowolony z przebiegu tej rozmowy.

– Skoro już nie jesteście razem, to na pewno nie odmówisz mi, gdy zaproszę cię do kina – kontynuuje, chwytając mnie pod ramię.

– Wiesz, Kim to twoja przyjaciółka – przypominam. – Nie macie czegoś takiego jak babski kodeks czy zasada nietykalności?

Brunetka wzrusza lekko ramionami.

– Nic mi na ten temat nie wiadomo. To jak? Kino dzisiaj wieczorem? – zagaduje radośnie.

Kręcę głową.

– Niestety, nie mam czasu.

– To może jutro?

– Też nie będę go mieć – syczę z irytacją.

– W weekend?

Przewracam oczami. Gdyby nie chodziło o mnie, to może dziewczyna właśnie otrzymałaby jakiś order za wytrzymałość.

– Nie, Lily, weekend też odpada. Nie zamierzam nigdzie z tobą wyjść. Ani zresztą z żadną inną dziewczyną – dodaje pospiesznie gwoli wyjaśnienia. – Zerwałem z Kim, bo mam dość bycia w związku. Chcę się skupić na koszykówce i zdaniu egzaminów. To wszystko.

Na twarzy koleżanki pojawia się grymas zawodu, jednak już po chwili jej mina ponownie zmienia się w figlarny uśmiech, a ona staje na palcach i składa szybkiego buziaka na moim policzku.

– Przez chwilę ci uwierzyłam, ale na szczęście przypomniałam sobie, że Kimberly też długo musiała za tobą biegać – szepcze, puszczając do mnie oczko. – Nic nie szkodzi, ja też lubię takie podchody. Do zobaczenia!

Stoję jak oniemiały, gdy laska odwraca się na pięcie i rusza w stronę swojej klasy.

– Mówiłem, że żadna nie uwierzy w to, że chcesz pozostać mnichem – zauważa ze śmiechem Jo.

– Och, zamknij się – prycham z frustracją. – Dam jej kilka razy kosza, to się odczepi.

– Skoro już o koszu mowa, trener napisał na grupie, że po lekcjach mamy się stawić na sali – zauważa Liam, wskazując na trzymany w dłoni telefon.

– A więc dopilnujmy, by żaden z nauczycieli nie kazał nam zostać po lekcjach.

Rozdział 3

Chloe

W towarzystwie Luny i Sarah opuszczam budynek szkoły, a następnie razem ruszamy przez dziedziniec w stronę szkolnego autobusu, gdy moich uszu dobiega czyiś krzyk:

– Odczep się ode mnie, Sav!

Zaalarmowana rozglądam się dookoła, by zobaczyć małe zbiorowisko po prawej.

– Co tam się dzieje? – mamroczę, lecz nawet nie czekam na odpowiedź, a po prostu ruszam w stronę tłumu.

– Stary plecak, znoszone spodnie – słyszę drwiący głos. – Co jest, nie zarobiłaś wiele na sprzątaniu psich gówien?

– O nie, Savannah znalazła sobie nową ofiarę. – U mojego boku materializuje się Luna.

– Tym razem dziewczyna z drugiej klasy – dopowiada z niesmakiem Sarah. – Że jej się to jeszcze nie znudziło…

– O co chodzi? – syczę, spoglądając na obie dziewczyny.

– Sav to naczelna hejterka naszej szkoły – wyjaśnia z kwaśnym grymasem moja sąsiadka. – Co jakiś czas upatruje sobie nową ofiarę, nad którą znęca się tak długo, dopóki jej się nie znudzi.

– I nikt z tym nic nie robi? – Nawet nie próbuję ukryć oburzenia.

– Nauczyciele mają to gdzieś, a uczniowie… No cóż, każdy woli mieć święty spokój, niż samemu podpaść dziewczynie – wyjaśnia cicho Sarah. – To mistrzyni manipulacji i jak zajdziesz jej za skórę, masz przejebane. A gdy weźmie na celownik, lepiej przecierpieć swoje i przeczekać, aż się tobą znudzi, niż iść z nią na otwartą wojnę.

Głośny płacz sprawia, że odwracam głowę w stronę wspomnianej hetery, a gdy tylko zauważam, że ta szarpie za ubrania bezbronnej dziewczyny, budzi się we mnie demon. Bez namysłu przeciskam się przez tłum, a następnie popycham Savannah tak, że ta ląduje na kolanach.

– Odczep się od niej – cedzę zimno, spoglądając na dziewczynę z góry.

– A ty to niby kto? – syczy ta druga, zbierając się z ziemi.

– Zaraz mogę stać się twoim największym koszmarem – uprzedzam groźnie, robiąc krok w jej stronę. – Nudzisz się, to idź na aerobik. Przyda ci się bardziej niż zabawa w gnojenie młodszych – dodaję, lustrując ją krytycznie.

Ktoś z tłumu wybucha śmiechem, sprawiając, że nasza hejterka robi się czerwona ze złości.

– Musisz być bardzo głupia, skoro wypowiadasz mi wojnę – odzywa się Sav, robiąc krok w moją stronę.

– Na pewno nie głupsza od ciebie, skoro twoją rozrywką jest nabijanie się z innych. – Przenoszę wzrok na jej niedawną ofiarę. – Nic ci nie jest? – upewniam się, wskazując na rozciągniętą koszulkę dziewczyny.

– N-nie, dzięki.

Nie zważając na resztę gapiów, chwytam dziewczynę za nadgarstek i ciągnę w stronę autobusów.

– To jeszcze nie koniec! – rozlega się krzyk za moimi plecami, ale w odpowiedzi unoszę jedynie dłoń i pokazuję środkowy palec.

– Dziękuję, że się za mną wstawiłaś – szepcze idąca obok mnie blondynka. – Jestem Gwen.

– A ja Chloe – odpowiadam z lekkim uśmiechem, choć w moich żyłach nadal buzuje adrenalina po konfrontacji z tamtą suką.

– Nie wiem, czy mam ci bić brawa za odwagę, czy trzepnąć cię za głupotę – fuka Luna, siadając obok mnie w autobusie.

Zrezygnowana przymykam oczy.

– Tak, wiem, ale musiałam – mamroczę. – Pamiętasz, jak…

– Pamiętam – wchodzi mi w słowo. – I wiem, że to dlatego – dodaje z bladym uśmiechem. – Jednak ta bohaterska postawa odbije ci się czkawką, bo to pewne jak w banku, że staniesz się jej nowym celem – wyznaje ciszej, nie kryjąc kwaśnego grymasu.

– Dam sobie radę – zapewniam. – Jestem nowa, nikt mnie nie zna, więc Savannah nie ma się do mnie o co przyczepić – zauważam, posyłając jej pocieszający uśmiech.

Koleżanka jednak go nie odwzajemnia, co jasno zdradza, iż się o mnie martwi.

Oby to były bezpodstawne obawy.

***

Gdy wracam do domu, Olivia, narzeczona mojego ojca, już czeka na mnie z pachnącym obiadem.

– Taty jeszcze nie ma? – pytam, zerkając na zegar.

– Dzwonił, że coś mu wypadło i przyjedzie później – informuje, siadając naprzeciwko mnie. – Jak minął pierwszy dzień?

– Nie najgorzej – mamroczę, nie chcąc rozgadywać się na ten temat. – A jak minął twój?

– Leniwie. Męczy mnie już to siedzenie w domu – wyznaje, przewracając oczami.

Mimowolnie uśmiecham się od ucha do ucha, widząc jej sfrustrowaną minę.

– No wiesz, mogłabym teraz rzucić tekstem, w stylu: gdybyście tak nie brykali, to nie musiałabyś teraz tak cierpieć, ale cieszę się z młodej, więc oszczędzę ci złośliwości – oznajmiam, puszczając do niej oczko.

Kobieta pokazuje mi język, co całkowicie nie pasuje do jej wieku, a następnie z czułością kładzie dłoń na wciąż płaskim brzuchu.

– A skąd pewność, że to będzie dziewczynka? – pyta, zerkając na mnie wymownie.

– No weź, tylko córki wychodzą mojemu ojcu idealnie – rzucam tonem, jakby to było coś oczywistego. – Uwierz mi, że nie chcesz mieć syna. Zresztą, spójrz na Lucasa – dodaję, jakby to wszystko tłumaczyło.

Moja towarzyszka wybucha szczerym śmiechem, a ja zaraz za nią.

Nie da się ukryć, że lubię Olivię. Tata poznał ją trzy lata temu i bał się, jak z bratem zareagujemy na fakt, że układa sobie życie na nowo, jednak jego obawy okazały się całkowicie bezpodstawne. Rodzice rozwiedli się sześć lat temu i to nie przez romans któregoś z nich, a przez dziadków ze strony naszej matki. Głupotą więc byłoby niszczyć mu teraz szanse na drugą miłość, skoro oboje z mamą zasługują na to, by znaleźć szczęście w życiu.

– Skoro ty gotowałaś, to ja sprzątam – oznajmiam po skończonym posiłku.

– Nie musisz, naprawdę – oponuje, zrywając się z miejsca.

– Nie masz przypadkiem czegoś do zrobienia? – Spoglądam na nią z uniesioną brwią. – No nie wiem? Nie musisz wypisywać zaproszeń ślubnych? – wymyślam naprędce.

– Cholera! Faktycznie przyszły dzisiaj kurierem, a ja ich nawet nie sprawdziłam! – krzyczy, po czym wychodzi z kuchni. – Dziękuję, Chloe!

Uśmiecham się pod nosem i już mam się wziąć za sprzątanie, gdy odzywa się komórka w mojej kieszeni. Zerkam na ekran, a na widok imienia brata czuję dziwne ciepło rozchodzące się po moim ciele.

– Siema, młoda. Jak tam pierwszy dzień w nowej budzie? – zagaduje Lucas radosnym głosem.

– Dzień jak co dzień – odpieram. – Tak, jak zażądałeś, Luna nie odstępuje mnie na krok i pomaga mi się zaaklimatyzować.

– Tylko Luna? – docieka, a ton jego głosu staje się podejrzliwy.

– No ona i jej paczka. A czemu? – mamroczę, a już po chwili przewracam oczami, pewna, że ta mała okularnica już doniosła mojemu bratu o scysji z Savannah.

– Nie, po prostu myślałem, że mój kumpel dzisiaj do ciebie podejdzie i się chociaż przedstawi. Debil – wzdycha z irytacją. – No ale skoro nie mam powodów do obaw, to nie będę go dręczyć. A jak nauczyciele? – pyta, nie dając mi szansy, by pociągnąć go za język.

– A, nawet okej – stwierdzam z dziwną lekkością. – Stałam się przymusową członkinią kółka literackiego – informuję z przekąsem.

– Auć, zapomniałem cię uprzedzić – oświadcza z wyraźnym zawstydzeniem. – No ale trochę więcej zajęć ci nie zaszkodzi, a ty przynajmniej nie będziesz mieć czasu na głupie rozmyślania o…

– Lucas – syczę z ostrzeżeniem.

– Sorry – reflektuje się natychmiast. – Gadałaś z Mią? – niespodziewanie zmienia temat.

– Nie. Dopiero wczoraj miała wrócić z wakacji – wyznaję z głośnym westchnieniem.

– Młoda… Gdybyś chciała pogadać albo cokolwiek… Wiesz, że jestem do twojej dyspozycji, prawda? – przypomina cicho, a w moich oczach pojawiają się łzy. – Może i nie jestem w stanie przyjechać w ciągu godziny, lecz zawsze odbiorę telefon od ciebie. Nieważne, o której godzinie zadzwonisz.

– Chyba że będziesz mieć mecz albo trening – parskam, przełykając łzy.

– No tak, to jedyny wyjątek, ale za to obiecuję, że oddzwonię, gdy to tylko będzie możliwe – zapewnia, a ja oczami wyobraźni widzę teraz ten jego uśmiech.

– Dzięki, Lucas – szepczę, wachlując dłonią oczy, by utrzymać w ryzach tamę łez. – Muszę już kończyć. Umówiłam się z Luną na spacer – kłamię na poczekaniu, chcąc zachować resztki godności.

– Tak, ja też mam zaraz trening. Do usłyszenia!

– Do usłyszenia…

Kończę połączenie, po czym najszybciej jak się da, sprzątam po obiedzie. Następnie wbiegam po schodach na górę, przebieram się w szorty, top i buty sportowe. Do ramienia przypinam opaskę z telefonem, do uszu wsadzam bezprzewodowe słuchawki i wybiegam na dwór.

Pora lepiej poznać miasto i rozładować gdzieś te emocje.

Rozdział 4

Chloe

Tak, jak zakładała Luna, mój drugi dzień w nowej szkole zaczął się od szykany ze strony Sav i jej niewielkiej sekty.

– Cholera, porozwieszali twoje zdjęcia – mamrocze moja koleżanka, zrywając wiszący na jej szafce papier.

Spoglądam na ujęcie, które przedstawia mnie tuż po tym, jak popchnęłam znęcającą się nad młodszą koleżanką heterę.

– Gdyby nie ta mina Hulka, wyszłabym nawet dość ładnie – stwierdzam z namysłem.

Po chwili sięgam do plecaka i wyciągam z piórnika ołówek. Następnie przykładam rysik do zdjęcia i domalowuję sobie piękną pelerynę.

– Podpisz jeszcze: „SuperChloe” – chichocze u mojego boku Luna.

– Nie, bo wyjdę na zapatrzoną w siebie zdzirę – stwierdzam po namyśle. – Peleryna wystarczy.

Koleżanka chwyta w dłoń swoją komórkę i robi mi zdjęcie z ulepszoną wersją plakatu, a ja rozglądam się za kimś, kto rozkleja te badziewia na ścianach.

– Tam jest – oznajmia Luna, wskazując palcem na jakiegoś chłopaka.

Bez namysłu podbiegam do szczyla, po czym wręczam mu mój malunek.

– Masz, teraz wygląda lepiej – stwierdzam z szerokim uśmiechem, jednocześnie wciskając mu zwitek w dłoń.

Koleś spogląda to na mnie, to na pelerynę, a jego usta drgają w rozbawieniu. Nie czekam jednak na żadną odpowiedź. Odwracam się na pięcie i wracam do koleżanki, która już stoi w otoczeniu swojej paczki.

– Widzę, że masz gdzieś odwet Sav – zauważa ze śmiechem Alex, oddając Lunie jej komórkę.

– Wiesz, jak to mówią. Najlepiej pokonać wroga jego własną bronią. – Wzruszam lekko ramionami.

Komórka w mojej kieszeni sygnalizuje nadejście nowej wiadomości, więc spacerując w stronę klasy, odczytuję pospiesznie powiadomienie. Na widok wiadomości od Mii, czuję zaciskający się w brzuchu supeł.

MIA: Szkoła bez Ciebie i Logana jest strasznie pusta.

Po chwili wahania piszę krótką odpowiedź:

JA: Myślę podobnie.

Mason

– Savannah znalazła sobie nową ofiarę – stwierdza Jonathan, zrywając ze swojej szafki jakiś świstek papieru.

Zerkam nad jego ramieniem, a na widok znajomej twarzy z mojego gardła ucieka sfrustrowany jęk.

– Co to w ogóle za laska? – zastanawia się stojący obok Liam. – Kto normalny zmienia szkołę w ostatniej klasie liceum?

– To siostra Lucasa – mamroczę, targając zdjęcie na strzępy.

– Naszego Lucasa? – dziwi się Jo. – Kurwa, nawet nie wiedziałem, że debil ma siostrę!

– Ja wiedziałem – odpowiada Liam. – Wspominał o niej raz czy dwa, ale w sumie nigdy jej nam nie przedstawił. Czy ona nie została z matką? – upewnia się, zerkając na mnie.

– Tak, ale ostatni rok kazali jej skończyć tutaj – wyjaśniam ogólnikowo, nie chcąc opowiadać tym dwóm o sprawach, które ich nie dotyczą. Poza tym Lucas opowiedział mi i Ryanowi o traumie swojej siostry w tajemnicy i nie mam zamiaru tego dalej rozpowiadać. – Ciekawe, czym zdążyła jej podpaść już pierwszego dnia – zachodzę w głowę, rozglądając się dookoła, a mój wzrok przykuwa masa porozwieszanych zdjęć dziewczyny na szafkach i ścianach.

– Z tego, co mówił Alex, stanęła w obronie jakiejś drugoklasistki, ale nie wiem dokładnie. – Jo wzrusza ramionami. – Nie zamierzam się w to wtrącać.

– Ja również – burczę, a przed nami jak na zawołanie materializuje się Lily.

Niech to szlag!

– Cześć, chłopaki! – świergocze radośnie. – Jak tam, rozpoczęliście już treningi?

– Dzisiaj mamy pierwszy – odpowiada Jo, a ja posyłam mu surowe spojrzenie, bo zamiast pomóc mi ją spławić, to ten nawiązuje z nią konwersację.

– Świetnie! Przyjdziemy popatrzeć! Paaa!

Dziewczyna znika, a ja walę głową w drzwiczki szafki.

– Przyjdzie popatrzeć? I co jeszcze? Może weźmie pompony?

– Nie mów dwa razy. Dobrze wiesz, że dziewczyny próbują reaktywować drużynę cheerleaderek – przypomina ze śmiechem Liam.

– Nie nabijaj się! To nie jest śmieszne! – warczę, waląc go w ramię.

– Jest. I to bardzo – oponuje, rozmasowując obolałe miejsce. – Wystarczyłoby, że dałbyś się jej poderwać, przelizałbyś się z nią kilka razy, dał tydzień na związek, a potem posłałbyś ją w cholerę. Ona odhaczyłaby cię na liście swoich zdobyczy, a ty miałbyś spokój.

– Wcale nie, bo zaraz za Lily w rządku ustawiłby się cały tabun dziewczyn – protestuje Jo. – Ale w jednym Liam ma rację – zwraca się bezpośrednio do mnie. – Zlewanie Lily i innych dziewczyn na niewiele się zda. One są jak szarańcza i nie odpuszczą. Musisz wymyślić coś lepszego, jeśli faktycznie masz zamiar skupić się na koszykówce i lekcjach.

W tym momencie podchodzi do nas Luna.

– Pogadamy?

Chłopaki jak na zawołanie znikają, zostawiając nas samych, a ja opieram się plecami o szafkę za sobą i spoglądam na dziewczynę.

– Co się dzieje? – pytam, przyglądając się jej uważnie.

– Widziałeś plakaty? – rzuca, zataczając koło palcem w powietrzu.

– Widziałem.

– Masz zamiar coś z tym zrobić? – nie ustępuje.

– Tak, nie wtrącać się.

– Ty dupku! Obiecałeś Lucasowi, że będziesz ją mieć na oku! Musisz jej pomóc, zanim Sav się rozkręci!

– Luna, ja nic nie muszę – przypominam, poprawiając plecak na ramieniu. – Nic nie obiecywałem Lucasowi. To ty mu obiecałaś, że będziesz dla niej wsparciem i to teraz jest twój kłopot, nie mój. Trzeba było ją ostrzec, że ma trzymać się od szkolnych dramatów z daleka, a nie szukać teraz dla niej rycerza-obrońcy – prycham z irytacją.

– Wiesz w ogóle, jak stała się jej celem? – syczy, gdy próbuję ją minąć.

– Stanęła w obronie jakiejś drugoklasistki. – Przewracam oczami.

– A wiesz, czemu to zrobiła? – Głos Luny jest drżący i pełen emocji, a ja kręcę głową, bo nie chcę tego wiedzieć. – Jej najlepsza przyjaciółka kilka lat temu stała się obiektem hejtu w ich szkole, bo ktoś rozpuścił plotkę, że ta niby przystawiała się do chłopaka dziewczyny z równoległej klasy – wyznaje cicho. – Oczywiście to była bzdura. Wierutne kłamstwo, które rozpuściła przyjaciółka tej pokrzywdzonej dziewczyny, a wszystko dlatego, że Mia nakryła właśnie ją i tego chłopaka w damskiej szatni. Oboje rozpuścili więc plotki przeciwko Mii, by ją zdyskredytować tak, by nikt nie uwierzył w jej wersję zdarzeń. I wiesz, do czego to doprowadziło? – syczy zimno. – Dziewczyna połknęła całą fiolkę leków nasennych i gdyby nie jej bliźniak i zaniepokojona Chloe, pomoc przyszłaby za późno.

Zimny dreszcz wstrząsa moim ciałem na samą myśl, jak dramatycznie mogła skończyć się tamta historia.

– Chloe najlepiej z całej naszej szkoły wie, jak mogą się skończyć szykana i hejt, tym bardziej nieuzasadnione – wytyka Luna, dziobiąc mnie palcem w pierś. – Więc nie dziwię się, że zareagowała na paskudne zagrywki Savannah! Ale to nie znaczy, że teraz my mamy stać z boku i przyglądać się temu, jak inni biorą ją sobie za cel, skoro możesz temu zapobiec!

– Ja? A niby jak?!

– Jesteś kapitanem koszykarzy i masz za sobą całą drużynę – przypomina sucho. – Jeśli weźmiesz Chloe pod swoje skrzydła, nikt w całej szkole nie odważy się jej tknąć.

Zaciskam nerwowo szczęki. Zabawa w rycerza to nie jest coś, na co mam teraz czas czy ochotę. Niespodziewanie obok nas przechodzi jakiś szczyl, który wręcza nam skserowane zdjęcie Chloe, ale te różni się od tego, które potargałem wcześniej, bo tu dziewczyna ma domalowaną pelerynę.

– Widzę, że jednak ma swoje grono fanów – zauważam, wręczając świstek dziewczynie.

– Sama ją sobie domalowała i oddała gnojkowi, który to rozwieszał – wyjaśnia z kwaśnym grymasem.

– No ale chyba jednak zyskała tym plusy, skoro rozwieszają teraz jej nową bohaterską wersję – zauważam. – Widzisz, Chloe radzi sobie sama i nie potrzebuje mojej pomocy. Jedyne, co mogę zrobić, to zakazać swoim chłopakom jakichkolwiek działań, które będą uderzać w siostrę Lucasa.

– Ale Mason…

Nie słucham jej dalej, a ruszam z miejsca i pochodzę do swoich kumpli, którzy czekają w bezpiecznej odległości.

– Czego chciała? – dopytuje Liam, gdy zgodnie ruszamy w stronę klasy.

– Ochrony dla panny Blue – mamroczę pod nosem.

– Stary, mógłbyś zawrzeć z tą laską układ – odzywa się cicho Jo. – Ty jej dasz ochronę, a ona w zamian będzie udawać w tym roku twoją dziewczynę. Ty dzięki temu będziesz mieć spokój od natrętnych lasek, a ona od hejterów.

Przystaję w miejscu, spoglądając na niego z niedowierzaniem.

– Pogrzało cię do reszty? Ja nie chcę mieć żadnej dziewczyny – przypominam surowo.

– Nie mówiłeś nic o dziewczynie na niby, a ten plan może się udać – zauważa z namysłem Liam.

– Tak, pod warunkiem że Lucas nie powiesiłby mnie za jaja – prycham z irytacją. – Zresztą, nieważne. Nie było tematu. Nie zamierzam w ogóle brać tego planu pod uwagę – zastrzegam zimno.

Przyjaciele posłusznie milkną. Zdają sobie sprawę, że jeśli się przy czymś uprę, to nic nie zmieni mojego zdania. A ja zapowiedziałem, że w tym roku nie będę się bawić w żadne związki i zdania nie zmienię.

Nawet dla tych udawanych.

Rozdział 5

Chloe

Dzisiaj mija miesiąc od mojej przeprowadzki do Morro Bay. Trzydzieści dni, które poświęciłam na naukę, poznanie najlepszych dróżek do biegania, a także zaaklimatyzowanie się w domu ojca i w nowej szkole.

Pomimo moich starań Savannah nadal mi nie odpuściła. I o tyle, o ile z początku próby jej zaczepek naprawdę mnie bawiły, tak teraz muszę przyznać, że sytuacja zaczęła robić się odrobinę męcząca.

Plusem tego wszystkiego jest fakt, iż suka tak sfiksowała na moim punkcie, że nie ma czasu na gnębienie nikogo innego. Minusem zaś jest jej kuzyn, Hank, który przyłączył się do paczki Sav i zaczął mnie nękać na swój własny sposób. Chłopak zobaczył mnie pewnego razu podczas podwieczornej przebieżki i od tamtego czasu nie ma dnia, by nie wybierał się na własną w tym samym czasie. I to nie tak, że biegamy sobie wspólnie. Co to, to nie. Ja biegnę przed nim, a on kilkanaście stóp za mną, wołając co jakiś czas, co ze mną zrobi, gdy mnie złapie.

Przyznaję, pierwszego dnia tak bardzo się wystraszyłam, że zadzwoniłam do Lucasa. Na szczęście mój brat miał wtedy trening i nie odebrał, dzięki czemu nie najadłam się wstydu, opowiadając mu o tych obrzydliwych zaczepkach. Po powrocie do domu przemyślałam wszystko jeszcze raz i uznałam, że to tylko głupie gadanie i nie ma powodów, by wszczynać alarm, dlatego też, gdy brat do mnie oddzwonił, wymyśliłam naprędce kłamstwo, że się za nim stęskniłam i chciałam usłyszeć jego głos. Zaś w odpowiedzi na zaczepki Hanka zmieniłam dróżki do biegania, trzymając się głównych ulic, świadoma tego, że dupek nic mi nie zrobi w publicznym i dobrze widocznym miejscu. Dodatkowo zaczęłam biegać przy głośniejszej muzyce, całkowicie odcinając się od świata zewnętrznego i chamskich nawoływań zza moich pleców.

Wychodzę spod prysznica i wracam do pokoju, a mój wzrok natychmiast przykuwa migająca dioda w moim telefonie. Owinięta w ręcznik chwytam urządzenie w dłoń i odczytuję krótką wiadomość od przyjaciółki.

MIA: Dzisiaj przez przypadek znalazłam dziennik Logana… Wiedziałaś, że go prowadził?

Odpisuję szybko:

JA: Nie miałam pojęcia.

Choć przez pierwsze kilka dni dzwoniłyśmy do siebie niemal codziennie, w końcu zrezygnowałyśmy z takiej formy kontaktu na rzecz pisanych wiadomości, a wszystko przez to, że większość czasu spędzałyśmy na cichym chlipaniu do telefonu, a nie na prawdziwej rozmowie. Pisać jest łatwiej, szczególnie mnie, choć nadal nie odważyłam się opowiedzieć przyjaciółce o mojej rozmowie z jej bratem i sprzeczce, która doprowadziła do całej tej tragedii. Cały czas boję się, że wtedy stracę nie tylko Logana, ale i Mię…

Telefon po raz kolejny oznajmia nadejście wiadomości, więc zerkam na ekran.

MIA: Niemal codziennie jest jakiś wpis, ale częściej rysował… Przeważnie twoje portrety.

Przykładam dłoń do ust, gdy tuż pod wiadomością zauważam zdjęcie pięknego szkicu. Mia ma rację, to moja podobizna, a ja się zastanawiam, ile takich rysunków znajduje się w dzienniku przyjaciela.

Zapisuję i przycinam zdjęcie, a następnie ustawiam je sobie na tapecie w telefonie, czując, jakbym w ten sposób miała Logana i Mię bliżej siebie. Z zafascynowaniem dostrzegam każdy szczegół własnej podobizny, od dołeczków w policzkach, poprzez małą bliznę nad brwią.

Mama zawsze się śmiała, że wraz z Mią i Loganem nie mogliśmy się lepiej dobrać, jeśli chodzi o przyjaźń. Ja jestem typowym humanistą. Literatura i języki obce to moja domena. Mia to z kolei ścisłowiec. Matematyka, fizyka, chemia to przedmioty, które nie sprawiały jej nigdy żadnego problemu. Logan zaś jest, nie, był artystą. Najchętniej malował, czy to ołówkiem na marginesach zeszytów, czy uliczne graffiti, czy też akwarelowe pejzaże – próbował swoich sił we wszystkim, nawet w fotografii, a jedno z jego zdjęć wygrało kiedyś nawet konkurs organizowany przez burmistrza naszego miasteczka. Nasze trio od samego początku uzupełniało się we wszystkim, bo pomagaliśmy sobie nawzajem na każdej płaszczyźnie. Razem odrabialiśmy lekcje, razem uczyliśmy się do sprawdzianów, razem wybieraliśmy się na studia.

A teraz wszystko się skończyło.

– Chloe, skarbie, chodź na kolację! – Nawoływanie Olivii sprowadza mnie z odmętów rozpaczy na ziemię.

Ubieram się więc pospiesznie w dres i zbiegam na parter, gdzie macocha czeka już na mnie wraz z tatą.

– Jak minął twój dzień w szkole? – zagaduje ojciec, który dzisiaj znowu nie dotarł na obiad.

– Wiedziałbyś, gdybyś wrócił na czas do domu – wytykam z naburmuszoną miną, bo nie mam zamiaru ukrywać, że nie podoba mi się to, jak rzadko spędzamy ze sobą czas.

– Wybacz, Gwiazdeczko, ale mamy teraz bardzo ważny projekt i chcę go skończyć przed ślubem, by nie odwołali mi urlopu zaplanowanego na podróż poślubną – kaja się, chwytając mnie za dłoń. – Może jednak dasz się jutro porwać na jakieś kręgle? – proponuje, puszczając do mnie oczko. – Piątkowy wieczór i nasza trójka na torze? Co wy na to?

– Ten weekend obiecałam spędzić w Santa Nella – przypominam cicho, spuszczając wzrok.

– Co się dzieje, nie chcesz się zobaczyć z matką? – docieka Olivia, pochylając się nad stołem.

– Nie, nie, po prostu… – Chrząkam, bo nie chcę wyjawiać im prawdziwych powodów moich obaw.

– Boisz się, że wspomnienia cię przytłoczą – wtrąca się tata, a ja przytakuję, bo po części zgadł, co mnie gryzie.

Tak, nie będę ukrywać, że przeprowadzka zaskakująco dobrze wpłynęła na moje samopoczucie. Zmiana otoczenia, koncentracja na nauce, nowi znajomi, a także rozrywka w postaci Savannah skutecznie odciągnęły moje myśli od wydarzeń z początków wakacji, a ja sama zdaję sobie sprawę z tego, że płaczę dużo rzadziej niż kilka tygodni temu.

– Skarbie, jeśli wolisz, zaprosimy twoją mamę do nas – proponuje Olivia. – Miejsca przecież jest wystarczająco dużo, a my i tak chcieliśmy ją zaprosić na ślub – zauważa, zerkając na tatę.

– Tak, jeśli czujesz, że nie jesteś gotowa, by tam jechać, zadzwoń do niej i poproś, by to ona przyjechała tutaj. To według mnie świetny pomysł.

Choć ta propozycja faktycznie brzmi świetnie, kręcę głową.

– Dziękuję wam, ale Lucas obiecał, że również pojawi się w ten weekend u mamy, a ja już kupiłam bilet na pociąg – wyznaję zgodnie z prawdą. – Nie będę więc tego już odkręcać. Jakoś sobie z tym wszystkim poradzę – zapewniam, gdy ci wymieniają zmartwione spojrzenia.

– Jak wolisz, ale gdybyś zmieniła zdanie… – mamrocze tata.

Chwytam go za dłoń i ściskam, dając znać, że wiem, o co mu chodzi.

– Jeśli bardzo chcecie, możecie mnie jutro po lekcjach zawieźć na dworzec – proponuję na załagodzenie ich zmartwień.

– Akurat to masz jak w banku – odpowiada tata, uśmiechając się do mnie.

***

Gdy w piątkowy poranek wchodzę do szkoły, zauważam, że ściany po raz kolejny obwieszone są moimi zdjęciami.

– Wiesz, obstawiałam, że Sav jest bardziej kreatywna, ale widzę, że kończą się jej pomysły – mówię do idącej obok mnie Luny, a ta jedynie parska pod nosem.

A tak, ten miesiąc okazał się dość urozmaicony. Były już zdjęcia, jednak te z peleryną zdobyły większy rozgłos, więc plakaty zniknęły po trzech dniach. Potem Sav wraz ze swoim kółkiem wzajemnej adoracji próbowały włamać się do mojej szafki, ale pech chciał, że nic w niej nie trzymam, bo do szafki Luny mamy zdecydowanie bliżej. Była też akcja, gdy po zajęciach sportowych zniknęły moje ubrania z damskiej szatni, lecz ja jedynie wyśmiałam na głos osobę, która połasiła się na moje boyfriendy i luźną koszulkę, które zdecydowanie odstają od panującej tutaj mody, a do domu wróciłam w stroju sportowym. Sav nie do końca przemyślała ten ruch, bo zajęcia z wychowania fizycznego odbywały się na ostatniej lekcji. Nie miałam więc żadnego problemu z tym, by oddać swój plecak Lunie, która jechała do domu autobusem, a samej wrócić do domu lekką przebieżką, odpuszczając tym samym wieczorne biegi.

Zauważyłam, że im bardziej ignoruję zachowanie i zaczepki tej szmaty, tym bardziej ta się irytuje. A im większa jest irytacja Sav, tym więcej ja mam fanów.

No cóż, mówiłam, że na mnie trudno będzie jej cokolwiek znaleźć.

Niespodziewanie drogę zachodzi nam jakiś chłopak, który trzyma w dłoni zerwany wcześniej ze ściany papier.

– No, no, Blue, nie myślałem, że pod tymi ubraniami skrywasz takie ciałko.

Marszczę czoło, a następnie odbieram od niego fotografię. Ta dla odmiany przedstawia dziewczynę opalającą się topless na jakimś leżaku.

– Ech, nawet fotomontaż zleca amatorom – wzdycham, przewracając oczami. – Ta laska zaczyna mnie już nudzić – mówię do Luny, która stale wpatruje się w fotografię.

– Wiesz, niektórzy i tak w to uwierzą, tak jak ci dwaj debile przed nami – fuka, wciskając kartkę w dłonie chłopaka, który zaszedł nam drogę.

– Co, będziesz się wypierać, że to nie ty? – docieka, lustrując moje ciało.

Nie mogę się powstrzymać, by nie parsknąć śmiechem.

– Nie, Acer, to na pewno nie jestem ja. Ja nie jestem taka płaska i potwierdzi to każdy, kto kiedykolwiek widział mnie w stroju kąpielowym. Albo topless – dodaję ciszej, puszczając do niego oczko.

Następnie mijam zaskoczonych chłopaków i wraz z przyjaciółką zmierzam w stronę jej szafki.

– Wiesz, chyba ich zaskoczyłaś – mamrocze cicho.

– Jeśli liczyli na to, że zacznę piszczeć i zarzekać się, że to nie ja, to byli w grubym błędzie – odpowiadam równie cicho. – Jestem zresztą ciekawa, która z koleżanek Sav poświęciła się do takiego zdjęcia.

– Myślisz, że to któraś z nich? – rzuca z zaskoczeniem.

– Laska miała pieprzyk na przedramieniu. Ja takiego nie posiadam, a gdzieś już go widziałam.

Luna zaczyna chichotać.

– Jak ludzie odkryją, która się tak podstawiła, w szkole wybuchnie skandal.

Wzruszam ramionami, bo tak naprawdę nie bardzo mnie to obchodzi. Zawsze stanę w obronie słabszych i bezbronnych, ale nie wtedy, gdy do kogoś wróciło zło, które sam wcześniej wyrządził komuś innemu.

Telefon w mojej kieszeni zaczyna wibrować, więc zerkam na czekającą na mnie wiadomość.

MIA: Dowiedziałam się czegoś o tamtym dniu. MUSIMY DZISIAJ WIECZOREM POROZMAWIAĆ!

Moim ciałem wstrząsa nieprzyjemny dreszcz. Czy moja przyjaciółka już wie, że to ja jestem winna śmierci jej brata?