Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
16 osób interesuje się tą książką
Hasley musi pozwolić Luke’owi odejść. Jego życie się skończyło, ale jej nadal trwa. Mama dziewczyny próbuje wytłumaczyć córce, że wciąż jest jeszcze młoda, że ma wszystko przed sobą, do Hasley jednak nie docierają te słowa. Nie chce, żeby dotarły.
Świat nie stanął w miejscu i przed dziewczyną pojawiają się nowe szanse. Luke ich nie miał, ale na pewno chciałby, aby ukochana nie oglądała się wstecz i korzystała ze wszystkich możliwości, jakie oferuje los. Na pewno również chciałby, aby go jednak nie zapomniała.
Słowa matki w końcu wydają się docierać do Hasley i nabierać prawdziwego znaczenia, kiedy na drodze dziewczyny staje Harry Beckinsale.
Chłopak sprawia wrażenie bardzo uporządkowanego, ma ściśle wyznaczone cele i jest starszy od niej o cztery lata.
Czy Hasley otrzyma kolejną szansę na szczęście?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 250
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Después de él
Copyright © Flor M. Salvador 2022
Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne, Oświęcim 2024
All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Magdalena Magiera
Korekta: Katarzyna Twarduś, Martyna Janc, Aga Dubicka
Skład i łamanie: Michał Swędrowski
Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek
Ilustracja na okładce: © MMIvens
ISBN 978-83-8362-873-8 · Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne · Oświęcim 2024
Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek
Wspieramy czytelnictwo w Polsce razem z Fundacją Powszechnego Czytania
Dźwięk jego śmiechu rozbrzmiewa w mojej głowie i wydaje się, że drzewa śmieją się razem z nim. Gałęzie skrzypią za każdym razem, gdy coś go rozśmiesza. Lubię patrzeć, jak się uśmiecha, i podziwiać dołeczek, który pojawia się wtedy na jego lewym policzku.
Gdyby ktoś mnie zapytał, jest to mój ulubiony obraz.
Kiedy idziemy razem, nasze splecione dłonie się kołyszą. Na początku nie jest mi łatwo iść obok niego. Jego kroki są szybsze i dłuższe niż moje, jednak on od razu to zauważai stara się poruszać wolniej.
Niebo rozświetlone jest odcieniami błękitu, a zielona trawa na bulwarze urosła bardziej niż zwykle. Nadszedł czas, gdy kwitną jakarandy i uliczka jest jeszcze piękniejsza, zabarwiona odcieniami fioletu.
Ta scena zapada mi głęboko w pamięć.
Jego palce są długie i smukłe, przesuwają się po moim policzku, sprawiając, że drżę, a z mojej piersi wydobywa się westchnienie; jego dotyk jest miękki, delikatny i chłodny, jak zawsze. Zapach nikotyny miesza się z jego perfumami, czuję go tak dobrze, że wydaje się prawdziwy.
Elektryzujący błękit jego oczu zniewala mnie, czuję się niemal jak zahipnotyzowana. Uśmiecha się tym leniwym uśmiechem, który budzi we mnie tak wiele uczuć, a ja wpatruję się w mały czarny kolczyk w jego dolnej wardze.
– Nie chcę cię stracić – szepczę. – Nie po raz kolejny.
– Wiesz, że muszę odejść.
Słysząc jego głos, czuję pustkę w żołądku i ucisk w piersi, obejmuję go, by się nie wymknął.
To się nie dzieje naprawdę.
– Nie rób tego – proszę, mocno się do niego przytulając.
– Wszystko w porządku – mówi on.
– Potrzebuję cię.
Zwinnym ruchem chwyta mój podbródek i lekko unosi moją twarz, by na mnie spojrzeć.
– Musisz pozwolić mi odejść. – Wciąż uśmiecha się tak samo ciepło i pogodnie, chcąc dodać mi otuchy. – Zrób to, obiecuję, że wszystko będzie dobrze.
Zamykam oczy i zaprzeczam ruchem głowy. Muszę go zatrzymać.
– Nie, nie. Nie mogę…
– Weigel.
– Proszę…
– Chcę, żebyś była szczęśliwa.
Nagle mój wzrok się rozmywa, a jego głos zaczyna dobiegać jakby z daleka. Mrugając, widzę, że znajduje się daleko ode mnie, i staram się podejść bliżej, ale z każdym moim krokiem on zdaje się oddalać coraz bardziej.
– Proszę, nie zostawiaj mnie – błagam łamiącym się głosem.
On się uśmiecha.
– Dobrze się czuję, teraz kolej na ciebie.
– Luke…
Byłeś tak blisko, a teraz znów czuję, że jesteś tak daleko…
Otwieram oczy. Pierwszym, co widzę, jest sufit mojego ciemnego pokoju. Oddycham nierówno, moja klatka piersiowa się unosi i opada za sprawą niekontrolowanego oddechu. Czuję, jak serce na pełnych obrotach pompuje krew; słyszę nawet jego bicie.
Wpatruję się w sufit, a potem ze strachem spoglądam w bok, szukając go.
Jakie to głupie…
Luke’a nie ma, to był tylko sen. Kolejny, w którym znowu całkowicie zniknął.
Melbourne, Australia
Wydaje się, że kiedy człowiek umiera, staje się kimś powszechnie kochanym i podziwianym. Wszyscy przychodzą na pogrzeb – nawet ci, z którymi nie miał od dawna kontaktu – przynoszą kwiaty i mówią miłe słowa… Nikt nie pamięta jego wad, lecz jedynie zalety.
To tak, jakbyśmy po śmierci stawali się dobrymi i ważnymi dla innych ludźmi. Ale bukiety więdną, znicze gasną, a słowa: „Był dobrym człowiekiem” słychać do czasu, aż wszyscy przestają odczuwać żal.
Nigdy wcześniej nie doświadczyłam istotnej straty, która naznaczyłaby mnie tak bardzo… Odszedł nagle, bez ostrzeżenia, bez śmiertelnej diagnozy. To się po prostu stało.
Luke, tak miał na imię.
Poznałam go pewnego dnia w szkole, kiedy spóźniłam się na pierwszą lekcję i nauczyciel nie wpuścił mnie do klasy. Ja byłam niezdarna, niedojrzała, a także uparta i nieco naiwna; on był takim typowym złym chłopcem, wrogo nastawionym, trochę impertynenckim i zbyt bezpośrednim.
Nie zaczęliśmy naszej znajomości dobrze. Na początku nie chciał mieć ze mną nic wspólnego i dał jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru się ze mną przyjaźnić. Mogłam odejść, ale byłam bardzo uparta, aż w końcu osiągnęłam to, czego, jak mi się wydawało, pragnęłam.
Nie wiem, jak miałabym zdefiniować mój związek z Lukiem. Nie była to zdrowa relacja, ale i tak zaryzykowałam dla niej wszystko. Nigdy nie uważaliśmy się za parę idealną, popełnialiśmy błędy, robiliśmy rzeczy, z których nie jestem dumna, i za bardzo skupialiśmy się na sobie.
Mieliśmy różne gusty i opinie. Gdy on mówił „czarne”, ja mówiłam „białe”; kiedy on biegł, ja szłam; jeśli on lubił słony smak, ja wolałam słodki; jeśli on krzyczał, ja mówiłam szeptem… Przez większość czasu nie zgadzaliśmy się ze sobą, ale jednocześnie się kochaliśmy.
Nie był idealny, był tylko złamanym człowiekiem, który zaczynał leczyć swoje rany.
Kiedy umarł, zostawił mnie samą wobec goryczy życia. Miałam wrażenie, że nic już nigdy nie będzie tak samo. Jednego dnia był ze mną, a następnego patrzyłam, jak składają go do grobu.
Ciemność zawsze mnie przerażała… Zawsze najbardziej bałam się braku światła i niewiedzy na temat tego, co mnie otacza. Przez wiele miesięcy się więc niepokoiłam, gdy wyobrażałam go sobie samego, w ciemności i w trumnie. Nie mogłam już go przytulić ani zobaczyć ponownie jego uśmiechu. Wciąż zastanawiałam się, czy nic mu nie będzie, czy nie będzie bał się ciemności, czy nie przerazi go samotność na tak niewielkiej przestrzeni. A jeśli będzie mu zimno?
Kiedy wróciłam do domu, wciąż nie mogłam uwierzyć, że Luke nie żyje. Uważałam, że powinnam była zostać przy nim, przy jego grobie, dotrzymać mu towarzystwa tej zimnej nocy, chociaż wiedziałam, że nie spodobałby mu się ten pomysł.
Bolała mnie myśl, że gdyby nie umarł, może bylibyśmy teraz razem w moim pokoju. On spałby na wygodnym materacu, a nie w drewnianej skrzyni.
Dni mijały, a ja nie mogłam przestać myśleć o tym samym, o Luke’u.
I właśnie dlatego siedziałam teraz w gabinecie Rose, przyglądając się obudowie mojego telefonu, która straciła fioletowy kolor.
– Co zamierzasz robić w te wakacje? – zapytała Rose. Była psychologiem uniwersyteckim. Przychodziłam do niej na terapię od dwóch i pół roku.
Spojrzała na mnie pytająco.
Za jej fotelem wisiał oprawiony w ramkę dyplom, tak samo jak u mojej mamy w gabinecie. Ściany gabinetu Rose były w kolorach bieli i beżu, a w pomieszczeniu znajdowało się niewiele przedmiotów; bardzo minimalistyczny styl.
Obok filiżanki kawy zauważyłam zdjęcie małej dziewczynki oraz długopis z wygrawerowanym napisem: „Najlepszym psychologiem jest mama”.
Oblizałam wargi – przez klimatyzację powietrze było suche – i zamrugałam, próbując wyswobodzić się z plątaniny myśli w mojej głowie, by móc odpowiedzieć.
– Może pojadę do Sydney na Wigilię i sylwestra1 – powiedziałam. – Mam zamiar pomóc mamie przy kolacji, myślę, że uda mi się przygotować świąteczną szynkę i jej nie przypalić.
Rose uśmiechnęła się figlarnie.
– Uda ci się?
– Tak, muszę jej pokazać, że nie tylko ona radzi sobie z szynką. – Wzruszyłam ramionami i dodałam: – Ale najpierw muszę obejrzeć więcej nagrań, żeby móc rzucić jej wyzwanie.
– Mam nadzieję, że szynka się nie przypali… – powiedziała.
Zmarszczyłam lekko brwi, bo poczułam się urażona tym komentarzem. Zdawała się wątpić, że jestem w stanie to zrobić.
– Powiedz mi, co jeszcze zamierzasz robić.
Milczałam, nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Kłamanie nigdy nie wychodziło mi dobrze.
Rose zadała mi to pytanie, ponieważ chciała usłyszeć coś, co już wiedziała. Oczekiwała, że powiem jej, co tak naprawdę chcę robić podczas świąt Bożego Narodzenia. Znała mnie dobrze, przychodziłam do niej co tydzień.
– Pójdę na cmentarz – przyznałam.
Nagle twarz Rose się zmieniła. Kobieta rozluźniła wszystkie mięśnie i oparła łokcie na biurku, przyglądając mi się jeszcze uważniej.
– I co będziesz robić na cmentarzu?
– To jego rocznica – przypomniałam jej. – Zaniosę mu róże. Miałam zamiar dać mu wszystkie, na jakie zasługuje, ale nigdy do tego nie doszło.
– Jak się czujesz, Hasley?
Spojrzałam w dół na swoje dłonie i zaczęłam bawić się paznokciami, zdenerwowana tym, że nie wiem, co odpowiedzieć. Od śmierci Luke’a nie lubiłam, gdy zadawano mi to pytanie, bo niezależnie od tego, czy kłamałam, czy mówiłam prawdę, nikomu nie podobała się moja odpowiedź.
– Byłam zajęta końcowymi projektami, więc nie miałam czasu myśleć o tym, jak bardzo boję się tej daty. Od kilku miesięcy czuję się dobrze, mam nawet ochotę świętować Boże Narodzenie. Nie idzie mi źle, prawda?
Rose wstała, okrążyła biurko, by usiąść obok mnie, i owinęła swoją dłoń wokół mojej, obdarzając mnie współczującym półuśmiechem.
– Bardzo dobrze sobie radzisz, Hasley. Rana, która od tak dawna cię bolała, goi się, ale nie powinnaś otwierać jej ponownie.
Również uśmiechnęłam się do niej, ale był to smutny uśmiech, ponieważ Rose się myliła.
– To boli – szepnęłam.
– Co takiego?
– To, że muszę o nim zapomnieć.
– Nigdy nie zapominamy ludzi, których kochamy, zawsze są z nami – odpowiedziała.
Moje oczy się zamgliły, a obraz Rose uległ zniekształceniu.
– Więc jak mam dalej żyć?
– Musisz uporać się z traumą, ale nie zapominaj o dobrych wspomnieniach – powiedziała. – Luke pozostanie w twoim sercu bez względu na to, jak daleko uda ci się pójść naprzód. I nie będzie to stało na przeszkodzie temu, byś dochodziła do siebie.
Słysząc jego imię, opuściłam wzrok. Od jego odejścia minęło wiele czasu, ale wszystko, co z nim związane, choćby najdrobniejsza rzecz, wciąż miało na mnie wpływ. Posuwałam się naprzód. Sesje z Rose pozwoliły mi zrozumieć wiele rzeczy i chociaż z trudem przychodziło mi zaakceptować niektóre z nich, starałam się żyć dalej. Naprawdę.
– Wiem, że wkrótce zrozumiesz wszystko, co czuje twoje serce, wkrótce stawisz czoła emocjom, które wywołują w tobie ból, i rozwiniesz się wraz z nimi, wyjdziesz z tego silniejsza, a żałoba dobiegnie końca. Nie chodzi o to, by ścigać się z czasem, ale o to, by zrozumieć, dlaczego tak się stało i dlaczego musisz iść dalej.
– Rose – zaczęłam mówić, patrząc na nią z przygnębieniem – pogodziłam się już z tym, że odszedł. Pogodziłam się z tym, że nie wróci. Pogodziłam się z tym, że więcej go nie zobaczę… – westchnęłam. – Pogodziłam się już z tym, że Luke nie żyje.
Nawet teraz, po tak długim czasie, ciężko było mi powiedzieć to na głos, bolało tak samo jak za pierwszym razem.
– I właśnie dlatego musisz żyć dalej, Hasley. Nie zapomnisz, po prostu musisz nauczyć się żyć i podążać dalej.
Zacisnęłam usta, nie chcąc nic odpowiadać. Rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu i na ekranie pojawił się alarm: sesja zakończona.
Lubiłam Rose, ale nie chciałam przedłużać sesji bardziej niż to konieczne. Spotkania z nią zmuszały mnie do ponownego przeżywania wspomnień. Moich chwil z Lukiem. Naszych chwil. A to była ostatnia rzecz, którą chciałam robić.
– Muszę iść – oznajmiłam.
Oblizałam wargi i schowałam telefon do plecaka.
– To nasza ostatnia sesja twarzą w twarz, Hasley – przypomniała mi Rose, wstając. – Zobaczymy się po wakacjach i chciałabym, żebyś…
– Rose – zawołałam z kanapy, przerywając jej. Uniosła brew, dając mi do zrozumienia, żebym kontynuowała. – Czy mogłybyśmy odwołać wirtualne sesje w te święta?
Zmarszczyła brwi; nie wydawała się zachwycona tym pomysłem. Podczas dni wolnych miałyśmy zwykle jedną sesję online tygodniowo, aby kontynuować terapię i by Rose mogła sprawdzić, czy wszystko idzie dobrze.
– Dlaczego?
– Ponieważ… ponieważ chcę się nacieszyć tymi dniami.
Uśmiechnęła się.
– Wiesz, że będę musiała powiedzieć o tym twojej mamie, prawda?
– Tak, wiem.
– W porządku.
Mama i Rose nie były przyjaciółkami, ale koleżankami po fachu.
Początkowo mama chciała, żeby moim psychologiem był jej przyjaciel, ale odmówiłam, bo byłam pewna, że czułabym się przy nim niekomfortowo, i zaproponowałam terapię u psychologa uniwersyteckiego. Zgodziła się.
Pewnie nie spodoba jej się, że odwołałam wirtualne sesje, ale przecież i tak będzie mnie wspierać.
Chwyciłam plecak i wstałam z fotela, by opuścić gabinet. Na pewno zaraz wejdzie inny student albo studentka. Zanim przekroczyłam próg, usłyszałam głos Rose:
– Pamiętaj, chociaż on odszedł, masz jeszcze życie do przeżycia.
Uśmiechnęłam się półgębkiem i wyszłam.
Ze względu na godzinę, nie licząc jednego siedzącego chłopaka, który czekał na wizytę, poczekalnia była pusta. Na schodach stała tylko jakaś para zajęta rozmową, a powiew powietrza przetaczał kulki papieru po korytarzu.
Zatrzymałam się przed tablicą z ogłoszeniami o wydarzeniach i zaproszeniach, było wśród nich nawet jedno dotyczące poszukiwań zgubionego telefonu. Chciałam zapoznać się z harmonogramem zajęć dodatkowych, które należało ukończyć, aby uzyskać zaliczenie z każdego przedmiotu.
10:00 Dlaczego recykling? Martin, K. (1 godzina)
11:00 Zalety i wady technologii. Johnson, J. (1 godzina)
12:00 Kosmos. King, A. (2 godziny)
14:00 Jak pogodzić pracę z życiem osobistym. Beckinsale, H. (2 godziny)
16:00 Przywództwo transformacyjne. Torres, C. (1 godzina)
Przygryzłam dolną wargę, zastanawiając się, co wybrać. Następnego dnia moje ostatnie zajęcia kończyły się o pierwszej, a to były ostatnie wykłady, które odbywały się na uczelni przed wakacjami.
– Jak pogodzić pracę z życiem osobistym, dwie godziny – przeczytałam pobieżnie.
Dobrze, pójdę na to.
Odwróciłam się od tablicy ogłoszeń i ruszyłam schodami w dół. Kiedy wrócę do domu, zrobię sobie coś do jedzenia, prześpię się trochę i popracuję dalej nad jednym z końcowych projektów.
Nie wszystko w moim życiu było w porządku, ale powoli radziłam sobie coraz lepiej.
Weszłam do toalety na parterze i położyłam plecak na blacie przy umywalce. W lustrze zobaczyłam siebie taką, jaka byłam od tygodni, miesięcy: wyraźne cienie pod oczami, wystające obojczyki i źle spięte czarne włosy. Nigdy nie zmieniłam koloru i od jakichś trzech lat ich nie ścięłam, ponieważ przywołałoby to wspomnienie, jak nabijał się z mojej krótkiej fryzury w stylu Lorda Farquaada.
Zwilżyłam lekko twarz i wzięłam głęboki oddech. Stałam z zamkniętymi oczami, rozkoszując się ciszą i dotykiem zimnej wody na skórze.
– Weigel.
To był jego głos.
Natychmiast otworzyłam oczy.
Na początku stałam nieruchomo, dreszcz przeszedł mi po skórze, poczułam suchość w ustach. To było tak, jakby mówił mi do ucha. Spojrzałam w lustro, a potem zebrałam się na odwagę, by spojrzeć za siebie. Nie było nikogo innego. Byłam w łazience sama.
Przełknęłam ślinę i zamrugałam. Czy ja wariuję?
Nie szukając wyjaśnień ani odpowiedzi, chwyciłam plecak i wyszłam szybkim krokiem. Dźwięk zatrzaskiwanych drzwi rozniósł się echem po korytarzu.
Nie chciałam już dalej zaprzeczać. Luke odszedł. Wiedziałam o tym, wszyscy o tym wiedzieli; jednak jakaś część mnie wciąż nie mogła tego zaakceptować. Kiedy ktoś umiera, oczekujemy, że świat się zatrzyma i będziemy mogli przyswoić fakt, że ta osoba odeszła na zawsze, i zrozumieć, dlaczego tak się stało. Oczekujemy, że wszystko wokół nas się zatrzyma na jakiś czas, aż nie wrócimy do swojego zwykłego rytmu. Ale tak się nie dzieje. Życie innych ludzi toczy się dalej, w tym nasze własne, nawet jeśli w danej chwili nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Pół roku po śmierci Luke’a ukończyłam liceum, z dużym wysiłkiem i wsparciem ze strony bliskich. Kiedy nadszedł czas, by zdecydować, co będę robić dalej, wydawało mi się, że studiowanie projektowania graficznego w Perth jest dobrym pomysłem. Jednak w połowie pierwszego roku zdecydowałam się przenieść na Uniwersytet w Melbourne, gdzie studiował Neisan. Moja mama nie oponowała, wręcz przeciwnie, całkowicie mnie wspierała i pomogła z aplikowaniem, zaliczono mi niektóre przedmioty i mogłam kontynuować studia.
Neisan dotrzymał słowa, że zawsze będzie przy mnie, w dobrych i złych chwilach. Towarzyszył mi na każdym kroku.
Wciąż pamiętałam, jak jakieś trzy lata temu ciągle kłócił się z ojcem przez swoją szaloną decyzję o zmianie kierunku studiów z inżynierii lądowej na architekturę. Teraz do uzyskania dyplomu pozostało mu półtora roku; ja miałam przed sobą ostatni semestr.
– Proszę pamiętać, że o godzinie czternastej w audytorium odbędzie się wykład dla osób, które nie zgromadziły jeszcze wystarczającej liczby punktów za obecność i udział w zajęciach. Potrwa dwie godziny – powiedział profesor – i w sumie można uzyskać dwa punkty. A o szesnastej odbędzie się kolejny. W miarę państwa możliwości rekomenduję udział w obu wykładach. Można się rozejść.
– Możemy się dowiedzieć, jaka jest ich tematyka?
Informacje o wykładach i prelekcjach były wywieszane na tablicach ogłoszeń, ale rzadko kto przystawał, aby je przeczytać.
Spakowałam swoje rzeczy i siedziałam dalej na swoim miejscu, czekając, aż profesor skończy mówić. Moja mama zawsze podkreślała, że to świadczy o dobrych manierach.
– Pierwszy z nich zatytułowany jest: Jak pogodzić pracę z życiem osobistym. Wygłosi go magister Harry Beckinsale, jeden z najlepszych wykładowców Uniwersytetu w Sydney – odpowiedział. – Drugi to…
Przestałam słuchać, co mówi, kiedy ludzie zaczęli szeptać między sobą o obecności Beckinsale’a, który, jak się wydawało, był tu dobrze znany. Próbowałam odszukać w pamięci jakieś informacje na jego temat, ale nic z tego. Nie znałam go, nigdy nie słyszałam jego nazwiska.
– Niech się państwo wybiorą, warto skorzystać, proszę mi wierzyć – zapewnił profesor. – No dobrze, to wszystko. Można wychodzić.
Wstałam i wyszłam z sali, by udać się do głównej części kampusu. Czułam się strasznie zmęczona, więc chciałam po prostu wrócić do domu, położyć się spać i być może obudzić się semestr później z dyplomem uniwersyteckim w ręku.
Neisan pomachał do mnie ręką ponad otaczającymi go ludźmi. Uśmiechnęłam się do niego i podeszłam bliżej. Trzymał małą, papierową figurkę i uniósł ją na wysokość moich oczu, bym mogła dobrze ją zobaczyć.
– Ptak – powiedziałam.
Skinął głową.
– Ptak wykonany techniką origami, tym razem nie użyłem nożyczek.
Zmarszczyłam brwi i wzięłam go do ręki.
– Dziękuję.
Każdego dnia, kiedy na mnie czekał, tworzył z kartki papieru jakąś figurkę; wszystko po to, by zabić nudę, kiedy jego zajęcia kończyły się wcześniej niż moje. Jego wydział znajdował się w tym samym kampusie co mój, dzielił nas tylko most przewieszony nad niewielkim jeziorkiem.
Kiedy mieliśmy wolne o tej samej porze, staraliśmy się umawiać na wspólne śniadania. Neisan nawiązał w tym czasie różne przyjaźnie. A ja? Ja nie.
– Idziemy do domu czy wolisz coś zjeść? – zapytał.
Nabrałam powietrza w policzki i zastanawiałam się przez chwilę.
Potrzebowałam punktów, które mogłam zdobyć za udział w wykładzie. Nie mogłam sobie pozwolić na to, by na niego nie pójść; gdybym oblała jakiś przedmiot, uzyskanie dyplomu ukończenia studiów zajęłoby mi dużo czasu.
– Zostanę – odpowiedziałam. – Za godzinę jest wykład w audytorium i nie mogę go opuścić. Możesz iść sam, dam ci znać, kiedy wyjdę.
– Nam też mówiono o wykładach. Poszedłbym z tobą, ale po dzisiejszych zajęciach mam wystarczającą liczbę punktów.
– Ale masz szczęście! Ja muszę iść, brakuje mi godzin.
Neisan wydał z siebie dramatyczne westchnienie, które mnie rozbawiło.
– Żal mi ciebie. Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawić na tym wykładzie, który koniec końców okaże się mową motywacyjną, zawsze tak jest.
– Przez ciebie zaczynam żałować – jęknęłam. – Lepiej bądź już cicho.
– Nie pozwól mi na siebie wpłynąć, Hasley. Idź i wypełnij swój obowiązek.
– Naprawianie swoich błędów nie wychodzi ci zbyt dobrze.
– Więc po prostu życzę ci powodzenia.
– To właśnie powinieneś był zrobić od samego początku.
– Co za brak poczucia humoru – syknął, przewracając oczami.
– Do zobaczenia później. – Machnęłam ręką i odwróciłam się, by podążyć w kierunku audytorium.
– Zadzwoń, jak wyjdziesz! – Usłyszałam, jak krzyknął.
Nie odwracając wzroku, podniosłam dłoń i uniosłam kciuk na znak, że tak zrobię.
Do wykładu została prawie godzina, postanowiłam więc zaczekać w audytorium. Nie miałam ochoty czekać na rozpoczęcie w kafejce ani przy stolikach w ogrodzie. Właściwie to na nic nie miałam ochoty.
Data zbliżała się wielkimi krokami.
Wkrótce miną trzy lata od jego śmierci.
Nie mogłam uwierzyć, że minął już kolejny rok.
Nagle rozmowa, którą odbyłam z Rose poprzedniego dnia, całkiem straciła znaczenie. Wszystko, o czym mówiłyśmy, zostało zredukowane do zera. Zniknęło pragnienie pójścia naprzód. Wydawało się, że kiedy wchodziłam do jej gabinetu, byłam zupełnie inną osobą niż wtedy, gdy z niego wychodziłam. W swoim gabinecie Rose sprawiała, że wierzyłam w to, że czuję się dobrze; ale kiedy od niej wychodziłam, wszystko na powrót przybierało odcienie szarości.
W moich snach był ze mną, ale kiedy się budziłam, znikał.
Czas mojej żałoby przeciągał się w nieskończoność. Pierwsze miesiące były piekłem. Kiedy pojechałam do Perth, żeby rozpocząć studia na uniwersytecie, mama musiała mi towarzyszyć i próbowała namówić mnie na terapię ze swoim przyjacielem, ale odmówiłam. Ani na chwilę nie chciała zostawić mnie samej. Każdej nocy czułam, że się załamuję, a ona zawsze była przy mnie i starała się mnie pocieszyć. Gdziekolwiek szłam, zawsze czułam, że Luke jest ze mną, i wciąż słyszałam jego głos.
Po półtora roku myślałam, że z pomocą Rose udało mi się zostawić to za sobą. Wierzyłam, że rana się zagoiła, ale kiedy wróciłam do Sydney na wakacje, było jeszcze gorzej. Wizyta na bulwarze sprawiła, że stałam się najbardziej bezradną osobą na świecie. Odwiedzenie miejsc, w których byliśmy razem, sprawiło, że wszystkie wspomnienia znów zaczęły mnie prześladować. A wizyta na cmentarzu utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie jestem jeszcze gotowa, by pozwolić mu odejść.
Musiałam zachować pamięć o nim.
Przynajmniej w ten sposób czułam, że mam cel w życiu: spełnić jego marzenia i utrzymać go przy życiu w mojej głowie.
Za każdym razem, gdy zastanawiałam się, czy kiedykolwiek przestanę odczuwać ból, zadawałam sobie również pytanie, czy naprawdę tego chcę.
Odpowiedź była zawsze taka sama.
Nie chciałam.
Luke miał nadal sprawiać mi ból i nie miałam pojęcia, jak długo to potrwa. Odrzucałam chłopaków, którzy próbowali się do mnie zbliżyć, nie miałam ochoty poznawać nikogo innego. Jednym z powodów było to, że nadal kochałam Luke’a, ale bałam się też, że znów kogoś pokocham i ta osoba mnie zostawi, tak jak zrobił to on. Ten strach powstrzymywał mnie przed otwarciem serca.
Byłam przerażona i załamana.
Terapia pomogła mi tylko przetrwać jego odejście.
I żałowałam tego.
– Jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia. – Jakiś kobiecy głos przywrócił mnie do rzeczywistości.
– Tak, wiem – odpowiedziałam. – Ale wolę poczekać w środku.
Skinęła głową.
Weszłam, rozglądając się po sali, i zauważyłam, że nie tylko ja przyszłam tu zaczekać – z tyłu siedzieli już ludzie. Wybrałam pierwszy rząd, ponieważ wiedziałam, że większość osób będzie wolała usiąść w głębi, by móc swobodnie korzystać z komórki albo zdrzemnąć się tak, żeby nikt nie widział.
Wyjęłam telefon, by sprawdzić wiadomości. Miałam jedną od mamy. Pytała o moje plany na wakacje, które miały się zacząć za dwa tygodnie, a ja wciąż nie wiedziałam, czy chcę jechać do Sydney, czy tym razem to ona miałaby przyjechać do Melbourne.
Jeśli do niej zadzwonię, rozmowa potrwa długo.
1 Zakończenie roku szkolnego i akademickiego wypada w Australii w grudniu i zbiega się z przerwą świąteczną. Przerwa wakacyjna kończy się krótko po Nowym Roku, w styczniu (przyp. tłum.).