Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
14 osób interesuje się tą książką
Miłości nie da się kupić, ale można ją przygarnąć!
Wren chce mieć wszystko pod kontrolą. To daje jej poczucie bezpieczeństwa. Ale kiedy pewien uroczy chłopak wchodzi do jej ulubionej kawiarni, cała lista zasad wylatuje przez okno.
Tym czarującym chłopakiem jest Asher. Właśnie w tej kawiarni umówił się na randkę z Gemmą, dziewczyną, którą poznał online, ale nigdy nie widział jej zdjęcia. Dla obserwującej tę scenę Wren jest jasne, że zostanie wystawiony do wiatru. Dziewczyna podejmuje więc nietypową dla siebie, impulsywną decyzję: przedstawia się jako Gemma, aby uchronić Ashera przed zakłopotaniem. Nagle ląduje na randce z chłopakiem, o którym nic nie wie. I okazuje się to... niesamowite.
Wren nie spodziewa się, że zobaczy Ashera ponownie. On jednak odwiedza ją w schronisku dla zwierząt, w którym pracuje. Wkrótce połączy ich przyjaźń, która szybko zacznie zmieniać się w coś więcej. Udawanie kogoś, kim nie jest, zmusza dziewczynę do złamania jeszcze większej liczby zasad. Czy Asher wybaczy jej, gdy dowie się, że nie jest osobą, za którą się podaje? Wren nie jest tego taka pewna… W końcu zasady istnieją nie bez powodu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 291
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
W tej książce nie umarł żaden pies!
Niestety w prawdziwym życiu czasami tak się dzieje.
Dla naszego kochanego Harleya.
Dziękujemy, że zmieniłeś nasze życie na lepsze
i że zawsze byłeś naszym najlepszym przyjacielem.
Zasada:Nigdy nie umawiaj się z chłopakiem, którego dopiero co poznałaś – równie dobrze może być socjopatą, jak miłym gościem
– Cześć – rzuciłam. Zdjęłam z ramienia torbę plażową i odstawiłam ją na kraciastą podłogę kawiarni. – Miałaś skończyć o czwartej.
Moja najlepsza przyjaciółka Kamala, która stała za barem, westchnęła, słysząc te słowa.
– Lewis się rozchorował i Meg zapytała, czy mogę zostać dłużej.
– Twoja wredna szefowa poprosiła cię, żebyś została, a ty na to: „Walić Wren, jasne, że mogę zostać”?
– Cii! – Zerknęła przez ramię na zaplecze, po czym pstryknęła we mnie jakimś śmietkiem z lady. – Wiem, że psuję ci perfekcyjnie zaplanowane popołudnie.
Jej amunicja trafiła mnie w ramię, po czym wylądowała na podłodze.
– Co to było? – Rozejrzałam się zmrużonymi oczami po ziemi. – Kawałek babeczki?
– Ciasta czekoladowego.
Kawiarnia, w której pracowała Kamala, sprzedawała także własne wypieki, wyeksponowane w oświetlanej witrynie.
Podniosłam okruch ciasta i wyrzuciłam go do kosza.
– Kiedy będziesz wolna?
– O szóstej.
– O szóstej? Czyli rezygnujesz z plaży? – Moje plany legły w gruzach.
Przewróciła oczami.
– Przecież i tak nie zamierzałaś wchodzić do wody, hejterko oceanu.
– Wchodzę po kostki! Czy wiesz, ile drapieżników żyje w oceanie?
– Ale one nie polują na ciebie, Wren.
– Sama pokazałaś mi filmik, na którym wieloryb połyka kajakarza.
– Bo facet znalazł się na drodze do jego prawdziwego jedzenia. I niemal natychmiast został wypluty.
– Wypluty? I to ma mnie przekonać do pływania w oceanie? Nie, dziękuję. – Ściągnęłam gumkę z kucyka i przeglądając się w odbiciu ramki ze zdjęciem deski surfingowej, poprawiłam swój niechlujny kok. – A co z ludojadem, który pożarł faceta pół roku temu na naszej plaży? Nadal tam krąży, czując w paszczy smak ludzkiej krwi.
– Jest większe prawdopodobieństwo, że trafi cię piorun, niż że zaatakuje cię rekin.
– A mimo to nie chodzę z metalowym prętem, prawda?
Kamala pokręciła głową.
– Plaża nie zniknie przez tych kilka godzin, wiesz? Możemy obejrzeć zachód słońca, zanurzyć stopy w piasku. Będzie romantycznie – kusiła mnie. – Już chyba zapomniałaś, jak to jest.
– Tak, rzeczywiście, zapomniałam, jak to jest mieć piasek między palcami.
Zignorowała mój sarkazm.
– Przypomnij mi, kiedy widywałaś się z Philipem. W zeszłym roku? Nie żeby kiedykolwiek osiągnął status chłopaka. Ty i ta twoja głupia lista zasad. Nikt jej nie sprosta.
– W takim razie umrę samotnie. – Uśmiechnęłam się i podeszłam do mojego ulubionego stolika schowanego na uboczu, w kącie obok kasy.
W tym uroczym kawiarnianym zakątku stał wysoki regał zapełniony bibelotami, roślinami doniczkowymi i kilkunastoma książkami o samorozwoju (głównie o kultywowaniu pozytywnego nastawienia poprzez jogę, obserwowanie ptaków lub autohipnozę). Skoro miałam spędzić tu kilka godzin, mogłam sobie poczytać, podczas gdy Kamala obsługiwała klientów. Czytanie i tak było jedną z rzeczy, które zaplanowałam na dzisiejsze popołudnie na plaży. Harmonogram nie był oczywiście sztywny… Okej, trochę był. Lubiłam mieć wszystko zaplanowane. Dzięki temu żyło mi się lepiej.
Zadźwięczał dzwonek przy drzwiach i do środka weszło dwóch chłopaków, których mogłam dostrzec pomiędzy wielkimi liśćmi rośliny ustawionej na ladzie. Osunęłam się niżej na krześle. Jeden z przybyłych trzymał w wyciągniętej ręce telefon, jakby robił selfie. Po chwili zaczął mówić.
– Dzisiaj jest dzień prawdy, Asher. Tutaj, w tej tandetnej kawiarni z plażowym wystrojem – skierował telefon na wielką muszlę przyklejoną do ściany – udowodnię, że miałem rację, a ty będziesz żałować, że kiedykolwiek się ze mną założyłeś.
Chłopak bez telefonu – najwyraźniej wspomniany Asher – uśmiechnął się uprzejmie, gdy obiektyw kamery został skierowany na niego, po czym podszedł do lady.
Nie planowałam wyjścia do kawiarni, więc na strój kąpielowy miałam narzucone legginsy i bluzę. Osunęłam się jeszcze niżej na swoim miejscu i udawałam, że szukam czegoś w torbie, kiedy ci dwaj zamawiali napoje.
– Nie musiałeś tu ze mną przychodzić – powiedział Asher. Był szczupłym, jasnoskórym chłopakiem w okularach i czapce typu beanie. Wyciągnął z kieszeni dwudziestodolarowy banknot i wręczył go Kamali.
– Jak wtedy zarejestrowałbym twoje upokorzenie dla przyszłych pokoleń? – Chłopak z telefonem był wyższy i ubrany w T-shirt z Gwiezdnymi wojnami oraz martensy. I cały czas nagrywał. – A poza tym myślisz, że ta dziewczynka ocali cię przed drapieżnikami z internetu? – Wskazał głową na Kamalę.
– Kobietka – poprawiła go nieco bezczelnym, ale rozbrajającym tonem. – I nie, nie ocalę. – Położyła przed nim rachunek i garść drobniaków. – Nie mamy tu nawet przycisku alarmowego.
Chłopak wreszcie opuścił rękę, w której trzymał telefon.
– Nie powinnaś udzielać takich informacji nieznajomym.
– Jestem ufna z natury – odparła Kamala.
Naprawdę taka była. Ale też świetnie znała się na ludziach. W końcu byłam jej najlepszą przyjaciółką.
– O, to tak jak ty, Asher – zauważył chłopak z telefonem. – Dzielisz się wszystkim ze wszystkimi.
Asher poprawił okulary na nosie i uśmiechnął się, jakby usłyszał komplement. Zsunął monety z lady i wrzucił je do słoika z napiwkami.
– Chciałabyś o coś go zapytać? – zwrócił się chłopak do Kamali. – Powie ci absolutnie wszystko. Chcesz poznać rozmiar jego buta? – wskazał na Ashera, który natychmiast rzucił:
– Czterdzieści sześć.
– Wzrost?
– Sto osiemdziesiąt pięć – odparł Asher.
Jego kolega uniósł brew, jakby nie do końca mu wierzył, ale kontynuował przesłuchanie:
– Trauma z dzieciństwa?
Asher otworzył usta, jakby rzeczywiście chciał odpowiedzieć na to pytanie, ale przyjaciel uratował go od tego, mówiąc:
– Nieważne. I tak wszyscy wiedzą, że miałeś idealne dzieciństwo.
Kamala uniosła marker i kubek kawy.
– Hmm… może wystarczy imię?
– Dale – odpowiedział chłopak.
– A więc tak to ma wyglądać? – odezwał się Asher. – Ja płacę, ty korzystasz?
Dale, nie zaszczycając jego ironii odpowiedzią, wskazał na małe drewniane pudełko stojące na ladzie.
– Co to?
– Skrzynka na pomysły – wyjaśniła Kamala. Nienawidziła tego przeklętego pudełka; większość notatek zawierała tanie podrywy lub chamskie komentarze.
– Ale oldskul. – Asher kiwnął głową. – Spoko. – Oderwał kawałek papierowej podkładki leżącej obok pudełka, napisał coś na niej i wrzucił przez otwór w wieczku. Następnie rozejrzał się po kawiarni.
Pochyliłam głowę. Nawet nie zatrzymał na mnie wzroku. Zostałam ocalona przez przerośniętą roślinę, która stała na stole. Wskazał na jedyny boks przy oknie, gdzie na szybie ktoś namalował letnią scenerię – ocean, kolorowe parasolki, klapki, ręcznik w paski.
Od kiedy to tutaj jest? – pomyślałam. Był dopiero pierwszy tydzień lata. Czyżby Kamala to namalowała?
Chłopcy podeszli do boksu i zajęli miejsca. Syk z maszyny do cappuccino zagłuszył ich rozmowę. Wygrzebałam z torby kluczyki do auta z myślą, że może jednak sobie pójdę.
– No więc? – spytała Kamala, przechodząc na koniec lady i nachylając się nad nią, byśmy mogły po cichu porozmawiać. – Zachód słońca na plaży ze swoją przyjaciółką? W końcu spełniam wszystkie twoje specyficzne miłosne wymagania, co nie? – Oparła brodę na grzbiecie dłoni, jakby chciała wyeksponować twarz. Kamala była piękna. Była Hinduską z gęstymi, prostymi, czarnymi włosami, ciemnymi oczami o intensywnym spojrzeniu i pełnymi ustami. – Jak tak teraz o tym myślę, to chyba jednak nie. Nie czytałam ostatnio twoich zasad.
I nie przeczyta. Już nigdy więcej. Wystarczająco dużo się z nich nabijała, jeszcze zanim dodałam pophilipową zasadę: Zanim w ogóle rozważę umówienie się z kimś, muszę go znać co najmniej przez pół roku, muszę mieć pewność, że utrzymuje kontakt z przynajmniej jednym członkiem rodziny i ma co najmniej jednego przyjaciela od czasów szkoły podstawowej. Nie wydaje mi się, żeby to były wygórowane wymagania. Mają sens, naprawdę – to, że Philip ich nie spełniał, zdecydowanie skreślało go jako kandydata na chłopaka.
– Oczywiście, że spełniasz warunki. Jesteś jedyna w swoim rodzaju.
Moja przyjaciółka wykrzywiła usta.
– To naprawdę…
– Słodkie? – dopowiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem.
– Żałosne. – Maszyna przestała wydawać z siebie wściekłe syki i Kamala nałożyła pokrywkę na kubek. – Dale! – zawołała, jakby w kawiarni znajdował się tłum ludzi, a nie tylko tych dwóch.
Chłopak wstał i podszedł do lady. Uśmiechnął się leniwie do Kamali, gdy odbierał od niej napoje.
– Dzięki – powiedział i zaniósł je do stolika.
Teraz, kiedy znów zapanowała cisza, mogłam usłyszeć ich rozmowę.
– O której miała tu być? – spytał kolegę Dale. – Bo już nie mogę się doczekać, aż wygram ten zakład, a ty zrobisz z siebie kretyna na mojej imprezie urodzinowej.
– Nie wygrasz. Przyjdzie. – Asher popatrzył na telefon. – Lada chwila.
– Powiedziałeś czwarta, nie? Już jest po. Ciągle jeszcze nie mogę się zdecydować, co zawstydzi cię bardziej: zrobienie trzech okrążeń dookoła mojego ogrodu z gołym tyłkiem na oczach wszystkich gości czy wykonanie tego tańca, którego się nauczyłeś w trzeciej klasie.
Asher ściągnął czapkę, odkrywając gąszcz pięknych kasztanowych loków, i odłożył ją na stół. Gdybym miała takie włosy, nigdy nie chowałabym ich pod czapką. Moje były proste jak druty i w kolorze nijakiego brązu.
– Niczym mnie nie zawstydzisz – powiedział.
Nawet ja wiedziałam, że blefuje. Jego policzki trochę się zaróżowiły, a ramiona opadły.
Dale się tylko roześmiał i wycelował w niego telefonem, jakby filmował jego zakłopotanie. On go naprawdę nagrywał!
Asher uniósł dłoń i zakrył kamerę.
– Nie musisz się wysilać, ona przyjdzie.
– A skąd będziesz wiedział, że to ona, kiedy tu wejdzie? Nigdy wcześniej nie spotkałeś tej dziewczyny i nie masz żadnego jej zdjęcia.
– Będę wiedział – zapewnił go Asher.
Dale prychnął.
– Dzięki magii swojej słabo rozwiniętej intuicji? – zadrwił.
– Fajnie, że mogę liczyć na twoje wsparcie – rzucił Asher.
– Nie, ale serio – drążył Dale. – Powiedz mi, że z nią rozmawiałeś. Że spodobał ci się jej głos.
Asher przewrócił oczami, kręcąc całą głową.
– Przestań mnie nagrywać.
– Kamala – wyszeptałam.
Zerknęła przez ramię z miejsca, w którym składała serwetki, ale widać było, że też podsłuchuje. Na nasze usprawiedliwienie trzeba przyznać, że chłopcy nie zachowywali się specjalnie cicho.
– Co się rymuje z wstrętną szują?
– Nie bądź wredna, Wren.
Nie uważam, żeby to było wredne. Wredny był kolega tego chłopaka, który wymyślał sposoby na upokorzenie go dla zabawy.
Dale kontynuował:
– Przestanę cię nagrywać, kiedy porozmawiasz z tą laską na FaceTimie.
– Zrobię coś lepszego – powiedział Asher. – Porozmawiam z nią na żywo, kiedy wejdzie przez te drzwi. – Zagapił się w wejście, jakby jego słowa miały sprawić, że dziewczyna magicznie się w nich pojawi.
Dale wybuchnął śmiechem. Zadrżałam, jego reakcja coś we mnie wyzwoliła. Moja mama tak robiła: śmiała się, kiedy byłam zakłopotana, kiedy coś mnie bolało, kiedy zadawałam pytania, na które nie chciała odpowiadać.
– Stary, już po wszystkim. Przyznaj to w końcu – wydusił z siebie Dale przez spazmy śmiechu. – Do tej pory się zgrywałem, ale chyba nie sądzisz, że ona naprawdę przyjdzie, co? Wiem, że Elinor wywinęła ci numer, ale chyba nie jesteś aż taki głupi.
Zerwałam się na równe nogi, niemal nieświadomie. Paliło mnie w klatce piersiowej.
– Mogę skorzystać z zaplecza? – wyszeptałam do Kamali.
– Po co? – spytała ostrożnie.
– Mogę?
– Jasne.
Zabrałam torbę plażową, okrążyłam ladę i ruszyłam korytarzem jak gdyby nigdy nic. Kiedy podchodziłam do łazienki pracowniczej, z kuchni wyłoniła się Meg. Zmierzyła mnie wzrokiem od mojej rozczochranej głowy aż do japonek na stopach. Miała surową minę, o której wiedziałam, że jest wyrazem raczej stresu niż wredoty. Pomyślałam, żeby zaproponować jej lekturę którejś z książek z regału – joga albo autohipnoza – ale stwierdziłam, że lepiej nie przeginać.
– Mogę ci w czymś pomóc? – spytała.
– Poplamiłam sobie bluzkę, chciałam się przebrać.
Skinęła głową.
– Tylko nie za długo.
– Nie, to znaczy, tak, jasne, pospieszę się. – Wskazałam drzwi i szybko ją ominęłam.
Po wejściu do łazienki wygrzebałam z torby ubrania na zmianę, które wzięłam ze sobą na powrót z plaży – dżinsowe szorty i top w paski. Kamala pojawiła się w chwili, gdy ściągałam bluzę.
– Co ty robisz? – Była najwyraźniej zszokowana.
Ja trochę też. Z reguły nie bywałam spontaniczna. Specjalnie się o to starałam, jeśli mam być szczera.
– Pomagam. – Zdjęłam legginsy i włożyłam szorty.
– Co? Komu?
– Ten chłopak umówił się z dziewczyną, której nigdy nie spotkał. JA jestem dziewczyną, której nigdy nie spotkał.
Kamala zmarszczyła brwi, gdy rozważała moje słowa.
– Nie musisz go ratować przed jego własnym kumplem.
– Nie chodzi o niego. Ratuję NAS przed koniecznością wysłuchiwania jego żali. – Serio, upokorzenie, jakie groziło mu ze strony przyjaciela, wywołało we mnie jakieś dziwne napięcie.
– A co, jeśli ta dziewczyna, kimkolwiek jest, nie jest oszustką?
Przekręciłam top, tak żeby metka znajdowała się z tyłu, i włożyłam ręce w rękawy.
– Jest. A jeśli tego nie zrobię, wymyśli jakąś sprytną wymówkę i będzie go zwodzić jeszcze przez długie tygodnie.
– A jeśli się zwyczajnie spóźni i pojawi się, kiedy będziesz ją udawała?
– To byłoby niezręczne. – Włożyłam bluzkę przez głowę i naciągnęłam ją na strój kąpielowy. – Powiedział jej imię? Jak miałaby się nazywać?
– Nie słyszałam, żeby wspominali jakieś imię.
Przejrzałam się w lustrze na ścianie, by nałożyć maskarę. Zsunęłam gumkę z koka, pochyliłam głowę i palcami przeczesałam swoje długie brązowe włosy, po czym odrzuciłam je do tyłu.
Rozległ się dzwonek przy wejściu.
– Miejmy nadzieję, że to ona – powiedziała Kamala. – Albo że stracili cierpliwość i sobie poszli.
Wzruszyłam ramionami. To byłoby równie dobrym zakończeniem tego scenariusza. Nie zależało mi na tym chłopaku. Nie znałam go. Chodziło mi wyłącznie o to głupie uczucie, które objęło całe moje ciało, przypominając mi, że chociaż moja matka znajdowała się ponad sześćset kilometrów stąd, nadal trzymała moje emocji w garści. To JA byłam odpowiedzialna za swoje uczucia. Nie wspomnienie o rzeczach, które mi zrobiła, i z całą pewnością nie ona.
– To naprawdę okropny pomysł – powiedziała Kamala.
– Masz lepszy? – rzuciłam.
– Tak! Usiądź na tyłku i zajmij się swoimi sprawami!
– Już tego próbowałam i nie zadziałało – zauważyłam. – Postanowione. – A kiedy raz podejmę jakąś decyzję, zawsze się jej trzymam.
Kamala doskonale o tym wiedziała i westchnęła przeciągle z rezygnacją.
– Masz obsesję na punkcie kontroli.
– Właśnie za to mnie kochasz. – Sięgnęłam do jej kieszeni, w której trzymała różowy błyszczyk. Pomalowałam usta, po czym puściłam jej całusa i skierowałam się do wyjścia. – Zbieraj się stąd, żeby nie przegapić przedstawienia.
Zasada:Nigdy nie umawiaj się z facetem, dla którego wszystko jest znakiem – znalezienie kartki z napisem „Dzisiaj jest wtorek!” to cud wyłącznie we wtorek
Jeszcze mogłam się wycofać. Wystarczyłoby, żebym przeszła przez salę, zamówiła kawę i zignorowała tych facetów, którzy zamilkli na dobre w boksie po mojej prawej. Opuściłam kawiarnię tylnym wyjściem, ominęłam kałużę w zachodniej alejce i weszłam głównymi drzwiami. Zatrzymałam się w wejściu, jedną ręką przytrzymując drzwi. Dzwoneczek, który zabrzęczał wesoło, gdy je otworzyłam, również umilkł. Obsługująca przy ladzie mężczyznę w średnim wieku Kamala spojrzała na mnie z uniesionymi wyzywająco brwiami, jak gdyby sądziła, że stchórzę. Nie brałam tego pod uwagę. Miałam przed sobą całą długość sali, by zawrócić. Ale z każdym krokiem krew wpompowywała coraz więcej adrenaliny w moje żyły, co sprawiło, że teraz byłam bardziej zdeterminowana niż dziesięć minut temu.
Przywołałam na twarz szeroki uśmiech i udawałam, że przeszukuję wzrokiem kawiarnię, zanim mój wzrok spoczął na ich stoliku. Czy ta oszustka wiedziałaby, który z nich to Asher? Mój mózg szybko podjął decyzję, że owszem. Chłopak prawdopodobnie był jak otwarta księga, jak powiedział o nim Dale, więc pewnie chętnie dzielił się ze światem swoimi zdjęciami w mediach społecznościowych. Skupiłam na nim wzrok i złagodziłam uśmiech, jak gdyby rozpoznanie go przejęło kontrolę nad moją twarzą.
Asher zerknął na Kamalę, a może na puste miejsce, na którym wcześniej siedziałam, albo w zupełnie innym kierunku. Następnie spiorunował wzrokiem Dale’a, po czym wstał jednym szybkim, gwałtownym ruchem.
– Gemma? – wyszeptał.
Gemma? Ona miała na imię Gemma? I on sądził, że jest prawdziwa, nie dysponując żadnymi dowodami? Miałam prawo podchodzić sceptycznie do dziwnych imion, w końcu sama takie nosiłam.
Zrobiłam krok w jego kierunku, a on jakimś cudem błyskawicznie wydostał się z narożnika boksu i w rekordowym czasie znalazł się obok mnie.
– Cześć – powiedziałam.
Zamiast mi odpowiedzieć, przytulił mnie.
– Powiedziałem ci, że kiedy cię zobaczę, to cię przytulę – mruknął gdzieś w okolicę mojej skroni.
Bardzo ładnie pachniał, mydłem i cynamonem. Jego dotyk był jeszcze przyjemniejszy, ręce wywierały idealny nacisk na moje plecy, a ramię znajdowało się na doskonałej wysokości w stosunku do mojego policzka. Nie spodziewałam się, że będzie umiał tak fantastycznie przytulać. Wydawał się zbyt tyczkowaty, by się do mnie dopasować. Po raz pierwszy, odkąd wkręciłam się w tę całą akcję, zeszło ze mnie napięcie, które uciskało moją klatkę piersiową. Odetchnęłam mimowolnie, po czym spuściłam wzrok. Co to ma być za reakcja? – przeszło mi przez myśl. Spięłam ramiona, a Asher uwolnił mnie z objęć.
Kiedy spojrzał na przyjaciela, jego pewność siebie wróciła.
– To jest Gemma. – Położył mi dłoń na lędźwiach, była ciepła i pewna. – Gemmo, to jest Dale.
– Miło mi cię poznać – przywitałam się.
Dale miał otwarte z szoku usta, a jego telefon był skierowany na stół i nagrywał laminowany blat. To by było na tyle, jeśli chodzi o perfekcyjne nagranie. Uznałam to za moje pierwsze zwycięstwo.
– Suń się – powiedział Asher do Dale’a.
Chłopak przesunął się po ławce do narożnika.
– Spóźniłaś się – zauważył, a szok w jego oczach zaczął ustępować miejsca sceptycyzmowi.
– Dale, przestań – powiedział Asher. Wskazał na ladę za swoimi plecami. – Przyniosę ci twój napój.
– Mój napój? – Znał jej ulubiony napój? Czy może pytał mnie, na co mam ochotę? Nagle przypomniałam sobie, że cała moja torba wraz z pieniędzmi została na zapleczu. Nie mogłam tak po prostu po nią pójść. Poklepałam się po kieszeniach uniwersalnym gestem mówiącym: „Zapomniałam portfela”.
– Ja stawiam.
Nienawidziłam być czyjąkolwiek dłużniczką, ale skoro to miała być randka, Gemma prawdopodobnie by się zgodziła, prawda?
– Okej… dzięki.
Odszedł bez słowa, więc musiał wiedzieć, co pija. Miałam nadzieję, że to będzie coś dobrego. Byłam trochę wybredna… Okej, bardzo wybredna, a na dodatek cierpiałam na nietolerancję laktozy. Kamala o tym wiedziała. Zrobi mi coś, co lubię. Próbowałam się z nią porozumieć wzrokiem, ale ona już rozmawiała z Asherem. Bardzo powoli zajęłam swoje miejsce.
– A więc… – zaczął Dale – Gemma…
– Tak…?
– Co się stało z czerwoną różą? – Czy on mówił jakimś szyfrem? Najwyraźniej na mojej twarzy wymalowało się zmieszanie, bo dodał: – Z twojego ogrodu? Miałaś mieć jedną przy sobie, żeby mógł cię rozpoznać.
Miała przyjść z różą? Za kogo ta krętaczka się uważała? Za Audrey Hepburn? A poza tym czy raptem dziesięć minut temu Dale nie pytał Ashera, jak ją rozpozna? Może tylko sobie ze mną pogrywa? Mogę podjąć to wyzwanie.
– Kiedy rano wstałam, okazało się, że wszystkie zwiędły.
Dale uniósł wysoko brwi.
– Wszystkie?
– Co do jednej.
– Hm. Pech. Niektórzy mogliby to uznać za zły znak.
– Nie wierzę w znaki.
Moja mama twierdziła, że wszystko jest znakiem. Gdy w czasie jazdy autostradą dwa robale jednocześnie rozplaskały się na szybie naszego auta, oznaczało to, że musimy zjechać na następnym zjeździe. Bez dyskusji. Coś może tam na nas czekać. Nic nigdy nie czekało, ale to nie powstrzymywało jej przed udawaniem, że na pierwszej obskurnej stacji benzynowej, na którą trafiliśmy, jest coś, co powinniśmy kupić, lub ktoś, z kim powinniśmy porozmawiać.
– Więc o co ci chodzi? – rzucił Dale.
– O co mi chodzi?
Wskazał na mnie.
– Dlaczego taka dziewczyna jak ty rozmawia z takim nerdem jak Asher?
– Lubię nerdów. – To była prawda. Ale czy Asher rzeczywiście był nerdem? I jakiego rodzaju nerdem? Należał do jakiegoś fandomu czy raczej był matematycznym geniuszem? – A jaką według ciebie jestem dziewczyną?
– Znajomą – wyznał niespodziewanie Dale.
– Co takiego? – spytałam, skupiając na nim całą swoją uwagę.
Wciąż przewiercał mnie wzrokiem.
– Już cię gdzieś wcześniej widziałem.
– Nie sądzę. – Nie rozpoznałam go, kiedy się tu pojawili, co z całą pewnością oznaczało, że chodzili do innej szkoły. A żaden z nich nie widział mnie wchodzącej do kawiarni. Czyżby byli bardziej spostrzegawczy, niż założyłam?
Na miejsce obok mnie klapnął Asher, sprawiając, że ławka trochę się uniosła. Roześmiał się, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
– Sorry – powiedział. – Chyba mam więcej siły, niż sądziłem.
– Masz tę moc – zgodziłam się. Ta wymiana zdań brzmiała jak wyjęta z inspirujących plakatów.
– Twoja kawa. – Przesunął kubek do mnie po stole.
– Dzięki.
– Nie wierzę, że naprawdę tu jesteś – powiedział. – Minęło tyle czasu.
– Dwa miesiące – wtrącił Dale. – Minęły zaledwie dwa miesiące.
Dobra nasza. Z dwoma miesiącami sobie poradzę. Nie ma szans, żeby w tak krótkim czasie powiedziała mu o sobie wiele rzeczy. Zwłaszcza że prawdopodobnie połowę zmyśliła. Tak robią osoby podszywające się pod kogoś, co nie? Tworzą fałszywą tożsamość.
– Wydaje mi się, że raczej dwa i pół – rzucił Asher z kpiącym błyskiem w oku. Przesunął dłoń po ławce w moją stronę i zanim się zorientowałam, złączył małe palce u naszych dłoni. To było całkiem urocze.
Uniosłam stojący przede mną gorący napój i upiłam łyk.
– Schronisko dla zwierząt! – wykrzyknął Dale. – Pracujesz w schronisku!
Smak czarnej kawy z waniliową śmietanką, zdecydowanie nie mój smak, wypełnił moje usta w chwili, gdy dotarły do mnie bardzo prawdziwe słowa Dale’a. Udało mi się nie wypluć całego napoju na stół, ale nie uchroniłam się przed wciągnięciem połowy tego, co wypiłam, do płuc, przez co zaczęłam spazmatycznie kasłać.
Asher klepał mnie po plecach, a moje oczy wypełniły się łzami. Po kilku przerażających minutach w końcu udało mi się odetchnąć.
– Nic ci nie jest? – upewnił się chyba po raz piąty Asher.
Pokręciłam głową, wzięłam serwetkę ze stojaka znajdującego się na środku stolika i otarłam załzawione oczy.
– Była gorąca. Kawa była gorąca.
– Przepraszam – powiedział.
– To nie twoja wina. – Tak naprawdę to była wina Kamali. Przygotowała swojej najlepszej przyjaciółce napój Gemmy. Najpewniej, żeby coś udowodnić. Zmięłam serwetkę w kulkę i zostawiłam ją na stole, rzucając Kamali porozumiewawcze spojrzenie. Albo mnie ignorowała, albo udawała.
– To prawda, co nie? – drążył Dale, niezrażony moim bliskim śmierci doświadczeniem. – Pracujesz w schronisku dla zwierząt.
– Ona nie… – zaczął Asher w tej samej chwili, w której ja powiedziałam:
– Tak.
Bo to była prawda. Pracowałam w schronisku dla zwierząt o nazwie Petsacular. Już ponad rok.
– Nie mówiłaś mi o tym – zdziwił się Asher.
– Wtedy przyszedłbyś mnie tam szukać, zanim byłam gotowa na spotkanie – rzuciłam pierwsze, co mi przyszło na myśl.
W kąciku jego ust zadrżał nieśmiały uśmiech.
– Pewnie tak.
– Kogo adoptowałeś? – zwróciłam się do Dale’a.
– Moja siostra adoptowała kota, rudo-białego dachowca.
Dachowca? Powiedział to tak, jakby tolerował jedynie rasowce.
– Chucka Norrisa?
Prychnął, jakby to imię do niego nie pasowało.
– Tak.
– Zmieniła mu imię? – chciałam wiedzieć.
– Głównie woła na niego Norris.
– Spoko – przyznałam.
Wygram z nim. Chwila, co mnie to w ogóle obchodzi? Był dupkiem. A ja nie byłam tak naprawdę Gemmą. Gemma to oszustka, która wkręciła Ashera. To nie tak, że zajmę jej miejsce na stałe. Chciałam tylko pomóc mu wyjść z twarzą, żeby nie musiał odstawiać żadnych głupich akcji przed całą szkołą i pewnie też przed całym internetem, jak znam życie.
– Petsacular – powtórzył Asher. – Pod samym nosem, przez cały ten czas.
– A co, myślałeś, że mieszkam w internecie czy coś?
– Nie, na moim wyświetlaczu – oznajmił, nieźle ripostując mój sarkazm.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Lubiłam, gdy facet potrafił się odgryźć.
– Ale serio, nie mogłem sobie wyobrazić ciebie szwendającej się po naszym mieście. A teraz już mogę.
– Teraz możesz. – Chciałam, żeby jego przyjaciel sobie poszedł, żebym mogła powiedzieć mu prawdę.
– Czy nazwa tego schroniska nie doprowadza cię do szału? – spytał zaciekawiony. – Mnie zawsze wkurzała. To prawie jak an…
– Anagram – weszłam mu w słowo.
– Właśnie.
– Tak! Doprowadza mnie do szału. Próbowałam wyjaśnić to Kam… eee… mojej przyjaciółce, ale mnie nie zrozumiała.
Kamala zakasłała, chcąc ukryć śmiech. Czyli jednak wcale mnie nie ignorowała.
– Tylko gdzie tam mogli upchnąć to dodatkowe „c”? – głowił się Asher. – No nijak nie mogli. To tragiczne.
– Totalnie – zgodziłam się z nim. – W ogóle nie powinni używać tej nazwy. Jest tyle innych gier słownych, które nie brzmiałyby tak irytująco. Na przykład Psitułek.
Uśmiechnął się.
– Zwierzochron.
– Zakotani.
– Ooo, to jest dobre – powiedział.
– To prawda, powinnam zawodowo zajmować się wymyślaniem nazw schronisk dla zwierząt.
– To wymaga wyjątkowych umiejętności – przyznał Asher.
Roześmiałam się.
– O czym wy w ogóle mówicie? – przerwał nam Dale, zanim zdążyliśmy zabrnąć dalej.
– Petsacular – zaakcentowałam, a kiedy popatrzył na mnie tępo, dodałam: – Od słowa spectacular. Ale o jedną literę krócej.
– To tylko gra słów – oświadczył. – To wcale nie ma być anagram.
– Ale powinien być – powiedział Asher.
– Aż się prosi – dodałam i oboje się roześmialiśmy.
– A więc ty też jesteś nerdem – stwierdził Dale, kiwając głową, jak gdyby wreszcie zrozumiał, dlaczego w ogóle rozmawiałam z Asherem. A raczej dlaczego on sądził, że z nim rozmawiałam.
– Mówiłem ci przecież – powiedział Asher.
– W takim razie dlaczego nie wysłałaś mu swojego prawdziwego zdjęcia? – zapytał Dale.
Czemu tak bardzo mu zależało na tym, żeby udowodnić Asherowi, że ktoś go wystawił? Nie mógł po prostu pogodzić się z sytuacją i się do niej dostosować?
– Więzi nie powinno się nawiązywać na podstawie wyglądu.
– Czyli go testowałaś? – dopytywał Dale.
Naprawdę wolałabym, żeby wyszedł. Psuł mi całą frajdę. Chociaż gdyby wyszedł, frajda też by znikła. Będę musiała powiedzieć Asherowi prawdę i wtedy ten przygłupawy uśmieszek zniknie z jego twarzy. Ale wyświadczyłam mu przysługę. Dla jego dobra. Oszczędziłam mu upokorzenia i bycia zranionym w przyszłości.
Czas zdawał się jednocześnie płynąć zbyt szybko i zbyt wolno, gdy siedziałam tam, unikając niewygodnych pytań, konstruując dwuznaczne odpowiedzi i udając, że piję kawę. Jak na wakacje było to zdecydowanie zbyt dużo myślenia, a to z kolei był jeszcze jeden dowód na to, że spontaniczność jest przereklamowana.
Właśnie gdy zaczęłam się zastanawiać, ile jeszcze zdołam to ciągnąć, Dale nagle wstał.
– Już czas.
– Już? Tak szybko? – zasmucił się Asher.
– Czas na co?
– Musimy iść – wyjaśnił Asher. – Rodzina Dale’a urządza dziś imprezę. Hej, może…
– Zadzwonisz do niego później? – dokończył za przyjaciela Dale, bardzo wyraźnie nie chcąc, by Asher przedłużył nasze spotkanie.
Asher się skrzywił.
– Porozmawiamy później, okej?
– Naprawdę musisz już iść? – spytałam. – Nie mógłbyś zostać jeszcze chwilkę?
Dale ponownie się wtrącił, mówiąc:
– Spóźniłaś się.
– Przepraszam – powiedział Asher, łapiąc mnie za rękę i lekko ją ściskając, po czym on również podniósł się z miejsca. – Następnym razem.
Nie będzie następnego razu.
– Nie może pójść bez ciebie? – spytałam, tym razem bardziej miękko, rzucając mu błagalne spojrzenie. Miałam nadzieję, że mu się nie oprze.
– Ja prowadzę – wyjaśnił, rozwiewając moje nadzieje.
– Rozumiem. – Wstałam i wyszłam za Asherem z boksu, a następnie podążyłam za nim do wytartej drewnianej podłogi tuż przy drzwiach.
– Dzięki – powiedział, oferując mi kolejny ze swoich światowej klasy uścisków. – Że się pojawiłaś. Jesteś… niesamowita. – Ostatnie słowo wymówił szeptem.
Przylgnęłam do niego, mocno go obejmując. Kiedy po raz ostatni przytulałam się tak z facetem? Z Philipem? W zeszłym roku? Nie, Philip nie przepadał za przytulaniem. Zawsze wolał się całować. Może to właśnie dlatego nawet nie uroniłam łzy, kiedy nasze drogi się rozeszły. Kamala powiedziała, że to dlatego, że nigdy nikogo do siebie nie dopuszczam, że mam zbyt wiele zasad, ale co ona tam wie? Jej najwyraźniej również nikt nigdy tak nie przytulał.
– Gemmo – odezwał się Asher, chyba po raz kolejny. – Wszystko w porządku?
– Co? – Oderwałam się od niego i zrobiłam krok w tył. – Tak. W porządku. Fajnie było cię w końcu poznać.
– Napiszę do ciebie później.
– Tak, jasne. Na razie.
Rzucił mi rozmarzony uśmiech i już ich nie było. Obserwowałam ich przez pomalowane okno, aż zniknęli mi z zasięgu wzroku, wsiadłszy do niebieskiego samochodu zaparkowanego przed wejściem. I odjechali.
Poczułam obecność Kamali za swoimi plecami, zanim jeszcze ją zobaczyłam.
– I co teraz zrobisz? Właśnie sprawiłaś, że ten chłopak się w tobie zakochał.
Zasada:Jeśli on nie istnieje online, nie może zaistnieć w twoim sercu
– Nie zakochał się we mnie, tylko w Gemmie – doprecyzowałam, odwracając się do niej przodem.
– Która prawdopodobnie jest czterdziestoletnim facetem.
Mężczyzna, który przyszedł wcześniej, delektował się kawą, przeglądając książki w zakątku czytelniczym.
– Fuj. – Zniżyłam głos i powtórzyłam szeptem: – Fuj. – A potem dodałam: – A może ta cała Gemma istnieje naprawdę, tylko jest po prostu… nieśmiała.
Kamala wypuściła powietrze spomiędzy swoich ponętnych warg.
– Och, jasne. Teraz będziesz sobie dopowiadać? – Machnęła ręką w stronę zaplecza. – A co z twoją gadką o tym, że ona na pewno jest internetową oszustką?
– Wyszło na to, że jestem łasa na przytulasy. – Kopnęłam w niebiesko-białą kraciastą płytkę na podłodze.
– Co?
– Nic.
– Nie no, serio, co?
– Ten chłopak świetnie przytula, to wszystko. Dobrze mu życzę.
Położyła dłonie na biodrach.
– Chwila, czy on ci się podoba?
– Przestań, dopiero go poznałam. – Co było pierwszą z wielu rzeczy, które działały na jego niekorzyść. – Wiesz, że podoba mi się Chad. – Choć raczej byłam na dobrej drodze, by mi się spodobał. Pracowałam z nim w Petsacular i jak na razie spełniał większość z moich kryteriów. Z listy, o której Kamala powiedziała, że jest niemożliwym do spełnienia zestawem cech. Chad mógł jej udowodnić, że się myli.
– Ach tak, Chad. Od jakiegoś czasu o nim nie wspominałaś. Założyłam, że uznałaś, że nie jest dla ciebie.
– Powoli i spokojnie, Kami.
Zachichotała.
– A co z tym Panem Przytulaśnym? – spytała, kiwając głową w stronę boksu.
– Był miły. Ale jak już mówiłam, mam nadzieję, że ta oszustka jest prawdziwa. – Skierowałam wzrok w miejsce, w którym stał prawie pełny kubek z moją teraz już zimną kawą. Wskazałam na niego palcem. – Chciałaś mnie otruć laktozą?
Zasłoniła dłonią usta.
– Przepraszam! Tak tam stał i patrzył na mnie, jakby mnie pilnował, czy wszystko robię jak należy. Uznałam, że spróbujesz i domyślisz się, żeby tego nie pić.
– Wiedziałam, że to było za dobre, żeby było bez laktozy. – Miałam nadzieję, że wypiłam na tyle mało, by tego później nie żałować.
Kamala poklepała mnie po brzuchu.
– Przepraszam, żołądku Wren. Bądź dla niej dobry.
Odepchnęłam jej rękę.
– Nie zachowuj się jak wariatka.
Roześmiała się.
Mój wzrok powędrował do lady i skupił się na stojącym tam małym drewnianym pudełku. Popatrzyłam na Kamalę i znów na pudełko.
– Nawet o tym nie myśl – zawołała i obie w jednym momencie popędziłyśmy do lady. Dopadłam do niej pierwsza, ale ona była tuż za mną i złapała mnie za rękę, zanim zdołałam otworzyć wieczko. – To prywatne sprawy kawiarni.
– Oj tam, i tak cały czas mi je czytasz.
Westchnęła.
– Niech ci będzie, ale ja otworzę.
Cofnęłam się i uniosłam ręce w geście kapitulacji. Kamala otworzyła wieczko i odkryła znajdujący się aktualnie w środku jeden jedyny poskładany kawałek papieru. Wyciągnęła go i rozłożyła teatralnym gestem, po czym odczytała:
– Zrób to po swojemu.
– Zrób to po swojemu? – powtórzyłam. – Takie coś napisał Asher?
Kamala obróciła kartkę, by zerknąć na drugą stronę, która oczywiście okazała się pusta, po czym wręczyła ją mnie.
– Zrób to po swojemu – przeczytałam na głos. – Co to znaczy?
Zmięła kartkę i wrzuciła ją do kosza za ladą.
– Kto wie? Przynajmniej to nie była skarga.
Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
Rozdział dostępny w pełnej wersji
TYTUŁ ORYGINAŁU:
Borrow My Heart
Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska
Wydawczyni: Maria Mazurowska
Redakcja: Anna Poinc-Chrabąszcz
Korekta: Małgorzata Lach
Projekt okładki: Ray Shappell
Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowsk, Ewa Popławska
Ilustracja na okładce: © Charley Clements
BORROW MY HEART © 2023 by Kasie West All rights reserved
Copyright © 2024 for the Polish edition by Young an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Elżbieta Pawlik, 2024
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2024
ISBN 978-83-8371-551-3
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Angelika Kuler-Duchnik