Sprawa Rachel Price - Holly Jackson - ebook + audiobook + książka
NOWOŚĆ

Sprawa Rachel Price ebook i audiobook

Holly Jackson

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

124 osoby interesują się tą książką

Opis

Światła. Kamera. Kłamstwa „Nie wiem, nie pamiętam” – te słowa Bel Price powtarzała przez całe życie jak mantrę w odpowiedzi na pytanie o tamten dzień, gdy jako niespełna dwulatka została jedynym świadkiem zaginięcia swojej matki. Sprawa zostaje wyciągnięta na światło dzienne, kiedy po ponad szesnastu latach rodzina Price’ów zgadza się na nakręcenie dokumentu kryminalnego. Bel nie może się doczekać końca zdjęć i powrotu do normalnego życia. I wtedy dzieje się niemożliwe: Rachel Price pojawia się ponownie… Kobieta przekazuje niewiarygodną historię o tym, co się z nią stało, a Bel nie jest przekonana, czy matka mówi prawdę. Jeśli Rachel kłamie, to gdzie była przez cały ten czas? I czy komuś z jej rodziny grozi teraz niebezpieczeństwo?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 607

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 16 godz. 18 min

Lektor: Maria Kozłowska
Oceny
4,2 (214 oceny)
89
85
33
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
paululinkaq

Nie oderwiesz się od lektury

bawilam sie jak wydra w rzece
20
enticzka

Nie oderwiesz się od lektury

Wciagajaca.
00
Miyuna

Całkiem niezła

ok
00
Niedomnietak
(edytowany)

Całkiem niezła

Hmmm moje pierwsze przemyślenie po przeczytaniu to: Główna bohaterką myśli więcej niż mówi. ilez można czytac o przemyśleniach po 1 wypowiedzianym zdaniu🤦🏻‍♀️ ogólnie może być. Duzo się działo
00
Patrycja____

Całkiem niezła

Jestem rozczarowana, ponieważ od Holly Jackson oczekuje samych rewelacyjnych książek, a „Sprawa Rachel Price” to co najwyżej średniak. Sam pomysł na książkę był świetny - córka biorąca udział w filmie dokumentalnym na temat zaginięcia jej matki. Co mogło pójść nie tak? Kilka rzeczy, jednak elementem najbardziej działającym mi na nerwy okazała się Bel, główna bohaterka. Co zaskakujące, nie mogę opisać jej jako kolejnej głupiutkiej i dziecinnej dziewczyny, wręcz przeciwnie, Bel była bystra i nie dawała łatwo się wykiwać. Mój problem do niej polega na tym, że przy całym jej sprycie i inteligencji, była ona niesamowicie podła. Nie zwracała uwagi na uczucia innych, nikt poza nią samą, jej ojcem i kuzynką się dla niej nie liczył; rozgrywała ludzi jak pionki na szachownicy, a przy tym nie miała żadnych wyrzutów sumienia. Z jednej strony taka bohaterka jest czymś odświeżającym, ale dla mnie czytanie o osobie, która budziła we mnie głównie negatywne emocje było ciężkie i odbierało mi radość w...
00

Popularność




Holly Jack­son

Sprawa Ra­chel Price

.

W książce po­ja­wiają się: prze­moc psy­chiczna, ma­ni­pu­la­cja, po­rwa­nie, stal­king, na­paść, krew, mor­der­stwo.

Mo­jej młod­szej sio­strze

.

Je­den

– Jak są­dzisz, co stało się z twoją matką?

We­dług Bel to słowo – „matka” – brzmiało źle. Było nie­na­tu­ralne, jed­nak wciąż lep­sze niż „mama”. Gdy pró­bo­wała wy­po­wie­dzieć to dru­gie, za­czy­nała się nim dła­wić, co ścią­gało wzrok in­nych. Nic nie mo­gła na to po­ra­dzić. „Matka” two­rzyło przy­naj­mniej po­czu­cie dy­stansu.

– Spo­koj­nie, nie spiesz się – po­wie­dział Ram­sey.

Bel spoj­rzała na niego, uni­ka­jąc ka­mery. Li­nie nie­po­koju prze­ci­nały czarną skórę, zbie­ra­jąc się wo­kół sku­pio­nych na niej oczu.

Wie­działa, że trwało to już zbyt długo, po­winna przy­go­to­wać się do wy­wiadu pod­czas spo­tkań, które od­by­wała z Ram­seyem przez kilka ostat­nich dni. Męż­czy­zna po­dra­pał się po skroni, w miej­scu, w któ­rym ciemne krę­cone włosy zni­kały za uchem. Ram­sey Lee: pro­du­cent fil­mowy, re­ży­ser z po­łu­dnio­wego Lon­dynu, prze­le­ciał pół świata do Gor­ham w New Hamp­shire i sie­dział te­raz przed Bel.

Ram­sey od­chrząk­nął.

– Um... – za­częła Bel, wal­cząc z gulą w gar­dle. – Nie wiem.

Męż­czy­zna roz­siadł się wy­god­nie, a krze­sło pod nim za­trzesz­czało. Po jego twa­rzy prze­biegł cień roz­cza­ro­wa­nia, więc Bel wie­działa, że kiep­sko jej idzie. To mu­siała być wina ka­mery, jej obec­ność wszystko zmie­niała – w końcu za­pi­sy­wała jej od­po­wie­dzi i re­ak­cje na za­wsze. Pew­nego dnia od ty­sięcy wi­dzów bę­dzie dzie­lić ją tylko szyba. Będą ana­li­zo­wać i ko­men­to­wać jej każde słowo i za­wa­ha­nie. Będą przy­glą­dać się jej twa­rzy: ja­snej skó­rze w cie­płym od­cie­niu, za­ru­mie­nio­nym po­licz­kom, ostremu pod­bród­kowi, który uwy­dat­niał się jesz­cze bar­dziej, gdy mó­wiła, a w szcze­gól­no­ści kiedy się uśmie­chała, krót­kim wło­som w od­cie­niu mio­do­wego blondu i okrą­głym sza­ro­nie­bie­skim oczom. „Czyż ona nie wy­gląda jak Ra­chel?” – będą mó­wić zza ekranu te­le­wi­zora. Jed­nak Bel uwa­żała, że bar­dziej wdała się w ojca.

– Prze­pra­szam – po­wie­działa i za­ci­snęła po­wieki, pod któ­rymi roz­pry­sły ja­sno­po­ma­rań­czowe plamy wy­wo­łane świa­tłem z so­ft­bo­xów skie­ro­wa­nych na jej twarz.

Mu­siała po pro­stu to prze­trwać, zro­bić ten do­ku­ment i nie dać po so­bie po­znać, że nie­na­wi­dzi każ­dej se­kundy w tym miej­scu. Po­gada tro­chę o Ra­chel, a po­tem jej ży­cie wróci do nor­mal­no­ści i uni­ka­nia te­matu.

Ram­sey po­trzą­snął głową, uśmie­cha­jąc się.

– Nie martw się – po­cie­szył ją. – To trudne py­ta­nie.

Nie miał ra­cji. Zresztą od­po­wiedź też nie była trudna.

Bel na­prawdę nie miała po­ję­cia, co się wy­da­rzyło. Nikt tego nie wie­dział. Wła­śnie dla­tego sprawa wzbu­dzała ta­kie za­in­te­re­so­wa­nie.

– Są­dzę, że ona...

Ktoś za ka­merą po­tknął się o ka­bel i tym sa­mym wy­rwał go ze ściany. Jedna z lamp za­mi­go­tała i zga­sła, ko­ły­sząc się chwiej­nie na jed­nej no­dze od sta­tywu.

– O cho­lera. Sorry, Rams – po­wie­dział chło­pak z ekipy, ce­lu­jąc wtyczką do kon­taktu.

Te­raz, gdy nie ra­ziło jej świa­tło, Bel po raz pierw­szy mu się przyj­rzała. Wcze­śniej, kiedy Ram­sey ich so­bie przed­sta­wiał, nie zwró­ciła na chło­paka więk­szej uwagi, była oszo­ło­miona oświe­tle­niem i ka­me­rami. Mu­siał być naj­młod­szy z czte­ro­oso­bo­wej ekipy pro­duk­cyj­nej, ale nie mógł być wiele star­szy do Bel. Moż­liwe, że to naj­dziw­niej­sza osoba, jaką Bel kie­dy­kol­wiek wi­działa. Gę­ste brą­zowe loki opa­dały na jedną stronę bla­dej kan­cia­stej twa­rzy, którą zna­czyły cie­nie. Miał na so­bie dzwony w szkocką kratę i ja­sno­fio­le­towy swe­ter z ma­łymi zie­lono-nie­bie­skimi di­no­zau­rami ma­sze­ru­ją­cymi przez klatkę pier­siową.

– Wy­bacz­cie – po­wtó­rzył, a jego ak­cent od razu zdra­dził Bel, że też po­cho­dził z Lon­dynu.

Od­chrząk­nął i pod­łą­czył lampę do prądu, a świa­tło znowu wy­peł­niło po­miesz­cze­nie i ukryło chło­paka przed wzro­kiem Bel. Dzięki Bogu, ten brzydki swe­ter bar­dzo ją roz­pra­szał.

– Mó­wi­łem ci, żeby przy­kleić wszyst­kie ka­ble do pod­łogi, Ash – wark­nął Ram­sey, uno­sząc się lekko, by spoj­rzeć na niego znad so­ft­boxa.

– Tak zro­bi­łem z więk­szo­ścią... – Głos Asha do­biegł ich zza ściany świa­tła. – Ale ta­śma się skoń­czyła.

– Na gó­rze mamy jesz­cze ja­kieś pięć­dzie­siąt ty­sięcy ro­lek.

– Pięć­dzie­siąt ty­sięcy i jedną. – Tym ra­zem ode­zwała się ko­bieta sto­jąca obok mi­kro­fonu: umiesz­czo­nej na sta­ty­wie dłu­giej tyczki z pu­szy­stą szarą główką uno­szącą się nad Bel i Ram­seyem, tuż nad ka­drem.

To Saba, tak zwra­cał się do niej Ram­sey, kiedy przed­sta­wił ją Bel jako dźwię­kow­czy­nię. Miała ogromne słu­chawki, które przy­ćmie­wały jej twarz i spra­wiały, że skóra na po­licz­kach dziw­nie się marsz­czyła.

– Prze­pra­szam. – To po­now­nie głos Asha. – Zajmę się tym póź­niej.

– W po­rządku – od­po­wie­dział Ram­sey, a jego twarz zła­god­niała na mo­ment. Po chwili zwró­cił się do męż­czy­zny sto­ją­cego za po­kaź­nych roz­mia­rów ka­merą. – Ja­mes, dla­czego na­gry­wasz Asha?

– My­śla­łem, że ro­bimy do­ku­ment w stylu „kina prawdy” i chcesz mieć na ta­śmie wszystko.

– Nie, nie chcę tego. Po­wtórzmy uję­cie. Tym ra­zem pa­trz­cie pod nogi.

Ram­sey po­słał prze­pra­sza­jący uśmiech w stronę Bel. Dziew­czyna sie­działa na plu­szo­wej ka­na­pie z ozdob­nymi po­dusz­kami.

– Ash to brat mo­jej żony – po­wie­dział, jakby Bel na­le­żało się ja­kieś wy­ja­śnie­nie. – Znam go, od­kąd miał je­de­na­ście lat. To jego pierw­sza praca. Prawda, Ash, mój asy­sten­cie?

Ash: asy­stent ope­ra­tora ka­mery. Saba: dźwię­kow­czyni. Ja­mes: ope­ra­tor ka­mery. To mu­siało być miłe – mieć słowa, które stoją za imie­niem, a w do­datku móc sa­memu je wy­brać. W przy­padku Bel było ina­czej: To jest An­na­bel. Córka Ra­chel Price. Dru­gie zda­nie za­zwy­czaj do­da­wano zna­czą­cym szep­tem. Cho­ciaż Ra­chel znik­nęła, wszystko ist­niało tylko w od­nie­sie­niu do niej. Gor­ham nie było już tym sa­mym miej­scem – te­raz to mia­sto, w któ­rym żyła Ra­chel Price. Dom pod nu­me­rem trzy­dzie­ści trzy na Mil­ton Street nie był już do­mem Bel, tylko miej­scem za­miesz­ka­nia Ra­chel Price. Tata Bel, Char­lie Price, był mę­żem Ra­chel Price, cho­ciaż to było jego na­zwi­sko.

– Pa­mię­taj o klap­sie, Ash – przy­po­mniał chło­pa­kowi Ram­sey.

– Och. – Ash wy­ło­nił się zza świa­teł, trzy­ma­jąc w dło­niach czarno-biały klaps fil­mowy, na któ­rym umiesz­czono na­zwę do­ku­mentu: Za­gi­nię­cie Ra­chel Price. Po­ni­żej wid­niał od­ręczny do­pi­sek: Wy­wiad z Bel.

Dziew­czyna była za­sko­czona, że ktoś nie na­pi­sał po pro­stu: Wy­wiad z córką Ra­chel Price.

Ash sta­nął przed ka­merą, a rąbki jego dzwo­nów za­sze­le­ściły gło­śno.

– Uję­cie szó­ste – po­wie­dział, po czym z gło­śnym trza­skiem ude­rzył górną czę­ścią klapsa o dolną i szyb­kim kro­kiem wy­co­fał się z planu.

– Za­cznijmy od nowa. – Ram­sey wy­do­był z sie­bie gło­śne wes­tchnię­cie. Sie­dzieli tu od wielu go­dzin, co wy­raź­nie od­bi­jało się na jego twa­rzy. – Twoja mama jest uzna­wana za za­gi­nioną już od po­nad szes­na­stu lat. Przez cały ten czas ni­g­dzie nie było po niej śladu. Nie ko­rzy­stała z banku, nie kon­tak­to­wała się z ro­dziną, a po­mimo in­ten­syw­nych po­szu­ki­wań ni­gdy nie od­na­le­ziono jej ciała. Oczy­wi­ście do­cho­dziły nas wie­ści, że wi­dziano ją w róż­nych miej­scach. In­ter­nauci twier­dzili, że po­ja­wiła się w Pa­ryżu, inni po­dobno na­tknęli się na nią w Bra­zy­lii. A kilka mie­sięcy temu nie­da­leko stąd, w North Con­way. Ale oczy­wi­ście to wszystko nie­po­twier­dzone do­nie­sie­nia. Twoja mama znik­nęła bez śladu trzy­na­stego lu­tego dwa ty­siące ósmego roku. Jak są­dzisz, co się z nią stało?

Je­śli Bel po­now­nie po­wie „nie wiem”, ni­gdy stąd nie wyj­dzie.

– Tak jak dla reszty świata, dla mnie to rów­nież ta­jem­nica – za­częła, a po bły­sku w oczach Ram­seya wie­działa, że tym ra­zem le­piej się spi­sała. Do­brze, tak trzy­maj. – Wiem, że lu­dzie mają różne teo­rie. Je­śli mia­ła­bym wy­brać jedną z nich... – Ram­sey za­chę­ca­jąco po­ki­wał głową. – My­ślę, że pró­bo­wała odejść i jej się to udało. Po­tem może pa­dła ofiarą przy­pad­ko­wej zbrodni, tak na­zywa to prasa. Moż­liwe rów­nież, że zgu­biła się gdzieś w Gó­rach Bia­łych i umarła, przy­gnie­ciona śnie­giem, a zwie­rzęta zja­dały to, co po niej zo­stało. Wła­śnie dla­tego ni­gdy jej nie od­na­le­ziono.

Ram­sey po­chy­lił się do przodu, pod­pie­ra­jąc brodę na pal­cach w za­my­śle­niu.

– Więc... Bel, we­dług cie­bie twoja matka naj­praw­do­po­dob­niej nie żyje?

Dziew­czyna ski­nęła głową, wpa­tru­jąc się w sto­lik przed sobą. Szklana bu­telka była tylko czę­ścią sce­no­gra­fii, woda nie słu­żyła do pi­cia. Na mar­mu­ro­wej sza­chow­nicy fi­gury cze­kały go­towe do gry. Ko­lana Bel były skie­ro­wane do środka plan­szy. Ta prze­ro­biona sala kon­fe­ren­cyjna w ho­telu Roy­alty Inn na Main Street była sceną, a bu­telka z wodą, sza­chow­nica i ozdobne po­duszki – re­kwi­zy­tami. Nic z tego nie było praw­dziwe, wszystko było czę­ścią przed­sta­wie­nia.

– Tak, uwa­żam, że nie żyje. My­ślę, że umarła tego dnia lub nie­długo po nim.

Czy na­prawdę w to wie­rzyła? I czy to miało ja­kie­kol­wiek zna­cze­nie? Tak czy ina­czej, Ra­chel Price znik­nęła.

Ram­sey rów­nież za­czął wpa­try­wać się w sza­chow­nicę.

– Wspo­mnia­łaś, że twoja mama pró­bo­wała odejść – po­wie­dział, pod­no­sząc na nią spoj­rze­nie. – Masz na my­śli to, że chciała uciec?

Bel wzru­szyła ra­mio­nami.

– Być może.

– W ty­go­dniach po­prze­dza­ją­cych znik­nię­cie Ra­chel nie pod­jęła żad­nych pie­nię­dzy ze swo­jego konta. Je­śli pla­no­wała uciec i za­cząć nowe ży­cie, po­trze­bo­wa­łaby na to fun­du­szy. Co wię­cej, nie za­brała port­fela, w któ­rym trzy­mała do­wód oso­bi­sty, zo­sta­wiła też w domu wszyst­kie karty ban­kowe. Nie spa­ko­wała żad­nych ubrań ani rze­czy oso­bi­stych. To był mroźny dzień, a jej płaszcz zo­stał zna­le­ziony w sa­mo­cho­dzie, ra­zem z te­le­fo­nem i port­fe­lem.

„I mną”, po­my­ślała.

– Co o tym są­dzisz, Bel?

Co we­dług niego miała po­wie­dzieć?

– Nie wiem. – Te dwa słowa sta­no­wiły dla niej schro­nie­nie.

Zda­wało się, że Ram­sey wy­czuł jej opór. Wy­co­fał się i po­woli wy­pro­sto­wał na krze­śle.

– Te­raz masz osiem­na­ście lat. Kiedy Ra­chel za­gi­nęła, nie skoń­czy­łaś jesz­cze dwóch. Mia­łaś do­kład­nie dwa­dzie­ścia dwa mie­siące. To, co spra­wia, że ta sprawa jest inna od reszty, to fakt, że w dzień, kiedy za­gi­nęła, by­łaś tam z nią.

– Zga­dza się – po­wie­działa, spo­dzie­wa­jąc się już na­stęp­nego py­ta­nia. Nie­ważne, ile razy je sły­szała, od­po­wiedź za­wsze była taka sama i roz­cza­ro­wy­wała ją tak samo jak in­nych.

– I nie pa­mię­tasz nic z tego dnia? Cen­trum han­dlo­wego? Sa­mo­chodu?

– Nie – od­po­wie­działa sta­now­czo. – By­łam za mała, by co­kol­wiek za­pa­mię­tać lub by po­wie­dzieć ko­mu­kol­wiek, co wi­dzia­łam.

– I to wła­śnie ta naj­bar­dziej po­krę­cona część. – Ram­sey po­chy­lił się, wy­raź­nie sta­ra­jąc się nadać sło­wom spo­kojny ton. – By­łaś zbyt mała, żeby prze­ka­zać po­li­cji, co się stało. Ale je­śli ktoś fak­tycz­nie upro­wa­dził Ra­chel z sa­mo­chodu, w któ­rym zo­sta­łaś zna­le­ziona, ozna­cza to, że mu­sia­łaś wi­dzieć sprawcę. Mo­żemy za­ło­żyć, że przez krótką chwilę zna­łaś roz­wią­za­nie tej ta­jem­nicy.

– Zga­dza się.

To fak­tycz­nie po­krę­cone, prawda?

Bel za­ci­snęła po­wieki, pod któ­rymi trzy pło­nące punkty na­ru­szyły ciem­ność w jej gło­wie. Były zbyt ja­sne i Bel zda­wało się, że wy­dzie­lają też cie­pło – a może była to tylko jej wy­obraź­nia? Ale jak w ta­kim ra­zie wy­ja­śnić to, że jej twarz te­raz pło­nęła?

– Czy czu­jesz się na si­łach, by kon­ty­nu­ować? – za­py­tał ją Ram­sey.

– Tak.

Nie miała prze­cież wy­boru. Umowa zo­stała za­warta, wszel­kie oświad­cze­nia pod­pi­sane. Ale co naj­waż­niej­sze, obie­cała to swo­jemu ta­cie. Dla jego do­bra mo­gła być miła, mó­wić „tak”, „nie” i „prze­pra­szam” w od­po­wied­nich mo­men­tach.

– I na­prawdę nie masz żad­nych wspo­mnień z tego dnia?

– Nie.

I gdy na­stęp­nym ra­zem za­pyta, też nie bę­dzie ich miała. Nie pa­mię­tała tego, co się stało, a je­dy­nie to, czego do­wie­działa się póź­niej, kiedy była już na tyle duża, by zro­zu­mieć. Nie­za­leż­nie od tego, jak do tego do­szło, zo­stała po­rzu­cona na tyl­nym sie­dze­niu sa­mo­chodu.

– To jedna z naj­czę­ściej oma­wia­nych spraw w pod­ca­stach i so­cial me­diach po­świę­co­nych te­ma­tyce true crime, od szes­na­stu lat trwa w świa­do­mo­ści spo­łecz­nej. – Oczy pro­du­centa błysz­czały. – Imię Ra­chel Price jest nie­mal sy­no­ni­mem ta­jem­nicy. Jej za­gi­nię­cie jest ni­czym za­gadka, a chęć jej roz­wią­za­nia leży w ludz­kiej na­tu­rze, zgo­dzisz się ze mną?

Miała na to od­po­wie­dzieć?

Za późno.

– Ta sprawa jest tak in­try­gu­jąca – kon­ty­nu­ował Ram­sey – po­nie­waż Ra­chel znik­nęła tego dnia dwa razy. Mo­żesz nam po­wie­dzieć, co wy­da­rzyło się tego po­po­łu­dnia o czter­na­stej? Do­kąd uda­ły­ście się z mamą?

– Mam opo­wie­dzieć jesz­cze raz?

– Tak, pro­szę, do ka­mery – od­parł, co uwol­niło Bel od po­czu­cia winy i prze­nio­sło ją na ka­merę, któ­rej prze­cież było wszystko jedno. Ram­sey wy­da­wał się taki miły, ale te­raz za­le­żało mu na tym, żeby wła­śnie tak o nim my­ślała, prawda?

Bel od­chrząk­nęła.

– Tego po­po­łu­dnia by­łam w sa­mo­cho­dzie z Ra­chel. Za­wio­zła nas do cen­trum han­dlo­wego White Mo­un­ta­ins, które znaj­duje się w Ber­lin, ja­kieś dzie­sięć mi­nut drogi od Gor­ham. Ka­mery za­re­je­stro­wały nas, kiedy wcho­dzi­ły­śmy do środka. Ra­chel nio­sła mnie na rę­kach.

– Dla­czego tam po­je­cha­ły­ście?

– Opo­wia­dano mi, że czę­sto mnie tam za­bie­rała, kiedy miała wolne – od­parła Bel. – Wcze­śniej Ra­chel pra­co­wała w tam­tej­szej ka­wiarni, cza­sem wpa­dała od­wie­dzić sta­rych zna­jo­mych i na­pić się kawy. Nic nad­zwy­czaj­nego. To miej­sce na­zy­wało się Mo­ose Mo­use Cof­fe­eho­use.

Oczy­wi­ście Bel nie pa­mię­tała tego wszyst­kiego, po­ka­zano jej na­gra­nia z ka­mer, które uwiecz­niły ko­bietę żywą po raz ostatni. Ra­chel sie­działa w ka­wiarni, a na jej ko­la­nach wier­ciła się mała Bel w ja­sno­nie­bie­skiej kur­teczce pu­cho­wej. Ota­czały je pu­ste sto­liki. Na­gra­nie było roz­ma­zane, ale po­sta­cie na nim spra­wiały wra­że­nie szczę­śli­wych i nie­świa­do­mych, że wkrótce miały znik­nąć, jedna z nich na do­bre.

– Jed­nak nad­zwy­czajne było to – pod­jął Ram­sey – co wy­da­rzyło się póź­niej. Wy­szły­ście z Mo­ose Mo­use Cof­fe­eho­use około dru­giej czter­dzie­ści dzie­więć, Ra­chel wciąż nio­sła cię na rę­kach. To wszystko można zo­ba­czyć na na­gra­niach. Na­stęp­nie skrę­ci­ły­ście za róg, gdzie znaj­do­wało się mar­twe pole mię­dzy ka­me­rami, a po­tem...

Spra­wiał wra­że­nie, jakby na coś cze­kał.

– Znik­nę­ły­śmy – od­parła Bel, by wy­peł­nić po­zo­sta­wioną przez Ram­seya lukę.

– Roz­pły­nę­ły­ście się w po­wie­trzu – do­dał. – Nie po­ja­wi­ły­ście się na na­gra­niu z na­stęp­nej ka­mery, która po­winna was uwiecz­nić, je­śli Ra­chel szłaby da­lej przed sie­bie. Tak samo w przy­padku ko­lej­nych ka­mer, rów­nież tych przy wyj­ściu. Ozna­cza to, że nie mo­gły­ście opu­ścić ga­le­rii, a jed­nak to zro­bi­ły­ście. Obie znik­nę­ły­ście w bu­dynku i nie można tego w ża­den spo­sób wy­ja­śnić. Masz ja­kiś po­mysł, co mo­gło się wtedy wy­da­rzyć?

– Nie wiem, nie pa­mię­tam – po­wta­rzam jak man­trę.

– Po­li­cja prze­ana­li­zo­wała na­gra­nia po znik­nię­ciu Ra­chel. Po­li­czyli wszyst­kich, któ­rzy we­szli do ga­le­rii i któ­rzy ją opu­ścili. Bra­ko­wało do­kład­nie dwóch osób, cie­bie i Ra­chel. Jako je­dyne we­szły­ście i ni­gdy nie wy­szły­ście. Po­li­cja brała pod uwagę ja­kąś sztuczkę, zmianę wy­glądu, ale liczby wciąż by się nie zga­dzały. Po pro­stu znik­nę­ły­ście.

Bel wzru­szyła ra­mio­nami. Nie była pewna, co Ram­sey chciał od niej usły­szeć. Nie znik­nęła, była tu i te­raz.

– Na­stępną rze­czą, którą wiemy, jest to, że po upły­wie kilku go­dzin po­ja­wi­łaś się po­now­nie. By­łaś sama w sa­mo­cho­dzie Ra­chel, nie­da­leko Mo­ose Brook State Park. Auto zo­stało po­rzu­cone na ulicy z włą­czo­nym sil­ni­kiem. Męż­czy­zna – Ram­sey spraw­dził swoje no­tatki – Ju­lian Tripp, prze­jeż­dżał obok i zna­lazł cię około szó­stej. Na­tych­miast we­zwał po­li­cję.

– Pan Tripp jest te­raz moim wy­cho­wawcą.

Ram­sey uśmiech­nął się, nie przej­mu­jąc się, że mu prze­rwała.

– Jaki ten świat mały.

– Cóż, ra­czej małe mia­sto – po­pra­wiła go Bel.

– To zro­zu­miałe, że fa­na­tycy true crime tak sku­pili się na tej spra­wie. Od za­koń­cze­nia pro­cesu nie otrzy­ma­li­śmy żad­nych od­po­wie­dzi. Tej za­gadki nie da się roz­wią­zać i zdaje się, że ona ni­gdy nie na­bie­rze sensu. Dla cie­bie musi to być znacz­nie trud­niej­sze, po­nie­waż tam by­łaś. – Ram­sey za­wie­sił głos. – Czy mo­żesz nam o tym opo­wie­dzieć, Bel? Jak do­ra­sta się w cie­niu ta­kiej ta­jem­nicy?

Nikt wcze­śniej tego tak nie ujął. Przez więk­szość czasu fak­tycz­nie czuła, jakby po­dą­żał za nią cień, mroczna, od­py­cha­jąca rzecz, od któ­rej na­leży trzy­mać się z da­leka, i wła­śnie to ro­biła Bel.

Dziew­czyna po­tarła nos tak mocno, że w środku chrup­nęła chrząstka. Za­raz przy­po­mniała so­bie, że prze­cież to na­gry­wają, a nad jej głową uno­sił się mi­kro­fon. Cho­lera. Le­piej, żeby Ram­sey to wy­ciął.

– Nie było naj­go­rzej – od­parła w końcu. – Już dawno za­ak­cep­to­wa­łam to, że ni­gdy nie po­znamy od­po­wie­dzi. To nie moja wina, że nie pa­mię­tam nic z tego, co się wy­da­rzyło, by­łam zbyt mała. Przez to, że nie mam żad­nych wspo­mnień, ta­jem­nica Ra­chel Price na za­wsze po­zo­sta­nie nie­roz­wią­zana. Ja się z tym po­go­dzi­łam, na­prawdę. Mam tatę. – Bel urwała i uśmiech­nęła się de­li­kat­nie. – Sta­rał się, by moje dzie­ciń­stwo było na tyle nor­malne, na ile to moż­liwe, bio­rąc pod uwagę oko­licz­no­ści. To naj­lep­szy tata, ja­kiego mo­głam so­bie wy­ma­rzyć. Dla­tego nie chcę, żeby lu­dziom było mnie żal – po­wie­działa szcze­rze i miała na­dzieję, że ka­mera to wy­ła­pie. – Tak wła­ści­wie to je­stem szczę­ściarą...

– Um, Ram­sey. – Głos Asha do­biegł ich zza planu.

– Krę­cimy, Ash. – Pro­du­cent od­wró­cił się i rzu­cił asy­sten­towi gniewne spoj­rze­nie.

– No tak, wiem. – Pod­szedł bli­żej, a Bel mu­siała kilka razy mru­gnąć, by go po­now­nie zo­ba­czyć. – Cho­dzi o to, że za­jęło nam to dłu­żej, niż pla­no­wa­li­śmy, i...

Wska­zał na drzwi pro­wa­dzące do ho­te­lo­wego lobby. Ktoś przy­ci­skał twarz to szyby. Bel przy­sło­niła oczy dło­nią, ale świa­tło ra­ziło ją zbyt mocno, by mo­gła do­strzec, kto to jest.

– Ona już tu jest – po­wie­dział Ash, spraw­dza­jąc go­dzinę na te­le­fo­nie. – Przy­szła za wcze­śnie.

– Kim ona jest? – za­py­tała Bel. Wie­działa, że Car­ter i cio­cia Sherry będą na­gry­wane do­piero w przy­szłym ty­go­dniu.

– Cho­lera – wy­sy­czał Ram­sey i zer­k­nął na ze­ga­rek. Rzu­cił Bel prze­lotne spoj­rze­nie, a z sze­roko otwar­tych oczu męż­czy­zny znik­nęła wcze­śniej­sza życz­li­wość.

Bel po­chy­liła się do przodu i za­py­tała twar­dym gło­sem:

– Kto to jest, Ram­sey?

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki
Ty­tuł ory­gi­nału:The Re­ap­pe­arance of Ra­chel Price
Prze­kład:Alek­san­dra Mi­sior-Mrocz­kow­ska
Re­dak­tor pro­wa­dząca:Agata Ton­dera
Ko­rekta:Alek­san­dra Wie­to­cha, Kinga Ko­siba,ko­rekta w pro­gra­mie firmy Lin­gventa
Opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki:Mo­nika No­wicka
Bar­wione brzegi i wy­klejka:Mo­nika No­wicka
Skład:Cy­prian Za­drożny
Text co­py­ri­ght © 2024 by Holly Jack­son Jac­ket pho­to­gra­phy co­py­ri­ght © 2024 by Chri­stine Black­burne All ri­ghts re­se­rved in­c­lu­ding the ri­ght of re­pro­duc­tion in whole or in part in any form. This edi­tion pu­bli­shed by ar­ran­ge­ment with Ran­dom Ho­use Chil­dren’s Bo­oks, a di­vi­sion of Pen­guin Ran­dom Ho­use LLC. © Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o., War­szawa 2024
Wszyst­kie prawa za­strze­żone. Prze­druk lub ko­pio­wa­nie ca­ło­ści lub frag­men­tów książki moż­liwe jest tylko na pod­sta­wiepi­sem­nej zgody wy­dawcy.
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-82999-49-5
Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o. 00-807 War­szawa, Al. Je­ro­zo­lim­skie 94 tel. 22 379 85 50, fax 22 379 85 51wy­daw­nic­two@bo­ok­s4ya.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.