Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
13 osób interesuje się tą książką
Dowiedz się, gdzie i jak to wszystko się zaczęło! Prequel bestsellerowego „Przewodnika po zbrodni według grzecznej dziewczynki”. Senior rodu Remych zostaje zamordowany, a liczba podejrzanych jest mocno ograniczona: tylko garstka ludzi przebywała wtedy na jego prywatnej wyspie Joy. Każdy zdaje się mieć motyw, każdy zdaje się mieć możliwość popełnienia przestępstwa. Jest tylko jeden problem: to wszystko to tylko gra, zabawa z zagadką tajemniczego morderstwa podczas przyjęcia urodzinowego przyjaciela Pippy Fitz-Amobi – dziewczyny, która wcale nie chce brać w niej udziału - ma ważniejsze rzeczy na głowie, na przykład wymyślenie tematu Projektu Rozszerzonego. Tylko, że gdy na jaw wychodzą kolejne sekrety, a atmosfera zaczyna gęstnieć, nawet Pip musi przyznać, że dociekanie prawdy jest uzależniające, a puzzle układające się w podejrzanie łatwą całość nie zawsze pasują do siebie przy bliższym przyjrzeniu się faktom. W głowie Pip zaczyna rodzić się pytanie: czy warto ponownie przyjrzeć się zbrodni sprzed lat w jej małym miasteczku?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 105
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
DEDYKUJĘ TĘ KSIĄŻKĘ MARY CELII COLLIS
(1925–2020)
Coś czerwonego odnalazło drogę wśród zagłębień i zakrętów jej kciuka, sprawiając, iż nie mogła oderwać oczu od labiryntu na swojej skórze. Wystarczyłoby tylko zmrużyć oczy, a mogłaby to być krew. Nie była, ale gdyby bardzo chciała, mogłaby oszukać oczy i je do tego przekonać. To tylko odcień czerwonej szminki Ruby Woo, na którą nalegała mama, bo podobno miała „dopełnić jej stylówkę lat 20.”. Pip ciągle zapominała o szmince i niechcąco dotykała ust. Po chwili następna smuga pojawiła się na jej małym palcu, niczym kolejna plama krwi odznaczająca się mocną czerwienią na jej bladej skórze.
Podjechali pod dom Reynoldsów. Pip zawsze uważała, że ten budynek przypomina twarz i okna to oczy spoglądające na nią z góry.
– Jesteśmy na miejscu, Serdelku – ogłosił niepotrzebnie tata z przodu samochodu. – Odwrócił się do niej z szerokim uśmiechem, marszcząc swoją ciemną skórę na czole i łapiąc się za siwą brodę, którą zapuścił na próbę tego lata, ku wielkiemu przerażeniu mamy. – Baw się dobrze. Jestem pewien, że to będzie zabójcza noc.
Jęknęła. Jak długo obmyślał ten żart? Siedzący obok niej kolega, Zach, zaśmiał się uprzejmie.
Chenowie mieszkali cztery domy od Amobich, więc często jeździli razem, podwożąc się na zmianę. Pip miała już swój samochód. Dostała go, gdy skończyła siedemnaście lat. Ale w ten weekend wylądował na przeglądzie u mechanika. Podejrzany zbieg okoliczności, prawie jakby jej tata zaplanował wszystko tak, żeby musieli znosić jego okropne suchary o morderstwach.
– Masz coś jeszcze w zanadrzu? – zapytała, owijając czarne boa z piór wokół ramion, co sprawiło, że wyglądały jeszcze bladziej.
Otworzyła drzwi, ale zatrzymała się na chwilę, żeby przewrócić oczami.
– Och, dobrze, że nie możesz zabijać wzrokiem – powiedział tata nieco za bardzo zadowolony z siebie.
Oczywiście, zawsze miał jakiś żarcik w zanadrzu.
– Okej, do widzenia, tato – pożegnała się, wychodząc, a Zach zrobił to samo po drugiej stronie samochodu, dziękując panu Amobi za podwiezienie.
– Bawcie się dobrze! – zawołał tata. – Oboje wyglądacie zabójczo!
Jeszcze jeden. Pip z irytacją stwierdziła, że przy tym dowcipie nie zdołała się powstrzymać od śmiechu.
– Aha, Pip – dodał tata, nieco poważniejąc – z powrotem podwiezie cię tata Cary. Jeśli będziesz w domu, zanim wrócimy z mamą z kina, wypuść psa na siku.
– Dobrze, dobrze. – Pomachała mu, podchodząc do drzwi frontowych ramię w ramię z Zakiem.
Wyglądał nieco śmiesznie. Miał na sobie czerwoną marynarkę w granatowe paski, białe spodnie garniturowe, czarną muszkę i słomkowy kapelusz przykrywający proste, ciemne włosy. Do klapy marynarki przypiął plakietkę z nazwiskiem Ralpha Remy’ego.
– Gotowy, Ralph? – zapytała, naciskając dzwonek do drzwi, i jeszcze raz.
Nie mogła się doczekać, żeby mieć to już za sobą. Jasne, nie widziała się z przyjaciółmi od tygodni i może będzie naprawdę fajnie, ale w domu czekała na nią praca, a impreza była tylko stratą czasu. Potrafiła jednak dobrze udawać, a to nie to samo, co kłamstwo.
– Prowadź, Celio Bourne. – Zach się uśmiechnął i widać było, że jest podekscytowany.
Pomyślała, że chyba jednak będzie musiała się postarać trochę bardziej i przybrała na twarz szerszy uśmiech.
Drzwi otworzył Connor, ale wcale nie przypominał tego Connora Reynoldsa, którego znała. Nałożył jakiś kolorowy żel na swoje normalnie ciemnoblond włosy. Teraz stały się siwe i starannie zaczesane do tyłu. Na twarzy miał namalowane brązowe zmarszczki, a na sobie czarną marynarkę – musiał ją pożyczyć od ojca – oraz pasujące do niej białą kamizelkę i muszkę. Na jednym ramieniu przewiesił niewielką ściereczkę.
– Dobry wieczór. – Ukłonił się nisko, przez co część jego siwych włosów nieco opadła, psując nienaganną fryzurę. – Witamy ponownie w Posiadłości Remych. Jestem kamerdynerem, nazywam się Humphrey Todd – powiedział, kładąc nacisk na pierwszą sylabę nazwiska.
Rozległ się pisk, a za Connorem w korytarzu ukazała się Lauren w czerwonej sukience w stylu flapper, z frędzlami sięgającymi kolan. Kapelusz w kształcie dzwonu skrywał większość jej rudych włosów, a sznur pereł owinięty wokół szyi co chwila postukiwał w plakietkę z napisem „Lizzie Remy”.
– Czyżby to był mój mąż? – zawołała radośnie, podbiegając i wciągając biednego Zacha za sobą do domu.
– Widzę, że wszyscy są już aż nazbyt podekscytowani – stwierdziła Pip, podążając za Connorem korytarzem.
– W takim razie dobrze, że przyjechałaś. Sprowadzisz wszystkich na ziemię – drażnił się z nią.
Poszerzyła uśmiech i postanowiła udawać jeszcze lepiej.
– Są twoi rodzice? – zapytała.
– Nie, wyjechali na weekend. Jamiego też nie ma, więc cały dom jest dla nas.
Brat Connora, Jamie, był od nich sześć lat starszy, ale mieszkał z rodzicami, odkąd rzucił studia. Pip pamiętała napięcie panujące wtedy w domu Reynoldsów i to, jak wszyscy unikali się nawzajem. Teraz był to jeden z tych tematów, których po prostu się nie poruszało. Dotarli do kuchni, gdzie Lauren zaciągnęła Zacha i właśnie podawała mu kieliszek. Cara i Ant też już tam byli. Oboje trzymali identyczne kieliszki wypełnione czerwonym winem. Niewątpliwie okaże się lepsze niż mieszanki, które zwykle tworzyli z trunków znajdowanych w barkach.
– Ello, Madame Pip – powiedziała Cara, najlepsza przyjaciółka Pip, z okropnym, udawanym londyńskim akcentem. Podeszła do Pip, bawiąc się jej boa i pozwalając, żeby opadło na szmaragdowozieloną sukienkę. Pip zatęskniła nagle za swoimi ogrodniczkami. – Elegancko.
– Komis z używanymi ciuchami – odparła Pip, przyglądając się kostiumowi Cary.
Miała na sobie staromodną czarną sukienkę przewiązaną długim białym fartuchem kucharskim, a jej ciemnoblond włosy zakrywała szara chustka. Również domalowała sobie zmarszczki na twarzy, nieco bardziej subtelne i efektowne, niż zrobił to Connor.
– Ile lat powinna mieć twoja postać? – zapytała Pip.
– Milion – odparowała Cara. – Pięćdziesiąt sześć.
– Wyglądasz na osiemdziesiąt sześć.
Ant parsknął śmiechem, a Pip w końcu odwróciła się w jego stronę. Prawdopodobnie prezentował się najbardziej dziwacznie z nich wszystkich. Był ubrany w prążkowany garnitur, o wiele za luźny na jego drobną sylwetkę, błyszczący biały krawat, czarny melonik, a nad górną wargą miał przyklejone gigantyczne sztuczne wąsy.
– Za wolność i lato – powiedział Ant, unosząc na chwilę wino, i pociągnął łyk.
Zanurzył swoje wąsy w płynie, a kilka kropli przylgnęło do nich, gdy wynurzył je z kieliszka. Wolność, którą miał na myśli, miała związek z faktem, że wszyscy zdali już egzaminy maturalne. Był koniec czerwca i po raz pierwszy od bardzo dawna spędzali razem czas – całą szóstką – mimo że mieszkali w tym samym mieście i uczęszczali do tej samej szkoły.
– Niby tak – zaczęła Pip – ale tak naprawdę został nam jeszcze prawie miesiąc szkoły, więc nie do końca mamy lato. Poza tym wkrótce musimy wysłać nasze propozycje projektu rozszerzonego.
Okej, może potrzebowała trochę więcej praktyki w tym udawaniu. Nic nie mogła na to poradzić. Od razu po wyjściu z domu poczuła ukłucie poczucia winy w klatce piersiowej, przypominające jej, że powinna była zacząć już pracę nad projektem w ten weekend, mimo że dopiero wczoraj napisała ostatni egzamin. Przerwy nie bardzo pasowały do Pippy Fitz-Amobi, a wolność nie wydawała się czymś pozytywnym.
– O mój Boże, czy ty kiedykolwiek robisz sobie wolne? – zapytała Lauren, spoglądając w dół na swój telefon i pisząc coś szybko.
Ant wkroczył do akcji.