Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
33 osoby interesują się tą książką
Ktoś zaginął. Nikt nic nie mówi. Ale wszyscy słuchają…
Mimo błyskotliwie przeprowadzonego śledztwa z zeszłego roku Pippa Fitz-Amobi nie planowała kontynuowania kariery detektywistycznej. Jej podcast na temat morderstwa, które wtedy wyjaśniła, stał się viralem. Zdecydowanie miała już dość rozwiązywania zagadek i tajemnic. Tamtą historię mogła więc uznać za zakończoną. Niespodziewanie stanie się jednak coś, co sprawi, że będzie musiała zmienić zdanie. Kiedy zniknie ktoś bliski, policja znów okaże się bezradna. Pippa poznaje kolejne mroczne sekrety, które skrywa jej miasto. Czy znajdzie odpowiedzi na wszystkie pytania, zanim skończy się czas?
Wciągająca i zaskakująca kontynuacja bestsellerowego „Przewodnika po zbrodni według grzecznej dziewczynki”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 420
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Zapewne myślicie, że rozpoznalibyście mordercę po głosie.
Po tym, jak jego kłamstwa przybierają inną teksturę, pobrzmiewają ledwo słyszalną zmianą barwy. Nierówny głos, który to basowieje, to wzlatuje koślawo i piskliwie, kiedy prawda wyślizguje się spomiędzy kanciastych tonów. Czy tak właśnie myślicie? Każdy sądzi, że gdyby przyszło co do czego, na pewno by rozpoznał. Ale nie Pip.
„Taka tragedia na samym końcu”.
Kiedy siedziała naprzeciwko, spoglądając w jego życzliwe, przymrużone oczy, a włączony dyktafon w telefonie rejestrował każdy dźwięk, każde westchnienie i gardłowe odchrząknięcie, wierzyła we wszystko. W każde usłyszane słowo. Pip przesunęła palcami po panelu dotykowym i cofnęła nagranie.
„Taka tragedia na samym końcu”.
Głos Elliota Warda ponownie wybrzmiał z głośników, wypełniając ciemny pokój. Wypełniając jej głowę. Stop. Klik. Odtwórz.
„Taka tragedia na samym końcu”.
Słuchała tego fragmentu już chyba po raz setny. Może nawet tysięczny. I nic. Żadnej wskazówki, żadnej zmiany tembru, kiedy prześlizgiwał się między kłamstwami i półprawdami. Człowiek, którego dawniej traktowała niemal jak ojca. Ale wtedy skłamała również Pip. Zrobiła to, żeby chronić tych, których kochała. Tak sobie mówiła. Ale czy Elliot nie tłumaczył się dokładnie w ten sam sposób? Pip uciszyła głos w swojej głowie. Prawie cała prawda już wyszła na jaw. I tego się trzymała.
Słuchała dalej, a kolejny fragment zjeżył jej włosy na karku.
– Myśli pan, że Sal zabił Andie? – rozległ się głos Pip z przeszłości.
– ...dobry był z niego chłopak. Ale biorąc pod uwagę dowody, nie widzę cienia możliwości, żeby tego nie zrobił. To okropne, ale myślę, że niestety to musiał być on. Nie ma innego wyjaśnienia...
Drzwi do pokoju otworzyły się z impetem.
– Co robisz? – przerwał jej głos podszyty drwiącym uśmieszkiem.
Przecież doskonale wiedział, co Pip właśnie robi.
– Nie strasz mnie, Ravi! – powiedziała zirytowana i rzuciła się do przodu, żeby wyłączyć dźwięk.
Ravi nigdy więcej nie powinien słyszeć głosu Elliota Warda.
– Ja cię straszę? A kto siedzi po ciemku i słucha tego czegoś? –spytał i zapalił światło.
Żółtawa poświata odbiła się od jego czarnych włosów i oblała mu czoło. Zrobił swoją najbardziej rozbrajającą minę i nie było szans, żeby Pip się nie uśmiechnęła.
– A w ogóle jak tutaj wszedłeś? – spytała, odsuwając się od biurka.
– Twoi rodzice i Josh akurat wychodzili. Mieli ze sobą smakowicie wyglądające ciasto cytrynowe.
– No tak – powiedziała. – Sąsiedzkie obowiązki powitalne. Jakaś młoda parka wprowadziła się do domu po Chensach na naszej ulicy. Mama dopięła umowę. Nazywają się Green... A może Brown... Jakoś tak. Nie pamiętam.
Dziwnie się czuła z myślą, że w tym domu zamieszkała inna rodzina; że wkrótce nowe życie miało wypełnić i przekształcić starą przestrzeń. Kiedy Pip w wieku pięciu lat przeprowadziła się do Little Kilton, jej przyjaciel Zach Chen już tam mieszkał. Cztery domy dalej. A jednak nie było to prawdziwe pożegnanie, bo wciąż codziennie widywała Zacha w szkole. Po prostu jego rodzice uznali, że po tym, co się wydarzyło, dłużej nie mogą zostać w miasteczku. Pip była przekonana, że w dużej mierze uważali ją za winną wszystkich problemów.
– A tak przy okazji... kolacja o wpół do ósmej – oznajmił Ravi, nieudolnie zmieniając temat.
Pip spojrzała na niego. Miał na sobie swoją najelegantszą koszulę wetkniętą z przodu w spodnie i... czyżby nowe buty? Kiedy podszedł bliżej, wyczuła zapach wody po goleniu. Nagle się zatrzymał. Nie pocałował jej w czoło ani nie pogładził jej po włosach. Zamiast tego usiadł na łóżku i niezręcznie zaplótł dłonie.
– Czyli przyszedłeś prawie dwie godziny przed czasem – uśmiechnęła się Pip.
– Ta... tak – wykrztusił.
Dlaczego był taki nieswój? Przecież to pierwsze walentynki, odkąd się poznali, a Ravi zarezerwował stolik w Syrenie, restauracji nieopodal miasteczka. Cara, jej najlepsza przyjaciółka, była pewna, że tego wieczoru Ravi zamierzał zapytać, czy Pip chce zostać jego dziewczyną. Powiedziała, że jest gotowa założyć się o każde pieniądze. Na myśl o tym Pip poczuła ciepło rozlewające się z żołądka i podchodzące pod serce. Ale wcale nie musiało tak być. W walentynki wypadały także urodziny Sala. Tego dnia starszy brat Raviego skończyłby dwadzieścia cztery lata, gdyby w ogóle dożył osiemnastki.
– Jak daleko doszłaś? – spytał Ravi, wskazując głową laptop z ekranem poprzecinanym spiczastymi niebieskimi liniami programu do edycji dźwięku.
W tych liniach mieściła się cała historia. Od samego początku projektu po jego koniec. Każde kłamstwo i wszystkie tajemnice. Nawet te należące do Pip.
– Już skończyłam – oznajmiła, rzucając spojrzenie na nowy mikrofon USB podpięty do komputera. – Sześć odcinków. Przy niektórych wywiadach nagrywanych telefonem musiałam użyć reduktora szumów, żeby poprawić jakość, ale dałam radę.
Tuż obok mikrofonu, w zielonej plastikowej koszulce, trzymała formularze, które wysłała do każdej z przesłuchiwanych osób. Podpisane i odesłane zgody na wykorzystanie wywiadów w podcaście. Nawet Elliot Ward podpisał swoją w więziennej celi. Dwie osoby odmówiły: Stanley Forbes z lokalnej gazety i oczywiście Max Hastings. Ale Pip nie potrzebowała ich zeznań, żeby opowiedzieć historię. Puste miejsca wypełniła wpisami z dziennika nagranymi w formie monologów.
– Już skończyłaś? – spytał Ravi, chociaż wcale nie powinno go to dziwić.
Znał ją. Może nawet lepiej niż ktokolwiek inny.
Minęło zaledwie kilka tygodni, od kiedy stanęła w szkolnym holu i opowiedziała wszystkim, co naprawdę się wydarzyło. Ale media wciąż nie relacjonowały tej historii należycie i uparcie trzymały się swojej wersji, która była czystsza i schludniejsza. Tymczasem sprawa Andie Bell do czystych bynajmniej nie należała.
– Jeśli chcesz zrobić coś dobrze, musisz to zrobić sam – stwierdziła Pip, podążając wzrokiem za ostrymi szczytami wykresów audio.
Przez chwilę nie mogła się zdecydować, czy właśnie coś się skończyło, czy może dopiero zaczęło. Ale wiedziała, którą odpowiedź by wolała.
– I co dalej? – spytał Ravi.
– Eksportuję pliki z odcinkami, raz w tygodniu wrzucam je na chmurę, a potem kopiuję kanały RSS i wklejam do katalogów podcastowych typu iTunes czy Stitcher. Jeszcze tylko skończę jedną rzecz. Muszę nagrać intro z podkładem muzycznym, który ściągnęłam ze strony z darmowymi kompozycjami. A żeby nagrać intro, potrzebny jest tytuł.
– Ahaaa – westchnął Ravi, przeciągając się. – Wciąż nie mamy tytułu, panno Fitz-Amobi?
– Wciąż nie – potwierdziła. – Ale zawęziłam wybór do trzech propozycji.
– Dajesz! – zachęcił.
– O nie! Będziesz się ze mnie nabijał.
– Nie będę – oznajmił poważnie, z nieznacznym uśmieszkiem.
– Dobrze. – Pip spojrzała w notatki. – Propozycja pierwsza: W poszukiwaniu zaginionej sprawiedliwości. O nie, Ravi! Przecież widzę, że się śmiejesz.
– Tylko ziewnąłem. Przysięgam.
– Czyli druga propozycja też ci się nie spodoba: Śledztwo w zamkniętej sprawie Andie Bell... Ravi, przestań!
– Cha, cha... Przepraszam, nie mogę! – powiedział, zaśmiewając się do łez. – Po prostu... jesteś naprawdę bardzo zdolna, ale jednego ci brakuje...
– Brakuje? – Pip odwróciła się na krześle i spojrzała Raviemu w twarz. – Czegoś mi brakuje?
– Owszem – odparł, wytrzymując jej lodowaty wzrok. – Pazura. Jesteś całkowicie pozbawiona pazura, Pip.
– Cooo? Ja pozbawiona pazura!
– Musisz przyciągnąć uwagę. Zaintrygować odbiorców. Dorzuć tam jakieś „morderstwo” albo „śmierć”.
– Tania sensacja.
– Dokładnie tego ci trzeba! Wtedy ludzie będą cię słuchać – zapewnił.
– Ale moje propozycje są precyzyjne i...
– Nudne?
Pip cisnęła w niego żółtym zakreślaczem.
– Przydałoby się coś rymowanego albo jakaś aliteracja. Coś z...
– Pazurem? – dokończyła Pip, naśladując jego głos. – Czyli jednak.
– W matni zbrodni – zaproponował. – Nie, może coś bardziej lokalnego. Mordercze miasteczko!
– Słabe to – prychnęła Pip.
– Dobra... – Ravi wstał i zaczął chodzić po pokoju. – Twoją najmocniejszą stroną jesteś przecież ty sama. Siedemnastolatka rozwiązująca sprawę, którą policja od dawna uznawała za zamkniętą. Jak cię określić? – Spojrzał na nią, mrużąc oczy.
– Bezpazurzasta, to chyba oczywiste – odparła z udawanym nadąsaniem.
– Uczennica – myślał na głos Ravi. – Dziewczyna. Robisz projekt... Może Zabójczy projekt i ja?
– Litości.
– Niech ci będzie... – Przygryzł dolną wargę, a Pip ścisnęło w żołądku. – Coś z morderstwem, zbrodnią, zabójstwem. Pip, dziewczyna, uczennica, najlepsza w... O cholera! – rzucił nagle i szeroko otworzył oczy. – Mam to!
– Co? – spytała.
– Normalnie wymyśliłem – odparł wyjątkowo z siebie zadowolony.
– To mów.
– Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki.
– O nieee! – Pip potrząsnęła głową. – Beznadzieja. Zbyt przekombinowane.
– Co ty mówisz? Idealny tytuł.
– Grzeczna dziewczynka? – szepnęła z powątpiewaniem. – Za dwa tygodnie kończę osiemnaście lat. Nie zamierzam odwalać dziecinady.
– Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki – powtórzył Ravi głębokim głosem jak lektor w zwiastunie filmowym, a po chwili porwał Pip z krzesła i obrócił ją do siebie.
– Nie – powiedziała.
– Tak – odparł, obejmując ją jedną ręką w pasie.
Jego ciepłe palce zatańczyły na jej żebrach.
– Absolutnie wykluczone.
Z ostatniej chwili:Zaskakujące zakończenie przebojowego podcastu o prawdziwej zbrodni według grzecznej dziewczynki
BENJAMIN COLLIS, 28 MARCA
Jeśli jeszcze nie wysłuchaliście szóstego odcinka Przewodnika po zbrodni według grzecznej dziewczynki, to odwróćcie wzrok. Poniżej grube spojlery.
Wielu z nas oczywiście zna rozwiązanie zagadki, która od listopada ubiegłego roku elektryzowała opinię publiczną, ale samo pytanie: „Kto zabił?” to nie wszystko. Prawdziwa fabuła Przewodnika po zbrodni to podróż, która rozpoczyna się od przeczucia pewnej siedemnastolatki o zacięciu detektywistycznym – przeczucia dotyczącego zamkniętej sprawy morderstwa nastolatki Andie Bell, rzekomo dokonanego przez jej chłopaka Sala Singha – a kończy na odkryciu rozrośniętej sieci mrocznych tajemnic oplatającej niewielkie miasteczko, długim korowodzie podejrzanych, serii kłamstw i zwrotów akcji.
Ostatni odcinek, w którym prawda wychodzi na jaw, przynosi mnóstwo zaskoczeń, poczynając od wstrząsającego odkrycia Pip, że Elliot Ward, ojciec jej najlepszej przyjaciółki, napisał kilka listów z pogróżkami, które Pip otrzymała w czasie, gdy prowadziła śledztwo. Był to niepodważalny dowód na to, że musiał maczać w tym palce, a także moment prawdziwej „utraty niewinności” dla Pip. Ona i Ravi Singh – młodszy brat Sala i współdetektyw w sprawie –uznali, że Andie Bell wciąż żyje, a Elliot przez cały czas ją przetrzymywał. Pip stanęła z Elliotem Wardem twarzą w twarz i słowo po słowie wyciągnęła z niego prawdę. Na światło dzienne wyszła zakazana relacja między uczennicą a nauczycielem, rzekomo zainicjowana przez Andie. Jeśli to prawda, rozważała Pip, Andie zapewne pragnęła uciec z Little Kilton, szczególnie od ojca, który – według różnych źródeł – był osobą autorytarną i rozchwianą emocjonalnie. Być może wierzyła, że pan Ward zapewni jej, podobnie jak Salowi, miejsce na uniwersytecie w Oksfordzie, dzięki czemu będzie mogła wyprowadzić się daleko od domu.
W noc swojego zaginięcia Andie poszła do domu Elliota Warda, gdzie wywiązała się kłótnia. Andie się potknęła i uderzyła głową o biurko. Jednak gdy Ward pobiegł po apteczkę, dziewczyna zniknęła w mrokach nocy. W kolejnych dniach, kiedy Andie oficjalnie została uznana za zaginioną, Elliot Ward spanikował. Uwierzył, że uraz głowy naprawdę spowodował śmierć Andie, a kiedy policja w końcu odnajdzie jej ciało, pojawią się dowody prowadzące prosto do niego. Jego jedyną szansą było podstawienie bardziej przekonującego podejrzanego. „Płakał, kiedy mi opowiadał, jak zabił Sala Singha”, mówiła Pip. Jego śmierć Ward upozorował na samobójstwo i podrzucił dowody. Policja miała pomyśleć, że to Sal zamordował swoją dziewczynę, a następnie targnął się na życie.
Jednak kilka miesięcy później Ward doznał wstrząsu na widok idącej poboczem drogi Andie, wychudzonej i zaniedbanej. Okazało się, że dziewczyna żyje. Ward nie mógł pozwolić, żeby wróciła do Little Kilton, dlatego ją uprowadził i uwięził na pięć lat. Wtedy nastąpił niespodziewany zwrot akcji przerastający najśmielsze wyobrażenia: osobą na strychu Warda nie była Andie Bell. „Wyglądała jak ona”, utrzymywała Pip. „Powiedziała mi nawet, że ma na imię Andie”. Tymczasem była to Isla Jordan, bezbronna młoda kobieta z niepełnosprawnością intelektualną. Eliot od samego początku przekonywał siebie i Islę, że dziewczyna to Andie Bell.
W tym momencie nasuwa się ostatnie pytanie – co się stało z prawdziwą Andie Bell? Nasza młoda detektywka również w tej kwestii ubiegła policję. „Winowajczynią była Becca Bell, młodsza siostra Andie”. Pip odkryła, że Becca została wykorzystana seksualnie na jednej z domówek (zwanych dzikimi imprezami), na których Andie sprzedawała narkotyki, w tym rohypnol. Becca podejrzewała, że właśnie on odegrał rolę w napaści na nią. Tamtego wieczoru, kiedy Andie poszła do pana Warda, Becca znalazła w pokoju siostry dowód na to, że Max Hastings kupił od Andie rohypnol i że chłopak najprawdopodobniej był sprawcą agresji (niedługo później Max stanął przed sądem jako oskarżony o liczne gwałty i molestowanie seksualne). Ale kiedy Andie wróciła, zareagowała inaczej, niż się spodziewała Becca. Andie zakazała swojej młodszej siostrze informowania policji, ponieważ nie chciała mieć kłopotów. Wtedy zaczęły się kłócić, doszło do przepychanki, a w konsekwencji Andie upadła na podłogę, zwymiotowała i straciła przytomność. Sekcja zwłok – przeprowadzona w listopadzie, kiedy w końcu udało się znaleźć jej ciało – wykazała, że „obrzęk mózgu spowodowany urazem czaszki nie był śmiertelny. Bezpośrednią przyczyną zgonu była utrata przytomności i uduszenie w następstwie zachłyśnięcia się wymiocinami”. Zastygła w przerażeniu, targana gwałtownymi emocjami Becca zapewne nie była w stanie udzielić pomocy umierającej Andie. Ze strachu, że nikt nie uwierzy w wersję o wypadku, ukryła jej ciało.
Tak kończy się ta smutna historia. „Żadnych upiększeń, żadnych filtrów, tylko czysta prawda o tym, jak umarła Andie Bell i jak zginął Sal. I o tym, jak wszyscy uwierzyli, że to on był mordercą. W zjadliwym podsumowaniu Pip bez osłonek wymienia z imienia i nazwiska wszystkich, których uznaje za winnych śmierci dwojga nastolatków. A są to: Elliot Ward, Max Hastings, Jason Bell (ojciec Andie), Becca Bell, Howard Bowers (diler narkotykowy Andie), a także sama Andie Bell.
Sześć tygodni temu pierwszy odcinek Przewodnika po zbrodni według grzecznej dziewczynki wdarł się przebojem na szczyty rankingów iTunes i wygląda na to, że jeszcze trochę tam zabawi. Wraz z wieczorną emisją ostatniego odcinka podniosły się głosy słuchaczy, którzy domagali się drugiego sezonu ich ulubionego podcastu. Tymczasem w oświadczeniu opublikowanym na swojej stronie Pip napisała: „Obawiam się, że moja kariera detektywki dobiegła końca i drugiego sezonu Przewodnika nie będzie. Ta sprawa niemal mnie wykończyła, a uświadomiłam to sobie, kiedy znalazłam się po drugiej stronie. Stała się moją chorą obsesją, która naraziła mnie i osoby w moim otoczeniu na poważne niebezpieczeństwo. Ale doprowadzę tę opowieść do końca, będę nagrywać najnowsze doniesienia z przebiegu procesu i wyroki wobec wszystkich oskarżonych. Obiecuję, że zostanę z wami do ostatniego słowa”.
Jeden
Wciąż tam był. Za każdym razem, gdy otwierała drzwi do domu. A przecież wiedziała, że to nieprawda. To tylko jej umysł próbował zakleić nieobecność, wypełnić pustkę. Słyszała ślizgające się po posadzce pazury psa pędzącego jej na powitanie, ale to nie był on. To nie mógł być on. Była jedynie pamięć, widmowe echa odgłosów, które jeszcze do niedawna wybrzmiewały każdego dnia.
– Pip, to ty?! – krzyknęła mama z kuchni.
– Cześć! – odpowiedziała Pip z korytarza i rzuciła brązowy plecak, z którego dobiegło głuche dudnienie obijających się o siebie podręczników. W salonie na podłodze siedział Josh z nosem w telewizorze i pochłaniał reklamy na Disney Channel. – Oczy ci zaraz wyskoczą – ostrzegła go Pip, przechodząc obok.
– Dupa ci wyskoczy – odciął się rozchichotany.
Żenująca odpowiedź, chociaż całkiem bystra jak na dziesięciolatka. Pip weszła do kuchni i usiadła na stołku przy blacie.
– Jak było w szkole, skarbie? – spytała mama, popijając z kubka w kwiatki.
– Dobrze było. W porządku.
Ostatnio w szkole zawsze było dobrze. Nie rewelacyjnie, nie beznadziejnie. Po prostu dobrze. Pip ściągnęła skórzane buty, które z trudem odkleiły się od jej stóp i wylądowały na posadzce.
– Fuj! – Mama się skrzywiła. – Musisz zawsze rozrzucać buty po kuchni?
– Musisz mi to zawsze wypominać?
– Tak. Jestem twoją matką – powiedziała i delikatnie pacnęła ją w ramię nową książką kucharską. – Aha, Pippa... Muszę z tobą o czymś porozmawiać.
Pełne imię. W tej dodatkowej sylabie krył się potężny ładunek znaczeniowy.
– Wpadłam w kłopoty?
– Dzwoniła do mnie dzisiaj Flora Green ze szkoły Josha – zaczęła mama, nie odpowiadając na jej pytanie. – Wiesz, ta nowa asystentka nauczyciela.
– Tak... – odparła Pip, czekając na ciąg dalszy.
– Joshua sprawiał problemy i wylądował u dyrektora – oznajmiła mama, marszcząc brwi. – Camilla Brown zgubiła temperówkę i Josh postanowił przeprowadzić klasowe śledztwo. Przesłuchał świadków, zebrał dowody i sporządził listę podejrzanych. Czworo dzieci się popłakało.
– Oj – jęknęła Pip, a żołądek znów podszedł jej do gardła. Już wiedziała, że wpadła w tarapaty. – Dobrze, mam z nim pogadać?
– Tak, chyba powinnaś – potwierdziła mama, podniosła kubek do ust i głośno siorbnęła.
Pip uśmiechnęła się przez zaciśnięte usta, zsunęła się ze stołka i cichutko podreptała do salonu.
– Cześć, Josh – odezwała się łagodnie, usadowiła się obok na podłodze i wyłączyła dźwięk w telewizorze.
– Ej!
– Słyszałam, co dzisiaj zmalowałeś w szkole – zaczęła, nie zwracając uwagi na jego reakcję.
– A tak. Mam dwóch głównych podejrzanych – oznajmił, odwracając się do niej. – Może będziesz mogła mi pomóc – dodał z błyskiem w oczach.
– Posłuchaj mnie, Josh – powiedziała Pip i odgarnęła za ucho kosmyk czarnych włosów. – Bycie detektywem to nie zabawa z kolegami. W rzeczywistości... to coś bardzo złego.
– Ale ja...
– Posłuchaj mnie, proszę. Bycie detektywem sprawia, że ludzie z twojego otoczenia stają się nieszczęśliwi. To nie daje żadnej radości – stwierdziła łamiącym się głosem i odchrząknęła. – Pamiętasz, co tata mówił o Barneyu? Jak tłumaczył, dlaczego stała mu się krzywda?
Josh pokiwał głową, a jego szeroko otwarte brązowe oczy posmutniały.
– Właśnie to się dzieje, kiedy jesteś detektywem. Nieświadomie ranisz wszystkich wokół siebie. Nosisz w sobie tajemnice, których nie powinieneś znać. Dlatego ja już tego nie robię i ty też nie powinieneś. – Słowa wpadły prosto w wydrążoną czeluść trzewi, gdzie było ich miejsce. – Rozumiesz?
– Tak... – odpowiedział i się zamyślił. – Przepraszam – dodał po chwili.
– Nie wygłupiaj się – uśmiechnęła się Pip i objęła go przelotnie. – Nie masz za co przepraszać. To co? Koniec zabaw w detektywa?
– Koniec. Obiecuję.
Całkiem łatwo poszło.
– Załatwione – powiedziała Pip, wracając do kuchni. – Zagadka zaginionej temperówki już na zawsze pozostanie tajemnicą.
– Albo i nie – odparła mama z ledwo dostrzegalnym uśmieszkiem. – Założę się, że to sprawka tego gówniarza Aleksa Davisa.
Pip parsknęła krótkim śmiechem, a mama kopnęła jej buty pod ścianę.
– Jakieś wieści od Raviego?
– Tak. – Pip wyciągnęła telefon. – Pisze, że skończyli jakieś piętnaście minut temu. Niedługo wpadnie na nagranie.
– A jak dzisiaj poszło?
– Powiedział, że było ciężko. Żałuję, że mnie tam nie było. – Pip usiadła przy blacie i wsparła podbródek na zaciśniętych pięściach.
– Wiesz, że nie możesz. Masz szkołę – przypomniała jej mama. Pip wiedziała i nie chciała po raz kolejny rozmawiać na ten sam temat. – Nie miałaś dość po wtorku? Bo ja tak.
Wtorek był pierwszym dniem procesu w sądzie koronnym w Aylesbury, na który Pip została wezwana jako świadek oskarżenia. Miała na sobie nowy kostium i białą koszulę. Próbowała opanować drżenie rąk, żeby przysięgli nie dostrzegli jej zdenerwowania. Krople gryzącego potu ściekały jej po plecach. W każdej sekundzie czuła na sobie jego wzrok z ławy oskarżonych. Spojrzenie jak fizyczny dotyk rozpełzający się po jej odsłoniętej skórze. Oczy Maksa Hastingsa.
Kiedy jedyny raz na niego zerknęła, dostrzegła w tych oczach przebłysk ironicznego uśmieszku, którego nikt inny nie zdołałby zauważyć. Nie za tymi okularami udającymi optyczne. Jak on śmiał? Jak śmiał tam stanąć i utrzymywać, że jest niewinny, podczas gdy oboje doskonale znali prawdę? Miała nagraną rozmowę telefoniczną, w której Max przyznaje się do odurzenia i zgwałcenia Bekki Bell. Wszystko wyjawił, kiedy Pip zagroziła, że rozpowie jego tajemnice: ucieczkę z miejsca wypadku i alibi Sala. To jednak nie miało żadnego znaczenia, bo sąd nie uznawał prywatnych nagrań. Oskarżyciel musiał się zadowolić zrelacjonowaniem rozmowy, którą Pip skrzętnie powtórzyła. Słowo po słowie... Oczywiście poza początkiem i tymi samymi tajemnicami, które musiała zachować dla siebie, żeby ochronić Naomi Ward.
– Tak, to było straszne – powiedziała Pip. – Ale i tak powinnam tam być.
Powinna, bo obiecała, że będzie śledzić tę historię do samego końca. A tymczasem każdego dnia na sali dla publiczności zasiadał Ravi i sporządzał dla niej notatki. „Ponieważ twoim obowiązkiem jest szkoła”, jak stwierdziły jej mama i nowa dyrektorka.
– Pip, błagam – upomniała ją mama. – Ten tydzień jest wystarczająco trudny. Jeszcze jutro to upamiętnienie. Co za obłęd.
– Wiem – westchnęła Pip.
– Dobrze się czujesz? – spytała mama i położyła dłoń na ramieniu córki.
– Tak. Jak zawsze.
Zdawała sobie sprawę, że jej mama nie jest do końca przekonana. Jednak to już się nie liczyło, ponieważ właśnie rozległo się głośne stukanie do drzwi: specjalny kod Raviego. Długi-krótki-długi. I serce Pip zabiło w tym samym rytmie. Jak zawsze.
Nazwa pliku:
Przewodnik po zbrodni według grzecznej dziewczynki: proces Maksa Hastingsa (aktualizacja 3).wav
[dźwięk intro]
Pip:
Cześć, tu Pip Fitz-Amobi, witam ponownie w Przewodniku po zbrodni według grzecznej dziewczynki. Dzisiaj będzie o procesie Maksa Hastingsa. To już trzecia aktualizacja, więc jeśli wciąż nie słuchaliście dwóch pierwszych miniodcinków, zróbcie to koniecznie. Za chwilę powiemy wam, co się wydarzyło w trzecim dniu procesu Maksa Hastingsa. Jest ze mną Ravi Singh...
Ravi:
Cześć.
Pip:
...który śledził przebieg rozprawy z galerii dla publiczności. Zaczęło się od złożenia zeznań przez kolejną ofiarę, Natalie da Silvę. Możecie kojarzyć to nazwisko. Nat była zaangażowana w moje śledztwo w sprawie Andie Bell. Dowiedziałam się, że Andie dręczyła Nat w szkole, a nawet publikowała jej kompromitujące zdjęcia w mediach społecznościowych. Uznałam to za wystarczający motyw dla Nat i przez jakiś czas podejrzewałam ją o udział w zbrodni. Oczywiście bardzo się myliłam. Dzisiaj Nat stawiła się przed sądem, żeby zeznać, jak 24 lutego 2012 roku na imprezie została przypuszczalnie odurzona i wykorzystana seksualnie przez Maksa Hastingsa. Na liście zarzutów znalazły się napaść seksualna oraz napaść przez penetrację. Ravi, czy możesz nam powiedzieć coś więcej o dzisiejszych zeznaniach?
Ravi:
Tak. Prokurator poprosił Nat o dokładne opisanie przebiegu tamtego wieczoru: kiedy przyszła na imprezę, o której godzinie ostatni raz spojrzała na zegarek, zanim poczuła się słabo; o której godzinie rano się obudziła i wróciła do siebie. Nat powiedziała, że ma jedynie kilka mglistych przebłysków pamięci: jak ktoś prowadzi ją do pustego pokoju i kładzie na kanapie. Nat czuła się sparaliżowana, nie mogła się ruszyć, a obok niej ktoś leżał. Miała wrażenie, jakby odcięto jej prąd. Kiedy rano się ocknęła, czuła się koszmarnie i miała zawroty głowy jak przy najgorszym kacu. Jej ubrania były w nieładzie, a bielizna została ściągnięta.
Pip:
Wróćmy jeszcze do tego, co we wtorek powiedział biegły prokuratury o skutkach zażywania benzodiazepin, na przykład rohypnolu. Jak można się było spodziewać, zeznania Nat pokrywają się z jego opisem. Te leki działają jak środki usypiające i mogą wywoływać efekt depresyjny w ośrodkowym układzie nerwowym, co wyjaśniałoby wrażenie paraliżu u Nat. To prawie jak świadomość oderwania się od ciała, które nagle przestaje cię słuchać, a twoje ręce i nogi nie reagują na sygnały wysyłane z mózgu.
Ravi:
Właśnie tak. Prokurator dla pewności poprosił biegłego o kilkukrotne powtórzenie, że efektem zażycia rohypnolu jest „urwany film”, jak opisała to Nat, albo amnezja następcza, co oznacza niemożność tworzenia nowych wspomnień. Myślę, że oskarżyciel chciał w ten sposób wyczulić przysięgłych, ponieważ ten wątek będzie odgrywał ważną rolę w zeznaniach każdego świadka. Chodzi o fakt, że żaden ze świadków nie pamiętał dokładnie, co się wydarzyło, ponieważ lek zaburzył ich zdolności pamięciowe.
Pip:
A prokurator chętnie powtórzył ten fakt ze względu na Bekkę Bell. Dla przypomnienia: ostatnio Becca przyznała się do winy i przyjęła wyrok trzyletniego pozbawienia wolności, chociaż obrońcy byli przekonani, że – biorąc pod uwagę okoliczności oraz to, że Becca w chwili śmierci Andie była niepełnoletnia – żadne więzienie jej nie grozi. Wczoraj Becca złożyła zeznania przez połączenie wideo z celi, w której przesiedzi jeszcze półtora roku.
Ravi:
Tak. I dzisiaj – podobnie jak kiedyś w przypadku Bekki – prokuratorzy usiłowali wykazać, że w wieczór domniemanych napaści obie wypiły jeden lub dwa napoje alkoholowe, co raczej nie mogło wpłynąć na tak wysoki poziom odurzenia. W dodatku Nat zeznała, że przez cały wieczór wypiła tylko jedno małe piwo. I wyraźnie zaznaczyła, kto zaraz przy wejściu podał jej butelkę. Był to Max.
Pip:
Jak reagował Max, kiedy Nat składała zeznania?
Ravi:
Z galerii dla publiczności widziałem go tylko częściowo. Czasem z boku, czasem tylko tył jego głowy. Ale zachowywał się tak samo jak we wtorek. Był spokojny, wyważony, ze wzrokiem skierowanym na pulpit dla świadków, jakby naprawdę go interesowało, co mają do powiedzenia. Wciąż miał na sobie okulary w grubych oprawkach i jestem na sto procent pewien, że to nie są szkła korekcyjne. W końcu moja mama jest okulistką.
Pip:
Czy dzisiaj też miał długie i potargane włosy jak we wtorek?
Ravi:
Tak. Wygląda na to, że taki styl uzgodnił ze swoim prawnikiem. Drogi garnitur, okulary zerówki... Pewnie myśli, że tymi jasnymi rozczochranymi włosami rozbroi ławę przysięgłych.
Pip:
Cóż, ostatnio w przypadku niektórych światowych przywódców to zadziałało.
Ravi:
Rysowniczka sądowa pozwoliła mi zrobić zdjęcie jej szkicu i powiedziała, że kiedy już znajdzie się w prasie, my również możemy je opublikować. Widać na nim siedzącego Maksa i jego adwokata, Christophera Eppsa, który bierze Nat w krzyżowy ogień pytań.
Pip:
Jeśli chcecie rzucić okiem na rysunek, znajdziecie go w materiałach dodatkowych na stronie Agoodgirlsguidetomurderpodcast.com. A teraz pomówmy o samym przesłuchaniu.
Ravi:
Tak, to było... mocne. Epps zadawał mnóstwo napastliwych pytań. Co miałaś na sobie tamtej nocy? Czy celowo ubrałaś się wyzywająco? Pokazywał zdjęcia Nat ściągnięte z portali społecznościowych. Czy kochałaś się w swoim koledze z klasy, Maksie Hastingsie? Ile alkoholu możesz wypić w ciągu jednego wieczoru? Wspomniał także o jej wcześniejszym skazaniu za napaść z uszkodzeniem ciała, sugerując przy tym, że to czyni ją niewiarygodną. Wszystko wyglądało dosłownie jak próba złamania jej charakteru. Widać było, że Nat się denerwuje, ale zachowywała spokój, a przed każdą odpowiedzią brała głęboki oddech i przepłukiwała gardło wodą. Mimo to głos jej drżał. Naprawdę ciężko było na to patrzeć.
Pip:
Do szału mnie doprowadza przyzwolenie na takie przesłuchiwanie ofiar. Jakby to poszkodowany miał obowiązek udowodnić swoją krzywdę. Jawna niesprawiedliwość!
Ravi:
Zgadzam się. Później Epps wypytywał ją, dlaczego następnego dnia nie poszła na policję, skoro była pewna, że została wykorzystana, a w dodatku znała sprawcę. Bo gdyby zgłosiła przestępstwo w ciągu siedemdziesięciu dwóch godzin, badanie moczu wykazałoby, czy w jej organizmie znajdowały się ślady rohypnolu, co było kluczowe dla sprawy. Nat odpowiedziała, że ponieważ straciła pamięć, nie miała pewności, co tak naprawdę się wydarzyło. Wtedy Epps oznajmił: „Skoro nic nie pamiętałaś, skąd wiesz, że nie wyraziłaś zgody na czynność seksualną? Czy tamtej nocy w ogóle nawiązywałaś jakiś kontakt z oskarżonym?”. Nat odpowiedziała, że w poniedziałek Max rzucił w jej stronę obraźliwy komentarz, pytając, czy dobrze się bawiła na imprezie, bo on tak. Epps nie odpuszczał ani na chwilę. Dla Nat to musiało być wyczerpujące.
Pip:
Wygląda na to, że taką przyjął taktykę obrony Maksa. Chce podważyć zeznania każdego świadka. Skompromitować nas. W moim przypadku twierdził, że bardzo sprytnie wykorzystałam Maksa jako kozła ofiarnego w celu wzbudzenia współczucia dla Bekki Bell i rzekomego zabójstwa, którego dokonała. I że to wszystko było częścią „agresywnej narracji feministycznej”, którą narzucam w swoim podcaście.
Ravi:
Tak, zdaje się, że właśnie tą drogą podąża Epps.
Pip:
Moim zdaniem to rodzaj agresywnej strategii, za którą płaci swojemu adwokatowi trzysta funtów za godzinę. Ale dla rodziny Hastingsów pieniądze oczywiście nie stanowią przeszkody.
Ravi:
Bez względu na to, jaką strategię zastosuje, przysięgli poznają prawdę.
Nazwa pliku:
Proces Maksa Hastingsa, załącznik
Rysunek z sali rozpraw.jpg