Give Him a Chance - Wiktoria Stemplewska - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Give Him a Chance ebook i audiobook

Stemplewska Wiktoria

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

56 osób interesuje się tą książką

Opis

Nell Myers, nie znosi Hero Westa i to o wiele bardziej niż rodzynków w serniku, a tych dosłownie nienawidzi. Brat jej najlepszej przyjaciółki z uśmiechem na twarzy uprzykrza jej życie od momentu ich przeprowadzki do New Hope.

 

Ten chłopak z premedytacją puszcza w garażu znienawidzonego przez nią bluesa, wykupuje w sklepie wszystkie opakowania jej ulubionych płatków śniadaniowych, w dodatku straszy ją żabami. A to tylko niektóre z jego pomysłów. 

 

Wszystko się zmienia, kiedy Nell i Hero zostają wezwani do gabinetu pani dyrektor. Dziewczyna otrzymuje ultimatum: albo pomoże wrogowi w nauce, albo będzie musiała pożegnać się z pracami charytatywnymi w bibliotece, które pozwalają jej na zapomnienie o otaczających ją problemach. 

 

Nell jest wściekła, a rada przyjaciółki wydaje się jej absurdalnie idiotyczna.

 

Nigdy nie powinna dać mu szansy.

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia.                                                     Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 367

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 15 min

Lektor: Kim Sayar
Oceny
4,1 (223 oceny)
101
68
40
12
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Hania29092010

Dobrze spędzony czas

Przesłodzona
20
Marchewka1980

Dobrze spędzony czas

Fajna młodzieżówka
20
EdytaPlo

Całkiem niezła

Przesłodzona
10
XxblackrosexX

Dobrze spędzony czas

Idealna na jeden wieczór.
10
mangoimangi

Nie oderwiesz się od lektury

KOCHAM TA HJSTORIE
10

Popularność




Copyright © for the text by Wiktoria Stemplewska

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2024

All rights reserved· Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Katarzyna Zapotoczna

Korekta: Aleksandra Krasińska, Agnieszka Zwolan, Daria Ławska

Skład i łamanie: Paulina Romanek

Oprawa graficzna książki: Weronika Szulecka

ISBN 978-83-8362-830-1 · Wydawnictwo NieZwykłe ·Oświęcim 2024

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

PROLOG

Dziesięć lat wcześniej

Obserwujemy z rodzicami przez okno, jak czteroosobowa rodzina patrzy na kartony przed nowo kupionym domem, nie wiedząc, w co ręce włożyć. Nie mam pewności, co to znaczy, ale tak zawsze mówi mama, gdy ktoś wygląda na nieco smutnego. Nawet sama używa tego zwrotu. Często robi to w dzień, kiedy przychodzi zajączek wielkanocny albo święty mikołaj.

Dziewczynka z rudymi warkoczykami ma na głowie śliczną pudroworóżową czapkę. Zawsze chciałam, by babcia mi taką wydziergała. Ciekawe, czy tę, którą ma na sobie, ktoś jej zrobił własnoręcznie.

Poza tym blisko małej stoi jeszcze chłopiec. Sprawia wrażenie wrednego. Trzyma się blisko siostry, jakby miał ją przed czymś uchronić. A może wcale nie są rodzeństwem?

– Powinniśmy im pomóc. Zaraz wszystkie kartony pokryje śnieg – oznajmia mama. Odbija się od oparcia kanapy, wstaje i przechodzi w kierunku korytarza. Pomóc?

– Eleno, nam też nikt nie pomagał, kiedy się wprowadzaliśmy. – Tata wzdycha, nie ruszając się z miejsca.

– Czyli nie uznajesz interwencji panów z firmy kurierskiej za pomoc? – Mama spogląda na nas przez próg. – Chodź, ubiorę cię, Nellie.

Grzecznie wstaję z sofy i podbiegam do mamy. Zaczyna wkładać mi kurtkę oraz szalik i rękawice. Kiedy widzę okropną pomarańczową czapkę, postanawiam się sprzeciwić.

– Nie włożę jej. Jest brzydka.

Mama marszczy brwi.

– Włożysz. Nie możesz zmarznąć – stwierdza. Podejmuje próbę włożenia mi czapki, ale ja wykonuję sprawny unik. – Richard, ruszaj się!

Zdenerwowana mama walczy ze mną aż do momentu, gdy obie szybko łapiemy oddech. Tata stoi nad nami gotowy do wyjścia i zabawnie uśmiechnięty.

– Następnym razem to ty pomagasz jej się ubrać – grozi mama, a następnie zdmuchuje kosmyk włosów opadający na czoło.

– Nie będzie następnego razu, bo na pewno nie pomogę już żadnej rodzinie w przeprowadzce – rzuca tata, a następnie burzy mi fryzurę. Przejmuje pomarańczową czapkę tylko po to, by rzucić ją sobie przez ramię. – Tak brzydkiego czegoś też bym nie ubrał.

Elena przewraca oczami. Wkłada buty, kiedy ja z tatą zbijamy piątkę.

Wychodzimy na zewnątrz. Jest mi zimno w uszy. Podaję dłoń tacie, byśmy bezpiecznie przeszli na drugą stronę ulicy.

– Dzień dobry! – Mama miłym głosikiem wita dwoje dorosłych. Pani z blond włosami posyła nam promienny uśmiech. Jej niebieskie oczy wydają się jeszcze bardziej wyraziste na tle padającego śniegu. – Elena Myers. A to mój mąż Richard. – Wskazuje na tatę.

Richard upewnia się, że stoję bezpiecznie na chodniku, a następnie podchodzi, by uścisnąć dłonie nieznajomym.

– Suzanne i William West – odpowiada kobieta. – A tam stoją nasze dzieci: Mollie oraz Hero.

Spoglądam na tych dwoje, próbując nie zwracać na siebie uwagi.

– Dobrze wiedzieć, że w sąsiedztwie będą dzieci w wieku naszej Nellie. – Mama opiera dłonie na moich ramionach, stawiając mnie przed sobą. Pochyla się na sekundę i mówi: – Idź się przywitać, maluchu.

Patrzę na nią niepewnie. Dobrze wie, jak nie lubię poznawać nowych dzieci. Kiedy pierwszego dnia zawiozła mnie do przedszkola, każdy mi się przyglądał, bo nie włożyłam czerwonej koszulki, jak pozostali. Naprawdę nie znoszę czerwonego. Co, jeśli oni odbiorą mnie tak samo, bo nie mam na sobie czapki?

Podchodzę do chłopca i dziewczynki. Mollie i Hero − nie spotkałam takich imion w przedszkolu.

– Cześć – mówię z lekkim zawstydzeniem. Bawię się palcami, słysząc rozmowę dorosłych za sobą. – Jestem Nellie.

– Ja Mollie. A to mój starszy brat Hero. − Dziewczynka poprawia swoje dwa rude warkoczyki, gdy ja zwracam uwagę na różnicę we wzroście dzieci: chłopiec jest nieco wyższy niż jego siostra. – Ma dziś siódme urodziny – dodaje Mollie.

Rozszerzam oczy. Spoglądam na Hero, nie czując się zbyt dobrze z tym, że nic nie mówi.

– Wszystkiego najlepszego – mówię szczerze.

Nie odpowiada. To niemiłe.

– Hero nie podoba się to miejsce – oznajmia Mollie.

Patrzę na chłopca trochę dłużej i widzę takie same oczy, jakie ma jego mama. Nie świecą jednak podobnie radośnie, więc dziewczynka musi mówić prawdę.

– Masz ochotę na podwieczorek z pluszakami? – proponuje.

– Tak. I żabami – reaguje w końcu Hero. Wolałabym chyba, by powiedział coś innego.

– Nie lubię żab – oświadczam. – Są ohydne.

Na ustach chłopca gości złowieszczy uśmieszek.

– Lepiej szybko je polub.

Mollie chwyta mnie za rękę i prowadzi do środka swojego domu.

– Co to miało znaczyć? – pytam zainteresowana.

Dziewczynka wzdycha.

– Jak wyjdziesz jutro z domu, to się dowiesz.

Nie zabrzmiało to dobrze.

Dziesięć lat później głos Hero Westa stał się tak samo znienawidzonym dźwiękiem, jak rechot żab, które przynosił mi pod drzwi frontowe.

ROZDZIAŁ 1Hero West zawsze wszystko psuje

W moim przypadku wstanie lewą nogą zwiastuje pecha do wieczora. Nawet nie próbuję wzbudzić w sobie nadziei, że ten dzień skończy się dla mnie dobrze. Już rankiem powitał mnie jazgot z garażu Westów. Hero nie odpuścił sobie włączenia bluesa, którego nie cierpię, nawet w nieszczęsny poniedziałek. Jeśli w domu zabraknie moich ulubionych tęczowych płatków, a on znowu uda się do osiedlowego sklepu wtedy, kiedy ja, wepchnie się w kolejkę i wykupi wszystkie opakowania, chyba uduszę go przy niezliczonej liczbie świadków wokół.

Zbiegam po schodach, a na parterze witają mnie ciekawskie spojrzenia członków rodziny. Mama popija kawę ze swojego ulubionego kubka z napisem: „Wspaniała żona, jeszcze lepsza matka”, a tata mruży oczy, próbując odczytać, co jest napisane w nowym wydaniu gazety. U Myersów dzień jak co dzień.

– Gotowa do szkoły? – zagaduje mama, siorbiąc kawę. Przez chwilę wyraz jej twarzy zdradza, że oparzyła się napojem.

– Będę gotowa, jeśli usłyszę, że czeka na mnie pełne opakowanie moich płatków. – Krzyżuję ręce pod piersiami i marszczę brwi. Spoglądam na pudełko położone pośrodku kuchennej wyspy, dając tacie znak, aby nim potrząsnął i sprawdził zawartość. Gdy nie słyszę charakterystycznego odgłosu, świadczącego o tym, że płatków jest chociaż na jedną porcję, wzdycham w akcie zdenerwowania.

Mama zaciska usta, po czym otwiera mi drzwi wejściowe. Pierwsze, co dostrzegam na zewnątrz, to West niosący niemalże miesięczny zapas kolorowych płatków.

– Witaj, Cornelio! – krzyczy z drugiej strony ulicy.

Wzbiera we mnie ochota puszczenia pawia. Jego przesłodzony ton to najgorsza melodia, jaką słyszę w ciągu całego dnia.

– Nie mów tak do mnie. – Przewracam oczami, a moja irytacja wzrasta jeszcze bardziej.

– Czyli wolisz, bym zwracał się do ciebie „ropucho”?

Przystaję i czuję, jak powoli gaśnie we mnie chęć walki. Lustruję całą jego sylwetkę i wzdycham. Nie ma mowy, że ze mną wygra i to ja pierwsza odejdę.

– Gdybym tylko miała okazję wymienić najgłupszego człowieka na świecie, na pewno wskazałabym ciebie.

Hero unosi brwi, jakby w zdumieniu, a następnie przechyla głowę. Promienie słońca podkreślają psotne iskierki, tańczące w niebieskich oczach. Znalazł w głowie jakąś odpowiedź, która albo mnie zażenuje, albo sprawi, że odpuszczę.

– Pamiętaj, że to wciąż ja trzymam wszystkie paczki tęczowych płatków. – Wzrusza ramionami, sądząc, że po tych słowach nasza dyskusja się kończy.

– To byłoby tylko potwierdzeniem tego, że jesteś najgłupszym człowiekiem na świecie – rzucam, poprawiając zjeżdżający z ramienia rękaw rozpinanej bluzy. – Głupi ma zawsze szczęście, West.

Milknę, a następnie odwracam się na pięcie. Podążam zwycięskim krokiem z powrotem do domu, póki on nie rzuca zaskakującej riposty:

– A ropuchy nie grzeszą urodą, Cornelio.

Przymykam powieki i, stojąc do niego plecami, wystawiam środkowy palec. Doskonale wiem, jak na to zareagował − to nie pierwsza taka sytuacja. Zawsze udaje, że zakłuło go serce, bo tak bardzo go zraniłam.

Wchodzę do domu, niezadowolona i głodna. Nie zdołałam odzyskać choćby jednego opakowania płatków.

Hero West zawsze wszystko psuje.

W szkole przywitały nas głównie zapach chemikaliów i kilka krótkich „cześć”, rzuconych przez uczniów z naszych roczników. Lubię być osobą, która jest każdemu obojętna. Lubię to, że robię, co mi się podoba, i nikt nie roztrząsa tego przez następne tygodnie. Bycie w centrum uwagi wiązałoby się z dużą presją. Czułabym się tak, jakby nawet stawiane przeze mnie kroki musiały być idealne. Dobrze jest, jak jest.

– Nie jestem gotowa na dwie godziny matmy z rzędu – marudzi niezadowolona Mollie. Zarzuca swoje długie rude włosy na plecy i próbuje dotrzymać mi kroku. Codzienne bieganie o świcie wyrobiło u mnie określone tempo, którego nie dałabym rady zmienić, choćbym chciała.

– Hej, nie będzie tak źle. – Pocieram pocieszająco jej plecy. – Pan Sanders nie jest aż taki straszny. Czasami nawet rzuci żartem.

– Nieśmiesznym. – Patrzy na mnie z niezadowoleniem widocznym w oczach.

– Ale wciąż żartem. – Wzruszam ramionami, gdy skręcamy w wąski korytarzyk.

Naciskam klamkę drzwi z tabliczką „Biblioteka”, a następnie w ciszy wchodzę do środka. Spędzam w tym miejscu naprawdę sporo czasu, czy to w trakcie zajęć, czy po nich. Mollie często mi towarzyszy, chociaż uważa wkładanie książek na odpowiednie miejsca za żmudne zajęcie. Nie wiem, czy w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że praca w bibliotece polega nie tylko na porządkowaniu książek.

– Dzień dobry, pani Bowman – mówię z uśmiechem, mijając szerokie biurko. Siwe włosy, jak zwykle zaplecione w kok, odbijają światło zawieszonych wysoko jarzeniówek. Kobieta podnosi wzrok znad starego komputera i odpowiada:

– Witaj, Nellie. Witaj, Mollie.

Przyjaciółka kiwa głową na powitanie, a następnie zajmujemy miejsca przy jedynym wolnym stoliku. Serdeczność pani Bowman sprawia, że to miejsce praktycznie nigdy nie jest puste. Liczba wypożyczanych dziennie książek przerasta oczekiwania każdego nauczyciela. Jak na małe miasteczko w Minnesocie, młodzieży jest tutaj całkiem sporo. Większość, może prócz Hero i jego kolegów z drużyny, z pasją uprawia czytelnictwo. Bardzo często brakuje egzemplarzy popularnych pozycji, więc zniecierpliwieni uczniowie czekają, aż zostaną one zwrócone do biblioteki.

– Tak w ogóle, o co znowu pożarłaś się rano z moim bratem? – zagaduje dziewczyna, kiedy otwieram podręcznik do hiszpańskiego. Kolejnym plusem przesiadywania w bibliotece jest to, że można w niej odrobić zadanie domowe, o którym się zapomniało.

– Serio nie zauważyłaś, z czym wszedł do domu? – prycham, wertując kartki. Która to była strona?

– Wiesz, że od lat lubi ci dogryzać – wyjaśnia, patrząc na mnie spod rzęs.

– Dogryzanie w ten sposób przestało być śmieszne już za drugim razem – fukam, a moje oczy się rozszerzają, kiedy znajduję upragniony temat. – Za którymś z kolei, chyba tysięcznym, jest ono po prostu irytujące.

– Pomyśl tylko, ile wydał kasy na te cholerne płatki. – Szturcha mnie łokciem, jakby próbowała wzbudzić uśmiech na mojej twarzy.

– Naprawdę mnie to nie obchodzi, Mollie. Mógłby sobie darować. Co ja mu niby zrobiłam? – pytam, choć wiem, że ona nie zna odpowiedzi.

– Dalej sądzę, że gnębi cię za to, że mnie lubisz. – Wzrusza ramionami i sięga do plecaka. Kładzie na blacie podręcznik do matematyki, po czym zerka na mój z zaciekawieniem i delikatną zazdrością. – No bo za co innego by mógł?

Nie odpowiadam. Pogrążam się w zadaniach, chcąc mieć ich odrobienie za sobą. Mollie przygryza końcówkę długopisu i również nie mówi nic więcej. Zawsze tak robi, gdy nie ma pojęcia, o co chodzi. Przedstawione w podręczniku liczby muszą wypalać w jej mózgu sporych rozmiarów dziury.

W końcu nadszedł czas na zmierzenie się z matematyką, sprawiającą mi zazwyczaj kłopot. Rok młodsza ode mnie Mollie poradziła sobie z nią, więc może i ja to pojmę?

Wszyscy uczniowie z mojego rocznika milczą, bojąc się usłyszeć, jak ich nazwisko pada z ust pana Sandersa. Nawet jeśli większość z nas rozumie dany temat, to strach przed podejściem do tablicy zawsze jest obezwładniający.

Zniecierpliwiona i pełna nadziei, że moje nazwisko nie przerwie stresującej ciszy, powodując u pozostałych ulgę, macham rytmicznie długopisem. Siedząca ze mną Hailey podąża w moje ślady, aż w końcu jej cienkopis upada, co stanowi znak dla matematyka, że czas wybrać swą ofiarę.

– Cornelia Myers, zapraszam.

Czuję, jakby cała wiedza na bieżący temat właśnie ze mnie uleciała.

Odchrząkuję i odsuwam krzesło od stolika. Współczujący wzrok obecnych w sali osób ani trochę nie pomaga w zmniejszeniu odległości między mną a interaktywną tablicą. Pan Sanders z uśmiechem spogląda w komputer, a potem, jakby dla rozluźnienia, rzuca:

– Masz znakomite oceny, Nell. To zadanie nie powinno stanowić dla ciebie najmniejszego problemu.

Być może ma rację. Poradziłabym sobie, gdyby zaliczenie odbywało się indywidualnie, a każdy pisałby na kartkach. Inaczej podlegam ocenie wszystkich, a nieznajomość ich opinii dotyczących mojej osoby będzie mnie niesamowicie frustrować. Spędzę cały wieczór, myśląc nad tym, jak wypadłam przed klasą. Będę się zastanawiać, czy stałam prosto albo czy jakieś okropieństwo nie wystawało mi z nosa, co da uczniom możliwość nadania mi jakiegoś obrzydliwego przezwiska, którego nie będę świadoma.

– Proszę – mówi nauczyciel i podaje mi specjalny pisak.

Odbieram go i czuję, jak mój stres rośnie. Pojedyncza strużka potu przykleja włosy do czoła, albo takie odnoszę wrażenie. Przełykam ślinę, wiem, że przedłużanie rozwiązywania tego zadania kompletnie nic mi nie da.

– Dobrze, więc… – zaczynam i przyglądam się przykładowi. Plątanina liter i cyfr: tylko tak jestem w stanie opisać to, co widzę na tablicy. – Więc…

– Spokojnie, Nell. Jeśli potrzebujesz pomocy, jestem tutaj – oświadcza pan Sanders i na chwilę kładzie dłoń na moim ramieniu.

Przecież zapytanie nauczyciela o pomoc przy czymś, co uważałam za tak łatwe, byłoby wstydliwe. Nie chcę zapaść się pod ziemię.

– Zaraz, to…

Zaczynam, lecz przerywa mi znajomy głos z radiowęzła. Pani sekretarka wypowiada zdanie, które ratuje mnie z opresji, a jednocześnie sprawia, że mam ochotę wrócić do domu bez jakichkolwiek wyjaśnień.

– Cornelia Myers i Hero West są proszeni do gabinetu pani dyrektor.

Wybałuszam oczy i mrugam kilkakrotnie. Co ja, do licha, mam wspólnego z tym chłopakiem? Dlaczego mamy iść do gabinetu pani dyrektor?

Cała klasa buczy, a ja już wiem, że wymienienie mojego nazwiska obok nazwiska czołowego zawodnika drużyny piłkarskiej będzie tematem numer jeden. Na szkolnym blogu pojawi się pełno spekulacji, których w żaden sposób nie będę mogła zanegować. Jak miałabym to zrobić, skoro jest w to wmieszany Hero, a jego nie obchodzi, jakie plotki krążą po szkole na czyjkolwiek temat. A już w szczególności na mój. Bez jego poparcia to tak, jakbym mówiła do ściany.

– Dobrze, za Cornelię poproszę do tablicy Hailey.

Ostatnie, co widzę przed wyjściem z klasy, to zdumione oczy znajomej. Podążam korytarzem cała zesztywniała, niegotowa do rozmowy, jaką zapewne chce z nami przeprowadzić pani dyrektor.

ROZDZIAŁ 2Nieudany maraton filmowy

Siedzę jak na szpilkach, próbując zachować możliwie najbardziej rozsądną odległość od Hero, rozwalonego na drugiej połowie ławki. Chłopak zdaje się nie przejmować tym, na co czekamy od dziesięciu minut, albo to tylko moje wrażenie.

Jedyne, z czego się cieszę, to z tego, że nawet nie podjął jakiejkolwiek próby zagadania do mnie. Niezmiennie wlepia spojrzenie niebieskich oczu w porysowaną podłogę, jakby kreski zrobione obcasami nauczycielek były ciekawsze od wszystkiego innego wokół. Dobra, już nie narzekam. Chcę tylko odbębnić spotkanie z panią dyrektor.

Mijają kolejne minuty, w których ani drgnę. West poprawia się na ławce kilkakrotnie, tworząc niepotrzebny hałas. Już dostatecznie zwróciliśmy na siebie uwagę. Na pewno uczniowie będą o nas plotkować przez kilka następnych dni − czy takim zachowaniem chce to pogłębić?

W końcu drzwi do sekretariatu otwierają się z impetem. Huk, który spowodowała wychodząca dziewczyna, sprawia, iż podskakuję i się rozpraszam. Wchodzę do gabinetu jako druga, zaraz po chłopaku.

Pani dyrektor patrzy na nas dwoje z dość pogodnym wyrazem twarzy, co sprawia, że wizyta zaczyna stresować mnie jeszcze bardziej. Najprawdopodobniej czegoś od nas chce, a to coś będzie wymagało współpracy − mojej i Westa. Współpracy prowadzącej do zupełnej katastrofy.

– Usiądź, Nellie – prosi pani dyrektor Morton, wskazując na drugi, wolny fotel. Hero prycha, najpewniej w reakcji na użyte przez kobietę zdrobnienie. – Musimy omówić pewne kwestie.

Ze zmarszczonymi brwiami dość niepewnie okrążam mebel, po czym zajmuję miejsce. Chłopak patrzy na mnie tylko przez sekundę, a potem wraca do podziwiania czegoś na biurku pani dyrektor.

– Zacznijmy od ciebie, Hero. – Na samą myśl, że to jego kobieta podręczy najpierw, kąciki moich ust drgają ku górze. – Powiedz mi, jak ważna jest dla ciebie drużyna?

– Bardzo ważna, proszę pani – odpowiada, prostując się jak struna.

– A trzymanie nad nią pieczy? – dopytuje, a on wpatruje się w nią niczym zahipnotyzowany.

– Jeszcze ważniejsze, proszę pani.

Sposób, w jaki odpowiada, niesamowicie mnie bawi.

– Twoje osiągnięcia w nauce absolutnie na to nie wskazują.

Chcę już parsknąć śmiechem, ale wtedy spojrzenie zza okularów korekcyjnych pada na moją twarz.

– A dla ciebie, Nellie… – Wstrzymuje się na chwilę z dopowiedzeniem reszty zdania, zapewne po to, by zobaczyć moją reakcję. O ile przed chwilą rozbawiło mnie to, jak Hero reagował na panią dyrektor, tak teraz sama siedzę prosto, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. – Jak ważne są prace w bibliotece?

– Tak samo ważne, jak drużyna dla Hero – rzucam bez wahania. Potakuję szybko głową, jakby miało to być dla niej dodatkowym potwierdzeniem.

– A więc wam obojgu zależy na czymś równie mocno – podsumowuje podejrzliwym tonem. – Świetnie.

Przelotnie zerkamy na siebie z Westem, by zaraz wrócić do uśmiechniętej twarzy kobiety. Nabieram przekonania, że czegoś od nas chce.

– Twoje wyniki w nauce oraz prace charytatywne w bibliotece stawiają cię w dobrym świetle, gdybyś miała zamiar udać się na studia – rozpoczyna Morton, a włoski na rękach stają mi dęba. Do czego pije? – Natomiast twoje oceny, Hero, pozostawiają wiele do życzenia. Potrzebujesz podciągnąć się z kilku przedmiotów albo będę musiała ingerować w skład drużyny i zdjąć cię z pozycji kapitana. Nie mogę dopuścić, byś zaniedbywał swoje obowiązki, co ewidentnie robisz, dlatego że pełniona przez ciebie funkcja cię przerasta.

Chłopak wytrzeszcza oczy, jakby niedowierzał własnym uszom. Mnie też się chyba przesłyszało. Czy ona chce, bym uczyła Westa?

– Od kilku miesięcy przesuwam konieczny remont biblioteki, na który otrzymałam dofinansowanie z wyznaczonym terminem jego wykorzystania – informuje, patrząc tym razem na mnie. Zdawałam sobie sprawę z tego, że to miejsce potrzebuje renowacji, nawet jeśli ma swój niepowtarzalny klimat i uważam je za ładne. – W dodatku przymykałam oko na twoje ciągłe zwolnienia z zajęć, byś mogła pomóc pani Bowman. − Zamieniam się w słuch. Moje serce zaraz wyskoczy spomiędzy żeber. – W ramach tego chciałabym poprosić, byś pomogła Hero z przedmiotów, z których jest zagrożony. Masz najlepsze oceny z waszego rocznika. Pytanie tylko, czy na to przysta…

– Nie – odpowiadamy w tym samym czasie na tyle stanowczo, że czuję, jakby ściany wokół nas zadrżały.

– Nell, będę musiała przyspieszyć wszczęcie remontu, a co za tym idzie będziesz zmuszona dołączyć do innego wolontariatu, przynajmniej do końca tego roku szkolnego – oznajmia. – A ty, Hero, wiedz, że porozmawiam z panem Mahdavim o oddaleniu cię od pełnionej funkcji, póki nie zobaczę poprawy wyników. Pozwolę wam to przemyśleć do końca tygodnia. – Uśmiecha się, delikatnie mrużąc oczy. – A teraz wracajcie na lekcje.

Po tych słowach wstajemy i opuszczamy gabinet najszybciej jak to możliwe. West wpadł na mnie w przejściu i musiał zareagować, bym nie upadła. Następnie natychmiast ruszamy w dwie różne strony, a gdy tylko on jest dalej ode mnie, staję, by zobaczyć w aparacie telefonu, jak bardzo widoczny jest rumieniec na mojej twarzy. Jaki wstyd, że niemal się przed nim wywróciłam.

Kilka ostatnich minut pierwszej lekcji matematyki postanowiłam spędzić w toalecie. Od początku przerwy tupię wyczekująco nogą. Mollie gwałtownie otwiera drzwi, niemal wyrywając klamkę.

– I co? – pyta przejęta, wymachując dłońmi w pobliżu mojej twarzy. Obgryzam skórki wokół paznokci, z chaotycznych myśli próbuję ułożyć sensowne wytłumaczenie. Kiedy mi się to nie udaje, postanawiam zapytać o coś, co mnie dręczy:

– Czy na twoich zajęciach szeptali coś na ten temat?

– W sensie o tobie i Hero?

Marszczę brwi i sprzedaję jej kuksańca w ramię. Mollie syczy, gdy jakaś dziewczyna wychodzi z kabiny i myje ręce.

– Za co to?

– Za brak dyskrecji! – wyjaśniam, a kiedy nieznajoma wychodzi z toalety, dodaję: – Używając jego imienia, wrzucasz nas na głęboką wodę!

– Wcześniej ci to nie przeszkadzało. – Wzrusza ramionami. – Bez przerwy rymowałaś „Hero-Zero” na cały korytarz.

Przewracam oczami. Może faktycznie tak było.

– Ale wtedy nikt o to nie dbał, Mollie. Teraz każdy patrzy na mnie z zaciekawieniem, a ja naprawdę tego nie lubię. – Rozkładam ręce i zaciskam usta. – Mówiąc o nim, sprawię, że zainteresują się mną bardziej.

– Skoro czujesz się z tym tak niekomfortowo, to jak zamierzasz przetrwać dzisiejszy dzień do końca? – Krzyżuje ręce pod piersiami i wzdycha ze zmęczenia. – Nie możesz przesiedzieć pięciu godzin w toalecie.

Mrugam powoli, jakby miało to spowodować doznanie jakiegoś olśnienia. Mollie wydaje się bezsilna i choćby chciała, nie da rady przekonać brata, by coś z tym zrobił. Jedno jego kiwnięcie palcem mogłoby chociaż trochę obniżyć mój poziom stresu w trakcie przechadzki po korytarzu.

– Jakoś muszę dać radę. – Z rezygnacją zarzucam plecak na jedno ramię. Dziewczyna patrzy na mnie współczująco i zaraz za mną wychodzi z toalety.

Byłam świadoma tego, że wszyscy uczniowie spędzają przerwę na korytarzu. Każdy z obecnych wydaje się zaintrygowany tym, co usłyszał przez radiowęzeł. A przynajmniej tak reaguje większość. Jestem o tym przekonana, gdy u boku Mollie dreptam niepewnie pośrodku korytarza, a spojrzenia kolegów i koleżanek wbijają mi w plecy szpilki. Lubię być niewidoczna. Nie cierpię tego, że oni wszyscy nagle zaczęli mnie dostrzegać.

Przygryzam wargę i zaciskam dłonie w pięści. Mollie ani trochę nie skupia się na tym, że inni ją obserwują z powodu mojego towarzystwa. Jest przeciwieństwem swojego brata. Chociaż nie ma problemów z byciem w centrum uwagi, nie lubi, gdy jest to spowodowane zachowaniem Hero.

Próbuję wymyślić coś, by zagaić rozmowę z przyjaciółką, ale dzieje się ze mną coś jeszcze gorszego niż wtedy, gdy pan Sanders wyczytał moje nazwisko. Z zasobu słów, które jestem w stanie wypowiedzieć, zostało tylko „tak”, „nie” lub „co?”.

Sytuacji nie poprawia West, idący w naszym kierunku.

Chowam ręce do kieszeni bluzy i delikatnie ją naciągam. Westchnienie Mollie utwierdza mnie w tym, że chłopak nie zamierza nas wyminąć. Już po chwili staje przed naszymi twarzami z pewnym siebie uśmiechem. Najchętniej starłabym mu go z twarzy.

– Wszystko w porządku, ropucho? – zwraca się do mnie, jakby nie wystarczyło to, że zbladłam. – Nie wyglądasz zbyt dobrze.

Pozostawiam go bez odpowiedzi, co ignoruje. Nie drąży dalej, bo wie, że nie ma sensu. W szkole nigdy nie wchodziliśmy w interakcje. Do dzisiaj. Nie wiem, co mu odbiło, by zaczepić mnie i Mollie. O ile pojmuję, że chce porozmawiać z własną siostrą, tak nie rozumiem, że robi to w mojej obecności. Dokładnie tak, jakby chciał podsycić plotki na nasz temat. Wolałabym, aby tego nie robił.

– Po zajęciach poczekaj dziesięć minut, wrócimy razem do domu – informuje rudą, po czym znów wraca spojrzeniem do mnie. – Ciebie też mogę podwieźć, Cornelio.

Okej. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się zachowuje. Chyba ktoś go podmienił.

Marszczę brwi i patrzę w inny punkt, chcąc okazać chłopakowi brak zainteresowania. Odpuszcza i w końcu odchodzi. Jedyne, co po sobie zostawia, to spotęgowaną ciekawość otaczających nas ludzi.

– Zatem? Wracasz z nami, Nell? – zagaduje Mollie, gdy już znikamy z zasięgu głodnych plotek spojrzeń.

– Nie ma takiej opcji.

Chyba nigdy nie poczułam większej ulgi niż dzisiaj, gdy wracałam do domu. Na samym wejściu rzuciłam plecak w kąt i oddałam się jedzeniu tęczowych płatków, które musiała przywieźć mama. Zawsze, kiedy wraca z pracy, zajeżdża do supermarketu i przywozi rzeczy, które trudno nabyć w osiedlowym sklepie, zwłaszcza że naszym sąsiadem jest Hero West, który wykupuje płatki.

Zdecydowałam, by zrobić maraton filmowy. Calutki wieczór poświęcę na oglądanie topowych romansów lub komedii. Doznałam wystarczająco dużo negatywnych emocji i przyda mi się odrobina relaksu. Ponowne obejrzenie historii Lary Jean i Petera Kavinsky’ego to doskonały pomysł.

Zabieram do pokoju wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Pełna butelka wody, niezliczona ilość kwaśnych żelków oraz masa czekoladowych wyrobów zapełniają moje łóżko na tyle, że ledwie mogę znaleźć sobie miejsce. Odpalam laptop i wyłączam światło, a więc jedyne, co oświetla pomieszczenie, to świecące kule zawieszone w oknie oraz ekran urządzenia.

Rozsiadam się wygodnie i zaczynam oglądać film. Nie wiem, w którym momencie przestaje mnie interesować historia bohaterów, a skupiam się na własnej.

Współpraca z Hero Westem jest jedyną perspektywą na dalsze prace w bibliotece. Taka działalność jest dla mnie ważna, bo tylko tam nie podlegam ocenie za to, jaka jestem. To jedyne miejsce, w którym moja znikoma pewność siebie nie zostaje przytłoczona przebojowością innych. Tylko tam czuję się jak ryba w wodzie i zapominam o tym, jaka jestem dziwna. Zapominam o codziennym stresie. Przestaję wydzielać spore ilości potu, który jest sygnałem, że mój organizm próbuje nieudolnie się bronić. Nawet samo spędzanie czasu z panią Bowman w czasie lekcji jest warte podejścia do tego wyzwania. Wszak niewątpliwie wyzwaniem jest nauczenie tego chłopaka czegokolwiek.

Jednak przeraża mnie wizja bycia obserwowaną przez wszystkich w szkole. Akceptacja takiego układu to także oczywista zgoda na pokazywanie się z Westem gdziekolwiek. Już dzisiaj był tego zwiastun, a wystarczyło, byśmy zostali poproszeni razem do gabinetu pani dyrektor.

Dodatkowym argumentem na „nie” jest po prostu nasza relacja. Nie ma osoby, której nie lubiłabym bardziej niż jego. Nikt normalny nie wstawałby wcześniej ode mnie, by zrobić mi pobudkę cholernym bluesem, i nikt normalny nie podrzucałby żab na moje podwórko, by mnie wystraszyć. Nigdy nie zrozumiałam zachowania Hero i wątpię, że kiedykolwiek je zrozumiem.

Cofam film o dobrych kilka minut i podejmuję próbę ponownego skupienia się na oglądaniu. Natłok myśli związanych z tą nieprzyjemną dla mnie sytuacją próbuje przejąć nade mną kontrolę, a na każde następne wspomnienie Westa wpycham w siebie jakąś słodycz.

Pierwsza część Do wszystkich chłopców, których kochałam się kończy, a ja mruczę z niezadowoleniem. Pragnę włączyć kolejną, ale opanowuje mnie niewyjaśnione zmęczenie. Może ciągłe analizowanie wizji przedstawionej przez panią dyrektor, to za duży wysiłek dla mojego mózgu.

Miał być świetny maraton filmowy, a obejrzałam tylko jeden film. Zawiedziona samą sobą, zamykam laptop i odkładam go na szafkę nocną. Patrzę przez okno i obserwuję dom sąsiadów. Tylko w jednym oknie pali się światło, chociaż godzina jest jeszcze wczesna. Zaczęłam oglądać jakoś w okolicach dziesiątej wieczór, a teraz jest chwilę po północy. Nastał nowy dzień, któremu niebawem znów muszę stawić czoła.

Przykrywam się kołdrą po samą szyję i wlepiam wzrok w sufit. Nie wiem, co zrobić, a piątek coraz bliżej. Pani dyrektor dała nam za mało czasu na podjęcie decyzji. Chociaż do końca roku szkolnego zostały trzy miesiące, więc zapewne to najwięcej czasu, ile mogła nam dać.

Podłączam telefon do zepsutej ładowarki, wyginam kabel na kilka stron. Już dawno obiecałam sobie, że ją wymienię, ale zawsze o tym zapominam.

Kiedy na ekranie widzę powiadomienie o ładującej się baterii, chcę już odłożyć telefon. Wtedy jednak przychodzi do mnie powiadomienie, którego najmniej bym się spodziewała.

Hero West:

Jak wcześnie wstajesz biegać?

Marszczę brwi. Co go to obchodzi? Może niech jeszcze ukradnie mi codzienną trasę!

Ja:

Dlaczego Cię to interesuje?

Kiedy widzę, że „dostarczono” zmienia się na „wyświetlono”, zaczyna być mi gorąco. Zadał normalne pytanie, mogłam odpowiedzieć albo zostawić wiadomość bez odpowiedzi i mieć go z głowy. Przynajmniej w ten sposób uniknęłabym patrzenia na trzy skaczące kropeczki świadczące o tym, że Hero wystukuje odpowiedź.

Hero West:

W Twoim pokoju wciąż się pali światło.

Czytam zdanie kilkakrotnie, a nadawca wiadomości zupełnie mi do niej nie pasuje. Hero by tak nie napisał. Nie do mnie. Nawet nie wiem, skąd ma mój numer. Ja mam jego, ponieważ kiedyś dzwoniłyśmy z Mollie z zastrzeżonego i robiłyśmy sobie żarty. Od kiedy tego chłopaka interesuje to, że w moim pokoju jest jasno?

Ja:

Dalej nie rozumiem, co do tego masz. To moja sprawa, West.

Chcę już wyłączyć telefon i zapomnieć o tej konwersacji, ale dostaję szybką odpowiedź:

Hero West:

Czy to źle, że nie chcę, byś przychodziła do szkoły zmęczona?

Dobrze Ci radzę: idź już spać, ropucho.

Nie potrafię zmrużyć oka do trzeciej. Hero kompletnie wybił mnie z rytmu − szczególnie tym, że światło w jego pokoju było zaświecone, póki w moim nie nastała ciemność. Nie wiem, o co mu właściwie chodzi, ale nie zapowiada się to dobrze.

ROZDZIAŁ 3Inne oblicze Westa

Zaciskam gumkę przy wysokim kucyku, trzymając między wargami grzebień, którego użyłam przed sekundą. Wychylam się nieco, by dostrzec w pełni zegar powieszony w salonie. Piąta dwadzieścia jeden.

Nad całym New Hope zapanowała poranna mgła, przez którą próbuje się przebić pomarańczowe słońce. Przypadkowo staję na trawniku i przemaka mi but. Przeklinam pod nosem i biorę łyk wody. Ustawiam smartwatch, by następnie zacząć bieg. Jednak czyjeś powitanie wyrywa mnie z koncentracji.

Dokładniej mówiąc, powitanie osoby, przez którą dzisiejszej nocy cierpiałam na bezsenność.

– Dzień dobry, Cornelio.

Wypycham policzek językiem, chcąc zdusić w sobie irytację.

– Serio, West? – fukam i staję do niego twarzą. A niespodziewany widok powoduje, że delikatnie uginają mi się kolana.

Hero ma na sobie koszulkę termiczną, która opina każdy cal jego klatki piersiowej. W dodatku nie wysuszył włosów, więc naprawdę musiał się spieszyć. Tylko dlaczego?

– Zamierzam ci dzisiaj towarzyszyć.

Mrugam kilkakrotnie, mając nadzieję, że zdołam wymazać go z miejsca, w którym stoi. Musiał widzieć moją reakcję, bo na jego wargi wypływa cwaniacki uśmieszek.

– Ponieważ? – pytam, bawiąc się pudełkiem z kablem od słuchawek.

– Ponieważ musimy pogadać. – Milknie i chowa dłonie do kieszeni dresowych spodni.

– Musimy pogadać? – prycham. – Możesz do mnie mówić, ale nie gwarantuję, że będę cię słuchać. – Marszczę brwi, mierząc go wzrokiem. Nie czekam na odpowiedź. Zamiast tego wkładam słuchawki do uszu, włączam piosenkę, do której tempa dostosuję swój bieg, i chowam telefon.

Jeśli pobiegnie za mną, sprawię, że szybko zaschnie mu w gardle, a wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa będzie dla niego tylko nierealnym marzeniem.

W przerwach od głośno wyśpiewywanych przez Shawna Mendesa słów słyszę nawoływania swojego imienia oraz tupot ciężko stawianych kroków. Hero West naprawdę za mną biegnie. I robi to dobrowolnie, mimo mojej niechęci. Czego może ode mnie potrzebować? W pełnej zgodzie odrzuciliśmy propozycję pani dyrektor. Moje zamartwianie się możliwością straty pracy w bibliotece nie sprawi, że zmienię zdanie.

Trasa, którą biegam od lat, nie jest zbyt wymagająca. Liczy trzy kilometry tam i z powrotem. Codziennie staję w pobliżu „drzewa myśli”, skąd obserwuję łabędzie lub kaczki pływające po stawie. W tym miejscu pozwalam wszelkim lękom odpłynąć i mogę spojrzeć na świat z innej perspektywy. I choć tylko pogłębiam nadzieję na nierealne zmiany, lubię tworzyć własną wersję otaczających mnie ludzi. Wyobrażam sobie też alternatywę siebie, która nie liczy się ze zdaniem innych. Wtedy myślę, że oni nie patrzą na mnie jako na gorszą, ale równą sobie. Uwielbiam tam być, bo wówczas nie muszę się mierzyć z rzeczywistością. Przykrą i często niesprawiedliwą.

Na jednym z zakrętów spoglądam przez ramię, a kiedy dostrzegam Hero, wciąż próbującego za mną nadążyć,znacznie przyspieszam. W pewnym momencie wybiegam na ulicę, skupiona tylko na tym, by go zgubić i by pożałował, że zdecydował się za mną biec. Jednak długo nie czuję smaku zwycięstwa. Przestaję słyszeć słowa kolejnej piosenki. Zamiast tego dociera do mnie pisk hamulców auta, a oczy zostają oślepione jaskrawymi światłami. Staję, niezdolna do dalszego biegu.

Przerażenie wypisane na twarzy kierowcy jest nieopisane. Zaczynają mnie zżerać wyrzuty sumienia, a potem ogarnia dziwne uczucie dyskomfortu. Być może dlatego, że ktoś kładzie dłoń na moim barku. A może dlatego, że przez moją bezmyślność ktoś mógł mnie potrącić.

Wyciągam słuchawki z uszu i pakuję je do etui. Przełykam ślinę, a moja szybko unosząca się klatka piersiowa jest oznaką stresu. Albo mam omamy, albo West mocno trzyma mnie za ramiona.

– Cholernie mnie wystraszyłaś, ropucho. – Przez piszczenie w uszach dociera do mnie jego szept. – Nic ci nie jest?

Ledwie zaprzeczam głową. Przygryzam wargę, by się nie rozpłakać. Nie dbam teraz o to, że Hero chucha mi na kark. Jestem przestraszona tym, co zrobiłam. On jest mi obojętny.

Próbuję zlikwidować ogromną gulę w gardle, gdy roztrzęsiony facet wychodzi z auta. Przysięgam, że jego nogi zaraz same się ugną. Co ja zrobiłam…

– Czy wszystko jest dobrze? Potrzebujesz pomocy medycznej? – W życiu nie słyszałam bardziej troskliwego tonu, a to tylko pogarsza powstałe we mnie wyrzuty sumienia. Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Coś jedynie wstrząsa moim wnętrzem. Złość i przykrość: tylko one mi towarzyszą.

– Jest zbyt przestraszona. – Hero postanawia odpowiedzieć za mnie. I chociaż byłam wściekła, że za mną biegł, a właściwie dalej jestem, to przez chwilę mam ochotę mu podziękować. – Dam znać, co z nią, kiedy się uspokoi. Zostawi mi pan swój numer telefonu?

– Oczywiście.

Nie mogę stwierdzić, ile czasu mija do chwili odjazdu nieznajomego. Nie jestem także w stanie zliczyć, na ile jeszcze pytań odpowiadał West. Teraz chłopak pociera jedynie przestrzeń między moimi łopatkami, próbując dodać mi otuchy.

– Czy wskażesz mi miejsce, w którym będziesz czuła się bezpiecznie… – Przerywa, by przełknąć ślinę. – Nellie?

Dusząc w sobie łzy, słabo potakuję głową.

W którymś momencie siadamy przy pniu płaczącej wierzby, a bliskość Hero przestaje być trudna do zniesienia. Opieram głowę o konar i spoglądam na opadające gałęzie. Kilka słonych kropel, których nie potrafię dłużej wstrzymywać, moczy skórę na moich policzkach, ale to ignoruję.

Płakanie, kiedy obok siedzi Hero West, to najbardziej wstydliwa rzecz na świecie.

– Twój oddech w końcu się unormował – stwierdza, a kątem oka dostrzegam błysk jego uśmiechu. – Bardzo mnie to cieszy.

Nie odpowiadam, bo mój język dalej nie potrafi ze mną współpracować. Hero natomiast mówi dalej:

– Powinnaś dziś zostać w domu – dodaje wolno. Uświadamiam sobie, że próbuje jak najstaranniej dobrać każde słowo, jakby nie chciał mnie wystraszyć. – W tej sytuacji po prostu zadbaj o swój komfort.

Milknie. Podnosi kamyk i puszcza kaczkę na tafli stawu.

– Właściwie powinnaś dbać o swój komfort zawsze, w każdej sytuacji – dodaje, a ujrzenie jego wyrazu twarzy sprawia, że odnoszę dziwne wrażenie, które zupełnie nie pasuje mi do jego osoby. Albo jest ono mylne, albo Hero naprawdę mówi to w taki sposób, jakby chciał wbić to do głowy także sobie.