Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 osób interesuje się tą książką
Trylogia Rosenholm. Na zawsze w sercu
Bramy Akademii Rosenholm zostały ponownie otwarte!
Uczniowie wracają do elitarnej szkoły z internatem, licząc że tym razem rok szkolny będzie spokojny. Jednak mury Rosenholm po raz kolejny spowija mrok, a w korytarzach czai się tajemnica. Kamille, Kirstine, Victoria i Malou mają teraz na głowie nie tylko lekcje magii runicznej, zajęcia z jasnowidzenia i mitologii nordyckiej – do listy dochodzi kolejny punkt. Na jaw wychodzą nowe ślady zbrodni sprzed lat i ponownie zakłócają spokój Rosenholm. Uczennice przyrzekają rozwiązać mroczną zagadkę, ale złowieszcza wróżba związana ze sprawą utrudnia im odkrycie tajemnicy. Pamiętaj – nigdy nie obiecuj nic duchowi, chyba że jesteś pewien spełnienia obietnicy!
„Na zawsze w sercu” to wyczekiwana przez czytelników druga część trylogii Rosenholm - pełna magii, tajemnic i nordyckiej mitologii. Idealna dla fanów klimatów dark academia czy książek takich jak „Harry Potter” oraz „Dunbridge Academy”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 410
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
GRY KAPPEL JENSEN
Na zawsze w sercu
TRYLOGIA ROSENHOLM tom 2
Prolog
Kiedy byłyśmy dziećmi, uwielbiałam chwile, gdy chciałaś się ze mną bawić. Pamiętam to tak, jakby zawsze było lato. W wysokiej trawie rosły kwiaty, popychałaś mnie na huśtawce, a ja śmiałam się, wzlatując ku niebu, i ty się śmiałaś, huśtając mnie coraz wyżej i wyżej, i tak to trwało aż do zapadnięcia zmroku.
Dopiero później zaczęłam cię nienawidzić. Nienawidziłam cię tak zażarcie, że na koniec pragnęłam twojej śmierci. Ale kiedy zniknęłaś, sprawy tylko się pogorszyły. Wszystko zawsze kręciło się wokół ciebie. To, że umarłaś, absolutnie niczego nie zmieniło.
Część 1
LATO
Czerwona róża:
„Będę cię kochać
po wieczne czasy”.
Znaczenie symboliki kwiatów wywodzące się ze średniowiecznej Europy, ale szczególnie rozpowszechnione w kręgach mieszczańskich w XVIII i XIX wieku.
27 LIPCA
GODZ. 8:15
Malou
Wyczyściła umywalkę i wytarła ją do sucha kawałkiem wilgotnego papieru toaletowego. Następnie ustawiła na brzegu kosmetyki w kolejności, w której zamierzała ich użyć. Zaczekała, aż krem odrobinę się wchłonie, zanim rozprowadziła na twarzy primer. Dzięki niemu podkład i puder nakładało się dużo łatwiej, a cera wyglądała idealnie. Zanim przeszła do oczu, wzięła pędzel i dyskretnie podkreśliła bronzerem kontur twarzy, kości policzkowe i wąski nos. Zastanawiała się nad cieniem do powiek, ale ostatecznie nałożyła odrobinę rozświetlacza wzdłuż brwi, które następnie przyciemniła. Oczy podkreśliła eyelinerem, rzęsy pomalowała dwukrotnie tuszem, na policzki naniosła róż. Czy w takim makijażu można było jej dać co najmniej dwadzieścia lat?
Malou upięła w ciasny kucyk proste, jasne włosy i włożyła białą męską koszulę. Jeśli chciała, żeby traktowano ją poważnie, musiała też poważnie wyglądać. Może pomalować usta czerwoną szminką?
Kiedy wyszła z łazienki z kosmetyczką pod pachą, dobiegł ją z kuchni jakiś hałas. Matka stała pochylona nad stołem.
– Mamo, idź spać – odezwała się Malou zmęczonym głosem. Trudno było stwierdzić, czy matka właśnie wstała i znowu zaczęła pić, czy też w ogóle nie kładła się do łóżka.
Kobieta wyprostowała się i odwróciła w jej stronę, nadal wsparta ręką o stół. Zmrużyła oczy i przyjrzała się córce.
– Z tą szminką wyglądasz jak zdzira – wybełkotała.
– Wal się! – Malou odwróciła się do niej plecami. Zatrzasnęła drzwi do swojego pokoju i przekręciła klucz. – Wal się – szepnęła. – Wal się.
Przez krótką chwilę stała nieruchomo. Potem odstawiła kosmetyczkę ze starannie poukładaną zawartością na nakryte kapą łóżko i zdjęła koszulę, żeby jej nie poplamić. Dawniej nie oparłaby się pokusie otwarcia szuflady, brzytwa wciąż tam leżała. Malou już jej nie używała, ale nadal chciała czuć się silna. Chciała czuć, że ma kontrolę. I moc. „Magia” w jednym z najstarszych języków oznaczała właśnie moc – tak powiedziała uczniom Rosenholmu była dyrektorka szkoły, Birgit Lund. Właśnie te słowa, bardziej niż cokolwiek innego, przekonały Malou, że chce zostać magiczką.
Skierowała wzrok na zgięcie łokcia, gdzie skóra była tak cienka, że zaznaczały się pod nią żyły niczym niebieskawoszare rzeki na mapie. „Ofiara jest twoim źródłem mocy”. Malou potrzebowała tego dzisiaj. Skupiła wzrok, skoncentrowała się. Poczuła szczypanie, ale ból nie wydawał się nieprzyjemny. Pod skórą powoli wykwitł mały siniak i stawał się coraz wyraźniejszy, zmienił kolor na czerwony, aż na koniec krew przebiła się przez naskórek w zgięciu łokcia i przybrała kształt idealnej małej kropli. Malou zamknęła oczy. Dasz radę. To niezwykle ważne! Wakacje wkrótce dobiegną końca, a ona będzie mogła wrócić do Rosenholmu – szkoły, która stała się jej domem i za którą tęskniła mimo tego wszystkiego, co się zdarzyło kilka miesięcy wcześniej. I mimo tego, że Malou wciąż nie spełniła obietnicy danej młodej dziewczynie, którą zamordowano w szkole przed laty i której zabójstwo nigdy nie zostało wyjaśnione. Po tym, jak jej duch nawiązał kontakt z Malou i jej koleżankami, przyrzekły mu znaleźć mordercę. Możesz być spokojna, Trine. Nie zapomniałyśmy o tobie.
Malou otworzyła oczy i przyjrzała się małej czerwonej kropli. Potem uniosła ramię i ją zlizała. Do odjazdu pociągu zostało tylko piętnaście minut, ale powinna zdążyć bez problemu – mieszkanie matki znajdowało się dokładnie naprzeciwko tylnego wejścia na stację. Postała jeszcze przez chwilę z zamkniętymi oczami. Następnie upewniła się, że po krwi nie został żaden ślad, zakleiła ranę plastrem w cielistym kolorze i z powrotem włożyła koszulę. Przejrzała się w lustrze i skinęła sobie głową, po czym przekręciła klucz w drzwiach i opuściła mieszkanie bez pożegnania.
Ostatni kawałek drogi musiała pokonać biegiem. Wpadła na szczyt schodów, akurat gdy pociąg do Kopenhagi wtoczył się na stację. Ponieważ nie było żadnych wolnych miejsc, zamknęła się w toalecie. Wyglądała blado w porysowanym lustrze, które zniekształcało jej twarz. Usta wydawały się zbyt czerwone. Upiorne. Malou wyjęła z torebki chusteczkę higieniczną i zaczęła ścierać szminkę, ale tylko ją rozmazała. Jasna cholera! Spokój, który do tej pory odczuwała, całkowicie się ulotnił, w dodatku ktoś stojący na korytarzu szarpał za klamkę, próbując dostać się do środka.
Malou głęboko odetchnęła, wyprostowała się i spojrzała w oczy swojemu odbiciu w lustrze.
– Pieprzyć ich – szepnęła.
Z torebki wyjęła korektor i naniosła jego cienką warstwę tam, gdzie skóra wokół warg była zaczerwieniona od rozmazanej szminki i mocnego pocierania. Później znowu pomalowała usta, powoli i starannie, mimo natarczywego pukania do drzwi.
27 LIPCA
GODZ. 9:30
Kamille
Opuszczona przez Kamille drabina strychowa głośno zazgrzytała. Matka nadal spała, ale dziewczyna nie przejmowała się tym, czy hałas ją obudzi.
Kiedy klapa nareszcie ustąpiła, na głowę Kamille posypały się pył i kawałki tynku. Dziewczyna wspięła się po wąskiej drabinie. Na strychu czuć było stęchlizną, w powietrzu unosił się kurz. Pomieszczenie spowijała ciemność, lecz nie całkowita. Przez starą strzechę prześwitywało światło w miejscach, w których była nieszczelna i przez które zimą wwiewało śnieg. Dach znajdował się dość nisko, ale pod samą kalenicą Kamille mogła stać wyprostowana. Przeszła boso po nierównych deskach do zamkniętych drzwiczek w ścianie szczytowej. Zawieszono je na ramie okiennej, zamiast wstawić w nią prawdziwą szybę. Kamille spróbowała otworzyć te drzwiczki, ale poddały się, dopiero gdy wymierzyła im małego kopniaka. Do wnętrza wlało się światło wraz z powiewem świeżego powietrza niosącego woń dojrzewającego zboża i soczystej trawy. Kamille otarła czoło wierzchem dłoni, rozkoszując się przyjemnie chłodną poranną bryzą. Już teraz panował tutaj skwar, chociaż dzień dopiero się rozpoczął. Rozejrzała się wokół siebie. Strych był cały zawalony pudłami, starymi zdezelowanymi meblami, walizkami i plastikowymi workami. Od czego powinna zacząć?
Znalazła kartony opisane swoim imieniem. „Zabawki” – przeczytała na jednym z nich. „Dziewczęce ubranka, rozm. 2 lata”. Kamille nie interesowały przedmioty pochodzące z czasów jej dzieciństwa. Szukała kartonów z rzeczami sprzed swoich narodzin. Może dzięki ich zawartości – jakimś zdjęciom, listom albo na przykład prezentowi od niego – mogłaby dowiedzieć się więcej na jego temat? Matka niczego przecież nie wyrzucała.
Kamille wypatrzyła karton wciśnięty głęboko pod sam dach. Był wybrzuszony, miał ślady po zalaniu i wyglądał, jakby przenoszono go mnóstwo razy. Widniał na nim napis „Notatki”. Kamille z trudem przytaszczyła pudło na środek pomieszczenia. Po otwarciu go ukazały się jej zeszyty, segregatory i plastikowe teczki w różnych kolorach. Zaczęła przegrzebywać zawartość, ale szybko się poddała i zdecydowanym ruchem wysypała wszystko na podłogę.
Na wielu papierach rozpoznała pismo matki. Wypracowanie o nordyckich bogach i używaniu przez nich roślin halucynogennych, praca domowa o korzystnych właściwościach krwawnika, niekończąca się liczba gęsto zapisanych stron z notatkami z lekcji – wszystko to pochodziło z czasów nauki matki Kamille w Rosenholmie. Wyglądało na to, że była pilną uczennicą. Kamille nigdy nie robiła aż tak szczegółowych notatek. Przerzucała uważnie kartki, tu i ówdzie odczytując jakieś zdanie. Na samym dole sterty znalazła książkę. Nie, to nie była książka, Kamille trzymała w ręku notes z kalendarzem pochodzący z ostatniego roku matki w szkole. Kiedy zaczęła go przeglądać, serce mocniej jej zabiło. Niemal każdą stronę zapełniały zapiski matki: nagłówki rozdziałów, które zadano im do przeczytania, tytuły książek, terminy oddawania prac, daty urodzin koleżanek z klasy. Gdzieniegdzie widniały odręczne szkice różnych roślin, a pod spodem informacje, do czego można wykorzystać dane ziele. Kamille poświęciła czas na przestudiowanie każdego z tych niewielkich rysunków. „Przylaszczka pospolita (na schorzenia wątroby i zgagę – UWAGA: świeże rośliny są toksyczne!), ziarnopłon wiosenny (do przemywania ran i w leczeniu brodawek), ogórecznik lekarski (na infekcje dróg oddechowych i reumatyzm)”.
Zwróciła uwagę na to, że matka zaznaczyła niektóre strony w kalendarzu małą gwiazdką w prawym górnym rogu. Czasem zapisywała coś pod spodem. „Stary jarząb” – widniało w jednym miejscu, a w innym „poddasze”.
Kamille miała właśnie zamknąć notes i wrzucić go z powrotem do kartonu, kiedy dostrzegła zdjęcie wsunięte za plastikową okładkę. Przedstawiało całą klasę. Matka, wyraźnie roześmiana, stała w samym środku. Kamille stwierdziła, że były do siebie niezwykle podobne, miały nawet takie same rumiane policzki. Na szyi matki wisiał prosty skórzany mieszek i łańcuszek z małym srebrnym listkiem. Matka do tej pory nosiła obie te rzeczy, a Kamille od niemal roku miała na szyi łańcuszek z identycznym wisiorkiem. Nagle to uderzające podobieństwo bezgranicznie ją zirytowało. W czasie gdy zrobiono to zdjęcie, matka musiała już być w ciąży. Czy śmiała się dlatego, że czuła się szczęśliwa, czy też chciała tym zamaskować swoje prawdziwe uczucia? Czy była zakochana? Może już wtedy postanowiła, że ojciec Kamille nie będzie częścią jej życia?
– A więc tutaj jesteś? – Z włazu wychyliła się głowa matki. – Ależ córuś, co ty robisz?
– Szukam odpowiedzi. – Kamille wróciła do grzebania w stercie papierzysk.
– Posłuchaj... – Matka wspięła się do końca po stromej drabinie i stanęła na strychowych deskach. – Rozumiem, że jesteś na mnie zła, ale te rzeczy są moją własnością. – Oparła rękę na biodrze, jej letnia sukienka była o dwa numery za ciasna. – Nie masz prawa ich przeszukiwać.
– Mam to gdzieś – odrzekła Kamille. – Nie będziesz mi mówiła, do czego mam prawo.
– Miluniu... – Kobieta usiadła obok niej i zaczęła wkładać papiery z powrotem do kartonu. – Czyli twoim zdaniem nie powinnam była ci tego mówić?
– Powinnaś była mi o tym powiedzieć już dawno temu. A on? Nie miał prawa wiedzieć, że spodziewasz się dziecka?
Matka zastygła w pół ruchu i spojrzała Kamille w oczy.
– Uważam, że nie. Zerwaliśmy już wtedy ze sobą, przestał się mną interesować. To ja byłam w ciąży, wybór należał do mnie.
– Ale dziecko było też jego! Nie poczęłaś mnie sama!
– Może i popełniłam błąd – matka Kamille westchnęła – lecz chciałam stworzyć własną małą rodzinę. Tylko ja i ty. Nie potrzebowałyśmy żadnego mężczyzny. Było mi trudno w pojedynkę, ale poradziłyśmy sobie. I jestem z tego dumna. Byłaś takim radosnym dzieckiem, nigdy nie opuszczał cię dobry humor. – Wyciągnęła rękę, aby ująć dłoń Kamille, ale ona ją cofnęła i wstała.
– Zapomnij o tym – warknęła. – Skończyłam z byciem twoją radosną córeczką.
– Kamille...
Głos matki drżał, Kamille jednak to nie obchodziło. Niech nie myśli, że ujdzie jej to na sucho.
– Co teraz powiem koleżankom? A on? Powinnam mu to wyjawić?
– Nie wiem. Tylko ty możesz dokonać wyboru. – Matka spuściła wzrok. – Rozumiem, że to dla ciebie trudne.
– Trudne?! – Kamille ochrypła ze złości. – Powiem ci, co jest trudne: zrozumienie tego, że posłałaś mnie do tej szkoły, nie wspominając o tym ani słowem! – Odwróciła się i zeszła po drabinie, zostawiając matkę na nagrzanym, zakurzonym strychu. Nigdy jej tego nie wybaczy. Uczęszczała do Rosenholmu przez cały rok, nie mając pojęcia, że każdego dnia mija się tam ze swoim ojcem.
27 LIPCA
GODZ. 10:00
Malou
Podeszła do okienka zdecydowanym krokiem. Rzecz w tym, żeby wyglądać na stałą bywalczynię. Budynek kopenhaskiej Biblioteki Królewskiej był dla Malou sporym zaskoczeniem. Wyobrażała sobie zabytkowy monumentalny gmach, podobny do Christiansborga, Okrągłej Wieży albo czegoś w tym stylu – ale nawigacja w telefonie zaprowadziła ją do kolosa o nowoczesnej geometrycznej bryle z fasadą ze szkła i z czarnego granitu. Nazywano go Czarnym Diamentem.
– Pani w sprawie miejsca do nauki? – spytała kobieta z informacji.
– Nie, chciałabym przejrzeć pewne mikrofilmy.
– Mikrofilmy? Trzeba się udać do Czytelni Wschodniej na pierwszym piętrze.
Malou podziękowała. Kierując się strzałkami, weszła na schody ruchome i wjechała nimi na piętro. Tam podeszła do kolejnego stanowiska. Siedział przy nim starszy mężczyzna o bardzo osobliwej fryzurze – na czubku głowy był łysy, natomiast po bokach miał długie włosy.
– Jestem umówiona z pracownikiem o imieniu Anders.
– Proszę zaczekać – powiedział mężczyzna i gdzieś odszedł. Po pewnym czasie wrócił z młodzieńcem wyglądającym na dwadzieścia kilka lat.
– To ty jesteś Malou? – Anders uśmiechnął się i podał jej dłoń na przywitanie. – Miło mi cię poznać. Zaraz pokażę ci mikrofilmy, które dla ciebie wybrałem. Proszę, tędy.
– Dziękuję, że chcesz mi pomóc – odparła, posyłając mu obezwładniający uśmiech.
– Przecież po to tutaj jesteśmy. To znaczy zwykle nie przeglądamy prasy na czyjąś prośbę, ale zaciekawiła mnie ta sprawa, kiedy opowiedziałaś mi o niej przez telefon. Naprawdę potrzebujesz tego wszystkiego do pracy zaliczeniowej?
– Tak. – Malou przytaknęła zdecydowanym ruchem głowy. – Kiedy dowiedziałam się o tym zaginięciu sprzed lat, postanowiłam o tym napisać.
– Trochę w stylu Prawdziwej zbrodni, co nie? – Uśmiechnął się. – Mnie też to zaintrygowało. Prawdziwe imię i nazwisko tej kobiety bardzo pomogły mi w poszukiwaniach.
Anders zaprowadził ją do rzędu dużych ekranów.
– Oto mikrofilmy, na których są zapisane dawne gazety. Po umieszczeniu ich w tym czytniku możesz czytać je w powiększeniu na ekranie. Nasze zbiory zostały w większości zdigitalizowane, nie dotyczy to jednak prasy z tego roku. Ale przynajmniej mam dzięki temu okazję pokazać ci to, co znalazłem. Proszę, usiądź tutaj.
Malou zajęła miejsce na krześle. Przypatrywała się Andersowi, który pokazywał jej, jak zainstalować film. Chwilę później na ekranie wyświetlił się obraz: pierwsza strona „Sjællands Tidende” z 1 stycznia 1989 roku.
– W gazetach ogólnokrajowych niczego nie znalazłem. – Anders pochylił się nad nią, żeby obsłużyć czytnik. – Najpierw pomyślałem, że to temat w sam raz dla tabloidów w stylu „Ekstra Bladet”, ale nic tam nie było. Wtedy spróbowałem z lokalną prasą i rzeczywiście na coś się natknąłem. Trzeba przejść do wiosny. – Obrócił pokrętłem i strony gazet zaczęły się przewijać. – Oj, zapędziłem się! Teraz musimy trochę się cofnąć. Jest! – Młodzieniec znowu się wyprostował. – Przyznaję, że jestem z siebie całkiem dumny.
– Super! – Malou posłała mu uśmiech i pokiwała głową z uznaniem.
– Niewykluczone, że coś pominąłem, więc jeśli chcesz, możesz samodzielnie przejrzeć resztę gazet z tego roku. Daj znać, gdybyś potrzebowała pomocy, okej?
Dziewczyna jeszcze raz mu podziękowała i skierowała wzrok na ekran. Z czarno-białej fotografii umieszczonej w prawym dolnym rogu strony uśmiechała się do niej Trine.
Zaginięcie nastolatki
Przed dwoma tygodniami zgłoszono zaginięcie dziewiętnastoletniej Rose Katrine Severinsen, przez koleżanki i kolegów nazywanej Trine. Poszukiwana była widziana ostatni raz w piątek 29 kwietnia w szkole z internatem, do której uczęszczała. „Mamy powody przypuszczać, że dziewczyna uciekła ze szkoły po kłótni z rodzicami” – mówi Mogens Pedersen, aspirant policji Zelandii Zachodniej. „Kłótnia dotyczyła chłopaka zaginionej. Rose Katrine Severinsen miała grozić rodzicom, że ucieknie z domu razem ze wspomnianym chłopakiem. Nie podejrzewamy, że doszło do przestępstwa, ale oczywiście bardzo nam zależy na odbyciu rozmowy z poszukiwaną”.
Dziewczyna pochodzi z Kalundborga, gdzie jako dziecko mieszkała z rodzicami i młodszą siostrą, ale w ostatnich latach uczęszczała do szkoły z internatem. Ma 165 centymetrów wzrostu, zwyczajną budowę ciała i półdługie rude włosy. Każdy, kto ją zobaczy, proszony jest o kontakt z policją Zelandii Zachodniej.
Malou przeczytała tekst dwukrotnie. Później jeszcze raz przyjrzała się fotografii. „Ostatnie zdjęcie Rose Katrine Severinsen, która od dwóch tygodni nie pojawiła się w szkole” – głosił podpis pod spodem. Trine uśmiechała się, patrząc prosto w obiektyw. Do zdjęcia nie pozowała sama, tylko obejmowała ramieniem kogoś, kto został wycięty. Kim był chłopak Trine? I kto pierwotnie widniał na tej fotografii?