Fryderyk Wielki. Biografia wojskowa - Christopher Duffy - ebook

Fryderyk Wielki. Biografia wojskowa ebook

Duffy Christopher

0,0

Opis

Wielkich dowódców można w historii policzyć na palcach jednej ręki, ale Fryderyk Wielki, król Prus, zajmuje wśród nich poczesne miejsce. „Stary Fryc” nie znajdował równych w taktycznej i strategicznej oryginalności, śmiałej i bezwzględnej determinacji oraz zdolności do inspirowania żołnierzy. Christopher Duffy, autor licznych prac na temat jego armii oraz wojsk jego przeciwników, relacjonuje w szczegółowym opisie życia Fryderyka militarny geniusz króla. Ta wybitna biografia przedstawia barwnie gorączkę bitew i osobisty rozwój największego króla Prus.

 

„Po wojskowemu dziarska biografia Christophera Duffy’ego […] napisana jest lekkim, nieformalnym stylem, ożywianym przez zaskakujące cytaty z epoki” THES

 

„Znakomite studium Fryderyka jako żołnierza-praktyka i filozofa militarnego. Dr Duffy daje cenny wgląd w złożony i sprzeczny, ale fascynujący, charakter władcy, prezentuje też Prusy i Europę jego czasów” British Book News

 

„Autor świetnie łączy żywą narrację z klarowną analizą taktyki oraz strategii […]. To jedna z rzadkich książek, które mogą służyć za wprowadzenie amatorom i przynieść korzyść specjalistom” Military Affairs

 

„Panu Duffy’emu należy pogratulować przyjemnej w lekturze, a zarazem naukowej biografii, co nie zawsze idzie w parze. Mapy stanowią arcydzieła kartografii batalistycznej” Army Quarterly and Defence Journal

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 567

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału

The military life of Frederick the Great

© Copyright

Christopher Duffy, 1986

© All Rights Reserved

© Copyright for Polish Edition

Wydawnictwo NapoleonV

Oświęcim 2017

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Tłumaczenie:

Miłosz Młynarz

Korekta:

Dariusz Marszałek

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Strona internetowa wydawnictwa:

www.napoleonv.pl

Kontakt: [email protected]: ATENEUM www.ateneum.net.pl

Sprzedaż detaliczna: www.napoleonv.pl

Numer ISBN:  978-83-8362-924-7

Wstęp

Książka ta wynika ze stuleci brytyjskiej obsesji na punkcie kogoś zupełnie niebrytyjskiego: króla Prus Fryderyka Wielkiego. Ufam, że mój wkład dorówna tutaj jeśli nie Carlyle’owi czy Mitfordowi, to przynajmniej jednej z pierwszych prac na ten temat, powstałej w 1759 rozprawie A Succinct Account of the Person, the Way of Living and of the Court of the King of Prussia. Price Six Pence („Zwięzły opis wyglądu, sposobu życia oraz dworu króla Prus. Cena 6 pensów”).

Muszę tu stwierdzić, że nie zamierzam szukać rozwiązania „kwestii pruskiej” czy budować psychologicznych teorii na podstawie tego, że Fryderyk we wrażliwym wieku bał się fletu. Moje dzieło stanowi biografię narracyjną, silnie zajętą sprawami militarnymi. Żadna inna forma literacka nie potrafi ująć istotnych ciągłości życia Fryderyka ani zająć się osławionymi sprzecznościami, które przyciągają badaczy oraz zwykłych ludzi do tej fascynującej postaci: duchowo Francuza, rzuconego w najodleglejszy zakątek Niemiec, władcę będącego zarazem cynicznym przedstawicielem polityki siły, królem oświeceniowym i miłośnikiem sztuki, który utrzymywał dystans między własną osobowością a krwawymi zadaniami do wykonania.

Takie perspektywy, spodziewam się, zainteresują czytelników o nazbyt usprawiedliwionej niechęci do historii militarnej. Dla ich wygody ograniczyłem techniczny żargon do niezbędnego minimum. Szczegóły umundurowania, uzbrojenia, sprzętu, taktyki i organizacji znajdują się w autorytatywnych tomach autorstwa Bleckwenna i Jany’ego, a bardziej przystępnie opisałem je w „Armii Fryderyka Wielkiego”.

Muszę jednak pokusić się wreszcie o militarne studium „starego Fryca”. Jego osiągnięcia administracyjne doczekały się ostatnio dociekliwych badań, ale dziwi fakt, że mimo licznych monografii i relacji nikt – od czasów Theodora von Bernhardiego (1881) – nie przedstawił szczegółowego opisu Fryderyka jako żołnierza. Ponowne oceny króla pozostały więc pod tym względem niekompletne.

„Bez Dobromierza, Sooru i Lutyni, bez podboju i utrzymania Śląska Fryderyk nie stałby się tym Fryderykiem, którego znamy, lecz tylko jednym z wybitniejszych władców tego okresu. Co uczyniło go «pierwszym człowiekiem stulecia»? Nie błyskotliwy cynizm, nie ambitny zbiór dzieł, nie reforma wymiaru sprawiedliwości – lecz krwawe bitwy o Śląsk” (Augstein, 1968, s. 265).

Jeśli chodzi o materiały źródłowe, historycy ponieśli niepowetowane straty w 1945, gdy zniszczono pruskie archiwa wojskowe. Wcześniej zakończono jednak publikację korespondencji politycznej Fryderyka, zajmującej wraz z wydrukowanymi dziełami króla co najmniej 70 opasłych tomów. Żaden inny monarcha nie pisał tyle o swych poczynaniach, żaden inny (z wyjątkiem może Ludwika XIV) nie był obserwowany tak ściśle i tak długo. Należy zauważyć, że niewiele źródeł cytowanych przez historyków przed rokiem 1945 pozostaje niedostępnych obecnie.

Inne dowody, które w większości przetrwały nietknięte, to miejsca bitew oraz kampanii Fryderyka. Przy pewnej wytrwałości można zwiedzić wszystkie ważniejsze kwatery polowe, obozy i pola walk (z wyjątkiem Małujowic i Chotusic, gdzie leżą lotniska). Takie doświadczenie pozwala historykowi ustrzec się pewnych niedorzeczności, które popełniłby zostając w domu i kopiując to, co napisali inni, oraz wspomaga w rozwiązywaniu problemów taktycznych, określaniu obszarów o wadze strategicznej czy odtworzeniu tkanki przeszłości.

Chciałbym wspomnieć korzyści, odniesione z rozmów lub korespondencji z Hansem Bleckwennem, Hubertem Johnsonem, Jeremym Blackiem i Keithem Simpsonem. W Europie Wschodniej spotkałem się wszędzie z niesłychanie przyjaznym przyjęciem (oficjalnie i prywatnie), muszę jednak szczególnie wymienić pomoc udzieloną przez dra Miroslava Mudrę z praskiego Muzeum Narodowego oraz ppłka dra Helmuta Schnittera z poczdamskiego Instytutu Wojskowo-Historycznego.

Skróty

Forschungen – Forschungen zur brandenburgischen und preussischen Geschichte (1888 etc), Leipzig, Munich and Berlin.

Gr. Gstb. (1890-1893) – Grosser Generalstab (1890-1893), Der Erste schlesische Krieg 1740-1742, 3 t., Berlin.

Gr. Gstb. (1895) – Grosser Generalstab (1895), Der Zweite schlesische Krieg 1744-1745, 3 t, Berlin.

Gr. Gstb. (1901-1914) – Grosser Generalstab (1901-14), Der siebenjährige Krieg 1756-1763, 13 t., Berlin. Wydanie tej oficjalnej historii przerwała I wojna; publikacja zakończyła się tuż przed bitwą pod Torgau w 1760.

Oeuvres – Oeuvres de Frédéric le Grand (1846-57), 30 t., Berlin.

PC – Politische Correspondenz Friedrichs des Grossen (1879-1939), 46 t., Berlin. Zgodnie ze zwyczajem odnośniki dotyczą numeru dokumentu, nie tomu lub strony.

PRO – Public Record Office, London.

Urkundliche Beiträge – Grosser Generalstab (1901, etc.), Urkundliche Beiträge und Forschungen zur Geschichte des preussischen Heeres, Berlin.

Rozdział IPoczątki

Powstanie przyszłego państwa brandenbursko-pruskiego może się nam niejasno kojarzyć z Krzyżakami, hełmami z pióropuszami czy krwawymi krucjatami przeciw Słowianom. Na progu nowożytności te czasy dawno już minęły. Prawdziwymi założycielami wschodnich marchii okazywali się niemieccy koloniści, prący wolno przez mroźne równiny nad Łabą i poza Odrą. Pozostało tam wielu pierwotnych mieszkańców. Na północy lud polskiej krwi nauczył się dolnoniemieckiego języka przybyszów, który przypominał prymitywny angielski – gdy chciano dowiedzieć się o godzinę, pytano Wat is o Klok. W centrum i na południowym wschodzie pozostały wielkie, niezasymilowane skupiska słowiańskich Wendów, używających języka zachowanego na co dzień w siedmiu berlińskich pułkach XVIII stulecia.

Płodna niemiecka dynastia Hohenzollernów zyskała brandenburski matecznik oraz inne, rozsiane po północnej Europie terytoria dzięki dziedziczeniu, nie podbojom. Już na początku XVIII wieku rządziła na trzech obszarach:

• księstwem Prus Wschodnich, oddzielonych od centrum terytorium Polski,

• enklawami niemieckimi, rozrzuconymi nad Wezerą, Lippe i Renem: Minden, Ravensberg, Mark, Kliwia,

• elektorat Brandenburgii i przyległe doń Pomorze Wschodnie, Magdeburg oraz Halberstadt.

W XVI i XVII wieku Brandenburgia doświadczyła wspólnych dla północno-wschodniej Europy problemów: „drugiego poddaństwa” chłopów oraz zniszczeń wojny trzydziestoletniej. Równie mocno ucierpieli Saksończycy i Polacy, którzy jednak różnili się wyraźnie od Brandenburczyków, w 1720 roku tworzących grupę o zdecydowanie żołnierskich cechach. Jak to wytłumaczyć? Odpowiedź zapewne zawiera się w fakcie znacznego ukształtowania Brandenburczyków przez ich władców, jak wskazuje Zimmermann1. Fryderyk wyłożył to odmiennie w Testamencie Politycznym (1752): „Potęga Prus nie wynika z wewnętrznej siły, lecz ciężkiej pracy”.

Z tego punktu widzenia pierwszym „Prusakiem” był niewątpliwie Fryderyk Wilhelm, Wielki Elektor, rządzący w latach 1640-1688. Przezwyciężył on opór lokalnych parlamentów feudałów i zyskał prawo tworzenia stałej, 30-tysięcznej armii. Niezależna siła militarna stała się fundamentem potęgi Hohenzollernów – w przeciwieństwie do zmian przymierzy, które tak źle przysłużyły się Brandenburgii podczas wojny trzydziestoletniej.

Nowa armia zdobyła ostrogi w kampaniach przeciw Szwedom, a epizody w rodzaju zwycięstwa pod Fehrbellin (1675) zajęły poczesne miejsce w rodzącej się militarnej świadomości Brandenburczyków. Przy tworzeniu armii główną rolę odegrały wpływy holenderskie, lecz po roku 1685 najnowocześniejszą praktykę francuską przynieśli wygnani hugenoci.

Po Wielkim Elektorze nastąpił jego syn Fryderyk Wilhelm II; co niezwykłe dla nowego pokolenia Hohenzollernów, uwielbiał pompę i przepych. 18 stycznia 1701 roku przyjął tytuł króla Prus, opierając się na niezależnej od cesarstwa zwierzchności nad Prusami Wschodnimi. Ów nowy Fryderyk I rozsądnie postanowił zwiększyć liczebność armii do 40000, stając w obliczu wielu problemów, spowodowanych przez epidemie oraz własną rozrzutność. Na małą skalę wynajmował wojsko aliantom podczas wojny o sukcesję hiszpańską, co miało okazać się rozstrzygające dla pruskiej tradycji militarnej. Prusacy nie tylko zyskali uznanie na polach bitew, ale oficerowie w rodzaju księcia Leopolda von Anhalt-Dessau („Starego Dessauera”) nabyli dowódczego doświadczenia i poznali sekrety taktyki, które umożliwiły księciu Marlborough pokonanie podupadającej armii Ludwika XIV.

Fryderyk I zmarł w 1713 roku, „a z nim złożono do grobu cały dworski przepych, który ustąpił mieszczańskiej prostocie i wojskowej surowości”2. Jego syn i następca Fryderyk Wilhelm miał w wieku 8 lat imponujący zestaw sprzętu wojskowego, a dwa lata później podpisał uroczyste oświadczenie o wyrzeczeniu się wszystkich dziecięcych spraw. Gdy został królem Fryderykiem Wilhelmem I, odcisnął pieczęć na monarchii Hohenzollernów i jej poddanych.

Jeśli chodzi o wielkość, to armia Fryderyka Wilhelma rozrosła się do co najmniej 83000 ludzi – niezwykle wiele dla kraju liczącego około 2,25 mln dusz. Osiągnięto to dzięki niezwykle intensywnej rekrutacji cudzoziemców oraz obejmującej wszystko, a zarazem nielicznej i sprawnej administracji Generalnego Dyrektorium, które od 1723 roku kierowało domenami królewskimi oraz władzami centralnymi i lokalnymi.

W nowych Prusach maszerowały ramię przy ramieniu symbole i rzeczy materialne. „Stary Dessauer” wynalazł i skutecznie wcielił marsz w nogę („krok rytmiczny”). Wyglądał on dobrze na paradzie, a podczas bitwy pozwalał Prusakom działać w zwartych, szybko się przemieszczających formacjach. Wytwórca z Liège, François Henoul, pomógł Fryderykowi Wilhelmowi w dokonaniu spójnego przezbrojenia armii, a w 1718 roku pojawił się słynny pruski wycior z żelaza, pozwalający na szybsze ładowanie karabinów niż drewniane wyciory innych wojsk Europy. W tym samym roku Fryderyk Wilhelm przeprowadził względem oficerskich mundurów reformę nazwaną przez Hansa Bleckwenna Stilbruch: rozmyślne odejście od bogatych zdobień zachodnioeuropejskich, zastąpionych przez stonowane, ciemnoniebieskie kurtki. Fryderyk Wielki zachował to uzbrojenie i umundurowanie, chcąc podtrzymywać symbolizowane przez nie wartości. Nowy styl harmonizował z rozpowszechnionym wśród luteran pietyzmem, podkreślając cnoty służby, uczciwości oraz pilności.

Brutalny, obcesowy, ludzki i otwarty Fryderyk Wilhelm łatwo stawał się celem karykatur. Potomność zna go głównie z tyranizowania rodziny, coraz okrutniejszego w kolejnych relacjach córki Wilhelminy. Nie ma potrzeby powtarzać opisanych już obszernie spotkań „kolegium tabakowego” w Wusterhausen, gdzie król spotykał się z zausznikami wśród woni kapusty i fajek, czy rozwodzić się nad gwardyjskim pułkiem olbrzymów, spędzającym bezużytecznie czas za murami Poczdamu. Mniej znany jest polityczny testament Fryderyka Wilhelma, otwarty po śmierci króla, i zawierający ten fragment: „Przez całe życie baczyłem, by nie ściągnąć na mą głowę zawiści Domu Austrii. Zmusiło mnie to do folgowania dwóm pasjom, w rzeczy samej mi obcych, to jest niepohamowanej chciwości i przesadnych względów dla wysokich żołnierzy. Tylko pod płaszczem owych widocznych dziwactw mogłem zapełnić skarb i wystawić potężną armię. Teraz pieniądze i żołnierze stoją do dyspozycji mego następcy, który nie potrzebuje takiej maski”3.

Człowiekowi, który pozostawił Fryderykowi najlepszy korpus oficerski Europy, nie mogło brakować spostrzegawczości. Jeśli mentalna konstrukcja młodego oficera pruskiego miała opierać się na „najbardziej istotnych i solidnych kategoriach wiedzy”4, to powinien on rozumieć politykę, geografię, historię oraz prawo.

Co się tyczy zwykłych żołnierzy, Fryderyk Wilhelm szanował naturalne prawa ludzi, mających ponoć skromne oczekiwania5. Głosy niższych rang słychać w XVIII-wiecznej literaturze bardzo rzadko, tym ciekawiej brzmią więc słowa Alzatczyka J.F. Dreyera, którego skłoniła do przyjęcia pruskiej służby wysoka pozycja szeregowców za Fryderyka Wilhelma6.

Przykład króla przekształcił „lud leniwy i […] kochający zbytek”7 w nową zbiorowość. Już w dwudziestych latach XVIII wieku młody aptekarz z Magdeburga nie otrzymał zezwolenia na handel w prohabsburskiej Lubece, wyglądał bowiem zbyt prusko. Rozkosze życia w przedrewolucyjnej Europie Talleyranda nie obejmowały państwa Hohenzollernów. Zbytki i przyjemności całkowicie wygnano z dworu Fryderyka Wilhelma, a na prowincji okazywały się trudne do odnalezienia8.

Ludzie XVIII wieku widzieli jasny związek krajobrazu z posępnym charakterem mieszkańców. Austriacki generał Lacy, który w 1760 roku najechał Brandenburgię, opisywał wioski wokół Berlina, stojące na równinie jak bataliony piechoty. Sama nazwa Prus kojarzyła się ze świerkami na piaskach oraz niejaką sztucznością elegancji.

Imię nadane królewskiemu synowi, urodzonemu 24 stycznia 1712 roku, miało również okazać się całkowicie mylące – Fryderyk, „bogaty w pokój”.

Wspominając dzieciństwo, Fryderyk żałował, że tyle poświęcono na rzecz żądań ojca. Nie dotyczyło to jednak charakteru wychowania: najstarszego syna skromnej, surowej, mieszczańskiej rodziny. Jego język jako króla obfitował w biblijne obrazy, co odzwierciedlało główne i pierwsze lektury.

Sześcioletni Fryderyk już wywierał wrażenie na obserwatorach. „Niezmiernie wesoły i żywy książę […]. Pani von Saucetot, nadzorująca jego wychowanie, mówi o nim z niezmiernym zachwytem, wykrzykując nawet po angielsku He is a little angel!”9.

Nasz aniołek znalazł się już w kompanii kadetów, powołanej do jego szkolenia, a energiczny młody oficer nazwiskiem Rentzel wprowadził go w podstawy musztry. Fryderyk nigdy nie opanował zawiłości ortografii czy matematyki, ale jego instynktami miłośnika sztuki i żołnierza kierował zespół utalentowanych opiekunów. Francuski styl powstał pod wpływem nauczyciela i przyjaciela, hugenota Jacques’a Duhan de Janduna. Rozwój wojskowy leżał w rękach dwóch żołnierzy z Prus Wschodnich: pułkownika Christopha Wilhelma von Kalcksteina oraz obytego w świecie i ogładzonego generała porucznika hrabiego Albrechta Konrada von Finckensteina. Nakazano im wpoić Fryderykowi przekonanie, że „największą chwałę i zaszczyt na świecie władcy przynosi miecz”10.

Słynny rozdźwięk między dorastającym następcą a jego ojcem opisują wszystkie biografie Fryderyka. Winę należy podzielić między okoliczności a niemal wszystkich, którzy otaczali ową parę.

W monarchiach absolutnych i dziedzicznych, gdzie dobro państwa w znacznym stopniu zależy od sukcesji, następcy niełatwo sprostać wszystkim oczekiwaniom. Problem zaostrzał się jeszcze w Prusach, tworze nowym i sztucznym. Z tym zastrzeżeniem należy przyznać rację Fryderykowi: wymagania ojca były skrajne. Takie zachowanie moglibyśmy wybaczyć zrzędnemu weteranowi wojen, za jakiego chętnie uznalibyśmy Fryderyka Wilhelma. W rzeczywistości narodziny syna przypadły na połowę trzeciej dekady jego życia. Fryderyk uskarżał się na opowieści o Malplaquet, niewyczerpane jak kopalnie w Potosi, choć udział ojca w walce ograniczał się niemal do roli widza.

Zachowanie Fryderyka Wilhelma nie spełniało cnoty stałości. Syna nie złamała nieustępliwa surowość, lecz okresy płaczliwej skruchy. Fryderyk reagował wtedy zgodnie z dziecinną, ufną i uczuciową naturą, wystawiając się na kolejny cios.

Starsze kobiety dynastii jedynie pogłębiały rozdział między ojcem a synem. W żyłach matki Fryderyka, królowej Zofii Doroty, płynęła krew Stuartów i Gwelfów. Pochwalała jego miłość do sztuki, ale równocześnie wikłała syna w niebezpieczne związki z dworskimi stronnictwami, opowiadającymi się za dynastycznym małżeństwem Fryderyka z księżniczką hanowerską.

Najbliższą Fryderykowi istotą była siostra Wilhelmina. Starsza o trzy lata, kochała go od kołyski, utrwalając pozycję przybranej matki oraz sojusz rodzeństwa przeciw światu. Fryderyka i Wilhelminę dzieliło wiele lat od następnego rodzeństwa: Augusta Wilhelma, Henryka (ulubieńca ojca), prostego Ferdynanda oraz sióstr Ulryki i Amalii.

Niewątpliwie Fryderyk stawał się czasami ofiarą: po latach oblewał go zimny pot, gdy wspominał króla wpadającego do komnaty i wrzucającego w ogień książki, papiery oraz flet. Książę znajdował równocześnie przewrotne upodobanie w tym, co mogło wywołać gniew ojca, jak pierścienie z diamentami, haftowany płaszcz czy „długie, piękne włosy, spadające z obu stron w luźnych lokach”11.

Fryderyk znacznie lepiej poznał świat, gdy w styczniu 1728 roku Fryderyk Wilhelm dał się niechętnie przekonać, by następca tronu dołączył doń na drezdeńskim dworze Augusta II, elektora Saksonii i króla Polski. Trudno przecenić różnicę między rezydencjami obu władców. Poczdam przypominał prowincjonalne miasteczko holenderskie ze skromnymi, ciasno ustawionymi budynkami z czerwonej cegły, rzeką i kanałem. W Dreźnie linię nieba zmieniły wieżyczki i kopuły kościołów oraz pałaców, wzniesionych we włoskim stylu. August nie mieszkał w ciemnych komnatach, gdzie meble przesycała woń tytoniu, ale zwiewnych apartamentach, ozdobionych cackami, klejnotami, chińskimi wazami czy porcelanowymi sępami i małpami z miejscowej wytwórni.

W kwestiach moralności dwór saksoński należał do najbardziej zepsutych w Europie. Obserwator mógł z równym skutkiem ustalić związki królików w norze, co określić kochanków, kochanki, synów i córki.

Plotkarze i lekarze spekulowali, co przydarzyło się dokładnie szesnastoletniemu Fryderykowi podczas drezdeńskiej wizyty. Być może August dostarczył młodemu człowiekowi pierwszą kochankę, być może przy tej okazji lub w jakimś późniejszym związku Fryderyk nabawił się infekcji, uleczonej według doktora Zimmermanna wyjątkowo drastyczną operacją12. Przypuszczenia muszą zajmować w historii pewne miejsce i można łączyć jakieś nieznośne upokorzenie, które wiązało się z saksońską wizytą (niekoniecznie z rodzaju należącego do zapisanej historii), z niezwykłą mściwością króla-żołnierza w stosunku do elektoratu. Anioł kronikarz relacji Fryderyka z Saksonią być może dzierży też klucz do jego charakteru i ambicji.

Książę wrócił do Brandenburgii blady i wstrząśnięty, by wkrótce ulec trwałej namiętności do hrabiny Orzelskiej, która przybyła w świcie Augusta, zaproszonego na maj do Berlina przez Fryderyka Wilhelma. Trzeci, całkowicie nieznośny epizod tego ciągu kłopotliwych zdarzeń zdarzył się wczesnym latem roku 1730, na saksońskich uroczystościach wojskowych w Mühlbergu. Osiemnastoletni Fryderyk przyjechał tam z ojcem, zbyt dorosły, by przeżywać publiczne upokorzenia, których nie szczędził mu król. Znacznie później wyjaśniał: „Co się tyczy ucieczki, […] od dawna był nieszczęśliwy i surowo traktowany przez ojca, jednak do decyzji zmusiło go to, że pewnego dnia ojciec uderzył go i ciągnął za włosy. W tym nieporządnym stanie musiał uczestniczyć w paradzie, postanawiając od tej chwili zaryzykować”13.

Chodziło o plan oddalenia się z dwoma młodymi oficerami podczas sierpniowej podróży królewskiego orszaku przez zachodnie Niemcy, a następnie prośby o azyl za granicą. Spisek łatwo wykryto; okazało się, że Fryderyk Wilhelm zamierzał coś straszliwego, wysyłając księcia na wschód w zamkniętej karecie i stawiając go przed sądem jako dezertera z armii. Sąd wojenny uznał się za niekompetentny i Fryderyka zamknięto w zamku kostrzyńskim, nad Odrą. Litości nie okazano za to jego towarzyszowi, porucznikowi Hansowi Hermannowi von Kathe, ściętemu 6 listopada pod oknem celi księcia.

19 listopada Fryderyk przysiągł bezwarunkową wierność królowi, a po dwóch dniach Fryderyk Wilhelm skierował go do pracy w kostrzyńskiej Izbie Wojen i Domen, miejscowym organie Generalnego Dyrektorium. Książę nauczył się rozdzielać osobowość prywatną od publicznej, pilnie oddając się biurokratycznej harówce. Po pewnym czasie mógł jeździć po Nowej Marchii, korzystając z okazji, by odwiedzać w Dąbroszynie pułkownika von Wreecha, z którego żoną stworzył poetycko-romantyczny związek. Miejscowość składała się z niskich, belkowanych domów, rozrzuconych między piaszczystymi skarpami a płaskim pustkowiem bagien nadwarciańskich. Na tym terenie Fryderyk miał stworzyć sieć gospodarstw oraz osuszyć lub oczyścić teren pod uprawę. Zadanie uświadomiło mu skalę wysiłku, koniecznego do użyźnienia ziem Prus, i gdy doszedł do władzy, głównym celem uczynił ochronę ludzi zaangażowanych w tę niezwykle ważną działalność.

Pod koniec listopada 1731 roku Fryderyk mógł odwiedzić Berlin z okazji ślubu Wilhelminy i margrabiego Bayreuth. Następcę tronu od chwili ucieczki traktowano jak dezertera, teraz jednak nadszedł czas, by wznowił edukację wojskową. Fryderyk Wilhelm oznajmił mu kilka lat wcześniej: „Fryderyku, zważ bacznie na to, co ci powiem. Zawsze utrzymuj dobrą, silną armię – nie znajdziesz lepszego przyjaciela i bez niej nie przetrwasz. Nasi sąsiedzi chcą tylko naszej zguby – znam ich zamiary i ty również je poznasz. Wierz mi, nie pozwól się ponieść pobożnym życzeniom – trzymaj się rzeczywistości. Zawsze ufaj dobrej armii i gotówce – te rzeczy dają władcom pokój oraz bezpieczeństwo”14.

Tym słowom towarzyszyły klepnięcia w książęcy policzek, stopniowo przechodząc w uderzenia.

Nowe stosunki króla z Fryderykiem trudno nazwać „pojednaniem”. Obie strony uznały raczej, że najszczęśliwsze będą z daleka. 27 listopada 1731 roku wszyscy obecni w Berlinie generałowie pod przewodem „starego Dessauera” zwrócili się do Fryderyka Wilhelma, by ponownie przyjął do armii następcę tronu. Ojciec nie tylko zwrócił mu prawo do oficerskiego płaszcza i felcechu, ale nadał też własność i stopień pułkownika, wakujący w pułku piechoty Goltza. 4 kwietnia 1732 roku Fryderyk ruszył do Nauen, by objąć dowództwo.

Jego kariera wojskowa zaczęła się w okresie, w którym nie znano formalnego systemu szkolenia oficerów. Armia pruska miała jak parę innych korpus kadetów, ale obejmował on tylko znikomą część chętnych, zajmując się zresztą wpajaniem cnót szlachcica, a nie starannym wprowadzeniem w zagadnienia militarne. Uczelni sztabowych, gdzie oficer mógł poznać wyższe arkana swej sztuki, nie było jeszcze w ogóle.

Co za to czynił wiek XVIII? Na niskim szczeblu oficer pułkowy poznawał fach dzięki codziennym doświadczeniom i lekturze regulaminów. Ludzie inteligentniejsi czynili kolejny krok, czytając historie wojen oraz standardowe teksty na temat artylerii i fortyfikacji. To było wszystko, co większość oficerów mogła uczynić samodzielnie. Sukcesy dowódcze uważano za część osobistego wyposażenia utalentowanych jednostek, rzecz możliwą do przekazania najzdolniejszym członkom kolejnego pokolenia tylko w niemal sakramentalnym procesie, gdzie apostolskie nakładanie rąk zastąpiono bezpośrednimi instrukcjami oraz przykładem wielkich ludzi. Fryderyk nabył tych wszystkich doświadczeń w latach 1732-1740.

Pruska armia słynęła z nacisku na pierwszy stopień powyższego procesu: opanowanie szczegółów służby polowej. Fryderyk wyłożył to elegancko w Art de la Guerre (1751), zwracając się w pierwszej „pieśni” do ambitnych młodych oficerów. Przypomina im o konieczności nauki znoszenia straszliwej wagi karabinu oraz natychmiastowego, milczącego posłuszeństwa. Porównuje armię do cudownej hydrauliki Marly, gdzie każde koło wykonuje swe zadanie, ale awaria jednej części może zatrzymać całość.

Na początku lat 30. Fryderykowi wciąż przypominano jego miejsce w hierarchii. Niespełna dwa tygodnie po objęciu pułku pisał: „Jutro ruszam do Poczdamu, by oglądać musztrę i ustalić, czy tutaj robimy właściwą robotę. Przyszedłem do pułku jako nowa miotła i ode mnie zależy, jak opanuję obowiązki pułkownika i pokażę, że jestem wprawnym oficerem, który wie wszystko, czego się od niego oczekuje”15. Nawet na obecnym stanowisku musiał okazywać należny szacunek podpułkownikowi Bredowowi w Nauen oraz kapitanowi Hackemu w Poczdamie, którzy raportowali królowi o jego zachowaniu.

Pułk księcia Prus liczył jak inne pułki piechoty około 17000 dusz: oficerów, podoficerów, szeregowców i personelu pomocniczego. Jego dwa bataliony stały w Neu-Ruppin i Nauen, około 60 kilometrów na północny zachód od Berlina. Obszar ten miał zyskać sławę militarnego serca Brandenburgii ze względu na uświęcone pole bitwy pod Fehrbellin, mająteczkiem rodu Zietenów w okolicach Wustrau, oraz działalności Fryderyka jako pułkownika. Na południe ciągnął się teren przeważnie otwarty, ze strumieniami o bagnistych brzegach, sadzawkami i urozmaicającymi widok topolami. Od wschodniej strony leżało pokryte trzcinami jezioro Neu-Ruppin, a na północ, ku Rheinsbergowi, głębokie piaski, bogato usiane sosnami – krajobraz bardzo niezachęcający zimą, lecz latem okolica stawała się ciemnozielona i pełna zapachów.

Fryderyk zakwaterował się z jednym batalionem na obrzeżach lasu w Neu-Ruppin, na północnym skraju jeziora. Miasto było biedne i zajmował dwie gliniane chałupy, które połączono w jedną. Próbując stworzyć bardziej cywilizowane warunki, założył na skrawku pylistego gruntu ogród, ciągnący się od starych, ceglanych murów miejskich do wysuniętego nasypu. Jego nowy architekt, Georg Wenzeslaus von Knobelsdorff, ozdobił miejsce elegancką świątyńką Apolla.

Musztra i praca biurowa wypełniały Fryderykowi każdy dzień od świtu do obiadu. Później wydawał rozkazy na kolejną dobę – ta istotna mała ceremonia codziennie stwarzała pułkownikowi możliwość wyrażenia opinii o stanie pułku. Fryderyk lubił sprawiać wrażenie, że spędza cały czas w nieustającym znoju, ale faktycznie popołudniami i wieczorami odpoczywał. Dowiadujemy się, że następca tronu grał na flecie, czytał, dwa razy w tygodniu delektował się ostrygami i innymi delikatesami, które przysyłano z Hamburga, poznajemy też mroczne legendy, jak buszował z towarzyszami po wioseczkach w rodzaju Bechlin czy Bienenwalde, wyłamując okna i goniąc dziewczęta.

Okrucieństwo ujawniło się przy okazji zemsty Fryderyka z młodymi oficerami na surowym kapelanie pułku. „Wpierw wybili okna w jego sypialni, potem wrzucili rój pszczół, które wygnały kapelana i jego ciężarną żonę z łoża na podwórze, gdzie wpadli w stos nawozu. W starości król często opowiadał tę historię zabawnym tonem głosu i cieszył się, gdy wywołał śmiech gości, a nawet paziów czy służących, którzy pełnili swe obowiązki”16.

Dysponujemy całkowicie sprzecznymi ocenami charakteru oficerów z Neu-Ruppin i Nauen. Według jednych relacji byli dowcipni i światowi, według innych mrukliwi i ograniczeni. Nie ma jednak wątpliwości co do ogólnego obrazu: należeli do zubożałej szlachty prowincjonalnej, cenionej przez spostrzegawczych wojskowych w całej Europie, a dominującej w służbie pruskiej. Jej szczególne cechy mocno wspierały pogląd, że arystokrację ziemską należy uznać za naturalną klasę oficerską: „Dyscyplinę w armii niemieckiej najlepiej utrzymuje pochodzenie oficera z najniższych elementów społecznych, a żołnierza z najwyższych. Odzwierciedla to nawyk rozkazu, którym dysponuje szlachta w majątkach, oraz odpowiedni nawyk posłuchu wśród chłopstwa […]. Niebezpieczeństwo traci wiele grozy w oczach młodzieńca, który w pełni wierzy wszystkim opowieściom krewnych o krwawych wypadkach na polowaniach, widzi ich blizny i okaleczone członki (owe dowody odwagi) i zauważa lekki ton, w którym te przerażające same w sobie rzeczy wprowadza się do konwersacji”17.

Według współczesnych standardów osiemnastowieczny oficer poświęcał znakomitą większość czasu na pozyskiwanie rekrutów. Fryderyk Wilhelm chciał, by zagraniczne mięso armatnie stanowiło około połowę armii, co miało ograniczać nieznośne drenowanie ludności. Setki pruskich oficerów i agentów przeszukiwały więc Europę ze szczególnym uwzględnieniem mężczyzn powyżej 1,8 m wzrostu, którzy stanowiliby pierwszy szereg linii bojowej. Rekrutujący nie wahali się w razie potrzeby przed przekupstwem czy użyciem siły, co w 1729 roku omal nie doprowadziło do wojny z Hanowerem.

Fryderyk wysłał jednego z oficerów do Neapolu, a innego, zbyt przedsiębiorczego, uwięziono we francuskiej Lotaryngii. W Holandii kupił człowieka o wzroście 193 cm, „zjawisko tak rzadkie i nadzwyczajne jak przejście komety”18. W Meklemburgii natrafiono na pasterza, ponoć dorównującego mu wzrostem. Fryderyk donosił ojcu: „Namowy nie wywarły na nim żadnego wrażenia. Para oficerów i godnych zaufania podoficerów zdoła jednak szybko go uprowadzić, gdy znajdzie się na polach sam z owcami”19. Fryderyk Wilhelm udzielił błogosławieństwa projektowi, według wszelkich standardów stanowiącemu dziwny przedmiot korespondencji władcy ze swym dziedzicem.

Niedługo po objęciu pułku przez Fryderyka król stworzył mocne podstawy poboru swych poddanych. Chodziło o system kantonalny, wprowadzony w latach 1732-1733, który przypisał każdemu pułkowi pulę rekrutów.

System ten przyciągał żywą uwagę ekonomistów politycznych i obserwatorów wojskowych, wiążących z nim liczne – prawdziwe lub mniemane – zalety. Pobór obywateli stał się teraz procesem kontrolowanym, sprawą administracji, a nie eskapad, przy pomocy których pozyskiwano do służby cudzoziemców. Element poddaństwa niwelowały liczne zwolnienia oraz praktyka powoływania kantonistów na szkolenia tylko przez 2-3 miesiące roku, gdy byli najmniej potrzebni na roli. Zmniejszało to szkody dla upraw, gospodarka faktycznie korzystała z systemu rozmieszczenia pułków na prowincji, dowódcy czerpali profity ze zwyczaju pozwalającego zatrzymywać im żołd urlopowanych podkomendnych, a lokalne więzi członków jednostki pomagały tworzyć poczucie braterstwa. Znaczne rezerwy wyszkolonych mężczyzn czyniły armię „nieśmiertelną”, by użyć określenia Fryderyka, mimo długotrwałych wojen.

Kantonistów wzywano do jednostek w kwietniu. Fryderyk poddawał swój pułk intensywnej musztrze w Neu-Ruppin, a potem jak inni pułkownicy musiał skierować go do Berlina, gdzie prezentował się przed królem. Cały proces kończył się „przeglądem generalnym” na polu Tempelhof i wyczerpującymi wspólnymi manewrami. Zgrzani i wyczerpani oficerowie po południu otrzymywali królewską ocenę podczas wydawania rozkazów.

Możemy żywić pewność, że tylko wyniki mogły przynieść Fryderykowi pochwały, udzielane przez ojca na owych corocznych próbach. W 1735 roku książę został generałem majorem, zawsze jednak oczekiwał z niepokojem wyroku króla.

Wyobraźnia militarna Fryderyka wykroczyła już wtedy poza granice placu manewrowego. Od lat ruszał w krótką podróż na południe, gdzie próbował odtworzyć bitwę pod Fehrbellin, obchodząc teren w towarzystwie starców, świadków słynnego triumfu Wielkiego Elektora.

Jeszcze więcej tradycji wspaniałej przeszłości przekazywał Fryderykowi Leopold I, książę Anhalt-Dessau. „Stary Dessauer” zaczął służbę w pruskim kontyngencie w Niderlandach (1695). Podczas wojny o sukcesję hiszpańską stał się towarzyszem Eugeniusza Sabaudzkiego pod Blenheim i Cassano, a w 1709 roku zyskał dozgonną wdzięczność następcy tronu Fryderyka Wilhelma, dowodząc jego kampanią brabancką. W 1712 roku Leopold został feldmarszałkiem, a rok później jako faktyczny szef sztabu nowego króla zaczął przebudowę pruskiej armii według własnych idei. Oficerowie odkryli teraz, że oczekuje się od nich, by obowiązki wojskowe wysunęli na pierwszy plan życia nawet podczas pokoju, co w ówczesnej Europie stanowiło rodzaj nowości.

Książę Leopold nałogowo pisał na militarne tematy. W ataku wściekłości zniszczył rękopis historii armii, ale Stammliste uznawano przez niemal stulecie za podstawę wiedzy o powstaniu pruskich pułków. Prawdopodobnie to on szerzej zainteresował Fryderyka techniczną stroną wojny. Do końca lat 30. militarne wykształcenie następcy tronu było zaskakująco słabe. Mapy szkicował energicznie, choć nie nauczył się rysować tak dobrze jak większość współczesnych, interesował się też matematyką i geometrią, uważanymi wtedy za podstawy wiedzy wojskowej.

„Stary Dessauer”, jako ekspert w kształtowaniu następców tronu, napisał dla Fryderyka „Jasny i szczegółowy opis”, oparty na rozkazach dziennych z toczonych w latach 1715-1720 kampanii przeciw Szwedom. Ilustrowało go szesnaście dużych planów. Fryderyk otrzymał tę masę papieru w styczniu 1738 roku.

Rozmowy „starego Dessauera” z Fryderykiem jako następcą, a potem królem pozostawały wyszukane i pełne szacunku. Do innych wojskowych książę Leopold odnosił się gwałtownie, co akceptowano jako oznakę jego stylu. Tę rozmyślną twardość i staropruski charakter żołnierza kontynuowali synowie i bratankowie Leopolda oraz jego protegowani i wyznawcy jak pułkownicy Friedrich von Manstein czy Hermann von Wartensleben oraz generałowie Winterfeldt i Fouqué.

Inny kierunek pruskiej tradycji wojskowej reprezentował Kurt Christoph von Schwerin (1684-1757), jeden z idoli młodego Fryderyka i mentor jego pierwszej kampanii.

Schwerin urodził się na Pomorzu Szwedzkim, co skłaniało do szukania zagranicznych przygód. Służył Holendrom i Szwedom, by w 1720 roku trafić do armii pruskiej jako otrzaskany w bojach i szanowany generał major. Prowadził wytworny żywot, bogaty w jadło, napitki, meble, otwarty na kulturę francuską, chętny do tworzenia społeczeństwa układnych obywateli. Fryderyka traktował jak uprzejmy światowiec – podczas kampanii w 1741 roku pisał doń: „Zabrakło mi wina i muszę się traktować żałosnym piwem. Wasza Wysokość, proszę o przysłanie beczki reńskiego wina, którego masz tyle, że Ci nie zabraknie. Będę mógł wtedy wypić zdrowie Waszej Wysokości w towarzystwie naszych dzielnych oficerów”20.

Szkoła Schwerina przetrwała dłużej od zwolenników Leopolda, obejmując braci Fryderyka oraz znanych generałów jak Forcade czy Ferdynand Brunszwicki. Jej przeciwnicy zapominali zwykle o trwałych pruskich korzeniach tego kierunku. Schwerin każdego ranka, zanim dosiadł konia, modlił się samotnie w swej izbie. Co najmniej dorównywał „staremu Dessauerowi” sprawnością, zimną krwią i fizyczną odwagą, a jak odkrył Hans Bleckwenn, stworzone według zaleceń Schwerina pułki przetrwały wojnę siedmioletnią w znacznie lepszym stanie od jednostek książąt niemieckich, wyznających tradycję Leopolda. Bleckwenn wyjaśnia tę różnicę postępowym dowodzeniem. Warto jednak zauważyć, że współcześni cenili Schwerina za utrzymywany wśród żołnierzy porządek. Wydawał wyroki śmierci znacznie chętniej od Fryderyka, a dowodzone przezeń armie powszechnie podziwiano za powściągliwość na terytorium wroga, co ponownie kontrastowało z metodami Fryderyka. Ogólnie biorąc, zasady dyscypliny Schwerina okazywały się skuteczniejsze, spójniejsze i mniej sentymentalne od lepiej znanych zaleceń Leopolda.

W 1734 roku Fryderyk zawarł znajomość z największym dowódcą starszego pokolenia, równocześnie po raz pierwszy stykając się bezpośrednio z aktywnymi działaniami. Okazji dostarczyła wojna o sukcesję polską, gdzie nad Renem stanęły przeciw sobie armia francuska oraz wojska państw cesarstwa, dowodzone przez słynnego austriackiego weterana, księcia Eugeniusza Sabaudzkiego.

Fryderyk Wilhelm wspomógł niemieckie zastępy 10-tysięcznym korpusem pomocniczym, złożonym z 5 pułków piechoty oraz 3 dragonii. Opuścił on Berlin w kwietniu, a 30 czerwca nad Ren ruszył następca tronu i niewielki oddział oficerów. Król zaopatrzył Fryderyka w długą instrukcję, temperując chęć militarnego rozwoju młodego człowieka troską o jego moralność.

Fryderyk dotarł do armii w Wiesental 7 lipca. Niezwłocznie udał się do sztabu, gdzie wymienił komplementy z księciem Eugeniuszem. W południe zjadł obiad z generałem von Groesfeldem, po raz pierwszy słysząc wtedy salwy armatnie, oddawane w zabójczych zamiarach. Zaproponował kilka toastów, ciesząc się z przypadkowej zbieżności w czasie – kielichy uniesiono przy huku francuskich dział.

Fryderyk dotarł na front w ciekawym okresie kampanii. Francuzi prowadzili oblężenie Philippsburga, małej twierdzy nad Renem. Dysponowali 95000 ludzi, ale ukształtowanie terenu zmusiło ich do podziału sił na trzy części. Na „niemieckim” brzegu Renu zostało tylko 50000 żołnierzy. Eugeniusz nadszedł na odsiecz z pokaźną, 74-tysięczną armią. W dawnych, słynnych walkach z Turkami zwyciężał przy większej dysproporcji sił i oczekiwano, że teraz wykorzysta lokalną przewagę.

Fryderyk w dniu przybycia, 8 lipca, zorientował się w postępie działań, obserwując z wieży w Wachhäusel francuski obóz i baterie. Powrócił na przegląd pruskiej piechoty, w połowie drogi spotykając Eugeniusza, który zaprosił go do swej kwatery na pierwsze z ich spotkań. Fryderyk odkrył, że ów wynędzniały weteran po obiedzie zwykle cierpi na niestrawność, lepiej więc rozmawiać, zanim zasiądzie do stołu.

Następny dzień okazał się najszczęśliwszym w wyprawie Fryderyka. Książę zaczął od zawrócenia uciekających przed ogniem żołnierzy, a w trakcie konnego zwiadu sam dostał się w lesie pod ostrzał francuskiej artylerii. Zachwycano się spokojem, z jakim podtrzymywał rozmowę, gdy kule rozszczepiały pobliskie drzewa. Wieczorem w namiocie naszego młodego bohatera pojawili się Eugeniusz oraz książę Wirtembergii. Po długiej rozmowie Fryderyk ucałował Eugeniusza na pożegnanie. Ten obrócił się i zapytał:

„– Cóż, czy wasza wysokość uważa me stare policzki za warte pocałunków?

– Najchętniej w świecie! – odparł następca tronu i hałaśliwie ucałował go kilka razy. Tak się rozstali”21.

Fryderyk Wilhelm przybył osobiście 13 lipca i niezwłocznie udał się do Eugeniusza. Po długiej rozmowie król podjął kwestię, czy Fryderyk może w ogóle stać się kiedyś dobrym żołnierzem. Książę odparł, że może go o tym zapewnić i oświadczyć, że następca tronu będzie wielkim dowódcą.

Ku rozczarowaniu armii Eugeniusz pozwolił Francuzom prowadzić oblężenie i 18 lipca Fryderyk obserwował z domu w Wiesental, jak garnizon Philippsburga, który skapitulował przed wrogiem, wychodzi z twierdzy przy dźwięku bębnów. Cztery dni później armia księcia Eugeniusza spaliła sprzęt, który nie nadawał się do transportu, i odeszła z miejsca porażki. Niemcy przeprowadzili chaotyczny odwrót do Neckaru i 2 sierpnia Fryderyk zauważył, że słaba praca sztabu zrobiła z początkowych siedmiu kolumn cztery.

Fryderyk Wilhelm opuścił armię 15 sierpnia, gdy kampania praktycznie dobiegła końca. Zauważono, że „niezwłocznie po odjeździe ojca następca tronu Prus zaopatrzył się w masę całkiem nowych i nadzwyczaj wymyślnych rzeczy. Również […] jego służba otrzymała nową, bardzo kosztowną liberię”22. Co znaczące, w kampanijnym dzienniku Fryderyka notatki i szkice topograficzne ustąpiły pięcioliniom oraz pomysłom kompozycji.

Sojusznicze wojska zalewały wtedy dolinę Neckaru pod Heidelbergiem. Francuzi nie zakłócali im ruchów, tamtejszy obóz gromadził więc szlachecką młodzież Rzeszy. Ten epizod uświadomił Fryderykowi, jak niewiele łączy go z nominalnymi rodakami. Nigdy nie ukrywał pogardy dla drobnych władców, chcących budować swe Wersale lub (jak książę Weimaru) utrzymujących armie wystarczająco liczne jedynie na pozorowaną bitwę.

Podczas tej raczej frustrującej przygody Fryderyk zawarł dwie dożywotnie przyjaźnie. Książę Józef Wacław von Liechtenstein był o szesnaście lat starszy, niewątpliwie stanowił jednak wartościową znajomość. Jako wybitny patron sztuki pomagał Fryderykowi w stworzeniu własnej kolekcji obrazów i prowadził z nim przyjacielską korespondencję nawet po wojnie siedmioletniej, gdy jako reformator artylerii austriackiej zniszczył najlepsze siły pruskiej piechoty.

Mniej odpowiedzialna część charakteru Fryderyka przylgnęła do hrabiego Franciszka Chasota. Zabił on w pojedynku człowieka i uciekł do obozu niemieckiego. Nie zmienił tu trybu życia i przyciągnął uwagę Fryderyka, gdy postawił w karty ostatnią monetę, a następnie rozbił bank. Książę wybrał tego przedsiębiorczego człowieka na jednego z towarzyszy powrotu do Berlina.

Prusacy dali się zapamiętać Eugeniuszowi z niezwykłej sprawności, potwierdzając jego obawy przed powstaniem na północnej flance cesarstwa Habsburgów wroga potencjalnie groźniejszego od Turków czy Francuzów.

Fryderyka z kolei uderzyły bałagan i brak dyscypliny sojuszniczej armii oraz Eugeniusz jako przykład odpychającego zniedołężnienia, które może dopaść wojskowych. W miarę nabierania dowódczego doświadczenia łagodził te sądy. W 1758 roku komentował: „Jeśli rozumiem cokolwiek z mego fachu, a szczególnie jego zawiłości, zawdzięczam tę korzyść księciu Eugeniuszowi. Od niego nauczyłem się trzymać na widoku wielkie cele i poświęcać im wszystkie swe środki”23. Nie wynaleziono jeszcze terminu „wielkiej strategii”, ale Fryderyk odziedziczył po Eugeniuszu świadomość tego wymiaru.

Późnym latem 1735 roku militarne zamiłowania Fryderyka nabrały gorączkowości dzięki awansowi na generała majora i perspektywie ponownej wyprawy nad Ren. Książę wielce się rozczarował, gdy na początku września Fryderyk Wilhelm nagle odwołał tę podróż. Oficjalnie król stwierdzał, że pruskiemu księciu nie przystoi wiązanie się z kolejną bierną kampanią (jak się okazało, ostatnią w tej wojnie), prywatnie zaś obawiał się, że dalsza służba u boku Austriaków i ich sojuszników skłoni następcę do „cesarskiego”, niepruskiego poglądu na sprawy niemieckie.

W charakterze częściowego zadośćuczynienia Fryderyk został wysłany na inspekcję Prus Wschodnich. Jego zdolności oceny wyostrzyły się w obozie heidelberskim, stworzył więc bardzo nieprzychylny obraz tej izolowanej prowincji, jej klimatu oraz charakteru mieszkańców. Fryderyk poznał też niechlujny i chaotyczny dwór Stanisława Leszczyńskiego, francuskiego kandydata na tron Polski, który szukał azylu w Królewcu, stolicy Prus Wschodnich. „Intrygi i korupcja Polaków, jakich stał się wtedy świadkiem, wpłynęły dożywotnio na jego opinię o tym narodzie”24.

Trudno nam wyobrazić sobie Fryderyka jako człowieka żonatego, który pozostawał w tym stanie od połowy roku 1732. Jego niefortunną partnerką okazała się Elżbieta Krystyna Brunszwicka, dobroduszna, źle wykształcona i dość atrakcyjna. Dla księcia stanowiła jednak wyłącznie jeden z kluczy do ucieczki z Kostrzyna.

Jesienią roku 1736 Fryderyk poczynił kolejny ważny krok ku niezależności, zamieszkując w majątku Rheinsberg pod granicą meklemburską, na końcu piaszczystego traktu, który wiódł przez wielkie, pachnące żywicą lasy sosnowe. Knobelsdorff przebudował stary zamek, dodając kolumnadę między dwiema okrągłymi wieżami od strony jeziora Grienerick, obramowując tym samym widok na drugi brzeg i piękne buki oraz dęby.

Pobyt w Rheinsbergu trwał do 1740 roku. Biografowie słusznie uważają go za najszczęśliwszy okres życia Fryderyka. Neu-Ruppin leżało na tyle blisko, by mógł pełnić obowiązki pułkowe, ale mógł też oddać się wszystkim tak długo tłumionym instynktom i zapoczątkować kilka nowych przyjemności. Prywatna biblioteka Fryderyka już w 1730 roku liczyła 3775 tomów, a teraz pochłaniał „Komentarze” Cezara, dzieła Rollina o wojnach Greków i Rzymian oraz historie kampanii Karola XII. Niezawodowe lektury obejmowały klasykę (we francuskim tłumaczeniu), ukochanych dramatopisarzy francuskich XVII wieku oraz filozoficzne dzieła Locke’a i Chrystiana Wolffa. Żałując każdej nieświadomej godziny, pił przez pewien czas 40 filiżanek kawy dziennie, by ustalić, czy można się obyć całkiem bez snu. Jego wnętrzności potrzebowały po tym eksperymencie trzech lat, by dojść do siebie.

Odkrywał coraz więcej przyjemności w muzyce, która miała go podtrzymywać wśród znoju wojskowego życia. Zaznajomił się z grą na klawesynie i skrzypcach, największe postępy zrobił jednak z fletem. Wieczorne koncerty w Rheinsbergu stanowiły imprezy półprywatne: Fryderyk i mały zespół muzyków odgrywali 3-4 koncerty jego nauczyciela Quantza, a potem książę przedstawiał kilka własnych kompozycji (z rosnącej ich listy).

Życie w Rheinsbergu przypominało przeważnie uprzejmy bełkot. Fryderyk lubił nazywać posiadłość „Remusbergiem” w zgodzie z teoriami Eilhardusa Lubinusa, pedanta z początku XVII wieku. Książę z rozkoszą odkrył, że Lubinus wywodził jej początki od Remusa, który ponoć zawędrował tam po wygnaniu z Rzymu. W zgodzie z duchem tego szczęśliwego czasu gospodarz stworzył z najbliższych członków swego kręgu szyderczo-rycerski Zakon Bayarda. Należeli doń nie tylko młodzi towarzysze Fryderyka, ale szanowani członkowie starszego pokolenia, jak „stary major” – rubaszny, jednonogi Johann Wilhelm von Senning, który nauczył go inżynierii wojskowej. Wielkim mistrzem został Henri-Auguste de la Motte-Fouqué, młody oficer hugenockiego pochodzenia, który zostanie jednym z najbardziej nieugiętych i zaufanych dowódców podczas wojen Fryderyka.

Nie ma potrzeby szukać zmian charakteru lub celów, które wyjaśniałyby zmianę idyllicznego następcy tronu w Rheinsbergu w autora agresji roku 1740. Musztrowanie piechoty w niebieskich strojach odbywało się w Neu-Ruppin bez zakłóceń, a Wolter po raz pierwszy otworzył swe serce w 1736 roku przed nieprawdziwym Fryderykiem, witając go w liście jako władcę-filozofa. Księciu niewątpliwie to pochlebiło, Wolter zyskał już bowiem europejską sławę – mając go za widza i krytyka, ośmielił się w 1739 roku zadebiutować w pełni przemyślaną rozprawą o obowiązkach monarchii, Réfutation du Prince de Machiavel. Fryderyk przy pomocy Woltera przerobił pierwszą wersję, w 1740 roku publikując L’Antimachiavel.

Tytuł wywodził się z chęci zaprzeczenia poglądowi Machiavellego o podwójnym, publicznym i prywatnym, zachowaniu władcy. Fryderyk dowodził tezy przeciwnej: jednego nie sposób oddzielić od drugiego, ponieważ zdolność pozyskania miłości poddanych to zaleta władcy. „Odrzucenie” starego florentyńczyka stanowiło jednak tylko część argumentów i rozpatrywane w izolacji podkreślało fałszywy kontrast między następcą tronu a późniejszym królem. W rzeczywistości istniała tu silna ciągłość.

Fryderyk pisał, że istnieją dwa typy władców: ci, którzy doglądają i zarządzają osobiście, oraz ci, którzy pozwalają się rządzić ministrom. Fryderyk zamierzał należeć do pierwszej kategorii. Prawdziwy władca sam dowodzi armią i kieruje pokojowym rozwojem państwa dzięki przemysłowi, rolnictwu i wiedzy. Poddani otrzymują wolność wyznania, a podczas wojny zabrania się sekciarskiego fanatyzmu. Żołnierzami nie ma jednak kierować żadna altruistyczna siła: Fryderyk zamierzał nakłaniać ich do wykonywania zadań żelazną dyscypliną.

Władca w interesie poddanych mógł usprawiedliwić wojnę trzema zdarzeniami: odparciem inwazji, obroną słusznych praw lub (co najbardziej pouczające) zapobieżeniem niebezpieczeństwu. Fryderyk sięgnął po drugi argument w grudniu 1740, a po trzeci w 1756 roku, atakując Saksonię.

Wolter do tej pory nie poznał jeszcze następcy tronu osobiście. Wiele osób, które miały tę przewagę, nie żywiło wątpliwości, iż jedną z głównych motywacji Fryderyka jest wojskowa chwała. Doktor Zimmermann, który przeprowadził z królem kilka długich rozmów podczas jego ostatniej choroby, kieruje naszą uwagę na frustracje z młodości, gdy Fryderyk czytał o postępach rosyjskiego feldmarszałka Münnicha w wojnie z Turcją (1735-1739)25.

Fryderyk Wilhelm wskazywał już powody zwrócenia pruskiej potęgi militarnej przeciw Austrii. Habsburgowie od początku wieku obawiali się rywalizacji Prus z cesarstwem26, gdy więc Fryderyk Wilhelm wysunął dobrze ugruntowane roszczenia do księstwa Bergu (zachodnie Niemcy), Austriacy konsekwentnie je sabotowali. Cesarz Karol VI przyjął pruską pomoc w kampanii nadreńskiej z wyraźnym wahaniem, a w 1735 roku przerwał działania przeciw Francji, nie informując nawet sojusznika. Fryderyk Wilhelm wskazywał swego syna jako mściciela, wiedząc przy tym, że Fryderyk jest pozbawiony szacunku do cesarstwa, który przeszkadzał działać jemu samemu.

Pogodzenie ojca z synem dopełniło się 28 maja 1740 roku, gdy śmiertelnie już chorego króla objął płaczący książę. Fryderyk Wilhelm ku podziwowi Fryderyka odsunął lekarzy, umierając rankiem 31 maja. Fryderyk znacznie później stwierdził: „Cóż to był za straszliwy człowiek! Lecz sprawiedliwy, rozumny i biegły w zarządzaniu sprawami […]. Dzięki jego wysiłkom i nieznużonej pracy […] mogłem dokonać wszystkiego, co przeprowadziłem od tej pory”27.

Rozdział IIWojny śląskie (1740-1745)

Przez dwa letnie miesiące roku 1740 można było wierzyć, że Fryderyk dorówna oczekiwaniom poddanych oraz filozofów. Nowy król zniósł tortury w postępowaniu prawnym po trzech dniach panowania. Zganił też generałów za brutalność, przypominając, że w żołnierzu ludzkość i inteligencja liczą się na równi z odwagą oraz rozmachem. Zakazał (później uchylił zakaz) kar cielesnych w poczdamskim korpusie kadetów. Rozwiązano jednostki grenadierów-olbrzymów, symbol sztuczności i wymuszenia w starym porządku, zachowując tylko batalion gwardii ku pamięci Fryderyka Wilhelma. Wrażenie blasku i szlachetności miały czynić kompanie gwardii, nowe oddziały jazdy dworskiej.

Wizja władcy-filozofa, mająca zapełnić dwór uczonymi, poetami i tancmistrzami, nie przetrwała jesieni. Pułkownik Louis Charles de Beauval zauważył: „Król Prus […] faktycznie uznaje wszystkie te rzeczy za wytchnienie lub pociechę w rodzaju życia, który wybrał. Jego prawdziwe skłonności pchają go ku poważnym działaniom i wojnie”1.

Słynny najazd na Śląsk stanowił faktycznie dopiero drugi z ciosów, które zakończyły idyllę. Zaczęło się od sporu z biskupem Liège o zwierzchnictwo nad baronią Herstal. Biskup miał znacznie słabsze prawa od Hohenzollernów, a miejscowi postawili się w złej sytuacji, ująwszy w 1738 roku pruski oddział rekrutacyjny, ale Fryderyk nie próbował środków pokojowych, lecz wysłał biskupowi kategoryczne ultimatum, żądając deklaracji, czy zamierza popierać „buntowników” w Herstal. Pruski minister Podewils, przywykły do zwykłych stosunków dyplomatycznych, oświadczył: „Silny, energiczny, oto język Ludwika XIV”2.

Gdy Fryderyk 11 września 1740 roku pojawił się w kliwijskim zameczku Moyland, nie chodziło mu tylko o pierwsze spotkanie z Wolterem, ale wizytację „oddziałów wykonawczych” generała majora von Borckego. Jego wojska 14 września zdobyły Maaseik nad Mozą, a Prusacy oddali baronię biskupowi dopiero po otrzymaniu 180000 talarów rekompensaty (oprócz 20000, które już wymusili w Herstal jako kontrybucje). Twarda umowa, jako że Herstal dawało rocznie tylko 2000 talarów, Fryderyk zainwestował więc niewiele siły ze znacznym zyskiem. „Nie da się przecenić wpływu, jaki ten drobny epizod miał na gwałtowność środków i rozbudzenie zakusów króla Prus”3.

Znacznie więcej zaryzykowano w październiku, gdy przed Fryderykiem otworzyła się nagła szansa poszerzenia terytorium Prus na południowym wschodzie. 20 dnia tego miesiąca zmarł cesarz Karol VI. Niezwłocznie po otrzymaniu tej wiadomości Fryderyk zakupił zapasy zboża dla armii i wezwał Podewilsa z feldmarszałkiem Schwerinem na pilne spotkanie w Rheinsbergu. Pierwszego dnia rozmów, 28 października, było jasne, że postanowił już zająć austriacki Śląsk. Debaty w Rheinsbergu dotyczyły jedynie praktycznych szczegółów nadchodzących działań oraz pretekstu, który należy przedstawić światu.

Podewils energicznie oprotestował cały plan, lecz 6 listopada Fryderyk przedstawił mu powody swej determinacji. Po pierwsze, Śląsk był „częścią cesarskiego dziedzictwa, do której mamy najsilniejsze prawa”. Król zwrócił też uwagę Podewilsa na gotowość pruskiej armii, „co daje nam ogromną przewagę nad wszystkimi innymi państwami Europy przy nieprzewidzianych, podobnych do tej okolicznościach”. Niezwłocznego działania domagała się też sytuacja międzynarodowa: należało ubiec innych łupieżców (choć Fryderyk nie użył tego słowa)4.

Jak bardzo te argumenty były słuszne i kompletne? Twierdzenie o pruskich prawach nigdy nie miało większej wagi, gdyż roszczenia Hohenzollernów obejmowały co najwyżej jedną piątą Śląska i były znacznie słabsze niż w wypadku Bergu czy Herstalu. Wielkie okazywały się za to korzyści. Śląsk dawał Fryderykowi bezpośrednio 36000 km2, przyległych do Brandenburgii, z centrami ożywionego handlu, rozwiniętym przemysłem tekstylnym oraz 1,5-milionową ludnością, w tym wielu niemieckich protestantów. Pośrednio cała operacja zwiększała znaczenie państwa pruskiego.

„Jego oficerów uważano za zwykłych awanturników w sprawach oręża; jego żołnierzy za podłych najemników, a słowu «pruski» rzadko nie towarzyszył obelżywy żart czy hańbiący epitet. Sam kraj mimo królewskiego tytułu uważano za nieopisany przykład obojnaczej monarchii, podłej jak elektorat, a nie dostojnej jak królestwo”5.

W roku 1740, przed podbojem Śląska, Prusy liczyły ledwie 2,25 mln ludzi. Według zwykłych rachunków zajęcie Śląska zdawało się niemożliwe, ale Fryderyk wiedział, że niezwykła gotowość bojowa armii czyni go podobnym do węża, który może rozewrzeć szczęki i połknąć znacznie większą ofiarę. Dysponował rezerwą 10 mln talarów, która okazała się później zupełnie wystarczająca na koszty całej wojny. Armia liczyła pokaźne 83000 ludzi, do których Fryderyk dodawał jeszcze 10000, zwiększając liczbę batalionów piechoty z 66 do 83. Arsenały pękały od broni, której starczało dla wojsk choćby dwakroć liczniejszych. W umyśle Fryderyka szansa podboju stawała się jego usprawiedliwieniem6.

Zgodnie ze swymi przewidywaniami król stanął przed problemem odepchnięcia równie drapieżnych sąsiadów, nie zaś konfrontacji z mocarstwami, które mogłyby pospieszyć na pomoc Austrii. Pretensje terytorialne zgłosili Saksończycy, Hiszpanie i Piemontczycy, a bawarscy Wittelsbachowie ruszyli po sam tron cesarski. Francuzi i Brytyjczycy już zaangażowali się w wojnę, a Rosjanie, długo związani z Austriakami, wypadli z gry po śmierci cesarzowej Anny (9 listopada). Fryderyk przenikliwie ocenił też stan ofiary: Habsburgom brakowało przywódcy, pieniędzy, armii, a wiele prowincji spustoszyły zaraza, głód i wojna.

Oświadczenia, które król kierował do posła austriackiego oraz zagranicznych dworów, cechowały się wyjątkowym cynizmem i nie ma potrzeby się nad nimi rozwodzić. Jak twierdził, działał z najszlachetniejszych pobudek, wyświadczając Austriakom przysługę przez wprowadzenie armii na ich terytorium, a oddanie Śląska stanowi odpowiednią nagrodę za jego usługi.

Przygotowania wojskowe zaczęły się 29 października, następnego dnia po pierwszej naradzie ze Schwerinem i Podewilsem. W żyznej Meklemburgii nabyto zboże, które spławiono Szprewą i Kanałem Fryderyka Wilhelma do głównej arterii odrzańskiej (o tej porze roku transport wodny odgrywał główną rolę, gdyż załadowane wozy nie przejechałyby lądem). Fryderyk, obserwując gromadzące się wojska, zwierzył się ze swych wrażeń „staremu Dessauerowi”. Uznał za niesłychane, że owe tysiące silniejszych i lepiej od niego uzbrojonych mężczyzn drżą w jego obecności, taki jest wpływ pruskiej dyscypliny7.

Fryderyk wyruszył z Rheinsberga do Berlina 2 grudnia. Odkrył, że ludność snuje liczne domysły, choć trwają bowiem sezonowe maskarady i bale, to pułki udają się w drogę z zapieczętowanymi rozkazami. W niedzielę 4 grudnia wierni opuścili kościoły, by oglądać tabor artyleryjski, toczący się po alei Unter den Linden. Tej całej niepewności nie wytrzymał jeden z dawnych wychowawców Fryderyka, Christoph Wilhelm von Kalckstein, który ośmielił się zapytać młodego króla:

– Wasza Wysokość, czy mam rację, sądząc, że nadchodzi wojna?

– Któż to może powiedzieć!

– Działania zdają się kierować na Śląsk.

– Czy potrafisz dotrzymać sekretu? – tu Fryderyk ujął go za rękę.

– O tak, Wasza Wysokość.

– Cóż, ja też!8

Z doradztwa wykluczono nawet „starego Dessauera”. Krążył po dworze, siejąc zwątpienie i nieufność, ale Fryderyk był nieugięty co do zasady: „To przedsięwzięcie muszę zastrzec sobie, by nikt nie uznał, że król Prus rusza na wojnę w towarzystwie dworskiego wychowawcy”9.

Dopilnowawszy ostatnich przygotowań i wygłosiwszy patriotyczną mowę do oficerów odchodzących berlińskich pułków, Fryderyk pozwolił sobie na odprężenie podczas balu maskowego, wydanego w zamkowych apartamentach królowej. Następnego ranka, 13 grudnia, czekał na swą podróżną karetę w towarzystwie tłumów, odmawiając prośbom młodszych braci, którzy czepiali się pół jego płaszcza, chcąc ruszyć z nim na wojnę. O dziewiątej wszedł do powozu z trzema adiutantami i ruszył do armii, koncentrującej się na granicy śląskiej.

Fryderyk liczył, że podbój czy raczej zajęcie równiny Śląska zostanie zakończony, zanim Austriacy sprowadzą posiłki na północny skraj swego państwa. Żaden Habsburg nie postawił tam stopy od 130 lat i król oczekiwał oporu tylko ze strony izolowanych garnizonów miast fortecznych na czele z Głogowem, blokującym dostęp w górę Odry ku Wrocławiowi, głównemu miastu Śląska. Do tej operacji wyznaczył trochę powyżej 27000 ludzi (20400 piechoty, 6600 kawalerii i niewielki oddział kanonierów).

W południe 14 grudnia Fryderyk dotarł do Krosna Odrzańskiego, ostatniego miasta Brandenburgii, usadowionego na wyżynie nad Odrą, wypływającą stanowczo ze Śląska. Przesądni mieszkańcy wpadli w niejaką panikę, gdyż przybycie króla zbiegło się z upadkiem dzwonu w wielkim kościele, Fryderyk jednak zapewnił wszystkich, że to dobry znak, wieści bowiem upadek rodu Habsburgów.

16 grudnia Fryderyk z czołowymi oddziałami przekroczył w lasach granicę Śląska. Jeden z poruczników ruszył do Zielonej Góry i odebrał klucze miejskie od całkowicie zaskoczonego burmistrza, siedzącego z ojcami miasta w ratuszu. Tuż po przekroczeniu granicy króla powitały dwie postacie w czarnych płaszczach, stojące przy drodze jak kruki. Byli to pastorzy z Głogowa, błagający Fryderyka o oszczędzenie heretyckich kościołów w razie bombardowania. Król powitał ich jako swych pierwszych śląskich poddanych.

Tę noc spędził w okazałym domu w Świdnicy. Pisał do Berlina: „Mój drogi Podewils, przekroczyłem Rubikon wśród powiewających flag i bicia bębnów. Moich żołnierzy przepełnia zapał, oficerowie płoną ambicją, a generałowie żądni są chwały”10.

Dalszy marsz po równinie zawiódł Prusaków do Żukowic, w pobliże Głogowa. 18 grudnia pogorszyła się pogoda. Tabor i artyleria pozostały daleko w tyle, a żołnierze szli w błocie i wodzie po kolana, niszcząc białe kamasze. Fortyfikacje Głogowa okazały się silniejsze niż przewidywano i choć austriacki dowódca nie chciał przejawić inicjatywy we wrogich działaniach, inwazja mogła utknąć niedługo po przekroczeniu granicy. Fryderyk chciał przeć na Wrocław, wiedział bowiem, że władze miasta mimo przeszkód ze strony pruskich sympatyków prowadzą rozmowy o przyjęciu austriackiego garnizonu. Zablokował więc Głogów zaimprowizowanym „II korpusem” i 28 grudnia ruszył ku Wrocławiowi z awangardą sił głównych.

Trzy dni później grenadierzy pojawili się przy potężnych szańcach miasta. Główne bramy zamknięto, ale furtki zostały otwarte i ku szeregom Prusaków dążył potok czeladników, niosących wino, chleb, ryby i mięso czy ciągnących na sankach beczułki piwa.

Bibliografia

1 1790, III, 219.

2 Koser, 1921, I, 3.

3 Bleckwenn, 1978, 65.

4 Za; Tharau, 1968, 55.

5 Np. list do płka von Selchowa w: Ollech, 1883, 14.

6 Dreyer, 1810, 20.

7 Schlözer, 1777, I, 91.

8 Salmon, 1752-1753, I, 469.

9 J.M. von Loen, Volz 1926-1927, I, 6.

10 Koser, 1921, I, 8.

11 Hildebrandt, 1829-1835, IV, 37.

12 1790, I, 79.

13 Mitchell, 1850, I, 358.

14 Koser, 1921, I, 8.

15 Becher, 1892, 13.

16 Büsching, 1788, 20.

17 Garve, 1798, 161.

18 Becher, 1892, 49.

19 Tamże, 44.

20 Schwerin, 1928, 105.

21 Anonim, 1787-1789, XII, 9.

22 Koser, 1891, 226.

23 Catt, 1884, 42, także Oeuvres XXIX, 80.

24 Koser, 1921, I, 99-100.

25 Zimmermann, 1788, 198.

26 Ingrao, 1982, 58.

27 Catt, 1884, 34.

1 Volz, 1926-1927, I, 153.

2 Schoenaich, 1908, 239.

3 Valori, 1820, I, 93-94.

4 PC 140.

5 Gillies, 1789, 66-67.

6 PC 125.

7 Hildebrandt, 1829-1835, V, 46.

8 Anonim, 1788-1789, III, 60.

9 PC 178.

10 PC 208.