Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Gdy kochają anioły to debiutancka powieść Dariusza Kunickiego. Ta osadzona w magicznej trójmiejskiej atmosferze książka pozwala Czytelnikom śledzić losy niezwykłej historii miłosnej.
Adrianna, 23-letnia studentka filozofii, marzy o tym, by ukochany mężczyzna pozostał jej wierny na całe życie. Za namową kobiety poznanej na portalu o czarach przyjeżdża do Gdańska na spotkanie z tajemniczym Gabrielem, autorem książki uczącej rzucania miłosnych uroków. Mężczyzna okazuje się być jednym z najwyższych kapłanów czarnej magii, który zdradza Adriannie tajemnicę wszechświata i nieśmiertelności. Z pomocą wiedźmy Agaty dziewczyna poznaje sekrety czarnej magii oraz fascynujące fakty na temat swojej przeszłości. Aby dowiedzieć się, kim była w poprzednim wcieleniu, wyrusza w gwiezdną podróż do wymarłego kręgu. Nie wie jeszcze, że to wydarzenie odmieni jej życie i będzie miało wpływ na losy całej ludzkości...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 268
Dariusz Kunicki
Gdy kochają anioły
Redakcja i korekta: Monika Ochnik
Projekt okładki: Mikołaj Jastrzębski
Konwersja do wersji elektronicznej:
Mikołaj Jastrzębski
© Copyright by Dariusz Kunicki 2014
© Copyright for this edition by Wydawnictwo Cień Kształtu 2014
ISBN 978-83-60685-19-8
Wydawnictwo CIEŃ KSZTAŁTU
ul. Żeromskiego 5 m. 64
01-887 Warszawa
tel./fax: 22 835-24-07
e-mail: wydawnictwo@cien-ksztaltu.pl
http://www.cien-ksztaltu.pl
W zasadzie pisałem tę książkę przez całe życie. W głowie budowałem trójkąty, koła i kwadraty, które ubierałem w słowa i przelewałem je na papier. Na początku, z braku komputera, cierpliwie kreśliłem tekst ołówkiem, aby można było go łatwo wymazać, bo nie potrafiłem przejść do kolejnej sceny, gdy poprzednia była niedopracowana lub pokreślona. Cyzelowałem treść książki w myślach nawet wtedy, gdy pochłonięty codziennością zajmowałem się rodziną i zarabiałem na jej utrzymanie, nauczając może nie najpiękniejszego, ale na pewno najpraktyczniejszego języka na świecie. Ukończyłem „Gdy kochają anioły” w roku 2010 na Kaszubach, dokładnie w dzień urodzin. Pamiętam, że ostatnie zdania pojawiły się wśród śpiewu ptaków witających wiosenny poranek. Ten jeden z najszczęśliwszych dni w życiu uczciłem rogalikiem domowego wypieku i kubkiem mocnej kawy.
Mojemu Wydawcy Mikołajowi Jastrzębskiemu i pani Monice Ochnik z życzeniami wielu pogodnych aniołów.
„Jak na górze, tak i na dole”
– Hermes Trismegistos
„Przeszłe zdarzenie, jeśli nie jest zapomniane,
staje się drogowskazem”
– przysłowie chińskie
„Spójrz bez strachu na rzecz budzącą strach,
a ta straszność zniknie”
– przysłowie chińskie
Przyjrzał się jej uważnie. Obcisłe dżinsowe spodnie wytarte na kolanach, niebieski T-shirt odsłaniający brzuch i karminowa pomadka na zaciśniętych ustach. Na twarzy dziewczyny malowały się upór i determinacja.
„Upłynęło tyle czasu – pomyślał. – Tak bardzo ją kiedyś kochałem”.
– Mam na imię Adrianna – mówiła dalej. – Mogłam przedstawić się od razu, ale z przejęcia nie wiedziałam, jak zacząć naszą rozmowę.
– Na co ci czarna magia?
Zaskoczył ją tym pytaniem.
– Żeby – zawahała się – uwodzić ludzi, poznając najskrytsze zakamarki ich duszy. Pragnę też zajrzeć w przeszłość, aby lepiej zrozumieć teraźniejszość.
Nie ona pierwsza przyszła do niego z tą prośbą. Nawet wtedy, gdy wszyscy wiedzieli, kim jest naprawdę, nikt nie odważył się prosić go o tajemną wiedzę. Śmiałek mógł narazić się na jego gniew, a to nie wróżyło niczego dobrego. Ale teraz musiał pokornie znosić podobne upokorzenia. Bóg poddał go próbie. Nie może zaprzepaścić kolejnej szansy. Tylko że była to jego ukochana Chi Chi.
– Ile masz lat?
– Dwadzieścia trzy. A co, jestem za młoda?
Nie odpowiedział. Odwrócił się i dał znać, aby poszła za nim. Bez słowa mijali kolejne brukowane uliczki Starego Miasta, a ich cienie stawały się coraz dłuższe w promieniach zachodzącego słońca. „Jest jeszcze ładniejsza niż kiedyś” – pomyślał. Odgłos kroków odbijał się echem wśród wiekowych murów mijanych kamienic. „Mimo że jestem od niej starszy o siedem lat, w rzeczywistości dzieli nas otchłań czasu”.
Adriannę milczenie idącego przed nią mężczyzny zaczynało powoli drażnić. Wyraźnie ją ignorował. Nawet nie raczył odpowiedzieć na pytanie. Zauważyła zapadający zmrok i coraz ciemniejsze uliczki zaczęły ją niepokoić. Kiedy nadejdzie noc, będzie zdana tylko na obcego mężczyznę. Przyjechała z daleka i nie znała tego miasta.
„Powinnam mu zaufać – dodawała sobie otuchy. – Jest dobrze zbudowany i na pewno silny. Gdyby chciał, już dawno mógł mnie skrzywdzić”.
Gabriel – znała jego imię, chociaż się nie przedstawił – kluczył jak myśliwy na polowaniu. Przemykali z bramy do bramy i wracali na te same kręte uliczki, jakby chcieli zgubić drogę. Zupełnie bez celu zatrzymywali się przed rozświetlonymi wystawami sklepowymi. Wśród manekinów ubranych w markowe garnitury wydawał się szukać natchnienia do dalszej wędrówki.
„Bada moją determinację” – pomyślała. Wcześniej przeczuwała, że może poddać ją różnym próbom, i postanowiła wytrwać. Przekonywała siebie, że dziwne zachowanie mężczyzny było czymś zwyczajnym.
Dziewczyna mieszka daleko stąd – w niewielkim górniczym miasteczku. Wiele sobie obiecywała po przyjeździe do Gdańska i spotkaniu z tajemniczym czarnoksiężnikiem.
Całą noc w pociągu nie zmrużyła oka, a o świcie, gdy przybyła na miejsce, zameldowała się w małym hoteliku na przedmieściach i ruszyła do centrum miasta. Przez resztę dnia wałęsała się bez celu, onieśmielona tłumem turystów i zmęczona hałasem samochodów przeciskających się wąskimi uliczkami. W końcu dotarła do usytuowanej w samym sercu Starego Miasta modnej restauracji o tajemniczo brzmiącej nazwie „Metamorfoza”, gdzie delektując się winem, spędzał czas Gabriel. Kobieta, która na portalu internetowym podpisywała się Czarna Wdowa, zachęcała ją do spotkania z nim, twierdziła, że skrywa jakąś tajemnicę i na pewno jej pomoże. Do tego może zawrócić w głowie, bo jest wyjątkowo przystojny. Pisząc to, posłała wymowny emotikon.
„Rzeczywiście mógł zaciekawić – pomyślała Adrianna – ale tylko tyle”.
Kiedy skończy się ten szalony spacer po mieście? Każda obolała kosteczka w jej ciele zdawała się o to pytać. Dlaczego założyła buty na obcasach? Znowu boleśnie pośliznęła się na nierównym bruku. Wolała nie myśleć, co się stanie, kiedy na dobre zrobi się ciemno.
– Na co ci czarna magia? Odpowiedz szczerze.
„No, nareszcie. W końcu przerwał tę krępującą ciszę”.
– Już panu mówiłam. Pragnę odkryć tajemnicę ludzkiej duszy i zrozumieć świat.
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Może dlatego, że czarna magia jest atrakcyjniejsza niż biała? Że jest dopełnieniem tajemnicy o życiu i śmierci dostępnej dla wybranych? A może pewna młoda kobieta o imieniu Adrianna, której najbliżsi przez całe życie odmawiali prawa do własnego zdania, pragnie z pomocą magii wymuszać posłuszeństwo? Może dlatego, że w głębi własnej zagubionej duszy tli się wspomnienie dawnej romantycznej przygody?
Zbyła go milczeniem. Nie wiedziała, czy jest zła na niego, czy na siebie, ale bała się, że jej odpowiedź mogłaby go rozczarować.
W końcu zaczęli iść wolniej, a chwilę później zatrzymali się przed bramą kościoła. W słabym świetle zachodzącego słońca zdołała dostrzec na ogromnych drzwiach płaskorzeźby świętych i dużą, wygiętą klamkę. Mężczyzna rozejrzał się, jakby sprawdzał, czy nikt ich nie śledzi, i otworzył drzwi. Zawiasy cicho skrzypnęły i ich oczom ukazało się ciemne, chłodne wnętrze. Poprosił, aby weszła pierwsza, a sam wśliznął się za nią i wolno zamknął drzwi. Kiedy ich oczy przyzwyczaiły się do słabego światła sączącego się z ogromnych witraży, ruszyli wzdłuż nawy bocznej i usiedli w pierwszym rzędzie drewnianych ławek, na wprost ołtarza.
Adrianna rozejrzała się niepewnie. Nad ich głowami majestatycznie unosiła się pokaźnej wielkości rzeźba anioła z księgą w ręku.
– Odkąd napisałem tę nieszczęsną książkę o miłości i czarnej magii – odezwał się cicho – nachodzili mnie różni dziwni ludzie i prosili, abym nauczył ich, jak to nazywali, rzucania miłosnych uroków. Ale ja już odpokutowałem całe zło, które uczyniłem światu, i teraz pragnę odpocząć w samotności. Cieszyć się drobnymi codziennymi czynnościami, podróżować w najdalsze zakątki i żyć w zgodzie z własnym sumieniem.
– Dlaczego w samotności?
– A dlaczego nie? – spytał zaczepnie.
Chyba przesadziła z tą ciekawością. „Wścibska babo” – skarciła się w myślach. Przecież miał prawo żyć, jak chciał. Może niektórzy lubią swoje towarzystwo bardziej niż innych ludzi? To, że ona nie może obejść się bez przyjaciół czy ukochanego mężczyzny, wcale nie czyni ją lepszą.
Dojrzała w półmroku delikatny uśmiech na ustach Gabriela, jakby wyczytał skruchę w jej myślach.
– Załóżmy, że spełnię twoją prośbę – zaczął, wpatrując się w nią błyszczącymi oczami – i podzielę się z tobą wiedzą o świętym kręgu, w którym toczą się losy świata. Poznasz też tajemniczą parę. Kim są? To na razie sekret, ale kiedy ich ujrzysz, na pewno rozpoznasz. Odbędziesz podróż do przeszłości, gdzie czas dawno dobiegł końca i żywe pozostały jedynie wspomnienia. A teraz najważniejsze.
Mężczyzna umilkł i opuścił głowę.
– Poznasz to wszystko – odezwał się po chwili – i nie będziesz już w stanie żyć normalnie. Tajemna wiedza może zniszczyć ci życie i ja będę za to odpowiedzialny. Uczynię kolejny zły uczynek, skazując siebie na potępienie.
Nagle odwrócił głowę i zapytał z naciskiem.
– Możesz mi przyrzec, że się nie zmienisz? Raptem nie porzucisz… czy ja wiem, uczelni, przyjaciół i wieszcząc koniec świata, nie zaczniesz nawoływać przechodniów do modlitwy?
Pomysł, że przeobrazi się w uliczną kaznodziejkę, wywołał u niej nagły atak śmiechu, ale stłumiła go w zarodku. Przyszedł jej do głowy lepszy pomysł. Jako liderka jakiejś satanistycznej grupy rockowej zadziwi fanów, mordując na scenie koty.
Na pewno nie jest łatwo ją przerazić. Życie, mimo młodego wieku, nie szczędziło jej razów.
– A jeżeli los sprawi, że poznasz pewnego mężczyznę – kontynuował, nie czekając na jej odpowiedź – i okaże się, że jesteś miłością jego życia? Czy zadedykujesz mu swoją młodość? A gdy odkryjesz, że też go kochasz, wyznasz mu miłość?
Adrianna odwróciła wzrok i spojrzała na sufit. W bladym świetle dostrzegła potężne filary. Biegły rzędami, dźwigając ciężkie sklepienie. Kamienne lub ceglane łuki – nie widziała wyraźnie w mroku – wyrastały z filarów jak delikatne gałęzie z olbrzymich drzew, dzieląc wnętrze kościoła na nawy. Były dziełem pradawnych murarzy, którzy mozolnie układali cegły na suficie. Bogobojni i ufni w swoje rzemiosło nie szczędzili sobie słów krytyki, ale potrafili się zjednoczyć w szczytnym celu. Świątynia była ich domem, światem i kosmosem. A sens życia odnajdywali w drobnych radościach dnia codziennego, uporze i konsekwencji. Na pewno nie zdołałaby ich zmienić najbardziej wyjątkowa wiedza o zagadkowym świętym kręgu.
– Raczej się nie zmienię – odparła. – Może niezwykłe wydarzenia wytrącą mnie na krótko z równowagi, ale nie przemienią w nawiedzoną wariatkę. Wykluczone – dodała z naciskiem.
– Odpowiedz w takim razie na drugie pytanie – zajrzał jej głęboko w oczy. – Poświęcisz wszystko dla ukochanego?
Mężczyzna trącił czułą strunę. Obecnie kochała i, jak zapewniał ją aktualny chłopak Daniel, była obiektem jego miłosnych westchnień. Tylko na jak długo? Przerażała ją myśl, że może ją porzucić, tak jak zrobiło to kilku chłopaków przed nim. Kochała i została skrzywdzona, a to boli i nie pozwala łatwo zapomnieć. Umysł jak podstępna choroba trawi nieufność. Jedynym lekarstwem wydaje się władza nad uczuciami ukochanego, choćby z pomocą czarnej magii. Jednak ten dziwny człowiek o imieniu Gabriel, do którego zgłosiła się po pomoc, pyta, czy mogłaby pokochać innego mężczyznę.
– Nie wahałabym się zatracić w miłości – odparła jednym tchem. – Tylko nie ma na świecie mężczyzny, któremu mogłabym bezgranicznie zaufać.
„Siedzący obok mnie człowiek nigdy nie zrozumie, co dzieje się w moim sercu – myślała. – Może i posiadł wiedzę tajemną, ale moja dusza stanowi dla niego zagadkę, skoro zadaje mi podobne pytania. Zresztą jest jakiś dziwny. Niby ma przyjemną powierzchowność, fryzurę na czasie, ubranie z najlepszego katalogu mody i twarz, na której drobnymi bruzdami i niewielkimi zmarszczkami zapisane są dzieje ludzkiego życia, ale te jego oczy, którym przyjrzałam się dość dokładnie za dnia. Ponoć zwierciadła duszy, tylko że niczego nie odbijały. Były puste i zimne jak u rekina. A mimo to w jakiś niezrozumiały sposób Gabriel wzbudzał zaufanie”.
– Powiedziałaś prawdę – stwierdził krótko – pomogę ci.
Mrok zupełnie wypełnił wnętrze kościoła i zamazał widok ścian z obrazami i rzeźbami we wnękach bocznych naw. W świetle księżyca sączącego się przez witraże widać było jedynie ołtarz.
Adriannie nagle zebrało się na zwierzenia. Wyraźnie odreagowywała napięcie. W ciągu następnej godziny opowiedziała obcemu mężczyźnie całe swoje życie. O złości do ojca, niespełnionego, małomiasteczkowego pisarza, który nigdy nie miał dla niej czasu. O straconych złudzeniach i żalu do kolejnych partnerów. Podświadomie pragnęła, aby nauczyli ją prawdziwej miłości, a oni tylko zabawiali się z nią i porzucali jak zbędny balast. Słuchał jej w milczeniu, zadając od czasu do czasu krótkie pytania.
Na koniec pokazała mu srebrny pentagram. Odlany specjalnie dla niej z zachowaniem odpowiedniego rytuału Salomona. Określał cztery elementy: naturę, pięć zmysłów, pięć ran Jezusa oraz pięć punktów witalnych człowieka. Nosiła go zawsze przy sobie, aby chronił ją przed obcymi, i dlatego nie bała się spotkania z Gabrielem w samotności. Gdyby ten mężczyzna wyrządził jej krzywdę, zostałby ukarany chorobą lub nawet śmiercią.
– To tylko symbol – powiedział rozbawiony. – Metalowa i w dodatku niedoskonała imitacja świętego kręgu. Niestety, nie ma jego mocy sprawczej. Jesteś bezbronna jak niemowlę, ale nie bój się, nie zrobię ci krzywdy.
– Wcale się pana nie boję – odparła stanowczo, choć miała ochotę się rozpłakać. – Co to takiego ten święty krąg?
Odwrócił głowę. Patrzył na ołtarz i w skupieniu układał sobie w głowie odpowiedź.
– Na początku Bóg nakreślił krąg zwany świętym – zaczął, łagodnie gestykulując. – Krąg to nic innego jak wszechświat z wieloma galaktykami i planetami, ale tylko jedną życiodajną Ziemią. Krąg okala wielką połać kosmosu i więzi czas, splatając ze sobą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość bardziej, niż ludzie to sobie wyobrażają – zrobił krótką pauzę i mówił dalej, błądząc wzrokiem po sklepieniu kościoła. – Gdy czas zatacza koło, kończąc swój bieg i żywot kręgu, wówczas Stwórca wyczarowuje nowy wszechświat, a w nim odradzają się wymarłe galaktyki, słońce i niebieska planeta z roślinami, zwierzętami i ludźmi. Na początku gwałtownie, ale później powoli i majestatycznie.
Mężczyzna zawiesił tajemniczo głos, westchnął i powoli wycedził:
– To zdarzyło się już wcześniej. Wszyscy bez wyjątku pochodzimy z wymarłego wszechświata.
– Czym więc jest czarna magia? – spytała nieco zagubiona.
– To przejście między świętymi kręgami. Między światem z naszej dalekiej przeszłości, wiecznie żywym, ale już tylko w pamięci kosmosu, a jego obecnym wcieleniem. Podążając tą drogą, poznajemy je oba.
– Gdzie jest to przejście?
– Nosisz je w sobie, Adrianno. Każdy skrywa swoją gwiezdną drogę, którą przybył tu z wymarłego kręgu.
– Jak ją odkryć? – dopytywała zaciekawiona.
– Jest tylko jeden sposób – odparł. – Rytuał ponownych narodzin. Odpowiednio regulując oddech, połączysz się z energią kosmosu i poszybujesz w głąb siebie, do dnia, w którym opuściłaś łono matki. Z każdym oddechem dalej i dalej, póki nie przekroczysz granicy, która więzi ludzi i całą rzeczywistość.
– Będę mogła bezpiecznie powrócić z tego martwego kręgu? – dociekała.
– Będziesz mogła podążać swoją ścieżką życia i śmierci tam i z powrotem tyle razy, ile zechcesz – wyjaśnił spokojnie.
Niby coś zrozumiała, ale nadal miała mętlik w głowie. Nagle rozbolał ją żołądek. Zawsze tak było, gdy odczuwała silny stres.
„Aby zawładnąć duszą Daniela, być może stracę własną – zażartowała smutno w myślach. – I to bez wypowiadania zaklęć, czynienia magicznych gestów czy wygłaszania inkantacji. Wystarczy, że poćwiczę oddechy. Pewnie na koniec mężczyzna wyjmie cyrograf, czy jak to się tam nazywa, i zamiast podpisu złożonego własną krwią każe na niego zwyczajnie dmuchnąć”.
– To prawda, jestem jednym z najwyższych kapłanów czarnej magii – ciągnął Gabriel, jakby wyczuwając jej obawy – chociaż biała magia też nie jest mi obca.
– Niech zgadnę, potrafi pan wyczarować króliki z kapelusza? – próbowała żartem rozładować napięcie.
– To też – w jego głosie nie wyczuła rozdrażnienia, a na ustach błąkał się delikatny uśmiech. – Jednak biała magia to nie tanie sztuczki, jak się powszechnie uważa, ale pomost łączący teraźniejszość z przyszłością, z samym Bogiem. – Zawahał się, ale dodał jakby do siebie: – Kiedyś mnie wspierał, ale pobłądziłem. Z miłości do pewnej kobiety położyłem na szali losy ludzkości.
Umilkł, wpatrując się w ołtarz. Wydawał się przygnębiony.
– Mimo wszystko wolę czarną magię – Adrianna odezwała się po chwili, przerywając niezręczną ciszę. Zaczynała powoli odzyskiwać równowagę. – Jako cnotliwa mniszka szybko straciłabym zainteresowanie swojego faceta, bo mi biała magia kojarzy się ze wstydliwymi aniołami w koronkowych sukienkach.
– Obiecałem, że zapoznam cię z tajnikami czarnej magii – przerwał jej delikatnie – i zamierzam dotrzymać słowa. Zastanów się jednak, czy starczy ci odwagi. – W głosie Gabriela nie było irytacji. Pobrzmiewała raczej nutka czułości, co dodawało jej otuchy.
– Poradzę sobie. Nawet pan nie wie, jakie kobiety potrafią być uparte w dążeniu do celu – powiedziała nieco rozluźniona.
Gabriel odwrócił wzrok od ołtarza i spojrzał na dziewczynę. Wiedział, że nie jest jeszcze gotowa na spotkanie ze swoją przeszłością. Mimo to powinien zaryzykować.
– Najpierw muszę cię przestrzec. Gdy wyruszysz w swoją gwiezdną podróż, nie próbuj zatrzymywać się na żadnym z etapów. Zaufaj energii kosmosu i poddaj się jej woli bez reszty. To jedno z boskich narzędzi, dzięki którym istnieją układy planetarne, Ziemia i ludzie.
– „Ruach ha-Kodesz – Boskie Tchnienie” – przypomniała sobie wykład o Starym Testamencie. – Co mi grozi, jeżeli się zlęknę i zawrócę w pół drogi?
– Energia zakłóci twój oddech. Stanie się płytszy i jeżeli dalej będziesz się opierała, zapadniesz w śpiączkę, a może nawet umrzesz.
Dobrze wiedział, że z boską energią nie ma żartów. Wypełnia cały kosmos i raz uruchomiona musi zakończyć swoje działanie. Nie ma drugiej takiej siły, która zdołałaby jej przeszkodzić. Ale przy pierwszym spotkaniu tylko namaszcza, aby później łatwo odnaleźć wybrańca.
– W porządku. Raz kozie śmierć. Możemy zaczynać – w jej głosie słychać było determinację.
Poprosił, aby położyła się na ławce.
– Rozluźnij się, ale nie zamykaj oczu. Spoglądaj na ołtarz i spokojnie oddychaj. Spróbuj dostrzec w mroku jak najwięcej szczegółów. W symbolach zapisane jest najważniejsze działanie boskiej energii. Bądź czujna, bo w każdej chwili może wyjawić swoją obecność.
Zrobiła, jak kazał. Ufała mu, choć odczuwała lęk.
– Oto pierwsza i najważniejsza lekcja – tłumaczył. – Pochodzi od samego Mahawatara Babadżiego. Wielkiego maga zwanego awatarem, który jako pierwszy przekroczył granicę świętego kręgu i bezpiecznie wylądował po tamtej stronie. Teraz zostawię cię samą, ale nie bój się, będę czuwał w pobliżu.
Odchodząc, obrzucił wzrokiem leżącą w ciemności dziewczynę. Była bezbronna i całkowicie posłuszna jego woli. Cudowna Chi Chi. Jego ukochana z dalekiej przeszłości, choć jeszcze tego nie wiedziała.
O niebiosa! Jak pragnął wziąć ją w ramiona i zatracić się w miłosnej ekstazie, ale nie czas i miejsce na ich intymność. Jeszcze nie teraz.
Znowu miałaby mu za złe, że zrobił to wbrew jej woli. Już niedługo nastąpi kres ich rozłąki. Musi tylko uzbroić się w cierpliwość.
Poprzez ciemność Adrianna widziała oddalającą się postać mężczyzny, póki nie usłyszała znajomego skrzypnięcia wielkich drzwi wejściowych do kościoła. Została nagle sama. Bała się, ale szybko skupiła uwagę na ołtarzu. Polakierowane figury świętych w retabulum odbijały najmniejsze promyki poświaty księżyca, które zdołały przedrzeć się przez witraże. Zastanawiała się, gdzie ukryty jest klucz, który uruchamia potęgę Boskiego Tchnienia. W układzie figur, a może w znaczeniu każdej z osobna?
Próbowała sobie przypomnieć, co symbolizowała postać Matki Boskiej z Dzieciątkiem na kolanach. Patos i codzienną krzątaninę przy małym dziecku. Radość poczęcia łączy z tragicznym losem Syna. Maryja miała szczególny status, bo jednocześnie należała do świętej rodziny i była zwyczajną kobietą. Uważano ją za pośredniczkę spraw ludzkich i proszono o wstawiennictwo do Boga.
„A może Jej Syn Jezus? Symbol zwycięstwa nad śmiercią. W połowie Bóg i w połowie człowiek. Na pewno mógłby w każdej chwili uruchomić potęgę Ruach ha-Kodesz, ale wtedy, gdy stąpał po Ziemi. Teraz jego drewniana podobizna zwisała bezradnie z krzyża. Jej wzrok padł na starca wspierającego się ciężko na długim pastorale. To chyba święty Piotr? Tak, pierwszy uczeń Chrystusa, który dzierży klucz do bram Niebios. Może biblijne bramy Niebios to właśnie przejście między światami? Tylko co święty Piotr ma wspólnego z czarną magią?!”
„Nie. To jakaś bzdura! – skarciła się w myślach. – Ukrzyżowano go do góry nogami, to prawda, ale na pewno nie został z tego powodu czarnoksiężnikiem”.
Czas mijał i sączył w duszę Adrianny coraz większe zwątpienie.
„Pentagram, święte kręgi, kapłani czarnej magii… w co ja się wplątałam?” Nagle zaczęła sobie nerwowo wyrzucać, że ona, światła studentka filozofii, dała się wciągnąć w koszmar pod tytułem: „Spraw, aby pod wpływem czarów facet pokochał cię na całe życie”.
Powinna dłużej wypatrywać oznak Boskiego Tchnienia czy podnieść się z ławki i opuścić kościół? Zaczęły targać nią sprzeczne uczucia.
Ciekawe, ile czasu minęło, odkąd ten ekscentryczny mężczyzna zostawił ją samą. Rozejrzała się niepewnie dookoła. Niespodziewanie usłyszała bicie dzwonu na kościelnej wieży… raz, dwa, trzy… Po chwili naliczyła dwanaście. „Godzina duchów! I co z tego, że wybiła północ?! Szatan przychodzi o trzeciej… do kościoła?! Chyba do cna oszalałam!”
Może to Gabriel postradał zmysły? Poczuła niepokój. Cierpi na depresję lub jakąś odmianę paranoi. Wyparł z siebie prawdziwy obraz świata i zastąpił go bajką o kręgach i magii. Tak, ten mężczyzna z pewnością postradał rozum i teraz próbuje ją, Adriannę, zarazić swoim szaleństwem.
Wszystko na nic. Będzie musiała poszukać innego sposobu, aby przywiązać Daniela do siebie. Może już lepiej zostanie buddyjską mniszką. Na pewno zachwyci go laska, która każdego ranka na jego cześć wyśpiewuje miłosne parittas.
Nagle usłyszała dziwny hałas dochodzący od strony ołtarza, poderwała się z ławki, a serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Po chwilowej pewności siebie nie zostało śladu. Uniosła głowę i wpatrywała się w rzeźby świętych, póki oczy nie zaczęły łzawić. Poczuła, jak drętwieją jej mięśnie, i bezsilnie opadła z powrotem na ławkę. Zaczęła oddychać rytmicznie i powtarzać w myślach, że musi wziąć się w garść. Przypomniała sobie o oddychaniu przeponą. Dostarczy ciału siły do ucieczki przed niewidzialnym napastnikiem. Spodziewała się człowieka z krwi i kości, bo duchy raczej nie hałasują. Przestała mieć złudzenia, że zadziałały jakieś nadnaturalne moce. Znowu uniosła głowę i rozejrzała się wokół, ale nikogo nie dostrzegła.
Wyobraźnia za to zaczęła płatać jej figle. Ni stąd, ni zowąd wokół niej wyrosły rusztowania, po których wspinali się średniowieczni murarze z narzędziami w dłoniach. Nawet wydawało jej się, że słyszy ich rozmowy. Nie bacząc na robotników, zza ołtarza wynurzył się rycerz z opuszczoną przyłbicą i szybko zbliżał się w jej kierunku. W splecionych dłoniach dzierżył wielki miecz. Wyraźnie słyszała szczęk zbroi. W ciemnościach błysnęło ostrze i już miał zadać śmiertelny cios, gdy raptem rozpłynął się w ciemności. Chciała uciec, ale była zbyt przerażona. Zabrakło jej siły, aby zapanować nad zesztywniałym ciałem.
„Może Gabriel wcale nie wyszedł z kościoła? Może ukrył się gdzieś w ciemnościach i teraz świetnie się bawi?” – pomyślała poirytowana.
– Jest pan tam?! – krzyknęła.
Miała już dość dziwacznych prób i samotności w środku nocy.
Nikt nie odpowiedział.
– Boję się!
Odpowiedzią była tylko przejmująca cisza. „Wyraźnie mnie lekceważy!” – pomyślała, a złość coraz bardziej brała górę nad strachem.
„Nie potrafi uszanować faktu, że jestem bezbronną kobietą i nie wypada zostawiać mnie samej w środku nocy!” – pomyślała z wyrzutem.
Nie obchodziło jej, jak zareaguje, byle się tylko pojawił.
– Gdzie pana maniery?! – krzyknęła w głąb kościoła. – Wypadałoby odprowadzić mnie do hotelu!
Znowu jej pytania trafiły w przejmującą próżnię.
– Dupek!
Nawet jej prowokacyjna zaczepka nie doczekała się reakcji, choć irytacja dodała jej odwagi. Trudno, będzie musiała jakoś przetrwać do rana. W świątyni jest bezpieczniej niż na ulicach miasta w środku nocy. Później postara się go odszukać i wykrzyczeć w te jego rekinie ślepia, co o nim myśli.
Skuliła się na ławce i przykryła wełnianym swetrem. Przez cały dzień nosiła go przepasany wokół bioder. Resztę ciepłych rzeczy zostawiła w hotelu. Choć noc nie była chłodna, drżała na całym ciele. Odczuwała głód, bo od obiadu nie miała nic w ustach.
Zamknęła oczy i aby ukoić skołatane nerwy, zaczęła wyobrażać sobie, że leży w głębokiej wannie z gorącą wodą nasączoną olejkami. Wokół ust rozdmuchiwała wonną pianę. Tak jak kiedyś u babci, gdy była małą dziewczynką i babcia jeszcze żyła. Babcia siadywała na krześle przy wannie i czytała jej ulubione Baśnie ztysiąca i jednej nocy oraz Andersena. Po kąpieli owijała ją w miękki, frotowy szlafrok i zanosiła do łóżka. Kiedy ułożyła się wygodnie w świeżo wykrochmalonej pościeli, babcia całowała ją na dobranoc i gasiła światło. Prawie natychmiast zapadała w sen, wcielając się w postacie z bajek. Była na przemian Calineczką, dziewczynką z zapałkami lub podróżowała na zaczarowanym dywanie. Noc przepełniała magia, która nigdy nie była źródłem strachu.
Poczuła znużenie i jeszcze coś, jakby obecność opiekuńczego ducha. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale odniosła wrażenie, że ktoś nagle pojawił się przy niej.
Nie odczuwała trwogi, a wprost przeciwnie. Ten ktoś swoją obecnością dodawał jej otuchy. Choć przez na wpół przymknięte powieki nikogo nie dostrzegła, poczuła wyraźne ciepło, prawie gorąco, promieniujące od podbrzusza wzdłuż klatki piersiowej do głowy. Nie opierała się, pozwoliła cudownej, pulsującej energii wniknąć w głąb ciała. Oddychała coraz szybciej, ale ten ktoś lub coś do niczego jej nie przymuszał. Mogła swobodnie regulować oddech, kładąc dłoń na przeponie. Wtedy ciepło rozeszło się wokół palców i zachęcało do pieszczot. Wyciągnęła dłonie przed siebie, ale rozpalonymi palcami trafiła w pustkę.
I wówczas błogie uczucie ustąpiło tak raptownie, jak nadeszło. Poczuła przyjemne zmęczenie, jak po miłosnym spełnieniu.
Jeżeli to najcudowniejsze z doznań było tylko cząstką boskiego Ruach ha-Kodesz, to powinna być wdzięczna Gabrielowi.
„Gdy go odszukam, najpierw zwymyślam od najgorszych, ale zaraz potem, kiedy przejdzie mi złość, podziękuję mu” – dodała w myślach.
On też powinien odczuwać satysfakcję, bo o ile była to jakaś próba, przeszła ją zwycięsko i na pewno będzie z niej dumny.
Po wielu godzinach napięcia powrócił spokój i z każdą chwilą czuła się bezpieczniej. Ułożyła głowę na twardej ławce najwygodniej, jak tylko mogła, i naciągnęła sweter na podkurczone nogi. Ufna, że tajemniczy opiekun będzie jej strzegł do rana, nie wiadomo kiedy zasnęła.
Gdy się przebudziła, nastał dzień i światło wyraźnie rozświetlało kościół. Przypomniała sobie, że była niedziela i zaraz pewnie zacznie się zwykła krzątanina przed poranną mszą. Miała potargane włosy i pomięte ubranie. Na pewno nie wyglądała na przykładną parafiankę. Do tego przemarzła, bo sweter zsunął się na kamienną posadzkę.
„Królestwo za trującego hamburgera i szczoteczkę z pastą do zębów!” – pomyślała, zwlekając się z ławki, i chwiejnym krokiem powędrowała środkiem świątyni do drzwi. Nacisnęła niepewnie klamkę, ale na szczęście ogromne wrota otworzyły się nadzwyczaj lekko. Zeszła kamiennymi schodkami na znajomą wybrukowaną ulicę i mrużąc oczy przed intensywnym słońcem, rozejrzała się wokół.
Wypatrywała Gabriela. Czuła podskórnie, że na próżno. Pewnie dosypia noc w atłasowej pościeli w swoim luksusowym apartamencie. A może dawno już wstał i biega po którymś z parków, zastanawiając się, czy dziewczyna, którą poznał poprzedniego dnia, uwierzyła w jego wersję czarnej magii.
Albo, co wydawało się najbardziej prawdopodobne, poluje na kolejną ofiarę, aby zaprowadzić ją wieczorem do kościoła.
Uwierzyłaby, że to tylko rodzaj niewinnej dewiacji, gdyby nie nocne przeżycia. Pojawienie się tajemniczego opiekuna i doznania z nim związane każą wierzyć w prawdziwość słów Gabriela.
„W takim razie odszukam swoją gwiezdną drogę i nauczę się nią podróżować – postanowiła. – Aby nie pogubić się w kosmosie, muszę też uwierzyć w święty krąg”.
Najważniejsze, że zgodnie z obietnicą Gabriela dowie się, jak przenikać ludzkie dusze. Nauczy się, na czym jej najbardziej zależało, manipulować uczuciami mężczyzn.
Może oszczędzi Daniela? A może nie? Wzruszyła ramionami.
Przekona się, jak bardzo kobiety bywają kapryśne. „Chyba zwariowałam, ale jest mi z tym dobrze” – dodała w myślach.
Spojrzała na kościelny zegar, zrobiło się późno. Z godzinę zajmie jej droga do hotelu i godzinę z powrotem na stację kolejową, skąd punktualnie odchodzi pociąg do jej miasteczka. Nie może się spóźnić, bo następne połączenie ma dopiero późnym popołudniem. Jeszcze musi się ogarnąć i coś zjeść.
– Poczułam dotyk Boskiego Oddechu na swoim ciele! – krzyknęła, na wypadek gdyby czarnoksiężnik, jak nazywała go jego przyjaciółka z forum internetowego, ukrywał się gdzieś blisko.
– Ja też! – odpowiedział głośno młody mężczyzna przechadzający się po drugiej stronie ulicy.
Uśmiechnęła się do niego, a raczej do własnych myśli.
Za nią dopiero pierwsza lekcja czarnej magii, a już rozmawia z przechodniami. Chciała jeszcze coś krzyknąć w żartobliwym tonie, ale zrezygnowała i szybkim krokiem ruszyła w stronę przystanku kolejki podmiejskiej.
Siedział przy stoliku w ogródku kawiarnianym, dokładnie naprzeciwko wejścia do kościoła. Przed wzrokiem Adrianny skrywał go kolorowy parasol. Uszkodzony bok parasola ze złamanymi drutami wisiał tuż nad jego głową i skutecznie zasłaniał go przed wzrokiem dziewczyny. Pił kawę i uważnie przyglądał się jej z dala. Całą noc nie zmrużył oka. Tylko udawał, że opuścił kościół. Nigdy nie zostawiłby jej samej. Przez cały czas czuwał blisko ukryty za najbliższym konfesjonałem. Czuł jej przerażenie i słyszał, jak robiła mu wymówki. W pewnej chwili zapragnął wziąć ją w ramiona i dodać jej otuchy, ale wtedy spłoszyłby ją i stracił na zawsze. Na pewno nie dałaby mu drugiej szansy, aby mógł dowieść, że Ruach ha-Kodesz naprawdę istnieje. Uwierzyła dopiero wtedy, gdy na swoim ciele poczuła Boski Oddech, jak tylko została namaszczona.
Jej widok napawał go radością, że mimo upływu czasu nie straciła temperamentu. Taka była i jest jego ukochana Chi Chi, ale najważniejsze, że ją odnalazł.
Strona internetowa o czarnej magii, którą Adrianna odwiedziła przed wyjazdem do Gdańska, wyróżniała się kolorową grafiką i dużą liczbą odwiedzających gości, nie tylko z Polski. Poleciła ją koleżanka z pokoju w akademiku, która za radą jakiejś stałej bywalczyni o pseudonimie Czartoszowa Wiedźma skutecznie rozkochała w sobie chłopaka z roku. Zapałał do niej gorącym uczuciem, bo rzuciła na niego urok za pomocą „magicznego kwadratu”. Zwyczajnie wycięła kwadrat z ozdobnego papieru listowego i wyperfumowała go olejkiem jaśminowym. Następnie czerwonym atramentem napisała na czterech rogach imiona jakichś starożytnych bóstw, włożyła do koperty i wysłała. Efekt był piorunujący. Biedna ofiara czarnej miłosnej magii nie odstępuje jej teraz na krok i codziennie obdarowuje ją bukietem świeżych kwiatów.
Zachęcona sukcesami współlokatorki weszła na stronę i od razu zachwyciła się rysunkami i symbolami, które przypominały miniaturowe dzieła sztuki. Bezwiednie wyczuwała aurę tajemniczości, jaką wytwarzały. Jej uwagę przykuło forum gości, gdzie wiele osób pisze o swoich problemach i trochę z przymrużeniem oka, ale częściej na serio szuka rozwiązania w magii.
Na forum zawsze jest tłoczno. Czasami nawet cały dzień trzeba czekać na odpowiedź. Na początku Adrianna nie uczestniczyła w rozmowach, tylko czytała wybiórczo posty i zastanawiała się, jak wyglądają i czym się zajmują ludzie, którzy je piszą. Zauważyła, że skoro są anonimowi, to bez wahania folgują wyobraźni.
Pełno tu wiedźm w wieku jej matki, które wymieniają się recepturami maści na potencję mężów, bolące kości czy schorzenia skóry. Jedne tłumaczą, jak przynieść ulgę sobie, inne doradzają, co zrobić, aby niewiernych współmałżonków łamało w kościach lub ich ciała pokryły się pęcherzami. Trzeba też użyć zaklęcia pieniężnego. Blokuje konto za każdym razem, gdy niewierny małżonek próbuje wypłacić pieniądze na prezenty dla nowej, dużo młodszej wybranki serca.
Po spotkaniu z Gabrielem stała się ostrożniejsza i bardziej krytyczna. Wśród gości przewijały się osoby z dużą wiedzą i erudycją. Czasami forumowicze prezentowali swoje poglądy jako jedyne słuszne i niepodważalne. Złościło ją to, bo przecież każda prawda, nawet objawiona, jest względna i należy zachować w stosunku do niej należyty dystans.
A mimo wszystko czuła, że obrona sentencji o względności poglądów dla niej samej stała się ostatnio nie lada wyzwaniem.
Dowiedziała się przecież o świętym kręgu, odrodzeniu świata i nieznanym obliczu czarnej magii. A jeżeli dzięki Gabrielowi odkryje, że teza o życiu i śmierci nie przypomina tej, którą wygłaszają znani mędrcy? Czy też zacznie forsować ją na internetowych forach jako jedynie wiarygodną? Czy może powinna zamilknąć na zawsze? Utrzymanie tajemnicy wymaga dużej samodyscypliny i powściągliwości. Tłumaczyłoby to, dlaczego eremici z objawieniami izolowali się w pustelniach. Wzdrygnęła się na myśl, że mogłaby spędzić życie w odosobnieniu.
A może powinna przyznać przed samą sobą, że tam w kościele uległa jakiemuś złudzeniu?
Czuła, że jeżeli tego nie zgłębi, to będzie kręcić się w kółko i życie zacznie przeciekać jej między palcami.
Pomału dojrzewało w niej postanowienie, aby zmierzyć się z przeznaczeniem. Dlatego po powrocie z Gdańska jej rozmowy w Internecie z sympatykami czarnej magii miały jeszcze inny powód. Musiała jak najszybciej nawiązać kontakt z Czarną Wdową, kobietą, która dała jej namiary na Gabriela, i dowiedzieć się więcej o podróżach w głąb duszy. Sam Gabriel, nie kryła już sama przed sobą, stał się dla niej równie intrygujący.
Pewnego razu zdobyła się na odwagę. Wróciła z uczelni po zdaniu ostatnich dwóch egzaminów przed wakacjami i postanowiła wykorzystać dobrą passę. Weszła na stronę, zalogowała się i otworzyła nowy temat słowami: „Spotkałam Gabriela. Miałaś rację, skrywa jakiś sekret”. Pomyślała, że takim stwierdzeniem na pewno zaciekawi Czarną Wdowę i skutecznie wyłowi ją z forumowego sabaciku. Na przekór ponurym pseudonimom podpisała się jako Lilia Wodna.
Szczęście jej sprzyjało. Odpowiedź nadeszła po godzinie, gdy po żywej wymianie zdań z kłótliwą Morrigan z Irlandii zamierzała zamknąć laptopa.
„Jest też przystojny? Chyba zgodzisz się ze mną?”. Na ekranie wyświetliły się słowa podpisane inicjałami C.W.
To była ona. Serce zabiło Adriannie mocniej. Czarna Wdowa odpowiedziała tak, jakby podała drugą część wcześniej umówionego hasła. Adrianna pochyliła się nad klawiaturą i napisała: „Zaprowadził mnie do kościoła i opowiedział o świętym kręgu”. Pospiesznie wystukiwała tekst na klawiaturze, nie zważając na fakt, że niezliczona liczba gości na forum internetowym mogła go przeczytać. „Zdradził mi, że czarna magia to przejście z poprzedniego świata do jego obecnego wcielenia”.
Na to stwierdzenie zareagowało mnóstwo osób, zasypując temat uwagami w rodzaju: „Bzdura! Czarna magia to żadne tam przejście, a jedynie narzędzie w rękach wiedźmy lub czarownika”. A ktoś inny złośliwie zauważył: „Może ten Gabriel tak cię zadowolił, że zobaczyłaś inne światy, ale nie musisz nam o nich opowiadać!”. Inny uczestnik forum był przeciwnego zdania: „Seks w kościele to profanacja i ciężki grzech, ale to nas, wyznawców szatana, kręci. Opowiedz, Lilijko, o upojnej nocy ze szczegółami, jak na spowiedzi, a nasz kapłan da ci rozgrzeszenie”.
„Co ty na to, Czarna Wdowo?” – zapytała nieco zbita z tropu.
Na ekranie natychmiast pojawiła się odpowiedź:
„Skoro aż tyle wiesz, to po co ci jestem potrzebna, Lilio Wodna?”.
„Bo chcę wiedzieć więcej – wystukała na klawiaturze. – Przeczytałam w Internecie chyba wszystkie artykuły o czarach i magii, ale nie potwierdzały słów Gabriela. A najgorsze, że nadal nie potrafię skutecznie opętać mojego chłopaka. Nie wiem, co mam dalej robić”.
Na końcu wypowiedzi umieściła płaczący emotikon.
„No dobrze – odpisała Czarna Wdowa po serii mniej lub bardziej przychylnych reakcji uczestników forum na słowa Adrianny – widzę, że temat magii mocno cię zaciekawił, więc chyba muszę ci pomóc. Poza tym Gabriel również dopytywał się o ciebie”.
Adrianna ucieszyła się i szybko poprosiła:
„Spotkajmy się. Zdradź mi miejsce zamieszkania, a przyjadę do ciebie nawet na koniec świata!”
„Nie musisz tak daleko, Lilijko. Chyba że Trójmiasto to dla ciebie koniec świata?”.
Zakończyła pytanie „uśmiechniętą buźką”.
Adrianna nie kryła zadowolenia, że Czarna Wdowa mieszka w Polsce, i od razu odpisała: „Powiedz, kiedy i gdzie mam przyjechać. Podaj swój adres”.
„Wykluczone! Chyba rozum ci zmoczyło, Lilio Wodna. Kilka czarownic z forum, które szczerze mnie nienawidzą, i ze wzajemnością, chętnie urządziłoby sobie czarny sabacik pod moją chatką. Spotkajmy się za tydzień o tej samej porze w kościele, do którego zaprowadził cię Gabriel. Chyba pamiętasz, gdzie to było?”.
„Tak, pamiętam. A jak cię rozpoznam?” – dopytywała Adrianna.
„To ja cię odnajdę, kochana”.
Była zadziwiająco pewna siebie.
„Pomogę ci. Włożę na siebie coś kolorowego, co wyróżni mnie z tłumu” – zaproponowała Adrianna.
„Po co? Poznam cię od razu. Magiczne zaklęcia mi pomogą”.
Adrianna uśmiechnęła się do siebie i odpisała: „Rozumiem. Na pewno zjawię się o umówionej porze. Do zobaczenia”.
Zamknęła komputer i odetchnęła z ulgą. Poczuła sympatię do tej obcej kobiety. Zastanawiające były jej słowa o tym, że nie jest obojętna Gabrielowi. Kolejna zagadka, którą musi rozwikłać. Sporo tych niewiadomych.
Niewielki kościółek ukryty przy jednej z małych brukowanych uliczek, jakich pełno na gdańskim Starym Mieście, w blasku dnia wyglądał jeszcze mniej okazale. Jednak na nic było kluczenie Gabriela, bo szybko odnalazła miejsce ich tajemnego spotkania. Z dala rozpoznała płaskorzeźby na dużych drzwiach i kutą ze stali, finezyjnie wygiętą klamkę.
Przyspieszyła kroku, bo dobiegała umówiona godzina i nie wypadało spóźnić się na spotkanie, na które sama przecież nalegała. Zbliżyła się do drzwi i starając się opanować drżenie rąk, nacisnęła klamkę. Masywne wrota, jak poprzednio, cicho jęknęły i ukazały wnętrze kościoła. Adrianna, potykając się o kamienny schodek, weszła do środka i mrużąc oczy, rozejrzała się uważnie. Na ławkach bliżej ołtarza siedziało kilka starszych osób, które modliły się w skupieniu.
„Jeżeli wśród tych wiernych jest Czarna Wdowa – pomyślała – to słabo znam się na ludziach”.
Zbliżyła się wolno do pierwszej ławki przed ołtarzem i usiadła, poprawiając wielki czerwony kapelusz. Kapelusz był duży i rzucał się w oczy. Nałożyła go, bo mimo zapewnień wiedźmy z forum o jej nadprzyrodzonych zdolnościach nie chciała dopuścić do sytuacji, że mogłyby się minąć.
Spojrzała za siebie, ale też nie dostrzegła żadnej kobiety, która pasowałaby do wizerunku, jaki sobie wytworzyła w trakcie rozmowy w Internecie. Trudno, poczeka chwilę. Nil desperandum. Wzruszyła ramionami, przypominając sobie słowa Horacego o nieporzucaniu nadziei.
Po półgodzinnym nerwowym oczekiwaniu raptem jej wzrok przykuły postacie z ołtarza. Teraz, w dzień, mogła lepiej dostrzec każdy szczegół ich budowy. O ile wtedy oblicza świętych dodawały jej otuchy, o tyle teraz na ich zwykle pogodnych lub obojętnych twarzach pojawiły się gniewne grymasy. Święci nie wiadomo dlaczego rzucali jej nienawistne spojrzenia. A jeżeli uśmiechali się, to cierpko, jak anioł z księgą, który zwiesił smętnie kąciki ust i z góry przewiercał ją wzrokiem na wylot. Nawet twarze na kamiennych płaskorzeźbach wmurowanych w ścianach pałały złością.
„Jakiś ponury żart czy co?! – zastanawiała się gorączkowo. – To nie dzieje się naprawdę! Wyobraźnia na pewno płata mi figla”.
– To sprawka Strażników Tradycji.
Adrianna usłyszała z tyłu szept i stłumiła krzyk, przyciskając dłoń do ust. Nerwowo odwróciła głowę i zobaczyła nachyloną w jej stronę twarz młodej kobiety, która uśmiechała się przyjaźnie.
– Okupują miejsca kultu Boga Słońca i nie lubią Księżycowych Branek. Chodźmy stąd – zaproponowała. – Sama widzisz, że nie jesteś tu mile widziana.