Gehenna. Grzechy krwi - Magdalena Winnicka - ebook + audiobook

Gehenna. Grzechy krwi ebook

Winnicka Magdalena

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Alicja oskarża Kostę o zdradę, ale ten uparcie twierdzi, że zawsze był jej wierny i że ktoś postanowił go wrobić. Rodzina zawsze była dla niego najważniejsza – to jego najsłabszy punkt, który wróg postanowił wykorzystać, żeby zniszczyć Tironów. Kto nim jest? To dobry znajomy, Akshay Malang Khan. Powraca po dwunastu latach, żeby zemścić się za zniszczenie mu życia. Najprościej byłoby sięgnąć po broń, ale jego plany są znacznie bardziej wyrafinowane… Czy mu się uda?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 432

Oceny
4,8 (476 ocen)
390
65
14
4
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariolaAndrzejczak

Nie oderwiesz się od lektury

mafia ,porwania, dwóch ojców i ona ...ktoś wybrać musiał...ekscytującą...polecam
00
maugustynek

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejny tom wciągnąl mnie równie mocno co pierwszy. Bardzo mi się podoba ta seria. Polecam.
00
Andrea022

Nie oderwiesz się od lektury

Książka jest super po prostu ❤️ Polecam nie da się oderwać
00
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna historia Polecam
00
KamilaK84

Nie oderwiesz się od lektury

Ja pierdziele co za ksiazka 🤣🤩 co tu duzo mowic...druga czesc tak samo swietna jak i pierwsza.
00

Popularność




Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Beata Kostrzewska

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Andrzej Sobkowski

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Justyna Techmańska

© by Magdalena Winnicka

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022

ISBN 978-83-287-2403-7

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2022

–fragment–

Prolog

Nie byłam w stanie sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej czułam takie zdenerwowanie, tak wiele negatywnych emocji na widok własnego męża.

Szedł wzdłuż jezdni. Trzy kilometry za nami stał jego samochód. Mąż złapał gumę i zadzwonił akurat do mnie. Zwolniłam, podjeżdżając bliżej. Próbowałam przywdziać maskę, by nie pokazać zszarganych nerwów. Targały mną skrajne emocje. Trzy minuty temu każda komórka mojego ciała wypełniona była nienawiścią. Patrząc na szerokie plecy, które opinała biała koszula, wciąż widziałam swojego ukochanego mężczyznę. Z całego serca pragnęłam, by to wszystko okazało się jednym wielkim nieporozumieniem. Nie potrafiłam wyobrazić sobie rozpadu rodziny, innego życia… życia bez niego. Ale… Niestety było bardzo duże „ale”. Przeanalizowałam wszystko na chłodno. Wiedziałam, że nie ma szans, by się z tego wykpił. Mimo to tliła się we mnie nadzieja, której trzymałam się kurczowo – nie byłam gotowa skreślić nas kategorycznie w jednej sekundzie. Potrzebowałam więcej czasu, musiałam mieć pewność.

Wzięłam trzy głębokie wdechy, spuściłam dach porsche, otworzyłam okno i zmusiłam się do uśmiechu. Postanowiłam zagrać.

– Heeej sexy – mruknęłam na wpół uwodzicielskim, na wpół żartobliwym głosem. Zwolnił, ale nie odwrócił się do mnie.

– Sexy? – dopytał. Musiał się upewnić, czy aby na pewno potraktowałam go takim tandetnym tekstem. Celowo taki wybrałam, dlatego rozumiałam jego reakcję. Miałam prawie pięć dych na karku, on znacznie ponad. Mimo to nie kłamałam. Dla mnie Kostandin Tirona to najseksowniejszy reprezentant męskiego gatunku. Zawsze tak było i zawsze będzie. Uważałam tak od momentu, kiedy pierwszy raz go ujrzałam. Ciekawiło mnie, czy każda zakochana kobieta widzi w swoim życiowym partnerze okaz doskonałości. Trudno powiedzieć, ponieważ większość par z długim stażem nie żywi do siebie już tak intensywnych uczuć jak na początku. Moje zostały przyćmione dopiero teraz…

– Potrzebujesz pomocy, maleńki? – brnęłam w to, chcąc go rozbawić. Udało się. Dopiero teraz na mnie spojrzał. Tylko jeden kącik jego ust drgał. Typowe dla Kosty, zawsze mnie to kręciło. Z łatwością na moment zapomniałam o jego grzechach. Puściłam do niego oczko. – Pęknięta guma to jeszcze nie koniec świata. Podrzucić cię gdzieś?

– Dzięki za propozycję, dziunia – przyłączył się do mojej zabawy. – Chętnie skorzystam, nie zamierzałem sam dochodzić. – Zaskoczył mnie swoją aluzją. Momentalnie zacisnęłam uda. Ten jeden raz nie potrafiłam sobie odmówić.

– A gdzie chcesz dojść? – zapytałam, przygryzając wargę. Zrobił trzy długie kroki i znalazł się tak blisko mnie, że dzieliły nas tylko drzwi.

– W twoich ustach – odparł gardłowym głosem. Może jednak wciąż go pociągałam. – Przesiadaj się. – Wskazał głową fotel pasażera. – I zabieraj do roboty – dodał, strzelając klamrą paska. Przełknęłam głośno ślinę, przeskakując na wskazane miejsce. To w zupełności mi wystarczyło jako gra wstępna. Zawsze tak było. Nie musiał nic robić, bym go pragnęła. Zapominałam się. Gdy tylko usiadł za kierownicą, pochyliłam się. Nie zdążyłam jednak nawet odpiąć guzika garniturowych spodni, gdy złapał moją twarz i uniósł. Moje oczy znalazły się na wysokości jego ust.

– Dzięki za chęci, skarbie. Obiecuję, że zabawimy się później, ale teraz usiądź i zapnij pasy. – Pocałował mnie w czoło i otworzył schowek. Wyjął dwa glocki i położył na moich udach. Zdusiłam w sobie szloch, złość, niemoc i w reszcie rezygnację. To już naprawdę koniec. Nadzieja uleciała ze mnie razem z duszą.

– Chciałabym wierzyć, że chodzi tylko o stres i pracę, ale nie potrafię się dłużej okłamywać – zaczęłam, zbierając myśli. Nie wiedziałam, czy wygarnąć mu w tej chwili wszystko, czy w ogóle zamilknąć. Miałam mętlik w głowie. Dodatkowo od kilku miesięcy wchodziłam w okres menopauzy. Moja gospodarka hormonalna nie była tak rozchwiana nawet podczas ciąży. – Nie kochaliśmy się od dwóch tygodni. W tym czasie cztery razy nie wróciłeś na noc do domu, a potem czułam alkohol, a z reguły od niego stronisz. To co najmniej dziwne, że nie masz ochoty, chyba że…

– Dość, Ala – przerwał mi. – Nie będę tego słuchać, a ty nie będziesz tak mówić ani nawet myśleć… – zbył mnie. Odwróciłam twarz i wbiłam wzrok w drzewa, które mijaliśmy. Pogoda w Anglii była zaskakująca jak na maj. Bezchmurne niebo i ponad dwadzieścia stopni ciepła. Mogłoby być pięknie, ale nic z tego.

– Nie masz wpływu na moje myśli, obawy i strach – szepnęłam. W odpowiedzi zarejestrowałam jedynie głośniejszą pracę silnika. Krajobraz zaczął przemykać mi przed oczami jeszcze szybciej. Ciekawe, czy Kosta nie usłyszał, czy po prostu nie zamierzał kontynuować tematu swojej zdrady.

– Na to ostatnie mam wpływ, kruszynko. – Dotarło do mnie po kilku minutach. Już nawet nie pamiętałam, które słowo było ostatnie. – Zabraniam ci się bać zdrady z mojej strony. Mam pewność, że jesteś mi wierna, więc nie mierzysz mnie własną miarą. Dlatego nie rozumiem, czym sobie zasłużyłem na takie zarzuty. Mam nadzieję, że to naturalne przy przekwitaniu i niedługo będziesz czuła się lepiej. Zapewniam cię, że mój fiut należy tylko do ciebie. Weź pod uwagę, że nie jest on pierwszej młodości i dodaj do tego stres. Przepraszam, że cię zaniedbałem. Poprawię się, ale nie w tym momencie, bo jedziemy odstrzelić smarkaczy, na co naprawdę nie mam ochoty. Jestem stary… – Przerwał na moment. Może dotarło do niego, że oszukiwał się w kwestii wieku, bo wcale nie wyglądał na swoje lata.

Mimo że byłam znacznie młodsza od niego, ostatnio wpadałam w coraz większe kompleksy. Miałam wrażenie, że nie potrafię mu dorównać, a teraz sądziłam, iż moje obawy okazały się słuszne. Pewnie znalazł sobie młodszą.

– Jestem po prostu już bardzo zmęczony tym środowiskiem. Nienawidzę faktu, że nie mogę pozwolić sobie na emeryturę – dokończył myśl. – Całonocny seks mogę ci obiecać jedynie po przyjęciu viagry albo na urlopie, przy czym to drugie przez dłuższy czas będzie kompletnie niemożliwe… – Westchnął. – A teraz możesz mnie przeprosić za niesprawiedliwe i paskudne podejrzenia – zakończył. – Co cię właściwie opętało? Taka zazdrość w naszym wieku, z naszym stażem? – dodał, gdy milczałam, zastanawiając się nad jego słowami.

Byłam za słaba. Rozważałam wybaczenie romansu, o co nigdy w życiu bym się nie podejrzewała. Do tej pory uważałam, że nie byłabym zdolna do rozgrzeszenia jakiejkolwiek zdrady. Ale tak bardzo chciałam mu wierzyć… potrafić zapomnieć to, co widziałam.

– A co ma do tego wiek i staż, Kosta? Nie przypominam sobie, żeby małżeńskie zasady miały zmieniać się w miarę upływu czasu. To już… – Urwałam, nie potrafiąc wypowiedzieć ostatecznego słowa kończącego nasz związek. Zauważyłam, że stracił dech. Twarz mu zastygła. Serce podeszło mi do gardła, gdy na ułamek sekundy pojawiła się myśl o jego zawale.

– Chcesz rozwodu – stwierdził. Jeśli jeszcze przed chwilą miałam jakieś nadzieje, to właśnie zniknęły. Nie spodziewałam się, że pozwoli mi odejść bez walki, ale tak to właśnie zabrzmiało.

– Ty naprawdę masz romans… – wydusiłam, zakrywając usta. Zalała mnie fala gorąca. Chciałam natychmiast wysiąść. Zwróciłam się w stronę Kosty, by kazać mu się zatrzymać, ale zamarłam. Przez jego twarz przemknął cień uśmiechu. Poczuł pierdoloną radość na samą myśl o rozstaniu. To jakiś koszmar. Niemożliwe, że obok mnie siedział ten sam człowiek, którego poślubiłam. Zamknęłam oczy i wbiłam ciało w fotel. Nie płakałam, bo chyba nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę.

– Nie wiem, co tu się odpierdala… – Z kompletnej próżni wyrwał mnie znajomy głos jakże obcego mi człowieka. Brzmiał jak Kostandin, wyglądał jak Kostandin, ale to nie był on. – Więc to dobra pora, by przypomnieć o pewnej obietnicy, którą sobie złożyliśmy dawno temu.

– „Karty na stół”? – przytoczyłam, patrząc, jak zatrzymuje auto na poboczu.

– Brawo. Widzę, że się przygotowałaś. Dlaczego?

Dlatego, że o wszystkim wiem, kłamliwy tchórzu bez honoru! – pomyślałam.

– Karty na stół, Kosta – powtórzyłam jedynie.

– Wszystkie karty. Nie mam nic do ukry…

– Dasz mi rozwód – weszłam mu w słowo. Otworzył tak szeroko oczy, że na jego czole pokazało się osiem poziomych zmarszczek.

– Pytasz czy stwierdzasz?

– Stwier… – Urwałam w połowie. – Pytam – poprawiłam się. Chciałam ujawnić prawdę. Zobaczyć, jak człowiek, który całe życie uważał się za honorowego, zachowa się, tracąc w moich oczach godność. Uniosłam pewnie głowę, by sprawić wrażenie, że trzymam się w ryzach.

– Jesteś przy mnie kruszynką, ale w tej chwili trzymasz mnie w garści. Właśnie zapomniałem, czym są jaja. Jak twoja miłość do mnie mogła tak nagle… zgasnąć?

– Odpowiedz – ponagliłam. Zmiana tematu nie była czymś charakterystycznym dla Kosty. Odwracanie kota ogona również. Faktycznie zgubił gdzieś po drodze jaja, bo człowiek, którego dawniej znałam, chwytał byka za rogi i nie owijał niczego w bawełnę. A ten tutaj łajdaczył coraz bardziej…

– Nie umiem teraz na to odpowiedzieć. Nie sądzę, bym był zdolny dobrowolnie dać ci rozwód – stwierdził spokojnie i naraz zauważyłam w nim zmianę. Chyba dotarło do niego, że ja wiem, że to już koniec udawania. Uderzył w kierownicę i zacisnął szczęki, żeby powstrzymać się przed wybuchem złości, na który pozwolił sobie może kilka razy w całym życiu. – Gdybyś poprosiła o pierdoloną gwiazdkę z nieba, pewnie wymyśliłbym sposób, jak ją dla ciebie zdobyć – wysyczał przez zęby. – Ale rozwód? Będziesz musiała mnie zabić albo podać jakiś dobry powód, jak na przykład zdrada… czym w zasadzie byś mnie zabiła. Wyszłoby na to samo – rozważał, jednocześnie ciskając we mnie nienawistne spojrzenia. Serio? Czyli on mógł zdradzać, a ja nie? W życiu bym mu tego nie zrobiła.

– Wiem o niej, Kosta – postawiłam sprawę jasno.

– O kim?

– O dziewczynie, z którą mnie zdradziłeś. A raczej zdradzasz, bo mam świadomość, że nie mówimy o jednorazowym skoku w bok – odpowiedziałam, choć nie powinnam. Przecież to on wiedział lepiej niż ja, z kim, gdzie, kiedy, ile razy i jak. Wykładanie kart na stół miało świadczyć o jego szczerości.

– Aha. – Usłyszałam tylko. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Zaśmiał mi się w twarz!

– Kiedy mnie znienawidziłeś tak bardzo, żeby się teraz śmiać?

– Nie mogę nic poradzić na to, iż wyobrażam sobie całą tę sytuację z boku. Dwoje dojrzałych ludzi z dwudziestoośmioletnim stażem małżeńskim, sporych rozmiarów facet w garniturze i elegancka, filigranowa blondynka siedzą w najnowszym porsche przy drodze i rozmawiają o… No właśnie o czym? O plotkach?

– O plotkach? – powtórzyłam z niedowierzaniem. Plotki są wtedy, gdy się coś usłyszy, a nie zobaczy – pomyślałam.

– Miałem nie poruszać tematu tego, co zrobiłaś.

– A co ja niby zrobiłam?

– Botoks – rzucił tylko. Zażenował mnie tym.

Nie miałam pojęcia, że wiedział. Wstydziłam się tego, że z desperacją musiałam ratować swoją urodę. Przymknęłam powieki. Tylko on potrafił upokorzyć kobietę do tego stopnia. Nie miałam pojęcia, czy było mi bardziej wstyd, czy może przykro. Ukryłam twarz w dłoniach i rozpłakałam się jak mała dziewczynka. Nie miałam z nim szans. Jeśli nie chciałam cierpieć jeszcze bardziej, musiałam przestać się odzywać, bo po każdym moim zdaniu nastąpiłaby riposta, a on doskonale wiedział, jak wbić nóż. Nigdy nie pomyślałabym, że będzie dźgał mnie w ten sposób. Okrutnie bolało. Chciałam zniknąć, ale najbardziej na świecie pragnęłam, by przytulił mnie prawdziwy Kosta.

– Przepraszam, kruszynko. Chodź tu. – Poczułam na karku jego dłoń. Wzdrygnęłam się. Czułam chęć, by się zbliżyć… nie czułam. Nie wiedziałam… Pozwoliłam jednak, by mnie przytulił. Ostatni raz. – Nie wstydź się mnie – poprosił, robiąc mi tym samym papkę z mózgu. Przez chwilę pojawiła się nadzieja, że stary Kosta wrócił. – Naprawdę nie chciałem tego komentować, ale nie dałaś mi wyboru. Cholernie ciężko mi się z tobą rozmawia. Przez ten pieprzony botoks, który sparaliżował ci twarz, nie mam pojęcia, czy naprawdę jesteś zła i smutna, czy robisz sobie jaja, bo przecież… nie wierzę, że na poważnie oskarżasz mnie o zdradę i chcesz wziąć rozwód! – Uniósł się. – Masz tak ograniczoną mimikę, że jestem kompletnie zdezorientowany! Wiem, że nie żartujesz, a jednak nie wiem. Chciałbym, żebyś mi powiedziała, jak ma na imię moja kochanka. Jakieś pomysły? Może jest ich więcej? Pewnie wszyscy sześćdziesięciolatkowie wyrywają dupy na prawo i lewo! – zakpił.

– Oboje wiemy, że te dupy dałyby się pokroić za to, by wydymał je nawet osiemdziesięcioletni Kostandin Tirona. – Odsunęłam się od niego, próbując zachować resztki godności. – Jesteś jak pieprzone wino – powiedziałam sama do siebie. Im starszy, tym atrakcyjniejszy.

– Tak mi schlebiasz, skarbie, że jestem jeszcze bardziej zdezorientowany. Przez ostatnie minuty bałem się, że przestałaś mnie kochać, ale widzę, że wręcz przeciwnie. Jesteś zazdrosna jak nastolatka i chyba mnie to kręci! – Zebrało mu się na żarty, ale mnie nie było do śmiechu. Znów poczułam na sobie jego ręce i strąciłam je natychmiast.

– Pieprz się! – warknęłam i wzięłam uspokajający wdech. Chciałam zachować godność i opanowanie. – Nie pozwolę ci na przyprawianie mi rogów i doszczętne zniszczenie wszystkiego, co zbudowaliśmy. Zostaw mi chociaż piękne wspomnienia – poprosiłam. – Jeśli rozstaniemy się w cywilizowany sposób, to może… – Głos mi się załamał. Walczyłam z oddechem, który stawał się coraz płytszy. Moja tama ledwo trzymała. Byłam na skraju największej rozpaczy w swoim życiu. – Jeśli z całych sił będę się starać udawać, że cię nie nienawidzę – przy tych słowach nie udało mi się utrzymać łez, zdradliwie popłynęły mi po policzkach – to może mi się uda – zakończyłam. Chciałam powiedzieć jeszcze wiele, ale nie byłam w stanie. Szloch dosłownie mnie dusił.

– Okej, okej… – poddał się. O matko! Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę! Spojrzałam na niego mokrymi oczami. Pocierał twarz rękoma. Chciałam myśleć, że jest mu choć trochę przykro.

– Okej? – dopytałam, jednocześnie wybuchając płaczem. Liczyłam, że chociaż przez chwilę będzie zaborczy i nie po­zwoli mi odejść.

– Nie okej! – zaprzeczył. – Chciałem cię tylko uspokoić, zanim zbiorę myśli. Przejdźmy się, kruszynko.

– NIGDY! – krzyknęłam w spazmach, wystawiając przed jego twarz palec. – Nigdy… tak… mnie… nie… nazywaj – zagroziłam.

– Ala – ujął moje policzki w obie dłonie i wbił we mnie wzrok czarnych oczu – NIGDY W ŻYCIU CIĘ NIE ZDRADZIŁEM – oświadczył powoli. Z jednej strony mogłabym słuchać tych pięknych słów bez końca, z drugiej chciałam, żeby już się przyznał i odebrał mi resztki nadziei, które i tak co chwilę wracały zaraz po tym, jak odeszły.

Zgasł silnik i wysiadł z auta. Czekałam, aż otworzy moje drzwi, bo sama nie byłam do tego zdolna. Jednak porsche 911 turbo S to niski samochód. Pomyślałam o tym, gdy poczułam dłonie męża pod pachami. Wyciągnął mnie przez otwarty dach i trzymał w tak ciasnym uścisku, że nie byłabym w stanie go odepchnąć, nawet gdybym o to walczyła.

– Zaraz wszystko będzie dobrze, maleńka – szepnął, gładząc moje włosy. Sparaliżowało mnie to. Bo zabrzmiało, jakby chciał mnie zabić. – Kawa na ławę. Opowiesz mi o wszystkim, co cię zaniepokoiło, a ja będę się bronił tak długo, dopóki nie uwierzysz, że nie mam pojęcia, dlaczego pomyślałaś, że mogłem cię zdradzić.

Uspokoił mnie w kwestii ewentualnego morderstwa, ale wiedziałam, że rozmowa o jego zdradzie zrani mnie bardziej. Byłam wyczerpana. Już chyba wolałam, by mnie zabił.

– Nie chcę tego roztrząsać. To bolesne. Jesteśmy dorośli. Po prostu się przyznaj. Pomożesz mi w ten sposób.

– Nigdy się nie przyznam, chyba że naprawdę cię zdradzę. Pomóż samej sobie i zacznij ze mną rozmawiać. Nie mogłaś nic widzieć na własne oczy, bo nawet sobie nie przypominam, abym kiedykolwiek znalazł się z inną kobietą w sytuacji, która z boku mogłaby wyglądać na dwuznaczną. Nie mam pojęcia, co…

– Puść mnie – poprosiłam, gdy próba odepchnięcia go się nie powiodła.

– Nie puszczę cię, dopóki tego nie wyjaśnimy, nawet jeśli spędzimy tu kilka dni.

– Puść mnie, to ci pokażę… – Westchnęłam.

Po chwili staliśmy przed maską auta, na którą wysypałam całą zawartość swojej torebki. Kilka rzeczy sturlało się na trawę, co oboje zignorowaliśmy. Uniosłam pewnie głowę i patrzyłam, jak mój mąż wbija wzrok w leżące na porsche majtki. – Nikomu nie pożyczasz swojego klasyka – stwierdziłam, mając na myśli auto, w którym znalazłam fanty.

– Nie pożyczam – potwierdził.

– Były pod siedzeniem pasażera. Natknęłam się na nie dzisiaj rano. Szminkę – wzięłam ją z maski i pomachałam mu nią przed nosem – znalazłam w poniedziałek, a to – wściekle cisnęłam na ziemię opakowanie prezerwatyw – już jakiś czas temu wyjęłam z twojej kurtki. Brakuje dwóch. W związku z tym, że ani majtki, ani szminka nie należą do mnie, a my prezerwatyw nie używamy ani właściwie w ogóle nie uprawiamy seksu… Więc zwyczajnie poproszę o skróconą wersję twojej przemowy.

– Alicja… – Odchrząknął, łapiąc się za głowę. – Byłem pewny, że jak zaczniemy rozmowę, to wszystko szybko się wyjaśni, jednak tutaj są dość mocne dowody. Nie jestem pewien, czy mam możliwość obrony.

Rozbawił mnie. Autentycznie zaczęłam się śmiać.

– Jesteś psychiczny! – krzyknęłam i roześmiałam się na cały głos. – Może wystarczy, że cię wyleczymy i nasze małżeństwo wróci do normy – zakpiłam.

– Tak na szybko to widzę dwie opcje, z czego jedna wydaje się tak absurdalna, że w ogóle o niej nie wspomnę. Mam nadzieję, że zanim ci powiem, w jaki sposób weszłaś w posiadanie tych przedmiotów, sama na to wpadniesz.

– No. Wpadłam już dawno, więc daruj sobie. Bądź przez chwilę mężczyzną, jakiego poznałam, i zachowaj się honorowo. Po prostu to zakończ z godnością.

– Pierwszy raz w życiu mam ochotę cię uderzyć.

– Nic nie powinno mnie już zdziwić… Kiedy ty się tak zmieniłeś? I dlaczego niczego nie zauważyłam?

– To nie ja się zmieniłem tylko ty. Straciłaś czujność, kruszynko. I wiarę we mnie. Ktoś mnie wrabia. Swoją drogą muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem pomysłowości. Sam bym nie wymyślił niczego lepszego, żeby pokonać samego siebie, prawda? – Zatkało mnie tak, że aż otworzyłam usta. Kurwa mać. Ten facet był niewiarygodny! On naprawdę zawsze musiał mieć ostatnie słowo i choćby nie było wyjścia z sytuacji, będzie potrafił je znaleźć. Szkoda, że zapomniał, że przez ponad trzydzieści lat bycia razem zdążyłam go dobrze poznać.

– Nie wierzę w ani jedno słowo – zapewniłam go, choć moja naiwność połączyła się teraz z nadzieją i tak właściwie to już wierzyłam w każde jego słowo i tylko błagałam w duchu, żeby okazały się one prawdą.

– Mnie nie oszukasz, a zatem próbujesz oszukać siebie. Ty też jesteś jak wino, kruszynko. Jeśli lepiej się czujesz ostrzyknięta, to nic mi do tego, ale wiedz, że ja kocham każdą twoją zmarszczkę. Kocham cię całą, Alicjo, z każdym dniem kocham cię tylko mocniej i podobasz mi się coraz bardziej. I nawet przez myśl mi nigdy nie przeszło, by cię zdradzić, a co dopiero to zrobić – zapewnił.

Obserwowałam go uważnie, próbując dostrzec jakąkolwiek oznakę kłamstwa. Sekundy mijały, a my patrzyliśmy na siebie w milczeniu.

– Przestań już. Jesteśmy małżeństwem z ponad dwudziestoletnim stażem. Nie rozumiem, dlaczego tak we mnie zwątpiłaś. Dlaczego nawet nie przyszło ci do głowy, żeby spakować te rzeczy do worka i wysłać do Mikiego, żeby sprawdził dowody – podsunął pomysł, z którego teraz naturalnie zamierzałam skorzystać. Zaskoczył mnie fakt, że sama na to nie wpadłam. Ale jeszcze bardziej zaskoczył mnie nagły pocałunek. W pierwszej chwili chciałam odepchnąć Kostę, czułam się niepewnie. Bałam się, że właśnie śmiał się w duchu z tego, jak głupia i łat­wowierna jestem. Jednak sama nie wierzyłam we własne myśli. Przecież to mój Kostandin. Gdyby był winny, nie wysyłałby mnie do faceta, który na wczoraj może podać mi wszelkie informacje na temat znalezionego materiału genetycznego, jak na przykład nazwiska osób, do których należały odciski palców.

– Przestań! – zaprotestowałam, gdy zaczął unosić mi sukienkę. Tym razem ja nie byłam w nastroju. Z jednej strony skakałam w duchu z radości, że to tylko nieporozumienie, a z drugiej wciąż tliło się we mnie zwątpienie. – Nie będziesz mnie dotykać, dopóki… – Urwałam, zastanawiając się nad sytuacją. – Dopóki nie sprawdzę.

– Oczywiście, że będę cię dotykać – poinformował uprzejmie, przechylając głowę tak, jakby się ze mnie nabijał. – Nie mam nikogo innego do dotykania. Poza tym jakieś pół godziny temu nie dokończyliśmy czegoś. A chciałaś to zrobić, będąc przekonaną o mojej zdradzie. – Uniósł brew, domagając się w ten sposób wyjaśnienia. Nie umiałam tego wytłumaczyć inaczej niż własną niepoczytalnością.

– Przysięgnij, że mnie nie zdradziłeś – zażądałam.

– Przysięgam.

– Nie tak. Przysięgnij na nas, na siebie, na mnie, na nasze dzieci. – Tym razem to ja przechyliłam głowę, a on zaśmiał się gardłowo.

– Serio? – Parsknął, hamując wesołość.

– Serio!!! – wrzasnęłam.

– Nie słyszysz, jak potwornie infantylne jest to, co mówisz?

Tym jednym pytaniem sprawił, że kolana się pode mną ugięły. Przykucnęłam, zakrywając twarz. Jezu, byłam taką kretynką. Już prawie mu uwierzyłam. Już niemal zapomniałam, jakie zdolności ma ten człowiek. Zawsze łgał jak pies, a ja łykałam wszystko, co mi podsuwał.

– Skarbie… – Kucnął przede mną. Nie słuchaj go – błagałam samą siebie w myślach. – Przysięgam na nas, na siebie, na ciebie, na Jespera i Lailę. Nigdy cię nie zdradziłem, nie licząc incydentu sprzed ponad dwudziestu lat, kiedy dziewczyna, której imienia nie pamiętam, znienacka wylizała wnętrze moich ust. – Zaskoczył mnie. Oczywiście zapomniałam w mgnieniu oka, że miałam go nie słuchać. Nawet jeśli zaryzykowałby moje i swoje życie, to wiedziałam, że nigdy nie naraziłby naszych dzieci. Mimowolny uśmiech wypłynął na moją twarz. Darowałam sobie przypominanie mu imienia dziewczyny, która go kiedyś pocałowała. Ja je doskonale pamiętałam, on nie musiał. – Mogę cię już dotykać? Bo wiesz, wolałbym nie szukać gdzie indziej…

– Przepraszam. – Spuściłam wzrok i wyciągnęłam ręce, by go przytulić.

– To teraz grzecznie ściągniesz majtki, a ja zerżnę cię na masce, tak żebyś miała pewność, że tylko ciebie pragnę – szepnął mi do ucha. Już byłam gotowa…

Wtedy odezwał się telefon Kosty. Wstał i wyjął go z kieszeni.

– Jesper – przywitał się, dając na głośnik. – Brałeś mój samochód?

– Co wy z tym autem?! Już mówiłem mamie, że nie brałem. Zresztą twój samochód jest najmniej istotną kwestią, nawet jeśli leży gdzieś spalony. Mam poważny problem. Amiya zniknęła. – Gdyby nie mało zmartwiony głos syna, pewnie dostałabym zawału z nadmiaru emocji.

– Kiedy? – zapytał rzeczowo Kosta.

– Siedem minut temu – odpowiedź padła szybko, a ja błys­kawicznie ścisnęłam dłoń męża. Siedem minut. Teoretycznie to nic wielkiego, ale nie w przypadku jego żony. Ama oraz ich obie córki, a nasze wnuczki, były najbardziej strzeżonymi ludźmi w rodzinie. O ich istnieniu wiedziało dosłownie kilkanaście osób.

– Co z GPS-em?

– Kurwa. Nie wiem, co myśleć. Robiliśmy zakupy w markecie. Pokłóciliśmy się ostro. Wyprowadziłem ją z równowagi. Powiedziałem, żeby ochłonęła w aucie, sam poszedłem zapłacić. Gdy wyszedłem na parking, nigdzie jej nie było. Od razu namierzyłem sygnał. Pierścionek, bransoletka oraz telefon były w śmietniku. Nigdy dotychczas się tak nie pokłóciliśmy, dlatego nie wiem, czy naprawdę mogła zrobić coś takiego… Czy była zdolna do wyrzucenia rzeczy, czy wręcz przeciwnie i coś jej grozi.

– Gdzie dziewczynki?

– Z Lailą. Kurwa. Coś jej się stało. Jeżdżę w tę i we w tę. Nigdzie jej nie ma. Olaf jest nieosiągalny od rana. – Przypomniał, że z chłopakiem naszej córki nie było kontaktu od kilku godzin. Wcześniej to zbagatelizowaliśmy. Olaf był dorosłym mężczyzną, miał łeb jak sklep, siłę oraz umiejętności. – Może to nie przypadek.

– On nie jest kretem – powiedział pewnie Kosta. Wszyscy doskonale o tym wiedzieliśmy, ale w takich sytuacjach jak ta zawsze pojawiało się ziarnko niepewności. Nie wiadomo, komu można ufać.

– Kretem nie, ale…

– O co się pokłóciliście? – Kosta wszedł Jesperowi w słowo.

– O pierdoły… – zbagatelizował. – Kurwa!!! – wydarł się. Domyśliłam się, że dźwięk klaksonu w tle spowodowany był faktem, że właśnie walił w niego pięściami. – Jestem rozpieprzony. Nie wiem, co robić, do kogo dzwonić.

– O co się pokłóciliście? – powtórzyłam, zdradzając swoją obecność.

– Kłóciliśmy się od tygodni. Suszyła mi głowę o to, że ją zdradzam. Dzisiaj nie wytrzymałem i z tego wszystkiego przyznałem jej rację.

– Zdradziłeś ją? – zapytałam natychmiast. Dwa takie same przypadki jednego dnia. I w obu chciałam słyszeć tylko przeczącą odpowiedź.

– Przestań.

– Odpowiedz – wtrącił mój mąż.

– Nie bardziej niż zawsze. Znacie charakter mojej pracy, ona także. Nie wiem, co jej nagle odwaliło… – Westchnął. Obserwując męża, zauważyłam, że chyba doszliśmy do tego samego wniosku. Prawdopodobnie Ama czuła dziś to samo co ja. Pytania na ten moment istniały dwa: który nasz wróg za to odpowiada i z jakiego powodu chce uśpić naszą czujność. Jedno było pewne – trafiliśmy na godnego przeciwnika. Znał najczulszy punkt Tironów i potrafił to sprytniej niż inni wykorzystać.

– Jesper, wiem, że doskonale pamiętasz historię sprzed dwunastu lat – odezwał się Kosta. – Amiya została wtedy porwana, ale znaleźliśmy ją. Teraz też ją znajdziemy, bo… – Urwał na moment. Zakrywałam usta dłońmi, choć powinnam była zakryć uszy. Bardzo nie chciałam tego usłyszeć. – Teraz też została porwana – poinformował najdelikatniej, jak umiał.

Rozdział 1 AMIYA

Świadomość po nagle przerwanym śnie wdarła się do mojego ciała jak tornado. Wspomnienia zaczęły mnie bombardować. Skok adrenaliny spowodował, że własny oddech stawał się dla mnie głośniejszy niż dźwięk, który wyrwał mnie z objęć Morfeusza. Czy to piła mechaniczna? Gwałtownie otworzyłam oczy. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem, ale wiedziałam już, że pozbawiono mnie wszystkich przedmiotów, które mogłyby zostać namierzone poprzez GPS. Chciałam się zerwać z materaca, ale brakowało mi sił. Ile mogłam spać? Czy miałam coś połamane? Ignorując ból całego ciała, przewróciłam się na bok i dopiero z tej pozycji usiadłam. Szybko oceniłam swój stan. Nie widziałam siniaków. Ubrana byłam w to samo co podczas zakupów z mężem. Duża biała koszulka i czarne leginsy przed kolano. Na stopach miałam trampki.

Serce waliło mi jak oszalałe, gdy rozglądałam się po ciemnym pokoju, próbując wyostrzyć wzrok. Wyglądało na to, że znajdowałam się w czyjejś sypialni. Wąskie łóżko, duży telewizor, komoda, zegarek i kosz. Była urządzona prosto i raczej mało przytulna, choć na plus zdecydowanie działał fakt, że znajdowałam się tu sama. Co za ironia. Moim ostatnim wspomnieniem była prośba, jaką wzniosłam do sufitu w supermarkecie – „chcę zostać sama”. Gdybym wiedziała, że marzenia spełniają się od ręki, wymyśliłabym masę innych. Matko, ktoś mnie chyba naćpał. Wciąż słyszałam piłę łańcuchową za oknem. Powinnam zrobić cokolwiek, a nie tak siedzieć z dziwnymi myślami. Tylko że… zdradzał mnie mąż. Moja pierwsza i jedyna miłość. Wraz z naszymi córkami tworzył cały mój świat.

Nie wiedziałam, jak wygląda normalne życie. Od dwunastu lat funkcjonowałam w bańce mydlanej, a może złotej klatce. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Życie w ukryciu mi nie przeszkadzało – ja naprawdę je lubiłam. Prowadziłam dom, wychowywałam córki, uczyłam się razem z nimi, dbałam o najpiękniejszy ogród w Wielkiej Brytanii, grałam na pianinie, śpiewałam, czekałam na męża z ciepłym domowym posiłkiem, a potem kochałam się z nim do upadłego. Śmialiśmy się, wygłupialiśmy, dużo tańczyliśmy, kłóciliśmy się jeszcze więcej, a potem zawsze godziliśmy. Co jakiś czas organizowaliśmy kameralne prywatki z udziałem jego siostry Laili i jej chłopaka Olafa. Co niedzielę przychodzili do nas także na obiad. Miałam tylko ich, dlatego bardzo dbałam o nasze relacje, mimo że Olaf niekiedy potrafił być w stosunku do mnie wyjątkowo opryskliwy. To po prostu taki człowiek. Nie odbierałam tego osobiście. Ufałam mu bezgranicznie. Musiałam, bo pełnił wiele funkcji w naszej rodzinie, a Mary i Mad traktowały go niemal jak boga.

Nie żyliśmy tylko codziennością, wyjeżdżaliśmy też na wakacje. Jesper pilnował, żebym nie zdziczała. Ryzyko ujawnienia było minimalne, a z reguły za każdym razem wybieraliśmy inny kontynent. Czasem pozwalaliśmy sobie na wspólne zakupy czy spacer. Zachowując szczególną ostrożność, której ostatnim razem zabrakło, niekiedy jechaliśmy też do innej miejscowości.

W moim życiu była tylko jedna rzecz, której nienawidziłam – fakt, że musiałam dzielić się mężem z innymi kobietami. Zasada była jednak prosta – to miało być na niby. Chadzał z nimi w różne miejsca jedynie dla niepoznaki. Cała rodzina, włącznie z samym Jesperem, podziwiała mnie za zaufanie, którym obdarzałam męża. Sama siebie podziwiałam, a już szczególnie kiedy się okazało, że nie dotrzymał obietnicy wierności. Miał pokazywać się z tymi wszystkimi kobietami tylko po to, by zachować pozory. Chcieliśmy, by świat wierzył, że dwanaście lat temu zaginęłam bezpowrotnie. Naszym celem było, by głównie uwierzył w to nasz największy wróg i potwornie niebezpieczny człowiek – Akshay Malank Khan. Udało mu się raz mnie porwać. W dniu mojego ślubu z Jesperem, do którego oczywiście wówczas nie doszło. Zostałam wywieziona do Indii, gdzie doświadczyłam rzeczy, które mnie złamały. Wszystko, co mi zaserwował, wywołało traumę, która paraliżowała mnie nawet teraz, choć minęło tak dużo czasu.

Przełknęłam głośno ślinę. Zesztywniałam cała na myśl, że to znów on mnie odnalazł. Wstałam. Nogi mi się trzęsły. Ledwie je czułam, jakby nie należały do mnie. Z trudem podeszłam do okna. Zachowując ostrożność, nieznacznie odchyliłam ciemną zasłonę. Poraziła mnie jasność, jednak mój wzrok szybko przywykł, a ja dostrzegłam kilka rzeczy.

Znajdowałam się na piętrze posiadłości, którą z co najmniej jednej strony oddzielał od świata las. Z drugiej widziałam olbrzymią polanę, po której aktualnie jeździła jakaś maszyna. To chyba ona była źródłem dźwięku przypominającego warkot piły mechanicznej.

Patrzyłam w dal, czując dziwny spokój. Miałam tylko siedem osób do kochania. Jednak liczyła się dla mnie jakość, a nie ilość. Moje dzieci, teściowie, szwagierka i jej chłopak byli jednocześnie moimi jedynymi przyjaciółmi, nie licząc męża, pierwszego na tej liście. Kochałam ich z całego serca, mimo że teraz Jespera w równym stopniu też nienawidziłam. Te sześć osób, nie licząc jednej, sprawiło, że w tej chwili nie byłam tak przerażona wizją tego, co mnie tu czeka…

Gdy jednak usłyszałam za drzwiami dźwięk kroków, zesztywniałam natychmiast. Padłam na podłogę, w pierwszej chwili chciałam wejść pod łóżko. To było głupie. Nie miałam innej opcji niż konfrontacja, bo ucieczka od kogoś, kto zaplanował porwanie, graniczyła z cudem. Raz w życiu zdarzył mi się taki cud. Prosty rachunek prawdopodobieństwa podpowiadał mi, że tym razem… Rany, jak głupie były moje myśli… Rachunek prawdopodobieństwa? W tym momencie? Serio, Ama? Schowałam twarz w dłoniach. Po dłuższej chwili, kiedy nic się nie wydarzyło, postanowiłam, że otworzę drzwi i zobaczę, co się stanie.

Zegarek stojący na komodzie pod dużym telewizorem wskazywał czwartą nad ranem.

Wiedziałam, że panikowałam, ale nie miałam świadomości, że urwał mi się film. Potwierdzały to jednak wskazówki! Minęła godzina! Nie wiedziałam kiedy! Najwyraźniej musiałam zgubić się we własnym umyśle…

Nie byłam pewna, czy kiedykolwiek zbiorę się na odwagę, by nacisnąć tę przeklętą klamkę. Nie miałam pojęcia, co mnie czekało za drzwiami. A jeśli była to śmierć, to otrzymywałam niebywałą i jedyną okazję, żeby podsumować swoje życie.

Cofnęłam się w stronę łóżka. Było małe. Na tym, które miałam w moim domu, mieściłam się z córkami i Jesperem. Łzy zebrały mi się w oczach. Miałam piękne życie, mimo że od urodzenia los próbował zrobić wszystko, by wyglądało to inaczej. Uratował mnie Jesper – i to już w wieku sześciu lat. Nasze małżeństwo miało solidne fundamenty. Dlatego nie mieściło mi się w głowie, jak on mógł mi to zrobić – ani to, że mimo wszystko nie chciałam się z nim rozstać. Nawet gdyby moje życie nie było teraz tak niepewne, wybaczyłabym mu. Bo stanowił większą część mnie, posiadał moje serce. Nie umiałam sobie wyobrazić, jak wyglądałoby życie bez niego. Miałam za to pewność, że bardzo źle, co potwierdzała obecna sytuacja. Po mojej głowie krążyły miliony myśli, a każda wywoływała lęk. Do tego żołądek skręcał mi się z głodu, a usta już wyschły z pragnienia. Ciało się trzęsło, jakbym przebywała na mrozie, i nie byłam pewna potrzeb fizjologicznych – możliwe, że chciało mi się siku. Stałam się wrakiem – zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Pozwoliłam sobie zamknąć na moment oczy i odpłynąć w miłe wspomnienia, gdy razem z córkami patrzyłyśmy na Jespera i Olafa. Wygłupiali się przed nami na piasku. Graliśmy w kalambury na plaży w Miami, a dziewczynki zamiast ojcu kibicowały wujkowi…

To miało mi pomóc, ale tęsknota zżerała mnie żywcem, dlatego musiałam coś zrobić. Ktokolwiek obezwładnił mnie przed marketem, do tej pory mnie nie zabił.

Czas otworzyć drzwi. Nie miałam wyjścia. Lepiej uczynić to z rana niż po zmroku. Do głosu dochodziła bowiem nadzieja na ucieczkę, jednak wizja wejścia do lasu w środku nocy była dla mnie zbyt straszna.

Uchyliłam drzwi. Czułam zimny pot na skórze i bałam się tak bardzo, że najmniejszy dźwięk mógł spowodować u mnie zawał.

Gdy tylko ujrzałam tapetę na korytarzu, cofnęłam się w głąb pokoju. Ornamenty na ścianie mogły być przypadkowe, ale wszystko we mnie krzyczało, że nie są. On mnie znalazł. To Akshay Malank Khan. Zgwałci mnie, potnie żywcem, będzie podtrzymywał przy życiu, bym dalej cierpiała, a potem odda do burdelu, by wykończyli mnie zbiorowo. Moja rodzina do ostatnich swoich dni będzie żyła z nadzieją na cud, że mnie odnajdzie. Albo przeciwnie – dostanie nagranie dokumentujące wszystko, co mnie spotka. Nie wiedziałam, co gorsze: niewiedza czy wiedza, że mimo tych strasznych doświadczeń zaznałam wreszcie ukojenia w śmierci. Nie musieliby każdego dnia liczyć na coś, co się nie zdarzy. Kiedyś zaczęliby żyć własnym życiem…

Podeszłam do okna. Było za nisko, by mieć gwarancję śmierci i za wysoko, by wstać, otrzepać się i uciec. Żeby skoczyć na główkę, musiałabym być najodważniejszą osobą na świecie. Nie widziałam żadnego wyjścia z sytuacji i ta bezradność sprawiła, że odchodziłam od zmysłów…

Rozdział 2 OLAF

– Co, do chuja? – wymamrotałem, otwierając oczy. Sypialnia. Trzy metry na cztery. Kiepski gust dostrzegłem od razu, mimo ciemności. Były tu jedynie wąskie łóżko i mała szafka nocna.

Zamrugałem kilka razy, unosząc się na łokciach. Miałem zastygłe mięśnie. Wygiąłem się w lewo i prawo, a następnie wstałem. Byłem ubrany w swoje rzeczy, ale nie mogłem przypomnieć sobie, bym je wkładał, ani co się w ogóle wydarzyło. Najwyraźniej zostałem ogłuszony. Nie byłem nawet pewny, jak duży wycinek czasu uleciał mi z pamięci. Ostatnim wspomnieniem była twarz mojej dziewczyny, ale to pewnie dlatego, że Laila wyglądała wówczas jak rzucający się pinczer. Moja gówniara z dnia na dzień stawiała się coraz bardziej, a ja nie wiedziałem, czy bardziej mnie to kręciło, czy wkurzało. Z jednej strony czasem chciałem, by była uległa i ułożona – jak wtedy, gdy ją poznałem. Z drugiej podobała mi się ta niewyparzona gęba w połączeniu ze śliczną, niewinną buźką. Gorzej, że absurdy, które wypowiadały te usteczka, doprowadzały mnie do szewskiej pasji…

Właśnie zdałem sobie sprawę, że ktoś w tej sypialni bardzo za kimś tęsknił. Nic tu więc po mnie. Zerknąłem dyskretnie przez okno. Wolnostojący dom. Z jednej strony las, z drugiej polana. Czas sprawdzić, co kryje się za pozostałymi fasadami oraz jak daleko mam do domu w centrum Leicester.

Wtedy zarejestrowałem na swojej szyi jakiś nadajnik. Sprawdziłem go palcami. Nie dało się go zerwać. Oczywiście nie była to ozdoba, a lokalizator z podsłuchem. Możliwe, że miał więcej funkcji. W pokoju rozmieszczono też sporo kamer, na razie naliczyłem sześć. Zdawałem sobie sprawę, że ciche skradanie się było bezcelowe w obecnej sytuacji, więc nucąc pod nosem, otworzyłem drzwi.

– Pam, pam, pam, co na obiad?! – krzyknąłem, rozglądając się po korytarzu. Hm… Czy te wzory na tapecie przypominały mi Indie?

– Żabie udka – usłyszałem gruby głos dobiegający z parteru. Byłem rodowitym Francuzem, jednak nie bardzo się nim czułem. Już chciałem podziękować za dobre chęci i gościnność, ale zamroziło mnie, gdy ujrzałem Amiyę. Gwałtownym ruchem otworzyła drzwi drugiego z trzech pomieszczeń, jakie były na piętrze, i wbiła we mnie obłąkane spojrzenie. Gapiła się, jakbym był duchem. Zrobiłem krok w jej stronę, a wtedy cofnęła się, jeszcze bardziej wytrzeszczając oczy. Omiotłem ją wzrokiem od stóp do głów. Była cała podrapana, a jej zawsze gładkie i lśniące włosy sterczały teraz w każdą stronę, jak po całonocnym seksie. Co tu się działo?!

– Ama? – Nie bardzo wiedziałem, czy chciałem się upewnić, że to naprawdę ona, czy prosić, by wyjaśniła moją oraz swoją obecność tutaj, a także powiedziała, czy jest nas więcej. W odpowiedzi jednak ujrzałem jej mokre oczy. Po chwili zaniosła się rzewnymi łzami. – Nie bój się mnie. – Niepewnie podszedłem bliżej. Nie bardzo wiedziałem, czy powinienem ją przytulić. Przyjaźniliśmy się, ale to Jesper był od wspierania jej i okazywania czułości. Tylko że nigdzie go nie widziałem. Niepewnie objąłem dziewczynę, która momentalnie zacisnęła palce na mojej talii. – Co ci się stało? – zadałem pierwsze pytanie, ale miałem ich znacznie więcej.

– Nie wiem, co powiedzieć. Nic nie wiem… – wyszlochała. – Co tu robisz? Co ja tu robię? Gdzie jesteśmy, gdzie są inni? – zasypała mnie potokiem słów, udzielając mi jednocześnie informacji, że wiedziała tyle, co ja. Czyli nic.

– Nie wiem – przyznałem. – Jeszcze tego nie wiem – poprawiłem się. – Ale zaraz się dowiem. – A przynajmniej żywiłem taką nadzieję. Chciałem się odsunąć i zacząć działać, ale Ama ani drgnęła, nie licząc faktu, że wzmocniła siłę uścisku.

– Nie zostawiaj mnie – poprosiła.

– Nie zostawię cię samej, Ama – zapewniłem. – Zrobię wszystko, żebyś wróciła szybko do domu. Teraz pójdziemy razem na dół.

– Boję się.

– Poczekaj – szepnąłem i odsunąłem głowę, by nie krzyczeć jej do ucha. – Panie gospodarzu! Może się pan przedstawić?

– Jestem pewien, że moja niedoszła żona może mnie w tym wyręczyć – odpowiedział facet. Ama zdusiła pisk na moim torsie.

– O kurwa – wymamrotałem tylko, zdając sobie sprawę, z kim mieliśmy do czynienia.

– Już nie musi, jak mniemam – odpowiedział mi Akshay Malank Khan. W tym momencie dobitnie potwierdził, że byliśmy na podsłuchu oraz na podglądzie. Rozejrzałem się, lokalizując na szybko cztery kamery. – W łazience, na końcu korytarza też są – dodał, bo cały czas nas przez nie obserwował.

– Dzięki za info… – burknąłem. To by było na tyle, jeśli chodzi o chojrakowanie. Nie miałem absolutnie żadnego planu i byłem przekonany, że sytuacja jest bardzo poważna i jeszcze bardziej beznadziejna. – Wszystko będzie dobrze, malutka – skłamałem. Po reakcji Amy wiedziałem, że nie uwierzyła w to ani trochę. Wtem przypomniałem sobie o zadrapaniach i zesztywniałem. Skurwiel zdążył już ją skrzywdzić. Krew we mnie zawrzała. Chciałem zerwać się, pobiec na dół i zamordować chuja. Tylko że byłem realistą i panowałem nad podobnymi odruchami lepiej, niżbym teraz chciał. Cholera, nie miałem pojęcia, co zrobić. Obejmowałem zgwałconą żonę mojego najlepszego kumpla. Nie mogłem zabrać jej na dół, by patrzyła na swojego oprawcę. Nie mogłem zostawić jej tu samej, choćby na krótką chwilę. Ciężko było mi się skupić, by cokolwiek wymyślić, bo w głowie pojawiło się pytanie, czy Laila jest bezpieczna. Nie uświadomiłbym sobie, że ze strachu wstrzymałem oddech, gdyby Ama nie odchyliła się, by na mnie spojrzeć. Przestraszyłem ją. Wypuściłem powietrze z płuc. Musiałem natychmiast się czegoś dowiedzieć. Wszystkiego.

– Amiya. – Przejechałem dłonią po jej ramieniu. – Co dokładnie ci zrobił?

– Spokojnie, szeryfie. Sama się podrapała. Spocznij już. Zapraszam na dół na śniadanie. – Na te słowa głośno odetchnąłem. Nawet ucieszyłem się, że podsłuchiwał i wyręczył nas w przeprowadzeniu tej trudnej rozmowy. Chwyciłem twarz Amy w obie dłonie, chcąc znaleźć w jej wzroku potwierdzenie tego, co powiedział Khan.

– Nie pójdę tam – zastrzegła, wlepiając we mnie spojrzenie wielkich oczu.

Były niebezpieczne. Emocje były niebezpieczne. Czas się od nich odciąć – postanowiłem.

– Pójdziemy razem. Ani na moment cię nie puszczę – zapewniłem, unosząc Amiyę z łatwością. Zrobiłem krok w stronę schodów, a potem opuściłem jej nogi na podłogę, by dalszą drogę pokonała o własnych siłach. Stanąłem z lewej strony i objąłem Amę ramieniem, zachęcając do ruszenia.

– Nie przeżyję tego – szepnęła, zapierając się.

– Jestem z tobą. – Naparłem delikatnie na jej plecy. Zrobiła kolejne dwa kroki. Rozumiałem, że się bała, ale moja cierpliwość się kończyła. Ja też się bałem. Cholernie. Nie miałem pojęcia, gdzie są pozostałe najważniejsze dla mnie osoby i chciałem się dowiedzieć.

– Nie dam rady. Nie umiem. Olaf, zaraz mi wyskoczy serce… – wydyszała.

– Amiya… – Stanąłem przed nią i pochyliłem się, by nasze twarze znalazły się na tym samym poziomie. Dziewczyna patrzyła na mnie, jakbym w tej chwili był dla niej wszystkim. To mnie rozpieprzyło.

Wyłącz emocje natychmiast – upomniałem się.

– Oddychaj, Tirona. – Wziąłem wdech i wydech, by pokazać, jak to się robi. – Wiem, że się boisz, ale nie jesteś sama. Im dłużej będziemy to odwlekać, tym dłużej będziesz się bać. Zejdziemy na dół, staniesz za mną, nie będziesz go widzieć. Zobaczymy, czego chce i mu to zwyczajnie damy, rozumiesz?

– Dobrze mówi – wtrącił znudzonym głosem Khan. Dziewczyna się wzdrygnęła.

– Błagam, chodź – ponagliłem. Wiedziałem, że nie powinienem naciskać. Pamiętałem jak wczoraj wydarzenia sprzed dwunastu lat, kiedy ją porwał. Jak niosłem ją na rękach nieprzytomną i zakrwawioną. Przedostanie się z Indii do Anglii trwało niemal dwa miesiące. Dwa miesiące na ciśnieniu.

Po naszym powrocie Ama i Jesper zamieszkali z Kostą i Alą, przy czym Ama przez pierwsze trzy lata nie wyszła nawet do ogrodu. Potem wyprowadzili się na swoje. Jesper stanął na głowie, by wybudować bezpieczną fortecę. Jego narzeczona musiała się mierzyć z dużymi zmianami – nowe miejsce zamieszkania, nowy start, pierwsze kroki na świeżym powietrzu. Latami wychodziła z traumy, a ja byłem w jej życiu na tyle blisko, że czynnie brałem w tym udział. Zaprzyjaźniliśmy się, a potem poznałem Lailę, siostrę Jespera. Dziewczyna była bardzo podobna do Amy. Przynajmniej fizycznie. Obie miały kruczoczarne włosy i bardzo ciemne oczy.

Ich charakterki natomiast były zgoła inne, choć ta różnica wyszła dopiero po dłuższym czasie. Laila urzekła mnie swoją niewinnością i naiwnością. Pokochałem ją szybko. Teraz częściej się kłóciliśmy, niż godziliśmy. Pewnie dlatego nie ochajtałem się z nią do tej pory – ani nawet się jej nie oświadczyłem. Co więcej, nie mieszkaliśmy razem. Kosta nie chciał jeszcze wypuścić Laili z gniazda. Zaproponował, żebym to ja wprowadził się do nich, ale za stary ze mnie kawaler, żeby mieszkać pod jednym dachem z rodzicami dziewczyny. Takie uroki związku, w którym jest znaczna różnica wieku.

– Zróbmy to – usłyszałem głos Amy. – Zróbmy to szybko – powtórzyła i ruszyła przed siebie. Zatrzymałem ją przed pierwszym stopniem, żeby pójść przodem. Trzymaliśmy się za ręce, a raczej to ja trzymałem ją, bo ona… moją dłoń miażdżyła. To przypomniało mi o czymś, co kompletnie mnie rozpieprzało. Musiałem pilnie się wyłączyć… Gorzej, że wbiła mi w skórę paznokcie, gdy stanęliśmy na ostatnim stopniu. Doskonale było stąd widać… wszystko…

– Witam. – Khan wstał od stołu i rozpostarł szeroko ramiona. Znałem jego twarz na pamięć z licznych zdjęć i nagrań. Latami próbowaliśmy go namierzyć. Bez skutku. – Dwunastu, w pełni uzbrojonych – wyręczył mnie w liczeniu facetów, którzy byli w salonie. Uniosłem wysoko wzrok. – Osiem kamer.

– Gdzie jesteśmy, po co tu jesteśmy i gdzie są nasi?

– Wszystko w swoim czasie.

– Gdzie jest Laila?! – warknąłem. – I Jesper – dodałem szybko. Nie zapytałem o Mary i Madison, bo nie miałem pewności, czy wie o ich istnieniu.

– Oboje rozpaczają i przeszukują świat, by was znaleźć. Możesz już spocząć. – Wskazał zestaw wypoczynkowy znajdujący się obok wielkiego stołu. Cóż… ta informacja uspokoiła mnie na tyle, że poczułem się tak, jakby cały tlen uleciał z mego ciała. Dlatego miałem chęć zasiąść na kanapie.

– Najpierw dowód na potwierdzenie, że nie łżesz jak pies – powiedziałem, na co Khan się roześmiał.

– Jak dla mnie możecie usiąść, stać albo wrócić na górę. Mnie się nie spieszy – dosadnie przedstawił brak możliwości negocjacji. Pragnąłem podejść do sofy, żeby spojrzeć Khanowi w oczy, ale Ama swoim uściskiem przypomniała mi o obietnicy. Miałem jej nie zostawiać i nie odsłaniać.

– Przyjemnie się stoi – zdecydowałem.

– Chcecie jeść, pić? – zaproponował, wskazując stół. Nie żartował. Dostrzegłem potrawy kuchni indyjskiej. Nie lubiłem jej, ale teraz zjadłbym nawet pieprzone żabie udka.

– Możemy umówić się na przykład w sobotę. Znam masę świetnych knajp – zakpiłem.

– Fantastyczny pomysł, jednak zapomniałeś, że w sobotę będziesz niedostępny.

– Jestem pewny, że znajdę dla ciebie czas.

– O tak, to się akurat zgadza. – Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie.

– Cóż, myślę, że możemy skończyć z kurtuazją i przejść do rzeczy.

– Proponuję zatem: zjedzcie coś, a następnie rozgośćcie się, bo naprawdę ciężko mi na ten moment określić, ile miesięcy będziecie tu mieszkać.

– Yyy… – Odchrząknąłem, próbując ruszyć dłonią, którą Ama ewidentnie chciała zamienić w puree. – Planujesz dodać coś więcej czy w tej rozmowie z góry jesteśmy skazani na porażkę? – zapytałem rzeczowo. Sytuacja była prosta. Staliśmy się zakładnikami. Mogliśmy się stawiać, rzucać, próbować swoich sił w walce, jednak finał był oczywisty. Nie mieliśmy szans. Bardzo mi się to wszystko nie podobało, ale nie mogłem nic na to poradzić.

– Jak już zauważyłeś, posiadłość jest monitorowana. Każda wasza rozmowa nagrywana. Teren ochrania taka liczba ludzi, że pomysły typu „coś wymyślę, by się wydostać” możesz porzucić. Zostaną zapewnione wasze podstawowe potrzeby, czasem nawet więcej, ale o standardach, które do tej pory znaliście, możecie zapomnieć. Co więcej, możecie korzystać z całego do­mu, wychodzić na zewnątrz, cieszyć się ładną pogodą. Po prostu czujcie się jak u siebie.

– Brzmi jak urlop – sarknąłem, robiąc krok w jego stronę. Zatrzymała mnie Ama, a także widok dwunastu wycelowanych we mnie luf. – Spokojnie. – Uniosłem wolną rękę. – Zgłodniałem – wyjaśniłem i siłą zmusiłem dziewczynę, by poszła za mną do stołu. Wciąż zasłaniałem jej widok na Khana swoim ciałem. Miałem już wstępny pomysł na następny ruch, jednak musiałem go odłożyć na kilka godzin…

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Dział zamówień: +4822 6286360

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz