Na zawsze. Besties - Magdalena Winnicka - ebook + audiobook

Na zawsze. Besties ebook

Winnicka Magdalena

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Connora i Katie od zawsze łączyła specjalna więź – od momentu, gdy jako czternastolatek wziął na ręce nowo narodzoną córkę swojego przyjaciela. I choć nie był cały czas przy niej – mieszkali przecież na dwóch różnych kontynentach – to i tak pozostawał jej bestie i zawsze o nią dbał. W końcu była jego ulubionym człowiekiem. Gdy jednak mała Katie stała się nastolatką, Connor z przerażeniem odkrył, że dziewczyna zaczęła postrzegać go inaczej, w romantyczny sposób. A co się stanie, gdy Kate przemieni się w świadomą swych pragnień kobietę? Na to Connor nie jest przygotowany…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 494

Oceny
4,3 (399 ocen)
246
70
39
27
17
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Haila

Nie oderwiesz się od lektury

Daje 5* bo kocham tą książkę a powinna być 1! No przecież poryczę się za chwilę ,jak można zakończyć tak książkę?! Potrzebuje ciągu dalszego jak tlenu autorko!
100
Lenka884

Nie oderwiesz się od lektury

Milion emocji, burza uczuć.... Bardzo, bardzo proszę szybciutko o druga część w której mam nadzieję będzie Katie + Connor=❤️
ksiazko_holiczka_sandra

Nie oderwiesz się od lektury

„BESTIES. NA ZAWSZE” to najnowsza książka Magdaleny Winnickiej, która umie w czytelniku wzbudzić mega emocje i od razu Wam mówię tu ich nie brakuje! Connor to Amerykanin, który ma polskie korzenie w wieku 14 lat przyjeżdża do Polski na wymianę, gdzie poznaje Lenę i Leona, z którymi od razu łapie wspólny język, ich relacja przeistacza się w piękną przyjaźń. Przez pięć lat studiów mieszka razem z nimi i pomaga jak może w opiece nad ich małą córeczką Kasią. Po studiach wraca do Stanów i zakłada firmę z Leonem i ich relacja nadal trwa w najlepsze, przy każdej możliwej okazji i wizycie w Polsce pamięta o Kasi, która jest jego małą przyjaciółka, dla której zrobiłby wszystko. Lecz lata lecą a Kasia z małego kajtka staje się piękna nastolatką z szalonymi pomysłami, które nieźle namieszają w życiu nie tylko jej, a w dodatku rodzice dowiedzą się o jej największym sekrecie. Jak ta tajemnica wpłynie na relacje całej tej patchworkowej „rodziny”? Czy wyjazd na najdłuższe wakacje po maturze razem ...
40
MonikaW958

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna książka 😍 z niecierpliwością czekam na koleją część 😍😍😍
sonxd94

Nie oderwiesz się od lektury

Super! Chociaż zachowania Katie były często irytujące nawet jak na nastolatkę. Czekam z niecierpliwością na druga cześć :-)
30

Popularność




Redakcja: Beata Kostrzewska/www.grafikaslowa.pl

Korekta: Sylwia Wabnik/www.instagram.com/doporzadku/

Kamila Recław

Projekt okładki: Justyna Sieprawska/www.facebook.com/justyna.es.grafik

Skład: Andrzej Owsiany/SOWAN Poligrafia Multimedia

Druk: Drukarnia Lega/www.lega.opole.pl

Zdjęcia na okładce:

AnaV (shutterstock.pl)

Artiom Vallat (unsplash.com)

Copyright © Magdalena Winnicka

Copyright©Rs-cars Mariusz Nowak/Natios

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Wydawnictwo Natios

www.natios.com.pl

Wydanie I

Wrocław 2023

ISBN978-83-963895-8-9

Tym, którzy wiedzą, że serce nie sługa.

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Rozdział 36

Rozdział 37

Rozdział 38

Rozdział 39

Rozdział 40

Rozdział 41

Rozdział 42

Rozdział 43

Rozdział 44

Rozdział 45

Rozdział 46

Rozdział 47

Rozdział 48

Rozdział 49

Rozdział 50

Rozdział 51

Rozdział 52

Rozdział 1

Connor

Podziękowałem komisji egzaminacyjnej i wyszedłem z sali. Korytarz wypełniony był elegancko ubranymi studentami czekającymi na swoją kolej. Wszyscy wbili we mnie teraz wzrok. Nie zdążyłem udzielić żadnych informacji. Ubiegł mnie przyjaciel, który nie darowałby sobie, gdyby nie towarzyszył mi w tym dniu. Był ode mnie pięć lat starszy, dlatego wciąż uważał, że wie wszystko lepiej.

– Gratuluję, panie magistrze! – krzyknął, zrywając się z krzesła. Cały czas mi powtarzał, że obrona pracy magisterskiej jest kwestią formalną i rzeczywiście okazało się to prawdą. Właśnie zakończyłem edukację uniwersytecką. W ramach potwierdzenia poruszyłem zawadiacko brwiami.

– Dzięki, stary. – Podałem mu dłoń, a drugą poklepałem go po plecach.

– Czas zacząć prawdziwe życie. Gotowy? – zapytał podekscytowany.

Nie mógł się doczekać tego dnia. Mieliśmy całą masę wspaniałych planów na przyszłość. Twierdził, że uratowałem mu życie tylko dlatego, że istniałem. Chodziło o to, że byłem dla niego niczym świeże, może nawet orientalne powietrze, a także jak drzwi do spełnienia marzeń. Pochodziliśmy z zupełnie różnych światów. Ja dysponowałem rozmaitymi możliwościami, które już niedługo miałem mu przedstawić. Zamierzaliśmy wejść w spółkę, stworzyć dochodowy biznes między Polską a Kalifornią, uderzyć na grubo, od razu wypłynąć na szerokie wody. Mierzyliśmy wysoko i odważnie. Przynajmniej tak twierdził Leon.

Dla mnie te wizje malowały się nieco bardziej przyziemnie. Tyle że ja pochodziłem z Ameryki, a on z Polski. Dostrzegałem i rozumiałem kontrast między tymi światami, Leon jeszcze nie. Dla mnie prawda wyglądała inaczej – to on uratował moje życie. Zawdzięczałem mu… siebie.

I nie mogłem nawet podziękować.

Nie zrozumiałby…

Po tylu latach wciąż niewiele o mnie wiedział…

Kiedy podawaliśmy sobie rękę pierwszy raz, nie miałem jeszcze nawet zarostu. On natomiast spodziewał się już córki.

Gdybym wtedy tylko wiedział, jak ten mały kajtek okręci mnie sobie wokół palca, to… No cóż. Niczego bym nie zmienił. No może tylko nigdy nie nazwałbym jej kajtkiem. To jedno słowo stało się powodem potwornej histerii, gdy miała pięć lat. Ależ musiałem się nagimnastykować i nałgać. Wmówiłem małej, że Kajtek to zdrobnienie amerykańskiej wersji jej imienia. Trochę rzeczywiście tak mi się to kojarzyło, ale nie ciągnąłem tematu. I zacząłem nazywać ją Katie. Dla mnie dalej brzmiało podobnie, dla niej zupełnie inaczej, lepiej. A teraz Katie miała już dziesięć lat…

– Czas studiów był na tyle zajebisty, że kusiło mnie, by pozostać wiecznym studentem, ale coś czuję, że dopiero teraz zacznie się najlepsza jazda, wspólniku – stwierdziłem i w ten sposób w końcu potwierdziłem Leonowi swoją gotowość, by wdrożyć nasze plany w życie.

Nim udaliśmy się na parking, przyjąłem jeszcze gratulacje od swoich rówieśników, a sam życzyłem im powodzenia.

Poluzowałem krawat iułożyłem się wygodnie na fotelu pasażera. Przeważnie byłem kierowcą, ale dziś odpuściłem. Rano, wdrodze na obronę, musiałem się do niej przygotować. Udało mi się przyswoić najważniejsze tematy, których powinienem był się nauczyć podczas minionych dwóch lat. Zamiast jednak kuć, bardziej skupiałem się wtedy na relacjach towarzyskich. Wierzyłem wpewną teorię. Mianowicie uznawałem, że gwarancją sukcesu wprzyszłości są dobre znajomości ipomysł. Miałem jedno idrugie. Ateraz także tytuł magistra, który przed nazwiskiem wyglądał zawsze tak samo – niezależnie od tego, czy po drodze do niego leciało się na trójkach, czy piątkach. Studenci zdobywający najwyższe stopnie robili to kosztem imprez. Ja zdecydowanie nie należałem do tej grupy. Płynąłem na fali, wyznając zasadę, że wszystko powinno być wyważone. Grunt to zaliczyć. Apotem zapić. Dlatego Leon podjechał przed sklep ztysiącem alkoholi zcałego świata.

Zaopatrzyliśmy się w nim odpowiednio. Dwa kartony różnych trunków powinny wystarczyć na moje ostatnie trzy dni pobytu w Polsce.

Sprzedawca otworzył nam drzwi, a my zderzyliśmy się w nich tak, że wytoczyliśmy się na zewnątrz, jakbyśmy już byli po kilku kolejkach. Mieliśmy doskonałe nastroje.

Przestaliśmy się śmiać dopiero za sprawą rasistowskich komentarzy, które padły, gdy wkładaliśmy zakupy do bagażnika.

– Pieprzony ciapak.

– Wracaj psuć powietrze w Arabii, Arabie.

– Myśli, że jak garniak włoży, to przestanie być brudasem.

Podczas gdy Leon odwrócił się ostentacyjnie, ja jedynie zerknąłem przez ramię. Byłem do tego przyzwyczajony, prawie w ogóle mnie to nie ruszało. Za każdym razem jednak automatycznie na starcie oceniałem możliwości ofensywy. Tak z przezorności. Teraz mieliśmy trzech młodych przeciwników, najprawdopodobniej licealistów. Wyraźnie mieli się za grube szychy. Zabawne, że stara beemka dawała im tak wysokie mniemanie o sobie. W moim świecie poziom był nieco wyższy. Na ulicy śledziłem wzrokiem nowe bentleye. Musiałem jednak przyznać im punkt za dziewczyny, które wychyliły się z pojazdu. Były niczego sobie.

– Powtórz – warknął mój obrońca, napinając się. Zacisnąłem palce na jego ramieniu, żeby przypadkiem nie wszczynał bójki.

– Cho-Ler-Ny BRUDAS! – spełnił prośbę cwaniaczek w kapturze.

– Krystek! Przestańcie! – pisnęła brunetka, doskakując do niego.

– Daj spokój, stary – rzuciłem luźno, choć doskonale wiedziałem, że już za późno. Leon zdążył się odpalić. Był wściekły. Wyolbrzymiał aktualny problem z powodu przeszłości. Wciąż siedziały w nim wydarzenia sprzed trzech lat. Ledwo wtedy przeżyłem. – Szczeniak jest sfrustrowany, bo wie, że jego ślicznotka – puściłem dziewczynie oczko – będzie myśleć o mnie, kiedy ten będzie ją pieprzyć – dodałem z aroganckim uśmiechem.

Prawda była taka, że podobałem się Polkom. Oczywiście nie wszystkim, ale tej tutaj tak. Powinna stanąć za swoim chłoptasiem, a tymczasem rumieniła się i uśmiechała zalotnie, mimo że ją obraziłem. Nie wiedziałem, czy pociągało ją to, że byłem starszy od chłystków, którzy na nas wyskoczyli, czy robotę robiła moja karnacja, czy może już sobie wyobrażała, jak ją posuwam. To zresztą nieistotne.

Wypuściłem zuchwytu ramię Leona, kiedy wyskoczyła na nas ta śmieszna banda. Zapomnieli się umówić, który bierze którego, wwyniku czego gość wśrodku został lekko poturbowany przez własnych ludzi. Wtym momencie wszyscy trzej spojrzeli po sobie, dekoncentrując się na moment. Co za żenada… Zwyrazem znudzenia na twarzy pchnąłem najbliższego chłopaka. Leon zrobił to samo, dlatego dwóch padło na glebę niemal jednocześnie. Pozwoliłem, by mój przyjaciel zajął się ostatnim ogniwem. Ja nie chowałem urazy, aon owszem – i potrzebował rozładować złość. Kiedy wyprowadził cios, ruszyłem do piszczących dziewczyn, nadeptując przy tym na rękę podnoszącego się gamonia. Głośne jęki przypomniały mi, że jest biały dzień, aja nie potrzebowałem policji na karku. Postanowiłem się więc streszczać. Nachyliłem się do ucha przestraszonej ionieśmielonej, ajednocześnie zaintrygowanej brunetki.

– Zostajesz z tą bandą kretynów czy idziesz ze mną? – szepnąłem, kładąc jednocześnie dłoń na jej talii. Kiwnęła głową, nie znajdując w sobie dość odwagi, by się odezwać. To z mojej strony była czysta gra. Nie chciałem mieć nic wspólnego z tą sprzedajną gówniarą. Ja bym został ze swoimi, nawet jeśli byliby kretynami. Bo to moi kretyni. W każdym razie wykorzystać też jej nie chciałem.

Złapałem ją za dłoń i pociągnąłem do auta. To ona podjęła decyzję, by porzucić przyjaciół. Wyświadczyłem jej przysługę, skoro nie chciała z nimi być. A sam mogłem z satysfakcją patrzeć na miny tych młodych rasistów. Byli tak zszokowani, że nawet nie próbowali ponownie nas atakować. Gapili się i wyzywali dziewczynę od najgorszych suk. Zamknąłem za nią drzwi, kiedy wsunęła się na tylną kanapę. Razem z Leonem nie omieszkaliśmy potraktować wszystkich zarozumiałymi uśmiechami, nim zajęliśmy swoje miejsca.

– Yyy… Emm… Aaa… – Zaczęła się jąkać, gdy tylko ruszyliśmy. – Dokąd… yyy… Jestem Klaudia.

– Wypuść ją za rogiem – poleciłem Leonowi.

– Co? Mnie? – ożywiła się. Zignorowałem ją, podgłaśniając radio. – Po co mnie zabrałeś?! – przekrzykiwała muzykę. Była oburzona, a ja nie siliłem się na wyjaśnienia. Leon zatrzymał wóz, a ja kiwnąłem do dziewczyny głową, by spadała.

Wyglądała, jakby chciała mnie zabić. Dopiero po chwili zamrugała i chwyciła za klamkę. Postawiła nogi na asfalcie, ciężko przy tym dysząc.

– Dupek! – wrzasnęła wściekle i po chwili trzasnęła drzwiami, dając upust frustracji.

– Miło było poznać! – Leon parsknął śmiechem i włączył się z powrotem do ruchu.

Udaliśmy się do domu, w którym przez ostatnie pięć lat mieszkałem razem z jego rodziną – Katie i Leną.

Rozdział 2

Lena

Próbowałam skupić się na pracy, ale wzrok notorycznie uciekał mi do siedzącej przy sąsiednim biurku koleżanki. Nuciła coś pod nosem, mimo że dzieliliśmy biuro w osiem osób. Najwyraźniej miłość przyćmiła jej ten szczegół. Przeszkadzała wszystkim w pracy i zdawała się tego nie zauważać.

Paula wyglądała na najszczęśliwszą kobietę na ziemi, a ja patrzyłam na nią z politowaniem. Bardzo żałowałam, że pozwoliłam, aby poznała Connora. Zakochała się w nim po uszy. Nie ona jedna zresztą. Skurczybyk był przystojny jak cholera, a skazy na jego osobowości najwyraźniej dostrzegałam tylko ja. Już jako czternastoletni gówniarz był dupkiem. Wtedy przyjechał do mojego brata ze Stanów w ramach wymiany uczniowskiej. Jego matka była Polką, ojciec ciemnoskórym Amerykaninem – i to było widać po Connorze. Miał ciemną karnację i prawie czarne włosy, czyli coś, co w Polsce wydawało się orientalne.

W podstawówce dziewczyny leciały do niego jak ćmy do światła. I nic się nie zmieniło, gdy po latach wrócił do Polski, by zacząć tu studia. Tyle tylko, że ładny chłopiec wyrósł na mężczyznę o wyrazistych rysach. Gęsty zarost, kwadratowa szczęka, pełne usta, seksowny, dupkowaty uśmiech… No miał to! I korzystał. Posuwał wszystko, co się rusza. Paula to chyba pierwsza dziewczyna, której postanowił dać szansę na drugi numerek, a potem jeszcze kolejny i kolejny. Był wówczas na czwartym roku. A teraz liczyła na to, że pan Casanova oświadczy się jej w ten weekend.

Przed chwilą Leon dał mi znać, że Connor obronił tytuł magistra i tym samym zakończył studia. Paula nie wierzyła w to, że jej chłopak za kilka dni zmyje się do Stanów i tyle z ich związku. A ja wiedziałam, że to zrobi. Nie było szans na to, że ten dupek się zreflektuje, zostanie tu i założy rodzinę. Znałam go bardzo dobrze, mimo że nieustannie się zmieniał. Nie ma drugiego takiego człowieka, który przechodziłby równie piękną ewolucję. Piękną, bo coś we mnie pękało, gdy to wszystko działo się na moich oczach.

Podczas swoich pięcioletnich studiów Connor mieszkał z moją małą rodziną. Domyślałam się, że nie miał lekkiego dzieciństwa. Omijał ten temat szerokim łukiem. Imponujące było to, jak walczył ze swoimi traumami, jak stawiał czoła przeciwnościom losu, jak starał się być coraz lepszą wersją siebie. Chciałam móc w przyszłości zobaczyć, jaką ostatecznie przybierze postać, ale nas opuszczał…

Bałam się jego wyjazdu. Nie byłam w stanie sobie wyobrazić, jak to będzie bez niego. To mnie rozwalało, bo przecież każdego dnia miałam go serdecznie dość. Z jednej strony jakaś część mnie pragnęła odzyskać normalne życie, bo nie uważałam mieszkania razem za zdrowe. Mieliśmy studenckie warunki w trzypokojowym lokum na piątym piętrze. Z drugiej strony Connor dużo pomagał. Czasami miałam wrażenie, że to on wychowywał moją córkę. Zachowywał się w stosunku do niej zaborczo. Bez pardonu opieprzał mnie czy Leona, kiedy nie spodobało mu się nasze podejście do jakiegoś problemu wychowawczego. Byłam młodą mamą, a Connor, choć młodszy ode mnie o dwa lata, potrafił dawać zaskakująco dobre i dojrzałe rady. Najczęściej jednak nie radził, tylko brał sprawy w swoje ręce. Moja córka słuchała bardziej jego niż mnie. Uwielbiała wujka, a to naprawdę coś, bo nie dopuszczała do siebie innych ludzi. Z nim jednym mogłam ją zostawiać, żeby raz na ruski rok wyjść z Leonem na kolację. Parę razy się nawet zdarzyło, że pozwoliliśmy sobie na kilkudniowy wyjazd. Ufałam Connorowi, był członkiem rodziny.

Poza tym wolałabym, żeby jednak nie łamał serca mojej koleżance. Ale na to nie miałam wpływu. Tak samo jak na to, że musiałam dzielić z nim naszą codzienność. Kiedyś walczyłam, żeby do tego nie doszło, ale szybko przegrałam tę bitwę z moim chłopakiem. Ich przyjaźń była tak silna, że szlag mnie trafiał. To ze mną Leon powinien mieć taką więź. Tymczasem łączyły nas głównie kłótnie. Byłam sfrustrowana. Nie tak miało wyglądać moje życie. Urodziłam dziecko jako nastolatka. Nie poszłam na studia. Miałam gównianą pracę, po której nie mogłam odpocząć przez dzikiego lokatora – stanowiącego uosobienie wszystkiego, czego sama nie posiadałam, czyli wolności.

Czasami nie żywiłam do Connora ani grama ciepłych uczuć, ale tak naprawdę bardzo go kochałam…

***

Nie pomyliłam się – Paula dostała kosza. Na imprezie z okazji obrony Connora. O drugiej w nocy. Tylko tyle dowiedziałam się z SMS-a w niedzielę rano. Westchnęłam, kręcąc głową. I co niby miałam jej odpisać? Mówiłam głośno i wyraźnie, że tak będzie. Odłożyłam telefon obok zwłok człowieka, którego czasem dla uproszczenia nazywałam mężem. Jego życie nie zakończyło się z powodu ciąży. Nie stracił radości, humoru, rozwijał się zawodowo, wychodził na imprezy. Pozostawał beztroski i wolny.

Poszłam do kuchni, a tam ani trochę nie starałam się być cicho. Może i byłam wredna, ale dlaczego miałam nie być? Gdy Leon i Connor bawili się na jakiejś domówce, ja pilnowałam córki.

Uśmiechnęłam się pod nosem, słysząc dźwięki wyrażające niezadowolenie dochodzące z pokoju Connora.

– Brutalna pobudka – wymruczał, po czym zaklął siarczyście.

– Wyrażaj się, tu mieszka dziecko – upomniałam go.

– Dziecko wiedźmy. – Nie obchodziło go, że mnie obraził. Dzień jak co dzień. – Nie martw się, Katie, twój tata to supergość. Masz połowę jego genów, a drugą połowę da się wychować. Nie pozwolę ci wyrosnąć na jędzę – dodał, po czym rozległ się chichot dziesięciolatki.

Normalnie pukałam, ale skoro tam była, to po co. Otworzyłam drzwi zamaszystym ruchem. Nie musiałam omiatać wzrokiem pomieszczenia w poszukiwaniu córki. Connor leżał pod kołdrą, a Kasia układała na podłodze puzzle, które otworzyli razem poprzedniego dnia. Na stoliku stała szklanka, obok blister tabletek przeciwbólowych. Mogłam się założyć, że to Kasia je przyniosła.

– Katarzyna. Ma na imię Katarzyna, a nie żadna Katie – burknęłam, mimo że sama lubiłam, gdy ją tak nazywał.

Ja i Connor byliśmy jak rodzeństwo. Nienawidzisz, ale kochasz. Nie pożyczysz dyszki, ale oddasz nerkę. Rozbawia cię, ale powstrzymujesz śmiech…

Wiedziałam, że drażnił mnie celowo, jednak bałam się, że sprowadzi mojego chłopaka na złą drogę. Obawiałam się, że gdy będą razem imprezować, Leon mnie zdradzi. Że już to zrobił. Wiele razy. Ten strach towarzyszył mi każdego dnia i powodował, że gorzkniałam. Czułam się, jakbym była singielką. Leon każdą wolną chwilę spędzał z Connorem. Wieczorami oglądał z nim mecze zamiast filmy ze mną. Pił z nim piwo w salonie zamiast wino ze mną w sypialni. Nie miałam nawet trzydziestu lat, potrzebowałam romantyzmu i szaleńczej miłości, która ominęła nas przez wpadkę. Nie mieliśmy kiedy uganiać się za sobą. Musieliśmy od razu wkroczyć w dorosłość i zachowywać się jak stare małżeństwo. Ciężko pracowaliśmy, żeby się utrzymać.

– Wolę Katie. Chciałabym, żeby inni też tak do mnie mówili. – Córka wyraziła swoje zdanie.

– A ja chciałabym, żeby na mnie mówili królowa angielska – prychnęłam. – Masz takie imię, jakie masz, i jest najpiękniejsze ze wszystkich istniejących.

– Też tak myślisz, wujku?

– Au! Moje uszy!? Dlaczego znowu mnie tak nazwałaś? Nie jestem twoim wujkiem! – wyjęczał, krzywiąc się. – Jestem za młody, a ty za duża, słodka Catherine. – Puścił jej oko, a mnie pokazał język. Wiedział, jak odpowiadać, żeby wkupić się w łaski dziewczynki. Uwielbiała go. A mówienie do dorosłego mężczyzny po imieniu imponowało jej w równym stopniu, co onieśmielało.

– Dobrze, słodki Connorze… – Zachichotała. – Wstań już, nie ułożę tego sama.

– Jak tylko przestanę widzieć podwójnie, to będę do twoich usług. – Przyłożył grzbiet dłoni do ust i głośno ziewnął.

Może powinnam powiedzieć Kasi, żeby dała mu spać, ale nie zamierzałam pozbawiać go uroków wspólnego mieszkania. Zresztą i tak tylko się zgrywał. Prawdopodobnie włożyłby różową sukienkę i udawał księżniczkę, gdyby tylko Kasia go o to poprosiła. Ona natomiast pewnie zaraz pobiegnie do sklepu, żeby kupić mu zupkę chińską, następnie ją zrobi i go nakarmi. Na koniec serwetką wytrze mu usta i będzie go głaskać tak długo, póki sama nie zaśnie. Zawsze o niego dbała, gdy miał kaca. Tak to właśnie u nich wyglądało – nie było wiadomo, kto kogo bardziej owinął sobie wokół palca. Westchnęłam, odwracając się do drzwi.

– Dzięki, że złamałeś serce kolejnej mojej koleżance – wypaliłam na do widzenia.

– Nie ma za co – mruknął.

No szczyt bezczelności! Aż trudno uwierzyć, że naprawdę to powiedział.

– Jesteś okropny – skwitowałam, kręcąc głową, a następnie wróciłam do kuchni. Nie mogłam pojąć, jakim cudem nic a nic go to nie ruszało. Byli parą prawie przez rok. Miałam o nim niepochlebną opinię w kwestiach miłosnych, ale w głębi serca uznawałam go za dobrego człowieka. To młody, inteligentny i kreatywny chłopak, którego kobiety wręcz błagały o chwilę uwagi. Ja za to o nią nie prosiłam, więc dlaczego wyszedł za mną z pokoju?

– Lena… – Wychwyciłam nutkę pokory w sposobie, w jaki wypowiedział moje imię. – Nie tylko niczego jej nie obiecywałem, ale jeszcze uprzedziłem, że bez względu na wszystko wyjadę zaraz po obronie. Zasady były jasne od samego początku, nie oszukałem jej – tłumaczył, a mnie zrobiło się głupio.

– To nie moja sprawa, Connor – przyznałam.

– Przykro mi, że złamałem serce twojej koleżance.

– Powinno być ci także przykro, że zrobiłeś to w taki, a nie inny sposób – wytknęłam.

– O czym ty mówisz?

– Jak mogłeś zerwać z nią w środku nocy na imprezie? Nie masz za grosz szacunku do drugiego człowieka? Ani trochę jej nie polubiłeś? – zaatakowałam go wbrew temu, że to przecież nie moja sprawa.

– Tak ci powiedziała? – Skrzywił się.

– Nieważne. Przepraszam, to naprawdę nie mój interes. – Chciałam odejść, ale złapał mnie za łokieć.

– Dla mnie ważne, a przynajmniej ciekawe. – Okręcił mną z łatwością, a następnie puścił i nonszalancko umieścił swój amerykański tyłek na stole. – To nie jest prawda. W zasadzie wcale z nią nie zerwałem.

Zaskoczył mnie. Nie bardzo rozumiałam.

– Przynajmniej nie bezpośrednio. Powiedziałem jej tylko, że mam już kupiony bilet lotniczy. Kocham ją, Lena. Ciebie też. I Leona, i Katie, a także wielu innych ludzi. Takie jest życie, że nie da się być blisko ze wszystkimi osobami, które się kocha. O ile starsi nie przestali mnie kochać, mimo że od pięciu lat dzieli nas kilka tysięcy kilometrów, o tyle utrzymywanie związku na odległość uważam za męczące. A ja nie zamierzam się męczyć. Z moich obserwacji wynika, że da się kochać wiele osób, więc Paula sobie kogoś znajdzie. Oboje zdajemy sobie sprawę, że to koniec – wyjaśnił swoje stanowisko. – Dobrze się wczoraj bawiliśmy po tej rozmowie. Nie wiem, dlaczego ci nagadała takich rzeczy.

W ten sposób uświadomił mi, że właściwie nie miałam o niczym pojęcia, a go zaatakowałam…

– Niczego mi nie nagadała – westchnęłam. – Wysłała mi jedynie wiadomość o drugiej w nocy, że zamiast oświadczyn dostała kosza. – Ugryzłam się w język, gdy tylko zdałam sobie sprawę, że nie powinnam tego mówić.

Connor natomiast wybuchnął tak głośnym śmiechem, że aż Leon postanowił przerwać sen.

– Cześć – przywitał się markotnie. – Nie wiem, czy dam radę się śmiać, żeby się nie porzygać, ale możemy sprawdzić.

– Paula myślała, że się jej wczoraj oświadczę. Naprawdę będę tęsknił za tą dziewczyną. Znajdźcie jej jakiegoś fajnego faceta. Mam nadzieję, że zaprosi mnie na swój ślub – wydusił Connor ze śmiechem. Teraz dołączył do niego także Leon.

– Nie widzę w tym niczego zabawnego. – Byłam szczerze zniesmaczona ich zachowaniem. Tym bardziej, że ja także nie dostałam jeszcze pierścionka. Leon uważał, że wspólny kredyt i córka mają większą moc wiążącą. I faktycznie tak to działało. Ani ja, ani on nie poradzilibyśmy sobie finansowo w pojedynkę. Ale to nie zmieniało faktu, że ci dwaj byli najwyraźniej w jednakowym stopniu upośledzeni pod kątem romantyzmu.

– No bez jaj, Lena. Przecież to przekomiczne. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby się oświadczyć. Jestem jeszcze dzieckiem.

To był jego częsty żart.

– Przykro mi, że muszę cię oświecić, ale masz dwadzieścia cztery lata, nie jesteś już dzieckiem.

– Tak? To patrz. Katie! – zawołał.

– Kasia – poprawiłam go pod nosem.

– Co tam? – Dziewczynka przybiegła w podskokach, a Connor po kumpelsku zarzucił na nią ramię. Doskonale pilnował granic, które nieświadomie stawiała. Sama była za mała, by to dostrzec, ale my wszystko widzieliśmy. Ze trzy lata temu zaczęła wstydzić się nagości, a od niedawna uciekała od przytulania. Ja nawet nie mogłam jej dotknąć, ale Connor miał nieco więcej praw, jak widać, bo wciąż przy nim teraz stała.

– Kto jest twoim bestie? – zapytał.

– Ty! – odparła z entuzjazmem, a Connor spojrzał na mnie i wykonał szelmowski taniec brwi.

– Widzisz? – Cmoknął ją w głowę. – Moją najlepszą przyjaciółką jest dziesięciolatka. Rozumiesz?

Robił sobie jaja. Chodziło mu o to, że skoro przyjaźnił się z dzieckiem, to sam też jest dzieckiem. Teraz rzeczywiście nim był…

Westchnęłam nad wyraz głośno, by dać do zrozumienia, że brakuje mi słów. W tym małym mieszkaniu mogłam skryć się jedynie w swojej sypialni, dlatego skierowałam się właśnie do niej.

– No weź… – Connor mnie zatrzymał. – Kto normalny oświadcza się po roku znajomości? Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że wyjeżdżam na stałe. Dopiero teraz zacznę realizować swoje plany.

– Naprawdę tak ci zależy, abym wreszcie zrozumiała, że nie możesz się już zamknąć?

– Jesteś na poważnie zła, a nie powinnaś. Właściwie to myślę, że Paula stroiła sobie tylko żarty. Wcale nie sądziła, że się jej oświadczę. Robiła sobie z ciebie jaja, a ty to łyknęłaś, Lena.

– Nie łyknęłam – zapewniłam. – Znam cię. Doskonale wiem, że ciebie nie da się zaobrączkować i mieć na zawsze.

– No właśnie. Dlatego to takie zabawne, że mogłaby pomyśleć inaczej. Nie martw się o nią, Lena. Ona też mnie zna. Nie mówiła poważnie z tymi zaręczynami.

Zdawał się rzeczywiście w to wierzyć. Stopień upośledzenia pod kątem romantyzmu – głęboki. To oznaczało, że nic już się nie da zrobić z tym delikwentem.

– Ach – westchnął, jakby śmiech go wykończył. – Ulżyło mi, że tak to zniosła. – Ruszył do szafki i wyjął z niej kubki.

Przeniosłam osłupiały wzrok na Leona, bo inaczej nie przestałby się szczerzyć jak kretyn. Opamiętał się, dopiero kiedy Connor podał mu kawę. Mnie również wcisnął do rąk parujący kubek.

– Napij się, jędzo. Obiecuję, że aż do wyjazdu nie złamię serca już ani jednej twojej koleżance. – Zamrugał niewinnie niczym aniołek.

Nie dotrzymał słowa. Złamał najważniejsze dla mnie serce. Mojej córki. Spędził z nią niemal całe ostatnie dwa dni. Po czasie dowiedziałam się, że nie poszła do szkoły. A Connor jeszcze napisał jej usprawiedliwienie. Nauczyciele byli uprzedzeni, że wtedy pełnił nad nią opiekę. Właściwie znali go lepiej niż mnie, a Leona to już w ogóle. Ja chodziłam na wywiadówki, ale to Connor wpadał pod szkołę, by zabrać ją na lody.

Kiedy wyleciał, Kasia wpadła w histerię. Płakała, przytulając się do misia, którego Connor jej po sobie zostawił. Usnęła dopiero po trzeciej w nocy. A ja starałam się odetchnąć i delektować tą normalnością, o której marzyłam.

Przez pierwszy tydzień na mojej twarzy nieustannie widniał sztuczny uśmiech. W rzeczywistości… czułam pustkę. Tęskniłam za tym dupkiem. Wszyscy byliśmy nieszczęśliwi, mimo że codziennie rozmawialiśmy z nim na Skypie.

Myślałam o nim tak często, że właściwie zdawał się tu dalej mieszkać. Odliczałam dni do jego przylotu i uświadomiłam to sobie, dopiero gdy go odwołał w ostatniej chwili. Miał za dużo pracy, by zrobić sobie urlop. Leon też zapieprzał od świtu do nocy. Rozkręcali razem biznes. Trwało to całą wieczność.

Kiedy w marcu Leon oznajmił, że leci do Kalifornii, nasza córka spakowała się w pięć minut. Bilety były drogie. Connor próbował także mnie namówić na wyjazd i chciał pokryć koszty, ale postanowiłam zostać. I rok później także. Kolejnego lata on również nie odwiedził Polski.

Leciał już trzeci rok, jak nie widziałam tego diabła. Ale to wkrótce miało się zmienić. Najgorszy był jednak fakt, że przylatywał po to, żeby popilnować Kasi, bo Leon zabierał mnie na dwutygodniowe wakacje na Malediwy. Kiedyś o tym marzyłam, ale teraz ze wszystkich sił pragnęłam spędzić ten urlop w domu. Z Connorem. Zrobił sobie wolne od pracy pierwszy raz od trzech lat. I tylko po to, żeby wyświadczyć nam przysługę. Taki właśnie był ten dupek. Miał dobre serce, mimo że zniszczone.

Rozdział 3

Connor

Nie spodziewałem się, że Lena rzuci się na mnie z taką tęsknotą, ale właśnie to zrobiła. Wlała się w moje ramiona, gdy tylko przekroczyłem próg mieszkania.

– Cześć, jędzo – szepnąłem, przytulając ją wyjątkowo mocno, by miała pewność, że w rzeczywistości bardzo ją szanowałem. Leon minął nas z moją walizką.

Już po chwili gawędziliśmy i pewnie jeszcze długo byśmy to robili, gdybym nie ujrzał w tle Katie.

– Wow! – krzyknąłem i aby dać upust ekscytacji, zagwizdałem głośno. Wypuściłem Lenę z ramion i ruszyłem do dziewczynki. – Jesteś jeszcze piękniejsza niż ostatnim razem! – powiedziałem szczerze. Minęło tylko sześć miesięcy, odkąd ją widziałem w Kalifornii, a już zdążyła urosnąć. Nie zmieniła się jednak wewnętrznie. Wciąż pozostawała najbardziej nieśmiałą osóbką i właśnie zwiała przede mną do swojego pokoju. – A ty dokąd?! – zawołałem, śmiejąc się. – I tak cię zaraz znajdę – zapewniłem, ale nie mogłem spełnić tej obietnicy w ciągu najbliższej godziny.

Lena zaraz pociągnęła mnie na stronę.

Moja podróż wydłużyła się o dzień, ponieważ uciekł mi jeden samolot i utknąłem we Frankfurcie na noc. W związku z tym przybyłem niemal w ostatniej chwili przed wylotem przyjaciół. Musieli się już zbierać na lotnisko. Lena, jako że była odpowiedzialną matką, spisała dla mnie bardzo szczegółowe instrukcje dotyczące córki. Dodatkowo powtarzała mi wszystko na głos.

– Mogłabyś przygotować wojsko na wojnę – stwierdziłem, przewracając kartki.

– Pamiętaj jeszcze o…

– Będę pamiętał – przerwałem jej ze śmiechem. Potem przez kolejny kwadrans próbowałem wyprosić ją z mieszkania. Leon pewnie już na dole tupał ze złością, ale ona nie dawała za wygraną.

– Pamiętaj o rytuałach, alergiach i…

– Dobrze! – wciąłem sie, podnosząc głos.

– A będziesz wiedzieć, co zrobić, gdy na przykład…

– Tak!!! – przekrzyczałem ją ponownie.

– O Boże, zapomniałam o najważniejszym… – Złapała mnie za koszulkę i przyciągnęła do siebie.. Powinienem ją już wygonić, ale byłem zbyt ciekawy. Może jednak miała coś konkretnego do powiedzenia. – Znów jest problem z myciem zębów – szepnęła.

Cóż… Ten problem dotyka wielu osób, nawet dorosłych. Przewróciłem więc oczami, bagatelizując sprawę.

– Będzie myła zęby, obiecuję – mruknąłem ze znużeniem, by dać w ten sposób do zrozumienia, że jak dotąd nie powiedziała niczego, czego bym wcześniej nie wiedział.

– Ma chodzić do szkoły – zastrzegła, wypominając mi wten sposób, że zdarzyło mi się kilka razy sprowadzić Katie na złą drogę. Cóż… Gdybym był jej ojcem, wujkiem czy nauczycielem, zachowywałbym się adekwatnie, ale ja byłem przyjacielem, dlatego mogłem pozwalać sobie na spontaniczne akcje.

– Oczywiście – potwierdziłem, przygryzając wargę.

– Mówię poważnie, Connor. – Pogroziła mi palcem.

– Żadnych wagarów, zrozumiałem. – Zacisnąłem usta w wąską linię, by się nie śmiać.

– Boże… To głupi pomysł. Odwołam…

– Poradzę sobie, a wy bawcie się dobrze! – wycedziłem ostrym tonem. Jednocześnie pchnąłem Lenę, by wyszła w końcu za próg mieszkania. Następnie z hukiem zamknąłem za nią drzwi i szybko przekręciłem zamek.

Zignorowałem pukanie, które od razu się rozległo. Niezwłocznie skierowałem się do pokoju dziewczynki, za którą byłem od tej pory odpowiedzialny.

– Puk, puk! – krzyknąłem, naciskając na klamkę.

Kiedy ujrzałem Katie, szybko poprawiłem się w myślach. Ona nie była dziewczynką, była już pannicą. Dostrzegłem lakier na jej paznokciach. Siedziała przy biurku i udawała, że czyta książkę. Rumieńce, które wykwitły na pełnych policzkach, były dobrze widoczne z mojej pozycji.

– Zaczynamy zabawę! – Klasnąłem w dłonie na znak entuzjazmu. Katie miała trzynaście lat. Znałem ją od urodzenia. Doskonale wiedziałem, jak z nią pogrywać, biorąc pod uwagę, że nigdy do najłatwiejszych w obsłudze nie należała. – Dasz mi buziaka? – zapytałem, podchodząc.

Zerknęła na mnie nieśmiało. To fascynujące, że po mojej wyprowadzce jakby zapomniała, że byłem jej bestie. Przy każdym naszym spotkaniu musiałem pozwolić jej uczyć się mnie na nowo i przypomnieć, żeby nie traktowała mnie słowem „wujek”. Bardzo go nie lubiłem. Wręcz się nim brzydziłem. Nie wiedziałem, dlaczego tak było. Kojarzyło mi się z molestowaniem, choć nie miałem pojęcia czemu. Nigdy nie doświadczyłem tego typu przemocy.

Możliwe, że to po prostu nie miało sensu w moim amerykańskim mniemaniu – w Polsce nazywali wujkiem każdego sąsiada, kolegę rodziców, ich dalszych znajomych, a nawet przypadkowo napotkanego faceta w kolejce sklepowej. To jakiś absurd. Niewykluczone, że któryś z tej rzeszy wujków był akurat pedofilem. W końcu nigdy się do końca nie wie, z kim ma się do czynienia.

Amerykanie okazali się pod tym względem mądrzejsi – nie kazali swoim dzieciom mówić do wszystkich pan, pani, wujek, ciocia. My do określenia danego człowieka używaliśmy imion. A Katie długo sprawiało to kłopot. Poznałem ją praktycznie zaraz po jej urodzeniu, ale wyjechałem, gdy miała pół roczku. Wróciłem, gdy była już pięciolatką nauczoną tego, by nie zwracać się po imieniu do starszych. Uczyłem ją angielskiego, ona mnie polskiego i tak podsunąłem jej słowo bestie. I właśnie tym chciałem dla niej być. Najlepszym przyjacielem, do którego zawsze może się zwrócić. Przy którym będzie mogła swobodnie rozmawiać o wszystkim, przeklinać, napić się piwa. Ale jeszcze nie teraz…

Na razie była wyjątkowo wrażliwym, bojaźliwym, małomównym i skrytym dzieckiem. A ja byłem szczęściarzem, bo dawała mi szansę, bym mógł z nią obcować. Jej dziadkowie, prawdziwi wujkowie, ciotki i dalsza rodzina nie mogli powiedzieć tego samego. Ilekroć przyjeżdżali – jeszcze za czasów, gdy tu mieszkałem – Katie zamykała się w pokoju. Tak jak teraz przede mną. Musiałem natychmiast to zmienić.

– Cześć, Connor? Tęskniłam za tobą? – podpowiedziałem jej żartobliwie, jak zacząć konwersację. Jednocześnie pochyliłem się i pocałowałem jej czerwony policzek, mimo iż prawdopodobnie powinienem zapytać, czy wciąż mogę. Katie nie należała do dzieci, które można sobie przytulać czy cmokać. Jako maluch nie pozwalała mi nawet chwycić swojej dłoni, gdy przechodziliśmy przez ulicę. Musiałem prosić, by to ona przeprowadziła mnie. Na wszystko należało znaleźć sposób, właściwie każda czynność tego wymagała. Całe szczęście, że teraz już myła się sama. Gdy była mniejsza, nigdy nie przeszło mi przez myśl, że wspólna kąpiel może być niestosowna. Ona była naga, ale ja zawsze miałem na sobie bokserki. Ale teraz, mimo że wciąż była stuprocentowym dzieckiem, to jakoś nie czułem się na siłach, by ją myć czy przewijać.

– Cześć – odezwała się cicho, pomijając temat tęsknoty.

– Ja zrobię popcorn, ty przynieś poduszki i wyjmij lody – poinstruowałem ją i od razu odszedłem, by nie musiała silić się na żadną odpowiedź. Szczególnie nie chciałbym usłyszeć sprzeciwu.

Tego dnia niemal się do mnie nie odzywała. Potem leżeliśmy na podłodze w odległości metra od siebie i w milczeniu oglądaliśmy pełnometrażowy film o najgłupszych nastolatkach, jakich świat widział. Byłem mocno skonfundowany tym, że jej się podobało. Zachichotała, gdy gówniara na ekranie rzuciła niezwykle żenującym tekstem do niezwykle żałosnego chłopca…

Ja za to wynudziłem się niemiłosiernie. Wolałem już bajki, ale wyrosła z nich. Musiałem jakoś przeczekać, aż dojrzeje do ludzkich produkcji. Pochłonąłem przez to masę niezdrowego żarcia, a dla równowagi wszystko zapiłem herbatą.

Cudem wytrwałem do końca, dlatego na widok napisów bezzwłocznie skoczyłem na równe nogi.

– Mam popcorn między wszystkimi zębami. – Skrzywiłem się, by podkreślić uciążliwość problemu. To był wstęp do rozmowy o tym, jak ważne jest dbanie o higienę ust. Nie pierwszy raz ją potraktowałem tego typu gadką. Najważniejsze, że zawsze działało. Niedługo później mieliśmy odfajkowane szczotkowanie i Katie udała się do łóżka.

Miałem szczęście, że szybko się położyłem, bo przespałem chociaż kilka godzin, nim obudził mnie pisk. Byłem wykończony po podróży. Z trudem doczłapałem się do pokoju małej. Nie mogłem zmusić się do wszczęcia dyskusji na temat jej koszmaru, więc tylko walnąłem się na łóżko, zgarnąłem ją w ramiona i usnąłem.

Miałem wrażenie, że budzik zadzwonił niecałą minutę później. Byłem połamany, spocony i nieprzytomny. A Katie nie leżała koło mnie. Chciałem wstać, ale sen ponownie mnie wciągnął, o nic nie pytając.

Kiedy otworzyłem oczy następnym razem, ogarnęło mnie przerażenie. Ujrzałem na zegarku dziwną godzinę – dochodziła pierwsza. Słońce za oknem wyraźnie podpowiadało, że to pierwsza po południu. Zerwałem się na nogi i szybko odkryłem, że nigdzie nie ma mojej podopiecznej. Odetchnąłem z ulgą na myśl, że poszła grzecznie do szkoły. Potwierdziłem to SMS-em, a potem wziąłem prysznic i zmieniłem przepoconą pościel u dziewczynki. Teraz moim marzeniem było czyste łóżko. Myślałem tylko o tym, by szybko nadszedł wieczór. Potrzebowałem więcej snu…

Dźwigałem jednak jeszcze powieki, kiedy Katie wróciła do domu. Przywitałem się z nią, zapytałem, jak minął dzień, a ona uraczyła mnie odpowiedzią zarezerwowaną dla starych.

– Dobrze.

To mnie nieco rozbudziło.

– Dobrze? – Zaśmiałem się. – Takie coś to możesz mamie puszczać. Ja poproszę o szczegóły. Jakieś miłości? – podsunąłem pytanie, na które szczera odpowiedź bardzo mnie ciekawiła. Katie jednak tylko rzuciła mi spojrzenie sugerujące, że jeśli się nie zamknę, to oberwę.

To było na tyle z rozmów tego dnia.

Doczekałem w końcu momentu, w którym mogłem spełnić swoje marzenie – przyłożyłem głowę do poduszki i już mnie nie było. Za jakiś czas wydałem z siebie jęk, bo powtórzyła się sytuacja z poprzedniej nocy. Nie chciałem spać z Katie przez kolejne dwa tygodnie. Za bardzo się wierciła, nie wyspałbym się. Dzisiaj byłem bardziej przytomny, dlatego mogłem postawić na inne rozwiązanie. Zapaliłem lampkę przy jej łóżku i wróciłem do siebie. To niestety nie przyniosło efektu. Po chwili znów z pokoju dochodziły jakieś dźwięki…

Po godzinie wypełnionej lataniem do sypialni Katie byłem bliski tego, by zadzwonić w panice do Leny. Nie obchodziło mnie, która godzina jest na Malediwach. Byłem przestraszony i nie wiedziałem, co robić. Mała budziła się co kwadrans. Nie chciała mi zdradzić, co jej się śniło.

Lena zapewniała mnie wcześniej, że Katie nie pije już mleka z butli dla niemowląt. Bardzo długo miała taki zwyczaj – do jedenastego roku życia nie zasypiała bez swojej porcji. Pomyślałem, że może rozłąka z rodzicami zrodziła w niej jakąś traumę i potrzebowała tego teraz. Podgrzałem więc mleko, odnalazłem dwie butelki w głębi najwyżej zawieszonej kuchennej szafki i udałem się do pokoju. Bez zastanowienia usiadłem na brzegu materaca. Mina Katie powiedziała mi, że powinienem był zapytać o pozwolenie. Cóż… Nie zrobiłem tego, a na domiar złego… położyłem się koło niej. Dopiero teraz odsłoniłem przed nią butelki. Jedną postawiłam na szafce, a z drugiej zacząłem pić sam. To obrzydliwe. Nie lubiłem ciepłego mleka, a z powodu lateksowego smoczka to już byłem bliski wymiotów. Ale przynajmniej wyraz twarzy Katie się zmienił. W osłupieniu wbijała we mnie swoje błękitne oczka. Ta mała będzie kiedyś najpiękniejszą kobietą na ziemi – pomyślałem. Jasne tęczówki przy ciemnych włosach to nieczęsty dar. A te pełne usteczka w malinowym kolorze to najsłodszy obrazek, na jaki kiedykolwiek patrzyłem. Wiedziałem, że złamie całą masę męskich serc.

– Co robisz? – zapytała, marszcząc brwi. To już sukces. Wypadało uznać, że zaczęliśmy rozmawiać.

– Nie mogę spać. Podobno ciepłe mleko jest dobre na bezsenność. Powinnaś spróbować, żebym nie czuł się głupio. Jesteśmy w końcu najlepszymi przyjaciółmi, więc w twoim obowiązku jest wspieranie mnie we wszystkim – wyjaśniłem luźno.

– Nie będę piła mleka z butelki dla dziecka – oburzyła się.

– Nie musisz pić, ale mogłabyś chociaż poudawać, że to robisz.

– Nie. – Pokręciła głową, nie przestając patrzeć na mnie jak na wariata. Namawiałem ją jeszcze chwilę, aż w końcu uznałem, że to ani trochę nie był trafny pomysł. Wpadłem więc na kolejny, który jeszcze trzy lata temu zdawał egzamin.

– Gdzie masz Conniego? – zapytałem o misia, którego dałem jej przed wyprowadzką.

– Nie jestem już dzieckiem, wujku! – krzyknęła.

– Po pierwsze, nie nazywaj mnie wujkiem! Jestem twoim bestie, a nie żadnym wujkiem! – Również podniosłem głos. To był właśnie mój sposób na Katie. Skracałem dystans, starałem się traktować ją jak dorosłą, rozumiejąc przy tym jej dziecięce potrzeby, takie jak butla z mlekiem czy przytulanki. A gdy jako siedmiolatka wciąż musiała zakładać na noc pampersy, udawałem, że ja również to robię. – Po pierwsze, zawarliśmy umowę. Mieliśmy mówić sobie o wszystkim – wypomniałem. – Po drugie, ja też nie jestem już dzieckiem, a dbam o Katie, którą mi dałaś, i przysięgam, że to robię. – Wystawiłem w jej stronę język, udając obrażonego.

Kiedy po studiach opuszczałem Polskę, wymieniliśmy się pluszakami, które nazwaliśmy swoimi imionami. Mój miś miał honorowe miejsce przy moim łóżku w Stanach. Czasem, kiedy dopadała mnie nostalgia, rzeczywiście przytulałem się do niego w nocy. Ale o tym mogłem powiedzieć wyłącznie tej trzynastolatce.

– Kłamiesz – stwierdziła podejrzliwie.

– Nie kłamię, Katie. Powiem więcej. Jest mi przykro, że nie dbasz o Conniego, i chcę ci go odebrać. Zabiorę go do siebie, skoro ty go nie chcesz. – Wystawiłem dłoń, dając w ten sposób znać, że czekam na zwrot. Udawałem, że nie widzę czerwieni wkradającej się na jej policzki. Po chwili lekko spękałem, bo Katie zrobiła się niemal purpurowa i nie miałem pojęcia dlaczego. – Wyrzuciłaś go? – Autentycznie zrobiło mi się smutno pod wpływem tej myśli. Chciałem z powrotem słodkiego kajtka! Ta pannica, która pojawiła się na jego miejscu, mi się nie podobała.

– Nie – wymamrotała cicho, a następnie odwróciła się i przechyliła.

Sięgnęła pod łóżko, apo chwili mignął mi przed oczami znajomy miś. Nie mogłem się dobrze przyjrzeć, bo Katie schowała go wramionach itrzymała kurczowo, żebym nie miał szans go jej zabrać. Uśmiech wypłynął mi na usta mimowolnie. Poczułem dumę iszczęście. Czyli Katie omnie nie zapomniała. Nie przestała mnie kochać. Wciąż pozostawałem dla niej ważny, ato zkolei było bardzo ważne dla mnie. Wjej oczach czułem się… wyjątkowy. Inni ludzie mnie lubili ot tak. Nigdy nie musiałem się oto starać. Kobiety wyznawały mi miłość po tygodniu. Gdybym szybko nie zdał sobie sprawy ztego, że nie jest to normalne, to może popadłbym wjakieś samouwielbienie inie miał większych ambicji. Ale na szczęście nie ceniłem tych znajomości. Za to uczucia, które Katie do mnie żywiła, stanowiły już dla mnie dużą nagrodę. Aten miś, jak się okazało, stał się gwarancją spokojnych nocy…

Dziewczynka zkażdym dniem dopuszczała mnie do siebie coraz bardziej, aż po tygodniu wkońcu było jak kiedyś. Dużo rozmawialiśmy ispędzaliśmy razem każdą wolną chwilę. Absolutnie nie odprowadzałem jej do szkoły, tak nie mogłem tego nazywać. Stała się zbyt dorosła, by ktokolwiek ją odprowadzał. Chodziliśmy tam razem wyłącznie dlatego, że byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Ztego samego powodu mogłem na nią czekać, kiedy ostatni dzwonek ogłaszał koniec nauki.

Wszystko pozostawało w jak najlepszym porządku aż do wtorku, kiedy to usłyszałem budzik Katie po raz czwarty, a ona sama wciąż nie zawitała w kuchni.

– Katie! – zawołałem, pukając jednocześnie do jej pokoju.

– Idź sobie – wyszlochała wodpowiedzi. Mimowolnie otworzyłem drzwi, po czym zestresowany wtargnąłem do środka. Izamarłem. Sam nie wiedziałem, czego się spodziewać, ale czegoś się chyba spodziewałem, bo inaczej nie zaskoczyłoby mnie to, że Katie będzie po prostu leżeć. Obszedłem łóżko, żeby na nią spojrzeć, ale odwróciła się szybko na drugi bok. Przysiadłem przy jej plecach ipołożyłem dłoń na ramieniu.

– Katie, co się stało? – zapytałem łagodnie. Jednocześnie rzuciłem okiem na zegarek, bo słabo staliśmy z czasem. Mieliśmy dwadzieścia minut do wyjścia. Trudno, najwyżej się spóźni albo wcale nie pójdzie na pierwszą lekcję… – Katie – ponagliłem.

– Boli mnie brzuch… – wyłkała w końcu.

– Och. Okej – wyjąkałem, rozluźniając spięte mięśnie.

To tylko okres – pomyślałem. Nic groźnego. Wstałem, żeby pójść po termofor i tabletkę przeciwbólową, ale się zawahałem. Naszła mnie nagła obawa, że to może nie to i należałoby ją zabrać do lekarza.

– Katie, masz okres? – zapytałem. Nie widziałem w tym absolutnie niczego krępującego, ale jej reakcja szybko dała mi do zrozumienia, że to dla niej temat tabu. Westchnąłem, patrząc, jak chowa głowę pod poduszką, która jedynie nieznacznie stłumiła łkanie. – Katie, to jest zupełnie normalne. Po prostu powiedz: tak czy nie. Muszę wiedzieć, co robić – poprosiłem, stojąc nad nią bez ruchu.

– Nie – odparła krótko.

No to znów byłem kupką nerwów.

– A kiedy miałaś ostatni? – pociągnąłem temat, licząc, że to jakiś ból przedmenstruacyjny, jeśli w ogóle takie coś istniało.

– Niedawno – burknęła.

O nie. Musiałem natychmiast zadzwonić do Leny. Albo do szpitala. Albo nie. Właśnie podjąłem bardzo szybką decyzję.

– Jedziemy do lekarza, Katie – poinformowałem i oddaliłem się w stronę szafy. Omiotłem wzrokiem półki. Ubrania leżały w równych rządkach. Skompletowałem coś na szybko, a potem wyjąłem z szuflady majtki oraz skarpetki. Położyłem wszystko na łóżku, a następnie na nim przysiadłem. – Katie… – Niepewnie podniosłem poduszkę. Dziewczyna była czerwona, zapłakana i oczywiście nie odwzajemniła mojego spojrzenia. Przyłożyłem grzbiet dłoni do jej czoła, ale nic mi to nie dało. Nigdy nie byłem dobry w określeniu temperatury tym sposobem. – Zaraz sobie z tym poradzimy. Zaniosę cię do auta i zabiorę do lekarza. Przygotowałem ci ciuchy. – Sięgnąłem po nie. – Dasz radę się ubrać czy ci pomóc?

– Nie – odparła szybko.

Nie byłem pewny, czego dotyczyła odpowiedź. Musiałem na moment zmienić naszą relację. Naprawdę uważałem Katie za bestie, jednak przede wszystkim była dzieckiem, za które odpowiadałem. Sięgnąłem do brzegu piżamy, ale gdy tylko go uniosłem, mały kajtek wyraźnie pokazał, że czuje się jak dorosła Catherine – bo zgromił mnie ostrym spojrzeniem. Było to dla mnie zabawne, ale starałem się zachować powagę.

– Sama, zrozumiałem. – Uniosłem ręce na znak poddania. – Wszystko będzie dobrze. Dostaniesz tabletki przeciwbólowe i zwolnienie lekarskie – stwierdziłem, zachęcając ją wizją niechodzenia do szkoły. – Pójdę teraz poszukać dokumentów i wrócę za pięć minut. Wystarczy ci tyle czasu?

– Mhm… – mruknęła markotnie.

Nim opuściłem pokój, zauważyłem jeszcze, jak się podnosi. Przynajmniej tyle dobrego, że współpracowała.

Przygotowałem książeczkę zdrowia i upoważnienie do sprawowania opieki nad nieletnią. Przejrzałem na szybko inne papiery i ostatecznie wszystko wrzuciłem do reklamówki. Cały czas się zastanawiałem, czy niepokoić Lenę. Na razie wstrzymałem się z tym i wybrałem numer do znajomej, która pracowała jako asystentka stomatologa. To był doskonały ruch. Wprawdzie nastraszyła mnie potencjalną diagnozą zapalenia wyrostka robaczkowego, ale potem poinstruowała, gdzie jechać. Zapewniła, że jej kolega przyjmie nas bez kolejki, tyle tylko że prywatnie. Byłem więcej niż zadowolony. Pieniądze nie grały roli. Chciałem tylko, żeby Katie pozostawała cała i zdrowa. Oddałbym za to wszystko. Na tę myśl ogarnęło mnie przerażenie, a strach sparaliżował mnie na tyle, że ruszałem się jak mucha w smole. Obawiałem się, że minęło znacznie więcej czasu niż pięć minut, zanim wróciłem do Katie. Była już ubrana i leżała na kołdrze w pozycji embrionalnej. Niewiele myśląc, zgarnąłem ją na ręce.

Rozdział 4

Katie

Okropnie bolał mnie brzuch, ale gdy Connor wziął mnie w ramiona, poczułam namiastkę czegoś przyjemnego. Najczęściej fantazjowałam o tym, że bohater wybawia mnie z opresji. To Connor zawsze był tym bohaterem, a teraz właśnie niósł mnie na rękach jak księżniczkę. Chciałam, by to trwało i trwało. Jednak nie mogłam się na tym skupić, ponieważ się bałam. Coś mi się ruszało w brzuchu, może dziecko. Odtwarzałam wszystkie momenty, w których mogłam potencjalnie zajść w ciążę. Nigdy jeszcze nie kochałam się z chłopakiem. Nie miałam pewności, czy da się zajść w ciążę przez siedzenie na nieumytej desce klozetowej, ale to było najbardziej prawdopodobne. Chociaż może bardziej basen… Niczego już nie wiedziałam, bo ból mieszał mi w myślach. Musiałam tylko zapamiętać, żeby później wypytać o wszystko Majkę. Ona ciągle gadała o seksie. Podobno nie była już dziewicą, a jej chłopak chodził do liceum. Urodziła się w styczniu, ja w listopadzie, więc była prawie rok ode mnie starsza.

Connor łamał chyba przepisy, bo prowadził samochód bardzo szybko. Przez to czułam większy strach. Skoro on się bał, to… może mogłam umrzeć? Chciałam, żeby lekarz już powiedział, co mi dolega, dlatego wysiadłam, gdy tylko zaparkowaliśmy przed przychodnią. Bolało mnie tak bardzo, że nie mogłam się wyprostować. Connor znów wziął mnie na ręce. Pchnął drzwi do budynku iw pośpiechu przemierzył długi korytarz. Nie silił się na uprzejmości. Zapytał kogoś, gdzie przyjmuje doktor Nowicki, apotem minął rejestrację. Pielęgniarkę, która za nami wyskoczyła, potraktował tak groźnym spojrzeniem, że aż wtuliłam się wjego pierś.

– Jesteśmy umówieni do doktora Nowickiego – poinformował, nie zatrzymując się.

– U doktora jest jeszcze pacjent. Trzeba będzie chwilę zaczekać. Proszę położyć córkę na krzesłach. – Chyba miała na myśli mnie. – I przyjść… albo nie. Przyniosę panu dokumenty do wypełnienia.

– Postradałaś rozum, kobieto? Wyglądam na kogoś, kto ma głowę do wypełniania dokumentów? Najpierw zbadacie moją księżniczkę, a potem dopnę formalności – stwierdził.

Ustanawiał własne zasady, ale ja wiedziałam, że to nie przejdzie. Mama zawsze szła najpierw do rejestracji, a dopiero potem byłam badana. Okazało się jednak, że ta przychodnia jest nieco inna, bo pielęgniarka nic nie odpowiadała, tylko stała z otwartymi ustami. Ja też nie umiałam domknąć swoich. Connor walczył o mnie jak o księżniczkę i tak też mnie nazwał. Serce tłukło mi się w piersi, tak bardzo go kochałam. Chciałam być już starsza, żeby mógł zostać moim chłopakiem. Marzyłam, że pewnego dnia poprosi o moją rękę.

– Yyy – wyjąkała pielęgniarka. – Z całym szacunkiem, drogi panie, ale…

– Jak się czujesz, Katie? – zwrócił się do mnie, mając w głębokim poważaniu, że tamta coś do niego mówiła.

– Boję się.

– Wszystko będzie dobrze, obiecuję. – Uśmiechnął się, ale ja znałam jego prawdziwy uśmiech. Ten taki nie był.

Bałam się już nie tylko o siebie, ale teraz jeszcze o Connora. Zerkałam, czy ta kobieta nie wzywa policji. A on oczywiście ignorował zarówno ją, jak i medyczne procedury. To mogło być niezgodne z prawem, nie byłam pewna.

– O, pan doktor… – Pielęgniarka się ucieszyła, gdy drzwi gabinetu się otworzyły i w progu stanął mężczyzna w białym kitlu. Wyszedł na korytarz, a zaraz za nim pojawił się pacjent, jednak od razu ruszył w kierunku rejestracji.

– Dzień dobry. Doktor Nowicki. Pan Connor Shanon, jak mniemam?

– Tak, zgadza się.

– W porządku, pani Tereso. Załatwimy formalności później – odesłał kobietę.

Uff… Upiekło nam się.

– Zapraszam do środka.

– Dzięki – powiedział Connor. Był inny niż chłopacy, których znałam. Do wszystkich mówił na „ty”, nawet jak kogoś nie znał albo ktoś był starszy. Uznawałam, że to takie… Sama nie wiedziałam jakie. Podobało mi się. W brzuchu oprócz bólu czułam trzepot motyli. Connor zachowywał się jak król.

Położył mnie na kozetce wyłożonej jednorazowym papierem, a lekarz od razu znalazł się obok.

– Ma ostry ból brzucha od rana. Nie sprawdziłem temperatury. Gabi mówiła coś o zapaleniu wyrostka robaczkowego, więc jakbyś mógł to sprawdzić od razu, to… – Urwał, widząc, że doktor zaczął mnie uciskać.

– Możesz wyprostować na chwilę nogi i unieść prawą – polecił.

Byłam zawstydzona do granic, kiedy dotykał mnie… blisko tego miejsca między nogami, a Connor gapił się na dłonie lekarza. Po chwili jednak wstyd wyszedł poza skalę, bo zostałam poproszona o zdjęcie bluzki. Nosiłam biustonosz, ale i tak było widać, że niczego w nim nie ma. Miałam gdzieś lekarza, ale nie chciałam, żeby Connor wiedział, że jestem płaska. Cały czas miałam nadzieję, że piersi jeszcze mi urosną. Tymczasem postanowiłam skorzystać z tego, że Connor odszedł do parapetu i zainteresował się kwiatkami. Oglądał je i był do mnie zwrócony tyłem. Szybko pozbyłam się ubrania. Uświadomiłam sobie, że dyszałam z nerwów, dopiero gdy doktor kazał mi się uspokoić. Nerwowo zerknęłam na Connora. Dalej dotykał liści. Dopiero teraz rzeczywiście uspokoiłam oddech. Stres sprawił, że zapomniałam o bólu. Nie przypomniałam sobie o nim nawet po chwili, gdy już siedziałam ubrana na krześle. Po lewej miałam Connora, który uważnie śledził palce lekarza. Medyk wklepywał coś w komputer, zadając od czasu do czasu pytania.

– Miesiączkujesz już? – padło najgorsze ze wszystkich, jakie tylko istniały na całej kuli ziemskiej.

Zatkało mnie. Przestałam oddychać. Policzki mi płonęły. Byłam w pułapce. Bałam się, że jak skłamię, to może nie zauważyć jakiegoś raka albo ciąży. Ale jak miałam powiedzieć prawdę, skoro wcześniej oszukałam Connora, że niedawno miałam okres… którego w rzeczywistości nigdy nie miałam? Nie było drugiej takiej rzeczy na świecie, której wstydziłabym się bardziej. Wszystkie dziewczyny w szkole dostały już miesiączkę. Ja jedna wciąż czekałam na to, aż stanę się kobietą, choć mówiłam im, że już od roku nią jestem…

– Jak wyrostek? – przerwał ciszę Connor. O Boże, nawet nie zdawał sobie sprawy, że tą zmianą tematu nieświadomie uratował mi życie.

– Wyrostek jest w porządku. Myślę, że…

– Świetnie – wszedł lekarzowi w słowo i zwrócił się do mnie: – Katie – podał mi kluczyki od auta – możesz skoczyć po mój telefon? Zostawiłem go w uchwycie na desce rozdzielczej.

– Tak! – Wystrzeliłam do góry. Miałam gdzieś ból i diagnozę. Chciałam tylko szybko stąd uciec, żeby lekarz nie mógł powtórzyć pytania. Wyszłam z gabinetu, nie żegnając się nawet. Udawałam, że zamierzam tu zaraz wrócić. W rzeczywistości miałam plan, by iść powoli i długo szukać komórki. Zdziwiłam się, gdy się okazało, że nie musiałam udawać. Nigdzie jej nie było. Obszukałam cały samochód. Gdy weszłam z powrotem do przychodni, Connor stał już przy rejestracji.

– Nie ma nigdzie – poinformowałam, podchodząc do niego.

– Kogo? – zapytał, nie patrząc na mnie. Podpisywał właśnie jakiś papier.

– Telefonu.

– Aaa… No tak. Pewnie zostawiłem w domu. Nie martw się tym. – Wyjął portfel i położył na ladzie dwieście złotych. – Reszty nie trzeba, dzięki. – Odwrócił się od pielęgniarki i objął mnie ramieniem, nakierowując na wyjście.

– Nie muszę tam wrócić? – dopytałam, wskazując gabinet. Przecież niczego się nie dowiedzieliśmy.

– A chcesz?

– Trochę mniej boli, ale boję się, że to jakiś rak albo… – Urwałam, nie wiedząc, czy powinnam mówić o swoich obawach. – Ciąża jakaś – dodałam szeptem.

– Co proszę?! – wydarł się na całą przychodnię.

To nie był dobry pomysł. Należało zadzwonić do mamy. Wściekłaby się, wiedziałam, ale przecież by mnie nie zabiła, gdybym wyjaśniła, że nie miałam na to wpływu. – Co powiedziałaś? – Connor obrócił mnie przodem do siebie ipotraktował tym samym groźnym spojrzeniem, które wcześniej posłał pielęgniarce.

– Nic – wydusiłam i zerwałam się do wyjścia.

– Katie!!! – Dogonił mnie tuż za drzwiami, złapał od tyłu izamknął wswoich ramionach ztaką siłą, że nie miałam możliwości ruchu. – Przepraszam, że krzyczałem. Nie denerwuj się. Zawsze możesz mi wszystko powiedzieć. Musisz mi wszystko powiedzieć – poprawił się od razu. – Jesteśmy przyjaciółmi. Mówimy sobie owszystkim, taką mamy umowę, prawda?

– Tak – wydukałam, ale nie byłam pewna, czy tego słowa nie zagłuszył tętent mojego serca. Czułam się tak, jakby biło mi w gardle.

– Dobrze. W porządku. Okej – wymamrotał Connor, luzując uścisk, a potem powoli mnie okręcił. Złapał moją głowę oburącz i pochylił się tak, że nasze twarze znalazły się na tej samej wysokości. Od jakiegoś czasu marzyłam o pocałunku z języczkiem, ale teraz byłam przerażona. – Czy ktoś cię skrzywdził, Katie? – zapytał, gładząc kciukami moje policzki. Pokręciłam głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa. – Wiesz, skąd się biorą dzieci, prawda? – Tym pytaniem zawstydził mnie tak, że nie mogłam nawet drgnąć. Nie chciałam z nim rozmawiać o seksie. – Okej… Dobra… – zaczął mamrotać jak wcześniej.

Rozdział 5

Connor

Mruczałem coś pod nosem, zastanawiając się, jak odpowiednio dobrać słowa. Wciąż trzymałem głowę Katie i pochylałem się tak, że miałem przed oczami jej twarz. Rumieniec, którym się oblała, podpowiadał mi, że doskonale wiedziała, skąd się biorą dzieci. Nie miałem pojęcia, co robić. Ani trochę nie byłem gotowy na to, by usłyszeć, że straciła dziewictwo. Nie poradziłbym sobie z tym. Miała tylko trzynaście lat, a w zasadzie dwanaście i pół. Była moim małym, słodkim, niewinnym kajtkiem.

Patrzyłem jeszcze chwilę na dziewczynkę i zyskałem pewność, że jest dziewicą. Tylko dlaczego obawiała się ciąży? Nie ja powinienem prowadzić z nią rozmowy na takie tematy, ale najwyraźniej Leon i Lena polegli na tej płaszczyźnie. Nie zamierzałem pozwolić Katie na popełnienie błędów w wyniku nieświadomości. Naprawdę miałem ogromną nadzieję, że żadnego jeszcze nie popełniła. Doskonale pamiętałem siebie w jej wieku. Wtedy nie myślałem jeszcze o dziewczynach, ale półtora roku później byłem już mocno pobudzony na ich widok. Wiedziałem też, co się działo w szkole, do której chodziła Katie, bo gdy miałem czternaście lat, uczęszczałem do niej przez pół roku w ramach wymiany uczniowskiej. To właśnie wtedy Katie przyszła na świat. Tak się złożyło, że również wtedy przestałem być prawiczkiem. Nikt mi wcześniej nie powiedział, że pierwszy raz powinien wiązać się z miłością, ewentualnie emocjami, a nie wynikać ze zwyczajnej chęci jak najszybszego pozbycia się dziewictwa.

Błagałem w myślach, żeby Katie jakimś cudem powiedziała, że nie ma pojęcia, czym jest seks w praktyce.

– Chodźmy stąd. – Podjąłem w końcu jakąś decyzję i puściłem jej głowę. Była spanikowana, a nigdy nie chciałem, żeby tak się przy mnie czuła.

– Dokąd idziemy? – zapytała, gdy minęliśmy auto.

– Do apteki – odpowiedziałem, patrząc na budynek sąsiadujący z przychodnią. – A potem na jakieś dobre śniadanie. Co ty na to?

– A do szkoły?

– Dzisiaj nie musisz iść, jak nie chcesz. – Widziałem, że ją tym uszczęśliwiłem. – Poczekaj na mnie przed wejściem – poprosiłem, otwierając drzwi. Zamierzałem kupić na tyle dziwny zestaw, że wolałem w tym momencie nie mieć u boku młodej nastolatki. Farmaceutka z całą pewnością wzięłaby mnie za pedofila. Ucieszyłem się, gdy zapakowała wszystko do nieprześwitującej reklamówki. Wystarczająco niekomfortowe było samo wymienianie tych produktów: test ciążowy, kondomy, podpaski, nospa, żel do higieny intymnej.

Wróciłem do Katie i bez słowa zabrałem ją do pobliskiej knajpy. Nie chciałem stresować jej przy śniadaniu, dlatego poruszałem same błahe tematy. Gdy kończyła jeść, podałem jej tabletkę przeciwbólową i poszedłem uregulować rachunek.

Do domu wracałem z duszą na ramieniu. Miałem świadomość, że nasza rozmowa będzie właściwie moim monologiem i stresowałem się tym. Z każdym rokiem kochałem tego dzieciaka coraz bardziej, mimo że widywaliśmy się coraz mniej. Po tych dwóch tygodniach pewnie nie zobaczę jej przez następny rok albo i dwa. Ale pewne relacje nie tracą na jakości mimo rozłąki. Wiedziałem, że Katie do końca życia będzie dla mnie ważna. Dlatego po prostu musiałem o nią zadbać. Odroczyłem to jednak jeszcze w czasie. Gdy wróciliśmy do mieszkania, zaparzyłem sobie kawę, a jej herbatę. Postawiłem kubki na małym stoliku i usiadłem na kanapie obok dziewczynki. Skakała pilotem po kanałach, ale przestała, gdy wyjąłem z reklamówki test ciążowy i jej podsunąłem.

– Uzgodniliśmy już, że wiesz, skąd się biorą dzieci – przerwałem ciszę iod razu odniosłem wrażenie, że powietrze zgęstniało. Katie otworzyła usta, ale nie wydostał się znich żaden dźwięk. – Powiesz mi, skąd pomysł, że mogłabyś być wciąży?

– Czułam, jakby dziecko mnie kopało w brzuchu – stwierdziła. To uspokoiło mnie w znacznym stopniu, a moje nadzieje na to, że jednak nie miała pojęcia o seksie, nagle wzrosły. To z kolei sprawiało, że należało jej więcej wytłumaczyć.

– Katie… – westchnąłem. – Masz prawie trzynaście lat. Pamiętam, jak byłem w twoim wieku. Niewiele wiedziałem, ale wiele rzeczy mnie ciekawiło. Nie miałem skąd zdobyć pewnych informacji, bo Internet i rówieśnicy nie zawsze są ich dobrym źródłem – skłamałem, i to bardzo. Moja rodzina mówiła otwarcie o seksie, w domu nie istniały tematy tabu. Bardzo szybko i bardzo szczegółowo dowiedziałem się, co i jak. – Masz ten komfort, że jesteśmy przyjaciółmi – kontynuowałem. – Możesz mnie zawsze o wszystko zapytać, a ja zawsze ci szczerze odpowiem. Obiecuję też, że nasze rozmowy zostaną między nami.

– Nie mam żadnych pytań – wydusiła.

– Możesz nie mieć pytań, ale powinnaś już poznać pewne fakty. Wiem, że wiesz, co mam na myśli i wolisz porozmawiać o tym ze mną niż z rodzicami – zauważyłem. Wyjąłem z reklamówki paczkę prezerwatyw i podsunąłem jej. Katie głośno zaciągnęła powietrze i zatrzymała je w piersi. Patrzyłem na jej profil i tyle wystarczyło, żeby dostrzec czerwień na jej policzku. – W porządku, ja będę mówił. Ty tylko słuchaj. Możesz zamknąć oczy albo się odwrócić, jeśli będziesz się czuła bardziej komfortowo – zaproponowałem.

Skorzystała z tego. Przymknęła powieki i w końcu wypuściła wstrzymywane powietrze. Wyjaśniłem tyle, ile uznałem za słuszne na jej wiek. Nie zagłębiałem się w szczegóły współżycia. Zależało mi głównie na dwóch rzeczach, dlatego postanowiłem wymusić je na niej.

– Chciałbym, żebyś mi coś obiecała.

– Co?

– Po pierwsze, poczekasz z seksem przynajmniej do siedemnastki, a po drugie, zrobisz to z chłopakiem, którego będziesz kochać, nawet jeśli będzie to oznaczać czekanie do trzydziestki.

– Obiecuję – odparła błyskawicznie. Mimo to obawiałem się, że równie szybko będzie skłonna złamać tę przysięgę, gdy do gry wejdą nastoletnia naiwność i głupota, ale nic na to nie mogłem poradzić.

Każdy popełnia własne błędy. Na ten moment mogłem spać spokojnie, bo Katie na pewno nie miała jeszcze wgłowie tego tematu. Przeszedłem więc do następnego. Podałem jej opakowanie podpasek. Te doradziła mi farmaceutka, dodatkowo dość dokładnie wyjaśniła sposób ich użycia. Wiedziałem już, że Katie nie dostała jeszcze pierwszego okresu ibardzo się tego wstydziła, dlatego nie zamierzałem wypominać jej porannego kłamstwa. Szczególnie że wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć płaczem. Nie mogłem jednak jej nie dać środków higienicznych, bo lekarz wyraźnie powiedział, że zwysokim prawdopodobieństwem może zacząć krwawić lada moment.

– O tym wolisz pewnie pogadać z mamą przez telefon? – podsunąłem jej pomysł. Od razu pokiwała głową, więc nie ciągnąłem tematu. – To co, film? – zaproponowałem, licząc, że w ten sposób szybko zapomni o dyskomforcie.

Myliłem się.

Ta rozmowa wpłynęła niekorzystnie na naszą relację. Katie unikała mojego wzroku i mnie samego aż do odlotu. Trudno. To było ważne. Kiedyś mi podziękuje.

Rozdział 6

Connor

4 lata później

Po wielu godzinach wysiadłem w końcu z samolotu. Nie byłem na polskiej ziemi cztery lata i tyle samo nie widziałem jędzy. Tęskniłem za nią bardzo. Za Leonem, który był u mnie w zeszłym roku, również. Najbardziej jednak chciałem zobaczyć Katie. I zmierzyć, ile centymetrów wyskoczyła do góry. Ona jedna z rodziny się zmieniała. Za każdym razem, gdy ją spotykałem, wyglądała zupełnie inaczej. I zachowywała się inaczej. Ilekroć się widzieliśmy, miałem wrażenie, że poznaję nową osobę; dwunastolatka nie przypominała jedenastolatki; trzynastolatka nie miała pojęcia, że jako czternastolatka za żadne skarby nie włożyłaby swojej ulubionej niegdyś sukienki; nie pozwoliłaby też zabrać się do Disneylandu, który wcześniej tak jej się spodobał; piętnastolatki nie miałem okazji poznać wcale, dlatego czułem, że szesnastolatka nie będzie mnie już prawie pamiętać…

Najchętniej pojechałbym od razu do jej szkoły, ale obawiałem się, że by mnie za to zabiła. Była teraz nastolatką, taką dorosłą. Leon mówił, że ma pierwszego chłopaka. Już go nie lubiłem.

Rozmowę z celnikiem podczas odprawy paszportowej przeszedłem na autopilocie.

Byłam tak zamyślony, że omal nie przeoczyłem swojej walizki na taśmie bagaży. Zgarnąłem ją w ostatniej chwili i w końcu ruszyłem do wyjścia. Rozglądałem się, chłonąc widoki – tak różne od tych, które miałem na co dzień w Stanach. Tych miejsc nie dało się porównać, ale kochałem oba. Mimo że z uwagą szukałem Leona, to on zaskoczył mnie. Poczułem, jak zderzył się z moimi plecami i zaraz straciłem przyczepność z podłożem, gdy mnie uniósł, śmiejąc się w głos.

– Niech mnie piekło pochłonie, jeśli nie masz pod skórą samych mięśni, do tego zero tłuszczu – rzucił. Fakt, że zauważył zmianę mojej sylwetki, wprawił mnie w jeszcze lepszy nastrój. Rzeczywiście mocno przypakowałem. – Stawiam tysiaka, że w dwa tygodnie złamiesz serca połowie łodzianek! – dodał, opuszczając mnie na nogi.

– Leon!!! – Odwróciłem się i tym razem to ja zdusiłem go w przyjacielskim uścisku. – Świetnie wyglądasz, stary. Założę się, że druga połowa łodzianek leczy serca złamane przez ciebie.