Globalny kryzys - Parker Geoffrey - ebook + książka

Globalny kryzys ebook

Parker Geoffrey

4,3

Opis

Praca jednego z czołowych historyków prezentuje wstrząsającą zależność pomiędzy rozruchami, jakie wstrząsnęły całym światem w połowie XVII w., a zmianami pogodowymi, jakie miały miejsce w tym samym czasie. Nieuchronnie nasuwa się pytanie: czy jesteśmy przygotowanii do poradzenia sobie z efektami zmian klimatycznych w naszych czasach?

 

 

„Oparta na imponujących badaniach, napisana żywym językiem i intelektualnie zachwycająca książka (…). Jest nie tylko wstrząsająca i przekonująca, lecz stanowi pomnik naukowego oddania (…). Mam nadzieję, że jej lektura będzie wzbudzać debaty przez następne dziesięciolecia”.

 

Dominic Sandbrook, The Sunday Times

 

 

„Parker snuje swą opowieść z zacięciem (…). Jego nowatorska interpretacja, stawiająca na pierwszym miejscu wpływ klimatu, a nie pojedynczych decyzji, pomaga wyjaśnić społeczno-gospodarczą zmianę i rewolucję w sposób, który przyszli historycy będą musieli brać pod uwagę”.

 

Brendan Simms, Wall Street Journal

 

„Imponująca, świeża pozycja (…) Parker wykazał się benedyktyńską i systematyczną pracą (…) dzięki której w bogaty i głęboko poruszający sposób ukazał, jak wyglądało życie w burzliwych czasach (…). Ta imponująca publikacja powstała z myślą o postawieniu kropki nad i w debacie dotyczącej „powszechnego kryzysu”.

 

Lisa Jardine, Financial Times

 

„W jaki sposób zmiana klimatu wpływa na globalną stabilność? Trudno o lepszy moment na postawienie takiego pytania. Odpowiedź, jaką prezentuje Parker, zachwyca naukowym rozmachem”.

 

Dan Jones, The Times

 

„Globalny Kryzys to magnum opus, które przynajmniej przez dwie dekady będzie stanowić punkt odniesienia w trzech obszarach: historii całego świata, roli klimatu w dziejach oraz zrozumienia wielkiego kryzysu siedemnastego stulecia (…). Tak imponujące i zakrojone na tak szeroką skalę dzieła historyczne należą do rzadkości; oto jedno z nich”.

 

Theodore K. Rabb, Times Literary Supplement

 

„Przełomowa książka w dziedzinie historii środowiskowej i historii globalnej (…). W przekonujący sposób ukazuje, że był to tak naprawdę jeden kryzys, a obraz ludzi z nim się zmagających i analiza jego dynamiki są fascynujące; hipotezy na temat tego, jak sposoby radzenie sobie z tym kryzysem pozwoliły przygotować się na przyszłość, wspaniale prowokują do myślenia. Naukowcy z różnych dziedzin, krajów i reprezentujący odmienne prądy metodologiczne przez długie lata będą nad nią debatować i czerpać z niej wiedzę”.

 

Kenneth W. Pomeranz, Historically Speaking

 

Opis pochodzi od Wydawcy

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 1383

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (6 ocen)
2
4
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AStrach

Dobrze spędzony czas

Na czasie.
00

Popularność




Copyright © Geoffrey Parker, 2017 Originally published by Yale University Press
Tytuł oryginałuGlobal Crisis: War, Climate Change and Catastrophe in the Seventeenth Century © All Rights Reserved Oświęcim 2019 Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Tłumaczenie: Paweł Szadkowski
Redakcja: Rafa Mazur
Redakcja techniczna: Mateusz Bartel
Projekt okładki: Paulina Klimek
ISBN 978-83-8178-253-1
www.napoleonv.pl
KonwersjaeLitera s.c.
.

Geoffrey Parker to uznany brytyjski historyk, który wykładał na Uniwersytecie St Andrews, Uniwersytecie Illinois w Chicago, Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej i Uniwersytecie Yale, a obecnie naucza jako profesor (Andreas Dorpalen Professor of European History) i członek Mershon Center na Uniwersytecie Stanu Ohio. Jest członkiem Akademii Brytyjskiej, Królewskiej Holenderskiej Akademii Nauk i Sztuki, Hiszpańsko-Amerykańskiej Akademii Sztuki i Nauk (z siedzibą w Kadyksie), Królewskiej Akademii Historii (z siedzibą w Madrycie) oraz Królewskiego Towarzystwa Naukowego w Edynburgu. Jest również profesorem afiliowanym w División de Historia w Centro de Investigación y Docencia Económicas w Meksyku. Autor m.in. The Military Revolution (1988; nagrodzona przez Amerykański Instytut Wojskowy [American Military Institute] oraz Towarzystwo Historii Technologii [Society for the History of Technology] tytułem najlepszej książki roku), The Grand Strategy of Philip II (Yale University Press, 1998; wyróżniona Samuel Eliot Morison Prize) oraz Imprudent King: A New Life of Philip II (Yale University Press, 2014). W 2012 r. został uhonorowany przez Królewską Holenderską Akademię Nauk i Sztuki przyznawaną co dwa lata nagrodą Heineken Foundation w dziedzinie historii dla badaczy z całego świata, specjalizujących się w różnych okresach i zagadnieniach; dwa lata później otrzymał za Globalny Kryzys medal od Akademii Brytyjskiej za „przełomowe osiągnięcie naukowe (...), które odmieniło pojmowanie danego tematu”.

Wydawnictwo Napoleon V w roku 2018 opublikowało jego pracę Armia Flandrii i Hiszpańska Droga 1567-1659. Przyczyny hiszpańskich zwycięstw i porażek w Niderlandach.

Książkę tę dedykuję z wyrazami podziwu wszystkim osobom zmagającym się ze stwardnieniem rozsianym

„Globalny Kryzys Bezlitośnie Skrócony”

Ziemia nie ustała w swym obrocie.

Ciało od kojącego światła oddalone,

Co w przygnębienie popadło.

Zaczęło się od słońca;

Każdy promyk jakby chłodniejszy.

Wkrótce cień na zbiory padł.

Trud szerzył się jak mór.

Runął prędko złotej ery mur.

Najpierw na władców przyszła pora.

To tam, gdzie złotych pól płód,

Ze żniwami niósł tylko głód,

Począł werbla rosnąć grzmot!

Bez oblicza był to król,

A historyk pieśń tylko snuł:

Pogoda! Doprawdy?

Też coś...

RICHARD PARKER, styczeń 2014 r.

Zainspirowany wieścią, że Gregory C. Johnson, oceanograf, przekształcił liczący 2000 stron piąty raport podsumowujący badania IPCC w 19-sylabowe haiku

PRZEDMOWA DO WYDANIA SKRÓCONEGO I POPRAWIONEGO

„To obszerna książka. Jeśliby ją wydrążyć, nadawałaby się na mauzoleum dla Ronniego Corbetta”, niewysokiego, uwielbianego szkockiego komika: takimi słowami Hugh MacDonald rozpoczął pierwszą, drukowaną recenzję Globalnego Kryzysu, która ukazała się w 2013 r. w Sunday Herald[1]. Kilku kolejnych recenzentów nie omieszkało skomentować objętości pracy; niektórzy upierali się, że mają do powiedzenia coś więcej. „Pozostajemy bez odpowiedzi”, żalił się socjolog Jack Goldstone

na pytanie dlaczego przewaga północno-zachodniej Europy w XVIII w. wynikająca z dochodów i wytwórczości nie osłabła na skutek znacznie szybszego przyrostu naturalnego, jak miało to miejsce w południowej i środkowej Europie? Idąc tym tropem, dlaczego Chiny, które także zyskały na handlu dalekosiężnym i wzroście wydajności produkcji rolniczej pod koniec XVII i na początku XVIII stulecia, nie wykorzystały tych trendów do dalszego budowania przewagi?

Są to niewątpliwie fascynujące i ważne pytania – jak przyznał jednak sam Goldstone, „odpowiedź na nie pochłonęłaby zapewne kilkaset kolejnych stron”. Budowniczowie literackich mauzoleów niechaj wspomną ocenę, jaką Samuel Johnson wystawił Rajowi Utraconemu Johna Miltona: „To jedna z tych książek, którymi czytelnik się zachwyca, po czym odkłada na półkę i więcej po nią nie sięga. Ciężko wyobrazić sobie, że mogłaby być jeszcze dłuższa”[2].

Potrzebę przygotowania skróconej wersji książki w sposób najbardziej stanowczy zasugerował mi mój syn Richard, który streścił ją w 5-zwrotkowym haiku (jeśli komuś się spieszy, służy teraz za motto). Mniej radykalne stanowisko zajął Paul Warde w swojej 14-stronicowej recenzji opublikowanej w Past and Present: „kto wie, czy nie byłoby lepiej, gdyby teza została zaprezentowana w formie prowokującego artykułu”. Swoją sugestię Warde poparł spostrzeżeniem, że „u schyłku siedemnastego stulecia żaden z bytów politycznych, który przewija się na kartach tej książki, nie znika ze sceny dziejów (nie licząc może Chin z okresu dynastii Ming, choć można to uznać za przetasowanie wśród relatywnie nielicznej warstwy rządzącej). Kryzys? Jaki kryzys? – można by zapytać uszczypliwie”[3]. Jednak ta uszczypliwość kłuje w oczy swą ignorancją. Przejście od rządów dynastii Ming do Qing dokonujące się w latach 1644-1683 w Chinach, najludniejszym państwie świata, pociągnęło za sobą wymordowanie ponad 100 000 członków tej pierwszej (ciężko mówić o „relatywnie niewielkiej warstwie rządzącej”), a także brutalną śmierć milionów mężczyzn i kobiet oraz popadnięcie w ruinę i zniewolenie kolejnych milionów. Żaden artykuł, nawet najbardziej prowokujący, nie odda sprawiedliwości ich doświadczeniu kryzysu siedemnastego stulecia, nie wspominając o losach innych państw, które albo zniknęły, albo doznały bolesnych przemian (ich wykaz zawarty został na stronach 639-646).

Obecna, skrócona wersja pomija szereg szczegółów z oryginalnego wydania: kilka podrozdziałów, w których dryfowałem zbyt daleko od głównego wątku, wszystkie przypisy końcowe za wyjątkiem tych odnoszących się do cytatów, wszystkie ryciny i połowę wykresów. Zyskuje jednak na włączeniu wyników istotnych badań dotyczących kryzysu siedemnastego wieku, które ujrzały światło dzienne od chwili, gdy ukończyłem oryginalny tekst w maju 2012 r., oraz wyeliminowaniu niektórych błędów, które dostrzegli moi uczeni koledzy, a zwłaszcza uczestnicy dwóch debat poświęconych niniejszej książce – jednej opublikowanej w 2013 r. w Historically Speaking, a drugiej w 2015 r. w Journal of World History[4].

PROLOG

CZY KTOŚ POWIEDZIAŁ:„ZMIANA KLIMATU”?

Zmiany klimatyczne często wywoływały lub przyczyniały się do potężnych zniszczeń i wstrząsów na Ziemi. W epoce plejstocenu na całym świecie przynajmniej pięć razy miały miejsce recesje i awanse lodowców, czemu za każdym razem towarzyszyły poważne w skutkach wydarzenia klimatyczne; ostatnie, zakończone ok. 12 000 lat temu, doprowadziło do zagłady większości dużych ssaków, jak choćby mamutów. Ok. 4000 lat temu, na skutek susz, załamały się społeczeństwa Azji Południowej i Zachodniej; pomiędzy 750 i 900 r. n.e. susze po obu stronach Pacyfiku zadały potężny cios imperium dynastii Tang w Chinach oraz kulturze Majów w Ameryce Środkowej; w XIV w. równoczesny wpływ gwałtownych wahań klimatu i szalejących zaraz uszczuplił populację Europy o połowę i wyludnił rozległe tereny Azji, wzbudzając tym samym liczne niepokoje. Wtem, w siedemnastym stuleciu, nie tylko północna, ale i południowa półkula doświadczyły, jak ujął to Sam White, „niewątpliwie najdotkliwszej globalnej anomalii klimatycznej na przestrzeni ostatnich 8000 lat (aż do nadejścia współczesnego globalnego ocieplenia)”: ośmiu dekad niespotykanie mroźnej pogody[1].

Mimo iż klimat może sprowadzić na ludzi katastrofę i faktycznie to czyni, jeszcze do niedawna niewielu historyków w swoich analizach przeszłości zwracało uwagę na ten czynnik. Nawet Emmanuel Le Roy Ladurie w swojej pionierskiej pracy z 1967 r. Histoire du climat depuis l’an mil (Historia klimatu od roku 1000) stwierdził, że „w dłuższej perspektywie konsekwencje, jakie klimat rodzi dla ludzi są niewielkie, może nawet bez znaczenia”. Posiłkując się przykładem, badacz próbował zapewnić, że „zakrawałoby na absurd” łączenie „niekorzystnych warunków pogodowych w latach 40. XVII w.” z wybuchem Frondy we Francji w 1648 r. Kilka lat później Jan de Vries, ceniony historyk gospodarki, stwierdził, że „krótkookresowe kryzysy klimatyczne są tym dla dziejów gospodarki, czym napady na banki dla dziejów bankowości”[2].

Historycy nie są odosobnieni w swej negacji związku zmian klimatycznych ze sprawami ludzi. Richard Fortey, paleontolog, zauważył, że „zaszczepiono nam jako gatunkowi pewien rodzaj optymizmu, który przedkłada beztroskie życie w teraźniejszości, nad stawienie czoła możliwej zagładzie”, co prowadzi do tego, iż „ludzie nigdy nie są gotowi na katastrofy naturalne”[3]. Nie należy się zatem dziwić, że ekstremalne wydarzenia klimatyczne wciąż spadają na nas z zaskoczenia. W 2003 r. trwająca zaledwie dwa tygodnie letnia fala upałów doprowadziła w Europie do przedwczesnej śmierci 70 000 ludzi; dwa lata później, huragan Katrina zabił w Stanach Zjednoczonych niemalże 2000 osób i spowodował zniszczenia szacowane na ponad 81 miliardów dolarów na obszarze porównywalnym z Wielką Brytanią; z kolei w 2012 r., katastrofy naturalne dotknęły 123 miliony ludzi i wyrządziły szkody w wysokości 157 miliardów dolarów, z czego prawie połowa miała miejsce w Stanach Zjednoczonych na skutek powodzi, tornad, sztormów i huraganu Sandy. Mimo iż wiemy, że to klimat był odpowiedzialny za te i za wiele innych katastrof, a także, że w przyszłości ściągnie na nas kolejne, to nadal trwamy w przekonaniu, iż nadejdą one później (a przynajmniej, że nie uderzą w nas), i nie podejmujemy żadnych odpowiednich przygotowań.

Obecnie, większość prób przewidzenia konsekwencji zmian klimatycznych wychodzi od obserwacji najnowszych trendów, a następnie „przeniesienia” się w przyszłość. Dostępna jest jednak inna metodologia: możemy „przenieść” się w przeszłość i przestudiować genezę, wpływ i konsekwencje zamierzchłych katastrof, posługując się dwoma, odrębnymi kategoriami proxy klimatycznych: „archiwami natury” oraz „archiwami ludzkości”. Oba oferują bogactwo informacji.

Na „archiwa natury” składają się cztery grupy źródeł:

• Rdzenie lodowe i glacjologia: roczna akumulacja śniegu i lodu na czapach lodowych i lodowcach widoczna w próbkach pozyskiwanych poprzez wykonywanie głębokich odwiertów w pokrywie lodowej, zapewniających informacje o zmianach w aktywności wulkanów, opadach, temperaturze powietrza i składzie atmosfery.

• Palinologia: pyłki i zarodki zachowane w osadach jezior, bagien i estuariów, które pozwalają odtworzyć naturalną wegetację z okresu ich naniesienia.

• Dendrochronologia: słoje przyrostu rocznego na przekrojach poszczególnych rodzajów drzew odzwierciedlają lokalne warunki panujące wiosną i latem. W latach o warunkach sprzyjających wzrostowi przyrosty są szersze, podczas gdy w niesprzyjających węższe.

• Speleotemy: roczne osady powstałe poprzez spływanie wód gruntowych do podziemnych jaskiń, szczególnie w postaci stalaktytów, ukazują roczną pogodę na powierzchni.

Na „archiwa ludzkości” składa się pięć grup źródeł:

• Narracyjne, zawarte w źródłach pisanych (kronikach i dziejach, listach i pamiętnikach, zapiskach sądowych i administracyjnych, dziennikach okrętowych, gazetach i pamfletach), a także w przekazie ustnym.

• Statystyczne, pozyskane z dokumentów (roczne wahania w okresach rozpoczęcia żniw danych upraw lub w cenach żywności; „Po raz pierwszy od czterdziestu dwóch dni spadł deszcz”).

• Ikonograficzne przedstawienia zjawisk naturalnych (obrazy lub drzeworyty ukazujące ważniejsze wydarzenia pogodowe, lub elementy krajobrazu, jak np. położenie języka lodowcowego).

• Epigraficzne lub archeologiczne (inskrypcje pozwalające ustalić poziomy powodzi czy wykopaliska ukazujące siedliska ludzkie opuszczone na skutek zmian klimatycznych).

• Dane z pomiarów meteorologicznych: stałe obserwacje pogody (przede wszystkim opadów, kierunku wiatru i temperatury), które w niektórych częściach Europy prowadzono już od 1650 r. 

Niezdolność większości historyków do skorzystania z powyższych źródeł w odniesieniu do siedemnastego stulecia jest szczególnie niefortunna, gdyż globalnemu ochłodzeniu towarzyszyła niespotykana dotąd seria rewolucji i kryzysów państwowych na całym świecie. Co więcej, wojnę przyjęto jako normę w rozwiązywaniu tak wewnętrznych, jak i międzynarodowych dysput: Europa w ciągu całego XVII w. zaznała zaledwie trzech lat pokoju; Chińczycy i imperium Wielkich Mogołów prowadzili wojny niemalże nieustannie.

Hugh Trevor-Roper w swoim głośnym eseju opublikowanym pierwotnie w 1959 r., spopularyzował termin „Powszechny Kryzys” na określenie wstrząsów, które otwierały wrota nowożytnego świata:

Wiek siedemnasty nie wchłonął swoich rewolucji. Brak w nim ciągłości. W połowie rozrywa go pęknięcie, niemożliwe do ponownego scalenia, a u wyjścia, do którego wiedzie szlak rewolucji, ludzie z trudem rozpoznają początek. Umysłowo, politycznie, moralnie wkraczamy w nową erę, w nowy klimat. Wyobraźmy sobie, że serię ulew zakończyła potężna burza, która oczyściła powietrze i zmieniła, na stałe, temperaturę Europy. Od schyłku piętnastego wieku aż do połowy siedemnastego utrzymuje się jeden klimat, klimat renesansu; wtem, w połowie siedemnastego stulecia nadchodzą lata zmian, lata rewolucji; zaś potem, przez następne półtora wieku, mamy do czynienia z kolejnym, zgoła odmiennym, klimatem oświecenia[4].

O klimacie w jego dosłownym znaczeniu Trevor-Roper nie wspomniał choćby słowem, mimo iż wstrząsy, jakie odmalowuje, miały miejsce w okresie przedłużającego się globalnego ochłodzenia i ekstremalnych zdarzeń klimatycznych. Pomiary temperatur, które wykonywano od pięciu do ośmiu razy dziennie pomiędzy 1654 a 1667 rokiem w sieci placówek obserwacyjnych, rozsianych w różnych krajach Europy Południowej, wykazują, że zimy były mroźniejsze o średnio 1°C niż te z końca XX w. Analiza serii słojów drzew ze Szkocji ukazuje, że trzy najzimniejsze dekady (chłodniejsze o ponad 1°C) i trzy najzimniejsze lata (chłodniejsze o ponad 2°C) zarejestrowane na przestrzeni ostatnich ośmiu wieków miały miejsce pomiędzy 1630 a 1700 rokiem. Temperatury zaobserwowane przez proboszcza z Essex, wskazują, że klimat w latach 60. XVII w. był chłodniejszy o 2°C od tego w drugiej połowie XX w., a w latach 50. i 70. XVII w. o 1,5°C. W Republice Zjednoczonych Prowincji liczba przyznawanych patentów na sprzęt ogrzewający (paleniska, piece, kominki itd.) osiągnęła szczyt w latach 1660-1679[5].

1. Globalny kryzys. Mimo iż to Europa i Azja Wschodnia najpełniej doświadczyły powszechnego kryzysu, to imperium Mogołów oraz imperium osmańskie, a także europejskie kolonie w Ameryce, także ogarnęły okresy groźnych politycznych wstrząsów w połowie XVII w.

Najważniejsze powstania i rewolucje, lata 1635-1666

EUROPA

AMERYKA PÓŁNOCNA I POŁUDNIOWA

1636

1. Powstanie croquants (Perigord)

1637

28. Wojna z Pekotami

2. Powstanie w Dolnej Austrii

1641

29. Powstanie w Meksyku (do 1642)

1637

3. Powstanie kozackie (do 1638)

30. Portugalska Brazylia powstaje przeciwko Hiszpanii

4. Rewolucja szkocka (do 1651)

1642

31. Angielskie kolonie w Ameryce angażują się w wojnę domową

5. Powstanie w Évorze w Portugalii (do 1638)

1645

32. Portugalscy koloniści w Brazylii buntują się przeciwko Holendrom (do 1654)

1639

6. Bunt „bosonogich” (nu-pieds, Normandia)

1660

33. „Restauracja Stuartów” w koloniach angielskich

1640

7. Bunt Katalończyków (do 1659)

1666

34. Powstanie w Laicacota (Peru)

8. Powstanie w Portugalii (do 1668)

1641

9. Powstanie w Irlandii (do 1653)

AZJA I AFRYKA

10. Andaluzja: spisek księcia Medina Sidonia

1635

35. Powstania ludowe od północno-zachodnich Chin aż po dolinę rzeki Jangcy (do 1645)

1642

11. Angielskie „wielkie powstanie” (do 1660)

1637

36. Powstanie na półwyspie Shimabara (do 1638)

1647

12. Bunt w Neapolu (do 1648)

1639

37. Bunt Chińczyków (Sanglejów) w Manili

13. Bunt na Sycylii (do 1648)

1641

38. Antyhiszpański bunt Portugalczyków w Mombasie, Mozambiku, Goa i na Cejlonie

1648

14. Francja: Fronda (do 1653)

15. Rosja: bunty w Moskwie i innych miastach (do 1649)

1643

39. Li Zicheng ogłasza Erę Shun w Xi’an

16. Powstanie Chmielnickiego (do 1668)

1644

40. Li Zicheng zdobywa Pekin i kładzie kres rządom dynastii Ming

17. Stambuł: zabójstwo sułtana

41. Władcy z dynastii Qing zdobywają Pekin i Równinę Centralną

1649

18. Królobójstwo w Londynie

1645

42. Władcy z dynastii Qing najeżdżają południowe Chiny; opór „południowych Mingów” (do 1662 na południu Chin; do 1683 na Tajwanie)

1650

19. Zmiana rządów w Holandii (do 1672)

1651

20. Bordeaux: bunt Ormée (do 1653)

1651

43. Spisek Yui w Edo

21. Zamieszki w Stambule

1652

44. Powstanie w Kolombo przeciwko Portugalii

1652

22. Bunt „Zielonego Sztandaru” w Andaluzji

1653

45. Goa buntuje się przeciwko Portugalii

1653

23. Rewolucja szwajcarska

1657

46. Anatolia: bunt Abazy Hasana Paszy (do 1659)

1656

24. Rozruchy w Stambule

1658

47. Wojna domowa w imperium Wielkich Mogołów (do 1662)

1660

25. „Duńska rewolucja”

1665

48. Przewrót w Królestwie Konga

26. „Restauracja Stuartów” w Anglii, Szkocji i Irlandii

49. W Izmirze Szabetaj Cewi zostaje ogłoszony Mesjaszem

1662

27. Powstanie w Moskwie

Wytłuszczonym drukiem zaznaczono wydarzenia, które wywołały przemiany polityczne.

Inne zapisy sugerują, że rok 1641 był świadkiem trzeciego najzimniejszego lata na przestrzeni ostatnich sześciu stuleci na północnej półkuli; drugiej najostrzejszej zimy w całym stuleciu, której doświadczono w Nowej Anglii; a także najniższej temperatury w zimie odnotowanej w Skandynawii. Lato 1642 roku było dwudziestym ósmym, a 1643 roku dziesiątym najzimniejszym, jakie zaobserwowano na północnej półkuli w ciągu minionych sześciu stuleci. Susza w Chinach w latach 1627-1643 była „prawdopodobnie najdłuższą, jaka nawiedziła wschodnie Chiny od roku 500”, podczas gdy zima w latach 1649-1650 według pomiarów miała być najmroźniejszą w północnej i wschodniej części kraju. Nienormalne warunki klimatyczne i na północnej, i na południowej półkuli utrzymywały się do początków osiemnastego stulecia – stanowi to najdłuższy, jak i najdotkliwszy epizod globalnego ochłodzenia, jaki zarejestrowano w całym holocenie, a także jedyny nam znany, którego efekty odczuł cały świat. Klimatolodzy ochrzcili ten okres mianem „małej epoki lodowcowej”[6].

Celem niniejszej publikacji jest połączenie małej epoki lodowcowej, dostrzeżonej przez klimatologów, z kryzysem XVII wieku analizowanym przez historyków – przy wystrzeganiu się argumentacji, że globalne ochłodzenie w jakiś sposób musiało wywołać recesję i rewolucje na całym świecie tylko dlatego, iż zmiany klimatyczne są jedynym, wiarygodnym denominatorem. Le Roy Ladurie miał absolutną rację, upierając się w 1967 r., że „badacze XVII-wiecznego klimatu” muszą „być w stanie włączyć do swych studiów metodę ilościową, w swym rygorze, a także precyzji i różnorodności, zbliżoną do tych stosowanych przez współczesnych meteorologów badających XX-wieczny klimat”, jak też wyrażając głęboki żal, że cel ten niegdyś był nieosiągalny[7]. Na szczęście, pisemne relacje o warunkach klimatycznych w Azji, Afryce, Europie i obu Amerykach spisane w XVII w., wraz z milionami pomiarów przyrostów słojów, lodowców, czap lodowych, depozytów pyłków i formacji stalaktytów, pozwalają dzisiejszym historykom na zestawienie wahań klimatycznych ze zmianami politycznymi, ekonomicznymi i społecznymi z niespotykaną dotąd precyzją.

Dane te, mimo iż obfite i zadziwiające, nie mogą nas jednak przemienić w klimatycznych deterministów. Już w 1627 r. Joseph Mede, polihistor, szczególnie oddany studiowaniu astronomii i eschatologii, wykładający na Christ’s College w Cambridge, dostrzegł poważną metodologiczną pułapkę: wzrost obserwowanych anomalii klimatycznych może po prostu wynikać ze wzrostu liczby obserwatorów. Gdy jednocześnie doszły go wieści o trzęsieniu ziemi w pobliżu Glastonbury i o „niezwykłym przypadku z Bostonu [Lincolnshire], gdzie z niebios spadł ogień”, zauważył roztropnie: „Albo więcej nas spotyka zdarzeń niejasnych, albo oko bystrzejsze jest na nie, lub też to i to”. Dalsze badania potwierdziły przypuszczenia Mede’a. Współczesna astronomia wykazała, że w XVII w. niezwykle często dostrzegano „ogień spadający z niebios” w postaci komet, lecz również i ludzie „więcej o nich mówili” – co wynikało nie tylko z rozpowszechniania się teleskopów i zagęszczania obserwacji, lecz także z głębokich przemian, jakie zaszły w obiegu informacji, co nadawało każdemu zdarzeniu publiczny rozgłos[8].

Kolejna przeszkoda stojąca historykowi na drodze do precyzyjnej oceny danych związanych z klimatem, to rola przypadków. Dobrze zaopatrzony spichlerz albo obecność portu mogą zmniejszyć lokalne konsekwencje chłodniejszej pogody czy wzmożonych opadów, podczas gdy wojna, pomimo obfitych zbiorów, może wywołać lokalną klęskę głodu, niszcząc zapasy żywności lub przerywając ich dostawy. Przytaczając słowa Andrew Appleby’ego, często „kluczową zmienną niekoniecznie była pogoda, lecz zdolność przystosowania się do niej”[9]. Niniejsza książka tym samym nie skupia się wyłącznie na wpływie zmian klimatycznych i ekstremalnych warunków pogodowych na życie społeczności w XVII stuleciu, lecz przygląda się także strategiom adaptacyjnym, które przekształciły się na skutek największej katastrofy, jaką wywołał klimat na przestrzeni ostatnich ośmiu tysiącleci.

WSTĘP

MAŁA EPOKA LODOWCOWA I POWSZECHNY KRYZYS

W 1638 r., skryty za bezpiecznymi murami Oxford College, Robert Burton wyjawił czytelnikom swojej bijącej rekordy sprzedaży książki The anatomy of melancholy (Anatomia melancholii), że „każdego dnia” otrzymywał informacje o wojnach, epidemiach, pożarach, powodziach, kradzieżach, morderstwach, masakrach, meteorytach, rozbłyskach, dziwach, marach; o zdobyciu miasteczek, o oblężeniach miast we Francji, w Niemczech, Turcji, Persji, Polsce itd., o wojsk codziennych popisach, musztrowaniu i przygotowaniach w czasach tak burzliwych stosowanych; bitwach stoczonych, o wielu zabitych, królobójcach, wrakach okrętów i starciach na morzu, zawiązanych pokojach, ligach, przebiegłych fortelach i larum dopiero co podniesionym.

Sześć lat później grupa londyńskich kupców użalała się, że „niemalże cały handel i obrót w królestwie załamał się na skutek nieszczęśliwych podziałów, co mieszkańców skłóciły” – mając oczywiście na myśli angielską wojnę domową – „i choć nędza w handlu i niedostatek pieniądza zawitały do nas, to w nie lepszej kondycji jest cała Europa, zanurzona w odmętach konfliktów z sąsiadami bądź walk bratobójczych”. W 1643 r. kaznodzieja Jeremiah Whitaker ostrzegał, że „oto nadeszły dni wstrząsów, które odczuwa się wszędzie: w Palatynacie, Czechach, Niemczech, Katalonii, Portugalii, Irlandii, Anglii”. Whitaker zauważył, że niegdyś Bóg „na każdego z osobna niespokojne czasy zsyłał”, lecz tym razem Jego zamiarem było „poruszyć wszystkimi nacjami naraz, jednocześnie i bez wyjątków”. Tyle równoczesnych „poruszeń”, podsumowywał, musi zwiastować Dzień Sądu Ostatecznego[1].

W tym samym roku podobne obserwacje pojawiają się na kartach traktatu El Nicandro (Zwycięzca):

Zdarza się, że Opatrzność skazuje świat na powszechne i wszechobecne nieszczęścia, których powody skryte są przed naszym wzrokiem. Zdaje się, że to właśnie jedna z takich epok, w których losy każdej z nacji wywracają się do góry nogami, prowadząc największe umysły epoki ku podejrzeniom, że oto zbliża się kres dziejów. Widzieliśmy jak Północ ogarnęły pożoga i rozruchy, jak jej rzeki spłynęły krwią, a prowincje niegdyś ludne teraz spowija cisza; ogień wojny domowej ogarnął Anglię, Irlandię i Szkocję.

„Jakiż rejon cierpień nie doświadcza”, pytał retorycznie Nicandro: „jeśli nie przez wojnę, to nękany trzęsieniami ziemi, zarazami i głodem?”[2].

Przebywający w Niemczech szwedzki dyplomata w 1648 r. wyraził swoje zaniepokojenie narastaniem serii „wystąpień ludzi przeciw swoim władcom na całym świecie, jak choćby we Francji, w Anglii, Niemczech, Polsce, Moskwie i Turcji”. Był niewątpliwie dobrze poinformowany: we Francji dopiero co wybuchła wojna domowa, a w Anglii jej płomień nie ustawał; wojna trzydziestoletnia (1618-1648) wyludniła i zdewastowała część Niemiec; Kozacy na Ukrainie dopiero co powstali przeciw swoim polskim panom i wymordowali tysiące Żydów; rewolty wstrząsały Moskwą i pozostałymi rosyjskimi miastami; powstanie, które wybuchło w Stambule doprowadziło z kolei do zamordowania sułtana. Rok później osiadły w Paryżu wygnany Szkot stwierdzi, że wraz ze swoimi współtowarzyszami żyje w „epoce żelaza”, która utkwi w pamięci za sprawą „głośnych i niespotykanych powstań, które miały w niej miejsce”. Zamieszkały w Brukseli historyk, Jean-Nicolas de Parival, obwieścił w 1653 r. swoim czytelnikom, że „oto żyjemy w «Wieku Żelaza»”, gdyż tak wiele nieszczęść „spadło na nas jednocześnie, podczas gdy w poprzednich stuleciach zjawiały się pojedynczo”. Bunty i wojny, ciągnął swój wywód, „przypominają obecnie hydrę: im więcej łbów jej odetniesz, tym więcej nowych wyrośnie”. Parival zauważył także, że „żywioły, sługi gniewnego Boga, łączą swe siły, by wytrzebić resztę ludzkości. Góry plują ogniem, ziemią targają wstrząsy, mór psuje powietrze”, a „nieustanny deszcz wyrywa rzeki z ich koryt”[3].

Także i Chiny doznawały cierpień w XVII w. Równoczesne susze i katastrofalne zbiory, brzemię wzrastających podatków i porzucenie reform państwa wyzwoliły falę bandytyzmu i wznieciły chaos, który szalał aż do 1644 r. kiedy to jeden z przywódców bandytów, Li Zicheng, ogłosił się władcą Chin i wydarł Pekin z rąk pozbawionych nadziei obrońców cesarza z dynastii Ming (który popełnił samobójstwo). Natychmiast wykorzystali to północni sąsiedzi cesarstwa, Mandżurowie, znani jako Qingowie, którzy pokonali Li, wkroczyli do Pekinu i ustanowili panowanie swojej dynastii, bezlitośnie rozszerzając swą władzę w całym państwie przez kolejnych trzydzieści lat. Przejście od dynastii Ming do Qing pochłonęło kilka milionów istnień; kolejne miliony ludzi utraciły zaś swój dorobek, a także wolność.

Mało który rejon świata uniknął konsekwencji globalnego ochłodzenia. Ameryka Północna i Afryka Zachodnia w połowie siedemnastego stulecia doświadczyły głodu i wojen. W Japonii fatalne zbiory doprowadziły w latach 1637-1638 na wyspie Kiusiu do największej rebelii chłopskiej jaką widziała nowożytna historia tego kraju. Rewolucje wybuchały we Francji, na Sycylii, w Neapolu, Rosji, na Ukrainie, a także w imperium osmańskim w latach 1647-1648, zbiegając się z okresem ekstremalnych warunków pogodowych na północnej półkuli. W Indiach krwawa wojna sukcesyjna w imperium Wielkich Mogołów trwająca od 1658 do 1662 r. tylko spotęgowała skutki potężnej suszy. W każdym przypadku połączone czynniki naturalne i ludzkie doprowadziły do rozległych katastrof demograficznych, społecznych, gospodarczych i politycznych, które miały nękać kolejne dwa pokolenia.

Ci, którym przyszło żyć w połowie XVII w., byli przekonani, że doświadczają niespotykanych wcześniej trudów, co wielu skłoniło do spisania swych losów jako przestrogi dla innych. „Tym, co dopiero przyjdą na świat, ciężko będzie uwierzyć, że cierpieliśmy takie trudy, bóle i nieszczęścia”, pisał Francesco Voersio, włoski zakonnik w swoim Dzienniku zarazy; Nehemiasz Wallington, londyński rzemieślnik, przygotował kilka tomów Uwag i przemyśleń o historii, aby „przyszłe pokolenia ujrzały w jak nieszczęsnych i tragicznych czasach przyszło nam żyć”; z kolei niemiecki luterański pastor Johann Daniel Minck zaczął prowadzić dziennik, gdyż niepokoił się, że „bez takich zapisków nasi potomkowie nigdy nie uwierzą jakie cierpienia na nas spadły”[4].

W 1649 r. walijski historyk James Howell sądził, że:

Bóg Wszechmogący toczy ostatnimi czasy spór z ludzkością i opiekę nad padołem ziemskim przekazał złemu duchowi; w ciągu dwunastu lat wybuchły bowiem tak niespotykane rewolucje i doszło do tak niewypowiedzianych okropieństw, że (przyznam to odważnie) od czasów Adama nie widziano takiego nagromadzenia nieszczęść, w tak krótkim czasie (...) nastąpiły takie bezeceństwa, że świat najwyraźniej wypadł ze swoich ram; wszystkie te niezwykłe zdarzenia (co jeszcze większe budzi zdziwienie) nadeszły na przestrzeni niecałych dwunastu lat[5].

Dwa lata później angielski filozof Thomas Hobbes w swoim dziele Lewiatan zaprezentował najprawdopodobniej najczęściej przytaczany opis konsekwencji, jakie rodzi niszcząca synergia pomiędzy katastrofami pochodzenia ludzkiego i naturalnego, które zagrażały zarówno jemu, jak i jego współziomkom:

W takim stanie nie ma miejsca na pracowitość, albowiem niepewny jest owoc pracy; i co za tym idzie, nie ma miejsca na uprawę ziemi ani na żeglowanie, nie ma bowiem żadnego pożytku z dóbr, które mogą być przywiezione morzem; nie ma budownictwa dla wygody; nie ma narzędzi do poruszania i przesuwania rzeczy, co wymaga wiele siły; nie ma wiedzy o powierzchni ziemi ani obliczania czasu, ani sztuki, ani umiejętności, ani sztuki słowa, ani społeczności. A co najgorsze, jest bezustanny strach i niebezpieczeństwo gwałtownej śmierci. I życie człowieka jest samotne, biedne, bez słońca, zwierzęce i krótkie[6].

Gdzie szukać początków tej fatalnej synergii? W 1652 r. włoski historyk Majolino Bisaccione prześledził sekwencję „ludowych buntów, którem za życia poznał”, cofając się do powstania w Czechach w 1618 r., które pozyskało wsparcie części niemieckich protestantów pod wodzą Fryderyka V, elektora Palatynatu Reńskiego, co doprowadziło do wybuchu wojny domowej w Europie Środkowej. Kilka lat później z poglądem tym zgodził się angielski antykwariusz John Rushworth. Szukając wyjaśnienia przyczyny, która „popchnęła nas ku waśniom między sobą” podczas angielskiej wojny domowej, także i on rozpoczął narrację od 1618 r., gdyż w toku badań przekonał się, że konflikt miał swój początek w „przyczynach i poróżnieniach, które zrodziły wojnę w Palatynacie, gdzie sytuacja uciskanych protestantów w Niemczech niezwykle przypominała Anglię”. Autor skonstatował tym samym, że „moment ten wyznacza nec plus ultra mojej retrospekcji”[7].

Zarówno archiwa ludzkie, jak i natury bronią tak przedstawionej chronologii. Mimo iż Europa już wcześniej doświadczyła wielu kryzysów gospodarczych, społecznych i politycznych, były to przypadki odizolowane i raczej krótkotrwałe. Z kolei powstanie w Czechach wznieciło konflikt, który miał rozpalić Europę na trzy dekady i zaangażować jej najważniejsze państwa: Danię, Republikę Zjednoczonych Prowincji, Francję, Polskę, Rosję, Szwecję, Konfederację Szwajcarską, a także monarchie Stuartów i Habsburgów hiszpańskich. Rok 1618 wyznacza także cezurę dla początku wieloletnich kryzysów w dwóch innych rejonach świata. Na skutek przewrotu pałacowego zorganizowanego przez jedną z frakcji, od władzy odsunięto sułtana (po raz pierwszy w historii dynastii), dając tym samym początek serii nieszczęść, które tworzący pokolenie później uczony biurokrata Kâtip Çelebi ochrzci mianem Hail-i Osmaniye: „Osmańską Tragedią”. W międzyczasie w Azji Wschodniej przywódca związku plemion mandżurskich, Nurhaczy, wypowiedział wojnę chińskiemu cesarzowi i najechał Liaodong, gęsto zaludniony przez Chińczyków rejon na północ od Wielkiego Muru. Część obserwatorów z miejsca zrozumiała wagę tego posunięcia. Wiele lat później możny uczony Wu Yingji wspominał, że „przyjaciel ostrzegał mnie, gdy ósmego miesiąca roku 1618 w Liaodong rozpoczęły się kłopoty, iż państwo czeka kilka dekad ciężkich wojen; uznałem te słowa za niedorzeczne, gdyż nie widać było w kraju oznak osłabienia”. To jednak jego przyjaciel miał rację: najazd Mandżurów pociągnął za sobą niemalże siedemdziesiąt lat wojen[8]. Archiwa natury wskazują na występowanie poważnych susz w wielu rejonach Afryki Subsaharyjskiej od 1614 do 1619 r.; wielkich opadów śniegu w położonej w strefie podzwrotnikowej prowincji Fujian w 1618 r.; niezwykle srogiej zimy na przełomie 1620 i 1621 r. w Europie; a także susz w Dolinie Meksyku i Wirginii w latach 1616-1621. Co więcej, rok 1618 wyznacza początek długiej anomalii w aktywności słonecznej, czemu towarzyszyło stopniowe zanikanie plam słonecznych, zórz polarnych i korony. Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe czynniki, idę w ślad za Bisaccionem, Rushworthem, Kâtip Çelebim i przyjacielem Wu Yingji: rok 1618 to „nec plus ultra mojej retrospekcji”, punkt, w którym bierze swój początek niszczycielska synergia pomiędzy katastrofami naturalnymi a tymi będącymi dziełem człowieka.

Kiedy nastąpił jej kres? Dowody nie są już tak jednoznaczne. W 1668 r. Hobbes rozpoczął pracę nad Behemotem, swoją relacją na temat angielskich wojen domowych, w którym zauważył, że:

Jeśli bieg dziejów, niczym krajobraz, byłby pełen wzgórz i dolin, jestem głęboko przekonany, że swój szczyt osiągnąłby między rokiem 1640 a 1660. Kto wtedy spojrzałby na świat, niczym z Góry Kuszenia, i ujrzał czyny ludzi, szczególnie w Anglii, jego oczom ukazałoby się całe spektrum niesprawiedliwości i krzywd, jakie tylko świat w sobie skrywa[9].

Mimo to dwadzieścia lat później doszło do kolejnej rewolucji: Wilhelm Orański, na czele jednej z największych armii w dziejach jaka najechała Anglię, wylądował u wybrzeży Brytanii, a następnie najechał Irlandię, wprowadzając w obu nowe rządy. W Europie kontynentalnej ostatnie spory, jakie wywołało powstanie czeskie zostały zażegnane w latach 1659-1661, jednak najazd Francji na Palatynat w 1688 r. rozpalił kolejną dekadę konfliktu. W imperium osmańskim wielki wezyr Mehmed Köprülü w latach 50. XVII w. położył kres nieustającym buntom i imperium ponownie weszło w fazę ekspansji; pobicie tureckiej armii pod Wiedniem w 1683 r. zatrzymało jednak ten pochód i wzbudziło falę protestów oraz odsunęło od władzy kolejnego sułtana. W innych rejonach świata wygasł jednak szereg konfliktów. W 1683 r. oddziały mandżurskie rozbiły ostatecznie resztki sił przeciwnika, zezwalając rządowym inspektorom na ogłoszenie radosnej nowiny, że cesarz z dynastii Qing „zdusił opór buntowników i nawet na morzach zapanował spokój. Ludzie powrócili na swe ojczyste ziemie. Ich domostwa są bezpieczne, a majątki niezagrożone. Dobroć Waszej Cesarskiej Mości zdobyła sobie ich szacunek, którym darzyć Was będą Panie przez następne pokolenia”, kładąc tym samym kres kryzysowi, który ogarnął XVII-wieczne Chiny[10]. Trzy lata później, podpisany pomiędzy Rosją a Rzeczpospolitą Obojga Narodów pokój wieczysty zapewnił wieloletnią przewagę temu pierwszemu państwu.

Nie był to jednak kres małej epoki lodowcowej. Na północnej półkuli pomiędzy rokiem 1666 a 1679 dziewięć spośród czternastu lat było albo chłodnych, albo wyjątkowo chłodnych, a w 1675 rośliny wzeszły później niż w jakimkolwiek roku od 1484 do 1879. Klimatolodzy uznają, że lata 90. XVII w., kiedy przeciętna temperatura była o 1,5°C niższa niż obecnie, wyznaczają punkt kulminacyjny małej epoki lodowcowej – tym razem jednak globalne ochłodzenie nie wywołało fali rewolucji. Niszczycielska synergia zniknęła. Niniejsza książka próbuje odpowiedzieć na pytanie, dlaczego.

Uprawianie historii globalnej to ścieżka najeżona pułapkami. W 2011 r. Alain Hugon w przedmowie do swego zachwycającego dzieła poświęconego rewolucji w Neapolu w latach 1647-1648, z żalem zauważa, że chociaż „ludzie epoki jasno stwierdzali, iż kolejnych rewolucji siedemnastego stulecia nie rozdzielały żadne bariery”, to ich nagromadzenie sprawia, że „my, badacze z XX i XXI w., nie podejmujemy nad nimi całościowych studiów, mimo iż zdajemy sobie sprawę z tej synchronii, współzależności i interakcji, jakie między nimi wynikły”. Za każdym razem gdy Hugon podejmował próbę „zastosowania historycznego porównania odpowiedniego dla połowy XVII w.”, zauważał, że „konieczność osadzenia każdego wydarzenia historycznego w kontekście i związane z tym problemy uniemożliwiały takie kroki”[11].

Na pierwszy rzut oka jest to pogląd wielce przekonywujący: wiemy znacznie więcej na temat przewrotów, często o wiele bardziej złożonych, niż poprzednie pokolenia badaczy mogły nawet przypuszczać. Sam Hugon wyciągnął na światło dzienne źródła potwierdzające ponad sto powstań w Królestwie Neapolu w latach 1647-1648, zaś inni badacze dowiedli, że w 1637 r. niemalże połowa portugalskich miast podniosła bunt; ponad dwadzieścia andaluzyjskich miast i miasteczek włączyło się do buntu Zielonego Sztandaru w latach 1648-1652; z kolei w Chinach ponad milion ludzi dołączył do armii bandytów, doprowadzając z czasem do obalenia rządów dynastii Ming. Co więcej, zamiar wyjaśnienia synchronii, współzależności i powiązań pomiędzy poszczególnymi rozruchami komplikuje przypadkowość. Mimo iż znaczna część półkuli północnej odczuła skutki małej epoki lodowcowej i powszechnego kryzysu w połowie XVII w., to oddziaływały one w odmienny sposób, odmienne były też ich powody i skutki – część czynników strukturalnych (jak zmiany klimatyczne) leżała bowiem daleko poza ludzką kontrolą, podczas gdy inne (jak wojny i rewolucje) wciągnęły w swą machinę takie zastępy ludzi, że wymykały się jakiejkolwiek próbie kontroli przez jednostkę. Pomniejsze zdarzenia najwyraźniej regularnie rodziły konsekwencje, które były zarówno nieoczekiwane, jak i nieproporcjonalne. Jak zauważył dr Samuel Johnson w 1771 r.:

Niemalże wszyscy historycy błędnie zakładają, że tak jak w naturze, również w świecie polityki każde działanie rodzi proporcjonalne mu skutki. W nieożywionym działaniu materii na materię nadany ruch będzie równy popychającej sile; w życiu, prywatnym bądź publicznym, nie działają jednak takie prawa. Kaprysy sił działających bez przymusu za nic mają sobie kalkulację. Nie zawsze zatem za potężnym wydarzeniem stoi ważny powód[12].

Historycy muszą dostrzec wyraźny moment w każdym historycznym procesie, kiedy „nadany ruch” przestaje być „równy popychającej sile”. W celu opisania takich momentów John Lewis Gaddis przejął z fizyki termin „przemiany fazowej”: punktu, w którym „woda zaczyna parować lub zamarzać, stosy piasku zaczynają się osuwać, lub skały rozrywać tworząc uskoki”. Malcolm Gladwell spopularyzował termin „punkt przełomowy” w swojej bestsellerowej książce pod tym samym tytułem – jest to znacznie bardziej odpowiedni koncept, gdyż sugeruje, że tego typu zmiany, mimo iż nagłe i dramatyczne, pewnego dnia mogą zostać odwrócone. Bądź co bądź, lód z łatwością może przemienić się z powrotem w wodę. Podtytuł książki Gladwella – O małych przyczynach wielkich zmian jest również odpowiedni, gdyż cięższe warunki naturalne w XVII w. zwiększały rolę losowości i przypadku w działaniach ludzi. Kiedy historycznie znaczące zdarzenia zależą od działań relatywnie niewielkiej grupki ludzi funkcjonujących w trudnych warunkach, małe rzeczy z łatwością mogą być „przyczyną wielkich zmian”[13].

Niniejsza książka spogląda na Globalny Kryzys siedemnastego stulecia poprzez trzy odmienne soczewki. Część I przedstawia dane pochodzące zarówno z archiwów ludzkości, jak i natury, które ukazują mechanizmy oddziaływania kryzysu na ludzi. Rozdział I ocenia w jaki sposób globalne ochłodzenie wpływało na gromadzenie żywności, przede wszystkim podstawowych pokarmów jak pszenicy, kukurydzy i ryżu. Rozdział II analizuje działania wczesnonowożytnych państw, które pogłębiały gospodarcze problemy oraz forsowały niepopularne metody powodujące destabilizację społeczności, już i tak rozchwianych wskutek zmian, a także bada (znacznie rzadsze) reformy, które złagodziły konsekwencje globalnego ochłodzenia.

Kryzys dał o sobie znać najmocniej przede wszystkim w czterech strefach: monarchiach złożonych, rejonach peryferyjnych, miastach i makroregionach (gęsto zaludnionych obszarach skoncentrowanych na produkcji dóbr przeznaczonych w większości na eksport, a nie lokalną konsumpcję). Monarchie złożone, powstające zwykle w drodze unii dynastycznych, były szczególnie narażone, gdyż wpływy władców najczęściej malały na obszarach peryferyjnych, zaś często to właśnie tam wywierano największą polityczną i ekonomiczną presję podczas działań wojennych, co najszybciej popychało te ziemie ku buntowi (Rozdział II). Rejony położone na obrzeżach w nieproporcjonalnym stopniu były uzależnione od wysokości upraw podatnych na zmiany klimatyczne. Miasta i makroregiony stale odczuwały ciężar podatków i obecności wojsk, gdyż gęsto zaludnione obszary były kuszącym celem i dla rządzących, i wojskowych; szczególnie dotkliwe okazywały się także polityczne i militarne niepokoje zarówno wewnątrz społeczności, jak i w ośrodkach kluczowych dla ich importu i eksportu (Rozdział III). Rozdział IV analizuje demograficzne reakcje w poszkodowanych regionach wraz z narastaniem dysproporcji pomiędzy popytem a podażą na niezbędne dobra.

W Części II, podążając ze wschodu na zachód, zostanie zaprezentowana panorama krajów Eurazji, które doświadczyły zarówno skutków małej epoki lodowcowej, jak i powszechnego kryzysu: Chiny; Rosja i Rzeczpospolita; imperium osmańskie; Niemcy i państwa skandynawskie; Republika Zjednoczonych Prowincji; państwa Półwyspu Iberyjskiego; Francja; Wielka Brytania i Irlandia (Rozdziały V-XII). Każdy z rozdziałów śledzi zachodzące zależności między siłami ludzkimi i natury aż do punktu przełomowego, który położył kres dotychczasowej równowadze społecznej, gospodarczej i politycznej; uwaga skupi się następnie na zrodzonym kryzysie; w końcu zaś analizie poddane zostaną narodziny nowego stanu równowagi.

Wybór ścieżki narracji wiodącej ze wschodu na zachód, od Chin aż po Irlandię, jest dziełem przypadku: nie odzwierciedla ani chronologicznych różnic („dni zamętu” nastały w większości przypadków ok. 1618 r., a zakończyły się w latach 80. XVII w.), ani intensywności kryzysu (aczkolwiek pod względem strat materialnych i ludzkich Chiny i Irlandia doznały najprawdopodobniej największych szkód). Z drugiej strony, decyzja o poświęceniu większej ilości miejsca zdarzeniom, jakie miały miejsce w Brytanii i Irlandii niż w innych państwach naznaczonych poważnymi nieszczęściami jest już celowa: wstrząsy na wyspach trwały dłużej i wywołały znacznie poważniejsze zmiany niż w innych rejonach, za wyjątkiem Chin, a obfitość zachowanych źródeł z epoki pozwala na znacznie głębsze aniżeli w przypadku innych społeczności zrozumienie przyczyn, przebiegu i konsekwencji kryzysu.

Część III przygląda się dwóm kategoriom odstępstw od tego wzorca: obszarom, na których przynajmniej niektóre społeczności uniknęły dramatu siedemnastego stulecia (pewne europejskie kolonie w Ameryce; hiszpańskie posiadłości we Włoszech; Azja Południowa i Południowo-Wschodnia; Japonia); a także rejonom, na które wpływ małej epoki lodowcowej pozostaje niejasny (Wielkie Równiny Ameryki Północnej; Afryka Subsaharyjska; Australia). Do pierwszej kategorii należy zaliczyć Indie Wielkich Mogołów oraz część ich sąsiadów, gdzie nadmiar dóbr pozwolił państwom przetrwać kryzys (Rozdział XIII), a także hiszpańskie posiadłości we Włoszech, w których rząd zdołał przezwyciężyć największe powstania stosując politykę daleko idących ustępstw (Rozdział XIV). W innych rejonach, szczególnie w zamorskich posiadłościach Europy, za dobrobyt garstki (kolonistów) koszty ponosiły masy (rdzennej społeczności: Rozdział XV). Wiele wskazuje na to, że jedynie Japonia zdołała uniknąć wszystkich efektów kryzysu, zawdzięczając to ludzkiej przezorności: mimo iż globalne ochłodzenie wywołało poważną falę głodu na archipelagu w latach 40. XVII w., to podjęte środki zaradcze nie tylko ograniczyły niszczycielskie żniwo, ale pomogły następnie odbudować zniszczenia (Rozdział XVI).

I chociaż doświadczenia państw oraz społeczności dotkniętych przez kryzys różniły się między sobą, to można zaobserwować wykształcanie się pewnych punktów wspólnych, z których trzy zostaną rozpatrzone w Części IV. Po pierwsze, reakcje społeczeństwa na katastrofę wyrażały się w serii zbliżonych do siebie zachowań i postaw: od zaskakującej powściągliwości w agresywnych protestach na całym świecie, do zastosowania uderzającego w swym podobieństwie, by użyć słów Jamesa C. Scotta, „oręża słabych”: „wleczenia się noga za nogą, symulacji, dezercji, fałszywej pokory, drobnych kradzieży, udawanej głupoty, rozpowszechniania oszczerstw, podpaleń, sabotażu” (Rozdział XVII)[14]. Po drugie, obserwowanie rozmaitych jednostek oraz grup, które wykorzystywały narastającą niestabilność społeczną, doprowadzając tym samym do punktu przełomowego, również ukazuje występujące między nimi podobieństwa. W wielu przypadkach arystokracja odgrywała kluczową rolę, podobnie jak podczas poprzednich kryzysów; jednak w połowie XVII w., od Chin przez świat muzułmański aż po Europę, do największych „mącicieli” zaliczali się ludzie (zarówno duchowni, jak i świeccy), którzy poświęcili wiele, aby zdobyć najlepsze wykształcenie, po czym nie odnaleźli zadowalającego zajęcia (Rozdział XVIII). Trzeci wspólny mianownik to szybkie rozprzestrzenianie się radykalnych idei. Niekiedy to sami buntownicy pełnili rolę posłańców. Swoboda, z jaką w 1647 r. powstańcy przemieszczali się pomiędzy Neapolem a Palermo, pozwoliła zsynchronizować bunty w obu stolicach; rok później powracający z Moskwy ludzie, oszołomieni widokiem buntowników zmuszających cara do daleko idących ustępstw, wzniecili podobne zamieszki w innych rejonach. Co bardziej radykalne hasła krążyły w Azji i Europie dzięki rozpowszechnianiu się druku i szkół, co z kolei przyczyniło się do powstania niespotykanych dotąd w swych rozmiarach piśmiennych grup wywodzących się z plebsu, zdolnych nie tylko do czytania o ideach, lecz do dyskusji nad nimi, a także wprowadzania ich w czyn. I chociaż katolicy z Irlandii nienawidzili i obawiali się kalwinistów ze Szkocji, to byli gotowi pobierać od nich nauki. Kilka dni po powstaniu z 1641 r., kiedy pojmany protestant zapytał irlandzkiego przywódcę katolików czy: „«I u Was, jako u Szkotów, podpisano Kowenant?», ten odpowiedział «Ano, Szkoci ukazali nam elementarz»”(Rozdział XIX)[15].

W Części V uwaga kieruje się na ofiary kryzysu i ich próby radzenia sobie z jego następstwami. I choć lata 90. XVII w. i pierwszą dekadę XVIII nadal nawiedzały ekstremalne wahania pogody, głód oraz (w Europie i Chinach) niemalże nieustanne wojny, nie doszło już do żadnej rewolucji, a liczba powstań była stosunkowo niska. Mimo iż mała epoka lodowcowa nie ustąpiła, to powszechny kryzys już tak.

Szereg przemian pozwala wyjaśnić ten paradoks. W większej części globu doświadczenia załamania się państwowości oraz „ciągła obawa przed okrutną śmiercią”, ostudziły powszechny zapał do gospodarczych, politycznych i religijnych zmian. Większość poddanych ceniła sobie obecnie polityczną stabilność, reformy gospodarcze i tolerancję religijną; wiele rządów przeniosło przynajmniej część środków z pól bitewnych na pola budowy, stymulując tym samym ekonomiczną odbudowę (Rozdziały XX i XXI). Ostatni rozdział poświęcony jest licznym reakcjom ze strony intelektualistów, które miały ułatwić starcia z przyszłymi kryzysami, z czego część (jak powszechny obowiązek szkolny) narzucało państwo, a inne rodziły się wśród poddanych (w tym „praktyczna wiedza” w Chinach i Japonii, „nowy rozum” w Indiach Wielkich Mogołów, a także „rewolucja naukowa” w Europie). Innowacje te zapuściły najgłębsze korzenie w cywilizacji zachodniej i stanowiły kluczowy czynnik „wielkiego rozwidlenia”, która rozciągnęło się pomiędzy Azją Wschodnią a Europą Północno-Zachodnią.

Podsumowanie rozważa kilka implikacji wynikających z faktu, że katastrofa nie jest aberracją, lecz integralnym elementem dziejów ludzkości, zaś Epilog wskazuje, że obecna debata dotycząca globalnego ocieplenia miesza ze sobą dwa, odmienne zagadnienia: wpływ ludzi na ocieplanie świata; a także pytania, czy może, lub nie, dojść do nagłej zmiany klimatu. I chociaż nieliczni nadal mogą zaprzeczać temu pierwszemu, to dowody pochodzące z XVII w. rozwiewają jakiekolwiek wątpliwości odnośnie drugiego problemu. Skoro fundamentalne pytanie nie brzmi czy zmiany klimatyczne nastąpią, lecz kiedy, należałoby pilnie się zastanowić czy obecne państwa i społeczeństwa są gotowe, aby zainwestować pieniądze w nadchodzące i nieuniknione przyszłe katastrofy wywołane klimatem – huragany i tajfuny o potężnej sile; intensywniejsze fale upałów, susze i powodzie; podnoszące się poziomy mórz – czy też wolą czekać i zapłacić znacznie wyższą cenę za swoją bierność, która również jest nieunikniona.

CZĘŚĆ I

ŁOŻYSKO KRYZYSU

W latach 40. XVIII w. Voltaire napisał dla swojej przyjaciółki, markizy du Châtelet (cenionej matematyczki, którą historia nudziła) Esej o zwyczajach i duchu narodów oraz o głównych faktach z historii od Karola Wielkiego do Ludwika XIII. Jako pierwszy przedstawił w nim, że wojny i bunty, które wstrząsały Europą w poprzednim stuleciu, były częścią globalnego zjawiska. Opisując zabójstwo sułtana tureckiego w 1648 r., zauważył, że:

Ten nieszczęśliwy dla Ibrahima okres był równie nieszczęśliwy dla wszystkich władców. Świętym Cesarstwem Rzymskim wstrząsała osławiona wojna trzydziestoletnia. Wojna domowa pustoszyła Francję i zmusiła matkę Ludwika XIV do ucieczki wraz z dziećmi ze stolicy. W Londynie Karol I został skazany na śmierć przez własnych poddanych. Filip IV, król Hiszpanii, utraciwszy niemalże wszystkie posiadłości w Azji, utracił także Portugalię.

Voltaire poszedł o krok dalej i prześledził burzliwe dzieje Olivera Cromwella w Anglii, Li Zichenga w Chinach i innych, którzy sięgnęli po władzę siłą, uznając, że w połowie siedemnastego stulecia „z jednego końca świata na drugi rytm czasów wyznaczały ciągłe uzurpacje”[1].

W swoich Esejach Voltaire nieustannie akcentował globalny wymiar kryzysu: „W rwącym potoku rewolucji, który przelał się z jednego końca świata na drugi, tragiczne następstwo zdarzeń zagarniało ludzi, niczym wiatr wzburzający piasek czy fale. Rozwój sytuacji w Japonii to kolejny przykład...”. W obawie przed zanudzeniem markizy swoim 800-stronicowym dziełem, Voltaire streścił swoją tezę w jednym zdaniu: „Trzy rzeczy wywierają nieustanny wpływ na umysły ludzi: klimat, rząd i religia”. Po zebraniu razem, twierdził autor, takie trio oferowało „jedyną ścieżkę, pozwalającą wyjaśnić tajemnice tego świata”. Po powtórnej lekturze swojego dzieła, Voltaire po dwóch dekadach dodał czwarty czynnik, który jego zdaniem mógł „przynieść rozwiązanie temu, co nierozwiązywalne oraz wytłumaczenie temu, co niewytłumaczalne” w historii ludzkości: zmiany w liczbie ludności[2].

Niewielu naśladowców podchwyciło wizję Voltaire’a. I chociaż zastępy historyków do dzisiaj badają poszczególne rządy i religie z XVII w., to nieliczni prześledzili przemiany ludnościowe, a zaledwie garstka zastanowiła się nad wpływem zmian klimatycznych. Voltaire miał jednak rację: ok. 1618 r., akurat gdy liczba ludności osiągnęła niespotykane wcześniej wyżyny, globalne ochłodzenie dało początek ekstremalnym wydarzeniom klimatycznym, katastrofalnym zbiorom i regularnym wybuchom epidemii zarazy. Systemy demograficzne ludzkości nie są w stanie swobodnie zaadaptować się do tak nieprzyjaznych warunków, a mimo to większość rządów na całym świecie zamiast szukać sposobów na radzenie sobie z katastrofami naturalnymi i ratować swoich poddanych, tylko pogłębiała kryzys poprzez kontynuowanie wcześniej obranych kierunków polityki, a przede wszystkim wojen. Szereg czynników naturalnych i ludzkich wytworzył „łożysko” (posługując się metaforą zastosowaną przez hiszpańskiego pisarza Javiera Cercasa), zdolne wyżywić globalną katastrofę przez dwa pokolenia, do chwili, aż liczba ludności zmalała o jedną trzecią[3].

ROZDZIAŁ I

MAŁA EPOKA LODOWCOWA[1]

„Niespotykana i zadziwiająca seria zmian w pogodzie”

W 1614 r. Renward Cysat, botanik, archiwista i lokalny historyk z Lucerny w Szwajcarii, rozpoczął nową część swojej kroniki zatytułowanej Pory roku. Jako iż „przez ostatnich kilka lat byliśmy świadkami tak niespotykanych i zadziwiających serii zmian w pogodzie”, zdecydował, że należy spisać je z myślą o następnych pokoleniach, gdyż, niestety, ze względu na nasze grzechy, ostatnie lata były bardziej srogie i dotkliwe niż dawniej i na naszych oczach wszystko co żywe straciło swój wigor i to nie tylko ludzie i zwierzęta, lecz także plony i dobra, które rodzi Ziemia[2].

Cysat się nie mylił: „niespotykana i zadziwiająca seria zmian w pogodzie”, o której informował miała trwać przez niemal całe stulecie. W Afryce od 1614 do 1619 r. susze nawiedziły Angolę oraz ciągnący się wzdłuż południowych obrzeży Sahary, od Oceanu Atlantyckiego po Morze Czerwone, pas półpustynny, czyli Sahel. Zima na przełomie 1620 i 1621 r. była wyjątkowo sroga w całej Europie: zatoka Zuiderzee i wiele rzek zamarzło tak mocno, że przez trzy miesiące przejeżdżały po nich wyładowane towarami wozy, a w zdumienie wprawiał widok cieśniny Bosfor, która utworzyła skuty lodem most, po którym ludzie przeprawiali się do Azji (anomalia klimatyczna, z pewnością niemająca sobie równych). Lato 1627 r. było najbardziej deszczowym w ciągu ostatnich 500 lat, a 1628 to „rok bez lata”, z tak niskimi temperaturami, że wiele upraw w ogóle nie dojrzało. Od 1629 do 1632 r. znaczna część Europy doświadczyła gigantycznych ulew, po których nastąpiły susze, natomiast w północnych Indiach nastała „susza doskonała”, a następnie nadeszły niszczycielskie powodzie. W 1618 r. w chińskiej prowincji Fujian, położonej w strefie klimatu podzwrotnikowego, wystąpiły ciężkie śnieżyce, a cztery inne prowincje zmagały się z ostrą zimą w 1620 r. W Nowym Świecie w 1616 i 1621 r. susze nawiedziły Dolinę Meksyku i tak drastycznie zmniejszyły zbiory w zatoce Chesapeake, że nowa kolonia Wirginia znalazła się na krawędzi upadku.

Po kilku latach bardziej sprzyjającej pogody susze i mrozy w latach 1640-1644 ograniczyły wzrost drzew na terenie dzisiejszych zachodnich Stanów Zjednoczonych, podczas gdy w pasmie Canadian Rockies w Górach Skalistych od 1641 do 1653 r. wystąpiły dotkliwe susze. Brak opadów w Dolinie Meksyku w 1640, 1641 i 1642 r. skłonił duchownych ze stolicy Nowej Hiszpanii do zorganizowania procesji w intencji przebłagalnej z figurą Virgen de los Remedios (Matki Boskiej Nieustającej Pomocy), która, jak wierzono, sprowadza deszcz, aby Bóg zainterweniował zanim wszyscy umrą z głodu (był to pierwszy raz, gdy sięgano po ten wizerunek kilka lat z rzędu). W Massachusetts gubernator John Winthrop zanotował na początku 1642 r., że:

Mrozy były tak silne i nieprzerwane tej zimy, iż całą zatokę skuł lód, z taką siłą i na tak długo, że nawet Indianie nie widzieli nic podobnego od czterdziestu lat (...). Również i na południu kąsał mróz i zalegał śnieg, a nawet w samej Wirginii większość potężnej zatoki [Chesapeake] zamarzła, razem z jej długimi rzekami.

Bardziej na północ angielscy osadnicy na wybrzeżu Maine narzekali na „zimę, która przeszywa do szpiku kości” oraz, że „ciężko w słowach oddać tak ekstremalne warunki pogodowe”[3].

Pogoda daleka od normalnej utrzymywała się także po drugiej stronie Pacyfiku. W Japonii w 1641 r. pierwszy śnieg pojawił się w Edo (dawna nazwa Tokio) już 28 listopada, niemalże najwcześniej w świetle zachowanych zapisów (przeciętnie jest to 5 stycznia), a wiosna w tamtym jak i następnym roku przyszła wyjątkowo późno. Wydrukowana w 1642 r. na Filipinach broszura ostrzegała przed „wielkim głodem”, który mogą spowodować „potężne susze” występujące na całym archipelagu; z kolei dwa lata później jeden z mieszkańców Manili zanotował, że raz jeszcze „rok ten naznaczył głód szerzący się wśród Indian [Filipińczyków], gdyż zbiory ryżu były marne na skutek suszy”[4]. W północnych Chinach liczne druki ulotne w 1640 r. informowały o suszy, a w następnym roku na skutek braku opadów wysechł Wielki Kanał, którym transportowano żywność do Pekinu (kolejne zdarzenie bez precedensu). Od 1643 do 1671 r. Jawę nawiedziła najdłuższa susza, jaką zanotowano w ciągu ostatnich czterech stuleci.

Także i kraje śródziemnomorskie ucierpiały na skutek ekstremalnej pogody. Wiosną 1640 r. Katalonię nawiedziła tak ciężka susza, że władze ogłosiły specjalne święto, aby wszyscy mieszkańcy mogli udać się na pielgrzymkę do lokalnych kapliczek i wznieść modły o deszcz – zdarzenie takie miało miejsce zaledwie cztery razy w ciągu ostatnich pięciu wieków. W 1641 r. Nil osiągnął swój najniższy poziom w historii, a wąskie słoje widoczne w przekrojach drzew z Anatolii świadczą o niszczycielskiej suszy. Z kolei jesień w Macedonii była tak „pełna ulew i śnieżyc, że wielu robotników zmarło na skutek mrozów”; w 1642 r. w Hiszpanii Gwadalkiwir wystąpił z brzegów i zalał Sewillę; lata 1640-1643 to z kolei okres najintensywniejszych ulew w historii pomiarów w całej Andaluzji[5].

Mieszkańcy Anglii mówili o „niespotykanych jak na sierpień temperaturach w 1640 r., kiedy to ziemię smagały niebywale silne wichury, a także zalewały obfite deszcze”, z kolei śnieżyce i mrozy, jakie nawiedziły Irlandię w październiku 1641 r., uznano za „surowsze niż (...) od dawna, a może kiedykolwiek widziała”[6]. Niespotykanie gwałtowne deszcze i niskie temperatury występowały na Węgrzech od 1638 do 1641 r.; letnie przymrozki regularnie niszczyły uprawy w Czechach; z kolei rok 1641 do dzisiaj pozostaje jednym z najzimniejszych w historii pomiarów w Skandynawii. Niezwykle wąskie słoje roczne drzew w Alpach w latach 40. XVII w. wskazują na słabe sezony wzrostu, a na skutek maksymalnego, historycznego zasięgu lodowców górskich, które przesunęły się o ponad 1,5 kilometra w stosunku do obecnego położenia, z krajobrazu znikają gospodarstwa rolne, a nawet całe wioski. We wschodniej Francji każde zbiory winogron od 1640 do 1643 r. rozpoczynały się miesiąc później niż zwykle, a ceny zboża poszły w górę, co wskazuje na słabe zbiory. W Niderlandach powodzie wywołane roztopami na początku 1643 r. przemieniły tereny wzdłuż biegu rzeki Mozy w „największe pustkowia, jakie można sobie wyobrazić: domostwa były potrzaskane i wywrócone, a ciała ludzi i zwierząt wisiały na żywopłotach. Nawet z najwyższych gałęzi drzew zwisały gromady krów, owiec i kurczaków”. Prawdopodobnie najbardziej wstrząsające jest wspomnienie żołnierza, służącego w środkowych Niemczech, który w swym dzienniku zanotował, że w sierpniu 1640 r. „panował tak srogi mróz, iż niemalże zamarzliśmy na sopel w naszych kwaterach, a podczas marszu trzy osoby mróz zabrał do grobu: kawalerzystę, kobietę i sługę”[7].

Dane z południowej półkuli wskazują na podobne aberracje klimatyczne. W Potosí (dzisiejsza Boliwia), drugim największym mieście obu Ameryk, w 1626 r. „po długotrwałych suszach przyszły intensywne deszcze”, które odkształciły wały potężnego zbiornika Caricari, z którego dostarczano wodę do ingenios (maszyn), wykorzystywanych przy procesie rafinowania srebra. Naoczni świadkowie opisują, jak w przeciągu kilku minut „lawina wody” zmyła ponad trzydzieści rafinerii, zniszczyła ok. 2000 domostw i porwała być może nawet 4000 ludzi. W Chile brak opadów od 1615 do 1637 r. zmusił inkwizytora do złożenia przeprosin przed swoimi zwierzchnikami, że nie przesłał żadnych wpływów z grzywien i konfiskat, gdyż „z powodu susz nie udało się zebrać nawet złamanego grosza”[8]. Przyrosty słojów drzew w Patagonii wskazują na znacznie mroźniejszą pogodę w latach 40. XVII w., zaś lodowce górskie w Boliwii i Peru osiągnęły swój maksymalny zasięg pomiędzy 1630 a 1680 r. W Afryce, dane z Angoli wskazują, że w drugiej ćwierci siedemnastego stulecia doszło do niespotykanej kulminacji susz, plag szarańczy i szalejących zaraz.

Na północnej półkuli czwarta dekada XVII w. zakończyła się falami ekstremalnej pogody. Na Wyspie Wight w południowej Anglii, miejscowy właściciel ziemski narzekał, że „od 1 maja do 15 września [1648 r.] były co najwyżej trzy dni bez nieustannego deszczu”, a kiedy król Karol I (osadzony w pobliskim więzieniu) spytał, czy „na wyspie zwykła być taka pogoda, odpowiedziałem tedy, że od czterdziestu lat czegoś podobnego nie widziałem”. W Szkocji „długie i intensywne deszcze przez wiele tygodni zwiastowały nadchodzącą klęskę głodu”, a Irlandię dotknęły „tak wielkie niedobory zboża (...) jakich nikt nie pamięta”[9]. Następnej zimy barka transportująca ciało króla Karola, straconego 30 stycznia 1649 r., w górę Tamizy do miejsca jego wiecznego spoczynku, obijała się o kry lodowe. Także i w innych rejonach Europy suma opadów była nadzwyczajna – 226 dni deszczu bądź śniegu według szczegółowych zapisów z Fuldy w Niemczech (gdzie górną granicę w XX w. wyznacza 180 dni w roku) – po czym nadeszła „zima trwająca sześć miesięcy”. We Francji fatalna pogoda w roku 1648, 1649 i 1650 przesunęła czas zbiorów winogron na październik i wywindowała ceny chleba do najwyższego poziomu od niespełna stulecia. W Chinach zima na przełomie 1649 i 1650 r. była najprawdopodobniej najsurowszą w historii pomiarów. Potężna susza w 1649 r. doprowadziła do „głodu zimowego” w Ameryce Północnej i jak ujęła to Kathryn Magee Labelle, „całkowicie odmieniła” losy Huronów (obecnie znanych jako Wyandotte – przyp. tłum.) żyjących wokół jeziora Huron: mimo iż plemienia nie spotkała zagłada, to już na zawsze pozostali rozproszeni[10].

Ani chwili wytchnienia nie przyniosły lata 50. W 1651 r. równoczesne roztopy śniegu i fale sztormowe spowodowały najpoważniejsze powodzie od osiemdziesięciu lat na wybrzeżu Republiki Zjednoczonych Prowincji, a na skutek roztopów z brzegów wystąpiła także Wisła, Sekwana i inne wielkie rzeki. Dla odmiany, w tym roku odnotowano także najdłuższą suszę w Langwedocji, na południu Francji: 360 dni, niemalże cały rok. Wiosną 1654 r. mieszkańcy Bałkanów zaklinali się, iż „nigdy przedtem nie widzieli takich zamieci i nie odczuwali takiego mrozu, wilgoci i chłodu”, że nawet „oliwa z oliwek i wino zamarzały w słojach”, podczas gdy Anglicy cierpieli „niebywałą suszę, która nadeszła kilka lat temu i nadal zaciska wokół nas swe szpony”[11].

Swej zimy stulecia północna półkula doświadczyła na przełomie 1657 i 1658 r. Wzdłuż wybrzeża atlantyckiego Ameryki jelenie swobodnie gnały przez skutą lodem rzekę Delaware. W Europie ludzie jeździli konno po zamarzniętym Dunaju w Wiedniu, po Menie we Frankfurcie i Renie w Strasburgu; kanał rozdzielający Haarlem i Lejdę przez dwa miesiące skuwał lód; Bałtyk zamarzł zaś tak mocno, że armia szwedzka z całym parkiem artyleryjskim przemaszerowała ponad 30 kilometrów po lodzie z Jutlandii, aby przypuścić niespodziewany atak na Kopenhagę. Dyplomata podróżujący przez Bałkany zauważył, że w lutym 1658 r. panował taki ziąb, iż zawracały nawet wędrujące ptaki, co „wprawiło wszystkich w zdumienie”; z kolei John Evelyn uznał, że jemu i jego współziomkom dane było doświadczyć „najcięższej zimy, jaką obecni mieszkańcy Anglii pamiętają: krukom przymarzały łapy do padlin, na których żerowały; lodowe wysepki więziły zarówno ryby, jak i ptaki wodne, a nawet nieszczęśników w swoich łodziach”. Jak tylko śnieg i lód zaczął się topić, nieuniknione były niszczycielskie powodzie: Sekwana zalała ulice Paryża i innych miast, a w całych Niderlandach wezbrane rzeki przerywały tamy. Lieuwe van Aitzema, oficjalny historyk Republiki Zjednoczonych Prowincji, poświęcił w swojej kronice dwie strony ekstremalnym zmianom klimatycznym, które miały miejsce w całej Europie w 1658 r., „kiedy to zima była sroga i surowa zarówno na początku, jak i na końcu roku”[12].

Tak nietypowe zachowania klimatu często nadchodziły w niespotykanych natężeniach. Spośród 62 zanotowanych wylewów Sekwany w Paryżu i jego okolicach, 18 miało miejsce w siedemnastym stuleciu. W Anglii (a zapewne też i w innych rejonach północno-zachodniej Europy), „od jesieni 1646 r. zła pogoda przez pięć lat niszczyła zbiory zboża i siana”, zaś pomiędzy 1657 a 1661 r. nastąpiło pięć kolejnych fatalnych zbiorów: w sumie dziesięć na przestrzeni szesnastu lat. Ziemie nad Morzem Egejskim i Morzem Czarnym doświadczyły w 1659 r. najgorszej suszy ostatniego tysiąclecia; w 1675 r. na znacznej części północnej półkuli po raz kolejny wystąpił „rok bez lata”; na przełomie 1683 i 1684 r. Tamizę w Londynie skuł tak gruby lód, że co bardziej przedsiębiorczy handlarze wybudowali na zamarzniętej rzece drogi i wznieśli stragany, które odwiedzały „tysiące ludzi, niekiedy spacerujących równocześnie”[13]. W 1686 r. inżynier wojskowy, służący podczas kampanii na terenach dzisiejszej Rumunii, narzekał, że „już od trzech lat nie spadła choćby kropla deszczu”. Jeziora i rzeki powysychały, a „tam gdzie niegdyś rozciągały się bagna, ziemia popękała tak głęboko, że może służyć za kryjówkę dla stojącego człowieka (...) nie jest mi znana druga tak długa i zatrważająca susza”[14]. W Rosji słoje przyrostu rocznego oraz analizy osadów torfowych i pyłków wskazują na jedne z najchłodniejszych wiosen, jesieni i zim pomiędzy 1650 a 1680 r.; z kolei w Chinach w trakcie tych samych trzech dekad w dolinach rzek Jangcy i Huang He wystąpiły najostrzejsze nawroty chłodu w ciągu ostatnich dwóch tysiącleci. Gdy w latach 70. XVII w. turecki podróżnik Ewlija Czelebi dotarł do Egiptu, powitały go śnieżyce i grad, co wzbudziło jego niezadowolenie, gdyż „nikt tutaj nigdy nie nosił futer. Po prostu nie było zim. Teraz jednak nadeszły, i to ciężkie, i chłód zmusił nas do wdziania futer”[15].

W poszukiwaniu kozłów ofiarnych

Tak niecodzienna pogoda skłoniła część współczesnych ludzi do podejrzeń, że oto są świadkami zmiany klimatu. W czerwcu i lipcu 1675 r. (drugim „roku bez lata” w tym stuleciu) paryska bywalczyni salonów, markiza de Sévigné żaliła się córce, zamieszkałej w Prowansji, że „jest okropnie chłodno: palimy we wszystkich kominkach, tak jak Ty”; wyjawiła też, że „podobnie jak Ty, sądzimy, iż zachowanie Słońca i pór roku przeszło jakąś zmianę”. Pokolenie później cesarz Kangxi, bacznie studiujący i zbierający raporty pogodowe z całych Chin, sądził, że „cykle Niebios i przenikająca Ziemię pneuma [qi] zostały poddane pewnym zmianom”, gdyż na południu,

pamiętamy jak przed 1671 r. nowe zbiory pszenicy ozimej pojawiały się ósmego dnia, czwartego miesiąca roku księżycowego [czyli 16 maja w 1671 r.]. Podczas naszych wcześniejszych objazdów po Jiangnanie już osiemnastego dnia trzeciego miesiąca ludzie żywili się mąką ze zbiorów pszenicy. Obecnie mamy zaś połowę czwartego miesiąca, a zbiory pszenicy nadal nie zostały zebrane (...). Doszły mnie także słuchy, że aż do teraz w Fujianie nigdy nie padał śnieg. Od kiedy jednak mocarne armie naszej dynastii wkroczyły do tego regionu [1645], zawsze zalegał tam śnieg.

Cesarz ze zdziwieniem zauważył także, że na północy państwa „lód miewał niegdyś grubość ponad dwóch metrów. Teraz jednak pogoda jest znacznie łagodniejsza niż dawniej”[16].

Wielu współczesnych obserwatorów przypisywało ekstremalną pogodę rozgniewanym bóstwom. Mędrzec Qi Biaojia, obserwując obfite i przedłużające się śnieżyce w Chinach w latach 1641-1642, stwierdził iż „Niebiosa ogarnął straszliwy gniew”; jakiś czas później cesarz Kangxi uznał, że „skoro nasze rządy kroczą niewłaściwą ścieżką, Niebiosa ściągną na nas nieszczęścia”. Znacznie dosadniej wyrażała to chińska ludowa przyśpiewka z tego okresu:

Starcze z nieba, Twą władzę nadgryza czas

Słuch Cię opuścił, oczy zawiodły.

Już ludzi nie widzisz, nie słyszysz ich wołań.

Na tych co krew przelewają i niosą pożogę, czeka chwała;

Na tych co poszczą i wznoszą modły,

Głód.

W 1641 r. mieszkający na Filipinach jezuita zastanawiał się, czy równoczesna erupcja trzech wulkanów nie oznacza, że „Opatrzność Boża pragnie zwrócić na coś naszą uwagę, może ostrzec przed nadciągającą katastrofą, karą za nasze grzechy, lub utratą jednej z ziem, gdyż Bóg w swym gniewie tego pragnie”. Osiem lat później w Londynie wydano broszurę, zatytułowaną „Sposób na sprowadzenie deszczu, drogą pytań i odpowiedzi”, która zawierała następujący dialog: „[Pytanie:] Dlaczego deszcz niekiedy tak obficie zalewa Ziemię? Odpowiedź: Gdyż Pan za właściwy sąd uznaje jego sprowadzenie”[17].

Takie rozumowanie odzwierciedla nieustanny pekatogeniczny ogląd świata (od peccatum, łacińskiego słowa oznaczającego grzech): przypisywanie nieszczęść pokroju klęsk militarnych, złej pogody czy głodu występkowi ludzkiemu, a tym samym przekładanie „katastrof na bardziej zrozumiały język, co pozwala oswoić te nieprzewidywalne w swej naturze zdarzenia, a także zalecić pewną dozę działań zapobiegawczych”[18]. Przykładów nie brak. W 1648 r. jeden z głównych doradców króla Hiszpanii Filipa IV uznał, że „główne nieszczęścia spadające na to królestwo mają swe źródło w licznych grzesznikach i niesprawiedliwościach”, tym samym też ukaranie tych pierwszych i „szybkie przywrócenie prawu jego należnego miejsca są niezbędnymi krokami, które należy podjąć, aby Bóg przywrócił pomyślne dni monarchii, których tak pilnie teraz potrzeba”[19]. W latach 30. XVII w. w Niemczech, protestanckie magistraty z Norymbergii nakazały mieszkańcom zachować umiar w jedzeniu, piciu i zbytku, a także wystrzegać się cielesnych uciech (zwłaszcza cudzołóstwa, sodomii i tańców), aby odsunąć od siebie Boże niezadowolenie. Ich katolicki sąsiad, Maksymilian Bawarski, również zabronił tańców, hazardu, pijaństwa i seksu pozamałżeńskiego; ograniczył czas trwania i koszty ceremonii ślubnych; kobietom zabronił pokazywać się w spódnicach odsłaniających kolana; wspólne kąpiele mężczyzn i kobiet w łaźniach zostały prawnie zabronione; na jakiś czas odwołano też karnawał i ostatki. W latach 40. XVII w. Parlament angielski „zarządził i nakazał”, aby londyńskie magistraty „zamknęły i zburzyły” wszystkie teatry, publicznie wybatożyły aktorów i nałożyły grzywny na widzów, gdyż sztuki podsycały „w wielkim stopniu gniew Boga i niezadowolenie, które położyły się cieniem na tym królestwie”[20].

Poszukiwanie kozłów ofiarnych wzmogło także polowania na czarownice w Europie i jej zamorskich koloniach, prowadząc do procesów o czary i egzekucji tysięcy ludzi, tylko dlatego, że ich sąsiedzi obwiniali ich o swoje nieszczęścia. Jak zauważył Wolfgang Behringer, siedemnaste stulecie to nie tylko znaczący wzrost oskarżeń czarownic o dziwne zachowanie pogody, lecz także największe nasilenie prześladowań w najchłodniejszych dekadach. Większość ofiar stanowiły kobiety, niezdolne do obrony na własną rękę, z czego większość żyła na peryferyjnych obszarach zdominowanych przez rolnictwo (w Lotaryngii i Nadrenii hodowlę winorośli; w Szkocji i Skandynawii zbóż), gdzie w pierwszej kolejności i najciężej odczuto skutki globalnego ochłodzenia. Tak samo w południowych Niemczech, doświadczonych w 1626 r. gradobiciem, a następnie arktycznymi temperaturami, doszło do aresztowań, tortur i egzekucji 900 mężczyzn i kobiet podejrzanych o czarostwo i sprowadzenie nieszczęść. Dwadzieścia lat później podobnie postąpił Parlament Szkocji, zrzucając winę za obfite śnieżyce i deszcze, które zniszczyły zbiory na „grzech czarostwa, który zaraża te ziemie”; aby złagodzić gniew Boży, nakazano więcej egzekucji za czary niż kiedykolwiek w historii kraju. W Ameryce Północnej podczas niedoborów żywności w latach 1635-1645 polowanie na czary objęło Huronów, nie powinno też dziwić, że procesy czarownic z Salem z 1691 i 1692 r. miały miejsce w okresie niespotykanych chłodów i niedostatku. Podobnie w Chinach, gdzie „każdy gnębiony przez opresyjnego współziomka czy natrętnego wierzyciela” rzucając oskarżenie o czary „zapewniał sobie wytchnienie. Każdemu kto obawiał się sędziego, oskarżenie służyło jako tarcza. Każdy kto chciał się szybko wzbogacić, mógł liczyć na nagrodę. Zazdrośnicy otrzymywali zadośćuczynienie, gnębiciele siłę, a sadyści rozkosz”[21].

Przywoływanie przyjemności cielesnych, sztuk teatralnych i czarostwa jako przyczyn katastrof w siedemnastym stuleciu wypada blado w porównaniu z pięcioma innymi podejrzanymi: gwiazdami, zaćmieniami, trzęsieniami ziemi, kometami i plamami słonecznymi. Przebywający w 1648 r. w Niemczech szwedzki dyplomata zastanawiał się, czy następujące po sobie bunty „można wyjaśnić na podstawie jakiejś ogólnej konfiguracji gwiazd na niebie”. Według hiszpańskiego kronikarza, jedynie „złowróżbny wpływ gwiazd” mógłby wyjaśnić zbieg okoliczności, że „tylko w jednym roku [1647-1648] w Neapolu, na Sycylii, w Państwie Kościelnym, Anglii i Francji” doszło do tak „niebywałych okropieństw i zadziwiających zdarzeń”. Kilka lat później w podobnym tonie rozważał Majolino Bisaccione, twierdząc, że „jedynie wpływ gwiazd” mógł zrodzić tak wielki „gniew wśród ludzi przeciwko rządzącym”[22].

Inni zrzucali winę na zaćmienia. W 1640 r. autor hiszpańskiego almanachu zapewniał, że niedawne zaćmienie słońca dało początek „wojennym nieszczęściom, politycznym wstrząsom, a także sprowadziło krzywdę na zwykłych ludzi”. Pewien Anglik prorokował, że przewidziane na 1642 r. dwa zaćmienia księżyca i niezwykłe ułożenie planet mogą sprowadzić „ostre trzeciaczki, wojny, głód, zarazę, pożary domostw, gwałty, wyludnienie, rzezie, podszepty ku buntom, wygnania, wtrącenia do lochów, okrutne i nagłe zgony, zawłaszczenia, kradzieże i rajdy piratów”. W Indiach Wielkich Mogołów nawet sam władca, Aurangzeb, gorliwy muzułmanin, stosował się do specjalnych zaleceń podczas zaćmień i pozostawał w komnatach, spożywając jedynie skromne posiłki. Zaćmienie Słońca z 1654 r. sprawiło, że część „perskich mędrców” w Iranie uznała to za znak, iż „zmarł król”; inni twierdzili, że oto nadchodzi wojna i wkrótce zostanie przelana krew[23].

Wielu ludzi z XVII w. wierzyło także, że trzęsienia ziemi są zwiastunami katastrof. W 1643 r. holenderski autor pamfletów zapewniał swoich czytelników, że:

Trzęsienie ziemi, które nie tak dawno odczuliśmy w 1640 r., było zapowiedzią wielkich następstw i wstrząsem dla największych królestw na całej Ziemi, gdyż tuż przed, jak i zaraz po wybuchł bunt w Katalonii, Portugalia opuściła swych panów, gotowało się w Szkocji, burzyło w Irlandii, a także bratnie (choć barbarzyńskie) wojny, wielkie zmiany i nieoczekiwane rozruchy pojawiły się w Anglii[24].