Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Współwydawca: Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza
Tom I - 576 str.
„Gombrowicz. Ja, geniusz” to podróż pełna zagadek i znaków zapytania. Zaczyna się na długo przed 1904 rokiem i kończy śmiercią pisarza. To nie tylko podróż, w czasie której z nieopierzonego ziemiańskiego syna wyrośnie pewny swej indywidualności twórca, kreujący zupełnie nowy język filozof i w końcu zmęczony sławą człowiek, to również wędrówka przez kompleksy polskiej – i nie tylko – literatury, historii, tradycji i obyczajowości
Tom pierwszy wprowadza w zawiłości życia rodzinnego i ziemiańskiego na tle historii rodów Gombrowiczów i Kotkowskich. Mały Itek, „dziwak”, niemieszczący się w wielkopańskim „comme il fault”, przeobraża się w pisarza Witolda, który własne klęski i lęki przekuwa konsekwentnie w swój oręż. Wydanie „Pamiętnika z okresu dojrzewania” otwiera mu drzwi do warszawskiego środowiska literackiego, poznaje Schulza, Witkacego i zaczyna „prowadzić swoje gry” przy stoliku nad małą czarną. Fascynuje i odpycha, usilnie walcząc o „narzucenie” siebie. W 1938 roku wydaje „Ferdydurke”, ale sukces pierwszej powieści przytłumia zbliżająca się wojna. Podróż do Argentyny uchroni Witolda przed wojennym losem, który przypadnie jego bliskim, a równocześnie pozwoli się ostatecznie wyzwolić, doszlifować warsztat literacki i oddać homoerotycznym przygodom w labiryncie Buenos Aires. Gdy w 1945 roku kończy się wojna, Witold nie zamierza wracać do Polski i rozpoczyna los pisarza na emigracji.
Tom II - 600 str.
Mieszkanie przy ulicy Venezuela 615 i kawiarnia Rex stają się sceną kolejnego aktu w życiu Witolda Gombrowicza. Pisarz, który decyduje się zostać w Ameryce Południowej, zaczyna batalię o tłumaczenie „Ferdydurke”. Choć kończy się ona klęską, wprowadza w jego życie jedną z najważniejszych dla niego osób, młodego Alejandra Rússovicha. Ponieważ brak środków do życia staje się coraz bardziej dotkliwy, czterdziestoparoletni Witold musi podjąć pierwszą etatową pracę – urzędnika w banku. Przełomem w życiu pisarza okaże się nawiązanie współpracy z paryską „Kulturą”, która opublikuje kolejne części „Dziennika”, „Trans-Atlantyku” i „Ślub”.
Gombrowicz znów zaczyna być czytany, lecz dopiero tłumaczenie jego dzieł we Francji oraz wywalczone przez Kota Jeleńskiego stypendium w Niemczech w 1963 roku pozwolą na powrót do Europy na pokładzie Frederico C. Mijają lata, zanim osiąga stabilizację i staje się starszym panem z Vence, który czeka na Nobla u boku młodej towarzyszki życia Rity Labrosse. Umiera w 1969 roku nękany przez astmę i kłopoty z sercem, nie otrzymawszy tej najważniejszej nagrody literackiej i pozostając „najbardziej znanym z nieznanych pisarzy”.
Choć trudno w to uwierzyć, „Gombrowicz. Ja, geniusz” to pierwsza pełna biografia pisarza. Klementyna Suchanow przez lata zbierała materiały, prowadziła rozmowy i podróżowała śladami Gombrowicza. Efektem jest monumentalne dzieło, w którym odbija się nie tylko Itek/Witold, ale także fermentująca kulturowo Europa XX wieku na tle skomplikowanych historycznych wydarzeń.
Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Projekt współfinansowany przez Miasto Stołeczne Warszawa
„Dzięki wyczerpującej, opartej na wielu nieznanych źródłach i dokumentach biografii Suchanow wiemy w końcu, kim był Gombrowicz i jakie miał życie. Dzięki uporowi i talentowi autorki mamy nareszcie kompletną opowieść o jednym z najważniejszych pisarzy nowoczesnych. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak odkryć ponownie jego dzieła.” Michał Paweł Markowski
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 616
SERIA BIOGRAFIE
Już w księgarniach:
Beata Chomątowska Lachert i Szanajca. Architekci awangardy
Aleksander Kaczorowski Havel. Zemsta bezsilnych
Małgorzata Czyńska Kobro. Skok w przestrzeń
Angelika Kuźniak Stryjeńska. Diabli nadali
Aleksander Kaczorowski Hrabal. Słodka apokalipsa
Stanisław Bereś Gajcy. W pierścieniu śmierci
Olga Szmidt Kownacka. Ta od Plastusia
Mariusz Urbanek Makuszyński.O jednym takim, któremu ukradziono słońce
Wojciech Orliński Lem. Życie nie z tej ziemi
Klementyna Suchanow
Gombrowicz
Ja, geniusz
tom I
Wszelkie powielanie lub wykorzystanie niniejszego pliku elektronicznego inne niż autoryzowane pobranie w zakresie własnego użytku stanowi naruszenie praw autorskich i podlega odpowiedzialności cywilnej oraz karnej.
Projekt okładki Agnieszka Pasierska / Pracownia Papierówka
Projekt typograficzny Robert Oleś / d2d.pl
Fotografia na okładce © Archiwum Uniwersytetu Warszawskiego
Wybór fotografii Klementyna Suchanow i Katarzyna Bułtowicz
Dołożono wszelkich starań, by odszukać wszystkich właścicieli praw autorskich zdjęć wykorzystanych w książce. W przypadku ewentualnych niejasności wydawca zapewnia, że prawa wszystkich właścicieli będą respektowane.
Copyright © by Klementyna Suchanow, 2017
Copyright © by Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, Warszawa 2017
Copyright © by Wydawnictwo Czarne, 2017
Redakcja Tomasz Zając
Korekta Ewa Polańska / d2d.pl, Jadwiga Makowiec / d2d.pl
Redakcja techniczna i skład Robert Oleś / d2d.pl
Mapy Alicja Rosé
Zrealizowano w ramach stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
Projekt współfinansowany przez miasto stołeczne Warszawa i Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej
Współwydawca: Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza
Skład wersji elektronicznej d2d.pl
ISBN 978-83-8049-579-1
Seria
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
I Pomiędzy Litwą a Kongresówką
Wstęp
Bodzechów. Historia rodu Kotkowskich
Wysoki Dwór. Historia rodu Gombrowiczów
II Małoszyce
Pan Gombrowicz poślubia pannę Kotkowską
Narodziny Witolda
Ojciec
Matka
Ziemiańskie życie
Edukacja
Choroba
Zmiana
III Służewska 3
Przeprowadzka
Trio chłopców
Szkoła
Prapoczątki literackie
Nie chodził do teatru?
Młodzieniec przyłapany przez Historię
Uniwersytet
Kobiety. Kucharki
Niesmak kultury w Paryżu
Tajemnica Pirenejów
Spalone w Zakopanem
Pamiętnik z okresu dojrzewania
Cierpienia debiutanta
Wstęp do życia artystycznego
Początek końca świetności rodu
IV Chocimska 35
Wejście w świat
Dramatopisarz i dramat pisarza
Młode pokolenie
Kawiarnia i Eros
Ferdydurke
Witold i Bruno
Miejsce akcji – warszawskie kawiarnie
Przyłapany przez Historię po raz drugi
Ostatnie podskoki z… Iwoną
Opętany strachem
V Transatlantyk
W przestrzeni oceanu
Port Buenos Aires
VI W labiryncie Buenos Aires
Guerra
Gombrowicz jako uchodźca
Skandal z odczytem
Mitologia Retiro
Nędza i rozkwit
Los literatos
Niewyjaśniona gorączka
Nota edytorska
Źródła fotografii
Przypisy
Kolofon
Zanim wyruszymy w wędrówkę po życiu Witolda Gombrowicza, trzeba nakreślić pewną mapę. Zacząć musimy od Małoszyc – miejsca urodzenia. Znajdują się one „między Wschodem a Zachodem, gdzie Europa już poczyna się wykańczać”[1]. Ta Europa jest jeszcze miejscem zamieszkanym przez królów, królowe i księżniczki.
Małoszyce leżą ponad 100 kilometrów od Warszawy, a około 50 kilometrów od Sandomierza i wchodzą w skład guberni radomskiej. Z kolei gubernia radomska stanowi część Królestwa Polskiego (Carstwo Polskoje), które kiedyś było Rzeczpospolitą. Mowa zatem o kraju wymazanym z atlasów i podzielonym od ponad stu lat między sąsiednie kraje: Rosję cara Mikołaja II, Austrię należącą do cesarza Franciszka Józefa I i Prusy rządzone przez cesarza Wilhelma II.
Z Małoszyc do dworu cara, a króla polskiego, Mikołaja II w Petersburgu jest ponad 1300 kilometrów. Najpierw trzeba dotrzeć do Radomia, potem z Radomia w kilka godzin dojeżdża się do Warszawy, byłej stolicy, obecnie twierdzy. Tam na Dworcu Petersburskim wsiada się do pociągu, który przystaje na różnych stacjach z przerwami na posiłki. Śniadanie w Wilnie, obiad w Dyneburgu, kolacja – na przykład – w Pskowie. W sumie wychodzą ponad trzy doby. Od sezonu zimowego 1904/1905 wyjazd ekspresu relacji Cannes–Petersburg przez Warszawę tylko w poniedziałki i piątki. Po drodze przejeżdżamy przez Litwę, niedaleko Kowna i Poniewieża, które również okażą się ważne w tej historii.
Wszystkie te miejsca doprowadzą nas do Witolda Gombrowicza, ale choć urodził się w Małoszycach w 1904 roku, podróż zaczniemy od wieku XV. Historia jego przodków zawiedzie nas do lat dziewięćdziesiątych wieku XIX, do dnia, który zadecyduje o połączeniu się Gombrowiczów z Kotkowskimi.
Rodzina matki naszego bohatera, Kotkowscy herbu Ostoja, od początku XIX wieku zamieszkiwała Bodzechów. Osada znajdowała się pod Ostrowcem, miasteczkiem w dużej mierze żydowskim, przy głównej drodze z Radomia do Sandomierza. Kotkowscy przybyli tutaj spod Kielc, z Nagłowic, Kaczkowic i Rzuchowa.
W 1747 roku Józef Kotkowski nabył w okolicy wieś Nagrzanki. I tak Ignacy Kotkowski (1777–1854), syn Józefa[2], rotmistrza chorągwi pancernej, prapradziadek Witolda, urodził się „na małym kawałku ziemi rodziców”[3], dzielonej z pokolenia na pokolenie między synów. Nie dawało to najlepszych perspektyw na przyszłość i szukał dla siebie innych możliwości. Zaangażował się w powstanie kościuszkowskie, które miało wyzwolić Polskę, podzieloną między zaborców. W czasie gdy Europa zajęta była sprawą rewolucji francuskiej, on wziął udział w bitwie pod Maciejowicami. Mianowano go porucznikiem, niestety wojska powstańcze poniosły klęskę, Kościuszko dostał się do niewoli, a Ignacy Kotkowski został raniony w szyję. Po latach najął się jako administrator różnych majątków, aż trafił do dóbr rodziny Małachowskich w Bodzechowie. Dobra te znajdowały się w nie najlepszym stanie, zniszczone przez wojska rosyjskie, które przez kilka tygodni plądrowały majątek, spichlerz, piwnice, zrabowały konie, powozy, zapas wymłóconego zboża i dokonały gwałtów na kobietach, a przy kościele w Grocholicach „nawet w grobach trupy przerzucali i z trumien wyrzucali”[4].
[^] Rodzinny dwór Kotkowskich w Bodzechowie
Bodzechów „był to pięćsetwłókowy majątek o urodzajnej ziemi i pięknych lasach”[5] nad rzeką Kamienną, wcześniej w rękach Lubomirskich i Sanguszków. Od XVIII wieku jako prywatne dobra wraz z kilkoma okolicznymi wsiami przeszedł w posiadanie rodziny Małachowskich herbu Nałęcz. Kanclerz Jacek Małachowski, znany z dziwactw, „który tu mieszkał w czerwono pomalowanym dworze, dziwacznej wielce struktury”[6], w 1787 roku przyjmował powracającego z Ukrainy ostatniego polskiego króla. 8 czerwca Stanisław August Poniatowski po przeprawie na drugą stronę Wisły, witany po drodze przez ludność, zajechał po południu pod pałac w Bodzechowie. Nie miało to wielkiego znaczenia w historii – król zjadł obiad, przeszedł się po parku wokół pałacu urządzonego w stylu francuskim, potańczył na balu, przespał się i nazajutrz rano wyjechał – ale pozwoli w przyszłości chwalić się Witoldowi przed znajomymi. W 1810 roku Bodzechów odwiedził także saksoński król Fryderyk August III jako książę polski, ale tym faktem rodzina już się nie będzie szczyciła, bo to był król obcy.
Ignacy ożenił się z Agnieszką Kliszewską, a było to „małżeństwo z wielkiej miłości”[7], w którym spłodzono pięciu synów i dwie córki. Ignacy – jak pisze jego potomek, a brat Witolda – „natrafić musiał na dobrą koniunkturę, a energia i odwaga, z jaką prowadził fabrykę, uczyniła go wkrótce zamożnym człowiekiem”[8]. To zdanie dość nieprecyzyjnie oddaje prawdę. Ignacy Kotkowski nie był jedynym, który pracował dla Małachowskich. Najpierw bowiem kontrakt podpisał u nich w 1826 roku Adolf Cichowski, Ignacy Kotkowski zaś po nim – w roku 1827 (urzędowo potwierdzony w 1830)[9]. Ignacy zobowiązał się „do wybudowania w dobrach bodzechowskich fabryki żelaznej kosztem dziedzica, a następnie wziął ją w 12-letnią dzierżawę za czynsz roczny 40 000 zł”[10], ale umowa przedstawiała „przesadzone dane o zyskach”[11]. Rok później Gustaw Małachowski zawarł kontrakt z Piotrem Rogoyskim na sześcioletnią dzierżawę młyna i tartaku. Wkrótce potem wybuchło kolejne powstanie przeciw zaborcom, które zaangażowało w walkę o niepodległość nowe pokolenie Polaków, wśród nich Gustawa Małachowskiego. Na skutek powstania władze carskie skonfiskowały jego majątek w 1834 roku[12].
Po klęsce Małachowski wyjechał do Paryża, a Bodzechów odkupił w 1848 roku Onufry Nałęcz-Małachowski i odsprzedał Ignacemu Kotkowskiemu[13]. W skład majątku wchodził nie tylko Bodzechów, ale i okoliczne wioski, w tym sporo lasów i oczywiście fabryki. Wszystko warte 180 000 rubli srebrnych. Ignacy Kotkowski zobowiązał się przed władzami Królestwa Polskiego do kontynuowania rozbudowy zakładów. Odbyło się to na szkodę owego Rogoyskiego, który skarżył się, że Kotkowski zniszczył młyn i tartak pod budowę wielkiego pieca fabryki i dwóch fryszerek. Mówiono, że Kotkowski „dzierżawami chadzając, niejednego dziedzica z torbami puścił”[14]. Dzięki zaradności wyciągnął jednak majątek z długów i stworzył świetnie prosperujące przedsiębiorstwo, jakich mało było w czasach rewolucji przemysłowej w kraju pod zaborami. W owej „pierwszej i jedynej w Polsce spółdzielni rodzinno-szlacheckiej” zatrudnieni byli wszyscy synowie Ignacego, którzy pracowali dla wspólnego dobra[15].
Rodzinę opisuje podróżnik Franciszek Maksymilian Sobieszczański w swoim tekście z 1851 roku: „Dziś wieś ta z folwarkiem […] jest własnością panów Kotkowskich; liczy ludności chrześcijan 616, żydów 13, razem 629 w 62 domach zamieszkałych. Są tu znaczne zakłady żelaza, a mianowicie piec wielki i kilka fryszerek […]. Mnie to jednak nie tyle zajęło, co sami dziedzice, w rzadkiej patriarchalnej zgodzie mieszkający. Pan Kotkowski ojciec, dawny jeszcze za Stanisława Augusta wojskowy, dotąd od rządu emeryturę swoją odbierający, własną pracą i rozumem zebrał sobie mająteczek; a gdy Pan Bóg obdarzył go pomiędzy licznymi dziećmi czterema synami [Ignacy Kotkowski miał pięciu synów[16]], właśnie z ich pomocą dojść do większej zamożności postanowił. Dał im więc stosowne do swego celu wychowanie, do wysokości postępu każdej nauki z osobna posunięte, przeznaczając jednego na gospodarza, drugiego na prawnika, trzeciego na górnika, a czwartego na budowniczego i mechanika. Przyuczył ich do zobopólnej miłości, do przywiązania i posłuszeństwa bez granic rodzicom; i jak sobie życzył, tak się stało. Dorośli synowie z chlubą nauki swoje skończywszy, dopełnili jej za granicą i wrócili pod strzechę rodzinną dalszą wolę ojca swego wypełniać. Wtedy podzielił pomiędzy nich nie majątek już dość znaczny, który przysposobił, lecz do każdego zastosowaną pracę: gospodarzowi oddał rolę, górnikowi fabrykę żelaza, architektowi budowle, a prawnikowi interesa powierzył. Tylko główny ster zostawił przy sobie, i wszystko poszło jak najlepiej […]. Tymczasem czterej synowie pożenili się i zawsze nierozłączni dawny dworzec kanclerza zamieszkali, a Pan Bóg snadź, próbując te cnoty domowe, nawiedził starca chorobą ciała, która go od lat kilkunastu do łóżka przykuła. […] dziś, jak przed laty, liczne to rodzeństwo dorosłymi już wnukami pomnożone, dotąd przy jednym stole obok łoża sędziwego ojca zasiada, i do najdrobniejszej rzeczy wszystko ma wspólne”[17].
Sobieszczański komentuje, że pierwszy raz w życiu widział taką komunę, to dla Kotkowskich zboczył z architektonicznych opowieści, by „słaby obraz tego domu skreślić” i odwiedzić pałac bodzechowski – opisany przezeń jako „szeroki czerwono pomalowany, o licznych dziwacznie poprzystawianych skrzydłach”.
Klan Kotkowskich rósł w siłę i już w latach 1836–1842 stworzył bardzo nowoczesny zespół obiektów przemysłowych, wykorzystując rzekę Kamienną, na której Ignacy wzniósł zaporę dostarczającą energię fabryce. Zakłady wyrabiały piaskowiec zdobiący gmachy w wielu miastach (na przykład hotel Bristol w Warszawie czy późniejszy budynek Ministerstwa Kultury), rudy żelaza, szła produkcja łopat, łańcuchów, drutu. W roku 1839 zakłady „zatrudniały 136 robotników najemnych, nie licząc znacznej liczby chłopów angażowanych w ramach pańszczyzny do prac wydobywczych w kopalniach i pomocniczych w zakładach hutniczo-metalowych”[18]. W 1882 roku zakłady zatrudniały 58 czeladników i 142 miejscowych robotników (w tym 160 mężczyzn, 10 kobiet i 30 dzieci) ze stawką 50 kopiejek za dzień[19]. „Gazeta Radomska” w tym czasie donosiła: „Zakłady te funkcjonują prawidłowo i dają dobry byt dość licznej rodzinie. Przede wszystkim zaznaczyć muszę wzorowy porządek w prowadzeniu fabryki i utrzymaniu kilkunastu budowli murowanych […]. Zakład ten o systematycznie pobudowanych miluchnych domeczkach z ogródkami po drugiej stronie drogi, przedzielającej budowle fabryczne od mieszkań rzeszy pracującej, o wspaniałym kanale, stanowiącym jakoby odnogę rzeki Kamiennej, okalającym fabryczne budowle – szczególniej też wiosną, gdy się wspaniale lipy i topole porozwijają, jakimi zakład i droga jest obsadzony, gdy ptactwo zacznie wywodzić swe trele, a wieczorem, zwłaszcza podczas nocy ciemnej, gdy się ognie pokażą z wielkich pieców – czarujący przedstawiają widok”[20].
Produkcja rosła, a z tym zamożność rodziny, której dobra stały się drugie co do wielkości w powiecie opatowskim, obejmując powierzchnię 9069 mórg i przynosząc 16 739 rubli podatku[21]. W całej guberni radomskiej do 1864 roku znajdowało się siedem własności arystokratycznych powyżej 10 000 mórg. W 1864 roku na liście najbogatszych w guberni na pierwszym miejscu znajdował się książę Aleksander Drucki-Lubecki, posiadający między innymi sąsiadujący z Bodzechowem Ćmielów (z 15 651 morgami i podatkiem 42 390 rubli), na drugim byli Potoccy, na trzecim Jakubowscy, Małachowscy na miejscu dziesiątym, a Kotkowscy na dwadzieścia rodzin zajęli miejsce szesnaste[22]. Zakłady Żelazne w Bodzechowie wyprzedzały fabrykę porcelany w Ćmielowie i cukrownię w Częstocicach – własność hrabiego Zygmunta Wielopolskiego. Kotkowscy, obok Wielopolskich, Wielowieyskich, Łubieńskich, Radziwiłłów, Platerów, posiadali największy kapitał ziemiański zainwestowany w przemysł.
Rodzina Kotkowskich należała do tych nietypowych rodzin ziemiańskich, które zajmowały się biznesem, w sprawach tradycji pozostawała jednak jak najbardziej konserwatywna. Kotkowscy żyli jak na szlachtę przystało – odwiedzali sąsiadów, brali udział w imieninach, kuligach, polowaniach, świętach, każda okazja była dobra, by zasiąść przy stole. Z tego powodu w bodzechowskim dworze „stworzono […] tak zwaną resursę, mieszczącą się w kilku pokojach głównego dworu, gdzie nie tylko spożywano wspólne posiłki, ale i przyjmowano gości. […] Wiążą się z nią różne wspomnienia i anegdoty. Ulubioną przez dzieci była opowieść o jednym z gości bodzechowskich, który tak objadł się i opił w czasie balu, że kazał się zaszyć w prześcieradło w obawie przed pęknięciem”[23]. Panowie w rodzinie Kotkowskich lubili grę w karty. Ignacy Leon, syn Józefa, a wnuk Ignacego, jak pisze Jerzy Gombrowicz, „był namiętnym graczem i w braku partnerów zmuszał swego szwagra, wyjątkowo roztargnionego, do gry. Dziadek lubił zaglądać w karty, szwagier trzymał je całkiem widoczne dla przeciwnika. Kiedyś przez roztargnienie włożył króla kier do kar, dziadek zrobił impas na pewniaka i ze zdumieniem oddał lewą: – Nie gram z fuszerem, który nawet kart nie umie ułożyć – wykrzyknął i wstał od stolika. […] Drugi wuj grywał w preferansa z proboszczem kanonikiem i jednym z rezydentów. Ponieważ kłócono się stale o to, kto ma zagrywać, wuj przyniósł kiedyś kapelusz ciotki, ozdobiony wielkimi strusimi piórami, i orzekł, że naręczny będzie miał go na głowie. Jakież było zdumienie niespodziewanie przybyłych gości na widok dostojnego kanonika w tym nakryciu głowy”.
Kurczowe przywiązanie do tradycji rodzinnych i klasy społecznej doprowadziło u Kotkowskich do dziwactw. Gdy Ignacy Kotkowski już nie domagał i leżał zmożony chorobą, majątkiem zarządzali jego synowie, ale „bracia Kotkowscy, solidnie wykształceni i mówiąc dzisiejszym językiem, oblatani w świecie, zaczęli przesiąkać partykularyzmem”, co odbiło się na prowadzonych interesach. Lokalne zakłady przestawały być konkurencyjne w stosunku do zagranicznych, bo przewożenie węgla furmankami w drugiej połowie XIX wieku było zupełnie nierentowne. Kiedy rozpoczęto budowę linii kolejowej, która miała połączyć twierdzę iwanogorodzką (w Dęblinie między Lublinem a Warszawą) z Zagłębiem Dąbrowskim i miała mieć odgałęzienia między innymi blisko Bodzechowa, Marceli Kotkowski dotarł do samego Petersburga „i dużym kosztem osiągnął, że linia kolejowa dobiegała tylko do odległego o pięć wiorst Ostrowca”. Marceli bowiem „obawiał się wraz z braćmi i całą rodziną, że kolej zakłóci spokój Bodzechowa i jego staroświecką obyczajowość” i że – jak głosi legenda – krowy w okolicy przestaną dawać mleko. Z tego powodu Kotkowscy musieli później z własnych pieniędzy pokryć doprowadzenie torów do swoich włości. To nie koniec dziwactw – Marceli do Karlsbadu udawał się własnymi końmi zamiast pociągami, a gdy wybierał się do Radomia, najpierw wysyłał zapas beczek wody, bo twierdził, że tamtejsza jest niesmaczna.
[^] Ignacy Leon Kotkowski, dziadek Witolda ze strony matki
Do dziwactw należy dodać częste małżeństwa w rodzinie i genetyczne powikłania prowadzące do chorób psychicznych. Marceli miał z Anielą Korwin-Fijałkowską (1813–1863) córkę Anielę, która wyszła za mąż za swojego kuzyna Ignacego Leona (1837–1901), syna Józefa i jego małżonki Antoniny Zębczyńskiej. Szeptano, że Anielę oszpeciły blizny po ospie i nikt by jej nie wziął, stąd decyzja o ślubie z kuzynem. Podobne historie nie były jednak specjalną przypadłością właściwą tylko tej rodzinie. Problem był na tyle powszechny, że doktor Wiktoryn Kosmowski w wydanym w roku 1873 Rysie higieny dzieci w pierwszych latach ich życia apelował o uniemożliwianie małżeństw w rodzinie, gdyż „według obserwacji Dra Dawy’ego, również zebranych w Stanach Zjednoczonych, wypada ten sam wniosek, że małżeństwa między bliskimi krewnymi są albo zupełnie bezpłodne, albo też potomstwo jest wątłe i chorowite. Według jego zdania z małżeństw takich rodzą się często idioci, głuchoniemi, niewidomi lub paralitycy, a także z nadmierną liczbą palców u rąk lub nóg”[24].
[^] Aniela Kotkowska, babcia Witolda ze strony matki
Mimo to, by nie rozdrabniać majątku, takie małżeństwa u Kotkowskich wciąż były zawierane. W sumie z czterech wnuczek Ignacego trzy zawarły małżeństwa w rodzinie. Ignacy Leon, mąż Anieli, studiował w szkole rolniczej w podwarszawskim wówczas Marymoncie, po czym wrócił do domu. Ponieważ Bodzechów był przepełniony, najpierw zamieszkał w okolicznych majątkach Kamień i Mściów, położonych bardziej na południu, pod starym Sandomierzem nad Wisłą. Tu zastało go powstanie styczniowe. Gubernia radomska stała się areną aktywnych działań powstańczych. W rodzinnej historii pojawia się postać dowódcy powstańczego Józefa Hauke, pseudonim Bosak, powinowatego cara Aleksandra II. Gdy wybuchło powstanie, złożył on dymisję w rosyjskim wojsku i objął dowództwo nad jednym z polskich partyzanckich oddziałów w okolicy Gór Świętokrzyskich. Według historyków „jazda Bosaka uprawiała śmiałe rajdy po Kieleckiem i Sandomierskiem; podwładni jego, Chmieleński i Kalita (ps. Rębajło), atakowali po miasteczkach słabsze załogi rosyjskie, zdobywali broń i pieniądze”[25]. W nocy z 22 na 23 listopada 1863 roku Hauke-Bosak przystanął na noc w Bodzechowie, by o 5.00 rano zaatakować Opatów, zabrać kasę powiatową i wziąć pięciu żandarmów do niewoli. Z kolei 16 grudnia doszło do jednej z ostatnich bitew powstania pod samym Bodzechowem. Wojsko Hauke-Bosaka straciło większą część jazdy, a on sam został cięty szablą, zdołał jednak uciec. Miejscowa ludność musiała w tym czasie płacić tajny „podatek narodowy” i dostarczać partyzantom prowiant, a potem z kolei przychodziły wojska wroga, także rekwirując prowiant i żądając lojalności. W niektórych miejscowościach posiadano dwie flagi, wywieszane w zależności od tego, kto składał wizytę. Wściekli Rosjanie rozpoczęli polowanie na partyzantów, a dwudziestosześcioletni wówczas Ignacy Leon, mimo że reszta rodziny nie popierała powstania, „przeprowadził nocą [z 19 na 20 kwietnia 1864 roku] przez rzekę generała Bosaka-Haukego udającego się po załamaniu się powstania do Galicji”[26].
Jak pisze w liście sam Hauke-Bosak: „Pomimo iż przeprawy przez Wisłę naówczas czujnie wróg pilnował i ostatnie czółna pozabierał, pomimo że hordy jego dzień i noc brzegów strzegły, jednak dziesięciu rodaków: czterech obywateli dworowi, sześciu obywateli chat, za zgodną umową zbiwszy z desek czółenko, z największym poświęceniem i narażeniem siebie przez Wisłę nas przewieźli”[27].
Hauke-Bosak dostał się bezpiecznie na stronę austriacką i odjechał pociągiem do Krakowa. W swoich odezwach w czasie walki i po niej naciskał, by zwracać się do chłopów z szacunkiem, mówić do nich per „obywatel”, bo na nich opiera się powstanie[28]. Czy młody Ignacy Leon Kotkowski, pomagając Bosakowi, myślał podobnie? Córka opisze ojca jako człowieka „bardzo społecznego”, który był członkiem towarzystwa rolniczego i instytucji dobroczynnych w rejonie opatowskim i między innymi „bardzo wiele się przysłużył do budowy szpitala tak w pieniądzach, jak i w materiałach”[29].
Powstanie upadło z końcem zimy 1864 roku, a władze carskie wprowadziły liczne represje wobec jego uczestników. Na dwór w Bodzechowie też nałożono kontrybucję. Nasiliła się także rusyfikacja – odtąd wszelkie oficjalne dokumenty, nie mówiąc o szkolnictwie, w którym używanie języka polskiego zostało surowo zakazane, miały być sporządzane cyrylicą. Młody Ignacy Leon postanowił na dobre zerwać z rolnictwem i postawić wszystko na przemysł. Z małżeństwa z Anielą w 1868 roku urodził się syn Bolesław, który w związku ze zbyt bliskim pokrewieństwem rodziców w wieku osiemnastu lat, podczas studiów w Wiedniu, popadnie w chorobę psychiczną. Po czterech latach Ignacy Leon i Aniela doczekali się córki, urodzonej w roku 1872 Marceliny Antoniny. Córka Ignacego Leona to przyszła matka Witolda Gombrowicza.
Gombrowiczowie pochodzą z Litwy, ziem daleko na północ od znanego nam już Bodzechowa, z tej części, która zwie się Auksztotą (lit. Aukštaitija), obok Żmudzi. Sporo tu zbiorników wodnych, rozlewisk, jezior, torfowisk, lasów i zwierzyny: „żubrów, łosiów, dzików, niedźwiedzi, saren, wilków, lisów, rysiów, borsuków, wyder, kun, łasic, wiewiórek, gronostajów, tchórzy, zajęcy” i „nade wszystko zaś ogromne mnóstwo pszczół”[30]. Rozległe i malownicze – tak się widzi te ziemie w tradycji polskiej, przez angielskiego historyka Williama Coxe’a opisane zostały jednak jako strasznie monotonne („lasy i lasy”), o bardzo złych drogach i uderzającej nędzy chłopa[31]. W Wilnie (lit. Vilnius) – stolicy tej krainy – mieszkali głównie Polacy i Żydzi, po wsiach Litwini i Rusini. Tworzyło to amalgamat języków i kultur. Poza oazami dworków polskiej szlachty i niektórymi częściami miasteczek rdzenni Litwini mówili językiem niesłowiańskim i „na polskie pytania w odpowiedzi tylko ne suprantu – nie rozumiem”[32] można było usłyszeć. Łączyło ludzi jedno – duma i umiłowanie soczystego i dzikiego litewskiego krajobrazu.
Gombrowiczowie zamieszkiwali pod Remigołą (lit. Ramygala) – pomiędzy Kiejdanami (lit. Kėdainiai) a Poniewieżem (lit. Panevėžys), to znaczy na północny zachód od Wilna. Przez wieki nie przenieśli się nawet za granice powiatu. Historia tej rodziny zaczyna się, jak opisał ją nastoletni Witold we wstępie do losów Gombrowiczów Illustrissimae familiae Gombrovici, z rokiem Pańskim 1500: „Wiadomo nam, iż już od r. 1500 prawie [mieszkali – skreślone] przodkowie nasi posiadali ziemie pod miasteczkiem Remigołą, mianowicie majątek Wysoki Dwór, pierwotnie Poremigolem lub [Ż?]udziałowskiem zwany (dok. 935). Natomiast najwcześniejsze dane, Gombrowiczów bezpośrednio dotyczące, pochodzą z r. 1585, mówią zaś o Janie i Bartłomieju Gombrowiczach. Można również wywnioskować, że około 1602 żył trzeci Gombrowicz, Łukasz. Ani ich wzajemnego pokrewieństwa, ani stosunków między nimi zachodzących dociec nie jesteśmy w stanie. Jeżeli jednak co do Jana wiadomo nam tylko, że w r. 1585 sąsiadował z Bartłomiejem o niwę, to co do Bartłomieja i Łukasza nieco więcej posiadamy danych, gdyż byli oni protoplastami dwóch szczepów naszego rodu, z których jeden szczep, Łukasza, wygasł dopiero po kilkuset latach, szczep zaś Bartłomieja istnieje dotychczas”[33].
[^] Ślady po herbie Gombrowiczów na ścianach ruin Wysokiego Dworu, 2014 r.
Za ich życia Wielkie Księstwo Litewskie połączyło się z Koroną Królestwa Polskiego w Rzeczpospolitą Obojga Narodów na podstawie unii zawartej w 1569 roku. Zatem Jan, Łukasz i Bartłomiej byli pierwszym pokoleniem Litwinów rozpoczynających życie w nowym porządku politycznym jako bojarzy, a ich nazwisko brzmiało wówczas Gombris/Gombrys (Гомбрись[34]), a nawet Gombr. Poprzez polonizację awansowali i tak z bojarów przemienili się w szlachciców, podpisujących się z polska Gombrowicz. Jerzy Gombrowicz pisze, że ich nazwisko ma wyraźnie celtycką osnowę: „Gombr, tak sprzeczną z duchem słowiańskich języków i przez to systematycznie w pisowni polskiej zniekształcaną”[35]. Trzon nazwiska „Gombr” jest bliski językom zachodnim, na przykład Gomtrich w niemieckim, Gomberville we francuskim. Czasem w formie przydomku używali też drugiego nazwiska – Szymkowicz – dla zaznaczenia wspólnoty rodowej z Janem Szymkowiczem, zaufanym mężem stanu króla Zygmunta Augusta i jego marszałkiem. Gombrysowie/Gombrowiczowie otrzymali herb Kościesza (biała rozdarta strzała na czerwonym tle, u góry trzy strusie pióra), dzielony – jak to z herbami bywa – przez prawie sto pięćdziesiąt rodzin, między innymi Piłsudskich[36].
Witold będzie dumny z nazwiska zakończonego na „-icz”, uważając je za bardziej nobliwe od popularnych polskich nazwisk odprzymiotnikowych zakończonych na „-ski”. Napisze też: „My, Gombrowicze, uważaliśmy się zawsze jako »nieco lepiej« w proporcji do ziemiaństwa sandomierskiego, a to z powodu zwłaszcza rozmaitych pokrewieństw, które nam pozostały z litewskich czasów, a także dlatego, że litewska szlachta, bogatsza i od wieków osiadła na swoich majątkach, mogła poszczycić się lepszą tradycją, ściślejszą historią i znaczniejszymi urzędami”[37]. Mimo że rodzinie Kotkowskich szlachectwo nadano już w 1480 roku i nie brakowało im wykształconych ludzi, Witold zawsze będzie wywyższać rodzinę litewską ze względu na prapradziadka Jana, starostę wasilańskiego i migucińskiego, sędziego Trybunału Wielkiego Litewskiego, którego żona Marcjanna spokrewniona była z hulaką Michałem Radziwiłłem, „Panem Kochanku”.
Litewscy szlachcice w zatargach sąsiedzkich, w drobnych nawet nieporozumieniach granicznych wykazywali nieopanowany, dziki charakter. W dokumentach rodzinnych Gombrowiczów dominują rozliczenia (na przykład z Mickiewiczami i Kozakowskimi z 1789 roku[38]), ale są i papiery z procesów o „poturbowanie” czy „zasieczenie szablami”[39]. Latem 1679 roku Fronckiewiczowie najechali Bartłomieja Gombrowicza z czeladzią i spalili mu siano. „Z dworu […] nadeszła odsiecz, prowadzona przez wojownicze córki Bartłomieja, panny Helenę i Potencjannę”[40]. Zachował się po niej opis poparzonych kobiet: „Szyja u panny Potencjanny wszystka spalona, ręce, nogi, pleca, wszystkie kijami bardyszami i obuchami pobite, potłuczone, rany sine krwią pociekłe”. Dwa tygodnie później odbył się drugi najazd, którego ofiarą padł Bartłomiej z synem Karolem, w wyniku czego ojciec pozostał ledwo żywy. Gombrowiczowie wkrótce odwdzięczyli się Monkiewiczom. Po prostu zakłócili stypę – Szczęsny Jawoysza został po pogrzebie „uderzony oburącz wielkim dzbanem przez […] Jakuba, działającego na rozkaz matki”. Świętość mszy i kościoła też nie stanowiła problemu – Krystyna Gombrowiczówna wraz z mężem Emanuelem Tołłoczką przygotowała w czasie procesji atak na jednego z Monkiewiczów. Ta sprawa toczyła się przed sądem przez dłuższy czas, a załagodzono ją małżeństwem Krzysztofa Gombrowicza z Ludwiką Monkiewiczówną. Kobiety nie ustępowały kroku swoim mężom, ale posiadłości rodzinne skupiano zawsze w rękach „coraz mniejszej ilości potomków męskich, nieraz w bocznej linii, kosztem córek”. Wiele anegdot z życia szlachty krążyło po rodzinie Gombrowiczów. Młody Witold, badając historię familii, upajał się zwłaszcza pismami Jerzego (ojca Michała Kazimierza), który „władał doskonale piórem, zarówno w sensie stylistycznym, gramatycznym, jak i kaligraficznym” i – jak twierdzi brat Witolda – „stał się niedoścignionym wzorem dla potomstwa”.
Za czasów Michała Kazimierza Gombrowicza zakupiono jeszcze kilka majątków, w tym Lenogiry/Linogiry w roku 1638, „dworzyszcze” opisane jako „dobra, pow. poniewieski, pod samą Remigołą. Nazwa Lenogir bierze się od wielkich lun i puszczy, jakie otaczały to miejsce”[41]. Była to wówczas imponująca posiadłość niczym nieprzypominająca dworków szlacheckich, a raczej pałacyk zdecydowanie odróżniający się stylem architektonicznym. Dzisiaj w Lenogirach została tylko aleja drzew prowadząca do dworu.
Do Gombrowiczów przez lata należały jeszcze majątki: Rady, Użubol, Poniemuń, Użorty, Remejsany (Barkłojnie), Bociszki, Bernatyszki, Pomusze, Jużynty, Jaworzyczany oraz Mingayłów.
Główną siedzibą rodu od około 1500 roku, być może od czasów dziada Bartłomieja, Szymka Gombrisa, albo wcześniej, był jednak Wysoki Dwór (lit. Aukštadvaris), znajdujący się na drodze z Remigoły do Kowna (dlatego nazywano go czasem „Poremigole”). W Słowniku geograficznym Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich z 1895 roku pojawia się kilka razy jako „dwór nad błotem Usłoją” – pośród brzóz, osiny, dębów, jesionów, na lekkim wzniesieniu na glebie „żwirowatej i piaszczystej”, a w nizinach „czarnoziemiu, łąkach przeważnie błotnistych”, które „mało dają siana, porosłe mchem”[42]. Z wyglądu nie był to jednak dwór, tylko raczej zamek z kamienia, o cechach twierdzy. Na parterze mieściło się kilka dużych sal (najmniejsza o powierzchni około 20 metrów), podobnie na pierwszym piętrze, na które wchodziło się kamiennymi schodami. Na ścianach znajdowały się herby z piórami nad koroną. Do dzisiaj ruiny robią imponujące wrażenie[43]. Wypisy z ksiąg urzędowych wskazują, że w dobrach Gombrowiczów znajdowało się około 500 poddanych, nie licząc służby najemnej i szlachty[44]. W 1859 roku Wysoki Dwór posiadał 4 dymy (gospodarstwa) i 28 mieszkańców, parafia znajdująca się o pół wiorsty od domu w osadzie Anciszki (lit. Ančiškis) liczyła 1292 dusze[45].
[^] Pieczęć herbowa Gombrowiczów na liście zaadresowanym do: „Jaśnie Wielmożnego Imć Pana Gombrowicza Marszałka Powiatu Upitskiego. JW. Wmąć: Pan i Dobrodziej w Wysokim Dworze”. Rodzinne archiwa Gombrowiczów zachowały się do dzisiaj
Z powodu małżeństw w obrębie małej społeczności przypadki dziedzicznego szaleństwa zdarzały się też w tej rodzinie. Osiadłe życie przez kilka wieków powodowało, że „żaden prawie z żeniących się Gombrowiczów nie pojął za żonę osoby zupełnie obcej krwi”, pisze brat Witolda, i dodaje: „związki te musiały w pewnym stopniu wywrzeć wpływ biologiczny na potomków”[46]. To być może powodowało, że na przykład ojciec Onufrego, który zostanie dziadkiem Witolda, cierpiał na „ataki psychiczne”.
W roku 1817, gdy Napoleon bawił już na Wyspie Świętej Heleny, pięćdziesięciodwuletni Józef Gombrowicz, „strażnik inflancki”, i jego o dwadzieścia lat młodsza żona i siostrzenica, Krystyna z domu Gintowt-Dziewałtowska, doczekali się, po kilku córkach, drugiego syna – Onufrego Floriana (27 maja)[47]. Rok po nim przyszedł na świat przyszły car Aleksander II i ta niemalże synchroniczność narodzin Gombrowiczów z urodzeniami następców carów będzie się powtarzać. Kilka tygodni przed narodzinami najmłodszego syna „nieszczęśliwe zdarzenie znów marszałka [Józefa] do jego pierwotnego defektu umysłowego powróciło, a z tym jego interessa tak zewnętrzne jako też wewnętrzne, ekonomiczne znowu opiece powierzone zostały”[48]. Gdy siedmioletni Onufry udawał się do powiatowej szkoły w Poniewieżu w 1825 roku, ojciec zmarł i opiekę nad edukacją jego i starszego Ottona powierzono bratu matki, a nad majątkiem Kalikstowi Rudomina. Gintowt wziął chłopców „pod swój nadzór”, znajdując im „stancję ze wszystkimi przyzwoitymi wygodami, jako to z opałem regularnym i światłem tudzież, na stół dając każdego dnia śniadanie, obiad na trzy, a wieczerzę na dwie potrawy i podwieczorek, nadto pranie biełozny”, a do tego utrzymywał służącego chłopca do posług.
Onufry wychował się w domu przesiąkniętym patriotyzmem. Podczas powstania listopadowego w ich Wysokim Dworze miał kwaterę wuj i sąsiad Kazimierz Truskowski, jeden z pierwszych, którzy chwycili za broń, i ostatni, który się poddał. Dwór Gombrowiczów stał się ośrodkiem, gdzie „wzmagała się nienawiść do caratu i protest przeciwko wszelkim, częstym wśród ziemiaństwa próbom kompromisu, z tego powodu Gombrowiczowie znaleźli się wkrótce u władz na liście »niebłagonadiożnych«”. Pamiętać trzeba, że w momencie wybuchu powstania w 1830 roku domem od pięciu lat rządziła wdowa Krystyna. W wieku trzydziestu jeden lat Onufry zaręczył się i niebawem ożenił z Antoniną Dąmbrowską, drugą Polką w rodzinie, córką Romualda z Birżeł i Marianny z domu Toplickiej, córki marszałka wiłkomierskiego Antoniego, która „przez matkę, Różę Górską, pochodzącą z bardzo rozgałęzionej rodziny, była bliższą lub dalszą krewną całej Litwy”. „Młoda para zamieszkała w Mingayłowie, gdyż w Wysokim Dworze rezydowała starościna matka”, za której czasów „salony […] stały zawsze otworem”[49]. Gdy jedyny brat Otton umarł bezdzietnie około 1848 roku, a matka w latach pięćdziesiątych, cały majątek znalazł się w rękach Onufrego, jedynego męskiego reprezentanta rodu.
[^] Ruiny Wysokiego Dworu, najstarszego majątku Gombrowiczów na Litwie, 2014 r.
Onufry i Antonina przez kilkanaście lat nie mogli doczekać się potomka. Słaba rozrodczość w rodzinie była czymś tak charakterystycznym jak ich osiadłość. Pomiędzy protoplastami rodu a ojcem Witolda wypada „370 lat, zamiast 270, licząc według przyjętej przez genealogów zasady miary 30 lat na pokolenie”[50]. Oczekując potomstwa, małżonkowie wybrali się w latach pięćdziesiątych na dłuższy pobyt do Paryża. Nie wiemy, czy to pierwsza eskapada Gombrowiczów do świata poza granice litewskie, ale bardzo to możliwe. „Wszystkie dość częste ciąże Antoniny Gombrowiczowej kończyły się poronieniami. Dopiero w onym roku [1864], dzięki pomocy znanej w całym kraju akuszerki wileńskiej, urodziło się pierwsze zdrowe dziecko”[51]. Dziewczynkę nazwano po matce i dziadku Antoniną Romualdą, ale czterdziestosiedmioletni wówczas Onufry nie mógł zobaczyć oczekiwanego od szesnastu lat dziecka. Kiedy na Litwę doszły echa powstania na początku 1863 roku, on, jako figurujący na czarnej liście, został prewencyjnie aresztowany i umieszczony w twierdzy w Dyneburgu. Antonina podzieliła los wielu polskich kobiet, które w obliczu nieobecności mężczyzn musiały samotnie wychowywać dzieci i prowadzić gospodarstwo. Później z Dyneburga przeniesiono Onufrego w głąb Rosji do obwodu tambowskiego (na południowy wschód od Moskwy), skąd zwolniono go po trzech latach zesłania na przełomie lat 1867/1868 dzięki Antoninie, która wystarała się o wsparcie u spokrewnionej z nią przez Górskich Marii Kalergis, znanej miłości Norwida. Wówczas Kalergis była już panią Muchanow, żoną Rosjanina Siergieja, dawnego oberpolicmajstra Warszawy, który z czasem zamienił nieprzyjemną posadę na prezesurę w dyrekcji Warszawskich Teatrów Rządowych. Jemu, nie wiedząc o tym, zawdzięczał Onufry łaskę cara.
[^] Antonina Gombrowiczowa, z d. Dąmbrowska, babcia Witolda ze strony ojca
[^] Onufry Gombrowicz, dziadek Witolda ze strony ojca
Mimo to Onufry nie mógł wrócić do domu, bo jeszcze w czasie zesłania dostał nakaz opuszczenia Wielkiego Księstwa Litewskiego i sprzedaży majątku. Gdy 1 grudnia 1867 roku, dziewięć dni przed upływem terminu, Antonina sprzedawała w Kownie lenogirską posiadłość, występowała z listem plenipotencyjnym. Majątki mogli nabywać tylko Rosjanie i dobra sprzedano wprawdzie za zaniżoną cenę 38 000 rubli srebrnych, na szczęście „jeszcze przed wydaniem nakazu sprzedaży […], korzystając z dobrych stosunków z chłopami, obecnie uwłaszczonymi, a związanymi z rodziną Gombrowiczów od paruset lat, udało się nadzielić ich większymi działkami, przy dyskretnej dopłacie. Lenogiry ze względu na żyzne grunty i dobre warunki komunikacyjne znalazły nabywcę w osobie hr. Józefa Anrepa Elmpta z pochodzenia Kurlandczyka […]”, a później zostały odsprzedane Burghartowi. Razem z Lenogirami sprzedano Wysoki Dwór, Mingayłów i Remejsany.
Małżonkowie musieli się połączyć po powrocie Onufrego z zesłania na początku 1868 roku i wtedy ojciec po raz pierwszy ujrzał kilkuletnią już córkę. Miał wówczas pięćdziesiąt lat, nie wiemy, ile miała Antonina. Zmuszeni zostali do rozpoczęcia życia na nowo. „W przeciągu paru tygodni ulokowano cenniejsze meble i pamiątki w niedalekich Radach i z koniecznym tylko bagażem ruszono w podróż w nieznane”. Zabrano także woreczek z ziemią remigolską, w której od wieków na cmentarzu spoczywali kolejni Gombrowiczowie. Niecały rok później przyszedł na świat syn Onufrego i Antoniny. Od ponad czterystu lat rodzina nie wyprowadziła się za granice powiatu, a tu Jan Onufry urodził się „na wygnaniu” 28 października 1868 roku w guberni suwalskiej, w Kwieciszkach, majątku zaprzyjaźnionych Gieysztorów. W tym samym roku w rodzinie carskiej pojawił się wnuk Aleksandra II – rówieśnika Onufrego, Mikołaj II, który zostanie carem Rosji i królem Polski. Jan zostanie ojcem Witolda.
Wraz z Gieysztorami Gombrowiczowie przenieśli się na jakiś czas do Warszawy, która „nie zaimponowała im […] wielkomiejskością” i w której nie pozostali długo, bo Onufry miasta „bał się jak ognia”. Zdecydowano, że rodzina osiądzie w Królestwie Polskim i zakupi jakiś majątek za ruble srebrne ze sprzedaży litewskich dóbr. Długo szukano, aż Onufry dostał ciekawą ofertę. „Chodziło o Jakubowice, folwark położony w Sandomierskiem, nieduży, gdyż około 500-morgowy”, ale z żyzną ziemią. Należał od dawna do rodziny Karskich, a gospodarująca na nim wdowa Teresa Zglinicka zaniedbała go. Onufry nabył jej majątek w 1871 roku po dobrej cenie za pośrednictwem Żyda.
[^] Lenogiry, jeden z rodzinnych majątków Gombrowiczów na Litwie pod Remigołą
Jakubowice leżały przy głównej drodze z Ostrowca do Sandomierza niedaleko żydowskiego miasteczka Ożarów. „Był tam typowy dla tej epoki murowany parterowy dwór o 10 pokojach, otoczony ogrodem, w którym drzewa ozdobne sąsiadowały z owocowymi. Położenie było brzydkie, pola idealnie płaskie, a w niewielkiej odległości rysowały się kontury licznych sąsiednich folwarków. Przyzwyczajonemu do rozległych przestrzeni lenogirskich i barwnego litewskiego krajobrazu nowemu dziedzicowi wydało się tu bardzo ciasno. Przestał polować, twierdząc, że obawia się zastrzelić któregoś z sąsiadów […]”. Do domu sprowadzono trochę mebli z Litwy: misternie inkrustowany kantorek, garnitur palisandrowych i mahoniowych mebli, do tego rząd koński zdobyty przez Władysława Gombrowicza pod Chocimiem i rogi jelenie oraz złocone lustro z połowy XVIII wieku, „darowane przez cesarzową Annę swemu kochankowi, księciu Bironowi, a ofiarowane Janowi Gombrowiczowi, staroście wasilańskiemu, przez despotę kurlandzkiego wygnanego z Rygi przez następną carycę”. Z licznej służby sprowadzono ze sobą starego lokaja i pokojówkę, a także trzy panienki, które zapełniały lukę macierzyńską, gdy Antonina Gombrowicz nie mogła doczekać się potomstwa.
Onufry, wygnany z litewskiej ziemi, znalazł się w kraju, który uważał za swą nadrzędną ojczyznę, „ale w tej nowej ojczyźnie, dla której walczył i cierpiał poza jej granicami etnograficznymi, poczuł się zupełnie obcy”. Litwacy nie utrzymywali kontaktów z lokalnym ziemiaństwem, Gombrowiczowie ograniczali znajomości do trzech dworów, których właściciele brali udział w powstaniu – Świerzyńskich z Włonic, Ośniałowskich z Sobótek i Załęskich z Przewód. Onufry nie mógł zapomnieć Litwy, korespondował po litewsku ze swoimi chłopami, wspominał dawne czasy, „coraz bardziej popadał w dewocję, wieczorami spędzał długie godziny przy samowarze, stawiając pasjanse”. Jan tymczasem rósł zdrowo, rozpieszczany przez matkę, gdyż ojciec tracił kontrolę nad wychowaniem dzieci. W wieku kilku lat chłopiec dostał czwórkę kuców i stangrecika ubranego po krakowsku. Na jednej z fotografii rodzinnych, które się nie zachowały, dwunastoletni Jan figurował „[…] w garniturku dorosłego dandysa z melonikiem w ręku”, jak opisuje Jerzy Gombrowicz.
Dzieci Gombrowiczów były ładne po Toplickich, po linii matki, ich dom Gabriela Puzynina nazwała w pamiętnikach „gniazdem piękności”[52]. Ta uroda pomagała Jasiowi w życiu, ale po latach będzie miał pretensje do rodziców „za utrzymanie go w przekonaniu, że uroda i wdzięk zapewnią mu dostateczne powodzenie w życiu”[53]. Siostra Antosia miała nauczycielkę domową, panią Klonowską, matkę przyszłego chemika, który przez dziesięć lat, będąc dzieckiem, mieszkał z nimi w Jakubowicach. Być może uczyła też trochę Jana, który odbierał naukę częściowo w domu, a na etapie gimnazjalnym został wysłany do warszawskiej prywatnej szkoły Eugeniusza Babińskiego, wybitnego pedagoga, wydawcy i redaktora „Przeglądu Pedagogicznego”, doświadczonego nauczyciela[54]. W 1879 roku władze ogłosiły plan, że w ciągu dziesięciu lat żadna matka nie będzie mogła w tym kraju mówić do swego dziecka po polsku, więc na korytarzach Janowi nie wolno było rozmawiać z kolegami w swoim języku, bo groziły za to godziny „kozy”, o czym informowały zawieszone na ścianach tabliczki. Mimo to szkołę uznawano za najlepszą, bo miała książki do polskiego wydrukowane w transkrypcji fonetycznej cyrylicą.
Do tej samej szkoły uczęszczał również o rok starszy późniejszy chemik i prezydent Ignacy Mościcki, z którym Jan się kolegował. Szkoła najpierw oferowała sześć klas szkoły średniej i nowoczesne pomoce naukowe wraz z ambitnymi metodami nauczania, ale jej żywot był krótki, po kilku latach została zamknięta. Dalszym wyborem zarówno Jana, jak i Ignacego okazała się Politechnika w Rydze. Jan w 1885 roku wybrał budownictwo, potem zmienił je na studia rolnicze. Rygę, obok Odessy, uznawano za ośrodek dość neutralny, gdyż mimo że podlegała Rosjanom, w rzeczywistości prowadzona była przez Niemców. Zbierało się tam wielu Polaków z „ziem zabranych” i Kongresówki. W wypadku Jana chodziło też o nawiązanie do tradycji – Ryga leżała bowiem blisko rodzinnych stron Gombrowiczów. Gdy chciało się uniknąć rusyfikacji, można jeszcze było wyjechać na studia za granicę, jak Stanisław Kierbedź spod Poniewieża, budowniczy pierwszego zwodzonego żeliwnego mostu na Newie w Petersburgu – syn Felicji, siostry Antoniny Gombrowiczowej. Później zbuduje pierwszy stalowy most w Warszawie, zwany mostem Kierbedzia, a jego córka Eugenia ufunduje pierwszą Bibliotekę Publiczną w Warszawie przy ulicy Koszykowej.
Małe bałtyckie miasto położone u ujścia Dźwiny z pewnością zachwyciło Jana. Parki z kwietnikami, drzewa, sadzawki, mostki i trawniki, wąskie, hanzeatyckie uliczki, stary zamek, kościoły różnych wyznań, uprzejmość mieszkańców, wycieczki nad morze, rajdy saneczkowe zimą. Być może tak jak inny student, Ferdynand Hoesick, mógł powiedzieć: „po Warszawie […] miałem wrażenie, żem się znalazł w Europie. Prócz Wiednia nie zdarzyło mi się widzieć równie pięknego miasta”[55]. Mieszkańcy lubili studentów i z wyrozumiałością przyjmowali ich kawały, jak na przykład obwożenie dorożką muchy na tylnym siedzeniu.
Studenci, na modłę niemiecką, zrzeszali się w korporacjach akademickich. Arkonia, polska korporacja, istniała od 1879 roku i „zastępowała […] słuchaczom ich domy rodzinne i tworzyła zamknięte w sobie społeczeństwa, ze specjalnym ustrojem i statutem”, jak wspominał po latach Ignacy Mościcki[56]. Celem korporacji było „wychowanie, kształcenie i dostarczenie Krajowi ludzi dobrze myślących, połączonych ze sobą węzłami przyjaźni i wspólności idei”[57]. Gdy przegląda się listę członków, uderza duża liczba nazwisk osób z rodów litewskich w znacznej mierze od wieków skoligaconych z Gombrowiczami. Arkonia skupiała w większości studentów szlachecko-arystokratycznego pochodzenia, głównie z ziem polskich włączonych do Rosji, którym wolno było używać tytułów rodowych i nosić sygnety. Korporacja posiadała także swoją trójkolorową szarfę i czapki, tak zwane dekle, nie pozwalała jednak na angażowanie się w politykę. Jan zaakceptował te zasady i zapisał się do Arkonii w drugim semestrze roku akademickiego 1885/1886[58], podczas gdy Ignacy Mościcki przeszedł do Welecji, z której wyłoniło się później sporo działaczy lewicowych. Czy Jan wiedział o anarchistycznych skłonnościach Ignacego? Mościcki, chemik, planował skonstruowanie bomby oraz jej detonację w cerkwi w Warszawie[59]. Kilka lat wcześniej od bomby Polaka Ignacego Hryniewieckiego zginął car Aleksander II.
By stać się członkiem korporacji, Jan Gombrowicz musiał najpierw kandydować, czyli zostać „fuksem”, inaczej zwanym „sztuką surowego mięsa bez znaczenia i rozsądku”[60]. To znaczy – musiał bez zająknienia spełniać upokarzające polecenia „burszów”, czyli pełnoprawnych członków korporacji, a „biada mu, jeżeli [ich] nie wypełni, gdyż za karę może się narazić na to, iż mu każą wypić 4 butelki piwa jedna po drugiej, a czasem i więcej”[61]. Na tle chorągwi korporacyjnych i pod herbem Arkonii w salach korporacji odbierało się lekcje fechtunku, oddawało lekturze w czytelni czy przyjmowało wizyty pań w specjalnym pokoiku z ładnymi mebelkami. Tutaj odbywały się także „knajpy” ze stołami zastawionymi piwem, a nieobecność na nich była karana. Gdy dochodziło do nieporozumień, sprawy rozstrzygano zgodnie z kodeksem honorowym, nierzadko podczas pojedynków rapierami do pierwszej kropli krwi. Jan znał się na tym, w pojedynku stracił nawet palec prawej ręki. Odcięto go, bo wdało się zakażenie. Jan był duszą towarzystwa i nieraz służył na arkońskich imprezach jako wodzirej. Ubierał się bardzo schludnie, jak nakazywał kodeks, modne były czarne tużurki, do tego obowiązkowo szaliki, rękawiczki i kapelusze. Od razu poznać można było „rasowego pana”, lubianego przez kobiety, z wzajemnością. Deficyt damskiego towarzystwa rekompensowano sobie w klasyczny sposób. Można było udać się na spacery po Esplanadzie i Alexanderstrasse oraz bulwarach nad kanałami, podziwiając dorodne Łotyszki sprzedające świeże mleko i jogurt, bądź wyszukiwać bakfisze (podlotki) albo udać się do wielu czynnych, jak to w portowym mieście, domów schadzek[62].
Studenckie hulanki przerwała w 1887 roku śmierć ojca. Dziewiętnastoletni Jan wrócił, by zająć się majątkiem. Być może przez jakiś czas kontynuował studia z doskoku, gdyż księgi arkońskie podają, że studiował do roku 1890, w każdym razie studiów nie ukończył. Dojazdy do Rygi były zbyt drogie (prawie 11 rubli, podczas gdy 20 rubli starczało na miesięczne utrzymanie) i zajmowały pełną dobę. Nie on jeden – prawie 80–90 procent studentów nie zamierzało kończyć studiów, które traktowano jako przerywnik przed wejściem w dorosłe życie. Matka, zmartwiona dotychczasowym prowadzeniem się syna, starała się go szybko i dobrze ożenić. Jego siostra jeszcze za życia Onufrego wyszła za mąż za Witolda Nartowskiego z kręgów litewskiego ziemiaństwa, spowinowaconego z Gombrowiczami, co bardzo uszczęśliwiło rodziców. Ponieważ dwór w Jakubowicach był za mały, wesele urządzono w Hotelu Europejskim w Warszawie. Onufry uznał to za upadek obyczajów. Ze łzami w oczach powiedział do żony: „Czy mogłem pomyśleć kiedyś, że będę wydawał córkę za mąż w karczmie?”[63]. Antonina osiadła w Kownie, ale ojciec także to uznał za cios: jego córka w mieście? Miasto uważał za siedlisko wszelkiego zła.
Jerzy Gombrowicz pisze, że jego ojciec tymczasem: „w 1890 roku zmuszony został niejako do nabycia drugiego majątku w tym samym opatowskim powiecie, Małoszyc. Właścicielem ich był Wincenty Rudomina, wygnaniec z Litwy, przyjaciel Onufrego Gombrowicza, od którego pożyczał pieniądze, brakujące mu do kupna tego majątku. Zaangażowany w różne interesy Rudomina nie mógł sobie dać rady i Małoszyce wystawione zostały na licytację za pożyczkę zaciągniętą w Towarzystwie Kredytowym Ziemskim. Dla ratowania swej sumy, zabezpieczonej na hipotece, ojciec kupił za wiedzą właściciela ten majątek z licytacji. Transakcja okazała się korzystna. Małoszyce miały około 600 morgów żyznej ziemi, ale dla jej dokonania ojciec powiększył długi wywołane życiem na szeroką skalę w Rydze”.
Małoszyce znajdowały się o kilka kilometrów od Bodzechowa, gdzie rezydowała majętna rodzina Kotkowskich. Wprawdzie Jan skończył dopiero dwadzieścia lat, ale matka podupadała na zdrowiu i „zdawała sobie sprawę, że powodzenie u kobiet odciąga [Jana] od domu, a krótkotrwałe romanse grożą powikłaniami”. Najpierw sprowadziła z Litwy jedną z pięknych córek Górskich, ale Janowi jakoś nie uśmiechała się zmiana stanu kawalerskiego. Mimo to, zgodnie z wolą matki, ożenił się. Tylko że, niestety, na żonę wybrał „koroniarkę”, co dla matki – wedle kodów litewskich – zakrawało prawie na mezalians. Wybranką została panna Antonina Kotkowszczanka z Bodzechowa.
Było to tak: po śmierci Onufrego ksiądz z pobliskiej parafii – odnotujmy jego imię i nazwisko dla potomności: Władysław Fudalewski – zaopiekował się wdową Antoniną Gombrowiczową i jej synem. Pewnego razu zaprosił młodego Gombrowicza na bal u Kotkowskich w Bodzechowie, gdzie była na wydaniu osiemnastoletnia Marcela, a raczej Antonina, gdyż panna nie lubiła swego pierwszego imienia. Kotkowszczanka dumnie nosiła głowę, przekonana o swej wartości, była ładna i do tego posażna. Z kolei Jan, „piękny, wysoki, postawny”[64], wodzirej doświadczony z pannami różnego rodzaju, potrafił się świetnie zaprezentować.
Przed balem, jak nakazywały dobre maniery, Jan musiał zapiąć rękawiczki, poprawić biały krawat i przygładzić włosy bez przeglądania się w lustrze, bo nie wypadało. Ksiądz przedstawił go rodzinie jako ziemianina, sąsiada z Jakubowic. Panna Tosia, bohaterka wieczoru, z pewnością stała z karnecikiem i trzeba było się pospieszyć, by zamówić u niej taniec. Jak była ubrana w tym wiekopomnym momencie? Z suknią musiał być wielki ambaras, bo na prowincji trudno o dobrą modystkę, ale rodzinie nie brakowało środków, by dogodzić jedynej córce. W tym czasie „spódnice były szyte w falbany i szeleściły jedwabnymi podszewkami, staniki ściśnięte w pasie z bufiastymi rękawami, ubrane koronkami, futrem, haftami”[65]. Suknia miała oddawać charakter panny, stąd można przypuszczać, że Antonina raczej nie eksponowała biustu, bardziej ramiona i talię, bo to odpowiadało jej szczupłej sylwetce. Na późniejszych zdjęciach widać, że lubiła koronki. Szczególnie eksponowała szyję, zakładając czarne aksamitki, bo szyja – jak mniemano – najszybciej się starzeje, co miało dodawać dojrzałości, gdyż „zmęczenie życiem” uznawano za eleganckie[66]. Antonina chciała uchodzić za poważną osobę.
Czy Jan zwrócił uwagę na Antoninę? Czy Antonina zwróciła uwagę na Jana? Czy zadziałały jej dumne spojrzenie, lekko gardłowy głos, czy raczej zauroczenie rublami Kotkowskich?[67] Przez rok odbywały się konkury, czyli Jan składał wizyty, podczas których panna miała się raczej nie pokazywać, dlatego że prowadzono rozmowy „o interesach pieniężnych mających zabezpieczyć przyszły byt małżonków”[68]. W końcu doszło do oświadczyn, które w imieniu Jana złożył być może ksiądz Fudalewski, a być może matka, bo tak wypadało. Zaręczyny nastąpiły na początku 1892 roku i były już uroczystością rodzinną, w czasie której młodzi wymieniali się pierścionkami, a rodzice udzielali błogosławieństwa „i odtąd związek stawał się prawie nieodwołalnym, a wzajemny stosunek narzeczonych o tyle poufalszym, że mogli nawet pocałować się po raz pierwszy”. Matka najpierw była przeciwna wyborowi syna, gdyż budził jej wątpliwości zbyt szybki sposób dojścia do bogactwa przez Kotkowskich – nie wypadało, by szlachcic zajmował się interesami. Jerzy Gombrowicz pisze wprost, że Jan „patrzał z zazdrością na działalność przemysłową przyszłego teścia, operującego dużymi sumami, dysponującego zastępem urzędników i setkami robotników”[69]. Sam był zadłużony z powodu zakupu Małoszyc i licznych kosztownych wyjazdów. Wobec argumentacji ekonomicznej matka w końcu musiała ulec, ale już nie doczekała ślubu, zmarła w lipcu i pochowano ją na tym samym cmentarzu, gdzie spoczął Onufry, w Przybysławicach przy drodze z Jakubowic do Bodzechowa. Okres narzeczeński zaburzyło jeszcze jedno wydarzenie. Jan posłużył jako pośrednik w sprawie sąsiada, który będąc wdowcem, zakochał się w siostrzenicy. Ów „Jasieński napisał do niego list, pouczając, że nie powinien się mieszać do tego rodzaju spraw i że widać potrzebuje jeszcze mentora. Ojciec zareagował zgodnie z tradycją rodzinną, gwałtownie, żądając pojedynku na ostrych warunkach. W wilię tego ostatniego chyba orężnego starcia w rodzinie Gombrowiczów ojciec, wychowany w zasadach katolickich, udał się do spowiedzi, ale oczywiście został przez kapłana wypędzony z konfesjonału”.
[^] Jan i Antonina Gombrowiczowie z Januszem (stoi po prawej stronie ojca), Jerzym (stoi po lewej stronie ojca) i Ireną
Mimo to i mimo żałoby skromny ślub odbył się w październiku 1892 roku w parafialnym kościele w osadzie Denków, pomiędzy Bodzechowem a Ostrowcem. Panna młoda miała lat dwadzieścia, pan młody za tydzień miał skończyć dwadzieścia cztery. Nowa pani Antonina Gombrowiczowa przeniosła się z płaskiego Bodzechowa do pobliskich Małoszyc. Zaczynały się tam typowe dla Sandomierszczyzny urokliwe wąwozy pełne minerałów. Majątek w Małoszycach przedstawiał się skromnie, więc małżonek Jan sprowadził z okolicy tradycyjny, używany modrzewiowy dworek, który rozebrano i przetransportowano. Pierwszą rocznicę ślubu małżonkowie będą obchodzić, spodziewając się potomstwa. W maju 1894 urodził się pierworodny syn Janusz. Imię nie nawiązywało do tradycji żadnej z rodzin, podobnie jak imiona pozostałych dzieci. Jan, w tym momencie jedyny potomek Gombrowiczów, cieszył się, że ród został przedłużony. Rok później, w listopadzie, urodził się Jerzy. W 1899 roku doszła jeszcze córka Irena, zwana Reną.
W związku z pogarszającym się zdrowiem Ignacego Leona Kotkowskiego Jan przejął część jego obowiązków. Wraz z kolegą, z którym spędził miłe chwile w ryskiej Arkonii, Aleksandrem de Rossetem, zajął się zarządzaniem kopalnią piaskowca i kamieniołomem w Dołach Biskupich, gdzie wyrabiano rzeźbione okna, drzwi, gzymsy, elementy bram, części pomników, stoliki, balustrady balkonowe, ławeczki. Dzieci lubiły jeździć do Dołów, otoczonych zielenią i wodą, do tego dziadek Kotkowski stworzył tam dla robotników park z fontannami i punktem widokowym, co było wielką atrakcją. W 1901 roku teść zmarł i wtedy Jan przejął opiekę nad częścią majątku bodzechowskiego żony oraz jej matki, stanowiącą jedną czwartą fortuny Kotkowskich. Zarządzał także samodzielnie Dołami Biskupimi przy symbolicznym jednoprocentowym udziale własnym i z pięćdziesięcioprocentowym udziałem żony.
Rok wcześniej młodzi Gombrowiczowie przenieśli się do nowego domu, dobudowanego do modrzewiowego dworku, w stylu „staroniemieckim”, czyli z czerwonej cegły. Nie był on cudem architektury i na tle innych dworków nie prezentował się ani zbyt malowniczo, ani wystawnie, ale pozwolił rodzinie na większe wygody. Tym bardziej że zgodnie ze zwyczajem mieszkało z państwem sporo dodatkowych osób. Ochmistrzyni Maria Adamska, którą dzieci bardzo kochały, nauczyciele synów, guwernantki, babka, służba państwa, służąca babki – Maria Woźnicka, kuzynka Zosia Kotkowska – sierota wychowywana przez babkę, lokaj i stangret (obaj Franciszkowie), niemiecki kucharz Althamer, latem – była szwajcarska guwernantka Antoniny panna Marianna Zwieck, a także przyszywana krewna babki Gombrowiczowej – Stanisława Dąmbrowska. „Zespół tych domowników tworzył duże i urozmaicone grono”.
W pierwszych latach pożycia małżonkowie lubili często podróżować i mało czasu spędzali w domu. A to wyjeżdżali do kurortów za granicę, a to na bal ziemian w Warszawie, gdzie zatrzymywali się w hotelu Bristol. Wtedy dzieci zostawały pod opieką babki w starym dworze w Bodzechowie. Wielu sąsiadom nie podobał się ten „kosmopolityczny” styl życia Gombrowiczów, stanowiący odzwierciedlenie żywiołowego charakteru pani domu. Nie podzielali też jej zainteresowania historią, literaturą i sztuką. Antonina wychowywała się wprawdzie w czasach, gdy dla panien nie przewidywano zbytniego wykształcenia, ale rodzina dbała o dobrą edukację. Tosia nie zamierzała spędzić życia na wsi, dla niej małżeństwo, jak dla wielu kobiet w tamtej epoce, stwarzało możliwość życia po swojemu w ramach usankcjonowanego społecznie statusu.
Co roku rodzice zabierali dzieci na wakacje. Zjeździli razem Niemcy, Austrię, Włochy, Francję i Belgię, odbywając pielgrzymki szlakiem nadmorskich bądź górskich kurortów. Na pewno wakacje 1903 roku spędzili nad morzem w Chorwacji, w Crikvenicy w pobliżu Rijeki. Latem tego samego roku wydarzył się też wypadek. Jan Gombrowicz o mało nie stracił życia podczas powodzi, gdy przy wezbranych wodach z rzeczki Świśliny, która napędzała młyny fabryczki w Dołach Biskupich, zerwała się zapora. Jan, dokonując inspekcji, runął wraz z mostem do wody, ale udało mu się uchwycić jednej z beli, która posłużyła za rodzaj tratwy. Tak dotarł do małej wysepki, gdzie zatrzymał się w spienionej, rwącej wodzie. Wrócił „ku zdumieniu domowników w ledwie wciągniętym, obcym garniturze”. Ojciec zawsze był dla dzieci wielkim autorytetem, ale „ten wypadek uczynił go prawdziwym bohaterem”.
Niedługo później Antonina raz jeszcze zaszła w ciążę, a gdy była w czwartym miesiącu, wybuchła wojna. Dotąd w Europie przez długi okres panował pokój i dobrobyt klasy społecznej, do której należeli Gombrowiczowie, wydawał się niezagrożony. Ich ostatnie dziecko pojawi się jednak pośród burzliwych wydarzeń, które doprowadzą do upadku tego świata. Mała Japonia, położona gdzieś na końcu świata, zaatakowała Imperium Rosyjskie. Spięcie pomiędzy Rosją a Japonią postanowił dla sprawy polskiej niepodległości wykorzystać – zgodnie z zasadą „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” – człowiek o dwóch różnych rękach. Gdy Antonina zbliżała się do rozwiązania, on udał się w podróż znaną pod kryptonimem Wieczór. Jego lewa dłoń była „wąska i nerwowa, kształtna i delikatna, zakończona kobiecymi niemal palcami, to ręka artysty i marzyciela. Prawa była o wiele większa, jakby innego człowieka. Silna, nawet brutalna, z równymi, kwadratowo zakończonymi palcami, tak silna, że – zdawało się – mógłby w niej łamać podkowy; była to ręka żołnierza i człowieka czynu”[70]. Człowiekiem tym był Józef Piłsudski. Podczas „wieczornej” misji w Tokio ten niepodległościowy rewolucjonista pragnął przekonać Japończyków, że Polacy marzący o wyzwoleniu się spod okupacji rosyjskiej mogą się przydać jako siła dywersyjna i szpiegowska w wojsku carskim. Japończycy nie przyjęli oferty, ale obiecali dostarczyć podziemnej partii Piłsudskiego broń, amunicję i materiały wybuchowe oraz pieniądze na akcje rewolucyjne. W tym samym czasie narastał bunt Polaków przeciwko mobilizacji, bardzo silny w Bodzechowie. Z kolei w pobliskim miasteczku Ostrowcu doszło do pogromu żydowskiego. Wywołała go klasyczna pogłoska o zabiciu chrześcijańskiego chłopca, prawdopodobnie prowokacja rosyjskiej policji, obawiającej się wzrastających nastrojów rewolucyjnych[71]. Zajścia te przyjęto w Małoszycach ze zgrozą, bo w rodzinie Gombrowiczów antysemityzm uważano za „objaw ciasnoty umysłowej”[72]. Ciężarna Antonina pewnie bała się o rodzinę i drżała na myśl o tym, że dziecko urodzi się w tych niespokojnych czasach.
[^] Dwór w Małoszycach, gdzie przyszedł na świat Witold
4 sierpnia 1904 roku wypadał w czwartek. Tego dnia po południu na świat przyszło w Małoszycach dziecię płci męskiej. Poród odbierała być może lokalna „babka” Bolesława Stefańska[73]. Podobnie jak rodzeństwo – dziesięcioletni Janusz, dziewięcioletni Jerzy i pięcioletnia Irena – chłopiec urodził się jako poddany Jego Cesarskiej Mości, Najjaśniejszego Pana, rosyjskiego cara, króla Polski. Tego samego dnia obchodzono uroczyście imieniny matki Mikołaja II, odśpiewując przy okazji publicznych wydarzeń rosyjski hymn narodowy.
Car nie miał wojowniczej natury – przegra wojnę z Japonią – ale był czułym ojcem i mężem. Niebawem ucieszy się pewnie bardziej niż Jan Gombrowicz. Tydzień po porodzie w dworze małoszyckim w rezydencji pod Petersburgiem żona cara, zwana pieszczotliwie Sunny – Słoneczkiem, wyda na świat długo wyczekiwanego jedynego męskiego potomka, carewicza Aleksego. Poród odbył się, podobnie jak u Antoniny, po obiedzie. Narodziny obu chłopców przypadły na sierpniowe „podzwrotnikowe upały”, Księżyc znajdował się w trzeciej kwadrze. Panowała susza, dochodziło do pożarów i modlono się o deszcz.
Pojawienie się na świecie carewicza obwieściło trzysta salw; gdy narodził się mały Gombrowicz, w „Kurierze Warszawskim” ukazał się następujący artykuł: „Są nazwiska literackie, które nie schodzą z ust inteligencji, a których treść niewielu rozumie. […] Ta obojętność przeciętnych pochłaniaczów zadrukowanej bibuły wobec zdolności pierwszorzędnych jest zjawiskiem bardzo naturalnym. Bo zdolności pierwszorzędne nie tworzą dla umysłów przeciętnych i nie są uprzejme. Prawdziwi znawcy natury ludzkiej mówią zwykle rzeczy przykre, gorzkie, bolesne, zdzierają z człowieka płaszcz życia, zszyty z obłudy, kłamstw, konwenansów, odsłaniają jego samolubstwo, zmysłowość, przewrotność, człowiek zaś nie lubi patrzeć na swój konterfekt. Pochlebstwo będzie jadł z przyjemnością łyżką wazową, oblizując się po nim z rozkoszą, ale od krytyki ucieka jak od trucizny”[74].
Trudno oprzeć się wrażeniu, że w słowach tych kryje się jakiś niezamierzony profetyzm dotyczący losu nowo narodzonego, choć tekst dotyczył Henryka Ibsena. Jego autorem był wówczas znany, dzisiaj całkowicie zapomniany Teodor Jeske-Choiński, atakujący Henryka Sienkiewicza, uwielbianego przez rodaków za „krzepienie serc” brawurowymi opowieściami z czasów świetności Rzeczypospolitej szlacheckiej. W tym czasie Komitet Noblowski rozpoczął dyskusję nad nowymi kandydatami do nagrody w dziedzinie literatury, która ostatecznie trafi za rok właśnie do Sienkiewicza, jako szóstego pisarza od momentu ustanowienia nagrody i pierwszego Polaka. Bagaż sporów pomiędzy Sienkiewiczem a Jeske-Choińskim przejmie w spadku przyszły pisarz, jakim stanie się nowo narodzony mały Gombrowicz.
[^] Kościół we Wszechświętem, okolicznej wiosce
Po miesiącu rodzice chrzczą chłopca w kościele parafialnym w uroczej wsi Wszechświęte, „wśród łąk, wzgórz i wąwozów”[75]. Wiąże się to z jazdą bryczką ładną drogą w dół, która zakręca w lewo, aż w pewnym momencie wznosi się pod mały gotycki kościółek. Po drodze stoją „rzadkie jeszcze chałupy i płoty, kura i gęś, koryto i bajoro, pies, chłop lub baba odświętna, ścieżką krocząca do kościoła…”[76]. Piętnastowieczny kościół z przylegającym doń urokliwym starym cmentarzem jest nietypowo położony w stosunku do głównej drogi, która w tym miejscu meandruje. Ten całkiem niepozorny z zewnątrz przybytek, do którego trzeba się wspiąć stromymi schodami, zaskakuje w środku szalonym barokiem. Na ścianach zdobne malowidła, dramatyczny Jezus rozpięty na krzyżu, złocenia, naprzeciw wejścia bocznego konfesjonał z ciemnego drewna, organy, kilka ławek, między innymi państwa Gombrowiczów koło prezbiterium, którą dzieli od ołtarza Świętej Trójcy parę kroków po szachowej posadzce, i chrzcielnica. Nad nią ksiądz Stanisław Wiśniewski chrzci dziecię, trzymane przez rodziców chrzestnych: Mariannę Zwieck oraz wżenionego w Kotkowskich Stefana Jabłkowskiego, z tych Jabłkowskich od przyszłego pierwszego wielkiego magazynu w Warszawie, który na razie pomaga ojcu dziecięcia w interesach[77].
„Działo się [to] […] dnia ósmego września tysiąc dziewięćset czwartego roku o godzinie piątej po południu. Stawił się Jan Onufry Gombrowicz, trzydzieści sześć lat mający, władca dóbr Małoszyce […], okazał nam dziecię płci męskiej urodzone we wsi Małoszyce, dnia czwartego sierpnia roku bieżącego o godzinie szóstej wieczorem z jego małżonki Marceli Antoniny z Kotkowskich, trzydzieści dwa lata mającej. Dziecięciu temu na Chrzcie Świętym odbytym w dniu dzisiejszym przez księdza Stanisława Wiśniewskiego administratora nadane zostały imiona: Marjan Witold […]”[78].
Witold – dlatego że tego dnia wypadało Świętego Witolda (i Klementyny). Lata później rękę księdza błogosławiącą główkę małego Witolda (jak matka nie będzie lubił swojego pierwszego imienia) zastąpi w wyobraźni Gombrowicza „czyjaś ręka”. Ona w tym samym kościele we Wszechświętem zabierze „mszy wszystką jej zawartość, całą treść”[79], wprowadzając w „przestrzeń kosmiczną, czarną” i tu rozegra się w jego książce „akt wyrzucający, »ekscentryczny«”, który prowadzi „na obszar bezgraniczny zupełnej nie-wiary”.
Antonina jest już doświadczoną i dobrą matką, ale bycie dobrą matką wówczas różni się od dzisiejszych standardów. Witold, jak wszystkie dzieci należące do jego klasy, karmiony jest – jeśli Antoniny nie kusi szeroko reklamowane mleko w proszku marki Nestlé – mlekiem chłopki. Doktor Wiktoryn Kosmowski radzi w ówczesnym podręczniku, że przy tym trudnym wyborze mamki „należy […] kierować się zbadaniem wszelkich własności fizycznych i przymiotów moralnych”[80]. Czy Antonina dba o „przymioty moralne”, czy bierze pierwszą lepszą karmiącą kobietę ze wsi? I czy mamka Witolda się myje? Kosmowski podnosi bowiem kwestię wątpliwej czystości mamek, podobnie jak ich kłopotliwą dietę, powodującą wzdęcia. Pierwsze czułości Witold odbiera prawdopodobnie od anonimowej chłopki, w bukiecie zapachowym dalekim od salonowych.
W tej epoce nie rozpieszcza się dzieci. Noworodek w pościeli, gdy tylko zakwili, jest traktowany „smoczkiem z rumianku lub wody cukrzonej, a niekiedy rozmoczonym chlebem lub bułką”, żeby tylko leżał cicho. Jeszcze do niedawna metody wychowawcze skupiały się tylko na powinnościach dzieci – miały być posłuszne i miłować rodziców, bo bez tego nie byliby oni w stanie wytrzymać tylu „trudów, wymysłów i naprzykrzania się od nich”[81]. Tak zostali wychowani Jan i Antonina. Ale z początkiem XX wieku zaczynają pojawiać się nowe teorie wychowawcze: „Ojcowie powinni zachowywać się z szacunkiem względem swoich dzieci, gdyż dziecko może stać się z czasem lepszym i większym mężem niż jego ojciec”[82]. Tę metodę stosują rodzice Witolda.
Ojciec Witolda to mężczyzna postawny, „jak tur albo niedźwiedź”[83]; podobnie jak Tomasz Buddenbrook dba o strój i aparycję. Krótka charakterystyka skreślona przez syna mówi: „poprawny, punktualny, obowiązkowy, systematyczny, o niezbyt rozległych horyzontach, niewielkiej wrażliwości w rzeczach sztuki, katolik, ale bez przesady”[84]. Posiada łatwość bycia ze zwykłym ludem i wciąż zachowuje się w dawny, patriarchalny sposób. Można by zacytować też opis ojca Thomasa Manna ze Wspomnienia: „dzięki swojej inteligencji i wytwornym manierom cieszył się w mieście wielkim szacunkiem, popularnością i wpływami”[85]. Podczas gdy Buddenbrookowie kultywowali tradycję mieszczan lubeckich, Gombrowiczowie – tradycje szlacheckie. Jeszcze przed ożenkiem Jan potwierdził szlachectwo rodziny w oficjalnych księgach rządowych (1888), podobnie jak wcześniej uczynił to jego ojciec (1838). „W roku 1799 orzeczeniem zebrania deputatów szlacheckich w Wilnie rodowi Szymkowiczowi Gombrowiczowi przyznane zostały prawa szlacheckie cesarstwa rosyjskiego”[86]. Wprawdzie Jan urodził się na wygnaniu, niemniej litewski patriotyzm wpaja dzieciom Stanisława Dąmbrowska, zwana w rodzinie „babcią Stasią”, która jest „fanatycznie przywiązana” do syna swej zmarłej pani. Jak pisze brat Witolda: „Do bardzo późnej starości żyła wspomnieniami z Litwy, słuchaliśmy jako dzieci godzinnych opowiadań, niewątpliwie bardzo przesadnych, o świetności czasów lenogirskich. Z powodu miłości do ojca i do Litwy nie cieszyła się łaską naszej matki, co zachęcało ją jeszcze do wyrabiania w nas patriotyzmu litewskiego”[87].
Gorąc towarzyszący narodzinom najmłodszego syna sprzęga się nierozerwalnie z gorączką w życiu politycznym. Dzień przed chrztem Itka – jak nazywają najmłodszego syna w rodzinie – 7 września, odbyły się w Ostrowcu demonstracje przeciwko mobilizacji rezerwistów polskich na wojnę z Japonią, powtórzone 11 września. Po Warszawie Bodzechów to miejsce najsilniejszego oporu. Polska Partia Socjalistyczna organizuje tu akcję antymobilizacyjną i bojkot zaciągu. W grudniu 1904 roku, podczas drugiej fali mobilizacji, w Radomiu wybuchają krwawo tłumione protesty, a w Bodzechowie na murach domów rozkleja się odezwy „Do Towarzyszy Zapasowych” i ich żon, wzywając poborowych do niestawiania się w punktach mobilizacyjnych. W tym czasie w Petersburgu w śnieżną niedzielę 22 stycznia 1905 roku demonstranci, trzymając się za ręce, wychodzą na ulice. Niosą ikony, krzyże, sztandary, portrety cara. Ruszają pod Pałac Zimowy, by spotkać się z władcą i prosić o pomoc. Nie wiedzą, że cara tam nie ma. Żołnierze strzelają do tłumu. Mikołaj II uzna wypadki „krwawej niedzieli” za „smutne i bolesne”, caryca pogrąży się w rozpaczy i odda modlitwom, ale lawina już ruszyła. Od Uralu po Warszawę zaczynają wybuchać strajki, w Królestwie Polskim zastrajkują także dzieci, domagające się nauki języka polskiego w szkołach. Niektóre ukarane zostaną chłostą, innym wręczy się „wilczy bilet”. Zamęt rozprzestrzenia się głównie tam, gdzie wytworzyła się klasa robotnicza, dlatego Staropolski Okręg Przemysłowy, do którego wlicza się Bodzechów, staje się obok Warszawy, Łodzi i Śląska główną areną strajków[88]. Zakłady bodzechowskie produkują żelazo szwajsowane, walcowane, kute, odlewy kuchenne i maszynowe, gwoździe żelazne i łańcuchy; zatrudnia się tu trzystu pracowników[89]. Robotnicy bodzechowscy skarżą się: „właściciele fabryki, panowie Kotkowscy, nie mogą się sami zdobyć na szkołę; my musimy na nią pieniądze dawać i to nie raz, ale kilka razy do roku. Fabryka nie ma swego doktora; jest za to szpital. Ale, pożal się Boże! chory, zostawiony w nim, mógłby umrzeć potrójną śmiercią, naprzód z głodu, potem z zimna, a na ostatku z choroby”[90].
[^] Fabryki rodziny Kotkowskich w Bodzechowie
W fabryce ostrowieckiej działa zatrudniony jako inżynier szef PPS na Ostrowiec, Bodzechów i Ćmielów Ignacy Boerner, pseudonim Emil. W Zakładach Żelaznych w Bodzechowie, drugim zakładzie przemysłowym w rejonie, konspiruje kilku członków PPS, a wiosną 1904 roku powstaje Lokalny Komitet Rewolucyjny. W sumie w rejonie Bodzechowa, Ćmielowa, Ostrowca i Częstocic pod koniec 1904 roku działa czterystu członków PPS, do tego dwa tysiące zwolenników[91]. Boerner nie ma najlepszego zdania o warunkach w fabryce bodzechowskiej, gdzie „istniały stosunki zupełnie patriarchalne, robotnicy byli tam najgorzej płatni w całym okręgu”[92], a „tamtejszy element robotniczy z powodu panujących w tej fabryce stosunków patriarchalnych był najmniej uświadomiony”. Mimo to miesiąc po strajku ostrowieckim wybucha także strajk w Bodzechowie – „w celu poprawienia zarobków”. Kotkowscy są konserwatywni, dlatego „dyrekcja fabryczna ustosunkowała się do strajku negatywnie”.
Dochodzi do napadów na majątki i plebanie, rabunków i zabójstw. Narodziny Witolda zbiegają się z atmosferą strachu, bo w powiecie opatowskim pracownicy folwarczni dołączają do strajków. W Bodzechowie „robotnicy w celu zmuszenia Dyrekcji do ustępstw skłonili i służbę folwarczną do porzucenia pracy”, a więc każdy sąsiadujący z dworem chłop może stać się zagrożeniem. 25 marca 1905 roku odbywa się w Bodzechowie manifestacja ze sztandarami, przemowami i pieśniami rewolucyjnymi. Kwestie socjalne mieszają się ze sprawą narodową, co najlepiej odzwierciedlają napisy na sztandarach: „Precz z carem! Niech żyje PPS” albo „Precz z carem! Niech żyje Polska i jej naród”. Przy okazji tłum wybija szyby w sklepie monopolowym należącym do Kotkowskich, bo alkohol to środek zniewolenia ludzi; posługują się tym narzędziem zarówno zaborcy, jak i polska klasa wyższa, która robi na gorzelniach świetny interes.
Ostrowiecki komitet wspiera bodzechowian składkami od robotników i dzięki temu udaje się podtrzymać protest (dziennie zarabia się po 50–60 kopiejek, dwu-, trzydniowy przestój grozi rodzinie głodem), aż 5 kwietnia dyrekcja wreszcie ustępuje. „Gazeta Ludowa” wyjaśnia arkana sprawy – to „furmani i parobcy folwarku bodzechowskiego, którzy przywożą do huty rudę i dolomit”, porwali za sobą fornali (robotników fizycznych w majątku ziemskim), a za nimi „poszedł cały folwark i strajk rozpoczął się na dobre”[93]. Jak z satysfakcją odnotował Ignacy Boerner: „Zwycięstwo to ogromnie podniosło na duchu robotników bodzechowskich, którzy od tego czasu brali z pełnym zapałem udział we wszystkich ruchach robotniczych”[94].
To właśnie wtedy rodzina Kotkowskich zwraca się do Jana Gombrowicza o pomoc. „Stryjowie matki, zdecydowani konserwatyści, nie tylko bali się panicznie rewolucji, ale nie myśleli też o przeciwdziałaniu jej. Tragiczne wypadki następnego roku, a szczególnie wywiezienie na taczkach, modnym wówczas ekwipażu, dyrektora fabryki bodzechowskiej [Adama] Strzałkowskiego odebrały im resztę energii i inicjatywy. Jedyny ratunek widzieli w naszym ojcu, młodym, pełnym odwagi i przedsiębiorczości”, pisze Jerzy Gombrowicz[95]. Jan zarządza majątkiem w Małoszycach, prowadzi fabrykę w Dołach Biskupich, kilka lat wcześniej kupił też kopalnie dolomitu w Zagnańsku pod Kielcami, zasiada w zarządzie Bodzechowskiego Towarzystwa Akcyjnego Zakładów Górniczo-Hutniczych, a teraz zostaje ich dyrektorem. Z pewnością jest to awans, który jednak wiąże się z przeprowadzką rodziny do pałacu Kotkowskich. Odtąd Gombrowiczowie będą się przyglądali historycznym wydarzeniom z bliska, bo droga z dworu do fabryki to jakieś 400 metrów. Dzieci się cieszą – lubią Bodzechów, mają tam więcej rówieśników do zabawy. Dla trzydziestotrzyletniej Antoniny powrót do domu rodzinnego z czworgiem dzieci jest jednak mniej pociągający. Wedle słów Jerzego: „przywiązana do ozdobionych przez siebie Małoszyc, bardzo ich żałowała”.
Gdy w listopadzie 1905 roku wprowadzony zostanie w Królestwie Polskim stan wojenny, Witek już prawdopodobnie chodzi w barchanowych majteczkach. Wymawiać pierwsze słowa uczy się, gdy strajkujący niszczą wizerunek cara i godło rosyjskie oraz dochodzi do licznych napadów na sklepy monopolowe, wieców i majówek, które gromadzą tysiące robotników. Niektórzy historycy uważają, że wypadki 1905 roku to było kolejne „powstanie”. Jeśli tak, Janowi Gombrowiczowi trafia się w nim rola nie tyle niepodległościowego bojownika, ile osoby, która musi zrozumieć kwestie socjalne.
Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.
I Pomiędzy Litwą a Kongresówką
s. 14 – dzięki uprzejmości Grzegorza Kotkowskiego
s. 20, 35 – Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie
s. 21, 32, 33 – Muzeum im. Jacka Malczewskiego w Radomiu
s. 25, 31 – fot. Klementyna Suchanow
s. 29 – Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie
II Małoszyce
s. 47, 62 – Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie
s. 51, 81 – Biblioteka IBLPAN
s. 53 – fot. Klementyna Suchanow
s. 58 – dzięki uprzejmości Grzegorza Kotkowskiego
III Służewska 3
s. 105–107 – „Przegląd Techniczny”, 22.06.1905, nr 25 / Biblioteka Narodowa
s. 112 – „Świat”, 7.09.1912, nr 36 / Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie
s. 116, 142, 173, 201, 217, 231, 239 – Biblioteka IBL PAN
s. 126, 135, 139 – reprodukcja z książki Tadeusza Kępińskiego Witold Gombrowicz i świat jego młodości, Kraków 1987 / dzięki uprzejmości Jana Kępińskiego
s. 148 – Archiwum Teatru Polskiego im. Arnolda Szyfmana w Warszawie
s. 153 – Wojskowe Biuro Historyczne
s. 159, 166 – Archiwum Uniwersytetu Warszawskiego
s. 169, 223 – Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie
s. 179 – „Ziemianka Polska”, 1.12.1928, nr 23 (70) / zbiory Biblioteki na Koszykowej
s. 181 – Archiwum Małgorzaty Girtler
s. 183 – Archiwum Tomasza Konarskiego
s. 191 – fot. Klementyna Suchanow
s. 203 – Photo12 / BE&W
s. 211 – fot. Andrzej Koźniewski / FOTONOVA
IV Chocimska 35
s. 257 – fot. Leonard Jabrzemski / IS PAN
s. 266 – Narodowe Archiwum Cyfrowe
s. 273, 285 – Narodowe Archiwum Cyfrowe
s. 277, 313, 326 – Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie
s. 279 – „Świat”, 7.09.1912, nr 36 / Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie
s. 295 – Archiwum Joanny Siedleckiej
s. 301 – dzięki uprzejmości Elżbiety Ficowskiej, archiwum Jerzego Ficowskiego / Narodowe Archiwum Cyfrowe
s. 308 – Zofia Chomętowska / Fundacja Archeologia Fotografii
s. 315 – Archiwum Zuzanny Lipińskiej
s. 322 – Andrzej Szypowski / East News
s. 357 – Broszura Ligi Popierania Turystyki 1937 / Biblioteka Narodowa Polona
V Transatlantyk
s. 364 – Narodowe Archiwum Cyfrowe
s. 365 – Broszura reklamowa MS „Chrobry” / Narodowe Muzeum Morskie w Gdańsku
s. 369, 371 – Archiwum Klementyny Suchanow
s. 376, 379 – Archivo General de la Nación
VI W labiryncie Buenos Aires
s. 393, 412, 433 – Biblioteka Polska im. Ignacego Domeyki w Buenos Aires
s. 401 – Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie
s. 402, 405, 475 – fot. Klementyna Suchanow
s. 415 – Museo del Cine, Buenos Aires
s. 417 – reprodukcja z książki Teatro del Pueblo. Una utopía concretada, red. Osvaldo Pellettieri, Buenos Aires 2006
s. 420, 421, 424, 443, 444 – Archivo General de la Nación
s. 429 – http://hicido.uv.es/Expo_medicina/Terapeutica_XIX/terapeutica.html
s. 435 – Instytut Józefa Piłsudskiego w Londynie
s. 453 – reprodukcja z książki Carlosa Mastronardiego Memorias de un provinciano, Buenos Aires 1967
s. 455 – http://www.cervantesvirtual.com/
s. 472 – Wacław Żdżarski / Narodowe Archiwum Cyfrowe
s. 477 – Archiwum Klementyny Suchanow
Wykaz skrótów (dotyczy najczęściej cytowanych pozycji bibliograficznych)
AML Archiwum Muzeum Literatury imienia Adama Mickiewicza w Warszawie
ARG Archiwum Rity Gombrowicz
BL Witold Gombrowicz Archive, General Collection, Beinecke Rare Book and Manuscript Library, Yale University, GENMSS 515
CIK Witold Gombrowicz, Czytelnicy i krytycy. Varia I, Kraków 2004
DZI Witold Gombrowicz, Dziennik 1953–1956, red. Jan Błoński, oprac. tekstu Zofia Górzyna, Kraków 2004
DZII Witold Gombrowicz, Dziennik 1957–1961, red. Jan Błoński, oprac. tekstu Zofia Górzyna, Kraków 2004
DZIII Witold Gombrowicz, Dziennik 1961–1969, red. Jan Błoński, oprac. tekstu Zofia Górzyna, Kraków 2004
F Witold Gombrowicz, Ferdydurke, wydanie krytyczne, oprac. Włodzimierz Bolecki, Kraków 2007
GM Wojciech Kawecki,