Gra niewarta świeczki - Lynne Graham - ebook + książka

Gra niewarta świeczki ebook

Lynne Graham

4,0
10,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Sevastiano Cantarelli ma z Oliverem Lawsonem rachunki do wyrównania. Gdy dowiaduje się, że Oliver od ponad dwudziestu lat ukrywa istnienie swojej nieślubnej córki Amy, postanawia wykorzystać ten fakt. Odnajduje Amy i uwodzi ją. Zabiera ją na przyjęcie do Lawsona, gdzie publicznie wyjawia tajemnicę. Nie odczuwa jednak spodziewanej satysfakcji, ponieważ przy okazji rani piękną i delikatną Amy. Sevastiano nie potrafi pogodzić się z tym, że Amy nie chce go więcej widzieć…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 138

Oceny
4,0 (26 ocen)
10
9
6
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Mgm25

Całkiem niezła

fajna
00

Popularność




Lynne Graham

Gra niewarta świeczki

Tłumaczenie:

Anna Dobrzańska-Gadowska

Tytuł oryginału: Christmas Babies for the Italian

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2020 by Lynne Graham

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-276-8611-4

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Sevastiano miał właśnie sfinalizować podbój wyjątkowo atrakcyjnej jasnowłosej modelki, gdy jego komórka rozdzwoniła się głośno. Zignorowałby niepożądany wtręt, lecz ten konkretny sygnał został zaprogramowany przez jego siostrę z myślą o tym, by nie mylił mu się z żadnym innym. Poza tym Annabel na pewno nie dzwoniłaby do niego tak późno, gdyby nie wydarzyło się coś niepokojącego.

– Przepraszam cię, ale muszę odebrać. – Sevastiano przerwał to, co robił doprawdy po mistrzowsku.

– Chyba żartujesz! – Potargana piękność przybrała nadąsany wyraz twarzy, najwyraźniej nie radząc sobie z potężnym ego.

Jednak ponieważ zwabienie do łóżka sławnego miliardera było nie lada sukcesem, zmusiła się do uśmiechu, w pełni świadoma, że kobiety uwielbiały Sevastiana i rywalizacja o jego względy była zaciekła.

Matka Natura z całą pewnością nie poskąpiła urody Sevastianowi Cantarelliemu. Miał prawie dwa metry wzrostu, był szczupły, lecz szeroki w barach i atletycznie zbudowany, więc nic dziwnego, że eleganckie garnitury projektowane przez najlepsze włoskie domy mody, w których zwykle się pokazywał, leżały na nim wprost idealnie, dyskretnie podkreślając jego sylwetkę. Dopełnieniem tego wspaniałego wzoru męskiej urody była oliwkowa cera, gęste czarne włosy i głęboko osadzone ciemne oczy, które w przyćmionym świetle lśniły jak płynny brąz.

– Annabel? – odezwał się niespokojnie.

Niestety, kompletnie nie rozumiał, co ma mu do przekazania młodsza siostra, ponieważ ta szlochała i co parę sekund krztusiła się łzami. Dopiero po dłuższej chwili udało mu się dotrzeć do sedna sprawy – chodziło o jakiś poważny rodzinny dramat, w rezultacie którego Annabel musiała opuścić należące do rodziców mieszkanie i oddać kluczyki do samochodu. Na końcu łzawej historii pojawiło się bardzo konkretne pytanie: czy Annabel mogłaby wprowadzić się do brata?

Sevastiano przewrócił oczami, zirytowany, że pytanie w ogóle padło. Annabel była jego jedyną krewną z angielskiej gałęzi rodziny, z którą chciał zachować kontakt. To ona, kiedyś nieśmiała i łagodna mała dziewczynka, pocieszająco ściskała jego rękę, kiedy ich wspólna matka nazywała go swoim „małym błędem”, a jej kolejny mąż, ojciec Annabel, wrzeszczał na niego z wściekłością.

– Przykro mi, ale muszę iść – bez wahania poinformował blondynkę. – Nic nie poradzę, to ważna rodzinna sprawa.

– Trudno, zdarza się. – Blondynka płynnym ruchem zsunęła się z łóżka i narzuciła jedwabny szlafroczek, żeby odprowadzić go do drzwi.

– Zjemy razem kolację jutro wieczorem? – zaproponował Sevastiano.

Dziewczyna była piękna, ale chociaż w jego świecie wiele kobiet było pięknych, żadnej nie udało się skupić na sobie jego uwagi dłużej niż przez miesiąc. Tak czy inaczej, uprzejmość wobec dam była dla Sevastiana czymś najzupełniej naturalnym i niepodważalnym, podobnie jak przywiązanie do przyrodniej siostry.

Jadąc limuzyną do domu, zastanawiał się, co mogło sprawić, że Annabel znalazła się w ogniu rodzinnej krytyki, bo przecież jego siostra nigdy się z nikim nie kłóciła. Sevastiano z własnej woli porzucił rodzinę Aiken i związane z nią towarzyskie kręgi i doskonale wiedział, że nikt tam za nim nie tęskni. Zawsze był dla Aikenów jedynie wstydliwym przypomnieniem, że jego matka wydała na świat dziecko innego mężczyzny. Traktowali go jak intruza, ciemnowłosego podrzutka wśród rasowych blondynów, a jego sukcesy budziły w nich skrzętnie skrywaną zazdrość i niechęć.

Sevastiano już dawno przestał się przejmować ich opiniami. Nie lubił swojej matki, snobki o charakterze wiedźmy, a tym bardziej jej spragnionego władzy męża, sir Charlesa Aikena, i nie miał kompletnie nic wspólnego ze swoim przyrodnim bratem, Devonem, pompatycznym idiotą, ale los Annabel zawsze leżał mu na sercu.

Co takiego zrobiła? Unikała wszelkich konfliktów, przestrzegała wytyczonych przez rodziców zasad i nie tylko uprzejmie, lecz przyjaźnie traktowała wszystkich, nawet najbardziej irytujących krewnych, przyjaciół i znajomych. Oczekiwania Aikenów zawiodła tylko raz, nieugięcie dążąc do zdobycia wykształcenia w dziedzinie restauracji dzieł sztuki. Jej matka chciała mieć córkę, która zostanie gwiazdą pierwszej wielkości na towarzyskim firmamencie, tymczasem los obdarzył ją spokojną, zakochaną w książkach młodą kobietą, całkowicie pochłoniętą swoją pracą w muzeum.

Co mogło doprowadzić Annabel do takiego wzburzenia? Sevastiano ściągnął brwi i cicho zaklął pod nosem. W ostatnich miesiącach dużo czasu spędził w Azji i oczywiście dużo rzadziej widywał się z siostrą, więc jego wiedza o rodzinnych sprawach była mocno ograniczona, łagodnie mówiąc.

Jednak dopiero gdy Annabel z płaczem rzuciła mu się w ramiona w holu jego pięknego domu, wylewając z siebie falę rozpaczliwych wyznań, w pełni zrozumiał, że zaniedbał ją w karygodny sposób i że sytuacja, w jakiej się znalazła, jest dużo poważniejsza, niż mógłby się spodziewać.

Annabel zakochała się do szaleństwa w znacznie starszym od niej mężczyźnie i wdała się z nim w romans. Sevastiano ze zdumieniem dowiedział się, że poznała go na jednym z przyjęć, które co jakiś czas wydawał, i że jest to Oliver Lawson, jego znajomy z kręgów zawodowych.

– Ale Oliver jest… – zaczął.

– Żonaty, wiem – weszła mu w słowo, zbyt zażenowana, żeby spojrzeć mu w oczy.

Była wysoką, smukłą blondynką o dużych, teraz czerwonych jak u angorskiego królika niebieskich oczach i bardzo jasnej cerze.

– Wiem o tym teraz, kiedy jest już za późno – uzupełniła. – Gdy się poznaliśmy, powiedział mi, że jest w separacji i zamierza wystąpić o rozwód. Uwierzyłam mu, bo niby dlaczego miałam mu nie uwierzyć? Jego żona mieszka w ich rezydencji na wsi i nigdy nie przyjeżdża do Londynu, a w jego mieszkaniu nie zauważyłam żadnych śladów kobiecej obecności. Och, Sev, wierzyłam w każde jego kłamstwo, w każdą głupią wymówkę!

– Oliver jest szefem Telford Industries, lecz właścicielką firmy jest jego żona – trzeźwo zauważył Sevastiano. – I wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne, by miał się z nią rozwieść. Na dodatek Telford mógłby przecież być twoim ojcem… Nic dziwnego, że tak wykorzystał twoją naiwność.

– Wiek to tylko liczba – smętnie wymamrotała Annabel. – Czuję się teraz taka tania, brudna i tępa. Nigdy nie wdałabym się w ten romans, gdybym wiedziała, że on nadal jest z żoną. Nie jestem taka, wierzę w lojalność i szanuję wierność. Kochałam go, naprawdę, lecz teraz dokładnie widzę, jaką byłam idiotką. Kiedy mu powiedziałam, że jestem w ciąży, ze wszystkich sił próbował mnie nakłonić, żebym usunęła dziecko. Wydzwaniał do mnie praktycznie bez przerwy i domagał się, żebym się poddała aborcji, a w końcu przyszedł i oświadczył, że nie chce tego dziecka. Wtedy wybuchła awantura…

– Jesteś w ciąży – powtórzył cicho Sevastiano.

Robił, co mógł, by ukryć wściekłość, jaka ogarnęła go na myśl, że jakiś mężczyzna próbował sterroryzować Annabel, szczególnie mężczyzna, który wcześniej zdobył jej serce, kłamiąc i oszukując. Annabel miała dwadzieścia trzy lata, była jednak dosyć naiwna i zawsze wynajdywała usprawiedliwienia dla ludzi, którzy sprawili jej jakikolwiek zawód. Naturalnie nie powinna była decydować się na romans z żonatym mężczyzną, ale całe jej życiowe doświadczenie sprowadzało się do jednego związku podczas studiów.

Co prawda, można się było trochę dziwić, że nadal była taka ufna i łatwowierna. Matka Sebiastiano i jej ojciec nie byli sobie wierni, chociaż zawsze zachowywali się ogromnie dyskretnie. Brat Annabel był żonaty i miał dwoje dzieci, lecz od lat utrzymywał romans z zamężną kobietą. Dorastając, Sevastiano był świadkiem tylu małżeńskich zdrad, że do tej pory nie miał najmniejszego zamiaru się żenić.

Bo niby po co? Cieszył się wolnością, nie musiał brać pod uwagę potrzeb innej osoby, trudnych zobowiązań i wszelkich wynikających z nich komplikacji. Jedynymi bliskimi mu osobami byli Annabel i jego ojciec, i to całkowicie mu wystarczało. Niezależnie od tego wszystkiego, nigdy nie potraktowałby kobiety tak, jak Oliver Lawson potraktował jego siostrę.

Żaden inteligentny, aktywny seksualnie mężczyzna nie mógł nie brać pod uwagę możliwości nieplanowanej ciąży – Sev nigdy nie podejmował takiego ryzyka i był z tego dumny, jednak gdyby coś poszło nie tak, mężczyzna powinien zachować się jak odpowiedzialny dorosły i wesprzeć kobietę w dokonanym przez nią wyborze, niezależnie od swoich własnych przekonań i uczuć.

– Zdobyłam się na odwagę, pojechałam do domu i powiedziałam rodzicom o dziecku, a oni wpadli w furię. – Annabel ukryła twarz w dłoniach. – Spodziewałam się, że będą niezadowoleni, ale oni także zażądali, żebym usunęła ciążę, a kiedy odmówiłam, kazali mi się wyprowadzić z mieszkania i oddać kluczyki od samochodu. I w porządku, słowo daję, rozumiem, że jeśli nie zamierzam żyć tak, jak sobie tego życzą, nie mogę liczyć na żadną finansową pomoc z ich strony…

– Próbują cię zaszantażować – rzucił Sevastiano. – Nikt nie ma prawa domagać się, żebyś przeprowadziła aborcję, mała. Rozumiem, że chcesz urodzić to dziecko?

– Bardzo chcę. – Twarz Annabel rozjaśnił rozmarzony uśmiech. – Nie chcę mieć już nic wspólnego z Oliverem, bo to kłamca i oszust, ale nadal bardzo pragnę urodzić moje dziecko.

– Zostając samotną matką, wywrócisz swoje życie do góry nogami – powiedział ostrzegawczo. – Ale na mnie możesz liczyć, przecież wiesz. Znajdę ci jakieś mieszkanie.

– Nie chcę być od nikogo zależna. Muszę stanąć na własnych nogach, najwyższy czas.

– Możesz popracować nad osiągnięciem tego celu, lecz najpierw powinnaś odzyskać równowagę. – Sevastiano uśmiechnął się pocieszająco. – Jesteś wyczerpana, musisz się porządnie wyspać.

Annabel rzuciła mu się na szyję i serdecznie go uściskała.

– Wiedziałam, że mogę na tobie polegać, że nie jesteś taki jak inni – wyszeptała. – Ty nie przejmujesz się plotkami, reputacją i takimi tam głupstwami. Mama twierdzi, że zrujnowałam sobie życie i że teraz żaden porządny mężczyzna nawet na mnie nie spojrzy.

– To trochę dziwna opinia, jeśli wziąć pod uwagę, że wygłasza ją kobieta, która wyszła za twojego ojca, będąc w ciąży z innym.

– Och, nie myśl o tym. – Annabel podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy. – To przecież zupełnie inna sytuacja.

Miała rację, przyznał w myśli, kiedy już poszła spać. Jego matka, Francesca, miała wyjść za ojca Sevastiana, Greka, Hallasa Sarantosa, gdy wybrała się na przedślubne zakupy do Londynu i spotkała tam sir Cahrlesa Aikena. Według Annabel, Francesca i sir Cahrles zakochali się w sobie bez pamięci, chociaż matka Sevastiana wiedziała już, że jest w ciąży. Według Sevastiana, Francesca bez pamięci zakochała się w szlacheckim tytule oraz pozycji sir Charlesa, natomiast ten ostatni również bez pamięci zakochał się w pokaźnym majątku Franceski. Dwoje bardzo ambitnych, bezwzględnych ludzi o płytkich osobowościach zawarło ważny dla nich obojga związek, i tyle. Sevastiano już dawno wybaczyłby matce i ojczymowi, że dokonali takiego właśnie wyboru, gdyby nie to, że nie pozwolili mu poznać jego biologicznego ojca, który dokładał wszelkich starań, by zyskać dostęp do syna, i stale spotykał się z odmową, ze względu na reputację Franceski oraz pozycję społeczną jej małżonka, rzecz jasna.

Tak czy inaczej to, co spotkało Annabel, było w oczach Sevastiana absolutnie niedopuszczalne i niewybaczalne. Dużo starszy mężczyzna najpierw wykorzystał jego przyrodnią siostrę, a następnie poprzez zastraszenie próbował namówić ją do poddania się aborcji, całkowicie wbrew jej woli, po to, by ukryć dowód świadczący o ich romansie.

Teraz Sevastiano obiecał sobie uroczyście, że Oliver Lawson zapłaci za swoje grzechy, i to z nawiązką. Bez chwili wahania zadzwonił do jednego z najlepszych prywatnych detektywów w Wielkiej Brytanii i zlecił mu szczegółowe przebadanie życia byłego kochanka Annabel, świadomy, że każdy ma jakieś sekrety, jakieś tajemnice, które stara się ukryć przed światem. Postanowił wydobyć na światło dzienne wszystkie sekrety Olivera i poznać jego najsłabszy punkt. Nie miał cienia wątpliwości, że Lawson nie wie, że Annabel jest przyrodnią siostrą Sevastiana, ponieważ Aikenowie nie przyznawali się publicznie do pierworodnego syna Franceski.

Lawson nie miał pojęcia, jak wielki błąd popełnił, decydując się oszukać i zranić Annabel. I na pewno nie była to pierwsza pomyłka w życiu tak samolubnego mężczyzny. Sevastiano szczerze kochał swoją jedyną siostrę, której obecność była jedynym jasnym punktem w jego smutnym dzieciństwie, i zamierzał zapewnić jej oraz jej dziecku spokojne i dostatnie życie, lecz najpierw musiał ukarać Olivera Lawsona.

Nucąc cicho, Amy przełożyła kilka rzeczy na wąskiej półce zapełnionej gwiazdkowymi prezentami w niewielkim sklepiku na terenie charytatywnego schroniska dla zwierząt, w którym pracowała. Uśmiechnęła się lekko, ponieważ uwielbiała okres Bożego Narodzenia, od momentu, gdy rześki chłód w jeszcze jesiennym powietrzu ostrzegał o nadejściu zimy, po pełne niezwykłej radości dni tuż przed świętami.

Czekała na święta jak podekscytowane dziecko, pewnie dlatego, że w dzieciństwie nigdy nie dane jej było cieszyć się tymi szczególnymi chwilami. W jej domu nie było świątecznych zwyczajów, kartek, podarunków ani potraw. Matka Amy nie znosiła Bożego Narodzenia i nie chciała obchodzić świąt, w żaden sposób. W gruncie rzeczy pewnie nie należało się temu dziwić, bo to właśnie w tym okresie wielka miłość Lorraine Taylor opuściła ją praktycznie bez słowa, pozostawiając na łasce losu i skazując na życie samotnej matki. Lorraine nigdy nie wróciła do siebie po tym gorzkim rozczarowaniu. Nigdy nie powiedziała też Amy, kim był jej ojciec. Potworna kłótnia, którą Amy wywołała jako trzynastolatka, domagając się informacji o ojcu, głęboko wstrząsnęła i matką, i córką.

– W ogóle cię nie chciał, nie chciał nawet wiedzieć o twoim istnieniu! – krzyknęła w końcu Lorraine. – Chciał, żebym się ciebie pozbyła, a gdy odmówiłam, zostawił mnie! To wszystko twoja wina! Gdyby nie ty, na pewno by mnie nie zostawił! Gdybyś przynajmniej była chłopcem, może by się tobą zainteresował, pomyślał, że może być z ciebie jakiś pożytek, ale nie, w jego oczach byłyśmy tylko ciężarem, którego nie potrzebował!

Po tej awanturze stosunki Amy z matką, i tak niezbyt serdeczne, zaczęły się stopniowo pogarszać. Nastolatka wpadła w złe towarzystwo w szkole, przestała się uczyć, oblała egzaminy i w rezultacie prawie przekreśliła swoje nadzieje na przyszłość. Na szczęście nie wpakowała się w poważne kłopoty, lecz jej matka wpadła w taką wściekłość, że w odpowiedzi na telefon ze szkoły, by przyszła porozmawiać o postępowaniu córki, zadzwoniła do opieki społecznej. Ostatecznie Amy wylądowała w rodzinie zastępczej i przebywała tam do czasu, aż zaprzyjaźniona sąsiadka, która zawsze darzyła dziewczynkę sympatią, zobowiązała się nią zająć pod warunkiem, że Amy zacznie znowu przestrzegać zasad dobrego zachowania.

Minęło kilka lat, zanim Amy w pełni wróciła do równowagi po tym nieszczęśliwym okresie. Już nigdy nie zamieszkała z matką, która umarła nagle, kiedy Amy miała osiemnaście lat. Dopiero wtedy odkryła, że ojciec, który opuścił Lorraine i ją samą, przez cały czas wspierał je finansowo. Chociaż nigdy nie mieszkały w żadnej bogatej dzielnicy, a Lorraine nie pracowała, co roku miała dosyć pieniędzy na letnie wakacje i całkiem kosztowną garderobę. Po śmierci Lorraine Amy nie mogła uwierzyć, jak dużymi sumami dysponowała jej matka przez wszystkie lata jej dzieciństwa, starając się jak najmniej wydawać na utrzymanie córki. Finansowa pomoc skończyła się wraz ze śmiercią Lorraine. Amy dowiedziała się od prawnika, że jej biologiczny ojciec nie życzył sobie żadnych kontaktów z córką i pragnął zachować anonimowość.

Aimee, tak brzmiało imię, które widniało w jej akcie urodzenia. Aimee, czyli „Ukochana”. Amy skrzywiła się z gorzkim rozbawieniem, bo przecież była niechcianym dzieckiem, niekochanym przez żadne z rodziców. Może jej matka uznała to imię za romantyczne, a może, nadając je córce, pielęgnowała jeszcze w sercu nadzieję, że jej ukochany jednak do niej powróci.

Tak czy inaczej, roztrząsanie smutnej przeszłości nie leżało w naturze Amy. Cordy, sąsiadka, która otworzyła przed nią drzwi swojego domu i ukoiła jej cierpienie, nauczyła ją, że z minionych nieszczęść trzeba czerpać naukę i śmiało patrzeć w przyszłość. Jeszcze jako dziecko Amy zajrzała któregoś dnia do schroniska dla zwierząt w okolicy, gdzie mieszkała z matką, i szybko zaczęła je regularnie odwiedzać. Cordelia Anderson była weterynarzem i prowadziła lecznicę na terenie schroniska; była niezamężną starszą kobietą, która bez reszty poświęciła się opiece nad chorymi i niechcianymi zwierzętami, przywracając im zdrowie i znajdując dla nich nowe domy.

Przyjęła do siebie Amy, kiedy ta była w fatalnym stanie, i namówiła ją, by wróciła do szkoły. Próbowała także naprawić stosunki między Amy z jej matką, lecz niestety Lorraine Taylor nie była tym zainteresowana. Kiedy Amy zdała w końcu egzaminy ze wszystkich wymaganych przedmiotów, Cordy przyjęła ją jako praktykantkę do lecznicy i pomogła rozpocząć szkolenie niezbędne do zdobycia tytułu weterynaryjnej pielęgniarki.

Kobieta, która odmieniła życie Amy i nauczyła ją cieszyć się każdym dniem, zmarła przed rokiem. Amy jeszcze nie wróciła do równowagi po nagłej stracie. Nadal praktykowała jako asystentka zawodowego partnera Cordelii, Harolda, i modliła się, by udało jej się ukończyć kurs przed jego przejściem na emeryturę.

Po śmierci opiekunki Amy musiała przeprowadzić się do zaadaptowanego na potrzeby mieszkalne magazynu nad gabinetem chirurgicznym w lecznicy, ponieważ dom Cory, odziedziczony przez jej siostrzeńca, został sprzedany. Dziewczyna przywykła brać prysznic na tyłach gabinetu na parterze i gotować na elektrycznej minikuchence z dwoma fajerkami w swoim pokoju, nocami doglądając zwierząt i dbając o ich bezpieczeństwo. Ponieważ zarabiała niewiele i musiała sama radzić sobie z wydatkami, ciągle brakowało jej pieniędzy, dlatego zatrudniła się jako kelnerka w pobliskiej kawiarni i pracowała tam na zmiany w godzinach, kiedy nie była potrzebna w klinice.

Kawiarnia, udekorowana w stylu słynnych amerykańskich barów, cieszyła się sporą popularnością wśród pracowników okolicznych biurowców, lecz następnego dnia, gdy Amy przybiegła objąć swoją zmianę, sala była prawie pusta, ponieważ od rana lało jak z cebra.

– Jeżeli pogoda się nie zmieni, jedna z was, ty albo Gemma, może iść do domu – oświadczyła Denise, właścicielka kawiarni. – Skoro nie ma klientów, nie potrzebuję dwóch kelnerek.

Amy bez słowa skinęła głową, wiedząc, że Gemma, samotna matka, potrzebuje pieniędzy jeszcze bardziej niż ona. Cóż, tak to już było z pracą dorywczą, która nie obiecywała ani regularnych zmian, ani stałego dochodu, i trzeba było się z tym pogodzić. W najgorszym razie przeżyje następny tydzień, żywiąc się makaronem w paczuszkach, bo przecież opłacenie rachunku za elektryczność lub zakup nowego fartucha i spodni były ważniejsze od jedzenia, i tyle.

– Gemma ma przyjść dopiero w porze lunchu, więc może klienci jeszcze się pojawią – pocieszająco dodała Denise.

W tej samej chwili drzwi się otworzyły i do środka wszedł bardzo wysoki, barczysty mężczyzna o ciemnych włosach, w usianym kropelkami deszczu jasnym trenczu i garniturze. Zajął miejsce w kącie i Amy dopiero wtedy miała okazję przyjrzeć mu się uważniej.

Zazwyczaj nie zwracała uwagi na mężczyzn, lecz ten był tak niesamowicie przystojny, że z trudem przywołała się do porządku i odwróciła wzrok. Sądziła, że dostrzeże jakąś skazę w jego twarzy, coś, co pozwoliłoby jej uznać jego męską urodę za nie do końca idealną, bo przecież chyba nikt, jeśli nie brać pod uwagę retuszowanych fotografii gwiazdorów filmowych i modeli, nie mógł być tak… tak piękny. No, trudno, nie potrafiła nazwać inaczej tego niezwykłego zjawiska.

Miał wysokie, wspaniale wyrzeźbione kości policzkowe, klasyczny nos i szerokie, zmysłowo pełne wargi. Jego policzki pokrywał cień ciemnego zarostu, podkreślając idealną linię ust i oczy koloru czarnej czekolady, jednocześnie ciemnobrązowe i złociste. Gęste kruczoczarne włosy o granatowym połysku, odrobinę dłuższe niż u niewolników mody, stanowiły wspaniałe obramowanie dla jego regularnych rysów.

Amy podskoczyła nerwowo, gdy ciemne oczy przybysza spoczęły na jej twarzy, a dłoń o długich palcach uniosła się w przyzywającym geście, i pośpiesznie przywołała się do porządku. Jasne, że ją wołał – był przecież w kawiarni, a ona była kelnerką. Szkarłatna fala gorącego zażenowania oblała całej jej ciało, rozpalając je od środka potężnym uczuciem obecności w tej chwili, równie silnym i dojmującym co przed laty, gdy była jeszcze nieświadomą fizycznych doznań nastolatką. Niepewnie podeszła do mężczyzny, pierwszy raz myśląc o tym, jak okropnie wygląda jej ozdobiony falbankami fartuszek, i zapytała, co może mu podać.

– Poproszę o czarną kawę – odparł cicho, głębokim głosem o ledwo wyczuwalnym obcym akcencie.

– Coś jeszcze? – Lekko drżącą ręką położyła przed nim menu.

– Nie, dziękuję. Nie jestem głodny.

– Może coś słodkiego?

– Myślę, że pani widok jest jedyną słodką rzeczą, jaką w tej chwili mogę przyjąć. Ale zaraz, może rzeczywiście jakieś ciastko, si… Zdaję się na pani wybór i smak, dobrze?

Amy odwróciła się, z płonącymi policzkami, zastanawiając się, o co mogło mu chodzić z tą „słodką rzeczą”. Może rzeczywiście wyglądała słodko w różowym fartuszku, chociaż miała co do tego poważne wątpliwości.

Denise przygotowała kawę i przyglądała się, jak Amy wybiera ciastko z oszklonej gabloty.

– Przypadek nagłej miłości, czy jak tam wy młodzi to teraz nazywacie? – zagadnęła kpiąco.

– Jak to?

– No, ty zamarłaś bez ruchu, kiedy tu wszedł, a on od pierwszej chwili nie odrywa od ciebie wzroku. Idź i poflirtuj z nim trochę, będę miała na co popatrzeć.

– Nie flirtuję z klientami – sztywno odparła Amy.

– Blisko mi do pięćdziesiątki, ale nie wahałabym się ani sekundy, gdyby zachęcał mnie tak otwarcie jak ciebie – prychnęła Denise.

Sevastiano uważnie obserwował córkę Olivera Lawsona. Nie tak wyobrażał sobie byłą buntowniczkę, która trafiła w tryby systemu opieki społecznej; spodziewał się twardego, może nawet lekko bezczelnego wyrazu twarzy i zachowania, tymczasem ta dziewczyna wyglądała prawie niepokojąco niewinnie, co oczywiście mogło być tylko maską. Tak czy inaczej, opracował plan, plan o prostym scenariuszu, w którym Amy Taylor miała odegrać główną rolę.

Nie wziął jednak pod uwagę nagłego przypływu męskiego pożądania w najczystszej postaci, które ogarnęło go w momencie, gdy ujrzał swoją ofiarę i dostrzegł jej imię na identyfikatorze przypiętym do różowego fartuszka. Była drobnej budowy, lecz o bardzo kobiecej sylwetce, z jedwabistymi włosami w odcieniu jasnego złota, ściągniętymi w koński ogon gumką, spod której wymykały się drobne loczki, otaczające twarz w kształcie serca. Jej duże, ocienione długimi rzęsami oczy były doprawdy niezwykłe – jeszcze nigdy nie widział oczu w kolorze fiołków, naprawdę fioletowo-niebieskich, lśniących dziwnym blaskiem na tle porcelanowej skóry.

W teczce, którą sporządził dla niego prywatny detektyw, nie było zdjęcia Amy Taylor, dlatego Sevastiano nie spodziewał się, że zobaczy prawdziwą piękność. Szybko powiedział sobie, że to świetnie, bo przynajmniej nie będzie musiał udawać pożądania.

Sumienie zakłuło go boleśnie, lecz trwało to tylko krótką chwilę. Zamierzał wyrwać niedoświadczoną, zwyczajną dziewczynę z jej świata, pokazać jej zupełnie inny i zawrócić jej w głowie, zrobić coś, co w normalnych okolicznościach nawet nie przyszłoby mu do głowy. Świat uważał Sevastiana za wytrwanego uwodziciela, jednak on uwodził jedynie kobiety, które doskonale znały reguły gry.

Lekko zniecierpliwiony swoją reakcją, powiedział sobie, że przecież zapewni Amy świetną rozrywkę i krótki odpoczynek od codzienności, i że w jego planie nie ma nic złego. Kobieta w wieku dwudziestu dwóch lat nie oczekuje od mężczyzny czegoś więcej niż dobra zabawa, to oczywiste. Nie zamierzał przecież uprawiać z nią seksu, bo to oznaczałoby przesunięcie iluzji w rzeczywistość, a on nie był aż tak okrutny, planował jednak wykorzystać ją jako broń przeciwko ojcu, którego nigdy nie poznała.

– Mogę zaprosić panią na filiżankę kawy? – zagadnął, kiedy wróciła do niego.

– Zgódź się – zachęcająco rzuciła Denise, uniemożliwiając dziewczynie odmowę.

Amy nie miała doświadczenia, jeśli chodzi o mężczyzn. Jako nastolatka rzadko umawiała się na randki i przy każdej takiej okazji spotykało ją gorzkie rozczarowanie. Nie znosiła, gdy dotykali jej chłopcy czy mężczyźni, którzy byli dla niej praktycznie obcymi ludźmi, i szybko się zorientowała, że spory biust i kształtne biodra, w połączeniu z drobną sylwetką, prawie zawsze przyciągają zupełnie nieodpowiednich potencjalnych partnerów, których zachowanie pozostawia dużo do życzenia.

Nie należała do dziewczyn, które idą do łóżka na pierwszej randce, lecz niestety właśnie tego wydawali się oczekiwać jej adoratorzy. Po paru nieprzyjemnych doświadczeniach z mężczyznami, którzy nie przyjmowali odmowy do wiadomości, marzenia Amy o znalezieniu najlepszego przyjaciela i kochanka w jednym umarły śmiercią naturalną. Teraz z zasady starała się nie dostrzegać zachęt do flirtu i, całkowicie pochłonięta nauką i pracą, doskonale radziła sobie bez mężczyzny.

Nieznajomy nie spuszczał ciemnych oczu z jej twarzy, więc w końcu przysiadła na brzegu krzesła po drugiej stronie stołu.

– Nigdy tego nie robię – wymamrotała, spuszczając głowę. – Chodzi mi o to, że nigdy nie siadam z klientami…

Dio mio, jaka nieśmiała, ze zdziwieniem pomyślał Sevastiano, nie mogąc się oprzeć wrażeniu, że ma do czynienia z niezwykle rzadkim okazem zagrożonego gatunku.

– Proszę opowiedzieć mi coś o sobie – rzekł ciepło, starając się wzbudzić w niej zaufanie.

Amy podniosła głowę, napotkała wspaniałe ciemnobrązowe oczy ocienione czarnymi rzęsami i poczuła, że kompletnie zaschło jej w ustach. Denise postawiła przed nią jej ulubioną kawę i wróciła za ladę z tak pełnym zainteresowania wyrazem twarzy, jakby nagle dano jej szansę obejrzenia ulubionego serialu romantycznego.

– Bardziej lubię zwierzęta niż ludzi – odezwała się Amy.

– Ja też. Jakie zwierzęta? Bo ja najbardziej lubię konie.

– A ja psy, chociaż koty też, może tylko odrobinę mniej. Kończę teraz kurs, który pozwoli mi podjąć pracę na stanowisku pielęgniarki weterynaryjnej. Pracuję tutaj i w schronisku z kliniką dla zwierząt, więc raczej nie mam czasu na inne zainteresowania. Jak się pan nazywa? – zagadnęła bez tchu.

– Sev, to skrót od Sevastiano, włoskiego imienia – odparł.

Gorączkowo zastanawiał się, jak sprawić, by rozluźniła się w jego towarzystwie, przynajmniej trochę, bo najwyraźniej nie działała na nią żadna ze sztuczek, które zazwyczaj stosował wobec innych kobiet. Przyzwyczajony do kobiet, które natychmiast reagowały na sam jego uśmiech, teraz nagle znalazł się na zupełnie nieznanym terytorium, ponieważ wszelkie przejawy zainteresowania z jego strony jedynie onieśmielały tę dziwną dziewczynę.

– Wydawało mi się, że wychwyciłam leciutki akcent w twoim głosie – zauważyła Amy i natychmiast ugryzła się w język, niepewna, czy jej słowa nie zabrzmiały nieuprzejmie.

– A więc pracujesz w schronisku dla zwierząt. – Sevastiano posłał jej lekki uśmiech. – To ciekawe, bo od pewnego czasu zastanawiam się, czy nie kupić psa…

– Co za zbieg okoliczności! – wykrzyknęła Amy bez cienia ironii.

Jej twarz rozpromieniła się tak, jakby właśnie wyjawił, że potrafi chodzić po wodzie. Fiołkowe oczy zabłysły i po raz pierwszy otwarcie skupiła na nim całą uwagę. Łagodna szczerość, jaką emanowała, na jakimś poziomie skojarzyła mu się z Annabel, zaraz jednak pośpiesznie odsunął tę myśl. Miał przed sobą miłą i chyba trochę naiwną młodą kobietę, więc nic dziwnego, że musiał dopiero rozpoznać grunt, ale przecież nie zamierzał wyrządzić jej krzywdy, prawda? Dzięki niemu Amy dowie się, kto jest jej ojcem, i może nawet nabierze poloru, a to nic złego.

– Bardzo dogodny zbieg okoliczności – zauważył. – Pewnie znasz wszystkie psy, które w tej chwili znajdują się w schronisku, co?

– O, tak! Najbardziej interesujący jest Hopper, który zbliża się już do wieku emerytalnego i nie ma jednej nogi. – Amy zaczerwieniła się, ponieważ uwielbiała Hoppera i bardzo nie chciała, by ktoś zabrał go do domu, miała jednak pełną świadomość, że jest to wyjątkowo egoistyczne podejście. – I mogłabym…

Przerwała, bo drzwi się otworzyły i wnętrze wypełniły głosy nowych klientów.

– Przepraszam, muszę wracać do pracy – rzuciła, zrywając się z miejsca.

Sev długą chwilę siedział nad kawą, zdziwiony tym, jak wielką przyjemność sprawiało mu obserwowanie Amy. Była bardzo uprzejma i zawsze uśmiechnięta, lecz kiedy inni mężczyźni próbowali nawiązać z nią rozmowę, spokojnie gasiła ich zapędy. Co jakiś czas jej jasne spojrzenie wracało ku niemu, zupełnie jakby się chciała upewnić, czy on nadal tam jest.

Ze znawstwem rozpoznał pierwsze objawy fascynacji. Była dla niego za młoda, rzecz jasna, ale w tej sytuacji nie miało to wielkiego znaczenia. Zdawał sobie sprawę, że kiedy pozna prawdę, podczas przyjęcia w wiejskiej rezydencji jej ojca, niewątpliwie przeżyje szok. A może nie, kto wie… Może nie obchodziło jej, kim jest nieobecny w jej życiu ojciec?

Nagle postanowił, że musi ją jakoś wynagrodzić, gdy będzie już po wszystkim. Nie chciał tak po prostu jej wykorzystać, nic z tych rzeczy. Zrekompensuje jej nieprzyjemne doznania i stracony czas, właśnie tak. Zadowolony z podjętej decyzji i całkowicie spokojny, bo przecież bogate doświadczenie nauczyło go, że odpowiednia kwota lub hojny podarunek potrafią zabliźnić wszystkie kobiece rany, odsunął pustą filiżankę, powoli podniósł się z krzesła i podszedł do lady, by uregulować rachunek.

Amy prawie w tym samym momencie podbiegła z nowym zamówieniem i Sev, chociaż daleko mu było do próżności, nie mógł się oprzeć wrażeniu, że nie był to jedynie zbieg okoliczności.

– Przykro mi, że nie mogliśmy dokończyć rozmowy – odezwał się. – Gdzie jest to schronisko, w którym pracujesz? Może udałoby ci się zorganizować mi wizytę?

Fiołkowe oczy zalśniły tak wyraźnie, że Sev, który bardzo rzadko się uśmiechał, uśmiechnął się i kompletnie oszołomił dziewczynę. Zamrugała niepewnie i ledwo dosłyszalnie wymamrotała nazwę schroniska i ulicy. Sev znał już ten adres, lecz poprosił o powtórzenie i kiwnął głową.

– Może dziś wieczorem? – zaproponował, nie widząc powodu, dlaczego miałby zwlekać, skoro przyjęcie w rezydencji Lawsona miało się odbyć już za dwa tygodnie.

– Dobrze – wyszeptała Amy. – Będę tam między czwartą a szóstą. Mogłabym pokazać ci psy, żebyś się mógł zastanowić, czy któryś by ci odpowiadał.

– W takim razie do zobaczenia. – Sev odwrócił się na pięcie i ruszył do drzwi.

– Mówiłam ci, że jest zainteresowany – syknęła Denise, przekazując przyniesione przez Amy zamówienie do kuchni.

– Tak – mruknęła Amy. – Jest zainteresowany wybraniem psa ze schroniska, nie mną. Taki facet nigdy nie zwróciłby uwagi na kogoś takiego jak ja.

– Wydaje mi się, że się mylisz. – Denise zdecydowanie pokręciła głową.

Amy nie odpowiedziała, ponieważ nie była całkowicie przekonana, że ma rację. Brakowało jej tego czegoś, co przyciągnęłoby spojrzenie mężczyzny takiego kalibru, nie posiadała ani odpowiedniej urody, ani wyrafinowania. Przez głowę przemknęła jej myśl, że oto jak na ironię wreszcie spotkała interesującego mężczyznę, tylko po to, by szybko się dowiedzieć, że jego interesuje głównie zakup psa.

Bo przecież gdyby chciał kontynuować tę znajomość, po prostu poprosiłby o jej numer telefonu, prawda?

ROZDZIAŁ DRUGI

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

OKŁADKA
STRONA TYTUŁOWA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY