Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Głęboko niepokojąca powieść obyczajowa mocno osadzona w środowisku celebrytów, gwiazd filmowych i zwykłego życia ukazuje losy kobiety mającej swoje własne problemy. Autorka „Roku magicznego myślenia” i „Białego albumu” bezlitośnie analizuje amerykańskie życie późnych lat sześćdziesiątych.
Gdzieś poza Hollywood życie aktorki Marii Wyeth rozgrywa się w odrętwiającej rutynie nieustannej jazdy autostradą. Po trzydziestce, rozwiedziona z mężem, oderwana od przyjaciół, znieczulona zarówno na ból, jak i szczęście, Maria jest kobietą, której zabrakło i pragnień, i motywów. Zdaje się być uosobieniem pokolenia chorego na nadmiar wolności.
Joan Didion (1934–2021), wybitna pisarka amerykańska, przeznacza bohaterce swej powieści los nie byle jaki i niebanalne przeżycia. I buduje świat powieściowy w niepowtarzalny sposób, łącząc w swej doskonałej prozie kobiecy wdzięk z brutalnym obrazem życia, tworząc subtelne portrety ludzi.
Wydanie z przedmową Davida Thomsona, krytyka filmowego, historyka, autora książek, m.in. „Zrozumieć Hollywood”, „The New Biographical Dictionary of Film”, „Showman: The Life of David O. Selznich”, „Rosebud: The Story of Orson Welles” oraz kilku powieści.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 160
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Joan Didion
Graj jak się da
Tytuł oryginału: Play It As It Lays
Przekład: Anna Kołyszko
Przekład wstępu: Jowita Maksymowicz-Hamann
Copyright © 1970, 1998 by Joan Didion Dunne 2001 Revocable Trust
All rights reserved
Copyright for the translation © 2023 Spadkobiercy Anny Kołyszko
Introduction copyright © 2005 by David Thomson
Copyright for the Polish edition © 2023 by Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o.
Projekt okładki i layout: Łukasz Piskorek
Łamanie: Wojciech Grzegorzyca
Korekta: Ewelina Sobol i Kamila Wrzesińska
ISBN 978-83-67555-87-6
Grupa Wydawnicza Relacja
ul. Marszałkowska 4 lok. 5
00–590 Warszawa
www.relacja.net
Co nieco na temat Marii
David Thomson
Od lat polecam ludziom Graj jak się da Joan Didion i nauczyłem się być ostrożny, a raczej lakoniczny. To trochę jakbym mówił, że na końcu tego zamkniętego wąwozu znajduje się stara kopalnia srebra, wciąż otwarta – to niedaleko – ale że w kopalni tej żyją grzechotniki. I ludzie czasem wracają, spoglądając z wyrzutem: ta książka jest bardzo… brudna, nieprawdaż? I ciężka – ale nie mają tu na myśli, że ciężko się ją czyta, ale że jest bezlitosna. Czasem ludzie wprost mówią, że historia jest ponura i nieprzyjemna i że w ostatecznym rozrachunku nie zdołali wystarczająco polubić Marii.
Mówię więc: „Przeczytaj tę książkę”, ale dodaję na jej temat z góry jak najmniej. Czasem ludzie pytają: „Czy to książka o hazardzie?” – i nigdy temu nie zaprzeczam. Inni, którzy o niej słyszeli, mówią: „A, to ta książka o Hollywood”, na co ostrzegam ich, że dotyczy w równym stopniu Nevady, miejsca, które wciąż istnieje, podczas gdy „Hollywood” – takie, jakie obwieszcza ten wielki napis – obecnie trudniej zlokalizować. I już mamy pewną wskazówkę co do tego, jak postępować – bo hazard i Nevada pasują do siebie, prawda, jak „miłość i małżeństwo” w piosence Franka Sinatry. Czyż nie? A, racja, nie pytasz. Czy może tylko nie odpowiadasz?
Tak, nawiązuję do pierwszych zdań powieści – jednego z wielkich otwarć, śmiem twierdzić – w części zatytułowanej po prostu „Maria”, z czego wnoszę, że wypowiada się w niej sama Maria Wyeth, nasza bohaterka. Mówi: „Co jest przyczyną zła u Jaga? – pytają niektórzy. Ja nigdy nie pytam”.
Czego od razu się z tego dowiadujemy? Jakie mamy sygnały ostrzegawcze? Otóż, że Maria wie, kim jest i był Jago, i nie boi się tego przyznać, oraz że ta świadomość szybko prowadzi nas do kwestii zwanej „złem”. Myślę, że jeśli chodzi o powieść współczesną, a być może powieść ogółem, prawdą jest, że nieczęsto wypowiada się ona na temat zła. Emma Bovary jest głupia, ale nie jest zła. W dzisiejszych czasach każdy ma swoje powody, swój proces usprawiedliwienia. Weźmy książkę, która może nie jest „wielka”, ale która wiele dla Joan Didion znaczy, Stąd do wieczności Jamesa Jonesa – podejrzewam, że sierżant Fatso, ten, który zabija Maggio, jest zły. Bo mówi, że to właśnie zrobi – i robi to, ponieważ napędzają go okrucieństwo i jad. Ale kapitan Holmes, oficer, który naciska na Prewitta, by zmusić go do boksu – cóż, jest nieprzyjemny, jest podstępny, jest podły dla swojej żony, ale wiadomo, że Holmes mógłby w sądzie wybronić swoje życie, podczas gdy Fatso by się uśmiechał albo chełpił. On jest samą niegodziwością – a Maria od razu mówi nam, że takie rzeczy, ich ewentualność, ją prześladują. I nie wiem, dlaczego w tak frapującym momencie i otwarciu nie mielibyśmy usłyszeć też Joan Didion.
W Skrzydłach gołębicy, dajmy na to, wiele osób zachowuje się źle i cierpi z tego powodu, nie zasługując nigdy na etykietę „złych”, a w dużej części współczesnej beletrystyki szkody wyrządzane w życiu postrzegane są jako wynikające równie mocno z pływów lub klimatu, co z lekkomyślności, samolubności czy jakichś złośliwych impulsów ludzi takich jak my. Wkroczyliśmy w epokę powieści bez uchybień, tak jak rozwodów bez orzekania o winie. A jednak Maria zdaje się niechętna, by to zastrzeżenie nam umknęło. Poza tym jest mądrzejsza czy też bardziej opanowana niż inni ludzie – a to otwierające książkę zdanie zdecydowanie podkreśla etykietę czy też moralność bycia opanowanym – ponieważ nauczyła się nie zadawać tego pytania. I oto pierwszy objaw etosu hazardzisty. Bo chociaż obserwator w dowolnym kasynie w Las Vegas może zauważyć, jak w neutralnym kasynowym świetle życie ludzi załamuje się w ciągu kilku minut – można zobaczyć, jak głupiec traci wszystko, oraz dostrzec ból i pozbawioną nadziei przyszłość na twarzy żony – to krupier, czy też duch tego miejsca, nauczył się nie nazywać gracza ani gry „złą”. Gra może potoczyć się właśnie tak – tu ktoś przegrywa, tam ktoś wygrał. Nie pytaj więc, nie angażuj się – krupier to dobry wzór dla przyszłego powieściopisarza naszych czasów – bądź bardzo spostrzegawczy; zapamiętuj wszystko, co usłyszysz; ale się nie angażuj. Wróć do swojego pokoju (wyobraź sobie pokój krupiera) i spisz to w ten sam opanowany, jeśli nie zimny sposób.
I to właśnie w tym rozróżnieniu między opanowaniem a podejściem na zimno zawiera się niezwykłe przyciąganie tej powieści – i jest to też zagadka, która niepokoi niektórych czytelników, z trudem utrzymujących inteligencję Joan Didion i tłumioną emocjonalność Marii Wyeth jako równoległe tory gotowe wspierać i podtrzymywać impet książki. I chociaż jestem głęboko przywiązany do tej książki jako współczesnego klasyka, sądzę, że błędem byłoby ignorowanie tego napięcia. Bo właśnie to napięcie, czy też te trudności z oddychaniem czynią tę książkę tak fascynującą.
Maria Wyeth ma kłopoty pod wieloma względami: straciła męża; kolejny ukochany jest mężem innej; jej córka, Kate, przebywa w szpitalu z powodu jakichś niesprecyzowanych zaburzeń; Maria nie odniosła sukcesu jako aktorka w opartym na zaciekłej rywalizacji systemie; bierze narkotyki; dokonuje aborcji; czasem wpada w pewną przypominającą śpiączkę bierność – to amoralne życie oparte na przekonaniu, że „nic się nie liczy”. Wydawałoby się, że sugeruje to, iż „zło” się nie liczy. Ale Maria jest nękana przez nieopanowane, niemiłe i bardzo bliskie złu działania innych, i na pewno je dostrzega. Kiedy w pewnym momencie „wychodzi” i oddaje się młodemu aktorowi, on podczas orgazmu bierze azotyn amylu, każe jej nie ruszać się w kluczowej dla niego chwili i mówi: „Obudź mnie za trzy godziny. Językiem”. (Chociaż jest to opowieść o kobiecie wyzwolonej, przypomina nam jednak, że feminizm pojawił się w tym wielkim szale ja–ja, zwanym latami sześćdziesiątymi, dość późno. Czy może po prostu branża filmowa zawsze jest o kilka lat do tyłu względem reszty kultury?)
Patos życia Marii jest tym bardziej rozdzierający, że próbuje ona podchodzić do tego wszystkiego spokojnie. To bardzo szczupła powieść: 213 stron w moim wydaniu w miękkiej okładce, ale rozciągnięta na obszarach białej przestrzeni i niezapełnionych kartkach – jest miejsce na to, by wchłonąć łzy, a słyszymy od innych, że Maria dużo płacze, krwawiąc jednocześnie okropnie po spapranej aborcji. Zna miękkość w dole kręgosłupa swojego dziecka i wie, że w związku z tym nie należy dotykać go tam igłami, nieważne, że córka ma w mózgu jakieś zaburzenia chemiczne. (I oto znak czasów: zło lub szaleństwo mogą stanowić po prostu zaburzenia chemiczne, nie ma żadnego związku przyczynowego ani odpowiedzialności, nic się nie liczy). Ale czytanie tego jest niemal nie do zniesienia, a ból ten często pali bardziej właśnie z powodu tej surowej narracji. Znowu to samo: intensywne uczucie mówiące „Nie czuję nic”.
A co z cierpieniem Joan Didion, jej historią w tle? Cóż, Graj jak się da to jej druga powieść, wydana w 1970 roku, kiedy miała trzydzieści pięć lat, zaledwie kilka lat po tym, jak przeprowadziła się z mężem, Johnem Gregorym Dunnem, by zamieszkać w Los Angeles. Sądzę, że przeprowadzka ta odbyła się za jego namową – miał w tym mieście i w branży filmowej historię i powiązania. Didion pochodziła z zupełnie innej Kalifornii, jeśli chodzi o nastrój i punkty odniesienia bliższej Nevadzie. Pochodziła z Sacramento sprzed klimatyzacji, a Maria Wyeth, chociaż urodzona w Reno, w wieku dziewięciu lat przeniosła się do Silver Wells, górniczego miasteczka niedaleko Tonopah, od tamtej pory miasta-widma. To bardzo surowy świat, a powściągliwość i niejednoznaczność Didion jest pod wieloma względami cechą przywiązanego do pustyni zachodniego stoika, który obserwuje zjawiska, ale nie chce mu się o nich mówić.
Największą zagadką w książce jest walka między rozproszeniem a pewnym uzdrawiającym rytmem. Książka jest w swej formie sekwencją krótkich ujęć, niektórych pozornie przerwanych lub skróconych, a głos jest urywany – zagadkowy, choć czasem zraniony – tak, że czytelnik wciąż doszukuje się szkód: u Marii, a nawet u siebie. Ale Didion jest też jak solistka jazzowa, zgarbiona nad swoim saksofonem, znosząca takty pełne wahania, czekająca na nadejście flow. Jest też jeden słynny fragment, w którym ten rytm rozkwita. Dotyczy chwili, kiedy Maria jedzie samochodem po autostradzie, zamknięta, biegła, wczuwając się w asfaltowy układ nerwowy miasta. Maria nigdy nie jest tak szczęśliwa, jak rozbijając jajko na twardo na kierownicy podczas jazdy z prędkością siedemdziesięciu mil na godzinę i uwalniając napięcie w następujący sposób: Wciąż wracała na skomplikowaną krzyżówkę nieco na południe od połączenia autostrad, gdzie udany przejazd z Hollywood do Harbour wymagał ukośnego przecięcia czterech zatłoczonych pasów jezdni. Pewnego dnia wreszcie jej się to udało bez przyhamowania i bez wypadnięcia z rytmu radia – nie posiadała się z radości, tej nocy nie dręczyły jej żadne sny.
To jest pragnienie Marii – czy też Didion; autorka czasem mawia, że nie ufa sobie samej za kierownicą. Podobne wątpliwości wiszą nad jej miejscem w Hollywood, a także nad szerszym pytaniem, czy ta powieść to kwaśna odprawa czy cierpki list miłosny.
W Los Angeles w 1968 roku Dunne wydał The Studio, błyskotliwą, bardzo zabawną opowieść o wytwórni Twentieth Century Fox, przechodzącej ciężkie chwile. Dwa lata później bestsellerem (szczególnie w LA) była książka Graj jak się da, nieważne, że recenzenci przytaczali Nathanaela Westa i T.S. Eliota (kod oznaczający apokalipsę), nieważne, że sama Didion była dość drobna, często o wiele cichsza, niż wymagała jej inteligencja, i nie zawsze zdrowa. Niektórzy mówili, że krytyka Hollywood była bezprecedensowa; w rzeczywistości czerpała z Jeleniego parku Normana Mailera i z postaci Mariona Faye. Śmiem twierdzić, że Didion mogła przewidzieć, iż jej sprośna książka zasmakuje ludziom, którzy mogliby być wzorcami dla jej najgorszych postaci. I podejrzewam, że odczuła dodatkowe okropieństwo bycia uznaną za seksowną z powodu tej wulgarności i „niegrzeczności”.
Didion i Dunne spędzili w mieście filmu ponad dwadzieścia lat. Pisali scenariusze (najlepszy jest True Confessions, na podstawie jednej z jego powieści) i korzystali z ubezpieczenia zdrowotnego stowarzyszenia Writers Guild. Można się więc zdumiewać, że tak to miejsce krytykuje. W rzeczywistości nie sądzę, by ktokolwiek miał jej to za złe – większość weteranów opowiada makabryczne hollywoodzkie dowcipy. Jednak rok 1970 to wczesny etap ostatniej wspaniałej epoki, lat od Bonnie i Clyde’a po, powiedzmy, Taksówkarza, czasów, kiedy młodzi ludzie zyskiwali trochę wolności i siły – a także pieniędzy, seksu i narkotyków. Były to skomplikowane czasy i Carter Lang – mąż Marii – niemal na pewno zmiażdżył swoją własną wczesną obietnicę. Ta świetlana epoka skończyła się, kiedy wrócił biznes. A Didion jest jak Cecilia z Ostatniego z wielkich F. Scotta Fitzgeralda – nie pozwala Hollywood się dręczyć.
Jednak w Graj jak się da tkwi odraza, mimo wszystkich stwierdzeń, że nic się nie liczy (i mimo łatwości, z jaką odrażający ludzie w branży filmowej dostrzegają tylko uwagę, którą są obdarzani). U dzieci pustyni, takich jak Maria Wyeth i Joan Didion, nie ma zła bez odrazy. I to właśnie tutaj książka staje się problematyczna, ale też nieskończenie wciągająca.
W swoim wywiadzie dla „Paris Review” Didion opowiada o tej kwestii.
Chciałam zrobić wszystko w pierwszej osobie, ale nie byłam wystarczająco dobra, by ją utrzymać. Były sztuczki, których nie znałam. Zaczęłam się więc bawić bliską trzecią osobą, po prostu żeby napisać cokolwiek. Przez „bliską trzecią osobę” rozumiem nie narratora wszechwiedzącego, ale bardzo bliskiego umysłowi postaci. Nagle pewnego wieczoru zdałam sobie sprawę, że mam trochę pierwszej osoby i trochę trzeciej i że będę musiała zdecydować się na obie albo w ogóle nie napisać książki. Bałam się.
I jest to przerażające – przerażające aż do wybudzenia z krzykiem. Jednak dylemat ten jest pasjonujący. W sumie większa część książki napisana jest właśnie w tej bliskiej trzeciej osobie i zdaje bezlitosne sprawozdanie z upadku (czy też hańby) Marii, niezdolna jednocześnie odrzucić wszystkich sugestii patosu i przerażenia. To trochę tak, jakby ktoś tak mądry jak Joan Didion oglądał film na podstawie własnej książki – nie ten film, którego scenariusz napisali wraz z Dunnem, film z Tuesday Weld, ale własną książkę w postaci filmu, i nie potrafił powstrzymać chłodnego dystansu kamery z perspektywy trzecioosobowej, jednocześnie będąc równie niezdolny do powstrzymania własnych westchnień – czy też łkań? – przed zakradnięciem się na otwartą ścieżkę dźwiękową. Dlatego właśnie, z dużo większym pożytkiem niż książka o branży filmowej, jest to też wspaniałe otwarcie kwestii natury narracji filmowej i tego, jak skupienie na sprawach zewnętrznych przyczynia się do znieczulenia na sprawy wewnętrzne.
Wciąż mamy jednak to rozpoczęcie od pierwszoosobowej Marii i jej gry z Jagiem i złem. A ten głos nie tylko jest po prostu bardzo uderzający; jest niezapomnianym i niezachwianym przypomnieniem co najmniej tego pytania: czy ta Maria przyjęłaby wszystko, co przydarza się Marii z bliskiej osoby trzeciej? Chcę tu zasugerować, że przez krótką chwilę słyszymy Marię bliższą twardej inteligencji swojej autorki, kobietę, która nie zaakceptowałaby całego tego gówna, którym tamta druga Maria spłukuje się jak prysznicem. Czy to jakaś wada tej książki? Cóż, być może, na tyle, na ile Didion przyznaje się do ograniczeń swoich umiejętności, które napawały ją przerażeniem. A ja powiedziałbym, że przed nią znajdowały się książki – takie jak Demokracja – w których bohaterka nie traci na tragizmie, lepiej o siebie dbając. Ale nie jestem pewien, czy klasyki i powieści miały w zamierzeniu być bez skazy. Jak w przypadku złotych czar, czasem fascynacja kryje się w tajemniczych pęknięciach.
David Thomson jest autorem książek Showman: The Life of David O. Selznick, Rosebud: The Story of Orson Welles, Zrozumieć Hollywood: równanie z niewiadomą oraz The New Biographical Dictionary of Film. Napisał też trzy powieści: A Bowl of Eggs, Suspects oraz Silver Light. Od lat regularnie pisuje dla „Film Comment”, „The New Republic”, „The New York Times” oraz „The Independent” (Londyn).
Zdjęcie: Brigitte Lacombe
Joan Didion (ur. 1934–2021) – amerykańska dziennikarka, eseistka, autorka powieści i scenariuszy. Tworzyła w nurcie Nowego Dziennikarstwa, które wprowadziło stosowanie w reportażu i eseju technik zaczerpniętych z literatury pięknej.
„Rok magicznego myślenia” przyniósł jej w 2005 roku National Book Award, jedną z najbardziej prestiżowych nagród literackich w Stanach Zjednoczonych. Książka znalazła się także w finale Nagrody Pulitzera w kategorii biografii i autobiografii oraz National Book Critics Circle Award.
Książki Joan Didion w wydawnictwie Relacja:
Przejmująca opowieść o żałobie po śmierci męża i chorobie córki.
Joan Didion z ogromną uważnością przypatruje się najbardziej granicznym doświadczeniom w swoim życiu, analizując własne uczucia i reakcje, a jej piękna i precyzyjna narracja dotyka uniwersalnego znaczenia tych doświadczeń.
Rok magicznego myślenia został wyróżniony prestiżową National Book Award, otrzymał również nominację do Nagrody Pulitzera oraz National Book Critics Circle Award. Książka jest wymieniana pośród stu najważniejszych pozycji, które trzeba przeczytać w życiu.
Książki Joan Didion w wydawnictwie Relacja:
Poruszające bolesną szczerością refleksje o utracie córki, starzeniu się i upływie czasu.
Pisarka, wychodząc od wspomnień ze ślubu córki, wraca do czasów jej dzieciństwa, przygląda się swoim myślom, analizuje lęki i wątpliwości dotyczące małżeństwa, adopcji i rodzicielstwa, chorób i starzenia się. Nie unika bolesnych pytań. Czy zawiodła jako matka? Czy coś przegapiła? Czy cokolwiek mogła zrobić inaczej?
Książki Joan Didion w wydawnictwie Relacja:
Ponadczasowy zbiór ikonicznych tekstów Joan Didion, pochodzących z lat 1968–2000, poruszających tematy, które przez lata stały się znakiem rozpoznawczym jej pisarstwa: kobiety, prasa, polityka, autorefleksja.
Te wnikliwe, poruszające, a momentami prorocze artykuły i eseje dają wgląd w błyskotliwy umysł jednej z najwybitniejszych współczesnych pisarek.
Najbardziej oczekiwana książka roku 2021 według Vogue’a, TIME’a, Bustle, The New York Timesa i wielu innych.
Książki Joan Didion w wydawnictwie Relacja:
Najważniejsza książka w dorobku dziennikarskim Joan Didion. Tytułowy esej został okrzyknięty przez „Publishers Weekly” jednym z najważniejszych tekstów od 1950 roku.
Joan Didion rejestruje wstrząsy i następstwa lat sześćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych. Bada kluczowe wydarzenia, postaci i trendy epoki, która na nowo zdefiniowała kulturę masową. Dokonuje też bezlitosnej wiwisekcji samej siebie, przywołuje cytaty z raportów psychiatrycznych na własny temat, opowiada o własnych obsesjach dotyczących wody czy centrów handlowych, bez zażenowania mówi o swojej uprzywilejowanej pozycji zamożnej białej intelektualistki.