Grzeszna miłość - Nicola Cornick - ebook

Grzeszna miłość ebook

Nicola Cornick

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Lottie Cummings, bohaterka licznych skandali, ponownie trafia na usta londyńskiej socjety z powodu głośnego rozwodu. Odtrącona przez rodzinę musi ukryć się w domu publicznym. Tam poznaje Ethana Rydera, jednego z zaufanych oficerów Napoleona. Ethan jest zaangażowany w konspiracyjną działalność. Planuje śmiałą akcję oswobodzenia francuskich jeńców wojennych. Aby jego plan się powiódł, potrzebuje pomocy, a Lottie wydaje się idealnym narzędziem…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 335

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Master89wt

Z braku laku…

Nieeeee. Choć lubie książki Nicoli Cornick, ta niezbyt mi się podobała.
00

Popularność




Nicola Cornick

Grzeszna miłość

Tłumaczenie:

Gdy piękną panią zwiedzie luby,

Na drogę grzechu sprowadzi ją,

Co ją pocieszy w godzinie zguby,

Jak zmyje ona winę swą?

Oliver Goldsmith

Prolog

Lipiec 1786 roku

Zbudził ją stukot kamyczków, które zadzwoniły o szybę jak zimowy deszcz. Leżała chwilę bez ruchu, wciąż pogrążona w półśnie, jednak następne uderzenia zabrzmiały jak wystrzał z broni palnej. Otworzyła oczy, spojrzała na kłębiące się cienie na suficie. Zaczynało widnieć, światło świec traciło blask. Drzwi do sąsiedniego pokoju były otwarte. Dochodziło stamtąd chrapanie guwernantki, panny Snook.

Po trzecim uderzeniu podbiegła do okna, rozsunęła ciężkie zasłony, uniosła dolną część ramy. Był piękny poranek. Unoszące się na jasnym niebie nad łąkami słońce rozsiewało złociste blaski.

– Papa!

Ojciec stał na wysypanym żwirem dziedzińcu pod oknem. Pomachał do niej.

– Lottie! Zejdź na dół! – doleciało do niej jakby niesione wiaterkiem wezwanie.

Spojrzała z obawą w stronę sąsiedniego pokoju, ale chrapanie panny Snook stało się nawet głośniejsze. Wybiegła boso z pokoju, pomknęła po schodach, dopadła do frontowych drzwi. W domu wciąż jeszcze panowała ta szczególna poranna cisza, która poprzedza pierwsze zwiastuny aktywności. Wszyscy jeszcze spali.

Ojciec ukląkł na schodach, by móc pochwycić ją w ramiona. Lottie wiedziała, że nie spędził nocy w domu, bo pachniał dymem i piwem. Zapach utrzymywał się we włosach, ubraniu i w kłującym zaroście na brodzie. Pod tym obcym zapachem wyczuwała znajomy i uwielbiany zapach sandałowej wody kolońskiej.

Trzymał ją mocno w ramionach i szeptał do ucha:

– Lottie, wyjeżdżam. Przyszedłem się pożegnać.

– Wyjeżdżasz? – Przeszył ją chłód. – A mama wie?

– Nie. To nasz sekret, kochanie. Nikomu nie mów, że mnie widziałaś. – Wyprostował się. – Wkrótce po ciebie wrócę, Lottie. Obiecuję. – Dotknął jej policzka. – Bądź grzeczna.

Gdy się oddalał wysypanym kamykami podjazdem, kościelny zegar wybijał wpół do piątej. Lottie słuchała jego uderzeń i kroków ojca. Patrzyła za nim, aż wreszcie zniknął za zakrętem i wtopił się w poranną mgłę. Miała ochotę pobiec za nim, uchwycić się płaszcza i prosić, by wrócił. Była przerażona. Serce biło w niej tak, jakby długo biegła, oczy wypełniały się łzami. Słońce stało już wysoko nad wzgórzami, wielkie, jasne i złote, ale Lottie drżała z zimna.

Miała sześć lat. Wtedy zamknął się pierwszy rozdział jej życia.

Rozdział pierwszy

Londyn, lipiec 1813 roku

– Od kiedy cię zatrudniłam, już piąty dżentelmen domaga się zwrotu pieniędzy. – Pani Tong, szefowa interesu w Świątyni Wenus, weszła zamaszystym krokiem do urządzonego z przepychem buduaru. – Straciłam sto gwinei! – rzuciła oskarżycielskim tonem do siedzącej przy toaletce kobiety. – Miałaś być dobrą inwestycją! Spodziewałam się, że będziesz atrakcją przyciągającą klientów. Jak to możliwe, by słynna na cały Londyn rozpustnica zachowywała się, nie przymierzając, jak dziewica. Skarżył się, że oziębłością pozbawiłaś go wszelkiej ochoty na seks. Miałaś być skandalistką, więc nią bądź! Gdyby lord Borrodale miał ochotę na kawał lodu w łóżku, zostałby w domu z żoną!

Lottie Cummings słuchała tyrady w milczeniu, zaciskała tylko dłonie, by nie było widać, jak drżą. Po tygodniu spędzonym pod tym dachem wiedziała już, że właśnie tak należy znosić wybuchy złości burdelmamy, a cóż mogło ją bardziej zdenerwować, niż domagający się zwrotu zapłaty niezadowolony klient. Pieniądze przesłaniały pani Tong wszystko, nic więc dziwnego, że była wściekła.

Lottie nienawidziła tego miejsca i tej pracy, która od pierwszej chwili napełniała ją odrazą. Inaczej wyobrażała sobie życie kurtyzany. Sądziła z oczywistą brawurą, że jest wystarczająco lekko nastawiona do życia i dostatecznie doświadczona, by zachowywać się w półświatku jak profesjonalistka. Cóż mogło być w tym trudnego? Znała życie, znała świat, była też przekonana, że dobrze poznała arkana sztuki kochania. Zanim na własnej skórze doświadczyła realiów życia kurtyzany, cieszyła się na myśl, że nie tylko dobrze zarobi, ale i zazna miłej atencji ze strony mężczyzn.

Jednak brawura błyskawicznie znikła, zastąpiona bolesnym brakiem pewności siebie. Okazało się, że mądra i doświadczona Lottie Cummings nie miała o niczym pojęcia! Naiwnie nie przewidziała, że czeka ją krańcowa degradacja, odczłowieczenie. Przecież rozmawiają o niej, jakby jej nie było, zachwalają i odrzucają niczym kawałek mięsa. Klienci traktują ją z bezbrzeżną pogardą, bo przecież płacą, więc mogą się zachowywać, jak chcą. Nie przewidziała również tego, że nie będzie w stanie znieść fizycznego kontaktu z niektórymi mężczyznami. Do tej pory sypiała jedynie z takimi, którzy się jej podobali. Innymi słowy, sama wybierała kochanków, co było wielce satysfakcjonujące, lecz teraz oni wybierali ją.

Nie mogła tego wszystkiego znieść. Oszaleje, jeśli jeszcze trochę pozostanie w tym przybytku.

To prawda... tylko dokąd mogła się udać?

Nie było takiego miejsca na ziemi. Rodzina się jej wyrzekła, przyjaciele ją opuścili. Nie umiała wykonywać żadnej pracy, zresztą skandal wokół jej osoby był zbyt głośny, by mogła oczekiwać jakichkolwiek propozycji. Na dodatek winna była pani Tong znaczną kwotę. Znajdowała się w pułapce zadłużenia tak sprytnie pomyślanej, by nigdy nie mogła się z niej uwolnić.

Rozejrzała się po buduarze, zerknęła na złocone fotele w kształcie muszli i na łóżko zasłane purpurową narzutą. Kolory były jaskrawe i w złym guście. Nienawidziła tego tandetnego blichtru, jeszcze bardziej nienawidziła siebie za to, kim się stała.

– Nie rozumiem. – Pani Tong z takim impetem usiadła na łóżku, że materac jęknął pod jej ciężarem. – Podobno rozdawałaś to wszystkim za darmo, kiedy byłaś mężatką, a teraz, kiedy chcą ci płacić, zachowujesz się jak uciśniona niewinność.

Lottie zacisnęła usta, by powstrzymać słowa sprzeciwu. Nie mogła sobie pozwolić na kłótnię z panią Tong, bo inaczej wyląduje na ulicy jako bezdomna prostytutka. Znalazła się w łatwej do opisania sytuacji: albo będzie się sprzedawać, nie przebierając w kupujących, albo umrze z głodu.

Machinalnie przekładała na toaletce słoiczki z kremami tak silnie naperfumowanymi, że chciało się od nich kichać, a także z jaskrawymi malowidłami do twarzy, które miały rzekomo podkreślać urodę, a tak naprawdę naznaczały Lottie jako kurtyzanę. Było to dla wszystkich równie czytelne, jakby miała na twarzy odpowiedni napis lub dzierżyła wielki transparent. Z jakąż radością zmiotłaby te kosmetyki ladacznicy na podłogę.

– Jest mi trudno – zaczęła się tłumaczyć.

– Bóg raczy wiedzieć dlaczego – powiedziała z zaciętym wyrazem twarzy pani Tong. – Puszczałaś się przecież z wieloma mężczyznami.

– Nie z tak wieloma. – Złośliwi plotkarze dodali ich całe tabuny.

Pani Tang westchnęła. Przez krótką chwilę patrzyła na Lottie łagodniejszym wzrokiem. Może pomyślała, kim sama była, nim zaczęła trudnić się stręczycielstwem.

– Weź się w garść – stwierdziła bardziej pojednawczym tonem – bo inaczej zaczniesz się sprzedawać za szylinga pod teatrami, a to będzie jeszcze trudniejsze dla takiej damy jak ty. Tutaj masz przynajmniej dach nad głową. Przecież nie młodniejesz. Jesteś po rozwodzie, okryłaś się hańbą. Do czego innego się nadajesz?

– Do niczego – szepnęła Lottie. – Do niczego, to prawda. – Bóg świadkiem, że obsesyjnie o tym myślała, gorączkowo poszukiwała innego wyjścia. Niestety wszystkie drzwi były przed nią zamknięte, wszystkie szanowane zajęcia okazały się nie dla niej. Kiedyś traktowała z góry tych, którzy muszą pracować na swoje utrzymanie. Taki los spotykał ludzi z niższych, nieuprzywilejowanych klas. I oto okazało się, że sama, by zarobić na życie, musi pracować, a jedyne dostępne dla niej zajęcie to sprzedawanie własnego ciała. – Postaram się – obiecała, starając się, by nie zabrzmiało to rozpaczliwie. Nie chciała, by burdelmama odgadła jej desperację, bo zyskałaby jeszcze większą przewagę.

– Oby tak było. – Pani Tong wstała. – Jutro wieczorem wydaję przyjęcie dla kilku dziewcząt i wybranych klientów. Mam nadzieję, że potraktujesz to jako okazję do poprawy.

Lottie w milczeniu pokiwała głową. Była bliska omdlenia.

Rozległo się pukanie do drzwi. W szparę wstawiła głowę Betsy, jedna z dziewcząt, niska, ciemna i pulchna.

– Przepraszam, ale do Lottie przyszedł następny klient. – Głowa Betsy zniknęła.

– Aha. – Burdelmama ostro popatrzyła na Lottie. – Tylko niech ten wyjdzie zadowolony – rzuciła jadowicie.

Drzwi otworzyły się szerzej. Na wyściełanym czerwono-złotym dywanem półpiętrze Lottie dostrzegła zielony frak i lubieżną twarz Johna Hagana. Znała go z dawnych czasów. Zawsze chciał ją mieć, a teraz zamierzał zapłacić za tę zachciankę. Nie wolno jej było odmówić.

– Nie mogę... – wyszeptała w panice.

Pani Tong, niczym atakujący wąż, błyskawicznie odwróciła się do Lottie i wysyczała:

– To się wynoś! I to już!

Rozpacz wreszcie całkiem odebrała jej siły. Dręczyła ją już od kilku miesięcy, jednak Lottie wciąż się nie poddawała. Gdy Gregory oznajmił, że zamierza się z nią rozwieść, uznała to za straszną pomyłkę, jednak kiedy wyrzucił ją z domu, odmawiał widzeń, odsyłał nierozpieczętowane listy, zrozumiała, że to nie pomyłka, tylko błąd, i to jej błąd. Złamała niepisane porozumienie, zgrzeszyła niewybaczalną niedyskrecją. Prasa rozpisywała się o jej wybrykach, mąż stał się pośmiewiskiem socjety. Zbyt otwarcie szkodziła reputacji Gregory’ego Cummingsa, by spodziewać się przebaczenia. Musiała ponieść karę.

Zwróciła się o pomoc do rodziny, ale nikt nie odpowiedział na błagalne listy, natomiast ci, których uważała za przyjaciół, uznali, że już jej nie znają. Bogaty i wpływowy Gregory błyskawicznie przeprowadził sprawę w sądzie i jeszcze tego samego dnia, w którym orzeczono rozwód, listownie nakazał Lottie opuścić dom, który jej dotąd opłacał. Znalazła się bez środków do życia i dachu nad głową.

Podczas bolesnego procesu rozwodowego nie wierzyła, że do tego dojdzie, musiała jednak porzucić złudzenia i spojrzeć prawdzie w oczy: była zrujnowana.

Hagan zbliżał się do drzwi pewnym krokiem. Pani Tong wiła się w ukłonach, zapraszając do środka, a jej podopieczna kurczowo podciągnęła poły negliżu.

– Droga Lottie, znów cię widzę, co za rozkosz... – Hagan nie krył, że rozpiera go poczucie triumfu. Z przesadnym szacunkiem zniżył usta do dłoni Lottie, im bardziej był uprzejmy, tym drwił boleśniej. Ten hipokryta patrzył, jak staczała się do rynsztoka, a teraz przyszedł sycić się jej bezbronnością i skrajnym upadkiem. Szybko porzucił obelżywe pozory dobrych manier i zaczął z jawną obleśnością wpatrywać się w okrytą przezroczystym negliżem Lottie, taksować piersi, potem łono, na którym ostatecznie zatrzymał się jego wzrok.

Lottie stała z wyschniętymi wargami i bijącym sercem. Wbiła wzrok w skomplikowany wzór na dywanie. I usłyszała decyzję burdelmamy:

– Sto gwinei.

– Droga pani Tong – zaoponował ni to kpiąco, ni to z urazą Hagan – doszło do mnie, że akurat ta kapłanka Świątyni Wenus potrafi rozczarować. Zapłacę po, a nie przed, i tylko wtedy, gdy będę usatysfakcjonowany.

Pani Tong zawahała się, rozważała, jaką decyzję podjąć.

Natomiast Hagan nie próżnował, na początek dotknął ramienia „kapłanki Świątyni Wenus”.

Jego dłoń aż parzyła przez cienką tkaninę. Lottie zrobiło się niedobrze z obrzydzenia. Kiedy stanęła przed wyborem między śmiercią z głodu a sprzedażą jedynego, co jej pozostało, czyli ciała, po prostu wybrała życie. Cóż, nie umrze od razu, będzie się prostytuować aż do czasu, gdy się zestarzeje i nikt już nie będzie jej chciał. Co dość szybko nastąpi, bo jak zauważyła pani Tong, nie była już pierwszej młodości. Taka wizja, jedyna wizja przyszłości odbierała wszelką nadzieję.

Hagan bezceremonialnie pomacał jej pierś. Niby nic szczególnego jeszcze się nie działo, ale była w tym zapowiedź brutalnych seksualnych ekscesów.

Moja przyszłość już się zaczyna, pomyślała Lottie.

– Chwileczkę...

W progu stanął jakiś mężczyzna, oparł się ramieniem o futrynę. Miał na sobie czarno-biały strój wieczorowy. W jaskrawo urządzonym burdelu, na tle obitych adamaszkiem ścian i okiennych draperii w pawie oczka, wyglądał surowo, niemal ascetycznie. Był wysoki, włosy miał czarne, krótko obcięte. Szczególną uwagę zwracały jego intensywnie niebieskie oczy. Patrzyły czujnie, a ich wyraz mógł każdego zaniepokoić, a nawet wystraszyć.

Lottie zorientowała się, że Hagan, jakby wyczuwając rywala, cały zesztywniał. Cofnął rękę z jej piersi i mocno poczerwieniały, powiedział nerwowo:

– Ależ drogi panie! Proszę się nie wtrącać. Musi pan poczekać na swoją kolej.

Oczy przybysza i Lottie spotkały się. W świdrującym spojrzeniu wychwyciła coś na kształt współczucia. Nie, niemożliwe, pomyślała... i kiedy nieznajomy uśmiechnął się, to wrażenie ulotniło się.

Wszedł do środka. Był pewny siebie, zdecydowany, groźny.

– Nie sądzę – wycedził. – Nie zwykłem czekać w kolejce.

Hagan chciał protestować, ale burdelmama powstrzymała go gestem dłoni, po czym z dygnięciem powiedziała do przybysza:

– Milordzie.

Trudno było orzec, czy pani Tong zrobiła tak z szacunku, czy też z ostrożności, w każdym razie Lottie, która poznała wielu mężczyzn, od wyrafinowanych dandysów począwszy, a na brutalnych samcach skończywszy, nigdy jeszcze nie zetknęła się z kimś takim. Przybysz wprost emanował pierwotną siłą, od razu się wiedziało, że to niebezpieczny człowiek.

– Jestem pewna, że pan Hagan zgodzi się zaczekać – stwierdziła pojednawczym tonem pani Tong. – Prawda, panie Hagan? Może poczęstuje się pan szklaneczką wina? Na mój koszt. – Popchnęła go ku drzwiom.

Tajemniczy gość z przesadną uprzejmością usunął się, by zrobić mu drogę. Lottie westchnęła z ulgą, bezgłośnie, jak się jej wydawało, ale nieznajomy dał jej poznać spojrzeniem, że jednak usłyszał.

Drzwi zamknęły się.

– Ty jesteś Charlotte Cummings?

– Nie. Już nie. – Jedyne, czego chciała od Gregory’ego, to pieniądze. Nie zależało jej na nazwisku męża, więc mu je zwróciła. – Obecnie nazywam się Charlotte Palliser.

– Słyszałem, że Palliserowie wyparli się ciebie.

– Nie mogą odebrać mi nazwiska. Urodziłam się z nim.

W milczeniu przyglądał się jej równie intensywnie jak w chwili, gdy stanął w progu. Nie było w jego wzroku podtekstu erotycznego, wyłącznie zimna kalkulacja. Lottie zadrżała, nie było to miłe.

– Mogę? – Wskazał fotel.

Zdziwiło ją, że pytał o pozwolenie. Taka uprzejmość nie pasowała do aury człowieka, który brał, co chciał, czy komuś się to podobało, czy nie.

Usiadł, założył nogę na nogę i podparł się łokciem na kolanie. Poruszał się z gracją. Jego sylwetka, długa i szczupła, odznaczała się niewymuszoną elegancją. Lottie czuła przez skórę, że błędem byłoby lekceważyć go jako jeszcze jednego żądnego światowych uciech modnisia.

– Kim pan jest, że pani Tong słucha pana we wszystkim i nawet nie każe płacić z góry? – Co równie dziwne, wyglądało na to, że nieznajomy wcale nie śpieszy się z zapędzeniem Lottie do łóżka.

– Ethan Ryder, do usług. – Wreszcie się uśmiechnął, a w błękitnych oczach błysnęła iskierka przekory. – Płacę po... – Uniósł brwi. – Zaraz, co ja widzę? Zaczerwieniłaś się. Osobliwa reakcja jak na kurtyzanę.

Lottie umknęła wzrokiem. Cóż, miał rację, czuła się niepewnie, a nawet onieśmielona. Ethan Ryder jednym spojrzeniem prześwietlał stan jej duszy, a ona, bez względu na to, co o niej mówiono, nie była obojętną na opinię innych kobietą z półświatka.

– Pani Tong zwróciła się do pana „milordzie”. – Wiedziała, że podaje w wątpliwość jego prawo do tytułu. Mimo eleganckiego ubioru wyglądał bardziej na ujeżdżacza koni niż hrabiego. Kiedyś znała wszystkich parów królestwa, jednak Ethana Rydera nie spotkała wśród nich. Na pewno by go zapamiętała.

– Jesteś spostrzegawcza – odparł wcale nieurażony. – Nie ma w tym przesady. Baron St. Severin, do usług, och, i kawaler D’Estrange na dodatek.

– Jest pan Francuzem? – Spłoszona uniosła głowę. Nie miał francuskiego akcentu, ale nie można było wykluczyć, że istotnie należał do tej nacji. Lottie programowo nie interesowała się polityką, wiedziała jednak przecież, że trwa wojna z Francją.

– Jestem Irlandczykiem. – Uśmiechnął się rozbrajająco. – To długa historia.

– Irlandczyk z francuskimi tytułami? – Lottie coś zaświtało. Przypomniała sobie plotki kursujące po jej salonie na Grosvenor Square. Ethan Ryder, irlandzki najemnik pojmany we Francji, wytrawny szermierz, wyśmienity strzelec i najlepszy kawalerzysta w pułku. Uwielbiał kusić los i wystawiał się na ryzyko w sytuacjach, w których inni woleli zachować rozwagę, był zimny i wyrachowany tam, gdzie inni tracili głowę, więc nigdy nie popełniał błędów. Potrafił cierpliwie grać na zmęczenie przeciwnika, czekać na fałszywy krok, który dawał mu przewagę. Szeptano też po kątach, że zabił w pojedynku człowieka, a także uciekł z pilnie strzeżonej wieży więziennej. Mówiono też z podszytym strachem podziwem, że jak duch przenikał przez armię wroga...

Napoleon doceniał jego zasługi, obsypał tytułami i pieniędzmi za wojenne zasługi. Innymi słowy, żołnierz urodzony pod szczęśliwą gwiazdą, dziecko fortuny.

Lottie dostrzegła w oczach Ethana wesołe iskierki, jakby wiedział, o czym pomyślała i co za chwilę powie.

– Już sobie przypomniałam – odezwała się. – To pan jest nieślubnym synem księcia Farne’a i akrobatki cyrkowej, który zdradził ojca, zbiegł do Francji jako młody chłopak i wstąpił do armii Napoleona. Słyszałam o pańskim pojmaniu przez Anglików. Jest pan jeńcem wojennym.

– Wszystko to prawda – przyznał z niewzruszonym spokojem, jakby słowa, nawet najostrzejsze, dawno już przestały go ranić. – A ty jesteś rozwódką, byłą żoną bajecznie bogatego bankiera, dawniej ulubienicą socjety, dzisiaj zrujnowaną i zmuszoną do sprzedawania się, by nie umrzeć z głodu.

Powiedział to tak po prostu, lecz Lottie wzdrygnęła się. Cóż, Ethan Ryder czuje się o wiele lepiej w tej sytuacji niż ona.

– Obrazowo pan opisał moją sytuację – powiedziała z przekąsem.

– Nie lubisz, jak się tak o tobie mówi, Lottie Palliser? – Nie zabrzmiało to zaczepnie, lecz delikatnie też nie. Sucho, bez śladu współczucia.

Lottie miała wrażenie, że zagląda do jej duszy i widzi, jak bardzo jest zbrukana. Powinna coś odpowiedzieć, lecz on ciągnął dalej:

– Nie chcesz pogodzić się z faktem, że zamiast umrzeć z głodu, zostałaś kurtyzaną? To przecież prawda, taka sama jak to wszystko, co powiedziałaś o mnie. – Uśmiechnął się gorzko. – Myślę, Lottie, że jesteśmy bardzo do siebie podobni. Walczymy o przeżycie, lubimy przygodę... i nie wierzymy w sens męczeństwa.

– Oboje jesteśmy więźniami – skomentowała z goryczą. – Czy nie powinien być pan pod kluczem, milordzie?

Wzruszył ramionami, nie czuł się dotknięty.

– Wiele osób tak myśli, w tym i mój ojciec.

– A mimo to jest pan wolny.

– Jeśli nazywać to wolnością. Dałem słowo, że nie będę próbował ucieczki, dzięki czemu dostałem pozwolenie osiedlenia się w małym miasteczku na prowincji, gdzie czekam bezczynnie na koniec wojny.

– To co robi pan w Londynie? Złamał pan słowo?

– Nie, skądże. Oficerowie mogą od czasu do czasu jeździć do Londynu w ważnych osobistych sprawach. A co może być bardziej ważną i osobista sprawą, niż wizyta w renomowanym londyńskim burdelu? – Potoczył ręką po buduarze. – Potrzebuję kochanki. Po to tu przyjechałem. – Uśmiechnął się do Lottie. – Przyjechałem spytać, czy nie podjęłabyś się tej roli.

Rozdział drugi

Lottie nie odpowiedziała od razu. Ethan obserwował, jak wstała i zaczęła chodzić wte i wewte. Pokój był niewielki, więc tym łatwiej wyczuł, że najchętniej by uciekła. Była jak ptak w klatce, jak smutny, niemy kanarek w klatce przy oknie.

– Przecież nienawidzisz tego życia. – Było to stwierdzenie faktu wyprane z sentymentu i serdeczności. Ethan już od dawna nie czuł do nikogo sympatii.

– Nienawidzę. – Nie spojrzała na niego, opuściła ramiona. Frywolny, przeźroczysty, obszyty łabędzim puszkiem negliż był oznaką jej statusu. Sięgnęła po leżący na łóżku szal i szczelnie się nim owinęła, jakby zrobiło się jej zimno. – Nie powinnam – dodała wyzywająco – ale Bóg jeden wie, dlaczego czuję się poniżona. Ma pan rację, że wolałam takie życie od głodowej śmierci. Zresztą kiedyś lubiłam seks bliskość mężczyzn. I byłam niezła w łóżku.

Roześmiał się. Taki bezpośredni sposób mówienia był niezwykły dla jej płci. Co prawda, słyszał, że Lottie Palliser była kobietą niezwykłą, nie spodziewał się jednak, że aż do tego stopnia.

– Co wcale nie oznacza, że będziesz dobrą kokotą ani że polubisz tę pracę – skontrował. – Kiedy wchodzą w grę pieniądze, wszystko się zmienia. Tak samo jest z najemnym żołnierzem. Jesteś do wynajęcia i nie zawsze lubisz czy choćby szanujesz tego, kto ci płaci, ani to, co masz zrobić za zarobione pieniądze.

– Trafna analogia. – Roześmiała się gardłowo. – Okazałam się bardzo naiwna, gdy myślałam, że łatwo wejdę w rolę.

Problem jest o wiele głębszy, pomyślał Ethan. Słyszał o tym, co ją spotkało, i wiedział, że skandal związany z rozwodem i późniejsza ruina musiały nią wstrząsnąć i zniszczyć pewność siebie. Z takiego życiowego kataklizmu nikomu nie udaje się wyjść bez szwanku. W plotkach odmalowywano ją jako bezwstydną dziwkę, ale Charlotte Palliser nie zasługiwała na takie miano. Zapewne była doświadczona, ale nie bezwstydna.

Podszedł do niej, ujął jej twarz i zwrócił ku światłu. Miała delikatną skórę, jednak pod grubą warstwą makijażu nie było widać prawdziwej kobiety.

– Umyj twarz.

Żachnęła się, najwyraźniej nie lubiła, gdy jej rozkazywano, ale podeszła do umywalki, nalała do miski wody z porcelanowego dzbanka, zanurzyła twarz. Rezultat, kiedy znów przy nim stanęła, okazał się zadziwiający. Miała mlecznobiałą pokrytą piegami karnację, twarz w kształcie serca z szeroko rozstawionymi ciemnymi oczami pod delikatnie zarysowanymi łukami brwi. Bladoróżowe usta były jakby wiecznie nadąsane. Wyglądała pociągająco. Poczuł nieoczekiwany, gwałtowny przypływ żądzy. Nieoczekiwany, bo jego zmysły otępiały, nawet pociąg do kobiet wystygł. Nie spodziewał się, że jej zapragnie, a jednak potrzebował Lottie Palliser. Wybrał ją z powodu skandalicznej przeszłości, to była zimna kalkulacja, nie przewidział jednak, że również jej zapragnie. Taksował ją zwężonymi oczami, świadomy narastającego pożądania. Chciał spróbować kuszących ust.

Oczy Lottie otaczała niemal niewidoczna siateczka „kurzych łapek”. Przydawały charakteru i z lekka cynicznego wyrazu. Kolor oczu był fascynujący, głęboki i ciemny jak mocna kawa, bogaty, obiecujący nieskończone rozkosze.

Wysunął leniwie rękę i wyjął klamrę spinającą włosy, które opadły grubymi, ciemnymi splotami na ramiona. Jesienne włosy z pasmami brązu, orzecha i starego złota. Zanurzył w nich palce i stwierdził, że są jedwabiście miękkie. Stała bez ruchu jak zahipnotyzowana przez kota mysz. Zsunął szal okrywający ramiona.

Była naga pod przezroczystym koronkowym peniuarem. Ethan czuł jej ciepło i roztaczany przez skórę delikatny, słodki zapach jaśminu. Pod białą koronką rysowały się ponętne, krągłe piersi z ciemnymi obwódkami wokół brodawek. Ich oczy spotkały się. Na soczystych ustach Lottie zaigrał delikatny uśmiech, kąciki uniosły się nieco. Wiedziała, że jej pragnął, co ją ucieszyło. Pocałował ją.

Nie wykonała najmniejszego ruchu, nie otoczyła go ramionami, nie przywarła, co zrobiłaby wytrawna kokota, by zadowolić klienta. Stała z lekka rozchylonymi ustami, gorącymi i miękkimi.

Cofnął się, choć wciąż jej pragnął.

– Ile masz lat? – zapytał obcesowo.

Uśmiech zniknął z jej ust. Dostrzegł namysł w jej oczach, ale odpowiedź padła szybko.

– Dwadzieścia osiem.

– Słyszałem, że trzydzieści trzy.

Podniosła opadły na podłogę szal i ponownie szczelnie się nim owinęła, kryjąc nagość.

– Jeśli pan wie, to dlaczego pyta?

– Po co kłamiesz?

– Ponieważ, jak nieustannie przypomina mi pani Tong, nie pozostało mi wiele czasu, nim wyląduję na ulicy. Jeśli mogę ukraść parę lat, to dlaczego mam tego nie robić?

Poczuł do niej coś w rodzaju sympatii. Więc nie chodziło tylko o zranioną dumę. Bała się o swoją przyszłość, więc być może okaże się bardziej skłonna przyjąć jego warunki. Za wszelką cenę chciała się wyrwać z tyranii domu publicznego i uniknąć losu starej prostytutki dopełniającej żywota w rynsztoku. Składając to wszystko w całość, zrozumiał dobitnie, jak nisko upadła ta kobieta.

Wrócił na fotel.

– Co myślisz o mojej propozycji? Przyjmujesz ją czy nie?

Przysiadła na skraju łóżka, kiwając stopą odzianą w ozdobiony łabędzim puszkiem pantofel.

– Obcesowe pytanie. – Patrzyła mu prosto w oczy.

– Uczciwa propozycja – odparł z uśmiechem. – Wiem, że nie lubisz życia, które musisz prowadzić. A ty powinnaś wiedzieć, że nie biorę kobiet do łóżka siłą. Jeśli moja oferta ci nie odpowiada, pójdę gdzie indziej.

Zastanawiała się. Uszanował to. Nie spodziewał się, że okaże się inteligentna. Żadna inteligentna kobieta nie doprowadziłaby do sytuacji, w której znalazła się Lottie Palliser – odrzucona przez rodzinę i przyjaciół, pozbawiona środków do życia. Pieniądze, które mąż był zobowiązany wypłacić przy rozwodzie, najpewniej poszły na uregulowanie długów u krawcowych i innych dostawców. Ethan zastanawiał się, czy za jej upadkiem nie kryją się jeszcze jakieś inne przyczyny poza tymi, o których plotkowano, jednak uznał, że to bez znaczenia. Potrzebował kobiety ze zaszarganą reputacją, skandalistki, więc wybrał Lottie. Idealnie pasowała do jego planu.

– Czy jeńcom wojennym wolno utrzymywać metresy? Nie sądziłam, że macie tyle wolności.

– Mógłbym trzymać nawet lwa jako swego ulubieńca, oczywiście gdybym miał za co go wyżywić. – Zdradził więcej goryczy, niż zamierzał ujawniać. Zauważył, że popatrzyła na niego z zainteresowaniem. I tylko z zainteresowaniem. Nie współczuła mu, podobnie jak on nie współczuł jej. Obserwowała go, jakby był przyrodniczym okazem na stole badacza. Dziwne uczucie – ktoś patrzył na niego z taką samą obojętnością, z jaką on traktował świat. Poczuł, że łączy go z Lottie coś na kształt duchowego pokrewieństwa.

– Więc pana stać? – zapytała. – Muszę jeść, mieć dach nad głową i ubierać się odpowiednio. Naprawdę stać pana na to? – Przeciągnęła się prowokacyjnie. Było to celowa erotyczna gierka, na co Ethan natychmiast zareagował, choć wiedział doskonale, że jest manipulowany. – Muszę pana ostrzec, że jestem kosztowniejsza niż najkosztowniejsze zwierzę. Mój były mąż – niechęć zabarwiła jej głos – twierdził, że kosztuję go więcej niż najlepszy wyścigowy koń z jego stajni.

– Wierzę bez zastrzeżeń. – Uśmiechnął się z uznaniem. – I tak jestem bogaty. Nieźle sobie poradziłem jak na bękarta artystki cyrkowej. – Wyciągnął z kieszeni kilka sakiewek i położył na stole. Były wypchane monetami. Śledziła jego ruchy z rozszerzonymi oczami. Więc plotki nie kłamały, Lottie Palliser miała zachłanną naturę. To dobry znak. Jest do kupienia, kwestia ceny, nic więcej.

– Wyglądają na gwinee – zauważyła.

– Bo to są gwinee. – Gdy rozwiązał jedną sakiewkę, złote monety potoczyły się po stole. Obserwował, jak zmieniła się twarz Lottie, dostrzegł chciwość i kalkulację. – Wystarczy, żeby zrekompensować pani Tong utratę twoich usług, sprawić ci nową garderobę i zapłacić za przejazd dyliżansem do Wantage w piątek.

– Do piątku nie zdążę zaopatrzyć się w nową garderobę – powiedziała. – Takie zakupy wymagają czasu.

– Będziesz musiała kupić gotowe suknie – z delikatnym uśmieszkiem odparł Ethan.

– Tanie i wulgarne...

– Nie ma innego wyjścia. W ciągu dwóch dni muszę wrócić do Berkshire. Będziesz miała dzień na zakupy, potem do mnie dołączysz. Dam ci pieniądze na lokum do dnia wyjazdu. Wątpię, czy pani Tong zgodzi się, byś tu została, a ty pewnie jeszcze mniej sobie tego życzysz.

– Powiedział pan Wantage? – Uniosła wysoko brwi. – Mam w tamtej okolicy rodzinę. Z tego, co pamiętam, to zabita dechami dziura.

– Owszem, to małe miasteczko, lecz ma niezaprzeczalne zalety. Oczywiście ty nazwiesz je prowincjonalną dziurą. Masz więc wybór. Możesz zostać dziwką w londyńskim burdelu, specyficzną atrakcją dla tych wszystkich, którzy niegdyś kłaniali się przed tobą z uszanowaniem w twoim salonie, możesz też zostać moją kochanką w zapyziałej mieścinie, wiedząc, że po zakończeniu naszego związku zamieszkasz, gdzie tylko zechcesz, bo dam ci tyle pieniędzy, że będzie cię na to stać.

Widział po jej twarzy, jak bez emocji rozważała pozytywne i negatywne strony oferty. Uznał to za coś oczywistego. Na tym powinno polegać zaangażowanie metresy: chłodna kalkulacja, transakcja.

Podeszła do stolika, rozwiązała pozostałe sakiewki, sprawdziła zawartość, nawet nadgryzła jedną monetę.

– Nie są fałszywe – powiedział Ethan. – Nie jestem oszustem. Nie ufasz mi?

– Nie wiem. – Spojrzała na niego badawczo. – Czuję, że coś jest nie tak.

Ethan nawet nie mrugnął powieką. Był wytrawnym karciarzem, więc nie ujawniał, co ma w ręku, tym bardziej że miała rację. W tej grze chodziło o coś więcej, niż ujawnił, ale im Lottie mniej wiedziała, tym dla niej lepiej.

Roześmiała się.

– Niech pan nie mówi – dodała z uśmiechem – że będzie mi pan płacił za niezadawanie pytań i dotrzymywanie towarzystwa w łóżku. – Westchnęła. – No dobrze, jestem znana z braku dyskrecji, jednak gdy naprawdę trzeba, potrafię trzymać język za zębami, zwłaszcza gdy dostanę za to pieniądze.

– To byłoby idealne rozwiązanie.

– Po co panu kochanka? – Lottie była równie bezpośrednia, jak on przedtem.

– Po co mężczyźnie kochanka? – Spojrzał na nią tak, że znowu się zaczerwieniła.

– Jest wiele powodów, dla których dżentelmen chełpi się sprawnością seksualną. Na przykład gdy jest impotentem albo woli mężczyzn i pragnie ukryć ten fakt... – Urwała, zachęcając Ethana, by podjął temat.

– Moje motywy nie są aż tak złożone. Nudzę się, będę jeńcem do zakończenia wojny i muszę jakoś spędzić ten czas. A najlepiej w łóżku, byle nie sam.

To powinno ją przekonać, ale wciąż się wahała. Ethan pochwycił jej nieufne spojrzenie, jakby wiedziała, że nie do końca był z nią szczery.

– Dlaczego ja? Bo przecież przyszedł pan tu nie po którąś z nas, ale konkretnie po mnie.

– To prawda. – Znowu go zaskoczyła. Naprawdę była bystra, domyśliła się, że ten szczegół ma istotne znaczenie. – Jeśli mam wziąć kochankę, to powinna być kimś, o kim się mówi w Londynie. – Złapał ją za nadgarstek, przyciągnął do siebie. – Chcę kobiety skandalizującej, ostentacyjnej i...

– Usłużnej? – Na jej ustach ponownie zagościł ten specyficzny półuśmieszek, który tak bardzo na niego działał. – Kiedyś spełniałam te warunki.

– Słyszałem o tym. – Przeciągnął palcem po jej dolnej wardze i poczuł, że Lottie nie jest obojętna na jego dotyk. On zaś cały był gotów, pragnął jej. – Miałaś dość czasu na podjęcie decyzji. Zgadzasz się?

– Tak. – Przestała się wahać.

Choć może powinna? Wyczuła fałszywe nuty w słowach Ethana Rydera, więc nie powinna wierzyć mu bez reszty, ale na stole leżały pełne złota sakiewki... tyle złotych gwinei nie widziała od miesięcy, a może nawet od lat. Ponadto pociągała ją otaczająca Ethana aura niebezpieczeństwa i brawury. Przy nim czuła, że krew w jej żyłach zaczyna szybciej krążyć.

– Byłoby skrajną głupotą odrzucić ofertę tak bogatego dżentelmena i zostać w tym przybytku tylko po to, by ulegać kaprysom wielu biedniejszych.

– Godne podziwu pragmatyczne podejście. – Okrasił te słowa uśmiechem.

– Może... czy zechce pan... – Dziwnie nieporadnym gestem wskazała łóżko, a już zupełnie zaskoczył ją brak przekonania w tonie głosu. Pewność siebie opuszczała ją. Wiedziała, że zaczyna zachowywać się niezręcznie, jak debiutantka. Pomyślała z goryczą o Jamesie Devlinie, ostatnim kochanku. Od tej znajomości wszystko zaczęło toczyć się złym torem. Zakochała się w Jamesie beznadziejnie, i wyszło na to, że nic głupszego nie mogła zrobić. Gdy ją porzucił, z rozpaczy szukała pocieszenia u innych mężczyzn, jednocześnie za wszelką cenę starając się ukryć, jak bardzo została zraniona. To okazało się trudne, przecież żyła jak złota rybka w szklanej kuli, wystawiona na ocenę socjety. Z perspektywy czasu rozumiała już, że zachowywała się lekkomyślnie, zanadto niedyskretnie. To, co miało być sekretem, stało się powszechnie wiadome, więc cierpliwość męża się wyczerpała.

Słyszała, że Gregory miał się ponownie ożenić z najbardziej posażną debiutantką ostatniego sezonu. Jak widać skandal, który ją zrujnował, nie zostawił na nim plamki. Ale on miał pieniądze, co dawało mu nad Lottie wielką przewagę. Tak wielką, że nawet gdyby opowiedziała prawdę o skłonnościach seksualnych eksmałżonka, nikt nie chciałby jej słuchać. Lottie miała nadzieję, że młodziutka i całkiem niedoświadczona nowa żona Gregory’ego jakoś sobie poradzi z nieuniknionym szokiem, gdy się dowie. Tak czy inaczej, los nie oszczędzi jej bolesnego rozczarowania.

Ethan Ryder był przystojny, do tego roztaczał wokół siebie aurę niebezpieczeństwa i lekkomyślności, która kiedyś tak bardzo do niej przemawiała. Dwa lata temu wystarczyłoby jedno spojrzenie, by była gotowa wziąć go do łóżka. Teraz ogarniały ją wątpliwości. Denerwowała się. Co się z nią stało? To, co zdarzyło się na sali sądowej, nie tylko zrujnowało jej reputację. Sama Lottie się zmieniła. W trakcie sprawy rozwodowej legło w gruzach poczucie własnej wartości, Lottie utraciła wiarę w siebie.

Zaczęła rozwiązywać peniuar, ale Ethan położył dłoń na jej trzęsących się palcach.

– Nie. Nie chcę. Nie tutaj.

Lottie przymknęła na moment oczy. Poczuła przedziwną mieszaninę ulgi i zawodu. Czuła się głupio urażona, że jej nie chciał, jednocześnie ucieszyła się, że nie musi zachowywać się jak kokota w tym szczególnym miejscu i w tym szczególnym momencie. Może również on, podobnie jak Gregory, wolał mężczyzn, a kochanki potrzebował tylko dla zachowania pozorów? Gregory oczekiwał, że żona będzie dobrą panią domu, ale najbardziej zależało mu na zapewnianym przez nią kamuflażu. Ale nie, Ethan był inny. Kiedy ją całował czuła, że jej pragnie.

Był tuż przy Lottie, jego oddech muskał jej włosy, ustami dotknął policzka. Przeszył ją dreszcz. Spojrzała mu w oczy. Pałały żądzą.

– Obserwują nas – powiedział cicho. – Sprawdzają, czy tym razem właściwie wykonujesz swoją robotę.

Rozejrzała się po wyłożonych boazerią ścianach buduaru. Oczywiście, dlaczego mieliby ich nie śledzić z ukrycia? Temu w każdym burdelu służyły zakamuflowane wizjery czy zwykłe dziury w ścianach. Bardzo możliwe, że pani Tong wzięła od Johna Hagana osobną zapłatę i właśnie teraz ich podgląda, zanim po wyjściu Ethana sam zostanie dopuszczony do... Gdy Lottie tylko o tym pomyślała, zebrało jej się na wymioty. Jakaż okazała się naiwna, nie przewidując takiego scenariusza.

– Nie daję przedstawień dla tłumów – rzuciła wyzywająco.

Przyjął to z uśmiechem, który pogłębił drobne zmarszczki w kącikach oczu i bruzdę biegnącą wzdłuż policzka aż do podbródka. Lecz uśmiech wcale nie złagodził jego wyglądu, tylko jeszcze bardziej dodał Ethanowi stanowczości, której i tak miał w nadmiarze.

– Jeśli o to chodzi, to ja też – powiedział. – Włóż coś. Wychodzimy.

– Dziękuję – szepnęła.

Patrzył na nią przez dłuższą chwilę, wciąż się uśmiechając, wreszcie odwrócił się i zgarnął sakiewki ze złotem.

– Nie dziękuj – osadził ją. – Tylko pilnuję swoich interesów. Ta stara rajfura obdarłaby cię ze skóry, gdybym pozwolił ci z nią pertraktować. Nie chcę, żebyś kosztowała mnie więcej, niż to konieczne.

Lottie zaczęła przebierać w szafie w poszukiwaniu sukni i butów. Ubrania, które dostarczała pani Tong, były tanie i pośledniego gatunku, a także uszyte w taki sposób, by eksponowały wdzięki i łatwo dawały się zdjąć. Z poprzedniego życia pozostały jej tylko gustowna suknia i spencerek. Wsunęła je pod pachę. Szafa cuchnęła starzyzną. Lottie z bolesnym smutkiem wspomniała buteleczki perfum, które kupowała w eleganckich sklepach na Strandzie. Miała kiedyś słabość do perfumowanych kwiatowymi esencjami rękawiczek...

– Gotowa? – zaczął się niecierpliwić Ethan.

Czy nie wie, ile czasu potrzebuje kobieta, by się ubrać? – równie niecierpliwie pomyślała Lottie. Nie mam nawet pokojówki do pomocy.

Jeszcze raz zajrzała do szafy i wyciągnęła pelerynę, którą narzuciła na ramiona, po czym zdjęła z haka klatkę z kanarkiem.

– Twój? A może go kradniesz?

– Mój. – Tylko tyle zabrała z Grosvenor Square. – Nie chcę żadnej pamiątki z tego zapomnianego przez Boga miejsca.

– Zrozumiałe uczucie, choć nie za bardzo praktyczne. Nie jestem gotowy ubierać cię na nowo od stóp do głów.

Narzekając pod nosem, Lottie powyciągała trochę bielizny, pończoch, szali, dwa wachlarze, ozdobione piórami nakrycie głowy, kilka sukienek i parasolkę, które wrzuciła do pudła na kapelusze.

Gdy Ethan wziął ją za rękę, zadrżała. Po raz pierwszy opadły ją obawy. Dobrze robi? Ma zostać w tej dziurze czy pójść z tym kompletnie obcym mężczyzną?

– Boisz się? – Obserwował ją z ukosa.

Wolałaby, żeby nie czytał tak łatwo w jej myślach. Ale cóż... Uniosła wzrok, spojrzała mu odważnie w oczy.

– Skądże.

– Kłamiesz, to oczywiste, że się boisz, ale zarazem bardzo tego chcesz, panno Palliser.

– Wybieram mniejsze zło.

– To się jeszcze okaże...

– Nie znam pana.

– Poznasz, zapewniam cię, że poznasz.

Zabrzmiało jak groźna obietnica.

Tytuł oryginału: One Wicked Sin

Pierwsze wydanie: Harlequin Historical, 2010

Redaktor serii: Dominik Osuch

Opracowanie redakcyjne: Władysław Ordęga

Korekta: Dominik Osuch

© 2010 by Nicola Cornick

©for the Polish editon by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2013

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy Wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Powieść Historyczna są zastrzeżone.

Harlequin Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-238-9785-9

Powieść Historyczna 31

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.