Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
11 osób interesuje się tą książką
,,Opowiem ci o potworze, który nawiedzał mnie w nocy”.
Melody Anderson na własnej skórze przekonała się, że diabeł naprawdę istnieje. Zrozumiała też, że miał swoich sprzymierzeńców. Jednym z nich była śmierć, ukrywająca się za piękną i z pozoru nieskazitelną duszą Gabriela Shannona.
Mężczyzna zabił w dziewczynie wszystko, co dobre i zniszczył jej marzenia, rodzinę i szansę na wymarzoną pracę. Sprawił, że jej dobre cechy zniknęły i został po niej tylko marny cień Lucy, którą nadal bywała weekendami.
Melody, chcąc uciec od bolesnej miłości, przeprowadza się wraz z przyjaciółką Polly do słonecznej Atlanty. Zaczyna życie na nowo, zapominając o osobie, która jeszcze rok temu tak wiele dla niej znaczyła.
Jednak okazuje się, że los bywa przewrotny. Gabriel ponownie pojawia się w życiu Melody w momencie, w którym kobiecie zagraża niebezpieczeństwo. Ich konfrontacja okazuje się dla dziewczyny trudniejsza, niż mogłoby się wydawać z powodu prawdy, którą mężczyzna decyduje się wyznać. A na dodatek zbieg niefortunnych zdarzeń sprawia, że Anderson wraca do Las Vegas.
Co, jeśli Gabriel zwróci Melody dawne życie i uchroni ją przed zagrożeniem, które na nią ściągnął?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 499
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2024
Klaudia Kupiec
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Alicja Chybińska
Korekta:
Alicja Szalska-Radomska
Karolina Piekarska
Katarzyna Olchowy
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8362-416-7
W Grzeszniku z Las Vegas pojawił się rozdział, w którym Gabriel opowiada Melody o swojej mrocznej przeszłości. Rozdział bardzo istotny, który wiele wyjaśnia i dużo wnosi do fabuły. Jednakże nieważne, czy masz naście lat, czy trzydzieści, jeśli jesteś osobą wysoce wrażliwą, a tematy takie jak: pedofilia, molestowanie seksualne i zabójstwo wywołują u ciebie silne emocje związane z traumatycznymi przeżyciami, przemyśl, czy chcesz sięgnąć po tę książkę. W tej części występują się również sceny erotyczne.
Dla wszystkich, którzy nie boją się walczyć o to, co niemal sami doprowadzili do ruiny przez strach.
Gabriel mruknął ociężale, próbując dostrzec coś więcej niż rzekę i drzewa rosnące w pobliżu. Nie wiedział dokładnie, co to za miejsce i gdzie się znajduje. Widoczność utrudniała mu mgła tak gęsta, że ledwo widział drugi brzeg rzeki. Najgorszy był zapach stęchlizny i uczucie, jakby śmierć czaiła się tuż za rogiem.
Przełknął głośno ślinę i raz jeszcze rozejrzał się dookoła. Gdy usłyszał śmiech, nawiedzający jego umysł od lat, zatkał uszy dłońmi, ale nawet to nie pomogło go uciszyć. Tak bardzo się bał. Wiedział, że to miejsce, rozciągający się wokół mrok i śmiejące się widma, to początek czegoś strasznego.
W głowie krążyło mu tysiące myśli, które jak wicher siały spustoszenie, powodując ból w skroniach. Spojrzał pod nogi i krzyknął głośno:
– Nie! – Padł na kolana i dotknął tafli wody.
Znajdowała się pod nią Melody niesiona nurtem rzeki. Gabriel przesuwał się na kolanach tak, aby mieć ją stale na wyciągnięcie ręki. Odniósł wrażenie, że blondynka krzyczy do niego, choć on nie był w stanie usłyszeć ani słowa. Próbował uratować swoją miłość, lecz ilekroć dotknął wody, obraz panienki Anderson znikał i powracał na nowo, gdy cofał rękę. Jakby jakaś wyższa siła nie pozwoliła mu jej uratować.
– Błagam! Chociaż nie ona! – zawołał głośno, aby duchy go usłyszały.
Szybko ściągnął buty i wskoczył do rzeki. Za wszelką cenę chciał wyciągnąć stamtąd Melody. Otworzył oczy pod wodą, ale nie zobaczył nic, poza ciemnością. Wypłynął na powierzchnię i spojrzał na brzeg.
Dostrzegł ją na nim ubraną w białą bluzkę, sięgającą jej do połowy ud. Stała boso i patrzyła na niego. Po chwili panienka Anderson przekręciła głowę i rzekła:
– Dobrze wiesz, że ci się nie uda.
Gabriel wyszedł z wody, zachowując bezpieczną odległość. Czuł, że jeśli tylko się zbliży, Melody na nowo znajdzie się pod taflą.
– One mnie zabiorą.
– Kto?
– Duchy – rzekła spokojnie. – Przyjdą też po mnie.
Zrobiła krok w stronę Shannona i wpadła w jego objęcia, gdy niespodziewanie z ust zaczęła wypluwać wodę, zachłystując się nią. Wiedział, co nastanie. Spojrzał w górę, na ledwo widoczne korony drzew, a spomiędzy jego warg uleciała cichutka prośba:
– Proszę. Wszyscy, tylko nie ona…
Spojrzał ponownie na trzymaną w ramionach Melody. Mokrą, zziębniętą i prawie martwą. Nie był w stanie nic zrobić.
Krzyk, który rozległ się dookoła niego, nie wydostał się z gardła blondynki, lecz spotęgował przerażenie, jakie czuł całym sobą. Gabriel przytulił Melody mocniej do siebie i schował twarz w jej włosach.
– Obudź się. Proszę – szepnął.
***
Energicznie otworzył oczy i usiadł na łóżku. Próbował uspokoić przyspieszony oddech, spowodowany lękiem i wywołany tym, co zobaczył. Sięgnął po butelkę wody, lecz ta okazała się pusta. Wyciągnął z szuflady szafki nocnej tabletki i po ciemku ruszył w stronę kuchni. Postawił szklankę pod kran, a ona po chwili napełniła się przeźroczystą cieczą. Połknął xanax, który zawsze pomagał mu się uspokoić.
Popijając leki, spoglądał w kąt salonu. Stał tam fortepian, na którym jeszcze rok temu grała mu miłość jego życia. Teraz Melody pozostała jedynie bolesnym wspomnieniem i koszmarem, który nawiedzał go prawie każdej nocy. Zbliżył się o parę kroków do instrumentu, ale żal związany z utratą panienki Anderson stał się zbyt głośny. Zwiesił głowę i z bólem serca wrócił do pokoju.
Wiedział, że tej nocy już nie zaśnie. Skręcił do biura i usiadł przed laptopem. Włączył go i wpisał hasło dostępu. Z szuflady biurka wyciągnął małe, zamszowe pudełeczko. Kręcił nim w dłoni, aż w końcu je otworzył i wbił wzrok w pierścionek.
W myślach znowu karał się za to, że zamiast sprawić, aby Melody została jego żoną, doprowadził do jej zguby. Gdy cierpienie związane ze wspomnieniami i rozmyślaniem nad przyszłością stało się zbyt uciążliwe, wrzucił pudełeczko z powrotem do szuflady i zamknął ją z lekkim trzaśnięciem.
Pracował do rana w obawie, że jeśli tylko pozwoli sobie na sen, obraz tonącej Melody powróci.
Długo płynąłem przez bezwonne aleje przestrzeni, gdzie
nie ma życia, tylko brak koloru i brak zapachu śmierci…
– William Seward Burroughs, Nagi lunch
Nad ranem Gabriel usłyszał pukanie do drzwi sypialni. Zdawał sobie sprawę, że to jego ojciec. Od wyjazdu Melody codziennie o siódmej pojawiał się u niego w pokoju, aby ustalić z nim kilka kwestii związanych z Shannon Company. Jednak nie chodziło tylko o to, bo siwowłosy doskonale wiedział o problemach i koszmarach nawiedzających jego syna prawie każdej nocy. Po chwili Vincent pojawił się w biurze, gdzie pracował Gabriel. Zatrzymał się przed biurkiem syna i włożył ręce do kieszeni garniturowych spodni.
– Znowu nie mogłeś spać?
Brunet nie zamierzał odpowiadać na to pytanie. Sprawy związane ze złamanym sercem nie były dla niego łatwe. Przecież od zawsze stronił od rozmów na temat tego, co dla niego bolesne.
– W porządku, rozumiem. – Zrobił jeszcze dwa kroki w przód i zawiesił spojrzenie na twarzy syna. – Może powinieneś się do niej odezwać? Minął już rok, odkąd wyjechała, a ty nadal nie możesz się z tym pogodzić. Dodatkowo…
– Ojcze – rzekł nieco gorzko, przerywając mężczyźnie. Przeniósł na niego spojrzenie, zatrzymując palce nad klawiaturą laptopa. – Daj spokój, proszę.
Gabriel tęsknił za Melody, ale jednocześnie twierdził, że pokaże jej prawdziwą miłość, jeśli zostawi ją tak, jak tego oczekiwała. Kochał ją całym sobą, ale nie mógł sobie pozwolić na zbliżenie. Już wystarczająco wszystko zepsuł. Bał się, że jeśli los jeszcze raz ich połączy, mrok władający jego duszą znowu sięgnie po jej dobroć, tym razem doszczętnie ją niszcząc.
Vincent jedynie głośno westchnął i postanowił zmienić temat. Do tej pory nie wiedział, co wydarzyło się między nimi, gdy sam przebywał w Luizjanie. Gabriel nigdy nie chciał mu o tym opowiedzieć. Widział jedynie następstwa ich rozstania i to, jak bardzo jego syn cierpiał. A robił to, bo jeśli cierpiał, Melody mogła być szczęśliwa. Nie szukał jej, nie próbował się z nią kontaktować i nie zabiegał o jej uwagę. Wszystko po to, żeby w jej życiu gościła radość, bo tego pragnął najbardziej.
– Pamiętasz, jak mówiłem ci o tym, że chcę zatrudnić kilka stażystek do pomocy w firmie?
– A wspominałem ci o tym, że to fatalny pomysł? – Gabriel opadł plecami na oparcie fotela i zmarszczył brwi. – To żadna pomoc. Będziesz musiał poświęcić im czas i wszystkiego je nauczyć.
– Nie tylko ja. – Vincent rozciągnął usta w uśmiechu, a Gabriel nie był w stanie pojąć, jaki przekaz się za nim kryje. – Ty również.
– Nie chcę brać w tym udziału.
– Pamiętam twój wykład na uczelni, o którym ponad rok temu wspominała mi Melody. Wierzę, że dasz radę to zrobić.
– Nie chodzi o to, że nie dałbym rady. Po prostu nie mam cierpliwości do jakichś stażystek. Mogę przejąć więcej twojej pracy w zamian za to, że dasz mi z tym spokój.
Vincent przybrał tę samą minę.
– Panie będą czekały na nas w firmie. Pozwolę ci wybrać swoją podopieczną w pierwszej kolejności.
– Świetnie – rzekł niezadowolony. – To wszystko? Mam jeszcze trochę rzeczy do zrobienia, zanim wyjedziemy.
– Oczywiście. – Opuścił biuro, a następnie sypialnię syna.
Młody Shannon był niezadowolony. Nie chciał spędzać dni z kimś, kto będzie zadawał setki niepotrzebnych pytań i rozpraszał go w pracy. Zwłaszcza że ostatnio kryło się w nim tak wiele złości, z którą sobie nie radził.
Wstał i przygotował się do dnia w Shannon Company, po czym wraz z Vincentem zjawił się w firmie przed ósmą. W holu czekała na nich piątka dziewcząt. Po dopełnieniu formalności i kilku miłych słowach wygłoszonych przez swojego ojca stanął przed wyborem.
– Ty – powiedział niechętnie do blondynki z zielonymi oczami. Wybrał ją tylko dlatego, że te dwie cechy łączyły ją z panienką Anderson i dawały mu jej namiastkę. Nadal to nie jego Melody, ponieważ dziewczyna nawet w najmniejszym stopniu jej nie przypominała, ale mimo to dokonał wyboru na podstawie tych szczegółów. – Pójdziesz ze mną.
Po dwóch minutach, podczas których jechał windą razem z dziewczyną, pożałował swojego wyboru. Za dużo dziękowała, mówiła bzdury i opowiadała o sobie, wystawiając cierpliwość Gabriela na próbę. Wjechał na piętro, na którym znajdowało się jego biuro, a następnie pchnął orzechowe drzwi z tabliczką z jego imieniem i nazwiskiem.
Kiedy Vincent wrócił do obowiązków po wypadku, nie chciał rezygnować z Gabriela. Gdy ponownie przejął dawną rolę, uczynił syna wiceprezesem Shannon Company. Zapewnił mu miejsce do pracy i piętro niżej urządził mu jego własne biuro.
Brunet położył aktówkę na biurku, niemal wybuchając ze złości. Głos dziewczyny stał się nie do zniesienia. Gabriel pokusił się nawet o myśl, że był gorszy niż tak często słyszany pusty śmiech duchów. Odwrócił się w stronę dziewczyny, zgromił ją spojrzeniem i, wykorzystując ostatnie pokłady cierpliwości, rzekł:
– Usiądź.
Stażystka uśmiechnęła się głupkowato i zasiadła po drugiej stronie biurka, zaciskając mocno uda.
– To dla mnie naprawdę ogromne przeżycie móc panu towarzyszyć. Tyle słyszałam o…
– Jak masz na imię? – przerwał jej.
– Destiny. – Odgarnęła pukiel blond włosów za ucho. – Nazywam się Destiny Wilson.
– Destiny – powtórzył cicho Gabriel. – Dla mnie będziesz Tiny.
– Jeśli tak panu wygodniej.
– Musimy wprowadzić kilka zasad – rzekł, wiedząc, że za moment wyjdzie na prawdziwego dupka. – Po pierwsze: odzywasz się tylko wtedy, gdy masz naprawdę sensowne pytanie związane z pracą w firmie. Nie obchodzi mnie to, jak ci minął dzień bądź jaka to dla ciebie ogromna szansa, że mój ojciec przyjął cię na staż. Po drugie: wykonujesz moje polecenia od razu, jak rozkaz. Po trzecie: nie dotykaj niczego w moim biurze.
Gdy skończył, zaobserwował, że blondynka momentalnie zgasła. Wyciszyła się. Była nieco zawiedziona tym, że znany i lubiany Gabriel okazał się gburem, ale on miał to w nosie. Posiadanie stażystki pod opieką to ostatnie, czego pragnął w swoim marnym życiu.
– Zanim zaczniemy, zrób nam kawę – rozkazał, chcąc się chociaż na chwilę pozbyć Tiny. – Na czwartym piętrze jest kuchnia. Piję czarną bez cukru.
Blondynka skinęła głową i, zostawiając swój notes, opuściła jego biuro. Gabriel odetchnął pełną piersią i opadł plecami na oparcie fotela. Pozwolił sobie na chwilę zadumy, aby uspokoić myśli, a potem wyciągnął laptopa z aktówki i położył go na biurku.
Jego komórka zawibrowała, więc chwycił ją i bez sprawdzania kto dzwoni, odebrał połączenie.
– Gabriel Shannon, słucham.
– Atlanta jest piękna – rzekł mężczyzna, którego głos doskonale znał. – Wiesz, jak tu zielono? Wszędzie są parki, a pogoda jest nawet lepsza niż w Vegas.
– Czego chcesz i po co mi to mówisz, Ramon? – warknął. – Tyle czasu się nie odzywałeś, a nagle…
– Wybrała ładny klub – przerwał mu były przyjaciel. – Sinners zamieniła na Darkness, a pracę w klinice, na pracę w kawiarni. – Nastała między nimi cisza, którą zakłócił Ramon. – Już rozumiesz? Mówiłem, że ją znajdę. Nieważne, gdzie się przede mną ukryje.
– Zostaw Melody w spokoju – syknął Gabriel, podrywając się z miejsca. – Dobrze wiesz, że ona nie jest niczemu winna.
– Owszem, ale jest dla ciebie ważna, a tyle mi wystarcza. Kawiarnia nazywa się Coffee Comma. Wnętrze jest przytulne, choć nieco surowe. Jak myślisz, zdziwi się, jeśli…
– Jeśli tylko ją tkniesz…
– Powstrzymaj mnie przed tym – rzucił i zerwał połączenie.
Gabriel przesunął telefon po policzku, torsie, aż w końcu wcisnął go do kieszeni garniturowych spodni. Spojrzał na Las Vegas Boulevard, rozciągający się w oddali. Jeszcze rok temu właśnie na tej ulicy pracowała Melody.
Nie upłynęło wiele czasu, gdy stwierdził, że musi pojechać do Atlanty. Nie bagatelizował słów Ramona i absolutnie nie chciał, aby jego największy koszmar się ziścił. W drzwiach minął Tiny, zostawiając ją z masą pytań, gdyż zwróciła uwagę na to, że coś się stało. Zjawił się w biurze ojca, gdy ten tłumaczył coś swojej podopiecznej.
– Lecę do Atlanty. Nie wiem, ile mnie nie będzie.
– Po co? – Vincent zmarszczył brwi.
– Odzyskać ją – odparł, a jego ojcu tyle wystarczyło, aby ułożyć usta w uśmiech.
I ochronić przed Ramonem, dodał Gabriel w myślach.
– Słuszna decyzja.
Oczywiście, że była dla niego słuszna. Jeśli ją odzyska, znów będzie mógł zapewniać jej bezpieczeństwo. Czuł się podekscytowany na myśl o spotkaniu z Melody. Minęła mu nawet poranna obawa.
Obiecał sobie, że zrobi wszystko, by jego mrok tym razem nie pochłonął panienki Anderson. Ochroni ją przed Ramonem i sobą. W końcu zapragnął być z nią szczery. Zechciał powiedzieć jej to, czego nie zdążył rok temu, i uczynić wszystko, aby Melody do niego wróciła i zaznała szczęścia.
***
Coffee Comma to nowo otwarta kawiarnia w Atlancie. Rok temu, kiedy Melody i Polly przeprowadziły się do miasta, właściciel szukał pracowników, którzy byliby chętni zacząć pracę od zaraz. Choć obie miały oszczędności, odłożone z pracy w Sinners, nie chciały doprowadzić do momentu, w którym pieniądze by się skończyły. O ogłoszeniu dowiedziały się przypadkiem, przejeżdżając obok kawiarni. W witrynie wisiał wtedy wielki plakat z nagłówkiem „Szukam pracowników”. Pomimo że żadna z nich nie była baristką, postanowiły spróbować swoich sił, a właściciel obiecał wszystkiego je nauczyć. Być może był zdesperowany, ale dziewczynom wyszło to na dobre.
Wiele zmieniło się przez ostatni rok. Kobiety pokochały Atlantę, w której nadal weekendami pracowały jako striptizerki. Odnosiły wrażenie, że ludzie w mieście są bardziej przyjaźni i uśmiechnięci. Nawet szef klubu nie przypominał bucowatego i zarozumiałego George’a z Las Vegas. A miasto, choć ogromne, w żaden sposób ich nie przytłaczało. Być może z powodu zieleni zajmującej niemal połowę aglomeracji albo przez aurę panującą w tym miejscu, obie czuły się tu naprawdę dobrze.
Pieniądze z vouchera podarowanego przez Gabriela zapewniły im spokojny start. Wykorzystały całość na podróż i wynajęcie apartamentu w jednym z hoteli. Zatrzymały się w nim na miesiąc, dopóki nie znalazły własnego mieszkania. Teraz, gdy wszystko miały poukładane, w końcu odczuwały radość z każdego dnia. Było je stać na więcej rzeczy, a wspomnienia dawnego życia dawno zniknęły z ich pamięci. Mając tylko siebie, zaczęły od nowa.
Melody wracała od zaprzyjaźnionej właścicielki cukierni. Dzień wcześniej szef kawiarni poprosił panienkę Anderson o złożenie tam zamówienia. Poza kawą w Coffee Comma można było także zjeść przepyszne ciasto, a hitem tego miejsca stała się szarlotka z lodami.
Dochodziła dziesiąta, więc z tyłu głowy wciąż krążyła jej myśl, że zaraz zaczną się godziny szczytu. Stojąc w korku, martwiła się, że Polly będzie musiała sprostać temu sama. W momentach takich jak ten żałowała, że zamieniła swojego małego fiata na najnowszego mercedesa. Starym samochodem mogłaby z łatwością przecisnąć się pomiędzy autami. Liczyła na to, że jeśli mrugnie światłami, inni kierowcy nieco zjadą na bok, robiąc jej miejsce. I w tym przypadku życzliwość mieszkańców Atlanty jej nie zawiodła.
Zjechała z ruchliwej ulicy, zmieniając trasę na dłuższą, ale nie tak zakorkowaną, jak ta główną drogą. Po dziesięciu minutach zaparkowała przed kawiarnią i, trzymając fakturę w dłoni, opuściła mercedesa.
Dzwoneczek nad drzwiami wydał dźwięk, gdy panienka Anderson weszła do środka. Od razu ujrzała Polly walczącą z ekspresem, z którego wydobywał się dym. Wbiegła za ladę, rzuciła fakturę koło kasy fiskalnej i, łapiąc ekspres po dwóch stronach, zapytała:
– Co się stało?
– Nie wiem – odpowiedziała spanikowana. – Wyczyściłam go tak, jak zawsze, a potem wlałam wodę i wsypałam kawę, żeby rozpocząć pracę.
Coś strzeliło w środku sprzętu, a dym, który wydobywał się z jego wnętrza, stał się intensywniejszy. Melody starała się znaleźć w sobie resztki spokoju. Zajrzała do pojemnika na wodę i ujrzała w nim ziarna kawy.
– Polly… – Zrobiła kilka kroków w tył, łapiąc się za głowę. – Nasypałaś ziarna kawy tam, gdzie powinna być woda, więc zapewne wodę wlałaś tam…
– Gdzie ziarna kawy – dokończyła, przykładając dłonie do ust. Była przerażona tym, że zepsuła nowy ekspres i naraziła się szefowi.
– Chyba sama nie wypiłaś rano kawy. Przecież pracujemy tu tyle czasu. Jak mogłaś się pomylić?
– W starym sprzęcie było na odwrót i…
Przerwała, gdy coś ponownie strzeliło. Dzwoneczek wiszący nad drzwiami znów wydał z siebie dźwięk, a chwilę później zjawił się obok nich szef, który w tej sytuacji jako jedyny zachował zimną krew.
– Melody, wyłącz korki – rozkazał, a dziewczyna zerwała się z miejsca.
– Już – powiedziała, gdy wróciła z zaplecza.
Cameron odłączył ekspres od gniazdka i trzymając wtyczkę w dłoni, spojrzał na dziewczyny:
– Gdy następnym razem wydarzy się taka sytuacja, pierwsze, o co macie zadbać, to o swoje bezpieczeństwo. – Wypuścił wtyczkę z dłoni, a ta z lekkim hukiem uderzyła o podłogę. – No chyba że chcecie mi spalić nową kawiarnię – dodał, śmiejąc się pod nosem. – Co się stało?
Melody spojrzała na spanikowaną przyjaciółkę. Ze stresu przygryzała kciuk, a na jej twarzy malowało się zakłopotanie.
– To moja wina – odezwała się, biorąc wszystko na siebie. – Wlałam wodę tam, gdzie powinny znaleźć się ziarna kawy. Nie zauważyłam tego, bo wróciłam niedawno z cukierni i chciałam szybko pomóc Polly w przygotowaniach.
– W porządku. Nic się nie stało.
Blondynka przerzuciła wzrok na przyjaciółkę, której kamień spadł z serca. Polly od razu się wyprostowała i włożyła dłonie do jeansowych spodni.
– Na szczęście ekspres mam na gwarancji, a na zapleczu mamy przecież zastępczy. Załatwię serwis – oznajmił i zniknął za drzwiami.
– Dziękuję. – Miller przytuliła panienkę Anderson, gładząc dłonią przestrzeń między jej łopatkami. – Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
– To drobiazg. Ważne, że faktycznie nic więcej się nie stało.
Cameron wrócił z zaplecza, trzymając ekspres. Postawił go na drugim blacie, ściągnął zepsuty, a na jego miejsce wstawił nowy. Podłączył go do gniazdka i z uśmiechem zwrócił się do Melody:
– Woda jest w lewej komorze, ziarna kawy w prawej. Więcej sprzętu na wymianę nie mam – zażartował.
– Jeszcze raz przepraszam, Cameron. Strasznie mi głupio.
– Niepotrzebnie – rzekł. – Nic się przecież nie stało. Możesz włączyć korki, a ja zawiozę ekspres do naprawy. – Podniósł sprzęt i ruszył w stronę wyjścia, Polly pobiegła za nim, by otworzyć mu drzwi. – Miłej pracy, dziewczyny – dodał, wychodząc.
– Zapomniał faktury. – Melody podniosła dokument, pokazując go przyjaciółce, a ta wzruszyła ramionami.
– I tak tu wróci. – Miller weszła za ladę i schowała druczek do jednej z szuflad. – Pamiętasz o dzisiejszym wieczorze?
– Oczywiście, że pamiętam, Polly. Czuję, że ta noc w klubie będzie jedną z najlepszych.
– Bo będzie taka. To, że Clayton trafił na ten artykuł o słowiańskich wierzeniach, a potem zechciał zrobić noc wróżb, to strzał w dziesiątkę.
– Mnie też podoba się ten pomysł. Zawsze to coś innego. – Melody wzruszyła ramionami.
Gdy klient wszedł do kawiarni, dziewczyny skończyły rozmowę i wzięły się do pracy. Panienka Anderson zniknęła na zapleczu i dołączyła do Polly, kiedy założyła fartuszek. Dzień trochę im się dłużył, zatem odetchnęły z ulgą, kiedy Cameron wrócił o siedemnastej i je zmienił. Zatrudniając się u niego, dały mu jeden warunek. Od piątkowego wieczoru do niedzieli były niedostępne. Zgodził się, ponieważ potrzebował pracowników na już. Nie mógł sobie jednak pozwolić na zatrudnienie kogoś jeszcze. Zresztą, praca we własnej kawiarni to dla niego żadne utrapienie. Często też pomagała mu jego najstarsza córka.
Wieczorem Melody zaparkowała mercedesa na tyłach klubu. Wygrzebała klucze z torebki i weszła do lokalu od zaplecza. Po niemal dwóch latach pracy jako striptizerka nauczyła się szybko przygotowywać do występu, a dziś na scenie miała zatańczyć z przyjaciółką.
W Darkness jedyne, czego im brakowało, to Owena stojącego za barem. Ethan Jenkins był wspaniałym mężczyzną, ale i tak w żadnym stopniu nie mógł mu dorównać. Barley był wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Taki też pozostanie w oczach dziewczyn na zawsze. Wciąż mieli ze sobą kontakt, lecz teraz ograniczał się on do rozmów telefonicznych.
O dwudziestej drugiej dziewczyny wyszły na scenę. Melody nie zapomniała założyć na głowę peruki. Robiła to za każdym razem, gdy stawała się Lucy. Teraz miała krótkie, ciemne włosy i grzywkę ściętą na prosto. Skoro to dzień wierzeń oraz wróżb, obie przebrały się za diablice. Kochały robić wspólne występy, a Clayton Walls, szef klubu, często im na nie pozwalał.
Razem mogły cieszyć się szumem na widowni. Obie to kochały. Znajdowały się tak blisko tych wszystkich mężczyzn, a jednocześnie zdawały sobie sprawę, że są dostępne tylko dla siebie. Trzyminutowy taniec był pełen szerokich uśmiechów. Panowie widzieli ich wzajemny, wyuzdany dotyk i ruchy, one zaś nie myślały o niczym innym, jak o tym, jakie są sobie oddane. Wszystkie sytuacje, które przydarzyły się w ciągu ostatnich dwóch lat, mocno je do siebie zbliżyły. Na tyle, że stały się jednością, nawiązały relację bliższą niż łącząca niejedno rodzeństwo.
Po występie pozbierały banknoty ze sceny i udały się do swojej garderoby. Spakowały je do czarnej torby i przebrały się w koronkowe zestawy bielizny. Melody czerwony, a Polly czarny. Idąc na salę, Miller zapytała:
– Noah się odzywał?
– Tak – odpowiedziała z uśmiechem. – Powiedział, że w ten weekend może być nieobecny. Ma trzy operacje na głowie.
– Chirurdzy nigdy nie mają wolnego?
– Na to wychodzi. – Panienka Anderson wzruszyła ramionami.
Noah Allen był namiastką jej dawnego życia. Pracował jako chirurg w szpitalu. Nigdy nie doszło między nimi do zbliżenia, ponieważ tylko się kolegowali. Trzymała go z dala od klubu Darkness i nigdy nie wspomniała, że zarabia na życie, nie tylko serwując kawę. Uwielbiała, gdy opowiadał jej o swojej pracy, bo dzięki temu część jej marzeń mogła pozostać zawsze z nią. A teraz żadne z nich nie było możliwe do zrealizowania. Za każdym razem, gdy próbowała przyjąć się na inny staż, słyszała jedno i to samo zdanie „potrzebna jest opinia szpitala, w którym pracowała pani dotychczas”. A jedyne, co mógł zdradzić im Osborne, to jej największy sekret.
– Powiedział, że wpadnie do kawiarni po weekendzie – dodała, kiedy pchnęła drzwi na salę.
Dziś wnętrze klubu zalewało czerwone światło. Ustawiono też kilka stolików, przy których stały osoby odprawiające wróżby, a w menu poza alkoholem pojawiły się także ciasteczka z przepowiedniami. Mimo wszystko i tak największą atrakcję stanowiły kobiety.
Polly i Melody jak co wieczór się rozdzieliły. Lucy nie odmówiła sobie skorzystania z wróżb, a po kilku tańcach i wyuzdanych rozmowach, Miller znów pojawiła się przy przyjaciółce.
– Nie uwierzysz, co Clayton załatwił. – Podekscytowana szarpnęła ją za ramiona, a Anderson zamrugała.
– No nie uwierzę – rzekła przez śmiech. – Co takiego załatwił Clayton?
– Wróżkę i właśnie teraz cię do niej zaprowadzę. – Ruszyła, ciągnąc za sobą przyjaciółkę. – Niech postawi nam tarota.
– Polly, nie wierzę w takie brednie.
– Jednak postawić może, prawda? Nic nam nie szkodzi.
Weszły do osobnego pomieszczenia, gdzie siedziała kobieta po czterdziestce. Tu panowała nieco mroczniejsza atmosfera niż w klubie. Wszędzie paliły się świece, a na ścianach wisiały przeróżne obrazy ze znakami, których Melody nie rozumiała. Miller, aby dodać jej otuchy, zasiadła przy stole jako pierwsza, a wróżka powiedziała jej, co ma zrobić. Podczas tasowania kart, kilka z nich wypadło na stolik. Ułożyła je obok siebie i opowiedziała Polly o nadchodzących sukcesach i bogactwie.
Bzdura, jaką zapewne opowiada każdemu, pomyślała Melody, a potem usiadła na krześle po przeciwnej stronie kobiety, a ona rzekła:
– Po pani minie sądzę, że jest pani negatywnie nastawiona do tarota.
– Nie wierzę w przyszłość przepowiedzianą w kartach.
– I być może to pani największy błąd. – Wróżka złapała ją za dłonie i przyciągnęła je lekko do siebie. Potem znowu przetasowała karty i położyła na stoliku te, które wypadły z talii. – Nastąpi w pani życiu wiele zmian za sprawą kogoś, kto chce wrócić do pani życia…
Kontynuowała przepowiednię, lecz Melody jej już nie słuchała. Od razu pomyślała o Gabrielu, który rok temu zniszczył w niej niemal wszystko, co dobre. Pozbawił marzeń oraz rodziny. Nauczyła się bez niego żyć, ale to nie oznaczało, że przestała go kochać. Spędziła z Shannonem wiele wyjątkowych chwil, oddając mu całe swoje serce. Był jej pierwszą prawdziwą miłością, która tak boleśnie ją zraniła. Nie potrafiła o nim zapomnieć, a czasami łapała się nawet na tym, że nie chciała tego zrobić.
Nienawiść i miłość dzieli cienka granica. Właśnie dlatego tak bardzo, jak Melody go kochała, równie mocno postanowiła go nienawidzić, aby łatwiej przyszło jej pogodzić się z tym, że to wszystko przepadło. Przeniosła lekko załzawione spojrzenie ze stolika na kobietę i powiedziała:
– Nie pozwolę nikomu wrócić do mojego życia.
Zabrała dłonie i wyszła z pomieszczenia.
[...]często najbardziej kochamy tych ludzi, te sprawy i te rzeczy, od których bieg życia każe nam odchodzić – nieraz na zawsze.
– Marek Hłasko, Opowiadania
Zegar wskazywał szóstą rano. Gabriel ubrany w szary dresowy komplet mknął przez uliczki Atlanty. Nie znał tutejszej okolicy, dlatego wcześniej ułożył sobie trasę w telefonie, a ta po chwili wyświetliła się na jego smartwatchu. W słuchawkach leciał utwór Falling od Trevora Daniela, a on biegł, aby oczyścić myśli przed dzisiejszym wieczorem.
Wczoraj rano zabukował sobie bilet do Atlanty wraz z hotelem. Chciał dotrzeć tu tego samego dnia, aby jak najszybciej wdrożyć w życie swój plan. Przede wszystkim liczyła się dla niego szczerość. Był pewien, że jeśli nie wytłumaczy Melody powodów swojego zachowania, to jej nie odzyska. I choć to wszystko nie było dla niego proste, musiał to przezwyciężyć.
Bo dla niej warto.
Utwierdził się w tym, ponieważ ilekroć starał się zapomnieć o panience Anderson, nie mógł tego dokonać. Przez cały pieprzony rok nie potrafił przestać jej kochać bądź ułożyć sobie bez niej życia. Nawet tego nie chciał. Każdy dzień mijał mu na marnej, nic nieznaczącej egzystencji w jego ponurym świecie bez barw.
Aż do dzisiaj…
***
Dziewczyny pracowały do rana. Melody całą noc myślała o słowach, które powiedziała jej wróżka. Krążyły po jej głowie, nawet gdy kładła się spać, a kiedy późnym popołudniem wstała, wcale nie było lepiej. Wystarczyło, że otworzyła oczy, a wróżba przepowiedziana w kartach rozbrzmiała w jej głowie jak mantra.
Jakaś część niej bała się, że wizja może się spełnić. Przecież człowiek, którego tak mocno pokochała, nigdy nie odpuszczał. Z drugiej strony minął rok od ostatniego spotkania z Gabrielem. Był listopad, a to oznaczało, że zbliżały się kolejne samotne święta.
Chciała uniknąć wypełnienia przepowiedni. W momencie gdy wszystko sobie ułożyła, nie mogła dopuścić do tego, żeby mroczna strona Gabriela sięgnęła po to, co wypracowała przez ostatni czas. A choć mogło się wydawać, że miała teraz niewiele, naprawdę była szczęśliwa. Nie tylko lepiej czuła się sama ze sobą, ale nawet po prostu lepiej wyglądała. Dużo ćwiczyła, gdy nadmierne myśli krążyły po jej głowie jak wicher. Nie mogła dać się złamać. Nie z powodu mężczyzny, a przede wszystkim nie z powodu Gabriela Shannona. Kiedy jej dusza cierpiała, ciało rozkwitło.
Melody zaparzyła czarną herbatę z imbirem, miodem i cytryną, po czym chwyciła kubek i ruszyła w stronę pokoju Florencii. Już w nocy dostrzegła, że Polly zaczęła się robić blada. Kilka razy nawet sama przyznała się do tego, że jej słabo, a to nie zwiastowało niczego dobrego. Dobrze, że tamtego dnia pojechały do klubu autem Melody. Uniknęły niepotrzebnego wracania się po samochód Polly, który zostałby na tyłach Darkness.
Zapukała do drzwi jej sypialni i weszła do środka. Przyjaciółka usiadła na łóżku i oparła plecy o stos poduszek.
– Nadal wyglądasz fatalnie – skomentowała blondynka.
– Nic mi nie jest – odpowiedziała Florencia. – Nie pierwszy raz jestem przeziębiona.
– Dobrze, że nie masz gorączki, a Clayton pozwolił ci zostać dziś w domu.
– To złoty człowiek. – Miller chwyciła kubek, który wyciągnęła w jej kierunku Melody. – Weekend odpoczynku dobrze mi zrobi.
– Tyle razy ci powtarzałam, żebyś nie wychodziła z mokrą głową na podwórko. To, że jest na plusie, nie oznacza, że się nie rozchorujesz – upomniała ją panienka Anderson. – Jedenaście stopni to wcale nie tak dużo. Poza tym dobrze wiesz, że nie mam teraz dostępu do leków na receptę, żeby postawić cię raz-dwa na nogi.
– Wiem, ale twoja przyjaciółka często zachowuje się nierozsądnie, gdy jest spóźniona. – Upiła kilka łyków ciepłej herbaty i odstawiła kubek na bok.
– Przesuń się – rozkazała jej Melody. – Spędzimy czas razem do momentu, aż będę musiała wyjść do klubu.
Polly zrobiła jej miejsce, a blondynka szybko pobiegła po swojego laptopa. Czas chciała jej umilić oglądaniem seriali, ale zanim to miało nadejść, zadzwoniła do Owena na FaceTime.
– Jak się mają moje słodkie dziewczynki? – powiedział Barley, zamiast przywitania.
– Cześć, Owen – odpowiedziały wspólnie.
– Polly się przeziębiła – dodała Melody.
– Niedobrze. Idziesz dzisiaj do pracy?
– Nie – rzekła Miller. – Clayton jest o wiele bardziej wyrozumiały… – Nie dokończyła, aby nie zrobić mu przykrości.
– Niż mój ojciec?
Pokiwała głową, a Owen jedynie lekko się uśmiechnął.
– Zostajesz sama w domu? Rozumiem, że Melody jedzie do klubu?
– Tak.
– Potowarzyszę ci. Nie pozwolę, abyś konała w męczarniach sama. – Zaśmiał się. – Zadzwoń, gdy Melody wyjdzie. Blondyneczko – zwrócił się tym razem do panienki Anderson. Zawsze w ten sposób starał się być nieco uszczypliwy, ale w pozytywnym znaczeniu. – Miłej pracy. Spraw, by wszyscy musieli zmieniać spodnie.
Cała trójka się roześmiała, kiedy Owen nawiązał do sytuacji sprzed dwóch lat, gdy zaczynała pracę w Sinners. Niedługo później Melody rozłączyła się z barmanem i włączyła serial, który obie kobiety kochały.
Dom z papieru je fascynował. Wciąż nie mogły zrozumieć, jak jeden człowiek ułożył plan, dzięki któremu przechytrzył wszystkich dookoła. Przekręt okazał się na tyle doskonały, że na koncie profesora widniało zero pomyłek, a jedynie parę potknięć, które z łatwością prostował.
Po trzech odcinkach komórka Melody zawibrowała. Odszukała ją w pościeli i spojrzała na ekran.
– Clayton – poinformowała przyjaciółkę, a Polly zatrzymała serial. Panienka Anderson odebrała połączenie i przyłożyła telefon do policzka. – Tak?
– Mogłabyś zacząć dziś pracę wcześniej? Loli coś wypadło i nie może zjawić się na scenie szybciej, a dziś występujecie tylko wy dwie.
Szybko zerknęła na godzinę wyświetlaną w rogu ekranu laptopa, po czym rzekła:
– W porządku. Zdążę.
Szef klubu podziękował Melody, a następnie zakończył połączenie. Miller, która wszystko słyszała, rzekła tylko:
– Szkoda.
– Pamiętaj, że jeśli poczujesz się gorzej, masz do mnie zadzwonić. Będę sprawdzać telefon co pół godziny.
– Nie martw się. – Pomachała jej swoją komórką, którą chwyciła w rękę. – Będę z Owenem na linii.
To tylko trochę uspokoiło Melody. W końcu ich przyjaciel sam będzie w tym czasie obsługiwał klientów klubu Sinners. Zatem nie mógł w stu procentach skupić się na przeziębionej Florencii. Panienka Anderson jeszcze raz dała jej do zrozumienia, że jest pod telefonem, po czym ruszyła w kierunku łazienki, zostawiając Polly laptopa z włączonym serialem.
Wykąpała się, związała włosy i włożyła na siebie dres. W końcu i tak największe przygotowania rozpocznie dopiero w klubowej garderobie. Zanim wyszła, pocałowała przyjaciółkę w policzek, a po kilkunastu minutach zaparkowała jak zawsze na tyłach lokalu. Potem weszła od zaplecza i zobaczyła Claytona Wallsa na korytarzu. Wyglądał, jakby na nią czekał. Gdy klucze, które wyciągnęła z torebki, zabrzęczały, szef spojrzał na nią i wyszedł jej naprzeciw.
– Jeszcze raz dziękuję ci, że się zgodziłaś. To wyjątkowa i dość delikatna sprawa.
– Co się stało? Coś nie tak z Lolą?
– Porozmawiamy o tym po twoim występie, dobrze?
Melody skinęła głową i weszła do garderoby. Wystarczyły dwie godziny, aby wyglądała dobrze. Dziś nie szykowała niczego specjalnego na scenę. Miała po prostu na nią wejść, poocierać się o rurkę, a potem zebrać banknoty i wrócić do garderoby. Zamierzała zatańczyć w najpiękniejszy sposób, jednocześnie nie wkładając w to zbyt wielu pokładów energii. Wszystkich tych mężczyzn i tak cieszyło to, że kobiety były ubrane jedynie w koronkową bieliznę. Nawet gdyby tylko stała przy rurce, zostałaby potraktowana jako wspaniała, ciesząca oko atrakcja.
O dwudziestej pierwszej weszła na scenę. Jak zawsze nie widziała gości siedzących naprzeciwko niej. Światło padało bezpośrednio na nią i rurkę, natomiast reszta klubu skąpana była w mroku. Ten występ już w połowie piosenki ją zdziwił. Czuła, jakby tańczyła tylko dla siebie. Nie słyszała charakterystycznego szumu męskich głosów, jak przy każdym występie, a banknoty nie lądowały pod jej stopami.
Pomimo wszystko dokończyła kawałek. Muzyka ucichła, a Lucy przekręciła głowę w kierunku baru, którego również nie mogła dostrzec w ciemności. Miała tak wiele pytań. Była zdezorientowana i nie rozumiała, o co w tym wszystkim chodzi.
Zmarszczyła brwi, kiedy spojrzała naprzeciwko siebie, słysząc czyjeś kroki. Nagle z mroku wyłoniła się ręka, która położyła na scenie banknoty zwinięte w rulon. Jeszcze bardziej zmarszczyła brwi i szybko pokonała dzielącą ją do pieniędzy odległość. Chwyciła je w dłoń i przyłożyła do klatki piersiowej. Czuła dziwny niepokój, który zdawał się w ogóle nie maleć.
Światło się zapaliło, a ona, dostrzegając bruneta stojącego przed nią, automatycznie z przerażeniem się cofnęła. Wzięła głęboki wdech i zatrzymała go na dłużej w płucach. W tym momencie obiecała sobie, że już nigdy nie zadrwi z żadnej wróżby i tarota. Krzyczała do siebie w myślach, chcąc przywołać odwagę, którą teraz gdzieś zgubiła.
Patrzyła w oczy Gabriela równie głęboko, jak podczas ich pierwszego spotkania. Z tą różnicą, że teraz jej nie intrygował. Miała go za potwora, z którym nie chciała mieć już nic więcej do czynienia. Mężczyzna także stał w ciszy i również na nią patrzył, trzymając ręce w kieszeni. Czekał na jakikolwiek ruch ze strony dziewczyny.
Melody zeszła ze sceny i podeszła do niego. Z bliska badała jego twarz wzrokiem, jakby chciała dostrzec, czy cokolwiek zmieniło się w człowieku, którego kochała. Ścisnęła rulon banknotów w dłoni i drżącym głosem zapytała:
– To twoja sprawka, prawda? Już kiedyś zrobiłeś coś podobnego – rzekła z żalem. – Wynająłeś klub na całą noc, żebyś tylko ty mógł na mnie patrzeć.
Gabriel skinął głową, na co panienka Anderson parsknęła z pogardą. W całej tej sytuacji pragnęła zamordować nie tylko Shannona, a także Wallsa za to, że tak samo jak poprzedni szef zgodził się na ten popaprany układ.
– Nie obchodzi mnie to, jak mnie znalazłeś. – Pokręciła głową i z całej siły cisnęła pieniędzmi o tors Gabriela.
Nie złapał ich. Nawet nie próbował. Pozwolił im upaść na podłogę, bo wiedział, że gdyby tylko wyciągnął ręce z kieszeni, pokusa dotknięcia Melody okazałaby się zbyt wielka.
– Spieprzaj stąd, Shannon. Wszystko, co było między nami, już dawno przepadło. – Cofnęła się kilka kroków. – Za twoją sprawą – dodała po chwili.
Oddaliła się szybko na zaplecze. Ściągnęła perukę i rzuciła ją na toaletkę. Na ramiona włożyła futro i chwyciła torebkę. Chciała jak najszybciej uciec z klubu i wypłakać się w ramionach przeziębionej Polly. Wyszła od zaplecza, po drodze wkładając papierosa między wargi. Była zdenerwowana. Cała drżała z przerażenia, a bicie jej serca zdawało się bolesne.
Zaciągnęła się używką i przytrzymując ją w ustach, wygrzebała z torebki klucze od mercedesa. Paliła szybko, myśląc, że da jej to jakieś ukojenie. Tak się nie stało. Nikotyna nie była w stanie opanować żadnej z emocji targających jej ciałem i umysłem. Striptizerka martwiła się, że Śmierć do niej wróciła i znów chciała poszarpać na kawałki jej poukładany świat.
– Melody! – usłyszała za plecami głos Gabriela.
Wyrzuciła papierosa i pociągnęła za klamkę drzwi od strony kierowcy.
– Poczekaj!
– Nie mamy o czym rozmawiać, Shannon. – Spojrzała na niego, wrzucając na oślep torebkę do auta.
– A może to, co stało się w Vegas, zostanie w Vegas?
Melody wzdrygnęła się, jakby przed nią rozciągała się przepaść, a nie wnętrze jej samochodu. Powoli wyprostowała się i przeniosła wzrok na Gabriela. To bardzo ją zabolało. Jak on mógł prosić ją, aby puścić w niepamięć tak bolesną rzecz? Zacisnęła szczęki, a potem przybrała na twarz maskę. Kołysząc biodrami na boki, ruszyła w jego stronę. Gdy pokonała dzielącą ich przestrzeń, położyła dłonie na jego policzkach. Poczuła chłód na całym ciele, kiedy go dotknęła, ale nie zamierzała się cofnąć. Zbliżyła usta do jego warg.
Gabriel zauważył, że skacze wzrokiem po jego twarzy. Najpierw patrzyła mu w oczy, a następnie na usta. Czuł się niesamowicie dobrze, gdy ponownie mógł mieć ją tak blisko siebie. Jej ciepły oddech musnął jego policzek, a później płatek ucha, sprawiając, że kąciki jego ust drgnęły, tworząc niewinny uśmiech.
– Jesteś głupcem, jeśli myślisz, że o tym zapomnę – szepnęła i odsunęła się od niego jak rażona piorunem.
Gabriel złapał ją za nadgarstek i zablokował w miejscu w momencie, w którym chciała odejść.
– Chcę tylko porozmawiać, być z tobą naprawdę szczery i wszystko ci wyjaśnić.
– Jak okazało się rok temu – wyszarpnęła rękę – nie potrafisz być szczery. Nie chcę cię więcej widzieć – położyła nacisk na każde słowo z osobna i szybko ruszyła w stronę samochodu.
Wsiadła do środka, ściągnęła szklanki1 ze stóp i rzuciła je na miejsce pasażera. Cofając, wciąż patrzyła na Gabriela, który również spoglądał w jej kierunku. Coś podpowiadało Melody, że to nie jest ich ostatnie spotkanie.
Kiedy oddaliła się o kilka przecznic od klubu, zatrzymała się na poboczu przed jakimś budynkiem. Oparła łokcie o kierownicę i schowała twarz w dłoniach. Głośno się rozpłakała, a każdy dźwięk wychodził z głębi jej duszy. W końcu sobie na to pozwoliła. Tak wiele sprzecznych emocji targało jej sercem, że czuła się w tym wszystkim bezsilna. Bała się, że przybycie Gabriela zwiastowało kłopoty, które teraz skrywały się pod materiałem peleryny niewidki jego niewinnego uśmiechu. Jednocześnie nie potrafiła uciszyć wciąż tlącej się w niej miłości. W tej kwestii potrzebowała więcej czasu.
Więcej, by móc go doszczętnie znienawidzić.
Wzięła szarpany oddech i przetarła twarz, rozmazując makijaż. Odpaliła silnik mercedesa, dopiero gdy nieco się uspokoiła. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu.
Pod apartamentem wzięła tylko swoją torebkę i pognała boso do mieszkania. Cicho weszła do środka i kiedy zrozumiała, że Polly śpi, nie zapaliła światła. Na pamięć znała drogę do kuchni. Otworzyła lodówkę i gdy światło padające z jej wnętrza nieco rozświetliło pomieszczenie, położyła torebkę na blacie. Wyciągnęła wino, odkręciła je i w ciszy usiadła pod ścianą w salonie.
Pragnęła, aby cały strach opuścił jej ciało, a myśli przestały być tak głośne.
W połowie butelki usłyszała kroki Florencii. Wiedziała, że i tak nic przed nią nie ukryje, dlatego nawet nie spróbowała tego robić. Gdy przyjaciółka zapaliła światło, automatycznie podbiegła do Melody i położyła dłonie na jej kolanach.
– Co się stało? Ktoś cię skrzywdził w klubie?
Panienka Anderson podniosła zapłakany wzrok i spojrzała na Polly.
– On wrócił – szepnęła.
– Kto?
– Gabriel – rzekła krótko i oparła policzek o swoje kolana, które przycisnęła do klatki piersiowej.
– Chyba sobie, kurwa, żartujesz.
Lepiej kochać, a potem płakać. Następna bzdura.
Wierzcie mi, wcale nie lepiej. Nie pokazujcie mi raju,
żeby potem go spalić.
– Harlan Coben, Nie mów nikomu
W poniedziałek z samego rana Miller i Anderson pojawiły się w kawiarni. Musiały przyjąć dostawę ciast z cukierni i odpowiednio przygotować kafejkę na przybycie gości. Polly podlewała kwiaty, a Melody ścierała stoliki bawełnianą szmatką i ustawiała przy nich krzesła.
– Myślisz, że Shannon odpuści po tym, jak wyraźnie podkreśliłaś, że nie chcesz, aby był obecny w twoim życiu?
– Zwariowałaś? – Melody położyła dłonie na oparciu jednego z krzeseł. – On nigdy nie odpuszcza.
– Wybaczysz mu?
– Tego, co zrobił, nie da się wybaczyć, Polly. Za parę miesięcy zaczynałabym trzeci rok stażu, a potem broniłabym tytułu Doctor of Medicine. – Weszła za ladę i cisnęła ściereczkę do zlewu. – Wszystko przepadło. Cała moja ciężka praca poszła na marne, bo wystarczyło, że na mojej drodze stanął nieodpowiedni człowiek. – Oparła łokcie o ladę, a następnie brodę na dłoniach. – Tak bardzo o to walczyłam, a teraz? Kim jestem teraz?
– Moją przyjaciółką. – Florencia w mig zjawiła się obok niej, przytulając ją do siebie. – A ja nie pozwolę cię skrzywdzić.
Melody jej wierzyła, choć te słowa słyszała wiele razy. Chyba dlatego zdawały się jedynie nic nieznaczącym szumem, który uleciał spomiędzy jej warg. W zasadzie wolałaby ich nawet nie usłyszeć, ponieważ za każdym razem czyjeś czyny pokazywały ich odwrotność.
– Raczej nic nieznaczącą osobą ze zniszczonymi marzeniami. Nie mam już nawet rodziny – dodała i zniknęła na zapleczu.
Wyszła na zewnątrz, kucnęła na świeżym powietrzu i pozwoliła sobie na chwilę zadumy. Rześkie powietrze nieco otrzeźwiło jej umysł. Nie chciała o sobie tak powiedzieć, ale czasami jej porażka przyćmiewała wszystkie dobre myśli i obniżała samoocenę. Od kiedy tylko poszła do szkoły, walczyła o to, by być najlepsza, a od liceum starała się spełnić największe pragnienie. Myśl, że nie zostanie nigdy chirurgiem, była tak bardzo destrukcyjna, że Melody pozwoliła sobie na jedną łzę, która wolno potoczyła się po jej policzku.
Przestań. Musisz być twarda, skarciła samą siebie.
Wzięła głęboki wdech i spojrzała na zegarek, znajdujący się na jej lewej ręce. Wybiła godzina otwarcia kawiarni, więc weszła na zaplecze. W pomieszczeniu socjalnym zawiązała fartuszek i ruszyła w stronę sali. Zatrzymała się, gdy usłyszała krzyki Polly. Położyła dłoń na framudze drzwi i wytężyła słuch.
– Wystarczająco wszystko zepsułeś! Spieprzaj stąd.
– Chcę z nią tylko porozmawiać, nic więcej.
– Ona nie chce z tobą rozmawiać.
Tym razem zrobiła kilka przerywanych oddechów i wyszła z zaplecza. Kątem oka dostrzegła Gabriela, ale postanowiła potraktować go jak powietrze. Podeszła do ekspresu, podstawiła pod dyszę kubek na wynos i załączyła program czarnej kawy. Potem zamknęła napój plastikowym wieczkiem i podeszła do Gabriela.
– Czarna bez cukru. Tak, jak lubisz. – Wyciągnęła kubek w jego stronę. – Na mój koszt.
– Możemy porozmawiać? – zapytał, głęboko spoglądając jej w oczy.
– Możemy, tylko jeśli chcesz złożyć zamówienie, ale przecież właśnie je dla ciebie trzymam, prawda? – Zbliżyła jeszcze bardziej kubek w jego stronę. – Weź ode mnie kawę i wyjdź stąd albo zaraz cała zawartość kubka wyląduje na twojej śnieżnobiałej koszuli.
Gabriel złapał kubek, a Melody, gromiąc go spojrzeniem, weszła za ladę.
– Coś jeszcze? – zapytała.
– W zasadzie to mógłbym spróbować ciasta. Które polecasz?
Polly zacisnęła szczęki i już miała coś powiedzieć, ale Melody wystawiła dłoń w jej kierunku. Chciała dać tym do zrozumienia, że sobie poradzi i nie potrzebuje obrony. Swoją postawą pragnęła zdominować Gabriela. Przerzuciła na niego wzrok i rzekła pewnie:
– Szarlotkę z lodami. – Złapała boki kasy fiskalnej. – Chociaż tobie poleciłabym brownie. Ma polewę z czekolady. Tak gorzkiej, jak smak wszystkich moich marzeń utraconych przez ciebie.
Ta szczerość go zabolała, ale postanowił grać równie dobrze, co Melody.
– W takim razie poproszę brownie. Zjem na miejscu.
Melody nabiła zamówienie na kasę fiskalną.
– Dwanaście dolarów.
Gabriel wyciągnął z portfela dwudziestodolarowy banknot i położył go na ladzie. Melody wydała mu resztę, prosząc, żeby zajął stolik.
– Reszta – krzyknęła, gdy zostawił ją na blacie.
– Nie chcę jej – oznajmił i upił łyk gorącej kawy. – Niech kawa będzie na mój koszt. – Uniósł kubeczek, jakby chciał ją wskazać.
Melody zacisnęła mocno szczękę i spojrzała na Polly, po czym odwróciła się tyłem do Gabriela. Na jej twarzy wymalował się grymas złości, który tylko przyjaciółka miała możliwość zobaczyć.
– Mogę go obsłużyć – szepnęła Miller.
– Nie dam mu tej satysfakcji.
Wyciągnęła świeże ciasto ze szklanej gablotki i ukroiła kawałek. Później położyła go na mniejszym talerzyku i dołączyła widelczyk.
– To chociaż pozwól mi napluć mu do ciasta.
– Nie będziesz zniżać się do tego poziomu.
Gabriel zwrócił uwagę, że Melody podąża w jego kierunku, ale nie podniósł wzroku znad ekranu telefonu. Wyszło mu to na dobre, bo gdy tylko podeszła do jego stolika i postawiła ciasto, komórka zawibrowała mu w dłoni.
– Tak, Tiny?
– Gdzie są dokumenty z ostatniego przetargu? Pana tata o nie prosi, a nie zdążył mi pan czegokolwiek pokazać.
– W drugim segregatorze. Środkowa półka za biurkiem. – Skoncentrował wzrok na panience Anderson, która dawno powinna odejść od jego stolika.
Stała, przysłuchując się rozmowie.
– Tiny – mocno podkreślił imię. – Nie dotykaj niczego poza tym segregatorem.
– Spokojnie, pamiętam. – Brzmiała na zdenerwowaną.
Zakończyła rozmowę bez pożegnania. Gabriel wsunął telefon do kieszeni i zwrócił się do Melody:
– Chcesz coś czy miałaś zamiar podsłuchać moją rozmowę?
Panienka Anderson chciała zapytać, kim jest wspomniana kobieta, ale nie mogła tego zrobić, musiała grać obojętną. Jak do tej pory.
– Przyniosłam ci ciasto, chyba powinieneś podziękować.
Shannon wolno podniósł się z krzesła i stanął naprzeciwko niej. Przez różnicę w ich wzroście patrzył na nią z góry. Znów jego ciałem targnęła ta pieprzona pokusa, aby dotknąć jej policzka, choć na krótki moment.
– Porozmawiaj ze mną – poprosił ponownie.
– Już ci mówiłam, że nie mamy o czym rozmawiać.
– Obiecuję, że to będzie jedna rozmowa. Potem odejdę, jeśli tego właśnie zechcesz.
– Teraz tego chcę, Gabriel. – Zadarła głowę i w końcu odważyła się na niego spojrzeć. – Proszę, zostaw mnie w spokoju. Niech to będzie nasze ostatnie spotkanie. – Dzwoneczek nad drzwiami poinformował ją o kolejnym kliencie, który zjawił się w kawiarni, ale ona nie spuściła wzroku ze smutnych oczu Shannona. – Poza tym słaby jesteś w dotrzymywaniu obietnic – sarknęła i przeniosła wzrok na mężczyznę, który pojawił się w kafejce. – Noah! – pisnęła radośnie.
Rzuciła się mu na szyję i od razu pocałowała jego policzek. Ten gest nie był wymuszony, płynął prosto z jej serca. Noah Allen był fantastycznym mężczyzną, z którym uwielbiała spędzać czas. Czuła się przy nim dobrze, a dodatkowo zawsze wiedziała, że może na niego liczyć.
Gabriel mocno zmarszczył brwi, gdy ujrzał, z jakim entuzjazmem Melody przywitała faceta. Zacisnął usta w cienką linię, a imię rywala odbiło się echem w jego głowie. Poczuł ukłucie zazdrości, że teraz ktoś zupełnie obcy otrzymał prawo trzymania panienki Anderson w swoich ramionach. Usiadł ponownie na krześle i upił połowę zawartości kubka. Wcale nie chciał jeść ciasta, a jedynie przedłużyć moment, w którym mógł być obok Melody i wykorzystać go do przekonania jej do rozmowy. A teraz to wszystko przepadło za sprawą Noah.
– Jak poszły ci operacje? – zapytała blondynka, a Shannon wytężył słuch.
– Bez większych komplikacji, ale może opowiem ci o tym później?
– Przy winie?
– A kto cię odwiezie? – Uniósł brew, uśmiechając się w sposób, który Melody lubiła.
– Nie martw się. Wrócę taksówką.
– A twój samochód?
– Dziś przyjechałyśmy do kawiarni autem Polly.
– W takim razie przyjadę po ciebie o siedemnastej.
Pogładził jej policzek opuszkami palców, a potem pocałował go na pożegnanie. Nie umknęło to uwadze Gabriela, ścisnął kubeczek w dłoni, a ciepła kawa polała się po jego ręce. Noah wyszedł z kawiarni. Shannon spojrzał na Melody, ale szybko odwrócił wzrok. Nie był w stanie znieść jej radości spowodowanej kontaktem z obcym mężczyzną.
Zrezygnował z kawy i ciasta, opuścił kafejkę parę sekund po chirurgu, zostawiając wewnątrz zdziwione dziewczyny.
– Jeśli Noah za każdym razem będzie go odstraszał, wynajmę go do ochrony – powiedziała Polly.
– Oby więcej nie musiał tego robić.
***
O siedemnastej Melody pożegnała się z Polly pod kawiarnią, gdzie czekał na nią Noah. Dał dziewczynom chwilę, po czym przywitał się z panienką Anderson. Blondynka wsiadła do auta i na prośbę kolegi opowiedziała mu cały dzień w pracy, pomijając szczegóły związane z Gabrielem Shannonem. Dla niego miał pozostać tylko przypadkowym klientem, który wpadł do kafejki na kawę i ciasto. Poza tym wiedziała, że gdyby wdała się z nim w rozmowę na temat swojej miłości, musiałaby wrócić do przykrych wspomnień. A tego wieczoru nie zamierzała marnować ani chwili na smutek.
Para wjechała na dwudzieste czwarte piętro wieżowca, gdzie mieszkał chirurg. Pomógł ściągnąć Melody płaszcz i powiesił go na haczyku w korytarzu. Oboje weszli w głąb apartamentu, który panienka Anderson dobrze znała. Ostatnio częściej w nim bywała, dlatego bez problemu trafiła do salonu. Po chwili zjawił się w nim także Allen z różowym winem i dwoma kieliszkami. Postawił je na stoliku przed nimi i napełnił najpierw ten należący do Melody. Podniosła go i kiedy Noah wlał alkohol do swojego, upiła łyk słodkiej cieczy.
– W samochodzie opowiedziałam ci, jak minął mi dzień w pracy. A może teraz ty masz dla mnie jakieś medyczne nowinki? – zapytała, poruszając słodko brwiami.
– Może i mam, ale chyba nie powinienem ci ich zdradzać, moja droga. Tajemnica lekarska.
– Oj, no weź. – Dźgnęła go łokciem, sprawiając, że Noah się roześmiał. – Już tyle mi ich opowiedziałeś, że dawno ją złamałeś.
– Masz rację, ale to wszystko przez te słodkie oczka, które sprawiają, że…
Melody znowu spojrzała na niego błagalnie, robiąc niewinną minkę.
– Znowu to robisz – skomentował, skrywając uśmiech za kieliszkiem.
– A działa?
– Działa. – Odstawił szkło na blat i ruszył w stronę sypialni. – Nawet bardzo – dodał po drodze.
Na Gabriela też działało, przemknęło przez jej umysł.
Wrócił z aktówką, a następnie wyciągnął z niej dokumentację medyczną. Zabrał ją ze sobą do domu, ponieważ chciał się dokładnie przyjrzeć temu, co zdołał ustalić do tej pory. Melody odsunęła wino na bok i spojrzała w akta.
– Pamiętaj, że jeśli mnie wydasz, stracę pracę.
– Nie martw się. – Przeniosła na niego wzrok, a następnie ponownie skupiła się na kartkach. – Wiem, co to znaczy utracić marzenia. To zostanie między nami.
Wzięła dokumenty w dłonie i przyjrzała się zapiskom. Nigdy nie wspominała Noah, kim miała zostać, zanim pojawił się w jej życiu Gabriel. Nie musiał tego wiedzieć. Gdyby tylko zaczęła temat, on pewnie pytałby, dlaczego nie została chirurgiem. A do tej pory nie wymyśliła w tej kwestii dobrego kłamstwa.
– Czemu nie zrobiłeś pacjentowi…
– Morfologii? – zapytał.
– Nie – ponownie przerzuciła na niego wzrok – chodziło mi o rezonans magnetyczny. Z zapisu tego, co mówił pacjent, domyślam się, że mogą być to guzki Schmorla. Wyjdą, jeśli zrobisz rezonans magnetyczny.
– Mów dalej – poprosił, choć zmarszczył brwi.
Melody się zapomniała i na moment przestała udawać, że nie zna się na rzeczy. Nie zrobiła tego specjalnie. Działała automatycznie, pod wpływem chwili okraszonej tęsknotą za jej dawną osobą.
– Guzki Schmorla są w większości bezobjawowe, ale z zapisu wynika, że pojawił się duży uraz kręgosłupa, który został wyleczony. Ból u pacjenta jednak nie zniknął, a pojawił się w dolnej części pleców. Opisał go jako ostry.
– Możesz mieć rację. Sprawdziłem ten stary uraz. Ślad dawno po nim zaginął.
– Właśnie. – Melody upiła łyk wina, po czym kontynuowała: – Na skanie rezonansu guzki widoczne są jako małe, kostne nieprawidłowości w płytkach granicznych kręgów. Jeśli wyjdą u pacjenta, zalecałabym poszerzenie działań diagnostycznych. Zwłaszcza jeśli pacjent powiedział ci o jakichś innych niepokojących objawach, których tu nie zapisałeś. Wtedy wykluczysz, bądź nie, inne poważne schorzenia i patologie w obrębie kręgosłupa.
Noah mruknął i upił łyk wina, ponownie prosząc, aby Melody mówiła dalej:
– Zaczęłabym od zalecenia pacjentowi dużej dawki odpoczynku i przepisania leków o działaniu przeciwbólowym i przeciwzapalnym. Zazwyczaj wtedy objawy ustępują po kilku miesiącach od rozpoczęcia terapii. Możesz to sprawdzić na kolejnym rezonansie po dwóch miesiącach od przepisania leków. Jeśli obrzęk się zmniejszy, to…
– A jeśli się nie zmniejszy?
– Wtedy rozważ usunięcie uszkodzonego krążka międzykręgowego. Wystarczy, że zastosujesz lędźwiowe usztywnienie międzytrzonowe.
– W porządku. – Noah upił kolejny łyk wina. – Mogę zapytać cię o coś jeszcze?
– Oczywiście. – Melody odłożyła dokumenty na stolik i chwyciła swój kieliszek.
– Skąd o tym wszystkim wiesz?
Dopiero teraz złapała się na tym, że przesadziła. Nie powinna aż tak wychodzić przed szereg w momencie, kiedy jej tożsamość składała się z tego, że była tylko baristką. Przełknęła głośno alkohol, który zatrzymała w ustach, jakby została przyłapana na kłamstwie.
– Oglądałam Chirurgów – rzuciła, wymyślając to na poczekaniu.
– Z całym szacunkiem, ale przypadki w szpitalu to nie serial.
– Zrobisz, jak uważasz. – Pokręciła głową. – Przepraszam. Wygłupiłam się i masz rację. Nie powinieneś mnie słuchać.
Uśmiechnęła się sztucznie, co nie umknęło uwadze Allena. Dokładnie wiedział, jak Melody unosiła kąciki ust, gdy robiła to w niewymuszony sposób.
– Obejrzymy coś? – zmieniła szybko temat, choć przecież miał jej jeszcze opowiedzieć o przebiegu operacji, którą wykonał w ten weekend.
– Pewnie. – Odstawił kieliszek na stolik i sięgnął po pilot do telewizora. – Może Chirurgów? – zażartował.
– Noah… – Wypowiedziała jego imię, pesząc się. Schowała zaróżowiony policzek za szkłem.
– No dobra. – Zaśmiał się. – Wymyślę coś innego.
Do późna oglądali przeróżne filmy. Raz nawet jeden skończyli w połowie, ponieważ ich znudził. Panienka Anderson ziewnęła sennie i spojrzała na zegarek.
– Późno już. Czas wrócić do domu.
– Wiesz, że możesz tu zostać?
1 Szklanki – nazwa na buty do tańczenia pole exotic (przyp. aut.).