Heartless - Weronika Jaczewska - ebook + audiobook + książka

Heartless ebook i audiobook

Jaczewska Weronika

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Tylko miłość może wyleczyć poharatane serce i poranioną duszę

Ivy Heart jest wyzwoloną i pewną siebie właścicielką agencji PR w Nowym Jorku. Zarabia krocie, cieszy się niezależnością i nie ma w zwyczaju spotykać się dwa razy z tym samym facetem. Ale to tylko pozory, bo w głębi duszy jest bujającą w obłokach wielbicielką romansów, a swoje serce oddała jednemu mężczyźnie – starszemu bratu najlepszej przyjaciółki, który nie wierzy w miłość.

Ian Green jest cynicznym, zapatrzonym w siebie gburem, który z premedytacją ignoruje uczucia Ivy. Nie zawsze taki był, ale po tragicznym zawodzie miłosnym przestał ufać swojemu sercu.

Z czasem sprawy komplikują się jeszcze bardziej. Ivy dowiaduje się, że jest chora, a jej stan jest na tyle poważny, że potrzebuje przeszczepu nerki. Gdyby tego było mało, to właśnie Ian okazuje się potencjalnym dawcą.

Dziewczyna jest jednak w stanie przyjąć takie poświęcenie jedynie od kogoś, kto bardzo ją kocha i jest gotowy jej to wyznać. Te dwa słowa nigdy nie przejdą Ianowi przez gardło, dlatego mężczyzna postanawia działać niekonwencjonalnie. Kiedy dziewczyna w końcu kapituluje, okazuje się, że to nie Ian ratuje Ivy. To ona ocala jego.

Weronika Jaczewska

Od premiery mojej debiutanckiej książki Niegrzeczny prezes minął rok. Muszę przyznać, że było to najbardziej rewolucyjne dwanaście miesięcy w moim życiu.

Choć dalej moją ulubioną rozrywką jest spędzanie czasu z bliskimi, słuchanie Arctic Monkeys i pożeranie książek, to jednak coś się zmieniło. Pisanie ze zwykłego hobby stało się pracą, a tak naprawdę to czymś więcej… Sferą życia, która należy tylko do mnie, i światem, w którym mogę się egoistycznie zanurzyć, bez wyrzutów sumienia.

Tymi słowami pragnę dodać Ci odwagi i otuchy. Szukaj, eksperymentuj i nie poddawaj się. Ja znalazłam swoje powołanie w wieku trzydziestu lat i wiem, że to dopiero początek.

Będę obok Ciebie wspólnie z moimi bohaterami i bohaterkami, których niejeden raz będziesz chciała ustawić do pionu, aby zaraz potem przytulić.

Będę bardzo szczęśliwa, jeśli zechcesz im kibicować, a nawet polubić.

Bądź nieustraszona!

Weronika

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 410

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 53 min

Lektor: Anna SzymańczykMateusz Kwiecień
Oceny
4,3 (153 oceny)
90
37
18
4
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MagCzek

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna książka
00
Olapie

Nie oderwiesz się od lektury

Pięknie napisana, dobrze się czyta.
00
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam serdecznie
00
pieczona

Nie oderwiesz się od lektury

Od pierwszej części faktycznie nie mogłam się oderwać. W tej czegoś mi zabrakło…
00
karolaa90

Nie oderwiesz się od lektury

Dzisiaj przychodzę do Was z drugim tomem serii Savage Sweethearts. Jak tylko poznałam historię Avy i Westona wiedziałam, że wrócę do kolejnych bohaterów. I w ogóle nie żałuję swojej decyzji. Co prawda ta część była inna, bardziej emocjonalna, bardziej poruszająca przez co razem z bohaterami przeżywałam ich bezradność i rozterki. Ivy to kobieta sukcesu. Jest piękną, niezależną i pewną siebie właścicielką agencji PR. Można powiedzieć, że ma wszystko żeby być szczęśliwa. Mężczyźni padają jej do stóp, ale jej od 12lat zależy tylko na jednym. Tym, który za każdym razem ją odrzuca. „Cholerny Ian Green. Moja największa miłość i najdotkliwsza udręka.” Ian zadufany w sobie gbur, który przez wiele lat ignoruje uczucia do jedynej kobiety, która przynosi mu spokój i namiastkę szczęścia. Po wcześniejszym zawodzie miłosnym twierdzi, że miłość to słabość, która się brzydzi i nie zamierza jej nigdy ulec. „Był zimny, niezainteresowany, a gdy otwierał usta, to tylko po to, żeby sypnąć kąśliwą...
00

Popularność




Redakcja: Ilona Siwak

Korekta: Aleksandra Marczuk, Marzena Kłos

Projekt okładki i opracowanie graficzne: Maciej Trzebiecki

Skład: Elżbieta Wastkowska, ProDesGraf

Zdjęcie na okładce: Evie Shaffer/Pexels

Zdjęcie autorki na skrzydełku: Marta Młot

Redaktor prowadzący: Marcin Kicki

ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa

Copyright © by Agora SA, 2023

Copyright © by Weronika Jaczewska, 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone

Warszawa 2023

ISBN: 978-83-268-4202-3

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Playlista

Piosenka przewodnia

Billie Eilish – No Time To Die

Pozostałe

All Time Low, blackbear – Monsters

Arctic Monkeys – Stop The World I Wanna Get Off With You

Backstreet Boys – I Want It That Way

Dua Lipa – Love Again

Maroon 5 – She Will Be Loved

The Black Keys – Gold on the Ceiling

Two Door Cinema Club – I Can Talk

Moim Dziewczynom

Abyście zawsze pamiętały o swojej sile!

Każdy człowiek potrafi bez trudu zrobić pierwszy krok – zwykle jest to lekkie zainteresowanie – niewielu jednak ma dosyć odwagi, by zakochać się prawdziwie [...].

Jane Austen, Duma i uprzedzenie

tłum. Anna Przedpełska-Trzeciakowska

PrologIvy

Dwanaście lat temu...

Skończyłam osiemnaście lat.

W końcu.

Przez ostatni miesiąc nie robiłam niczego innego, tylko liczyłam każdą minutę dzielącą mnie od tego dnia.

I nie chodziło o to, że będę mogła głosować albo pić alkohol w Europie, gdzie moi rodzice mieli kilka wakacyjnych domów.

Nie chodziło też o wielką imprezę i zabawę do białego rana.

Czekałam na ten dzień z jednego powodu. Miał on prawie dwa metry wzrostu, oczy w kolorze orzecha laskowego i na imię było mu Ian.

Był o dwanaście lat starszym bratem mojej najlepszej przyjaciółki, Avy. Nigdy się jej nie przyznałam, że mam na jego punkcie obsesję.

Ogromna różnica wieku była tylko jedną z przeciwności, wierzchołkiem góry lodowej.

Choć podziwiałam go i kochałam, widziałam, że ma paskudny charakter. Jego zwalająca z nóg uroda kontrastowała z nim jak plama z czerwonego wina na białym jedwabiu sukni ślubnej. Nie do przeoczenia.

Był zimny, niezainteresowany, a gdy otwierał usta, to tylko po to, żeby sypnąć kąśliwą uwagą. Nigdy też nie krył, że za mną, łagodnie mówiąc, nie przepada. Byłam tylko irytującą, plączącą się zawsze pod nogami koleżanką młodszej siostry. Nic poza tym.

I jakby tego było mało, jego serce było zajęte. Naprawdę zajęte.

Do szaleństwa kochał swoją dziewczynę Isabellę Muerte. Uczucia uznawał za słabość, więc próbował się z tym kryć, ale robił to cholernie nieudolnie. Isabella była jedyną osobą, za którą wodził wzrokiem w pokoju pełnym ludzi i którą obdarzał uśmiechem. Nie trzeba się było wysilać, żeby zauważyć miłość w jego oczach.

Plotki głosiły, że zamówił jej cztery pierścionki z diamentami u belgijskiego jubilera, na które wydał milion dolarów. Wszystko po to, aby dziewczyna mogła wybrać sobie jeden. Chciał się z nią ożenić.

A ja dla niego nie istniałam.

Wszystko zaczęło się zmieniać, kiedy wprowadziłam się na jakiś czas do posiadłości państwa Green. Moi rodzice właśnie po raz kolejny planowali rozwód i nie chcieli, żebym na to patrzyła, choć przecież widziałam tak samo jak moja matka, że ojciec zdradza ją w każdą sobotę.

Nasi sąsiedzi i najbliżsi przyjaciele rodziny z chęcią przyjęli mnie pod swój dach, aby oszczędzić mi traumy.

Ewidentnie postradali zmysły.

Kiedy pierwszego dnia tej przygody Ava, trajkocząc radośnie, pokazywała mi pokój, w którym spędzę wakacje, za ścianą usłyszałam głos, który rozpoznałabym nawet na drugim końcu globu.

Używał tego donośnego, chrapliwego i głębokiego tonu zawsze wtedy, gdy coś go irytowało. Czyli nieustannie.

– Ian tu mieszka? – zdziwiłam się, przerywając Avie. Mój głośny szept przeciął powietrze jak brzytwa.

– Tak – powiedziała, wzruszając ramionami, jakby nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Chciała wrócić do planowania najbliższych tygodni, które spędzimy w jednym domu, ale ja nie dałam jej szansy.

Z całej siły próbując ukryć rosnącą ekscytację, wróciłam do tematu:

– Przecież on ma trzydzieści lat, ogromny apartament i dziewczynę. Co robi u swoich rodziców?

Ava przewróciła oczami, niezadowolona, że nie chcę słuchać o wspólnych ćwiczeniach w domowej siłowni i wypadach na plażę.

– Podobno robi remont w mieszkaniu. Ale ja tam w to nie wierzę, to się nie spina. – Usiadła na wielkim łóżku, zdjąwszy czarne vansy, dokładnie takie, jakie nosił największy przegryw naszego liceum i cichy właściciel serca Avy, Weston Cavill.

Przełknęłam głośno ślinę, czekając na więcej informacji. Nie chciałam wyjść na zdesperowaną, ale miałam nadzieję, że przyjaciółka sama mi wszystko wyśpiewa.

Na szczęście się nie myliłam.

– Kilka dni temu przyszedł tutaj ze spakowaną walizką, na maksa wpieniony. Nikogo nawet nie zaszczycając wyjaśnieniem, nalał sobie szklankę whisky i poszedł prosto do swojego dawnego pokoju.

– To do niego niepodobne. – Mój głos brzmiał nienaturalnie. Piskliwie. Musiałam jak najszybciej się opanować.

– Uwierz, mnie też to zdziwiło. Gdy pojawił się w domu, aż przeszył mnie dreszcz. Wyglądał jak upiór. Zapytałam ojca, o co chodzi, a on zdawkowo rzucił, że to przez Isabellę. Ponoć rozstał się z nią w okropnych okolicznościach.

Wzięłam głęboki oddech tylko po to, żeby stłumić okrzyk radości. Gdy już uspokoiłam się na tyle, żeby artykułować dźwięki bez zbędnych decybeli, zapytałam:

– Z Isabellą? Rozstał się z Isabellą? Przecież byli razem już tak długo. Podobno chciał zaciągnąć ją przed ołtarz.

– Chyba... W każdym razie już nie są. I z tego co wiem, na pewno do siebie nie wrócą. Isabella nie ma u niego szans, Ian skończył z nią raz na zawsze. – Ava wzruszyła ramionami, jakby opowiadała o rozlanym mleku na blacie w kuchni.

– Musiała porządnie zajść mu za skórę... Wiesz, co się stało? – Z całych sił próbowałam nie dać po sobie poznać, jak bardzo to przeżywam.

– Nie mam pojęcia, ale naprawdę mocno go skrzywdziła. Do tej pory wybaczał jej wszystko, ale teraz zrobiła coś, po czym nie ma już powrotu. Słyszałam, jak się kłócili przez telefon, i to, jak się do niej zwracał, nie pozostawiało wątpliwości. To koniec.

Cieszyłam się tak bardzo, że nawet nie próbowałam dociekać, dlaczego zostawił Isabellę.

Liczyło się tylko to, że Ian w końcu był do wzięcia, a strata Isabelli była moją szansą.

– Wiesz może, jak długo zostanie? – zapytałam Avę.

– Nikt nie wie. Wyciągnięcie czegoś z mojego braciszka graniczy z cudem. I, szczerze, nie obchodzi mnie to na tyle, że nawet nie chcę spróbować. Mam swoje problemy.

Kiwnęłam głową, nie chcąc drążyć tematu. To, co wiedziałam, w zupełności mi wystarczyło: Ian Green mieszkał za ścianą i był singlem.

– Przejdźmy do najważniejszej rzeczy! – pisnęła Ava, gdy rozpakowywałam sukienki w ogromnej garderobie.

– Do czego dokładnie? – zapytałam, wieszając czarny kawałek materiału, który ledwie sięgał mi do pośladków.

– Do twojej imprezy urodzinowej, oczywiście!

Westchnęłam głośno, bo wielka feta była ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę.

– Masz na myśli coś konkretnego? – Uśmiechnęłam się, próbując wykrzesać z siebie trochę entuzjazmu. Nie mogłam naruszyć swojego wizerunku imprezowiczki.

Jedna słabostka niesie za sobą kolejną. Tak to się zaczyna. A później przewracasz je jak kostki domina i zanim się obejrzysz, jesteś na samym dole towarzyskiej drabiny.

Nie, dzięki.

– Jeszcze pytasz?! – prychnęła, biorąc telefon do ręki – Impreza nad basenem, wieże ułożone z kieliszków szampana, kelnerzy w samych bokserkach i muszkach, DJ z klubu twojego ojca...

– Brzmi bardziej jak impreza rozwodowa gorącej czterdziestki, a nie osiemnastka – zaśmiałam się, a gdy zobaczyłam obrażoną minę Avy, szturchnęłam ją w ramię. – No, rozchmurz się... żartowałam! Twój plan to spełnienie moich marzeń.

– No, właśnie – ucieszyła się Ava, gdy dostała ode mnie dokładnie to, czego oczekiwała. – Zdaj się na mnie. Wyprawię ci najlepsze urodziny w życiu.

Uśmiechnęłam się szeroko, choć tak naprawdę było mi wszystko jedno.

Mogłabym siedzieć w dresie, jeść popcorn i oglądać horrory, których nienawidziłam, jeśli tylko za rękę trzymałby mnie ON. Jej starszy brat.

Ale szanse na taki scenariusz były równe zeru, więc musiałam brać, co dają.

Przez pierwszy tydzień mieszkania u Greenów nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Spędzałyśmy z Avą czas nad basenem, spotykałyśmy się ze znajomymi i dużo imprezowałyśmy.

Każdą, wyrwaną brutalnie, samotną chwilę spędzałam w swoim pokoju, czytając ukochane romanse. Choć nikt o tym nie wiedział, w środku byłam beznadziejną romantyczką, która zachłannie połykała światowe klasyki i karmiła się miłosnymi historiami z happy endem. Może nie było w tym nic wstydliwego, ale ja strzegłam tej tajemnicy jak pies kości.

Odgrywałam rolę wyzwolonej, nieprzejmującej się zasadami rozkapryszonej nastolatki, ale w głębi serca marzyłam o szczerej, romantycznej miłości. Żałowałam jedynie, że moje niewinne serce zdobył łotr, dla którego znaczyłam tyle, co zeszłoroczny, kalifornijski śnieg.

Czyli nic, bo go, do diabła, nie było.

Chciałam wierzyć, że życie pod jednym dachem z Ianem coś między nami zmieni.

Ale to marzenie powoli zamieniało się w koszmar.

Choć dzieliła nas tylko ściana, przez pierwsze tygodnie rozmawiałam z Ianem może ze trzy razy. Jeśli oczywiście rozmową można nazwać jego surowe spojrzenie, którym odpowiadał na moje: „cześć, jak się masz?”.

Fakt, że traktował mnie z chłodną obojętnością, nie był w tym wszystkim najgorszy. Było coś jeszcze... coś, co sprawiało, że moje wnętrzności skręcały się, tworząc małą kulkę za każdym razem, gdy robiło się ciemno.

Każdej, przeklętej nocy Ian uprawiał seks. Codziennie sprowadzał sobie inną, gorącą dziewczynę. Ponieważ nasze łóżka dzieliła jedynie cienka ściana, słyszałam wszystko, każde westchnienie, każdy ruch. Czułam się okropnie, ale jednocześnie nie mogłam się zmusić, by nie podsłuchiwać.

Gdy tylko słyszałam jego pijackie, nierówne kroki na schodach, uchylałam delikatnie drzwi swojej sypialni i gasiłam światło, żeby nie mógł mnie zobaczyć. Choć było to dziwne i niepoprawne, po prostu musiałam zobaczyć te dziewczyny. To było silniejsze niż potrzeba zachowania godności.

Wtedy zrozumiałam, że ma swój typ.

Szczupłe, wysokie blondynki o typowo kalifornijskiej urodzie beztroskich surferek. Długie nogi, opalona skóra, rozwiane blond włosy i lazurowe oczy.

Przywitajcie się z Ivy Heart.

Ale w całej tej sytuacji spokoju nie dawała mi jedna rzecz... Nigdy nie słyszałam jego. Dziewczyny, które posuwał, darły się jak opętane, a on zawsze był cicho. Fakt, że być może nie czerpał przyjemności z seksu z nimi, w jakiś chory sposób mnie pocieszał.

Ale w końcu nadeszła noc, która wszystko zmieniła.

Przez cały ten bajzel emocjonalny zaczęłam mieć problemy ze snem. Jeśli udawało mi się zasnąć, nie trwało to dłużej niż dwie godziny. Ale dopóki nie usłyszałam odjeżdżającej taksówki, którą zawsze zamawiał swoim pannom, nie mogłam zmrużyć oka.

Przez pierwszych kilka nocy po prostu przewracałam się z boku na bok, śledząc wskazówki ogromnego zegara, wiszącego naprzeciwko mojego łóżka. Jednak ósmej nocy stwierdziłam, że dłużej tego nie zniosę. Dlatego zeszłam na dół, żeby podgrzać sobie mleko i zabić trochę czasu z klasykiem gatunku, Dumą i uprzedzeniem Jane Austen, na ogromnej kanapie państwa Green.

Wtedy się dowiedziałam, że nie byłam jedynym nocnym markiem z problemami w tym domu. Był nim także Ian.

– Wszystko w porządku? – zapytałam, przerażona, gdy znalazłam go skulonego na ogromnej skórzanej kanapie w salonie.

Powiedzenie, że nie wyglądał dobrze, było grubym niedopowiedzeniem.

Siedział w samych bokserkach i nawet mimo wytrenowanego, postawnego ciała wyglądał jak siedem nieszczęść. Trzęsąc się cały, zaciskał dłonie w pięści i wciskał je w masywne uda, a z każdym oddechem wydawał z siebie świszczące, niepokojące dźwięki.

– Ian? Wszystko w porządku? – powtórzyłam przerażona i usiadłam obok niego, starając się zrobić to tak delikatnie, jak tylko potrafiłam.

Po raz kolejny nie odpowiedział. Ale zrozumiałam, że nie chodziło o mnie, irytującą przyjaciółkę jego siostry. On po prostu nie mógł wydobyć z siebie słowa.

Doskonale rozumiałam, dlaczego.

Pobiegłam do kuchni po szklankę wody, gorzką czekoladę i ziołowe tabletki na uspokojenie. Biorąc pod uwagę, że każdej nocy tankował alkohol jak jego ogromny SUV benzynę, nie mogłam dać mu nic mocniejszego. A szkoda.

– Weź to – powiedziałam, prawie wpychając mu do gardła brązowe, podłużne kapsułki.

Kiedy posłusznie położył je na języku, delikatnie przyłożyłam do jego warg szklankę z wodą i przechyliłam powoli, żeby się nie zakrztusił.

Pomagając mu się napić, wodziłam wzrokiem po potarganych blond włosach i nie mogłam uwierzyć, że zwykle opanowany, surowy i cięty Ian Green nagle stał się tak bezbronny.

Po chwili, gdy się upewniłam, że bezpiecznie przełknął tabletki i zaczął się wgryzać w przyniesioną przeze mnie czekoladę, odważyłam się zapytać:

– Lepiej?

W odpowiedzi pokręcił głową.

Wtedy zrobiłam coś, o czym marzyłam, odkąd urosły mi cycki. Okoliczności były dalekie od wymarzonych, ale w tej sytuacji naprawdę nie mogłam narzekać.

Usiadłam obok niego, objęłam delikatnie jego nagie plecy i przechyliłam go tak, żeby położył głowę na moich udach. Gdy oparliśmy się o siebie, z całych sił próbowałam ukryć swoje przejęcie. Kiedy poruszał wydatną szczęką, czułam jego krótki, szorstki zarost. Nie zliczę, ile razy wcześniej wyobrażałam sobie, jak te włoski drażnią mi udo, gdy jego sprawny język i pełne, różowe usta zajmują się moją cipką.

Ale to nie czas i miejsce na fantazje.

Ian ułożył się wygodniej i zamknął udręczone cierpieniem oczy, a ja poczułam, jak odzyskuję spokój.

Wtedy zdecydowałam się na kolejny krok, który sprawił, że karuzela zaczęła kręcić się od początku.

Gdy zatopiłam drżące palce w jego miękkich włosach, moje serce zaczęło pompować krew tak gwałtownie, że dosłownie czułam, jak obija mi się o żebra. Jego włosy były dokładnie takie, jak w moich marzeniach. Trochę sztywne, ale jedwabiste i delikatne w dotyku. Z całych sił próbowałam powstrzymać drgawki, ale to prawie graniczyło z cudem. Gdyby się dowiedział, co do niego czuję, spaliłabym się ze wstydu. Cholera, wolałabym nigdy więcej go nie zobaczyć niż przyznać się, że moje niewinne serce bije tylko dla niego.

Okej, moje serce nie było aż tak niewinne, ale na pewno było wierne. Chociaż tyle.

Siedzieliśmy tak dobrą godzinę, a żadne z nas nie wykonało nawet najmniejszego ruchu, żeby trochę zmienić pozycję. Jedynie jego muskularne plecy unosiły się i opadały rytmicznie.

W końcu, kiedy przez ogromne, panoramiczne okno w salonie zobaczyłam pierwsze promienie wschodzącego słońca, zrozumiałam, że to koniec tej pięknej bajki. A raczej Ian mi to uświadomił.

Zupełnie bez ostrzeżenia podniósł się gwałtownie i spojrzał na mnie z wściekłością, obrzydzeniem i pogardą.

– I jak? – zapytałam, obiecując sobie w duchu, że cokolwiek się stanie, będę silna.

Przez chwilę nic nie odpowiedział. Na jego twarzy widziałam, że po ataku paniki nie pozostał już ślad. Za to jego pełne usta wykrzywione były w tym samym kaprysie, co zawsze. Dalej jednak siedzieliśmy obok siebie na kanapie, a jego udo muskało moje.

Nagle wbił w nie palce, tworząc mi przy tym siniaki na kształt jego dłoni. Zaskoczona, wzdrygnęłam się, ale nie odsunęłam ani nie jęknęłam. Nie chciałam okazać słabości.

Nie rozluźniając uścisku, obrócił mnie twarzą do siebie i przywarł czołem do mojego. Tym razem jęknęłam, za bardzo się przed nim obnażając.

Jego dłoń znalazła się na moich plecach, podtrzymując je stanowczo. Nagle poczułam, że moje ciało robi się wiotkie i bez jego wsparcia rozpłynie się jak mgła o poranku. Czując słodki oddech na wargach, zapach jego skóry w moich nozdrzach i ciepło jego torsu na swoich piersiach, powiedziałam coś, czego obiecałam sobie nigdy nie powiedzieć nikomu. A już na pewno nie jemu.

– Kocham cię, Ian – szepnęłam, ale nie na tyle cicho, żeby tego nie usłyszał.

Ja pierdolę, kurwa mać. Jesteś idiotką, Ivy.

To by było tyle, jeśli chodzi o dotrzymanie danej sobie obietnicy.

Przez chwilę nic się nie działo. Nie rozluźnił uścisku ani nie odsunął się ode mnie. Po kilku sekundach, które ciągnęły się niemiłosiernie, w końcu postanowił zareagować.

– Wiem – szepnął, muskając moje usta swoimi.

Choć nie był to pocałunek, w podbrzuszu zaczęły mi tańczyć motyle. I to w obłędnym rytmie.

– Wiesz? – zapytałam, trącając jego nos swoim.

– Mhm... – westchnął przeciągle. – Patrzysz na mnie jak na jebane objawienie. Tylko Stevie Wonder by się nie zorientował.

Parsknęłam, słysząc ten niewybredny żart.

– I co o tym sądzisz? – Za nic nie chciałam wyjść na zdesperowaną, ale chciałam wiedzieć.

Poza tym rzeczywiście byłam zdesperowana, a on i tak o tym wiedział. Powstrzymywanie się nie robiło tu żadnej różnicy.

– Szczerze? – zapytał.

– Tak... – powiedziałam, czując, jak krew zatrzymuje się w moich żyłach, gdy dotarł do mnie jego cudowny zapach. Intensywny, żywiczny, prawie ziołowy... ale przełamany czymś świeżym jak bergamotka.

– Mam to w dupie – odparł, odsuwając się ode mnie. Zabrał ze sobą ciepło skóry, uwodzicielską woń i moją nadzieję.

Patrzyłam na niego, mrugając często i w duchu modląc się, żeby to wszystko okazało się tylko kolejnym snem z Ianem w roli głównej.

Nigdy nie byłam przesadnie uduchowiona, ale teraz modliłam się cholernie żarliwie. Jak żałujący za grzechy grzesznik, mający nadzieję, że winy zostaną mu odpuszczone, jeśli wystarczająco mocno o to poprosi.

Ale nic takiego się nie wydarzyło.

Ian wstał, wyprostował się i przeciągnął, unosząc kąciki ust w kpiącym uśmiechu. Znowu był świeżutki, niewzruszony i potężny.

Ja natomiast byłam tego przeciwieństwem. Siedziałam skulona na kanapie, tym razem w myślach błagając, aby zniknąć z powierzchni ziemi. Walczyłam ze wzbierającymi łzami.

Chciałam coś odpowiedzieć, naprawdę chciałam. Może w środku byłam słodką romantyczką wierzącą w szczęśliwe zakończenia, ale umiałam też okazać siłę i zadziorność. Pragnęłam pokazać mu właśnie tę stronę. To była kwestia honoru.

Tyle że Ian nie dał mi na to szansy. Bez słowa odwrócił się na pięcie i pokonując po dwa stopnie, pobiegł do swojego pokoju.

Wtedy obiecałam sobie, że się zemszczę. Że przestanę go kochać, a zacznę nienawidzić, i będę uprzykrzać mu życie na wszystkie możliwe sposoby.

Ale nie przestałam. Przynajmniej nie w nocy.

Zawsze zaczynało się tak samo. Przyprowadzał kolejną ofiarę, ledwo trzymając się na nogach, zapewne odurzony zbyt dużą ilością whisky. Czując do siebie obrzydzenie, uchylałam drzwi i dokładnie obczajałam pannę, którą chwilę później już rżnął w swoim pokoju. Ponieważ i tak mnie widział, z czasem przestałam się z tym kryć i otwierałam drzwi szeroko, a kilka razy nawet wyszłam na schody.

Za którymś razem Ian bez ogródek syknął:

– Do zobaczenia! – Po czym zachichotał, a jego śmiech miał tyle wspólnego z wesołością, ile ryk lwa z miauczeniem małego kotka.

To „coś”, co trudno nawet nazwać seksem, trwało zawsze nie dłużej niż kwadrans. Potem dziewczyna odjeżdżała, on schodził na dół, a kilka minut później już opierał się policzkiem o moje uda, gdy ja pomagałam mu przejść przez kolejny atak paniki.

Czy mogłam być jeszcze bardziej żałosna?

Wiedziałam, że powinien jak najszybciej iść do psychiatry, ale za każdym razem, gdy czuł się trochę lepiej, a ja chciałam to zasugerować, robił coś, co zupełnie wyprowadzało mnie z równowagi.

Nie wracaliśmy do mojego wyznania, nie zdecydowaliśmy się też dotykać tak jak wtedy. Jednak coś między nami się zmieniło.

Gdy zaczynał czuć się lepiej, nie uciekał do siebie, tylko zostawał przy mnie do wschodu słońca. Rozmawialiśmy o wszystkim. Choć nie zdjął przede mną swojej maski „mam na wszystko wyjebane” i „jestem królem tego świata”, to jednak to, co robiliśmy, było jak krok Armstronga na Księżycu. Tylko że to był mały krok dla ludzkości, a wielki skok dla człowieka o imieniu Ivy Heart.

– Jesteś beznadziejną romantyczką, Heart – prychnął, wkładając bluzę z logo Harvardu, gdzie studiował, która idealnie komponowała się z szarymi dresami, wiszącymi nisko na jego biodrach. – I nawet mógłbym cię żałować, gdybym wiedział, co to znaczy.

– Nie jestem romantyczką – odparłam oburzona.

– Jesteś. Widziałem twoją kolekcję książek. Klasyka romansów, żadnego smutnego zakończenia. Wielu facetom na pewno się to spodoba, zwłaszcza że w pakiecie masz niewyparzony jęzor i nogi do nieba.

Zakrztusiłam się własną śliną, gdy usłyszałam te słowa. Czyżby Ian pokracznie prawił mi komplementy?

Nie czekając na moje pytanie, skąd do cholery wie, że mam kolekcję romansów, jak każdej nocy, gdy zbliżał się ranek, poszedł do swojej sypialni. Ja z kolei obiecałam sobie, że tym razem spróbuję go zatrzymać.

Może mnie nie kochał, może odkąd tu zamieszkałam, przeleciał więcej panienek niż statystyczny mężczyzna przez całe życie... ale to nie zmieniało jednego. Byłam dla niego wsparciem. Byłam jego opoką, jego spokojem, jego kołem ratunkowym. I choćby za to był mi coś winien.

– Ian! Czekaj! – zawołałam cicho, gdy był już na samej górze schodów.

Odwrócił się niespiesznie, po czym oparł ręce na biodrach jak futbolista podczas meczu. Tak też wyglądał.

– Dzisiaj kończę osiemnaście lat... – zaczęłam, przygryzając dolną wargę tak mocno, że prawie czułam metaliczny posmak krwi.

– I...? – zapytał, wzruszając ramionami.

Słysząc ten ton, stchórzyłam. Nie mogłam odpowiedzieć szczerze. Ryzyko było zbyt duże, dlatego naprędce zmyśliłam coś o mojej imprezie, na którą i tak wiedziałam, że nie przyjdzie.

– No i chciałam cię zaprosić na moją imprezę. Będzie tutaj, o ósmej. Ava ją organizuje.

– Dzięki, ale mam już plany. Szczerze, to chyba czas, żebym wrócił do siebie. Remont już się skończył. Ale wiesz co, Ivy? Baw się dobrze – powiedział i już go nie było.

Właśnie wtedy po raz pierwszy poczułam się przez niego wykorzystana.

I nie ostatni.

Nie udało mi się już zasnąć nawet na chwilę, dlatego gdy punktualnie o ósmej rano Ava wparowała do sypialni, mój wygląd pozostawiał wiele do życzenia.

– Wszystkiego naj... – zaczęła z entuzjazmem, ale przerwała w pół zdania. – Wyglądasz koszmarnie – powiedziała z troską w głosie. – Ale nawet w takim stanie jesteś ładniejsza niż połowa społeczeństwa. Znowu nie mogłaś spać? – Przyjaciółka usiadła na brzegu łóżka i delikatnie pogłaskała wierzch mojej dłoni.

Pokiwałam głową, walcząc ze łzami upokorzenia i smutku, które spowodował jej starszy brat. Nie wierzyłam, że ktoś, kto dzieli przynajmniej część genów, może być tak różny, ale w przypadku Avy, Iana i ich najstarszej siostry, Harper, taka była rzeczywistość. Z całego rodzeństwa to Ava była najsłodsza, najbardziej niewinna, a przez to umęczona. Zakochana do szaleństwa w szkolnej ofierze, ale związana z największym przystojniakiem w naszym liceum. Jej szczęście zawsze liczyło się dla niej najmniej, dlatego wcale mnie nie zdziwiło, że za dzisiejszą misję uznała naprawienie mojego nastroju i wyglądu.

– Ty się jeszcze zdrzemnij, a ja zarezerwuję nam SPA. Masaż, fryzjer, zabiegi na twarz i makijaż sprawią, że się zrelaksujesz. Ale przed tym zabieram cię na gofry z dużą ilością bitej śmietany, kolorową posypką i polewą czekoladową.

– Dzięki – zdołałam z siebie wydusić. Powieki ciążyły mi jak ołów. Obecność Avy zawsze tak na mnie działała – przynosiła jakieś dziwne ukojenie, jakby podstawą mojego poczucia bezpieczeństwa była właśnie najlepsza przyjaciółka. Mimo tajemnic, które przed sobą miałyśmy, i mimo różnic, które nas dzieliły.

Ava miała rację, obiecując, że SPA mi pomoże. Gdy godzinę przed imprezą dotarłyśmy do willi jej rodziców, wyglądałam jak miliard dolarów, a po zapłakanej Ivy nie było nawet śladu.

– Ubierz się i spotkamy się za godzinę. Tylko nie schodź wcześniej. Chcę, żebyś miała wielkie wejście! – pisnęła podekscytowana Ava, ciesząca się na myśl, że sprawi mi przyjemność.

Chociaż ona jedna.

Zwykle nie lubiłam się smucić, a już na pewno nie w taki dzień jak osiemnaste urodziny. I patrząc w swoje odbicie w lustrze, wreszcie sobie o tym przypomniałam. Pierwszy raz, odkąd miesiąc temu dowiedziałam się, że dzielę kuchnię i gościnną łazienkę z Ianem Greenem, poczułam się jak dawniej.

Znów byłam wyszczekaną, beztroską i uwodzicielską Ivy Heart, a nie kobietą, uzależniającą swój nastrój od nastroju faceta, który ma ją kompletnie gdzieś.

Witaj z powrotem, moja słodka.

Byłam tak zadowolona z odzyskanej pewności siebie, że gdy usłyszałam pukanie do drzwi, nawet nie przypuszczałam, że to może być ktoś inny niż Ava.

– Proszę! – krzyknęłam, siłując się z zamkiem srebrnej, na wpół przezroczystej sukienki.

Moja przyjaciółka wymyśliła imprezę nad basenem, a ja byłam królową stylizacji. Na wieczór wybrałam bardzo skąpe bikini w kolorze ciała, czarne sandałki na wysokiej szpilce i prześwitującą sukienkę zdobioną cekinami.

– Błagam cię, pomóż mi z tym cholerstwem, bo zaraz dostanę szału! – krzyknęłam z garderoby.

– W mojej naturze nie leży chęć niesienia pomocy, serduszko – powiedział Ian, nonszalancko opierając się o framugę ciężkich, dębowych drzwi.

Odwróciłam się szybko, z mocno bijącym sercem. Zamrugałam, chcąc się upewnić, że to, co widzę, jest prawdziwe. Że to nie początek kolejnego mokrego snu z bratem najlepszej przyjaciółki w roli głównej.

– Myślisz, że jeśli mrugniesz jeszcze raz, coś się zmieni? – zakpił, poprawiając rękaw białej koszuli, która idealnie współgrała z jego jasną skórą.

Boże, jaki on był przystojny. A ja byłam w nim totalnie, beznadziejnie zakochana.

To tyle, jeśli chodzi o odzyskanie dawnej siebie.

– Serio, Ivy... – zaśmiał się gardłowo. – Nie jesteś choć trochę ciekawa, po co tutaj przyszedłem?

Przełknęłam głośno ślinę, w myślach wyklinając siebie samą od skończonych kretynek.

No, powiedz coś wreszcie, Ivy!

– Zgubiłeś się? – zapytałam ironicznie, unosząc brew.

Chyba nawet mi to wyszło, biorąc pod uwagę fakt, że mój mózg przy Ianie zamieniał się w watę cukrową.

Przez chwilę nic nie mówił, tylko wbijał we mnie swoje roziskrzone spojrzenie. W końcu odbił się od framugi i ruszył pewnie w moją stronę.

Stałam przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie tylko dlatego, że wszystko było lepsze niż obserwowanie satysfakcji i kpiny wypisanych na jego twarzy. Jednak Ian nie pozwolił na to, bym go zignorowała.

Dotknął mnie tak, jakby dotykał mnie po raz pierwszy. Jakby nie spędzał każdej, przeklętej nocy na moich udach, drżących z przyjemności i przerażenia.

Spotkanie z jego skórą było jak wybuch fajerwerków. Jak coś więcej.

Jego szorstkie dłonie spoczęły na moich ramionach, ściskając je mocno i pewnie. Tak właśnie to sobie wyobrażałam, gdy każdej nocy próbowałam zasnąć w gościnnym łóżku Greenów.

– Co ty robisz? – jęknęłam, czując, jak jego opuszki powoli wędrują ku mojej szyi, zostawiając na skórze palące od przyjemności ślady.

W odpowiedzi posłał mi tylko obezwładniające spojrzenie.

– Przyszedłeś powiedzieć, że masz moje urodziny w dupie? – zaśmiałam się, łapiąc go za kciuk, którym teraz głaskał zagłębienie mojej szyi.

Pokręcił delikatnie głową, tak delikatnie, że sama nie byłam pewna, czy to odpowiedź, czy tylko niedowierzanie.

Postanowiłam, że wypowiem w końcu słowa, których nie zdołałam wykrztusić z siebie rankiem na schodach.

– Mam już osiemnaście lat, Ian.

Marzyłam, że dzisiaj to mnie zaprosi do swojej sypialni. Że to ja dzisiaj będę krzyczeć, a on będzie krzyczał ze mną.

Byłam na tyle odważna, żeby sądzić, że jestem tą jedyną, przy której nie będzie mógł się powstrzymać.

Nadal staliśmy przed lustrem, patrząc na swoje odbicia, a oczy każdego z nas wyrażały coś innego. W moich było zaskoczenie, przyjemność i miłość, a w jego zachłanność, obrzydzenie i dobra zabawa. Nie było w tym logiki.

Nagle jego dłonie przeniosły się z szyi na zamek sukienki, który zaczynał się tuż nad tyłkiem. Kiedy ciepła skóra jego palców zetknęła się z tak czułym miejscem, z ust wyrwało mi się niekontrolowane westchnienie. Nie czułam wstydu, że się przed nim odsłoniłam, bo dla niego chciałam być wyuzdana, i tym pokazać swoją dojrzałość.

Szybkim, zdecydowanym ruchem zapiął zamek, raniąc moją szyję suwakiem. Poczułam pieczenie w dwóch miejscach równocześnie: na ranie, którą mi zrobił, oraz tam, na dole, gdzie był wiele razy w mojej wyobraźni.

Ian nie przejął się tym, że właśnie rozciął mi skórę. Jego twarz wykrzywił demoniczny wyraz, jakby to, co zrobił, nie było przypadkiem, ale częścią jakiejś chorej strategii.

– Czego chcesz?

Gdy wreszcie zdobyłam się na zadanie tego pytania, pełne, miękkie wargi Iana delikatnie podrażniły miejsce, w którym metalowy suwak sukienki spotkał się z naskórkiem szyi.

Najpierw totalnie mnie ignorował, a teraz płynnie przeszedł do intymności. Znakomicie.

– Przyszedłem dać ci prezent z okazji urodzin. W końcu jestem ci coś winien.

Z wrażenia przymknęłam oczy. A jednak chciał mi podziękować.

Napięłam w oczekiwaniu całe ciało, zastanawiając się, co takiego chciałby mi dać. I dlaczego.

– Wiesz... – szepnął, zbliżając wargi do płatka mojego ucha i przywierając twardym, jędrnym ciałem do moich pleców.

Nie zdawałam sobie sprawy, że mogę drżeć jeszcze mocniej niż wcześniej.

– Przepraszam – szepnął, dotykając kciukiem karku w miejscu, w którym mnie zranił.

Pokręciłam głową, żeby się tym nie przejmował.

– Nie widziałam, żebyś miał ze sobą prezent. – Bałam się rozchylić powieki.

– To spójrz na swoją szyję, serduszko. – Te urocze słowa nie pasowały do jego zblazowanego tonu.

Dotknęłam klatki piersiowej. Nawet się nie zorientowałam, kiedy znalazł się na niej złoty wisiorek z rubinową zawieszką w kształcie serca.

– Jak to zrobiłeś? – Nieudolnie starałam się zachować zimną krew, choć piękno i delikatność zawieszki zwaliły mnie z nóg.

– Nie ma się czym podniecać. To tylko świecidełko – zrugał mnie, chcąc ukryć swój wysiłek.

Ale to było niezaprzeczalne.

Zaczynało mu zależeć. Ale nie miałam zamiaru chwalić go tak szybko.

– Nie musisz zawsze zachowywać się jak skończony fiut, wiesz o tym? Czy nikt ci tego wcześniej nie uświadomił?

– Nie chcę, żebyś pomyślała sobie zbyt wiele. Między nami nic nie będzie.

Złapałam jego spojrzenie w lustrze, a absurd tej sytuacji uderzył we mnie ze zdwojoną siłą.

– Trudno wierzyć twoim obietnicom, gdy je składasz, przywierając do mnie całym ciałem. I może nie mam takiego doświadczenia jak ty, ale jestem przekonana, że masz erekcję, Ian.

– Nie pochlebiaj sobie, Ivy. To normalna reakcja zdrowego faceta na wpół rozebraną kobietę, która wciska zgrabny tyłek w jego krocze. Fizjologia, serduszko, nic więcej.

Choć jego słowa próbowały mnie przekonać, to jego oczy zdradzały prawdę. Skurczybyk kłamał jak z nut.

– Dałeś mi jasno do zrozumienia, że nie wierzysz w konwenanse. Wyznałam ci miłość, a ty powiedziałeś, że masz to głęboko w poważaniu. – Prowokowałam go nie tylko słowami, ale i ciałem. Wygięłam się, opierając mocniej pośladki na jego udach. Może byłam w tym momencie bezwstydna, ale chciałam, żeby to przyznał. Że nie jestem byle jaką kobietą, a jego reakcja to coś więcej niż fizjologia. To pożądanie.

– To jest właśnie mój prezent, serduszko, a nie jakiś gówniany naszyjnik. Przyszedłem raz na zawsze cię uwolnić. Powiedzieć ci coś, po czym przestaniesz mieć jakąkolwiek nadzieję.

– Cóż to takiego? – westchnęłam, czując, jak jego penis coraz mocniej trąca pośladki, a dłonie zaciskają się jak obręcz na moim karku. Ewidentnie próbował utrzymać kontrolę nad ciałem, ale nieskutecznie.

– Miłość to słabość, Ivy, a ja brzydzę się słabością. Dla mnie związki to transakcja, przywiązanie to ułuda, a seks to biologia. Mam trzydzieści lat i nikt nie zdoła tego zmienić. Wiedząc to, możesz dzisiaj usiąść na kolanach jakiegoś chłopca i pozwolić się dotknąć. Jestem pewien, że od razu zakocha się w twojej słodkiej cipce, pachnącej różami skórze, niebieskich oczach i bystrym umyśle.

Choć powinnam się załamać, te słowa dały mi nadzieję. Nie wierzy w miłość? Brzydzi się nią? Serio, Ian? Myślisz, że ktoś to kupi? Szczególnie po tym, jak przyznałeś się, że mnie pragniesz?

Tacy mężczyźni jak on nie mieli w zwyczaju przegrywać, dlatego moją jedyną szansą było działać niestandardowo.

I dzięki Bogu, to właśnie ćwiczyłam przez całe życie.

– Dzięki za info. – Roześmiałam się rozkosznie, odsuwając się od niego tylko po to, żeby się do niego odwrócić, przytulić do wytrenowanej klaty i spojrzeć mu z bliska w oczy. – A tak poza tym, Ian... – zaczęłam, pieszcząc go po szyi. – Skoro twoje związki to tylko transakcja, to chyba słaby z ciebie negocjator... Jedyny istotny związek, który miałeś, nie trwał zbyt długo i zakończył się ogromną kłótnią.

Choć beztroska wypisana na twarzy i wesoły ton kosztowały mnie sporo energii, warto było się poświęcić, żeby zobaczyć w jego oczach niedowierzanie.

Nie wierzył, że może być mi wszystko jedno.

Nie wierzył, że potrafię grać w grę, do której myślał, że stworzył zasady. Intrygowało go, że mną nie rządzi, choć kocham się w nim beznadziejnie. I w końcu, pociągało go, że jestem w stanie mu się oprzeć.

Żadna inna nie potrafiła. Ale żadna inna nie nazywała się Ivy Heart. I żadna inna nie kochała go tak mocno, jak ja go kochałam. Miłość to istne szaleństwo, czyż nie?

– Jeżeli rzeczywiście coś dla mnie masz poza garścią żałosnych frazesów i naszyjnikiem, z którego ucieszyłaby się jakaś głupia nastolatka, proszę, zostaw to na łóżku. Muszę się przygotować na imprezę. W końcu tylko raz kończy się osiemnaście lat, prawda, Ian? – powiedziałam, układając wargi w dziubek. Odsunęłam się od niego i minęłam go w drodze do łazienki, która znajdowała się po drugiej stronie garderoby.

Wygrałam to starcie. I choć były to dopiero ćwiczenia przed prawdziwą bitwą, wreszcie udowodniłam sobie, że jestem na nią dobrze przygotowana.

Ale przypłaciłam to własną krwią i łzami, które teraz niszczyły mój idealny makijaż i dopracowaną stylizację.

Kiedy odchodziłam, nie patrzyłam na niego. Nie mogłam. Gdybym tylko zobaczyła jego wielkie orzechowe oczy i kpiący uśmieszek, na mojej twarzy znalazłby to, czego tak się w niej doszukiwał.

Szybko zatrzasnęłam za sobą ciężkie drzwi i zamknęłam się od środka. Gdy tylko się upewniłam, że jestem bezpieczna, spojrzałam na siebie w lustrze.

– Pierwsze koty za płoty. Zrobiłaś to. I przeżyłaś. Od teraz będziesz tylko silniejsza – dodałam sobie otuchy, po czym musnęłam usta krwiście czerwoną szminką i zdjęłam naszyjnik, aby dokładnie go obejrzeć.

Wbrew temu, co powiedziałam wcześniej, ten naszyjnik nie był dla nastolatki.

To był naszyjnik stworzony dla dojrzałej kobiety, którą dzięki niemu powoli się stawałam. Nie wierzy w miłość? To czemu oddaje mi swoje serce? – kołatało się w mojej głowie, gdy drżącymi palcami ujęłam rubin. Chciałam zostawić na nim mały, czerwony ślad. Dzięki temu mogłam być bliżej niego, nie upokarzając się całkowicie.

Zamiast jednak zawiesić go z powrotem na szyi, schowałam błyskotkę do szafki pod umywalką.

Chciał mieć satysfakcję? Jaka szkoda, że jej dzisiaj nie dostanie.

Kochałam, ale byłam odrzucana.

Kochałam, ale byłam zwodzona.

Kochałam i pierwszy raz czułam, że ktoś może odwzajemnić to uczucie.

Ian zaserwował mi taki koktajl emocjonalny, którego nie przyrządziłby żaden barman.

Moja taktyka musiała zadziałać, bo kiedy weszłam do pokoju, na łóżku znalazłam różową torebkę prezentową i unoszący się w powietrzu zapach jego perfum. Paczka też nim pachniała, ale i bez tego wiedziałam, że to trzecia część mojego prezentu urodzinowego.

Poza wolnością, biżuterią i zapewnieniem, że nigdy nie pokocha mnie ani nikogo innego, dostałam od niego zwykłą, urodzinową kartkę z narysowanym prezentem na okładce. Kiedy ją otworzyłam, rozległa się melodia. Szarpnął się na droższą wersję kartki urodzinowej.

Z koperty wypadła karta podarunkowa do Amazona na tysiąc dolarów.

Czas nauczyć się, że nie każda historia miłosna ma szczęśliwe zakończenie. Prawdziwe życie nie przypomina tego z bajek. Udanych urodzin, serduszko.

PS Zamiast wydawać kasę na romanse, lepiej kup podręczniki na studia albo chociaż jakiś poradnik.

Być może tymi słowami chciał mnie dobić, ale nie spodziewał się, że to one dadzą mi siłę.

Nie zastanawiając się ani chwili, chwyciłam długopis i dodałam coś od siebie:

Nigdy nie byłam pilną uczennicą, Ian.

W momencie, gdy schowałam kopertę do szuflady biurka, do mojego pokoju weszła Ava, nie fatygując się nawet, żeby zapukać.

– Wyglądasz obłędnie! – pisnęła. Wzięła mnie za rękę i zakręciła mną, żeby dobrze się przyjrzeć. – Gotowa na najlepszą imprezę urodzinową w twoim życiu?

– Jasne – powiedziałam stanowczo zbyt głośno, ale to nie wzbudziło w Avie jakichkolwiek podejrzeń.

Przyjaciółka pociągnęła mnie za sobą na schody. Przedstawienie czas zacząć.

– Niespodzianka! – Usłyszałam pisk, od którego aż musiałam zasłonić sobie uszy.

– Wszystkiego najlepszego, kochanie. – Ava przycisnęła mi swoje miękkie usta do ucha, składając na nich mlaszczący pocałunek.

Posłałam jej wdzięczne spojrzenie i chwilę później już uśmiechałam się od ucha do ucha, całując się ze wszystkimi gośćmi i przyjmując ładne, choć czułam, że nieszczere życzenia.

Ava naprawdę zrobiła wszystko, żebym tego dnia czuła się jak księżniczka. Impreza była obłędna.

Wypadało, żebym z każdym z gości zamieniła choć kilka słów. W końcu, kiedy udało mi się uwolnić z uścisków obcych ludzi, dopadłam Avę. Była w ogrodzie przy wielkiej fontannie z czekoladą. Właśnie wkładała sobie do ust czerwoną truskawkę, kiedy przytuliłam ją od tyłu i łapiąc za delikatny nadgarstek, wykręciłam jej rękę i sama zjadłam owoc.

– Mmmmm – jęknęłam, czując jak belgijska czekolada rozpływa się na języku.

Ava zaśmiała się głośno, po czym na specjalny widelczyk nabiła jeszcze większy owoc.

– Dziękuję, najlepsza przyjaciółko na świecie.

– Dobrze się bawisz?

– Najlepiej, jest idealnie.

Byłoby idealnie, gdyby nie Ian, ale na niego przyjaciółka nie miała żadnego wpływu.

– Pragnę cię uświadomić, że będzie jeszcze lepiej.

– Jak to w ogóle możliwe? – Uniosłam brew.

– Zaprosiłam Shawna.

Kiedy to usłyszałam, prawie udławiłam się wielkim kawałkiem banana w gorzkiej czekoladzie, którego zdążyłam wrzucić do buzi.

– I przyjdzie? – Starałam się ukryć udręczenie w głosie.

– Zaraz ma tu być... on i jego specjalny prezent.

Ostatnie, czego chciałam, to sprawić przykrość przyjaciółce. Więc zamiast mówić to, co myślę, zdecydowałam się powiedzieć to, co Ava chciała usłyszeć:

– W takim razie idę przypudrować nosek. – Uśmiechnęłam się i poszłam na górę.

Shawn Miller był obrzydliwie bogatym i perfekcyjnie wyedukowanym w Stanfordzie synem jednego z partnerów biznesowych mojego ojca. Jeśli dziewczyny ściągały staniki na widok Iana Greena, to na widok Shawna na tę kupkę dorzucały jeszcze jedwabne stringi. Ten chłopak nie mógł się nie podobać.

To wszystko na pozór czyniło go idealnym, ale w moich oczach był po prostu nudnym kolesiem, który chce być zabawny, choć w rzeczywistości jest zadufanym w sobie bufonem bez krzty poczucia humoru i dystansu do świata.

Nigdy nie byłam wredna ani chamska, nigdy też nie krzywdziłam nikogo celowo. Jednak przy Shawnie trudno było mi się powstrzymać.

Pewnie dlatego z taką determinacją próbował mnie zdobyć.

Kiedy wchodziłam po schodach, żeby uciec do swojego pokoju, przez okno w salonie zobaczyłam nowe porsche Shawna w zgniłozielonym kolorze, który przyprawiał mnie o mdłości. To sprawiło, że tylko przyśpieszyłam kroku.

Kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi, od razu rzuciłam się na łóżko.

– Co ty tu robisz?! – krzyknęłam. Mimo że początkowo jego widok mnie przeraził, zaraz potem ogarnęło mnie niewysłowione szczęście.

– Grzebię w twoich rzeczach. I z tego, co widzę, mój prezent nie spodobał ci się tak bardzo, jak sądziłem – odparł Ian, podnosząc do góry zawieszony na palcu naszyjnik, który teraz kręcił się jak wahadełko podczas seansu spirytystycznego.

– Nie dałeś mi go po to, żeby sprawić mi przyjemność, Ian – warknęłam, układając się wygodniej na łóżku. Musiałam zachować zimną krew.

– Bystra dziewczynka.

– Czy chcę wiedzieć, po co penetrujesz moje szafki? – Zadałam to pytanie, choć oboje wiedzieliśmy, że było retoryczne.

– Wiesz, że... – zaczął, ale nie było mu dane dokończyć.

Nagle ktoś zaczął uderzać w drzwi z taką mocą, że przez chwilę myślałam, że chce nas ostrzec przed końcem świata.

– Ivy... Ivy! – krzyczał Shawn tym swoim tonem dobrze wychowanego chłopaka, który nie znosi sprzeciwu, ale zawsze sygnalizuje to w elegancki sposób.

W momencie, gdy chciałam odpowiedzieć, Ian otwartą dłonią zasłonił mi usta. Miałam ochotę kopnąć go za to w jaja, ale ciekawość wygrała.

– Ivy, wiem, że tam jesteś, Ava mi powiedziała. Czy wszystko w porządku? – Shawn nie odpuszczał, a we mnie zaczęła rodzić się potrzeba, żeby ugryźć Iana.

Nie, żebym wolała spędzać swoje urodziny z Millerem, ale Ian musiał wiedzieć, że nie może w jednej sekundzie mną pomiatać, żeby zaraz za mnie decydować.

W chwili, gdy już otwierałam usta, Ian zabrał rękę, klęknął na łóżku w pozycji kota i zacząć jęczeć jak Łysy z Brazzers na jednym ze swoich filmów dla dorosłych. Na chwilę odebrało mi mowę i zaczęłam szybko mrugać, chcąc się upewnić, że to nie fatamorgana.

Patrzenie na Iana, który celowo ruszał się w taki sposób, aby moje łóżko głośno skrzypiało, i wydawał przy tym jęki pełne rozkoszy, było podniecające i zabawne. Nigdy go takiego nie widziałam, i choć było to pojebane, zakochałam się w nim teraz jeszcze bardziej.

Miłość jest ślepa, głucha i głupia. A w moim przypadku ostro pokręcona. Zupełnie tak jak ja.

Kiedy Shawn się poddał, wierząc w coś, w co oboje z Ianem chcieliśmy, żeby uwierzył, szturchnęłam Iana w ramię, nie mogąc powstrzymać śmiechu. O dziwo, on też się śmiał. A przynajmniej kąciki jego ust uniosły się wyżej pierwszy raz, odkąd pamiętam. To było już coś.

– Wiem, po co to zrobiłeś, Ian. I choć nie powinieneś za mnie decydować, dziękuję ci. Ale więcej tego nie rób, nie w taki sposób. – Choć tańczyłam właśnie intymną bachatę z radością, nie mogłam pozwolić, żeby to zobaczył.

Było jasne, że Ian Green jest o mnie zazdrosny. Zrobił z siebie totalnego kretyna tylko po to, żebym nie wyszła stąd z Shawnem i żeby pozbawić nas szansy na coś więcej. I tak między nami do niczego by nie doszło, ale Ian o tym nie wiedział.

Nie mogłam pozwolić, żeby to mnie zaślepiło, broniłam się przed tym z całych sił. W przypadku Iana interesowała mnie tylko jedna rzecz: prawdziwa miłość, która zawstydziłaby Jane Austen, Charlotte Brontë i Nicholasa Sparksa razem wziętych. Żeby to osiągnąć, nie mogłam pozwolić mu dyktować warunków. A przynajmniej nie wszystkich.

Zapomniałam tylko, że Ian Green z całych sił bronił się przed moją miłością.

– Wiesz, dlaczego tak naprawdę tutaj przyszedłem? – Jego ton znów brzmiał złowrogo.

A więc wracamy na pole minowe.

– Oświeć mnie. – Skrzyżowałam ręce na piersi.

– Dać ci ostatnią część twojego prezentu. – Delikatnie musnął moje kolano kciukiem.

– Dużo dostaję od ciebie tych prezentów jak na to, że masz moje urodziny w dupie.

Wiedziałam, o czym mówi, i w tamtym momencie zrozumiałam, że on także czekał na dzień, w którym w końcu osiągnę dorosłość. Przynajmniej na papierze.

– To dlatego dzisiaj zrezygnowałeś z podrywania pierwszej lepszej panny w barze?

Uśmiechnął się półgębkiem, wbijając mi mocniej kciuk w kość.

– Kto powiedział, że zrezygnowałem? Jest dopiero pierwsza w nocy, serduszko.

Na plecach poczułam chłodny pot, w klatce piersiowej – palącą złość. Strzepnęłam jego rękę i szybkim ruchem wstałam, poprawiając cekinowy, drażniący materiał.

– Nie tak szybko – krzyknął. Złapał mnie za nadgarstek i siłą przyciągnął do siebie.

Nagle jego rozgrzany policzek znalazł się w zagłębieniu mojej szyi, a pulchne, miękkie wargi drażniły płatek ucha, gdy powoli, rozkosznie szepcząc, wypowiadał słowa, o których marzyłam od dnia, kiedy po raz pierwszy poczułam, że jestem kobietą.

– Nie będę chadzał z tobą za ręce, nie będę szeptał ci słodkich słówek ani nie dam ci małych, pięknych dzieciaczków. Ale z ogromną chęcią zaciągnę cię do łóżka i pozbawię niewinności.

Zaśmiałam się głośno i uwodzicielsko jak Marilyn Monroe na starych filmach.

– Nie jestem dziewicą, jeśli o tym mówisz.

Ale to nie zbiło go z tropu.

– W takim razie będę się z tobą tak pieprzył, że zapomnisz, że przede mną miałaś kogoś innego. Dostaniesz to, czego tak pragniesz. Widzisz, jaki ze mnie wspaniały negocjator?

Rzuciłam mu przeciągłe spojrzenie spod rzęs. Mimowolnie podrażniłam zębami czerwone wargi, a on odebrał to opatrznie.

– Spokojnie, kowboju. – Odsunęłam się od Iana, próbując zebrać myśli. To było trudne, ale wykonalne.

Miłość jest popieprzona.

– Po co ci to, Ian? – zapytałam, stając przed nim. On dalej siedział na łóżku.

Moje źrenice rozszerzyły się, próbując rozczytać mimikę jego twarzy.

– Chcesz tego. Sama mi wyznałaś... – przełknął głośno ślinę, jakby to słowo z trudem przechodziło mu przez gardło – ...miłość. Łazisz za mną. Wodzisz wzrokiem. Skamlesz. To trwa od dawna.

– Nie zaprzeczam.

Zawinęłam kosmyk swoich blond włosów na palcu. Czułam napływ siły. Czułam władzę, choć w głowie Iana ona należała do niego.

Sromotnie się mylił.

– Nie chodzi o to, czy ja tego chcę. Chodzi o to, dlaczego ty tego chcesz. Miej trochę szacunku do samego siebie i nie udawaj, że nie rozumiesz pytania.

Dojrzałam to w jego twarzy. Trwało to jedynie ułamek sekundy i poraziło mnie silniej niż piorun.

Zależało mu na mnie. Próbował z tym walczyć, ale ostatnie tygodnie niezaprzeczalnie nas do siebie zbliżyły. Nie byłam więc samotną wyspą na oceanie miłości. Miałam swojego rozbitka, który jeszcze nie wiedział, jak się po niej poruszać.

Ale niedługo się tego nauczy.

– Muszę coś sprawdzić – warknął, walcząc ze mną, z nami, ale przede wszystkim z samym sobą.

– Musisz sprawdzić, czy to, co zaczyna się między nami, jest prawdziwe. Chcesz udowodnić sobie, że nie jest. Bądź dużym chłopcem i skonfrontuj się z tym.

Jego twarz się spięła, a policzki wydęły. Wiedziałam, że więcej z niego nie wyciągnę. Wiedziałam, że nie przyzna mi racji.

Ale wiedziałam też, że właśnie nastąpił przełom. I na ten moment to mi wystarczyło.

– Dobrze, ale muszę cię ostrzec – powiedziałam pewnie. – Nie potwierdzisz swojego założenia. To jest prawdziwe.

Nie uraczył mnie odpowiedzią. Nie kiwnął nawet głową.

Złapał mnie za biodra i uniósł wysoko, tak abym mogła opleść go nogami. Nawet przez materiał spodni czułam, że jego penis jest ogromny, twardy i gotowy na to, co zaraz się stanie.

Ignorując odgłosy imprezy i fakt, że byłam jej honorowym gościem, delikatnie zbliżyłam swoje usta do warg Iana. Choć powinnam była zrobić to namiętnie i z pasją, nie miałam na to najmniejszej ochoty. Może to było dziwne, ale chciałam się najpierw przywitać, a dopiero potem dobrze poznać.

Jak się szybko okazało, Ian także był tradycjonalistą. Nasze wargi przywarły do siebie, przez chwilę nie wykonując żadnych ruchów. Smakowaliśmy się nawzajem, rozkoszując się tym, jak gorącym brownie z gałką lodów waniliowych. Po chwili, gdy przyzwyczailiśmy się do siebie i zrozumieliśmy, że to naprawdę się dzieje, zaczęła się prawdziwa zabawa.

Ian, trzymając mnie mocno za pośladki, osunął się powoli, ale stanowczo na łóżko, przygniatając mnie swoim ciężarem. Gdy tylko moja szyja dotknęła poduszki, wpił się w moje usta, drażniąc je językiem, zębami i szorstkim zarostem. Przyjęłam tę pieszczotę z cichym jękiem, który nasilił się, gdy jego sprawne palce odsunęły moje majtki.

Byłam tak wilgotna, że gdy tylko zatopił we mnie dwa palce, odsunął twarz od mojej, aby pochwycić spojrzenie.

– Wiedziałem, że mnie pragniesz, ale to... to mi wygląda na prawdziwą obsesję, serduszko – zadrwił, po czym oblizał palce. Robił to wszystko, patrząc mi wyzywająco w oczy, a ja rozsypywałam się na pełne pożądania kawałki pod siłą tego wzroku.

– Taka słodka... tam nawet słodsza – westchnął, po czym pocałował mnie po raz kolejny, napierając swoim kroczem na szparkę.

Całowaliśmy się naprawdę długo. Nasze nabrzmiałe i czerwone od mojej szminki wargi walczyły ze sobą, kłóciły się i przepraszały na zmianę. Język Iana drażnił każdy zakamarek moich ust, a jego zęby wgryzały się w moje ciało, jakbym była najwspanialszą słodkością. Oddawałam każdy jego pocałunek z taką samą pasją, modląc się, aby to się nigdy nie skończyło.

Silne, męskie dłonie błądziły po moim ciele, najpierw delikatnie je badając, po to, aby zaraz żarliwie je ukarać. Głaskał mnie, szczypał i kąsał, a z każdym kolejnym ruchem ja wybuchałam pożądaniem jak wulkan.

Nie odrywając swoich ust od jego, zaczęłam rozpinać guziki białej koszuli, cały czas muskając wytrenowany tors. Odurzona przyjemnością, nie mogłam sobie z nimi poradzić, walcząc z każdym kolejnym kawałkiem plastiku. Ian, zirytowany moją niezdarnością, zerwał z siebie koszulę, niszcząc ją doszczętnie. Uwolniony z niej, wstał i ściągnął granatowe, garniturowe spodnie. Teraz miał na sobie jedynie obcisłe bokserki.

– Ja... – zaczęłam, patrząc na jego ogromnego kutasa, z mieszaniną oczekiwania i przerażenia.

– Dobrze, że nie jesteś dziewicą – prychnął, jednym ruchem ściągając ostatni fragment swojego ubrania.

Stanął przede mną zupełnie nagi, a mnie zabrakło słów. Choć byłam wyszczekana, tym razem nie mogłam wydusić z siebie słowa, tylko przełykałam nerwowo ślinę, próbując się nią nie udławić. Jego ciało było tak wytrenowane... Sześciopak, na którym mogłabym zetrzeć kamień w drobny pył, kończyły mięśnie w kształcie litery V, a delikatne, ciemne włoski prowadziły wprost do bram rozkoszy.

Jego penis był... wielki. Naprawdę wielki. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam.

Do cholery, sięgał mu prawie do pępka! A przy tym był idealny. Gładki, błyszczący, z pulsującą gniewnie żyłą.

Był tak piękny, że zapragnęłam wziąć go do ust i spróbować.

Usiadłam na brzegu łóżka, ściągając sukienkę. Miałam na sobie jedynie skąpe bikini. Oddech przyspieszył mi z podniecenia na myśl, że zaraz zrobię mu dobrze ustami. On poruszył się dopiero w momencie, gdy usiadłam na skraju łóżka i rozszerzyłam nogi, robiąc mu miejsce.

– Jesteś odważna, Heart. Podoba mi się to – zakpił, ale w jego twarzy nie widziałam uznania. Raczej obawę.

To naprawdę się działo.

Wypięłam mocniej piersi, dając mu do zrozumienia, że jestem gotowa. Ian postawił pierwszy krok, ale ku mojemu zaskoczeniu nie włożył mi penisa do ust. Sięgnął tylko do moich pleców, jednym ruchem rozwiązując troczek stanika.

Kiedy uwolnił ściśnięte piersi i na nie spojrzał, uleczył mnie ze wszystkich kompleksów.

W jego oczach tańczyło szaleństwo. I oszalał dla mnie.

Uklęknął przede mną, wziął jeden z sutków do ust, drugi drażniąc kciukiem. Jęknęłam, łapiąc go za włosy i ocierając się o jego uda rozgrzaną cipką.

Bawił się moim cyckami tak długo, że niemal doprowadził mnie do orgazmu. Całował je, ssał, ugniatał i drażnił idealnie białymi zębami, sprawiając, że brakowało mi oddechu.

– Chcę to zrobić, Ian – wydusiłam z siebie, próbując go od siebie odsunąć.

– Jesteś pewna? – zapytał, i choć nie było to w jego stylu, sprawiło tylko, że chciałam to zrobić jeszcze mocniej.

– Tak – westchnęłam, czując, jak pożądanie rozlewa się po całym moim ciele.

– W każdej chwili możesz się wycofać, pamiętaj o tym. – Ujął mój podbródek w dwa palce i poważnie spojrzał mi w oczy.

– Nie chcę się wycofywać – zapewniłam.

Jęknął, bacznie mi się przyglądając. Gdy się upewnił, że mówię szczerze, znów stał się sobą. Tak jakby wiedział, że dokładnie takiego go teraz pragnę.

– W takim razie na kolana, Heart. Zrobimy to po mojemu. – Jego oczy dalej pytały mnie o zgodę, a ja jej udzieliłam.

Kiwnęłam głową i już nie było odwrotu.

Kiedy klęknęłam przed nim, Ian złapał mnie za włosy i powoli, ale stanowczo skierował moją twarz na swój penis. Objęłam go u nasady, po czym delikatnie pocałowałam czubek. Smakował obłędnie. Był rozgrzany, słony i lekko wilgotny. Zaczęłam lizać każdy jego fragment, powoli przygotowując się na wzięcie go do ust.

– Jeśli nie chcesz, żebym spuścił ci się na twarz, to zrób to w końcu, Ivy – przywołał mnie do porządku.

Poczułam, jak w ustach zbiera mi się ślina, kiedy powoli zacisnęłam wargi wokół jego męskości. Wypełniała całe usta, a i tak nie mogłam wziąć go całego.

Ian odpłynął, gdy zatopił we mnie penisa. Odchylił głowę do tyłu, trzymając się mocno moich włosów, i zaczął wykonywać posuwiste ruchy biodrami, pieprząc zaciekle moje usta. Do oczu napłynęły mi łzy i walczyłam z odruchem wymiotnym. Choć wcześniej nie przeżyłam niczego podobnego, podobało mi się to. Podobało mi się to tak bardzo, że nie byłam pewna, czy nie dojdę razem z nim. Słyszeć jego jęki, czuć jego siłę i smakować go równocześnie – to było jak kawałeczek nieba w willi w Los Angeles.

W momencie, gdy poczuliśmy, że jest już blisko, Ian wyjął penis z moich ust, aby opóźnić moment spełnienia.

Kiedy uspokoił się na tyle, żeby kontynuować, złapał mnie dwoma palcami za podróbek, uniósł moją twarz i powiedział:

– Wezmę cię, Ivy Heart. Dokładnie tak, jak marzysz o tym od miesięcy.

– Przestań obiecywać i zrób to wreszcie – szepnęłam, pozbywając się majtek.

– Nie wiesz, na co się piszesz, serduszko. – Zmierzył mnie surowym spojrzeniem, mocniej ściskając mój podbródek.

Wyrwałam mu się, sięgając do szafki przy łóżku po prezerwatywę. Ian rozerwał opakowanie zębami, po czym jednym sprawnym ruchem ją założył.

– Teraz już nie ma odwrotu – powiedział, przekręcając mnie na brzuch. Poczułam, jak jego dłonie zaciskają się na biodrach, siłą unosząc mi tyłek do góry.

Wszedł we mnie od tyłu, nie dając mi nawet chwili na dostosowanie się do jego rozmiaru. Poczułam ból, który po kilku zdecydowanych pchnięciach zamienił się w rozkosz. Z całych sił próbowałam powstrzymać się przed wykrzyczeniem jego imienia. To wydawało mi się zbyt intymne, a poza tym nie chciałam dać mu przewagi.

Gdy jednak poczułam, jak lewą rękę zaciskał na moim karku, a prawą dawał mi klapsa, nie wytrzymałam:

– Och, tak, Ian! – jęknęłam głośno.

To sprawiło, że zaczął posuwać mnie jeszcze zacieklej. Kiedy byłam już na skraju, gubiąc się w tym, co jest bólem, a co przyjemnością, włożył mi kciuk do ust i zwilżonym przeze mnie palcem docisnął łechtaczkę.

Szybko się przekonałam, że dokładnie wiedział, co robi. Rozkosz porwała mnie jak fala, kumulując się w każdym fragmencie mojego ciała. Nigdy nie przeżyłam takiego orgazmu.

Jeśli Ian chciał mi coś tym udowodnić, to osiągnął tyle, że pragnęłam go jeszcze bardziej.

I byłam gotowa na każde szaleństwo, żeby to osiągnąć.

Kiedy myślałam, że nie może zdarzyć się już nic, co bardziej mnie uszczęśliwi, usłyszałam szybki, głośny oddech Iana, sygnalizujący, że zaraz skończy. Odurzona endorfinami zrobiłam coś, na co w zwykłym świecie nie miałabym odwagi.

– Powiedz moje imię, Ian – jęknęłam, kumulując całą dzisiejszą rozkosz w tych kilku słowach.

Musiał to powiedzieć. Musiał się przekonać, że z tego miejsca nie ma już odwrotu.

– Cisza – warknął, po czym ukarał mnie siarczystym klapsem. Odgłos rozszedł się po pokoju, mieszając się z moimi westchnieniami i jego rykiem.

– Wiem, że tego chcesz... wiem, że nigdy nikogo tak nie rżnąłeś, jak mnie właśnie teraz. Przy nikim nie czułeś się tak, jak przy mnie. Jesteś mi to winien.

– Powiedziałem, cisza! – starał się krzyknąć, ale tak mocno zaciskał zęby, że brzmiało to jak syk.

– Mogę się zamknąć, ale to nie zmieni tego, co do mnie czujesz – mówiłam, kręcąc tyłkiem, żeby mi się poddał.

Nie wiem, czy to przez alkohol, zapach feromonów w powietrzu, czy fakt, że nie powinniśmy tego robić, ale dostałam to, czego tak bardzo pragnęłam. W końcu osiągnął przyjemność tak wielką, że nie mógł się powstrzymać. Nie był to krzyk, na który czekałam, ale z jego ust wyrwało się kilka jęków, a nawet moje imię.

Czułam, że jeszcze wszystko przed nami.

– Ivy – warknął, a jego głos wyrażał zarówno ekstazę, jak i obrzydzenie.

Złamałam go.

– Możesz zaprzeczać, ile chcesz, ale to nie zmieni jednego: jesteśmy dla siebie stworzeni. I w łóżku, i w życiu, Ian.

Zignorował moje słowa, jakby to, co się przed chwilą wydarzyło, nie miało miejsca. Poszedł do łazienki, a gdy z niej wyszedł, był w pełni ubrany i nawet na mnie nie patrzył.

– Następnym razem nie musimy używać prezerwatywy, biorę tabletki.

– Naprawdę uważasz, że będzie kolejny raz? – parsknął, znów zamieniając się w bezlitosnego Iana, zimnego jak wszystkie góry lodowe świata.

– Szczerze? I to niejeden – fuknęłam, zakładając na siebie cekinową sukienkę. Nagle poczułam się zupełnie naga.

– Dostałaś to, czego chciałaś.

– A ty?

– Jakie to ma dla ciebie znaczenie?

– Kluczowe. – Przełknęłam ślinę, nie chcąc, aby emocje wzięły nade mną górę. Nikomu i tak by się to nie przysłużyło. – Martwię się o ciebie... Dlaczego nie chcesz przyznać, że jestem dla ciebie ważna? Co w tym złego? I te ataki paniki... Coś jest nie tak, Ian.

Mimo tego, że traktował mnie jak śmiecia, bardzo chciałam mu pomóc. Chciałam go uleczyć, zabrać jego ból i przywrócić radość, którą kiedyś w sobie miał. Choć to było dawno, dawno temu.

– Daj sobie spokój, serduszko. Było miło, ale się skończyło.

– Naprawdę jesteś fiutem. – Do tej pory próbowałam być opanowana, ale na moim miejscu każdy by się złamał.

Zagryzłam wargę, która dalej smakowała nim, próbując powstrzymać wzbierające pod powiekami łzy.

Odwrócił wzrok, nie mogąc znieść mojego smutku. Złapał za klamkę, chcąc wyjść, a ja nie zamierzałam go zatrzymywać.

Nawet miłość ma swoje granice.

Kiedy z moich ust wydobyło się niekontrolowane westchnięcie, zatrzymał się i, dalej odwrócony plecami, szepnął złowrogo:

– Uznaj to za przysługę. Nigdy nie byłabyś ze mną szczęśliwa.

I tak po prostu zniknął, nie oglądając się za siebie.

Kiedy godzinę później zasypiałam, mimo bólu, który mi zadał, uśmiechałam się pod nosem.

W ciągu miesiąca wydarzyło się wszystko, o czym od tak dawna marzyłam: Ian mi zaufał, przywiązał się do mnie i przespał się ze mną, wypowiadając przy tym moje imię.

Może okoliczności naszego pierwszego zbliżenia nie były idealne, a jego zakończeniu daleko było do tego z moich marzeń. Ale wiedziałam jedno: dzisiejszej nocy Ian był w swojej sypialni zupełnie sam.

Nieumyślnie dał mi najlepszy osiemnastkowy prezent, i nie była to wolność.

Była to nadzieja.

[...]