Niegrzeczny prezes - Weronika Jaczewska - ebook + audiobook + książka

Niegrzeczny prezes ebook i audiobook

Jaczewska Weronika

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Erotyczny romans biurowy

Fryderyk Baker ma swoje powody, żeby być egocentrycznym sukinsynem, jak nazywają go brukowce. W końcu jest nieziemsko przystojnym i piekielnie charyzmatycznym prezesem korporacji.

Odkrycie tego dla Leny Artel jest tak przyjemne, jak operacja wycięcia wyrostka nożem i widelcem. Już pierwszego dnia wspólnej pracy zwyzywała go od kretynów i prawie straciła posadę.

Nic między nimi nie ma prawa się wydarzyć. On jest jej irytującym szefem, a ona ma swoje zasady. Jednak jest między nimi napięcie, któremu trudno się oprzeć.

Ku zaskoczeniu obojga seksualna fascynacja przeobraża się w trudny, emocjonalny związek, który pomaga im przetrwać w bezwzględnym korporacyjnym świecie. Para nie ma planu, jak poradzić sobie z przeciwnościami, jednak oboje są zdecydowani walczyć o swoje szczęście.

Nie spodziewają się tylko, że najzacieklejszą walkę przyjdzie im stoczyć między sobą.

 

Ta historia poruszy Wasze serca. Autorka wzbudza wiele emocji, które sprawiają, że nie da się oderwać od lektury. Zaserwowała cudowny, a zarazem oryginalny romans, w którym zatracicie się od pierwszych stron. Tej książki po prostu nie da się zapomnieć.

Daria Kornacka-Skórka, @farmer_with_the_book

Dobry romans biurowy jest na wagę złota, a bardzo dobry przynosi maksimum przyjemności z czytania, której ja doświadczyłam podczas lektury ,,Niegrzecznego prezesa”. Gorąco polecam!

Katarzyna Górka, @katherine_the_bookworm

Historia o kobiecie po przejściach i mężczyźnie, który był pewny, że może mieć wszystko, czego tylko pragnie… do czasu aż ich drogi się przecięły. Wciągająca, zaskakująca i intrygująca, a jednocześnie prosta, ale niezwykła książka, która już od pierwszych stron sprawia, że nie sposób oderwać się od lektury. „Niegrzeczny prezes” to niezwykły debiut, który podbije serce niejednej czytelniczki i sprawi, że ta historia na długo zapisze się w pamięci. Pokochacie to!

Kamila Nowiak, @camiwithbook

„Niegrzeczny prezes” to książka, która porwie Was od pierwszej strony i zagwarantuje niezapomnianą dawkę emocji. Pełna humoru, przesycona pikanterią historia. Każda chwila spędzona z tą książką była dla mnie przyjemnością. Gorąco polecam!

Monika Błaszczyk, @ksiazkowy_swiat_moniki

Ta książka to idealny balans między romansem a erotykiem. Nie mogę przestać myśleć o niezwykle wciągającej i pobudzającej wyobraźnię historii. Jestem zachwycona zmysłową grą, jaką prowadzili główni bohaterowie. Pióro autorki sprawia, że mam ochotę na więcej i nie mogę się oderwać od czytania o losach Leny i Fryderyka.

Zuzanna Salagierska, @vive_les_livres__

„Niegrzeczny prezes” to seksowna, wciągająca historia z ciekawymi, temperamentnymi bohaterami, intrygującą fabułą i emocjami, których z każdą kolejną przeczytaną stroną tylko przybywa. Książka, która nieraz zaskoczy i przyspieszy bicie serca. Polecam!

Aleksandra Kuszczak, @zaczytana_opisana

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 547

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 46 min

Lektor: Laura Breszka
Oceny
4,3 (416 ocen)
259
73
48
23
13
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agnieszka970

Z braku laku…

Matkoboska: a napewno bokserki calvin klein a nie tani Armani, a ile butów w szafie, a zegarki jakie drogie... a deski na podłodze w londyńskim domu, to z jakiego drzewa..? Za dużo tego. I jeszcze na koniec pouczenie, jaka powinna być miłość.
30
Izuczek

Z braku laku…

Zapowiadało się bardzo dobrze,jednak z każdą kolejną prseczytaną stroną było coraz gorzej. Pseudopsychologiczne przemyślenia /dialogi, miałkość budowania relacji. Był potencjał.
20
Fiba1

Nie oderwiesz się od lektury

co ta lipa gdzie zakończenie tak się nie godzi
10
susiecave

Całkiem niezła

może być,ale spodziewałam się czegoś lepszego
10
Maarcelina27

Nie oderwiesz się od lektury

super !
00

Popularność




Redakcja: Ida Pawłowska

Korekta: Sylwia Chrabałowska

Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Zdjęcia na okładce: VitalikRadko/depositphotos.com, Marta Młot

Opracowanie graficzne i skład: Maciej Trzebiecki

Redaktor prowadzący: Katarzyna Kubicka

ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa

Copyright © Agora SA, 2022

Copyright © by Weronika Jaczewska, 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone

Warszawa 2022

ISBN: 978-83-268-3954-2

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Babci Basi.

Mam nadzieję, że byłabyś ze mnie dumna

Najlepsze chwile naszego życia

rodzą się ze złych pomysłów.

– Vi Keeland, Egomaniac –

tłum. Sylwia Chojnacka

PLAYLISTA

Alle Farben, YouNotUs, Kelvin Jones – Only Thing We Know

Arctic Monkeys – Snap Out Of It

The Kooks – Sway

Kungs, Ephemerals – I Feel So Bad

Rita Ora – Anywhere

VIZE, Tom Gregory – Never Let Me Down

1

Promienie słońca wpadały przez okno i łaskotały jej twarz. Kolejny dzień budził się do życia, a dla Leny Artel oznaczało to tylko jedno – musiała wstać, założyć na twarz maskę obojętności i jakoś przetrwać ten dzień. Co gorsza, dzisiaj do zwykłej maski musiała dodać naprawdę porządny makijaż. Wczorajszy wieczór powinna spędzić w mieszkaniu przed telewizorem, a nie z przyjaciółkami, robiąc rajd po barach i klubach.

Wypiła stanowczo za dużo wina i drinków, chociaż wiedziała, że rano będzie musiała jakoś zebrać się do pracy. Takie zachowanie było do niej niepodobne, ale i okazja była niecodzienna – dzisiaj przypadała pierwsza rocznica jej rozwodu.

Tak, rozwodu.

I to był tylko jeden z powodów, przez które nie chciało jej się wstawać.

Marzyła o tym, żeby naciągnąć na głowę kołdrę i ukraść choćby dodatkowe pięć minut snu. Jednak natarczywe dźwięki powiadomień z telefonu na to nie pozwoliły. Słodka melodyjka dudniła jej w uszach, potęgując ból głowy i suchość w ustach wywołane największym kacem w historii ludzkości. No cóż, i tak powinna już wstawać.

Niechętnie sięgnęła po telefon, który leżał na szafce obok łóżka. Jedno zerknięcie na ekran sprawiło, że jej usta wypełnił gorzki posmak.

Po dziesięciu latach obchodzimy pierwszą wspólną rocznicę, z której naprawdę się cieszę.

Nie pozdrawiam, P.

Zawsze gdy widziała na wyświetlaczu numer swojego byłego męża, Piotra, jej wnętrzności skręcały się w małą kulkę, która stawała w gardle, uniemożliwiając wzięcie głębszego oddechu. Ale nie tym razem. Tym razem Piotr rozpalił jej gniew jak butelka z benzyną rozlana w lesie podczas suszy i podpalona milionem zapałek przez jakiegoś szaleńca. Wzniecał pożar tylko po to, żeby zostawić po sobie zgliszcza. I jeszcze śmiał się przy tym demonicznie jak czarny charakter z komiksów.

– Och, to totalnie w twoim stylu, ty wsysaczu życiowej energii. – Ścisnęła mocniej telefon w dłoni, jakby chciała zadać mu fizyczny ból. – Kiedy w końcu dasz mi spokój? Następnym razem podpisz się „Twój największy życiowy błąd”, bo tym właśnie dla mnie jesteś! – krzyczała głośno, mając nadzieję, że były mąż ją usłyszy.

Choć bardzo chciała być ponad to, w taki dzień po prostu nie potrafiła. Szybko wystukała odpowiedź i chcąc zdążyć przed swoim zdrowym rozsądkiem, kliknęła „wyślij”.

A ja się cieszę, że po dziesięciu latach po raz pierwszy się w czymś zgadzamy.

Pozdrawiam ze swojego mieszkania,

L.

Takie zgryźliwe, napastliwe wiadomości Piotr wysyłał jej co kilka tygodni, więc powinna już do tego przywyknąć. Jednak dalej było jej słabo za każdym razem, gdy kończyła je czytać. Dzisiaj było jeszcze gorzej, bo doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie różniła się od niego ani trochę. Zwykle starała się go ignorować, jednak połączenie szumiącego w głowie alkoholu ze smutkiem i rozgoryczeniem stworzyło mieszankę wybuchową.

– Co za fiut! – warknęła, po czym złapała pierwszą rzecz, która wpadła jej w ręce. Mocno pociągnęła za rogi jedwabnej poduszki, próbując choć trochę rozładować tańczącą w niej furię. Poczuła pod palcami napinającą się tkaninę i usłyszała charakterystyczny dźwięk rozrywanego materiału. Nie tylko nie pozbyła się złości, lecz także teraz musiała kupić nową poduszkę.

– Po prostu zajebiście – westchnęła, ocierając kilka kropel potu z czoła.

Nie wiedziała, dlaczego jego wiadomości tak mocno na nią działały. Przecież miała świadomość, że mimo wszystko nigdy naprawdę by jej nie skrzywdził. Po prostu dalej był wściekły, bo nie rozeszli się tak, jak sobie tego życzył. Może była naiwna, ale chciała myśleć, że to tylko takie drobne złośliwości.

Choć nie lubiła się nad sobą użalać ani rozpamiętywać przeszłości, w ten dzień było jej naprawdę ciężko. Robiła wszystko, co w jej mocy, ale świadomość, że miała dopiero dwadzieścia dziewięć lat, a już przeżyła więcej niż niejedna staruszka, była dobijająca. Zdrada i porzucenie przez męża dla młodszej dziewczyny, paskudny rozwód, w który zostały wciągnięte obie ich rodziny, a na koniec dzielenie się wspólnym majątkiem, łącznie z podziałem płyt CD (kto ich w ogóle słucha w czasach Spotify?), skutecznie zniechęciły ją do dalszych prób i stałych związków. Wspomnienie tego, jak walczyli o każdą rzecz jak lwy o kawałek mięsa, sprawiało, że miała ciarki na plecach.

Ale w tym wszystkim nie to było najtrudniejsze. Piętno zdrady i poczucia totalnej beznadziejności, z którą zostawił ją Piotr, będzie w sobie nosić do końca życia. I niekoniecznie chciała się z tym zmierzyć.

W pewnym sensie to było nawet zabawne, bo dla kogo porzuciłby ją, gdyby dożyli wspólnie choćby czterdziestki? Dla osiemnastolatki? Zostać porzuconą dla młodszej i ładniejszej dziewczyny, mając dwadzieścia dziewięć lat, to było coś.

Lena uwielbiała się tym torturować, jakby ta łatka nieodwracalnie coś w jej życiu zmieniła, jakby była tym naznaczona. Jej koleżanki dopiero rozkręcały się w randkowaniu, miały pierwszych poważnych chłopaków, partnerów, dopiero zaczynały myśleć o jakiejś stabilizacji, a ona już ten etap miała dawno za sobą. Przeszła całą drogę na skróty i czuła się oszukana. Marzyła o kochającym mężu, gromadce dzieci, domu z ogrodem i wspólnej przyszłości... Jednak los, a raczej jej były mąż, zaplanował to wszystko inaczej – albo z kimś innym.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk budzika:

„Dość już!” – pomyślała i wyłączyła go z impetem, jakby chciała się na nim zemścić za wszystkie krzywdy.

– Może jestem dwudziestodziewięcioletnią rozwódką, ale do pracy i tak iść muszę – dodała na głos.

Dochodziła ósma, co oznaczało, że ma jakieś pół godziny, aby umalować się, ubrać, może złapać w locie dużą kawę i dojechać do pracy na drugi koniec Warszawy. Po wczorajszym „świętowaniu” wsiadanie za kierownicę nie wchodziło w grę, pozostawała więc taksówka. Na szczęście miała firmową kartę, z której w takich sytuacjach chętnie robiła użytek. Zwlekła się z jej małżeńskiego, dawno nieużywanego w tym celu łóżka i pędem pobiegła do łazienki.

To, co zobaczyła w lustrze, pozostawiało wiele do życzenia – pod oczami fioletowe sińce z niewyspania, zarumienione policzki, spierzchnięte usta i przekrwione oczy. Teraz żałowała, że dała się namówić dziewczynom na to pijaństwo, szczególnie że dzisiaj czekał ją naprawdę ciężki dzień.

„No cóż – pomyślała – tak chyba po prostu wygląda kobieta przed trzydziestką, która zamiast czytać książkę i relaksować się przed pracowitym poniedziałkiem, wolała do drugiej nad ranem biegać od baru do baru, jakby miała osiemnaście lat”. Z żalem spojrzała w lustro i szybko wzięła się do roboty. Miała nadzieję, że zimny prysznic postawi ją na nogi, a kosmetyki zakryją ślady wczorajszych grzechów.

Ale przecież nie było aż tak źle. Lena Artel była naprawdę piękną kobietą, lecz przez ostatnie wydarzenia już tego nie dostrzegała. Miała długie, ciemne włosy, duże, brązowe oczy i pełne różowe usta, dzięki czemu zawsze wyglądały, jakby właśnie je umalowała. Ubierała się bardzo kobieco, podkreślając wąską talię, zgrabny tyłek i pełne piersi. Była średniego wzrostu, ale miała długie nogi, które chętnie eksponowała w sukienkach i szpilkach. Bycie seksowną i kobiecą przychodziło jej naturalnie i bez wysiłku. Taka już była, przynajmniej przed rozwodem.

Mężczyźni chętnie się za nią oglądali, ale ona nigdy tego nie dostrzegała: przez ostatnie dziesięć lat, ponieważ miała „tego jedynego”, a przez ostatni rok – bo bezpowrotnie go straciła.

Dochodziła ósma trzydzieści, kiedy taksówkarz wysłał jej esemesa, że czeka przed blokiem. Naturalnie, nie była jeszcze gotowa. Chwyciła laptop, torebkę i potykając się o własne nogi, próbowała włożyć białe trampki, drugą ręką zamykając drzwi.

– Na szczęście mam dodatkową parę szpilek pod biurkiem – mruknęła pod nosem. – A dzisiaj naprawdę ich potrzebuję. – Na samą myśl ją zemdliło, trochę przez wczorajsze drinki, a trochę przez to, co czekało ją w pracy.

To dzisiaj mieli poznać nowego prezesa jej firmy. I choć Lena miała to gdzieś, dyrektor jej działu zdawał się nie podzielać jej punktu widzenia.

– Nasz nowy prezes jest ucieleśnieniem wszystkiego, czego się boicie i przed czym chcecie uciec – powtarzał. – Ale nie bądźcie naiwni... to nigdy wam się nie uda. Ten facet to potwór w garniturze, a do tego znacznie bardziej skuteczny.

I podobno cholernie seksowny, jeśli wierzyć biurowym plotkom, bo Lena była zbyt zajęta własnym dramatem, żeby zaszczycić nowego CEO swoją uwagą.

Jęknęła boleśnie, siłując się z drzwiami taksówki stojącej pod jej blokiem.

– Dzień dobry, poproszę na Mokotów na Domaniewską – powiedziała, wrzucając torbę z laptopem na tylne siedzenie.

– Uprzedzam, że dzisiaj mogą być korki – odpowiedział taksówkarz. Wyglądał tak młodo, jakby dopiero wczoraj zdał egzamin na prawo jazdy. Jego twarz była gładka jak po peelingu, bez żadnej zmarszczki i choćby śladu zarostu. Jej zaufania nie wzbudził nawet fakt, że chłopak uśmiechał się miło, a jego niebieskie spojrzenie było pełne spokoju. Szybko zapięła pas, zaciskając usta w cienką linię, co pozwoliło jej upewnić się, że nie wydobędzie się z nich żadne przekleństwo.

A szkoda.

– Poniedziałek rano w Warszawie, wie pani, jak to wygląda...

– Naprawdę nie mogę się spóźnić, nie dzisiaj. Witamy w firmie nowego prezesa i wygłaszam przed nim prezentację. – Lena z trudem skrzywiła się, żeby przywołać na twarz coś w rodzaju zalotnego uśmiechu.

– W takim razie będę musiał użyć swoich tajnych skrótów. Jeśli się pani zgadza, proszę mocno się złapać – powiedział, unosząc wysoko brwi, i gwałtownie przyspieszył.

Lenie nie pozostało nic innego, jak tylko odpuścić i mieć nadzieję, że nie zwróci swoich wnętrzności po drodze. Ten chłopak chyba myślał, że gra główną rolę w Szybkich i wściekłych. Choć nie lubiła szybkiej jazdy, tym razem to było jej nawet na rękę.

– Widzę, że jest pani zestresowana, chyba musi pani pracować na wysokim stanowisku.

– Mhmm – przytaknęła Lena, sięgając po laptopa, żeby nie zachęcać kierowcy do kolejnych uwag. Chłopak nie potrzebował dodatkowego rozproszenia, a widziała, jak na nią patrzył. I nie podobało jej się to ani trochę.

Ale jego spostrzeżenie było trafne. Lena pracowała jako kierownik marki u jednego z trzech największych azjatyckich producentów elektroniki – w firmie, która była liderem sprzedaży na światowym rynku. Produkowali dosłownie wszystko – AGD, RTV, telefony, akcesoria. Mieli też kilka działów innowacji, które pracowały nad produktami, o których zwykły zjadacz chleba nawet nie potrafiłby zamarzyć. Lena odpowiadała za marketing i sprzedaż linii ekskluzywnych telewizorów. To było cholernie ironiczne, bo nawet za trzymiesięczną pensję nie mogłaby sobie pozwolić na najtańszy z modeli, które promowała.

Zwykle lubiła swoją pracę, poza momentami, gdy sprzedaż nie była na zadowalającym poziomie. Nic tak nie wyprowadzało z równowagi jej szefów jak właśnie to. Większość stanowisk kierowniczych w firmie zajmowali Azjaci. Byli znani ze swojej pracowitości oraz nieuznawania czegoś takiego jak dni wolne i odpoczynek, a przede wszystkim słabe wyniki. Dotychczasowy prezes potrafił dzwonić do Leny o siódmej rano, i to w weekend, prosząc o przygotowanie prezentacji albo jakiegoś raportu.

Ale teraz, po raz pierwszy w historii firmy, prezesem oddziału w Warszawie miał zostać Europejczyk – i do tego Polak!

Nikt nie wiedział, czego się można po nim spodziewać. Z dotychczasowymi prezesami system był jasny – trzeba być grzecznym, potakiwać, robić, o co poproszą, nie wychodzić przed szereg i siedzieć w biurze do późnych godzin nocnych. Jeśli wychodzisz z pracy przed dwudziestą pierwszą, jesteś złym pracownikiem i nie starasz się wystarczająco. Ten cały system był tak przewidywalny, że aż nudny. Ale Lena znała bardzo dobrze tę grę i lubiła w nią grać. Była ich pracownikiem jeszcze na studiach i powoli wspinała się po tej korporacyjnej drabinie – zaczynała jako praktykantka, później asystentka i przez ostatnie sześć lat doszła do kierowniczego stanowiska, co w standardach wyznaczanych przez korporacje było dobrym wynikiem.

Otworzyła laptopa, który leżał na jej kolanach, żeby jeszcze raz przejrzeć prezentację. Szlifowała ją przez ostatnie trzy tygodnie, dlatego była pewna, że sobie poradzi.

Ale gdy otworzyła laptopa, tapeta z pięknym widokiem zaśnieżonych gór znów przypomniała jej o rocznicy rozwodu. To Piotr zrobił to zdjęcie podczas ich pierwszego wypadu na narty prawie siedem lat temu. Po co jeszcze je trzymała? Czy nie powinna po raz ostatni rozliczyć się z przeszłością? On zdążył już to zrobić... Słyszała od wspólnych znajomych, że już planuje ślub z dziewczyną, dla której ją porzucił.

Nie chciała dłużej się tym zadręczać, nie miała na to siły. Gdy wychodziła za mąż, była pewna, że to ten jeden jedyny i na zawsze. Gdyby myślała inaczej, nie wyszłaby za niego. Nie była typem osoby, która przysięgałaby przed całą rodziną, przyjaciółmi i Bogiem, że nigdy go nie opuści, gdyby naprawdę w to nie wierzyła. Chciała być przy nim w zdrowiu i w chorobie, a jednak on postanowił inaczej, i miał do tego prawo. Ale nie miał prawa upokarzać jej, krzywdzić i zwalać na nią całej winy za rozpad ich małżeństwa. Zarzucał jej wiele rzeczy, w większości nieprawdziwych, a to wszystko tylko po to, by nikt nie zwrócił uwagi na fakt, że zostawia ją dla innej kobiety! Nie rozumiała, dlaczego tak się zachował, a nawet nie próbowała zrozumieć. Ktoś, z kim żyła przez tyle lat, któremu oddała się w całości, okazał się zupełnie kimś innym, obcą osobą.

Życie jest jednak przewrotne i niestety nie zawsze pisze pozytywne scenariusze.

Żeby zakończyć tę gonitwę myśli i nie rozpłakać się w taksówce, postanowiła wyjąć telefon i zadzwonić do swojej najlepszej przyjaciółki. Jedynej osoby, z którą dzieliła nie tylko pracę w korporacji, lecz także wszystkie swoje sekrety.

Prawie wszystkie.

– Natalia! – Lena przywitała przyjaciółkę trochę zbyt entuzjastycznie, biorąc pod uwagę to, że rozstały się mniej niż dwanaście godzin temu.

– Lena? – zapytała konspiracyjnym szeptem.

– Dlaczego szepczesz?

– Nie chcę go obudzić – odpowiedziała, jakby to było oczywiste.

– Kogo?

– Nie wiem, jak się nazywa, ale uwierz mi na słowo, wygląda obłędnie. – Słysząc to, Lena głośno westchnęła z dezaprobatą.

– Nati, gdzie ty jesteś?

– Jak to gdzie? U mojego CNJN.

– U kogo? – zapytała Lena, mocniej przyciskając telefon do policzka.

– Ciacha na jedną noc. Wczoraj wymyśliłam ten skrót i myślę, że świetnie się przyjmie.

– Kiedy, do cholery, zdążyłaś kogoś poznać? Przecież rozstałyśmy się przed barem o drugiej w nocy. A co do skrótu, nawet go nie skomentuję. Jest straszny. Czysty seksizm – odpowiedziała ironicznie Lena.

– A jednak komentujesz, co oznacza, że zwrócił twoją uwagę. Gdy sobie poszłaś, ja wróciłam do baru, bo zapomniałam dać napiwku kelnerowi. Po tym, jak się mu przyjrzałam, stwierdziłam, że pieniądze nie będą wystarczające. Dam mu największą nagrodę, jaką mógłby sobie wymarzyć.

– Co zrobiłaś? – zapytała Lena, wyśmiewając w duchu swoją naiwność.

– Dałam mu się przelecieć! Też powinnaś tego czasem spróbować, wiesz? Obawiam się, że tak długo tego nie robiłaś, że możesz znowu być dziewicą.

– Jesteś okropna – syknęła.

– Jestem, ale martwię się o twoją seksualną frustrację, ktoś przecież musi – powiedziała Natalia i na chwilę odsunęła telefon od ucha, jakby się czegoś przestraszyła.

– Słuchaj, muszę już kończyć – znów zaczęła szeptać – nie chcę, żeby mój CNJN się obudził. Wiesz, jak nie lubię porannych small talków, to nieludzkie próbować pleść trzy po trzy w imię przestarzałego konwenansu... A poza tym mamy mniej niż pół godziny do spotkania z naszym nowym, obrzydliwie seksownym prezesem.

– Jak ty w ogóle zdążysz? – Lena jak zwykle się martwiła.

– Już moja w tym głowa... Przyjadę na czas i będę wyglądać rewelacyjnie! A tak poza tym nie wierzę, że nie poświęciłaś tych dwóch minut na to, aby go obczaić w internecie. Facet jest tak przystojny, że przyrzekam, gdy zobaczyłam jego zdjęcie, słodki płacz tulił mnie do snu. Ale chociaż będziesz miała niespodziankę. Ciao!

– Tylko znowu nie przychodź ubrana we wczorajsze ciuchy! – krzyknęła Lena, ale przyjaciółka już zdążyła się rozłączyć w charakterystycznym dla siebie stylu: gwałtownie i bez uprzedzenia. W przeciwieństwie do Leny właśnie w ten sposób żyła, bez zahamowań i zawsze na sto procent. Lena po cichu jej tego zazdrościła, jednak nigdy by się do tego nie przyznała.

Ale przed samą sobą nie mogła udawać, że czegoś jej nie brakuje. Przez pierwsze pół roku po rozwodzie była w rozpaczy, nie chciała się z nikim widzieć i nic robić. Jedyne, czemu się poświęcała, to praca – harowała tak intensywnie, że często nie dojadała i nie dosypiała. Schudła dziesięć kilo i gdyby nie wsparcie rodziców oraz Natalii, pewnie nie wyszłaby na prostą. Jednak w ciągu ostatnich trzech miesięcy zaczęła bardzo powoli wracać do normalnego życia. Kilka kilogramów wróciło, z korzyścią dla jej ponętnej, seksownej sylwetki klepsydry. Ale przede wszystkim znowu miała ochotę na seks. I tylko na seks – nie chciała się przytulać, nie chciała sobie nic wzajemnie obiecywać... Żadnych miłości do grobowej deski, jedna nieudana w zupełności wystarczyła!

Jedyne, czego chciała, to żeby ktoś, nie zadając zbędnych pytań, porządnie złapał ją za włosy, wziął ją od tyłu, doprowadził na sam szczyt i wyszedł, bez rozmowy i pytania, czy może jeszcze zadzwonić. Chciała znowu poczuć ten dreszcz ekscytacji, wywołany zdecydowanym dotykiem mężczyzny, od którego jej sutki stawały się twarde, a między nogami rozchodziło się przyjemne ciepło. Uwielbiała czuć, jak od pożądania cierpnie jej skóra, a ona sama zatraca się w przyjemności, jakby świat wokół przestał istnieć.

To jedyne, o czym pozwalała sobie teraz marzyć. Problem polegał na tym, że nie była typem osoby, która uprawiałaby gorący seks bez zobowiązań. I nie zamierzała tego zmieniać, choć Natalia nieustannie ją do tego namawiała, a nawet proponowała podwójne randki.

Do rzeczywistości przywołał ją pisk hamulców.

– Nie! – krzyknęła do własnych myśli.

– Mam jechać dalej? – zdziwił się taksówkarz.

– Tu wysiądę, dziękuję – powiedziała Lena, spuszczając wzrok i marząc o tym, aby rozpłynąć się jak mgła o poranku.

Szybkim ruchem wrzuciła laptopa do torby, a kiedy na zegarku zobaczyła, że pobiła swój rekord i dotarła do pracy w zaledwie dwadzieścia minut, do uśmiechu pełnego wdzięczności dla taksówkarza dorzuciła także sowity napiwek. Trochę za to, że szybko przywiózł ją do pracy, a trochę za straty moralne.

W ciągu pięciu minut zdążyła wjechać windą na czternaste piętro biurowca, dotrzeć do swojego biurka, wyciągnąć spod niego pudełko z butami i zmienić trampki na czarne wysokie szpilki. Piekielnie niewygodne i tak samo seksowne.

Spojrzała na zegarek przy biurku i z satysfakcją stwierdziła, że zostało jej jeszcze piętnaście minut do przyjścia wielkiego pana prezesa.

„Chyba zdążę” – pomyślała i ruszyła z powrotem do windy. Zjechała na sam dół i stukając smukłymi obcasami o marmurową podłogę, pobiegła przez oszklony ze wszystkich stron parter biurowca. Szła prosto do kawiarni, bo nic nie stawiało jej na nogi tak, jak latte na podwójnym espresso.

Kiedy pchnęła ciężkie drzwi, z niezadowoleniem stwierdziła, że w kolejce przed nią stoją trzy osoby. Czekała więc, przebierając nogami i doprowadzając do szału pozostałych klientów.

– Cześć, Lena... Wyglądasz, jakbyś bardzo potrzebowała kawy, i to szybko – rzucił do niej zaprzyjaźniony barista.

– Nawet nie wiesz, jak bardzo...

– To co zawsze?

– Jasne. Mamy dzisiaj spotkanie z nowym szefem, wszyscy uwijają się jak małe mróweczki dla wielkiego pana prezesa. Mało nie narobią w majtki... – rzuciła Lena prześmiewczo. Zawsze gdy była zdenerwowana albo pod presją, wyrzucała z siebie słowa jak karabin maszynowy. A, umówmy się, poziom jej stresu był tak wysoki, że sięgał Neptuna, ostatniej planety w układzie słonecznym.

– Jedyne, o czym marzę, to koktajl: Netflix i łóżko! Twoja kawa trzyma mnie przy życiu i da siłę, żeby przetrwać to przedstawienie, uśmiechać się grzecznie, przytakiwać i udawać, że cokolwiek mówi ten bufon, mnie to interesuje...

– Naprawdę zapowiada się ciężki dzień – odpowiedział mężczyzna, podając jej kawę. – W takim razie powodzenia i trzymam mocno kciuki za twoje przetrwanie.

– Dzięki, Greg, jesteś najlepszy! – powiedziała i wrzuciła napiwek do kubka przy kasie.

Lena, widząc na zegarze nad głową Grega, że zostały jej tylko cztery minuty, energicznie się obróciła i chciała puścić pędem do wind. Niestety, był to jeden z tych dni, gdzie nic nie szło po jej myśli. Odwracając się, zahaczyła o łokieć rozmawiającego przez telefon mężczyzny, który drugą ręką szukał czegoś w pięknej ciemnobrązowej torbie na laptopa ze złotymi wytłoczonymi inicjałami. Wyglądała na szytą ręcznie na zamówienie i wręcz mówiła do Leny: „nie stać cię na mnie”.

Kubek kawy wypadł jej z rąk, a połowa zawartości wylała się na rękaw jej jedwabnej białej bluzki, parząc ją przy tym.

– Ach, nożeż kur... – Mimo ogromnej złości i piekącej od kawy skóry powstrzymała się przed wykrzyczeniem ostatnich liter. – Uważaj, człowieku, nie jesteś tu sam! Kretyn! – krzyknęła w stronę mężczyzny i pobiegła prosto do otwartych drzwi windy. Nie zdobyła się nawet na to, aby podnieść głowę i obdarzyć niezdarę choćby krótkim spojrzeniem. Naprawdę nie miała na to czasu. Jeszcze minuta i będzie spóźniona.

Gdy stała w windzie i naciskała przycisk piętra, na którym znajdował się dział marketingu i sprzedaży, jedno wciąż nie dawało jej spokoju.

Zapach, który poczuła od nieznajomego.

– Był tak cholernie... – powiedziała do siebie, nabierając gwałtownie powietrza, jakby dłoń mężczyzny mocno trzymała ją za delikatną skórę na szyi i uniemożliwiała złapanie oddechu.

– ...uzależniający. – Właściwe słowo przyszło jej do głowy, dopiero gdy usłyszała dzwonek otwieranych drzwi.

Chociaż tego faceta już dawno przy niej nie było, ona dalej czuła się otulona jego zapachem. Najbardziej seksownym i pociągającym, jaki kiedykolwiek czuła. Był drapieżny, zdecydowany i unikatowy. Dosyć ciężki, uwodził swoją męskością i czymś bardzo ulotnym. Nieznajomy pachniał tak, jakby chciał powiedzieć światu, że to on nim rządzi, a nie odwrotnie – przywilejem, pieniędzmi i pożądaniem.

Jednak równocześnie było w nim coś bardzo pierwotnego, coś, co przywodziło jej na myśl gęsty las lub dżunglę po deszczu. Nie mogły być to zwykłe perfumy, które można kupić w sklepie, miały w sobie coś więcej. Naturalny zapach mężczyzny, drzewno-korzenny, wykończony bardzo soczyście, jak grejpfrut i pomarańcza. Mając go wokół siebie, czuła się bezpieczna i zagrożona równocześnie, jeśli miało to jakikolwiek sens.

– Jak ty wyglądasz? – wyszeptała prosto do jej ucha Natalia, tłumiąc śmiech.

Lena wzdrygnęła się, słysząc głos przyjaciółki. Nie wiedziała, kiedy zamknęła oczy, nie wiedziała nawet, że stoi pośrodku korytarza i blokuje przejście. Dopiero kiedy poczuła czyjś łokieć na swoim brzuchu, zobaczyła idących gęsiego kolegów z działu, którzy zmierzali wprost do wielkiej przeszklonej sali konferencyjnej.

– Chyba wiesz, że nie tak się pije kawę, prawda? – Lena przyłożyła otwartą dłoń do czoła, chcąc się upewnić, że to wszystko dzieje się naprawdę.

– Jakiś nadęty bufon łokciem wytrącił mi kubek – wyjaśniła Natalii, podwijając rękawy białej bluzki, żeby ukryć plamę.

– A tak w ogóle, to co ty tu robisz? Jak to możliwe, że dotarłaś do biura przede mną?

– Leniutku... – powiedziała pobłażliwie. – Nie jestem aż tak lekkomyślna, jak ci się wydaje. Zanim poszłam z tym chłopakiem, zapytałam go, gdzie mieszka. Gdy wrzuciłam adres do Google’a i okazało się, że mieszkanie jest blisko biura, zrozumiałam, że to przeznaczenie – powiedziała Natalia i klasnęła w dłonie, ciesząc się, jakby co najmniej wygrała olimpiadę.

– Jak zwykle jesteś bardzo romantyczna. Tylko te ciuchy... Chyba wczorajsze? – zakpiła Lena.

– No i co z tego? – Natalia nie dała się zbić z tropu. – I tak wyglądam lepiej niż połowa tego biura, z tobą na czele! – Wskazała palcem na poplamiony rękaw koszuli Leny.

– Dobra, chyba jednak muszę pobiec do biurka po marynarkę, zajmiesz mi miejsce? Bez ciebie nie przetrwam tej katorgi.

– No raczej! Jeśli mam przeżyć tę torturę, to tylko z tobą. – Lena uniosła brew, nie rozumiejąc o co jej chodzi, dlatego Natalia wyjaśniła: – Być obok tak piekielnie apetycznego faceta, wiedząc, że nigdy nic się między nami nie wydarzy... To gorsze niż śmierć! Ale nie martw się, postaram się o dobre miejsca, chociaż sobie popatrzymy. Facet mógłby być moim synem, dasz wiarę?

– Nigdy nie byłaś najlepsza z matematyki, dlatego to właśnie ja odpowiadam za strategię i cyferki. Żeby być jego matką, musiałabyś go urodzić jako nastolatka. Albo i wcześniej.

– Może... Ale i tak jestem za stara. A ty? Ciągle masz szansę.

– Uwielbiam twoje poczucie humoru – prychnęła, ale po chwili dodała:

– Na początku postaraj się o dobre miejsca, a to oznacza na samym końcu sali, tak abym mogła chociaż troszkę odespać ten wczorajszy rajd, który mi urządziłaś. To był niezbyt dobry pomysł upić się dzień przed przyjściem nowego szefa – powiedziała zrezygnowana.

– Lepiej biegnij już po tę marynarkę – skarciła ją Natalia i ruszyła w stronę sali konferencyjnej. Po chwili, nie odwracając się, krzyknęła jeszcze do Leny:

– I weź ze sobą cukierki, które trzymasz w drugiej szufladzie. Wiem, że je podżerasz, gdy nikt nie patrzy!

Lena zaśmiała się i spojrzała na zegarek. Było pięć po dziesiątej, a to oznaczało, że już się spóźniła.

– Cholera – warknęła na samą siebie.

Pan prezes podobno był bardzo niecierpliwy i nie lubił, gdy kazano mu czekać. Była to jedna z niewielu informacji, które zapamiętała z paplaniny jej koleżanek z działu. Wszystkie kobiety w biurze nie mogły doczekać się tego dnia, wszyscy mężczyźni zaś się go obawiali. Od kilku miesięcy huczało od plotek, kim jest ten fantastyczny nowy prezes. To, co Lena mimochodem usłyszała w kuchni czy na korytarzu, składało się na raczej nieciekawy obrazek.

Fryderyk Baker znany był nie tylko ze swoich ogromnych sukcesów w kraju i za granicą, lecz także z licznych miłosnych podbojów. Podobno wielokrotnie lądował na okładkach angielskich brukowców po zakończeniu kolejnego romansu z modelką czy inną znaną aktorką.

Dziewczyny plotkowały, że jest nieziemsko przystojny, ma ogromną charyzmę i równie wielkie ego. O tym wszystkim Lena miała się dopiero przekonać, gdyż przez ostatnie wydarzenia w jej życiu nie miała nawet siły na wpisanie jego imienia i nazwiska do przeglądarki internetowej. Wiedziała, że jak to z prezesami bywa, po nim przyjdzie następny, a ona i tak musi robić swoje.

Fryderyk Baker pochodził z Londynu, gdzie przeprowadził się z rodziną z Warszawy, gdy jeszcze nie potrafił mówić. Na jego koncie były ogromne sukcesy ich największej konkurencji, a także bardzo duże pieniądze, o jakich wielu ludzi nawet nie śmiało marzyć. Wszyscy się zastanawiali, jak to możliwe, że tak skuteczny i doskonale zarządzający firmą prezes nagle z samego szczytu Londynu odchodzi bez słowa wyjaśnienia.

Baker zrezygnował z pracy w poprzedniej firmie właściwie z dnia na dzień, odrzucając jedno z najbardziej prestiżowych stanowisk w całym elektronicznym świecie. A wszystko dla, równie wielkiego co prawda, producenta elektroniki, ale jednak jego oddziału w Polsce. Mimo że firma jest światowym liderem, Baker na pewno nie zarobi w Warszawie takich pieniędzy i nie zdobędzie takich tytułów, jakie umożliwiał mu Londyn. I zrobił to wszystko dla swojej największej konkurencji, którą do tej pory próbował zniszczyć – grając fair, ale jednak.

„Pewnie znudził się obracaniem kolejnych modelek, potrzebuje nowych wyzwań... typowy facet” – pomyślała Lena, otwierając drzwi do sali konferencyjnej.

Mimo że spóźniła się dobre dziesięć minut, nowego prezesa wciąż nie było. Wzrokiem odnalazła Natalię i cicho obok niej usiadła, patrząc przez wielkie okno na zapierający dech w piersiach widok. Choć pracowała tu już tyle lat, nigdy nie przestał on robić na niej wrażenia, a już szczególnie w tak piękny, słoneczny dzień jak dzisiaj. Warszawa, z Pałacem Kultury na pierwszym planie, tak bardzo zróżnicowana, zakorkowana, ale pełna pięknych miejsc, była jej domem, którego mimo wszystko nigdy nie chciała opuścić. Mimo upokorzeń, których tu doznała, i tego, że po rozwodzie wiele miejsc kojarzyło się jej zbyt boleśnie, by je odwiedzać, dalej kochała to miasto.

„To chyba ostatnia miłość, jaka mi została” – pomyślała, wkładając do ust cukierka.

Kiedy przełknęła ostatni kęs czekolady, drzwi sali konferencyjnej się uchyliły, a wszyscy pracownicy zamarli. Najpierw powoli wchodzili dyrektorzy poszczególnych działów: HR, marketingu, sprzedaży, administracji, a na samym końcu druga najważniejsza osoba w firmie – dyrektor finansowy.

– Moi drodzy! – przemówił po angielsku dyrektor, który nazywał się tak, że niestety Lena nie była w stanie tego zapamiętać. Na szczęście Azjaci lubili nadawać sobie europejskie pseudonimy, a ten przedstawiał się jako John. – Wiem, że już nie możecie się doczekać, aż poznacie naszą nową nadzieję, naszego asa w rękawie... Nie będę okrutny i nie przedłużę tej chwili, choć wiecie, jak lubię, gdy uwaga skupia się właśnie na mnie... – Chór pracowników zaśmiał się znacznie głośniej, niż na to zasługiwał dowcip Johna.

– Cholerne lizusy! – szepnęła Natalia. – John jak zwykle popisuje się swoim brakiem poczucia humoru... i nie tylko humoru. – Natalia puściła do niej oczko.

Mimo że Leny naprawdę nie interesowało, kim jest nowy prezes, to oczekiwanie i atmosfera napięcia udzieliły się także i jej. Delikatnie, manewrując tak, aby nie upaść do tyłu, odchyliła się na krześle i próbowała dojrzeć, kto stoi za szklanymi drzwiami. Nagle zobaczyła skrawek brązowej skóry. To była torba na laptopa: ta brązowa, idealna torba z wytłoczonymi na złoto inicjałami.

– Nie, to nie może być on... nie, nie, nie! – wyrwało się mimowolnie z jej ust.

– Co ty bredzisz? Kto? – zapytała Natalia, lekko trącając ją łokciem w bok.

– Obawiam się, że nasz nowy prezes to mój kretyn z kawiarni.

– Jakiej kawiarni? O czym ty mówisz? – Natalia nie dawała jej spokoju.

W tym samym momencie John głęboko wciągnął powietrze, omiótł salę przydługim spojrzeniem i na głośnym wydechu krzyknął z entuzjazmem godnym fanatycznego kibica:

– Moi drodzy, poznajcie go! Jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny... Fryderyk Baker!

Cała sala zaczęła bić brawo. Wszyscy poza Leną. Ona była zbyt skupiona na tym, aby nie zwymiotować na piękną torbę nowego prezesa. Nawet nie podniosła głowy, aby mu się przyjrzeć, tak bardzo bała się potwierdzenia, że osobą, która od dzisiaj odpowiada za jej karierę, za jej być albo nie być w firmie, jest facet, którego zwymyślała w kawiarni.

Najpierw usłyszała jego głos. Był niski, dźwięczny i lekko zachrypnięty. Zdradzał opanowanie, profesjonalizm i cholerną pewność siebie. Taki głos nie musiał krzyczeć, aby być słyszanym. Już samym tym głosem mógłby ją zmusić, żeby zrobiła wszystko, co jej każe. I błagałaby o więcej.

Choć nie wiedziała, o czym mówi, to sposób, w jaki mówił, sprawił, że wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł dreszcz. Mimowolnie poczuła delikatne ciepło między nogami i wyobraziła sobie, jak nowy szef wykrzykuje jej imię. Zawsze miała słabość do seksownych, ciepłych głosów i pięknych perfum.

A do tego miała przesrane.

– Co ty robisz? – Natalia wyrwała ją z zamyślenia. – Spójrz na niego! Czy ty widzisz, jak on wygląda? Podnieś głowę dla tej nieziemskiej klaty!

– Boję się... Jeśli to on, to mogę już zacząć się pakować. – Lena odpowiedziała ledwie słyszalnym szeptem.

Ale już nie było odwrotu. Nie musiała na niego patrzeć, żeby być pewna, że to on, ten palant z kawiarni. W popłochu próbowała sobie przypomnieć, co takiego paplała, ale szybko się okazało, że nie było takiej potrzeby.

Fryderyk Baker chętnie ją w tym wyręczył.

– Dziękuję, John, za ciepłe powitanie – powiedział po angielsku z delikatnym brytyjskim akcentem.

– Przepraszam także za małe spóźnienie, ale jednej z naszych pracownic tak bardzo się spieszyło, że padłem ofiarą jej kawy. Bardzo się cieszę, że niektórym z was naprawdę zależy na wysłuchaniu tego, co mam do powiedzenia, mimo że – nie bójmy się tego powiedzieć – często mówię od rzeczy. Powiem szczerze, że czasami także wolałbym oglądać w łóżku Netfliksa, zamiast słuchać samego siebie – powiedział Fryderyk z ledwo wyczuwalną przekorą w głosie, której nikt poza Leną pewnie by się nie doszukał.

– Ale to nie wszystko. Chciałbym bardzo podziękować wszystkim wam, którzy przygotowaliście mi to miłe powitanie. Mój informator doniósł, że wszyscy uwijaliście się, cytuję „jak małe mróweczki...”, aby mój pierwszy dzień w nowej pracy przebiegł, powiedzmy, w miłej atmosferze. Chciałbym zaznaczyć, że bardzo to doceniam, i już czuję, że oprócz kawałka dobrej roboty, której wspólnie dokonamy, będziemy się też świetnie bawić – ciągnął Fryderyk.

Lena zagryzła dolną wargę tak mocno, że czuła metaliczny posmak na języku. Jeśli wcześniej myślała, że się denerwuje, to nie miała pojęcia, o czym mówi. Teraz jej ręce niekontrolowanie drżały, a szczeka zaciśnięta była tak mocno, że nie wiedziała, czy zdoła ją otworzyć.

Chyba jedyną gorszą rzeczą od tego, że obgadywała swojego prezesa za plecami, był fakt, że to ewidentnie go rozśmieszyło. Albo przynajmniej dobrze się maskował, jak przystało na aroganckiego przystojniaka z ego wielkości Azji.

– Wierzcie lub nie, ale miałem przygotowane zupełnie inne przemówienie, jednak ktoś mi przypomniał, że spontaniczność potrafi się czasem opłacić... a czasem nie. – Wypowiadając te słowa, Baker patrzył Lenie prosto w oczy, celowo przedłużając spojrzenie, nawet gdy już skończył przemowę. Jego wzrok był nieprzenikniony, nie uśmiechał się, ale jego twarz nie wyrażała też złości. Jedyne, co można było z niej wyczytać, to satysfakcja, jakby właśnie osiągnął swój cel.

Patrzyli tak na siebie jeszcze przez kilka sekund, aż dziewczyna przegrała tę niemą bitwę i uciekła wzrokiem.

Twarz Leny pokrył ogromny rumieniec, a wargi zaczęły krwawić i kolorem przypominały wytrawne wino, które wczoraj piła. Świat dookoła niej wirował i myślała, że od nadmiaru emocji za chwilę zemdleje. Nie zdawała sobie jeszcze sprawy z tego, że były one wywołane nie tylko stresem o utratę pracy i obrażenie nowego prezesa.

Fryderyk Baker miał niezaprzeczalne powody, żeby być egocentrycznym sukinsynem, jak często nazywały go brukowce. A zrozumienie tego było dla Leny tak przyjemne jak operacja wycięcia wyrostka przeprowadzona za pomocą noża i widelca.

Kiedy zobaczyła jego idealnie wyrzeźbione ciało, przestała dziwić się modelkom, które zmieniał jak drogie zegarki na swoim ręku, bo sama w tym momencie chętnie byłaby spinką na jego mankiecie. Nie chciała się do tego przyznać, ale gdyby to od niej zależało, chętnie przesiedziałaby na tym krześle cały dzień, aby tylko móc się na niego bezkarnie gapić.

A było co podziwiać. Fryderyk Baker miał co najmniej metr dziewięćdziesiąt wzrostu i sylwetkę wysportowaną w najbardziej możliwie seksowny sposób. Jego szerokie barki i ramiona wystawały spod idealnie skrojonej, białej koszuli, ukazującej delikatnie zarysowane mięśnie klatki piersiowej. Rękawy, które niedbale podwinął do samych łokci, odkrywały potężne przedramiona pokryte delikatnymi żyłkami. Na prawym nadgarstku miał duży srebrny zegarek z granatową tarczą, na który Lena prawdopodobnie nie mogłaby sobie pozwolić nawet po roku głodówki i odkładania całej pensji na wysoko oprocentowaną lokatę.

Gdy mężczyzna opierał się o stół przed sobą, mięśnie jego barków i ramion mocno się napinały, a spod rozchylonych guzików wystawała opalona skóra. Jego stalowoszary garnitur był doskonale uszyty i wyprasowany, a duże wybrzuszenie między nogami nie pozostawiało pola wyobraźni. Mimo że jego ciało wyglądało jak rzeźbione przez neurotycznego perfekcjonistę, nie to było w nim najbardziej pociągające.

To spojrzenie jego ciemnoniebieskich, prawie granatowych oczu sprawiało, że Lena bała się o samą siebie. Było zupełnie nieprzeniknione i trudno było powiedzieć, o czym ten człowiek naprawdę myśli. Podkreślały je drobne zmarszczki wokół oczu oraz długie, ciemne rzęsy.

Surowe, prawie bezwzględne spojrzenie kontrastowało z opadającymi na jego czoło gęstymi blond włosami, do których układania niezbyt się przykładał. To sprawiało, że był jeszcze bardziej seksowny, i to w najlepszy, niewymuszony sposób.

Na nosie miał ciemnobrązowe okulary w półokrągłych oprawkach – tylko one nieco łagodziły jego władcze spojrzenie.

Fryderyk zacisnął pełne, różowe usta i odchrząknął.

– Nie mogę się doczekać, aż wszyscy dobrze się poznamy. – Spojrzał wymownie na Lenę i przyłożył kciuk do dolnej wargi, dociskając ją mocno, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiał. To sprawiło, że jej kark pokrył się gęsią skórką, a oddech mimowolnie przyspieszył. Jeśli to w ogóle możliwe, jej rumieniec stał się jeszcze bardziej czerwony: teraz idealnie stapiała się z ceglaną ścianą, o którą się opierała. – Moja asystentka Annie będzie koordynowała nasze spotkania. Wiem, że część zespołów przygotowała prezentacje, które ułatwią mi szybkie wdrożenie i poznanie firmy. Dodatkowo chciałbym wszystkich zaprosić na powitalną imprezę w piątek po pracy, szczegóły Annie roześle wam mailem. Ale najważniejsze: chcę, żebyście wiedzieli, że moje drzwi są dla was zawsze otwarte, dla każdego, bez wyjątku, nawet jeśli ktoś uważa mnie za kretyna. – Na te słowa Fryderyka Lena cicho jęknęła. – A więc oddaję głos Annie, która opowie wam, jak będą przebiegały nasze spotkania.

Fryderyk skinął lekko głową na swoją asystentkę, której wygląd nikogo nie dziwił. Annie była piękna w najbardziej oczywisty sposób, w jaki kobieta może być piękna. Miała kręcone blond włosy sięgające ramion, brązowe oczy i duży biust, który chętnie podkreślała za pomocą głębokich dekoltów. Jej długie nogi dodatkowo wydłużały dwunastocentymetrowe szpilki, a spódniczka była tak krótka, że można było się zastanawiać, czy na pewno pracuje u światowego lidera w produkcji elektroniki.

– Co tak dyszysz, zobaczyłaś ducha? – szepnęła Natalia, gdy za Fryderykiem zamknęły się szklane drzwi.

– Opowiem ci wszystko, jak tylko stąd wyjdziemy. Masz papierosy? Albo chociaż valium? – odpowiedziała Lena desperackim tonem.

– Papierosy mam. Po twojej minie widzę, że dzisiaj raczej złamiesz zasady i zapalisz nie raz, co? Ale teraz cicho, nasza Annie przemawia. Swoją drogą nie rozumiem, jak można być aż taką ignorantką w sprawach mody. Czy ty widzisz, jak ona wygląda? Różowa krótka spódniczka?! Czy ona myśli, że jest lalką Barbie? – zaśmiała się Natalia, ale Lena była zbyt zdenerwowana, żeby jej odpowiedzieć. Ze wszystkich sił próbowała skupić się na tym, co mówiła asystentka, jednak umówmy się, nie było to łatwe zadanie.

– Kochani, wiem, że do tej pory znaliście mnie jako asystentkę działu sprzedaży, dlatego tym bardziej cieszę się, że dzisiaj możecie zobaczyć mnie w nowej roli. Jeśli chcecie umówić się na spotkanie z naszym nowym prezesem, Fryderykiem Bakerem, lub macie jakiekolwiek pytania, proszę, kierujcie się do mnie. Jako że powoli zbliża się już pora lunchu, nie wszystkie spotkania z Fryderykiem odbędą się dzisiaj. Każdą z osób, które mają przygotowane prezentacje, bardzo proszę o bycie w gotowości, gdyż będę wszystkich osobiście zapraszać z piętnastominutowym wyprzedzeniem. Spotkania będą się odbywać tutaj, w naszej dużej sali konferencyjnej. Życzę wszystkim miłego i owocnego dnia, czekajcie na moje wiadomości.

[...]