Na zawsze Paryż - Weronika Jaczewska - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Na zawsze Paryż ebook i audiobook

Jaczewska Weronika

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

558 osób interesuje się tą książką

Opis

Był tylko moim przełożonym… a potem zabrał mnie do Paryża

Bastien jest surowym szefem, a Nina, jego asystentka, nie cierpi go z całego serca. Gdy dowiaduje się o jego przeprowadzce do Paryża, czuje ulgę – do czasu, aż słyszy, że ma jechać razem z nim.

To polecenie służbowe!

Paryż okazuje się miastem nie tylko miłości, lecz także namiętności i intryg. Nina, silna i niezależna, musi zmierzyć się z uczuciami, które mocno komplikują jej świat i zmuszają do podjęcia trudnych decyzji.

Czy pod maską gbura kryje się coś więcej niż tylko rozkazy?

A może rozkazy poza biurem staną się zaskakująco… przyjemne?

 

Weronika Jaczewska została pisarką w wieku 29 lat, wtedy doszła do głosu ta jej część, którą próbowała uciszyć. Wcześniej przez wiele lat pracowała w międzynarodowych korporacjach jako specjalistka ds. marketingu. Zadebiutowała romansem biurowym Niegrzeczny prezes. Później ukazały się: powieść Niepokorny driver rozgrywająca się w środowisku kierowców Formuły 1 oraz romanse new adult Shameless i Heartless. Jest żoną i mamą. Na co dzień mieszka w Szwajcarii. W wolnym czasie dosłownie pożera książki, jeździ na snowboardzie i słucha muzyki Arctic Monkeys.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 420

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 59 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Kim Sayar

Oceny
4,4 (446 ocen)
285
92
46
19
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
annataa

Dobrze spędzony czas

Dokładnie, dobrze spędzony czas. Typowy romans na wieczorne posiedzisko z herbatką. Nic ambitnego ale przyzwoicie napisane. Jedyne zastrzeżenie to męczące, kompletnie nie potrzebne wątki dominowania.
10
kati2001
(edytowany)

Z braku laku…

Nudnawa chwilami, relacja między bohaterami letnia i miałka. To po prostu bardziej rozbudowany harlequin.
10
imstrelicja

Z braku laku…

Myślę, że jest to książka z potencjałem. Szkoda, że nie została bardziej rozbudowana. Bywało nudno, trochę letnio między bohaterami. Jako kompletna całość - lekka, taka sobie, przeczytać - zapomnieć
endzi1989

Całkiem niezła

wymęczyłam 😔 strasznie się mi ciągło😔 za nudna jak dla mnie
00
baloo1

Dobrze spędzony czas

Od razu dałam się wciągnąć w wir tej burzliwej relacji a potem, wraz z nimi udać się w podróż do miasta miłości. A dalej już miłości nie brakowało. Nina od zawsze nie lubi swojego szefa Bastiena. Wydaje jej się zarozumiały i widzący jedynie czubek własnego nosa. Jakże jest szczęśliwa, kiedy dowiaduje się, że Bastien w interesach uda się do Paryża aby objąć stanowisko dyrektora w tamtejszym oddziale firmy. Radość nie trwa jednak zbyt długo, ponieważ szef zamierza zabrać ją ze sobą, jako swoją asystentkę. Nina na początku zdecydowanie odmawia, ale po czasie, taka oferta staje się dla niej nie do odrzucenia że względów finansowych. To historia miłosna wyrazistych osobowości. Pełna zwrotów akcji, namiętności i intryg. Fani romansów dostaną tutaj wszystko, czego potrzebują. Będzie romantycznie, nie braknie również emocji i dobrego humoru. A to wszystko w pięknym i romantycznym Paryżu.🗼
00



Redaktorka inicjująca: Agnieszka Mazurkiewicz

Redakcja: Ilona Siwak

Korekta: Maria Gładysz, Marzena Kłos

Konsultacja językowa: Izabela Wiechnik

Projekt okładki: Magdalena Palej

Zdjęcia na okładce: Jacob Lund/Shutterstock, Chris Karidis/Unsplash

Opracowanie graficzne i skład: Maciej Trzebiecki

Redaktor prowadzący: Marcin Kicki

ul. Czerska 8/10 00-732 Warszawa

www.wydawnictwoagora.pl

Copyright © by Weronika Jaczewska, 2025

Copyright for this edition © by Agora Książka i Muzyka Sp. z o.o., 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone

Warszawa 2025

ISBN: 978-83-8380-142-1

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Usłyszałam kiedyś, że Paryż to takie miasto, w którym spełniają się najskrytsze marzenia. Choć trudno się nie zgodzić (szczególnie gdy patrzy się na wieżę Eiffla, stojąc na Pont d’Iéna...), pragnę Ci przypomnieć, że nie jest jedynym takim miejscem.

Masz je w sobie, Kochana Czytelniczko ♥

I nigdy o tym nie zapominaj!

1

Nie znosiłam mojego szefa i niespecjalnie się z tym kryłam.

Za każdym razem, gdy mnie o coś prosił, przewracałam oczami. Odkąd mnie na tym przyłapał, starałam się robić to subtelniej, ale nie zawsze z sukcesem.

Przyrzekam, że gdyby nie piekielny kredyt zaciągnięty na kawalerkę na obrzeżach Wrocławia, już dawno rzuciłabym tę pracę.

– Pani Nino? – Usłyszałam donośny bas dochodzący z gabinetu szefa.

Tak, nie miał w sobie nawet tyle klasy, żeby podejść albo napisać. Po prostu się wydzierał, żądając błyskawicznej reakcji.

Idiota.

– Tak, panie Morgan? – Otworzyłam szerzej przeszklone drzwi gabinetu. Zrobiłam to z taką werwą, że prawie potknęłam się na wysokich, cienkich szpilkach, które zwykle nosiłam w pracy.

Bastien Morgan – aka mój irytujący szef – uniósł ciemną brew i chrząknął, bo poczuł się niezręcznie. Sama myśl, że gdybym się przewróciła, musiałby mi pomóc, pewnie wywoływała ciarki na jego muskularnych plecach.

– Chciałbym z panią porozmawiać. – Ruchem ręki wskazał krzesło po drugiej stronie biurka. – To ważne...

Zobaczyłam, jak kącik jego pełnych ust drży. Zwykle twarz szefa wyglądała jak wyrzeźbiona w marmurze, niczym muzealny eksponat, rzadko jak u człowieka z krwi i kości.

To sprawiło, że mój żołądek się skurczył. Ale tylko trochę.

– O co chodzi? – Wygładziłam przylegającą do ud czarną spódniczkę i zajęłam miejsce.

W myślach wertowałam wszystkie ostatnie dokumenty, które przygotowałam dla Morgana. Nie było się do czego przyczepić. Kosztowało mnie to trzy zarwane noce z rzędu, ale tego akurat byłam pewna: wszystko było dopięte na ostatni guzik.

Przyglądałam się, jak szef rozsiada się wygodnie na krześle i kładzie ręce na biurku przed sobą. W lewej dłoni trzymał złote pióro, które obracał między długimi palcami. Gdybym nie była jego asystentką tak długo, mogłabym pomyśleć, że denerwował się rozmową ze mną.

– Do rzeczy – strzelił jak z karabinu. Typowe. Ten człowiek żył dla konkretów. – Otrzymałem pewną propozycję... – Skierował na mnie zimne spojrzenie. To sprawiło, że poczułam się jak na przesłuchaniu. – Jeden z francuskich oddziałów naszej firmy wymaga reorganizacji, powiedzmy... odświeżenia. Ich największy klient zarekomendował mnie na stanowisko nowego dyrektora zarządzającego.

Moje serce podskoczyło radośnie w piersi. Czy to oznaczało, że Morgan wyprowadzi się z Polski i tym samym mnie od siebie uwolni?

Byłam przekonana, że ten tydzień będzie wyglądał jak każdy poprzedni, a tymczasem w poniedziałek dostałam taki prezent! To jak wygrana w totka, o której każdy skrycie marzy, ale nikt tak naprawdę nie wierzy, że mu się poszczęści.

– Przyjęcie tej posady oznacza, że mogę wciągnąć na pokład kogo chcę, i zabrać ze sobą do Paryża. Taki warunek im postawiłem.

– Gratuluję. – Brzmiało to sztucznie, ale co tam.

Oczywiście szef nie zamierzał mi podziękować. On, w przeciwieństwie do mnie, nie dbał o pozory i savoir-vivre.

– Swoje obowiązki przejmę już w lipcu.

– Co oznacza, że został panu miesiąc – wyszeptałam, z trudem powstrzymując się przed szerokim uśmiechem.

Chwilę później moje nadzieje rozpadły się w pył.

– Został nam, pani Nino – poprawił mnie. – Oczekuję, że pojedzie pani ze mną. – Jego ton był głęboki i pewny.

– Słucham? – Tylko tyle udało mi się wydusić.

Po uśmiechu nie było już śladu.

– Proszę nie udawać zdziwionej. To chyba oczywiste – pouczył mnie. – Zna pani francuski. Poza tym na miejscu muszę mieć przy sobie kogoś zaufanego. Będziemy mieli naprawdę dużo pracy.

Nie przywykł do prawienia mi komplementów. Nawet tak zawoalowanych.

Kiedy mówił, bacznie go obserwowałam. Nie patrzyłam mu w oczy, ale wodziłam wzrokiem po silnie zarysowanej szczęce pokrytej krótkim zarostem. Wpatrywałam się w jego szerokie ramiona wybijające się spod stalowoszarej marynarki i idealnie zawiązany cienki krawat. Ten facet był tak pewny siebie i równocześnie tak nonszalancki, że nawet nie przyszło mu do głowy, że mogę odmówić.

A to właśnie zamierzałam zrobić.

Miałam dwadzieścia siedem lat. Pracowałam tutaj od ukończenia studiów. W tym czasie kilkukrotnie próbowałam wspiąć się po korporacyjnej drabinie, ale szef mi to uniemożliwiał. Przez to od czterech lat byłam tylko jego asystentką. W dodatku taką, której przydziela się najtrudniejsze i najbardziej wymagające zadania, a ich wykonanie zajmuje więcej czasu, niż przewiduje etat.

Miałam swoje aspiracje, a z powodu szefa nie mogłam ich zrealizować.

– Pochlebia mi pan, ale muszę odmówić.

– Słucham? – Jego dłoń powędrowała w kierunku podbródka. Zaczął pocierać go kciukiem, wyraźnie zafrasowany. – Pani Nino, czy to żart? – Skrzywił się nieznacznie.

Nie był zadowolony.

– Znam francuski, to prawda, ale nie sądzę, że w stopniu wystarczającym, by pracować we francuskiej firmie. Obawiam się, że mogłabym sobie nie poradzić.

– Nie widzę żadnego problemu – odparł, stukając palcami o blat biurka i wpatrując się we mnie tak, jakby chciał mnie ostrzec przed wypowiedzeniem jednego słowa za dużo. – Firma opłaci pani na miejscu kurs, żeby poczuła się pani pewniej. Zresztą w większości sytuacji i tak wystarczy pani angielski.

– Naprawdę nie mogę. – Robiłam wszystko, aby brzmieć stanowczo. Ale trudno było przegadać Bastiena Morgana.

Poza tym każda osoba na moim miejscu pewnie dałaby się pokroić za taką szansę. Mój szef tylko to potwierdził.

– Chce pani odrzucić znacznie wyższą pensję, służbowe mieszkanie i budżet na przeprowadzkę? Dlaczego? – Zacisnął usta tak mocno, że kolorem zaczęły przypominać wino.

Musiałam wymyślić coś na poczekaniu.

– Sprawy osobiste – odpowiedziałam szybko.

Z językiem się nie udało, więc to była moja ostatnia deska ratunku.

Przez kilka chwil panowała między nami niezręczna cisza. Nie wiedziałam, jak się zachować: wyjść, pogratulować mu raz jeszcze, przeprosić? A on jedynie zmierzył mnie tym surowym spojrzeniem, jakby chciał odczytać, czy moje słowa miały coś wspólnego z prawdą.

Nie miały, ale nic mu do tego.

– Czyżby chodziło o związek? – zapytał z udawaną troską. – Jeśli pani chce, to może pani jechać z chłopakiem. – Kpiąco uniósł kącik ust. Wiedział, że blefuję. Próbowałam szukać błyskotliwej wymówki, ale na próżno. W mojej głowie była wyłącznie pustka.

– No, chyba że woli pani jechać sama – dodał, przyglądając mi się uważnie. – I proszę się nie martwić, że nie odnajdzie się pani w nowym miejscu. Wie pani, że mój ojciec jest Francuzem i dorastałem w 16. dzielnicy? Chętnie przygotuję dla pani listę z rekomendacjami, co warto zobaczyć, gdzie zjeść i tak dalej.

Wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Chyba naprawdę musiało mu zależeć, bo po raz pierwszy w życiu zaproponował mi wsparcie.

– Nie o to chodzi, uwielbiam Paryż. Czy jest w ogóle na świecie osoba, która go nie lubi? – wypaliłam bezmyślnie. Byłam zdenerwowana bardziej niż zwykle, bo odmawianie szefowi nie należało do najprzyjemniejszych czynności.

– Więc o co chodzi, pani Nino? – Teraz wyraźnie słychać było jego pochodzenie, miał specyficzny akcent. Matka Polka i ojciec Francuz stworzyli mieszankę wybuchową: człowieka, który zabawnie wymawiał „r” i zmiękczał każde słowo. Moje koleżanki z biura upierały się, że jest to piekielnie seksowne. Ale nie dla mnie. Mnie doprowadzało to do szału.

Morgan wstał, obszedł biurko i zatrzymał się tuż przede mną.

– Zatem?

– Tak jak powiedziałam. – Podniosłam się z miejsca. Spróbowałam przyjąć odpowiednią pozycję, wyprostować plecy i zadrzeć podbródek, ale i tak nie byliśmy na tym samym poziomie. Mimo szpilek musiałam zadzierać głowę, aby spojrzeć mu w oczy. – We Wrocławiu trzymają mnie pewne sprawy osobiste. Przeprowadzka jest w tym momencie niemożliwa. I to, czy mam partnera, nie ma tutaj żadnego znaczenia. Przykro mi – wyjaśniłam i wyszłam z gabinetu, nie czekając na jego odpowiedź.

Poszłam prosto do kuchni. Ze złości aż dzwoniło mi w uszach. Jak można być takim arogantem i spodziewać się, że dla pracy porzucę swoje dotychczasowe życie bez mrugnięcia okiem? I że zachętą będzie dla mnie słowo „oczekuję”?

Właśnie dlatego nie udało mi się nawiązać z tym człowiekiem żadnej głębszej relacji. Był niewdzięcznym, widzącym jedynie czubek własnego nosa dupkiem, dla którego nie było nic niestosownego w tym, że pracowałam od rana do nocy, w ramach jednego etatu wykonując obowiązki, które w normalnej firmie wykonywałoby kilka osób.

Choć, jeśli mam być szczera, nie tylko dlatego. Bastien Morgan strzegł swojej prywatności lepiej niż agenci Secret Service pilnujący prezydenta USA. Mimo że pracowałam z szefem kilka lat, to oprócz podstawowych informacji, takich jak data jego urodzin, to, gdzie jada lunch i kupuje koszule szyte na miarę, nie wiedziałam o nim niczego konkretnego.

Nie musieliśmy przecież zostać przyjaciółmi, ale miło by było pogadać z nim od czasu do czasu.

– Co się stało? – Akurat w momencie, gdy oparłam drżące z nerwów dłonie o zimny kuchenny blat, do pomieszczenia wszedł Michał. – To, co zawsze?

Pokręciłam głową, bo nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.

– Bestia znowu bawi się w Boga? – Michał nazywał go w ten sposób, żeby poprawić mi humor. Ale dzisiaj mój nastrój był tak podły, że nawet szydzenie z Morgana nie pomogło.

– Gorzej. – Wyciągnęłam butelkę wody z lodówki, żeby nieco ostudzić emocje. – Chce, żebym pojechała z nim do Paryża i pracowała we francuskim oddziale firmy. I nie widzi żadnego sensownego powodu, dla którego mogłabym odmówić. Wielkie zaskoczenie, bo właśnie to zrobiłam!

Michał wyciągnął w moją stronę otwarte dłonie.

– Żartujesz? – Był wyraźnie poruszony, bo zaczął nimi nerwowo trząść. – I jak to przyjął? Już przełożył cię przez kolano czy dopiero planuje?

Cmoknęłam z niezadowoleniem, jak zawsze, gdy używał takich sformułowań. Im bardziej byłam z tego niezadowolona, tym częściej sobie na nie pozwalał.

– On zupełnie nie rozumie, że przyczyną, dla której się stąd nie ruszam, jest właśnie on! Że nie mogę doczekać się dnia, w którym uwolnię się spod jego dyktatury, a ten wyjazd stanie się moją jedyną szansą tylko wtedy, jeśli Morgan pojedzie sam.

– I nigdy nie wróci – dodał Michał, poklepując mnie pocieszająco po ramieniu.

– Nigdy, przenigdy. – Uśmiechnęłam się, ale nie na długo.

– Pani Baumann. – Bastien wszedł do kuchni.

Byłam w szoku, że w ogóle wie, gdzie znajdują się ekspres do kawy i woda. Zwykle kazał sobie wszystko przynosić do gabinetu.

Dopiero gdy spojrzałam na jego twarz i zobaczyłam delikatną zmarszczkę między brwiami, zrozumiałam, że słyszał moje ostatnie słowa. Mój szef praktycznie nie okazywał emocji, jednak po latach wspólnej pracy nauczyłam się czytać subtelne sygnały.

Zmarszczka między brwiami oznaczała rozjuszenie.

– Tak? – Udawałam, że nic się nie stało.

– Chciałem poprosić o kawę oraz poinformować, że w pani skrzynce czekają wiadomości ode mnie. Jedna ze szczegółami, o których dyskutowaliśmy... A druga z raportem, który należy pilnie przygotować.

– Kawa zaraz będzie. – Podeszłam do maszyny, odwracając się do niego plecami.

Stał tak przez moment, po czym westchnął przeciągle i odszedł bez słowa.

– On jest naprawdę niereformowalny – wyszeptał Michał, nauczony doświadczeniem sprzed chwili.

Pokręciłam z niedowierzaniem głową.

– „Pilnie” to jego ulubione powiedzonko – prychnęłam. – Tuż obok „natychmiast” i „dlaczego to jeszcze nie jest gotowe?”. Używa ich kilka razy dziennie.

Michał położył mi dłonie na ramionach. Chciał mnie pocieszyć.

– Po tylu latach wspólnej pracy naprawdę miałam nadzieję, że będę w zupełnie innym miejscu. – Poczułam wzbierające pod powiekami łzy frustracji. – Zachrzaniałam bez przerwy: ogarniałam mu wyjazdy służbowe, raporty, dokumenty, spotkania... czy on w ogóle wie, że ja skończyłam audyt i finanse? I że mam swoje aspiracje?

– Może właśnie dlatego... – Przyjaciel próbował się wtrącić, ale na to nie pozwoliłam.

– Za każdym razem, gdy pojawiało się odpowiednie dla mnie stanowisko, Morgan robił wszystko, aby uniemożliwić mi awans. Pamiętasz, co było, gdy starałam się o fuchę analityka w dziale controllingu?

– Owszem. Na ostatnim etapie powiedział dyrektorowi działu, że to zbyt odpowiedzialne stanowisko dla ciebie – odparł smutno Michał.

– Właśnie! Zbyt odpowiedzialne! Mimo że każdego dnia wykonuję dla niego analityczną robotę.

– Wiem, Nina, wiem. Zachował się jak typowy dupek.

– Potwierdzam – przytaknęłam ochoczo. – A co było, gdy ubiegałam się o stanowisko eksperta do spraw giełdy amerykańskiej? Zgodził się, abym przeszła, ale bez podwyżki.

Odwróciłam się ponownie w stronę ekspresu, kręcąc głową z niedowierzaniem. Przycisnęłam guzik, aby zrobić Morganowi jego ulubione podwójne espresso, i przysiadłam na chwilę na kuchennym stole.

Obserwując, jak kawa płynie dwiema strużkami do małej filiżanki, miałam ochotę napluć do jego napoju. Jednak, mimo wszystko, takie zachowanie było poniżej moich standardów. A szkoda.

– Robi wszystko, żeby mnie przy sobie zatrzymać. Teraz mami mnie podwyżką, bo wie, że u konkurencji byłoby o to trudno. Nie rozumie jednak, że to właśnie on jest moim problemem. Gdy oznajmił mi dzisiaj, że wyjeżdża, przez moment czułam szczerą ulgę. Tylko że on to zupełnie rozpieprzył.

– Tak, wiem – zgodził się Michał, bo wiedział, że gdy zaczynam używać przekleństw, lepiej mnie nie drażnić.

– „Oczekuję, że pojedzie pani ze mną” – parodiowałam piskliwym głosem Morgana. – A ja oczekuję, że wyjedziesz daleko stąd i nigdy nie wrócisz!

– Nina, wiem, że jesteś zdenerwowana, ale biorąc pod uwagę fakt, że Bestia pewnie słyszała naszą rozmowę, lepiej już zanieś tę kawę do gabinetu szefa. – Ton przyjaciela był tak ostrożny, że aż zrobiło mi się go żal.

– Przepraszam, nie powinnam się tak unosić, ale on doprowadza mnie do szału. – Zdjęłam filiżankę z tacki ekspresu i ostrożnie postawiłam ją na małym spodku.

– Rozumiem, dlatego proponuję drinki po pracy na poprawę humoru. Zgoda?

– Zgoda – potwierdziłam, uśmiechając się, chociaż zupełnie bez humoru.

Michał był moim najlepszym kumplem z dzieciństwa. Byliśmy w jednej klasie od przedszkola aż do ukończenia studiów, a potem dostaliśmy się do pracy w tej samej firmie audytowo-doradczej. Jego obecność działała na mnie kojąco. Był dla mnie jak brat.

Westchnęłam głośno, aby pozbyć się nadmiaru emocji, wzięłam do ręki kawę i butelkę wody niegazowanej, po czym ruszyłam do jaskini lwa.

Chwilę później postawiłam napoje na biurku Bastiena.

– Proszę – powiedziałam uprzejmie. – Czy jest coś jeszcze, co mogę dla pana zrobić?

Obserwowałam bacznie każdy jego ruch i najmniejszą fałdkę skóry na czole. Chciałam wybadać, czy Morgan rzeczywiście słyszał inwektywy, które rzucałam pod jego adresem w błogiej nieświadomości, że znajduje się w pobliżu.

Od kiedy weszłam do gabinetu, czułam, że coś było nie tak. Nie chodziło już tylko o biznes i pracę. Moją odmowę potraktował osobiście.

Choć właściwie... przy nim nie mogłam być niczego pewna.

– Pani Nino – zaczął, rozluźniając krawat, aby rozpiąć górny guzik koszuli.

Bastien Morgan, niezapięty pod szyję, i to w biurze? Naprawdę musiałam ostro go wkurzyć.

– Próbuję to wszystko jakoś zrozumieć i mimo że uważam się za człowieka inteligentnego, nie mogę tego poskładać.

„Może i jesteś inteligentny, ale na pewno nie emocjonalnie. Na tym polega twój problem” – przemknęło mi przez myśl.

– Już panu mówiłam. Naprawdę nie mogę jechać, to nie ma związku z panem.

Bastien złożył ręce w piramidkę, lustrując moją twarz, po czym zatrzymał wzrok na wysokości moich brązowych oczu.

Ewidentnie niczego w nich nie znalazł.

– Powiedzmy, że pani wierzę. – Każde słowo rozciągał tak, że prawie je literował. – Ale dlaczego nie zadała sobie pani minimalnego trudu i nawet nie zapytała o szczegóły?

Miałam ochotę pacnąć samą siebie w czoło za ten głupi błąd. Nawet nie udawałam, że się zastanawiam.

– Sprawy...

– Osobiste. Tak, wiem. – Jego półokrągłe, ciemne brwi złączyły się nad błyszczącymi oczami. – Ale wszystko może pani omówić z działem HR, jeśli nie czuje się pani komfortowo, rozmawiając o tym ze mną. Na pewno znajdzie się jakieś rozwiązanie. Mamy tutaj naprawdę spore widełki, nie tylko w kwestii wynagrodzenia.

Milczałam, bo nie wiedziałam, co jeszcze mogę dodać. Marzyłam o tym, że wreszcie dotrze do niego, że nigdzie się nie wybieram. A gdy to się stanie, temat umrze śmiercią naturalną, on wyjedzie, a ja w końcu będę wolna.

Wolna.

Kiedy tak milczałam, Bastien zdążył wypić kawę i popić ją wodą, po czym oznajmił:

– Wiem, że to wszystko wydarzyło się trochę znienacka. Tak jak wspomniałem, w wiadomości starałem się przekazać wszystkie szczegóły oferty. Bardzo proszę się z nimi zapoznać, zastanowić i dać mi ostateczną odpowiedź do końca tygodnia. Obiecuję, że ją przyjmę, niezależnie od tego, jaka będzie.

Obserwowałam go, próbując znaleźć jakikolwiek ślad, który wskazywałby na to, że mój rozmówca kłamie. Że miłe słówka służą mu jedynie za przynętę, po to, aby mnie zwabić w pułapkę.

Jednak niczego nie dostrzegłam.

Choć Bastien Morgan potrafił zachowywać się jak zło wcielone, na pewno nie zniżał się do tak niskiego poziomu, jakim jest kłamstwo.

– Dziękuję – odparłam, bo nie potrafiłam dobrać bardziej odpowiednich słów. Te musiały nam wystarczyć.

Kiedy szłam do swojego biurka, wzrok szefa prawie wypalał dziurę w mojej koszuli. I właśnie to ostatecznie utwierdziło mnie w przekonaniu, że muszę się od niego uwolnić. Niezależnie od tego, jak dobre warunki mi zaproponuje, nie sprzedam się.

Za żadne skarby świata.

Nigdy w życiu.

2

Ile?! – krzyknął Michał, otwierając usta tak szeroko, że mogłam dokładnie obejrzeć jego ósemki.

Siedzieliśmy w naszym ulubionym barze i aby zająć czymkolwiek ręce, upiłam mały łyk wina.

– Już ci powiedziałam. Trzykrotność mojej pensji. W euro.

Oczy przyjaciela błyszczały z przejęcia.

– Matko Boska, dziewczyno! Za takie pieniądze dałbym się pokroić, a ty masz tylko przeprowadzić się do najpiękniejszego miasta Europy! Nad czym ty się w ogóle zastanawiasz?

Kiwnęłam głową i podwinęłam rękawy koszuli. Morgan jak zwykle zatrzymał mnie po godzinach, dlatego nie zdążyłam się przebrać.

– Czy nie wydaje ci się, że nagle zrobiło się tutaj strasznie gorąco?

Michał prychnął, układając przy tym wargi w dzióbek.

– Widzisz? Pocisz się na samą myśl o rosnących zerach na koncie...

– To nie koniec – weszłam mu w słowo. Chciałam jak najszybciej podzielić się z nim wszystkimi informacjami. – Oprócz pensji dostałabym jeszcze solidny budżet na przeprowadzkę, służbowe mieszkanie oraz dodatkową premię po przepracowanym roku. I mam to wszystko na papierze. To znaczy w mejlu. – Cmoknęłam. Jednak miałam coś wspólnego z Bastienem Morganem: przykładałam dużą wagę do szczegółów, nawet tych najdrobniejszych.

– Czy ty chcesz, żebym dostał depresji? – Uniósł wysoko ręce, a jego głos przypominał skowyt. Wyglądało to komicznie.

Z nas dwojga to Michał zwykle był królową dramatów, choć jego ciało nie znało huśtawki hormonów.

– Bastien Morgan, adonis, którego bogowie zesłali na ziemię jako heteroseksualnego mężczyznę po to, aby ukarać mnie za to, że w piątej klasie ukradłem gumę do żucia ze szkolnego sklepiku, proponuje ci rok w Paryżu za niewyobrażalną kasę, a ty kręcisz nosem.

Uśmiechnęłam się mimowolnie na to wspomnienie. To był prawdopodobnie jedyny świadomie popełniony zły uczynek Michała i mimo że mój przyjaciel miał już prawie trzydzieści lat, nadal co jakiś czas o tym wspominał.

A Bastien Morgan może i był niewyobrażalnie przystojny, ale na mnie to nie działało. Ja widziałam w nim tylko zakochanego w cyferkach bufona, który nie szanuje innych. Jeśli ktoś ma brzydką duszę, nie ma znaczenia, jak piękny jest na zewnątrz.

– Michał, te wszystkie pensje i bonusy nie mają dla mnie żadnej wartości. Żadnej. Ja tam nie pojadę. Niech to wreszcie do ciebie dotrze i zamknijmy ten temat.

– Dlaczego? Powiedz mi dlaczego – zawodził. – Dla mnie pedantyczny i wymagający przełożony nie jest wystarczającym powodem. Musi być coś więcej.

– To dla ciebie mało?! – zaperzyłam się, obracając talerzykiem z przekąskami trochę zbyt nerwowo.

– Zostaw w spokoju te orzechy. – Kumpel siłą wyrwał mi naczynie. – Znamy się od dziecka, bawiliśmy się na jednym placu zabaw jeszcze w pieluchach. Wiem, że jesteś ambitna i wytrwała jak nikt inny, a taki wyjazd to ogromna szansa, żeby twoja kariera w końcu ruszyła z miejsca. Nie mówiąc już o innych sferach życia...

– Co masz na myśli? – Grałam na zwłokę.

– Nienawidzisz pożyczek, a dzięki tej robocie spłaciłabyś kredyt na mieszkanie grubo przed terminem.

– Mogę spłacić go za dwadzieścia lat, bank mi nie ucieknie – sapnęłam. – To żaden argument.

– Okej, spodziewałem się takiej odpowiedzi. – Michał odwrócił się ode mnie, szukając wzrokiem kelnera. Gdy ten zwrócił na niego uwagę, mój przyjaciel uśmiechnął się przyjaźnie i pomachał w jego stronę, aby zaraz potem wyciągnąć kartę płatniczą z portfela.

– Co ty wyprawiasz? – oburzyłam się. – Obrażasz się za to, że nie przyjmę oferty Bestii? To szantaż emocjonalny, Michał. – Dźgnęłam go palcem w ramię.

– Auć! – Michał skrzywił się, po czym zaczął rozmasowywać to miejsce. – Szantaż emocjonalny to mój język miłości, kochanie. Tak się składa, że nie mogę ci pomóc... Jesteś beznadziejnym przypadkiem. Dlatego stąd spadam.

– Czy mogę coś jeszcze państwu zaproponować? Może deser? Dzisiaj polecamy tiramisu pistacjowe. Jest wyborne. – Kelner wyrósł jak spod ziemi. Ewidentnie nie zauważył mojej posępnej miny ani karty Michała leżącej na obrusie.

– Bardzo dziękuję, ale chciałbym się rozliczyć. – Michał już sięgał po prostokątny kawałek plastiku, ale przykryłam jego dłoń swoją i ostrzegawczo pokręciłam głową, a następnie zwróciłam się do kelnera:

– Poprosimy dwie porcje tego tiramisu, o którym pan wspomniał. – Posłałam mu wymuszony uśmiech, a gdy tylko oddalił się na tyle, żeby nie móc nas słyszeć, syknęłam: – Dobra, wygrałeś.

– Wiedziałem, że o czymś mi nie mówisz. – Przyjaciel klasnął w dłonie z taką radością, jakby rozszyfrował co najmniej enigmę.

– Jest coś więcej – zaczęłam z trudem. Próbowałam oddychać głęboko, aby sobie trochę pomóc, ale na marne. Byłam zażenowana, zrezygnowana i zwyczajnie smutna. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko to z siebie wyrzucić. – Przez te wszystkie lata pracy dla Bastiena to nie jego wysokie wymagania, drobiazgowość i impertynenckość mi przeszkadzały. Mogłabym wytrzymać z szefem, który jest oschły i wiecznie mnie pospiesza, ale nie chcę dłużej pracować z kimś, kto nie widzi, ile wnoszę do zespołu.

Poza delikatnie zmarszczonymi brwiami nie dostrzegłam na twarzy przyjaciela nic więcej. Jakby zamarł.

– Halo, ziemia do Michała! – Pstryknęłam palcami tuż przy jego nosie. – Rozumiesz, co do ciebie powiedziałam?

– Trawię. – Skierował wnętrze dłoni w moją stronę, aby dać mi znać, żebym przez chwilę się nie odzywała.

Po kolejnej minucie wreszcie zapytał:

– Czy ty chcesz mi dać do zrozumienia, że nie skorzystasz ze swojej życiowej szansy, bo szef nigdy cię nie pochwalił?

– Jeśli ujmiesz to w ten sposób, to oczywiste, że będzie to brzmiało głupio! – żachnęłam się. – Spróbuj pojąć, o co mi chodzi! On nigdy mnie nie docenia. Uważa, że robię absolutne minimum, podczas gdy ja daję z siebie wszystko! Pracuję tyle, że już nawet nie pamiętam, czym jest wolny weekend, a on nigdy nie zdobył się na proste „dziękuję” albo „dobra robota!”.

Przyjaciel przełknął głośno ślinę, po czym zamrugał energicznie.

– Coś ci wpadło do oka czy o co chodzi? – fuknęłam zirytowana. To nie był czas na takie teatralne zachowania.

– Jeśli odrzucisz taką propozycję z powodu urażonego ego, to okażesz się chyba jeszcze bardziej tępa niż Morgan.

– Michał! – pisnęłam.

– Przepraszam, ale nie jest mi przykro. – Rozłożył ręce. – Taka prawda. Będziesz tępa.

– Masz szczęście, że znamy się od zawsze, bo inaczej...

– Nie strasz. – Jego twarz rozświetlił uśmiech. – Co ty byś beze mnie zrobiła, Baumann, co? Właśnie po to tu jestem. Żeby skopać ci tyłek i wylać wiadro zimnej wody na łeb, gdy sytuacja tego wymaga. A teraz muszę już lecieć, mam randkę z tajemniczym Nikodemem.

– A tiramisu? – jęknęłam. Byłam dużą dziewczynką, ale dzisiaj marzyłam, żeby ktoś pogłaskał mnie po główce i zapewnił, że wszystko się ułoży.

– Zjesz obie porcje. Ja stawiam. Coś mi mówi, że potrzebujesz chwili samotności i pustych kalorii. – Przytulił mnie mocno.

Gdy wypuścił mnie z objęć i zaczął posyłać buziaczki w powietrzu, zawołałam:

– Oby Nikodem okazał się tym jedynym i uwolnił mnie od ciebie!

– Wiesz, że tego nie chcesz, słonko. Do zobaczenia jutro w biurze!

Kiedy tej nocy zasypiałam, zastanawiałam się nad słowami Michała. Czy naprawdę popełniam największy błąd w życiu zawodowym, nie zgadzając się na propozycję Bastiena? Dla mojego przyjaciela wszystko było takie proste, ale ja miałam mętlik w głowie.

Nie chodziło mi wyłącznie o nieprzyjemne sytuacje z szefem, jakich doświadczałam, ale o lata niewłaściwych zachowań, które wielu nazwałoby mobbingiem. Za każdym razem, gdy przynosiłam Morganowi przygotowany w pocie czoła raport, jego jedyną uwagą było pytanie, dlaczego tak późno. Choć w większości przypadków wykonanie zadania nie zajęło mi dłużej niż dzień. Kiedy kupiłam dyrektorce marketingu porcelanę jako prezent pożegnalny po odejściu z naszej firmy, Morgan – zamiast podziękować za załatwienie sprawy – poczęstował mnie uwagą: „Następnym razem proszę pamiętać, że nie wydaje pani swoich pieniędzy”. Przecież ten człowiek miał miliony na koncie, a żałował kilku stówek na upominek dla kobiety, która pracowała z nim i znosiła jego fochy przez siedem lat.

Zawsze coś zajmowało mi za dużo czasu, było za krótkie, za duże, za drogie i tak dalej. Kiedyś, przed ważnym spotkaniem, na którym mu towarzyszyłam, powiedział mi nawet, że odgłos moich szpilek stukających o parkiet go irytuje. Żeby tak się zachowywać, trzeba naprawdę być baranem do kwadratu.

– Nigdzie nie jadę! Niech sobie wsadzi głęboko swój Paryż – mruknęłam pod nosem, błądząc na granicy snu i jawy.

Kiedy następnego dnia, po wejściu do biura, skierowałam się prosto do kuchni, aby przygotować dwie kawy: jedną dla siebie, drugą dla Bastiena, zamurowało mnie.

– Co pan tu robi? – wypaliłam na widok mojego szefa.

– Dzień dobry. – Jego głos był zachrypnięty, jakby mężczyzna z trudem zwlekł się dzisiaj z łóżka. Nic dziwnego, ledwie wybiła szósta trzydzieści.

Nie tylko jego ton wskazywał na to, że szef miał ciężki poranek. Lekko kręcone kosmyki włosów były rozczochrane, a jego wyraźnie zarysowana szczęka nie widziała golarki od dwóch dni.

Choć nie zasługiwał na moją empatię, nie potrafiłam nie zapytać:

– Wszystko w porządku?

Od razu tego pożałowałam. To wina mojej mamy. Za dobrze mnie wychowała.

Mimo że stał do mnie bokiem i udawał, że podejmuje próbę zrobienia sobie kawy, widziałam, jak jego twarz zmienia się nie do poznania. Trwało to może sekundę, ale udało mi się to zarejestrować.

– Ciężka noc, to wszystko – mruknął pod nosem, nawet na mnie nie patrząc.

Puściłam mimo uszu jego oschły ton, gdyż moją uwagę zwróciło coś niecodziennego: od kiedy Bastien Morgan przyznawał się do jakiejkolwiek słabości?

– U mnie podobnie. – Wymusiłam półuśmiech, licząc, że uda nam się przeprowadzić pierwszą w życiu rozmowę na temat inny niż sprawy służbowe. Zwykły small talk, nic więcej.

Nie muszę chyba dodawać, że sromotnie się myliłam.

– Pani Nino? – Obrócił głowę, wskazując na ekspres do kawy. Nie dość, że nie był zainteresowany pogawędką, to jeszcze nie zdobył się choćby na to, aby poprosić o napój.

Pokazał brodą ekspres, do diabła!

– Oczywiście. – Unikając jego wzroku, włączyłam maszynę i zaczęłam szukać jego ulubionej filiżanki.

Kiedy wyjęłam naczynie z szafki i umieściłam w odpowiednim miejscu, mrucząc pod nosem obelgi, kątem oka zauważyłam, że on wciąż stoi w pobliżu. Byłam przekonana, że sobie poszedł, ale mężczyzna jedynie stworzył między nami dystans. Teraz wpatrywał się w moją sylwetkę, oparty ramieniem o framugę drzwi. Jego spojrzenie było nieodgadnione, ale to żadna nowość.

– Zaczynam się o pana martwić – powiedziałam nagle. Mieszanka fizycznego zmęczenia i skrajnych emocji dawała o sobie znać.

Miałam nadzieję, że nie oblałam się rumieńcem po tej nieszczęsnej uwadze. Ten człowiek nie zasługiwał na moje zawstydzenie.

– Jedyne, o co powinna się pani martwić, to to, czy zdąży pani z prezentacją na spotkanie z dyrektorami działów. – Jego ton był mroźny niczym syberyjskie powietrze.

W wyobraźni zrobiłam to, czego nie mogłam zrobić w rzeczywistości: pokazałam mu środkowy palec i kazałam mu się gonić. Poradziłam mu też, że jeśli chce mieć prezentację na czas, niech sam ją sobie przygotuje.

Obróciłam się w stronę szefa całym ciałem i gdy już byłam gotowa jakkolwiek się odgryźć, on odszedł bez słowa. Odprowadziłam go wzrokiem, a moja twarz zaciekle zmarszczyła się w złości.

Wróciłam do kuchni dopiero w momencie, gdy zamknęły się za nim drzwi do gabinetu.

Gdy analizowałam w myślach to, co się przed sekundą wydarzyło, nie mogłam pominąć jednego detalu, który nie dawał mi spokoju. Tak bardzo nie pasowało to do typowego zachowania Bastiena Morgana... Mimo że jego usta wypowiadały kąśliwe uwagi, jego spojrzenie mówiło coś zupełnie innego.

Jego oczy wypełniał smutek.

– Albo zwariowałam, albo Bastien ma jakieś problemy – mruknęłam pod nosem sama do siebie, w głowie analizując błyskawicznie wszystkie jego wydatki ze służbowej karty, liczbę telefonów od nieznanych numerów i każdą podejrzaną sytuację.

Może rzuciła go dziewczyna, bo nie mogła wytrzymać z takim typem? Niczego nie mogłam być pewna, bo nawet nie wiedziałam, czy w ogóle kogoś ma...

Czy mogły to być więc problemy zdrowotne? Nie, też nie – z wyjątkiem dzisiejszego poranka Morgan nie wyglądał inaczej niż zwykle.

Kiedy szłam do niego z kawą, wciąż nie miałam najmniejszego pojęcia, o co może chodzić.

No cóż, jest dorosłym facetem, poradzi sobie sam.

– Proszę postawić tutaj. – Wskazał wolne miejsce na zawalonym papierami biurku. – Potrzebuję jeszcze trzydziestu minut i możemy zaczynać – dodał, nawet nie podnosząc wzroku. Wodził końcówką pióra po ustach, głęboko nad czymś dumając.

Bez słowa odeszłam do swojego biurka i tak jak w każdy dzień pracy zaczęłam od sprawdzenia kalendarza mojego przełożonego, jego poczty oraz potwierdzenia dzisiejszych spotkań. Próbowałam również zgadnąć, jakich danych i prezentacji będzie ode mnie potrzebował „na już”. Oprócz tej, o którą już poprosił.

– Pani Nino? – Usłyszałam doniosły głos równo trzydzieści minut później. Cały Bastien, nie miał nawet sekundy opóźnienia.

Z laptopem i notatnikiem pod pachą poszłam wykonywać swoje obowiązki.

– Na dzisiejsze spotkanie z dyrektorami działów przygotowałam prezentację wyników wszystkich naszych projektów za ostatni kwartał. Pomyślałam, że może się przydać.

– Dobrze – mruknął, niewzruszony. – To tylko dodatek. A główna prezentacja?

– Ma pan ją na mejlu.

„Przygotowałam ją już wczoraj, ciołku” – dodałam w myślach.

Spod przymkniętych powiek obserwowałam, jak mężczyzna czyta mejla. Udawałam, że robię jakieś ważne notatki w zeszycie, choć w rzeczywistości bazgrałam po kartkach zupełnie bezmyślnie.

Jeśli miałabym pominąć to, że go nie znosiłam, to musiałabym zgodzić się z żeńską częścią pracowników biura – mój szef był całkiem przystojny. Zawsze nienagannie ubrany w koszule ze spinkami do mankietów zrobionymi z białego złota i w garnitur, który podkreślał jego wysoką sylwetkę oraz szerokie ramiona.

Kiedy lewą ręką nonszalancko odgarnął niesforne pasemko z czoła, pomyślałam, że przypomina trochę francuskich modeli z okładek magazynów. Ciemne blond włosy, zwykle zaczesane na bok, wielkie niebieskie oczy i ostro zarysowana szczęka idealnie pasowały do ich klimatu.

Był męski, atrakcyjny, miał władzę i charyzmę. Jednak to wszystko nie miało żadnego znaczenia w obliczu paskudnego charakteru mężczyzny.

– Pani Baumann? – mruknął Bastien, dalej wpatrując się w ekran komputera. – Dobrze. Bardzo dobrze – burknął pod nosem.

– Czy to pochwała? – Zdziwiona, zaczęłam gryźć skuwkę długopisu.

– Bynajmniej. – Nawet nie mrugnął, gdy przeniósł na mnie wzrok. – Mam na myśli nasze wyniki finansowe.

Zacisnęłam szczęki, próbując nad sobą zapanować.

To był jeden z wielu przykładów jego zachowania wobec mnie, które zrażały mnie do wyjazdu. I jeden z mnóstwa argumentów za tym, aby zrobić coś, na co miałam ogromną ochotę, a za co zwolniłby mnie dyscyplinarnie.

– Skoro jest pan zadowolony... – W mój ton wkradła się nutka ironii. – Czy mogę już iść?

– Jest jeszcze jedna rzecz. – Odchrząknął, po czym poprawił rękawy szarej marynarki w drobną kratkę.

– A mianowicie? – Zamknęłam zeszyt i złożyłam swoje rzeczy, dając mu do zrozumienia, że nie chcę spędzić w jego gabinecie ani sekundy dłużej, niż to konieczne.

– Chciałem zapytać, czy podjęła pani decyzję.

Potrząsnęłam głową, bo myślałam, że się przesłyszałam. Czyżby Bastien Morgan się niecierpliwił?

– Jaką decyzję? – Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, o czym mówi, ale nie mogłam się powstrzymać.

Znałam go na tyle dobrze, aby wiedzieć, że wolałby zjeść talerz żywych robaków, niż przyznać, że mnie potrzebuje.

– Paryż. – Pełne zdanie nie mogło mu przejść przez gardło.

– Ledwie rozchylił pan wargi, dlatego nie zrozumiałam. Czy mógłby pan powtórzyć? – Może pozwoliłam sobie na zbyt dużo, ale facet na to zasłużył.

Jego klatka piersiowa uniosła się znacząco, po czym powoli opadła. Zanim oparł dłonie o blat biurka, zacisnął je w pięści. Jego skronie świeciły się, jakby pokrył je pot. To musiała być dla niego tortura.

Jaka szkoda. Za to ja bawiłam się wybornie.

– Czy... – Głośno przełknął ślinę. – Czy pojedzie pani ze mną do Paryża?

Na widok jego spojrzenia przeszło mi przez myśl, aby się złamać, lecz nie trwało to dłużej niż mrugnięcie okiem. W porę przypomniałam sobie, z kim mam do czynienia.

Bastien Morgan był zadaniowcem. Jeśli chciał coś osiągnąć, mógłby zejść po to do piekła, zbić piątkę z diabłem i wrócić w garniturze bez choćby jednego zagniecenia.

On grał. Te wszystkie smutne miny, przeciągłe spojrzenia, nieułożone włosy były tylko sztuczką, aby mnie złamać.

Ta świadomość podziałała na mnie uwalniająco.

– Nie – odpowiedziałam i wstałam. – Moja decyzja się nie zmieniła.

Pomiędzy jego brwiami pojawiła się zmarszczka, ale na ustach zagościł uśmiech.

To potwierdziło moje domysły. Zrobiłby wszystko, aby wygrać.

– Ma pani czas do piątku. Do zobaczenia na spotkaniu.

Wiedziałam, że w piątek moja decyzja będzie dokładnie taka sama: nigdzie nie jadę.

Nigdzie.

3

Ale pachnie... – Uchyliłam kartonowe opakowanie z logo pizzerii, a moje ślinianki w sekundę zaczęły pracować. Byłam wygłodniała, bo od sześciu godzin nie miałam w ustach niczego poza kawą i wodą. – Zamówiłam największą pepperoni z podwójnym serem. Ile kawałków ci nałożyć? – zapytałam Michała, który właśnie przeciągał się niczym dziki kocur na mojej kanapie.

Przez ostatnie dwa dni Bastien Morgan zarzucił mnie taką ilością roboty, że ledwie miałam czas, aby korzystać z toalety, a co dopiero zjeść pełnowartościowy posiłek. Dzisiaj wreszcie skończyłam przygotowywanie prezentacji, którą szef miał wygłosić przed przedstawicielami francuskiej filii naszej firmy i jej największym klientem – modowym gigantem Infime. To spotkanie miało przypieczętować przeniesienie Morgana do Paryża, więc mężczyzna stresował się tym, jak wypadnie. Oczywiście nigdy w życiu by się do tego nie przyznał, ale zdradziły go mocno zaciśnięta szczęka i nieustanne poprawianie mankietów koszuli. A jako że napięcie szefa odbijało się również na mnie, po skończonej pracy postanowiłam tym razem zostawić laptop w biurze, zamówić dużo jedzenia i trochę odsapnąć. Towarzystwa Michała nie było w planach, ale gdy usłyszał, że mam zamiar się obżerać i oglądać telewizję, sam się wprosił.

– Poproszę dwa kawałki. A na deser będzie ciasto. Upiekłem szarlotkę. – Palcem wskazał na plastikowe opakowanie na moim mikroskopijnym stole w niewiele większym kąciku kuchennym, podczas gdy ja wyjmowałam talerze z szafki. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zostawił deser na stole.

– Super! – Moja radość była szczera. Michał miał cukierniczy talent, a szarlotka z budyniem to było jego popisowe ciasto. Choć temat Paryża wisiał w powietrzu, nie chciałam po raz kolejny poruszać go z przyjacielem. Nie miałam najmniejszego zamiaru zmieniać zdania, nawet jeśli Michał uznawał moje argumenty za dziecinne.

Włączyłam pierwszą komedię romantyczną, którą zaproponował mi Netflix, i nałożyłam pizzę na talerze. Zalegliśmy na kanapie i pochłonęliśmy ją w milczeniu aż do ostatniego okruszka.

– Może zamówię więcej, co? Najadłaś się? Mizernie wyglądasz.

Powstrzymałam się przed kąśliwą uwagą, że to dzięki mojemu szefowi – tyranowi, który przysparza mi tyle stresu, że nieustannie zapominam o posiłkach.

– Dzięki, dopcham się ciastem. – Wymusiłam uśmiech. – Ale najpierw powinnam wynieść kartony, bo jutro zabierają papier. Jeśli teraz tego nie zrobię, to na pewno o tym zapomnę, a nie chcę żyć w tym śmietniku przez kolejne dwa tygodnie.

– Pomogę ci, weźmiemy też szkło – zaproponował.

Kiedy szliśmy starym, popękanym chodnikiem, powoli czułam, że dzięki napełnionemu żołądkowi wracają mi siły witalne.

– Jak poszła randka z Nikodemem? – zapytałam zaczepnym tonem, próbując nieco rozruszać Michała. Miał strasznie posępną minę.

– Nie chce mi się o tym gadać – jęknął. – Nigdy nie znajdę prawdziwej miłości. Szukanie drugiej połówki w dobie aplikacji randkowych to istny koszmar.

– Nie dramatyzuj. – Szturchnęłam go łokciem w biodro. – To, że nie masz jeszcze nikogo na stałe, mieści się we współczesnych normach.

Znałam Michała jak własną kieszeń i wiedziałam, że skrycie marzy o „tym jedynym”, wspólnym wychowywaniu dzieci, domku z ogródkiem na przedmieściach i idyllicznym, rodzinnym życiu.

– Mam dwadzieścia siedem lat, mieszkam w Polsce i jestem gejem, który marzy o ślubie. Statystyka nie działa na moją korzyść.

No cóż, trudno mi było się nie zgodzić.

– Szarlotka poprawi ci humor. – Niezdarnie próbowałam go pocieszyć. Nic więcej nie mogłam zrobić.

Kiedy otwierałam kluczem drzwi do klatki, odezwał się mój telefon.

– To Bastien – westchnęłam cicho.

– Jest po siódmej. Ten człowiek nie ma żadnych zahamowań.

Jedyne, na co się zdobyłam, to zmarszczenie nosa i potrząśnięcie głową, co było równoznaczne z: „Co ty nie powiesz?”. Oczywiście mogłam zarzucić Michałowi, że choć wie, jaki jest Bastien, to i tak robi wszystko, abym pojechała z szefem do Paryża, ale nie było czasu na przekomarzanie. Morgan nie trawił, gdy ignorowałam jego połączenia i zmuszałam tym samym, aby nagrał się na skrzynkę lub wysłał esemesa.

Jednak w głębi duszy czułam, że coś jest nie tak. Bastien nie miał problemu, aby zarzucać mnie mejlami dwadzieścia cztery godziny na dobę, ale poza godzinami pracy dzwonił wyłącznie wtedy, gdy naprawdę musiał.

Ewidentnie coś się spieprzyło.

– Słucham? – Odebrałam, dając Michałowi klucze i pokazując, aby zaczekał na mnie na górze. Szybkim krokiem odeszłam w stronę pustego boiska nieopodal bloku. Nie chciałam, żeby przyjaciel słyszał, jak Bastien Morgan mnie ochrzania. Bo na pewno po to dzwonił.

– Jest pani w biurze?

W jego głosie wyczułam nutę paniki. Puściłam mimo uszu fakt, że nawet się nie przywitał.

– Nie. Skończyłam swoje zadania na dziś – odparłam oschle. – Czy coś się stało?

– Pani Nino... – mruknął, a jego bas wydawał się jeszcze niższy niż zwykle – ...musimy wprowadzić kluczowe zmiany w prezentacji na jutrzejsze spotkanie z Infime i menedżerami z Paryża.

Mimowolnie spojrzałam na zegarek na przegubie ręki. Czas magicznie się nie zatrzymał. Dochodziła dwudziesta.

Ścisnęłam mocniej komórkę w dłoni.

– Jakie zmiany? – zapytałam.

– Nie wiem, jak to się stało, ale brakuje danych z dwóch poprzednich kwartałów. Do tego cały plik się rozjeżdża. Nie mam teraz czasu, żeby to wszystko naprawiać.

O cholera. Zrobiło mi się czarno przed oczami.

– Ale jak do tego doszło? – Grałam na zwłokę, choć dokładnie wiedziałam jak.

Byłam dziś już zbyt wycieńczona, żeby sprawdzić po sobie wszystkie liczby. Musiałam coś pomylić albo niechcący usunąć. To była moja wina i teraz musiałam to naprawić.

– Niech pani mi powie. – Nie dał się zbić z tropu.

Popłoch ustąpił miejsca rozjuszeniu.

W słuchawce słyszałam przyspieszony, świszczący oddech i odgłos kroków, gdy Morgan chodził w kółko po pokoju. Zawsze tak robił, kiedy napięcie zaczynało narastać.

– Musiałam to przeoczyć – oznajmiłam, równocześnie tłumacząc sobie w myślach, że każdy popełnia błędy. Szczególnie gdy ma tyle obowiązków co ja.

– Brawo. – Ton Morgana brzmiał beznamiętnie. Udało mu się powstrzymać w ostatniej chwili.

– Zaraz pojadę do biura i wszystko poprawię.

– Nie – odpowiedział stanowczo. – Nie mamy czasu, aby poprawiała to pani sama, a później odsyłała do mnie. Do spotkania mamy mniej więcej trzynaście godzin. – Jego głos był coraz mocniejszy. Choć nigdy go nie podnosił, dzisiaj zdecydowanie miał taki zamiar, abym wyraźnie usłyszała każde słowo. – Musimy poprawić to razem, bo bez mojego nadzoru jeszcze coś pani umknie... – Zrobił wymowną pauzę, pozwalając wybrzmieć niezadowoleniu. – ...a na to nie mogę sobie pozwolić. Wie pani, jak ważne jest jutrzejsze spotkanie. Jeśli nie wywrę dobrego wrażenia, to mogę pożegnać się z Paryżem.

Choć nie mogłam go widzieć, byłam pewna, że pociera kciukiem dolną wargę. Robił tak, gdy czuł się postawiony pod ścianą.

Poczułam, jak moje gardło zaczyna się nienaturalnie rozpalać. Byłam wściekła. Czy ten człowiek mógłby choć raz wziąć odpowiedzialność i poprawić tę cholerną prezentację sam?

Wdech. Wydech. Tylko spokój mnie uratuje.

– Co pan proponuje? – zaświergotałam przyjacielsko.

To była moja taktyka. Gdy on się denerwował, ja uśmiechałam się słodko, kiwałam głową i oddawałam palantowi stery. A przynajmniej myślał, że to właśnie robię, gdy tak naprawdę w ten sposób skracałam swoje katusze.

– Nie jest to idealne rozwiązanie, ale teraz nie widzę innego. Prześlę pani adres. Proszę być najszybciej, jak to możliwe. – Nie czekając na moją odpowiedź, po prostu się rozłączył. Z góry założył, że nie mam nic lepszego do roboty, tylko rzucić wszystko i jechać w nieznane.

Nie miałam jednak czasu porządnie się na niego wściec, bo już chwilę później otwierałam wiadomość z pinezką do jakiegoś miejsca w centrum Wrocławia. Szybko sprawdziłam, że to apartamentowiec niedaleko naszego biura.

„Czyżby zapraszał mnie do swojego mieszkania?” – przemknęło mi przez głowę, ale równie szybko zdałam sobie sprawę, że to niemożliwe. Bastien Morgan był skryty, tajemniczy i bardzo chronił swoją prywatność. Za nic w świecie nie zaprosiłby mnie do domu.

Mój telefon zabrzęczał jeszcze raz, informując o nowej wiadomości:

Apartament numer 505.

– Czy ja śnię? Jeśli tak, to niech ten koszmar się skończy – burknęłam pod nosem.

Ale jeśli nie zapraszał mnie do swojego mieszkania, to gdzie?

Niestety nie miałam czasu na rozmyślanie. Wiedziałam, że jeśli nie zjawię się w wyznaczonym miejscu w ciągu pół godziny, Morganowi może pęknąć żyłka na skroni.

– Muszę jechać!– krzyknęłam od progu.

Wróciłam do mieszkania jedynie po to, aby się pożegnać i zgarnąć torebkę.

– Co? Jak to? – Michał prawie zakrztusił się ciastem. Już zaczął jeść.

– Twój ukochany tyran wezwał mnie do roboty. – Zacisnęłam pięść na rączce torby. – Nie ma co, praca z nim w Paryżu to spełnienie marzeń. Przez rok nie ruszę tyłka z La Défense! Ciekawe, czy biurowiec naszej firmy jest na tyle wysoki, żebym chociaż przez szybę popatrzyła na wieżę Eiffla. Robota, za którą milion dziewczyn dałoby się zabić! – Każde wypowiadane słowo ociekało kpiną.

Nie wiedziałam, dlaczego się tak naigrywałam. Michał na to nie zasłużył. Ale zrozumiałam to dopiero w momencie, gdy podniosłam na niego wzrok.

– Przepraszam – zreflektowałam się. – Presja pracy z nim czasami mnie przerasta.

– Rozumiem, mała. – Michał spojrzał na mnie ze współczuciem. – Masz, weź. – Wcisnął mi do ręki pudełko z ogromną porcją ciasta. – Poczęstuj Bestię kawałkiem. Może to go trochę zapcha.

Roześmiałam się w głos, obejmując przyjaciela wolną ręką.

– Dzięki. Wątpię, czy nawet zaklejenie mu ust taśmą by go uciszyło, ale warto spróbować. Widzimy się jutro w biurze.

Wyciągnęłam zapasowy zestaw kluczy i położyłam na wyciągniętej dłoni przyjaciela.

– Zamknij drzwi na dolny zamek! – pisnęłam i już mnie nie było.

Wsiadłam do swojego nissana micry w kolorze ognistej czerwieni i ledwie zapięłam pas, a już wciskałam gaz do dechy. Na szczęście dla mnie i bezpieczeństwa postronnych ten samochód przyspieszał w żółwim tempie.

Nie wiem jakim cudem, ale równo pół godziny później wybierałam numer 505 na domofonie. I jeszcze zdążyłam wstąpić do biura po swój sprzęt.

To się nazywa efekt Bastiena Morgana. Nagle uczysz się poruszać z prędkością światła.

– Proszę, ósme piętro. – Usłyszałam zachrypnięty ton szefa.

Pchnęłam drzwi i mimo pośpiechu rozejrzałam się, skanując dokładnie otoczenie. To był blok mieszkalny, a dokładnie ekskluzywny apartamentowiec z recepcją i hallem wyłożonym marmurem.

Poczułam, jak moje dłonie zaczynają się pocić, a nogi przypominać galaretę.

On naprawdę kazał mi przyjechać do swojego domu. Do najbardziej intymnego miejsca dla każdego człowieka. Nie miałam pojęcia, dlaczego to sprawia mi taki dyskomfort, ale sygnały płynące z ciała ewidentnie wskazywały, że nie czuję się z tym najlepiej.

[...]