Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Romans hate-love osadzony w elektryzującym świecie Formuły 1
Zakochałem się w niej bez pamięci, dokładnie w momencie, gdy obiecałem nam obojgu, że będzie moim wrogiem numer jeden.
Fabien Laurent woli ścigać się z prędkością 300 km/h, igrając ze śmiercią, niż otworzyć swoje serce na szczerą relację. Jest pyskatym, błyskotliwym i nieziemsko przystojnym mistrzem Formuły 1, co znacznie ułatwia mu życie.
Letty Davies cały swój czas poświęca dzieciom z ośrodka opiekuńczego, bo to prostsze, niż spojrzeć prawdzie w oczy i rozprawić się ze swoją przeszłością. Mężczyźni ustawiają się do niej w równym rządku, ale ona zamknęła swoje serce na cztery spusty i nie zamierza dla nikogo go otwierać.
Kierowcę i wolontariuszkę łączy jedna rzecz: wzajemna nienawiść. Letty jest siostrą dziennikarza, który chce zniszczyć jego karierę, a Fabien mylnie ocenia dziewczynę przez pryzmat jej gwiazdorskiej rodziny. Jednak sprawy bardzo się komplikują, gdy w wyniku niefortunnego splotu zdarzeń są zmuszeni udawać parę. Mimo początkowej niechęci, udawanie wychodzi im tak dobrze, że tracą z oczu granicę między tym, co jest prawdziwe, a co częścią układu. Bo miłość i nienawiść to tylko pozornie skrajne uczucia. Tak naprawdę razem tworzą idealną całość.
Kierowcę Formuły 1 i Lettę łączy nienawiść. Lecz tak naprawdę tworzą idealną całość. Bo miłość i nienawiść to pozornie skrajne uczucia. Romans hate-love Weroniki Jaczewskiej, autorki "Niegrzecznego prezesa"
Ściganie się po zwycięstwo na torze jest wręcz banalnie proste, gdy przyrównać to do pogoni za własnym, mimowolnie oddanym, sercem.
Weronika Jaczewska znowu to zrobiła! Idealnie przedstawiła wzajemne przyciąganie się bohaterów, zrównoważyła sceny przyprawiające nas o wypieki na twarzy i trudną przeszłość postaci, której stawiają czoła każdego dnia. Wciągająca narracja, adrenalina niczym na najlepszych zawodach sportowych i kalejdoskop emocji. W ten wyścig po prostu trzeba wyruszyć. Joanna Leszczak, @bookaholic.in.me
„Niepokorny driver” to uzależniający romans prosto ze świata Formuły 1. Historia Letty i Fabiena jest opowieścią pełną uczuć, tajemnic i adrenaliny, pokazującą że każdy człowiek zasługuje na drugą szansę, aby stworzyć szczęśliwe życie. Wspaniała kreacja bohaterów, wciągająca fabuła i opisane ze smakiem sceny erotyczne sprawiają, że przez tę książkę się po prostu płynie i nie chce się jej odłożyć aż do ostatnich słów. Piękna historia o dwójce ludzi, którzy będąc zagubieni odnaleźli drogę do siebie mimo przeciwności losu. Kocham i polecam wszystkim. Patrycja Szymańska, @pati.books
„Niepokorny Driver" to pozycja obowiązkowa dla fanów F1 oraz dobrych romansów z nutką pikanterii. Autorka stworzyła książkę, która pochłonie Was od pierwszych stron. Fabien i Letty tworzą jeden wielki wulkan emocji. Poza namiętnością i pasją kipiącą z tej dwójki poznamy również ich słabe strony oraz demony przeszłości, z którymi oboje będą musieli się zmierzyć. Martyna Wydrzyńska, @reinaanutria
Ta historia pochłonie Was już od pierwszych stron. Emocjonalny rollercoaster, który zafundowała autorka nie da o sobie zapomnieć. Wciąga i zaskakuje. Ta książka z pewnością zawładnie Waszym sercem i duszą. Daria Kornacka-Skórka, @farmer_with_the_book
Świat Formuły czeka na Ciebie. Przeżyj z bohaterami intensywne i zaskakujące chwile. Będzie gorąco i niezwykle emocjonalnie. Polecam z całego serca. Agnieszka Rowka, @zlotowlosa.i.ksiazki
"Niepokorny driver" to książka pełna zawirowań i zwrotów akcji. Historia zapierająca dech w piersiach, przyśpieszająca tętno i dostarczająca ogromną dawkę emocji.
Drogi czytelniku, jeśli poszukujesz czegoś dobrego, to zapewniam Cię ,że ta historia uzależnia. Więc zapnij pasy i przygotuj się na ostrą jazdę bez trzymanki. W tej książce nic nie jest pewne, dzięki temu kusi jeszcze bardziej.
Gorąco polecam!
Dominika Mandziej, @ksiazkowy_dym
Weronika Jaczewska:
Kurz po mojej premierze erotycznego romansu biurowego „Niegrzeczny prezes” jeszcze nie opadł, a ja znowu witam się z wami z okładki. To równie cudowne, co surrealistyczne uczucie.
Choć minęło zaledwie kilka miesięcy, już wiem, że było warto zawalczyć z własnymi ograniczeniami i wstydem, który w sobie nosiłam. Dzisiaj nie jestem już tylko: żoną, mamą, dziewczynką z dobrego domu i absolwentką szkoły katolickiej. Dzisiaj jestem także autorką erotyków i jestem z tego dumna.
Dlaczego o tym piszę?
Chcę, żebyście pamiętały, że to nie świat, ale Wy określacie to, kim jesteście. I nikt nie ma prawa wmawiać wam, że jest inaczej. A jeśli po drodze sięgniecie po jedną z moich książek i czytając, oderwiecie się od trudnej rzeczywistości, albo szczerze się uśmiechniecie, to będzie dla mnie największy sukces.
Dziękuję, że jesteście!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 461
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja: Ida Pawłowska
Korekta: Sylwia Chrabałowska
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Zdjęcia na okładce: VitalikRadko/depositphotos.com, Marta Młot
Opracowanie graficzne: Maciej Trzebiecki
Redaktor prowadzący: Katarzyna Kubicka
ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa
Copyright © Agora SA, 2022
Copyright © by Weronika Jaczewska, 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone
Warszawa 2022
ISBN: 978-83-268-4040-1
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Ściganie się po zwycięstwo na torze jest wręcz banalnie proste, gdy przyrównać to do pogoni za własnym, mimowolnie oddanym, sercem. Weronika Jaczewska znowu to zrobiła! Idealnie przedstawiła wzajemne przyciąganie się postaci, zrównoważyła sceny przyprawiające nas o wypieki na twarzy i trudną przeszłość, której bohaterowie stawiają czoła każdego dnia. Wciągająca narracja, adrenalina niczym na najlepszych zawodach sportowych i kalejdoskop emocji. W ten wyścig po prostu trzeba wyruszyć.
— Joanna Leszczak, @bookaholic.in.me —
„Niepokorny driver” to uzależniający romans prosto ze świata Formuły 1. Historia Letty i Fabiena jest opowieścią pełną uczuć, tajemnic i adrenaliny, pokazującą, że każdy człowiek zasługuje na drugą szansę, aby stworzyć szczęśliwe życie. Wspaniała kreacja bohaterów, wciągająca fabuła i opisane ze smakiem sceny erotyczne sprawiają, że przez tę książkę po prostu się płynie i nie chce się jej odłożyć aż do ostatnich słów. Piękna historia o dwójce zagubionych ludzi, którzy odnaleźli drogę do siebie mimo przeciwności losu. Kocham i polecam wszystkim.
— Patrycja Szymańska, @pati.books —
„Niepokorny Driver” to pozycja obowiązkowa dla fanów F1 oraz dobrych romansów z nutką pikanterii. Autorka stworzyła książkę, która pochłonie Was od pierwszych stron. Fabien i Letty tworzą jeden wielki wulkan emocji. Nie tylko doświadczymy namiętności i pasji kipiącej z tej dwójki, lecz także poznamy ich słabe strony oraz demony przeszłości, z którymi oboje będą musieli się zmierzyć.
— Martyna Wydrzyńska, @reinaanutria —
Ta historia pochłonie Was już od pierwszych stron. Emocjonalny rollercoaster, który zafundowała autorka, nie da o sobie zapomnieć. Wciąga i zaskakuje. Ta książka z pewnością zawładnie Waszym sercem i duszą.
— Daria Kornacka-Skórka, @farmer_with_the_book —
Świat Formuły 1 czeka na Ciebie. Przeżyj z bohaterami intensywne i zaskakujące chwile. Będzie gorąco i niezwykle emocjonalnie. Polecam z całego serca.
— Agnieszka Rowka, @zlotowlosa.i.ksiazki —
„Niepokorny driver” to książka pełna zawirowań i zwrotów akcji. Historia zapierająca dech w piersiach, przyśpieszająca tętno i dostarczająca ogromną dawkę emocji. Drogi czytelniku, jeśli poszukujesz czegoś dobrego, to zapewniam Cię, że ta fabuła uzależnia. Więc zapnij pasy i przygotuj się na ostrą jazdę bez trzymanki. W tej książce nic nie jest pewne, dzięki temu kusi jeszcze bardziej.
Gorąco polecam!
— Dominika Mandziej, @ksiazkowy_dym —
Wszystkim, których smutek ściga jak bolid.
Pamiętajcie, że przyjdzie dzień,
w którym zabraknie mu benzyny.
Może w miłości nie chodzi o to,
by czuć się szczęśliwym lub spełnionym.
Może w miłości chodzi o to,
by dać się złamać, żeby osoba,
na której ci zależy,
czuła się trochę bardziej cała.
– L.J. Shen, Szakal –
tłum. Sylwia Chojnacka
Piosenka przewodnia
Arctic Monkeys – Do I Wanna Know?
Pozostałe
Arctic Monkeys – 505
Arctic Monkeys – Do Me a Favour
Ella Eyre – If I Go
Joel Corry – Sorry
Kodaline – Ready to Change
Martin Garrix, Dua Lipa – Scared to Be Lonely
Martin Solveig, Ina Wroldsen – Places
Muse – Hysteria
Shawn Mendes – Mercy
Sum 41 – With Me
The Kooks – Always Where I Need to Be
Tom Grennan – Little Bit of Love (Welshy Remix)
Two Door Cinema Club – What You Know
Weekend w Monako był dla mnie najważniejszy w całym sezonie. Mimo że doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, postanowiłem to koncertowo spieprzyć. W momencie gdy moja wysportowana noga przekroczyła próg klubu ze striptizem, wiedziałem, że tego wieczoru nic dobrego na mnie nie czeka. Ale i tak to zrobiłem.
Kiedy, do kurwy nędzy, się w końcu tego nauczysz, Fabien? Sława, kariera, pieniądze – to wszystko spadło na mnie stanowczo za wcześnie. I choć wiedziałem, że woda sodowa nie tylko uderzyła mi do głowy, lecz także zdążyła już dotrzeć do każdej komórki mojego ciała, ja nawet nie planowałem zmiany. Co więcej, z każdym dniem piłem coraz większe dawki tej trucizny. Gdy raz spróbujesz, później już jest za późno.
Karierę zacząłem wcześnie, może nawet za wcześnie. Swoje pierwsze wyścigi na gokartach wygrywałem już jako dziecko. Po pierwszym zwycięstwie wszystko potoczyło się szybko. Dostrzegła mnie najlepsza drużyna z całej stawki i zainwestowała w mój rozwój szalone pieniądze. Jednak za takie rzeczy płaci się wysoką cenę. Szkoła z internatem, brak dzieciństwa, czasu dla siebie i życie z dala od rodziny przez tyle lat musiały po prostu odbić mi się czkawką.
Pewnie dlatego w piątek o siódmej rano wyczerpany po wczorajszej imprezie stałem przed lustrem, zamiast wypoczęty szykować się do treningu na torze. No cóż, musiałem sobie jakoś odbić stracone lata, co nie?
Wyścig Formuły 1 w Monako był dla mnie podwójnie ważny: choć liczył na mnie mój zespół, i tak największą presję narzucałem na siebie ja sam. Od pierwszej wygranej w tym małym państwie nie poniosłem tutaj porażki. I nie chciałem tego zmieniać. Dlatego nie mogłem zrozumieć, po jaką cholerę poszedłem wczoraj się upić whisky i oglądać gołe panienki? To wszystko musiało się źle skończyć.
Nie pomagało mi to, że gdziekolwiek się pojawiałem, wyrastało przy mnie kilka cudownych dziewczyn, chętnych zaspokoić wszystkie moje potrzeby. Sami powiedzcie, jak mogłem odrzucać ich zaloty, skoro były one zasługą samego Boga? To od Niego, razem z podłym charakterem, dostałem seksowny wygląd. Idąc tym tokiem myślenia, pozwalałem im sobie usługiwać i zaspokajać się na miliard szalonych sposobów. Taki po prostu byłem – nie chciałem znać imion, ledwie pamiętałem ich twarze, nigdy też nie zależało mi na tym, aby się odwdzięczyć. Ich przyjemnością miało być zaspokajanie mnie. To była wystarczająca nagroda. Oczywiście były też pliki banknotów, które im rzucałem. Zawsze byłem hojny i w ten sposób zagłuszałem wyrzuty sumienia.
Niestety, dzisiaj mój wygląd i forma pozostawiały wiele do życzenia. Ciemna cera wyglądała na szarą, oczy były podkrążone, jakbym wczoraj oberwał, a alkohol dalej krążył w moich żyłach.
– Fabien? – usłyszałem pukanie do drzwi hotelowego pokoju.
– Tak, George? Niedługo będę gotowy. – Zbyłem mojego menedżera, nawet nie udając, że wpuszczę go do środka. Wiedziałem, że gdyby zobaczył mnie w takim stanie, zapewne nie byłby zadowolony. Wczoraj obiecałem, że zostanę w hotelu i porządnie się wyśpię, ale chyba obaj wiedzieliśmy, że nie dotrzymam słowa.
– Dobrze, zaraz kelner przyniesie ci śniadanie. Zjedź coś i przyjdź do nas. Czekamy na dole, ja i Pierre.
Zignorowałem go i odkręciłem pod prysznicem kurek z zimną wodą, rozkoszując się cierpnięciem skóry na ciele. Piłem wszelką adrenalinę litrami, lecz i tak zawsze było mi jej za mało. Szczyciłem się tym, że nigdy nie czułem strachu. Przecież i tak nie miałem nic do stracenia, więc czego miałbym się bać?
Kwadrans później, najedzony i ubrany, witałem się z dwoma najważniejszymi dupkami mojego życia. Pierre, trener, odpowiadał za formę mojego ciała i ducha. Miał nieustannie nastawiać mnie na zwycięstwo, choć wcale tego nie potrzebowałem. Potrzebowałem jedynie (i aż) kumpla, a Pierre znał się na tej robocie. Pozwalał mi się wygadać i był na każde zawołanie – szanowałem go jak nikogo innego. Tak, gdy chcę, potrafię szanować ludzi.
George, menedżer, który zarabiał dzięki mnie kilkanaście milionów euro rocznie, był jego przeciwieństwem. Wyciskał mnie jak soczystą cytrynę i miał w dupie moje potrzeby. Ale nie przejmowałem się tym. Sam byłem niezłym skurczybykiem, więc trafił swój na swego.
– Gotowy na trening? – zapytał Pierre, gdy zostaliśmy sami.
George ruszył przodem, aby odpychać ataki dziennikarzy i paparazzi, którzy polowali na mnie jak na zwierzynę. Jednym uchem słyszałem, jak szantażowali go zdjęciami z mojej wczorajszej eskapady, i uśmiechałem się pod nosem. Czy jeszcze się nie nauczyli, że nikogo to nie obchodziło? Dopóki zdobywałem punkty i wygrywałem wyścigi, mój zespół był zadowolony. To, czy dziennikarze zdobyli zdjęcia, jak jakaś laska robi mi dobrze w klubie, nie miało żadnego znaczenia. Miałem wygrywać, zarabiać pieniądze i być grzecznym chłopcem na konferencjach prasowych. Dobra, spełniałem tylko dwa pierwsze warunki, ale co z tego?
– Fabien? – upomniał mnie.
– Tak, jestem gotowy, jak zawsze.
– Ale pamiętasz, że po treningu mamy rundkę statkiem dla sponsorów? Będziesz musiał się uśmiechać, rozmawiać z ludźmi i zachowywać. Tego od ciebie oczekują.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo nie mogę się tego doczekać. – Posłałem mu nieszczery uśmiech.
– Nic więcej nie mów – zgasił mnie Pierre i gestem kazał wsiąść do samochodu wartego tyle, ile nie jest w stanie zarobić przeciętny człowiek przez całe swoje życie.
Gdy tylko postawiłem stopę na torze, poczułem ten dreszczyk emocji, dla którego żyłem. W sekundę zapomniałem o kacu i byłem gotów do walki. Przywitałem się z moim zespołem, podając rękę każdemu z osobna. Może byłem arogancki, ale nie byłem głupi. Oni w takim samym stopniu odpowiadali za mój sukces jak ja sam. Zawsze chciałem, żeby o tym wiedzieli.
– Gotowy? – zapytał mnie Jason, dyrektor naszego zespołu.
– Zawsze – odpowiedziałem.
– I to chciałem usłyszeć. Wiesz, że nie damy tym gnojkom powodu do uśmiechu.
Skinąłem głową, bo jedyną rzeczą, której nie znosiłem bardziej od przegrywania, była satysfakcja przeciwnika.
Kiedy wziąłem od Pierre’a kask i rękawice, czułem, jak krew w moich żyłach zaczyna krążyć szybciej. Liczył się tylko cel – być, kurwa, najlepszym. Nie należałem do grona prawych ludzi, ale była jedna zasada, której trzymałem się z żelazną dyscypliną: nigdy się nie zatrzymuj, bo to tak, jakbyś się poddał. Dlatego za każdym razem, gdy wsiadałem do bolidu, oddychałem rywalizacją i karmiłem się zwycięstwem.
Dosłownie i w przenośni.
Czekając na zielone światło, kątem oka zobaczyłem Elliota, drugiego kierowcę mojego zespołu. Jeżeli o niego chodzi, to nie czułem żadnej rywalizacji. Zdobywał dla nas punkty, z czego Jason się cieszył, jednak od dawna już niczego nie wygrał. To było wręcz frustrujące. Potrzebowałem ciągłej stymulacji, marchewki, za którą podążałbym jak osioł. Ale on nie potrafił mi tego dać, za co cholernie nim gardziłem.
Tak wyglądał teraz ten świat: dziesięć zespołów, w każdym dwóch głównych kierowców, dwadzieścia trzy wyścigi, najlepsze samochody i pieniądze, które rozwiązałyby problem głodu na świecie. Ale po co myśleć o kłopotach, skoro można się ścigać?
Nacisnąłem pedał gazu i odleciałem. Tor Circuit de Monaco był jednym z najniebezpieczniejszych i za to tak go kochałem. Wąskie uliczki nie pozwalały wyprzedzać, ale i tak wszyscy tego próbowali. Tunel pod hotelem Fairmont, w którym zaglądało się śmierci prosto w oczy. Ze wszystkich torów na całym świecie był największym wyzwaniem. Poza tym był najbardziej prestiżowy i przyciągał najlepsze laski.
– Skup się, Fabien, za chwilę zaczynamy – usłyszałem przez radio głos Jasona. – Bądź gotowy, ruszaj za Connorem – dodał.
Treningi rządziły się swoimi prawami. Teoretycznie nie rywalizowaliśmy ze sobą, jednak to była ściema. W rzeczywistości trening to nic innego jak pokaz sił, a ten, kto miał największe jaja, wygrywał. Tak się złożyło, że Connor jako jedyny mógł naprawdę mi zaszkodzić. Oczywiście nikomu o tym nie mówiłem, bo jeśli w tym środowisku okażesz lęk, zostaniesz zjedzony żywcem. A ja nie zamierzałem zostać ofiarą. Ja byłem katem.
Po treningu Pierre podszedł do mnie, aby pomóc mi wyjść z bolidu i podzielić się przemyśleniami:
– Connor dał dupy. Bał się wejść w zakręt, zbyt wiele razy hamował.
– Powiedz mi coś, czego nie wiem – parsknąłem, czekając na cios.
– Masz godzinę, Fabien. – Pierre go zadał, i to cholernie perfekcyjnie. W samo serce.
– Na co? – Udawałem głupiego.
– Jak to, na co? Rejs dla sponsorów. Startujecie o osiemnastej z portu Monako, pływacie cztery godziny, a później jest afterparty. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że się na nie wybierasz.
– Aha. – Pokiwałem głową, ale żaden z nas chyba nie wierzył, że grzecznie wrócę do pokoju. A już na pewno nie w tym życiu.
– Będzie tam mnóstwo dziennikarzy, Fabien. W tym William Davies, którego tak uwielbiasz. Pamiętaj, masz być miły, przytakiwać i odpowiadać na zadane pytania. Nie chcemy więcej skandali, szczególnie po tym, jak George musiał dzisiaj posmarować kilku paparazzim, żeby nie sprzedawali fotek z tą laską z wczoraj.
– William Davies... – powtórzyłem, olewając wszystko, co powiedział Pierre. Nienawidziłem tego faceta, zresztą z wzajemnością. Doceniał moją jazdę na torze, ale zawsze przedstawiał mnie w najgorszym świetle.
– Tak, Davies. Proszę cię tylko o jedno: zachowuj się. W pokoju masz przygotowany strój i pamiętaj o czapce z logo sponsora. To bardzo ważne.
– Jasne – mruknąłem.
– Zdajesz sobie sprawę, że ten rejs nie jest dla ciebie, prawda? Nie idziesz tam dobrze się bawić. To ty masz zabawiać innych.
– A nie mogę zabawiać innych, równocześnie dobrze się bawiąc? – Spojrzałem na Pierre’a, który właśnie wznosił ręce ku niebu. Po co to robił, skoro był ateistą?
– Nie. Nie potrzebujemy powtórki z rozrywki. – Szczęka zacisnęła mu się niebezpiecznie. – Idź do pokoju, ogarnij się i za godzinę widzimy się w porcie. Nie spóźnij się!
Po wczorajszym wybryku postanowiłem być grzeczny, dlatego o czasie stawiłem się na ogromnym jachcie. Zgodnie z życzeniem uśmiechałem się niewinnie do fotoreporterów i sponsorów zespołu.
Wbrew moim słowom nie stanowiło to dla mnie wyzwania. Kochałem być w centrum zainteresowania i słuchać pochwał. Choć pewności siebie mi nie brakuje, potrzebuję uznania. Uznanie jest dla mnie tym, czym jest benzyna dla bolidu. Bolid bez paliwa to tylko droga puszka złożona z metalu, plastiku i skóry, która nieźle wygląda, ale jest zupełnie bezużyteczna.
Kiedy wspólnie z pozostałymi kierowcami ustawiliśmy się do zdjęcia, zobaczyłem jego – Williama Daviesa, pieprzonego dziennikarza największej stacji sportowej Wielkiej Brytanii, który robił wszystko, aby zamienić moje życie w koszmar. Chciał zniszczyć moją reputację tak, że nawet popiół by z niej nie został. Wiedziałem, że tego dnia też mi nie odpuści i zada jakieś parszywe pytanie, które wyprowadzi mnie z równowagi. W tym ten pojeb znajdywał prawdziwą rozkosz. Gdybym był zdrowy na umyśle, pewnie pomyślałbym, że ten facet jest niezłym zboczeńcem.
– O nie, mój drogi, nie dzisiaj. Dzisiaj nie dam ci tej satysfakcji – burczałem do siebie.
– Co ty gadasz? Nieważne. Chodź, czas na kilka wywiadów. – Mój menedżer George złapał mnie za ramię i nawet nie czekając na odpowiedź, siłą zaciągnął do specjalnej strefy dla dziennikarzy.
Wyścig w Monako przyciągał nie tylko osobistości świata sportu, lecz także wszelkiego rodzaju gwiazdy i celebrytów, którzy chcieli ogrzać się w jego blasku. Zdjęcia z tego wydarzenia zawsze obiegały cały świat, a ktokolwiek brał w nim udział, mógł liczyć na swoje pięć minut. Dlatego gdy wszedłem do strefy dla dziennikarzy, ledwo przeciskałem się przez tłum gwiazd, które korzystały z darmowego baru i żebrały o uwagę mediów. Udzieliłem kilku smutnych wywiadów o tym, jak jestem świetnie przygotowany i skazany na zwycięstwo. Zareklamowałem parę produktów, między innymi napój energetyczny, drogie zegarki i producenta samochodów, z którymi byłem związany kontraktami. I gdy już chciałem niespostrzeżenie się wymknąć, za tył koszulki pociągnął mnie nie kto inny, jak William Davies.
– Fabien, zechcesz udzielić mi krótkiego wywiadu? – Choć jeszcze się nie odezwałem, już widziałem satysfakcję na jego twarzy. Szczerze? Miałem ochotę mu w nią splunąć. Oczywiście zamiast to zrobić, przytaknąłem, sycząc jak wąż:
– Jasne. – Gdybym miał jad w zębach, chętnie bym z niego teraz skorzystał.
– Świetnie sobie poradziłeś na torze, widać, że jesteś w szczytowej formie. – William Davies zawsze tak zaczynał. Jakby chciał przygotować mi kanapkę z cyjankiem: pochwała, atak między oczy, pochwała. Znałem jego taktykę, więc byłem na to przygotowany.
– Dzięki. Jednak jestem pewien, że nie pokazałem wszystkiego.
– Mhm... – Davies ewidentnie szykował się do ataku. – Nie można tego powiedzieć o wczorajszym wieczorze. Czy znasz kobietę, z którą wczoraj tak ochoczo wymieniałeś płyny? Podobno twój zespół jest wściekły, rozważają nawet usunięcie cię z następnego wyścigu.
Cokolwiek mówić, to bolało. Ten skurwysyn robił wszystko, żeby wyprowadzić mnie z równowagi, a ja nie mogłem chować głowy w piasek. Rzeczywiście George wspominał coś o tym, że Jason nie był zbytnio zadowolony, ale byłem pewien, że mu przejdzie. Lekceważąc to, że narobię sobie jeszcze większych kłopotów, odpowiedziałem:
– Widzę, że jesteś dobrze poinformowany. Ssij moje jaja, William, niczego ode mnie nie wyciągniesz. – To jednak nie był koniec. Po chwili rzuciłem w eter: – Czy ktoś może zabrać stąd tego, pożal się Boże, dziennikarza? – I odszedłem, nie zaszczycając go nawet krótkim spojrzeniem.
Wiedziałem, że po takiej akcji nikt nie będzie zadowolony, ani moja drużyna, ani sponsorzy, ani nawet ja, choć osiągnąłem swój cel. Wściekłość dzwoniła mi w uszach, gdy próbowałem przecisnąć się przez tłum, taranując niewinnych ludzi na mojej drodze. Gdy dotarłem do barierki, uderzyłem w nią pięścią tak mocno, że nadwyrężyłem sobie dłoń (świetna decyzja przed wyścigiem). Jednak dopiero po chwili zauważyłem, że rozchodząca się po barierce siła sprawiła, że dziewczyna, która przy niej stała, upuściła telefon – a ten wpadł prosto do morza.
– To był mój telefon, dupku – powiedziała z taką złością, że aż obdarzyłem ją znudzonym spojrzeniem.
– Masz rację, był. – Odwróciłem się do Pierre’a, który właśnie przyszedł za mną, aby ratować straty, chociaż te i tak były nie do uniknięcia.
– Naprawdę nie mogłeś się powstrzymać, Fabien, naprawdę? – Pierre bełkotał ze złości.
– On zaczął, zawsze tak się zachowuje, szujowaty Davies! Robi wszystko, żeby wyprowadzić mnie z równowagi.
– Masz go przeprosić... – zaczął Pierre, ale nie było mu dane dokończyć. Właśnie między nas weszła dziewczyna, która przeze mnie straciła telefon.
– Przepraszam, że przerywam wam tę jakże fascynującą rozmowę. – Pokazała równy rządek białych zębów, jakby szykowała się, żeby przegryźć nimi moją tętnicę. – Ale on – wskazała mnie palcem – właśnie wytrącił mi z ręki telefon, który bezpowrotnie wylądował na dnie morza. Czy któryś z was odda mi pieniądze? Czy może planujecie rzucić się za burtę i go łowić?
Miałem tę laskę i jej telefon centralnie w poważaniu, dlatego nie zwracając na szczekającego szczeniaczka uwagi, zwróciłem się do Pierre’a:
– Załatw to. – Po czym po raz pierwszy naprawdę na nią spojrzałem.
I to był mój błąd.
Dziewczyna była piękna. Boże, ona była tak piękna, że nawet ja to dostrzegłem, co nie zdarzało się często. Wysoka, szczupła, ze smukłymi palcami i paznokciami pomalowanymi na wściekle żółty kolor. Miała długie blond włosy, które powiewały beztrosko na wietrze. Jej biała sukienka sięgała przed kolano i ukazywała długie nogi i złocisty kolor opalonej skóry. Niebieskie oczy, pełne usta i drobny, śmieszny nos, który przypominał mały guziczek na kierownicy mojego bolidu.
Ale było w niej coś jeszcze, obok czego nie mogłem przejść obojętnie. Miała w oczach taki sam ból jak ja. I dlatego wiedziałem, że będę miał przez nią kłopoty. Czując jej waniliowy zapach, zrozumiałem, że jedyne, co mogę zrobić, to odejść i zapomnieć o tej cholernej niezdarze. Zapomnieć, zapomnieć, zapomnieć. Ta, jasne.
I co ja mam zrobić ze swoim życiem? To pytanie dźwięczało w mojej głowie jak policyjna syrena. Teraz byłam tutaj, w Monako, dokąd siłą wyciągnął mnie brat William, ale co dalej? Studia pedagogiczne skończyłam kilka miesięcy temu i wciąż nie mogłam znaleźć sobie miejsca. To, co dwa lata wcześniej wydarzyło się w moim życiu, ścigało mnie jak ten bolid, który widziałam na żywo po raz pierwszy. Ścigało, wyprzedzało, żeby zaraz znowu być tuż za moimi plecami. I tak w kółko.
Nigdy nie interesował mnie sport, a co dopiero jakieś wyścigi samochodowe, których i tak za sport nie uznawałam. Uważam, że sportowiec to ktoś, kto pracuje ze swoim ciałem, ktoś, kto w pocie czoła trenuje każdego dnia i pokonuje własne słabości. Nie widziałam tego w kierowcach bolidu. Przyjechałam tutaj ze względu na Williama, który był przekonany, że weekend z dala od problemów dobrze mi zrobi. Choć broniłam się rękami i nogami, z góry wiedziałam, że to nic nie da. Poddałam się, trochę dlatego że nie miałam siły wymyślać kolejnych wymówek, a trochę dlatego, że Will chciał dla mnie dobrze. Widział, jak się miotam, jak trwonię swój czas, i chciał chociaż trochę mi ulżyć.
Mimo że był dziesięć lat ode mnie starszy, a ja miałam zaledwie dwadzieścia cztery lata, naprawdę dobrze się dogadywaliśmy. Jako jedyny z całej naszej gwiazdorskiej rodziny nie wywierał na mnie presji. Dobrze wiedział, że to i tak nic nie da. Moi rodzice byli dziennikarzami telewizyjnymi, William od zawsze interesował się Formułą 1, więc naturalnie poszedł w tę stronę. A ja? Ja kochałam dzieci i wybrałam pedagogikę, czego nie mogli zaakceptować moi bliscy. Czy rzeczywiście tak trudno to zrozumieć? Przy dzieciach można być sobą, dzieci są szczere i niczego nie udają. Ich intencje są zawsze czyste, a ich potrzeby proste. Są przeciwieństwem ludzi, w których towarzystwie obracam się od lat, i właśnie dlatego tak mnie do nich ciągnie.
Choć po początkowej niechęci nawet zaczęłam cieszyć się wspólnym weekendem, za nic w świecie nie zgodziłabym się na pójście na tor i spędzenie kilku godzin w hałasie. Te małe samochodziki robiły więcej hałasu niż odrzutowce podczas urodzin królowej Elżbiety. Miałabym to znosić tylko po to, aby zobaczyć, jak przeprowadza wywiady. Czy on naprawdę nie słyszał o YouTube? Wyprosiłam go, aby puścił mnie bez obrażania się, w zamian obiecałam, że wieczorem pójdę z nim na jakieś nudne afterparty. Byłam pewna, że i tak uda mi się z tego wymiksować.
W czterdzieści minut dotarłam na kameralną plażę pod Niceą (nienawidziłam tej w Monako, na której ludzie tłoczyli się jak sardynki w puszkach), rozłożyłam koc i zachłysnęłam się tym, co kochałam najbardziej: samotnością. Tylko ja i dźwięk fal uderzających o brzeg.
„Zapowiada się naprawdę miły dzień” – pomyślałam, dodatkowo gratulując sobie pomysłu ucieczki z doliny ludzi, którzy na głowie mieli czapki w kolorach zespołów F1. Jak można czemuś takiemu w ogóle kibicować?
– Błagam, niech to nie będzie William! – burknęłam do siebie, gdy wesoła melodyjka z nokii 3310 upraszała się o uwagę.
– Hej. – Uczucie ulgi rozlało się po moim ciele jak syrop klonowy po naleśniku. To tylko mój przyjaciel Liam: jedyna osoba, której obecność nie wywoływała u mnie odruchu wymiotnego.
– Hej, co tam?
– Wszystko dobrze. Gdzie jesteś? Masz ochotę w niedzielę wyskoczyć na drinka? Będę akurat przelotem w Madrycie. Mogę do ciebie wpaść, jeśli widok innych ludzi ma być dla ciebie wymówką...
– Jestem w Monako, choć technicznie rzecz biorąc, teraz jestem we Francji. William wyciągnął mnie na jakieś wyścigi. A ty dlaczego jesteś w Hiszpanii?
– Praca. Ale czekaj... Czy właśnie nazwałaś Formułę 1 jakimiś wyścigami?
– Przecież wiesz, że mnie to nie interesuje. Jestem tutaj tylko po to, żeby zrobić bratu przyjemność, nic więcej.
– Dlaczego mnie ze sobą nie zabrałaś? – fuknął niezadowolony. – Obiecaj, że wkręcisz mnie na następny wyścig, to będzie...
– Azerbejdżan, ale tam na pewno nie pojadę, Will ma już pełną ekipę. Jeśli ci zależy, mogę zapytać o Kanadę, ale ty płacisz za bilety lotnicze, ja jestem totalnie spłukana.
– Nie wiem, jak to możliwe, że jesteś spłukana, biorąc pod uwagę, ile zarabiają twoi rodzice... No ale jasne, zapłacę za wszystko, oby tylko się tam znaleźć. Mentalnie już się pakuję. Zadzwoń, jak wrócisz, dobrze?
– Okej – odpowiedziałam. Chciałam dodać coś jeszcze, ale tego nie zrobiłam. Po pierwsze, wiedziałam, co by mi odpowiedział, a po drugie, zrzucanie na niego swojego ciężaru nie miało najmniejszego sensu.
Zawsze, gdy rozmawiałam z Liamem, napawałam się głupią nadzieją, że to, co się stało, mogę w jakiś magiczny sposób odwrócić. Ale choćbym zeszła do samego piekła, wiedziałam, że to za mało. Dlatego robiłam to, co wychodziło mi najlepiej: uciekałam. Uciekałam przed życiem, przed rodziną, przyjaciółmi, przed miłością i wszystkim, przez co mogłam coś poczuć. Całymi dniami siedziałam zamknięta w swoim pokoju w domu rodziców w stolicy Hiszpanii, dokąd po tym wszystkim przeprowadziliśmy się z Londynu. Ze swoich czterech ścian wychodziłam tylko w jednym celu: na wolontariat w domu małego dziecka.
Telefon odezwał się po raz drugi. Wiedziałam, że nie istniała taka siła, która sprawiłaby, że po drugiej stronie połączenia nie znajdzie się mój brat. Nie musiałam nawet patrzeć na wyświetlacz:
– Niedługo będę!
– Letty, za dwie godziny wchodzimy na jacht, naprawdę nie mogę się spóźnić.
– Powiedziałam, że będę – powtórzyłam, od razu się rozłączając.
W pokoju hotelowym znalazłam się dokładnie godzinę później, co – w moim rozumieniu – oznaczało, że mam aż za dużo czasu na przygotowania. Cudem, a dokładnie za sprawą mojej mamy, która podstępem wrzuciła mi ją do walizki, miałam ze sobą elegancką białą sukienkę. Wystarczył jeszcze prysznic i gotowe.
– Jestem – oznajmiłam, chwilę później wchodząc bez pukania do pokoju brata. Pogwałcanie prywatności to domena młodszego rodzeństwa.
– Świetnie – powiedział, nawet nie podnosząc głowy znad notatek, z których przygotowywał się do wywiadów.
– Jak wyścig? – zapytałam.
– Trening – rzucił zniesmaczony moją ignorancją. – Dobrze, bez większych rewelacji – dodał i wreszcie na mnie spojrzał, a po jego minie widziałam, że nie tego się spodziewał. – Letty, wyglądasz pięknie. Już dawno nie widziałem cię w takim wydaniu. – Mogłabym przysiąc, że zaraz się rozklei.
To prawda, pierwszy raz od dwóch lat zdobyłam się na to, aby chociaż trochę zadbać o swój wygląd. W końcu nie chciałam narobić mu wstydu w pracy.
– Przestań, bo się wzruszę. – Tak bardzo nie chciałam rozmawiać, że zbyłam jego słowa ironicznym tonem. Od dawna chodziłam w masce, ten jeden raz nie zrobi różnicy.
– Idziemy?
– Tak, pójdziemy pieszo, to niedaleko.
Gdy staliśmy w kolejce do wejścia na jacht, czułam się zdezorientowana. Dla Willa to była codzienność: wystawne przyjęcia, statki, obracanie się wśród ludzi sukcesu. Ale ja widziałam to z własnej woli po raz pierwszy. Rodzice i brat wielokrotnie zachęcali mnie do tego, abym gdzieś z nimi wyszła, ale to nie był mój styl. Wolałam zostać w domu i spędzać czas z Jamesem. No właśnie, wolałam. Czas przeszły.
Atmosfera tego miejsca była naprawdę oszałamiająca i mogła uderzyć do głowy bardziej niż bąbelki, które kelnerzy wciskali nam z taką zawziętością, z jaką babcia częstuje swoje wnuczki cukierkami. William był cudowny, przedstawiał mnie swoim znajomym, innym dziennikarzom i kierowcom Formuły 1. Co chwila też napełniał mój kieliszek, co sprawiło, że naprawdę się rozluźniłam. Na tyle, że nawet rozmawiałam z innymi ludźmi i sprawiało mi to przyjemność.
W pewnym momencie jednak poczułam, że dzieje się zbyt wiele – alkohol zdążył dotrzeć już do mojej krwi, a tłum w loży dziennikarzy rósł z minuty na minutę. Unoszące się w powietrzu podniecenie sięgnęło zenitu, gdy przyszedł czas na wywiady z kierowcami. Poczułam, że zaczyna mnie to przytłaczać, i szybko się ulotniłam. Nie było to proste na jachcie pełnym ludzi, ale po kilku minutach znalazłam sobie miejsce przy barierce. Wyjęłam telefon, aby napisać do Liama, że William zgodził się na nasz wyjazd do Kanady.
Niestety nie było mi dane skończyć wiadomości. Telefon z ręki wytrącił mi jakiś kretyn, który uderzył w barierkę z taką siłą, że aż mnie odrzuciło, a aparat, który trzymałam, wpadł do morza.
Oczywiście, dzieciak, który to zrobił, nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem. Kazał tylko komuś, z kim przyszedł, załatwić sprawę. Świetnie. Chłopak wyglądający jak jego asystent zapytał mnie o model telefonu i obiecał, że przyniesie taki sam na afterparty. Gdy usłyszał, że to stara nokia, skrzywił się lekko, ale jednak obiecał. Choć wcześniej nie zamierzałam się tam pojawić, teraz nie miałam wyjścia. Jeśli chciałam odzyskać łączność ze światem, czekała mnie impreza.
Ale kogo ja chciałam oszukać? Przecież i tak ten telefon nie był mi tak bardzo potrzebny.
Kątem oka zobaczyłam, że statek zawija do portu, i odetchnęłam z ulgą. Było fajnie na kilka godzin zamienić się z kopciuszka w księżniczkę, ale dla mnie było już grubo po dwunastej.
Przy wyjściu dorwał mnie William:
– Widzimy się za czterdzieści minut przed hotelem. Obowiązuje strój wieczorowy! – rzucił mi do ucha i już go nie było.
Może to lepiej, że nie czekał na moją odpowiedź, bo mogłaby mu się nie spodobać. Wcale nie zamierzałam się przebierać, chociaż domyślałam się, że wszyscy obecni to zrobią. Choć mało wiedziałam o świecie Formuły 1, oczywiste było, że Circuit de Monaco to nic innego jak festiwal mody i przepychu, a nie sportowe wydarzenie.
– Ta sukienka jest piękna, ale chyba trochę zbyt skromna jak na to wydarzenie. Został nam kwadrans, może chcesz wrócić się przebrać? – William przywitał mnie czterdzieści minut później.
– Spójrz prawdzie w oczy: to cud, że gdziekolwiek idę. Nie wymagaj ode mnie niemożliwego.
Impreza odbywała się w sąsiednim hotelu, więc dotarliśmy tam po chwili. Ja miałam jasno określony plan, którego on nie był świadomy: odebrać nowy telefon i wracać do łóżka. Na szczęście już na wejściu zniknął wśród swoich sławnych znajomych, dzięki czemu mogłam zrealizować swój plan bez przeszkód.
– Nawet się nie przebrałaś? – Głos docierający zza moich pleców należał do nadętego dupka, który pozbawił mnie dzisiaj telefonu.
– Od kiedy mój ubiór to sprawa jakiegoś obcego buca? – Odbiłam sprawnie piłeczkę. – Masz dla mnie nowy telefon? Czy tylko garść życiowych mądrości na temat mody?
Choć miał podły charakter, co łatwo było ocenić nawet po kilku chwilach rozmowy, jego wygląd był odklejony od tego wszystkiego. Ogromne, zielone oczy, w których dojrzałam kilka kropeczek – jak gdyby jego tęczówki pokrywały piegi. Miał skórę w kolorze kawy z mlekiem, którą piłam każdego ranka. Ciemne włosy ostrzyżone tuż przy skórze uwydatniały męskie, mocne rysy twarzy. Czerwone, miękkie usta chowały rządek idealnych zębów. Nawet nie miał za dużych siekaczy, co zawsze trochę mnie przerażało.
Ale prawdziwie boskie dzieło stanowiła jego sylwetka. Był tak wysoki, że za każdym razem musiałam podnosić głowę, żeby patrzeć mu w oczy, i tak wysportowany, że przy każdym ruchu wszystkie jego mięśnie pracowały, odznaczając się. I jeszcze dłonie tego prymitywa: szorstkie, masywne i tak męskie, że jęknęłam, gdy je zobaczyłam.
A uwierzcie mi, to dla mnie nowość.
Teraz ten diabeł w ciele anioła stał przede mną i trzymał w dłoniach dwie szklanki i torebkę prezentową, w której – jak się domyślałam – był mój nowy stary telefon.
– Proszę. – Podał mi szklankę i torebkę, w takiej kolejności. Choć jego ton brzmiał uprzejmie, w jego oczach widziałam coś zupełnie odwrotnego. – Podoba się? Dobrze, że wyrzuciłem to twoje poprzednie gówno. W ogóle jeszcze coś takiego produkują?
Gdyby mój wzrok mógł ziać ogniem, ten gamoń właśnie spalałby się tu żywcem. Jednak zdusiłam złość, przypominając sobie, po co tu przyszłam: aby to załatwić i spadać. Jakie było moje zdziwienie (żadne!), gdy odpakowałam paczkę i znalazłam w niej najnowszy telefon topowej marki, za którego wartość można kupić samochód.
– Twój chłoptaś obiecał, że dostanę dokładnie taki model, jaki straciłam. To nie jest ten telefon. – Starałam się, aby mój głos brzmiał spokojnie i stanowczo równocześnie. Ale ten pajac nie ułatwiał mi zadania.
– Z całym szacunkiem, ale twój poprzedni to było jakieś nieporozumienie. Słyszałaś o czymś takim jak era smartfonów? Dziewczyno, ty miałaś nokię! Taką cegłą można nawet zabić. Dzięki mnie nie spędzisz swojego życia w pace. – Kącik ust chłopaka poszybował do góry. Ten osioł był naprawdę z siebie zadowolony.
– Chcę mój telefon. Nie dotarło do ciebie za pierwszym razem? – Przywołałam na twarz fałszywą powagę, podczas gdy w środku moje organy już dawno ugotowały się od wrzącej temperatury krwi.
– Po prostu weź ten gadżet i miejmy to z głowy. W takim momencie musisz zgrywać honorową?
– W jakim momencie?
– W momencie, gdy naprawdę muszę się napić i spuścić trochę pary po ciężkim treningu.
Wybuchłam śmiechem, ale nie dlatego, że mnie rozśmieszył. Ten gość był jednym wielkim absurdem.
Ale mieliśmy wspólny punkt zaczepienia: oboje chcieliśmy szybko to załatwić i się rozejść. Tylko dlatego spojrzałam jeszcze raz na pudełko.
– Nie mogę tego przyjąć, ten telefon kosztuje majątek. Oddaj go swojej dziewczynie, a ja sobie jakoś poradzę. – Wyciągnęłam w jego stronę dłoń z aparatem. Zakończymy to po mojemu.
– Nie pieprz głupot, dostałem to od mojego sponsora, w pokoju mam takich kilka, nie wydałem na niego złotówki.
– Twoje życie prywatne, twoja sprawa. A to i tak nie zmienia mojej decyzji.
Popatrzył na mnie, jakby właśnie zobaczył kosmitę.
– Z konia spadłaś? Co ty chrzanisz? Myślisz, że ja mam... sponsora? – Ostatnie słowo wypowiedział tak konspiracyjnym szeptem, że zachciało mi się śmiać.
– Tak jak mówiłam, to twoja sprawa.
– Czy ty w ogóle wiesz, kim ja jestem?!
Naprawdę nie wiedziałam, ale to musiało palić go do żywego, bo zielone oczy właśnie zaciekle wierciły mi dziurę na wysokości serca. W odpowiedzi jedynie pokręciłam głową.
– Jestem Fabien Laurent, kierowca Formuły 1 i równocześnie pierwszego zespołu w zestawieniu. Teraz trochę ci rozjaśniłem? – Dumny jak paw, założył ręce na piersi. Był przekonany, że zrobił na mnie wrażenie, podczas gdy mnie to jedynie bawiło.
– Aha – odpowiedziałam. – To weźmiesz ode mnie ten telefon? – Tak, przyznaję, chciałam zmiażdżyć jego ego. Znałam takich jak on: pewnych siebie, aroganckich typów, dla których wizerunek był świętością. Mężczyzn, którzy przywdziewali maski zuchwałości, a gdy ktokolwiek ich obnażył, wili się jak mali chłopcy w spazmach płaczu.
– Wsadź go sobie, ale ja go nie wezmę. – Gdy odchodził, cała jego sylwetka zdawała się krzyczeć w gniewie. Ja czułam jedynie satysfakcję: wycelowałam i trafiłam w dziesiątkę.
Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (w tym przypadku różdżki Fabiena Laurenta) nabrałam ochoty na zabawę. Utarcie nosa temu kretynowi poprawiło mi humor. Ludzie dookoła mnie jakby stali się milsi i bardziej przyjaźni, a ja brylowałam pośród nich, czując, że na nogach zamiast butów mam rolki.
– Fabien dał ci telefon? – zapytał mnie mężczyzna, z którym był na jachcie.
– Tak, dziękuję, ale to za dużo. Mój aparat był stary i nie wart nawet jedną trzecią tego, co ten nowy model. – Nie miałam powodów, aby być dla niego niemiłą. Chciał dobrze, a to, że kolegował się z Laurentem, jeszcze nic nie znaczyło.
– Pierre. Jestem trenerem Fabiena. – Podał mi dłoń.
– Letty Davies, siostra Williama, tego dziennikarza sportowego. – Pierre uśmiechnął się dziwnie pod nosem, ale nie miałam ochoty dociekać dlaczego. Gdy już zamierzałam odejść od marmurowego baru, usłyszałam głos snoba:
– Widzę, że się zakolegowaliście. Już mam wam nadać order przyjaźni czy jeszcze poczekać? – rzucił Fabien.
– Tak, bardzo miło nam się rozmawia. – Przejął pałeczkę trener.
– A to dziwne... – Ironicznie uśmiechnął się w moją stronę. – Pierre, George cię wołał, jest przed hotelem. Chyba chce omówić jutrzejszy dzień.
Pierre spojrzał na mnie przepraszająco, po czym zwrócił się do bufona:
– Proszę cię, miej litość i wróć zaraz do pokoju, jutro musisz być wypoczęty i skupiony na kwalifikacjach.
– Tak, nawet gdybym nie chciał, to nie mam innego wyjścia. Ta impreza to jebana nuda stulecia. – Ale Pierre już tego nie słyszał.
Na mnie też była już pora. Nie chciało mi się użerać z jakimś niedojrzałym dzieciaczkiem tylko dlatego, że myślał, że coś znaczy. Jednak tak łatwo nie pozwolił mi odejść. Gdy się odwróciłam, złapał mnie za ramię i przyciągnął w swoją stronę. Choć nie mogłam go widzieć, to był tak blisko, że słyszałam jego oddech i czułam jego zapach. Od dawna z żadnym mężczyzną nie byłam tak blisko. I zemdliło mnie na myśl, że to właśnie z nim muszę dzielić to doświadczenie. Odwrócił mnie gwałtownie, jakbym była szmacianą lalką. Kiedy zaczął mówić, wyobrażałam sobie, że z ust leci mu piana. I nie było to dalekie od rzeczywistości.
– Znam takie jak ty – warknął. Udajesz, że nie wiesz, kim jestem, tylko po to, aby zwrócić moją uwagę. Grasz niedostępną, ale tak naprawdę mnie pragniesz. I masz szczęście, kwiatuszku... dzisiaj dostaniesz to, na co czekasz.
Choć trwało to mniej niż kilka sekund, w mojej głowie myśli pędziły jak stado mustangów. Gdy wreszcie zrozumiałam, co ten palant chce mi przekazać... olśniło mnie. Do takich jak on słowa nie docierają. Takich jak on można nauczyć czegoś jedynie przez doświadczenie. A fakt, że dostarczy mi to zabawy i odegram się za jego chamstwo? To tylko miły bonus.
– Masz mnie. – Wyzywająco spojrzałam mu w oczy.
– Do mnie czy do ciebie?
– Do łazienki.
– Gdy tylko cię zobaczyłem, wiedziałem, że nie jesteś grzeczną dziewczynką. – Mówiąc to, pochylił się w moim kierunku i połaskotał ciepłym oddechem ucho. Jeśli wcześniej mnie zemdliło, teraz naprawdę bałam się, że zarzygam te jego fikuśne adidaski.
– Miałeś rację. – Grałam dalej w najlepsze. Zdobyłam się nawet na złapanie jego dłoni, modląc się w duchu, aby mięśnie nie zrobiły tego, co chciała głowa: puknąć go w ten pusty łeb, odwrócić się na pięcie i uciec.
Ale jaki byłby z tego fun? No właśnie.
Dlatego, zaciskając wargi, aż poczułam pulsowanie, pociągnęłam ważniaka w stronę damskiej toalety.
„To jest cholerny przygłup, pamiętaj Letty” – powtarzałam te słowa w głowie jak mantrę. „Zobaczenie jego miny, gdy skończysz z panem kierowcą «najlepszego zespołu F1», będzie smakowało jak angielskie ciastka wypełnione cukrem, masłem i mąką. Czyli jak niebo. Tylko wytrzymaj!”.
Gdy znaleźliśmy się przed drzwiami z napisem Ladies, z niedowierzaniem zapytał:
– Jesteś pewna, że tutaj chcesz to zrobić?
– Lubię ryzyko.
– To mamy coś wspólnego – odpowiedział, a ja musiałam wykorzystać całą siłę woli, żeby się nie roześmiać.
Nagle, zupełnie mnie tym zaskakując, przysunął się tak blisko, że mogłam policzyć piegi na tych jego diabelskich oczach. Musiałam bardzo się postarać, żeby nie zrobić kroku w tył.
Puścił moją rękę i przeniósł ją dokładnie w to miejsce pod uchem, którego pocieranie sprawiało, że moje nogi zamieniały się w słodką galaretkę. Nie ukrywam, że to potężnie wybiło mnie z rytmu. Zacisnęłam mocniej pięści, żeby przypadkiem nie oparły się o jędrne ciało kierowcy.
– Wszystko w porządku? – upewnił się, nie przerywając pocałunku. Nie wiem, czy to bliskość, czy pity przez cały dzień szampan, ale jego głos wydał mi się nagle tak dźwięczny i głęboki, jakbyśmy byli w jaskini, a nie pod kiblem w pięciogwiazdkowym hotelu.
– Oczywiście. – Za to mój głos brzmiał skrzekliwie, co było zasługą wypowiadanego kłamstwa.
Te słowa podziałały na niego jak woda napierająca na spróchniałą tamę. Zniszczyły doszczętnie wszystkie zahamowania.
Gwałtownie otworzył drzwi do łazienki, popychając mnie, abym weszła do środka. Gdy chwilę później zamknął je na zamek, jego ręce w sekundę znalazły się na mojej talii i uniosły mnie wysoko, jakbym była pudełkiem czekoladek, a nie kobietą z krwi i kości.
– Co ty wyprawiasz? – wyrwało mi się.
Kiedy zobaczyłam zmieszanie na jego twarzy, zrozumiałam, że ta głupota może kosztować mnie całą, cudownie uknutą intrygę. Zaszłam już tak daleko, że przegrana byłaby głupotą.
– Myślałem, że tego chcesz...?
– Chcę. A teraz zamierzam pokazać ci jak bardzo. – Każda wypowiedziana litera smakowała gorzko jak czysty jägermeister. Zacisnęłam mocno powieki i po omacku odnalazłam jego kark. Położyłam dłoń na zaskakująco miękkiej skórze i przyciągnęłam go bliżej siebie. Stanął dokładnie między moimi udami, ręce opierając na blacie po obu ich stronach. Nie całowałam się (o niczym więcej nie wspominając) od bardzo dawna. Od tak dawna, że czułam się, jakby ten pocałunek miał być moim pierwszym. I płakać mi się chciało na myśl, że pocałuje mnie taki totalny dupek.
– Jesteś śliczna – rzucił szybko, a jego ton zdradzał, że sam był zaskoczony komplementem.
– Dzięki? – jęknęłam, nie otwierając oczu. Gdybym potrafiła się zdystansować, pewnie uznałabym, że musi to cholernie zabawnie wyglądać. On, stojący między moimi nogami, i ja, wykrzywiająca twarz w obrzydzeniu i zaciskająca oczy tak mocno, że zrobiły się z nich dwa myślniki.
I nagle to zrobił. Oparł swoje wargi na moich zadziwiająco czule jak na tak grubiańskiego typa. Dłoń mężczyzny w sekundę znalazła się na moim policzku, a gdy oddałam pocałunek, wsunął głębiej język. Delikatnie wodził nim po moim, aby zaraz znaleźć się w kąciku ust i na wargach. Gdyby nie fakt, że był najbardziej obleśnym typem, jakiego poznałam, może nawet mogłabym powiedzieć, że nieźle całuje. W sumie nic dziwnego, skoro pewnie obraca tysiące lasek, i to za jednym zamachem.
„Robisz to dla większego dobra. Utrzesz mu nosa i zetrzesz ten wyraz wyższości z gęby” – powtarzałam w myślach za każdym razem, gdy jego ręce wędrowały po moim ciele, a spragnione wargi poznawały krzywiznę szyi i dekoltu.
– Fabien... – jęknęłam, udając, że to jęk rozkoszy, a nie pogardy. – Chcę cię zobaczyć. Całego. – Położyłam rękę na twardym torsie i odsunęłam go od siebie.
– Słucham? – Powieki dalej miał przymknięte po pocałunku.
– Powiedziałam, że chcę cię zobaczyć. Musisz mieć naprawdę boskie ciało. I duży... sprzęt. – Jeśli do tej pory czułam odrazę, to przyrzekam, że po tym jednym słowie zamieniła się ona w czysty wstręt. Lepiej zniosłabym wysypanie na mnie wszystkich robaków tego świata niż tę całą szopkę. „Oddychaj, dasz radę, oddychaj! Już jesteś tak blisko!” – dopingowałam się bezgłośnie.
– Tak słyszałaś?
– Czy ja dobrze interpretuję, że właśnie taką masz nadzieję?
– Kwiatuszku, ja nie mam piętnastu lat, żeby porównywać sobie fiuta z kolegami. Ale mogę cię zapewnić, że jeszcze nie słyszałem żadnych skarg.
– To dlaczego po prostu się nie rozbierzesz? – rzuciłam mu wyzwanie, wgryzając się zębami w wrażliwe od pieszczot wargi. Chciałam wyglądać uwodzicielsko, ale w rzeczywistości robiłam to po to, aby nie ryknąć śmiechem.
– Jeśli naprawdę chcesz zobaczyć to ciało, sama zdejmij ze mnie ciuchy. – Mówiąc to, pociągnął za koszulkę na piersi.
– Dobra – parsknęłam, schodząc z blatu obok umywalki. – A ten arogancki uśmieszek zaraz zamienimy w szloch – dodałam pod nosem.
Laurent stał przede mną, opierając dłonie na biodrach z taką siłą, że aż napięły mu się bicepsy. Gwałtownie ujęłam pasek dżinsów chłopaka, bo jak najszybciej chciałam mieć to z głowy. Pociągnęłam za sprzączkę, tym samym zaczynając prawdziwą zabawę.
Gdybym miała do czynienia z kimś innym, pewnie bym się tak nie zachowała... Ale to był Fabien. Zuchwały palant, który myślał, że wszystko mu się należy. Zaczęłam powoli go rozbierać, z całych sił próbując nie dać po sobie poznać, co tak naprawdę planuję. Żeby ukryć wyraz twarzy, zdobyłam się nawet na pocałowanie go. Gdy lizałam mięśnie na wyrzeźbionej klacie, mężczyzna mamrotał pod wpływem przyjemności. Może nie rozumiałam słów, które wypowiadał, ale dobrze słyszałam brzmienie jego głosu. Do tej pory przypominało dźwięk gitary basowej, ale nagle zamieniło się w coś pierwotnego... Tak pierwotnego, że rozlało się ciepłem po moim krzyżu. Aż musiałam potrząsnąć głową, żeby się ogarnąć.
W końcu zdjęłam z niego wszystko, poza bokserkami. Unikałam tej sfery, ale wiedziałam, że żeby odnieść sukces, muszę rozebrać go do naga. Powoli, odwlekając nieuniknione, klęknęłam przed nim. Tak bardzo chciałam to zakończyć, że dosłownie zerwałam z niego bawełniany materiał od Calvina Kleina.
– Zamknij oczy – instruowałam, czując słodycz zemsty.
Działam jak statek kosmiczny pokonujący barierę dźwięku. Chwyciłam jego ubrania jedną ręką, a drugą już otwierałam drzwi łazienki. Przekręciłam klucz, po czym szarpnęłam je z całych sił, bojąc się, że Fabien mnie wyprzedzi. Dyszałam jak parowóz, choć wszystko nie trwało dłużej niż pięć sekund. Zamknęłam drzwi, ale zdążyłam jeszcze zobaczyć wyraz jego twarzy. Zdezorientowany, bezbronny, upokorzony. O to mi chodziło.
Gdy zostawiłam go tam nagiego i bez możliwości skontaktowania się z kimkolwiek, w głowie – poza satysfakcją – dźwięczała mi jedna myśl. Ta cała zemsta podobała mi się bardziej, niż chciałam. I to mnie martwiło.