9,99 zł
Grecki milioner Sander Volakis poślubił Tally, ponieważ była w ciąży. Śmierć dziecka przy narodzinach okazała się próbą, której nie sprostali. Gdy po roku spotykają się podczas sprawy rozwodowej, Sander prosi żonę o drugą szansę. Tally nie wyjawia prawdziwych powodów, dla których się zgadza. A Sander również ma swoje tajemnice.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 142
Tłumaczenie:
Ponure spojrzenie bystrych ciemnych oczu. Sander studiował zdjęcie żony. Drobnej, seksownej, w szkarłatnej wieczorowej sukni i… w objęciach innego faceta. Był zbyt wzburzony, aby zdać sobie sprawę, że doznał szoku. Oszołomił go własny gniew. Czuł się kompletnie pusty. A więc Robert Miller? To żadna niespodzianka. Dało się zauważyć już dwa lata temu na przyjęciu w Westgrave Manor, że się w niej zadurzył od pierwszego wejrzenia. Tak jak wcześniej on sam. Pomimo wściekłości, odsunął beztrosko gazetę, zerknął na ojca i niczym wprawny pokerzysta zagadnął:
– No i?
– Kiedy się od niej całkiem uwolnisz? – Petros Volakis żądał odpowiedzi. Tak jakby żona w separacji, której nowe życie udokumentowały media, przynosiła wstyd rodzinie.
– Już jestem wolny. – Sander wzruszył ramionami. Choć sprawa rozwodowa miała jeszcze potrwać, to separacja stała się faktem.
Podświadomie wrócił myślami do leżącej obok gazety i zastanowił się nad siłą swej reakcji na widok Tally z innym mężczyzną. Przecież się rozwodzili. Nic dziwnego, że znów zaczęła się pokazywać. Czemu więc cierpiał takie katusze? Już przed rozstaniem obnosiła się ze swoją obojętnością, więc uznał, że nikt się do niej nie zbliży. Teraz do szaleństwa doprowadzała go myśl, że przegrał tam, gdzie komuś się udało.
– Ciebie jakoś nie widać na plotkarskich stronach, tak jak to bywało, gdy byłeś kawalerem – zauważył ojciec. Wykazał się większą intuicją, niż Sander się spodziewał.
– Dorosłem – odparł sucho. – Jestem bardziej dyskretny.
– Ona była błędem, ale nie mówmy już o tym – skomentował Petros, widząc, że syn jest coraz bardziej spięty.
Szczupła, przystojna twarz Sandera nie wyrażała zbyt wiele. Nie miał nic do powiedzenia, przynajmniej nic ważnego. Zdumiewali go rodzice, którzy nie okazali mu współczucia po śmierci syna, a oczekiwali, że będzie ich informował o swoim małżeństwie. Ale ich relacje od dawna były chłodne. Ulubieńcem rodziny okazał się zmarły tragicznie starszy brat, Titos. Pomimo tego że tylko dzięki działaniu Sandera rodzinna firma Volakis Shipping stanęła na nogi po nieudolnych rządach Titosa, dawano mu do zrozumienia, że zawsze będzie grał drugie skrzypce. Nagle uświadomił sobie, że zawrotna kariera w interesach stanęła w ostrym kontraście do beznadziejnych notowań w życiu prywatnym.
Tally – na odwrót. Oddaliła się bardzo szybko od niepowodzeń w małżeństwie i ewidentnie odnosiła sukcesy: nowa firma, nowy dom, nowy partner. Doprowadzało to Sandera do rozpaczy. Pamiętał skromną dziewczynę, która traciła oddech, gdy ją całował. Nie mógł znieść myśli o niej i Millerze w łóżku. Szokowało go to, bo nie uważał siebie za człowieka zaborczego…
– Kiedy ostatecznie rozwiedziesz się z Volakisem? – zapytał od niechcenia Robert Miller.
Tally zesztywniała, chociaż wiedziała, że pytanie było niegroźne. W jasnozielonych oczach czaił się strach. Zerknęła delikatnie przez ramię. W świetle połyskiwały naturalne, jakby pomarańczowe pasemka jej włosów. Nie przestawała kartkować katalogu tkanin.
– Za parę miesięcy.
– Zupełnie jakby to się miało nigdy nie skończyć – Robert nie ukrywał zniecierpliwienia. – Zaczynam się już męczyć. Wszyscy uważają, że jesteśmy tylko przyjaciółmi.
– Bo jesteśmy. Jesteś moim wspólnikiem – rzuciła lekko, wiedząc, że Robert chce więcej, a ona nie była pewna ani swoich chęci, ani możliwości.
Dopiero rok minął, odkąd Sander, strata dziecka i rozpad małżeństwa zachwiały światem Tally. Ostatnią rzeczą, jakiej chciała, to nowy mężczyzna pełen oczekiwań, których nie mogła spełnić. Lubiła randki, a czasem bardziej formalne imprezy z Robertem, jednak nie czuła się gotowa na nowy związek. Ceniła przyjaźń i wsparcie w interesach, lecz nie dążyła do tego, by sprawy posunąć dalej. Obawiała się, że Sander zabił w niej takie uczucia.
Nie zmieniało to faktu, że wysoki, ciemnowłosy Robert o jasnoniebieskich oczach był atrakcyjnym człowiekiem sukcesu, programistą prowadzącym własną firmę. Dziewięć miesięcy wcześniej dał Tally pierwsze poważne zlecenie, angażując ją do przeróbki wnętrz swego apartamentu w London Docklands. Dzięki zdobytemu tam rozgłosowi całkiem nowa firma wnętrzarska szybko się rozrosła. Chociaż interesy szły dobrze, w atmosferze kryzysu gospodarczego Tally ciągle nie mogła namówić żadnego banku na zainwestowanie w przyszłość Tallulah Design. Czasy były ciężkie dla ludzi rozpoczynających działalność gospodarczą. Kiedy więc Robert zaoferował pieniądze, za które mogła urządzić biuro w ekskluzywnej dzielnicy i wynająć dodatkowy personel, była mu bardzo wdzięczna. Przez ostatnie pół roku był oddanym, milczącym wspólnikiem.
Niestety tego popołudnia czekała ją niemiła niespodzianka. Prawnik przekazał przez telefon poufne wiadomości.
– Uprzedzono mnie, że dom we Francji, który dzieliła pani z panem Volakisem, ma zostać szybko sprzedany. Jeśli chce pani z niego cokolwiek zatrzymać, musi pani po to pojechać.
Tally podziękowała za informacje, choć były dla niej przykrym zaskoczeniem. Starała się bezskutecznie nie myśleć o domu, który dał jej kiedyś tak wiele szczęścia. Żałowała teraz, że za chwilę będzie należał do kogoś innego. Nie wiadomo dlaczego, założyła, że Sander nie sprzeda domu. Absolutnie nie chciałaby jednak, by zamieszkał tam z inną kobietą. Odpędziła pospiesznie takie myśli, bo wywoływały dreszcze. Przepadło tyle ważniejszych spraw. Nie ma co opłakiwać utraty ścian i wspomnień z lepszych czasów.
Rozwód z Sanderem to wyzwanie na dłużej, pomyślała smutno Tally, sprawdzając w terminarzu, czy da radę pojechać do Francji w najbliższy weekend i sfinalizować sprawy. Na pewno nie można tego nazwać cywilizowanym rozstaniem. Gdyby Sander chciał, mógłby po prostu odesłać jej rzeczy do Anglii, lecz odkąd byli w separacji, nie wykonał ani jednego pomocnego gestu. Nawet się nie widzieli, no, może raz, gdy odmówił rozmowy i praktycznie odciął się, jakby nigdy nic ich nie łączyło.
Czy to dlatego, że to ona odeszła od niego? Pogódź się z tym, Sander, pomyślała ze złością. Była dumna, że miała odwagę wyrwać się ze związku, który unieszczęśliwiał obie strony. Czytała, że statystycznie małżeństwa rzadko są w stanie przetrwać śmierć dziecka. Jadąc do domu, z trudem powstrzymywała łzy i denerwujące wspomnienia. Pokonała już najgorszy gniew i nie użalała się nad sobą, ale czasem znienacka dopadała ją rozpacz i dopiero po wielu godzinach zaczynała normalnie funkcjonować.
Sander zbyt wiele nie ucierpiał, żałoba nie sparaliżowała go w żaden sposób. Przez te wszystkie okropne miesiące, kiedy życie Tally rozsypywało się na kawałki, a ona pogrążała się w depresji, zdołał przetransformować wątłą firmę Volakis Shipping w prosperującą fabrykę sukcesu i podpisał nowe intratne kontrakty transportowe z producentami azjatyckimi. Ostrożnie szacując, w kontrowersyjnym okresie małżeństwa powiększył czterokrotnie wartość finansową rodzinnego przedsiębiorstwa. Jednak ona postanowiła być niezależna finansowo, co nigdy nie udało się jej mamie, i nie przyjęła ani grosza od męża, odkąd się rozstali. Nie czuła się upoważniona do korzystania z mężowskiego bogactwa. W końcu Sander poślubił ją nakłoniony przez jej ojca, gdy okazało się, że jest w ciąży. Brutalna prawda powróciła, kiedy małżeństwo zaczęło się rozpadać. Zdecydowała, że w związku, któremu brakowało solidnych podstaw, nie ma nadziei, że czas zaleczy rany i napięcie. Musiała w końcu zadać sobie pytanie, dlaczego trzyma się kurczowo człowieka, który nigdy nie odwzajemnił jej uczuć. A właśnie dlatego, według niej, rozpadło się małżeństwo: bo Sander nigdy jej nie kochał. Była też całkowicie przekonana, że z ulgą odzyska wolność.
– Czy dostaniesz jakąś część domu we Francji? – dopytywała się Crystal, matka Tally, gdy dowiedziała się o planach na weekend. Przez ostatni rok mało się widywały, bo Crystal zaręczyła się z Rogerem, emerytowanym brytyjskim biznesmenem, i zamieszkała z nim w Monako.
– Wiesz, że nie potrzebuję pieniędzy Sandera.
– Myślę, że jesteś bardzo krótkowzroczna. Ja zawsze potrzebowałam pieniędzy twojego ojca i nie wiem, jak bym bez nich przeżyła! – podkreśliła matka, mając na myśli Anatola Karydasa, greckiego biznesmena, który wspierał je do końca edukacji Tally, ich nieślubnej córki.
– Radzę sobie – odpaliła dziewczyna.
– Ale bądź rozsądna i myśl o przyszłości. Weź minibusa i zabierz, co się da. Sander Volakis jest nieprzyzwoicie bogaty i nie będzie opłakiwał paru mebli. Porzuciłaś bardzo zamożnego człowieka!
Crystal szczerze wierzyła, że kobieta powinna trzymać się do grobowej deski jakiegokolwiek bogatego mężczyzny dla dobra swego bezpieczeństwa. Wiedząc to i sama będąc dużo bardziej niezależną, Tally taktownie zamilkła. Nie zgadzała się z mamą w wielu sprawach, ale była bardzo do niej przywiązana, chociaż tak naprawdę wychowywała ją Binkie, pani Binkiewicz, wdowa polskiego pochodzenia. To jej najbardziej brakowało, gdy w życiu nie szło. Została gosposią Tally i Sandera w domu na południu Francji, a gdy małżeństwo się rozpadło, wróciła do Anglii i zatrudniła się przy rodzinie w Devon.
W piątkowe popołudnie, gdy Tally wylądowała na lotnisku w Perpignan, zaskoczyła ją telefonem mama, która po osiemnastu miesiącach w Monako, bez żadnych wyjaśnień oświadczyła, że wraca do Londynu.
– Czy coś się stało między wami? – zapytała córka bardzo ostrożnie, wiedząc, że życie uczuciowe matki nie było zbyt stabilne.
– Zdecydowaliśmy się rozstać – odpowiedź brzmiała wymijająco, nie należało jej komentować. – Zakładam, że mogę się u ciebie zatrzymać, aż coś znajdę…
– Jasne! Ale wszystko w porządku?
– Nic nie trwa wiecznie. – I tak zakończyła rozmowę.
Tally ubrana w letnią purpurową sukienkę z nadrukami, wsiadła do wynajętego auta i ruszyła w kierunku podnóża Pirenejów. Stary dom na farmie, do którego prowadziła tylko wąska prywatna droga, wijąca się stromo ku górze, zachwycał wspaniałymi widokami. Oferował również niesamowitą prywatność, otoczony rozległym parkiem, sadami i winnicą. Dziewczyna, bardzo spięta, zaparkowała pod misterną werandą wykonaną z kutego żelaza. Prawnik zapewnił, że Sander zostanie poinformowany i nie będzie problemu z dostępem do posiadłości. Jednak i tak najpierw zapukała do drzwi, zanim użyła klucza, którego nigdy nie oddała.
Zaskoczyły ją przywołujące wspomnienia zapachy lawendy i pszczelego wosku, które unosiły się w wyłożonym terrakotą holu, a także przepiękna wiązanka kwiatów zdobiąca stolik. Nigdzie nie leżały płatki. Prawdopodobnie dom utrzymywano w takim stanie, jakby nadal ktoś w nim mieszkał – żeby nie odstraszyć potencjalnych nabywców. Tak czy owak, poczuła się przedziwnie, wchodząc do swego małżeńskiego domostwa, które porzuciła ponad rok temu, i zastając tam wszystko nietknięte – jakby wyszła poprzedniego dnia.
W głównym pokoju gościnnym było jeszcze więcej kwiatów i plik najnowszych magazynów z dziedziny architektury wnętrz. Jasne zasłony powiewały na wietrze w otwartym oknie. Zauważyła małą figurkę, którą kupili z Sanderem w Perpignan. Zamarła – tak dobrze pamiętała ten dzień. Była jeszcze wtedy w ciąży, nieświadoma zbliżającej się tragedii, i namówiła męża na spędzenie z nią wolnego czasu. Zjedli bez pośpiechu lunch, śmiali się i długo rozmawiali, potem wybrali się do galerii, gdzie zobaczyli zmysłową kamienną figurkę obejmującej się pary.
Uświadomiła sobie, że atmosfera domu prawie ją zaczarowała… Próbowała się otrząsnąć. Czy naprawdę chciała zabrać ze sobą figurkę i towarzyszące jej wspomnienia do Londynu? Nie.
Weszła na górę po dębowych schodach. Gdy znalazła się w sypialni, serce zabiło jej mocno. Pamiętała, w jakim stanie zostawiła to miejsce, pakując pospiesznie rzeczy do jednej walizki. Gdy zajrzała do szafy w garderobie, zobaczyła, że wszystko porządnie powieszono na wieszakach i poukładano w szufladach.
Wyszła z pokoju prawie nieprzytomna i blada i zatrzymała się na korytarzu. Zaczęła głęboko oddychać i dopiero po chwili odważyła się otworzyć drzwi do następnego pomieszczenia. Zdumiona zatrzymała się na progu. Wymarzony pokoik dziecinny, który meblowała z miłością i nadzieją na przyszłość, zniknął. Ściany przemalowano i wstawiono meble normalnego rozmiaru. Nic tam nie przypominało już przeszłości – tylko obrazy w jej głowie. Zdziwiła się, ale poczuła ulgę, że zdjęto kolorowe tapety i zabrano dziecinne sprzęty i zabawki. Przez długie miesiące po wydaniu na świat martwego dziecka, błądziła bezsensownie po tym pokoju, z bólem wyobrażając sobie, co straciła.
Za oknem, na bezchmurnym niebie nad doliną, unosił się z monotonnym łomotem czarny helikopter. Sander latał bardzo dużo podczas ich ostatnich wspólnych miesięcy we Francji. Tłumaczył, że może więcej pracować, jeśli to nie on kieruje pojazdem. Już wtedy dobrze rozumiała, że poślubiła bezwstydnego pracoholika, dla którego czas oznaczał pieniądz i wieczną pogoń za zyskiem. Ciężarna żona i małżeństwo, któremu przydałoby się poświęcić trochę uwagi, znalazły się na samym końcu jego listy spraw do załatwienia.
Ale przecież to nie Sander zajrzy tu dziś z wizytą, pomyślała, otwierając schowek z walizkami.
Trzeba zacząć pakować ubrania, a potem sprawdzić resztę domu – czy nie ma tam rzeczy, bez których nie da się żyć… Nagle zauważyła, że prześcieradła nadal pachną nim. Skąd coś tak nieodpowiedniego przyszło jej do głowy? Ten głupi dom rzucił na nią chyba jakiś urok. Rozzłościła się. Od bardzo dawna nie nachodziły jej takie myśli.
Pakowała walizkę, gdy usłyszała odgłos lądującego w pobliżu helikoptera. Kiedy doszła do okna, maszyna zdążyła już osiąść na skraju sadu. Pomimo gęstego zagajnika widać było na niej czerwone logo: literę V oznaczającą firmę Volakisów. Serce znów zaczęło jej bić mocno. Przecież to nie on! To nie może być on!
Nieświadomie odsunęła się od okna. W kierunku domu podążał wysoki czarnowłosy mężczyzna w garniturze. Znieruchomiała. Sposobu noszenia się i chodu Sandera nie pomyliłaby z niczyim. Coś na kształt paniki sparaliżowało ją i przez moment poważnie zastanawiała się nad zamknięciem się w schowku. Oczywiście nie zrobiła tego, ale nie mogła się ruszyć. Usłyszała otwieranie drzwi.
– Tally? Gdzie jesteś? To ja. – Przeszły ją dreszcze. Powoli ruszyła do schodów i zeszła na dół, sztywna, z nienaturalnym uśmiechem.
– Pakuję się. Co tu robisz?
– To nadal mój dom.
Przyglądał jej się badawczo. Ostatnio widzieli się tak dawno. Natychmiast nie spodobały mu się zmiany, które zauważył. Nie miała już loków, a lśniące wyprostowane włosy postarzały ją. Sukienka była tak oficjalna, że zadowoliłaby nawet jego bardzo wymagającą matkę. Tylko subtelny makijaż jak zawsze podkreślał wielkie zielone oczy, pełne usta i piegi na nosie.
Pomyślał, że wolał potargane loczki i młodzieżowy styl. Może po prostu nie lubił, gdy ludzie się zmieniali? Czuł się jednak nieswojo z powodu siły swojej reakcji.
– Zaplanowałeś to! Nie wierzę, że znalazłeś się tu przypadkiem akurat dziś – zaatakowała go Tally, próbując nie myśleć, jak nieprzyzwoicie przystojnym był facetem i jak cudownie gęste czarne rzęsy podkreślały jego lśniące ciemne oczy. Gładko wygolony, nienaganny w granatowym markowym garniturze. Nie mogła oderwać wzroku. Ogarnęła ją panika, odkryte ramiona pokryła gęsia skórka.
Nienawidziła Lysandra Volakisa za ból i stracone złudzenia. Kiedyś go kochała, za bardzo. Lecz parę tygodni po ślubie, kiedy odkryła, że właściwie poślubił ją tylko z powodu ciąży, postanowiła zwrócić mu wolność. Odeszła, ale pojechał za nią na lotnisko i przekonał, że uczuć starczy na drugą szansę. Nadal pogardzała sobą za to, że się zgodziła. Przedłużyła swoje cierpienie, bo przez parę miesięcy starał się i uczynił ją szczęśliwą. I kiedy znów patrzyła na życie przez różowe okulary i niecierpliwie czekała na macierzyństwo, straciła wszystko, a jego nie było. Szczęście przemieniło się w chłód.
– Nie wierzę w przypadki – powiedział Sander. Tally wróciła do teraźniejszości. – Pewnie, że chciałem cię zastać. Możemy razem podzielić rzeczy.
Zesztywniała.
– To chyba zły pomysł.
– Nie spodobałby się Robertowi? – Jego oczy błyszczały.
– O czym ty mówisz? – odpowiedziała neutralnie. W powietrzu aż iskrzyło. Sander nie miał przewidywalnej natury.
Jednak i w nim widać było zmiany. Ostatnie sukcesy w interesach uwydatniły ciemniejsze strony charakteru, zmieniając rysy twarzy na jeszcze ostrzejsze, prawie bezwzględne, podkreślając bardzo męski wygląd. Sander zrobił się nieprzejednany, nieugięty. Tally pomyślała nagle, że to może w wyniku rozpadu małżeństwa zagrzebał się w pracy, ale jednocześnie nie chciał odpuścić przeszłości. A może on też winił ją za jakieś sprawy? Nigdy nie brała tego pod uwagę. Skupiła się na swojej wizji i postrzeganiu siebie jako ofiary jego okrutnej niewrażliwości. Może wpadła w pułapkę i uwierzyła, że była żoną idealną?
– Miller nie byłby szczęśliwy, wiedząc, że jesteś tu ze mną sama.
Tally miała ochotę odpowiedzieć, że Roberta to nie interesuje, ale przyznałaby w ten sposób, że łączy ich tylko przyjaźń. Nie chciała takiej informacji podawać Sanderowi na talerzu. Bez wątpienia bardzo rozbawiłby go fakt, że to on był ostatnim facetem, z którym spała. Osiemnaście miesięcy wcześniej. Znała jego porywczą naturę i wiedziała, że on z pewnością jest szybszy… Czuła się rozgoryczona, bo nadal nie mogła znieść myśli o mężu… z inną kobietą.
– Robert jest za mądry, by mi mówić, co mam robić – odparła sucho. Miała ochotę dodać: „Weź z niego przykład”.
Sander zaśmiał się, aż przeszedł ją dreszcz.
– Ciekawe… Lubiłaś, jak ja to robiłem…
Tego już było za wiele. Pozorny spokój prysł bezpowrotnie. Zaczerwieniła się. Wiedziała dokładnie, do czego zmierzał. Na początku znajomości Sander często mówił jej w łóżku, co ma robić i co go bawi. Wtedy nie miała nic przeciw tej edukacji…
– Wystarczy… Spadam! – Z furią rzuciła się po kluczyki od samochodu leżące na stoliku. – Moje rzeczy możesz wyrzucić. Nie chcę ich!
Ale Sander był szybszy i pierwszy złapał kluczyki.
– W takim humorze nie jedziesz…
– Oddaj mi je! – Skoczyła do niego z wściekłością.
– Ile czekałaś, nim wpuściłaś Millera do łóżka? – zapytał, rozkoszując się na nowo jej widokiem. Wyglądała jak dawniej: rozwścieczona, z potarganymi włosami i lśniącymi oczami. W żadnej innej znanej mu kobiecie nie znalazł tyle namiętności. Jednak przekonanie, że go zdradziła, nie dawało mu ochłonąć.
– Nie masz prawa o to pytać! – Z rozpalonymi policzkami próbowała wyrwać mu kluczyki.
Był dużo wyższy, więc po prostu trzymał je w górze.
– Nadal jestem twoim mężem i ciekawi mnie to… Mnie wyrzuciłaś z łóżka wiele miesięcy przed rozstaniem – przypomniał jej ostro.
– Jesteśmy prawie po rozwodzie. Nie będę z tobą tak rozmawiać. Oddaj mi te kluczyki! – wysyczała w odpowiedzi.
– Nie. Nie dam ci jeździć w takiej furii… – odezwał się po grecku.
– Skąd ta troska?! – wrzasnęła, nie mogąc się opanować. – Gdzie był ten troskliwy facet, kiedy zmarło dziecko?!
Znieruchomiał, jakby go uderzyła. Popatrzył wrogo, rysy mu stężały.
– O tym to ja nie będę rozmawiać…
– Tak się spodziewałam – odparła z pogardą. – Nie ty, pracujący po osiemnaście godzin na dobę i siedzący za biurkiem dzień po pogrzebie naszego synka. Ciebie obchodzą tylko pieniądze… Nieważne, że już jesteś jak Krezus w porównaniu z innymi. Tobie nigdy nie będzie dosyć!
Spojrzał na nią, jakby chciał ją zabić wzrokiem.
– Jak śmiesz? Nosiłaś go w sobie, więc tylko ty masz prawo coś czuć, tak?
Nieprzygotowana na taką bezpośredniość, wyszeptała tylko:
– Cóż…
– Każdy inaczej radzi sobie z żałobą. Mogłem pić i sypiać z różnymi kobietami, żeby odreagować – mówił zachrypniętym głosem. – Ale to nie ja. Nie nadaję się też na terapię ani nie będę o tym opowiadał. Inaczej mnie wychowano… Sorry. W mojej rodzinie nie rozmawiamy o takich sprawach. Pracowałem, ile mogłem, bo tego dnia, kiedy straciłem syna, straciłem też żonę i tylko uciekając w pracę, potrafiłem nad tym zapanować!
Tally cofnęła się odruchowo, całkiem zaszokowana tym wybuchem. Już żałowała, że w ogóle poruszyła bolesny temat, skoro sama nie czuła się jeszcze do końca wyleczona. Sparaliżowała ją głębia emocji męża. Zupełnie nie podejrzewała, że stać go na taką wypowiedź. Miała wyrzuty sumienia za swoje źle dobrane słowa. Nagle zadała sobie pytanie, dlaczego całkowicie zignorowała jego przeżycia po śmierci synka.
– Co to znaczy, że straciłeś żonę? – Nie chciała pytać, ale nie mogła tego tak zostawić.
– Zamieniłaś się w zombie. Nie odzywałaś się do mnie, nie wychodziłaś, nic nie robiłaś, tylko płakałaś. Wiedziałem, że masz depresję, ale kiedy próbowałem namówić cię na wizytę u lekarza albo chociaż terapeuty, dostawałaś szału i darłaś się, że nic nie rozumiem.
– Myślałam, że tak jest… Wszystko w środku mi się mieszało… – próbowała się tłumaczyć. Serce biło jej tak szybko, że prawie nie mogła oddychać.
Ale Sander nie zamierzał jeszcze skończyć. Gdy zobaczył ją w miejscu, gdzie wszystko tak nagle się rozpadło, przeszłość powróciła z siłą, jakiej się nie spodziewał. Jego reakcja też była dla niego zaskoczeniem: bardzo niewiele razy w życiu zdarzyło się tak, żeby nie kontrolował całkowicie sytuacji. Próbował powstrzymać potok obraźliwych słów, ale nie potrafił, ciągle mając głębokie poczucie niesprawiedliwości.
– Kiedy zasugerowałem, że możemy się postarać o drugie dziecko, wrzeszczałaś, że nigdy w życiu, a kiedy popełniłem wielki błąd i chciałem wrócić do twojego łóżka, zachowałaś się, jakbym usiłował cię zgwałcić!
Tally naprawdę gorzko żałowała, że swoim wybuchem sprowokowała awanturę. Blada jak ściana, trzęsła się przerażona jego oskarżeniami i gniewem. Chwilę wcześniej szarpała się z nim z powodu kluczyków do auta, a teraz…?
– Przepraszam – wyszeptała, porażona obrazem, jaki się wyłonił. Całkowicie pogrążona we własnym bólu po tym, co się stało, zignorowała cierpienie męża.
Sander zaśmiał się szorstko.
– „Przepraszam” chyba nie wystarczy, nie załatwia niczego! Śmierć naszego dziecka nie zniechęciła mnie do ciebie, zacząłem cię potrzebować jeszcze bardziej…
Tally zrobiło się wstyd. Zawiedli siebie nawzajem. Żadne nie potrafiło podtrzymać normalnych relacji w atmosferze żałoby i nieporozumień, jakie nastąpiły po odejściu synka.
Sander rzucił kluczyki z powrotem na stół i odwrócił się. Nie widziała, jak niesamowicie błyszczały mu oczy.
– Nadal nie nauczyłem się, jak przestać cię pragnąć. Czy brak mi jakiejś magicznej kombinacji normalnych uczuć? Naraziłaś mnie na piekło, Tally!
– Sander… – Patrzyła na niego kompletnie rozbita. Nie wiedziała już, co myśli ani co czuje. Mąż, z którym miała się rozwieść, przyznał, że nadal jej pożąda…
– To mnie zupełnie wykańcza, moja żono – powiedział po grecku.
Po raz pierwszy od dawna poczuła chęć fizycznego zbliżenia. Była zdumiona, sądziła, że ta część jej natury odeszła na zawsze. Czy sprawił to jego aksamitny głęboki głos, czy jednoznaczny wyraz przepięknych ciemnych oczu? Nie miała pojęcia, ale ciało reagowało jak dawniej. Zaschło jej w ustach.
Czuła się bezbronna, jakby miała iść nago po ulicy. Nazwał ją po grecku swoją żoną. Bo nią istotnie była, pomyślała bezradnie.
– Masz jakiś pomysł? – wycedził, przybliżając się do niej z typową dla siebie gracją.
– Nie. Zupełnie żadnego. – Zesztywniała, nagle uświadomiwszy sobie, na jakie naraziła się niebezpieczeństwo. Poślubiła człowieka, który potrafił lawirować. Wiedziała o tym i wcześniej imponowało jej, że dzięki niezwykłej inteligencji i sprytowi zawsze wyprzedzał swoich konkurentów w interesach. Tak, był wielkim spryciarzem, a teraz w jakiś przebiegły sposób, nie wiedziała, w jaki, znalazł się blisko i pociągał ją za guziki od bluzki. Zaczynała czuć to, czego nie chciała już czuć… Miarowo odsuwała się od niego, aż oparła się o drzwi.
– Za bardzo przyparłaś mnie do muru, moja żono – wyszeptał, ocierając się o jej policzek. Znajomy zapach drogiej jaśminowej wody po goleniu i dotyk jego zarostu obudziły w niej życie. Czuła się jak ktoś balansujący na krawędzi. Nie chciała tam tkwić, ale nie chciała też spaść. Wybór odebrał jej ostatecznie mąż, gdy przytrzymał ją mocno i zaczął całować…
Tytuł oryginału: Bride for Real
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2011
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2011 by Lynne Graham
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2013, 2017
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276-3391-0
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.