Historia Francji bez mitów - Piotr Napierala - ebook

Historia Francji bez mitów ebook

Piotr Napierala

0,0

Opis

Historia Francji jest najczęściej przedstawiana jako historia silnej władzy lub walka o nią i samo to kreuje mity, ponieważ wielu sądzi, iż silna władza musi oznaczać zamordyzm. To sposób myślenia typowy dla Anglosasów, ponieważ oni pojmują własne dzieje jako walkę przeciw własnym władcom. W realnym życiu jednak najlepiej gdy silna władza uzna liberalne wartości.

 

W niniejszej książce pokazuję także, że francuska historia jest mocno uniwersalna; jako regionalnego  mocarstwa od morza (Północnego) do morza (Śródziemnego).  Francja to kraj leżący w rdzeniu Zachodu, otoczony Iberią, Brytanią, Italią i Germanią, a więc niechęć do Francji jest zwykle niechęcią do samego Zachodu, choć w Polsce utarło się tak myśleć o Niemczech, USA czy Wielkiej Brytanii. Życzę miłej lektury!

 

O Autorze

Piotr Napierała - (ur. 18 maja 1982 w Poznaniu) – polski historyk specjalizujący się głównie w historii XVIII wieku, doktor nauk humanistycznych, publicysta. youtuber, oraz autor m.in. książek takich jak: „Kraj wolności” i „kraj niewoli” – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku, Kraków 2011, Paryż i Wersal czasów Voltaire’a i Casanovy, Kraków 2012, Żołnierz i filozof. Tadeusz Kościuszko przeciw królom, carom i kościołom, Warszawa 2017, USA i Niemcy. Między liberalizmem a autorytaryzmem, Kraków 2018, Historia Polski bez mitów, Poznań 2022 czy: Frihetstid czyli kultura polityczna osiemnastowiecznej Szwecji, Poznań 2023.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 897

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WSTĘP

Historia Francji jest najczęściej przedstawiana jako historia silnej władzy lub walka o nią. I samo to kreuje mity, ponieważ wielu sądzi, iż silna władza musi oznaczać zamordyzm. To sposób myślenia typowy dla Anglosasów, ponieważ oni pojmują własne dzieje jako walkę przeciw własnym władcom. W realnym życiu jednak wolność i liberalizm mają się doskonale, jeśli silna władza uzna liberalne wartości.

Od 1830 roku Francja, której elity od dekad pasjonowały się angielskim parlamentaryzmem, wdraża go u siebie. Tym samym Francja i Wielka Brytania stają się (wraz z Holandią, która wynalazła liberalizm) spójnym rdzeniem Zachodu. Mimo to Brytyjczycy i Francuzi lubią zachowywać się tak, jakby ta zmiana się nie dokonała, a jeśli już uznają, że się dokonała, to wtedy Anglosasi opowiadają, że Francuzów trzeba było oświecić i że to oni byli nauczycielami Voltaire’a. W rzeczywistości ten wielki francuski filozof rozwinął swe liberalne poglądy w nawiązaniu do Pierre’a Bayle’a i w ogóle do hugenockiej emigracji w Holandii, wpływy brytyjskie zaś tylko jego myśl wzbogaciły. Amerykanie o prawicowych poglądach, jak Irving Kristol, kochają opowiadać, że ich rewolucja miała sens i cel, podczas gdy francuska była tylko chaosem i mordem. Oba te stwierdzenia są fałszem, na krwawość francuskiej złożyła się także wrogość licznych sąsiadów, gdy Jankesi mieli za plecami jedynie brytofilskich Indian z ich techniką z czasów kamienia łupanego.

Francja to kraj zarówno północnoeuropejski, jak i południowoeuropejski. To dość rzadka rzecz, by państwo mające pół miliona kilometrów kwadratowych powierzchni cieszyło się aż taką różnorodnością. Francja jest tym, czym chyba chciałaby być Polska – małym imperium od morza do morza. Geografia Francji jest niemal idealna: zamknięta i otwarta, gdzie trzeba. Prócz granicy z Belgią francuski heksagon, tj. sześcian, jak nazywają swoje państwo Francuzi, chroniony jest przez góry i morza. Zasadniczo państwowość francuska trzymała się tychże granic i szybko je osiągnęła (XV w.). Budzi to zazdrość wielu ludów, które czekały, aż Francuzom powinie się noga. Ta żyzna francuska ziemia, dobra do obrony, o koncentrycznie wijących się żeglownych rzekach, zawsze była stosunkowo gęsto zaludniona. Dwa tysiące lat temu żyli tam pod kolumnami Galowie i Rzymianie stapiający się w jedną wspólnotę, gdy nad Wisłą nie było ani jednego miasta. W roku 500 n.e. na terenie dzisiejszej Francji znajdowały się trzy królestwa: Franków, Wizygotów i Burgundów, wszystkie zbudowane przez Germanów władających ludnością galijskiego i rzymskiego pochodzenia i rządzone po części według rzymskich zasad prawnych, gdy u nas poza rejonem bliskim Karpat i Sudetów w zasadzie nikt nie mieszkał z powodu zimnego klimatu.

Francja to jeden z nielicznych krajów będących przewodnikami ludzkości nie w jednej, a w kilku epokach. Była jednym z tych krajów centralnych, które, jak pisał Gombrowicz, eksperymentują z ideologiami i technikami, dzięki czemu narody peryferyjne tego czynić nie muszą. Dlatego też historia Francji wbrew pozorom jest bardziej skomplikowana niż polska.

Francuzi też mają liczne własne mity na swój temat, jednocześnie zwalczają mity importowane. Czasami mają nadmierne mniemanie o sobie jako o narodzie artystów i myślicieli, ale zapominają, że choć mieli tychże myślicieli więcej niż inne narody, to jednak nie każdy Francuz jest Molierem czy Kartezjuszem. Francuzi uważają się także często po prostu za Galów. W początkach XVIII wieku Henri de Boulainvillers uznał Galów za przodków chłopstwa, Franków zaś – szlachty, ale kto by chciał być szlachcicem po rewolucji. Tak naprawdę Francuzi są też po części Rzymianami. Frankowie nie byli nawet Skandynawami, jak Goci czy Wandalowie, lecz prawdziwymi Niemcami. Słowem: najważniejsze dla Francuzów to nie być zależnym kulturowo od Germanii (tj. Niemiec) i od Włochów, którzy może w starożytności byli wielcy, ale teraz nawet nie mają bomby atomowej. Stąd pochodzi mit Asteriksa.

Gdy nie czują się pewnie w rywalizacji z innymi narodami, co zdarza się nieczęsto, ale się zdarza, Francuzi wymyślają własną odrębną konkurencję, czego dowodzą choćby zasada Imperator in regno suo, system Minitel, wyjście ze struktur NATO w latach 60. XX wieku, polityka kulturalna (frankofonia), obok czysto gospodarczo-politycznej, albo słowo mondalizacja zamiast globalizacji. Nie zawsze mają Francuzi wyczucie własnej potęgi. W 1870 roku byli zbyt pewni siebie, do 1914 roku odrobili lekcję, w 1940 mieli po prostu pecha, dziś zaś radzą sobie w globalizacji lepiej niż sami myślą, chociaż nie zreformowali swojej gospodarki w takim stopniu, jak zrobiły to w latach 90. XX wieku Szwecja, Niemcy czy Holandia.

Jako Polak mam jednak bolesną świadomość, że Francuzi są z sobą bardziej szczerzy, gdy opowiadają historię swego kraju samym sobie. Nawet ich książki dla dzieci o historii Francji wydają się szczersze i pełniejsze zrozumienia dla ludzkich słabości i dla odcieni szarości1 życia niż nasze „poważne” prace o Polsce dla „dorosłych” miłośników PiS, np. autorstwa Andrzeja Nowaka. Nie oznacza to jednak, iż mitów o Francji we Francji nie ma. Jak najbardziej są, i to takie, które nadmiernie Francje wychwalają, jak i nadmiernie deprecjonują.

Świat patrzy na Francję z szacunkiem i kpiną na przemian. Do 1870 roku Francja uchodziła często za największą potęgę kontynentu, potem Europa zaczęła się bać Niemiec. Japończycy modernizując wtedy swą armię, natychmiast zmienili doradców wojskowych z francuskich na niemieckich. Francuzów zaczęto uważać za tych, którym bardziej w głowie gastronomia niż bitwy, co potwierdzić rzekomo miał pechowy rok 1940, mimo iż dziś Francja ma broń atomową i silniejszą armię niż RFN. W 1917 Francja była najbardziej zaawansowanym technicznie uczestnikiem I wojny światowej, w 1870 roku tylko pruskie armaty były lepsze, w latach 40. XX wieku zaś flota francuska była bodaj najnowocześniejsza (np. pancernik Richelieu).

Powszechnie nierozumiany jest francuski absolutyzm królewski XVII i XVIII wieku, który był jedynie nastawiony na zwalczanie szlacheckiej anarchii, a więc wymierzony w quasi-sarmackie upiory, a nie w lud, który pragnąłby parlamentaryzmu narodowego w stylu angielskim. Innym mitem o Francji jest mit o rozpustnikach, prawdopodobnie dlatego, że III Republika nie negowała potrzeb seksualnych obywateli i akceptowała domy publiczne, podczas gdy np. wiktoriańska Wielka Brytania represjonowała ludzi biologicznie. Francja uchodzi też za bezbożną, choć można odnieść wrażenie, że to francuski katolicyzm, zabarwiony z jednej strony trydentyzmem i sedewakantyzmem, a z drugiej – filantropią, jest prawdziwie pobożny, a nie zabobonny jak np. włoski w Neapolu (cud św. Januarego).

Przyjrzyjmy się zatem mitom, traktując Francję jakby była człowiekiem, a więc biograficznie, czyli chronologicznie, ponieważ im dłużej zajmuję się historią, tym bardziej nabieram przekonania, że jedynie chronologiczna opowieść ma sens i ukazuje nam cały tragizm i wspaniałość wydarzeń. Jest to już druga książka z serii, którą zapoczątkowała moja Historia Polski bez mitów, i mam nadzieję, że przypadnie czytelnikom do gustu podobnie jak tamta.

FRANCIA OCCIDENTALIS

To, od kiedy Francja istnieje jako państwo, jest przedmiotem debat. Dla Jana Baszkiewicza, najsłynniejszego polskiego znawcy Francji, datą początkową jest rok 842. Dwaj bracia i spadkobiercy władztwa Franków spotkali się wtedy w Strasburgu, czyli w Alzacji, a więc na ziemi zawsze trochę niemieckiej jak na Francję. Tam złożyli przysięgę, używając języka armii brata. Książę, który odziedziczył zachodnią część Regnum Francorum, czyli Neustrię, przemawiał po germańsku (bliżej oryginalnego języka Franków), gdy ten ze wschodu, czyli z Austrazji – po galorzymsku, czyli w mowie bardziej romańskiej. Francja ma bowiem germańskie imię, ale język porzymski (romański). Tak według Baszkiewicza ukazała się językowa odrębność Francji2.

Pozwolę sobie się nie zgodzić. Nowsza francuska historiografia podkreśla, iż Franków było w Galii zbyt mało, by mogli narzucić swą mowę. Poza tym w IV w. n.e. Frankowie osiedleni w Galii myśleli o niej jak o swojej ojczyźnie, odpychając nadreńskich kuzynów, gdy ci chcieli Galię łupić. I choć określenie in Francia oznaczało wtedy nadreńską kolebkę Franków (dzisiejszą Hesję), to nie można pomijać słabości Franków do wszystkiego, co galorzymskie. Frankowie w III wieku już bardzo często służyli w armii rzymskiej, a w IV wieku bronili Galii skuteczniej niż Rzymianie Italii. Pod koniec V wieku wódz Franków Chlodwig wprowadzi katolicki kult św. Marcina oraz prawo salickie wzorowane na rzymskim. Starał się także wprowadzić niegermańskie zasady dziedziczenia, w 498 roku zaś dał się ochrzcić biskupowi Reims Remigiuszowi, bez zawracania sobie głowy heretyckim (ariańskim) królem Italii Teodorykiem i jego niewolnikiem – papieżem.

Francja jest więc nie tylko „najstarszą córą Kościoła”, ale i pierwszą odnowicielką ducha cywilizacji starożytnego Rzymu, jedyną konkurentką Bizancjum i rdzeniem kultury Europy Zachodniej. Dlatego moim zdaniem Francja powstała raczej w 498 r. niż w 842. Jeśli nawet krakowskim targiem wyznaczymy np. rok sześćsetny, i tak zrozumiemy od razu, dlaczego z Paryża Polska wygląda na „nową” Europę. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o datę rozszerzenia UE czy NATO na wschód.

Nie da się jednak zrozumieć, jak powstała Francja, bez wspominania o Galach – najsilniejszym odłamie celtyckich plemion. Galowie zamieszkiwali obszar od dzisiejszej Irlandii po współczesną Austrię, ale tylko we francuskim sześcianie mogli naprawdę rozkwitać. Nie bali się śmierci, ponieważ wierzyli w dwa równoległe światy, w których się zgłaszają na przemian3. Stąd ich szaleńcza odwaga i szukanie śmierci w walce.

Grecy uważali Keltoi czy też Galatoi za najdzielniejszy lud na północ od Alp. Trudno rozdzielić Galów od innych Celtów, gdyż Rzymianie też nazywali ich długo na zmianę Celtae (czytaj: „keltaj”) i Galli. Około roku 700 p.n.e. Galowie zajmujący wcześniej teren dzisiejszej Wirtembergii i Bawarii mieszkali też na obszarze współczesnej Francji, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i Irlandii. Możliwe, że trafili tam pierwszą falą znad Dunaju już około roku 1600 p.n.e., a możliwe, że później4. Prawdopodobnie ci rudowłosi wojownicy nie byli bardzo liczni, ale mieli wysokie morale i szybko narzucali swoje obyczaje i język napotkanym słabszym ludom, tak jak krewnym dzisiejszych Basków. Potwierdzają to relacje wojsk Hannibala z 218 r. p.n.e.5

Druidzi podróżujący między plemionami dbali o poczucie wspólnoty, której brakowało autochtonom6. Galów znamy głównie z pism ich wrogów: Greków i Rzymian. Rzym złamał galijskiego ducha walki i ich system wierzeń. Ci, którzy przetrwali, zaczęli cenić życie nad chwałę bitewną. Jednak to Galowie nauczyli Rzymian podkuwać konie i nosić spodnie, a ich miecze były wytrzymalsze od rzymskich. Rzymianie zadawali swoimi krótkimi gladiusami pchnięcia. Wyżsi od nich Galowie siekli swoimi długimi mieczami w dół. Miecze, spodnie i podkowy, a także znakomite umiejętności jeździeckie zapowiadają średniowiecze. Do tego Galowie mieli często wspaniałe, bogato zdobione hełmy, chociaż pierwotnie ponoć walczyli z Rzymianami nago7. Może początkowo zdawali się na ochronę bogów, jednak szybko przywdziali kaftany, kraciaste spodnie i rogate lub skrzydlate hełmy8, z których te pierwsze dziś fałszywie kojarzymy głównie z wikingami zamiast z celtami.

Wyraz gal w języku Galów oznaczał siłę, stąd dzisiejsze słowo francuskie gaillard, czyli zuch. Byli równie przesądni jak Rzymianie, ale bardziej skorzy do wojny. Galami rządzili bogaci właściciele ziemscy, wspomagani radą druidów, którzy zawierali sojusze plemienne i międzyplemienne, ale nie tworzyli nigdy jednolitego organizmu państwowego. Niektóre plemiona bywały zdominowane przez inne lub pozostawały w sojuszach, lecz wszystko mógł nagle zniweczyć spisek lub bunt. Plemiona dbały o obronność i zajmowały chętnie ziemię ograniczoną np. przez mokradła. Wodzowie, czyli panowie ziemscy, dowodzili swoimi klientami oraz niewolnikami. Istnieli też niezależni wolni chłopi, kupcy i rzemieślnicy9. Rodziny były zawsze monogamiczne, ale czuły się częścią klanu. Pewna liczba klanów tworzyła tuath, czyli plemię. Kobiety miały silniejszą pozycję społeczną niż u Rzymian. Kupcy, tak jak druidzi, zapewniali łączność międzyplemienną. Druidzi wychowywali synów możnych, bielili włosy (podobnie jak czasem wojownicy) i ścinali jemiołę złotymi sierpami, by nadać jej medyczno-magiczne właściwości10. Większość tych informacji jest znana dzięki listom Rzymian o sprzymierzonym z Rzymem plemieniu Eduów11.

Galowie mieszkali w osadach lub gospodarstwach, w domach z drewna i gliny krytych słomą. Biedniejsi często gnieździli się w ziemiankach. Typowe były palisady obronne z pni drzew dookoła większych osad. Dopiero po kilku dekadach rządów rzymskich rzemieślnicy i kupcy osiedlą się na stałe, tworząc pierwsze galijskie miasta. Galia przed podbojem rzymskim mogła mieć nawet 10 milionów mieszkańców i zajmowała przestrzeń o kilkanaście procent większą niż dzisiejsza Francja.

Wojny z Rzymianami trwały setki lat. Początkowo Galowie byli górą. Dwa i pół tysiąca lat temu Galowie pomaszerowali znad Renu nad Morze Śródziemne. W połowie IV w. p.n.e. osiedlili się w dolinie rzeki Pad na północy Półwyspu Apenińskiego, stąd Rzymianie nazwą potem te ziemie Galią Przedalpejską. W 390 r. p.n.e. Galowie dowodzeni przez Brennusa zdobyli i splądrowali Rzym oraz – ponoć przy negocjowaniu okupu – podłożyli fałszywe ciężarki, czego Rzymianie nigdy im nie zapomnieli.

Następnie Galowie rozpoczęli rajdy łupieżcze aż do Sycylii. Do lat osiemdziesiątych III w. p.n.e. zdominowali środkową Italię, która stała się dla nich bazą wypraw w kierunku greckich królestw na Bałkanach. Wyprawy te prowadzili Ceretios, Brennos i Bolgios. W pierwszej inwazji na Grecję w 279 r. p.n.e. Galowie pokonali Macedończyków i rozpoczęli plądrowanie wsi, unikając silnie ufortyfikowanych miast. Macedoński generał Sosttenes wykorzystał to, by zadać im klęskę i odrzucić do Tracji. Podczas drugiej galijskiej inwazji na Grecję (278 r. p.n.e.) ludzie Brennosa ponieśli znaczne straty w starciu z grecką koalicją pod Termopilami, ale potem wzorem Greków z przeszłości zaskoczyli ich marszem przez słynny wąwóz i ostatecznie bitwę wygrali. Przy próbie złupienia skarbca wyroczni w Delfach zostali jednak pokonani (ranny Brennos popełnił samobójstwo) i wyparci poza ziemie etnicznie greckie. Przypomnijmy, że w tym czasie ponad połowa Europy była celtycka. Germanie ograniczali się w zasadzie do Skandynawii, Jutlandii oraz pasa ziemi od dzisiejszej północnej Holandii po Meklemburgię. W miarę kolejnych wojen z udziałem Galów Germanie podejmą marsz na południe.

W 278 r. p.n.e. galijscy osadnicy w Anatolii (stąd nazwa Galacja), w liczbie około dziesięciu tysięcy wojowników (nie licząc ich rodzin), zostali zaproszeni przez Nikomedesa I, króla Bitynii, aby pomóc mu w walce z bratem. Ostatecznie zostali jednak pokonani przez króla Seleucydów Antiocha I w 275 r. p.n.e., ponieważ Galów przeraziły jego słonie bojowe. Galowie nie zostali ukarani, lecz wynajęci przez greckiego króla Egiptu Ptolemeusza II jako gwardia. Ponoć władca dysponował czterema tysiącami galijskich najemników. W armii egipskiej służyli do upadku dynastii Ptolemeuszy (30 r. p.n.e.).

Galowie z Italii w III i II w. p.n.e. nadal wojowali z Rzymianami, więc władca fenicki z Kartaginy Hannibal chętnie wziął ich na swój żołd. To oczywiście zwiększyło niechęć Rzymian do Galów. Po pokonaniu Hannibala do 181 r. Rzym podbił i skolonizował całą Galię Przedalpejską. W 125 r. p.n.e. Rzymianie przekroczyli Alpy i w ciągu pięciu lat opanowali dolinę Rodanu.

Około 70 r. p.n.e. Galowie byli już nieco rozleniwieni bogactwem i bezczynnością oraz wydajnym rolnictwem na żyznych ziemiach (jęczmień i pszenica). Bali się germańskich przybyszy zza północnego Renu12. Ci zaczynali wtedy spychać Celtów na południe dzisiejszej Francji i jeszcze bardziej Niemiec. Około 71 r. p.n.e. wódz germańskich Swebów (nazwa rzymska Suebii) Ariowist przekroczył Ren, wezwany przez celtyckich Arwernów i Sekwanów do pomocy przeciwko celtyckim Eduom. Ariowist pokonał tych ostatnich w ciągu dekady i zajął część kraju Sekwanów. To pierwsze wtargnięcie Germanów z ich dziwnymi zwyczajami (demokracja wojenna, kult drzew, wędrowna hodowla zamiast rolnictwa, polowania na tury, późne śluby itd.) w sprawy Galii zamiast zjednoczyć Galów, skłóciło ich bardziej. Wojownicy galijscy rozumieli, że ten, kto pokona Ariowista, najprawdopodobniej zyska taką sławę, że zjednoczy Galię. Arystokraci i kapłani zamyślali szukać pomocy u Rzymian, ale wolni wojownicy Eduów i Sekwanów odradzali taki krok. Dopiero gdy w 61 r. p.n.e. Ariowist pokonał Eduów i Sekwanów w bitwie pod Magetobrigą, arystokraci narzucili swoją wolę. Ich wysłannik druid Divitiak udał się do Rzymu i rozmawiał z Markiem Tuliuszem Cyceronem (Marcus Tulius Cicero). Ten republikański przywódca martwił się wówczas, że Republika Rzymska pada łupem ambitnych generałów, więc z rozmów z Divitiakiem niewiele wynikło13. Zwycięstwo Ariowista zagrażało zarówno rzymskim posterunkom w południowej Galii, jak i jednemu z najludniejszych plemion galijskich – Helwetom zamieszkującym ziemie dzisiejszej północnej Szwajcarii.

Rzymianie nakazali królowi Germanów wycofanie się z kraju Eduów, co też Ariowist uczynił w zamian za uznanie go za przyjaciela Rzymu. Jeszcze w 59 r. p.n.e. na wniosek Cezara potwierdzi sprawę senat. Związek plemienny Ariowista został wzmocniony wojownikami Harudów, Markomanów i Triboków.

Tymczasem jeden z helweckich wielmożów Orgetorix podjął rozmowy z arystokracją Sekwanów i Eduów, by zapewnić spokojny przemarsz na zachód, ale gdy okazało się, że przy okazji spiskował w celu zapewnienia sobie władzy królewskiej nad kilkoma plemionami, stracił wpływy. Helweci postanowili spalić go na stosie (zwykle palono wodzów po śmierci, ponoć czasem razem z ulubionymi końmi, psami, niewolnikami, a nawet małżonkami, ale tutaj chodziło o karę, a nie chwałę). Orgetorix wymknął się, ale najprawdopodobniej wkrótce potem popełnił samobójstwo.

Nacisk germański jednak spowodował, że pomysły Orgetorixa i tak zrealizowano. Wczesną wiosną 58 r. p.n.e. niemal czterysta tysięcy Helwetów i nieco ludzi z słabszych plemion (np. Rauraków) ruszyli w stronę kraju Santonów nad Atlantykiem. Mieli wybór: iść przez kraj Sekwanów lub przez Galię Narbońską – prowincję rzymską, której namiestnikiem od roku był Gaius Iulius Caesar.

Dotąd zajęty sporem z Cyceronem pod koniec marca 58 r. p.n.e. Gaius Iulius dotarł do Genavy (Genewa) i objął dowodzenie tamtejszym legionem. Zapytany przez Helwetów, czy pozwoli na przemarsz, udając przychylność, kazał zapytać znowu 13 kwietnia (idy kwietniowe). Gdy powrócili, droga przez Rodan była już umocniona i zamknięta, więc podstępny Rzymianin mógł już sobie pozwolić na odmowę. Rozczarowani i zdesperowani Helweci na próżno próbowali na tratwach sforsować Rodan tylko po to, by witały ich kolejne grady strzał. W tej sytuacji Helweci poprosili Eudów o dyplomatyczną pomoc u Sekwanów. Jeden z wodzów eudyjskich Dumnorix cieszył się sympatią Sekwanów i uzyskał od nich zgodę na przemarsz w zamian za obietnicę powstrzymania się od grabieży. Kraj Sekwanów był bowiem zbyt wąski, by można było go przebyć bez ich wiedzy14.

W początkach czerwca 58 r. p.n.e. Cezar z pięcioma legionami wkroczył do nierzymskiej części Galii, gdy Helweci wygłodniali grzecznym marszem przez ziemie Sekwanów wkraczali już na ziemie osłabionych dawnymi klęskami Eduów (łac. Aedui), pustosząc je niemiłosiernie. Przez pół miesiąca Cezar postępował za nimi krok w krok, aż musiał zboczyć do Bibrakte (dziś miasto Autun w rejonie Bourgogne-Franche-Comté na granicy ze Szwajcarią) w celu uzupełnienia zapasów. Helweci wzięli to za odwrót i zaatakowali Rzymian. Cezar usunął z oczu wojska swego konia, by podkreślić wspólnotę losu z legionistami. Rzymskie włócznie wbijały się w tarcze Galów, a ci, nie mogąc ich odczepić, walczyli bez osłony i przegrali15.

Pod wpływem gratulacji z całej Galii i próśb o pomoc przeciw Germanom Cezar zdecydował się na konfrontację z Ariowistem. Namówił Eduów i innych Galów, by zaprzestali płacić Germanom i zażądali zwrotu zakładników, po czym wezwał germańskiego wodza na rozmowę. Ten ponoć uznał, że jest władcą północnej Galii tak jak Cezar południowej, i nie zamierzał zaszczycić Rzymianina wizytą. W połowie lipca 58 r. p.n.e. doszło do bitwy koło dzisiejszej Miluzy (Mulhouse w Alzacji), w której Ariowist – mimo pokonania konnicy galijskiej walczącej po stronie Rzymian – został rozgromiony i uszedł za Ren16. O dalszych losach Ariowista nic nie wiemy, ale zapewne został pozbawiony władzy po klęsce, utracił bowiem heil, czyli germańską zdolność wygrywania bitew.

Wiosną 57 r. p.n.e. większość Galów z wdzięczności, rozsądku lub strachu akceptowała już zwierzchność rzymską. Wyjątkiem byli Celtowie żyjący nad Atlantykiem i związek plemion belgijskich między Marną a dolnym Renem pod wodzą Galby, przywódcy Bellowaków. Cezar, jak wiadomo, odróżniał Belgów i Akwitanów od Galów, choć owi Belgowie byli takimi samymi Celtami czy też Galami jak Helweci, Eduowie czy Sekwanowie. U Belgów w 57 r. p.n.e. górę wzięło stronnictwo szeregowych wojów, pragnące wyrzucić Rzymian z Galii. Armia Belgów, stanowiąca zapewne 20–25% całego ludu (około 350 tysięcy ludzi), została rozgromiona po tym, jak Cezar wysłał Eduów, by spustoszyli ziemie Bellowaków. Bellowakowie odłączyli się od armii, a reszcie udzieliła się panika. Rzymianie (z udziałem m.in. kreteńskich łuczników) rozbili wielokrotnie liczniejszego wroga. Ponieważ Belgowie uchodzili za najdzielniejszych i najdzikszych wśród Galów, Cezar stał się w Galii poważany. Bitwę stoczono na ziemi belgijskiego plemienia Remów nad rzeką Aksoną (obecnie Aisne), prawdopodobnie niedaleko dzisiejszego miasteczka Beaurieux, w pobliżu granicy francusko-belgijskiej (departament Haut-de-France). Potem już tylko Nerwiowie, Atrebaci i Wiromandzi stawiali jeszcze partyzancki opór, ukrywszy swe rodziny na bagnach.

Po rozbiciu ostatnich plemion belgijskich Cezar wysłał Publiusza Crassusa Młodszego na czele VII legionu, by zabezpieczył wpływy rzymskie w Armoryce, czyli dzisiejszej Bretanii i Normandii. Wenetowie, sławni żeglarze, wymykali się jednak Rzymianom dzięki sieci nadmorskich osiedli i swoim solidnym statkom o wysokich burtach. Nie bali się więc Rzymian. W początkach 56 r. p.n.e. uwięzili rzymskich posłów i zażądali zwrotu zakładników. Namówili do podobnej postawy słabsze plemiona mieszkające wokół nich. Ten bunt zakończył się dopiero jesienią bitwą morską w zatoce Quiberon, kiedy flota Decimusa Brutusa zniszczyła flotę Wenetów17. Od 56 r. p.n.e. w zasadzie cała Galia musiała płacić wysokie rzymskie podatki i była zobowiązana do pomocy wojskowej Rzymowi. Galowie znosili to źle.

W początkach 55 r. p.n.e. znowu głównym zagrożeniem zarówno dla Galii, jak i dla Cezara byli Germanie, Uzypetowie i Tenkterowie. Niektórzy Galowie patrzyli na nich z nadzieją, stąd Cezar od razu odmówił prośbom germańskim o pozwolenie na osiedlenie się w Galii. Po masakrze ośmiuset galijskich jeźdźców na żołdzie rzymskim wyrżnęli Rzymianie dziesiątki tysięcy Germanów, z wyjątkiem pojmanych wcześniej kilku wodzów.

Zaskakuje miękka postawa Germanów przed bitwą, silnie kontrastująca z zachowaniem armii Ariowista sprzed trzech lat. Jak zauważał Cezar, mimo iż wszyscy Germanie górowali nad Galami, a już tym bardziej nad Rzymianami, „pierwotną krzepą i potężną posturą”, co wódz rzymski przypisywał germańskiemu stylowi życia, czyli niekończącemu się cyklowi wojen i polowań na tury. Po rzezi Cezar kazał wybudować na Renie potężny most ku przestrodze. Przestraszni Swebowie i Sugambrowie uciekli w knieje. Wracając 18 dni potem do Galii, Cezar zrzucił most za sobą, by barbarzyńcy (słowo to oznaczało dla Greków „bełkoczący”, a dla Rzymian – „brodacze”) nie poznali techniki. Widać, że dla starożytnych Ren był naturalną granicą między Galią i Germanią, nic więc dziwnego, że w przyszłości zarówno Francuzi, jak i Niemcy będą próbowali oprzeć na nim swe granice.

W sierpniu 55 i lipcu 54 r. Cezar dokona dwóch raczej nieudanych wypadów do Brytanii. Opisze celtyckich Brytów jako dzielnych wojowników golących całe ciała oprócz głowy i górnej wargi oraz smarujących sobie twarze na niebiesko barwnikiem z janowca. Widać więc, że mieli nieco inne zwyczaje niż mieszkańcy Galii. Zignorować jednak należy uwagi, jakoby Brytowie mieli po dziesięć lub dwanaście wspólnych żon. Rzymianie stale przeinaczali fakty o wrogach. Cezar po nieudanej drugiej wyprawie do Brytanii (pokonał, i to z trudem, tylko Kassyvelaunusa, wodza ziem nad Tamizą) rozłożył swe wojska w obozach nad Morzem Północnym.

Jeden z tych obozów – w Aduatuca (dziś Tangern) – został zaatakowany przez Eburonów w październiku 54 r. p.n.e., a jego załogę pod dowództwem Quintusa Tituriusa Sabinusa i Luciusa Aurunculeiusa Cotty wymordowano. Gal Ambiorix wywabił Sabinusa z obozu, udając, że to Cezar go wzywa. Sam Gaius Iulius pozostawał wówczas w obozie w Samarobriva (dziś Amiens) z garnizonem pod dowództwem Gaiusa Treboniusa.

Warto tu zwrócić uwagę, że wiele francuskich miasteczek zawdzięcza swoje przecinające się pod kątem prostym ulice starówki faktowi, iż powstały na bazie rzymskich obozów wojskowych, jak Bratuspantium (Froissy), Novidunum (Soissons), Meduantum (Chiny) czy Namurcum (Namur). Na szczęście dla Cezara, Quintus Cicero dowodzący w Namurcum nie dał się oszukać Ambiorixowi18 i wytrzymał ataki, aż Cezar nadszedł z odsieczą.

Eburonowie rozzuchwalili i zanarchizowali Galię. Galijskie plemiona uległy demoralizacji i zaczęły atakować się wzajemnie, często nawet wbrew logice plemiennej, łącząc się po prostu w luźne bandy. Germańscy Sugambrowie przekroczyli Ren i dodali nieco chaosu ze swej strony. Cezar wytępił całe „zdradzieckie” plemię Eburonów, żeby zasiać postrach. Stracono także wodza powstania imieniem Akkon zainspirowanego metodami Eburonów19.

W 53 r. p.n.e. Cezar powtórzył germański manewr z mostem. Rzymianie zbudowali drugi most na Renie w pobliżu dzisiejszego Kasselheim, 5 kilometrów na wschód od poprzedniej przeprawy. Był to wyjątkowy rok spokoju w rzymskiej Galii.

W styczniu 52 r. p.n.e. na rzymskiej ulicy zginął Clodius, przywódca plebejuszy związany z Cezarem. Wykorzystał to młody arystokrata z plemienia Arwernów Vercingetorix, syn Keltilusa. Próbował on przekonać mieszkańców rodzinnej Gergowii (do dziś istnieje wieś Gergovie na południe od Clermont-Ferrand), by rozpocząć powstanie przeciwko Rzymianom. Wobec sprzeciwu swego stryja Gobanitiona został przegłosowany i wygnany z Gergowii, jednak rozpoczął wówczas marsz przez inne wsie i zachęcił wielu do buntu. Argumentem były jak zawsze rzymskie zdzierstwa20. Rzymianie, czując się już zupełnymi panami Galii, pozwalali sobie na coraz więcej względem „sprzymierzeńców”. Buntujący się Galowie woleli palić swoje wioski, zamiast pozwolić Rzymianom je zdobyć. Dlatego dziś mało wiemy o tym, jak wyglądały ich osiedla21.

Vercingetorix, prawdopodobnie jak inni dobrze urodzeni Galowie, do siódmego roku życia wychowywał się w otoczeniu kobiet – swej matki i oficjalnych nałożnic ojca. Wielożeństwo wyróżniało elitę galijską, a żony raczej nie protestowały, ponieważ Galowie posiadali mało niewolników i każde ręce do pracy w domu się przydawały. Mężowie rzadko przebywali w domach. Byli zwykle na naradach, biesiadach, łowach lub wojnach. Vercingetorix ojca widywał bardzo rzadko. Dopiero po ukończeniu 21 lat mógł publicznie pokazać się u jego boku, stając się tym samym mężczyzną i zyskując własne imię – Vercingetorix (dotąd był po prostu synem Celtillusa – Celtillognatusem). Jako siedmiolatek przebywał z przybranym ojcem. Poznawał przez pięć lat tajniki posługiwania się łukiem. Dwunastoletni arystokrata trafiał do szkoły druidów, gdzie uczył się pieśni religijnych i bohaterskich22, czytania i pisania (elity galijskie znały pismo, ale używały go w małym stopniu) oraz greki potrzebnej Galom do zapisywania umów handlowych. Dopiero jako szesnastolatek taki panicz uczył się walki mieczem i toporem. Co ciekawe, uczyły tego wojowniczki, które miały też za zadanie pozbawić dziewictwa paniczów. Ojciec Vercingetorixa został ok. 70 r. p.n.e. zabity za rzekome dążenie do władzy królewskiej. Jego syn mógł mieć o to żal do swego wuja, czyli brata matki, którego podejrzewał o udział w spisku na życie ojca, i dążyć do ukończenia dzieła ojca, ale to nie jest zbyt pewna wiedza.

Jako pierwsza zbuntowała się faktoria handlowa w Cenabum. Ponieważ Galowie mieli system biegaczy o donośnym głosie, taki swoisty żywy telegraf (ciekawe jest w tym kontekście, że to Francuzi wynajdą potem flagowy telegraf pod koniec XVIII wieku, choć ten elektromagnetyczny powstanie w 1833 roku w Niemczech), cała Galia wiedziała o tym zajściu, zanim Cezar mógł zareagować. Zagrożone były ziemie plemienia Bojów, któremu Rzymianie obiecali bezpieczeństwo.

Nieprzygotowany do końca musiał podjąć walkę. Błędem było oszczędzenie Avaricum (Bourges) wybłagane przez mieszkańców. Przysięgli Cezarowi, że i tak jest ono nie do zdobycia, więc nie trzeba go niszczyć w ramach swoistej taktyki spalonej ziemi przeciw armii Vercingetorixa. Ten przejmie spokojnie owo osiedle.

Cezar wynagradzał lojalne plemiona galijskie i dawał im znaczną autonomię, tym większym szokiem była dla niego zdrada dziesięciotysięcznego oddziału Eduów dowodzonego przez Littavicusa. Eduowie byli dotąd tymi najwierniejszymi. Teraz zamiast pomóc w ataku na Gergowię, rozpoczęli nękanie oddziałów rzymskich. Jednocześnie zauważmy, że o zdradzie Littavicusa poinformowali Rzymian ich galijscy szpiedzy. Gdy Eduów pokonano, darowano im winy, by nie dolewać oliwy do ognia. Niestety mieli ponownie zdradzić.

Gdy Rzymianie zaczęli wdzierać się na mury Gergowii, wybuchła tam panika. Kobiety galijskie głośno błagały legionistów o darowanie życia im i ich dzieciom, zrzucając z murów precjoza. Galom udało się obronić Gergowię i odeprzeć Rzymian. W XIX wieku, konkretnie w czasach III Republiki, na fali patriotycznej mody na Vercingetorixa stała się ona najsłynniejszą chyba wsią we Francji.

Po porażce pod Gergowią Eduowie znowu zdradzili i zajęli Noviodunum (czyli Nevers), powodując problem aprowizacyjny dla Cezara. Tym razem niskie i krępe kuce Germanów na rzymskim żołdzie spisywały się – w porównaniu z galijskimi wierzchowcami – znacznie gorzej niż w czasach Ariowista23.

Jesienią 52 r. p.n.e. doszło do decydującej bitwy pod Alezją. Miejscowość ta istnieje do dziś, choć krążą mity, jakoby jej położenie zostało po klęsce zapomniane przez Galów i że nadal nie wiadomo, gdzie się Alezja znajdowała. Oczywiście jest to wieś Alise-Sainte-Reine (rejon Burgundia-Franche-Comté, departament Côte-d’Or) licząca około sześciuset mieszkańców. Tym bardziej trudno uwierzyć, że w starożytności toczyła się tu bitwa między sześćdziesięcioma tysiącami Galów oblężonych w samej Alezji i czterdziestoma tysiącami Rzymian. W dodatku oblegających otoczyli i zaatakowali przybyli z odsieczą Galowie w liczbie około stu tysięcy (w tym wielu dawnych foederati, czyli sprzymierzeńców Rzymu). W zasadzie dopiero Napoleon Bonaparte będzie staczał tak wielkie bitwy w tej części świata. Nic dziwnego, że będzie się uważał za nowego Cezara. Rzymianie musieli więc w jednej bitwie wznieść instalacje obronne i zaczepne. Ostatecznie, mimo wielu wypadów i ataków, zadecydował głód. Rzymianie proponowali Vercingetorixowi kapitulację, powołując się na rozpaczające galijskie kobiety. Ten odmówił, ale pozwolił kobietom i dzieciom odejść czy też wygnał je, by nie cierpiały głodu lub nie stanowiły obciążenia dla załogi. Kobiety przybyły do Cezara, błagając go o wzięcie ich w niewolę i o jakąkolwiek strawę. Rzymianie bali się podstępu i nie wpuścili ich między siebie. Wróciły więc z dziećmi do swoich, ale i tu zostały przepędzone. Przez następne dni kobiety i dzieci galijskie umierały w męczarniach z głodu między palisadami Alezji i armii rzymskiej.

Ostatecznie Alezję wzięto głodem, a Galowie jak zwykle przegrali24. Zadecydowała ich niezdolność do kooperacji na większą skalę25. Błędem jest jednak wyobrażanie sobie wojen galijskich jako starć tych cywilizowanych, czyli Rzymian, z galijskimi dzikusami. Obie strony walczyły bez pardonu. Rzymianie mieli przewagę w zasadzie jedynie w urbanistyce, architekturze i logistyce. Wyobrażanie sobie wojen galijskich jako wojny cywilizacji z dzikusami pasuje raczej do walk z Germanami, i to tylko w czasach pierwszych cesarzy Rzymu. Po rozgromieniu Arwernów i wiarołomnych sprzymierzeńców problemy Rzymowi sprawiali już tylko Bellowakowie oraz twierdza górska w Uxellodunum (dziś Luzech na zachód od Cohors w Oksytanii, nieco na północ od Tuluzy). Rzymianie oblegli ją latem 51 r. p.n.e., ale obrońców pokonali dopiero, gdy udało im się zakłócić bieg źródeł, z których obrońcy czerpali wodę. Galowie uznali wyschnięte źródło za znak od bogów, że dawna Galia umarła. Przez kilka następnych dekad załamani Celtowie nie sprawiali problemów. Podbicie Galii było dla Rzymian cenne, ponieważ scalało Italię z Hiszpanią odbitą z rak potomków Celtiberów, Fenicjan i Greków w II w. p.n.e.

Warto tu przytoczyć przykład galijskiej pieśni Apel do Maponosa, odtworzonej przez miłośników starożytnych utworów muzycznych. Jej słowa zapisane na ołowianej tabliczce z Chamalières są datowane na czas między 50 r. p.n.e. a 50 r. n.e., co tak czy inaczej oznacza czasy Galii podbitej przez Rzym. Oto treść tej przeciągłej galijskiej pieśni z moim tłumaczeniem ze współczesnej angielskiej wersji: „Andedion uediIumi diIiuion risun, Aritu mapon aruerriIatin, Iopites snIeððdic sos brixtia anderon!” („W imię słusznej siły bogów podziemia wzywam Maponosa z Arverionu, przybądź wraz z magią podziemi!”)26.

Muzycy z grupy Farya Faraji tak opisywali proces odtwarzania utworu: „Należy pamiętać, że nie jest to rzeczywiście zachowany utwór muzyki galijskiej, ale współczesna hipotetyczna rekonstrukcja, która […] stara się dostarczyć wiarygodnego przykładu tego, jak muzyka galijska mogła brzmieć […]. Muzyka galijska w niczym nie przypominała tego, co uważamy za „celtyckie”. Muzyka celtycka, jak rozumiemy, jest konkretnie osiemnastowiecznymi formami muzyki w Irlandii i Szkocji głównie; nie ma żadnych wewnętrznych związków z celtycką rodziną etnolingwistyczną i nie powinniśmy wyobrażać sobie muzyki brytyjskiej, piktyjskiej, galijskiej lub Galacji jako brzmiącej w pobliżu muzyki irlandzko-szkockiej tylko z powodu celtyckiego związku – związek językowy nie rozciąga się na tradycje muzyczne. Zamiast tego znaleźliśmy pozostałości ich instrumentów, więc paleta instrumentów jest nam znana, a utwór ten wykorzystuje lirę, flet panowy i brązowe instrumenty dęte, głównie carnyx. Instrumenty smyczkowe, takie jak skrzypce, nie istniały w starożytności i nie ma dowodów na to, że Galowie grali na dudach. […] Do melodii użyliśmy struktury pentatonicznej. […] struktury pentatoniczne są najbardziej rozpowszechnione w całej ludzkości i są obecne w muzyce europejskiej w znacznym stopniu. Ponadto były szeroko stosowane w muzyce klasycznego świata grecko-rzymskiego, co zwiększa szanse na ich obecność w muzyce galijskiej”.

Lubi się czasem dokonywać naprawdę daleko idących porównań obyczajów starożytnych Galów i współczesnych Francuzów. To, że Galowie czasem smarowali swoje długie (zwłaszcza u arystokratów) włosy na postrach masłem, łączy się niekiedy z ekstrawagancją i rzekomymi brakami higieny współczesnych Francuzów. Chociaż przeciętny francuski obywatel ma w sobie więcej krwi Galów niż frankijskiej czy rzymskiej, to cytowane powyżej „Andedion uediIumi diIiuion” wymawiało się najprawdopodobniej „adnedzion łedziłmidi diłijon”, co nie przywodzi jakoś na myśl Moliera.

To, że Maponos przybywa w zasadzie z podziemi, nie powinno nas dziwić. Starożytni Galowie wierzyli, że dusza wędruje między dwoma światami, co powodowało łatwość ryzykowania śmierci w boju. Galów można było tylko ujarzmić, gdy np. Germanów można było sobie pozyskać i przekonać do siebie. Niewątpliwie jednak dwa światy galijskie to zupełnie coś innego niż germańska Valhala (wersja nadreńska) czy Valhöl (wersja skandynawsko-gocka), grecko-rzymski Hades, czy etruski raj będące lepszą wersją ziemi.

Galowie przypominali nieco „rumuńskich” Daków w tym, że nie tylko przyjmowali zwyczaje rzymskie, ale sami mieli coś do zaproponowania. Nie chodzi tylko o galijskie podkowy czy spodnie, ponieważ ze względu na chłodniejszy klimat rzymskie tuniki nigdy się w zasadzie nie przyjęły, ale i o religię, i filozofię. Panteon bóstw podbitej Galii był mieszany, a celtyckie bóstwa wraz z ich charakterystyką pozostały dominujące.

W Dacji czy Hiszpanii i w zasadzie wszędzie indziej rodzime bóstwa były wypierane przez rzymskie. Germańscy bogowie zostaną w dużym stopniu do III wieku ustylizowani na modłę rzymską. Galijscy jednak byli jedynie zestawiani w pary z rzymskimi: Tautates – Merkury, Belenos – Apollo, Taranis – Jupiter, Esus – Mars. Rzymianie wypisywali straszne rzeczy o Galach i Germanach, podkreślając, iż ci pierwsi palili ludzi jako ofiary dla bogów, a drudzy uważali, że zbrodnia dokonana na gościach to po prostu rodzaj sportu i nic niemoralnego. Nie należy do końca dawać wiary tym słowom, chociaż faktycznie żona wodza galijskiego mogła zostać spalona, zapewne tak jak na Madagaskarze w XIX wieku, jeśli istniało podejrzenie, że była niewierna27, a to napadanie na gości przez Germanów przywodzi na myśl wikińską zasadę, iż zabić silnego to nie wstyd28. Rzymianie uważali wspomniane ludy za wrogów i patrzyli na nich nie jak koloniści z XIX w. na Papuasów i Maorysów – z pogardą połączoną z litością, lecz z czystą nienawiścią. Mimo całej niechęci i nieobiektywizmu Rzymian Galowie zostali opisani dość wnikliwie. O Germanach musimy się wielu rzeczy domyślać, stosując karkołomne uogólnienia między średniowieczną Skandynawią a Germanią czasów Cezara.

Za rządów cesarza Oktawiana Augusta, czyli od 27 r. p.n.e. do 14 r. n.e., problemy sprawiali raczej Germanie, o czym świadczyć może katastrofalna bitwa w Lesie Teutoburskim wokół dzisiejszych miast Bielefeld i Osnabrück w 9 r. n.e. I stało się tak na własne życzenie samych Rzymian, którzy starali się podbić całą Germanię. Ostatecznie musieli zadowolić się małym jej fragmentem nazwanym Germanią Mniejszą (Germania Minor). Galowie zachowywali spokój, zwłaszcza że romanizacja była raczej kulturowa niż demograficzna. Rzymianie pozostawali kroplą w galijskim morzu, choć większą niż w przyszłości będą Frankowie. Mimo to cesarz Tyberiusz musiał tłumić w 21 r. bunt galijskich możnowładców.

Cesarz Klaudiusz, panujący w latach 41–54 n.e., wyjednał w 48 r. w senacie rzymskim (który w Rzymie nie był ciałem ustawodawczym, tylko rządem), by „Galia Długowłosa” (Galia Comata), czyli podbita przez Cezara jeszcze niezromanizowana Galia północna i środkowa, mogła przysyłać do Rzymu swoich senatorów, którzy by ją reprezentowali. Niezwykła rzecz, że długo przed edyktem cesarza Karakalli (212 r.), zrównującym w prawach wszystkich wolnych mieszkańców Imperium, tak chętnie nadawano bogaczom galijskim obywatelstwo rzymskie29. Znowu widać, że Galia była czymś w rodzaju perły w rzymskiej koronie.

Przez kolejne dwa stulecia w Galii wybuchały mniejsze bunty (np. belgijsko-germański pod przewodnictwem plemienia Lingonów w 70 r. za cesarza Wespazjana)30, ale zasadniczo asymilacja przebiegała pomyślnie. Galem z pochodzenia był nawet jeden z wcześniejszych cesarzy rzymskich Antoninus Pius panujący w latach 138–161, który urodził się w 86 r. w rodzinie senatorskiej w Nemausus (Colonia Augusta Nemausus) w Galii Narbońskiej. Dziś jest to spore miasto Nîmes w południowo-wschodniej Francji, w regionie Oksytania na zachód od doliny dolnego Rodanu.

W 238 r., a może i wcześniej, w Galii wyraźnie już było można odczuć skutki tego, co nazywamy wielką wędrówką ludów. Napędzała ją emigracja ludów skandynawskich, która spychała swych germańskich kuzynów w stronę Renu i Dunaju. Wywodzący się z terenów obecnej Norwegii Wandalowie sto lat przed naszą erą opuścili Skandynawię dla Jutlandii. To najprawdopodobniej pierwszy lud, któremu było w Skandynawii za ciasno, przy czym chodziło raczej o ekspansywny tryb życia niż o przeludnienie. Dwieście lat po przybyciu do Jutlandii mieszkali już obok Gotów nad Wisłą, gdzie wyraźnie nad nimi dominowali, lecz ok. 100 r. n.e. tę dominację utracili i ruszyli w dalszą drogę na południe. W roku 180 cesarz Marek Aureliusz dał im do zasiedlenia rejon Karpat. Wschodni Wandalowie, czyli tzw. Silingowie, w 248 r. walczyli w Transylwanii z królem Ostrogotów i przegrali. Hastingowie, czyli zachodni Wandalowie, również zetrą się ostatecznie z Gotami i przegrają.

Dumni Goci z pewnością nie odczuwali kompleksu niższości wobec Wandalów. Nazywali siebie samych Gutae (czytaj „gutaj”) – „rozlewającymi” nasienie wojownikami. Co ciekawe, mimo iż podobnie jak Wandalowie pochodzili ze Skandynawii i posługiwali się, co naturalne, bardziej skandynawską wersją germańskich dialektów, do dziś podobna forma zachowała się we współczesnych językach zachodniogermańskich (rozlewać w niemieckim to giessen, po niderlandzku gieten, natomiast po szwedzku hälla, a norwesku helle). Nic dziwnego, że językoznawcy wyróżniają skandynawskie języki wschodniogermańskie, obok północnogermańskich, i do tych pierwszych zaliczają właśnie gocki, wandalski i burgundzki. Jedyny znany w wersji pisanej język gocki był w użyciu na Krymie aż do XVIII wieku. Oto jak wygląda pisany gocki w modlitwie z końca V wieku: „Atta unsar, þu in himinam, weihnai namo þein, qimai þiudinassus þeins, wairþai wilja þeins, swe in himina jah ana airþai. Hlaif unsarana þana sinteinan gif uns himma daga, jah aflet uns þatei skulans sijaima, swaswe jah weis afletam þaim skulam unsaraim, jah ni briggais uns in fraistubnjai, ak lausei uns af þamma ubilin; unte þeina ist þiudangardi jah mahts jah wulþus in aiwins. Amen”31.

Goci już od około 50 r. p.n.e. wyruszali ze swej rodzimej ziemi w dzisiejszej południowej Szwecji za Bałtyk, by w początkach III wieku n.e., idąc z terenów dzisiejszego polskiego Pomorza na Ukrainę, pociągnąć za sobą Herulów (pierwotne siedlisko w dzisiejszej Danii), Gepidów (krewni i sąsiedzi Gotów w Szwecji) i Burgundów (pierwotne siedlisko w Norwegii). Goci byli wyjątkowi, ponieważ byli bez porównania liczniejsi niż inne plemiona i mieli prawdziwe królewskie rody z uporządkowanym dziedziczeniem władzy, podczas gdy niemal wszystkie inne ludy germańskie cierpiały na wieczny chaos wiecowej demokracji wojennej. Ostrogoci, czyli Goci wschodni, będą mieli do Atalaryka zmarłego w roku 534 aż 17 generacji królów, z wizygockiej dynastii Baltów zaś aż do Amalaryka zmarłego w roku 531 znanych jest tylko sześć generacji, ale było pewnie więcej. Frank Chlodwig będzie im zazdrościł i szukał koligacji z tymi gockimi rodami32.

Jednak ludy wywodzące się ze Skandynawii nie trafiały w próżnię. Wszak w Germanii było już mnóstwo plemion. Jednym z nich byli Alemanowie lub Alamanowie, czyli mniej lub bardziej skonsolidowany lud, który powstał około 200 r. n.e. na terenach od Brandenburgii po Łabę z niedobitków plemion pokonanych przez Rzymian od czasów Juliusza Cezara (Swewów, Semnonów, Hermundurów itd.). Sugeruje to nazwa brzmiąca jak „wszyscy mężowie” (łac. Alamanni,niem. Alamannen). W roku 238 cesarz Aurelian ewakuował wojska z trójkąta tworzonego przez Ren i Dunaj i tę pustkę wypełnili właśnie Alemanowie. Niemal od razu zaczęli rajdy łupieżcze aż po Rodan. Wkrótce jednak Rzymianie zauważyli swój błąd i częściowo wyparli ich z powrotem z owego trójkąta. Wielu Alemanów wzięto do niewoli i wcielono do rzymskiej armii jako najemników. Od Alemanów pochodzi dzisiejsza francuska nazwa Niemiec (Allemagne).

W tym samym roku 238 Goci przekroczyli Ren. Pokonano ich bez większego wysiłku, po czym wzięto zakładników z królewskiego rodu gockiego jako gwarancję dobrego sprawowania i służby najemnej.

W tym samym mniej więcej czasie inne plemię – Frankowie – próbowało zająć ziemie Batawów (dziś Hesja), najemników cenionych przez Rzymian już za Cezara. Z tego względu Rzymianie automatycznie bronili Batawów. Frankowie, podobnie jak Alamanowie, pochodzili z mieszanki rozbitych plemion i byli prawdziwymi „Niemcami”, a nie Skandynawami w tym sensie, że od pradawnych czasów byli Nadreńczykami. Lud powstał zapewne nieopodal dzisiejszego miasta Xanten w początkach III wieku n.e. Dawniej myślano, że ich nazwa pochodzi od łacińskiego słowa francus „wolny”, ale bardziej prawdopodobne jest, iż wzięła się od germańskiego słowa frekkr, czyli „dzielny” (dziś po szwedzku, niderlandzku i niemiecku dzielny to tapper/dapper/tapfer).

W roku 240 Frankowie zostali pokonani pod Mogontiacum (Mainz, Moguncja). Co najmniej od 357 roku bliższych Galii Franków zwać się tam będzie Frankami salickimi (Salli) od Sallandu, czyli ziem dzisiejszej holenderskiej prowincji Overijssel. Tych odleglejszych znad górnego Renu Galorzymianie nazwą później rypuarskimi (Ripuarii).

Lata 254–275 przyniosą dalsze ataki Franków w Nadrenii, czasem sięgające Galii. Alemanowie przekroczyli Limes między 253 a 260 rokiem za panowania Waleriana. Wykopaliska z około 250 roku: liche obwarowania i naczynia pokazują zubożenie Galii33. Wówczas miały miejsce pierwsze samodzielne próby obrony granic Galii przez Galorzymian. Najazdy germańskie – inaczej niż za Cezara – jednoczyły Galów, a nie dzieliły. Rzymianie przekazali im ponadregionalny patriotyzm.

Dlatego ok. 270 roku największe walki toczyły się nad Dunajem (z Gotami), a nie Renem. Walki przyniosły wyludnienie ziem naddunajskich, dlatego Rzymianie osiedlą na tym terenie frankijskich chłopów. Ci jednak nie umieli tam gospodarować, więc poplądrowali nieco Grecję, a nawet Afrykę, by powrócić do siebie nad Ren. W roku 271 cesarz Aurelian ewakuował Dację (dzisiejsza Rumunia), którą od razu zajęli Goci. Szybko nastąpi podział na Wizygotów i Ostrogotów czy – jak się pierwotnie mówiło – na Terwingów i Greutingów. Ostrogoci, czyli Goci wschodni, byli więc odtąd Gotami „ukraińskimi”, a Terwingowie „rumuńskimi”. Sukces gocki zachęci do ataków Alamanów i Franków.

W tych niespokojnych czasach wyraźnie przybywa też buntów celtyckich. Szczególnie dotkliwe były powstania bagaudów, teraz bardziej grup zbójców niż plemienia. Pierwsze powstanie tego typu wybuchło pod wodzą Aelianusa i Amandusa ok. 285–286 roku. Podobne będą trwały w następnych dwóch stuleciach.

W roku 288 ataki Alamanów i Franków chwilowo ustały, ale miasta i wsie Galii północnej były już poważnie zniszczone. Południe Galii pozostało nienaruszone i zasobne34. Ziemie na północy starano się zaludniać jeńcami wojennymi, czyli tak zwanymi letami. Na przełomie lat 288 i 289 król Franków Genobaud musiał ukorzyć się przed Maksymianem (cesarzem rzymskim w latach 286–305, współrządzącym z bardziej znanym Dioklecjanem).

Innym sukcesem Rzymian w 288 roku było poskromnienie Burgundów, czyli plemienia wywodzącego się z terenów dzisiejszej Norwegii. Około roku 250 Gepidowie, kuzyni Wandalów, wyparli Burgundów z ich pierwotnych siedzib, więc ci podążyli wzdłuż Wisły, by dołączyć do Gotów na Krymie i nad Donem. W 288 r. Burgundowie przeszli Dunaj, ale pokonani w większości zawrócili i ok. roku 300 przekroczą Łabę nieopodal dzisiejszego miasta Torgau. Wielu jeńców zostało tymczasem wcielonych do armii Imperium Romanum. Rzymianie musieli gratulować sobie takich żołnierzy, ponieważ Burgundowie szybko dali się poznać jako lud łagodny, karny i wierny.

W roku 306 Galorzymianie ponownie pokonali Franków, jednak mimo wszystko tracili stopniowo kontrolę nad Galią, do której stale przenikały plemiona germańskie. Kryzys ekonomiczny wygnał wielu mieszczan z powrotem na wieś. Nastąpiła regalicyzacja wielu nazw. Lutetia stała się na powrót Paryżem (od plemienia Paryzjów), miasto Soissons wzięło nazwę od plemienia Suessjonów, region Vermandois od Wiromandów, Reims od Remów, region Condroz w Belgii od Kondrusów, a Trewir od Trewerów. Jednocześnie zromanizowana Galia nigdy nie porzuci do końca resztek rzymskiej kultury.

W początkach IV stulecia Frankowie pełnią jakby dwie przeciwstawne funkcje z punktu widzenia Rzymu. Przykładowo, w 312 roku Konstantyn I Wielki (272–337), cesarz rzymski od 307 roku, znany z zakończenia prześladowań chrześcijan (edykt mediolański z 313 roku), miał przy sobie frankijskich najemników, ale wkrótce musiał wysłać wojska do Galii, by łatać jej granice przed kolejnymi atakami tych dzikszych Franków zewnętrznych.

W roku 328 Konstantyn zbudował most na Dunaju o długości dwu i pół kilometra, by ułatwić sobie ataki na Gotów35. Także za rządów cesarza Konstantyna wódz Wandalów zachodnich (Hastingów) Wisimar przegrał wojnę z Geberykiem, królem Wizygotów. Od tego starcia Wandalowie byli dla Gotów wrogiem absolutnym – trollami, czyli germańskimi demonami. Zniweczy to w przyszłości wszelką współpracę gocko-wandalską (np. w 410 lub 507 roku)36. Jednocześnie jednak owi Hastingowie byli pierwszym ludem, który otrzymał od Rzymu nadania ziemskie za dostarczenie kawalerii armii rzymskiej. Ziemie te znajdowały się w prowincji Panonia (splot ziem dzisiejszych: Austrii, Węgier i Chorwacji).

Od drugiej dekady IV wieku pojawia się w Galii przybrzeżne piractwo germańskie. Herulowie, wypchnięci w połowie III wieku przez inne duńskie ludy z pierwotnych siedzib, utrzymywali się po części z piractwa na Morzu Północnym, a po części udali się pomagać Gotom w Europie Wschodniej. Tam od 312 roku Rzym ujarzmił większość z nich i uczynił – jakżeby inaczej – najemnikami37. W tych czasach bowiem bez germańskich najemników coraz trudniej było wyobrazić sobie armię imperialną. Piractwem parali się także Sasi, którzy naciskali punktowo na północną Galię już w połowie III wieku.

Po 350 roku Anglowie, czyli plemię zachodniogermańskie, które miało się potem połączyć z Sasami, dołączyli do Herulów w uprawianiu piractwa na Morzu Północnym. Było to jedynie piractwo przybrzeżne, gdyż ich stateczki nie miały żagli.

W latach 352–355 Silvanus, Frank z pochodzenia, a generał rzymski z zawodu, walczył zwycięsko z Alemanami. Jest to pierwszy Frank chrześcijanin znany z imienia38. Co ciekawe, miał pod sobą także alemańskich oficerów. Była to typowa sytuacja, ponieważ Frankom Rzymianie ufali bardziej. Zazdrośni alemańscy podoficerowie próbowali podkopywać pozycję Silvanusa. Ten postanowił uciec do przodu – sięgnąć po władzę cesarską. Uważał, że ma do tego prawo, ponieważ jest – jak to Frank – wierny Rzymowi. Politycy rzymscy często uważali, że Frankowie tylko udają Rzymian. Silvanus wkrótce zostanie zmuszony do ucieczki za Ren do swoich „dzikich” kuzynów, a potem zabity w bitwie przez Rzymian.

Widać, że romańscy i germańscy obrońcy Galii niszczyli się wzajemnie powodowani uprzedzeniami i zawiścią. Odtąd żaden Frank nie pokusi się o koronę cesarską. Przez wiele lat nawet Chlodwig będzie się uważał za namiestnika lub wicecesarza. Rzymianie jedynie zniechęcili Franków do asymilacji i chrystianizacji39. Wódz rzymski i późniejszy (361–363) cesarz Julian (zwany potem Julianem Apostatą ze względu na powrót do pogańskich wierzeń), wysłany w 357 roku do Galii, zobaczy, że Galia jest ogołocona z armii, ponieważ Frankowie trzymają się terenów dzisiejszej Hesji40. Jakoś udało się z nimi porozumieć, ale na nowych zasadach: służyli już nie za pieniądze, ale za ziemię.

W 359 roku osiedlono Franków salickich jako żołnierzy rzymskich na północy Galii, na lewym brzegu Renu i Mozy. Wiadomo, że w tym samym roku Anglowie ciągnący od dekad od Odry ku Renowi wyparli Franków salickich z wyspy Bataves (obecnie La Betuwe)41. Rzym nie zostawił więc swoich sojuszników w potrzebie. Anglowie mówili zupełnie innym językiem niż Frankowie i charakteryzowali się niewątpliwie większą pewnością siebie. Byli tymi, w których Rzym nie miał okazji złamać ducha.

Ogólne łacińskie określenie Germanów (Germani) sugeruje, że są braćmi, wszak po hiszpańsku hermanos to do dziś bracia właśnie. Rzymianie uważali, że Germanie i Galowie są podobni do siebie jak bracia42, choć Rzym znał skandynawskie pochodzenie Germanów. Rzymianie uważali, że Skandynawia to taka przeludniona wyspa – chodziło im raczej o ekspansywny tryb życia półkoczowników, którzy woleli wędrowną hodowlę od uprawy roli43. Rzymianie myśleli, że ludy niegdyś pokonane liczą się w milionach, a tak naprawdę wyniszczone w wiekach I i II plemiona odnawiały się tylko dzięki ceremoniom masowej adopcji przeprowadzanej podczas wieców.

Germanie dzielili się w połowie IV wieku na trzy zasadnicze grupy językowe: Germanów Morza Północnego (Anglosasi), plemiona zachodnie od dawna żyjące w środkowej Germanii (Alemanowie, Bawarowie, Frankowie, Lombardowie), grzebiące zmarłych z bronią, oraz na przybyszy ze Skandynawii, jak Burgundowie i Turyngowie (z Norwegii) lub Wandale i Goci (ze Szwecji). Te trzy grupy językowe na pewno miały problemy z komunikacją. Dzielili jednak liczne cechy wspólne, np. pismem raczej się nie posługiwali. Słynne runy powstały wprawdzie w II w. n.e., lecz służyły raczej do oznaczenia właściciela lub były przedmiotem wróżb. Germanie nie znali podziału na prawo publiczne i prywatne. Wszystko bazowało na honorze i sądach wiecowych. Najważniejszym bogiem był Odin/Wotan, który przyzywał zmarłych w boju wojowników na ucztę i łowy w Walhalli (czasem nazywanej Vahöl). Wotan dawał heilag, czyli łaskę zwycięstw bojowych. Germanie byli w zasadzie anarchistami, ale zwycięski wódz był nietykalny, stąd charakterystyczny szał bojowy wojowników germańskich. Innymi bóstwami byli Thor (u Gotów też Tyr lub Tiwaz) – bóg piorunów i płodności oraz para bóstw Freyr/Freya – patronów płodności. Wiadomo, że Frankowie i Goci składali ofiary z ludzi, prawdopodobnie jeńców, by utrzymać heil i wyprosić narodziny zdrowych dzieci. Wykopaliska w Arras datowane na lata 380–395 potwierdzają to ponad wszelką wątpliwość. Pozostaje jedynie pytanie, jak bardzo było to typowe.

Do 361 roku Alemanowie zostali ujarzmieni, pojmanych Sasów zaś zaangażowano na linii granicznych umocnień (litus saxonicum), niczym Franków na południu, do obrony granic Galii. Sytuacja Rzymu nie była więc w połowie IV wieku aż taka zła, jak się czasem wydaje, lecz wkrótce miała się pogorszyć. W roku 363 cesarz Julian przeprowadził ostatnią wielką i nieudaną ofensywę Imperium na Persję44. Już wkrótce zupełnie nie będzie mowy o armii Imperium bez germańskich ochotników i najemników.

Cesarz Walens, panujący od roku 364, wyprawił się w latach 367–369 na Gotów naddunajskich najeżdżających Trację45 i zmusił Terwinga (Wizygota) Atanarika do sojuszu w zamian za dobrą ziemię. Nie był to już klasyczny foedus,lecz oficjalna przyjaźń (amicitia)46. Wiele jest dyskusji o tym, czy przeprawili się przez Dunaj z bronią czy bez broni. Zapewne na drugim brzegu dostali nowy rzymski sprzęt. Przy czym czasy standaryzacji sprzętu z czasów Cezara dawno przeminęły, a rzymscy żołnierze częściowo zbroili się sami, co powiększa chaos badawczy. Choć Goci otrzymali dobre ziemie, szybko zdecydowali się przemieścić bardziej w kierunku dzisiejszej Bułgarii, ale nie było to jeszcze otwarte nieposłuszeństwo47. Atanarik i jego Wizygoci znaleźli się w Dacji (dzisiejsza Rumunia), a Hermanarik i jego Ostrogoci pozostali na terenie od dzisiejszej Ukrainy po Ural48.

Atanarik nie był po prostu jeszcze jednym wodzem dzikusów, ale człowiekiem znającym Imperium Romanum i rzymski sposób wojowania. Przez kilka dekad przebywał jako zakładnik w Konstantynopolu. Przebywał tam także Wulfila, pierwszy gocki uczony wykształcony po rzymsku. Obaj mocno przejęli się dyskusjami religijnymi wynikłymi po soborze nicejskim (325 r.), na którym potępiono arianizm, tj. pogląd, że Jezus został stworzony przez Boga. Do 370 roku arianizm był już wielokrotnie potępiany jako herezja, ale w 381 roku Goci dadzą mu nowe życie. Wiara w jednego Boga tworzącego wszystkich, z Jezusem włącznie, sprzyjała umocnieniu władzy gockich dynastii i wspierała heilag. Pierwiastek zwycięski od Wotana heil przeplatać się miał wkrótce z weihs – boskim przemienieniem (stąd Weihnachten). Dzięki oczytaniu i arianizmowi Goci przypieczętowali swą przewagę. Jeszcze w III wieku pojedynczy Goci nawracali się na chrześcijaństwo obu odmian, tj. dawali się nawrócić porwanym z Tracji rzymskim jeńcom. Atanarik był krytyczny i uzyskał u cesarza Walensa (372 r.) zgodę na prześladowanie Gotów chrześcijan. Kary jednak nic nie dały. Inny wizygocki wódz Fritigern sam obiecywał arianinowi Walensowi, że przyjmie jego wiarę49.

Coraz częstsze ugody z Germanami wynikały z tego, że zarówno nad Dunajem, jak i nad Renem ciągle brakowało żołnierzy. Obywatele Imperium byli potrzebni jako kolonowie/chłopi i jako rekruci. Panował kryzys demograficzny, a wiemy to stąd, że elity rzymskie ciągle pomstowały wtedy na niewierność żon, porzucanie noworodków itd. Senatorowie ziemianie woleli płacić kary, niż oddawać kolonów w rekruty, dlatego bez Germanów nie było armii rzymskiej. Już w 370 roku armia liczyła więcej Germanów niż nie-Germanów. By zapobiec jej barbaryzacji, cesarz Walentynian (brat i koregent Walensa) zabroni – pod karą śmierci – obywatelom rzymskich prowincji ślubu z Germankami spoza granic, a obywatelkom – z gentilem (tj. sojuszniczym Germaninem)50.

Głód rekruta sprzyjał też Frankom nad Renem. W roku 372 Frank imieniem Merobaud został mianowany magister militium praesentalis w Galii. Merobaud był poganinem wierzącym zapewne w mieszankę bóstw germańskich i rzymskich, co nie przeszkadzało mu w kilkukrotnym sprawowaniu urzędu konsula. Podobnie było w wypadku jego podwładnego imieniem Bauto, również Franka.

W 374 roku inny rzymski generał frankijskiego pochodzenia Mallobaud zamordował króla Alemanów Makriana u siebie (in Francia), czyli na ziemiach przyznanych Frankom Salickim w 359 roku. Informacja o tym zdarzeniu jest pierwszym znanym przypadkiem użycia słowa Francja, chociaż tu oznaczało ziemie dzisiejszej Belgii i jedynie północno-wschodnie skrawki dzisiejszej Francji51.

W 375 roku w ten nowy rzymsko-germański ład wdarli się Hunowie, lud turecki na małych konikach. Pokonali ostrogockiego wodza Hermanaryka, który popełnił samobójstwo, by przebłagać gniew bogów52. Hunów z terenów dzisiejszej Mongolii wieki wcześniej wygnali Chińczycy. Hunowie wyznawali stepowy szamanizm i deformowali czaszki niemowląt, by czapki lepiej się trzymały. Czasem dawali podbitym ludom autonomię w zamian za pomoc wojskową i kobiety. Wiedli z sobą mniejszy irański lud Alanów. Charakterystyczna łuskowa zbroja Hunów była w stylu scytyjskim. Teraz szybko mieszali się kulturowo z Germanami. Do dziś z wielkiego ludu Hunów pozostali tylko Osetyjczycy mieszkający na Kaukazie. Hunowie pogodzili Germanów, Burgundowie teraz mniej nienawidzili Alamanów, Turyngowie – Franków, a Wandalowie – Gotów53.

Po ataku Hunów już wszyscy Goci prosili o schronienie na prawym brzegu Dunaju, ale tylko Fritigern i Alawiw oraz kilku innych wizygockich wodzów otrzymali zgodę. Tym razem – pewnie ze strachu przed Hunami – nie rozbroili się, choć obiecali, że to uczynią. Dołączyli do nich ostrogoccy jeźdźcy Alateusa i Safraxa, a także górnicy z Tracji i Rzymianie doprowadzeni do ostateczności przez fiskus. Ta mieszanka ludów zażądała Tracji dla siebie. Wobec odmowy w 377 roku wybuchnie pierwsza wojna gocka toczona już w granicach Imperium. Gnani głodem Goci plądrowali wioski, nie mogąc zdobyć miast ze względu na brak odpowiednich urządzeń. Cesarz Walens i jego dowódcy nie docenili ich jednak, czego rezultatem była katastrofalna bitwa pod Adrianopolem (378 r.) w dzisiejszej Turcji. Goci zabili cesarza wschodniorzymskiego Walensa. Klęska spowoduje kryzys ekonomiczny i ułatwi znowu Germanom przenikanie do Galii. Rok 382 przyniesie osiedlenie Wizygotów w Tracji, tak jak się tego domagali w zamian za równoprawny sojusz.

Lata 383 i 388 to ataki „dzikich” Franków z głębi Germanii. W drugim roku z wymienionych wodzowie frankijscy Markomer i Sunnon wykorzystali walki o władzę w Rzymie. Zanotowano także, iż używali strzał maczanych w truciźnie z ziół.

Porządek na granicy galijsko-germańskiej przywrócił dopiero po kilku latach Flavius Stilicho, ochotnik w armii rzymskiej, ponoć syn Wandala i Rzymianki. Posłował do Persji w latach osiemdziesiątych. Od roku 391 magister militum, czyli generał rzymski. W roku 394 walczył z cesarzem uzurpatorem Eugeniuszem, którego rozgromił w bitwie nad rzeką Frigidus, dzięki czemu został wodzem naczelnym wszystkich wojsk rzymskich na Zachodzie. W tym samym roku oficer frankijskiego pochodzenia Arbogast, który na przełomie lat 392 i 393 przekroczył Ren jako ostatni „rzymski” generał, został pokonany przez Gotów w służbie cesarza Teodozjusza (po czym popełnił samobójstwo), co wywoła pierwsze niesnaski gocko-frankijskie, tym bardziej że Franków i Gotów różniło niemal wszystko54. Widzimy przy okazji, że Frankowie starali się być najwierniejszymi sojusznikami Rzymu, choć nie zawsze stawiali na właściwego konia w walkach o tron cesarski.

W roku 395 cesarz Teodozjusz I powierzył Stilichonowi opiekę nad swymi małoletnimi synami. Ten sam rok 395 przyniósł definitywny podział Imperium na Cesarstwo Zachodnie i Wschodnie, który miał ułatwić obronę granic. W tym roku Stilichon wynegocjował z Frankami odnowienie linii obronnej, która nie wystarczy, by zatrzymać wielką inwazję 406 roku, ale pomoże utrzymać państwo zachodniorzymskie w jednym kawałku55.

Dla Galii ważne było to, że w 392 roku Teodozjusz zniósł pogaństwo jako religię państwową i zastąpił ją chrześcijaństwem. Rzymianie starali się utrzymać podział na urzędników świeckich – militia togata i wojsko – militia armata, które wobec niestabilnej sytuacji zaczynało wyraźnie dominować. Teraz dochodzili „urzędnicy Chrystusa” – militia Christi. Kościół dzielił się na diecezje. Powielał podziały administracji cywilnej. Na Zachodzie biskup Rzymu nie miał rywali i wyglądał jak cesarz w miniaturze. W roku 400 Armoryka nie ma jeszcze biskupów i tylko południe Galii było naprawdę chrześcijańskie56. Wielkie jak basen baptysteria sprzed wieku skurczyły się do rozmiarów misy z wodą. Klerowi, jak państwu, brakowało środków. Główne bóstwo przedchrześcijańskiego Rzymu, czyli Jowisz/Jupiter, miało się doskonale, choć w Galii przedstawiano je (np. na monetach) nie jako rzymskiego siłacza, lecz raczej jako monstrum z ogonem na modłę galijską. Do 400 roku wiele miast wraca do nazw galijskich: Lutetia (Paryż) staje się znowu Civitas Parisiorum, Juliomagus – Civitas Turonum (Tours), a Avaricum – Civitas Biturgum (Bourges).

W rzymskiej Galii znajdowały się tylko trzy mennice: w Trewirze (Augusta Treverorum), Arles (Arelate) i Lyonie (Lugdunum – miasto boga Luga/Lugusa). Chodziło tu o to, by zapobiec fałszowaniu solidów Konstantyna Wielkiego. Do podatków dochodziły rekwizycje wozów na rzecz armii i administracji (anonna) i rekwizycje koni dla kurierów (koń pocztowy zwał się po łacinie veredus – od tego wyrazu pochodzi niemieckie słowo Pferd). Armia stosowała też dodatkowe zdzierstwa. Fiskalizm był coraz bezwzględniejszy z powodu zmniejszenia się areałów uprawnych57 oraz dlatego, że urzędnicy fiskalni – curiales odpowiadali własnym majątkiem za ściąganie podatków58.

W 396 roku Stylichon wyprawił się w dół Renu aż do ujścia rzeki do morza, zawierając po drodze sojusze z miejscowymi plemionami. Potem chronił Grecję przed Wizygotami Alaryka I. W 403 roku pokona go znów pod Weroną, ale nie rozgromi.

W tym czasie, około 400 roku, pojawili się w Galii wschodniej Turyngowie (Germanie pochodzenia „norweskiego”), identyfikowani przez Galorzymian po długich włosach wiązanych na węzeł nad prawą stroną czoła59. Sasi i Frankowie walczyli po obu stronach, tj. dla rzymskiej Galii i by ją złupić, a poeta rzymski z północnej Hiszpanii Aurelius Prudentius Clemens modlił się o duchową jedność Rzymu. Prudentius marzył, że cała Galia naprawdę poczuje chrystianizm na tyle, by asymilować też w duchu Jezusowym przybyłych Germanów, zarówno tych pokojowych, jak i tych agresywnych. Namawiał do organizacji misji chrystianizacyjnych za Renem60. Z perspektywy Hiszpanii to zadanie wydawało się łatwe.

Od roku 402 stolicą Cesarstwa Zachodniego był już nie Rzym, a silnie ufortyfikowana Rawenna wystawiona na atak właściwie jedynie z morza. Dawało to jasny sygnał, że Cesarstwo nie jest już zbyt pewne swej siły. W Galii było to również postrzegane jako zły omen.

Najgorsze przyszło 31 grudnia 406 roku. Wtedy miało miejsce skoordynowane przekroczenie Renu. Galorzymianie po raz pierwszy poczują, że są sami z problemem. Wandalowie, Swewowie i Alanowie zjednoczyli się, by wspólnie przekroczyć wielką rzekę, nim rzymski wywiad się zorientuje61. Jak zawsze wierni Rzymowi Frankowie saliccy próbowali kontrakcji, zabijając wielu Wandalów, w tym ich króla Godegizela, ale inwazja zalała Moguncję i Wormację i traktami rzymskimi szła przez Reims, Amiens, Arras, Boulogne, Tournai, by potem przekroczyć Loarę. Miast raczej nie zdobywali z braku sprzętu oblężniczego i umiejętności. Mordowali tylko ludność przedmieść. Idąc od Loary ku Pirenejom, odbili się bezradnie od gór i rozeszli mniejszymi falami we wszystkich kierunkach. Niszczyli wszystko na swej drodze. Gdy usłyszeli o tym Rzymianie brytyjscy, również poczuli jakby narodowy zew i ustanowili cesarzem Konstantyna III, swego głównego generała, a ten, co ciekawe, zawarł wojskowy sojusz z Frankami salickimi mający obowiązywać pięć lat, czyli do 411 roku. Frankowie byli więc jedyną siłą ładu w Galii i wiedzieli to nawet Brytorzymianie. Obrabowani chłopi galorzymscy uciekli do bagaudów, a Armoryka ogłosiła w roku 408 niezależność. Do Armoryki przybędzie wkrótce Brytorzymianin Magonus Sucatus Patricius, czyli św. Patryk, i będzie błąkał się całymi dniami w poszukiwaniu siedzisk ludzkich.

Inwazja 406 roku spowoduje przemieszczenie się innych plemion. I tak np. Longobardowie (plemię „szwedzkie”) zastąpili rychło Wandalów na Śląsku i Morawach. Na wybrzeżu Galii powstały kolonie saskie rozpoznawane po nazwach z końcówką thun spokrewnioną z dzisiejszym niemieckim Zaun, które to słowo oznacza „żywopłot”, stąd np. miejscowości: Frethun i Bethun. Sasi uwielbiali zaznaczać granice swych osiedli żywopłotami. Tworzyli też pirackie osiedla o nazwach zakończonych na ham i bourg oraz dali początek miasteczkom Bayeux i Lisieux62.

Atak roku 406 na Galię wywołał równoczesny niemal atak wodza Gotów Radageza na Italię. Była to największa chyba chmara Germanów kiedykolwiek atakujących Imperium – może nawet pół miliona. Stylichon szybko ich pokona, lecz dziesiątki tysięcy Germanów rozpływały się wśród milionów Italijczyków, tak jak uprzednio wśród Galorzymian. W roku 407 prefekt Galii, Hiszpanii i Brytanii przenosi się z Trewiru (Augusta Treverorum) do Arles (Arelate), nie pozostawiając w Trewirze nawet swojego wikariusza, co stanowiło szczególnie niepokojący objaw słabości Imperium63.

W roku 409 niejaki Flavius Aetius, mniej więcej dwudziestoletni żołnierz rzymski, trafia do Hunów jako zakładnik. Poprzednio też był zakładnikiem, ale u Gotów, u Hunów zaś szybko zyskał sympatię ich króla Ruasa, stając się prawdopodobnie jednym z jego głównych doradców. W tym samym roku 409 Wandalowie wraz z towarzyszącymi im Swewami i Alanami sforsowali w końcu Pireneje i przedostali się do Hiszpanii, gdzie wpływy rzymskie i okupacja były nieporównanie bardziej zakorzenione niż w Galii.

W 410 roku wódz Wizygotów Alaryk zajął Rzym, ale ograniczył się tylko do czterech dni plądrowania miasta, co zrobiło na Rzymianach ogromne wrażenie. Prawdopodobnie Alaryk postanowił nie prowokować rzymskiej zemsty. Rzymianie jednak, pamiętając bezkompromisowość Wandalów, wymyślili sobie obraz dobrego Gota, który da się zasymilować, a nawet pomoże zachować Imperium. Goci przejawiali czasem pewną sympatię do Rzymian, ale byli mało podatni na naciski.

W 413 roku następca Alaryka Ataufl wkroczył do środka Galii, a na jej północy generał „rzymski” Edobich (oczywiście Frank) bezskutecznie próbował znowu zamknąć granice. Nie był nawet w stanie powstrzymać współplemieńców zza Renu, którzy skorzystali z wizygockiego zamieszania, by złupić Trewir – najbogatsze miasto Galii. Teraz nawet Frankowie saliccy przestawali być wierni Rzymowi, bo nie było już komu być wiernym.

Od 413 roku Galia to w zasadzie cztery „państwa”: bagaudów (północny zachód), Franków (północny wschód), Wizygotów (południowy zachód) i Burgundów (południowy wschód), nie licząc osiedli Alanów koło Orleanu i Armorykanów, tj. dzisiejszej Bretanii. Tylko Goci utworzyli swe „państwo” zbrojnie64.

Od roku 414 Rzymianie próbowali zablokować Gotów swą flotą, by ich zagłodzić. W efekcie Wizygoci spalili Bordeaux (Burdigala) i oblegli Bazas (Gaskonia). Poeta rzymski i chrześcijanin Paulin z Pelli obronił miasto dzięki przyjaźni z Goarem, wodzem orleańskich Alanów65. We wrześniu 415 roku Wizygoci już nieco zmiękli. Dzięki blokadzie ich wódz Walia zawarł ugodę z cesarzem Konstancjuszem, by wspólnie zwalczać Wandalów i Alanów. Jak widać, wysiłki obronne Galorzymian i elit Italii nieco się wykluczały.

W 418 roku Wizygoci zostali osiedleni w Akwitanii. Wiadomo, że było ich około stu tysięcy. Liczono na to, że ta nietknięta dotąd płodna prowincja zaspokoi ich ambicje, co z grubsza się spełniło66. Wódz wizygocki Teodoryk odziedziczy po swym ojcu Walii to, co nazwano Królestwem Tuluzy.

Aetius jest nazywany ostatnim prawdziwym Rzymianinem i ostatecznie wybawi Galię od Hunów (451 r.), ale w latach dwudziestych V wieku jego rola była kontrowersyjna z punktu widzenia ludności Galii. Wizygoci mieli, co chcieli, i pewnie siedzieliby spokojnie, gdyby w 424 roku Aetius i król Hunów Ruasa nie zaczęli budować wspólnej wielkiej armii.

Między 423 a 425 rokiem dzicy Frankowie zza Renu dwukrotnie złupili Trewir. W tym czasie cesarz Zachodu naciskany był (bezskutecznie) przez kler, by zakazać rozwodów i polepszyć demografię. Do końca 425 roku Aetius i Ruasa przepędzili Wizygotów Teodoryka sprzed Arles (Arelate – administracyjnej stolicy Galii)67. W 428 roku Aetius odzyska Trewir za cenę nadania Frankom rypuarskim Moguncji i Kolonii (Moguntiacum, Colonia Agrippina). Tak powstaje drugie królestwo Franków, znacznie mniej zromanizowane niż to pierwsze salickie, ale zapewne Aetius błędnie brał Franków z obu stron Renu za ten sam lud z takim samym nastawieniem względem resztek kultury rzymskiej. Dzięki temu jednak kupił czas, by znów pobić Teodoryka (w 430 roku znowu zadał mu klęskę na przedpolach Arelate). Hunowie uznali to za dobry pretekst do ataku na spokojny lud Burgundów nad rzeką Neckar. Po raz pierwszy więc Hunowie postąpili wbrew sugestiom Aetiusa, ale ten był na razie bezsilny. Nie mógł nic uczynić nie tylko dla afrykańskiej Hippony68 zdobytej przez Wandalów Genzeryka w 431 roku (słynny św. Augustyn zmarł jeszcze podczas oblężenia w 430 roku), ale nawet dla Trewiru ponownie łupionego przez reńskich Franków, gdy tylko Aetius się oddalił ku Arelate.

W roku 435 Teodoryk wykorzystał rewoltę bagaudów, by oblegać Narbonnę. W początkach kolejnego roku Aetius, zaraz po zawarciu foedus z Wandalami (których i tak nie miał jak wyrzucić z Afryki), wysłał Narbonnie na pomoc generała Litoriusa wspomaganego przez Hunów. Teodoryk chciał negocjować, ale butny Litorius odmówił. Doszło do bitwy, w której ku ogólnemu zaskoczeniu ciężka jazda Wizygotów wygrała z lekką konnicą Hunów69. Uradowani Goci uwierzyli w swą siłę i po raz pierwszy stali się naprawdę niezależni od Rzymu. Co ciekawe, Galorzymianie ucieszyli się z tego gotyckiego zwycięstwa, ponieważ Hunów mieli za gorszych. Pojawiały się nawet modlitwy za zdrowie Teodoryka, choć był on arianinem, a nie chrześcijaninem. Jeszcze w 436 roku Hunowie pomogli Aetiusowi obronić Belgię przed naporem Burgundów, zadając im klęskę i zabijając ich króla Gunthera. W 436 roku Burgundowie ostatecznie zostali osiedleni w Sabaudii.

W 438 roku wydawało się, że najgorsze momenty dla imperium zachodniego przeszły, ponieważ wszyscy: Burgundowie, Goci i Hunowie ponieśli porażki i mieli okazję nabrać pokory. Może dlatego właśnie rok 438 przyniósł nowy kodeks prawny zwany Kodeksem Teodozjusza. Była to kompilacja wcześniejszych kodeksów rzymskich. Rzymskie prawo nadal chroniło więc swych zasadniczych osiągnięć, takich jak rozwiązywanie sporów na drodze sądowej (a nie np. zemsty) oraz wyższość interesu państwowego nad prywatnym (zasada pro publico bono)70.

W 439 roku prefekt Galii Avitus wynegocjował z Teodorykiem odnowienie foedus, co zapewniło spokój w Akwitanii aż do roku 45671. Aetius krążył po Galii jak policjant gotowy zdobyć podziw Merobauda. Był to kolejny Frank w rzymskiej służbie. Jako rzymski generał Merobaud był kimś w rodzaju zastępcy Aetiusa. Jest to więc kolejny zromanizowany Frank, choć nigdy nie dowiemy się, jak bardzo głębokie było to zromanizowanie, jednak w pewnym sensie był to prekursor Chlodwiga.

W latach czterdziestych Imperium było gotowe stanąć na nogi. Mimo iż rzymskie oddziały w 441 roku opuściły Brytanię, tamtejsi zromanizowani Brytowie replikowali ich instytucje, jak mogli. Jednak kryzys demograficzny nadal kazał senatorom obszarnikom odmawiać cesarzowi rekruta. W 443 roku narzekał na to cesarz Walentynian III. Wysokie grzywny niewiele pomagały72. Tymczasem brytyjscy Rzymianie chyba za łatwo uwierzyli w przywróconą potęgę Rzymu, gdyż w 446 roku błagali Aetiusa o pomoc przeciw Anglosasom, zupełnie jakby Aetius był władny im pomóc. Wyruszenie z armią do Brytanii zapewne naruszyłoby kruchą równowagę, której środek przebiegał gdzieś między Hunami a Gotami, a Aetius i Burgundowie byli raczej języczkami u wagi.

W 448 roku bagaudowie nagle znów się zbuntowali. Niejaki German, biskup Auxerre, zapobiegł starciu Alanów spod Orleanu z bagaudami. Był to pierwszy raz w historii Galii, a więc i Francji, kiedy biskup zapobiegł wojnie, choć nie na długo73.

Od 450 roku Hengist i Horsa, słynni anglosascy wodzowie, rozpoczęli systematyczny podbój wschodniej, a potem centralnej części rzymskiej Brytanii, co zajęło im pół dekady. Syn Ruasy zaś, Attila, nagle zachciał być rzymskim prefektem Galii, czyli de facto arbitrem całości galijskich spraw. Aetius oczywiście odmówił i wielka wojna z Hunami stała się faktem. Attila najwyraźniej zapomniał, że Goci wiedzieli już, jak z nimi walczyć, ale zapewne myślał, że rozbije najpierw Rzymian, a potem Gotów. 7 kwietnia 451 roku Hunowie spalili doszczętnie Metz (kiedyś Divodurum Mediomatricum, ale w V wieku nazywane raczej już po prostu Mettis).

W maju 451 roku niejaka Genoveifa uratowała Paryż przed wyludnieniem i zniszczeniem, dlatego jako św. Genowefa (Sainte-Geneviève) zostanie patronką tego miasta. Genoveifa nosiła – jak sugeruje brzmienie – imię germańskie znaczące „zrodzona z łona kobiety”. Była więc niewiastą germańską, a u Germanów kobiety były w zasadzie równe mężczyznom. Jednocześnie była córką rzymskiego urzędnika Severusa, a zgodnie z Kodeksem Teodozjusza dzieci – nawet w linii żeńskiej – dziedziczyły urząd po ojcu, jeśli nie było linii męskiej. Jakkolwiek więc dziwnie to brzmi, miała ona podwójnie wysoki status społeczny w tej epoce wojowniczych mężczyzn i była naturalnym liderem paryskiej społeczności. Mocą swego autorytetu, bynajmniej nie boskiego, lecz kulturowo-administracyjnego, a także osobistą charyzmą, przekonała paryżan, by nie powtarzali exodusu mieszkańców Trewiru z 413 roku, ponieważ dla Hunów głównym wrogiem będą zawsze Wizygoci, jedyni, którzy na dłuższą metę mogą zagrozić hegemonii Hunów w Galii. Trafnie odgadła Genoveifa, iż Attila ruszy na Tuluzę przez Orlean, omijając Paryż od południa. Gdy Paryżanie spostrzegli, że ma rację, zaczęli jej słuchać już zawsze i we wszystkim74, co w połączeniu z jej długowiecznością będzie miało niebagatelne znaczenie dla historii Francji.

Attila faktycznie ruszył na Orlean i zdobył go 14 czerwca 451 roku, ale nie zdążył nawet splądrować miasta, gdyż nagle pojawiły się armie gocka i rzymska. Aetius miał w swej armii Rzymian, a także Franków (dowodził nimi albo Meroweus, syn lub bratanek Chlodiona, albo Childeryk, syn Meroweusa), Armorykanów, czyli w zasadzie Galów uważających się za Rzymian, Burgundów, Sasów, a nawet Bretończyków z Brytanii, którzy tak nienawidzili Hunów, że się przyłączyli. Taka zjednoczona Galia, wspomagana przez Wizygotów Teodoryka, zmusiła Hunów do bitwy 20 czerwca na tzw. Polach Katalaunijskich (Châlons-en-Champagne, łac. Catalaunum). Potęga Hunów została zdruzgotana, ale i dla zwycięzców bitwa była trudna. Teodoryk w niej zginął, a jego syn Torismund został poważnie ranny. Aetius miał więc pewną swobodę decyzji i pozwolił Hunom się wycofać, zapewne by dalej nastawiać barbarzyńców przeciwko sobie. Wizygoci pomogli więc uratować rzymskie wpływy w Galii, ale ceną był jej trwały podział i dalsza utrata kontroli nad wydarzeniami przez rzymskie elity polityczne.

Childeryk, syn Meroweusa, który prawdopodobnie pomagał pokonać Hunów pod Catalaunum, jako wódz Franków lub zastępca wodza nie został ostatecznie zaakceptowany przez Franków jako wódz naczelny. Jeszcze w tym samym roku musiał schronić się u Turyngów. Mimo iż można by spokojnie uznać, że cieszył się heil