Historia wojskowości Greków i Rzymian część II Rzym w okresie królestwa i republiki - Johannes Kromayer,Georg Veith - ebook

Historia wojskowości Greków i Rzymian część II Rzym w okresie królestwa i republiki ebook

Johannes Kromayer, Georg Veith

0,0

Opis

Obok Hansa Delbrücka, nazywanego „ojcem historii wojskowości”, Johannes Kromayer i Georg Veith należeli do grona najwybitniejszych badaczy wojskowości antycznej swoich czasów. Pomimo upływu lat, ich dzieła nie straciły na znaczeniu, stanowiąc wzór profesjonalizmu dla kolejnych pokoleń badaczy.

Dzięki kompleksowemu i usystematyzowanemu wykładowi Czytelnik ma możliwość poznania ewolucji zachodzącej w wojskowości Greków i Rzymian, obejmującej takie aspekty jak: organizacja, uzbrojenie, przemarsze, strategia, taktyka, flota czy działania oblężnicze. W zestawieniu z „Atlasem bitew do historii wojskowości starożytnej” lektura „Historia wojskowości Greków i Rzymian” stanowi gwarancję dogłębnego poznania arkanów antycznej sztuki wojennej, a jednocześnie zapewnia satysfakcję, jaką daje tylko obcowanie z dziełami na najwyższym poziomie.

 

Johannes Kromayer (1859-1934) – niemiecki historyk starożytności specjalizujący się w wojskowości Grecji archaicznej i klasycznej, jak również zagadnieniach militarnych republikańskiego Rzymu; wykładowca na uniwersytetach w Czerniowcach i Lipsku; stały członek Instytutu Archeologicznego Rzeszy Niemieckiej (od 1914 r.) i Saksońskiej Akademii Umiejętności (od 1915 r.); „Historia wojskowości Greków i Rzymian” była ostatnią książką w jego karierze naukowej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 572

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




zakupiono w sklepie:

Sklep Testowy

identyfikator transakcji:

1645556892144517

e-mail nabywcy:

[email protected]

znak wodny:

© Copyright

Johannes Kromayer

Georg Veith

Wydawnictwo NapoleonV

Oświęcim 2018

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

© All rights reserved

Tytuł oryginalnego wydania:

Heerwesen und Kriegführung der Griechen und Römer, 1928

Tłumaczenie:

Marek Goraj

Redakcja naukowa:

Michał Norbert Faszcza

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Strona internetowa wydawnictwa:

www.napoleonv.pl

Kontakt:[email protected]

Numer ISBN: 978-83-8178-002-5

Skład wersji elektronicznej:

Kamil Raczyński

konwersja.virtualo.pl

PRZEDMOWA DO POLSKIEGO WYDANIA

Drugi tom Historii wojskowości Greków i Rzymian został poświęcony militarnym aspektom dziejów państwa rzymskiego w okresie królestwa i republiki. Jego autorem jest Georg Veith, posiadający zupełnie inne doświadczenie zawodowe niż Johannes Kromayer. Sprawia to, że przedstawiona przez niego analiza ma odmienną konstrukcję od tej, z którą Czytelnik miał okazję się zapoznać w trakcie lektury tomu pierwszego. Mniej jest w niej rozważań filologicznych, a więcej uwag odnoszących się do praktycznego zastosowania ogólnych idei organizacyjnych czy taktycznych. Z pewnością wynika to z treści zachowanych przekazów źródłowych, każdorazowo determinujących sposób prowadzenia badań historycznych nad danym aspektem, niemniej można odnieść wrażenie, że wieloletnia służba wojskowa Veitha również miała w tym kontekście pewne znaczenie.

Przez wielu badaczy antycznej wojskowości „część republikańska” jest uznawana za najlepszą partię Historii wojskowości Greków i Rzymian. Wynika to nie tylko z wysokich kompetencji naukowych Veitha, ale także ze znacznie dynamiczniejszego postępu badań jeśli chodzi o świat grecki i okres cesarski. Zaprezentowana przez niego perspektywa pozostaje w większości aktualna również dlatego, że częstokroć powstrzymywał się od formułowania jednoznacznych opinii, ujawniając w ten sposób głęboką świadomość złożoności opisywanych procesów i niejednoznaczności wykorzystywanych źródeł. Z jednej strony szlak został wytyczony pod tym względem przez jego wybitnych poprzedników, takich jak Theodor Mommsen, Joachim Marquardt, Julius Beloch, Hans Delbrück czy Eduard Meyer, ale z drugiej nie sposób dostrzec w tym znaku czasów cechujących się wyższą kulturą intelektualną, a jednocześnie świadomością roli historyka w społeczeństwie. Z tak sformułowaną opinią w przykry sposób kontrastuje ton korespondencji naukowej prowadzonej przez Veitha i Delbrücka na łamach niektórych czasopism, obfitujący w argumenty ad personam, nie wyłączając wzajemnego wartościowania doświadczenia wojskowego, mimo wszystko mającego drugorzędne znaczenie w procesie studiowania historii starożytnej.

Przedwojenne Niemcy były prawdziwą potęgą w zakresie badań prowadzonych nad rzymską wojskowością, co można w prosty sposób stwierdzić studiując podaną przez Veitha bibliografię. Tematyka kampanii Gajusza Juliusza Cezara z powodzeniem była eksploatowana przez uczonych francuskich, na tym jednak kończyła się możliwość nawiązania równorzędnej walki z kolegami zza Renu. Warto wspomnieć, że do prowadzonego ówcześnie dyskursu włączył się nawet cesarz Napoleon III Bonaparte1, kontynuując w tym względzie zainteresowania swojego bardziej znanego stryja2.

W przypadku Veitha mamy do czynienia z połączeniem erudycji i wiedzy fachowej, skutkującej odkrywczymi jak na tamte czasy wnioskami płynącymi z wieloletnich autorskich badań. Ich lekceważenie, szczególnie przez anglo-amerykańskich historyków, nieodmiennie skutkuje próbami „wyważenia otwartych drzwi” i problemami interpretacyjnymi, z którymi uporano się już dawno temu. Klarownym przykładem wspomnianej prawidłowości mogą być proste błędy popełnione przez Adriana K. Goldsworthy’ego w skądinąd bardzo inspirującej pracy3, bezwzględnie wytknięte przez Everetta L. Wheelera, który zwrócił mu uwagę m.in. na pominięcie niemieckiego dorobku naukowego4. Niestety, jest to coraz częstszym zjawiskiem, przybierającym na intensywności nawet w środowisku naukowym, gdzie nieznajomość klasyki bywa nieudolnie maskowana wypowiedziami o „starociach”. Być może polskie wydanie Historii wojskowości Greków i Rzymian zmieni sytuację na lepsze, bo naprawdę warto tego typu pracom przywrócić należną im rangę.

Przełom XX i XXI w. przyniósł doprawdy pokaźną liczbę publikacji odnoszących się do zagadnień militarnych, ale poza monumentalną pracą Jacquesa Harmanda5, obejmującą wąski wycinek czasu, trudno wskazać równie kompleksowe opracowanie wojskowości rzymskiej co druga część Historii wojskowości Greków i Rzymian. Wydaje się, że spośród jednotomowych syntez dotyczących okresu republikańskiego wciąż najlepiej wypada praca Lawrence’a Keppiego6, szczególnie wobec nierównego poziomu poszczególnych rozdziałów zawartych w budzącym niegdyś spore oczekiwania A Companion to the Roman Army7.

W przypadku klasyki zawsze powstaje pytanie o możliwość jej uzupełnienia przez nowsze publikacje. Przede wszystkim przełomowe znaczenie miało ukazanie się książki Petera A. Brunta8, która na dobre zastąpiła wcześniejszą „biblię” autorstwa Belocha9. Jest ona nieoceniona z punktu widzenia poznania potencjału demograficznego republiki rzymskiej, bezpośrednio przekładającego się na jej potencjał militarny, jak również ram organizacyjnych ówcześnie powoływanych armii. Ani Delbrück, ani Veith nie zadali sobie w gruncie rzeczy kluczowego pytania, a mianowicie jaką rolę spełniała wojna w życiu Rzymian, na które możliwie obszernej odpowiedzi starał się udzielić William V. Harris10, przy okazji wraz z Jerzym Linderskim11 druzgocąc dominujące przez wiele lat przekonanie o defensywnym charakterze rzymskiego imperializmu. Dzięki Johnowi Keeganowi pojawił się nowy nurt badawczy zwany the face of battle („mechanika bitwy”), pozwalający uwzględnić podczas analizy starć uwarunkowania psychologiczne12, choć już znacznie wcześniej zwracał na nie uwagę Charles Ardant du Picq13. Jon E. Lendon udowodnił jak błyskotliwe wnioski można osiągnąć dzięki szerszemu uwzględnieniu historii kulturowej podczas badania tak, wydawałoby się, wyeksploatowanego tematu, jakim jest taktyka stosowana przez antyczne armie14. Do tego należy dodać analizy poświęcone osadnictwu republikańskich weteranów, politycznego wykorzystywania armii i nowe studia bronioznawcze, w znaczący sposób modyfikujące dawne przekonania żywione na ten temat (szczególnie wyobrażenia Veitha o wyposażeniu rzymskich żołnierzy nie ostały się próbie czasu). Jednocześnie należy wyrazić ubolewanie, że armie republikańskiego Rzymu wciąż znajdują się na marginesie zapoczątkowanych przez Ramsay’a MacMullena i Georga R. Watsona badań obejmujących swoim zakresem historię społeczną, tak w wymiarze wewnętrznym (army as a society), jak i zewnętrznym (army and society)15. Problemem nie do przezwyciężenia jest także niemożność szerokiego wykorzystania badań epigraficznych i brak zachowanej dokumentacji legionowej, dzięki czemu poznanie armii republikańskich odbywa się nieco inną drogą niż ma to miejsce w przypadku armii cesarskiej. Są to najważniejsze nurty badawcze, które pojawiły się po II Wojnie Światowej i są eksploatowane po dziś dzień.

*

Podczas sporządzania przekładów umieszczonych w książce cytatów wykorzystano dostępne w języku polskim translacje. Były nimi:

− Corpus Caesarianum, przeł. E. Konik, W. Nowosielska, Wrocław 2003.

− Frontyn, Podstępy wojenne, przeł. B. Burliga, Wrocław 2016.

− Polibiusz, Dzieje, I, przeł. S. Hammer, Wrocław 2005; II, przeł. S. Hammer, M. Brożek, Wrocław 2005.

− Wergiliusz, Eneida, przeł. T. Karyłowski, Wrocław 2004.

Jeśli chodzi o sposób potraktowania cytatów zamieszczonych w oryginalnym języku (greckim albo łacińskim), przyjęto tę samą zasadę, co w pierwszej części. Faktem jest natomiast, że tym razem znalazło się ich znacznie mniej, a jednocześnie więcej pozostawiono w wersji niespolszczonej, gdyż mają bezpośredni wpływ na tok wywodów Veitha.

*

Na zakończenie pozostaje mi wyrazić nadzieję, że lektura zarówno tego, jak i pozostałych tomów Historii wojskowości Greków i Rzymian dostarczy Czytelnikom solidnej porcji wiedzy, ale też przyjemności płynącej z obcowania z pracą, której doniosłości nie sposób zakwestionować i która w pełni zasługiwała na to, aby po tak długim czasie ukazać się wreszcie w języku polskim. Następny, ostatni już tom, będzie poświęcony czasom cesarskim, aż do upadku Rzymu na Zachodzie.

Michał N. Faszcza

ROZDZIAŁ IWPROWADZENIE

Epoki, na które dzieli się rozwój rzymskiej wojskowości, można określić następująco:

EPOKA ARMII MILICYJNEJ

1. Wczesny okres (epoka przedpolibiańska). Legion był początkowo rodzajem pospolitego ruszenia, armią o prymitywnym charakterze; jego organizacja opierała się na jakościowym rozróżnieniu walczących, a taktyka była w gruncie rzeczy taktyką równie jak on prymitywnej falangi. Stopniowy rozrost państwa warunkował wystawianie większej liczby legionów w charakterze jednostek dyspozycyjnych wyższego rzędu. Równocześnie taktyka falangi przeszła stadialnie w sposób walki, którego podstawę stanowiła realizacja samodzielnych zadań bojowych przez mniejsze jednostki, czyli taktykę manipularną. Jeśli chodzi o szczegóły, to materiał źródłowy pozwala jedynie na niedostateczny wgląd w tę ewolucję, co niejednokrotnie skazuje badacza na snucie hipotez.

2. Okres taktyki manipularnej (epoka polibiańska). Legion stanowił jednostkę dyspozycyjną występującą w wielu armiach, a więc coś na kształt dywizji. Jego organizacja była w zasadzie homogeniczna lub też bliska temu stanowi, taktyka zaś stanowiła udoskonaloną odmianę taktyki manipularnej. W jej ramach i pod presją kryzysu spowodowanego najazdem Hannibala rozwinęła się niepostrzeżenie obecna już wcześniej taktyka operowania poszczególnymi rzutami wojsk, a jednocześnie bliskie stało się przeobrażenie systemu manipularnego w kohortalny.

3. Okres armii najemnych (epoka cezariańska). Legion był oddziałem, którego organizacja miała całkowicie monolityczny charakter, zaś taktyka opierała się na kohortach tworzonych przez ciężkozbrojną piechotę. Obok niej wszystkie pozostałe rodzaje broni spadły do rangi drugorzędnych oddziałów pomocniczych. W myśl prawa armia w dalszym ciągu stanowiła milicję, faktycznie jednak było to wojsko pozostające na żołdzie, złożone z żołnierzy zawodowych, a władzę nad nim nie sprawowało państwo, lecz naczelny wódz. W następstwie rozwoju i dbałości o esprit de corps oraz tradycję powstającą w obrębie jednostki doszło do faktycznego stworzenia instytucji armii stałej. Jest to, w ujęciu jakościowym, szczytowy punkt rozwoju rzymskiej wojskowości.

EPOKA ARMII STAŁEJ

4. Okres jednolitej armii stałej (epoka augustowska). Armia była stałą armią zawodową, a legion jednostką operacyjną stworzoną z głównych rodzajów broni i zdatną do długotrwałego, samodzielnego użycia bojowego, choć z zewnętrznymi atrybutami oddziału wojskowego (numer, nazwa, tradycja). Taktyka pozostała taktyką kohorty, jakkolwiek w kwestiach szczegółowych znów znajdowała się pod częściowym, lecz rosnącym wpływem broni poślednich. Pod koniec tej epoki do armii przenikały w coraz większej liczbie elementy nierzymskie, zmieniając w nasilającym się wraz z upływem czasu stopniu jej wewnętrzną strukturę.

Stanowiąca zamknięcie tej epoki reforma dioklecjańska oznaczała w zasadzie jedynie umożliwioną okolicznościami ilościową odnowę tradycyjnych form.

5. Okres zróżnicowanej armii stałej (epoka konstantyńska). Pod presją niekończących się trudnych wojen nadgranicznych nastąpił podział całości wojsk na armię mobilną operującą w polu i wojska terytorialne. W ramach tej pierwszej powstały nowe strategiczne jednostki dyspozycyjne – zgodnie z duchem czasów w nader szablonowej, acz służącej bez reszty określonym celom formie. Legion stał się na powrót zwykłym oddziałem piechoty. Do tego doszło dalekosiężne zrozróżnienie jakościowe (powstanie wojsk gwardyjskich itd.); oddziały pomocnicze znów osiągnęły pełne znaczenie. Armia Konstantyna znalazła zasadniczo swój kres wraz z upadkiem rzymskiej dominacji, na Wschodzie jej elementy przejęła natomiast armia bizantyńska.

Nie ma potrzeby zaznaczać, że nasze wiadomości na temat poszczególnych epok są bardzo nierównej wartości i odnośnie do każdej z nich nie zawsze takie, jakich moglibyśmy sobie życzyć. Pierwsza przypada na czasy, w których Rzym należy jeszcze określać jako państwo analfabetów i w których naturalnie nie mogło być mowy o żadnej pisemnej tradycji. Lecz również w odniesieniu do późniejszych epok przekazy pozostawiają wiele do życzenia. Nie tylko dlatego, że rzymskie piśmiennictwo historyczne znajduje się, ogólnie rzecz biorąc, pod widocznym wpływem historiografii greckiej; także na tej płaszczyźnie powszechne obowiązki militarne odgrywały swoją rolę, a to na skutek faktu, że znajomość organizacji armii i taktyki była do tego stopnia dobrem wspólnym, iż historycy musieli uważać za zbędne wdawanie się w bliższe szczegóły. Nie inaczej jest w przypadku Greka Polibiusza, nawet wtedy, gdy teoretyzując rozwodzi się na temat wojskowości rzymskiej, a tym bardziej w wypadku Cezara, któremu nie zdarza się teoretyzować nigdy. To właśnie dzieła tych dwóch postaci są naszymi najważniejszymi i najcenniejszymi źródłami; jeśli ich opisy obejmują przy tym jedynie część drugiego, względnie trzeciego okresu, to jednak rzucają światło również na czasy wcześniejsze i późniejsze, a nieliczne i stosunkowo mało wartościowe źródła, które posiadamy odnośnie do pozostałych epok stają się w tym świetle tylko o tyle zrozumiałe, o ile możemy uznać je za użyteczne. Należy przy tym stale pamiętać o ostrożności, z jaką dany stan, oczywisty tylko dla danego czasu i poświadczony dlań w niebudzący wątpliwości sposób, winien być brany za podstawę naszej wiedzy o pozostałych. Jest tak szczególnie jeśli idzie o korzystania z lokującego się na końcu całości omawianej tu ewolucji, niemiłosiernie teoretyzującego i mieszającego wszystkie epoki Wegecjusza.

Przy podobnym niedostatku przekazów jedynie obecny w całej historii rzymskiej konsekwentny rozwój organiczny przydaje opartym na kilku fundamentalnych faktach hipotezom jako takiej zasadności. Pomijając nieliczne wyjątki, najbardziej niepewna pozostaje chronologia poszczególnych przemian; przede wszystkim dlatego, że w przeważającej mierze – często nawet wtedy, gdy źródła twierdzą inaczej – należy je tłumaczyć nie osobistą inicjatywą, lecz wewnętrznym stałym rozwojem; Rzym nigdy nie obfitował w twórcze umysły i nic nie jest bardziej znamienne niż fakt, że ich największy geniusz wynalazczy nie zmienił prawie niczego na polu wojskowej organizacji. Armie Epaminondasa, Filipa i Aleksandra są pod każdym względem – także zewnętrznym – ich własnym dziełem, których nie sposób wyobrazić sobie bez ich twórców; u Cezara widzimy jedynie posługiwanie się w genialnie udoskonalony sposób instrumentem stworzonym w zasadzie bez jego udziału. Dopiero w momencie, w którym wojskowość Rzymu przekroczyła swój zenit, indywidualne wyczyny zaznaczyły się silniej niż dotychczas, i to w tym większym stopniu, im bardziej narodowemu charakterowi zbywało na starorzymskim duchu wojskowym. Na tym polu, pomimo źródeł o niskiej wartości, daje się łatwiej ustalić chronologię zachodzących odtąd skokowo zmian.

Zwarte ujęcie rzymskiej sztuki wojennej w oparciu o jej konsekwentną i organiczną ewolucję utrudnia niestety daleko idące rozproszenie literatury, o której za Kahrstedtem można by rzec, że potrzeba by 100 lat, aby ją w całości przeczytać; tym bardziej niemożliwym zdaje się rozprawienie się na kartach ograniczonego objętościowo dzieła jedynie z większą jej częścią. Dobrze to czy nie, pisarz musi podjąć ryzyko, że jakiś autor zarzuci mu potem, iż nie uwzględnił w swoim rozważaniach jego lub jakiejkolwiek innej pracy, bądź też nie podjął z nią polemiki na gruncie kwestii szczegółowych. A oponentów można się tu spodziewać jak rzadko w której specjalizacji w zakresie nauk dotyczących czasów starożytnych. Tym niemniej przy całej niepewności przekazów źródłowych i pełnym uznaniu hipotetycznego charakteru wielu teorii, nie daje się – w wypadku najistotniejszych i najbardziej spornych kwestii – uniknąć opowiedzenia się po którejś ze stron. W każdym przypadku tego typu, na tyle, na ile to tylko możliwe, powinno się również próbować konfrontacji z najważniejszymi przedstawicielami przeciwstawnych opinii. Jeśli uczynili to piszący niniejszą pracę lub inni autorzy w innych dziełach, czytelnik zostanie oczywiście odesłany do właściwych pozycji.

Wspomniana mnogość literatury fachowej uniemożliwia załączenie do niniejszego opracowania pełnego jej wykazu; pomijając niewyobrażalną pracę bibliograficzną, jakiej by to wymagało, wykaz ten zająłby tak znaczącą część objętości dzieła, że jego wartość miałaby się nijak do strat poniesionych w liczbie wierszy. Będę się zatem musiał ograniczyć do przytoczenia tych prac, którym, przynajmniej w czasach ich opublikowania, przyznano zasadnicze znaczenie, mając pełną świadomość niebezpieczeństwa, jakie zawiera w sobie tak szerokie pojęcie.

Jeśli czytelnik na podstawie niniejszego opisu nabierze jasnego i plastycznego zrozumienia dla wielkich powiązań rozwojowych i zda sobie sprawę z tego, jak wiele odnośnych problemów wciąż pozostaje otwartych lub jak wiele kwestii zostało w najlepszym razie rozwikłanych drogą hipotetycznych dociekań – jest moim zamiarem, aby zasadniczo nigdy tego faktu nie ukrywać – uznam, że cel niniejszej pracy został osiągnięty; z ujęciem monograficznym nie może i nie pragnie ona konkurować.

ROZDZIAŁ IIEPOKA ARMII MILICYJNEJ

LITERATURA16

W kontekście tego, co napisano powyżej, z przebogatej literatury można w tym miejscu przytoczyć jedynie wybór tych prac, które jeszcze dziś okazują się dla badacza mniej lub bardziej niezbędne, a przy których selekcji uwzględniono w głównej mierze piśmiennictwo niemieckie.

Spośród najstarszej literatury obok: J. LIPSIUS, De militia Romana libri V (1596) jako takie aktualne pozostają: P. RAMUS, De militia Caesaris (1559), książę DE ROHAN (anonim), Le parfait capitaine (1641) i wreszcie CH. GUISCHARDT, Mémoires militaires sur les Grecs et Romains (2 t., 1760) oraz Mémoires critiques et historiques sur plusieurs points d’antiquités militaires (4 t., 1774). Z nowszych prac należy wymienić:

Ponadto duże znaczenie mają odpowiednie hasła zawarte w: PAULY-WISSOWAS Realenzyklopädie (cyt. RE2), zwłaszcza autorstwa FIEBIGERA (classis, donativum i inne), KUBITSCHKA oraz RITTERLINGA (accensi, legio, signa, signifer), KÜBLERA (equiten Romani), E. i F. LAMMERTA (Kriegskunst, Schlaftordnung), LIEBENAMA (dilectus, exercitus), V. PREMERSTEINA (legatus), KOSENBERGA (imperator) i innych.

A. WCZESNY OKRES

ZARYS

1. Rozwój historyczny. 2. Organizacja. a) Kwestie ogólne. b) Uzupełnienia. c) Podział. d) Hierarchia dowódcza. e) Znaki bojowe. f) Uzbrojenie. g) Żołd. h) Zaopatrzenie. i) Dyscyplina. 3. Prowadzenie działań wojennych.

1. ROZWÓJ HISTORYCZNY

Początki rzymskiej wojskowości giną w mrokach rozwiewanych w oparciu o ustne przekazy i pseudohistoryczne spekulacje, do których krytycznej oceny i hipotetycznej odbudowy wystarczającej podstawy dostarcza nam logika zarówno samego rozwoju, jak i po części dokonywanych rekonstrukcji19. Tak więc nawet na pytanie o faktyczny stan pierwotny wojskowości w pierwszych latach samodzielnych rządów rzymskich można do pewnego stopnia udzielić odpowiedzi i cały szereg badaczy, bazując wyłącznie na nowoczesnej podstawie, podjął się tego zadania. Najdalej w tym względzie poszedł Delbrück, którego teoria o starorzymskim „rycerstwie” (ekwitach) znalazła częściowe poparcie w dziełach wielu poprzedników (m.in. Marquardta i Domaszewskiego), jak i następców, mimo że autorzy ci narzucili swym wnioskom węższy zakres.

Zdaniem Delbrücka20 najstarsza armia rzymska była złożona właśnie z jazdy. Przyrównuje on dawnych patrycjuszy do średniowiecznych rycerzy, uznając, że ci pierwsi wyodrębnili się od reszty („plebejuszy”) w ramach właściwej wspólnoty ludowej, dzięki dominującej sile wojskowej, a w przyszłości także kapitalistycznej. Pogląd ten przeczy całemu schematowi rozwojowemu czasów starożytnych; do jego podważenia wystarczy zapewne wskazówka, iż powstały na tej drodze podział nie doprowadziłby nigdy do ustawowego zniesienia conubium, gdyż zakłada istnienie w obrębie podstaw prawnych różnych narodowych lub nawet etnicznie odrębnych elementów21. Rozróżnienie pomiędzy patrycjuszami a plebejuszami nie polega więc na większych zdolnościach bojowych pojedynczych osób, lecz całego plemienia, wyniesionego dzięki odniesionemu zwycięstwu do rangi warstwy panującej.

„Rycerstwo” Delbrücka jest równie obce rzymskiemu charakterowi narodowemu, jak i niemieckiemu. Prawdą jest, że w Italii walka konna w dawnych czasach miała większe znaczenie niż w późniejszym okresie, lecz nie stanowi to żadnego dowodu na istnienie „rycerstwa”, tylko najzupełniej powszechnie uznawaną cechę prymitywnej sztuki wojennej, w ramach której konni wojownicy niezmiennie posiadają znaczną przewagę nad walczącymi pieszo, a która wszakże wraz z rozwijającą się techniką wojenną zamienia się w swe przeciwieństwo.

Wyobrażanie sobie dawnych patrycjuszy na modłę nowożytnych arystokratów, którzy, o ile właściwie pojmuję myśl Delbrücka, byli nawet zorganizowani w rodzaj „dżokejowego klubu”, jest również z gruntu fałszywe. Dawny Rzym był zdecydowanie chłopskim państwem, patrycjusz zaś zamożnym chłopem o typowym dla tej warstwy poczuciu dumy, lecz mimo to nie można go nazwać arystokratą w dzisiejszym lub średniowiecznym tego słowa znaczeniu; to, że jako znakomity żołnierz dokonywał świetnych czynów, walcząc konno jest równie oczywiste jak to, że w tej epoce cechującej się jeszcze małym rozmachem pojedyncze dokonania uwidaczniały się bardziej niż w latach późniejszych i były ubarwiane ustną tradycją rodową, która przydawała tym opowieściom nieledwie świętej otoczki. Walka rozproszona w wykonaniu kawalerzystów to pierwotny rodzaj walki konnej, zwarte ataki całych mas to już jej zawansowana forma. Jeśli ktoś chce określać każdą prymitywną walkę pojedynczą chłopskiego jeźdźcy mianem „rycerstwa”, może to robić jedynie mając świadomość, iż wyrażenie to jest co najmniej mylące.

Jeśli zatem w najstarszym okresie dziejów rzymskich szlachetnie urodzeni walczyli konno, nie było to spowodowane tym, że czuli się „rycerzami”, lecz tym, że byli do tego predestynowani, ponieważ w czasach, gdy obywatele służyli jeszcze na własny koszt, mogli oni, jako najbogatsi, pozwolić sobie na tak kosztowną służbę najszybciej lub mówiąc właściwiej – jako jedyni. Z tego też powodu to tzw. rycerstwo zaczęło zanikać w miarę jak rozwój organizacji państwowej pozwolił na wyłączenie timokratycznej zasady z organizacji systemu obronnego. Ten dość szybki, nie pozostawiający po sobie żadnej tradycji schyłek stanowi pewną oznakę tego, iż nie można już w tym przypadku mówić o „rycerstwie”. Podobnie określenie equites jako oznaczenie stanu zaczęło obowiązywać dopiero wtedy, gdy rzymska kawaleria obywatelska jako taka podupadła ekonomicznie, i to wyłącznie w timokratycznym, a nie wojskowym sensie. Jeśli nie można porównać w najmniejszym stopniu rzymskich equites z I w. przed Chr. [wszystkie kolejne daty zawarte w tekście odnoszą się do czasów przed narodzeniem Chrystusa, chyba że zaznaczono inaczej – przyp. tłum.], względnie ordo equester z niemieckim „rycerstwem” i termin ten zdaje się raczej oznaczać jedynie zdolność do pełnienia kosztownej służby w kawalerii na podstawie uzyskiwanego dochodu, to podobnie ni z tradycji, ni z nomenklatury nie da się wywnioskować istnienia jakiekolwiek rodzaju kawaleryjsko-ekskluzywnego esprit de corps, który oczywiście do „ducha rycerstwa” przywiązuje możliwie wielką wagę. Wręcz przeciwnie: nic nie jest dla rzymskiej sztuki wojennej bardziej charakterystyczne niż całkowity brak tego, co nazywamy „rycerskim duchem”, gdyż tylko to wyjaśnia zapoczątkowany już w najwcześniejszym okresie i nieubłaganie postępujący upadek rzymskiej kawalerii obywatelskiej. Tym samym obalony zostaje również groteskowy wynalazek Delbrücka, jakim są „stowarzyszenia jeźdźców”, który wśród patrycjuszy mogli rozpowszechnić wyłącznie „wielcy panowie” i który rzekomo wyjaśnia dlaczego w obrębie kawalerii nie wykształcił się żaden podział dwudzielny. W rzeczywistości prostym wytłumaczeniem tej ostatniej okoliczności jest to, iż z jednej strony w konnicy odczuwano brak rekruta, z drugiej zaś to, że całkowicie pozbawiony rycerskiego ducha Rzymianin widział w jeźdźcu przede wszystkim kosztownego, co prawda, ale za to wygodnego w użyciu żołnierza, który nie musiał maszerować pieszo22 i dlatego jeszcze na starość mógł uczestniczyć w marszach; o to także, tzn. o maszerowanie i znoszenie trudów, chodziło przy ustalaniu granicy wieku, a nie o poziom waleczności prezentowanej w boju, w czym Rzymianie niezmiennie przyznawali przewagę weteranom; na kartach naszej książki będziemy się z tą zasadą spotykali wciąż na nowo. Tym niemniej w służbie kawaleryjskiej Rzymianin widział nie tyle przywilej stanowy, co raczej materialne obciążenie sprawiedliwie nałożone na faworyzowaną pod względem finansowym klasę.

W ten sposób rzymskie „rycerstwo” Delbrücka zostaje zredukowane do faktu, że w najstarszym okresie dziejów Rzymu walka na koniu – wyłącznie na skutek prymitywnego stanu całej organizacji wojskowej – odgrywała większą rolę niż w epokach późniejszych i że jej ciężar – wyłącznie z timokratycznych względów – spoczywał na stanie patrycjuszowskim23.

Skrajnie odmienne od Delbrücka stanowisko reprezentuje W. Helbig24, który uważa, że starorzymska jazda była aż do czasów wojen samnickich jedynie rodzajem konnej piechoty. Jeśli założymy tylko pozytywny sens powyższej opinii, tzn. będziemy postrzegać konnicę jako wojsko, które w każdej chwili mogło być użyte w charakterze piechoty wyższej jakości i które niekiedy rzeczywiście walczyło pieszo, wówczas trudno się będzie takiemu mniemaniu sprzeciwić25; jedynie zarzut niższej kawaleryjskiej wartości powinien się wiązać z takim odczuciem; tym mniej, im bardziej sięgamy wstecz w czas przedhistoryczny. W każdym razie rzymska kawaleria obywatelska właśnie w epoce najdawniejszej była dorównującą piechocie formacją, a pod względem służącego w niej materiału żołnierskiego prawdopodobnie nawet bardziej wartościową.

Jako podstawę dla omawiania charakteru najdawniejszej wojskowości rzymskiej musimy przede wszystkim przyjąć, że w Rzymie od dawna istniał powszechny obowiązek służby wojskowej, nie tyle określony ustawowo, co traktowany jako oczywistość. Nie istniała żadna kasta wojowników, lecz każdy zdolny do noszenia broni i niekarany26 obywatel cieszący się pełnią praw był eo ipso wojownikiem, gdyż armia i obywatelstwo były w dawnym Rzymie tożsame. Tylko tak można wyjaśnić fakt, że później, gdy republika stworzyła suwerenne zgromadzenie ludowe, formalnie i faktycznie nie było ono niczym innym jak armią pod bronią zgrupowaną w celu realizowania praw politycznych. Także praktykowanie tej suwerenności, ograniczone do prostego głosowania „tak” lub „nie” w odpowiedzi na przedłożoną przez urzędnika kwestię z ustawowym wyłączeniem jakiekolwiek debaty, nosiło w sobie – podobnie jak w Sparcie – wyraźnie militarny charakter.

Odnośnie do wewnętrznej struktury nieliczne promienie światła, którym pozwala się przebić na powierzchnię krytyczne przesianie przekazów historycznych, archeologicznych i lingwistycznych, ukazują na pierwszy rzut oka dość niejednorodny obraz najdawniejszej wojskowości rzymskiej, który należałoby wpierw uporządkować. Dostrzegamy w nim hierarchię genokratyczną i timokratyczną, następnie opartą na klasach wiekowych i różnicach w uzbrojeniu, w tym ostatnim przypadku nie tylko pomiędzy rodzajami broni, lecz także w obrębie zyskującej powoli status głównej formacji piechoty. Na temat wzajemnych powiązań i podporządkowania sobie tychże elementów źródła nie dostarczają żadnego zadowalającego oglądu, jedynie rzeczowa i oparta na tworzeniu rekonstrukcji krytyka może tu doprowadzić do jako tako poświadczonych hipotez. Przynajmniej podjęcie podobnych prób jest dla zrozumienia całego następującego potem rozwoju pilnie zalecane.

Stanem pierwotnym był naturalnie system poborowy oparty na podziale genokratycznym27, co odpowiadało strukturze rzymskiej gminy złożonej z trzech znanych wspólnot plemiennych: Ramnes, Tities i Luceres, które ze swej strony dzieliły się na rody. Prawdopodobnie ten trójpodział stał się z czasem szkodliwy dla życia politycznego z uwagi na rozwój tendencji partykularnych. Wówczas to jakiś energiczny i dalekowzroczny król mógł wpaść na pomysł, aby poprzez nowy podział i wynikające z niego zmieszanie oddziałów plemiennych i rodowych oprzeć system mobilizacyjny na innej podstawie oraz zniwelować różnice w następstwie zaprowadzenia wśród żołnierzy jednolitego ducha28. W państwie, w którym armia i obywatele stanowili monolit podobne środki musiały doprowadzić do osiągnięcia obranego celu. Faktycznie element genokratyczny jako podstawa armijnej hierarchii zniknął bardzo szybko i bez reszty. Jego miejsce zajął podział timokratyczny. Smith29 próbował udowodnić, że rzekomy element timokratyczny w łonie starorzymskiego życia państwowego powstał wyłącznie jako tendencyjna rekonstrukcja, a Delbrück (Kriegsk. I3, s.271) całkowicie się z tym zgodził. Dokładniejsze wyjaśnianie tego tematu należy do dziedziny prawno-państwowej; w tym miejscu należałoby jedynie wskazać, że im prymitywniejszy jest dany instrument wojenny, tym mniej występujących w materiale nierówności daje się zniwelować, tzn. nieuniknione różnice w materialnych możliwościach poszczególnych obywateli musiały w tym wypadku, podobnie jak we wszystkich dziedzinach życia państwowego, stać się w ten czy inny sposób zauważalne także w siłach zbrojnych. A konkretnie: przekazy ukazują wyraźnie owo stadium, w którym podległy powszechnemu obowiązkowi służby wojskowej milicjant musiał jeszcze sam wystarać się o ekwipunek, co oczywiście przynosiło różne rezultaty w zależności od środków jakie posiadał, na nowo zmuszając państwo do dostosowania organizacji sił zbrojnych do tych praktycznie nieuniknionych różnic. Nie można przy tym nie wspomnieć, iż ten zgoła prymitywny stan cechował nie tylko wojsko, lecz całe państwo i że w czasie, gdy na Rzym pada w miarę jasne światło historii, musiał być już od pewnego czasu przezwyciężony. Tym niemniej na tę pierwotną epokę przypada niechybnie ukształtowanie się podstaw zarówno podziału timokratycznego, jak również tego, który bazował na rozróżnieniach w zakresie uzbrojenia; oba te elementy są w swych początkach identyczne. Wówczas to obywatel zabierał ze sobą w pole po prostu taką broń, na jaką było go stać, a państwo zadowalało się narzuceniem mu w jakiej kolejności jego środki miały być przeznaczone na zakup różnych części składowych uzbrojenia, tak by nie sprawiał sobie nagolenników, rezygnując jednocześnie z tarczy. Na froncie milicjanci byli rozmieszczani w miarę możliwości stosownie do posiadanego przez siebie uzbrojenia, tzn. do najbardziej eksponowanych przednich szeregów trafiali najlepiej uzbrojeni. To, że najzamożniejsi dostarczali najkosztowniejszy ekwipunek, mianowicie konia – dawni bogaci chłopi rzymscy przyprowadzali z sobą dwa konie i jednego giermka30 – jest oczywiste.

Wraz z postępującym rozwojem instytucji państwowych system ten upowszechniał się coraz bardziej, a leżące w rzymskim charakterze narodowym zamiłowanie do schematycznego porządku przyczyniło się do tego w sposób istotny. Naturalnie proces ten zachodził nie tylko w armii, lecz w całym państwie, jakkolwiek w tym właśnie czasie wspierało się ono całkowicie na wojsku. Rezultatem tego było unormowanie wynikających ze stopnia zamożności różnic zgodnie z hierarchią klas majątkowych, dalszą konsekwencją zaś schematyczny podział wojska na możliwie homogeniczne – i sklasyfikowane podług cenzusu majątkowego – grupy w ramach tych samych rodzajów broni. Dopiero w późniejszym okresie, gdy zrozumiano już, że zróżnicowany oręż jest nie tylko wynikłym z ograniczoności danego środka złem, lecz że dzięki różnej stosowalności posiada także swe zalety, rozwinęły się z nich właściwe rodzaje wojsk, o których będzie mowa poniżej.

Czwarty z elementów organizacji, podział na klasy wiekowe, zapewne nie sięga tak daleko w głąb pradziejów, choć spotykamy się z nim już dość wcześnie31. Skądinąd zakłada już istnienie dość znacznie zaawansowanej państwowości. W prymitywnej armii, jaką były pierwotne zgrupowania bojowe, w razie wybuchu wojny każdy, kto był w stanie nosić broń i posługiwać się nią, chwytał po prostu własny oręż; wiek brano pod uwagę tylko o tyle, o ile utrudniał praktycznie zdolność do pełnienia służby, a to dla indywidualnych przypadków wyglądało bardzo różnie. W państwie analfabetów zupełnie nie do pomyślenia jest wszakże występowanie ściśle ustalonego podziału według określonych roczników. Jak zdarza się to jeszcze dziś w nielicznych cywilizowanych rejonach, tak w owym czasie w Rzymie wielu mieszkańców nie mogło zapewne w ogóle podać swego dokładnego wieku, w każdym razie dokładna kontrola, będąca przesłanką tego systemu była wykluczona, jako że wymagałaby stworzenia dobrze zorganizowanego systemu rejestracyjnego, a ten z kolei dość zaawansowanej machiny państwowej. Lecz nie tylko możliwości systemu przemawiają za jego młodym wiekiem, lecz również jego praktyczna potrzeba. Oczywiście już choćby dla celów wojny skupienie wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni w miejscu decydującej bitwy jest ideałem, do którego należy dążyć: lecz jest ono osiągalne tylko w nad wyraz rudymentarnych tworach państwa. Pomijając ten fakt i przy założeniu, że część wojsk pozostawała w domu, ustępstwa, których konieczność zakłada istnienie wyżej rozwiniętych, zaawansowanych struktur państwa są następujące: z jednej strony znaczne powiększenie obszaru państwa, a tym samym przestrzenne poszerzenie teatru działań wojennych, z drugiej strony niedopuszczalność tego, aby w tym samym czasie odciągać od życia gospodarczego i służby administracyjnej wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni. Potrzeby i możliwości stanowiły zazębiające się przyczyny: bardziej zaawansowany rozwój, który wymagał rozczłonkowania poszczególnych oddziałów, stał się możliwy również dzięki stworzeniu uporządkowanego aparatu administracyjnego. I tak, doszło do podziału na iuniores oraz seniores, w którym granicę stanowił 46. rok życia. Wraz z ukończeniem 60. roku życia wygasał obowiązek służby wojskowej, a wraz z nim prawo do głosowania32.

Zgodnie z tym rozwój historyczny najdawniejszej wojskowości rzymskiej przedstawia się następująco:

Na początku istniała surowa praktyka poboru wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni według przynależności plemiennej i rodowej, w ramach której każdy milicjant uzbrajał się samodzielnie stosownie do posiadanych środków i podług nich był przydzielany do określonego oddziału i tak też wykorzystywany na polu bitwy. Później tę rodowość i kastowość zastąpił system powołań oparty na zasadzie terytorialnej; następnie do początkowej chaotycznej różnorodności w uzbrojeniu wprowadzono porządek, a to dzięki powołaniu klas majątkowych i zredagowaniu dokładnych przepisów dotyczących wymaganego odeń ekwipunku. Dopiero na koniec uregulowano obowiązek służby wojskowej według klas wiekowych, a potem określono istotę rozróżnienia pomiędzy pierwszym poborem przeznaczonym do udziału w kampaniach w polu, a pospolitym ruszeniem, do którego należała jedynie obrona wąsko pojmowanej ojczyzny. Na tym zakończył się pierwszy, zasadniczy etap ewolucji.

Jednakże armia zorganizowana na zasadzie terytorialnej, powoływana według klas wiekowych i uzbrojona oraz podzielona zgodnie z cenzusem majątkowym, stanowiła do pewnego stopnia pierwszy poziom uporządkowanej organizacji wojskowej; a mimo to był w niej pewien brak logiki, przez co zawierała już w sobie bodziec do dalszych reform: krzyżujące się zasady rządzące poborem i uzbrojeniem. Możliwość usunięcia sprzeczności pojawiła się wraz z chwilą, w której państwo rozwinęło się na tyle, że było już w stanie przejąć na swe barki wyposażanie sił zbrojnych. Również i to, według wszelkiego prawdopodobieństwa, nie nastąpiło od razu, lecz etapami, a zaczęło się naturalnie od tańszych elementów ekwipunku. W pierwszej kolejności państwo uzbroiło najbiedniejsze klasy, posiadające rynsztunek najpośledniejszego rodzaju, potem piechotę33; w ten sposób osiągnięto cel, polegający na tym, że różnice w uzbrojeniu nie zależały już od niemających związku z wojskową przydatnością możliwości finansowych pojedynczego milicjanta, lecz zostały podporządkowane czysto militarnej intencjonalności. Żołnierzy konnych obarczono początkowo jedynie składką na utrzymanie koni34 i, jak się zdaje, także w tym przypadku nie objęło to od razu wszystkich; jeździec pełniący służbę na własny koszt pozostawał nieodłącznym elementem rzymskiej armii jeszcze długo po tym, jak cała piechota oraz duża część konnicy zaczęły być opłacane przez państwo35. U piechoty przejęcie całości spraw związanych z wyekwipowaniem przez państwo uczyniło pobór oparty na cenzusie majątkowym bezprzedmiotowym; utrzymało się natomiast w pewnym sensie zróżnicowanie w zakresie uzbrojenia, a praktyczny Rzymianin zapewne baczył na to, aby „nie wylać dziecka razem z kąpielą”; organizację wojska dostosowano do systemu klas wiekowych, tzn. w obrębie iuniores tworzono podklasy według roczników, które były odmiennie uzbrajane, rozstawiane w szyku i wykorzystywane. W ten sposób powstały wskazujące na długą, choć już nieuchwytną ewolucję, sławne rodzaje wojsk: hastati, principes oraz triarii, których nazwy zupełnie nie odpowiadają ich rzeczywistemu uzbrojeniu i szykowi, w jakim stawały do boju36.

Na tym etapie, w miarę jak Rzym przekształcał się z monarchii w republikę, lub – jak raczej należałoby powiedzieć – z reżimu sprawującej swoją władzę dożywotnio i nie mającej sobie równych głowy państwa w wymienialną co roku podwójną magistraturę, mogła wykształcić się wojskowość rzymska. Niezwykle istotne jest, aby podkreślić, iż wywalczona „wolność” nie naruszyła w najmniejszym stopniu wewnętrznej struktury armii. Bezlitośnie egzekwowane uprawnienia dyscyplinarne i rozkazodawcze, które przysługiwały królowi jako najwyższemu dowódcy w czasie wojny, zachowali także – w nieokrojonej formie i w ramach pełnienia funkcji wodzów oraz posiadania imperium37 – republikańscy najwyżsi urzędnicy. Jedyna zmiana, jaką przyniosły armii przeobrażenia polityczne, była przede wszystkim czysto zewnętrznej natury: dwupodział najwyższej władzy państwowej wymuszał także dwupodział naczelnego dowództwa, a tym samym rozdzielenie armii na dwa odrębne wojska. Zdarzenie to, mimo swego zewnętrznego charakteru, miało kapitalne znaczenie dla całości organizacji wojskowej w przyszłości: wraz z nim legion, będący dotychczas po prostu rodzajem pospolitego ruszenia, stał się jednostką dyspozycyjną, a tym samym podstawą całej opartej na schemacie organizacji. Albowiem nie ulega wątpliwości, iż do tego momentu żaden podział w obrębie legionu nie funkcjonował i że wszystkie wiadomości przypisujące pojedynczym królom komendę nad większością legionów są błędnymi rekonstrukcjami. Podawaną w źródłach liczebność wczesnorepublikańskiego legionu wynoszącą 4200 ludzi i 300 jeźdźców38 daje się raczej wytłumaczyć z dużym prawdopodobieństwem dwupodziałem złożonego z 84 centurii pospolitego ruszenia39, co wyklucza możliwość istnienia większej liczby legionów przed tym okresem.

Obecnie zatem armia polowa dzieliła się na dwa legiony o dokładnie określonej sile i organizacji, na której czele stał konsul (pierwotnie zwany pretorem); ponieważ konsul, zważywszy na charakter swojej funkcji, nie może być określony inaczej jak dowódca armii, także ówczesny legion należy określać jako armię, którą, choćby w najmniejszym tylko stopniu, faktycznie był40; jego organizacja i posiadany ekwipunek czyniły go zdatnym do ciągłego, niezależnego wykorzystania na dowolnym teatrze wojny. W odniesieniu do tego okresu pojęcia „legionu” i „armii konsularnej” pokrywają się.

Tymczasem ewolucja wciąż postępowała. Podczas gdy z jednej strony legion pozostał ściśle zdefiniowaną jednostką dyspozycyjną i z tej racji znacząca rozbudowa sił wojskowych nie była już możliwa na drodze podwyższenia jego stanu, lecz jedynie liczby istniejących legionów, z drugiej strony raz rozpoczęty podział postępował nadal nieubłaganie wewnątrz nowych oddziałów w następstwie powstawania elastycznych pododdziałów, do czego silnie mogły się przyczynić wymogi postępującej modernizacji. Jednolite zgrupowanie formowane na bazie mobilizacji powszechnej tworzyło stosunkowo ociężałą, mało ruchliwą i na skutek ciągłego rozrostu ostatecznie trudną w manewrowaniu jednostkę; jej szyk i sposób walki mogły być zasadniczo podobne do tych, które stosowano w greckiej falandze, nie osiągając jednak nawet w przybliżeniu jej pieczołowicie kultywowanej doskonałości. Niedostatki musiały być odczuwane tym silniej, im bardziej ten wojenny instrument potężniał i im groźniejszy okazywał się przeciwnik, z którym Rzym był zmuszony walczyć. Jest jednym z najświetniejszych i najefektywniejszych rysów rzymskiego charakteru narodowego to, że Rzymianin potrafił uczyć się od swych wrogów, nie popadając przy tym w niewolnicze naśladownictwo, i że za każdym razem umiał wybrać, a potem zaadaptować do własnych potrzeb to, co odpowiadało jego charakterowi; poza tym jednak szukał i znalazł ratunek w ciągłym udoskonalania swej specyficznej odrębności. Spośród przeciwników, z którymi Rzym musiał walczyć w tej epoce i których wpływ na rozwój jego sztuki wojennej jest widoczny, w rachubę wchodzą: Etruskowie, Celtowie, Samnici i wreszcie Pyrrus.

Celtowie zadali Rzymianom druzgocącą klęskę nad Allią w 387 r., zajęli i zniszczyli miasto, narzucając jego mieszkańcom upokarzający pokój. Taktyczna przewaga, jaką ci pierwsi wykazali we wspomnianej bitwie (por. KROMAYER-VEITH, Schlachtenatlas, 1922, dział rzymski, karta 1) musiała być ogromna, gdyż nie ma mowy ani o ich znaczącej dominacji liczebnej, ani o wyśmienitej jakości żołnierskiego materiału. O tym, że Rzymianie wzięli sobie do serca i dobrze spożytkowali tę gorzką nauczkę, świadczy postać wiązanego z tym epizodem wielkiego reformatora Kamillusa, który nie może być postacią całkowicie ahistoryczną. W każdym razie z jego imieniem łączy się pewna znacząca reforma wdrożona w oparciu o doświadczenia nabyte w wojnach z Galami (por. MARQUARDT, Hdb. V, s. 333).

Po zmaganiach z Celtami doszło do wielkiej konfrontacji z ludami samnickimi, którym przypisuje się powszechnie decydujący wpływ na rozwój rzymskiej wojskowości41. Z pewnością najrzetelniejszych wskazówek w tym względzie dostarczają przekazy źródłowe, jednak ich wartości nie należy przeceniać; w wielu szczegółach są na tyle niewiarygodne, że i te, którym nie można jednoznacznie udowodnić błędności winny być traktowane z daleko idącą nieufnością42. Rzymianie i Samnici byli ludami pochodzenia italskiego, a ich wojskowość posiadała tę samą pierwotną formę: choć z czasem pomiędzy mieszkańcami nizin i gór powstały naturalną koleją rzeczy pewne różnice, to z chwilą, gdy na skutek rzymskiej ekspansji nawiązano trwały, choć trudny kontakt, nastąpiły też ponowne zrównanie się i asymilacja; trudno dodać do tego coś więcej, poza faktem gładkiego przejęcia przez Rzymian samnickiej taktyki i uzbrojenia43. Najprawdopodobniej jednak walki te ponownie przydały italskiej sztuce wojennej znamion jednolitości i w takiej też postaci ukazuje się nam już podczas wojny z Pyrrusem.

Wreszcie w osobie Pyrrusa starli się Rzymianie z najdoskonalszą organizacją wojskową ich czasów kierowaną ręką pierwszorzędnego dowódcy: grecko-macedońską falangą w swej najpełniejszej, skończonej formie, a jednocześnie z dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach taktyką połączonych rodzajów broni, na koniec zaś ze słoniami. W tym przypadku znamy wroga i jego sposób walki i choć nie jesteśmy dostatecznie poinformowani o szczegółach trzech wielkich bitew tej wojny, by móc wykorzystać je tak, jak wymagałyby tego nowoczesne badania, to jednak fakt, że nieuchronne początkowe klęski Rzymu okazały się bardziej wyniszczające dla zwycięzcy, zyskując sławne miano „pyrrusowego zwycięstwa”, pozwala na wniosek, że także rzymska sztuka wojenna stała wówczas na godnym uwagi poziomie. Ponadto, z przekazanych nam przez źródła opisów wynika, że falanga Pyrrusa nie stanęła do konfrontacji z jakościową gorszą formą tego samego systemu taktycznego, lecz przeciwko zasadniczo odmiennemu, choć jeszcze nie w pełni wykształconemu instrumentowi wojennemu, z jakim w tym samym czasie stykamy się pośród italskich sprzymierzeńców króla Epiru44. Być może była nim, przynajmniej w zasadniczych zarysach, taktyka manipularna, a to, że spotykamy się z nią ponownie na początku drugiej wojny punickiej skłania do wniosku, że w Rzymie nabrano przekonania o jej sprawdzeniu się podczas walk toczonych z macedońską falangą. Jako wielce prawdopodobne należy jednak przyjąć, że swój ostateczny szlif zawdzięcza starciu z Pyrrusem; długa przerwa na złapanie oddechu, jaka dzieliła Ausculum od Beneventum była zapewne wypełniona intensywną pracą reformatorską.

Na czym polegała ta, znajdująca się już w opozycji do macedońskiej falangi, forma walki i jak wyewoluowała z prostej falangi?

Wspomnieliśmy już o wykształceniu się hastati, principes i triarii; do nich po upadku najdawniejszych formacji lekkozbrojnych dołączyli jeszcze rorarii i velites, których zadaniem jest rozpoczynanie natarcia i inne działania harcownicze45. W ramach tego systemu opartego na podziale wojsk różne typy uzbrojenia przydzielano różnym klasom wiekowym, a te ustawiano na froncie jedna za drugą46; ich stosunek liczbowy, na podstawie danych poborowych, kształtuje się na poziomie 1:1:0,547. Po to, aby podobne zróżnicowanie miało jakiś sens, z różnym typem uzbrojenia wiązało się też do pewnego stopnia różne zastosowanie. Ponadto, w wyniku rozstawienia armijnych grup o odmiennym przeznaczeniu jedna za drugą doszło – co musiało mieć kapitalne znaczenie dla całego późniejszego rozwoju – do ich kolejno następującego wprowadzania w bój, tzn. do tymczasowego różnicowania przebiegu walki, a w dalszej przyszłości także działań dyspozycyjnych w obrębie istniejącego systemu. To zaś w końcu, zgodnie z logiką wewnętrznej konieczności, musiało doprowadzić do powstania taktyki opartej na wykorzystaniu rezerw.

Do tej modyfikacji dochodzi obecnie jeszcze dwupodział armii i uformowanie się legionu jako jednostki dyspozycyjnej pierwszego rzędu, a pod naciskiem postępującej wojenno-technicznej modernizacji dążenie do tworzenia praktycznych, ściśle zorganizowanych jednostek dyspozycyjnych niższego rządu. Dotychczasowy, do pewnego stopnia horyzontalny podział, sam w sobie nie mógł oczywiście wystarczyć, musiał zostać uzupełniony o podział wertykalny. W chwili ustanowienia dwupodziału każdy legion obejmował 42 centurie (zob. s. 32), które wówczas jeszcze pokrywały się z okręgami wyborczymi; jednak jak tylko legion stał się taktyczną jednostką dyspozycyjną o przynajmniej z grubsza określonej liczebności, a tym samym wyłoniła się nie tylko możliwość, ale także konieczność, by przy dalszym rozrastaniu się armii poprzez wzrost ilości drużyn zwiększać również liczbę legionów, a z nią ilość centurii, niezbędna stała się konkordancja centurii jako politycznej jednostki wyborczej, która póki co pozostała niezmieniona, a potem straciła na znaczeniu wobec tribus oraz centurii w roli wojskowego pododdziału, zaś oba pojęcia oddzieliły się od siebie całkowicie48. Wojskowa centuria stała się od politycznego odpowiednika całkowicie niezależnym i czysto taktycznym zgrupowaniem, tzn. liczącym wpierw, tak jak uprzednio, legionu, choć ich łączna liczba była zależna od liczby legionów, co oznacza, że przy rosnącej sile wojska rosła ilość legionów, a tym samym centurii, podczas gdy stan liczbowy pozostawał ten sam, natomiast dopóki centurie armijne i wyborcze były pojęciami równoznacznymi, ich liczba zgodnie z logiką utrzymywała się na stabilnym poziomie, a stan liczebny rósł. Jest oczywiste, że nowy system nieporównanie lepiej odpowiadał wojskowym zapotrzebowaniom. Jako że podział jednostki pierwszego rzędu na 42 jednostki drugiego rzędu bez członów pośrednich był niepraktyczny, podjęto obecnie formowanie tych ostatnich. Wyłoniła się w tym punkcie konieczność stosowania łatwo podzielnych liczb, którego to wymogu dotychczasowa liczba 42 centurii nie spełniała. Ponieważ nie trzeba się było dłużej kierować jakimkolwiek podziałem politycznym, legion po prostu podzielono na 60 centurii, łącząc po dwie w jednym manipule49. I tak legion liczył odtąd 30 manipułów po dwie centurie każdy; podział ten nie wykształcił się zatem w sposób organiczny, lecz powstał w następstwie częściowo samowolnych, a częściowo konstruktywnych działań.

Tak więc obok podziału horyzontalnego na hastati, principes i triarii stworzono także podział wertykalny, a tym samym rozczłonkowano legion według obu koordynatów na oddziały i pododdziały, które umożliwiły odpowiadający wszystkim wymogom zaawansowanej taktyki system dyspozycyjny. W następstwie tego legion stał się instrumentem z gruntu odmiennym od dotychczasowej falangi i wszystkich stosowanych wcześniej form taktycznych, a jego dalszy rozwój skierowany na zupełnie nowe, nieznane jak dotąd w sztuce wojennej tory.

Sam podział został przeprowadzony w ten sposób, że w każdym legionie hastati, principes i triarii byli dzieleni pomiędzy 10 manipułów, w których obie centurie stały obok siebie; manipuł triarii, a tym samym ich centurie posiadały tylko połowę liczby żołnierzy zgromadzonych w dwóch pozostałych klasach50.

Nie ulega wątpliwości, iż pierwotnie – i być może dość długo – manipuły wszystkich trzech linii były rozstawiane jeden za drugim bez żadnych lub jedynie z bardzo niewielkimi przerwami i odległościami51 między nimi, i że całość, zarówno zewnętrznie, jak i w walce bardzo przypominała jeszcze dawną falangę, stanowiąc stadium przejściowe, które Delbrück (Kriegsk. I3, s. 278) nie bez racji określił mianem „falangi manipularnej”. Tym niemniej w systemie tym tlił się już postęp i musiał przebić się w tym samym stopniu, w jakim umacniała się świadomość, że właśnie w tym, co odróżniało nową formę od falangi, tkwiły jej największe zalety. Przede wszystkim musiało nastąpić rozluźnienie szyków pod względem głębokości, gdyż dyktowało go sukcesywne użycie poszczególnych klas broni, tak by zgrupowania przeznaczone do późniejszego wkroczenia utrzymać poza obrębem zdarzeń zachodzących pośród osób już zaangażowanych w boju; tak oto powstały, przynajmniej w zasadniczych zrębach, rzuty bojowe, które później miały osiągnąć tak wielkie znaczenie. Zalety podziału w kierunku horyzontalnym mogły wreszcie zachęcić do tego, aby próbować wdrażać je także wertykalnie i nie tyle samą w sobie niewielką wrażliwość powstałych w następstwie tego przerw, co możliwość lżejszego zastosowania tylnych oddziałów, próbowano uwzględnić w ten sposób, że manipuły rozstawiano w szachownicę (zob. s. 138). Tym samym zerwano ostatecznie z praktyką falangi, a legion stał się całkowicie przeciwstawnym pojęciem. Jednakże okazało się przy tym, iż zalety tego systemu mogą być w pełni ocenione tylko przez ludzi, którzy stosowali go na co dzień i których specyficznie żołnierska jakość umożliwiła wykształcenie się daleko posuniętej samodzielności zarówno pojedynczego żołnierza, jak i małej jednostki dyspozycyjnej, połączonych z niemałą wytrzymałością i niezależnością od oddziałów sąsiednich. W ten sposób taktyka oparta na wykorzystaniu przerw i rzutów stała się na okres całej starożytności monopolem Rzymu; pozwoliła mu ona na zastąpienie reprezentowanego przez macedońską falangę i rozwiniętego do perfekcji oddziaływania mas zróżnicowanymi działaniami bojowymi.

Widomym znakiem wysokiego poziomu rzymskiego ducha wojennego jest również to, że rozwój kawalerii nie szedł w krok za rozwojem piechoty, lecz że raczej konnica obywatelska, pomimo rekrutowania się z najwyższych warstw społeczeństwa, pozostała w każdej epoce „kopciuszkiem” sił zbrojnych. W dobie dwupodziału legionu – jak udowadnia powstały wówczas schemat wbrew wszystkim innym tradycjom, które należy odrzucić jako późniejszą błędną rekonstrukcję – obok 8400 żołnierzy iuniores służących w piechocie istniało jeszcze sześć centurii jazdy o łącznej liczbie 600 jeźdźców z wszystkich klas wiekowych, których po 300 rozdzielono pomiędzy oba nowe legiony; ten stosunek liczbowy został zachowany tak długo, jak legion tworzył jednostkę pierwszego rzędu złożoną ze wszystkich rodzajów broni. Wydaje się, że wraz z powiększeniem liczby legionów nastąpiło rozbudowanie konnicy z sześciu do 18 centurii, z 600 do 1800 jeźdźców52. Najwidoczniej jednak nie przekroczono już później tego poziomu53, upowszechniło się za to użycie innych elementów, które stały się tak znamienne dla późniejszego okresu. Służba na koniu była jeśli chodzi o Rzymian przede wszystkim sprawą patrycjuszy; w każdym razie praktyka co najmniej częściowego dostarczania ekwipunku własnym kosztem utrzymała się w obrębie tej warstwy najdłużej. Tym niemniej wydaje się, że poza ciężką kawalerią patrycjuszowską istniał jeszcze lekki, być może plebejski oddział jeźdźców, ferentarii, który znikł nim zdążyło nań paść wystarczające światło historii54. Poza tym na konnicę nie miały wpływu wielokrotne reformy wojsk pieszych i im bardziej rozwijały się te drugie, tym bardziej jazda traciła na znaczeniu.

Tymczasem w obrębie całości sił zbrojnych Rzymu pewien zasadniczy i nowy element stawał się coraz bardziej istotny. Wraz z ciągłym poszerzaniem swojej strefy wpływów miasto zostało zmuszone do posłużenia się w realizacji swych celów także siłami nieobjętych rzymskimi prawami obywatelskimi i niejednokrotnie niechętnych „sprzymierzeńców”; a jako że ci ostatni wkrótce znacznie przewyższali liczebnie Rzymian, rezerwy, które stanowili, stały się rezerwami podstawowymi. Jakkolwiek tkwiło w tym również pewne niebezpieczeństwo; Rzym nie mógł dopuścić, aby sojusznicy wzięli nad nim górę w czasie, gdy wzmacniał własne siły zbrojne. Znaleziono drogę pośrednią odwołując się do zasad parytetu, tzn. sprzymierzeńcy mieli za każdym razem wystawiać zasadniczo taki sam kontyngent piechoty co Rzymianie, niezależnie od tego, czy odpowiadało to ludnościowo-statystycznym stosunkom, czy też nie. Tylko jeśli idzie o konnicę musieli dostarczać trzykrotnie większą liczbę zbrojnych55; dowodzi to zarówno żałosnych kawaleryjskich ambicji Rzymian, jak i niewielkiego znaczenia, które już wówczas przypisywali walce prowadzonej przez jeźdźców.

Także w obrębie zmobilizowanych oddziałów uwydatniała się rzeczona różnica. Obiektywnie rzecz ujmując, nie dało się jej utrzymać w żadnym istotnym punkcie, nie stępiając samego instrumentu; tym niemniej przynajmniej w zewnętrznych przejawach istniała ona nadal. Kontyngent socii nie dzielił się na legiony, lecz na równe im liczebnością alae56; ich pododdziałami nie były manipuły i centurie, zachowano natomiast związki plemienne57, które w ramach alae tworzyły cohortes o prawdopodobnie początkowo nierównej liczbie i podziale; zdaje się jednak, iż szybko, ze względów praktycznych, upowszechnił się rzymski pododdział o ściśle określonej organizacji, a także podział na hastati, principes i triarii; Rzymianie nie zatracili przy tym niespisującego się wciąż najlepiej zgrupowania kohorty58.

Konnica sprzymierzeńców także dzieliła się na alae o stanie etatowym wynoszącym 300 jeźdźców59; formacja ta, co znamienne, istniała już w czasie, gdy rzymskiej konnicy obywatelskiej była jeszcze obca. To postrzegane pierwotnie jako przeciwstawne wobec narodowych oddziałów rzymskich określenie, doszło potem, podobnie jak „kohorta”, do dużego znaczenia w taktyce rzymskiej.

Jest oczywiste, że przy dużym wysiłku wojennym Rzymu zasada parytetu nie mogła się trwale utrzymać. Pierwszy przełom nastąpił, gdy liczebność kontyngentu sprzymierzonej piechoty podniesiono o ⅓, równocześnie oddzielając jego część od gro pozostałych sił jako extraordinarii, rodzaj elitarnego korpusu60. Wydaje się, iż dopiero w czasach kryzysu spowodowanego najazdem Hannibala upadły ostatnie bariery i że siły zbrojne sprzymierzonych zaczęto wykorzystywać bez ograniczeń do obrony republiki; wydarzenia te należą już do następnej epoki.

2. ORGANIZACJA

a. Zagadnienia ogólne. Nie ma sensu, aby w tym miejscu zagłębiać się w legendarne szczegóły dotyczące organizacji wojskowej w czasach królewskich; wystarczy ustalić, iż opierała się ona na powszechnym obowiązku służby wojskowej61, i że w czasie formowania się republiki obejmujący wówczas całość armii legion składał się prawdopodobnie z 84 centurii piechoty (iuniores), pięciu centurii wojsk specjalistycznych i sześciu centurii jazdy, w przypadku dwóch ostatnich grup bez podziału na klasy wiekowe (zob. s. 30). Jak już wspomniano, te 84 centurie piechoty legionowej były rozdzielone pomiędzy dwa legiony, tych zaś przybywało w zależności od potrzeb, które generowały okoliczności. Nie istniały części składowe legionu oparte na zasadzie organizacyjnej. Nie wiadomo, czy w tym czasie seniores także dzielili się na centurie, i nie ma to praktycznie znaczenia62. Pośród kawalerzystów i specjalistów nie było przedstawicieli seniores, a cały kontyngent należał do pierwszego z formowanych oddziałów63. W odniesieniu do jeźdźców praktykę tę zaprowadzono już wcześniej (zob. s. 34); specjalistów traktowano jednak właściwie jak niekombatantów, u których wiek nie grał żadnej roli, jeśli tylko okazywali się przydatni w swoim fachu; przypuszczalnie i oni nie byli nadzwyczaj liczni w dawnym państwie obywatelskim i z tej racji umieszczenie ich w mobilnym oddziale wydawało się pożądane.

b. Uzupełnienia. Pobór – który obecnie zastąpił całkowicie dawną praktykę mobilizowania wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia broni – odbywał się według zasady terytorialnej na podstawie przynależności do tribus64; każda tribus wystawiała po cztery centurie, w tym trzy ciężkozbrojne, lecz nadal nierównomiernie uzbrojone i jedną lekkozbrojną (rorarii); jedynie utworzona dopiero w późniejszym czasie tribus Clustumina wystawiała pojedynczą centurię rorarii65. Dostrzeganie w tychże rorarii „ordynansów”, jak czyni m.in. Delbrück, zbliżonych do niewolników lub helotów, których greccy hoplici zabierali z sobą w pole w charakterze służby, jest najpewniej błędne; należałoby raczej powiedzieć, że rezygnacja z osobistej służby w polu, zwłaszcza przez ludzi wolnych, jest niewątpliwie jednym z rysów rzymskiego charakteru żołnierskiego, odróżniającym go od Greków. Jeśli przydzieleni do piechoty patrycjusze zabierali z sobą jakąś osobę do posług, do czego zapewne dochodziło, mógł to być tylko ciur taborowy (caco), niekombatant, który musiał maszerować przy wozach. Rorarii natomiast składali się z kombatantów, ich zadaniem było prowadzenie walki lekkiej, a czasach pierwotnych także uzupełnianie strat w szeregach ciężkozbrojnych66.

Wojska specjalistyczne dzieliły się na dwie centurie inżynieryjne (fabri), dwie centurie sygnalistów (cornicines i tubicines) oraz centurię accensi velati67. Na temat istoty tej ostatniej opinie są bardzo podzielone. Marquardt68 i inni uważają ją za lekkozbrojną formację rezerwową, Delbrück69 i jego zwolennicy, którzy słusznie przeciwstawiają temu zdaniu jej niewielką liczbę, za personel administracyjny. Sam skłaniam się ku drugiej teorii, ewentualnie upatrując w nich także członków taboru. W każdym razie zdaje się, że accensi velati bardzo wcześnie oddzielili się od armii właściwej, stając się cywilną grupą stanową70.

Podczas gdy szeregi wojsk pieszych od dawna rekrutowały się spośród patrycjuszy i plebejuszy, a ci ostatni bez wątpienia stanowili w ich obrębie przytłaczającą większość, konnica jeszcze długo miała się składać wyłącznie z patrycjuszy i to tych najzamożniejszych, gdyż ich ekwipunek był najdroższy, a państwo jeszcze przez wiele lat ograniczało się jedynie do organizowania składek na ich konserwację. Sprowadzało się do aes equestre, składki zakupowej i aes hordearium, relutonu paszowego71. W późniejszym okresie państwo dostarczało również konia, tym niemniej, gdy w ciężkich czasach nie było w stanie tego uczynić, postrzegano jako patriotyczny obowiązek wyruszanie w pole na własnym zwierzęciu72.

Ci patrycjusze, którzy z racji swej zamożności byli zobowiązani do służby nie w piechocie, lecz w kawalerii posiadali tym samym census equester (Liv., op. cit.)73. W zależności od liczby mogli już we wczesnorepublikańskich czasach odgrywać znacznie ważniejszą rolę niż faktyczny oddział kawalerii; powód tego leżał nie tyle w tym, że jak sądzi Marquardt (s. 110) kwota wyasygnowana przez państwo na potrzeby aes equestre była niewystarczająca, lecz raczej w tym, iż wraz z postępującą ewolucją coraz mniej ceniono kawalerię, a zwłaszcza kawalerię obywatelską; i jeśli Katon wystrzega się zwiększenia aes equestre74, chodzi mu o to, aby przeciwdziałać postępującemu wówczas odzwyczajaniu się „górnego tysiąca” od służby wojskowej – gdyż zakwalifikowany jako eques obywatel nie mógł zostać przydzielony do piechoty75.

c. Podział. Oddziały armii polowej były, jak mogliśmy się przekonać (s. 32), podzielone we wszystkich rodzajach broni na centurie liczące początkowo 100 ludzi, względnie jeźdźców; o ile w najdawniejszych czasach istniało zapotrzebowanie na jednostki dyspozycyjne, w grę mogły wchodzić jedynie te centurie, a w najgorszym razie w najwcześniejszej epoce przedhistorycznej tribus. Nie ma sensu odtwarzanie w tym miejscu wszystkich hipotetycznych stadiów rozwojowych, które ostatecznie doprowadziły do tego podziału statystycznego, jaki źródła przekazały nam w postaci skończonego tworu legionu manipularnego w czasach historycznych. W dobie Polibiusza76 i tej racji najpewniej już pod koniec pierwszej epoki składał się on z:

• 1200 principes, jak wyżej,

• 1200 velites, prawdopodobnie podzielonych wyłącznie na centurie.

Pierwsze trzy klasy, rozdzielane według wieku, tworzyły trzy rzuty, velites pełnili funkcję harcowników i walczyli częściowo stojąc przed linią pierwszego rzutu, częściowo zaś trzymano ich w odwodzie, aby użyć następnie do innych celów.

O tym, co stało się z oddziałami specjalistycznymi po wprowadzeniu podziału na manipuły i centurie wojskowe, można snuć jedynie domysły natury ogólnej. Sygnaliści dzielili się najpewniej na legiony bądź manipuły i, o ile nie należeli do sztabu naczelnego wodza, byli wciągani do składu nowych centurii; wydaje się, że fabri z kolei tworzyli nadal przede wszystkim oddziały sztabowe legionu. Accensi velati, którzy jeszcze w czasach cesarskich są wzmiankowani w źródłach jako cieszący się szacunkiem korpus77, przeszli w każdym razie, i to już w czasach wczesnej republiki, od zgrupowania armijnego do państwowej i administracyjnej służby cywilnej.

Na temat konnicy w tej epoce wiemy w zasadzie jedynie tyle, że nastąpił ogólny wzrost liczby centurii do 18 (s. 30); w każdym razie wydaje się, iż dawne zgrupowanie centurii zostało utrzymane w tej postaci do końca epoki, posiadając skądinąd niewielkie znaczenie. Wszystko wskazuje na to, iż już wtedy zapoczątkowano, z racji wymogów taktycznych, podział na turmy liczące ok. 30 jeźdźców78; liczba ta uwzględniająca oficerów itd. również świadczy o tym, iż centuria konnicy przeszła mniejsze przeobrażenia niż jej spieszony odpowiednik.

d. Hierarchia dowódcza. Dla pełnego zrozumienia rzymskiej hierarchii dowódczej i wiążącej się z nią problematyki szarż i awansów niezbędne jest, by z wyprzedzeniem podkreślić wielce znaczące różnice, które odnośnie do tychże pojęć zachodzą pomiędzy antycznym Rzymem a naszymi czasami. Punkt ciężkości całego zagadnienia leży z jednej strony w samym prawno-państwowym ufundowaniu pojęcia dowodzenia, z drugiej zaś w szczególnej pozycji, jaką komenda taktyczna zajęła w ramach tegoż. Obie te rzeczy splatają się z sobą79.

Prawno-państwowa strona – która u ludu o tak wybitnym wyczuciu dla porządku prawnego jak Rzymianie była szczególnie ważna – przejawiała się przede wszystkim w tym, iż naczelne dowództwo nie stanowiło, jak zdarza się to najczęściej dzisiaj, najwyższego szczebla w hierarchii jednolitych wojskowych pojęć, lecz coś z istoty swej szczególnego i od naszej specyficznie wojskowej władzy dowódczej prawnie i faktycznie odmiennego, za to porównywalnego do pewnego stopnia do „najwyższego naczelnego dowództwa” monarchy lub też niezależnej od jego praktycznego wymiaru komendy nad armią sprawowanej osobiście przez prezydentów wolnych państw. To określone na gruncie prawno-państwowym i nierozerwalnie z pewnymi godnościami urzędowymi związane pojęcie władzy, zwane imperium, stawia władzę rozkazodawczą jako taką w opozycji do innych prerogatyw urzędniczych, i to w zgoła najszerszym znaczeniu, tak że komenda nad armią stanowi jedynie jedną z jej funkcji, faktycznie istniejące prawo, które posiada odnośny dygnitarz bez względu na to, czy i w jaki sposób oraz w jakim stopniu czyni z niego praktyczny użytek; konsul sprawował imperium, a wraz z nim wojskową władzę rozkazodawczą również wtedy, gdy żadna armia nie znajdowała się pod bronią, a on urzędował w mieście na stopie pokojowej. Tym niemniej bardzo szybko w użyciu językowym wykształciło się węższe pojęcie imperium w znaczeniu „władzy wodza naczelnego”80, podobnie jak tytuł imperatora, który z mocy prawa przysługiwał każdemu posiadaczowi imperium, bardzo wcześnie zyskał znaczenie „naczelnego dowódcy”.

Imperium było szczególnym przypadkiem potestas, urzędniczej kompetencji władzy w ogólnym rozumieniu, tzn. każdy urzędnik posiadał jakąś potestas, lecz tylko u niektórych z nich, najwyższych rangą, stanowiło jednocześnie imperium, tzn. władzę rozkazodawczą. W pojęciu potestas zawiera się też pewna względność, a wraz z nią, w przypadku współdziałania, określona ranga.

Jako trzecie pojęcie w tym szeregu należy wymienić auspicia, które w swym przetłumaczonym i praktycznie rozstrzygającym sensie oznaczają zakres działania i – co w Rzymie było szczególnie istotne – odpowiedzialności imperium względnie potestas.

Wszystkie te pojęcia określające sprawowaną władzę rozciągały się na funkcje, które dziś – co w Rzymie nie miało miejsca – zwykliśmy rozgraniczać na cywilne i wojskowe. W tej książce będą nas zajmowały jedynie te ostatnie, przy czym nie należy nigdy tracić z oczu ich nierozerwalnego związku z tymi pierwszymi.

Konkretnie rzecz ujmując wyglądało to tak:

W normalnych okolicznościach imperium posiadał konsul i pretor, względnie odpowiedni promagistratus, o ile przedłużono im okres urzędowania na więcej niż rok, co było jednakże dozwolone jedynie poza obszarem miasta, a więc z reguły dla celów wojennych81. W nadzwyczajnych okolicznościach był to mianowany na okres sześciu miesięcy dyktator i jego zastępca, magister equitum. Wojskowe uprawnienia związane z imperium obejmowały szkolenie armii, nominacje oficerów, prowadzenie wojny, zawieranie traktatów, zarządzanie środkami finansowymi, prawo bicia monet na obszarze działań wojennych i karania żołnierzy za popełnione przez nich wykroczenia oraz sprawowania nad nimi władzy sądowniczej, przyznawanie żołnierskich wynagrodzeń, wreszcie prawo do odbycia triumfu.

Potestas, która interesuje nas tutaj tylko jako wyznacznik rang w gronie posiadaczy imperium, mogła być maior (względnie minor) lub par potestas, tę pierwszą dysponował dyktator wobec wszystkim pozostałych, konsul wobec pretora i wreszcie magistratus wobec promagistratusa. Gradacja rang w obrębie władz rozkazodawczych wyglądała zatem następująco: dyktator, magister equitum, konsul, prokonsul, pretor, propretor. Koledzy między sobą tworzyli grupę pari potestate, co oznacza, że mieli tę samą rangę82, a w przypadkach kolizyjnych wykonywanie władzy urzędniczej odbywało się systemem zmianowym, zaś w obrębie funkcji o charakterze wojskowym także każdego dnia83. Jako że to – z pewnością nie sprzyjające wojskowym kompetencjom – sprawowanie naczelnego dowództwa było zbyt głęboko zakotwiczone, zarówno w prawie państwowym, jak i w narodowej mentalności, by zostać zredukowanym do poziomu zwykłej formalności, a następnie wyeliminowanym, staje się zrozumiałe, iż operacje pojedynczych armii konsularnych należały do rzadkości84. Równie nieczęsto wybierano znacznie ułatwione – poprzez opartą na dwupodziale organizację armii – rozwiązanie w postaci podziału wojsk i obszaru, na którym prowadzono operacje lub też, gdy położenie wojskowe wymagało łączenia sił, mianowano dyktatora85, którego kadencja pokrywała się ze zwyczajowym czasem trwania ówczesnych kampanii letnich i dlatego na potrzeby wojny była wystarczająca.

Przy nierównym znaczeniu poszczególnych potestates i wobec długiej perspektywy wojskowej współpracy ci o niższej randze przechodzili pod komendę wyższych szarż, lecz ich imperium i auspicia