I odpuść nam nasze... - Janusz Leon Wiśniewski - ebook

I odpuść nam nasze... ebook

Janusz Leon Wiśniewski

4,0

Opis

Kolejna książka w serii Na F/AKTACH wydawnictwa Od deski do deski. 

W październiku 1991 r. Polskę obiegła tragiczna wiadomość: Andrzej Zaucha, popularny piosenkarz i muzyk, zginął zastrzelony pod krakowskim Teatrem STU. Jego towarzyszka umiera chwilę potem w karetce pogotowia. Zabójstwo wybitego muzyka jazzowego i jego przyjaciółki stało się inspiracją do stworzenia opowieści o miłości, rozpaczy i zdradzie. Miłości, która może doprowadzić do zbrodni. Książka Janusza Leona Wiśniewskiego, to opowieść o tym, jak silne mogą być emocje i do czego może posunąć się zraniony człowiek.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 285

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (97 ocen)
39
32
17
7
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Maria-Chmielewska

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita książka. Zupełnie zmieniła moje podejście i postrzeganie osób, które dopuściły się okrutnych czynów. Życie nie jest czarno-białe. To wieczna walka dobra że złem. Świetne podsumowanie narodowej mentalności.
00
Anna989

Nie oderwiesz się od lektury

Powieść, którą próbowałam zrozumieć. Co czuje, co przeżywa drugi człowiek. Dobrze napisana książka, aby przeczytać i być w "klimacie" tej tragedii. Polecam dla osób, które chcą poświęcić swój czas aby zrozumieć tragedię innych
00
Marzenagralicka

Nie oderwiesz się od lektury

Super autor.mocna historia. polecam
00

Popularność




Zarys fabuły książki I odpuść nam nasze... jest oparty na prawdziwych zdarzeniach. Trzeba jednak pamiętać, że tekst nie jest reportażem, tylko dziełem fikcji literackiej. Nie należy go traktować jak dokumentu. Wypowiedzi i myśli bohaterów, ich charakterystyka, a także opisy szczegółów miejsc i wydarzeń nie mogą stanowić źródła wiedzy o faktach.
Redakcja, korekty i łamanie: AGATA MOŚCICKA, BARBARA PAWLIKOWSKA, biały-ogród.pl
Projekt graficzny serii: manukastudio.pl
Zdjęcie na okładce © Halfdark/fstop/Corbis/Profimedia
© Copyright for this edition by Od Deski Do Deski, Warszawa 2015 © Copyright for the text by Janusz Leon Wiśniewski 2015
ISBN 978-83-65157-03-4
Wydawnictwo Sp. z o.o. ul. Puławska 174/11, 02-670 Warszawaoddeskidodeski.com.pl
Konwersja: eLitera s.c.
.
Czytelniku, korzystaj legalnie! Nad książką ciężko pracował autor i wiele innych osób. Uszanuj ich trud i korzystaj z książki w legalny sposób. Dzięki temu będziemy mogli sobie pozwolić, by przygotować dla Ciebie kolejne znakomite lektury.

Nie ma żadnych zjawisk moralnych– istnieje jedynie moralna interpretacja zjawisk.

FRYDERYK NIETZSCHE

ŚNI TEN MOMENT. Zawsze tak samo. Od ponad piętnastu lat...

Najpierw na chwilę zapada cisza. Absolutna, wypróżniona z wszelkiego odgłosu. Nagle w jednej sekundzie gdzieś w oddali podnosi się z sykiem mętny, gęstniejący obłok kurzu i zaraz potem swoim wirującym jak cyklon tumanem przemyka między drzewami, przedziera się przez krzaki i z przerażającym świstem, momentami dudnieniem, dociera do parkingu. Omija samochody, zatacza kręgi, unosi się i opada, zmienia kształt, dzieli się na części i za chwilę scala, rozdyma, pęcznieje i na przemian kurczy. Dokładnie w tej chwili, gdy sinoszary tuman w swoim pędzie dociera do niej, zatrzymuje się i w mgnieniu oka przeistacza w odwrócony wierzchołkiem do dołu bezszelestnie wirujący śnieżno-lodowy stożek przechylający się na wszystkie strony. Ale tylko na krótki moment. Po chwili rozpada się, dziurawieje, drze na strzępy, jaśnieje, trzeszczy, chrobocze, pogwizduje, dudni, rozbłyskuje iskrami jak raca, gaśnie i na powrót się rozświetla. W następnej chwili zanika zupełnie, aby w kilka sekund później pojawić się jako obrys ślubnej sukienki misternie wyrzeźbionej z mlecznobiałego jedwabiu i koronki. Wznosi się i powoli opadając, wypełnia się jej ciałem.

Dokładnie w tym momencie słyszy huk wystrzałów. Trzech. A może czterech. Kurczy się w sobie, instynktownie pochyla głowę i przerażony, rzuca się na betonową ściemniałą od błota płytę drogi parkingowej, przykrywając obu dłońmi uszy i zaciskając powieki. Po chwili wstaje pośpiesznie i zrywa się do ucieczki. Nagle zauważa dwie zbliżające się do niego kobiety. Zatrzymuje się. Zawraca. Kobieta w czarnej spódnicy i rozpiętej czarnej, skórzanej kurtce, z wyciągniętymi przed siebie rękami najpierw idzie powoli, potem nagle przyśpiesza i zaczyna biec jak oszalała w jego kierunku. Słyszy jej donośny krzyk:

– Vin, nie rób tego! Vin, błagam cię! Vin!

Ta druga, ta w utkanej dopiero co ze śnieżnobiałej mgły sukience, zatacza się, składa dłonie jak do modlitwy, pochyla się do przodu, jak gdyby miała za chwilę upaść. Jej dłonie rozplatają się po chwili, ręce opadają bezwładnie wzdłuż ciała jak u wisielca. Na gładkim jedwabiu sukienki, tuż nad jej prawą piersią, pojawia się fałda. Z początku mała, prawie niewidoczna, z sekundy na sekundę powiększa się, czerwienieje, rozrasta, puchnie i pęcznieje. W pewnej chwili pęka jak nacięty ostrzem skalpela wrzód. Tryskająca krew spływa kilkoma szerokimi strużkami wzdłuż sukni. Podbiega do kobiety i mocno chwyta ją za ramiona, zanim jej głowa dosięga cementowego chodnika. Kobieta patrzy mu w oczy i z rozczuleniem uśmiecha się do niego. Porusza przy tym powoli wargami, ale nie wydobywa z siebie żadnego głosu. Usiadłszy na popękanym w tym miejscu chodniku, układa jej głowę na swoich udach, a rozwartymi dłońmi, kładąc jedna na drugą, stara się zatamować krew wypływającą z chlupotem z ogromnego postrzępionego na krawędziach otworu nad jej piersią. Nagle słyszy odgłos przypominający uderzenie czegoś masywnego o ziemię. Jednocześnie czuje dotkliwy ból. Zaciska zęby, aby nie krzyknąć. Podnosi głowę. Druga kobieta, ta w czarnej skórzanej kurtce, upadła całym swoim ciężarem na jego sterczące do góry stopy. Widzi, jak osuwa się z krawężnika i staczając się niżej, uderza głową o jezdnię. Chwilę później próbuje, to na kolanach, to czołgając się, dotrzeć do mężczyzny leżącego nieopodal dużego, białego samochodu. Mężczyzna spoczywa bez ruchu na lewym boku, brzuchem dotyka jezdni. Jego stopy są nienaturalnie wykrzywione. Ma otwarte, zdziwione, niedowierzające oczy. Dwa, trzy kroki od nóg leżącego mężczyzny, nieznacznie na lewo, stoi drugi mężczyzna. Trzyma w wysuniętej przed siebie ręce jakiś podłużny przedmiot owinięty wyblakłą, żółto-niebieską, podziurawioną, plastikową torbą z supermarketu. W pewnej chwili słychać chrobot i wyraźny, metaliczny zgrzyt, a zaraz potem odgłos kilku wystrzałów. Trafiona pociskami głowa mężczyzny leżącego przed samochodem podskakuje do góry, szeroko otwierają się na moment jego wyrażające bezgraniczne zdziwienie oczy, i po chwili, podczas gdy osuwa się bezwładnie ku ramieniu, eksploduje, tryskając na wszystkie strony strumieniami czerwonordzawej, oleistej zawiesiny zmieszanych ze sobą krwi, strzępów mięsa, sklejonych kosmyków włosów i odłamków kości. Strumienie tej makabrycznej mazi wypływają z pozbawionego głowy korpusu mężczyzny, łącząc się w potok rozlewający się po parkingu. Gdy rdzawokrwista fala z pluskiem dociera do kobiety w czarnej kurtce, ta upada z kolan twarzą na jezdnię. Przez kilka sekund słychać jej głośne, urywane sapanie, potem żałosny skowyt, a na końcu charczenie. Na moment zapada zupełna cisza, po której rozlega się jej przeraźliwy, dudniący, ogłuszający krzyk:

– Jezus!!!

Budzi się wtedy zlany potem, konwulsyjnie drży jak epileptyk, rozpaczliwie próbuje zatykać uszy i gryzie jak oszalały poduszkę, kołdrę, prześcieradło lub materac...

Dzisiaj także wybudził go ten sen. Tyle tylko, że po wszystkich tych latach, mimo że senne majaki są uparcie i niezmiennie tak samo plastyczne, tak samo wyraźne, ciągle tak samo wstrząsające, sam akt przebudzenia jest zupełnie inny. O wiele prędzej, praktycznie natychmiast, uzmysławia sobie moment przekroczenia granicy pomiędzy sennym przywidzeniem a rzeczywistością. Potrafi także w jednej chwili opanować konwulsje i zatkać sobie usta poduszką, kołdrą lub dłonią. Budzi się z tego snu wprawdzie zlany potem, z uczuciem przerażenia, jak zawsze gwałtownie, ale – co dla niego jest od długiego czasu najważniejsze – prawie bezszelestnie. Nie zamyka oczu, nie ucieka w ciemność z zaciśniętymi powiekami. Wprost przeciwnie. Natychmiast szeroko otwartymi oczami wpatruje się w żarówkę nocnej lampki, bez której światła od kilku lat nie kładzie się spać. Już dawno zauważył, że na nagłą intensywną jasność reaguje tak samo, jak okrutnie męczony w trakcie naukowych eksperymentów szczur lub chomik zamknięty w klatce reaguje na porażanie prądem z elektrody wszczepionej w skórę jego głowy: zastyga w absolutnym bezruchu, nie wydając z siebie żadnego odgłosu.

Kiedyś, na początku, jeszcze w cuchnącej wilgocią mrocznej celi aresztu śledczego, gdy minęły konwulsje i zakończył swój niezrozumiały bełkot, trwał po takim przebudzeniu przez długi czas jak w jakiejś obłąkańczej malignie. Zesztywniały, nieruchomy, ze wzrokiem utkwionym w jeden punkt na ścianie celi, niereagujący ani na głos, ani na krzyk, ani na potrząsanie, ani nawet na oblewanie jego twarzy wodą. Odłączony zupełnie od świata. Najpierw przerażał obudzonych współwięźniów epileptycznymi drgawkami, a potem swoją długą, zupełnie niezrozumiałą dla nich trupią nieobecnością. Gdy wracał w końcu do siebie i zaczynał rejestrować, gdzie się znajduje, co tutaj robi, po raz kolejny ze zwieszoną głową jak karcony za nieposłuszeństwo mały chłopczyk wysłuchiwał ze szczegółami opowieści o tym, „jaki kosmicznie odjebany odjazd wykonał”, i zaczynał się usprawiedliwiać i przepraszać.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Dotychczas w serii na F/AKTACH ukazały się

PREPARATORHuberta Klimko-Dobrzanieckiego Historia człowieka naznaczonego społecznym piętnem. Żal, poczucie straty, osamotnienie. Gdzieś tam rodzi się zło...

INNA DUSZAŁukasza Orbitowskiego Historia nastolatka, który postanawia zabić, na tle mrocznego obrazu Polski lat 90-tych XX w.

Nowa seria wydawnictwa Od Deski Do DeskiNIE/ZWYKŁE ROZMOWY

Tomasz Sekielski rozmawia z niezwykłymi osobami na niezwykłe tematy. Pierwszą pozycją tego cyklu będzie wywiad z Grzegorzem Żemkiem, którego nazwisko nieodłącznie kojarzy się z aferą FOZZ nazywaną „matką wszystkich afer”. Co się stało z pieniędzmi Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego? Jak służby specjalne zorganizowały skok na kasę? To będzie książka o wielkich pieniądzach, wpływowych ludziach i budowie pierwszych fortun III RP.

W przygotowaniu powieść w serii na F/AKTACHautorstwa SYLWII CHUTNIK