If You Hate Me. Toronto Terror. Tom 1 - Helena Hunting - ebook
NOWOŚĆ

If You Hate Me. Toronto Terror. Tom 1 ebook

Hunting Helena

1,0

39 osób interesuje się tą książką

Opis

Najlepszy przyjaciel mojego brata. Mój najgorszy wróg. I mój nowy współlokator.

Kiedy Rix w przypływie złości rzuciła pracę, musiała zamieszkać wraz ze swoim bratem i jego najlepszym przyjacielem Tristanem, który był dla niej prawdziwą zmorą. To miało być tylko tymczasowe rozwiązanie i ostatnia deska ratunku, bo życie z zawodowymi hokeistami okazało się trudniejsze, niż się spodziewała.

Tristan był dokładnie tym, czego starała się unikać – niesamowicie przystojnym, aroganckim uwodzicielem o wątpliwej reputacji. Zawsze paradował bez koszulki, jakby chciał ją sprowokować. Ich relacja to był niekończący się ciąg sprzeczek, a każde jego słowo zdawało się testować jej cierpliwość.

Jej celem było przetrwać, dopóki nie znajdzie nowej pracy i własnego miejsca do życia. Była zdeterminowana, by unikać wszystkiego, co mogłoby sprawić, że Tristan stałby się dla niej kimś więcej niż tylko irytującym współlokatorem. Ale okazało się, że granica między miłością i nienawiścią jest dość cienka…

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 592

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
1,0 (1 ocena)
0
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
NataliaSerementa

Nie polecam

Dobrnęłam do 11 strony. Lubię erotyki ale czytając tego gniota czułam się zniesmaczona. Słownictwo użyte w tej książce to jakiś rynsztok
00



TYTUŁ ORYGINAŁU: If You Hate Me

Redaktorka prowadząca: Ewelina Kapelewska Wydawczyni: Agnieszka Fiedorowicz Redakcja: Marta Stochmiałek Korekta: Anita Keler Projekt okładki: Hang Le Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski Grafika na okładce: @rosiesfables

Copyright © 2024. IF YOU HATE ME by Helena Hunting

Copyright © 2025 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Agnieszka Szling, 2025

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-010-6

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska

Dla tych, którzy codziennie dają z siebie wszystko, by wspierać swoich bliskich, nawet gdy jest to trudne

ROZDZIAŁ 1

RIX

W środku pachnie cheetosami, piwem, prawdopodobnie zapoconymi jądrami i odrobiną męskiego dezodorantu. Leżę na futonie na poddaszu w mieszkaniu mojego starszego brata, a w brzuchu złowieszczo mi burczy. Skoro nie śpię, równie dobrze mogę zadzwonić do mojej najlepszej przyjaciółki i wszystko jej opowiedzieć.

– Mam kwadrans pomiędzy klientami. Co jest, do cholery? – pyta Essie, odbierając telefon.

Odgłosy wydarzenia, podczas którego pracuje, wypełniają pomieszczenie. Jej pędzle do makijażu stukają i brzękają, kiedy czyści je i układa w oczekiwaniu na koleją osobę, która zajmie miejsce na krześle.

– Życie mi się załamało – mówię zwięźle i dokładnie.

– Brzmi źle. Co się stało?

– Rzuciłam robotę na wkurwie oraz wyprowadziłam się z mieszkania.

Te słowa, wypowiedziane na głos, brzmią jeszcze gorzej. Jestem sobą bardzo rozczarowana. Proszenie brata o to, bym mogła się u niego zatrzymać, wydaje się ostatnim gwoździem do trumny – jest zawodowym hokeistą, a ja teraz jestem bezrobotna i bezdomna. Mam szczęście, że w ogóle go złapałam między treningiem a wyjściem na miasto.

– Czy twoi współlokatorzy znowu zaprosili cię na orgietkę? – pyta.

– Właśnie tak.

– Dlaczego, kurde, nie potrafią pogodzić się z odmową? To nękanie!

Uśmiecham się. Chylę czoła przed tym, że oburza się w moim imieniu.

– Słuchaj, szanuję to, jak człowiek osiąga orgazm, ale niech słucha, kiedy mówię, że ja dziękuję. To było najgorsze. Potem pod koniec pracy szefowa rzuciła cztery pudła paragonów na moje biurko i powiedziała, że trzeba je posortować do jutra do dziewiątej, więc się wkurwiłam i rzuciłam papierami.

A po powrocie do domu zastałam Eugenię przywiązaną do filaru w salonie. Nago. To przelało czarę goryczy i dlatego wylądowałam tutaj. Na futonie.

– Serio? – Niemal widzę, jak Essie kręci głową. – To już czwarty raz! Wytrzymałaś o dwa i pół miesiąca dłużej, niż ja bym dała radę.

– Wiesz, chciałam, żeby to się udało. To była moja pierwsza prawdziwa praca w korpo. Miałam świadczenia i pewną pensję, a teraz nie mam nic. – Dlaczego zachowałam się jak kretynka?

– Masz duże szanse na znalezienie innej roboty, Rix. Skończyłaś studia z wyróżnieniem. Przyjedź do Vancouver. Gdzie teraz jesteś? Proszę, nie mów mi, że w motelu Heaven.

– Prawie tak samo źle, jestem u brata. – Kocham Flipa. Jest świetnym bratem, w przeszłości pomagał mi finansowo, ale to wyraźnie świadczy o tym, że nie poradziłam sobie z zadbaniem o siebie. Nie cierpię tego, że tak bardzo spieprzyłam sobie życie, chociaż bardzo się starałam tego nie zrobić.

– O mój Boże, Rix.

– To nie koniec. – Ponieważ nie tylko straciłam pracę i mieszkanie, w związku z czym muszę spać na futonie na poddaszu bez drzwi i żadnej prywatności, ale zrobiłam jeszcze coś nie do pomyślenia.

– Jak to nie koniec? – pyta Essie.

– Poszłam do Pink Taco. A zawsze przesadzam. – Szczególnie gdy przeżywam jakąś dramę. Uwielbiam te ich cholerne tacosy.

– Powiedz, że nie jadłaś smażonej fasolki.

– Jadłam. I wypiłam kilka kieliszków margarity. – Głupota. I drożyzna.

– Rix, przecież wiesz…

– Wiem. Mój żołądek wydaje odgłosy, jakby mieszkała w nim bestia. Napędzana fasolką bestia. Chyba też zostawiłam Robowi emocjonalną, na wpół pijaną wiadomość głosową.

Kiedy Rob przeprowadził się na drugi koniec kraju, z Toronto na Wschodnie Wybrzeże, by kontynuować studia magisterskie, chciałam spróbować związku na odległość. On wykazał się pragmatyzmem i się nie zgodził. Byliśmy parą ponad rok, więc nadal mnie to boli. Wydawało mi się, że zmierzamy do wspólnego zamieszkania, stabilności i kolejnych etapów, ale koniec okazał się do bani, nawet jeśli było to słuszne posunięcie.

– Stara, zerwaliście ze sobą kilka miesięcy temu. Nieeee… – jęczy Essie.

– Tak.

– Co to za wiadomość?

– Wolałabym nie powtarzać. Może nie odsłucha. – Odsłucha.

– Kochana, poważnie, przyjedź do Vancouver. Jest tu praca w księgowości.

– To kuszące. – Ale także niepraktyczne, nieodpowiedzialne i drogie. Tylko dzisiejszej nocy wyczerpałam limit wszystkich trzech.

Na dźwięk, jakby ktoś próbował dostać się do mieszkania na dole, przerywam.

– Chyba mój brat wrócił. Odezwę się później.

– Okej. Kocham cię bardziej niż lody czekoladowe.

– Ja też. – Kończę rozmowę i przyciskam telefon do klatki piersiowej. Emocje dławią mnie w gardle.

Nie chcę się z tego tłumaczyć bratu. Wszystko mnie przeraża.

Drzwi frontowe otwierają się, a ja biorę głęboki wdech, przygotowując się na nieuniknioną, żenującą wymianę zdań. Światła w kuchni zapalają się.

– O kurwa. Cholera. Za jasno! – Głęboki głos odbija się echem od wysokich sufitów.

Przelewa mi się w żołądku, gdy spinam mięśnie. Głupia smażona fasolka. To nie mój brat Phillip-Flip. Nazywanie go w ten sposób zaczęło się w dzieciństwie, kiedy nie potrafiłam wymówić jego imienia. Teraz to weszło do repertuaru żartów, ponieważ traktuje kobiety instrumentalnie, wykorzystując je*.

Niestety, wygląda na to, że kolega z drużyny mojego brata i jego współlokator, Tristan, jest w domu. Ale brzmi inaczej. Co ma sens, ponieważ kiedy ostatnio widziałam go na żywo, był osiemnastolatkiem, a teraz ma dwadzieścia parę lat. Głos ma głębszy, bardziej szorstki.

Dokładnie na to się zgodziłam, prosząc o możliwość zatrzymania się tutaj. Dogadujemy się z bratem. Jego najlepszy kumpel to jednak inna para kaloszy – a mieszkanie faktycznie należy do Tristana. Kiedy Flip dostał transfer do drużyny Terror, zawodowców z Toronto, był tak podekscytowany możliwością grania z najlepszym przyjacielem z dzieciństwa, że również z nim zamieszkał.

– Wyłączyć światło – bełkocze Tristan.

W mieszkaniu robi się ciemno. Słychać szuranie, a potem „uff” i chrząknięcie.

– Skurwysyński matkojebca. Do łazzzienki marsz! – Kolejne odgłosy potykania się w ciemności. Więcej przekleństw. Coś uderza o podłogę z głośnym hukiem. – Włączyć światło w łazience. – Wypowiada każde słowo powoli, mniej bełkocząc.

Nie zmieniam pozycji trupa na futonie na górze. Nie zobaczy mnie. Wolałabym odroczyć pierwszą po niemal dziesięciu latach interakcję z Tristanem, skoro jest wyraźnie nawalony, a ja mam za sobą gówniany dzień.

Leżę tak nieruchomo, jak to możliwe, i skupiam się na spokojnym oddechu.

Otwiera się lodówka.

– Kurwa. Muszę zro-obić za-akupy. – Drzwi się zamykają. Więcej szelestów. Więcej przekleństw. – Głupie szoty. Ach, cholera.

Ciekawość zwycięża i przewracam się na brzuch, zerkając przez oparcie futonu. Tristan stoi przy wyspie kuchennej, połowa zawartości butelki soku pomarańczowego rozlana jest na blacie, kałuża dociera do krawędzi. Ściąga koszulkę przez głowę i przykrywa nią rozlewający się płyn, co nie zatrzymuje rozlewiska i ciecz kapie mu na stopy. Potyka się i ląduje na lodówce.

Nie jest mi dane podziwiać jego nagości, bo rzuca jeszcze kilkoma niecenzuralnymi słowami i znika. Nie żebym chciała zachwycać się tymi wszystkimi falującymi mięśniami wyrobionymi dzięki niezliczonym godzinom spędzonym na lodowisku. Bo nie chcę. Przede wszystkim.

Dźwięk spływającej wody dochodzi na poddasze wraz z barwnym komentarzem Tristana o głupim soku pomarańczowym, a potem coś o brokacie i zbyt dużej ilości perfum.

Woda przestaje lecieć, a chwilę później znowu zaczyna. Staczam się z futonu na podłogę i krzywię się, kiedy dłońmi wpadam w brud lub okruchy, czy Bóg wie co. To poddasze trzeba porządnie wyszorować. Nie prostuję się i na czworakach zbliżam do poręczy. Stąd mam doskonały widok na większą część mieszkania, w tym łazienkę. Drzwi są szeroko otwarte. Kran nie jest odkręcony. Tristan sika. Odchyla się w prawo, chwyta za krawędź toaletki, żeby się nie przewrócić, i zupełnie nie trafia do sedesu.

Mam nadzieję, że jest tu więcej niż jedna łazienka. Może mój brat ma własną. Trzymam za to kciuki, ponieważ nie słynie z jakichś wyjątkowych umiejętności utrzymania porządku. Tristan przeklina i odrywa zbyt długi kawałek papieru toaletowego, by po sobie posprzątać.

Mój telefon brzęczy na futonie. Z powrotem się chowam i sprawdzam, kto to. Cholera. Rob esemesuje. Sekundę później telefon dzwoni. Przekierowuję połączenie na pocztę głosową i szybko przestawiam aparat w tryb samolotowy.

Kiedy przestają płynąć odgłosy wody, spodziewam się, że Tristan, zataczając się, pójdzie do sypialni, ale tak się nie dzieje. Zamiast tego na poddasze dociera niski jęk. Sklepione sufity wzmacniają dźwięk. Marszczę brwi i zamykam oczy, próbując zlokalizować odgłosy dochodzące z piętra niżej.

– O kurwa, tak. Tak mocno.

Otwieram oczy. On nie może się… Może?

Opuszczam kryjówkę za fotelem do gier i zerkam przez pręty poręczy.

Och, na pewno.

Oddech mi przyspiesza, serce waha się, a potem bije szybciej.

Tristan się masturbuje.

Energicznie.

Entuzjastycznie.

Ma pochyloną głowę, oczy mocno zamknięte, czoło zmarszczone, wargi wykrzywione. Nie widzę, co dzieje się poniżej pasa, ale napina bicepsy, a ramię porusza się w szalonym tempie. Z każdym oddechem jego bary rozszerzają się i kurczą. Zmienia pozycję i nagle widzę jego przyrodzenie.

I cholera jasna, ma naprawdę ogromnego kutasa.

Nawet w jego masywnej pięści wygląda imponująco.

Powinnam odwrócić wzrok.

Nie powinnam podsłuchiwać.

Nie mogę jednak oderwać oczu od Tristana walącego konia z niezrównaną gorliwością. Każdy mięsień ma napięty. Pot pokrywa mu ramiona, gdy szybciej porusza ręką. O Boże, nie oszczędza się. Jęczy, odchyla głowę przy kolejnym ostrym szarpnięciu. Wydusza z siebie: „O tak, kurwa”, i zmienia ułożenie ciała w taki sposób, że staje przed jedną z umywalek. Są dwie. Szarpie biodrami, pchnięcia tracą rytm, i eksploduje na całą toaletkę.

Wszystko poniżej pasa mi się zaciska. Skórę mam wilgotną, serce wali w klatce piersiowej. Już nie tylko z powodu smażonej fasolki.

Właśnie byłam świadkiem, jak najlepszy kumpel mojego brata zwalił konia. A sądząc po tym, jak moje ciało buzuje tłumioną energią seksualną, to mi się podobało. Bardzo. Może takim właśnie vibe’em emanowałam w obecności współlokatorów. To może wyjaśniać kilka spraw – na przykład dlaczego chcieli, żebym przebrała się za piratkę i przyłączyła do ich sekseskapad.

Woda zaczyna płynąć, a ja wracam na futon, rozciągając się na brudnym materacu, z poczuciem winy i wstydu. Cały ten dzień ewidentnie polega na ustanawianiu nowych osobistych dołków. Leżę, starając się uspokoić oddech, podczas gdy piętro niżej tłucze się Tristan. Wydaje mi się, że minęło milion lat, zanim drzwi się otwierają i zamykają. Zamierzam leżeć tu do rana, udając, że cały czas spałam. Na nieszczęście trzy wypite drinki i niepokój związany z tym, że będę po wsze czasy musiała udawać, że właśnie wcale nie patrzyłam, jak niczego nieświadomy zawodowy hokeista się onanizuje, oznacza, że muszę się wysikać. I to już.

Odwracam uwagę, czytając wiadomość od Roba.

ROB

Brzmisz, jakbyś była pijana. Może powinnaś zadzwonić do Essie. Napisz chociaż, że nic Ci nie jest.

To wcale nie pomaga. Nie zawracam sobie głowy odsłuchaniem wiadomości. Nie kopie się leżącego.

Wysyłam mu kciuk w górę, żeby się nie martwił i nie dzwonił ponownie. Nie zniosę teraz jego litości.

Mój pęcherz krzyczy. Nie dotrwam do rana bez zsikania się w majtki, a wolałabym nie zniżać się tak bardzo. Wizyta na dole to jedyny sposób. Jestem pewna, że Tristan momentalnie padł, biorąc pod uwagę, jak bardzo był nawalony.

Decyzja podjęta, potrzeba wysikania się przeradza się w fizyczny ból. To zajmuje wszystkie moje myśli. Pędzę do tej głupiej, jebanej drabiny i zauważam, że sama się przesunęła. Aby nie hałasować, dochodzę do ostatniego stopnia, zwieszam się ze szczebla i opadam na podłogę. To tylko kilkadziesiąt centymetrów, ale ponieważ dzisiejszy dzień jest do dupy, skręcam kostkę i ląduję z hukiem i dźwiękiem „łup”. Zakrywam usta dłonią. I popuszczam w majtki.

Zrywam się na równe nogi i sprintem mijam sypialnię Tristana, wparowując do łazienki. Zamykam drzwi głośniej, niż chciałam, i przekręcam zamek. Ledwo zdążam opuścić deskę klozetową, a Niagara już rusza. Ulga prawie dorównuje orgazmowi. Prawie. Chwytam pochyloną głowę w dłonie i opróżniam pęcherz.

Jedenaście lat później nareszcie skończyłam. Podcieram się, zastanawiając, czy powinnam spuścić wodę, ale rezygnuję, bo mogłoby to spowodować niepotrzebny hałas.

Umywalka po lewej stronie jest nieskazitelnie czysta, na blacie stoją tylko kubek na szczoteczkę do zębów i mydło z dozownikiem. Z drugiej umywalki ewidentnie korzysta mój brat. Krawędź obsypana jest resztkami zarostu, a na dnie widać grudki pasty do zębów i resztki jedzenia. Oraz prawdopodobnie trochę spermy. Tubka pasty do zębów nie jest zakręcona, a dwie maszynki do golenia leżą po jego stronie blatu. Ta część lustra zachlapana jest pastą i wodą. Zastanawiam się, czy Tristana wkurza to tak samo jak mnie.

Jestem tu na własne życzenie, więc nie mam prawa narzekać.

Biorąc pod uwagę ciszę po drugiej stronie drzwi, droga wolna. Nabieram powietrza i włączam tryb dyskretny, by wrócić na poddasze niezauważona. Lecz kiedy przekręcam zamek i otwieram drzwi, okazuje się, że bardzo się mylę.

W drzwiach ze skrzyżowanymi ramionami i napiętymi mięśniami stoi Tristan. Ma na sobie bokserki i to by było na tyle.

W ciągu ostatnich lat widziałam Tristana na zdjęciach. Jest zawodowym hokeistą, i to dobrym. Ma niesamowite osiągnięcia i jest jednym z najlepszych graczy w lidze. Jest również niedorzecznie seksowny. W taki sposób, że majtki same chcą mi się zsunąć z nóg i rzucić do jego stóp.

Wokół uszu i na karku kręcą mu się ciemne blond włosy. Opadają na czoło, a wicherek z przodu sprawia, że jeden niesforny kosmyk sterczy w złym kierunku. Gęste, godne pozazdroszczenia rzęsy otaczają intensywnie zielone oczy, a jednodniowy zarost ozdabia wyrzeźbioną szczękę. Nie mówiąc już o dołeczku w brodzie. Ech.

Jest o wiele większy, niż zapamiętałam, co ma sens, ponieważ ja przestałam rosnąć w pierwszej klasie liceum, a on nie. Musi mieć metr dziewięćdziesiąt pięć lub więcej, bary ma wręcz absurdalne. A mięśnie brzucha? Boże, mięśnie brzucha. Są wyrzeźbione, imponująco zarysowane i seksowniejsze, niż jakikolwiek mężczyzna ma prawo posiadać. Wydaje mi się także, że błyszczy i pachnie, jakby wykąpał się w tanich damskich perfumach.

– Jak, do cholery, się tu dostałaś? Flip dał ci pierdolony klucz? – żąda wyjaśnienia, przechylając się w prawo.

– Eee… Clarice, dozorczyni, mnie wpuściła… Sądziłam, że Flip to z tobą wyjaśnił.

Mruży oczy.

– Wyglądasz znajomo. – Mruga i tym razem znosi go w lewo. Traci równowagę, więc prostuje ramiona i opiera dłoń na ścianie, co sprawia, że wszystkie mięśnie ramienia wybrzuszają się i napinają. – Ostatnim razem przyprowadziłaś przyjaciółkę, prawda? Suzy, krzykaczkę? – Jego twarz rozjaśnia się na to wspomnienie.

Lekko mnie mdli.

– Tristan, to ja, Beatrix. Siostra Flipa.

Marszczy czoło i ściąga brwi.

– Beat?

Powstrzymuję się od wzdrygnięcia na dźwięk okropnego przezwiska, które mi nadał, gdy byliśmy dziećmi. Jak w: „Spadaj. Nic tu po tobie”**.

Wodzi po mnie lekko nieostrym oceniającym spojrzeniem.

– Cholera. Kiedy cię ostatnio widziałem, byłaś patykowatą, pryszczatą nerdką.

Ego: minus dziesięć.

Tristan: jeden.

Okazuje się, że nadal w chuj go nienawidzę. Zakładam ręce na piersi.

– Nieodmiennie taki sam megakutas, prawda? – Zerkam w dół na ułamek sekundy, ale to wystarczy.

Parska śmiechem.

– Nieodmiennie chciałabyś się przekonać, prawda?

– Oczywiście to twoja wersja, gnoju. – Przewracam oczami, chociaż policzki oblewa mi rumieniec. Możliwe, że podkochiwałam się w Tristanie, kiedy byłam w pierwszej klasie. Moż­liwe, że raz widziałam go zupełnie nago. W zasadzie, w pewnym sensie, niezupełnie przypadkiem. – Pozwól, że powiem to inaczej: nadal ten sam gigantyczny dupek.

Uśmiecha się szyderczo.

– Jasne, o to ci chodziło.

Ta rozmowa jest beznadziejnie infantylna, a ja nagle czuję się wyczerpana ponad wszelką miarę.

– Słuchaj, dzisiejszy dzień był jednym wielkim gównem – mówię. – Rozumiem, że minęło wiele lat, odkąd miałeś okazję mnie dręczyć, ale może mógłbyś powstrzymać się do jutra? Jestem wykończona, a radzenie sobie z twoim chamskim zachowaniem nie jest na liście moich priorytetów.

Kiedy próbuję prześlizgnąć się obok, blokuje mi drogę.

– Jak długo tu jesteś?

O kurwa. Przygryzam wargi i mrugam w jego kierunku. Mruży oczy i robi krok do przodu, zmuszając mnie do cofnięcia się, chyba że chcę otrzeć się o jego klatkę piersiową. Czego, bądźmy szczerzy, trochę chcę. Co za przeklęty banał, to całe podkochiwanie się w najlepszym przyjacielu brata. Koleś jednak był seksowny, a czasami, kiedy Flipa nie było przy nim, bywał... miły. Miękki. Rzadko się to zdarzało, ale takie chwile rozpaliły głupi płomień zauroczenia i podtrzymywały go przez całą pierwszą klasę ogólniaka.

Potem Tristan został powołany do klubu satelickiego, a kilka lat później jego kariera hokejowa nabrała tempa.

– Zadałem ci pytanie, Beat. – Pochyla się bardziej, ciepłym oddechem muska mój policzek, a usta znajdują się przy moim uchu. – I oczekuję odpowiedzi.

Przeszywa mnie dreszcz. Wdycham zapach tanich perfum. Przez moment zastanawiam się, dlaczego nie przyprowadził do domu tego kogoś, kto ewidentnie dziś go obłapiał. Potem przypominam sobie, że chociaż jest megaseksowny, to nadal w siedemdziesięciu pięciu procentach dupek.

– Niedługo – wyduszam.

Cofa się, świdrując mnie wzrokiem.

– Kłamiesz.

Z trudem przełykam ślinę. Nie myli się.

– Dlaczego się nie odezwałaś, kiedy wróciłem do domu?

Ma zwodniczo miękki głos. Lecz nie ze mną te numery. Pamiętam, jak się przymilał, gdy byłam dzieckiem, a potem wrabiał mnie w coś głupiego. Czasami było to nieszkodliwe, na przykład mówił mi, że ma czekoladę, ale tak naprawdę trzymał wściekłą ropuchę. Kiedy się zbliżałam, ten dupek rzucał mi ją w twarz i uciekał ze śmiechem.

Innym razem jednak robił mi na złość z przekory lub z czystej podłości. Jak wtedy, gdy byłam wystrojona na dziesiąte urodziny mojej najlepszej przyjaciółki Essie, a tata podwoził Flipa do Tristana, żeby popływał. Przyjechaliśmy wcześniej, więc poszedł pomóc ojcu Tristana w jakimś majsterkowaniu. Nie pamiętam dokładnie, jak to było, ale Tristan wrzucił mnie do basenu w ubraniu. Mama zrobiła mi fryzurę, a nawet uszyła sukienkę. Byłam taka podekscytowana, a on wszystko zepsuł.

Mam wrażenie, że na tę wersję Tristana patrzę. Wtedy nie należała do moich ulubionych, a teraz lubię ją jeszcze mniej.

– Po pierwsze, spałam, dopóki nie usłyszałam, jak wchodzisz. – A raczej wolałabym, żeby tak było. – Po drugie, jesteś nawalony i ledwo możesz utrzymać się na nogach. Nie byłam jakoś szczególnie zainteresowana zadawaniem się z pijanym najlepszym kumplem brata o jakiejś głupiej godzinie po gównianym dniu, który mam za sobą. Po trzecie, co miałam, do diabła, powiedzieć? – Zirytowana i oburzona podnoszę głos. – Przepraszam, że ci przerywam, Rączulko i Palculko? Może następnym razem zamknij drzwi do łazienki!

– Myślałem, że jestem sam! – warczy. – Mogłaś się ujawnić w dowolnym momencie.

– Bo to wcale nie byłoby obciachowe.

Ponownie się pochyla i ścisza głos.

– Może milczałaś, bo ci się podobało. Tylko podsłuchiwałaś, Beat, czy też podglądałaś?

Nie ma to jak być złapanym na gorącym uczynku przez pijanego palanta. Nie żebym miała się do tego przyznać.

– Opanuj swoje ego, Tristan, i odsuń się, kurwa. – Uderzam go w klatkę piersiową, a on cofa się o krok, może się tego nie spodziewał. W kuchni zapalają się światła.

Trudno nie podziwiać całych prawie dwóch metrów wyrzeźbionego, gorącego jak diabli hokeisty. To niesprawiedliwe, że taki chuj jak on może wyglądać tak dobrze w samych białych bokserkach. I widzę wybrzuszenie penisa. Mojej waginie się to podoba, ale reszta mnie jest zniesmaczona. Raczej. Zwłaszcza gdy zdaję sobie sprawę, że na torsie ma ślady po szmince oraz…

– Masz na sobie brokat? – Spoglądam na swoją dłoń, która mieni się w świetle. On cały się świeci. Nie powinnam być zaskoczona. Mój brat jest najpopularniejszym jebaką w lidze, a Tristan jest jego przybocznym. – Cuchniesz tanimi perfumami i żalem.

Przez sekundę na jego twarzy pojawia się jakaś emocja, którą nie do końca rozumiem, ale zarozumiały uśmieszek szybko zajmuje jej miejsce.

– Czyżbyś była zazdrosna?

– Ani trochę. – Przewracam oczami. – Ogarnij się, królu chujów z dupolandii.

Uśmiecha się ponuro i robi krok do tyłu.

– Baju, baju, będziesz w raju. Mam nadzieję, że podobało ci się przedstawienie. – Odwraca się i znika w sypialni, zamykając za sobą drzwi.

Myślałam, że schrzanienie sobie życia to wystarczająca kara, ale wygląda na to, że obcowanie z Tristanem będzie moją nową pokutą.

* W oryginale „Flip me over and do me from behind”, nawiązanie do instrumentalnego wykorzystania kobiet (przyp. tłum.).

** Gra słów, w oryginale „Beat it”, w domyśle „Beat it, Beat”, czyli „spadaj” (przyp. tłum.).

ROZDZIAŁ 2

RIX

Pierwsze, czego dowiaduję się o Flipie i Tristanie, to że włóczenie się bez koszulki jest najwyraźniej czymś normalnym. Następnego ranka siedzę przy kuchennej wyspie, popijając kawę i jedząc ciasteczka z kawałkami czekolady, które przyniosłam ze sobą, bo w lodówce mają tylko zeschłą pizzę i smutnego, gąbczastego pomidora. Zakupy spożywcze i sprzątanie są na samym szczycie mojej listy spraw do załatwienia.

Zaraz po tym, jak zabiorę swoje rzeczy ze starego mieszkania.

W kuchni pojawia się Tristan. Właśnie wyszedł spod prysznica i jest owinięty jedynie ręcznikiem. Ramiona pokrywają mu krople wody, a jedna z nich z wdziękiem spływa po wyrzeźbionym torsie, po drodze muskając każdy wyraźnie zarysowany mięsień brzucha. Obraz Tristana ściskającego masywną erekcję pojawia się w mojej wyobraźni jak głowa kreta w grze zręcznościowej. Przenoszę wzrok z powrotem na kubek z kawą, który jest jedynym bezpiecznym miejscem dla moich oczu.

– Więc co tu robisz?

Tym jednym zdaniem Tristan daje mi do zrozumienia, że nie mogłabym chyba być większym ciężarem.

Po mojej lewej stronie Flip przeczesuje dłonią i tak już zmierzwioną czuprynę. Nie mam pojęcia, o której wczoraj wrócił, ale jego szyję, klatkę piersiową i brzuch znaczy niedorzeczna liczba malinek. Ma na sobie szare spodnie do biegania, opadające nisko na biodrach. Zakładam, że malinkowy ślad się tam nie kończy, lecz jestem wdzięczna, że mogę tylko stawiać hipotezy.

– Mogłam niechcący rzucić pracę – mamroczę. Moją pierwszą prawdziwie dorosłą pracę. Zmarnowałam swoją szansę po zaledwie trzech miesiącach. Znowu ogarnia mnie zażenowanie.

– Jak można niechcący rzucić pracę? – Flip wkłada rękę w spodnie.

Odwracam wzrok, bo nie chcę na to patrzeć. Kulę ramiona i zniżam głos, jakby to miało sprawić, że moje wczorajsze działania staną się mniej okropne.

– Piętnaście minut przed końcem dnia moja szefowa postawiła na moim biurku cztery pudła wypełnione rachunkami z dziesięciu lat. Powiedziała, że muszą być posortowane i wprowadzone do systemu do dziewiątej dziś rano. To już trzeci raz w ciągu miesiąca. Mogłam spanikować.

– Ha! To ma sens. Twoja szefowa wydaje się prawdziwą chamicą.

– Była. A raczej nadal jest. – Jak przystało na żółtodzioba, spodziewałam się gównianych zadań, ale mniej niż dwadzieścia cztery godziny na cztery duże pudła to przegięcie. Zwłaszcza że zrobiła to samo w zeszłym tygodniu. I tydzień wcześniej.

– Mamy gofry i trochę pełnoziarnistego chleba w zamrażarce, jeśli chcesz na śniadanie coś innego niż ciastka. – Tristan spogląda wymownie i z lekką dezaprobatą na moje pudełko z ciasteczkami.

– Nie trzeba. Ale dzięki. – Już i tak jest źle, że się tu panoszę i piję ich kawę. Nie chcę też ich objadać.

– Jak sobie chcesz.

Bierze kubek i nalewa sobie kawy, po czym odwraca się do mnie i Flipa.

– Dolać komuś?

– Jasne. – Flip stawia kubek na blacie.

Tristan rzuca mu spojrzenie.

– Stary. Co jest, kurwa?

Flip marszczy brwi.

– Co?

– Cały jesteś w malinkach, a twoja siostra tu siedzi. – Wskazuje na mnie.

– No i?

– W porządku – mruczę. – Nic, czego bym wcześniej nie widziała.

Tristan wciąż z miną niezadowolonego ojca napełnia kubek Flipa, po czym z powrotem przenosi wzrok na mnie.

– Ja poproszę. – Przesuwam kubek w jego stronę.

– Co ma wspólnego rzucenie roboty na wkurwie z twoim pobytem tutaj? – pyta, dolewając mi kawy.

Naprawdę wolałabym nie musieć dzielić się powodami, dla których jestem zmuszona mieszkać na ich poddaszu.

– Moi współlokatorzy są bardzo zainteresowani odgrywaniem ról. Lubią przebierać się w kostiumy z epoki. – Miałam na studiach chłopaka, przed Robem, który był wielkim fanem Dungeons & Dragons. Czasami upodabniał się do czarodzieja. To było ekscentryczne i urocze. Podobało mi się, że był piłkarzem, który poza boiskiem oddawał się z przyjaciółmi swoim nerdowskim pasjom. A jako księgowa też uważam się trochę za nerdkę. Ale sytuacja w moim mieszkaniu wcale nie polegała na byciu dziwakiem.

Tristan się krzywi, a Flip unosi brew.

– Jak by nie było. – Chwytam za krawędź wyspy, ale lepi się od soku pomarańczowego, więc wracam do trzymania kubka z kawą. – W niedzielę wieczorem przebrali się w ciuchy w stylu steampunkowym, co jest całkowicie w porządku. Mają świetne kostiumy. – Cały pokój jest poświęcony strojom i rekwizytom do odgrywania ról. A większość z nich szyje Eugenia. Ma duży talent. – Z wyjątkiem tego, że próbowali nakłonić mnie do przebrania się za piratkę i… obrabowania ich. – Drewnianą nogą.

Flipowi opada szczęka.

– Obrabowania ich?

– Mają otwarty związek i chcieli, żebym do nich dołączyła. – Odmówiłam kilka razy w ciągu paru miesięcy, które tam spędziłam, ale ciągle pytali i stawiali mnie w niezręcznych sytuacjach. Powinnam była wiedzieć, że tanie wynajęcie tego mieszkania było zbyt piękne, by okazało się prawdziwe.

Tristan wybucha śmiechem.

– Pierdol się, dupku. – Pokazuję mu faka.

– Są seksowni? To znaczy byłoby fajnie, gdyby byli seksowni – mówi Flip nieświadomy, że to, co wypływa z jego ust, jest obrzydliwe.

– Nie ma znaczenia, czy są sexy. To moi współlokatorzy. Byli, bo nie mogę tam mieszkać. – Nie chodzi o odgrywanie ról. Chodzi bardziej o to, co wydarzyło się dwie noce temu i kiedy wczoraj wróciłam z pracy.

– Nie możesz powiedzieć „nie” i na tym poprzestać? – dopytuje Flip.

– Próbowałam. Nie raz. Zamiast uszanować moje granice, dwie noce temu uprawiali w salonie zbyt głośny seks do trzeciej nad ranem. – Utknęłam w sypialni i nie mogłam się wysikać, aż w końcu poszli spać. To było okropne i może dlatego rzuciłam robotę na wkurwie, chociaż trzeba zacząć od tego, że i tak nie kochałam tej pracy.

– Jakbym to już gdzieś słyszał – mruczy do swojego kubka z kawą Tristan.

– Nieważne, stary. Tyle razy brałeś udział w tej grze, więc nie narzekaj, że trudno jest być moim przybocznym – ripostuje Flip.

Krztuszę się. Nie potrzebuję znać tych szczegółów. Mam nadzieję, że to nie jest sytuacja typu „z deszczu pod rynnę”.

– Jesteście obrzydliwi.

– Mam dwadzieścia kilka lat, a kobiety dosłownie się na mnie rzucają. Nie będę wiecznie taki ładny i męski. Trzeba korzystać, póki można. – Flip ma czelność brzmieć, jakby się bronił.

– Jest tak, jak mówi – potwierdza Tristan, jak przystało na jebakę.

– Nie mogę się doczekać zasadniczego sezonu, kiedy zagramy w Vancouver. – W zapatrzonych w dal oczach Flipa maluje się rozmarzenie. – Mają tam najlepsze cizie.

– Właśnie tak. – Tristan w zamyśleniu popija kawę.

– W każdym razie. – Wolę rozmawiać o moich byłych współlokatorach niż o wyjątkowo bujnym życiu seksualnym mojego brata. – Kiedy wróciłam do domu wczoraj wieczorem, znowu się zabawiali w salonie. Uznałam, że miarka się przebrała, więc jestem tutaj. Zostanę tylko kilka dni. Najwyżej tydzień. – Mam nadzieję. – Muszę tylko znaleźć nową pracę i mieszkanie. – To jest moja jedyna opcja poza pobytem w hotelu, na co przez dłuższy czas nie mogłabym sobie pozwolić. Rodzice mieszkają trzy godziny drogi stąd w zabitym dechami północnym Ontario, a moja najlepsza przyjaciółka jest na drugim końcu kraju, w Vancouver, gdzie żyją najlepsze cizie. Boże, jak ja tęsknię za Essie.

– W przyszłym tygodniu zaczynamy obóz treningowy, a potem mamy mecze pokazowe, więc jeśli potrzebujesz więcej niż tydzień, żeby to wszystko ogarnąć, to spoko. Prawda, Tris?

Tristan patrzy na mnie spode łba.

– Jasne, chyba. Tylko trzymaj się z dala od moich spraw. – Wygląda na to, że propozycja dolania kawy była jego jedynym miłym gestem tego dnia.

Nie podoba mi się, że przez niego znów czuję się jak plątająca się pod nogami trzynastolatka.

– Widzę, że nadal jesteś tym samym nieznośnym dupkiem.

– A ty nadal irytujesz jak jakiś komar. I równie łatwo cię zmiażdżyć. – Wykrzywia wargę i ośmiela się wyglądać seksownie, będąc jednocześnie kutasem.

– Jezu. Zapomniałem, jakie to okropne, kiedy jesteście w tym samym pomieszczeniu. Już mnie od tego boli głowa. – Flip pociera skroń.

– To pewnie przez te szoty spijane z ciał lasek, które doiłeś zeszłej nocy – odparowuje Tristan.

Wyrzucam ręce w powietrze.

– O mój Boże! Nie chcę nic wiedzieć o moim bracie spijającym szoty z ciał panienek!

– Chyba powinnaś była o tym pomyśleć, zanim rzuciłaś robotę, straciłaś mieszkanie i zdecydowałaś się walnąć na mój futon. Pogódź się z tym albo spadaj, Beat – warczy Tristan.

Flip parska śmiechem.

– Ach, stary. Zapomniałem o tej ksywce. Spadaj, Beat. – Mój brat unosi rękę, a Tristan przybija mu piątkę.

Są dosłownie najgorsi. Walka nie ma sensu. Nie mam szans z nimi wygrać. Sprowadzenie mnie do roli irytującej młodszej siostry, mimo że mam dwadzieścia dwa lata i skończyłam księgowość, wydaje się gigantycznym krokiem wstecz. Chciałabym mieć kubełek lodów i pokój, w którym mogłabym się użalać nad sobą, ale znalazłam się tutaj, w tej gównianej sytuacji, a jedynym wyjściem jest zabranie rzeczy ze starego mieszkania, znalezienie pracy, a potem miejsca do życia, które nie będzie znajdowało się tutaj. Kiedy już się z tym uporam, mogę zacząć planować zemstę na bracie i Tristanie. Chodzi o cierpliwość i o to, by nie dopuszczać do siebie ich uszczypliwości. Jestem jak teflon. Nic się nie przykleja.

Kiedy oni nadal się ze mnie nabijają, ja popijam kawę, jem ciasteczka z kawałkami czekolady i fantazjuję o goleniu ich głów podczas snu.

– Żarty na bok, a co z twoimi meblami? – pyta Flip. – Trzeba je oddać do magazynu?

– Mieszkanie było w pełni umeblowane, więc muszę tylko zabrać resztę moich ubrań i rzeczy osobistych.

– A co z kompletem sypialnianym ze starego domu? – sonduje.

– Rodzice go sprzedali.

Tristan marszczy brwi.

– Nie masz żadnych mebli?

Kręcę głową.

– Zawsze wynajmuję umeblowane mieszkania. – Wynajem jest łatwiejszy i tańszy. – Reszta powinna zmieścić się w kilku pudłach. Nie miałam zbyt wiele. Mogę podjechać autobusem i wrócić Uberem.

– Podwiozę cię. To blisko East Side’s, do którego chodzimy, prawda?

– Tak, kilka przecznic na południe.

Co miesiąc umawiamy się z bratem na kolację w East Side’s. Kiedy byliśmy dziećmi, rodzice zabierali nas tam na ucztę. Zawsze najadaliśmy się sałatką i chlebem, ponieważ można było dostać nieograniczoną ilość dokładek, a potem jedliśmy dwa kęsy kolacji, zostawiając resztę na następny dzień.

– Przejadę się z wami – oznajmia Tristan.

Zaraz, ale że co?

– Nie musisz. Nie mam aż tylu rzeczy.

Nadal patrzy obojętnym wzrokiem.

– Chcę poznać tych współlokatorów.

No przecież.

– Dlaczego? Żebyś mógł wprosić się na orgietkę? Eugenia nie jest w twoim typie.

– Skąd wiesz?

– Bo nie jest cizią. – Wiem, jaki jest typ mojego brata, co oznacza, że znam też typ Tristana.

– Dobra, choć to zabawne, muszę wziąć prysznic – mówi Flip. – Potem odbierzemy twoje rzeczy, Rix. Proszę, spróbujcie się nie pozabijać pod moją nieobecność. – Zostawia mnie sam na sam z Tristanem, wciąż przepasanym wyłącznie ręcznikiem.

Nie mam dokąd uciec.

– Powinnam wziąć klucze. – Mam na sobie szorty, podkoszulek, który włożyłam do torby zeszłej nocy, i ten sam stanik oraz majtki, co wczoraj. Oddalenie się od prawie nagiego Tristana to teraz mój priorytet.

Kręcę się wokół wyspy, ale on jest tuż obok – ściana seksownego, muskularnego ciała, które chciałabym zarówno uderzyć, jak i przeorać paznokciami, zwłaszcza teraz, gdy nie jest pokryty brokatem i nie śmierdzi tanimi perfumami. Teraz pachnie świeżym, cholernym deszczem i rozgrzaną skórą i mam ochotę trochę poocierać się o jego nogę. Co jest bardzo, bardzo złe. Zwłaszcza gdy wiem, co wyprawiają razem z Flipem. Moje emocje wobec Tristana powinny ograniczać się do nienawiści.

Zastanawiam się, czy go nie ominąć, ale jest hokeistą, a ja raptem raz w tygodniu chodziłam na jogę z Essie, ponieważ pozwolono jej przyprowadzać przyjaciółkę za darmo. A od razu po zajęciach moją nagrodą były lody marki Kawartha. Teraz Essie jest w Vancouver i już nigdy nie będę praktykować jogi, nie myśląc o niej. Wykonuję gest „no dalej”.

– Powiedz, co masz do powiedzenia, Tris. Nie mam całego dnia.

– Naprawdę? – Podnosi rękę, a ja odwracam głowę, ale nie mam zamiaru cofnąć się ani odsunąć. Nie dotyka mnie, palcami przesuwa wzdłuż linii mojej szczęki, tak blisko, że czuję jego ciepło. Pochyla się, aż jego gorący, wilgotny oddech muska mój policzek. – To ty pijesz moją kawę, śpisz na moim futonie, bo nie masz się gdzie podziać.

Jego słowa mnie ranią.

– Myślisz, że się o to prosiłam?

Przechyla głowę.

– Tak to rozumiesz?

Bawi się mną. Naciska. Drażni.

– Musi się miło siedzieć na tronie, z którego wydaje się wyroki na poddanych. Z naszej trójki to ja musiałam walczyć najciężej, by znaleźć się tu, gdzie jestem. Zawsze byłam na drugim planie, nigdy wielką, błyszczącą gwiazdą.

Uśmieszek znika mu z twarzy. Otwiera usta, ale zanim coś powie, rozpędzam się, chcę go roznieść w pył, tak jak on mnie.

– I spójrz, jak szybko oboje straciliście ten blask. Jak cudownie, że możecie być dupkami najwyższej próby i nikt nigdy wam tego nie wypomina. Jak dumni muszą być wasi rodzice. Mamusia musi być zachwycona, że jesteś wielką gwiazdą hokeja. – Słowa wychodzą z moich ust, zanim zdążę pomyśleć nad konsekwencjami. Jego mama odeszła, kiedy miał dwanaście lat. To był cios poniżej pasa. Za nisko. Próbuję się wycofać. – Nie chciałam…

– Akurat. – Odwraca się i znika w sypialni.

Serce mi wali, a dłonie mam spocone. Być może jeszcze bardziej pogorszyłam swoją sytuację.

Dwadzieścia minut później opuszczamy apartament. Kobieta po drugiej stronie korytarza wchodzi do swojego mieszkania.

– Cześć, Dred, jak leci? – pyta Flip.

Tristan macha ręką.

– To będzie najlepszy dzień, jak tylko przebiorę się w wygodne ciuchy. – W tej chwili ma na sobie płaskie buty, eleganckie spodnie, białą bluzkę i kardigan. W koku i okularach przypomina bibliotekarkę.

Flip pokazuje na mnie.

– Rix, to jest Mildred, w skrócie Dred. Dred, to moja siostra Rix. Zostaje z nami na kilka tygodni.

Dred uśmiecha się do mnie.

– Miło cię poznać, Rix.

– Ciebie też.

– Masz ochotę na film w tygodniu? – pyta Flip.

– Jasne, tylko zapukaj, jestem w domu przez większość wieczorów.

Wchodzi do swojego mieszkania, a ja czekam, aż znajdziemy się w windzie zjeżdżającej do lobby, zanim powiem:

– Czy bzykanie sąsiadki to naprawdę dobry pomysł?

– Nie bzykam jej. Po prostu się przyjaźnimy. Oglądamy filmy i gramy w planszówki, a czasami słuchamy podkastów.

– Hę. – Tego się nie spodziewałam.

Dwie minuty później siedzę wciśnięta w samochodzie brata. Wóz jest dwudrzwiowy, z małym siedzeniem z tyłu. Tristan odsuwa fotel pasażera. Nie mam miejsca na nogi, a twarzą prawie dotykam zagłówka.

– Mogę prosić o kilka centymetrów więcej? – narzekam. – Albo może powinieneś zostać, Tristan. – Obawiam się, że moje rzeczy się nie zmieszczą nawet bez Tristana, a wolałabym zabrać wszystko za jednym razem. To, że nawet po latach czerpie radość z mojego nieszczęścia, zdaje się nie słabnąć.

– I odpuścić sobie czas na budowanie relacji?

– Możecie przestać? – Flip wyjeżdża z podziemnego parkingu i zgodnie z GPS-em skręca w prawo.

Fotel Tristana jest tak blisko, że praktycznie mam w ustach jego kudły. I oczywiście opuścili szyby, więc moje włosy powiewają na wietrze we wszystkie strony. Gumkę mam w torebce pod stopami i nie mogę jej dosięgnąć.

Ostrożnie chwytam w palce kosmyk jego włosów i wyrywam. Przeczesuje je dłonią. Traci cztery włosy, zanim się orientuje.

– Co ty, kurwa, robisz? – Owija palce wokół mojego nadgarstka, nim wyrwę piąty.

Prąd przechodzi mi przez ramię, a włoski na karku stają dęba.

– Uwalniam cię od siwizny.

– Nie mam siwych włosów!

– Bo ich nie widzisz. – Próbuję się wyrwać, ale ściska mocniej.

Wolną ręką sięga między siedzenie a drzwi i odchyla się jeszcze bardziej. Zagłówek wciska mi się w brzuch, a oparcie uderza w kolana, zmuszając do rozpłaszczenia nóg.

– Przestań! Miażdżysz mnie! – krzyczę.

– Przestań wyrywać mi włosy! – warczy Tristan.

– Zrób mi trochę miejsca!

– Uspokójcie się! Przegapiłem zakręt, bo mnie rozpraszacie.

Głowa Tristana jest prawie na moich kolanach. Podnosi podbródek, jego zielone oczy napotykają moje.

Mówię bezgłośnie:

– Co za dupek z ciebie.

Kącik jego rozkosznie pełnych ust unosi się w rozbawionym uśmieszku.

– Wiem. I co z tym zrobisz, Beat?

Wciąż trzyma mnie za nadgarstek, a ja utknęłam pod oparciem jego siedzenia. Pochylam się do przodu, klatką piersiową naciskam na czubek jego głowy, z włosów robiąc wokół nas zasłonę. Coś się zmienia i przepływa między nami namacalny strumień surowej energii – nienawiść, irytacja, frustracja, kto wie, co jeszcze. Ale sama jestem zszokowana, kiedy liżę jego żuchwę.

Wolną rękę wsuwa w moje włosy i łapie je w pięść, przytrzymując moją głowę.

– Wiesz, co mówią o igraniu z ogniem. – Przekręca moją głowę, ustami sunąc po moim policzku aż do ucha. – Zła mała Bea – drwi, łapiąc płatek mojego ucha między zęby.

Robi mi się ciepło, kiedy ssie skórę, a potem znowu bierze ją między zęby.

– Ani mi się waż mnie ugryźć!

– Zachowuj się i może będę miły. – Jego głos to szorstki szept. Wzmacnia uścisk na moich włosach, językiem wodząc po małżowinie.

Nie wiem, czy to odwet, czy gra wstępna. Co jest… popieprzone, zwłaszcza że mój brat siedzi w fotelu kierowcy niecałe trzydzieści centymetrów dalej. To jednak nie powstrzymuje mnie przed przesunięciem dłonią po przodzie jego koszuli. Staram się nie podziwiać, jak jędrne ma mięśnie klatki piersiowej, kiedy docieram do sutka i skręcam go w palcach. Jego zaskoczony odgłos sprawia, że brodawki stają mi na baczność.

– Nic cię nie powstrzyma, żeby mnie dotknąć, co, Beat?

Niebywałe ego. Przestaję być miła i szczypię go. Zamiast puścić moje ucho, ssie je, a potem gryzie mocniej. Skręcam palcami jego włoski na klatce piersiowej i szarpię.

– Ach! – stęka. – To było podłe!

– Gryziesz mnie! – Odwracam głowę, ale on wciąż zaciska pięść na moich włosach.

Samochód szarpie, a opony piszczą.

Tristan puszcza moje włosy, gwałtownie mnie cofa.

– Co, do kurwy nędzy, jest z wami nie tak? – Flip gapi się na nas.

Oboje mamy czerwone twarze i dyszymy. Nie mam pojęcia, dlaczego wydawało mi się to w równym stopniu agresywne, co seksowne.

– To on zaczął!

– To ona zaczęła!

– Nie obchodzi mnie, kto zaczął. Koniec teraz albo wysiadaj i łap wspólny przejazd do domu. Albo dzwoń do jednego ze swoich kumpli od zabawy, żeby cię odebrali. – Flip rzuca Tristanowi ostre spojrzenie.

– Przestanę, jeśli ona przestanie. – Tristan pociera pierś.

– Możesz podnieść siedzenie, żebym mogła oddychać? – zrzędzę.

– Poproś grzecznie – szydzi.

– Przesuń się, Tris. Dosłownie leżysz na niej – nakazuje Flip.

Tristan narzeka, ale podnosi oparcie tak, że zagłówek nie wbija mi się już w żebra. Znów mogę odetchnąć pełną piersią.

– Nie odzywajcie się do siebie ani słowem przez resztę drogi – warczy Flip.

Następne dwadzieścia minut spędzamy w niezręcznej ciszy. Im bliżej jesteśmy mieszkania, tym bardziej zasycha mi w ustach. Flip parkuje na miejscu dla gości, a ja wyplątuję się z tylnego siedzenia, podczas gdy Tristan odsuwa pas bezpieczeństwa na bok, prawdopodobnie po to, żebym się nie zaklinowała, wysiadając z samochodu.

– To cholernie gówniana dzielnica – oznajmia. Brzmi jak oskarżenie. Nie wiem, o co chodzi z Tristanem, ale zawsze sprawia, że czuję się taka mała.

– Myślałem, że kiedy mówiłaś, że mieszkasz blisko East Side’s, to w ładniejszej części. – Flip marszczy brwi, przyglądając się okolicznym budynkom i domom. Spotkałam się z nim w restauracji raptem trzy razy, odkąd się tu przeprowadziłam.

Po raz pierwszy widzi, gdzie mieszkam. Mieszkałam. Czas przeszły, kiedy już zabiorę swoje rzeczy. Kilka przecznic na zachód okolica jest mniej zaniedbana, ale też droższa.

– Jak długo tu mieszkasz? – pyta Tristan, marszcząc brwi.

– Kilka miesięcy. – Wzruszam ramionami. – Ceny są przystępne.

– Ale w oknach sklepu na rogu są kraty. – Tristan macha ręką w stronę Tasty Mart po drugiej stronie ulicy.

– Sklep, przy którym Flip i ja dorastaliśmy, niczym się nie różnił – zauważam.

– Tak, ale znaliśmy wszystkich. To jest totalnie podejrzane – mówi Flip.

– Jak daleko miałaś stąd do pracy? – Tristan wygląda na zirytowanego.

– Pół godziny metrem, ale już tam nie pracuję.

– Jednak pracowałaś przez trzy miesiące. Gdzie jest najbliższa stacja? – nozdrza Tristana rozszerzają się.

– Kilka przecznic dalej. Siedem minut na piechotę.

Tristanowi drży szczęka.

– I chodziłaś tam sama?

– Mam gaz pieprzowy i skończyłam kursy samoobrony. Poza tym od dzisiaj już nie będę tu mieszkać, więc to nie ma znaczenia, prawda? – Nie rozumiem, dlaczego nagle tak się przejął. Dwadzieścia minut temu gryzł mnie w ucho i miażdżył.

– Tym razem wybierzemy ci lepszą okolicę – oznajmia Flip.

– Jeśli tylko mieszkanie zmieści się w moim budżecie, to jasne. – Toronto jest drogim miejscem do życia.

Flip idzie obok mnie, a Tristan za nim z telefonem w ręku. Prawdopodobnie wysyła erotyczne wiadomości do swojej dzisiejszej ofiary. Moje nerwy wchodzą na wysokie obroty, gdy wsiadamy do tyciej windy z małą starszą panią, która pachnie tuńczykiem i kulkami na mole. Mówi o tym, jak ładna jest w końcu pogoda i jak ciężkie są kanadyjskie zimy dla jej starych kości. To standardowa rozmowa. Kanadyjczycy lubią narzekać na sześć miesięcy śniegu i minusowych temperatur. Lubimy też jęczeć, gdy robi się zbyt gorąco. Naprawdę nie da się nas zadowolić.

Starowinka wysiada na dwunastym piętrze, a my jedziemy na dwudzieste trzecie. Winda stuka i sapie, ale drzwi się otwierają, co jest niesamowite. Raz utknęłam, kiedy zatrzymała się między piętrami. I to z dostawcą pizzy. On martwił się, bo „czterdzieści pięć minut lub za darmo”. Ja martwiłam się, że się posikam. Dziesięć niekończących się minut później drzwi zostały wyważone. Potem przez dwa tygodnie korzystałam ze schodów.

Flip i Tristan wychodzą za mną z windy i idą korytarzem do mojego, wkrótce byłego, mieszkania. Nierozsądnie wrzuciłam klucze do torebki, więc stoją zakłopotani, gdy ja przetrząsam jej wnętrze.

– Co to za szelest? – pyta Tristan.

– Miniaturowe opakowania krakersów w kształcie złotej rybki i kilka ciasteczek z wróżbą – mruczę. Zawsze noszę przekąski w torebce. W końcu znajduję pęk kluczy i przesuwam brelokiem nad czujnikiem. Nie ostrzegłam współlokatorów, że przyjdę. Uznałam, że element zaskoczenia zadziała na moją korzyść.

Ale kiedy na własne oczy widzę tę scenę, zaczynam się ponownie zastanawiać nad swoją strategią. Eugenia co prawda nie jest przywiązana do filaru na środku salonu, ale jej chłopak Claude, mój drugi były współlokator, robi za helikopter i z każdym ruchem jego przyrodzenie uderza Eugenię w policzek. Jest ubrana w kolejny imponująco zaprojektowany strój z epoki, z biustem na wierzchu.

Chciałabym powiedzieć, że to pierwszy raz, ale byłoby to kłamstwo.

– Co jest, kurwa? – mruczy Tristan.

– Czy on uderza ją w twarz zwiotczałym kutasem? – pyta Flip.

– Tak – potwierdzam.

Pierwsza zauważa mnie Eugenia. Mój brat i Tristan są wciąż w holu. Na razie. Dziewczyna zrywa się na równe nogi.

– Co ty tu robisz? – Oczy jej błyszczą, gdy po moich obu bokach pojawiają się dwa cienie. – Och! Przyprowadziłaś przyjaciół! Czy w ten sposób przepraszasz, że wczoraj nazwałaś mnie psychopatyczną suką? Zaklepuję sobie tego pięknisia za tobą. Claude, możesz wziąć drugiego. – Eugenia ściska ramię Claude’a, jej głos drży z podniecenia.

Podnoszę rękę.

– Nie przepraszam. Przyszłam po moje rzeczy. Potem postaram się wymazać ten koszmarny moment z życia, prawdopodobnie za pomocą dużej ilości alkoholu. – Najprawdopodobniej taniego wina.

– Wisisz nam jeszcze czynsz za następny miesiąc. W umowie najmu jest napisane, że musisz złożyć wypowiedzenie z trzydziestodniowym wyprzedzeniem, a ty tego nie zrobiłaś – odzywa się Claude. Z powrotem włożył penisa w spodnie, dzięki Bogu.

– Ta dwójka zaprosiła cię do trójkąta, tak? – potwierdza Flip.

– Tak.

– A ty odmówiłaś, tak?

– Zgadza się. Powiedziałam, że nie.

– I nadal próbowali cię w to wciągnąć? – docieka Tristan.

– Eee, tak.

– Więc pytali dwa razy? – naciska. – I za każdym razem odmawiałaś? – Przez chwilę spodziewam się, że na końcu doda coś gównianego, ale po kilku sekundach ciszy zdaję sobie sprawę, że Tristan jest po mojej stronie.

– Proponowali więcej niż dwa razy, a ja zawsze odmawiałam. – Jest mi wstyd, że to trwało tak długo, ale biorąc pod uwagę to, ile czasu spędzałam w pracy, nie miałam kiedy szukać innego mieszkania. Ani możliwości, żeby w pojedynkę pozwolić sobie na coś własnego.

– Więc cały czas wywierali na ciebie nacisk, mimo że jasno dałaś im do zrozumienia, że nie interesuje cię udział? – Nozdrza Tristana rozszerzają się, a ja udaję, że nie widzę, jaki jest seksowny, gdy staje w mojej obronie.

– Jestem przekonany, że to molestowanie seksualne. – Flip wygląda, jakby chciał uderzyć Claude’a.

– Jeśli ktoś mówi, że nie jest zainteresowany, ale druga osoba naciska, a potem rozbiera się w salonie, kiedy współlokator może wrócić do domu w każdej chwili, doskonale wiedząc, że wpędza go w dyskomfort… – Tristan i Flip wymieniają spojrzenia i nie jestem pewna, czy tylko to sobie wyobrażam, lecz wydaje się, że między nimi panuje dziwne napięcie. – To bardzo przypomina molestowanie seksualne. – Tristan odwraca się do mnie. – Mam rację, Bea?

– Eee… Tak. – To jest Tristan, w którym się podkochiwałam. Ten, który niespodziewanie robił miłe rzeczy, na przykład przynosił moją ulubioną czekoladę, a nie ten, który rzucał mi ropuchę w twarz.

– Mógłbym napisać o tym na moich socialach i zobaczyć, co inni powiedzą. No wiesz, na wypadek gdybyśmy się mylili – stwierdza Flip.

– Ilu masz obserwujących, Flip? Dwa miliony czy może trzy? – Tristan wyciąga telefon z kieszeni i zaczyna skrolować aplikacje mediów społecznościowych.

– Kłamiesz. – Eugenia krzyżuje ramiona, którymi na szczęście zakrywa sutki.

– Czyżby? – Flip otwiera jedną z apek, gdzie ma ponad trzy miliony obserwujących i pokazuje Eugenii.

– Flip Madden? – Oczami wodzi od małego ekranu do twarzy mojego brata, a potem do mnie. – To twój brat? I gra zawodowo w hokeja? – pyta.

– Tak. – Często zachowuję dla siebie to, kim jest mój brat, częściowo dlatego, że ludzie bywają dziwni w tym temacie. Zwracam się do Flipa: – Zabiorę swoje rzeczy, żebyśmy mogli stąd spadać.

– Pomogę ci – proponuje Flip.

– W porządku. To nie potrwa długo. To tylko ubrania, książki i rzeczy osobiste.

Tristan nic nie mówi, tylko niesie puste plastikowe pojemniki do mojej sypialni, po czym staje przed drzwiami z rękami założonymi na piersi. Jak w gorączce wrzucam rzeczy do pudeł i zerkam przez ramię, by upewnić się, że Tristan nie zwraca uwagi, gdy opróżniam górną szufladę. Są w niej wszystkie moje najważniejsze przedmioty – biustonosze, majtki i zabawki służące samozadowoleniu. Pakowanie zajmuje mniej niż dwadzieścia minut i wszystko mieści się w trzech pojemnikach. Po jednym na każdego z nas. Eugenia i Claude siedzą na kanapie w salonie, wyglądają na przerażonych i lekko oszołomionych. Flip stoi na progu pokoju, w którym odgrywają swoje role, pocierając dolną wargę. Zamyślony Tristan, ze swoim irytująco atrakcyjnym wyglądem, z włosami opadającymi na jedno oko, opiera się o ścianę przed moją sypialnią.

– Wszystko gotowe – piszczę. Chcę stąd wyjść i zapomnieć, że to się kiedykolwiek wydarzyło.

Flip odwraca się, gdy stawiam najcięższy z pojemników na podłodze. Robi okrężny ruch palcem.

– Jest tu coś twojego?

Pod czujnym okiem brata i Tristana skanuję pokój w poszukiwaniu rzeczy osobistych. Odgrywanie ról w salonie stało się tak częste, że zaszywałam się w sypialni na większość nocy.

Podchodzę do lodówki i chowam butelkę soku pomarańczowego do torebki, a także pół kostki ostrego cheddara i dwa jabłka. Moje przyprawy zajmują zbyt dużo miejsca i są w większości puste, ale w zamrażarce jest pudełko lodowych kanapek. Tych dobrych. Szarpnęłam się w tym tygodniu. Rozglądam się za nimi. Wczoraj były nieotwarte, a teraz zostały tylko trzy. Gnoje.

Podnoszę pudełko.

– Ktoś z was ma ochotę na lody?

– Pewnie. Weźmiemy na wynos. Gotowi? – Flip chwyta jeden z ciężkich pojemników i kieruje się do drzwi.

Kładę klucz do mieszkania na blacie.

Tristan podnosi lżejszy pojemnik, po czym odkłada go i bierze ten załadowany książkami. Jego bicepsy prężą się pod ciężarem. Czeka przy drzwiach, przytrzymując je stopą, gdy przechodzę ze swoim pudłem.

– Dzięki – mamroczę.

Chrząka i przenosi uwagę na Eugenię i Claude’a.

– Jesteście jebanymi kretynami. Jeśli jeszcze raz przysporzycie Bei problemów, razem z Flipem zrobimy wam z dupy jesień średniowiecza. – Drzwi się zamykają, trudno odczytać wyraz jego twarzy. – Wypierdalajmy stąd.

Idę za Flipem korytarzem do windy.

Dopiero w środku padają słowa:

– Od jak dawna trwa ta gówniana sytuacja? – Prawe oko Tristana drży.

– W ciągu ostatnich kilku tygodni zaczęło być naprawdę dziwnie.

– A jak wygląda twoja sytuacja finansowa? Jest źle? Czy to dlatego tam mieszkałaś? – pyta Flip.

– Czynsz był niski. Teraz już wiem dlaczego. Oznaczało to, że mogłam odłożyć dwadzieścia pięć procent każdej wypłaty zamiast dziesięciu. Planowałam zostać tylko na rok, a potem miałabym poduszkę finansową i mogłabym sobie pozwolić na fajną kawalerkę czy coś.

Chcę mieć przynajmniej pięć tysięcy dolarów oszczędności. Taki margines pozwoli mi zapłacić za pierwszy i ostatni miesiąc wynajmu nowego miejsca oraz starczy na kilkumiesięczne wydatki. Nasi rodzice nigdy nie mieli oszczędności. Nie miało znaczenia, że oboje pracowali na pełny etat, a tata nawet dorabiał, malując domy w weekendy. Za każdym razem próbowali odkładać, ale coś się wykrzaczało i potrzebowali kasy na pokrycie nagłych zobowiązań. A hokej Flipa był drogi. Nie chcę nigdy znaleźć się w takiej samej sytuacji.

– Pomógłbym ci, Rix. Wiesz o tym. – Flip marszczy czoło.

– Już i tak pomogłeś mi opłacić czesne na studiach, a to była ważna sprawa. Kwestie pieniężne miałam w większości ogarnięte. Znajdę nową pracę i przyzwoite mieszkanie i zniknę wam z oczu.

Winda zatrzymuje się na jedenastym piętrze i zabieramy uroczą starszą parę. Przez resztę drogi na dół milczymy. Wychodzę za staruszkami i idziemy do samochodu. Dwa pojemniki mieszczą się w bagażniku, co wydaje się małym cudem. Trzeci zajmuje siedemdziesiąt pięć procent tylnego siedzenia.

Próbuję ocalić lodowe kanapki, ponieważ to mój ulubiony przysmak, ale się topią, więc jestem zmuszona spałaszować swoją, stojąc obok samochodu Flipa. Później wciskam się do tyłu.

– East Side’s? – pyta Flip.

Wkładam ręce między nogi.

– Nie ma takiej konieczności. Wiem, że pewnie masz coś do zrobienia.

– Jesteś głodny, Tris? Chcesz iść na lancz? – pyta Flip.

– Zawsze jestem głodny – odpowiada Tristan.

Dwie minuty później wjeżdżamy na parking East Side’s.

Tristan prycha.

– Stary, nie byłem tu, odkąd powołano nas do drużyny. Czy nadal mają w ofercie nielimitowaną sałatkę i pieczywo czosnkowe?

– Naturalnie.

– Ach, brachu. Znienawidzą nas, nim stąd wyjdziemy. – Tristan wyskakuje z samochodu.

Odchylam fotel do przodu i popycham tyle, ile się da, żeby było mi łatwiej wysiąść, ale on zamyka przede mną drzwi. Oczywiście faza bycia miłym się skończyła.

– Do kurwy nędzy. – Chwytam za klamkę, otwierając je z powrotem.

– Zapomniałem, że tam jesteś. – Przytrzymuje mi pas bezpieczeństwa.

Walczę z tym kłującym komentarzem i wysiadam. Już stojąc, rozciągam się, by pozbyć się sztywności. Mimo że zjadłam loda, umieram z głodu. Ciasteczka czekoladowe to jednak nie jest pożywne śniadanie. Hostessa prowadzi nas do boksu, ja wślizguję się pierwsza, Flip siada obok. Tristan zajmuje miejsce naprzeciwko nas. Kładzie telefon na stole, ekranem do góry. Nowe powiadomienia migają co kilka sekund.

Podchodzi kelnerka, aby przyjąć nasze zamówienie na napoje.

– Hej! Nie spodziewałam się was zobaczyć przez kolejny tydzień! – Adelaide, nasza kelnerka, wita nas z szerokim uśmiechem, zbliżając się. – Och! I przyprowadziliście przyjaciela.

– Cześć, Addy. To jest Tristan. Byliśmy w okolicy i pomyśleliśmy, że wstąpimy na lancz. – Na widok uśmiechu Flipa rumieni się.

– Co za niespodzianka. – Przekierowuje dołeczkowaty uśmiech na Tristana. – Witaj w East Side’s.

Uśmiecha się do niej ironicznie i pozdrawia ją ruchem podbródka.

Co za gnojek. Lepiej, żeby nie próbował podrywać Addy i psuć mi powrotów tutaj.

Addy odwraca się do nas.

– Czy zaczynacie od tego, co zwykle? – Spogląda przez ramię, po czym zniża głos. – Nie ma kierownika, więc może być trudniej dostać dwie sałatki naraz na stół, ale przyniosę dwa bochenki chleba i od razu złożę zamówienie na drugą sałatkę.

– Nie pakuj się w kłopoty z naszego powodu – prosi Flip.

Macha lekceważąco ręką.

– Powiem mu, że mamy w restauracji zawodowego hokeistę, a on prawdopodobnie dostanie minizawału. Będzie dobrze.

Przyjmuje nasze zamówienia na drinki i zostawia nas, abyśmy zapoznali się z menu. Ja nie muszę. Za każdym razem biorę to samo.

– Przespałeś się z tą dziewczyną czy co? – pyta Flipa Tristan, gdy kelnerka odchodzi.

– Nie, stary. Razem z Rix przychodzimy tu raz w miesiącu. Najczęściej to ona nas obsługuje. – Flip przegląda kartę. Przeważnie zamawia jedno z trzech dań.

– Moglibyście chodzić w jakieś ładniejsze miejsce. Z mniejszą liczbą rozwrzeszczanych dzieciaków. – Tristan spogląda w prawo na rodzinę, której trójka potomstwa poniżej szóstego roku życia walczy o kredki. Berbeć rozwala krakersy na miazgę i krzyczy wniebogłosy. Kimże on jest, żeby patrzeć z góry na tych, którzy cenią sobie nielimitowane porcje sałatki i pieczywo czosnkowe?

Flip wzrusza ramionami.

– Do takiego właśnie chodzimy.

– Jeśli przeszkadza ci hałas, możesz wyjść – mówię z uśmiechem.

Nasza kelnerka wraca z napojami. Flip i ja dostajemy colę, a Tristan piwo z nalewaka. Zamawiamy dania, a minutę później pojawiają się sałatka i chlebki. Addy czeka, aż przełożymy sałatkę na talerze, oznajmiając, że zaraz wróci z drugą porcją zieleniny. Rozkładam serwetkę na kolanach i krzyżuję nogi. Moja stopa styka się z golenią Tristana, ponieważ chłopak siedzi z rozłożonymi nogami.

– Przepraszam – mamroczę z przepyszną sałatką w ustach.

Chrząka, ale nie porusza nogą ani nie komentuje.

Co kilka minut Addy podchodzi z kolejną miską sałatki i pieczywem.

Flip je tak, jakby ktoś chciał mu ukraść jedzenie, a Tristan metodycznie i kulturalnie. Pochodzi z wyższej klasy średniej, więc maniery i takie spożywanie posiłku, jakby to nie był jego ostatni, mają sens.

Jestem już najedzona po kokardkę, gdy dostajemy główne dania. Tristan tak się rozwalił, że jego stopa ciągle uderza o moją. Zajmuje calusieńką przestrzeń, nawet się nie starając. I to nie tylko po swojej stronie boksu, ale w całym pomieszczeniu. Każda osoba przechodząca obok naszego stolika mu się przygląda.

Kopię go niezbyt delikatnie.

– Możesz przestać?

Unosi brew, nawijając makaron na widelec za pomocą łyżki.

– To ty mnie kopiesz.

– Ponieważ wkraczasz w moją przestrzeń.

– Nie wiem, czy zauważyłaś, ale mam metr dziewięćdziesiąt osiem, a te boksy nie są tak zaprojektowane, by pomieścić kogoś mojego wzrostu, nie mówiąc już o dwóch osobach tego rozmiaru. – Wskazuje na Flipa.

– Ciągle przygniatasz mi stopę!

– A ty ciągle kopiesz mnie w goleń. Wygląda na to, że chyba jesteśmy kwita.

– Czy możecie przestać się kłócić na dwie minuty? Jesteście gorsi niż tamten stolik. – Flip kiwa głową w stronę rozwrzeszczanych nastoletnich piłkarek, cykających bez końca selfie.

Krzyżuję nogi i przesuwam się w kierunku krawędzi boksu. Piętę opieram o łydkę Tristana. Zerkam pod stół. Ustawili się tak dobrze, że ich nogi nie uderzają o siebie. Przestaję narzekać i wkładam do ust kawałek pikantnej kiełbasy, chociaż jestem już pełna.

Cały sens jedzenia w East Side’s polega na tym, by napchać się sałatką i pieczywem, a makaron zabrać do domu. Zazwyczaj wystarcza mi na dodatkowy lancz i kolację następnego dnia.

Minutę później dwóch dwunastoletnich chłopców przechodzi obok i robi zdziwione miny. Na głowach mają czapki z daszkiem z logo zespołu Terror i z emblematem szalonej gęsi. Jeden szturcha drugiego łokciem.

– Jasna cholera. Flip Madden i Tristan Stiles?

Flip uśmiecha się natychmiast – uwielbia sławę. Tristan potrzebuje chwili, aby nadrobić zaległości, ale on również się uśmiecha. Zmiana jest rozbrajająca, po części dlatego, że wygląda jeszcze seksowniej. Razem z Flipem zabawiają chłopców przez jakiś czas, zrywając się z miejsc, by zrobić kilka zdjęć i podpisać się na ich czapkach, zanim rodzice odprowadzą ich z powrotem do stolika.

– Właśnie ich uszczęśliwiłeś. – Wolałabym, żeby to, jak miły Tristan był dla tych chłopców, mi się nie podobało.

– Część pracy. – Telefon Tristana się rozświetla, a on marszczy brwi, stukając w ekran. – Cholera.

– Co cholera? – Flip pyta z ustami pełnymi makaronu.

– Hendrix wraca. Myślałem, że wciąż dochodzi do siebie po operacji kolana.

– Pewnie zagoiło się szybciej, niż się spodziewali – mówi Flip.

– Chyba tak. – Tristan grzebie w makaronie, ale nie nawija go na widelec.

– Dobrze będzie go znowu zobaczyć na lodzie – dodaje Flip.

– Tak. – Tristan pociera dolną wargę. Nie wygląda na to, żeby podzielał tę opinię. – Zastanawiam się, z jakim składem zacznie.

– Mówisz o Hollisie Hendrixie, prawda? – pytam.

– Tak. Nie grał od połowy zeszłego sezonu – odpowiada Flip.

– Myślałam, że może przejdzie na emeryturę. Czy on nie jest po trzydziestce? – Nabijam grzyb na widelec.

– Ma trzydzieści trzy lata.

– Ile lat mu zostało zgodnie z kontraktem? – dopytuję.

– Dwa – odpowiada Flip.

– Więc może chcą maksymalnie wykorzystać czas, który mu został? Zwłaszcza że zarabia sześć milionów rocznie. – Flip ma jeszcze trzy lata kontraktu z Toronto, ale nie wiem, jak jest z Tristanem. Są na szczycie kariery, a Hendrix jest na wylocie. Gra w lidze od dziewiętnastego roku życia, więc ma za sobą solidny staż.

Tristan marszczy brwi, wpatrując się we mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Co? – pytam.

Jego telefon brzęczy, odciągając jego uwagę.

– Zaraz wracam. – Opuszcza boks z telefonem przy uchu. – Hej, Brody, wszystko w porządku?

Brody jest najmłodszym bratem Tristana. Chyba wciąż jest w liceum.

Nie było go tak długo, że resztki jego lanczu zostały zapakowane do pudełka. Proponuję, że zapłacę w ramach podziękowania, ale Flip odmawia i reguluje rachunek.

Tristan milczy podczas drogi do domu, a gdy tylko dojeżdżamy na miejsce, wskakuje do swojego efekciarskiego, sportowego samochodu i mówi, że ma jakieś sprawy do załatwienia.

– Nic mu nie jest? – pytam. Nie żeby obchodziło mnie, jak się czuje.

– Nic mu nie będzie. Zbliżają się zawody hokejowe Brody’ego, a Tristan w miarę możliwości trenuje razem z nim.

– A ich tata?

– Nie jest zawodowym hokeistą, a Brody ma szanse na draft w tym roku.

– Rozumiem. To ma sens.

Próbuję umieścić tę informację w szerszym kontekście. Nie wiem, jak traktować Tristana. Nadal jest palantem, ale dzisiaj stanął w mojej obronie. A potem było to, co wydarzyło się w samochodzie.

Flip otwiera bagażnik.

– Chodź, pomogę ci się rozgościć na poddaszu.

– Obiecuję, że nie zostanę na długo.

ROZDZIAŁ 3

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 4

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 5

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 6

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 7

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 8

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 9

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 10

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 11

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 12

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 13

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 14

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 15

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 16

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 17

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 18

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 19

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 20

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 21

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 22

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 23

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 24

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 25

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 26

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 27

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 28

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 29

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 30

Dostępne w wersji pełnej

ROZDZIAŁ 31

Dostępne w wersji pełnej

EPILOG

Dostępne w wersji pełnej

BONUSOWYEPILOG

Dostępne w wersji pełnej

PODZIĘKOWANIA

Dostępne w wersji pełnej

O AUTORCE

Dostępne w wersji pełnej