Pucked Over. Seria Pucked tom 3 - Helena Hunting - ebook

Pucked Over. Seria Pucked tom 3 ebook

Hunting Helena

4,5

20 osób interesuje się tą książką

Opis

Piekielnie seksowna, ekstremalnie zabawna, a do tego rozczulająco urocza – PUCKED OVER to świetna kontynuacja bestsellerów PUCKED i PUCKED UP.

Lily LeBlanc nie jest biegła w sztuce uprawiania przygodnego seksu, ale po siedmiu latach burzliwego związku, jest gotowa tego spróbować. A kto się do tego lepiej nadaje jak nie najlepszy przyjaciel chłopaka jej najlepszej przyjaciółki? Co mogłoby pójść nie tak? Zupełnie nic.

Zawodnik NHL, Randy Ballistic, zasługuje na swoje nazwisko zarówno na lodzie, jak i w sypialni. Jego najlepszy przyjaciel i kolega z drużyny zrezygnował niedawno z hokejowych króliczków i wymienił je na prawdziwą dziewczynę. A tak się składa, że ma ona bardzo zadziorną, superseksowną przyjaciółkę, która potrzebuje odskoczni. Randy jest bardziej niż szczęśliwy, mogąc być trampoliną Lily do jej powrotu na randkową scenę.

Jednak przygodny seks jest przygodny tylko do momentu, w którym nie zaczynają w nim mieszać te brzydkie rzeczy zwane uczuciami. A kiedy tak się dzieje, ktoś zostaje ograny.

 

 

Pucked Over rozjaśni wasze ponure miny. To ekstremalnie śmieszna komedia, która kontynuuje tę przezabawną serię. To jak jazda piekielnie seksownym rollercoasterem!

Julia Kent, autorka bestsellerów z list New York Timesa i USA Today


Książką Pucked Over Helena ponownie udowadnia, że jest królową seksownych i śmiesznych romansów komediowych. Podczas tej zaskakująco emocjonalnej podróży śmiałam się, wpadałam w zachwyt i płakałam. Randy Balls może być moim nowym najlepszym przyjacielem.

Daisy Prescott, autorka bestsellerów z listy USA Today


Pucked Over jest jak dotąd najzabawniejszą i najseksowniejszą książką Heleny Hunting. PIEKIELNIE GORĄCĄ I TAK ZABAWNĄ, ŻE MOŻNA POPUŚCIĆ W MAJTKI. Niech żyje Królowa Bobra.

T. M. Frazier autorka bestsellerów z listy USA Today

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 469

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (924 oceny)
608
231
64
16
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Gosia243

Nie oderwiesz się od lektury

Cała seria Pucked autorki napawa mnie pozytywnymi wibracjami...😉 Choc czytalam pierwsze dwie cześci dość dawno udało mi sie je przeczytać przetłumaczone i udostępnione... Siegnełam ponownie jednak ta cześć moim zdaniem jest ciut lepsza... Polecam
10
wieczorkowna

Nie oderwiesz się od lektury

Zdecydowanie moja ulubiona z całej serii.
10
bookish_sunflower

Całkiem niezła

Jak dla mnie lepsza niż 1 i 2 część
00
LadyPok

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
alabomba

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00

Popularność




PrologNiech szlag trafi wspomnienia

LILY

„Mam brązowy pas w karate.”

„A ja mam czarny pas w kopaniu twojej pieprzonej dupy.”

To są słowa, które na okrągło słyszę w mojej głowie. Razem z obietnicami Randy’ego: „Mogę oderwać twoje myśli od problemów” oraz „Założę się, że kilka orgazmów sprawi, że zapomnisz o tym palancie, twoim byłym chłopaku. Chcesz się przekonać, czy mam rację?”.

Przecieram dłonią twarz i sprawdzam, która godzina. Jest czwarta w nocy. Próbuję spać od pięciu godzin. Pomiędzy drugą a trzecią udało mi się przymknąć na chwilę oko i nie gapić w sufit albo na zegar, ale obudziłam się z dłonią w moich cholernych majtkach. Znowu.

Wsuwam głowę pod poduszkę, jakby miała stworzyć barierę między moim umysłem a wspomnieniami. Nie jestem zaskoczona brakiem sukcesu, więc się poddaję. Jeśli przestanę walczyć z fantazjami, być może uda mi się zobaczyć go dziś wieczorem. Przewracam się na plecy, zamykam oczy i pozwalam, by moje myśli zalały obrazy. Natychmiast zostaję przeniesiona w przeszłość.

No dobra, to nieprawda, ale ze zdumiewającą jasnością pamiętam, kiedy zostałam przedstawiona gwieździe NHL, najnowszemu nabytkowi drużyny Chicago, Randy’emu „Balls” Ballistickowi.

Byłam na biwaku, na północy kanadyjskiej dziczy razem z moim dupkowatym chłopakiem Benjim, moją najlepszą przyjaciółką Sunny oraz Kalem – najlepszym przyjacielem Benjiego i byłym chłopakiem Sunny. To doświadczenie nie należało do najprzyjemniejszych. Po siedmiu dniach bez bieżącej wody byłam zdesperowana opuścić to pustkowie nawet na własnych nogach, by wygrzać się pod cudownie gorącym prysznicem w chacie brata Sunny w Muskoka. Potrzebowałam również zająć się moim własnym futerkiem.

Przed wyjazdem odwołałam wizytę u kosmetyczki. Drogo się ceni, a potrzebowałam pieniędzy, aby kupić żywność na podróż. Byłam również zła na Benjiego, więc na złość pozwoliłam, by mój krzaczek trochę zarósł. On zapuścił okropnie brzydką, rosnącą w kępkach brodę, więc zrobiłam to samo między moimi nogami, aby zobaczyć, jak bardzo będzie mu się podobało, gdy będę się ocierała moim bobrem o jego cholerną twarz. Co nie oznacza, że często mam ku temu okazję.

W każdym razie już miałam się zająć owłosionym muppetem żyjącym na mojej szparce, gdy drzwi do łazienki otworzyły się z hukiem.

Spodziewałam się, że to Sunny, albo może ten palant Benji robi mi nalot, ale to nie było żadne z nich.

Zamiast tego ujrzałam dobrze zbudowanego, superseksownego mężczyznę o szerokich ramionach, który stał z ręką w szortach. Ciemne włosy miał zaczesane w jeden z tych małych męskich koków, a jego oczy były koloru miodowego. Brodę miał zarośniętą i nieprzystrzyżoną, ale była bujna i pasowała do niego. Ręka w szortach przyczepiona była do ramienia z pełnym wytatuowanym rękawem.

Krzyknęłam, co uznałam za właściwe zachowanie, gdy w drzwiach łazienki stanął supergorący facet, którego nigdy w życiu nie widziałam – za wyjątkiem telewizji podczas meczów hokeja, ale teraz był poza lodowiskiem, więc go nie rozpoznałam. Poza tym byłam kompletnie naga, od kostki do uda pokryta żelem do golenia, a moje krocze było wyjątkowo zarośnięte futerkiem.

Na mój widok szeroko otworzył oczy.

– Chyba powinnaś zamknąć drzwi na klucz.

– Kim, do cholery, jesteś? Co ty tu robisz? Wynoś się! – Chwyciłam ręcznik, żeby zakryć intymne części ciała.

Facet cofnął się o krok, z przepraszająco uniesionymi rękami, ale jego ironiczny uśmieszek powiedział mi, że wcale nie jest mu przykro.

– Kochanie, uspokój się. Po prostu szukałem łazienki. – Chichocząc, odsunął się od drzwi.

Byłam wściekła i zawstydzona jednocześnie. Działając nie do końca racjonalnie, okryłam się ręcznikiem i zaczęłam szukać w łazience jakiejś broni. Stojak na papier toaletowy miał tępe ostrze, gdybym musiała nim dźgnąć seksownego intruza. Z jakiegoś powodu, zamiast pozostać w bezpiecznej łazience, ruszyłam za nim w pościg, dzierżąc prowizoryczną broń i ponownie udało mi się błysnąć mu zbyt owłosioną cipką. Jego rozbawienie było wkurzające.

Jakby nie było wystarczająco źle, niecałą godzinę później znalazłam się z nim w pułapce w kuchni. Sam na sam. Sunny i jej obecny chłopak, Miller „Buck” Butterson, zniknęli w lesie, aby „rozwiązać problem”. Randy był przyjacielem Millera i członkiem jego drużyny hokejowej. Tak więc byłam tam, w wymuszonej bliskości z seksownym, niesamowicie umięśnionym hokeistą. Pomimo wcześniejszego zakłopotania, bycie w potrzasku z Randym było lepsze, niż bycie sam na sam z Benjim, który w ciągu ostatniego tygodnia z mojego chłopaka stał się moim byłym chłopakiem, a który wciąż nie załapał aluzji i nie wyjechał.

Na biwaku, podczas którego mieliśmy odpocząć, cały czas się kłóciliśmy. Ten problem narastał już od jakiegoś czasu, aż w końcu osiągnął poziom, który stał się niemożliwy do rozwiązania. Miałam już tego naprawdę dość. Po siedmiu latach uporczywe dokuczanie i negatywne nastawienie Benjiego stało się kotwicą ciągnącą mnie w dół, trzymającą na uwięzi historii, która przestała być dobra.

Podczas gdy ja rozpaczałam nad następstwami moich kiepskich wyborów życiowych, Randy siedział przy stole, pożerając płatki kukurydziane – miska za miską – i czytając sekcję sportową w gazecie. Benji łaził za mną po całym domu, działając mi na nerwy. Nie zważając na to, że mamy publikę, nie chciał zrezygnować. Oznajmiłam mu w sposób niebudzący wątpliwości, że z nami koniec, ale czasami bywa naprawdę tępy. Albo pomyślał, że to gra. Już wcześniej zrywaliśmy ze sobą. Kilka razy.

A potem nazwał mnie suką.

Poczułam się, jakbym została słownie walnięta na odlew. No i do tego upokorzył mnie na oczach świadka.

Randy upuścił łyżkę do miski. Mleko rozprysnęło się po stole i jego koszulce.

„Coś ty, kurwa, do niej powiedział?” spytał, odsuwając krzesło. Przewróciło się, uderzając o podłogę. Grzbietem wytatuowanej dłoni wytarł sobie usta.

A potem podszedł do Benjiego i zagroził, że skopie mu dupę, mimo że wcześniej goniłam go ze stojakiem na papier toaletowy.

Zrobiłam więc to, co zrobiłaby każda gorącokrwista Kanadyjka, gdy seksowny mężczyzna, nieważne – hokeista czy ktoś inny – groziłby w jej obronie ekstremalną przemocą: chwyciłam go za twarz i wsunęłam język w jego usta.

Udawałam, że zrobiłam to po to, aby wzbudzić w Benjim zazdrość, ale to nie była prawda. Zasadniczo chciałam pocałować Randy’ego za to, co zrobił. Chciałam zagrać z nim w małego hokeja z migdałkami. Przez chwilę udawać niepoczytalność.

Jego broda była miękka tam, gdzie dotykała moich warg i podbródka. Usta smakowały jak płatki kukurydziane. Język – o Boże, jego język! Pomimo tego niespodziewanego ataku, Randy odwzajemnił pocałunek. Wściekłość Benjiego stała się zwykłym zakłóceniem gdzieś w tle. Sunny i Miller musieli wrócić ze swojego „spaceru w lesie” gdzieś pomiędzy obelgami Benjiego a atakiem na Randy’ego, bo kiedy otworzyłam oczy, stali w kuchni, będąc świadkami mojego zachowania.

Przerażona zamknęłam się w swojej sypialni na resztę popołudnia. Powiedziałam Sunny, że muszę pobyć sama. W tym czasie na okrągło odtwarzałam pocałunek, zastanawiając się, czy był taki ekscytujący, bo Randy stanął w mojej obronie, czy dlatego, że byłam zła na Benjiego, czy też dlatego, że hokeista był tak cholernie seksowny.

Obiecałam sobie, że nie rzucę się na niego ponownie jak wygłodzony lew na stek. Jednak przed kolacją, już po wyjeździe Benjiego, jego wściekłe SMS-y utwierdziły mnie w przekonaniu, że z nami jest naprawdę koniec. Nazwanie mnie „płaską jak deska, zdradzającą dziwką” nie przysporzyło mu zbyt wielu punktów.

A tutaj nadal był Randy. Piękny. Zarozumiały. Rycerski. Może trochę arogancki. Doskonale całujący i będący absolutnym flirciarzem. Potrzebowałam rozproszenia, a on nadawał się do tego idealnie. Skończyliśmy w kuchni na obmacywaniu się. Później przyszedł do mojej sypialni z obietnicą zabawy i orgazmów. Bez zobowiązań. Bez konsekwencji. Po prostu przelotny romans. Wolna od zahamowań, po kilku drinkach i pełna szalejących hormonów od tego całego flirtowania, nie umiałam powiedzieć „nie”. Ale też nie chciałam.

Randy spełnił swoją obietnicę odwrócenia mojej uwagi od problemów. Orgazmy były nie z tego świata. Międzygalaktyczne.

Ale nie uprawialiśmy seksu z penetracją.

Nie miał nic przeciwko byciu moją odskocznią po zerwaniu z chłopakiem, ale wyznaczył granicę, gdy chodzi o pieprzenie się z zemsty. Nie pytałam, jakie są kryteria dla obu, ale jako odbiorczyni mnóstwa orgazmów nie mogłam narzekać. Wtedy. Żal pojawił się później.

Myślałam, że jest słodki. Dopóki następnego ranka nie pojechał z Millerem na tę imprezę charytatywną w myjni samochodowej, zostawiając mnie i Sunny w chacie. Miało ich nie być tylko kilka godzin i Randy obiecał mi więcej orgazmów po swoim powrocie. Miałam plany, aby uczynić je orgazmami pochwowymi.

Potem sprawy się skomplikowały. Zanim jeszcze wrócili, zdjęcia Randy’ego i Millera z modelkami, które wyglądały, jakby były topless, rozeszły się po całym Internecie.

Trochę się wściekłam.

Wkurzona, że zostałam oszukana, czująca gniew tak wielki, jak gniew tysiąca innych kobiet z PMS podczas pełni księżyca, wykorzystałam czarny, niezmywalny pisak. Zniszczyłam każdą parę majtek Randy’ego tą samą informacją: MAŁY KUTAS W ŚRODKU. To było kłamstwo. Mój wymysł. Bazując na tym, co czułam poprzedniej nocy, bo było zbyt ciemno, żeby cokolwiek zobaczyć, miał w spodniach sporej wielkości kij.

Jego koszulki potraktowałam w podobny sposób, ozdabiając je napisem DUPEK, żeby wiedział, co sądzę o bzdurach, które usiłował mi wcisnąć. Niedoczekanie, żebym miała mu pozwolić na dostarczenie sobie więcej orgazmów po tym, jak jakiś króliczek zajął się jego fiutem, najprawdopodobniej go ujeżdżając, bo mnie nie było wolno.

Wzdycham, przewracając się na łóżku, mruganiem próbując odgonić wspomnienia. Okazuje się, że to wszystko było nieporozumieniem, ale zanim dotarłam do prawdziwej wersji zdarzeń, było już za późno. Szkoda została wyrządzona. Nie mogłam cofnąć dokonanych zniszczeń.

Minął miesiąc, odkąd to wszystko się wydarzyło. Miesiąc przeżywania na nowo godzin spędzonych z nim w łóżku. Miesiąc zażenowania z powodu mojej przesadnej reakcji. Miesiąc bycia przerażoną, że w ogóle pozwoliłam, aby taka sytuacja zaistniała. Dzisiaj wieczorem odbywa się ten mecz charytatywny i Randy bierze w nim udział. Sunny zmusza mnie, żebym z nią poszła, bo całą rzecz zorganizował jej chłopak, Miller. Więc znowu będę musiała oglądać Randy’ego. Nie mam pojęcia, co jest gorsze: moje szczątkowe upokorzenie czy fakt, że przynajmniej dwa razy w tygodniu budzę się na krawędzi orgazmu, z wypalonym pod powiekami obrazem oszałamiająco pięknej twarzy i ciała Ballsa. Moje ciało jest wyraźnie zainteresowane ponownym otrzymaniem przyjemności, której tak hojnie mu dostarczył.

Wielokrotnie.

Co jest fatalne, ponieważ go nienawidzę. Zarozumiały drań.

Nienawidzę go jeszcze bardziej, ponieważ moje ciało nie chce ze mną współpracować. Randy miał być rozproszeniem. Przelotnym, niezobowiązującym romansem. Mieliśmy się pieprzyć dla zabawy i nic więcej. Jest ostatnim mężczyzną, jakiego powinnam pragnąć. Jest playboyem. Żyje dla gry. Na lodzie, poza lodem, nie ma znaczenia gdzie. Nie chcę ponownie popełnić błędu, wsadzając język do jego gardła. Doznałam już dość upokorzenia, jeśli chodzi o Randy’ego Ballisticka.

1. Biegnij, Lily, biegnij!

LILY

Mecz się skończył i Sunny – oficjalnie znana jako Sunshine Waters – moja najlepsza przyjaciółka od pierwszej klasy, jest obecnie pokazywana na wielkim telebimie na arenie. Miller obściskuje ją, podczas gdy przez głośniki, z okazji zwycięstwa jego drużyny, rozbrzmiewa „Walking on sunshine”. Tak właściwie prawdziwym zwycięzcą jest dwunastoletni chłopiec o imieniu Michael i jego rodzina. Wpływy z tej imprezy charytatywnej zostaną przeznaczone na jego leczenie. Michael ma guza mózgu.

Przesadnie uczuciowy popis Sunny i Millera byłby słodki, gdybym nie była taką zblazowaną suką. W tej chwili nienawidzę wszystkich, którzy są w szczęśliwych związkach, włączając w to moją przyjaciółkę.

No dobra, to nie do końca prawda. Jeśli ktokolwiek zasługuje na okazywanie jej miłości, jest to Sunny. Przed Millerem miała beznadziejnych chłopaków.

On jednak jest świetnym facetem. Na początku tak nie myślałam, ale z czasem przekonałam się do niego. Kiedy zaczynają się całować, odwracam wzrok od telebimu, przyglądając się lodowisku i tłoczącym się na jego środku graczom. Szukam szczególnie jednego hokeisty, tylko po to, żeby się torturować.

Dostrzegam Randy’ego oddalonego o kilka metrów od nich, trzymającego kask pod pachą. Jego broda jest bujna i magiczna, a uśmiech najpiękniejszą rzeczą, jaką w życiu widziałam. Spoconą dłonią przeczesuje włosy, odgarniając je z twarzy. Jest mokra. Zapewne przesiąknięta potem. Powinnam uważać to za obrzydliwe. Nie uważam.

Zamiast tego czuję w cipce rytmiczne pulsowanie – pełna perkusja. To tak, jakby jakaś didżejka rozgościła się w mojej bieliźnie, a pochwa stała się miejscem, gdzie rezyduje bas. Kuuuurwa. Dlaczego on musi być taki seksowny? Dlaczego byłam taką kretynką ostatnim razem, kiedy go widziałam? Lekkie trzepotanie w moim żołądku zamienia się w tornado kolibrów. Z mojej cipki przez całe ciało mknie ciepło, eksplodując na policzkach.

– Lily, chodź! – Daisy Waters, mama Sunny i moja „druga mama”, jak zwykłam się do niej zwracać przez te wszystkie lata, szarpie mnie za ramię. – Chodźmy na górę do baru i zamówmy sobie drinki, zanim wszyscy tam się zjawią!

Odrywam spojrzenie od tej obłędnej seksowności i wyłączam wspomnienia, zanim rozpłynę się w kałużę na podłodze i stracę zdolność mówienia.

– Mogę dostać colę? I czy mogę zamówić coś do jedzenia? – pyta Brett, mój trzynastoletni kuzyn. Jest wiecznie głodny, a przyszedł tutaj dzisiaj ze mną, ponieważ przyjaźni się z Michaelem – i oznajmiłby, że z Millerem i Randym również – po tym jak pojechał na obóz hokejowy, na którym tego lata tamtych dwoje było wolontariuszami.

– Tam będą tony jedzenia! Nie martw się. – Daisy mierzwi jego włosy.

Brett uchyla się i szybko poprawia fryzurę. W ostatnich miesiącach przeszedł z etapu noszenia spodni dresowych i nieprzejmowania się wyglądem do spędzania czterdziestu pięciu minut w łazience na układaniu włosów i używaniu zbyt dużej ilości dezodorantu. Mogło być gorzej. Mógłby pachnieć jak większość nastolatków przed okresem dojrzewania: bardziej jak koza niż człowiek.

Daisy bierze mnie pod ramię, rozmawiając o przyjęciu zaręczynowym, które za dwa tygodnie urządza dla brata Sunny, Alexa, oraz jego narzeczonej Violet. Trajkocze, jak bardzo jest tym podekscytowana. Ta impreza jest stałym tematem rozmów od przeszło miesiąca. Przyjęcie oraz zbiórka charytatywna to w zasadzie jedyne tematy, na które wszyscy rozmawiają.

Starszy brat Sunny także gra zawodowo w hokeja. Jest środkowym i kapitanem drużyny Chicago, dla której grają Miller i Randy. Violet, narzeczona Alexa, to przyrodnia siostra Millera. To dziwny krąg miłości – prawie jak w operze mydlanej, ale ze sportowcami i bez umawiania się między sobą.

W dzieciństwie spędzałam bardzo dużo czasu w domu Sunny i w tych rzadkich przypadkach, kiedy jej brat był w domu, nieźle go wkurzałyśmy. Większość swojego życia Alex spędził na lodowisku. Jest trochę dziwny i znałam go, zanim zyskał sławę jako hokeista, więc bardzo dobrze zdaję sobie sprawę z jego statusu nerda w liceum. Chyba jest seksowny, ale nie potrafię spojrzeć na niego inaczej jak na zastępczego brata, który pomagał mnie i Sunny w pracach domowych.

Daisy nie przestaje nawijać, ale nie zwracam na to uwagi. Jestem zbyt zajęta faktem, że za chwilę będziemy przechodzić obok wszystkich zawodników, a Randy wciąż tam stoi, z uśmiechem na swojej pięknej, spoconej twarzy.

– Oczywiście jedziesz z nami. Możesz wziąć w pracy wolne na weekend? – pyta Daisy.

– Tak, pewnie. – Przytakuję z roztargnieniem.

– To świetna wiadomość! Sunny nie była pewna, czy uda ci się wyrwać. Wiem, że masz te swoje dwie prace i pracujesz do późna i w ogóle, ale zajmiemy się twoim biletem do Chicago. Alex ma mnóstwo miejsca w swoim domu, więc możesz się tam zatrzymać razem z nami. To będzie wspaniały weekend! – Ściska moją rękę. – Och! Tam jest Miller i jego rodzice, i Alex, i pozostali chłopcy! Chodźmy się przywitać! Sunny jest z nimi. No dalej, chodź! – Zaczyna mnie ciągnąć w stronę grupy zawodników, wśród których znajduje się Randy.

Wbijam obcasy w podłogę i odrywam jej palce od mojej ręki, próbując wymyślić powód, żeby z nią nie iść, ponieważ mam przeczucie, że moje ciało się zbuntuje, gdy tylko dostanie ku temu okazję. Daisy wie o sytuacji z Randym, a przynajmniej zna jej stonowaną wersję, ale nie potrafię jej tego wyjaśnić.

– Och… Uch… Muszę skorzystać z toalety. Spotkamy się na górze w barze.

– Tylko się przywitamy, kochanie. – Daisy posyła mi jeden ze swoich wszystkowiedzących uśmiechów.

– Ale ja naprawdę, ale to naprawdę, muszę iść do toalety, druga mamo.

– Ej, Lily, no weź. Tam jest Michael – jęczy Brett tym swoim piskliwym, na granicy mutacji, głosem.

– Brett, chodź ze mną. – Daisy kładzie dłoń na jego ramieniu i puszcza do mnie oczko. – Spotkamy się w barze.

Energicznie kiwam głową.

– Pewnie. Super! Zobaczymy się za chwilkę!

Będąc łyżwiarką figurową, większość mojego życia spędziłam na tej arenie – Alex wykorzystał swoje znajomości w Guelph, by załatwić to miejsce na mecz charytatywny – a teraz tu pracuję, ucząc jazdy na łyżwach. Wiem, gdzie są wszystkie najlepsze toalety, włączając w to sekretną, znajdującą się niedaleko baru, gdzie odbywa się pomeczowa impreza.

Nie mam pojęcia, o czym myślałam, kiedy zgodziłam się przyjść na ten mecz. Nie mogę teraz zobaczyć się z Randym. Miota mną zbyt wiele sprzecznych emocji takich jak pożądanie i zakłopotanie, i instynkt samozachowawczy, o ile można nazwać to emocją. Omijam zatłoczone windy i kieruję się w stronę schodów. Biorę po dwa stopnie naraz i na górze, zamiast skręcić w lewo w stronę baru, idę w prawo, do ukrytej na końcu korytarza toalety.

Otwieram drzwi, zapalam światło i zamykam się w środku na klucz, robiąc głęboki wdech. Odkręcam kran i wsuwam dłonie pod strumień zimnej wody, mając nadzieję, że uda mi się ostudzić resztę ciała. Randy pieprzony Ballistic jest cholernym problemem.

W moim życiu istnieje milion rzeczy, których żałuję. Jedną z nich jest pozostawanie w związku z Benjim przez siedem lat. To, że Randy nie wypieprzył mnie porządnie, gdy miałam ku temu przyzwoity powód, jest kolejną. Teraz nie mogę być pewna, że tak by się stało, gdyby wszystko potoczyło się inaczej, ale zakładam, że tak.

Najgorsze jest to, że to ja się na niego rzuciłam, oferując mu swoje ciało jak na tacy, co jest totalnie nie w moim stylu. Jestem odpowiedzialna. Lubię bezpieczeństwo i komfort. A potem on odmówił uprawiania ze mną seksu, ponieważ byłam emocjonalnie „bezbronna”. Z nawiązką nadrobił brak penetracji, ale to nie zmieniło mojego zawstydzenia, szczególnie gdy wpadłam w furię, wyżywając się na jego ubraniach i udowadniając, że w ciągu kilku godzin zmieniłam się z „bezbronnej” w niestabilną. Nie złagodziło to też mojego żalu. Ten facet potrafi robić minetkę jak nikt inny. A jego palce, usta i… Jezu, muszę przestać myśleć o jego nagim ciele i dotyku.

Jęczę i patrzę na swoje odbicie w lustrze. Wyglądam absolutnie koszmarnie. Prawie nigdy się nie maluję, a jedyne kosmetyki do makijażu, jakie posiadam, są przeznaczone na zawody w łyżwiarstwie figurowym. Myślałam, żeby się dziś umalować, ale nie chciałam wyglądać jak uliczny klaun. Poza tym puder sprawia, że skóra mnie swędzi. Moje włosy są płaskie, podobnie jak klatka piersiowa. Zerkam w dół na żałosny dekolt. Muszę przybrać ponad dwa kilogramy w piersiach. Nic nie mogę poradzić na moje smutne, małe miseczki w rozmiarze B.

Grzebię w torebce, szukając czegoś innego niż balsam do ust. Wszystko, co ma jakiś kolor, byłoby lepsze od tego, co teraz mam na sobie. Założę się, że druga mama ma w swojej torbie nieskończony zapas świecidełek. Nakłada niewyobrażalną ilość makijażu. I lakieru do włosów. Odkąd pamiętam, ma tę samą fryzurę. Nie jestem pewna, czy to dlatego, że pokochała „Dallas”1 i nie potrafi uwolnić się od jego wpływu, ale jej włosy są wyjątkowym nieszczęściem modowym.

Na dnie torebki znajduję jakiś sztyft. Brakuje mu zamknięcia, a do pomadki przyczepione są różne paprochy. Odrywam kilka kawałków papieru toaletowego i usuwam brud oraz płatki starego, granolowego batona, po czym smaruję tym wargi. Szminka jest w jasnym, obrzydliwym odcieniu różu. Próbuję usunąć ją papierem, ale jeszcze bardziej rozsmarowuję ją po całych ustach.

– Cholera. – Chwytam ręcznik papierowy z rolki. Zwilżając go pod wodą, pompuję na niego trochę mydła w piance i pocieram nim wargi, próbując pozbyć się różu. Mydło dostaje mi się do ust, a jego chemiczny smak wywołuje odruch wymiotny.

Ktoś puka do drzwi. Prawie nikt nie wie o tej łazience.

– Za minutkę wychodzę! – Przekrzykuję płynącą z kranu wodę. Całe to szorowanie pozostawiło wokół ust zaczerwienienie. Teraz muszę się ukryć w jakimś ciemnym kącie, żeby skóra się uspokoiła. Smaruję usta przezroczystym błyszczykiem, który również czaił się na dnie torebki, zakręcam kran i otwieram drzwi.

Po drugiej stronie stoi Sunny, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Jest piękna bez wysiłku. Może wyjść z łóżka ze swoimi idealnymi blond włosami w totalnym nieładzie, a i tak będzie wyglądała na gotową na wybieg. Obecnie ubrana jest w dużą bluzę hokejową, parę czarnych spodni do jogi – oczywiście od Lululemon2, bo to właśnie kupuje jej Alex – oraz baleriny. Jest modelowa. Gdybym jej nie kochała, znienawidziłabym ją.

Obok Sunny stoi Violet, już wkrótce jej bratowa. Sięga jej zaledwie do ramienia. Jest nieduża, z ogromnymi piersiami i niesamowicie długimi włosami, które nie są ani brązowe ani rude, ale gdzieś pomiędzy. Jej oczy mają wspaniały zielony odcień. Z tego co widzę, żadna z nich nie ma na sobie makijażu i obie wyglądają pięknie. Obok Violet stoi inna dziewczyna. Spotkałam już ją kiedyś, ale nie potrafię sobie przypomnieć jej imienia. Ona również jest oszałamiająca. Wszystkie trzy stanowią niezłą ekipę.

– Wiedziałam, że tu się będziesz ukrywać. – Sunny przerzuca włosy przez ramię.

– Nie ukrywam się.

Sunny unosi brew.

– Co się stało z twoją twarzą? – pyta Violet, pochylając się. – Cała jest czerwona.

– Nałożyłam coś na nią. Próbowałam to zetrzeć, ale tylko pogorszyłam sprawę.

– Co na nią nałożyłaś? – Violet przybliża się bardziej, jest w mojej intymnej strefie dystansu.

Spotkałam ją już kilka razy. Jest tak jakby szalona, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, ale nie jestem przyzwyczajona, by ludzie stali tak blisko mnie. Pewnie dlatego, że wysyłam jakieś jędzowate wibracje czy coś takiego. Violet wydaje się być na nie odporna.

– Po prostu… – plączę się, próbując wymyślić jakieś kłamstwo. Nie chcę im mówić, że nakładałam pomadkę, ponieważ Sunny będzie wiedzieć, że próbowałam się upiększyć dla Randy’ego – …coś.

– Coś? – pyta Violet.

– To nie jest ważne. Powinnyśmy iść do baru, zanim zrobi się tam tłok.

– Był tu z tobą jakiś facet? Masz na myśli spermę? – Violet przeciska się obok mnie i otwiera drzwi do łazienki.

Dziewczyna, której imienia nie pamiętam, kręci głową.

– Po prostu ją zignoruj. Odbiło jej.

– Char, wcale mi nie odbiło! To absolutnie poważne pytanie. – Patrzy na mnie, jakbym miała potwierdzić zasadność reakcji mojej skóry na spermę. Kiedy milczę, kontynuuje swoje wyjaśnienia: – Czasami, kiedy Alex zje zbyt wiele skrzydełek na ostro, jego sperma powoduje zaczerwienienie na mojej klatce piersiowej.

Sunny się wzdryga, zakładam, że to dlatego, że Alex jest jej bratem.

– Chyba potrzebuję mojito.

– O! Dobry plan! – Violet bierze Char pod ramię i prowadzi ją korytarzem. – Chodźcie, moje panie, ubzdryngolimy się i wymienimy opowieściami o spermie.

– Czy ona zawsze jest taka? – mamroczę.

– Jest zestresowana tym przyjęciem zaręczynowym. Z tego, co mówi Charlene, przez cały mecz pociągała z piersiówki. – Sunny okręca kosmyk włosów wokół swojego palca. – Martwię się o nią. A co z tobą? – Ponownie skupia uwagę na mnie. – Wszystko w porządku? Wydawało mi się, że powiedziałaś, że nic ci nie będzie, gdy zobaczysz Randy’ego.

– Nic mi nie jest. Wszystko jest w porządku. To drobiazg. – Trochę histerycznie macham ręką w powietrzu. – Trochę pobaraszkowaliśmy. To nic takiego.

Sunny przechyla głowę.

– Lily.

– Sunny, naprawdę. Jest dobrze. Chyba powinnam się upewnić, czy Brettowi nic nie jest i czy nie narzuca się graczom.

– Czy ty masz na sobie błyszczyk?

– Co? Nie. Chodźmy. – Odwracam głowę na bok i wycieram usta rękawem, gdy podążamy za Violet i Charlene do baru.

Jest inaczej niż na imprezach po prawdziwych meczach. Kręci się tutaj mnóstwo dzieciaków, bo to wydarzenie rodzinne. Byłam z Sunny na kilku meczach w Toronto. Typowe pomeczowe przyjęcia są głośne i przytłaczające. Jest na nich zawsze milion skąpo ubranych dziewczyn próbujących dostać się w pobliże chłopaków. Dziś wieczorem tak nie jest.

Podążam za Sunny do baru i zamawiam to samo co ona. Ponieważ jest dziewczyną Millera, chcą jej dać drinki na kreskę, ale odmawia i podaje dwudziestkę. Wiem, że nie pozwoli mi oddać sobie pieniędzy, więc następną kolejkę kupię ja, żebyśmy były kwita.

Z drinkiem w ręce idę za nią, trzymając się lekko z tyłu, żebym mogła się ukryć, gdy zajdzie taka potrzeba. Jest nieświadoma mojego niepokoju, kiedy przystaje, by pogadać i przedstawić mnie każdej osobie, jaką zna, co oznacza mnóstwo ludzi. Milczę i popijam drinka. Jest przepyszny. Miętowo-limonkowy, z idealną ilością cukru.

Rozglądam się po pomieszczeniu, patrząc na tych wszystkich dobrze ubranych, atrakcyjnych ludzi. Łatwo zrozumieć, dlaczego kobiety uwieszają się na tych facetach. Wielu z nich nosi poważnie wypchane portfele. Niektórzy są seksowni. Miller przypomina mi trochę lalkę Kena, ale jest atrakcyjny.

No i jest Randy. Jednocześnie wzdycham, jęczę i kaszlę na samą myśl o tatuażu pokrywającym całe jego solidnie, dobrze zbudowane ramię i o głębokim V w okolicy bioder i mięśniach brzucha… Wydaję okropnie siorbiący dźwięk, który odrywa mnie od tych myśli.

– Ha! Musiałam być spragniona. – Podnoszę pustą szklankę pewna, że moja twarz jest czerwona. – Pójdę po kolejnego drinka. Tak mnie suszy! Masz ochotę na dolewkę?

– Dzięki, jeszcze mam. – Sunny podnosi prawie pełną szklankę.

Zostawiam Sunny z jej przyjaciółmi i wracam do baru. Pojawiło się więcej osób, a gracze przybyli całym stadem. Przesuwam się na koniec baru i zamawiam kolejne mojito. Spuszczam głowę, żeby włosy opadły mi na twarz. Dotykają zaledwie podbródka, więc zbytnio się za nimi nie ukryję. Co jakiś czas zerkam do góry, obserwując, jak te wielkie, dobrze zbudowane chłopaki witają się przyjaznymi uśmiechami ze wszystkimi. Dzisiaj żaden z nich nie wydaje się przejmować tym, czy byli w zwycięskiej, czy też przegranej drużynie.

– Hej! Tu jesteś! – Violet trąca mnie krągłym biodrem. Ma na sobie taką samą koszulkę jak ja, taką samą, którą nosi większość ludzi na tym wydarzeniu, tylko że w okolicy klatki piersiowej wypełnia ją znacznie lepiej ode mnie. Zarzuca mi rękę na ramię. Jest lekko spocona. – Napijmy się wódki!

– Ja naprawdę…

– A co powiesz na Śliskie Sutki albo Krzyczące Orgazmy?3

– Ja się na to piszę! – mówi Charlene.

– Dobrze się bawisz? – pyta Violet.

Kiwam głową, bo żeby jej odpowiedzieć, musiałabym krzyczeć.

– Więc… Buck mówi, że ty i Randy mieliście romans. I jak było? Słyszałam różne rzeczy o tym gościu. To znaczy… nic więcej oprócz tego, jakim to jest świetnym zawodnikiem, jak to przejmie pozycję Alexa i takie tam bzdury, które ludzie opowiadają.

Macha ręką i uderza mnie w ucho. Zdecydowanie jest pijana. Nie sądzę jednak, by miało to wpływ na słowa, które wychodzą z jej ust.

– W każdym razie słyszałam, że zasługuje na swoje nazwisko, jeśli wiesz, co mam na myśli. Mryg mryg. Zasługuje?

– Ja, uch…

– Tu jesteście! – Alex pojawia się za nami i zarzuca ręce na nasze ramiona. Ściska mnie. – Hej, Mała Lily! Jak się masz? Kopę lat!

Nienawidzę tego przezwiska. Sprawia, że czuję się jak dwunastolatka.

– Wszystko w porządku. Świetnie. Niezły mecz. Przykro mi, że przegrałeś z Millerem.

– Jest w porządku. To wszystko dla dobra sprawy.

– Kochanie, później sprawię, że zapomnisz, że przegrałeś. – Nie wydaje mi się, żeby Violet chciała to powiedzieć aż tak głośno.

Alex się śmieje.

– Ciii. Nie musimy mówić wszystkim, kto później komu dogodzi.

– Ja! – Podnosi rękę. – Ja później ci dogodzę.

Nie przestając się śmiać, kładzie palec na jej ustach.

– Violet, ile wypiłaś?

– Tylko jednego.

Alex patrzy na mnie, jakbym wiedziała coś, czego on nie wie. Wzruszam ramionami. I dokładnie w tym samym momencie barman stawia przed nami dwa rzędy shotów. Alex porywa drinki Violet i wypija duszkiem. Połykam swoje, żeby Violet ich nie ukradła. Próbuję za nie zapłacić, ale Alex posyła mi spojrzenie. Nie kłócę się z nim. Jest za bardzo świadomy sytuacji finansowej mojej rodziny. Jesteśmy same z mamą i czasami bywa ciężko. Co jakiś czas znajduję kilka tysięcy dolarów zdeponowanych na moim koncie oszczędnościowym. Wiem, że to od niego. Nigdy o tym nie wspomina, ja też nie. To rani moją dumę, ale pomaga, kiedy z pieniędzmi robi się naprawdę krucho. Jak w zeszłym roku, kiedy potrzebowałyśmy nowego samochodu.

Przypominam sobie, że jest ze mną mój młodszy kuzyn, więc używam tej wymówki, nie żeby to było konieczne, odkąd Violet zaczęła obmacywać Alexa, a on jest zajęty trzymaniem jej rąk z dala od miejsc, których nie powinny dotykać w miejscu publicznym.

Szukam Bretta, trzymając się na uboczu pomieszczenia z mojito w ręku. Znajduję go dokładnie w tym miejscu, w którym nie chciałam: siedzi przy stole zawalonym talerzami jedzenia razem z Randym, Millerem i Michaelem, tym chłopcem, dla którego została zorganizowana ta zbiórka. Uśmiechają się i śmieją, a Miller trzyma rękę na ramieniu Michaela. Czuje osobisty związek z sytuacją tego chłopaka, bo kiedy był dzieckiem, jego matka zmarła na nieoperacyjnego guza mózgu.

Byłam prawdziwą suką dla Millera, kiedy zaczął się spotykać z Sunny. Doniesienia mediów były dla niego bardzo nieprzychylne. W zeszłym sezonie został sprzedany do Chicago za to, że przeleciał bratanicę swojego trenera w kabinie toalety. Martwiłam się o Sunny. Ale od czasu tego weekendu w chacie Alexa, zaraz po biwaku, widzę zupełnie inną stronę jego osobowości, o której media nie wiedziały. Jest tak bardzo zakochany w Sunny, że zrobiłby dla niej wszystko. Jak to, że nazwał fundację jej imieniem. A te koszulki, które wszyscy mają dzisiaj na sobie? Jest na nich napis PROJEKT SŁONECZKO.

Według Sunny i mediów, Randy, który jest najlepszym przyjacielem Millera, pomógł zorganizować to wydarzenie. Jednak jego zaangażowanie nie zmienia tego, co o nim sądzę. Tylko dlatego, że jest dobry dla Michaela, nie oznacza, że nie jest męską dziwką. Jeszcze bardziej żałosne jest to, że nadal chcę go ujeżdżać jak byka na rodeo.

W głębi duszy nie wierzę, by Randy był złym facetem. W rzeczywistości jestem skłonna przyznać coś wręcz przeciwnego. Playboy? Zdecydowanie. Męska dziwka? W stu dziesięciu procentach. Ale to ja rzuciłam się na niego, a nie odwrotnie. Najbardziej wkurza mnie jednak, że wiedząc to wszystko, nie żałuję tego, co się zdarzyło w chacie, z wyjątkiem tego, że nie uprawiałam z nim seksu. Tego żałuję. Tej części bez seksu. I nienawidzę tego, że żałuję, bo przez to czuję się jak hokejowy króliczek, którym nigdy nie chciałam być.

Powinnam być zadowolona, że moje działania w ciągu ostatniego miesiąca sprawiły, że pomiędzy mną i Randym nic więcej się nie zdarzy. Nie tylko nabazgrałam niezmywalnym pisakiem okropne rzeczy na wszystkich jego ubraniach, ale unikałam go za każdym razem, gdy dzwonił. Nie zostawiał wiadomości, więc nie mam pojęcia, co chciał powiedzieć.

Skąd ten cały konflikt z powodu hokeisty? Trzeba się cofnąć do mojego poczęcia. Mój tata, którego spotkałam w sumie zero razy, grał zawodowo w hokeja. Zaciążył moją mamę, gdy miała osiemnaście lat, zostawił ją, by wychowywała mnie samotnie, po czym wrócił do swojego miłego życia: podróżowania po kraju, uderzania w krążek na lodzie i bzykania hokejowych króliczków, które głupio rozkładały dla niego nogi.

Jak na ironię, przez bardzo krótki czas mama wpisała się w kategorię hokejowego króliczka. Później nigdy nie spotykała się z innym hokeistą i bije mnie po głowie przysłowiowym kijem, żebym nie wpadła w tę samą pułapkę. Sama jednak wydaje się być dobra w wynajdowaniu facetów z innych branży, którzy nie zostają przy niej. Całe moje życie to drzwi obrotowe dla niestabilnych palantów. Wcale nie jestem cyniczna.

Płoszę się, gdy zamiast mojito przez słomkę wciągam powietrze. Zerkam na dno szklanki i marszczę brwi, widząc brak płynu. Jak to się dzieje, że znika tak szybko? Spoglądam na Bretta. O cholera. Randy mnie zauważył.

Kąciki jego seksownych ust wyginają się w zadowolonym z siebie uśmieszku. Mówi coś do Bretta i klepie go w ramię, a następnie odsuwa krzesło. Udaję, że jestem zajęta moją komórką. Czuję, jakbym miała nudności, tak często zerkam znad ekranu w stronę ich stolika i z powrotem na ekran.

OBoże. Idzie tu. Nie jestem na to gotowa. Gorączkowo rozglądam się po sali, szukając Sunny. Nigdzie jej nie widzę, więc robię najbardziej logiczną rzecz na świecie: biorę nogi za pas, uciekając od Randy’ego. Po drugiej stronie baru jest tylne wyjście, którego nie powinnam używać od tej strony, ale alarm jest wyłączony od wieków. Wydostanę się stąd i przemknę do toalety, w której ukrywałam się wcześniej. Będę mogła się w niej zamknąć i pomyśleć, jak się uporać z tą sytuacją.

Wybiegam przez drzwi przeciwpożarowe, czując ulgę, że alarm nadal nie działa i szybkim krokiem pokonuję korytarz. Skręcam gwałtownie w prawo. Niech to szlag. Randy idzie za mną. Czego może chcieć? Jeszcze mocniej się do mnie ironicznie pouśmiechać? Moja ucieczka powinna być oczywistym znakiem, że nie jestem zainteresowana jakąkolwiek konfrontacją ani dyskusją, ani nawet pójściem do łóżka – to na wypadek, gdyby zaistniała taka możliwość. No dobra, to oczywiście bym zrobiła. I dlatego właśnie nie powinnam przestać biec.

– Hej, Lily! – woła Randy. – Zaczekaj!

Na dźwięk jego głosu kolana o mało nie uginają się pode mną. Czego on chce? Ślizgam się na mokrej plamie i prawie ląduję na tyłku. Randy jest tuż za mną. Chwytam za klamkę od toalety i zatrzymuję się, znów omal nie upadając. Otwieram drzwi i rzucam się do środka. To wyjątkowo dramatyczne, ale zanim udaje mi się je zamknąć, Randy wsuwa w szczelinę swoje masywne, umięśnione ciało.

– Co robisz? – piszczę, gdy drzwi zamykają się za nim, pogrążając nas w ciemnościach. – Nic nie widzę!

Chichocze. Światło się zapala, a ja mrugam, porażona nagłą jasnością.

– Nie słyszałaś, jak cię wołam?

Opieram ręce na biodrach.

– Nie widziałeś, że przed tobą uciekam?

Znowu się śmieje. To piękny dźwięk.

– Ach, tak. Pomyślałem, że może naprawdę musisz skorzystać z toalety.

– Musiałam. Muszę. A teraz wynocha albo wysikam się na twoich oczach! – wrzeszczę. Mój krzyk jest piskliwy i całkowicie zbędny, bo stoję kilka centymetrów od niego. Mogłam też przypadkiem opluć jego klatkę piersiową. Jego bardzo umięśnioną klatkę piersiową.

Rękawy koszuli ma podwinięte do łokci, odsłaniając wszystkie tatuaże na prawym przedramieniu. Ma nawet jeden na grzbiecie dłoni. Jest prawie trójwymiarowy, wygląda jakby został nałożony na skórę: olśniewający kwiat zroszony rosą, z małą, misternie wykonaną czaszką w spadającej kropli. To takie zajebiste. Pamiętam jak niesamowicie to wyglądało, gdy palcami tej dłoni, która znajdowała się na końcu pokrytej tuszem ręki, pompował we mnie, doprowadzając do orgazmu. Wydaję zduszony dźwięk.

– Czy ty jęknęłaś?

– Co? Nie. – Szybko podnoszę wzrok, by spojrzeć mu w oczy.

Ten irytujący uśmieszek sprawia, że w kącikach oczu robią mu się zmarszczki. Nawet one są seksowne.

– Myślę, że jęknęłaś.

– To było stęknięcie. Bardzo różni się od jęku.

Opiera się o drzwi, blokując mi wyjście.

– Ach tak? Zechcesz wyjaśnić mi różnicę?

– Niczego nie muszę ci wyjaśniać. A teraz wynoś się, abym mogła skorzystać z łazienki! W prywatności. Sama. – Mój głos wciąż jest piskliwy. Muszę przestać zachowywać się jak idiotka. Potrzebuję też, żeby stąd wyszedł, zanim zrobię coś, czego powinnam żałować, ale pewnie nie będę. Nie wydaje się zbyt przeciwny temu pomysłowi.

Naciskam na jego ramię, próbując usunąć go z drogi. Przesuwa się może o ułamek centymetra. Pachnie fantastycznie, jakby był świeżo po prysznicu i spryskał się dezodorantem. Jego ramię jest bardzo twarde, w niczym nie przypomina ramienia Benjiego. Nie przestaję naciskać i przy okazji mogłam lekko ścisnąć jego biceps.

– Co ty masz z tym nachodzeniem mnie w łazienkach? – mówię, prawie krzycząc.

Czuję, jak moją twarz ogarnia ciepło na wspomnienie Randy’ego, gdy z ręką w szortach wparował do łazienki w chacie Alexa, kiedy wszystkie moje intymne części ciała były na widoku. Cholera. Teraz znowu myślę o tym, jak prawie uprawialiśmy seks.

Randy wciąż uśmiecha się jak osioł. Wydaje mi się, że coś powiedział, ale tego nie usłyszałam, zbyt zajęta byciem zawstydzoną. I podnieconą.

– Co? – pytam.

Przesuwa językiem po dolnej wardze. Ma świetne usta. Są pełne i miękkie i wspaniale się je całuje. Odgarnia włosy z mojej twarzy, opuszkami palców muskając policzek. Wszystkie moje mięśnie zaciskają się. Jestem całkiem pewna, że mogłabym dojść na samą myśl o tym, co mi zrobił, co jest szalone, ponieważ zawsze uważałam, że tego typu reakcje są totalną bzdurą.

– Mówiłem tylko, że kiedy ostatnim razem byliśmy razem w łazience, miałaś na sobie o wiele mniej ubrań. – Spojrzeniem, a oczy ma w kolorze miodu albo piaszczystej plaży, albo jakie to ma, kurwa, znaczenie, wędruje po moim ciele, po czym opuszcza wzrok poniżej mojej talii. – Jak się miewa twoja kosmetyczka? –Wskazuje na moje krocze. – Opanowałaś sytuację tam na dole?

Szczęka mi opada. Szybko ją zamykam, po czym otwieram ponownie, czekając aż przyjdzie mi do głowy jakaś błyskotliwa reakcja, ale nic z tego. Nie mam dobrej riposty ani nic do powiedzenia na ten temat, bo szczera odpowiedź brzmi „nie”. Nie miałam okazji tego zrobić.

Przez ostatni miesiąc sama nakładałam wosk na moją cipkę. Nie jestem w tym zbyt dobra. Omijałam pewne miejsca i musiałam potem poprawiać żyletką. Mój bóbr ciągle ma plastry na swoim zaroście.

– I tak ci nie powiem!

– To może zechcesz mi pokazać?

– Jesteś świnią!

W rzeczywistości chcę mu pokazać, nawet jeśli w kwestii usuwania włosów woskiem nie spisałam się najlepiej na świecie. Właściwie to chciałabym powalić go na kolana, opuścić spodnie, podnieść nogę, oprzeć ją o krawędź umywalki i wepchnąć jego twarz w moje krocze, żeby z bliska mógł zobaczyć przez jakie piekło musiałam przejść, aby moja cipka prezentowała się dobrze dla nikogo, bo jestem jedyną osobą, która ją widzi.

Myślę, że wkrótce będę potrzebować seksu. Z czymś innym niż mój wibrator.

– Nienawidzę twojej idealnej twarzy! – syczę. Dosłownie brzmię jak wąż. Chwytam go za kołnierzyk koszuli, a następnie wpycham język w jego usta.

Cholera. To przeciwieństwo tego, co miało się stać.

1 Nawiązanie do amerykańskiego serialu telewizyjnego kręconego w latach 1978-1991 i charakterystycznych, natapirowanych fryzur aktorek (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).

2 Lululemon – kanadyjska marka odzieży sportowej, głównie do jogi.

3 Nazwy drinków. Śliski sutek (Slippery Nipple) to połączenie Sambuki i likieru Baileys. Krzyczący orgazm (Screaming Orgasm) to połączenie wódki, Baileys i likieru kawowego.

2. Co się wydarzy w łazience, zostaje w łazience. Albo i nie.

RANDY

Zostaję przyciśnięty do drzwi, klamka wbija mi się w dolną część pleców, gdy Lily wciska język w moje gardło. Przerywa pocałunek – jeśli tak można to nazwać – i odpycha się ode mnie, ale nadal trzyma mnie za koszulę. Jej nozdrza lekko się rozchylają, a oczy, o tak ciemnym odcieniu brązu, że prawie nie widać, gdzie kończy się tęczówka a zaczyna źrenica, są zamglone.

Nie miałem pojęcia, co może się zdarzyć, kiedy poszedłem za nią do tej toalety. Moim jedynym planem było przeprowadzenie z nią rozmowy, bo kiedy ostatnim razem rozmawialiśmy, nazwała mnie dupkiem i kilkoma innymi kreatywnymi wyzwiskami, a potem nie chciała odbierać ode mnie telefonów. Pobazgrała mi również ubrania niezmywalnym pisakiem. W pewnym sensie na to zasłużyłem. Podoba mi się, że jest trochę szalona.

Potrząsa głową i odgarnia ciemne, sięgające podbródka włosy, które opadły jej na oczy. Jej klatka piersiowa unosi się z każdym oddechem. Dziś wieczorem wygląda seksownie. Dżinsy podkreślają delikatne, szczupłe rysy jej ciała. Związany z boku T-shirt reklamujący dzisiejsze wydarzenie tylko uwydatnia, jak bardzo jest na nią za duży.

Prawie dyszy. To mi przypomina, jakie dźwięki wydawała, gdy zrobiłem jej minetkę w chacie Watersa. To było kilka tygodni temu. Nie mogę przestać o tym myśleć. Nie wiem dlaczego. To znaczy, do cholery, mogę lizać cipki, kiedy tylko mam na to ochotę – co nie oznacza, że to robię. Robienie minetki jest intymne, a króliczki zazwyczaj robią rundki. Nie kładę moich ust tam, gdzie wcześniej było milion innych kutasów.

Jestem hipokrytą? Ani trochę. Nie pozwalam też, by króliczki kładły usta na mnie… Z różnych powodów. Jednak Lily nie jest króliczkiem i trzeba było się nią zająć. Odpowiednio. Więc zrobiłem jej minetkę. Nie zgodziłem się jednak na pieprzenie jej, bo nie chciałem czuć się winny, gdyby pozwoliła mi się przelecieć tylko dlatego, żeby się odegrać na swoim byłym chłopaku debilu.

Decyzja była słuszna, ale ciągle jej żałuję. Zwłaszcza że wiem, że Lily nie zeszła się ponownie z tym palantem. Co nie oznacza, że o to pytałem. Miller sam oferuje takie informacje. Ale teraz wszystko między nią a mną wydaje się takie niejasne. Albo wydawało się takie jeszcze trzydzieści sekund temu. W każdym razie miałem palce w cipce Lily i bez wątpienia mogę stwierdzić, że seks byłby nieziemski. Jest małą, ciasną petardą.

Ponownie ciągnie moją głowę w dół i pauzuje, gdy nasze usta niemal się dotykają. Sięgam za siebie i przekręcam zamek w drzwiach. Nie chcę, żeby nam teraz ktoś przeszkodził. Przyciągam ją do siebie, unieruchamiając jej ręce między nami, a następnie czubkiem nosa pocieram o jej nos.

Wydaje z siebie ciche kwilenie, dźwięk jest ledwo słyszalny. Unosi podbródek i wypycha biodra do przodu. Musiała poczuć moją erekcję. Nie można tego przegapić. Przesuwam językiem po wardze, po bliźnie, która została mi po uderzeniu kijem w twarz wiele lat temu. Lily oczami śledzi ten ruch. Kiedy podnosi wzrok, biorę jej usta.

Tym razem, kiedy próbuje wepchnąć język do moich ust, zmuszam ją do odwrotu własnym. Puszcza moją koszulkę i zaciska palce wokół moich nadgarstków, gdy walczy, próbując dostać się do wnętrza moich ust. Nic z tego. Jeszcze nie. Ciężko jest się całować i uśmiechać jednocześnie, ale daję radę.

Dłońmi przeczesuje moje włosy. Ściąga mi krawat i rzuca go na drugi koniec małej łazienki. Nie mam pojęcia, gdzie upadł, ale z pewnością nie podniosę go z podłogi.

Obracam nas tak, że teraz ona opiera się o drzwi i wsuwam kolano pomiędzy jej nogi. Następnie praktycznie zaczynam pieprzyć ją przez materiał. Nie wiem, co jest ze mną nie tak. To wydarzenie charytatywne. Przyszły na nie rodziny z dziećmi, a ja jestem zamknięty w łazience z dziewczyną, która na większości moich bokserek nabazgrała MAŁY KUTAS W ŚRODKU. Mam dzisiaj na sobie jedną parę, bo miałem nadzieję, że zobaczę się z Lily i to się stanie.

Chwytam ją za tyłek, ściskam mocno i podnoszę. Lily mierzy może jakieś metr sześćdziesiąt osiem, w najlepszym przypadku metr siedemdziesiąt trzy, a ja mam prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu, więc jestem od niej sporo wyższy i prawdopodobnie cięższy o pięćdziesiąt kilogramów. Jest smukła, umięśniona i wąska od bioder do żeber. Silnymi nogami obejmuje mnie w pasie, wydając kolejny z tych zduszonych dźwięków.

Gdyby było możliwe, żeby jedna istota ludzka pożarła drugą, właśnie byśmy to robili. Lily puszcza moje włosy i sięga po brzeg mojej koszuli. Paznokciami drapie mnie po mięśniach brzucha. W odwecie gryzę ją w język. Odrywa twarz od mojej i uderza głową w drzwi.

– Nic ci nie jest? – pytam.

Szczypie mnie w sutek, więc gryzę ją w szyję.

– Zrób tak jeszcze raz, a będę ssał tak długo, aż zostawię ślad – ostrzegam, rozchylając usta na jej skórze. Jest słona i słodka, i tak bardzo, ale to bardzo ciepła.

– Nie zrobiłbyś tego.

– O, zdecydowanie bym zrobił. – Ssę lekko i Lily wstrzymuje oddech, a następnie ponownie wsuwa palce w moje włosy, wbijając paznokcie w skórę.

Poprawiam chwyt i ocieram się o nią, jednocześnie całując ją wzdłuż szyi, aż do szczęki. Jestem w tej chwili bardzo twardy. Chciałbym, żeby miała na sobie coś innego niż obcisłe dżinsy. Jedyny sposób, w jaki mógłbym się w niej znaleźć, to obrócić ją i wziąć od tyłu. To nie jest moja preferowana pozycja.

Wiem dokładnie jak wygląda twarz Lily, gdy dochodzi. Jeśli mam ją pieprzyć, chcę, żeby dochodząc na moim fiucie, patrzyła mi prosto w oczy. Publiczna toaleta prawdopodobnie nie jest najlepszym miejscem na uprawianie seksu, nawet jeśli jest przystosowana dla wózków inwalidzkich i dość czysta. Publiczne kible są bardziej w stylu Millera, w każdym razie w stylu Millera przed Sunny.

Nie przestaję poruszać biodrami i ciche dźwięki, które wydaje Lily, stają się coraz głośniejsze, więc nakrywam jej usta swoimi.

Zaciska dłonie w pięści, ciągnąc za moje włosy tak mocno, że zaczynam się bać, że wyrwie je razem z cebulkami.

– O mój Boże – jęczy w moje usta.

Odsuwam się, sprawdzając, czy nic jej nie jest. Odrzuca głowę do tyłu, ponownie uderzając w drzwi z łomotem. Robimy tu okropnie dużo hałasu, ale przynajmniej łazienka jest na uboczu.

Mocno wciskam ją w drzwi swoimi biodrami, żebym nie musiał używać obu rąk do podtrzymywania jej. W ten sposób mogę chronić jej głowę przed uderzeniami w drzwi. Jeśli nie przestanie tego robić, będzie miała guza. Gdybym nie wiedział lepiej, pomyślałbym, że dochodzi… Co powinno być niemożliwe, skoro nie zrobiłem nic, oprócz ocierania się o nią.

– Lily?

Patrzy na mnie, a szok w jej oczach zostaje zastąpiony przez ekstazę. Otwiera usta.

– To nie… Ja nie mogę…

– Czy ty dochodzisz? – Pomimo braku prawdopodobieństwa, muszę o to zapytać.

Wściekle potrząsa głową i wyjękuje „nie”.

Jej mina jest podejrzana. Nie kupuję tego. Chwytając ją za tyłek, obracam nas tak, że jesteśmy teraz twarzą do ściany. Następnie opuszczam ją na podłogę. Paznokciami przesuwa po mojej szyi, a następnie zaciska je na koszuli.

– Dlaczego przestałeś? – Wypycha biodra w powietrze i się chwieje.

Napieram na Lily, aż cofając się, uderza plecami w drugą ścianę. Natychmiast zaczyna ocierać się cipką o moje udo. Są na to o wiele lepsze miejsca. Próbuje przyciągnąć moje usta do swoich, ale mam inne plany. Ściągam jej koszulkę przez głowę i wieszam na klamce. Jej torebka ląduje u moich stóp, a jej zawartość jest porozrzucana po całej podłodze. Nie, żeby to miało w tej chwili jakiekolwiek znaczenie.

Jej stanik nie jest ani fantazyjny ani koronkowy, ani nic specjalnego. To gładka, biała satyna. Jestem w stanie zobaczyć przez nią zarys sutków. Kiedy Lily ujeżdża moją nogę, odpinam guzik w jej dżinsach i rozpinam zamek. Majtki pasują do stanika, zwyczajna biała satyna.

Wsuwam dłoń w przód jej spodni. Jest zadbana w tym miejscu. Napotykam gładką skórę, ale dżinsy są tak ciasne, że nie mogę włożyć ręki głębiej, poza jej miednicę. Czuję, jaka jest gorąca, ale nie mogę się dostać do tej całej wilgoci. Na jej obronę powiem, że mam duże dłonie, co tylko zwiększa problem.

Lily niezdarnie majstruje przy moim pasku, a potem zamku w spodniach. Moja erekcja napiera na bokserki. Lily zamiera i podnosi wzrok, patrząc na mnie zszokowana. Nie dlatego, że mój fiut jest przerażający, chociaż taki jest, ale dlatego, że widzi napis MAŁY KUTAS W ŚRODKU, który sama nabazgrała na wściekle różowym materiale, schludnymi, drukowanymi literami, czarnym, niezmywalnym pisakiem.

Przygryza wargę i robi minę, jakby nie była pewna czy powinna się roześmiać, być zawstydzona czy przeprosić – a może wszystko naraz. Przesuwa dłonią po gumce, jakby myślała o włożeniu jej do środka.

– Dlaczego wciąż je masz?

– To moja ulubiona para.

– Ale… – Obejmuje mnie przez materiał, a jednocześnie ociera się o moją nogę. Wywraca oczami do góry i znowu drży.

– Myślę, że oboje dobrze wiemy, że to kłamliwy slogan. – Odsuwam jej dłoń i robię krok w tył. Następnie opadam na kolana i ściągam z jej bioder dżinsy razem z majtkami, które są wilgotne. Sprawiają wrażenie, jakby były przyklejone do jej ciała.

– Co ro…

Wkładam dłoń pomiędzy jej nogi, przerywając jej w połowie zdania. Przesuwam po łechtaczce i wkładam w nią dwa palce. Chcę się dowiedzieć, czy miałem rację co do jej spontanicznego, bezdotykowego orgazmu. Lily opiera się o ścianę i próbuje rozsunąć nogi, ale te głupie, obcisłe dżinsy jej to uniemożliwiają. Cała drży, a kiedy zaginam palce, krzyczy. I wtedy to czuję: pulsowanie wokół dłoni.

– Dochodzisz. – Patrzę na nią, jest bez koszulki, ramiączko od stanika zwisa jej z ramienia, dłonie opiera płasko o ścianę za nią.

– Bez jaj. – Wstrzymuje powietrze.

– Ledwo cię dotknąłem.

– Jestem tak samo zdezorientowana jak ty.

– Ugnij kolana i rozsuń nogi – rozkazuję.

– Co…

Przesuwam dłoń z miejsca pomiędzy jej udami, wywołując u niej przytłumiony dźwięk. Chwytając ją w talii, schylam się pod jej kolano i wciskam głowę w wąską szczelinę, żeby znaleźć się twarzą w twarz z jej cipką. To nie jest proste, ale jakoś mi się udaje. Następnie podnoszę ją tak, żeby siedziała na moich ramionach, z nogami wiszącymi nad moimi plecami.

Trzymam ją za lewe udo, a drugą rękę przesuwam w górę po jej brzuchu i pod stanik. Piersi wyskakują z miseczek, a sutki twardnieją, gdy kciukiem pocieram jeden z nich. Przykrywam miękką krągłość i ściskam. Nie mam zbyt wiele miejsca na ruch, ale Lily jest już wystarczająco podniecona, więc ustami zasysam łechtaczkę i językiem kreślę na niej kółka.

– Ja pier… – Jej uda zaciskają się na mojej głowie. Puszczam pierś i zakrywam dłonią jej usta. Nie sądzę, by w tej chwili była w stanie kontrolować swoją głośność ani cokolwiek innego, biorąc pod uwagę w jaki sposób się trzęsie. Nie wiem, czy kiedykolwiek byłem z dziewczyną, która dochodziłaby tak szybko i tak mocno przy minimalnym kontakcie. Ostatnim razem Lily miała wiele orgazmów, ale nie aż tak. Może to dlatego, że jesteśmy w miejscu publicznym, a ona jest ekshibicjonistką.

Bez względu na przyczynę, mam zamiar sprawić, by znowu szczytowała. Jęczy moje imię w moją dłoń i przygryza mięsistą część, wijąc się na mojej twarzy. Ponownie zaczyna drżeć, a następnie wydaje dźwięk, który brzmi prawie jak szloch.

Podnoszę głowę i moja broda pociera o jej łechtaczkę. Później będę potrzebował w cholerę szamponu, żeby zmyć z siebie jej zapach. Gwałtowny dreszcz przeszywa całe jej ciało.

– Lily, skarbie, wszystko w porządku?

Głowa opada jej do przodu, oddycha szybko i płytko. Wydaje z siebie jedynie dźwięki. Oczy ma szkliste, powieki opadające. Wygląda jakby była na niezłym haju.

– Co?

– Dobrze się czujesz?

Potrząsa głową i kilkakrotnie mruga powiekami, jakby próbowała oczyścić zamglony umysł.

– Tyle orgazmów. – Jej słowa są nieco zniekształcone.

Już mam wrócić do robienia jej minetki, żeby znowu doszła, kiedy zaskakuje nas pukanie do drzwi.

– Lily? Znowu tam jesteś? – To Sunny, dziewczyna Millera. Ona i Lily są najlepszymi przyjaciółkami. Sytuacja robi się interesująca.

Lily szeroko otwiera oczy, jej panika jest komiczna.

– Za minutę wyjdę!

Próbuje zejść z moich ramion, omal nie powalając nas na podłogę. Nie byłoby to takie złe, gdybyśmy nie znajdowali się w łazience. Jest czysto, ale nie aż tak czysto. Chwytam ją za ręce i gryzę w udo, mocno ssąc skórę.

– Ała!

– Wszystko tam w porządku? – pyta Sunny.

– W porządku. Nic mi nie jest. Tylko uderzyłam się w palec!

Unoszę brew i Lily bezgłośnie pyta „Co?”, ale przestaje mi utrudniać, więc mogę postawić ją na podłodze i wysunąć się z pomiędzy jej nóg. Omal nie traci równowagi, ale chwytam ją za biodra, przytrzymując w pionie. Zanim podnoszę jej majtki, całuję ją w dołeczek tuż nad cipką, a następnie ssę skórę wystarczająco mocno, by zostawić delikatny fioletowy siniak, pasujący do tego na jej udzie.

– Przestań! – syczy szeptem, próbując odepchnąć moją twarz.

Jestem jednak silniejszy od niej, a ciągnąc mnie za włosy, Lily jednocześnie wysuwa biodra do przodu, jakby cichcem szukała mojego języka. Po raz ostatni liżę jej nabrzmiałą łechtaczkę, patrząc jak na jej skórze robi się gęsia skórka, a następnie ostrożnie podnoszę jej majtki. Lily sama zajmuje się swoimi obcisłymi dżinsami, podciągając je z dużo mniejszą trudnością, niż ja je zdejmowałem. Poprawia stanik, zakrywając sutki i zakłada koszulkę. Jej włosy są w słodkim nieładzie.

Kiedy wszystkie najlepsze części jej ciała są już zakryte, przesuwam twardego, obolałego fiuta w lewo, aby zapiąć spodnie.

– O Boże. – Lily wyciąga rękę, a następnie zatrzymuje ją. – Jesteś taki twardy. Nawet cię…

– Nie martw się. – Puszczam do niej oczko. – Tym zajmiemy się później.

– Muszę zabrać Bretta do domu.

Wzruszam ramionami.

– Mogę poczekać.

Szczęka jej opada, co wydaje się być reakcją, którą często u niej wywołuję.

– O mój Boże! Jesteś takim zarozumiałym dupkiem!

– A czy właśnie nie doszłaś trzy razy?

– Dwa i pół i nie zmuszałam cię, żebyś zrobił mi minetkę!

– To ty mnie pocałowałaś i z pewnością nie miałaś nic przeciwko minetce.

Wpycha porozrzucane rzeczy z powrotem do torebki i przyciska ją do piersi. Waląc łokciem w moje żebra, spycha mnie z drogi. Nie rozumiem, jak tak od razu może przejść od rozkoszy orgazmu do złości, ale z drugiej strony, prawdę mówiąc, nie znam jej tak dobrze. Może ma rozdwojenie osobowości czy coś takiego.

– Co jest grane?

Przekręca zamek i odwraca się do mnie spanikowana.

– Muszę iść. Muszę stąd… – Udaje jej się otworzyć drzwi i potykając się, wychodzi na korytarz. – Przyjemnej reszty wieczoru! – Wskazuje na moje krocze. – Mam nadzieję, że twoja, uhm, sytuacja rozwiąże się sama!

– Miałem nadzieję na jakąś pomoc. – Zapinając spodnie, wychodzę za nią na korytarz. Sunny przesuwa spojrzeniem ze mnie na Lily i z powrotem. Miller stoi za nią z ponurym wyrazem twarzy.

– Pieprzone dzięki za orgazmy. – Lily zakrywa dłonią usta, jakby nie mogła uwierzyć w to, co właśnie powiedziała.

– To było następne na mojej liście rzeczy do zrobienia. – Jestem takim antagonistycznym dupkiem.

– Zdaje się, że przegapiłeś okazję. Znowu. – Kuli się i mamrocze coś innego.

Byłem rozważny, nie pieprząc jej w chacie Watersa. Wygląda na to, że nie bardzo to doceniła.

– Mógłbym to zrekompensować, gdybyś zechciała przyjść do mojego pokoju hotelowego. – Cały się szczerzę. Nic nie mogę na to poradzić.

– Chcia… – Na chwilę zamyka oczy. – Muszę poszukać mojego kuzyna! – Obraca się na pięcie i pospiesznie odchodzi.

– Hmm… Pójdę się nią zająć. – Sunny robi gest w kierunku Lily i goni za nią.

– Balls, co jest, kurwa, z tobą nie tak? – Miller wygląda na zirytowanego.

Zapinam spodnie i gwałtownie wciągam powietrze, gdy materiał bokserek prawie zacina się w zamku spodni. Teraz znowu będę musiał odnaleźć Lily, zanim wyjdzie. Niczego nie rozwiązałem. Chodziło mi o to, aby z nią porozmawiać, a nie zrobić jej minetkę.

– Powinienem pójść za nią.

Robię krok w kierunku, w którym poszła Lily, ale Miller chwyta mnie za ramię, zatrzymując.

– Uhm, stary. Nie wcześniej, zanim nie doprowadzisz się do porządku. – Macha ręką, wskazując powyżej mojej szyi.

Sfrustrowany potrząsam głową, ale wracam do łazienki i spoglądam w lustro.

– O cholera. – Śmieję się. Włosy mam w totalnym nieładzie, są dosłownie wszędzie. Twarz, cóż, to zupełnie inna historia. Zdecydowanie muszę ją umyć, skoro Lily na niej doszła. Czuję jej zapach. Mam również ślady zadrapań biegnące od boku szczęki do kołnierzyka koszuli. Przeszukuję podłogę za gumką do włosów, którą Lily ze mnie zerwała. Znajduję ją koło ubikacji. Nie mam w tej chwili żadnej innej opcji, więc podnoszę ją i związuję nią włosy. Kiedy wrócę do hotelu, będę musiał wejść pod prysznic.

– Stary, nie rozumiem tego. Przez ostatni miesiąc trzymałeś się od tego z dala i nagle do tego wracasz? I ze wszystkich miejsc, właśnie tutaj? Randy, to jest pieprzona zbiórka charytatywna, a nie jedna z imprezek Lance’a.

– Wiem o tym. – Lance „Romans” Romero to kolejny z naszych kolegów z drużyny. Jest znany z pełnych ekscesów imprez i króliczków. Odkręcam kran i zmywam z twarzy i brody zapach Lily.

– Czyżby? Bo odnoszę wrażenie, jakbyś zapomniał. I dlaczego ze wszystkich lasek, które postanowiłeś przelecieć w kiblu, musiała to być akurat Lily?

– Nie przeleciałem jej.

Miller krzyżuje ręce na piersi.

– Poważnie. Nie pieprzyłem jej tutaj. To znaczy, trochę pobaraszkowaliśmy, ale pieprzenie nie miało tu miejsca. Po prostu zjadłem mały deser i to wszystko.

Miller pociera dłonią twarz.

– Balls, lepiej uważaj. Lily jest bardzo związana z rodziną Watersów. Alex jest dla niej jak brat i jeśli się dowie, że ją bzykasz, będziesz następny na jego radarze z rozbitym nosem.

– To nie tak. – Zakręcam kran i odwracam się do niego. – Szczerze, Miller, chciałem z nią tylko porozmawiać. Za kilka tygodni zobaczymy się na przyjęciu zaręczynowym Watersa. Pomyślałem, że dobrze byłoby oczyścić atmosferę…

– Robiąc jej minetkę w kiblu?

Uśmiecham się bezczelnie.

– Uczyłem się od najlepszych.

Miller kręci głową.

– Taa. To nie jest zabawne, dupku. Zostałem za to sprzedany, pamiętasz?

– Sorry. Po prostu… Poniosło nas. – Robię dłonią kilka przypadkowych gestów, próbując dojść do tego, co chcę powiedzieć.

– Randy, nie możesz wyrolować Lily tak, jak to robisz z króliczkami. To nie jest w porządku.

– Nie zamierzam jej wyrolować. Po prostu dobrze się bawimy.

– Powiedziałbym, że nie wydaje mi się, aby twoja wersja zabawy i wersja Lily były takie same.

– Sprawdzę i upewnię się, że dobrze się z Lily rozumiemy.

Komórka Millera brzęczy. Wyjmuje ją z kieszeni i wpisuje hasło. Marszczy brwi, próbując odczytać tekst na ekranie. Miller jest dyslektykiem, więc czytanie jest dla niego pracochłonne. Po kilku sekundach naciska funkcję głosową i laska z brytyjskim akcentem odczytuje na głos wiadomość:

Nie mogę zdusić Lily żeby mi posiedziała co się zdało. Zabiera Bretta do złomu.

– Pójdę jej poszukać.

– Jest z nią jej młodszy kuzyn, przyjaciel Michaela. Co chcesz jej powiedzieć przy nim?

– Nie mam pojęcia, ale coś wymyślę.

Idę do baru. Sunny stoi w wejściu z telefonem w dłoni, obracając na palcu kosmyk włosów.

– Gdzie jest Lily? – pytam.

– Wyszła. – Sunny puszcza włosy i wzdycha. – Co jej zrobiłeś?

Nie sądzę, by szczerość zadziałała na moją korzyść, więc zamiast powiedzieć, że pieprzyłem ją językiem aż doszła na mojej twarzy, mówię:

– Myślę, że zaszło jakieś nieporozumienie.

Podchodzi do mnie jakiś dzieciak, ze znajomym wyrazem uwielbienia na twarzy.

– Randy Ballistic?

– Taa, stary. – Uśmiecham się. – Jak leci?

– Mogę dostać twój autograf? – Wyciąga przed siebie jeden z tych własnej roboty albumów ze zdjęciami. Ma nawet jedną z moich debiutanckich kart w ochronnej przezroczystej owijce.

– Tak, pewnie, oczywiście.

Jego mama stoi za nim, uśmiechając się.

– Bardzo dziękuję. On cię uwielbia. Kiedy dorośnie, chce być taki jak ty.

Zwykle to coś, co lubię słyszeć, ale w tej chwili wcale nie sprawia mi przyjemności. Nie po tym, co się stało w tamtej toalecie.

Wydawnictwo Szósty Zmysł

skr. poczt. 220, 76-215 Słupsk 12

tel. 59 727-34-20, fax. 59 727-34-21

e-mail: [email protected]

www.szostyzmysl.com.pl