Jagiełło pod prysznicem - Paweł Wakuła - ebook + audiobook + książka

Jagiełło pod prysznicem audiobook

Paweł Wakuła

4,7

Opis

Jagiełło pod prysznicem to pełna humoru opowieść o polskich władcach, która zaciekawi nawet tych, którzy dotąd uważali, że historia jest nudna jak flaki z olejem. Przekonają się, że prawdziwa historia Polski obfituje w wydarzenia, których nie wymyśliliby scenarzyści Gry o tron, pełna jest zdrad, ucieczek, braterskich kłótni, przemyślnych forteli i krwawych bitew. Dowiedzą się, że nasi królowie i książęta byli ludźmi z krwi i kości, że zdarzali się wśród nich bohaterowie i tchórze, grzesznicy i święci, patrioci i zwyczajni zdrajcy.

To lektura dla tych, którzy nie lubią wkuwania dat, ale chcą wiedzieć, dlaczego Bolesław Chrobry kazał swoim poddanym wyrywać zęby, z jakiego powodu Bolesław Krzywousty kazał oślepić brata, po co Zygmunt August spotykał się z czarnoksiężnikiem Twardowskim, czy Jan Sobieski lubił kawę po wiedeńsku i co łączyło Jana Kazimierza z więźniem w żelaznej masce.

Dzięki tej książce przekonacie się, że historia da się lubić!

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 31 min

Lektor: Jan Hrynkiewicz
Oceny
4,7 (20 ocen)
17
1
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
spioszek

Nie oderwiesz się od lektury

Historia da się lubić! W książce historia polskich władców pokazana jest w przystępny i zabawny sposób. polecamy dla dziecka i dla mamy.
10
Audrey_

Nie oderwiesz się od lektury

Był sobie Jagiełło i ... brał prysznic :)
00

Popularność




Wywiadówka

Czasami myślę sobie, że ten, kto wymyślił wywiadówki, musiał być bardzo okrutnym człowiekiem. Dlatego bardzo mi żal taty i najchętniej w ogóle bym mu o nich nie mówił. Niestety, życie bywa brutalne i nie zawsze możemy uchronić bliskich przed cierpieniem.

Tego dnia tata wrócił ze spotkania klasowego i od samego progu zaczął krzyczeć, że ja wcale się nie uczę, że zamiast odrabiać lekcje, całymi dniami gram na komputerze, i że on przeze mnie kiedyś zawału dostanie.

Potem klapnął na fotel i złapał się za serce. No i sami powiedzcie, czy warto chodzić na te wywiadówki?!

Było mi go tak strasznie żal, że aż łzy zakręciły mi się w oczach i zacząłem pociągać nosem.

Tata skinął głową, żebym podszedł do fotela.

– Już nie becz, Kuba… – mruknął. – Rozumiem słabe oceny z matematyki, sam nie byłem orłem z przedmiotów ścisłych… Trója z polskiego to już poważniejsza sprawa, niestety, charakter pisma masz po mnie, też bazgrzę jak kura pazurem… Ale trzy jedynki z historii?! – znowu złapał się za serce. – Synu! Historia vitae magistra est!1

Musiałem mieć głupią minę, bo tata ze zniecierpliwieniem machnął ręką i spytał:

– Powiedz mi, synu, kto to taki hoplita?

– To proste! – rozpromieniłem się. – Hoplita to taki facet, co ma hopla! Zupełnie jak nasz sąsiad na punkcie swojego samochodu! Bez przerwy coś przy nim robi – myje, odkurza, woskuje…

Tata skrzywił się, jakby połknął coś gorzkiego.

– A może wiesz coś o rywalizacji Aten i Sparty?

– To Sparta Praga grała ostatnio z Panathinaikosem Ateny? – zdziwiłem się szczerze.

Tata otarł pot z czoła.

– Spróbujmy czegoś innego… Podaj mi datę chrztu Polski.

Wzruszyłem ramionami.

– Swojego chrztu nie pamiętam, a mam wiedzieć, kiedy ochrzczono całą Polskę? Jedno jest pewne, musiała być wielka impreza i cała masa prezentów!

Tata przymknął oczy. Widać było, że ze wszystkich sił stara się zapanować nad nerwami.

– A może powiesz mi chociaż, kto był pierwszym królem Polski?

– No wiesz?! To jest podchwytliwe pytanie! – oburzyłem się. – My przecież mamy prezydenta!

To miał być oczywiście żart, jednak tata najwyraźniej nie był w odpowiednim nastroju, bo zerwał się z fotela jak oparzony, krzycząc ze wszystkich sił:

– Mieszko! Zapamiętaj sobie raz na zawsze, że pierwszym królem Polski był Mieszko!

W tej samej chwili do pokoju wszedł dziadek.

– Pierwszym królem Polski był Bolesław Chrobry! – powiedział z naciskiem, patrząc surowo na tatę. – Jak chcesz uczyć innych, to najpierw naucz się sam!

Tata zmieszał się.

– Nie… No oczywiście, że Chrobry… Tak mi się tylko powiedziało… Pomyliłem pierwszego historycznego władcę naszego kraju z pierwszym królem… To się zdarza!

– Za taką pomyłkę dałbym ci pałę z historii – osadził go dziadek. – Widzę, że wam obu przydadzą się korepetycje.

– Co takiego? – zdziwił się tata.

– To co słyszałeś – odparł spokojnie dziadek. – Będziemy wspólnie przerabiać poczet władców Polski!

1 Historia vitae magistra est (łac.)– historia jest nauczycielką życia.

MIESZKO I

Narodziny

Nie uwierzycie! Bezdomna kotka urodziła w naszej piwnicy kocięta! Dziadek powiedział, żeby na razie jej nie przeszkadzać i tylko raz dziennie dosypywał suchej karmy na spodeczek i wymieniał jej wodę. Po kilku dniach poszliśmy zobaczyć, jak się miewa.

Kotki były malusieńkie, nie większe od dłoni. Dwa czarne jak smoła, jeden biało-rudy, a trzy pręgowane. Niestety, nie mogłem obejrzeć ich z bliska, bo matka miauknęła ostrzegawczo. Dziadek powiedział, że to dlatego, że boi się o swoje dzieci.

– One są jeszcze zupełnie bezradne – tłumaczył. – Za jakiś czas wszędzie będzie ich pełno, ale na razie są uzależnione od matki. I nie ma w tym nic dziwnego, w końcu są ślepe.

– Nic nie widzą? – zdziwiłem się.

– Jak wszystkie kocięta po urodzeniu – powiedział dziadek. – To mi przypomina, że Mieszko I był ślepy do siódmego roku życia.

– Kto taki? – spytał tata.

– Mieszko, pierwszy historyczny władca Polski – przypomniał dziadek.

– Przecież wiem – mruknął tata. – Pamiętam ze szkoły, że Mieszko powiększył terytorium plemiennego państwa Polan, przyłączając Mazowsze, Pomorze, kraj Wiślan i Śląsk. Takie są fakty. Natomiast nigdy nie słyszałem o tym, że w dzieciństwie był niewidomy.

– Trzeba było bardziej uważać na lekcjach – ofuknął go dziadek. – O ślepocie małego księcia donosi w swojej kronice Gall Anonim!

– Pisanie anonimów to bardzo brzydka rzecz! – pochwaliłem się wiedzą.

Dziadek pogłaskał mnie po głowie.

– Gall Anonim nie był donosicielem, lecz benedyktyńskim mnichem – wyjaśnił. – Choć przybył do nas z Węgier, to najprawdopodobniej pochodził z Francji – stąd przezwisko „Gall”. Natomiast „Anonim” oznacza, że tak naprawdę niewiele o nim wiemy. W swojej Kronice polskiej, spisanej po łacinie historii naszego kraju do roku 1114, opisał początki państwa polskiego.

– Skoro żył tyle lat po Mieszku, to skąd wiedział, że książę był w dzieciństwie niewidomy? – spytał podchwytliwie tata.

Dziadek tylko machnął ręką i odwrócił się do mnie.

– To alegoria, no wiesz, taka obrazowa przenośnia! W roku 966 książę Polan przyjął chrzest, a wraz z nim ochrzczono cały kraj. Ślepota oznaczała więc, że Polska tkwiła dotąd w mrokach zabobonu, ale dzięki Mieszkowi cudownie odzyskała wzrok, czyli została oświecona.

Tata podrapał się po głowie.

– A, chyba że tak! Teraz rozumiem!

– Mieszko przyjął chrzest z rąk czeskich, bo nie chciał uzależniać się od Niemiec – mówił dalej dziadek. – Aby wzmocnić sojusz z południowymi sąsiadami, wziął za żonę czeską księżniczkę Dobrawę. Dzięki temu do Polski trafili pierwsi księża, a wśród nich biskup Jordan, który podlegał bezpośrednio papieżowi.

– A co ten Mieszko miał do Niemców? – spytałem.

– Ich władca, cesarz Otton I Wielki, miał chrapkę na ziemie zamieszkane przez Słowian. Na zdobytych przez siebie terenach zakładał wojownicze marchie1, a miejscowej ludności siłą narzucał wiarę chrześcijańską.

– A Mieszko nie chciał mu się podporządkować?! – domyśliłem się.

– Otóż to – uśmiechnął się dziadek. – Musisz wiedzieć, że nie było mu łatwo. Przez pewien czas książę, aby uniknąć najazdów, płacił nawet cesarzowi trybut, czyli daninę z części swoich ziem.

– Nazywajmy rzecz po imieniu! – tata zmarszczył groźnie brwi. – To był zwyczajny haracz!

– Nie uchroniło to Polski od wojen z potężnym sąsiadem. W roku 972 zaatakował ją margrabia Marchii Wschodniej – Hodo, ale poniósł klęskę w bitwie pod Cedynią. Mieszko upozorował wówczas ucieczkę, a gdy oddziały wroga ruszyły w pościg za jego wojami, wpadły w zasadzkę zastawioną przez Czcibora, brata Mieszka.

– Daliśmy Niemcom łupnia! – zawołał chełpliwie tata.

– Za to w roku 979 na Polskę najechał sam cesarz Otton II – kontynuował dziadek. – Jego hufce dotarły aż do Poznania, ale zostały odparte. To były trudne chwile dla młodego państwa polskiego. Było ono wówczas słabe jak… mm… – dziadek szukał właściwego słowa.

– Jak ślepe kocię – wtrącił tata.

– Właśnie! – dziadek z uznaniem kiwnął głową. – Za to już w roku 990 to Mieszko był stroną atakującą. Wyprawił się na Czechy, przyłączając do swoich ziem Śląsk i Małopolskę.

– Wszystko mi się miesza – przyznałem. – Raz Czesi są z nami w sojuszu, a za chwilę na nich napadamy?!

– W tamtych czasach przymierza zmieniały się jak w kalejdoskopie – wyjaśnił dziadek.

– Dobrze, że mieliśmy mądrego i znającego się na sprawach wojennych księcia – zauważył tata.

– Najważniejsze, że dalekowzrocznego – dodał dziadek. – Mieszko wiedział, że bez przyjęcia chrztu nie zdoła długo opierać się niemieckiej potędze. Nowa religia jednoczyła kraj, a księża, którzy jako jedyni potrafili czytać i pisać, szerzyli kulturę i usprawniali administrację. Zresztą wystarczy spojrzeć na naszych sąsiadów – Wieleci, Obodryci, Prusowie… Narody, które do końca trwały przy pogaństwie, szybko przestały istnieć!

– To jaki w końcu był ten Mieszko? – spytałem przekornie. – Ślepy czy dalekowzroczny?

Dziadek potargał mi czuprynę.

– Mieszko był bardzo odważny, a do tego ciekaw świata. Zupełnie jak ten malec! – kiwnął głową w stronę kociąt.

I rzeczywiście, jeden z kotków, choć jeszcze ślepy, wyczołgał się z pudełka i na chwiejnych łapkach dreptał przed siebie.

– Chcesz, to będzie twój – powiedział dziadek. – Jak dasz mu na imię?

– Mieszko! – zawołałem uszczęśliwiony.

1 Marchia – prowincja cesarstwa stworzona do obrony granic oraz dalszych podbojów terytorialnych. Na czele marchii stał odpowiedzialny przed cesarzem margrabia.

BOLESŁAW I CHROBRY

Chrobry znaczy dzielny

W piątek rano obudziłem się i stwierdziłem, że rusza mi się ząb. Pobiegłem do taty i pokazałem mu, jak się kiwa w przód i w tył.

– Daj, zaraz go wyrwę – powiedział tata. – Obiecuję, że nie będzie bolało.

Cofnąłem się wystraszony.

– No co ty! – roześmiał się tata. – Przecież to mleczak, nawet nie poczujesz!

Ale ja nie dałem się przekonać. Bez śniadania (bałem się, że ząb mnie rozboli od gryzienia) poszedłem do szkoły.

Równie dobrze mógłbym zostać w domu. W ogóle nie potrafiłem skupić się na lekcji, bo przez cały czas dotykałem zęba czubkiem języka.

– Kuba, co ty wyprawiasz? – spytała nagle pani. – Dlaczego robisz do mnie głupie miny?

Ale się ze mnie wszyscy śmiali!

Wytłumaczyłem pani, że wcale jej nie przedrzeźniam, tylko boli mnie ząb, a ona na to, żebym po powrocie do domu przywiązał do niego nitkę i solidnie szarpnął. Łatwo powiedzieć!

Gdy wróciłem ze szkoły, już na klatce poczułem zapach kotletów schabowych. Bardzo lubię kotlety, ale tym razem nie miałem na nie ochoty.

Zamknąłem się w swoim pokoju, przywiązałem do zęba nitkę i co jakiś czas pociągałem za nią leciutko, jednak nie mogłem zdobyć się na odwagę, by szarpnąć mocniej i raz-dwa zakończyć sprawę.

– Kuba, chodź na obiad! – zawołała mama.

Usiadłem przy stole z ponurą miną i właśnie wtedy w drzwiach stanął dziadek.

– Oho! – zawołał od progu. – Widzę, że ktoś tu ma kłopoty z mleczakami! A co mieli powiedzieć poddani Bolesława Chrobrego, którym ich władca kazał wybijać zdrowe zęby?

– Zdrowe?! – zrobiłem wielkie oczy.

– A jakże! – zapewnił dziadek. – Pierworodny syn Mieszka przywiązywał wielką wagę do umacniania w swoim państwie chrześcijaństwa, dlatego kazał wybijać zęby tym poddanym, których przyłapano na jedzeniu mięsa podczas postu.

Ręka taty sięgająca po dokładkę zawisła w powietrzu.

– Błagam, nie przy jedzeniu… – wymamrotał z pełnymi ustami.

– Proszę do stołu – zachęciła mama. – A swoją drogą, ten Chrobry to był jakiś okrutnik. Żeby tak dręczyć ludzi za zjedzenie kawałka mięsa w piątek…

Dziadek usiadł obok mnie i nałożył sobie ziemniaczków.

– Średniowieczny władca nie mógł być aniołkiem – stwierdził kategorycznie. – Na przykład Bolesław, tuż po wstąpieniu na tron w roku 992, wygnał z kraju swoją macochę Odę i przyrodnich braci.

– Wygnał własnych braci? – zdziwiła się mama. – A to drań!

– Nie drań, tylko dalekowzroczny polityk – wyjaśnił dziadek. – Ci braciszkowie, Mieszko i Lambert, jeszcze nie raz napsuli mu krwi, a gdyby zostali w Polsce, jak nic doprowadziliby do wojny domowej. Mieli poparcie części możnych, a także niemieckich krewnych swojej matki, Ody, i wciąż knuli przeciwko starszemu bratu.

– A, to Chrobry dobrze zrobił! – stwierdził tata. – Porządny był z niego chłop!

– Tak myślisz? – dziadek uśmiechnął się w dziwny sposób. – A co powiesz na to, że nasz Bolesław najechał w roku 1003 na Czechy, osadził na tamtejszym tronie swojego ciotecznego brata, Bolesława Rudego z dynastii Przemyślidów – nawiasem mówiąc, słynnego okrutnika – a gdy ten nie sprawdził się jako władca, kazał go oślepić i sam zajął jego miejsce?

Tata spojrzał z wyrzutem znad talerza.

– Prosiłem… Nie przy jedzeniu…

– Takie były czasy! – dziadek bezradnie rozłożył ręce. – Bolesław na pewno nie był święty. Za to świętym został dzięki niemu wygnany z Pragi biskup Wojciech z rodu Sławnikowiców. Chrobry wysłał go z misją nawrócenia na chrześcijaństwo pogańskich Prusów, a gdy ci zabili Wojciecha, wykupił jego ciało, płacąc za nie tyle złota, ile ważył nieszczęsny misjonarz.

– To chyba przepłacił – mruknął tata.

– Otóż nie! – dziadek triumfalnie wzniósł palec. – Zwłoki Wojciecha zostały pochowane w Gnieźnie, a jego kanonizacja1 w roku 999 miała olbrzymie znaczenie dla całego państwa. W roku 1000 z pielgrzymką do grobu świętego przybył sam cesarz niemiecki Otton III. To właśnie wtedy ustanowiono arcybiskupstwo w Gnieźnie z podległymi mu biskupstwami we Wrocławiu, Krakowie i Kołobrzegu. Tak to, dzięki relikwiom2 męczennika za wiarę, Polska zyskała własną, niezależną od niemieckiej, organizację kościelną!

– Nieźle – przyznał tata. – Chyba jednak opłacało się wydać tyle złota!

– To jeszcze nic. Podczas zjazdu gnieźnieńskiego cesarz włożył na głowę Chrobrego diadem i wręczył mu kopię włóczni świętego Maurycego – symbole władzy monarszej. Polska została zwolniona od płacenia trybutu i oficjalnie uniezależniła się od Niemiec, a cesarz ogłosił Bolesława swoim bratem i sojusznikiem. Najprawdopodobniej to wówczas uznał w nim króla, choć Chrobry koronował się dopiero w roku 1025.

– Z tego wynika, że odtąd żyliśmy z Niemcami w zgodzie i przyjaźni! – zauważyła ironicznie mama.

Dziadek odchrząknął.

– Dobrze wiesz, że nie. Otton III niestety zmarł młodo i nasze stosunki z potężnym sąsiadem bardzo się pogorszyły. Co tu dużo mówić, jego następca, cesarz Henryk II, nie przepadał, delikatnie mówiąc, za polskim księciem – toczył z nim wojny przez szesnaście lat! Początkowo odnosił sukcesy, wyparł Bolesława z Czech i przyczynił się do tego, że od Polski oderwało się Pomorze Zachodnie, ale ostatecznie nie dał mu rady! Po raz ostatni usiłował złoić Chrobremu skórę w roku 1017, do spółki z księciem kijowskim Jarosławem Mądrym, ale i to mu się nie udało…

– Nieładnie, dwóch na jednego – naburmuszył się tata.

– Ten Jarosław od dawna miał z Chrobrym na pieńku – wyjaśnił dziadek. – Rywalizował o tron kijowski ze swoim bratem Świętopełkiem, za którego Chrobry wydał córkę. Nie muszę chyba dodawać, że w tym sporze polski władca wspierał zięcia.

– Grunt to rodzinka – zgodził się tata.

– Pokonanemu Świętopełkowi udało się zbiec z Rusi pod opiekę teścia, ale jego żona wciąż pozostawała w niewoli Jarosława. Wówczas Chrobry postawił kijowskiemu księciu twarde warunki: zażądał, aby uwolnił jego córkę i oddał mu swoją siostrę, księżniczkę Przedsławę, za żonę. Jarosław odmówił, a rozgniewany Bolesław wyruszył przeciwko niemu zbrojnie. Obie armie spotkały się pod Wołyniem nad Bugiem i stanęły naprzeciwko siebie po obu stronach głębokiej w tym miejscu rzeki. Chrobry rozkazał swoim wojom zbudować most, a tymczasem Rusini zaczęli szydzić z nich i obrzucać obelgami. Tak rozwścieczyli tym Polaków, że ci rzucili się w nurt rzeki i pokonali ją wpław! Kompletnie zaskoczyli tym przeciwników, którzy, nieprzygotowani do bitwy, zostali dosłownie rozgromieni!

Tata odtańczył taniec radości.

– Hurra! Droga do Kijowa była otwarta!

– Bolesław zdobył to piękne miasto i wyszczerbił o jego Złotą Bramę3 swój miecz! – powiedział z dumą dziadek.

– Szczerbiec! – zawołał tata. – Widziałem go na Wawelu! Ten miecz przypasywali sobie polscy królowie podczas koronacji!

– W rzeczywistości szczerbiec pochodzi z nieco późniejszych czasów – roześmiał się dziadek. – Ale przyznaję, że to piękna legenda.

– A czy Bolesławowi udało się odbić córkę i czy pojął za żonę piękną kijowską księżniczkę? – spytała mama.

Dziadek spoważniał.

– Niestety, ta bajka nie kończy się dobrze. Chrobry zaproponował swojemu przeciwnikowi wymianę jeńców – w zamian za córkę chciał oddać Przedsławę i jej osiem sióstr, ale kijowski książę odmówił. Bolesław zemścił się okrutnie. Nie poślubił dumnej księżniczki, lecz uprowadził ją do Polski i uczynił z niej swoją nałożnicę4.

Mamie zrobiło się przykro, nie tak wyobrażała sobie koniec tej historii.

– Takie były czasy, średniowieczny władca nie mógł być aniołkiem… – tata bezwiednie powtórzył argument dziadka.

– Bolesław był taki, jak jego czasy – powiedział z powagą dziadek. – Okrutny i bezwzględny dla swoich wrogów, ale też wierny i hojny dla przyjaciół. Miał wizję silnej Polski, uparcie dążył do celu, a przede wszystkim nie bał się nikogo i niczego. Właśnie dlatego zyskał przydomek Chrobry – czyli dzielny.

Aż otworzyłem usta z wrażenia.

– A ty, chcesz być chrobry? – spytał niespodziewanie dziadek. – To nie bądź tchórzem i daj sobie wreszcie wyrwać tego zęba, bo głupio wyglądasz z dyndającą nitką!

Cały się zaczerwieniłem ze wstydu, ale zacisnąłem powieki i szeroko otworzyłem buzię.

I wiecie co? Wcale nie bolało!

1 Kanonizacja – oficjalne ogłoszenie kogoś przez Kościół świętym.

2 Relikwie – przedmioty związane ze świętym, mogą to być jego szczątki, fragmenty szat lub rzeczy z nim związane.

3 Złota Brama – średniowieczna brama wjazdowa do Kijowa.

4 Nałożnica – kobieta żyjąca bez ślubu z mężczyzną, który stoi wyżej od niej w hierarchii społecznej.

MIESZKO II, BEZPRYM, OTTO

Gdzie trzech się bije…

Mój kotek Mieszko był już na tyle duży, że zabraliśmy go do domu. Dostał własne posłanie w wiklinowym koszyku i spodeczek na wodę, a mama zrobiła dla niego piłeczkę ze sreberka po czekoladzie.

Pewnego razu, gdy bawiłem się z Mieszkiem, tata otworzył swoją skrzynkę pocztową na komputerze i zmarszczył brwi.

– Zdzisiek chce nas odwiedzić… – powiedział niepewnie do mamy. – Pamiętasz Zdziśka? To mój kolega z wojska!

– Pewnie, że pamiętam – odparła mama. – Bardzo sympatyczny pan. A ty masz coś przeciwko?

– Och, nie! – zapewnił tata. – Rzecz w tym, że on przyjedzie ze swoimi synami. Ma aż trzech drapichrustów, mniej więcej w wieku Kuby, i trochę się obawiam o nasze mieszkanie…

– Nie będzie tak źle – uśmiechnęła się mama. – W końcu to tylko dzieci!

Tata westchnął z powątpiewaniem.

Pan Zdzisław przyjechał następnego dnia, wysiadł z samochodu i natychmiast rzucił się tacie w ramiona. Ściskali się i całowali z dubeltówki, jakby się nie widzieli sto lat! Potem gość cmoknął mamę w rękę i zawołał z dumą:

– A oto moi synowie! Marek, Jarek i Darek!

Trzej chłopcy, ubrani w takie same niebieskie sweterki, zaszurali nogami i skłonili się.

– Dobrze wychowani! – pochwaliła mama. – Pobawicie się z Kubą? Bo my na pewno będziemy bardzo zajęci.

– No, ja myślę – tata mrugnął do pana Zdzisława. – Musimy spróbować domowej nalewki z wiśni!

– Mam coś, co na pewno spodoba się chłopcom – powiedział tajemniczo kolega taty. Otworzył bagażnik samochodu i wyjął stamtąd wspaniały model samolotu.

– Jeśli się naciągnie gumę, to może polecieć nawet kilkadziesiąt metrów! – zawołał chełpliwie pan Zdzisław i wręczył samolot Markowi. – Tylko bawcie się grzecznie!

– Będziemy puszczać go na zmianę – zaproponowałem, gdy dorośli zniknęli w drzwiach naszej kamienicy. – Kto zaczyna?

– Wypchaj się! – odparł wyniośle Marek. – Ja dostałem samolot i tylko ja będę się nim bawił!

Zatkało mnie ze zdziwienia. Ale pozostali bracia nie zamierzali poddać się tak łatwo. Jarek sprytnie zaszedł Marka od tyłu i stanął za nim na czworakach, a Darek z całej siły pchnął brata, aż ten fiknął kozła.

Po chwili nasze podwórko spowiły kłęby kurzu. Synowie pana Zdziśka drapali się i gryźli, kopali, dusili, podstawiali sobie nogi i zakładali nelsona. Patrzyłem na to z niedowierzaniem.

– Ale się tłuką! – zachichotał dziadek, który niespodziewanie stanął opodal i oparł się o płot. – Zupełnie jak synowie Chrobrego!

– Co takiego? – spytałem oszołomiony.

– Synowie Bolesława Chrobrego od razu po jego śmierci zaczęli kłócić się o ojcowiznę – wyjaśnił dziadek. – Królem został Mieszko II i natychmiast wygnał Bezpryma i Ottona z kraju. Niestety, rządził fatalnie, a co gorsza – zaczął przegrywać wojny z sąsiadami…

– Zdaje się, że Marek też ma kłopoty – zauważyłem.

I rzeczywiście, Jarek usiadł bratu na głowie, a Darek triumfalnie wyrwał mu sfatygowany samolot.

– W roku 1031 na królestwo Mieszka z dwóch stron napadli bracia – dziadek kontynuował swoją opowieść. – Bezprym ze swoimi ruskimi sojusznikami i Otton z niemieckimi. Doszło do tego, że osaczony ze wszystkich stron Mieszko musiał uciekać do Czech. Jednak źle wybrał kierunek ucieczki. Tamtejszy książę Oldrzych wziął go do niewoli i okrutnie zemścił się za upokorzenie, jakim było oślepienie przez Chrobrego jego stryja Bolesława Rudego…

– Teraz Darek ma zabawkę! – zawołałem podniecony.

Najstarszy z synów pana Zdzisława wyprowadził swoich rywali w pole i na chwilę stał się jedynym posiadaczem samolotu. Właśnie usiłował wystrzelić go z gumy, gdy skoczyli na niego Marek i Jarek. Znowu zaczęła się bijatyka.

– Na krótko Polskę opanował pierworodny syn Chrobrego, Bezprym – powiedział dziadek. – Wykorzystał w tym celu nastroje antychrześcijańskie – zbuntowani podwładni w całym kraju zaczęli zabijać księży, w Polsce zapanował chaos…

– A co na to Bezprym? – spytałem.

– Usiłował poradzić sobie z wywołanym przez siebie zamętem, stosując srogie kary. Kronikarze wspominają go jako władcę wyjątkowo okrutnego. Aby zyskać wsparcie cesarza, odesłał do Niemiec polskie insygnia koronacyjne1 i zrzekł się tytułu królewskiego. Ale na niewiele się to zdało. Wkrótce został zamordowany…

Darek, który najwyraźniej miał już dosyć, utykając i pociągając zakrwawionym nosem, odszedł na bok. Na placu boju pozostał zniszczony samolot oraz patrzący na siebie spode łba Marek i Jarek.

W tej samej chwili na podwórku pojawił się pan Zdzisław, jednym spojrzeniem ogarnął pobojowisko i cały poczerwieniał z gniewu.

– A więc to tak?! Skoro nie potraficie bawić się razem, to jedziemy do domu! – zawołał z gniewem.

Na próżno tata i mama bronili chłopców i zapewniali go, że „przecież nic się nie stało”. Pan Zdzisław jeszcze raz przeprosił w imieniu swoich łobuzów, zapakował całe towarzystwo do auta i odjechali.

Podniosłem z ziemi połamany, brudny model samolotu.

– Dziadku, a co się stało z Polską? – spytałem ze smutkiem.

Dziadek objął mnie ramieniem.

– Cóż, Czesi wypuścili z niewoli okaleczonego Mieszka, ale nie odzyskał on godności królewskiej. Z woli cesarza niemieckiego, Konrada III, w roku 1032 nasz kraj został podzielony pomiędzy trzech rywalizujących o tron pretendentów. Byli nimi Mieszko II i Otto, których oskarżano o podstępne zgładzenie Bezpryma, oraz Dytryk, syn jednego z przyrodnich braci Bolesława Chrobrego.

– Ale Polskę udało się poskładać?! – spytałem z nadzieją.

Dziadek swoim zwyczajem potargał mi włosy.

– O tym opowiem ci kiedy indziej! – odparł z uśmiechem.

1 Insygnia koronacyjne – korona, jabłko, miecz i berło; symbole władzy i stanu królewskiego.

KAZIMIERZ I ODNOWICIEL

Remont kapitalny

Nazajutrz zabrałem się za naprawianie modelu samolotu, ale szło mi to niespecjalnie. Cały był pognieciony, a w dodatku podczas bijatyki synowie pana Zdzisława zgubili gdzieś ogon i jedno skrzydło.

Podczas tego zajęcia zastał mnie dziadek.