Jagoda i tajemnica zaginionego przepisu - Wiola Michońska - ebook + książka

Jagoda i tajemnica zaginionego przepisu ebook

Michońska Wiola

5,0

Opis

Ginie strona z przepisem na najsłynniejsze ciasto z cukierni pani Eli i pana Emila. Złodziej wyrwał kartkę z – przekazywanego od pokoleń – zeszytu z recepturami na wypieki. Wszystkie dzieciaki nadzieję na rozwiązanie tej zagadki pokładają w Jagodzie i Indze. Jednak tym razem dziewczynki zamierzają trzymać się z daleka od poszukiwania sprawcy kradzieży. Jak się okazuje, tropy same podsuwają się pod ich nosy… Jagoda to wygadana uczennica szkoły podstawowej, bohaterka serii detektywistyczno-przygodowej. Książki świetnie nadają się do samodzielnego czytania – wciągająca fabuła, duży font i dynamiczne ilustracje sprawiają, że trudno się od nich oderwać. Na końcu każdej z nich na czytelników czeka bonus w postaci zagadki, w której rozwiązaniu pomóc możemy Jagodzie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 52

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (3 oceny)
3
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lili_zileono_mi

Nie oderwiesz się od lektury

Jagoda i jej przyjaciele jak zwykle znajdują się w centrum wydarzeń i czeka na nich kolejną tajemnicza zagadka do rozwiązania. Uwielbiamy z dziećmi czytać o przygodach tej wesołej dziewczynki, niesamowitych pomysłach jej jak i jej przyjaciół, przy tej książeczce nie ma mowy o nudzie. Tym razem też nie było inaczej, historia zaginionego przepisu wciągnęła nas bez reszty, a wątki poboczne, jak chodźby kiermasz świąteczny i pieczenie pierniczkow, tylko dodatkowo tworzyly magiczną atmosferę
00
kasialegiec

Nie oderwiesz się od lektury

Czytasz, czytasz i czytasz... Nie oderwiesz się!
00

Popularność




Tekst: WIOLA MI­CHOŃ­SKA
Ilu­stra­cje: MAG­DA­LENA SA­DOW­SKA
Re­dak­tor pro­wa­dząca: AGATA TON­DERA
Ko­rekta: JU­LITA DZIE­KAŃ­SKA-GĘB­SKA, ALEK­SAN­DRA GRO­NOW­SKA
Pro­jekt okładki: MO­NIKA NO­WICKA
Skład: RA­DO­SŁAW KA­MIŃ­SKI
© Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o., War­szawa 2023
© Co­py­ri­ght for text by Wiola Mi­choń­ska 2023
All ri­ghts re­se­rved
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-82995-27-5
Wszyst­kie prawa za­strze­żone. Prze­druk lub ko­pio­wa­nie ca­ło­ści albo frag­men­tów książki moż­liwe jest tylko na pod­sta­wie pi­sem­nej zgody wy­dawcy.
Wy­daw­nic­two Zie­lona Sowa Sp. z o.o. 00-807 War­szawa, Al. Je­ro­zo­lim­skie 94 tel. 22 379 85 50, fax 22 379 85 51 e-mail: kon­takt@bo­ok­s4ya.plwww.bo­ok­s4ya.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

ROZ­DZIAŁPIERW­SZY

Ten, w któ­rym oka­zuje się, że czasu nie da się oszu­kać

W końcu na­de­szła zima! To zna­czy pra­wie na­de­szła, bo wciąż od­ha­czamy dni w ka­len­da­rzu wi­szą­cym na ścia­nie na­szej klasy do na­dej­ścia tej astro­lo­gicz­nej, jak uczyła nas pani Pau­linka. Tak bar­dzo nie mo­gli­śmy się do­cze­kać, że Ni­ko­dem skre­ślił pew­nego razu w ka­len­da­rzu sie­dem dni do przodu. Z dwu­dzie­stego pierw­szego li­sto­pada zro­bił się dwu­dzie­sty ósmy, czyli pra­wie gru­dzień, a jak wszy­scy już do­brze wie­dzie­li­śmy, w grud­niu z pew­no­ścią musi w końcu spaść śnieg.

Tak nam po­wie­dział pan Kon­stanty, kiedy sie­dzie­li­śmy u niego w kan­torku na prze­rwie i ma­ru­dzi­li­śmy, że chcie­li­by­śmy już po­jeź­dzić na san­kach i ule­pić bał­wana, i po­rzu­cać się śnież­kami, i że kiedy w końcu przyj­dzie ta praw­dziwa zima.

– W grud­niu po po­łu­dniu! – Pan Kon­stanty się wtedy ro­ze­śmiał. Za­raz za­czął nam też opo­wia­dać, ile to śniegu pa­dało, kiedy on sam cho­dził do szkoły, i jak zimno wtedy było. – Jed­nego roku, by­łem wtedy może nie­wiele star­szy od was, za­mknięto na­wet szkołę na ty­dzień. Nikt nie zdo­łałby się do niej prze­drzeć przez za­spy śniegu le­żące na uli­cach – po­wie­dział na ko­niec i prze­go­nił nas na lek­cje, bo wła­śnie za­dzwo­nił dzwo­nek.

Och, jak za­zdro­ści­li­śmy panu Kon­stan­temu! Tych zasp, ale przede wszyst­kim tej za­mknię­tej szkoły. Po tej opo­wie­ści jesz­cze bar­dziej nie mo­gli­śmy się do­cze­kać pierw­szego dnia grud­nia i po­po­łu­dnia. Nie­stety, roz­cza­ro­wa­li­śmy się strasz­li­wie. Oka­zało się, że ra­cję miała na­sza są­siadka, pani Le­oka­dia, wzdy­cha­jąca do nas ja­kiś czas temu:

– Czasu nie da się oszu­kać, dro­gie dzieci, oj nie.

Nie wie­dzie­li­śmy wtedy za bar­dzo, co do­kład­nie to może zna­czyć, ale te­raz je­ste­śmy mą­drzejsi. Wi­docz­nie pani Le­oka­dia maj­stro­wała w ka­len­da­rzu już przed Ni­ko­de­mem. Na nic były jed­nak te wy­siłki i pierw­szy grud­nia wcale nie nad­szedł wcze­śniej. Ale przy­naj­mniej prze­szła nam koło nosa kart­kówka z ma­te­ma­tyki za­pla­no­wana na dwu­dzie­stego trze­ciego. Hurra!

Kiedy więc w końcu miał na­dejść praw­dziwy pierw­szy grud­nia, po­sta­no­wi­li­śmy się do niego na­prawdę po­rząd­nie przy­go­to­wać. Na ten śnieg, za­spy, le­pie­nie bał­wana. Po­wy­cią­ga­li­śmy z naj­dal­szych za­ka­mar­ków szaf naj­cie­plej­sze zi­mowe ubra­nia – grube kom­bi­ne­zony, nie­prze­ma­kalne rę­ka­wiczki, buty cze­ka­jące na naj­więk­sze mrozy. Część z nas wy­słała też ro­dzi­ców do piw­nicy po sanki i ja­błuszka do zjeż­dża­nia. Tak przy­go­to­wani chcie­li­śmy wy­ru­szyć pierw­szego grud­nia z do­mów w stronę szkoły, ale za­trzy­mali nas ro­dzice.

Zdjęli z nas naj­cie­plej­sze war­stwy ubrań i ode­brali sanki.

– Dzi­siaj dzie­sięć stopni i słońce, spo­cisz się w tych ubra­niach! – po­wie­dział tata.

Pod szkołą spo­tka­li­śmy pana Kon­stan­tego po­rząd­ku­ją­cego po­dwórko.

– Pa­nie Kon­stanty, dla­czego jesz­cze nie ma śniegu? Prze­cież mó­wił nam pan, że spad­nie w grud­niu! – wy­sa­pała zza sza­lika moja przy­ja­ciółka Inga. – Po po­łu­dniu – do­dała jesz­cze po zła­pa­niu od­de­chu.

– Wy­cią­gnę­li­śmy już sanki z piw­nicy! – do­da­łam odro­binę roz­ża­lona.

– Oj, dzie­ciaczki, dzie­ciaczki, scho­waj­cie le­piej sanki z po­wro­tem. Gru­dzień ma trzy­dzie­ści je­den dni, zdą­ży­cie je jesz­cze wy­cią­gnąć, kiedy śnieg fak­tycz­nie spad­nie. – Po­ki­wał głową roz­ba­wiony pan Kon­stanty.

Nie stra­ci­li­śmy jed­nak jesz­cze wtedy na­dziei i po­sta­no­wi­li­śmy po­cze­kać do po­po­łu­dnia. Prze­cież do­piero był ra­nek, może śnieg jesz­cze spad­nie.

Nie spadł.

Cze­ka­li­śmy więc da­lej. Ale sa­nek nie scho­wa­li­śmy!

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki