Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W znanej i niezwykle cenionej przez rodziców serii książek, ukazuje się kolejny tom poświęcony komunikacji z dziećmi. W teorii wszystko jest jasne, tylko praktyka często rozmija się z teorią. Autorki poradnika–po kilkudziesięciu latach współpracy z rodzicami, nauczycielami, pedagogami – przedstawiają w książce niezbędne narzędzia, jak poradzić sobie z nieuniknionymi konfliktami pomiędzy dorosłymi i dziećmi. Część pierwsza książki to jak zwykle praktyczne (również rysunkowe) wskazówki, jak zachowywać się w sytuacjach konfliktowych dorosłych z dziećmi, i to począwszy od przedszkolaków, a na nastolatkach skończywszy. Każdy rozdział kończy się praktycznymi ćwiczeniami. W części drugiej autorki poruszają trudne tematy dotyczące komunikacji międzypokoleniowej, o których poruszenie prosili czytelnicy. Prezentują historie z życia wzięte i na ich podstawie próbują znaleźć odpowiedzi na pytania dotyczące najtrudniejszych wyzwań, jakie postawiły przed dorosłymi dzieci.
Książka bardzo pomocna dla każdego dorosłego, który ma kontakt z dziećmi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 359
Gdy nie miałam jeszcze dzieci,
nie wiedziałam, że można
zrujnować komuś dzień,
prosząc o włożenie spodni.
ANONIMOWE
WSTĘP
Witajcie w naszej książce, drodzy Czytelnicy. Oto krótki przewodnik po jej terytorium. Część pierwsza to ilustrowany przegląd podstawowych narzędzi, które będą Wam potrzebne, aby przetrwać z dziećmi, począwszy od przedszkolaków, a skończywszy na nastolatkach. Pod koniec każdego rozdziału zamieściłyśmy ćwiczenia, aby każdy rodzic mógł przećwiczyć swoje umiejętności, jeśli tylko ma na to ochotę. W części drugiej znajdziecie popularne tematy, o których poruszenie prosili nas czytelnicy. Przedstawiamy tu również historie z życia wzięte, które nadesłali nam rodzice i nauczyciele, oraz odpowiadamy na pytania dotyczące najtrudniejszych wyzwań, jakie postawiły przed nimi dzieci.
Jak zwykle z niecierpliwością czekamy na Wasze opinie. Zapraszamy do dzielenia się swoimi opowieściami i pytaniami poprzez [email protected] albo naszą stronę internetową how-to-talk.com. Może podsunięty przez Was temat trafi do naszej kolejnej książki!
W niektórych przypadkach zmieniłyśmy imiona oraz inne szczegóły pozwalające na identyfikację osób (chociaż czasami, na życzenie zainteresowanych, używamy prawdziwych imion). Starałyśmy się, aby zastępcze imiona pasowały do kulturowej i etnicznej tożsamości osób przekazujących historie[1*].
Część pierwsza
Podstawowe narzędzia komunikacji
Jeśli ktoś kiedykolwiek zastanawiał się, jak przetrwać z dziećmi, to prawdopodobnie natknął się na dobre rady typu: trzeba być uprzejmym, ale stanowczym, konsekwentnym, ale elastycznym, wspierać, lecz nie trzymać pod kloszem oraz ustalić wyraźne granice. I koniecznie zapewniać o bezwarunkowej miłości, wczuwać się w uczucia drugiej strony, okazywać empatię, a przestrzegając tych zasad, jeszcze zachować spokój!
Czy można się nie zgodzić z tą zdroworozsądkową wiedzą? To wszystko da się przecież zrobić. Zwłaszcza zanim w twoim życiu pojawią się dzieci!
Oczywiście ci, którzy skoczyli już na głęboką wodę i codziennie stykają się z dzieciakami z krwi i kości, bardzo szybko dochodzą do wniosku, że teoria całkowicie rozmija się z praktyką. Gdy twój dwulatek wydziera się jak opętany, bo dostał picie w niewłaściwym kubku; twoja pięciolatka wpada w ekstremalną histerię, bo ma narysować przedmiot, którego nazwa zaczyna się na „p” (i nie zgadza się, żeby to była po prostu piłka); twoja dwunastolatka, która właśnie odkryła modę, oskarża cię, że jesteś jedyną matką na całym świecie, która nie chce kupić dziecku superdrogich markowych tenisówek; twój szesnastolatek (świeżo upieczony kierowca) ignoruje fakt, że zabraniasz jeździć samochodem przy złej pogodzie, i wyrusza autem na imprezę pomimo śnieżycy... to natychmiast trafiasz w środek zażartej bitwy i w ogóle nie czujesz empatii ani miłości.
I co mam teraz zrobić?
Jeśli to pytanie kiedykolwiek pojawiło się w twojej głowie, dobrze, że tu jesteś! Od kilkudziesięciu lat uczymy rodziców, nauczycieli, pedagogów i innych dorosłych, którzy mieszkają lub pracują z dziećmi, w jaki sposób poradzić sobie z naprawdę trudnymi sytuacjami – z tymi wszystkimi momentami, kiedy mamy ochotę rwać włosy z głowy – nie tracąc jednocześnie z oczu szerszej perspektywy. (No dobra, może czasami ją tracimy, ale tylko chwilowo!). W tej książce znajdziesz niezbędne narzędzia, żeby poradzić sobie z nieuniknionymi konfliktami między dorosłymi a dziećmi.
1
Jak poradzić sobie z uczuciami
Dlaczego nie mogą po prostu być szczęśliwi?
Kiedy myślisz o życiu z dziećmi – gdy jeszcze ich nie masz – to zazwyczaj wyobrażasz sobie tylko dobre chwile.
Pewnie już doskonale wiesz, że rzeczywistość z dziećmi mocno odbiega od wyobrażeń.
Gdy mamy do czynienia z konfliktem czy nieszczęściem, pragniemy wrócić do niezmąconego świata z naszych wyobrażeń. I chociaż z dobrymi intencjami podejmujemy bohaterskie próby, by jakoś pomóc i rozwiązać problem, to zdarza się, że tylko pogarszamy sprawę.
Dlaczego tak się dzieje, że kiedy staramy się uspokoić dzieci, to czasami denerwują się jeszcze bardziej? Przecież chcemy je tylko wyciszyć. Nauczyć, że można ominąć tę drobną przeszkodę na drodze życia, zamiast ładować się pojazdem do rowu. Będzie okej! Jednak dzieci słyszą inny przekaz: „Nie możesz dostać tego, czego chcesz. I wcale mnie to nie obchodzi, bo twoje uczucia nie są takie ważne, żeby się nimi przejmować”. W ten sposób dziecko ma podwójny stres – nie tylko jest rozczarowane, że skończyły się batoniki, ale na dodatek czuje się osamotnione, gdy sobie uświadamia, że jego smutek nikogo nie obchodzi.
To prawda, że w rankingu dorosłego brak smakołyka w pudełku nie jest bynajmniej globalną katastrofą. Ale dla dzieciaka to rozczarowanie jest tak samo frustrujące jak wiele drobnych nieszczęść, które my, dorośli, przeżywamy każdego dnia. Irytująca koleżanka z pracy wciąż bierze twoje długopisy i nie odkłada ich na miejsce? Przestań narzekać. Przyjaciel opowiedział wszystkim sąsiadom o twoich kłopotach ze zdrowiem? Nie przesadzaj. Nie bądź przewrażliwiony. Mechanik wykasował cię za naprawienie skrzyni biegów, która tydzień później znowu się zepsuła, i nie chce ci oddać pieniędzy? Hej, takie jest życie. Nie warto się tym tak przejmować.
Nie złość się na nas. Próbujemy ci tylko pomóc, wyjaśniając, dlaczego nie należy źle się czuć w takich sytuacjach.
A przecież można się wkurzyć, kiedy nasze rozczarowania, chociaż niewiele znaczące w skali świata, są przez kogoś pomniejszane. Gdy ten ktoś próbuje nas uspokoić, lekceważąc nasze kłopoty, czujemy się jeszcze gorzej. Co więcej, świeża fala gniewu może nawet uderzyć w osobę, która stara się pomóc. Dzieci są pod tym względem takie same.
Zdarza się, że nawet wyszkoleni specjaliści pogarszają niechcący sytuację, wzmagając żal dziecka:
Rozpaczliwie pragniemy, by dzieci spojrzały na problem z dystansu. Nie mogą rozpadać się na kawałki z powodu każdego drobiazgu. Muszą nauczyć się odróżniać, co jest ważne, a co nie. I mamy im w tym pomóc, prawda? Ale to nie jest właściwy moment na naukę. Jeśli odczuwasz przygnębienie, bo ktoś ci ukradł nowe buty z szatni, to nie chcesz, żeby przyjaciółka mówiła ci, że powinnaś być wdzięczna za to, że w ogóle masz stopy. A jeżeli amputują ci stopę z powodu gangreny, to nie życzysz sobie, aby ktoś przychodził dzień po operacji i mówił ci, że masz szczęście, bo niektórzy ludzie stracili nogi. Taka perspektywa może okazać się pomocna za jakiś czas, w przyszłości, ale tu i teraz lepsze byłoby okazanie odrobiny współczucia niż pouczająca przemowa.
Często godzimy się intelektualnie na to, że nie powinniśmy zagadywać czyjegoś nieszczęścia w momencie jego największego nasilenia. Mimo to nadal mamy nieodpartą ochotę, by pomniejszać lub odrzucać negatywne emocje innych, zarówno dla dobra dzieci, jak i dla własnego komfortu. Kiedy dzieci wylewają na nas swoje żale, odruchowo chcemy je przekonać, że nie jest tak źle. Odpowiadają z jeszcze większym żalem, który ma nas przekonać, że naprawdę jest aż tak źle. Reagujemy na to frustracją i zanim się obejrzymy, nakręca się coraz większa spirala irytacji, która wciąga wszystkich zainteresowanych. Im bardziej staramy się ugasić płomienie, tym większy wybucha ogień. Przypomina to dolewanie do niego oliwy.
CO ROBIĆ?
No dobrze. W takim razie człowiek nie jest w ogóle pomocny, jeśli się stara, żeby dziecko spojrzało na problem z jaśniejszej strony, albo mówi mu, że powinno przestać marudzić, bo jego kłopoty nie są takie poważne. To co ma zrobić? Usiąść na kanapie i założyć słuchawki? Czy dosłownie NIC nie możemy zrobić ani powiedzieć, żeby nie pogorszyć sprawy?
To świetne pytanie! Poniżej przedstawiamy zestaw narzędzi, które można zastosować, kiedy dziecko przeżywa emocjonalny stres.
Narzędzie nr 1. Zaakceptuj uczucia słowami
Zamiast mówić, że dziecko jest głupie, niegrzeczne, źle się zachowuje albo przesadza, zadaj sobie pytanie, co czuje? Czy jest sfrustrowane, rozczarowane, złe, poirytowane, smutne, zmartwione, przerażone?
Rozumiesz?
To teraz pokaż dziecku, że rozumiesz.
Poszukaj takich słów, jakie wypowiadasz całkowicie szczerze do przyjaciela, któremu prawdziwie współczujesz. To przerażające. Rety, ale rozczarowanie! Co za frustrująca sytuacja! Słyszę, że ........... (brat/nauczyciel/kolega) naprawdę cię irytuje.
Narzędzie nr 2. Zaakceptuj uczucia na piśmie
Słowo pisane ma wyjątkową moc. Dziecko czuje wtedy, że jest poważnie traktowane. Nawet jeśli nie umie jeszcze czytać, jest zachwycone, gdy ktoś spisze jego myśli, a następnie je odczyta. Można to zrobić w formie listy, na przykład życzeń, zakupów, zmartwień czy zażaleń.
Narzędzie nr 3. Zaakceptuj uczucia za pomocą sztuki
Gdy w grę wchodzą silne emocje, sztuka bywa potężnym narzędziem. I nie trzeba być artystą, żeby je zastosować. Wystarczy naszkicować ludzi kreskami! Dzieci na ogół szybko załapują, o co chodzi, i chętnie pokazują swój smutek lub złość za pomocą ołówka, kredy czy kredek. A jeśli nie ma nic pod ręką, to nawet z płatków śniadaniowych da się zrobić smutną buzię, żeby dziecko wiedziało, że rozumiesz, co czuje.
Narzędzie nr 4. Zamień pragnienia dziecka w fantazję
Kiedy dziecko chce czegoś, czego nie może mieć, mamy pokusę, żeby nieustannie tłumaczyć, dlaczego nie może tego dostać. „Już ci mówiłam, skarbie, że nie możemy iść teraz na basen, bo dzisiaj jest zamknięty. Nie ma sensu płakać”. Takie ćwiczenia z logiki raczej nie przekonają młodego człowieka, żeby pogodził się z rzeczywistością. Szybciej poczuje się pocieszony, jeśli powiesz: „Och, szkoda, że basen nie jest otwarty całą noc. Moglibyśmy popływać przy świetle księżyca!”.
Powstrzymaj ochotę, żeby skonfrontować dziecko z zimną, brutalną rzeczywistością, i puść lepiej wodze fantazji. Powiedz, że fajnie byłoby mieć magiczną różdżkę, żeby wyczarować wannę pełną lodów, lub roboty, które posprzątałyby za nas, albo że marzysz o takim zegarze, który zatrzymałby w miejscu czas, żeby mieć jeszcze wiele godzin na zabawę.
Narzędzie nr 5. Zaakceptuj uczucia z (prawie) milczącą uwagą
Czasami wystarczy krótko wyrazić współczucie. Opanuj chęć pouczania, zadawania pytań czy udzielania rad. Zamiast tego po prostu słuchaj, wtrącając: och, mhm, ach, aha!
Tak, ale...
Czasami od razu wiadomo, co musi czuć dziecko. Wyobraź sobie, że ciastko wypada mu z ręki, leży pokruszone na podłodze, a czujny pies natychmiast pochłania smakołyk. W dodatku to było ostatnie ciastko. Pudełko jest puste! Po przeczytaniu rozdziału o akceptowaniu uczuć spieszymy z emocjonalną pomocą. Opieramy się pokusie, by warknąć: „No cóż, dziecko, jak upuścisz ciastko, to się pokruszy. Dziwne, że jeszcze to do ciebie nie dotarło”. Zamiast tego wygłaszamy pełną współczucia tyradę: „O rety, tak bardzo chciałeś zjeść to ciastko. Nie chciałeś, żeby Speedy je pożarł. Był taki szybki! Jakby wiedział, że teraz albo nigdy. Szkoda, że nie mam magicznej różdżki, żeby od razu wyczarować pudełko ciastek! I co teraz zrobimy? Pomożesz mi dopisać słowo CIASTKA do listy zakupów na tablicy? Napisz wielkimi literami, żeby było widać z drugiego końca pokoju”.
Hej, to był poziom ligi mistrzowskiej. Udało się zapobiec ciasteczkowemu kryzysowi. A przy okazji twoje dziecko poćwiczy motorykę małą i nauczy się pisać kolejny wyraz.
Czasami jednak określenie uczuć nie jest takie proste. Nie przeczuwamy nadciągającej złości czy smutku. Wydaje nam się, że prowadzimy miłą, rozsądną pogawędkę, a już po chwili znajdujemy się w samym centrum burzliwego dramatu. Jak to się, do licha, stało?
Nieoczywiste wyrażanie uczuć
1. Pozornie dziecko tylko zadaje pytanie
„Dlaczego nie oddasz tego malucha?”.
„Czy muszę wkładać spodnie?”.
„Jak mam zrobić to zadanie?”.
Bezpośrednie pytanie wymaga bezpośredniej odpowiedzi... prawda?
„Ponieważ należy do naszej rodziny!”.
„Już ci mówiłam, że jest dwadzieścia stopni mrozu!”.
„Zacznij od napisania planu”.
Jakimś cudem te odpowiedzi wprawiają dziecko w większą irytację. I chociaż nasza pociecha raczej nie wie, co to są „pytania retoryczne”, to właśnie je stawia. W takiej sytuacji najlepiej rozpocząć rozmowę od zaakceptowania uczuć ukrytych w pytaniu.
„Maluchy wymagają dużo uwagi! Czasami żałujesz, że nie jesteś jedynakiem”.
„Och, też bym wolała, żeby było cieplej! Na pewno w szortach jest ci wygodniej”.
„Zdaje się, że to zadanie cię przytłacza. Składa się z tylu części, że nie wiadomo, od czego zacząć”.
Czasami zaakceptowanie uczuć ukrytych w pytaniu wystarczy, żeby uniknąć konfliktu i pomóc dziecku pogodzić się z rozczarowaniem albo pokonać niepokój. Ale może też nie wystarczyć. I dlatego napisałyśmy rozdział drugi i trzeci o zachęcaniu do współpracy oraz rozwiązywaniu problemów. Nie przeskakuj dalej. Pamiętaj, że wszystko zaczyna się właśnie tutaj! Potrzebujemy dobrej woli, żeby zażegnać konflikt bez walki, a akceptowanie uczuć buduje do tego odpowiedni klimat.
2. Kiedy wydaje się, że dziecko prosi o radę
Odbieramy to jako doskonałą okazję do podzielenia się ciężko zdobytym doświadczeniem.
Dlaczego wypadł z pokoju jak burza i trzasnął drzwiami?
Powstrzymaj pokusę, by natychmiast udzielić rady. Weź pod uwagę, że dziecko wyraża w ten sposób jakieś uczucie, które najrozsądniej będzie po prostu zaakceptować. Co to za uczucie? Zróbmy małe dochodzenie, okazując dziecku szacunek.
Podczas tej rozmowy matka[2*] podsunęła synowi pewną sugestię. Okazuje się, że jeśli poświęcisz sporo czasu na akceptowanie uczuć, twoje dziecko będzie skłonne przyjąć radę, o ile jest ona wyrażona z szacunkiem. Trzeba trafić we właściwy moment! Gdybyśmy zaczęli rozmowę od stwierdzenia: „Może po prostu spróbujesz?”, moglibyśmy wywołać sprzeczkę albo nawet awanturę. Dzieci muszą czuć, że je rozumiemy. Dopiero wtedy są skłonne pomyśleć o rozwiązaniu.
3. Kiedy dziecko dramatyzuje
„Ale z niego beksa. Zawsze płacze, jak nie postawi na swoim”.
„Nienawidzę mojego nauczyciela!”.
„Nigdy mi nie pozwalasz na nic fajnego!”.
Instynkt podpowiada nam, żeby zmienić kurs i sprowadzić dziecko do rzeczywistości.
„Musisz mieć więcej cierpliwości do brata. Jak byłeś mały, też się tak zachowywałeś”.
„Przecież to nieprawda. Wiesz, jakie to szczęście, że go masz”.
„Nie bądź śmieszna. To tylko jedna impreza. Będzie jeszcze wiele innych”.
Takie reakcje nie tylko dzieci nie uspokajają, ale jeszcze podsycają ich gniew. Poświęćmy chwilę na zaakceptowanie uczuć, które kryją się za tymi dramatycznymi wypowiedziami. Oto kilka gotowców na dobry początek. Pozwolą obniżyć temperaturę rozmowy i przejść do bardziej cywilizowanej dyskusji:
„Nie zawsze jest łatwo mieć młodszego brata. Lubi zabierać twoje rzeczy i krzyczy, kiedy się zdenerwuje”.
„Wygląda na to, że twój nauczyciel zrobił dzisiaj coś, co naprawdę cię zirytowało!”.
„Ta impreza jest chyba dla ciebie bardzo ważna. Szkoda, że nie można być w dwóch miejscach jednocześnie”.
Nie każda sytuacja wymaga zaakceptowania uczuć!
Odnoszę wrażenie, że absolutnie wszystko wiąże się z jakimś uczuciem. To może człowieka wykończyć! Jak mamy przetrwać dzień?
Trafione w punkt! Wiemy, że gdy w grę wchodzą silne emocje, często udaje się uniknąć konfliktu i oszczędzić energię, jeśli najpierw odwołamy się do uczuć. Ale jest też mnóstwo sytuacji, kiedy wystarczy po prostu pozwolić życiu płynąć bez emocjonalnych dramatów.
Kiedy dziecko zadaje pytanie, na które domaga się odpowiedzi:
Nie musisz odpowiadać: „Chyba jesteś zdenerwowana, bo nie wiesz, jak prawidłowo przeczytać te dziwne znaki”. Wystarczy odpowiedzieć: „Dość”.
Kiedy uczeń pyta:
Nie musisz doszukiwać się podtekstu: „Hm, sztuczne światło może człowieka zmęczyć, zwłaszcza jarzeniowe”.
Wystarczy odpowiedzieć: „Tak!”.
Kiedy dziecko się zastanawia:
Nie musisz sięgać do jego uczuć: „O rety, co za przerażająca myśl”.
Po prostu udziel informacji: „Nie. Tylko w zoo”. A jeśli tygrysy kręcą się w okolicy: „No tak! Jeśli jakiegoś spotkasz, zachowaj spokój i powoli się wycofaj”.
Wielu uczestników naszych warsztatów przyznawało, że w zaakceptowaniu uczuć dzieci pomaga im wyobrażenie sobie, co powiedzieliby dorosłej przyjaciółce lub przyjacielowi. W rozmowie z rówieśnikami łatwiej jest okazać empatię bez zaprzeczania uczuciom, wypytywania, kazań czy rad. Ale nawet w takich sytuacjach instynkt czasami nas zawodzi.
Opowieść Joanny
Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie przyjaciółka, która miała się poddać pewnemu badaniu medycznemu.
– Najgorsze, że cały czas się martwię, że to będzie rak – powiedziała.
Instynkt podpowiadał mi, żeby natychmiast rozproszyć jej lęk, i już miałam na końcu języka: No coś ty! Nawet o tym nie myśl! Zapadła niezręczna cisza, podczas której próbowałam pozbierać myśli. W końcu zdołałam wykrztusić:
– Trudno jest dźwigać cały czas taki ciężar.
I wtedy moja przyjaciółka wybuchła:
– TAK! I wiesz, co ludzie mówią? Żebym nawet o tym nie myślała! Przecież to śmieszne! Jak mogłabym o tym nie myśleć?
Zgodziłam się, że to tak samo niedorzeczne, jak udawanie, że w pokoju wcale nie ma różowego słonia. Obie chwilę się pośmiałyśmy. Nie przyznałam się, że niewiele brakowało, a wypowiedziałabym identyczne słowa jak ci „śmieszni” ludzie.
Akceptując negatywne uczucia osoby, która przeżywa stres, dajemy jej pewien dar. Świadomość, że przynajmniej jedna osoba na świecie rozumie, przez co przechodzi. Nie jest sama.
Akceptowanie uczuć to znacznie więcej niż tylko sztuczka czy technika. To narzędzie, które może odmienić relację. Nie gwarantuje, że nasze dzieci będą wyprowadzać psa, myć zęby czy kłaść się spać o właściwej porze, ale stwarza klimat dobrej woli, w którym wszystkie inne rzeczy stają się łatwiejsze i przyjemniejsze. Stanowi także fundament, na którym dzieci mogą budować umiejętność troszczenia się o innych ludzi oraz akceptowania ich uczuć.
Nie musisz nam wierzyć na słowo. Wybitny badacz w dziedzinie psychologii dziecięcej John Gottman opublikował studium[1] porównawcze rodziców o różnych stylach komunikacji, których obserwował przez kilka lat. Z badania wynikało, że dzieci, których uczucia były identyfikowane i akceptowane, odnosiły z tego dodatkowe korzyści, i to niezależnie od swojego IQ oraz pochodzenia społecznego rodziców czy ich poziomu wykształcenia. Potrafiły dłużej skupić uwagę, miały lepsze wyniki na testach, mniej kłopotów z zachowaniem, lepiej porozumiewały się z nauczycielami, rodzicami i rówieśnikami. Były także bardziej odporne na choroby zakaźne, a w ich moczu odnotowano niższy poziom hormonów stresu. Jeśli więc chcemy, żeby dzieci miały lepsze wyniki badania moczu (kto by nie chciał?), postarajmy się akceptować ich uczucia!
Przypisy
Część pierwsza
Rozdział 1