Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kolejna książka autora bestsellera "Jak nie spieprzyć życia swojemu dziecku. Wszystko, co możesz zrobić, żeby edukacja miała sens".
Po co waszym dzieciom edukacja i jakiej edukacji wymaga od nas wszystkich przyszłość? Jak uczy się mózg dziecka? Od czego zależy motywacja wewnętrzna? Jak tworzyć dzieciom warunki do uczenia się? Jak rozwijać potencjał waszych dzieci? Jak przejść od kultury nauczania do kultury uczenia się w szkole i w domu? Jak uczyć dzieci szczęścia? Co ma wspólnego miłość bezwarunkowa z edukacją? I w końcu dlaczego i jak rodzice mogą zmieniać edukację swoich dzieci?
"Jak nie zwariować ze swoim dzieckiem" nie tylko odpowiada na te i wiele innych pytań. Prezentuje także praktyczne i proste do wprowadzenia w domach oraz szkołach rozwiązania, dzięki którym wasze dzieci same będą się chciały uczyć i rozwijać. Pozwolą one wam i waszym dzieciom inaczej spojrzeć na edukację i dostrzec w niej to, co naprawdę istotne - a na co obecnie niemal zupełnie nie zwraca się uwagi w systemowym procesie edukacji. Mikołaj Marcela daje wskazówki, jak pomóc uczniom stać się szczęśliwymi i przekonanymi o własnej wartości ludźmi, którzy z nadzieją patrzą w przyszłość. Po lekturze tej książki nie będzie wam już nigdy straszne ani zdalne nauczanie, ani powrót waszych dzieci do publicznej szkoły, ani myśl o zmierzeniu się z edukacją domową. Przede wszystkim jednak przestaniecie toczyć z dziećmi nieustanne spory o naukę i nie będziecie już musieli z nimi wariować.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 269
Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/Panczakiewicz Art.Design
Redaktor prowadzący: Ewa Orzeszek-Szmytko
Redakcja: Maria Śleszyńska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Lilianna Mieszczańska
© by Mikołaj Marcela
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2020
ISBN 978-83-287-1525-7
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2020
FRAGMENT
Jak nie zwariować ze swoim dzieckiem? Co zrobić, gdy zamiast się uczyć, ono „traci czas na głupoty”? Pozwól mu być sobą: niech odkrywa swoje talenty i mocne strony, korzysta z naturalnego potencjału i osiąga cele, które mają dla niego znaczenie. W tej książce znajdziecie wskazówki, jak zmienić edukację swoich dzieci na lepsze. To nie tak, jak nauczono nas myśleć, że dzieci są leniwymi istotami, które dopiero muszą pojąć, na czym polega nauka. To nie tak, że trzeba je motywować karami i nagrodami, żeby „wyszły na ludzi”. Wręcz przeciwnie: jeśli chcecie, by wyszły na ludzi, wy i one musicie mentalnie wyjść z dotychczasowej szkoły. Chętnie wam w tym pomogę. To ważne, bo wasze dzieci odczuwają smutek i bezradność – tym większe, im dłużej tkwią w systemie edukacji. Z tej książki dowiecie się, dlaczego szkoła, która powinna dodawać im skrzydeł i uczyć tego, jak czerpać przyjemność z poznawania świata, często je krzywdzi – fizycznie, psychicznie i emocjonalnie. To dlatego czasami tak trudno im się uczyć, a wam tak trudno z nimi wytrzymać. Jednak chcę wam uświadomić, że to, czy edukacja skrzywdzi wasze dzieci, w największym stopniu zależy od was, rodziców. To wasze wybory i działania każdego dnia wpływają na proces ich kształcenia. To od was zależy, czy będą się rozwijać i czy będą szczęśliwe.
No właśnie, gdyby poprosić was o podanie zwięzłej odpowiedzi na pytanie, czego najbardziej chcielibyście dla swoich dzieci, najprawdopodobniej odparlibyście: szczęścia. Ale szczęście można definiować na różne sposoby. Szczególnie dzisiaj, kiedy wielu młodych ludzi i ich rodziców utożsamia je z powodzeniem, sławą, byciem bogatym albo ze stabilną, dobrze płatną pracą. Historie ludzi sukcesu pokazują, że wszystko to można osiągnąć, ale jest jeden warunek: trzeba być sobą, a to wymaga rozwinięcia skrzydeł i wykorzystania swojego naturalnego potencjału. Dopiero to daje nam szczęście. Niestety często wydaje się ono daleko poza naszym zasięgiem. Szczęścia – a także zdrowia i pomyślności – życzymy sobie z okazji urodzin czy świąt, zaś rosnąca liczba praktyk terapeutycznych dla dzieci i dorosłych oraz coraz większa popularność coachów, którzy pomagają swoim klientom w odkrywaniu drogi do życiowego celu, pokazuje, że obecnie jest to stan tyleż pożądany, co dostępny coraz mniejszej liczbie osób.
Czy to nie paradoks, że myślenia o szczęściu i pomyślności – które rozumieć możemy jako dobrostan – praktycznie nie ma w edukacji? Szkoła uczy bardzo wielu nieprzydatnych rzeczy, arbitralnie przekazuje gigantyczną ilość przestarzałych informacji, poświęca czas na weryfikację, czy uczniowie przyswoili tę wiedzę, oraz na przygotowania do stresujących egzaminów. Robi tak wiele, że umyka jej, by dodać waszym dzieciom skrzydeł i nauczyć je, jak być szczęśliwymi i spełnionymi ludźmi. Nie wszędzie, ale w zdecydowanej większości przypadków. Tylko czy dążenia do szczęścia oraz osiągania tego stanu da się w ogóle nauczyć?
Tak! I jednym z miejsc, w których tę umiejętność powinno się u dzieci rozwijać, jest szkoła. Pasi Sahlberg, autor najważniejszej książki poświęconej temu, czego świat może się nauczyć dzięki obserwowaniu zmian systemu szkolnictwa w Finlandii, pisze o konieczności wyznaczenia nowych dróg myślenia o edukacji. Jakich?
• Powinniśmy zacząć mówić o celu edukacji nie w kategoriach przekazywania wiedzy, doskonalenia umiejętności i zdobywania kompetencji, lecz rozwijania talentów i pasji.
• Do tak rozumianej szkoły wasze dzieci nie chodziłyby już po to, by zdobyć określone wykształcenie, ale by być sobą – pracować nad swoim potencjałem, odkrywać swoje mocne strony, dbać o swój dobrostan i uczyć się tego, co ma dla nich sens.
• Efektem takiej edukacji jest nie tylko kompetencja waszych dzieci i zamiłowanie do nauki, ale również poczucie szczęścia i spełnienia.
Może brzmi to jak bajka, ale to już się dzieje, i to w wielu miejscach na całym świecie! Jednak najważniejszym miejscem, które może dodać dzieciom skrzydeł i nauczyć je, jak być szczęśliwymi, jest oczywiście dom. Przewodnikami w realizacji tego zadania przez wiele lat pozostajecie wy. No właśnie, jak to jest z wami – rodzicami? Przywiązujecie na co dzień wagę do tego, czy wasze dziecko jest szczęśliwym i spełnionym człowiekiem? Czy ma to dla was znaczenie? Pewnie większość z was natychmiast odpowie: oczywiście, że tak! Mogę się mylić, ale obawiam się, że tego typu odpowiedź – znów w zdecydowanej większości przypadków – okaże się zbyt pochopna. A przynajmniej tak uznacie po lekturze tej książki. Czy wiecie, że badania przeprowadzone przez HBSC i WHO w 40 państwach wykazały, że polskie nastolatki są w czołówce tych, które mają niską samoocenę, źle postrzegają swój wygląd i zdrowie oraz relacje z rodzicami? To w dużej mierze wina ich edukacji. Na szczęście może też ona czynić je szczęśliwymi, sprawiać, że same będą chciały się uczyć i rozwijać swój potencjał oraz pogłębiać relację z wami – rodzicami. Jaka to edukacja? Tego dowiecie się z tej książki.
Zacznijmy jednak od kilku pytań. Czy jesteście szczęśliwymi ludźmi? Czy wasi rodzice nie podcięli wam skrzydeł w młodości? Czy czujecie, że wykorzystujecie drzemiący w was potencjał i nadal się rozwijacie? Czy wasza obecna praca to zarazem wasza pasja – coś, bez czego nie moglibyście żyć, ale nie pod względem finansowym, lecz psychicznym i duchowym? Czy jesteście sobą, czy też w głębi duszy chcielibyście jednak być kimś zupełnie innym?
Ja sam jestem szczęśliwym człowiekiem, który każdego dnia może korzystać ze swojego potencjału i spełniać się w pracy naukowej, dydaktycznej i twórczej właśnie dzięki swojej edukacji. Zawdzięczam to swoim wspaniałym nauczycielom, którzy nie tylko towarzyszyli mi na drodze mojego rozwoju, ale również dawali mi autonomię w działaniach i wspierali mnie, gdy tego potrzebowałem. Swoim przełożonym, którzy pozwalali mi się rozwijać i wcielać w życie szalone pomysły. Zawdzięczam to liberalnemu podejściu do edukacji, otwartości i bezwarunkowej miłości swoich rodziców. Wszyscy oni przez lata dopingowali mnie, zachęcając do działania i korzystania ze swojego potencjału. Dzięki nim nauczyłem się podążać za marzeniami, znalazłem motywację wewnętrzną, która do dziś napędza mnie w moich działaniach, zrozumiałem, że nie ma nic wspanialszego niż uczenie się. W szkołach podstawowej i średniej, a potem na uniwersytecie, nie brakowało mi zapału do nauki i uczyłem się bez żadnych zewnętrznych nacisków. Również teraz, każdego dnia, uczę się nowych rzeczy i rozwijam swoje talenty, chociaż nikt mi tego robić nie każe. Tak samo będzie z waszymi dziećmi. Wystarczy nie podcinać im skrzydeł i wierzyć w ich mądrość i samodzielność, a także wspierać ich pomysły na to, czego i jak chcą się uczyć. Uczenie się nie jest czymś, co dopiero muszą sobie przyswoić – one wiedzą, jak to robić, wystarczy im nie przeszkadzać.
Zapytacie pewnie, dlaczego w takim razie tego nie robią. Problem w tym, że edukacja – zarówno ta w szkole, jak i po szkole, gdy wasze dzieci odrabiają zadania domowe i przygotowują się do sprawdzianów – nie spełnia już swojej funkcji. Nie spełnia jej dlatego, że zmieniła się nasza rzeczywistość. To trochę jak ze świętami. Zapewne wielu z was poczułoby wewnętrzny opór na myśl o szykowaniu tradycyjnej wieczerzy bożonarodzeniowej złożonej z dwunastu potraw. Coraz więcej jest domów, w których zamawia się gotowe dania, byle podtrzymać tradycję. Tylko czy to ma sens? Kiedyś szykowanie się do świąt było wpisane w rytm pór roku i realia życia – wykorzystywano to, co zebrano jesienią, tak właśnie przygotowywano się na zimę, była to także sposobność do spotkania całej rodziny i wspólnego przyrządzania potraw, a przy okazji nadrobienia zaległości w kontaktach. Dziś – gdy mamy hipermarkety oferujące niemal każdy produkt przez okrągły rok, i żyjemy w świecie, w którym właściwie nie doświadczamy prawdziwej zimy i w którym nieustannie pozostajemy w kontakcie ze wszystkimi – święta nie spełniają już wielu swoich ważnych funkcji z przeszłości i nie sprawiają takiej radości jak dawniej. W dodatku przygotowania świąteczne generują masę śmieci, a z roku na rok słyszymy o rosnącej liczbie starszych osób trafiających w tym okresie do domów opieki. To samo dotyczy tradycji Tłustego Czwartku, który kiedyś – gdy wciąż jeszcze przywiązywano wagę do znaczenia Wielkiego Postu – odgrywał ważną rolę. Teraz, gdy prowadzimy o wiele mniej aktywny tryb życia, rzadko kiedy pościmy, a pączki wszelkiego rodzaju są dostępne na każdym kroku, tłusty czwartek robi nam więcej złego niż dobrego.
I podobnie można powiedzieć o edukacji. Kiedy nie mieliśmy dostępu do wiedzy, bo żyliśmy na wsi albo w małych miastach, gdzie nie było bibliotek, w domu książka była luksusem i nikt jeszcze nie słyszał o nowych mediach, a podróże odbywały się na niewielkich dystansach, szkoła odgrywała ważną rolę – była oknem na świat, dostarczała o nim informacji i tłumaczyła pojawiające się w nim zjawiska. Dziś dostęp do wiedzy i informacji o świecie jest powszechny. Mamy ich aż za wiele. Nie musimy też wszyscy wiedzieć tego samego. Liczy się to, byśmy byli naprawdę kompetentni w jednej dziedzinie. A taka kompetencja – wbrew pozorom – nie wymaga wykształcenia. Wymaga pasji i entuzjazmu. Wymaga polotu. O tym wiedzą wszyscy szefowie i dyrektorzy. Dla wielu z nich nie liczą się dziś wiedza, umiejętności i kompetencje – ważne, by pracownik chciał się uczyć nowych rzeczy. I jestem przekonany, że głęboko w sercu tak naprawdę wszyscy czujemy, że system edukacji nie spełnia już swojego zadania. Jest jak ten tłusty czwartek – trwa w dawnej formie po części dlatego, że taka jest tradycja, a po części z tego powodu, że nie wyciągnęliśmy wniosków ze zmian, jakim podlega otaczająca nas rzeczywistość, i z wyzwań, jakie stawia ona przed młodymi ludźmi.
Do tego, jak funkcjonuje system edukacji, zarówno w szkole, jak i w domu, przyzwyczailiście się tak bardzo, że coraz rzadziej dostrzegacie, że wasze dzieci:
• to prawdziwe bomby potencjału, z którego niemal nie korzystają;
• mają niezwykłe talenty, których wciąż nikt nie odkrył i być może nigdy nie odkryje;
• są zdolne do rzeczy, o których wam nawet się nie śniło;
• mogą i chcą się uczyć z determinacją, ale nie mają do tego warunków;
• mogą i chcą być szczęśliwe, ale system edukacji im to uniemożliwia.
Tradycyjne, szkodliwe dla młodych ludzi wyobrażenie na temat celów, jakie ma realizować szkoła, prowadzi zarówno nauczycieli, jak i was – rodziców – do postrzegania waszych dzieci w bardzo określony sposób. Między siódmym a osiemnastym rokiem ich życia skupiacie się na ocenach, sprawdzianach, zadaniach domowych, egzaminach i świadectwach. Myślicie o nich w kategoriach lepszego lub gorszego wywiązywania się z obowiązków edukacyjnych – a gdy nie idzie im tak dobrze jak innym, sądzicie, że to problem. Tymczasem prawdziwy problem tkwi w tym, że system edukacji nie uczy tego wszystkiego, co jest kluczowe dla szczęśliwej przyszłości młodych ludzi. Czasami mówimy o alternatywnych modelach szkoły, które przeciwstawiamy wzorcowi – wydawać by się mogło – „normalnemu”. Niestety to ten model powinniśmy określać mianem „alternatywnego”, a już na pewno niedopasowanego do sposobu, w jaki funkcjonują mózgi waszych dzieci, oraz szkodliwego dla ich zdrowia psychicznego i rozwoju.
Mogłoby się wydawać, że dopiero teraz dojrzewamy do nowego spojrzenia na edukację. Ale to znów nieprawda. Edukacja Montessori, waldorfska, demokratyczna i ta korzystająca z planu daltońskiego obecna jest w Polsce i na świecie od kilkudziesięciu lat. Co więcej, w naszym kraju nie brakowało eksperymentów edukacyjnych zakończonych spektakularnymi sukcesami, pokazujących, że tradycyjna wizja szkoły powinna odejść do lamusa. Wyobraźcie sobie, że w szkole w Mikołowie przeprowadzono eksperyment, w którego ramach uczniowie pracowali wyłącznie grupowo, ciągle porozumiewając się ze sobą, zaś rolą nauczyciela było jedynie wspieranie ich w pracy oraz dostrzeganie, a następnie rozwijanie zdolności poszczególnych uczniów. W szkole nieustannie panowała atmosfera wielkiej życzliwości i zaufania, dzieci mogły się poruszać do woli, ponieważ ich nauczyciele byli świadomi faktu, że ruch sprzyja myśleniu. Rozbudzali oni w uczniach wiarę we własne siły i wspierali ich motywację wewnętrzną. Wiecie, kiedy to było? W latach 1935–1939! Na szczęście nie wszystko poszło na marne i również dzisiaj w Polsce mamy wspaniałe szkoły i mądrych nauczycieli, którzy pokazują, jak powinna wyglądać edukacja – znajdziecie na to bardzo wiele przykładów w tej książce.
Także pandemia koronawirusa sprawiła, że zupełnie inaczej zaczęliśmy postrzegać rolę, jaką szkoła powinna odgrywać w procesie edukacji. Dla wielu z was było to także zderzenie z absurdami systemu i zalewem zadań domowych. Na co dzień mogliście razem ze swoimi dziećmi doświadczać stresu, jaki jest ich udziałem każdego dnia w szkole. Oczywiście nie wszyscy z was. W szkołach, w których od zawsze przywiązywano wagę do budowania relacji z uczniami, uczenie się nawet w najtrudniejszych warunkach przebiegało bezproblemowo. Teraz jest niemal pewne, że system edukacji musi się zmienić. Z jednej strony odrobiliśmy globalną lekcję nauki zdalnej, zobaczyliśmy, że nauczycieli w przekazywaniu wiedzy mogą zastąpić platformy e-learningowe takie jak Khan Academy lub lekcje prowadzone w telewizji, zobaczyliśmy też, z jakim trudem dzieci motywują się do nauki tego, co jest dla nich nudne i pozbawione znaczenia. Z drugiej strony uświadomiliśmy sobie, jak wielu uczniów „wypadło” z systemu na skutek wykluczenia technologicznego i trudnej sytuacji rodzinnej. Innymi słowy, dziś wiemy już wszyscy, jak głęboki i poważny jest kryzys edukacji w Polsce.
Ale spokojnie, możemy zmienić tę sytuację – trzeba tylko wiedzieć jak. Właśnie dlatego napisałem tę książkę. To, jak w przyszłości będą wyglądały nasz świat i społeczeństwo, w dużej mierze zależy od tego, jak podchodzicie do edukacji w waszych domach i jak do edukacji podchodzą szkoły. Ale zadecyduje o tym także to, czy wasze dzieci same będą chciały się uczyć, czy dalej będziecie musieli je „dopingować” do nauki. Teraz pewnie jeszcze mi nie uwierzycie, ale gdy skończycie czytać Jak nie zwariować ze swoim dzieckiem. Edukacja, w której dzieci same chcą się uczyć i rozwijać, zrozumiecie, że to, czy wasze dziecko wzleci na wyżyny edukacji – także szkolnej – w największym stopniu zależy od was i waszych działań. To ogromnie ważne, bo – jak się przekonacie – wszystkiego tego, co jest naprawdę istotne w nauczaniu, prawie nikt w szkołach młodych ludzi nie uczy.
Olga Tokarczuk, chcąc skomentować rzeczywistość po wybuchu epidemii COVID-19, napisała esej o znamiennym tytule Nadchodzą nowe czasy. Wiele wskazuje na to, że to będzie niespokojny okres dla wielu z nas – w szczególności dla ludzi młodych, którzy będą musieli się odnaleźć w jeszcze szybciej zmieniającej się rzeczywistości. Ekonomiści zapowiadają kryzys ekonomiczny i radykalne zmiany na rynku pracy. Psycholodzy piszą, że w najbliższych pięciu latach czeka nas globalna terapia po traumie, której doświadczyliśmy. A co na to specjaliści z zakresu edukacji? Powtarzają to, co mówią już od wielu lat – jest jedna zasadnicza kompetencja, która sprawi, że z jednej strony bez trudu znajdziemy pracę, a z drugiej będziemy szczęśliwymi ludźmi realizującymi się w tym, co robimy. Tą uniwersalną kompetencją jest… uczenie się.
To nasza supermoc, którą każdy z nas, bez wyjątku, ma we krwi. A jednak rzadko korzystamy z niej zarówno w szkole, jak i w domu. A przynajmniej tak nam się wydaje. Jakim cudem? Ponieważ mamy wiele błędnych wyobrażeń na temat tego, jak przebiega ten proces i jak pracuje nasz mózg, który nim zawiaduje. Najważniejsze badania w tym zakresie pojawiają się od kilku dekad i dopiero teraz możemy zrozumieć, jakie błędy popełnialiśmy i nadal popełniamy w edukacji w szkole i w domu. W czym tkwi problem? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należałoby się zastanowić, po co w ogóle nam edukacja. Czy powinna ona być kulturą nauczania, czy kulturą uczenia się? Wielu rodziców i nauczycieli nie wie, jak proces uczenia się dzieci warunkowany jest przez ich układ poznawczy i najbliższe im osoby. Niestety pod tym względem bardzo dużo rzeczy robicie źle i przykładacie wagę nie do tego, do czego powinniście. Ale bez obaw, skoro czytacie tę książkę, to znaczy, że chcecie się czegoś nauczyć. I wybraliście na to najlepszy moment. Nie wiem, czy wiecie, że słowo „katastrofa” etymologicznie pochodzi właśnie od „zmiany”. I według mnie to doskonały czas, byśmy zmienili swoje podejście do edukacji.
Jakiej w takim razie potrzebujecie edukacji, by nie zwariować ze swoimi dziećmi i by wyrosły one na szczęśliwych ludzi? I jak wy możecie im w tym pomóc? Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania – a dla rodziców nie ma chyba ważniejszych kwestii – przeczytajcie tę książkę. Dzięki niej zrozumiecie, dlaczego nauka może sprawiać autentyczną radość, i dowiecie się, jak to zrobić, by wasze dzieci same chciały się uczyć.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Dział zamówień: +4822 6286360
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz