Jak się pisze święta pod palmami - Kinga Tatkowska - ebook
NOWOŚĆ

Jak się pisze święta pod palmami ebook

Kinga Tatkowska

4,6

94 osoby interesują się tą książką

Opis

* Opowiadanie jest bezpośrednią kontynuacją powieści "Jak się pisze miłość"

 

Laura Morawska nie mogłaby być szczęśliwsza – jej powieści sprzedają się jak świeże bułeczki, film na podstawie "Romansiary" zbiera same pochlebne recenzje, przyjaciele niezmiennie trwają przy jej boku, a mężczyzna, którego kocha na zabój, odwzajemnia tę miłość.

Nareszcie jej los się odwrócił i sielanka trwa w najlepsze.

A teraz jeszcze wybiera się ze swoim ukochanym na święta pod palmy!

Czy coś może tutaj pójść nie tak? Znając perypetie Laury, to owszem, może.

Kiedy w dzień wylotu Laura i Adam budzą się znacznie później, niż zamierzali, myślą, że już nic gorszego nie może się wydarzyć. Ale gdy jakimś świątecznym cudem (oraz gniewkową determinacją) trafiają na lotnisko na czas, okazuje się, że czekają tam na nich nie lada komplikacje…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 60

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (78 ocen)
58
14
3
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Madado13

Nie oderwiesz się od lektury

Mało mi ich. Chce więcej.
10
Czarownica2410

Nie oderwiesz się od lektury

Super, czekam na wiecej i dalsze losy bohaterów 🙂
10
BeaSzyOli

Nie oderwiesz się od lektury

Swietna historia! Uwielbiam humor autorki. Z pewnością przeczytam kolejne książki pani Kingi.
10
SandraFM91

Nie oderwiesz się od lektury

Świetnie spędzony czas. Utrzymuje klimat z pierwszej części.
10
karo_lina96

Nie oderwiesz się od lektury

Świetny powrót do ukochanych bohaterów. Czekam na ślub 🤩🤩🤩
10



Okładka

Strona przedtytułowa

Strona tytułowa

Strona redakcyjna

Copyright © Kinga Tatkowska, 2024

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

ISBN E-BOOK 978-83-968191-6-1

Redakcja i korekta: Małgorzata Styś

(@malgorzata_stys_)

Skład, łamanie, konwersja: Mateusz Cichosz

(@magik.od.skladu.ksiazek)

Projekt i wykonanie okładki: Maciej Sysio

Wydanie I

Dedykacja

Dla wszyst­kich Kró­lo­wych Dram.

Je­stem jedną z Was <3

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Stres nie był tym, co te­raz od­czu­wa­łam. Ja wręcz by­łam prze­ko­nana, że kor­ty­zol wła­śnie roz­sa­dza mi całe ciało.

Za chwilę padnę tu­taj tru­pem i tyle bę­dzie z tego wszyst­kiego!

Prze­cież był dzień przed wi­gi­lią. Po­win­nam się te­raz re­lak­so­wać i kon­tem­plo­wać fakt, że w te święta nie po­jadę do ro­dziny Ad­dam­sów, tylko ju­tro po­lecę pod palmy.

– Mu­siało mnie zdrowo po­kur­wić, że się na to zgo­dzi­łam – sap­nę­łam do Beti, ner­wowo szar­piąc so­bie włosy, które jesz­cze do nie­dawna były ide­al­nie uło­żone, a te­raz wy­glą­dały, jakby co naj­mniej trza­snął w nie pio­run.

Do dia­bła, prze­stań się tak de­ner­wo­wać, Lauro!

Ja­kieś pięć mi­nut temu za­mknę­ły­śmy się ra­zem z moją przy­ja­ciółką w ła­zience w Fa­bryce Nor­blina – jed­nym z naj­mod­niej­szych miejsc w War­sza­wie, okre­śla­nym jako wielo­funk­cyjny kom­pleks i cen­trum roz­rywki.

Pew­nie za­py­ta­cie, co też tu­taj ro­bię i dla­czego mnie tak skręca?

A ja wam od­po­wiem!

Moja wy­daw­czyni, Anetka Tom­czuk, wpa­dła na ge­nialny po­mysł i zor­ga­ni­zo­wała pierw­sze spo­tka­nie au­tor­skie Niki Wi­chury.

Tak, zga­dli­ście – cho­dzi o mnie.

Zer­k­nę­łam na ze­ga­rek. Była sie­dem­na­sta pięć­dzie­siąt pięć, a mie­li­śmy za­czy­nać o osiem­na­stej.

Spoj­rza­łam na Be­cię z prze­ra­że­niem.

– Nie dam rady – wy­rzu­ci­łam z sie­bie. – Prze­cież ja się nie na­daję do ta­kich rze­czy! Po­win­nam w spo­koju i ci­szy stu­kać so­bie w kla­wia­turę lap­topa i na tym moja ro­bota po­winna się za­koń­czyć. Wy­stą­pie­nia pu­bliczne – par­sk­nę­łam zu­peł­nie bez grama hu­moru. – O czym mam niby mó­wić? Czy moje książki nie po­winny bro­nić się same?

Be­ata zro­biła kilka kro­ków w moją stronę i sta­nęła tuż przede mną. Po­ło­żyła mi dło­nie na trzę­są­cych się ra­mio­nach i odro­binę zni­żyła głowę, by spoj­rzeć mi pro­sto w oczy.

Obym tylko nie pu­ściła pa­wia pro­sto na jej twarz.

– One bro­nią się same – po­wie­działa pew­nie. – Je­steś świetną pi­sarką, Lauro. I czy­tel­nicy, któ­rzy przy­szli tu spe­cjal­nie dla cie­bie i cze­kają wła­śnie na sali, też do­sko­nale o tym wie­dzą. Chcą po­znać ko­bietę, która two­rzy te fan­ta­styczne hi­sto­rie, więc po­zwól im na to. Je­śli za­ko­chali się w two­jej twór­czo­ści, to tym bar­dziej po­ko­chają cie­bie.

Ana­li­zo­wa­łam to, co mó­wiła, słowo po sło­wie. W któ­rymś mo­men­cie po­czu­łam, że mój od­dech stał się spo­koj­niej­szy. Na chwilę przy­mknę­łam po­wieki, a gdy na po­wrót je uchy­li­łam, ode­zwa­łam się:

– Ko­cham cię, Beti. Je­steś moim ulu­bio­nym czło­wie­kiem.

Za­śmiała się pod no­sem.

– Też cię ko­cham. Ale z tym ulu­bio­nym czło­wie­kiem to odro­binę śmiem wąt­pić. Wiesz… zwa­żyw­szy na ostat­nie mie­siące.

Rzu­ciła mi po­ro­zu­mie­waw­cze spoj­rze­nie i tym ra­zem to ja się za­śmia­łam.

A po­tem wzię­łam błogi, głę­boki od­dech.

Na mo­ich ustach na­ma­lo­wał się z pew­no­ścią uśmiech, który po­ja­wiał się zu­peł­nie mi­mo­wol­nie, za­wsze wtedy, gdy w moje my­śli wkra­dał się Adam Gnie­wosz.

A wkra­dał się bar­dzo czę­sto. Nie­kiedy od­no­si­łam wra­że­nie, jakby za­ko­twi­czył się w moim umy­śle na stałe i żadna siła nie po­tra­fiła go stam­tąd prze­pę­dzić.

I bar­dzo, kurwa, do­brze.

Pierw­szy raz w swoim ży­ciu nie mu­sia­łam pró­bo­wać być szczę­śliwa – ja po pro­stu taka by­łam.

Mi­łość do Gniewka do­pa­dła mnie nie­malże tak, jak do­pada głów­nych bo­ha­te­rów mo­ich po­wie­ści. Zu­peł­nie znie­nacka. Przez przy­pa­dek. Gwał­tow­nie i nie­spo­dzie­wa­nie.

Tak, jak do­pada czło­wieka w ciem­nym za­ułku wy­ra­sta­jący spod ziemi mor­derca.

Hmm… no… może nie­zu­peł­nie tak, ale coś w tym jest.

Uwaga, mu­szę się do cze­goś przy­znać! Wła­śnie przy­go­to­wuję się do na­pi­sa­nia pierw­szego w swo­jej ka­rie­rze kry­mi­nału i mu­szę się od­po­wied­nio wczu­wać w kli­mat.

– Nie ma go tu dzi­siaj? – Be­ata wy­rwała mnie z roz­my­ślań.

Po­krę­ci­łam głową.

– Uzna­li­śmy, że tak bę­dzie le­piej.

Kiedy na po­czątku grud­nia, za­raz po ofi­cjal­nej pre­mie­rze filmu Ro­man­siara, Aneta wpa­dła na po­mysł zor­ga­ni­zo­wa­nia mi spo­tka­nia au­tor­skiego, do­dała, że wspa­niale by­łoby, gdy­by­śmy po­ja­wili się na nim oboje – ja i Adam. W pierw­szej chwili w ogóle nie chcia­łam się zgo­dzić na żadne spo­tka­nie, bo by­cie na świecz­niku nie ro­biło na mnie wra­że­nia. Ra­czej skrę­cało mi kiszki na samą myśl, że będę w bla­sku re­flek­to­rów – ni­czym prze­ra­żona sarna, nocą na ciem­nej, od­lud­nej dro­dze. Jed­nak te­raz, kiedy stra­ci­łam swoją ano­ni­mo­wość, bo lu­dzie do­wie­dzieli się, że Nika Wi­chura – pi­sarka pi­sząca pod pseu­do­ni­mem – to w rze­czy­wi­sto­ści Laura Mo­raw­ska… już nie tak ła­two było mi się ukryć. Do­dat­kowo zwią­za­łam się prze­cież ze sław­nym re­ży­se­rem, który ze­kra­ni­zo­wał moją po­wieść… Przez wiele ty­go­dni, gdy ta aferka wy­bu­chła, me­dia nie prze­sta­wały o nas pi­sać. Póź­niej zro­biło się spo­koj­niej, ale gdy film wszedł do kin, ma­china od nowa po­szła w ruch. Tym sa­mym sprze­daż mo­ich ksią­żek zna­cząco wzro­sła, a Ro­man­siara pod­czas pre­mie­ro­wego week­endu w ki­nach roz­biła bank.

Dla­tego gdy Aneta, swoją siłą per­swa­zji po­rów­ny­walną do nad­jeż­dża­ją­cego z ca­łym im­pe­tem czołgu, zdo­łała mnie prze­ko­nać do spo­tka­nia au­tor­skiego, Gniewko po­wie­dział, że to mój dzień i moja chwila, i nie miał za­miaru so­bie tego przy­własz­czać.

– Tylko ty po­win­naś być gwiazdą tego spo­tka­nia – po­wie­dział wtedy.

Nie wie­dzia­łam, czy bar­dziej go za to ko­cha­łam, czy nie­na­wi­dzi­łam.

Ale gra­nica mię­dzy mi­ło­ścią a nie­na­wi­ścią jest prze­cież tak nie­wielka, jak nie­wielka po­trafi być wię­zienna cela, do któ­rej wkrótce w swo­jej książce wpa­kuję ja­kie­goś złola.

Men­tal­nie prze­wró­ci­łam oczami na re­ak­cję swo­jego cho­rego mó­zgu.

Już mia­łam coś po­wie­dzieć, kiedy obie z Beti drgnę­ły­śmy, bo usły­sza­ły­śmy ło­mo­ta­nie do drzwi ła­zienki.

– Laura! Już czas! – Po­niósł się głos mo­jej wy­daw­czyni.

Wes­tchnę­łam głę­boko.

– Nad­ciąga nie tak tajna in­kwi­zy­cja – rzu­ci­łam.

Ob­ró­ci­łam się w stronę lu­stra i przyj­rza­łam swo­jemu od­bi­ciu. Be­ata za­częła po­pra­wiać mi włosy, które zdą­ży­łam so­bie po­tar­gać, a ja po­pra­wi­łam su­kienkę, która ro­biła ze mnie pewną sie­bie ko­bietę suk­cesu.

– Je­śli na­dal się stre­su­jesz, to wy­obraź so­bie pu­blicz­ność nago – za­su­ge­ro­wała.

– Se­rio, Beti? – jęk­nę­łam. – Rze­czy­wi­ście, cu­downa per­spek­tywa. Kil­ka­dzie­siąt nu­dy­stów wpa­truje się we mnie i wsłu­chuje w każde moje słowo. To nie zjazd ja­kichś go­łych od­kle­jeń­ców, tylko kul­tu­ralne spo­tka­nie au­tor­skie.

Par­sk­nęła śmie­chem.

– A więc po­wal ich na ło­patki swoim wy­su­bli­mo­wa­nym żar­tem i wy­jąt­kową eru­dy­cją. –To po­wie­dziaw­szy, kop­nęła mnie w ty­łek.

Oby na szczę­ście.

Gdy wy­szły­śmy w końcu z ła­zienki, za drzwiami cze­kała znie­cier­pli­wiona Anetka. Po­śpiesz­nie za­czę­ły­śmy się kie­ro­wać w stronę jed­nej z sal w Ki­nie Ki­no­gram.

Czy już wspo­mi­na­łam, jak uta­len­to­wa­nym mar­ke­tin­gow­cem była moja wy­daw­czyni?

Tylko wy­obraź­cie so­bie spo­tka­nie au­tor­skie w no­wo­cze­snej, kli­ma­tycz­nej sali ki­no­wej, w któ­rej przed mo­men­tem za­koń­czył się se­ans filmu Ro­man­siara, do któ­rego z pew­no­ścią nie­raz na­wią­żemy za­raz w roz­mo­wie.

Je­śli Anetce wszystko się spina i żre, to jest w siód­mym nie­bie. I pra­wie za­po­mina wtedy o tym, żeby po­ga­niać mnie z ro­botą i przy­po­mi­nać, że znów prze­kro­czy­łam de­adline. Pra­wie…

– Na pewno pad­nie py­ta­nie, nad czym obec­nie pra­cu­jesz – rzu­ciła. – Je­steś pewna co do tego kry­mi­nału?

– Oczy­wi­ście – od­po­wie­dzia­łam. – Prze­cież już za­czę­łam ro­bić re­se­arch. My­ślisz, że by­ła­byś w sta­nie za­ła­twić mi ja­kieś wi­dze­nie w wię­zie­niu z se­ryj­nym mor­dercą? Coś w stylu Jef­freya Dah­mera albo Teda Bundy’ego? My­ślę, że to by mi wiele po­mo­gło.

Ten po­mysł nie­dawno przy­szedł mi do głowy i jesz­cze nie zdą­ży­łam na­wet po­wie­dzieć o nim Ada­mowi. Bio­rąc pod uwagę jego ka­rierę, która sku­piała się głów­nie wo­kół fil­mów kry­mi­nal­nych i ca­łego tego mrocz­nego kli­matu, z pew­no­ścią miał doj­ścia, z któ­rych mo­gła­bym sko­rzy­stać…

Czy taki zło­czyńca, pod­czas na­szych spo­tkań do­szka­la­ją­cych z me­an­drów zbrod­niar­skich, byłby za­pięty w kaj­danki? Czy by­ła­bym przy nim bez­pieczna, czy ra­czej stą­pa­ła­bym po cien­kim i kru­chym lo­dzie, który w każ­dej chwili mógłby pęk­nąć i lo­do­wata woda po­rwa­łaby mnie w swoje ob­ję­cia? W ob­ję­cia śmierci…?

Głupi, głupi mózg! Stul dziób, ty po­two­rze!

Aneta zbyła moją uwagę mach­nię­ciem ręki, ale w jej oczach do­strze­głam de­li­katne kur­wiki. Prze­czu­wa­łam, że jesz­cze dziś bę­dzie my­śleć nad ja­kąś in­no­wa­cyjną pro­mo­cją mo­jej naj­now­szej książki. Może se­sja w za­kła­dzie kar­nym? Albo w pro­sek­to­rium?

Przez moje ciało prze­szedł dreszcz nie­po­koju.

Czy ze mną wszystko było w po­rządku?

Chyba czy­ta­nie przed snem re­por­taży o wy­jąt­kowo po­krę­co­nych zbrod­niach – co ostat­nio nad­mier­nie usku­tecz­nia­łam – nie było do­brym po­my­słem.Ale czego pi­sarka nie zrobi dla do­brej hi­sto­rii…

– Po­win­ny­śmy jesz­cze prze­my­śleć ten kry­mi­nał – pod­jęła Aneta. – To dra­styczna zmiana kie­runku w twoim pi­sa­niu. Oczy­wi­ście, mo­żemy to faj­nie ograć, że praca Gnie­wo­sza cię do tego za­in­spi­ro­wała, ale może… Może po­szła­byś bar­dziej w thril­ler. A do­kład­nie w thril­ler ero­tyczny.

Za­trzy­ma­ły­śmy się tuż przed wej­ściem do sali.

Beti po­słała mi po­krze­pia­jący uśmiech i we­szła do środka, żeby za­jąć swoje miej­sce w pierw­szym rzę­dzie, a my z Anetą zo­sta­ły­śmy same.

Spoj­rza­łam na nią, marsz­cząc brwi.

– Thril­ler ero­tyczny? – za­py­ta­łam. – Czy jest w ogóle taki ga­tu­nek?

– Je­śli nie ma, to by­ła­byś pre­kur­sorką.

– I o czym niby mia­ła­bym na­pi­sać? O tym, że ja­kiś psy­cho­pata uwię­ził w piw­nicy w le­śnej cha­cie ko­bietę, ale ona, wi­dząc jego wielką spluwę, robi się mo­kra na samą myśl, co on mógłby z nią zro­bić? Może po­jawi się ja­kiś drwal z ocie­ka­jącą krwią sie­kierą i wspól­nie stwo­rzą trój­kąt? Może ko­bieta zaj­dzie w ciążę i nie bę­dzie wie­dzieć, który jest oj­cem? Wtedy za­cznie ucie­kać, a oni obaj będą ją go­nić po le­sie? – Wes­tchnę­łam, krę­cąc głową. No chyba nie mogę brać tego na po­waż­nie, prawda? – Anetko… nie zna­łam cię od tej strony…