Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
94 osoby interesują się tą książką
* Opowiadanie jest bezpośrednią kontynuacją powieści "Jak się pisze miłość"
Laura Morawska nie mogłaby być szczęśliwsza – jej powieści sprzedają się jak świeże bułeczki, film na podstawie "Romansiary" zbiera same pochlebne recenzje, przyjaciele niezmiennie trwają przy jej boku, a mężczyzna, którego kocha na zabój, odwzajemnia tę miłość.
Nareszcie jej los się odwrócił i sielanka trwa w najlepsze.
A teraz jeszcze wybiera się ze swoim ukochanym na święta pod palmy!
Czy coś może tutaj pójść nie tak? Znając perypetie Laury, to owszem, może.
Kiedy w dzień wylotu Laura i Adam budzą się znacznie później, niż zamierzali, myślą, że już nic gorszego nie może się wydarzyć. Ale gdy jakimś świątecznym cudem (oraz gniewkową determinacją) trafiają na lotnisko na czas, okazuje się, że czekają tam na nich nie lada komplikacje…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 60
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Kinga Tatkowska, 2024
All rights reserved
Wszelkie prawa zastrzeżone
ISBN E-BOOK 978-83-968191-6-1
Redakcja i korekta: Małgorzata Styś
(@malgorzata_stys_)
Skład, łamanie, konwersja: Mateusz Cichosz
(@magik.od.skladu.ksiazek)
Projekt i wykonanie okładki: Maciej Sysio
Wydanie I
Dla wszystkich Królowych Dram.
Jestem jedną z Was <3
Stres nie był tym, co teraz odczuwałam. Ja wręcz byłam przekonana, że kortyzol właśnie rozsadza mi całe ciało.
Za chwilę padnę tutaj trupem i tyle będzie z tego wszystkiego!
Przecież był dzień przed wigilią. Powinnam się teraz relaksować i kontemplować fakt, że w te święta nie pojadę do rodziny Addamsów, tylko jutro polecę pod palmy.
– Musiało mnie zdrowo pokurwić, że się na to zgodziłam – sapnęłam do Beti, nerwowo szarpiąc sobie włosy, które jeszcze do niedawna były idealnie ułożone, a teraz wyglądały, jakby co najmniej trzasnął w nie piorun.
Do diabła, przestań się tak denerwować, Lauro!
Jakieś pięć minut temu zamknęłyśmy się razem z moją przyjaciółką w łazience w Fabryce Norblina – jednym z najmodniejszych miejsc w Warszawie, określanym jako wielofunkcyjny kompleks i centrum rozrywki.
Pewnie zapytacie, co też tutaj robię i dlaczego mnie tak skręca?
A ja wam odpowiem!
Moja wydawczyni, Anetka Tomczuk, wpadła na genialny pomysł i zorganizowała pierwsze spotkanie autorskie Niki Wichury.
Tak, zgadliście – chodzi o mnie.
Zerknęłam na zegarek. Była siedemnasta pięćdziesiąt pięć, a mieliśmy zaczynać o osiemnastej.
Spojrzałam na Becię z przerażeniem.
– Nie dam rady – wyrzuciłam z siebie. – Przecież ja się nie nadaję do takich rzeczy! Powinnam w spokoju i ciszy stukać sobie w klawiaturę laptopa i na tym moja robota powinna się zakończyć. Wystąpienia publiczne – parsknęłam zupełnie bez grama humoru. – O czym mam niby mówić? Czy moje książki nie powinny bronić się same?
Beata zrobiła kilka kroków w moją stronę i stanęła tuż przede mną. Położyła mi dłonie na trzęsących się ramionach i odrobinę zniżyła głowę, by spojrzeć mi prosto w oczy.
Obym tylko nie puściła pawia prosto na jej twarz.
– One bronią się same – powiedziała pewnie. – Jesteś świetną pisarką, Lauro. I czytelnicy, którzy przyszli tu specjalnie dla ciebie i czekają właśnie na sali, też doskonale o tym wiedzą. Chcą poznać kobietę, która tworzy te fantastyczne historie, więc pozwól im na to. Jeśli zakochali się w twojej twórczości, to tym bardziej pokochają ciebie.
Analizowałam to, co mówiła, słowo po słowie. W którymś momencie poczułam, że mój oddech stał się spokojniejszy. Na chwilę przymknęłam powieki, a gdy na powrót je uchyliłam, odezwałam się:
– Kocham cię, Beti. Jesteś moim ulubionym człowiekiem.
Zaśmiała się pod nosem.
– Też cię kocham. Ale z tym ulubionym człowiekiem to odrobinę śmiem wątpić. Wiesz… zważywszy na ostatnie miesiące.
Rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie i tym razem to ja się zaśmiałam.
A potem wzięłam błogi, głęboki oddech.
Na moich ustach namalował się z pewnością uśmiech, który pojawiał się zupełnie mimowolnie, zawsze wtedy, gdy w moje myśli wkradał się Adam Gniewosz.
A wkradał się bardzo często. Niekiedy odnosiłam wrażenie, jakby zakotwiczył się w moim umyśle na stałe i żadna siła nie potrafiła go stamtąd przepędzić.
I bardzo, kurwa, dobrze.
Pierwszy raz w swoim życiu nie musiałam próbować być szczęśliwa – ja po prostu taka byłam.
Miłość do Gniewka dopadła mnie niemalże tak, jak dopada głównych bohaterów moich powieści. Zupełnie znienacka. Przez przypadek. Gwałtownie i niespodziewanie.
Tak, jak dopada człowieka w ciemnym zaułku wyrastający spod ziemi morderca.
Hmm… no… może niezupełnie tak, ale coś w tym jest.
Uwaga, muszę się do czegoś przyznać! Właśnie przygotowuję się do napisania pierwszego w swojej karierze kryminału i muszę się odpowiednio wczuwać w klimat.
– Nie ma go tu dzisiaj? – Beata wyrwała mnie z rozmyślań.
Pokręciłam głową.
– Uznaliśmy, że tak będzie lepiej.
Kiedy na początku grudnia, zaraz po oficjalnej premierze filmu Romansiara, Aneta wpadła na pomysł zorganizowania mi spotkania autorskiego, dodała, że wspaniale byłoby, gdybyśmy pojawili się na nim oboje – ja i Adam. W pierwszej chwili w ogóle nie chciałam się zgodzić na żadne spotkanie, bo bycie na świeczniku nie robiło na mnie wrażenia. Raczej skręcało mi kiszki na samą myśl, że będę w blasku reflektorów – niczym przerażona sarna, nocą na ciemnej, odludnej drodze. Jednak teraz, kiedy straciłam swoją anonimowość, bo ludzie dowiedzieli się, że Nika Wichura – pisarka pisząca pod pseudonimem – to w rzeczywistości Laura Morawska… już nie tak łatwo było mi się ukryć. Dodatkowo związałam się przecież ze sławnym reżyserem, który zekranizował moją powieść… Przez wiele tygodni, gdy ta aferka wybuchła, media nie przestawały o nas pisać. Później zrobiło się spokojniej, ale gdy film wszedł do kin, machina od nowa poszła w ruch. Tym samym sprzedaż moich książek znacząco wzrosła, a Romansiara podczas premierowego weekendu w kinach rozbiła bank.
Dlatego gdy Aneta, swoją siłą perswazji porównywalną do nadjeżdżającego z całym impetem czołgu, zdołała mnie przekonać do spotkania autorskiego, Gniewko powiedział, że to mój dzień i moja chwila, i nie miał zamiaru sobie tego przywłaszczać.
– Tylko ty powinnaś być gwiazdą tego spotkania – powiedział wtedy.
Nie wiedziałam, czy bardziej go za to kochałam, czy nienawidziłam.
Ale granica między miłością a nienawiścią jest przecież tak niewielka, jak niewielka potrafi być więzienna cela, do której wkrótce w swojej książce wpakuję jakiegoś złola.
Mentalnie przewróciłam oczami na reakcję swojego chorego mózgu.
Już miałam coś powiedzieć, kiedy obie z Beti drgnęłyśmy, bo usłyszałyśmy łomotanie do drzwi łazienki.
– Laura! Już czas! – Poniósł się głos mojej wydawczyni.
Westchnęłam głęboko.
– Nadciąga nie tak tajna inkwizycja – rzuciłam.
Obróciłam się w stronę lustra i przyjrzałam swojemu odbiciu. Beata zaczęła poprawiać mi włosy, które zdążyłam sobie potargać, a ja poprawiłam sukienkę, która robiła ze mnie pewną siebie kobietę sukcesu.
– Jeśli nadal się stresujesz, to wyobraź sobie publiczność nago – zasugerowała.
– Serio, Beti? – jęknęłam. – Rzeczywiście, cudowna perspektywa. Kilkadziesiąt nudystów wpatruje się we mnie i wsłuchuje w każde moje słowo. To nie zjazd jakichś gołych odklejeńców, tylko kulturalne spotkanie autorskie.
Parsknęła śmiechem.
– A więc powal ich na łopatki swoim wysublimowanym żartem i wyjątkową erudycją. –To powiedziawszy, kopnęła mnie w tyłek.
Oby na szczęście.
Gdy wyszłyśmy w końcu z łazienki, za drzwiami czekała zniecierpliwiona Anetka. Pośpiesznie zaczęłyśmy się kierować w stronę jednej z sal w Kinie Kinogram.
Czy już wspominałam, jak utalentowanym marketingowcem była moja wydawczyni?
Tylko wyobraźcie sobie spotkanie autorskie w nowoczesnej, klimatycznej sali kinowej, w której przed momentem zakończył się seans filmu Romansiara, do którego z pewnością nieraz nawiążemy zaraz w rozmowie.
Jeśli Anetce wszystko się spina i żre, to jest w siódmym niebie. I prawie zapomina wtedy o tym, żeby poganiać mnie z robotą i przypominać, że znów przekroczyłam deadline. Prawie…
– Na pewno padnie pytanie, nad czym obecnie pracujesz – rzuciła. – Jesteś pewna co do tego kryminału?
– Oczywiście – odpowiedziałam. – Przecież już zaczęłam robić research. Myślisz, że byłabyś w stanie załatwić mi jakieś widzenie w więzieniu z seryjnym mordercą? Coś w stylu Jeffreya Dahmera albo Teda Bundy’ego? Myślę, że to by mi wiele pomogło.
Ten pomysł niedawno przyszedł mi do głowy i jeszcze nie zdążyłam nawet powiedzieć o nim Adamowi. Biorąc pod uwagę jego karierę, która skupiała się głównie wokół filmów kryminalnych i całego tego mrocznego klimatu, z pewnością miał dojścia, z których mogłabym skorzystać…
Czy taki złoczyńca, podczas naszych spotkań doszkalających z meandrów zbrodniarskich, byłby zapięty w kajdanki? Czy byłabym przy nim bezpieczna, czy raczej stąpałabym po cienkim i kruchym lodzie, który w każdej chwili mógłby pęknąć i lodowata woda porwałaby mnie w swoje objęcia? W objęcia śmierci…?
Głupi, głupi mózg! Stul dziób, ty potworze!
Aneta zbyła moją uwagę machnięciem ręki, ale w jej oczach dostrzegłam delikatne kurwiki. Przeczuwałam, że jeszcze dziś będzie myśleć nad jakąś innowacyjną promocją mojej najnowszej książki. Może sesja w zakładzie karnym? Albo w prosektorium?
Przez moje ciało przeszedł dreszcz niepokoju.
Czy ze mną wszystko było w porządku?
Chyba czytanie przed snem reportaży o wyjątkowo pokręconych zbrodniach – co ostatnio nadmiernie uskuteczniałam – nie było dobrym pomysłem.Ale czego pisarka nie zrobi dla dobrej historii…
– Powinnyśmy jeszcze przemyśleć ten kryminał – podjęła Aneta. – To drastyczna zmiana kierunku w twoim pisaniu. Oczywiście, możemy to fajnie ograć, że praca Gniewosza cię do tego zainspirowała, ale może… Może poszłabyś bardziej w thriller. A dokładnie w thriller erotyczny.
Zatrzymałyśmy się tuż przed wejściem do sali.
Beti posłała mi pokrzepiający uśmiech i weszła do środka, żeby zająć swoje miejsce w pierwszym rzędzie, a my z Anetą zostałyśmy same.
Spojrzałam na nią, marszcząc brwi.
– Thriller erotyczny? – zapytałam. – Czy jest w ogóle taki gatunek?
– Jeśli nie ma, to byłabyś prekursorką.
– I o czym niby miałabym napisać? O tym, że jakiś psychopata uwięził w piwnicy w leśnej chacie kobietę, ale ona, widząc jego wielką spluwę, robi się mokra na samą myśl, co on mógłby z nią zrobić? Może pojawi się jakiś drwal z ociekającą krwią siekierą i wspólnie stworzą trójkąt? Może kobieta zajdzie w ciążę i nie będzie wiedzieć, który jest ojcem? Wtedy zacznie uciekać, a oni obaj będą ją gonić po lesie? – Westchnęłam, kręcąc głową. No chyba nie mogę brać tego na poważnie, prawda? – Anetko… nie znałam cię od tej strony…