Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
I znów podążamy wraz z Aniołem za osobą, która stoi na życiowym rozdrożu. Tym razem przenosimy się do Wenecji. To tu, pośród urokliwych uliczek i mostów, Aleksandrę otula najpiękniejsze z uczuć, a po latach skrzydło zatroskanego Anioła. Co takiego się wydarzyło, że serce kobiety zasklepiło się w bólu i pogubiło w uczuciach? By zgłębić przyczynę i ruszyć z pomocą, niebiański opiekun znów udaje się w retrospekcyjną podróż po życiu bohaterki. Co odkryje? Czy, gdy już pozna prawdę, zdoła zatrzymać zacieśniające się wokół niej zło? I czy uda mu się umiejętnie podłożyć nogę, by znów połączyć dwoje przeznaczonych sobie ludzi? Nieoczekiwanie dla siebie (i czytelnika!) Anioł dowiaduje się czegoś zaskakującego i o sobie. Wędrując z nim poprzez czas, odwiedzimy barwne Trójmiasto, podążymy do urokliwej Kuźnicy. Jakie sekrety skrywają te miejsca?
Ostatnia część z serii Czego nie wiesz o Aniołach porusza i daje do myślenia, przywołuje uśmiech, ale i wyciska łzę. To po prostu piękna opowieść o miłości, o jakiej marzy każdy z nas, i o złu, które próbuje ją zniszczyć. Czy bezskutecznie? Koniecznie sprawdźcie sami. Ja się nie zawiodłam.
Agnieszka Kazała, pisarka, graficzka, ilustratorka
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 403
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Elżbieta Stępień
Czego nie wiesz o Aniołach
Jestem przy tobie
Radomsko 2024
Copyright © Elżbieta Stępień
Radomsko 2024
Projekt okładki: Izabela Surdykowska-Jurek
Redakcja: Agnieszka Kazała
Korekta: Aga Dubicka, Magdalena Kołodziejczyk
Skład i łamanie: Gabriel Wyględacz Studio Akapit
Wydawca: Elżbieta Stępień
ISBN 978-83-967197-7-5
Wydanie I
Radomsko 2024
Jest takie miejsce w moim sercu, do którego pasujesz tylko ty
– Kochany, to ja, a ze mną moje sny. Dni, które nie nadeszły, i ta dziura w sercu, do której tylko ty pasujesz. Gdy zamykam oczy, znów widzę twoją twarz, ale nie ma cię obok mnie… Wyruszam więc ścieżką wspomnień i znowu tu jestem, w naszej Wenecji. Podobnie jak lata temu czuję się niczym skazaniec przemierzający drogę pomiędzy Pałacem Dożów a więzieniem. Zupełnie nie wiem, co mam robić. Zawsze będę cię kochała. Nigdy nie znikniesz z mojego serca, ale dziś nie wiem, jaką decyzję podjąć. To… nadal tak boli. Pomóż mi! Daj jakiś znak, bo utknęłam na rozdrożu! – Kobieta stojąca we wnętrzu Mostu Westchnień spoglądała przez zakratowane okno i przytulała do piersi trzymany w dłoni błękitny notes. Pamiętnik był jej łącznikiem z przeszłością, z tymi wszystkimi latami szalonej miłości oraz okrutnego chichotu losu. Jej półdługie ciemne włosy łagodnie okalały zamyśloną twarz. Błękitne oczy z trudem powstrzymywały napływające łzy. Szybkim ruchem otarła jedyną, która spłynęła po jej policzku. To nie była odpowiednia chwila, aby uzewnętrzniać swoje uczucia. Chciała odwiedzić wszystkie miejsca zwiedzane kiedyś z mężczyzną, którego tak mocno kochała, że ani upływające lata, ani brak jego osoby przy niej nie zmieniły jej uczuć. Mocniej przycisnęła do piersi błękitny notes. Rzuciła ostatnie spojrzenie przez zakratowane okno i szybkim krokiem, jakby goniły ją wspomnienia, ruszyła do wyjścia. Niektórych tak bardzo się bała, wiedziała jednak, że właśnie po to przyjechała do Wenecji. Postanowiła wyruszyć w tę sentymentalną podróż, aby zdecydować, co dalej.
Anioł podążał za kobietą. Była dość młoda, ale na jej twarzy malowało się cierpienie, które starała się maskować uśmiechem. Zaintrygowany usłyszanym na Moście Westchnień monologiem otulił ją skrzydłami, aby dać jej ukojenie. Ciekaw był, co ją przywiodło w tak odległe miejsce. Wiedział już, że ma na imię Aleksandra i mieszka w Gdyni. Teraz podążał za nią zaułkami tajemniczej Wenecji, gotowy służyć pomocą. Jego poprzednie zadanie prowadziło go poprzez czas. Być może tym razem też będzie musiał przenieść się do przeszłości, aby odkryć, co dręczy serce Aleksandry.
Ola przemierzała romantyczne zaułki, mosty i wąskie przejścia, czasami na jej ustach pojawiał się uśmiech rozbawienia, jakby przypomniała sobie coś śmiesznego. Po chwili jednak jej oczy znów zasnuwał smutek. Stanęła na chwilę na Ponte della Paglia i rzuciła ostatnie spojrzenie na Most Westchnień. Potem szepnęła coś tak cicho, że nikt z licznie spacerujących tam turystów na pewno nie usłyszał tego, co wypowiedziały jej usta. Po chwili ruszyła przed siebie. Czekało ją trudne zadanie, zamierzała gdzieś przysiąść i przeczytać to, co znajdowało się na zamkniętych w błękitne oprawki kartach. Nie zaglądała tam od dziesięciu lat. Skusiła się na stolik przy placu Świętego Marka. Gdy w końcu otworzyła pamiętnik i obrzuciła wzrokiem pierwsze zdania, już wiedziała, że nie będzie czytać dalej. Niektóre wspomnienia zepchnęła na dno duszy, inne nadal raniły serce. Ze złością zatrzasnęła błękitny notes.
– Nie muszę tego czytać, wszystko pamiętam, jakby to było wczoraj – westchnęła z żalem. Spoglądając na lagunę z wysepką San Giorgio Maggiore w tle, nagle poczuła się tak, jakby odbywała podróż w czasie.
Anioł otulał ją skrzydłami. Nie zdziwiło go, że podobnie jak w przypadku poprzedniego podopiecznego odbywa wędrówkę do przeszłości. Czasami, aby zrobić krok w stronę nowego życia, należy się najpierw cofnąć do dawnych dni. To one ukształtowały naszą teraźniejszość, trzeba ją więc zrozumieć i… pożegnać.
Anioł znalazł się ponownie na Moście Westchnień i znów widział przed sobą Aleksandrę. Wiedział, że cofnął się w czasie, zdziwiło go więc, że trafił na moment podobny do tego, w którym poznał swoją nową podopieczną. Kobieta przed nim była o wiele młodsza, a jej twarz nie nosiła śladów cierpienia. Jednak również malował się na niej smutek, jakby młodsze wcielenie Oli dręczył ten sam dylemat. Przekonał się, że jego spostrzeżenia są trafne już w momencie, gdy dziewczyna wyszeptała cicho pierwsze słowa:
– Zaplanowali mi całą przyszłość. Jakby moje oczekiwania się nie liczyły. Nie dopuszczają do siebie myśli, że mogłabym od życia chcieć czegoś innego. A ja jestem taką posłuszną córką, że nigdy nie odważę się ich zawieść. A raczej ich oczekiwań wobec mnie. – Młoda kobieta obracała w dłoni maskę, którą kupiła na jednym ze stoisk nad Canal Grande. Tam wszystko było droższe niż w zaułkach położonych na uboczu, ale ona nigdy nie miała problemów z pieniędzmi. Rodzice, para wziętych prawników, zapewniali jej dostatnie życie. A teraz ściskała w dłoniach maskę, czując, jakby ta niewidoczna, którą przywdziała już dawno, zaczęła ją uwierać. Nagle coś wpadło jej do oka. Odłożyła więc swój nowy nabytek na kamienną posadzkę i intensywnie mrugając, pocierała prawe oko.
– Halo, drodzy państwo, idziemy! Proszę pilnować grupy, bo łatwo się zgubić – usłyszała w słuchawce wciśniętej w ucho. Przewodniczka przerwała jej wewnętrzne dywagacje. Ola wiedziała, że zaraz dostaną czas wolny i wtedy będzie mogła poświęcić chwilkę na swoje rozmyślania. Teraz chłonęła piękno cudownego miasta. Nie planowała tego wyjazdu, wręcz przeciwnie, chciała spędzić wakacje w rodzinnej Gdyni. Tam miała swoich przyjaciół z liceum, którzy po wakacjach rozjeżdżali się po Polsce, chcieli więc wspólnie spędzić te ostatnie miesiące. Gdyby nie Zosia, jej przyjaciółka, Ola nigdy by się nie wybrała na tę wycieczkę. Kilkudniowy wyjazd ze zwiedzaniem Wenecji i innych wspaniałych miast regionu był marzeniem koleżanki – pochodziła z mało zamożnej rodziny i oszczędzała nań od dłuższego czasu. Niestety pech chciał, że skręciła nogę. Unieruchomiona, starała się coś wymyślić, by nie stracić z trudem odłożonych pieniędzy.
– Ola, tylko ty możesz za mnie pojechać. Nikt inny nie zdoła w ciągu kilku dni zdobyć tyle kasy – przekonywała. – No, może Marcin i Zuza mogliby pojechać, ale wiesz, jacy oni są… – urwała, nie chciała żalić się na znajomych, którzy często dawali jej do zrozumienia, jak bardzo się od nich różni. Ola była zupełnie inna. Choć żyła na wysokim poziomie, nigdy się nie wywyższała, nie dawała jej odczuć, że jest gorsza, bo biedniejsza.
– Zośka, ale ja nie wiem, co na to moi rodzice. Przecież wiesz, jak im zależy, abym dostała się na najlepszą uczelnię i kontynuowała rodzinną tradycję. Muszę czekać na wyniki rekrutacji. Poza tym jest jeszcze Damian… – Westchnęła.
– O niego się nie martw. Świetnie sobie bez ciebie poradzi. Ma tak duże grono wielbicielek, że na pewno go któraś pocieszy. – Zosia nagle umilkła. Zorientowała się, że powiedziała o wiele za dużo. – Przepraszam cię, ale naprawdę nie wiem, dlaczego ty z nim jesteś. To taki bufon!
Ola nie żachnęła się na te słowa, bo dawno znała opinię przyjaciółki na temat jej chłopaka. Od jakiegoś czasu i ją dręczyło to pytanie. Ale jak miałaby powiedzieć rodzicom, że odrzuciła najlepszą partię w Trójmieście? Przecież oni, jeśliby tylko mogli, to już by ją za niego wydali. Idealny kandydat ze świetnie sytuowanej prawniczej rodziny tak bardzo przypadł im do gustu, że już planowali ich wspólną przyszłość. Nie widzieli tego, że ich córka jest nim coraz mniej zainteresowana. Ba! Jej chłopak też tego nie widział. Miał ją za naiwną gąskę, którą może dowolnie manipulować. Był na ostatnim roku studiów, w przyszłości zamierzał pracować w kancelarii rodziców i może kiedyś ją przejąć. Tak, Damian, zdaniem jej rodziców, to odpowiedni kandydat dla ich córki. Uważali, że jedynaczka powinna jak najszybciej się z nim zaręczyć. Spotykali się przecież już od ponad roku i – według zarówno jej, jak i jego rodziców – stanowili parę idealną. Początkowo Ola naprawdę była nim zafascynowana. Już sam fakt, że TAKI mężczyzna zwrócił na nią uwagę, był dla niej nie do pojęcia. Oszalała ze szczęścia, gdy zaproponował, aby zostali parą. Imponował jej stylem bycia, znajomościami, obyciem w studenckim świecie, którego ona jeszcze nie znała, a który ją pociągał i kusił. Nie zauważała wtedy, że flirtuje za jej plecami. Później już jej nawet nie zależało, by zwracał uwagę wyłącznie na nią. Zobojętniała na jego wystudiowane pozy i manierę. Z czasem zaczęły ją razić. Damian wszędzie musiał być w centrum uwagi, błyszczeć w towarzystwie, brylować zarówno na bankietach wydawanych przez jego rodziców, jak i na studenckich imprezach.
Tak, nie powinna przejmować się jego opinią. Może nawet jej wyjazd będzie mu na rękę. Jej zresztą też. W końcu odpocznie od jego natarczywych pytań i nalegania, aby wreszcie połączyło ich coś więcej niż tylko namiętne pocałunki i drobne pieszczoty. Damian nie potrafił zrozumieć jej oporów, jeśli chodzi o seks, bywał z tego powodu rozdrażniony i nieprzyjemny, a ona czuła, że nie chce zrobić tego kroku. Czasami się zastanawiała, czy z nią wszystko w porządku. Inna na jej miejscu skakałaby z radości, gdyby on choćby uśmiechnął się do niej. Wiele dziewczyn chętnie zajęłoby miejsce Oli i nie wahałoby się wskoczyć młodemu mężczyźnie do łóżka. Ale nie ona… Może nie była na to gotowa, a może serce podpowiadało jej, że to jeszcze nie ten, na którego czeka. Często nazywał ją smarkulą, twierdził, że jest dziecinna i staroświecka w swoich poglądach. Ze złością rzucał w jej stronę słowa, które ją raniły.
Zdecydowała się więc na wyjazd i teraz cieszyła się chwilami swobody, jakie zapewniała jej ta niezaplanowana wycieczka. Czas wypełniony intensywnym zwiedzaniem pozwalał na oderwanie myśli od nurtujących ją pytań, ale w końcu to, co doręczyło jej myśli, dopadło ją na Moście Westchnień. Otrząsnęła się jednak i ruszyła w kierunku grupy oraz przewodniczki, zostawiając gdzieś z tyłu dylematy, rozterki, a także żal.
– Przepraszam, zostawiłaś coś – padło tuż za jej plecami.
Odwróciła się i spojrzała prosto w błękitne oczy stojącego za nią mężczyzny. Patrzył na nią z jakimś bliżej nieokreślonym ciepłem, a jego twarz ozdabiał miły uśmiech. Czyżby słyszał, co szeptała na moście?
Był przystojny, zauważyła go już w chwili, gdy czekali na autokar. Ujęło ją też to, jak bardzo stara się być pomocny. Ustawiał walizki, jednej z kobiet podał dłoń, aby mogła bezpiecznie wejść do pojazdu. Gdy trzeba było pomóc, on już zgłaszał swoją gotowość. Teraz stał przed nią z wyciągniętą dłonią, w której trzymał jej maskę, a ona wpatrywała się w niego, nie mogąc oderwać spojrzenia. Nieważna była zakupiona pamiątka, coś nie pozwalało jej oderwać wzroku od twarzy nieznajomego. On również wpatrywał się w nią intensywnie, po chwili jednak chrząknął i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
– Pomyślałem, że szkoda by było, abyś zgubiła tak piękną rzecz. – Kajetan czuł, że wygaduje głupoty. Nie rozumiał, co się z nim dzieje. Ta dziewczyna już od początku wyjazdu w jakiś dziwny sposób przykuwała jego uwagę. A teraz stał przed nią i nie był w stanie sklecić logicznego zdania.
Ten wyjazd był prezentem od jego przyjaciół. Zgodnie stwierdzili, że Kajetan musi w końcu zrobić coś dla siebie. Wiedzieli, że zawsze chciał odwiedzić Wenecję. Kochał Bałtyk i najchętniej nie ruszyłby się ze swojego ukochanego Gdańska, ale Włochy ciekawiły go od dawna. Nigdy jednak nie zdołał tu przyjechać. Zawsze coś ważniejszego stawało mu na drodze. Przygotowali mu więc prezent urodzinowy. Nie był przyzwyczajony do takiego urlopu, ba, ostatnimi laty wciąż pracował na rzecz innych i nie pamiętał, kiedy wypoczywał. Jedynie krótkie momenty nad brzegiem morza dawały chwilowe odprężenie. Od kilku lat współpracował z fundacją „Rozwiń skrzydła”, a ostatni rok spędził na stanowisku prezesa. Razem z kilkoma wolontariuszami starali się sprawić, aby dzieciaki z dzielnicy uwierzyły w siebie, rozwijały talenty. Pomagali też w kłopotach. Często ratował kogoś z opresji i nie zważał na późną porę czy wolne dni. Oddawał się temu działaniu całym sercem, był szczery i otwarty. Jako młody lekarz widział, do czego wielu z nich doprowadziło środowisko, w którym żyli, lub grupa rówieśnicza.
Nigdy nie miał problemu z nawiązywaniem kontaktów, a teraz stał zmieszany przed nieznajomą dziewczyną i nie wiedział, co powiedzieć.
Kobieta uśmiechnęła się i odebrała maskę. Gdy dotknęła jego dłoni, poczuła dreszcz przeszywający jej ciało. Oblała się rumieńcem. Miała nadzieję, że nieznajomy nie zwrócił na to uwagi.
– Dziękuję. Jestem Aleksandra. Możesz mówić mi: Ola. – Wyciągnęła rękę w jego kierunku.
– Kajetan – przedstawił się mężczyzna i przez dłuższą chwilę nie wypuszczał jej dłoni ze swojej. Oboje poczuli, że ta chwila trwała zbyt długo, i speszyli się.
– Jeszcze raz dziękuję – powiedziała i szybko odwróciła się do niego plecami, aby ukryć wrażenie, jakie na niej wywarł. Dołączyła do grupy i starła się słuchać tego, co mówi przewodniczka. Nie mogła się jednak skupić na jej słowach ani podziwiać cudownej budowli, ponieważ Kajetan stanął tuż obok. Mężczyzna również był zmieszany. Nie bardzo wiedział, dlaczego ta młoda kobieta zrobiła w jego sercu tak wielkie zamieszanie. Nie mógł pozwolić, aby odeszła zbyt daleko.
„Czyżby to miłość od pierwszego wejrzenia?” – pomyślał i uśmiechnął się do swoich wyobrażeń. Nie wiedzieć dlaczego on akurat w to wierzył. Był świadkiem, jak na jego oczach rodziła się miłość wielu jego znajomych, jedna była nagła i burzliwa, inna rozwijała się spokojnie i powoli, a on zawsze w jakiś sposób starał się połączyć zakochanych niepewnych swoich reakcji, obawiających się odrzucenia. Sam jednak nie miał szczęścia w miłości. A może po prostu nie spotkał właściwej osoby? Do chwili, gdy spojrzał w oczy Oli.
Kobieta odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła. Cieszyła ją obecność Kajetana. Od tego momentu wędrowali z grupą i wspólnie poznawali zakamarki Wenecji. Dzielili się swoimi odczuciami i podziwem dla zabytków. Szybkie tempo nie pozwalało dłużej nacieszyć oczu widokiem mijanych atrakcji. Przewodniczka obiecała jednak czas wolny, wtedy będą mogli samodzielnie wrócić w okolice, które ich zachwyciły. Niektórzy zapewne wykorzystają ten czas na zakupy, inni na posiłek. Ola była zmęczona, bolały ją nogi, jednak nigdzie nie widziała ławeczek. Kiedy więc w końcu grupa mogła się rozproszyć, rozglądała się intensywnie za jakimś miejscem, aby usiąść. Kajetan to zauważył.
– Chodź, poszukamy jakiejś ławeczki. – Odruchowo chwycił jej dłoń. – Muszę cię podtrzymywać, jesteś przecież zmęczona. – Nagle dotarło do niego, co zrobił.
– Chyba jednak dam radę. – Dziewczyna delikatnie wysunęła dłoń z jego uścisku. Marzyła o tym, aby ją tam zostawić, ale ten gest trochę ją speszył. W tym samym momencie potknęła się. Odruchowo chwyciła ramię Kajetana. Ich spojrzenia znów się spotkały. Oboje byli zmieszani z powodu tego, co poczuli.
– Chyba jednak będzie lepiej, jeśli cię podtrzymam. – Ponownie wyciągnął rękę, a ona tym razem nie zawahała się podać mu dłoni. Może zmusił ją do tego nagły ból w kostce? Próbowała nie zwracać i na niego uwagi, ale nasilał się z każdym krokiem.
– Czy tu nie ma żadnych ławek? – jęknęła. – Poddaję się, muszę odpocząć, nie dam rady zrobić już ani kroku.
Kajetan spojrzał na nią uważnie, a po chwili w jego oczach pojawił się figlarny błysk. Chwycił Olę i uniósł w górę.
– Nie mogę pozwolić, aby jeden niefortunny krok zepsuł ci wycieczkę – stwierdził. – Teraz poszukamy ławki i obejrzę twoją stopę.
– Nie wygłupiaj się – wyszeptała mu wprost do ucha, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. Wbrew temu, co mówiły usta, serce dałoby wiele, aby ta chwila trwała jak najdłużej.
Anioł uśmiechał się na ich widok.
– Tak proste gesty z czasem mogą się stać iskrą, która sprawi, że zrodzi się piękne uczucie. – Spoglądał na młodą parę z czułością. Podobali mu się.
– Nosisz mnie na rękach niczym rycerz ukochaną – odezwała się Ola.
– Też mam takie skojarzenia, ale kto wie, co nam los przyniesie… – Umilkł nagle.
Dotarli właśnie na malowniczy mostek przerzucony nad jednym z kanałów. Dołem płynęła akurat gondola, a w niej przytulona do siebie para.
– Jakie to romantyczne – westchnęła kobieta. – Płynąć gondolą z ukochaną osobą. – Przez chwilę pomyślała o Damianie. Nie, on nie lubił takich gestów. Czasami nawet się z niej naśmiewał, że ma jakieś wyidealizowane pojęcie o miłości. Dla niego liczyły się imprezy, nocne rajdy, zabawa do białego rana. Nie było w tej relacji miejsca na czułość. Ola spojrzała ukradkiem na twarz Kajetana. Czułość – to właśnie dominowało w jego postawie względem niej. Znali się tak krótko, a miała wrażenie, że całe życie. Poza tym jego uśmiech jakby rozjaśniał świat wokół. Opuścili mostek i skierowali się w jedną z bocznych uliczek.
– O, zobacz! Ławeczka dla ciebie – oznajmił Kajetan.
Spojrzała w kierunku, który jej wskazywał, i rzeczywiście zobaczyła tam ławeczkę, otoczoną kwitnącymi oleandrami.
– Jakie cudowne miejsce. – Już po chwili zachwycona usiadła obok Kajetana. Niestety musiała opuścić jego opiekuńcze ramiona i nagle zaczęło jej brakować tego ciepłego dotyku. – Uf, co za ulga dla moich zmęczonych stóp. To wszystko przez te sandały, trochę mnie uwierają, a wydawały się takie wygodne. I… no i to potknięcie zrobiło swoje – wyjaśniła, jednocześnie odpinając pasek przy butach. – Jak dobrze, że znalazłeś tę ławeczkę.
– Może to ona nas znalazła – roześmiał się i oboje odzyskali dobry humor. – A teraz, o pani, zechciej mi pokazać swoją stopę – zażartował. Zrobiła to, a on przez moment błądził po niej dłońmi.
– O, tu mnie boli najmocniej – przyznała, gdy nacisnął miejsce z prawej strony, tuż pod kostką.
– Nie martw się, to chwilowe, ból powinien wkrótce ustąpić. – Przez moment masował miejsce, które wskazała. – Musisz oszczędzać stopę, ale na wyjeździe to raczej niemożliwe. Pozwolisz, że będę cię nadal nosił na rękach? – Ola pomyślała, że to żart, ale jego poważna mina nie pozostawiała złudzeń, mówił serio.
– Zabrzmiało to jak zalecenie lekarza – rzuciła, niewiele myśląc, byle tylko coś powiedzieć.
– Opowiesz mi, co cię tak zasmuciło tam, na Moście Westchnień? Zauważyłem, że coś cię dręczy. – Przyjrzał się uważnie jej twarzy. – Może chcesz o tym opowiedzieć?
Ola, zaskoczona nagłą zmianą tematu, przez chwilę milczała, potem jednak, zupełnie nie wiedzieć czemu, podzieliła się z Kajetanem swoimi przemyśleniami.
Słuchał uważnie, o jej chłopaku, do którego nic nie czuła, a który tak bardzo odpowiadał jej rodzicom. O studiach, które miała niedługo podjąć, a nie była pewna, czy tego chce, czy nie. O presji rodziców, ich oczekiwaniach, zaplanowanej przyszłości, tak jakby ona sama nie miała nic do powiedzenia.
– Wiesz, czasami się zastanawiam, czy to na pewno moje życie, czy też oglądam jakiś film, w którym role już dawno zostały przypisane i nic nie można zmienić – zwierzyła się.
Spojrzał na nią tymi swoimi błękitnymi oczami, a ona wiedziała już, że doskonałe rozumie jej rozterki. Choć może jej się tylko tak zdawało?
– Olu, to twoje życie i ty decydujesz, jak je spędzisz. Wiem, że rodzice chcą dla ciebie jak najlepiej, troszczą się o twoją przyszłość, jednak od ciebie zależy wybór drogi, którą zechcesz podążyć. Znasz siebie i pewnie wiesz, czego pragniesz. Jesteś młoda, możesz wszystko. Wiem, wiem, to banał, ale taka jest prawda. – W jego głosie było tyle ciepła, że mimowolnie się uśmiechnęła.
– Nikt mnie nigdy nie pytał, czego ja chcę, więc tak naprawdę sama siebie nie znam. Owszem, chciałabym zostać prawnikiem, ale lubię zwierzęta i być może spełniłabym się jako lekarz weterynarii. Tyle że nie dano mi szansy, abym poznała, czego właściwie chcę. Od zawsze miałam zostać prawnikiem. Innej opcji nie ma.
– Jeśli czujesz, że chciałabyś to robić przez całe życie, to nie buntuj się tylko dlatego, że rodzice też tego chcą. Może to jest właśnie twoje powołanie. Ale jeszcze raz powtarzam, to ty masz prawo zdecydować. Nie oni.
– Dziękuję ci za tę rozmowę. Myślę, że mam jeszcze trochę czasu. Papiery już wprawdzie złożone, ale, jak powiedziałeś, wszystko przede mną. – Ola poczuła się tak, jakby nagle wydoroślała. Nikt z nią nigdy tak nie rozmawiał. Wiedziała, że wkrótce przyjdzie jej zmierzyć się z podjętą decyzją, jakakolwiek by ona nie była.
– Ale, ale! Ciągle rozmawiamy o mnie, czas, abyś teraz ty mi coś o sobie opowiedział – spróbowała zmienić temat.
– W zasadzie nie mam o czym. Moje życie jest poukładane, jestem starszy od ciebie dziś mam właśnie urodziny, kończę dwadzieścia dziewięć lat…
– Naprawdę? Dlaczego wcześniej nic nie mówiłeś? – podekscytowała się Ola. Wstała ostrożnie i zwróciła się wprost do Kajetana. – Życzę ci spełnienia marzeń, miłości, szczęścia, czego tylko zapragniesz. Wybacz, jeśli to takie oklepane życzenia, ale naprawdę życzę ci wszystkiego, co dla ciebie będzie szczęściem. – Nachyliła się nad Kajetanem i pocałowała go w policzek.
Mężczyzna był zaskoczony jej spontanicznością, ale i szczęśliwy. To był cudowny dzień urodzin. Dawno się tak dobrze nie czuł.
– Bardzo ci dziękuję, to piękne życzenia. Muszę też podziękować moim przyjaciołom za prezent, to oni wysłali mnie na tę wycieczkę – zwierzył się.
– Masz świetnych przyjaciół. Ja też jestem tu zupełnie niezamierzenie, bo w zamian za koleżankę. Ale chyba nie ma przypadków. Musieliśmy się tu spotkać i… – zamilkła na moment – …polubić. Widocznie tak miało być, że poznam dziś ciebie i razem spędzimy twoje urodziny. Zaraz pomyślę nad niespodzianką z tej okazji. – Ola chciała w jakiś sposób uprzyjemnić Kajetanowi ten czas.
– Już dostałem od ciebie prezent. – Kajetan umilkł speszony. Dziwnie to zabrzmiało, a nie chciałby, aby Ola wzięła go za jakiegoś wariata, jednak jej obecność faktycznie była dla niego najlepszym prezentem urodzinowym. Powiedział jej o tym.
Oblała się rumieńcem, a potem odezwała się zadziornie:
– Czy pan mnie przypadkiem nie podrywa, panie Kajetanie?
– A jeśli tak? – odparł bez zastanowienia. – W moim otoczeniu jest sporo kobiet, ale przy tobie czuję się inaczej. Tak jakbym całe życie na ciebie czekał. – Ledwie to wypowiedział, a już pożałował. „Ech, idiota ze mnie. Co ona sobie o mnie pomyśli?”, obwiniał się.
Anioł spoglądał na speszonego mężczyznę i poruszył niespokojnie skrzydłami.
– Czasami trudno pośród wielu słów rozpoznać te prawdziwe, płynące prosto z serca. Ale i wśród banałów zdarzają się słowa szczere. Jak barwne kwiaty pośród chwastów.
Ola westchnęła, potem patrząc mu prosto w oczy, wyznała:
– Wiesz, ja też bardzo dobrze czuję się w twoim towarzystwie i dlatego chciałabym sprawić ci jakąś niespodziankę z okazji urodzin.
Kajetan patrzył na nią z nieodgadnioną miną. Cieszył się, że jej nie wystraszył. Tak bardzo zależało mu na tej kobiecie, że gotów był narobić głupstw, aby tylko zatrzymać ją przy sobie.
– Mam pewien pomysł. Jeśli chcesz mi zrobić prezent, to zgódź się popłynąć ze mną gondolą.
Ola spojrzała na niego tak, jakby musiała podjąć najważniejszą decyzję w swoim życiu. Jej myśli krążyły wokół pary, którą widzieli przed kilkoma chwilami. Ogarnęła ją niepewność, czy to, co zaczyna czuć do tego mężczyzny, na pewno ma szansę przetrwać. Za moment skarciła się w myślach: „Cóż ja sobie wyobrażam, to tylko grzecznościowa propozycja. Nic poza tym. A jeśli nawet jakieś uczucia się we mnie budzą, to czego ja się boję? Tego, że mnie ktoś w końcu pokocha? Czy tego, że będę cierpieć, bo on nie odwzajemni moich uczuć? To wszystko tak szybko się dzieje”.
– Dobrze – odpowiedziała. – Zgadzam się, ale pod jednym warunkiem: obiecasz, że jeszcze coś mi o sobie opowiesz, bo w zasadzie nadal nic o tobie nie wiem.
Skinął głową, wsparł ją ramieniem i tak ruszyli w stronę kanału, na którym kołysały się gondole. Oboje czuli, że to niezwykła chwila. Jakaś siła przyciągała ich do siebie, ale każde z nich bało się, jak druga strona odbierze zachowanie pierwszej. Gdy usiedli obok siebie, ich ciała dzieliły centymetry, a każde z nich marzyło, aby znów się spotkały. W pewnym momencie gondola zakołysała się niebezpiecznie. Ola przechyliła się w stronę Kajetana, a on odruchowo objął ją ramieniem.
– Będzie lepiej, jeśli będę cię trzymał. Nie chciałbym, żebyś znalazła się w wodzie.
Ola skinęła głową. Żadne z nich nie zauważyło szelmowskiego uśmiechu gondoliera. Czy zrobił to specjalnie? Któż to wie. Może połączył w ten sposób już wiele par…
Płynąc, podziwiali zabytkowe mury, mostki i okna, za którymi kryły się tajemnice przeszłości. Kajetan cicho opowiadał jej wprost do ucha o swojej pracy. Był lekarzem, jak siebie nazywał: od wszystkiego. Po stażu rozpoczął pracę w jednej z gdańskich przychodni. Jednak tym, co dawało mu szczęście, była mieszcząca się w Gdyni fundacja. Niedawno został jej prezesem. Pomaganie pogubionym w życiu młodym ludziom sprawiało, że czuł się potrzebny. Tak wiele się wydarzyło w ciągu ostatniego roku, a teraz jakimś zrządzeniem losu trzymał w ramionach kobietę, która wtargnęła nagle do jego świata i obudziła uśpione serce. Zaglądał jej w oczy, widział w nich strach pomieszany z radością, tak jakby te dwa przeciwstawne uczucia walczyły ze sobą. Rozumiał jej obawy. Sytuacja, o której mu wspomniała, wymagała podjęcia odważnej decyzji, ale był pewien, że w głębi serca Ola już wiedziała, co zrobi. Zastanawiały go te iskierki radości. Czyżby to z jego powodu? Otrząsnął się z rozmarzenia. Przed nimi pojawił się Most Westchnień.
– Zobacz, tym razem obejrzymy go z dołu. – Wskazał dłonią.
Ola spojrzała w stronę mostu i zadrżała. Kajetan to wyczuł.
– Co się stało, zimno ci? Niemożliwe, przy tej temperaturze… – urwał, nim dokończył zdanie. Ola popatrzyła na niego z czułością.
– Wiesz, podobno zakochani, którzy trafiają do Wenecji, całują się pod tym mostem, bo wierzą, że jeśli właśnie w tym miejscu to zrobią, czeka ich rychłe wesele. I że zapewnią sobie w ten sposób trwały i szczęśliwy związek – wyszeptała cicho.
– To może powinniśmy uszanować tradycję. – Tym razem to on odezwał się ciszej niż zwykle, jakby bał się spłoszyć przeczucie, które go ogarnęło. Przeczucie miłości. Powoli nachylił się nad Olą. Ich oczy się spotkały, nie odsunęła się, więc delikatnie ją pocałował. Gondolier dyskretnie odwrócił wzrok.
Ten krótki pocałunek sprawił, że serce Oli zaczęło bić jak szalone. Nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. Tak, cieszyła się chwilą, w której ich usta się spotkały. Nieważne było, co sobie o niej pomyśli Kajetan, pragnęła go. Jego dotyku, czułości, uśmiechu. W tym momencie czuła się szczęśliwa. Nie wiedziała skąd, ale pojawiła się u niej pewność, że mężczyzną rządzą podobne emocje.
– To teraz musimy dotrzymać drugiej części tradycji – zaśmiała się. – Pewnie niedługo weźmiemy ślub. – Spoglądała na Kajetana figlarnie, oczekując z jego strony jakiegoś zaprzeczenia. Przecież nie można snuć planów na wspólną przyszłość z kimś, kogo się dopiero poznało. Ten jednak z największą powagą odparł:
– Tak, tradycję trzeba szanować.
Nie potrafiła zrozumieć, co się z nią dzieje, więc tylko pokiwała głową i ją odwróciła, udawała, że coś ją zainteresowało. Dotarło do niej niezrozumiałe przekonanie, że chciałaby z tym mężczyzną spędzić resztę życia. Czy to Wenecja tak na nią działała? Czy może jednak miłość od pierwszego wejrzenia istnieje?
Kajetanem również targały ogromne emocje. Był pewien, że Ola to kobieta jego życia. Jednak zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele ich dzieli. Ona dopiero wkraczała w dorosłość, musiała podjąć ważne decyzje, czekały ją studia. On ten etap miał już za sobą. No i był jeszcze ten jej chłopak.
Anioł spoglądał na tych dwoje ludzi, którzy z każdą minutą stawali się sobie coraz bliżsi. Ileż to razy widział podobne wahania, rozterki czy też wymówki. Miłość ma ogromną siłę, więc był pewien, że wszystko pokona. Nie mógł nic tu zmienić, nie w tym czasie – ten był już przeszłością. Ciekawiło go, jak potoczyła się ta historia. Teraz mógł tylko dyskretnie im towarzyszyć.
Obserwował dwoje zakochanych przemierzających urocze rejony Włoch. Uśmiechał się, gdy Ola w Weronie dotykała piersi posągu Julii, zachwycał się razem z nimi malowniczym jeziorem Garda. Widział też cień niepewności na twarzy Kajetana, gdy przyszło im wracać do kraju.
Po powrocie z Wenecji Ola czuła w swoim sercu coś, co nie pozwalało jej zapomnieć o tych kilku magicznych dniach. To tam, wśród romantycznych kanałów i urokliwych mostów spotkała Kajetana – mężczyznę, który odmienił jej spojrzenie na życie. Wróciła do Gdyni z sercem pełnym wspomnień. W atmosferze włoskiego miasta znalazła coś, co dotąd było jej nieznane – magię uczuć, które budził w niej Kajetan. Przez te kilka dni poznali się lepiej, spędzając wiele godzin na rozmowach, spacerach po urokliwych zaułkach i delektowaniu się widokiem pływających gondoli oraz podziwianiu uroków innych miasteczek Italii.
– Czasami można spędzić z kimś lata, a czuć się obco w jego towarzystwie, bywają jednak osoby, które od razu stają się naszą bratnią duszą. – Anioł obserwował zamyślenie na twarzy młodej kobiety. Czekało ją podjęcie ważnej decyzji, a to wymagało nie lada odwagi. Znał przyszłość, więc wiedział, że kobieta podejmie właściwą. Ciągle jednak zastanawiał się, co takiego się wydarzyło, że po latach trafiła do Wenecji z tym samym smutkiem w oczach.
– Kajetan był taki miły i pomocny podczas naszej wycieczki. Chciałabym stale z nim przebywać – wyznała Zosi podczas jednego z ich spotkań. Oglądały zdjęcia, pamiątkę tych kilku niezwykłych dni.
– Chyba nie tylko to cię urzekło. Muszę przyznać, że to bardzo przystojny facet. Nie dziwię się, że straciłaś dla niego głowę i… serce. – Zosia nazwała to, co od jakiegoś czasu czuła jej przyjaciółka. – On ma w spojrzeniu taką jakąś łagodność i czułość – skomentowała kolejne zdjęcie.
– Sama nie rozumiem, co się ze mną dzieje, w jego towarzystwie czułam się po prostu szczęśliwa. A teraz marzę tylko o tym, aby go znów spotkać, ale z drugiej strony boję się…
– Olu, a jeśli to ten jedyny? Pozwolisz mu odejść? Wspominałaś, że dzwonił kilkukrotnie i zapraszał cię do fundacji, z tego, co mówiłaś, on często przebywa w Gdyni. Dlaczego zwlekasz? Przecież jest tak blisko.
– Zośka, masz rację. Boję się! Zwłaszcza tego, co powiedzą rodzice. Damian…
– O nie! Tylko nie ten… – Zosia nie dokończyła cisnącego się jej na usta określenia. – Przecież na razie możesz się z Kajetanem spotykać na stopie koleżeńskiej – dodała.
– Nie wiem, czy to możliwe, w jego obecności serce tak mocno mi bije, że obawiam się, że on to słyszy. Poza tym ten pocałunek w Wenecji zmienił wszystko… – wyznała.
– O nie! Olka, wszystko zależy od ciebie. Jeśli czujesz, że to jest mężczyzna, o jakim marzyłaś, zawalcz o szczęście.
Od tej rozmowy minęło kilka dni – dni pełnych sprzecznych uczuć i postanowień, wiadomości od Kajetana i rozmów z nim.
Po powrocie z urlopu mężczyzna musiał nie tylko zająć się pracą w przychodni, ale też dokończyć pewne rozpoczęte projekty w fundacji. W każdej chwili jednak gotów był rzucić wszystko, aby spotkać się z Olą. Czekał tylko na znak z jej strony. Nie chciał nalegać i nic przyspieszać. Znał sytuację dziewczyny i wiedział, że musi sama podjąć decyzję co do ich znajomości, z drugiej strony wyrzucał sobie, że jest tak mało zdecydowany. Ta dziewczyna, a w zasadzie młoda kobieta, zdobyła jego serce.
Gdy już tracił nadzieję na jakiekolwiek spotkanie, zobaczył ją przez okno sali zajęć. Stała po drugiej stronie ulicy i spoglądała w kierunku budynku, w którym mieściła się fundacja. Opromieniona słońcem wyglądała niczym anioł. Uśmiechnął się szczęśliwy, że dane mu będzie znów spędzić czas w towarzystwie kobiety, która budziła w nim tak ciepłe uczucia. Jak zahipnotyzowany spoglądał przez okno i widział, jak Ola rozgląda się dookoła. Po chwili siadła przy jednym ze stolików, który ustawiony był na chodniku pod oknem kawiarenki „Pod Aniołem” – małego lokalu pani Janiny. Ponownie się uśmiechnął: jego anioł trafił do anielskiej kawiarenki – przypadek? Jednak fakt, że nie weszła do siedziby fundacji, nieco go zasmucił. Widocznie musiała dać sobie jeszcze chwilę, nim się spotkają.
– Kajetan, nie słuchasz, co mówię. Będziemy musieli poszukać kogoś do pomocy. Mariusz jest po operacji wyrostka. Jest nas tu za mało. – Jagoda od kilku minut rozważała wszelkie opcje działania fundacji. Kajetan jednak jakby w ogóle jej nie słyszał. Spojrzała w kierunku, który od dłuższej chwili przyciągał spojrzenie kolegi. Zobaczyła tam młodą kobietę, która właśnie rozmawiała z właścicielką. Pewnie składała zamówienie. Wyraz twarzy szefa sprawił, że zaczęła się domyślać, kim może być nieznajoma. „Czyżby to była ta Ola, o której opowiadał z takim uczuciem? Na pewno”. – Jagoda cieszyła się, że Kajetan poznał kogoś, kto tak go zainteresował. Oddany pacjentom i młodzieży prawie zapomniał, że istnieje coś takiego jak miłość. A zasługiwał na nią jak nikt inny.
– Co? A tak. Trzeba będzie poszukać kogoś do pomocy. – Kajetan był rozkojarzony.
– Myślę, że to może poczekać, teraz powinieneś iść napić się herbaty – stwierdziła Jagoda z szelmowskim uśmiechem na twarzy.
– Nie mam ochoty na herbatę, jest gorąco – odpowiedział tonem, który wskazywał, że nadal przebywał myślami gdzie indziej.
– Zapewniam cię, że masz. – Jagoda z uśmiechem wskazała kawiarenkę za oknem.
– Masz rację, jesteś boska! – Uradowany Kajetan natychmiast podjął decyzję, aby dołączyć do Oli.
Po chwili Jagoda mogła podziwiać sylwetkę przyjaciela zmierzającego wprost do stolika po drugiej stronie ulicy. Odruchowo wybrała numer do męża. Musiała się z nim podzielić dobrą wiadomością. Oboje wiele zawdzięczali Kajetanowi i zależało im, aby znalazł miłość, a to się właśnie stało.
Ola zauważyła Kajetana tuż po tym, gdy pojawił się w drzwiach fundacji. Obserwowała, jak z uśmiechem przebiega ulicę i podnosi dłoń w geście powitania. Odruchowo i ona uniosła swoją. Choć teraz najchętniej uciekłaby z tego miejsca, nie mogła przecież udawać, że go nie widzi. Uczucia, jakich doświadczyła w Wenecji, powróciły ze zdwojoną siłą. Czuła zarazem i radość, i niepokój. Zdawała sobie sprawę, że od tego momentu już nic nie będzie takie jak dotąd. Nie zrezygnuje z Kajetana. A jej obecność w tym miejscu będzie dla niego znakiem, że chce spędzać z nim jak najwięcej czasu. Cieniem na tej decyzji kładła się jej relacja z rodzicami i… Damian. Nie znalazła w sobie jeszcze dość siły, aby im powiedzieć o swojej decyzji. Jednak już pierwsze spojrzenie w oczy mężczyzny, którego tak bardzo cieszyła jej obecność, sprawiło, że narastały w niej pewność i przeczucie, że ze wszystkim sobie poradzi.
– Witaj, Olu – odezwał się z czułością Kajetan i usiadł naprzeciwko.
– Witaj, to ja, dziewczyna z Wenecji. – Ola czuła, jakby coś ściskało jej gardło. Zupełnie nie wiedziała, co mówić. Jak opisać radość ze spotkania z mężczyzną, którego znała tak krótko, a który stał się częścią jej serca? Patrząc w jego oczy, była pewna, że i on czuje podobnie. Nie miała pojęcia, jak się teraz zachować. – Chciałam zobaczyć twoją fundację. Może i ja mogłabym w czymś pomóc?
– Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę z naszego spotkania. Miałem nadzieję, że mnie odwiedzisz, i proszę, oto jesteś. Pozwolisz, że zamówię coś do picia, a potem oprowadzę cię po fundacji? Może się okazać, że twoja pomoc będzie nieoceniona.
Oboje czuli, że są sobie bliscy, ale jednocześnie zdawali sobie sprawę z tego, że ich znajomość rozwija się w niezwykłym tempie. Nie chcieli pośpiechem spłoszyć rodzącego się uczucia. Jednak, gdy wstali od stolika, ich dłonie tak jakoś naturalnie się spotkały. Kajetan już nie wypuścił dłoni Oli ze swojej. Ruszyli w kierunku fundacji, śledzeni pełnym radości wzrokiem pani Janiny. Ona, jak i wielu mieszkańców dzielnicy, bardzo ceniła sobie Kajetana oraz pozostałych wolontariuszy. Dzięki nim dzieciaki mogły liczyć na coś więcej niż tylko szemrane interesy z podejrzanymi typami. Tak, Kajetan budził powszechną sympatię.
Gdy weszli do fundacji, zobaczyli Jagodę, która właśnie rozmawiała z Ignacym, jednym z młodych ludzi często odwiedzających to miejsce.
– Prowadzę wam pomoc, to Ola, moja… bliska znajoma. – Kajetan nie wiedział, jakiego określenia użyć w stosunku do swojej towarzyszki. – A to Jagoda, moja współpracownica i przyjaciółka, oraz Ignacy, baaardzo zdolny młody człowiek – przedstawił parę, która spoglądała z zaciekawieniem na przybyłych.
– Dzień dobry. – Ola wyciągnęła rękę w ich kierunku. – Chciałam zobaczyć, czy mogę jakoś pomóc. Mam trochę wolnego czasu i chęć, aby zrobić coś dobrego.
– Miło cię poznać, Olu. To wspaniale. Mamy wiele rzeczy do zrobienia. Z chęcią skorzystamy z twojej pomocy. – Jagoda powitała znajomą Kajetana z ogromnym entuzjazmem.
– Cześć – rzucił krótko Ignacy. On z kolei zachował pełen dystans. Nie był pewien, jak długo ona tu zagości, a nie przed każdym się otwierał i opowiadał o swojej trudnej sytuacji. Dziewczyna budziła też jego ciekawość, markowe ciuchy i sposób bycia wskazywały, że obca jest jej walka o każdy grosz. Jednocześnie było w niej coś, co sprawiało, że zyskiwała sympatię otoczenia. Ignacy zastawiał się, ile Ola może mieć lat. Wkrótce dowiedział się, że byli w podobnym wieku. Ona miała od października rozpocząć studia, on wrzesień powita w klasie maturalnej. Co prawda był rok młodszy od swoich kolegów z klasy, ale zdolności i determinacji do nauki mu nie brakowało. Tylko ostatnio coś, a raczej ktoś stawał mu na drodze. I był to nie kto inny, tylko jego własny brat. Dlatego nie był zbyt rozmowny i wylewny podczas pierwszego spotkania z Olą. Dręczyły go obawy, o których nikt poza nim nie wiedział.
Anioł spoglądał z radością na ludzi, którzy spotkali się, aby sobie wzajemnie pomagać. Czasami ktoś obcy może wnieść w nasze życie o wiele więcej niż osoby, z którymi łączą nas więzy krwi.
Czas mijał. Ola spędzała w fundacji każdą wolną wakacyjną chwilę. W miarę jak angażowała się w wolontariat, zaczęła zauważać, jak wiele dobrego można zrobić dla innych. Kajetan stał się dla niej inspiracją, a ich wspólne działania zbliżały ich do siebie coraz bardziej. Zaskoczonym jej częstą nieobecnością rodzicom wyznała prawdę. Opowiadała z entuzjazmem o fundacji, Kajetanie i innych wolontariuszach. Nie wspomniała tylko, jak wiele znaczy dla niej szef fundacji.
– Naprawdę chcesz się angażować w takie działania? – Ojciec był wyraźnie zniesmaczony. – Nie wiadomo, kogo tam poznasz. Tam pojawiają się ludzie z marginesu i wolałbym, abyś unikała kontaktu z takimi osobami.
– Kochanie, byłam przeciwna, abyś podjęła pracę w wakacje. Wiem, że razem z Zosią coś planowałyście. Ale ty, w przeciwieństwie do niej, nie musisz pracować. Stać nas na wszystko. Czy to dlatego zajęłaś się tą fundacją? Nudzisz się? – dopytywała mama, nie mogąc pojąć intencji córki.
– Nie, mamo! – Ola zareagowała gwałtownie. – To nie ma nic wspólnego z nudą. Nawet nie wiesz, jak wiele dobrych rzeczy można zrobić dla innych. Ilu jest młodych ludzi, którym warto pomagać, podać pomocną dłoń we właściwym momencie.
– Dość! Od października zaczynasz studia i mam nadzieję, że do tego czasu twoje fanaberie miną. – Ojciec nie chciał słuchać jej wyjaśnień.
– Tato, to nie są żadne fanaberie! Ja chcę pomagać…
– Powiedziałem: dość! – Ojciec uniósł dłoń w dobrze jej znanym geście, który oznaczał, że nie ma sensu się z nim sprzeczać, bo i tak on wie najlepiej. Tak było już wielokrotnie. Nigdy nie chciał słuchać o czymś, co nie było zgodne z jego poglądami.
– Kochanie, to dla twojego dobra, wiesz, jak nam zależy, abyś miała życie dobre i na właściwym poziomie. – Mama była równie nieprzejednana jak ojciec. – Ciekawe, co na to Damian – dodała, choć nie poczekała na odpowiedź córki, tylko ruszyła do gabinetu w ślad za oddalającym się mężem.
Ola nie zdobyła się na odwagę, aby ich zatrzymać i wyznać, że w jej życiu pojawił się ktoś inny – mężczyzna, którego pokochała. Unikała też spotkania z Damianem. Nadal nie miała w sobie dość siły, aby z nim szczerze porozmawiać i ostatecznie zakończyć znajomość. Najgorsze, że jej rodzice wydawali się zafascynowani synem zamożnym prawników.
Straciła okazję na taką rozmowę podczas odwiedzin Damiana w jej domu. Chłopak zdenerwował ją, bo poinformował, że są umówieni z paczką jego znajomych ze studiów. Nie pytał, czy Ola może, czy chce z nim iść, czy nie ma innych planów, tylko jej to zakomunikował.
Nie miała zamiaru iść na tę imprezę, nigdzie już nie miała zamiaru się nim pokazywać. Próbowała mu to delikatnie przekazać, ale nawet nie zwrócił uwagi na to, co chce mu powiedzieć. Traktował ją jak niesforne, kapryśne dziecko.
– Dlaczego zawsze musisz być taka? – rzucił z niechęcią.
– Jaka?
– No już dobrze, przestań kaprysić. Moja narzeczona nie może mieć takich humorków.
– Narzeczona? Damian, o czym ty mówisz?
– Powiedz swoim rodzicom, żeby przyspieszyli te zaręczyny.
Ola zamarła. Już, już miała wyrazić, co czuje, ale znów nie zdobyła się na to. Jedynie wyszeptała:
– Damian, to nie tak… Muszę to przemyśleć.
– Przemyśleć? Nie masz wyboru, Olu. Jesteś moją dziewczyną, więc rób, co mówię – zaśmiał się z pogardą.
– Nie obawiaj się, Olu. Miłość jest najpotężniejsza. Zaufaj swojemu sercu. – Anioł chciał jej dodać otuchy. – Po co ja to mówię? Przecież to już przeszłość, na którą nie mam wpływu.
Ola podjęła decyzję, która była dla niej trudna, ale jednocześnie najważniejsza. Zaczęła studia prawnicze, by spełnić oczekiwania rodziców, ale kontynuowała pracę w fundacji Kajetana, gdzie czekało na nią nie tylko mnóstwo zajęć, ale też spotkanie z miłością. Jej serce od wyjazdu do Wenecji zaczęło bić inaczej niż kiedykolwiek wcześniej.
W końcu jednak nadszedł dzień, gdy nieważne było to, co pomyślą: jej chłopak czy rodzice. Umówiła się na spotkanie z Damianem w jednej z eleganckich restauracji. Miała nadzieję, że szczera rozmowa w publicznym miejscu pomoże jej zakończyć związek.
Gdy pojawiła się w restauracji, Damian już czekał, siedząc przy stoliku. Jego wzrok zdradzał pewność siebie.
– Damianie, mamy trochę do omówienia, to dotyczy naszej przyszłości – zaczęła, gdy tylko uwolniła dłoń z jego zbyt mocnego uścisku.
– Ola, Ola… – zaśmiał się nerwowo. – Czy musimy o tym rozmawiać tutaj? Ludzie nas obserwują.
– Tak, musimy. Chcę, żebyś zrozumiał, że nasza wspólna droga się skończyła. Poznałam kogoś innego…
– Mówisz o tym lekarzu? Myślisz, że on jest lepszy ode mnie?
Ola była zaskoczona faktem, że Damian wie o Kajetanie, ale nie odbiegła od tematu.
– Nie chodzi o to, kto jest lepszy. Chodzi o to, że nasz związek nie ma przyszłości. Poza tym…
– To się jeszcze okaże. A teraz zamówmy coś do jedzenia – przerwał jej i zdecydowanym ruchem skinął na kelnerkę.
Ten gest przywołał obraz jej ojca – równie nieustępliwego jak siedzący przed nią mężczyzna. Otworzyła usta, aby skomentować jego zachowanie, ale przy stoliku pojawiła się właśnie kelnerka.
– Dzień dobry. Co mogę podać? – zapytała z uśmiechem. – Może coś do picia?
– Dla mnie wino. Ale nie to tanie świństwo. Coś porządnego – odezwał się głosem pełnym wyższości. Z miejsca pokazał swoje prawdziwe oblicze. – I może niech pani przestanie się tak idiotycznie uśmiechać. Kogo oni tu zatrudniają? Muszę zmienić restaurację.
Był wymagający, arogancki, a wszystko to na oczach Oli i innych klientów lokalu. Ola patrzyła na niego z dezaprobatą. Kelnerka zachowała spokój, ale było widać, że trudno jej znosić chamstwo klienta.
– Damian, przestań. Nie masz prawa tak traktować ludzi – nie wytrzymała.
– Co cię to obchodzi? Jestem klientem, mam prawo wymagać – oznajmił z pogardą.
– To nie ma znaczenia. Nie możesz traktować ludzi jak śmieci. – Atmosfera w restauracji stawała się coraz bardziej napięta. Uwadze innych klientów nie umknęły wybryki Damiana, a kelnerka starała się utrzymać spokój, choć widać było, że jest dotknięta jego zachowaniem.
– Już wystarczy. Dlaczego nie możesz po prostu się uspokoić?
Mężczyzna skomentował złośliwie jej słowa:
– Może gdybyś nie rzuciła mnie dla tego lekarza, nie musielibyśmy tego wszystkiego przeżywać.
– Twoje zachowanie tylko utwierdziło mnie w tym, że podjęłam słuszną decyzję. Żegnaj. – Wstała gwałtownie, przekonana, że były chłopak zechce ją zatrzymać.
Ten jednak rzucił jedynie:
– Jeszcze do mnie wrócisz, mnie się tak nie zostawia. – Po czym najspokojniej w świecie znów zaczął dręczyć biedną kelnerkę.
Jak zakończyła się ta sytuacja? Tego już Ola nie wiedziała. Po wyjściu z restauracji odetchnęła głęboko. Dopiero wtedy poczuła, jak mocno drżą jej dłonie. Jednak po przejściu kilku kroków wszystko ustało, tak jakby nagle spadł z jej duszy ogromny ciężar. Była wolna i szczęśliwa, że może w końcu budować swoją przyszłość z Kajetanem. Najchętniej od razu by do niego pobiegła, ale przyjmował pacjentów, więc z tą wiadomością musiała się podzielić z nim nieco później.
Wieczorem podczas kolacji z rodzicami Ola postanowiła podjąć trudną rozmowę.
– Mam coś do powiedzenia. Dotyczy to mojego życia prywatnego – zaczęła nerwowo.
Matka Oli uśmiechnęła się do niej, pomyślała, że może córka jest w ciąży. To skomplikowałoby jej studia, ale od czego są opiekunki. No i w końcu zostaliby z Biernackimi rodziną. A gdyby połączyć dwie najlepsze kancelarie prawne, to wszystkim by wyszło na dobre.
– Och, córeczko, brzmisz tak zagadkowo, mów śmiało. Jesteśmy tu dla ciebie.
Ola odetchnęła głęboko, po czym wyznała:
– Zakochałam się, i to w kimś, kogo naprawdę cenię. Kajetan jest dla mnie kimś wyjątkowym.
– Kajetan? Ten lekarz z fundacji? – Ojciec Oli nie krył zdziwienia. Choć jako prawnik potrafił zachować pokerową twarz, to jako ojciec reagował gwałtownie na niesubordynację córki. Zapewniał jej wszystko i oczekiwał posłuszeństwa.
– Tak, tato. Rozumiem, że to dla was może być trudne, ale kocham go.
Na twarzy matki również zagościł wyraz zdziwienia.
– Ale przecież planowaliśmy wkrótce zaręczyny z Damianem, jego rodzice…
– Damian nie jest mężczyzną, z którym chcę spędzić resztę życia. Proszę was, zrozumcie. – Jej spojrzenie prosiło o akceptację tego wyboru. Jej wyboru.
Rodzice spoglądali na nią z mieszanką zdziwienia, zaniepokojenia i niepewności. Jednak miłość, którą Ola czuła do Kajetana, była tak silna, że nie zamierzała z niej rezygnować.
Ojciec odezwał się po chwili wymownej ciszy:
– Przemyśl to dobrze, Olu. To ważna decyzja. Jednak jeśli tak postanowiłaś, nie będziemy się wtrącać. – Udawał zatroskanego i przejętego wyborami córki. W jego głosie nie było pretensji i żalu. Nawet żona spojrzała na niego, jakby nie dowierzając temu, co słyszy. Chciała coś dodać, zaprotestować, ale dobrze znany obu kobietom gest sprawił, że nic nie powiedziała.
– Naprawdę? Nie macie nic przeciwko temu? Przepraszam was, ale ja nic teraz nie przełknę, muszę o tym powiedzieć Kajetanowi. Mogę was zostawić?
Rodzice jakby się umówili, jednocześnie skinęli głowami. Każde z nich z zupełnie różnych powodów chciało, aby córka jak najszybciej opuściła dom.
Gdy za Olą zamknęły się drzwi, pani Aldona nie wytrzymała:
– Oszalałeś!? Chcesz jej pozwolić na związek z tym lekarzyną! – podniosła głos, co raczej jej się nie zdarzało, ale sytuacja była wyjątkowa. Właśnie runęły plany budowania ich prawniczego imperium.
Sebastian Dobrakowski spojrzał na swoją żonę z ironicznym uśmiechem.
– A co by to dało, jeślibyśmy jej zabronili? Przecież jesteś dobrym prawnikiem i potrafisz wyciągać wnioski. Na pewno by się od nas odwróciła. A tak, to przeczekamy i we właściwym momencie, a ten moment na pewno nadejdzie, przyjmiemy ją skruszoną z powrotem do domu. Przecież ona nie wytrzyma tamtego poziomu życia. – Mąż był przekonany o własnej nieomylności.
– Skąd mamy wiedzieć, na jakim poziomie on żyje i czym ją omamił? Nic o nim nie wiemy – stwierdziła nieco uspokojona Aldona.
– To się dowiemy. Pamiętaj, powstrzymaj się od krytycznych uwag. Musimy uśpić ich czujność – zadecydował Sebastian.
– Ona chyba oszalała. Moja córka oszalała – powtarzała raz po raz mama Oli. – Odrzucić taką partię. Ona oszalała.
– Daj już spokój, podejdź do tego jak do dość trudnej sprawy, którą musimy wygrać. – Sebastian nie zamierzał za bardzo rozwodzić się nad sytuacją. Miał sporo do przemyślenia. – Jutro poproszę Marka o zebranie wszystkiego, co się tylko da na temat tego mężczyzny, a potem wspólnie coś wymyślimy. A teraz zapraszam cię na kolację, bo ta już wystygła. – Mówiąc to, wstał i podał dłoń żonie. Po chwili pędzili do swojej ulubionej restauracji.
Anioł był dumny z Oli, z tego, że pokonała własny strach. Bo czyż nie o to chodzi w odwadze? Bać się, a mimo to próbować ten strach pokonać…
– Kajetanie, czy możesz mi zdradzić, skąd nazwa? – Ola z ciekawością spoglądała na ulotkę z błękitnym napisem „Rozwiń skrzydła”. Od kilku tygodni udzielała się w fundacji, pomagała w prowadzeniu dokumentacji, doradzała w sprawach formalnych. Jej prawnicze zainteresowania i wiedza wyniesiona z domu na coś się wreszcie przydały. Była szczęśliwa u boku Kajetana. Cieszyła się też, że rodzice zaakceptowali jej wybór.
– Mogę, mogę. Otóż, jak głosi legenda, pewnego dnia właściciel tego budynku postanowił pomóc młodemu człowiekowi, widział, że Bartosz wysiaduje na schodach przed swoim mieszkaniem, często tam również odrabiał lekcje. Nieraz zatrzymywał się i rozmawiał z chłopakiem. Dowiedział się więc o tym, że w domu nie może się uczyć, bo rodzice raz po raz urządzają libacje. Pan Anzelm zaproponował, że chłopak może korzystać z mieszkania na parterze, były tam dwa pokoje, kuchnia i łazienka. Lokatorzy niedawno się wyprowadzili, a on nie chciał nowych. Niestety został po nich bałagan i trzeba było odmalować ściany. Bartosz początkowo nieufnie odniósł się do propozycji pana Anzelma. Nie wierzył, że ktoś może być taki bezinteresowny. Jednak postanowił zaryzykować. Zabrał się z zapałem do pracy. Jego entuzjazm udzielił się kolegom, dwóch z nich, Artur i Kuba, chętnie mu pomagali. W niedługim czasie pokoje zostały odnowione, a chłopcy tam przychodzili, aby odrabiać lekcje, czy po prostu pobyć, gdy w ich domach źle się działo. Oczywiście pan Anzelm nad nimi czuwał. Pomoc, jakiej udzielał tym młodym ludziom, jego również napełniała radością. Lata mijały i niejeden młody człowiek mógł tam znaleźć schronienie. Tyle że niektórym zaczęło to przeszkadzać, więc dorosły już Bartosz postanowił założyć fundację. A ponieważ to cudowne miejsce pozwoliło mu rozwinąć skrzydła, tak je z panem Anzelmem nazwali. Staruszek zmarł niedługo po rejestracji fundacji, ale zostawił młodym ludziom niezwykły prezent. Zapisał fundacji cały budynek. A ponieważ z biegiem lat lokatorów ubywało, a pan Anzelm nie szukał nowych, tak jakby już wcześniej podjął decyzję co do tego miejsca, teraz cały dwukondygnacyjny budynek należał do fundacji. Bartosz założył rodzinę i wyjechał do małego miasteczka, gdzie mieszkała jego żona. A ja przejąłem po nim fundację, wcześniej byłem wolontariuszem. Wszyscy jesteśmy tu jak rodzina.
– Co za historia. Brzmi wręcz nieprawdopodobnie – westchnęła Ola. – Są jeszcze na świecie ludzie, dla których nie liczy się tylko zysk.
–