Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Debiut Jelinek, satyryczna powieść pop, za którą autorka otrzymała nagrodę Tygodnia Młodzieży w Innsbrucku. Decyzja jury była jednogłośna. proszę tę książkę natychmiast samodzielnie zmienić a rozkazuje Elfriede Jelinek czytelnikom. Wymaga od nich wiele a muszą nadążać za szaloną akcją, w której udział biorą m.in.: Myszka Miki, Batman, James Bond i postaci z reklam. Jednak autorce nie chodzi jedynie o zabawę kliszami z kolorowej prasy czy telewizji. jesteśmy przynętą kochanie!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Książka dostępna w zasobach:
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu
Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Kole
Biblioteka Publiczna Gminy Nadarzyn
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu
Biblioteka Publiczna w Piasecznie
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim
Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Wola m.st. Warszawy (5)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 300
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
tę książkę należy samowolnie zmieniać. należy wymienić podtytuły. należy dać się ponieść & w ogóle porwać na ZMIANY wykraczające poza granice legalności. nie stworzę żadnych sztucznych ograniczeń których nie potrafisz przezwyciężyć. zbliżę się do ciebie & pokażę jeszcze niewidoczne próżnie w twoim ciele całkowicie gotowe do zupełnie nowego zaprogramowania. nie musisz tego wszystkiego czytać jeśli tylko jesteś zdania że nie nadajesz się do żadnej lepszej przeciwprzemocy. a jeśli akurat pracujesz nad tym by podkopać zniszczyć ową ścisłą oficjalną kontrolę & jej organy wówczas bezsensowne & bezcelowe jest tracenie czasu na lekturę tej książki.
możesz odnieść wrażenie. że masz do czynienia z kolażem tekstów. zbiorem nieuporządkowanych i pozbawionych znaczenia scen służących jedynie „praniu mózgu”. wrażenie chaosu potęgują również: rezygnacja z wielkiej litery. będąca efektem nawiązania do twórczości wiener gruppe - stowarzyszenia awangardowych pisarzy austriackich lat 50. i 60. - wybiórcze stosowanie znaków interpunkcyjnych (z wyjątkiem kropki na końcu zdania). przenoszenie wyrazów bez zaznaczenia tego odpowiednim znakiem. a także przełamywanie schematu poprawnościowego w zakresie ortografii. takie rozwiązania formalno-językowe przypominają szum informacyjny charakterystyczny dla mass mediów. w którym kropka jest jedynie przerwą na wzięcie oddechu pomiędzy poszczególnymi sekwencjami tekstu. zabiegi te pełnią jeszcze jedną funkcję - mają skutecznie zakłócić linearny tryb lektury i „przymusić” do czytania uważnego. świadomego. a tym samym do aktywnego uczestniczenia w lekturze „pod włos”. bo przecież jesteśmy przynętą kochanie! to celowo stworzona mozaika cytatów. parafraz. aluzji do wytworów kultury popularnej (zob. indeks). utrwalonych w druku i w obrazie (filmowym. reklamowym). a także do biblii i dzieł literatury wysokiej - głównie filozoficznej (arystoteles. kant. hegel) - oraz do wydarzeń historycznych. spoiwem tej mozaiki jest zasada destrukcji i przemocy. które znajdują upust w działaniach wojennych i aktach seksualnych oraz w procesie komercjalizacji kultury (!) poddawanej prawom rynku i dlatego duszącej jakiekolwiek przejawy krytycyzmu. a przecież o niego chodzi!
anna majkiewicz
jesteśmy przynętąkochanie!
ELFRIEDE JELINEK
przełożyły: Anna Majkiewicz i Joanna Ziemsko
Wydawnictwo WAB
Książka ukazała się przy finansowym wsparciu austriackiegoMinisterstwa Edukacji. Sztuki i Kultury.
Das Buch erschien mit finanzieller Unterstützung durch dasösterreichische Bundesministerium für Unterricht.Kunst und Kultur.
Tytuł oryginału: wir sind lockvögel baby!Copyright © 1970 by Rowohlt Verlag GmbH.Reinbeck bei HamburgCopyright © for the Polish editionby Wydawnictwo WA.B.. 2009Copyright © for the Polish translationby Wydawnictwo WA.B.. 2009Wydanie IWarszawa 2009
dedykuję siłom zbrojnym pierwszej republiki austrii
RUN THAT UP YOUR PENIS & SEE HOW IT COMES!
(tuli kupferberg)
(zamelduj się u swego penisa & zobaczymy jak skończysz!)
(steck das in deinen penis & pass auf wie es kommt!)
po chwili otto odwraca się do swoich towarzyszy. oczy mu błyszczą pręży się ciało. a teraz mówi szyderczo zdecydujemy co będzie. lufa policyjnego karabinu przeskakuje z podgardla na kręgosłup zatrzymuje się na miękkich jak karnawałowe pączki obrzmieniach i DO DZIEŁA!
ci na przynętę mimo niewystarczającego światła chcą zacząć nową grę towarzyską przy wsparciu robina i jego wspaniałego głosu daru natury. jedynie white giantowi to nie w smak. nie może przeboleć że dzisiaj nie zazna ulubionego porządku i spokoju i uda się do łóżka bez osobistego dupowdzianka i wałków na głowie. jak ci młodzi mogą być tacy beztroscy wobec powrotu do domu dziwi się kręcąc głową.
helmut zwala się z nóg w cieniu świerków co za truchło zawiniątko w spodniach narciarskich i kurtce na sanki płatki śniegu uderzają go po głowie i pięściach jego blady nazistowski bicz bezszelestnie odbija się tam u góry od progu skoczni szybuje 300 metrów nad nim i ląduje kochanie dokładnie na twych piersiach pojemnikach z gazem bojowym. zaraz ktoś podbiega do okna może znów pali się światło albo zaraz ktoś inny podbiega do drzwi wejściowych w przekonaniu że może ktoś pukał.
micky & minny biegną truchtem i nagle docierają w sam środek szalejącego rozgardiaszu i nie wiedzą czy w przód czy w tył. więc do przodu. robinie tak na tym ucierpiały twoje urodziny mówi batman przy nosząc do łóżka spryskiwacz na owady z napalmem. robin raz jeszcze obrabia czujaka i mówiąc dobra noc dziękuje za wszystko. i to właśnie powoduje że zuchwała chłopięca dłoń batmana sięga po ocukrz onego robinowego kutasa wnet w całości znikając ego w jego ustach. właśnie w tym krytycznym momencie superman odwraca wzrok od okna i spogląda w głąb pokoju. przez sekundę stoi osłupiały lecz po chwili dolatuje do złoczyńcy i wygląda na to że ma wielką ochotę wyrwać mu stojaka z ust. młody wielko miejski zając wielkanocny nie ma zbytnio odwagi podejść do przodu. luci nugget siedzi w wannie i wciąż od nowa obmywa zranione jezusowe serce na zewnątrz szemrze w zimowym pejzażu za oknem. nie wie działam mówi przepraszając że ma pan tak nieczystą dupę panie policjancie. świerki ślizgają się nad helmutem i wyślizgują przy nogawkach spodni. on na przemian śmieje się i szlocha. widzowie nie przeczuwa ją jeszcze nieszczęścia na starcie i u celu. nudzą ich bolesne kopniaki.
funkcja ottona gdyż wszystko co dotychczas pokazał było kamuflażem a teraz jego prawdziwa natura z całą siłą wyszła na jaw. cóż za drobna istotka mówi ze zdumieniem służąca irma gdy wypełza z jej brzucha jakże błędna okaże się ta nieprzemyślana wypowiedź już niebawem stanie ottonowi zakotwiczony przy wszystkich ściankach pisuaru margiel odpryskuje kawałkami cóż za południowoniemiecki poławiacz astrów i śmieje się podczas hymnusia narodowego i właśnie poławiacz został zrobiony co należało oznajmić całemu światu. otto jest zakłócającym elementem w posiadłości swego nielegalnego ojca tłuste monstrum na tylnym siedzeniu pełznie przez błonie i upada łysym jako kolano tyłkiem potykając się o ukrytą budkę z kiełbaskami aż wszyscy krzyczą z drogi & john george paul ringo inicjatorzy tego dziecięcego figla niemal się go wyrzekli. uczynienie z tych niewiniątek bezwolnych instrumentów to za prawdę bezczelność. ludzie zaczynają się nudzić i kierują ku odwiecznej atrakcji wesołego miasteczka: ottona z jego podbrzuszem i podlewaczem & jakby już to nie wystarczało chwyta wpół królika & brnie przez mętne muliste wody ze względu na jego olbrzymiowatość nie sięgające mu nawet do kolan. w oka mgnieniu zjednuje to johna paula george’a ringa szczerze wyciągają do niego prawice po które sięga ściska wciąga i tak powstały pięciopiętrowiec kroczy ku st. pölten w obłoku ciemnych kwiczołów zazwyczaj budujących gniazda w au & haag. taka przemiana jest godna podziwu a dojarka wynurza się u jego boku sapiąc od szybkiego biegu i pławiąc się tak jak woniejąc. puśćcie mnie krzyczy otto tymczasem ciało nie jest posłuszne woli. wszystko wokół czernieje po chwili znikają zmysły i traci je na dobre. również pozostałych paul zaopatrzył w musztardę mautnera kilka razy fiknął koziołka by pozbyć się ciążącego uczucia nieważkości od strony innych uderzył go gryzący dym i ziębowata woń palących się szmat i tlącej się gumy. i am the walrus pomyślał bojowo i rzucił się gasząc i pryskając piwem w plątaninę rąk nóg głów & torsów. choć otto jest między innymi także lekarzem ogólnym nie umie sobie poradzić i dmucha. natychmiast cztery razy zostaje mu wymierzony dźwięczny policzek. znów wywołał coś słusznego: rebelię.
na koniec udali się na przechadzkę budząc słodkim zbiorowym śpiewem posiadaczy sąsiednich domków którzy radośnie im zawtórowali. tak można na Ottonie polegać jak się wielokrotnie o tym jeszcze przekonamy. otto rozsadza każdy twór państwowy za pomocą swego superprzedmuchiwacza.
jest młoda & piękna jak z obrazka ta piętnastoletnia elisabeth f. i nienawidzi matki całą siłą swego czystego. jeszcze nierozbudzonego serca bo ta odebrała jej ukochanego. zanim samochód całkowicie się zatrzymał elisabeth mocnym pchnięciem otwiera drzwi wyskakuje pędzi chodnikiem do skrzyżowania przebiega na czerwonym świetle przez ulicę znika. helmut zapada się w siedzeniu samochodu zakrywa twarz rękoma. jego ramiona zaczynają drżeć. elisabeth chowa się w maleńkim zurychskim pensjonacie i nie prze czuwa że młody lekarz dr bernd b. o którym niedługo będzie głośno dzięki asyście przy 1. niemieckiej trans plantacji serca zrozpaczony szuka jej śnieżnobiałym vw karmann ghia. wciąż ma przed oczami ten okropny widok matka w domowym stroju z szynszyli rozchylającym się i obnażającym kawałek jej nagiej zimnej skóry matka elisabeth jest zimna jak marmur i ben jej ben który żyletką jej zmarłego ojca wycina jej kolisty otwór w futerku między nogami. zadajesz mi ból szepcze trude w ciemnościach sypialni a do nie go dochodzi tylko bolesne głębokie wdychanie powietrza. już dobrze odpowiada i obraca się na drugi bok. skrzypnięcie łóżka i po chwili zapada cisza śmiertelna cisza. elisabeth rzuca się w objęcia nocy. wyłania się przed nią słonawa mętna woda kanału gdy słyszy tuż za plecami kroki obu mężczyzn. myśl trafia w nią jak grom. myśli: moja matka aż płonie ze wstydu z moim benem zaciska pięści ze złości. napalony właściciel pensjonatu znów przerywa jej rozmyślania. jego krzyk rozdziera powietrze w całym domu ostry i przenikli wy niemal kobiecy krzyk.
te niemki są solą w oku ruperta stoessli szczegół nie gdy są takiej urody jak piętnastolatka z obliczem doświadczonej osiemdziesięciolatki i ciałem dziecka. pan stoessli zając wielkanocny rozładowuje instynkty gdy wywierca dziurę w rozczochranej głowie elisabeth i wypływającym z głowy płynem czyści zszarzałe pożółkłe firanki i męską bieliznę. czy państwo też są zdania że świeża pachnąca bielizna przyczynia się do poprawy samopoczucia całej rodziny? z pewnością państwo odczuwają przyjemność śpiąc w świeżo powleczonej pościeli. niech państwo zadbają o to by najbliżsi spali w pościeli świeżo powleczonej przynajmniej co 3 tygodnie. elisabeth od razu jest przyjemniej te nieprzyzwoite obrazki już jej tak nie dręczą. pan stoessli wkrótce wypróbuje elisabeth w pralce z bębnem w poziomie.
o północy amstetten to miasto widmo. latem nie gdy turystusie zalewają szerokim nurtem bulwary i place lecz jesienią gdy wichury pędzą przed siebie spadają ce liście a aleje drżą. wówczas amstetten jest miastem widmem. młodemu lekarzowi przeszły ciarki po plecach gdy ujrzał grupkę 3 dziewcząt w dżinsach spranych swetrach z opadającymi na ramiona kosmyka mi blond włosów i z niedbale zarzuconymi na plecy workami żeglarskimi. młodociane uciekinierki może z niemiec czy z anglii albo Skandynawii. dziewczyny które jako powód pewnie podałyby że starzy przynudzają. na co mi koń pod wierch. za tydzień za miesiąc za rok ogarnąłby je głęboki żal. ale to nie ma być sprawozdanie z podróży. od dolly sisters popłynął w jego stronę dziwny zapach dzikie stepowanie miało rozgrzać skostniałe kończyny zamiast tego osłabł z wyczerpania z trudem oparł się długonogiej portugalce z oświetlonego okna na parterze centrali turystyki zagranicznej z zapałem nadającej dla niego morsem. przyciskając do piersi torbę z drogocennymi instrumentami medycznymi i diabelskim narkotykiem wszedł do środka. wiedział co powinien uczynić jako lekarz & jako człowiek. to nie ma być sprawozdanie z podróży lecz z operacji kosmetycznej pokrzywionej euroazjatki (patrz tom 25 s. 368) którą kang fo szef żółtych noży uprawiających w okolicach miasta amstetten szpiegostwo przemysłowe dla czerwonych chin chce się posłużyć jako przynętą na naczelnego inżyniera. nie jest to wbrew etyce lekarskiej & gdy na dziedzińcu rozlega się trzask karabinów ma szynowych & olbrzymi kang fo wbija pod paznokcie uczestnikom spotkania weteranów płonące bambusowe drzazgi lekarz wyuczonym spokojnym ruchem dłoni przykłada słynny radioaktywny platynowy skalpel do nieruchomej żółtej twarzy pięknej euroazjatki. nagle krzyk! dwaj olbrzymi grubi żółtoskórzy zapaśnicy wleką przez noc opierającą się drobną białą zdobycz tak zwaną ofiarę. nóż lekarza natychmiast nieruchomieje. wszystkie lufy rewolwerów jak na komendę celują w niego. czy nie był to głos elisabeth jego elisabeth czy to tylko jedna z wielu ofiar których usług potrzebuje władca kang fo (diabeł w ludzkiej mieć pewność. pospiesznie oddaje się ciemności wlekąc za sobą stado wrzeszczących zrobaczałych chińczyków uwieszonych na jego szczupłym sterylnym w białym ubraniu ciele. właśnie zoperowana kwiczy niczym Świnia czy mógł jako lekarz tak ją zostawić samą sobie w tej niebudzącej zaufania okolicy? nie. jego sumienie lekarza i niosącego ratunek wzdryga się a może elisabeth jest w niebezpieczeństwie. potrzebuje go. od niemal nadludzkiego strzęp nięcia oślizgłe robactwo wpada w krzaki zakrwawiony fartuch lekarski prędko się oddala. idę elisabeth wytrzymaj. owego nadmiernego pośpiechu dr b. gdyż to chodzi o niego a nie o kogoś innego jeszcze gorzko pożałuje gdyż kang fo właśnie cedzi przez złote uzębienie: go! & za tym białym diabłem chcę mieć go żywego lub martwego właściwie martwego bo martwi trzymają język za zębami samochód patrolowy z piskiem opon pędzi przez główną bramę reflektory oblewają wszystko światłem dnia. sapią psy policyjne. już prawie udało mu się ukryć gdy nagle jedna z ciężkich kul wbija się z trzaskiem w jego plecy i powala twarzą w dół. wyłącznie szczęściu zawdzięcza że wpadł w muldę i reszta pocisków tej tak niebezpiecznie bliskiej salwy ląduje obok niego w błocie.
ale to nie ma być sprawozdanie z podróży.
czy ten otto nie jest prawdziwym imigrantem. posłuchajcie sami. chodzenie po perukowym polu przemykanie pochyłogrzbietem to do niego podobne na tym się zna. jako że był i posiadał upierzenie ogon & uda niczym prawdziwy dzięcioł wielkodzioby zatem żął sierpem włosy wszystkiego co tylko skrzydłowało powiewało lasoprzędło itp. i jak fircyk puszczał na wiatr. chyba że jakaś się podniosła i wyrwała mu z gotowej do rzucenia modzelowatej robotniczej pięści swój kosmyk natychmiast go chowając. wtedy traciła nie tylko perukę lecz także całą głowę bo otto obchodził się niezbyt łagodnie z taką PRESTIDIGITATORKĄ. głowę zaś wciska otto między swą obrzmiałość i potem bryza unosi go KU SŁOŃCU. tak więc w tej pięknej powieści matczynej nareszcie coś się dzieje i to nie po raz ostatni. zapytajcie angelikę (94 20 463).
genialny chirurg i demon. idol kobiet postrach świata. powieść o niepojętej miłości. karawana mułów spokojnie podąża drogą przez masyw grossglocknera z europy do brazylii. beztroscy pasażerowie są weseli obieżyświaty kosmopolici piękne kobiety załoga wykonuje rutynowo pracę. a mimo to wydarza się coś niepojętego. umundurowany obok dunji nie daje się nabrać na ten chwyt. ale i tak wpada gdyż parkiet to jedynie gruba pomalowana papa. wrzeszcząc z prze rażenia policjant leci sześć pięter w dół. w piwnicy uderza o kamienną posadzkę i natychmiast jest martwy. godzina 15 minut 3. inny szpicel wydzwania na stole. tylko jedna myśl podtrzymuje na duchu dunję hrabinę emigrantkę zemsta. nikt kto na nią patrzy nawet się nie domyśla że jest pustą lalką bez życia a jest nią gdyż genialny lekarz badacz i rajdowiec manuel cortez maria y mendoza zakonserwował ją dla siebie jak mumię w swym prywatnym klimatyzowanym mauzoleum. a w tym czasie przy użyciu tej samej zgładzającej ludzkość cudownej substancji LST nakłada marii młodej niemieckiej pielęgniarce twarz dunji (rajter). niby nieporuszony tymi potwornościami potencjalny zbrodniarz galopuje na swym bezcennym siwku maestoso austria (jak w filmie) prosto do bramy zamku. szósta rano. zamkowe blanki okrywa jeszcze noc. czerniejąca szarość mgły wisi nad łąkami i lasami bergisches land. czyngischana otulonego w futro z włosów łonowych jego najpiękniejszych dziewczyn chwyciły z zimna dreszcze. nad ciężką żelazną bramą wisi głową w dół dwóch ulubionych niewolników z wetkniętymi w drżące usta płonącymi pochodniami. gdy któryś z nich spada wycieńczony w przepaść bez dna od razu pojawia się zmiennik. raz po raz spoglądają z utęsknieniem w niebo. niestety: ani śmigłowca ani samolotu. jedynie wysokie drzewa & nad nimi sępy. mężczyźni pogrążają się w apatii. potem nasta je jedenasty dzień po katastrofie. nagle słyszą warkot. z prędkością ponaddźwiękową wypadają z okienka wałki zwłok zakonserwowani kainici kaducy seldżucy. wyniośle dumnie i posłusznie kroczy przez całą tę nędzę siwy koń lipicański wiedeńczyków.
czy los dostatecznie nie doświadczył już tych dwojga niewinnych ludzi? nie. z głośnika rozbrzmiewa komunikat czyngischana muzyka natychmiast milknie żąda jasno i wyraźnie dunji jako haraczu za tę straszliwą krwawą niszczycielską wojnę między amerykanami a żółtymi międzyludźmi. jako potwierdzenie rozbrzmiało ze wszystkich okien wheels on fire po całej road. to stara żelazna zasada. nagle maria krzyczy niemal jak zwierzę w agonii tyle że głośniej. ojcze! obudziła się ze śmiertelnego letargu. i naprawdę dzieje się cud czyngischan uprowadzony jako dziecko to od zawsze wyczekiwany ojciec maryji. ojcze pobłogosław nas wreszcie tylko wtedy zaznamy szczęścia & wielki budzący strach chan postrach wschodu wzruszony bierze w ramiona swe dziatki. również rasowy rumak austriacki otrzymuje zasłużoną zapłatę. zbrodnia podziału wolnego miasta tym razem jeszcze się nie dokonała. adolf wygrywa na organkach melancholijną melodię. landszaft broni się przed upadkiem umundurowani patrzą nań przez okulary do czytania. gdy w górze na zamku odnaleziony ojciec już od dawna nieoglądający tak radosnych twarzy oddawał córkę synowi mężczyzna w czerni wdrapuje się na mur spuszcza z niego i niczym chart biegnie na policję. wolno tak? czy ponownie coś zagrozi szczęściu tak mocno doświadczonych młodych ludzi? odpowiedź przyniesie los przedstawiając im rachunek.
czy to naprawdę miłość doprowadziła ich do zguby. alien ginsberg i david medalla wielcy mistrzowie zakonu kataryniarzy stoją w budce telefonicznej przy londyńskim hydeparku tak blisko naprzeciw siebie że ich długie haftowane chałaty tworzą jedność. ich piękne poważne twarze wykrzywia wewnętrzne podniecenie. spijają z rynny nieskrępowane światło słoneczne i czują jak muchy przekłuwają złożone jaja by mogły (mogły) wylęgnąć się z nich larwy. komary somnambu licznie spacerują im po plecach prawie ich nie do tykając. alien przez chwilę wpatruje się w martwych i w rój mrówek na półnagich ciałach w żółtoskóre resztki będące kiedyś ludźmi. po chwili się otrząsa i kuśtykając szybko podąża za kumplem. ziemia lepi się od krwi. kapłan przyklęka przy zmarłych odmawia modlitwy z rannymi. ludzie w wesołych miasteczkach dopiero teraz dowiadują się że zaszło coś strasznego: katarynki milkną ochrypły głos z megafonu werbuje ochotników. potrzebni są dawcy krwi.
wielu ogarnia pragnienie unicestwiania obracania wniwecz uśmiercania z niemal religijną żarliwością.
po chwili docierają do davida najokropniejsze wrzaski jakie kiedykolwiek słyszał w swym długim życiu. rozpoczynają się hukiem jak od pioruna przechodzą w łomot a na koniec w rzężenie jak gdyby właśnie zdychał od straszliwych ran potwór z prawieków. david znów biegnie. gdy dotarł do centrali sterowniczej zdążył jeszcze zauważyć jak alien wije się na ziemi w straszliwych drgawkach. podchodzi ostrożnie i do tyka go. jego ciało jest twarde jak stone.
w jego oczach i na twarzy można dostrzec odblask żeglujących po niebie chmur na obrzeżach krwisto czerwonych od słońca a jego szczupłe i gibkie ciało podświadomie dostraja się do tupotu i kołysania się partnera. helmut to jedynie jasnowłosy cień na horyzoncie coraz większy i właśnie się wyłaniający. jego jasnoniebieska postać w elastycznym kombinezonie narciarskim mocnym skokiem forsuje wzniesienie wyróżnią się znacznie przez moment na tle ośnieżonych świerków po chwili z okrzykiem hurra furiackim szusem znika w dolinie. ciągnie za sobą śnieżny ogon a potem nie słychać nic więcej poza chrobotem krawędzi nart po ziarnistym śniegu.
amunicja? pan się myli panie helmucie. proszę nie zapominać panie allenie że jeszcze nie tak dawno sam byłem żołnierzem. jedna jedyna torpeda jedna rakieta w ładownię i puff! zawsze pragnąłem ujrzeć chmury od góry.
allen i david mocno przytuleni okręcają się szczelniej płaszczem z wilczej skóry i zaglądają do soku pomarańczowego. oto wkracza między nich błyszczący czernią oficerek wojskowy z niewielkiej rany sączy się na śnieg krew. proszę pana czy jeszcze pan nie zauważył że po ponownym zmaterializowaniu się testowano pana nowoczesną bronią?
obaj młodzieńcy spotkawszy się koło koszar wydawali się nie zważać na słoneczny żar. jarząc się żarliwą radością na myśl o dzisiejszych ćwiczeniach w uśmiercaniu. nie zauważyli również że niebo zaciągnęło się subtelnym jasnym welonem oparów. deszcz wykluczony! żaden z nich nie miał przy sobie parasola bo i jak wyglądałby taki przedmiot w towarzystwie delikatnych jasnych mundurów! zmarznięci david medalla i allen ginsberg cicho z postawionymi kołnierzami płaszczy i naciągniętymi głęboko na oczy czapkami umykają po dachach. chmara zwierząt staje się ich jedynym towarzyszem. szybko jak charty biegną przez podwórze by z rozbiegu wskoczyć na kolejny mur i podciągnąć się do góry. inaczej tam by się nie do stali. i wiszą tak u góry w gimnastycznych trykotach zaczepieni o zęby. bez siatki zabezpieczającej zdani wyłącznie na własne siły. przy pierwszym blasku księżyca otwierają usta.
już czas by życzliwemu czytelnikowi opisać podróż przez zieloną Styrię z jej wszystkimi straszliwymi zagrożeniami przeszkodami i ruchomościami. lecz będzie to opis podróży a nie jakiejś przyjemnej niedzielnej wycieczki. luci nugget wychodzi przed wielki namiot w którym mieszka wraz z 60 psami myśliwskimi i automatem do lodów przeciąga się sprężyście aż jej sutki sterczą spiczasto pod cienką jak pergamin różową jedwabną bluzką. przysłuchuje się egzaltowanym relacjom Ottona zatapiając się w myślach lecz nie okazuje niechęci. luci nugget ma na no gach obcisłe skórzane spodnie i oficerki w ręce szpic rutę. rozmach jej gwałtownego ciosu nagle zamiera. z ukrycia robi skok do przodu. kant jej dłoni lądu je jak ostre szkło na karku psa. ten pada jak balon z którego uszło powietrze. jego łapy drgają. od tego momentu otto nie uczestniczy już w rozmowie.
poświęca wiele czasu swojemu wyglądowi chętnie gra rolę uprzejmego lwa salonów szarmanckiego gawędziarza eleganckiego adoratora kobiet dystyngowanego człowieka interesu amatora win eksperta.
lecz ottona jeszcze bardziej elektryzowało coś innego: tam z przodu gdzie uderzały o siebie wargi sromowe luci nugget wyróżniało się coś w rodzaju niewielkiego schodka w tak równym zazwyczaj betonie. właściwie nie warto o tym mówić. a jeśli się ktoś kurczowo tego uczepił.
otto odmierzył odległość dzielącą jego wyprostowane ramię od niewielkiej wilgotnej nierówności. co najmniej pół metra. do góry sięgnie tylko podskakując. odbił się niczym sprężyna. palcami dotknął tunelu luci. niestety nie udało mu się uczepić łechtaczki. znów wylądował na ziemi. gdyby znalazł się u góry podciągnąłby się zaklinował ramionami i wdrapywał tunelem coraz wyżej. jak taternik w kominie. w luci nagle coś nerwowo drgnęło. bardzo utrudniało to akcję ratunkową.
Styria nie jest zielona Styria jest raczej żółtym nieurodzajnym obszarem pustynnym muszę zaznaczyć to na wstępie. old lady brązowa jak kozia skórka urodzona i wychowana w (styryjskim) leoben w kenii opowiada właśnie radosną historyjkę o słynnym powstaniu mau mau. luci przechodzą dreszcze podskakuje pod prysznicem głośno piszcząc. psy myśliwskie i psy gończe pędzą jak potężny jasny cień na przełaj przez płonący busz w stronę będącego ratunkiem oceanu. białe ciało luci wciąż jeszcze wije się ze śmiechu pod strumieniem letniej cocacoli wytryskującej ze sztucznych napierśników z płyty wiórowej przytroczonych do klatki piersiowej old lady. jej czerwone usta płoną żarem niczym rana w delikatnym brązowym owalu twarzy z płomiennymi i szelmowsko błyszczącymi 2 niebieskimi oczami. przewodnicy stada po kolana zapadają w kurz. słońce tak praży że można uschnąć z pragnienia poganiacze wrzeszczą i strzelają z bata.
ogłupiały otto już po raz drugi chwycił za clitorisik luci. wciąż jednak się ześlizguje. czuje się jak skoczek wzwyż po dwóch próbach podczas ostatniego skoku mającego zdecydować o zwycięstwie lub przegranej. mocnym odbiciem przenosi ciało do góry. wbija palce. teraz wisi nad drgającym wykuszem. olbrzymia porcja lodów waniliowych które akurat miesza mątew luci pacnęła mu w twarz wnika we wszystkie otwory lecz on myśli tylko o jednym byle się utrzymać!
ręka mu drży. dół brzucha luci również drży zęby luci szczękają jak w gorączce silne podskoki wzgórka wenery luci wytrzęsły Ottona do cna. mimo to się nie ześlizgnął.
wszyscy pod tym pięknym błękitnym niebem są tłustsi i coraz tłustsi w końcu nie mogą się utrzymać i wpadają do zupy. chlust!
otto pije piwo. wciąż jest to opis podróży a nie jakieś niepotrzebne klituśbajduś. ostrożnie spróbował chwycić się jeszcze mocniej nie zważając na ciecz zalewającą go przy każdym & najmniejszym ruchu. nagle jednym ruchem podciąga się do góry. ramiona dotyk a ją dolnej krawędzi tunelu. musi je skulić i wciskać się do góry.
statek kołysze się & rozcina lekko fale śnieżnobiałe deski górnego pokładu ślizgały się pod sandałkami luci morze śródziemne falowało błękitem w bezlitosnej spalającej wszystko spiekocie. piękna jest moja ojczysta Styria tak piękna śpiewał arcyksiążę johann. w każdym razie słowo piękna winno zagościć na stałe w każdym rozdziale tej powieści edukacyjnej (bil dungsroman). steward uwijał się z napitkami między rzędami odpoczywających bez ruchu w upale pasażerów wszelkich narodowości ras kolorów i zawodów. z dolnego szynku przeciskał się na górny pokład głosy pijanych mężczyzn i niezbyt radosny śmiech dziewcząt. hermes 3 do hermesa 2 odbiór. inspektor p. z policji portowej czekał na odpowiedź pływającej gdzieś po oceanie opóźnionej esperanzy. zwinąć posterunek wycofać się zgodnie z planem. koniec. otto kurczowo czepia się wnętrza tunelu. górna część tułowia już zniknęła w środku. prze do góry centymetr po centymetrze. czuje że mu się uda. luci to huśtająca się góra lodowa w błękitnym oceanie przesłaniająca wszystkim widok na słońce. rosnąca góra między jej opalonymi nogami utrudnia jej jakikolwiek ruch. różowy język helmuta bezustannie wysuwa się z chłopięcych ust i zlizuje lodową masę luci. tysiące przebierających psich łap mącą wodę niemal doprowadzając ją do wrzenia. młody mieszaniec obwieszony medalami i znaczkami mówił prawie niezrozumiałym slangiem dalekich obszarów na brzeża ubrany w bermudy koloru khaki w rozpiętej z powodu upału koszuli z bosymi stopami w cebrze wypełnionym stopioną luci sipping martini on the rocks. płynnym brzmiącym dość obco tureckim ponowił wezwanie wskazując do tego i jednoznacznie na swój peacemaker 45. prawda właściwie ma to być przecież opis podróży. luci zalała już pół kontynentu styryjskiego ewakuowano miasta & wioski strażnicy porządku płyną w zgrabnych łódkach. co to za odzywka do sir benjamina franklina cow arse wycedził otto przez złote zęby rzadkie sosny rzucały rzadki cień wysoko u góry myszołów zakreśla w alpejskim powietrzu równe kręgi. właśnie za gęstym krzakiem pokrzywy zniknął papież w rzymie ze słoweńską gast arbeiterką branką. jak cudownie (cudownie) być znów w domu. tuareg na białym wyścigowym wielbłądzie pędził przez fatamorganę aż członkom anielskiej rodziny engel nawet wpadł do otwartych próbujących pysków kawałek luci.
john & paul te dranie chcą odebrać george’owi & ringowi prawo do miejsca w pełnym słońcu. nazywam się helmut powiedział otto bardzo grzecznie i wreszcie jestem opisem podróży na który pan tak długo czekał zamiast zwyczajnie podpalić całą tę książkę ale z pana idiota. potrójną enzian wódkę z goryczki na lewa gruba karczmarka i jak balon unosi się nad górą lodową którą kiedyś była cała Styria. w tym obcym jej żywiole porusza się lekko jak dobra wróżka. piękny upudrowany na biało fordanser ciągnie po gładkim parkiecie glazurowaną amerykankę. luci wrzasnęła przejmująco gdy nagle ożył jej lodowiec. teraz dopiero naprawdę wróciłem do domu znów wszystko rozpoznaję. otto jeszcze się rozwija a mimo to musi być odpowiedzialny za siebie. i do tego luci rozrasta się lodowato przenikając przez koła ratunkowe. jej zapach obala wszystko co znajduje się w pobliżu. otto ustawia się dokładnie pod spodem światło jego latarki wędruje po pochwie luci. dochodzi do samej góry. może nawet do samego czubka głowy.
przewożą triumfalnie górę lodową zwaną luci. jej psy stoją samotnie na straży a ze świerków opada śnieżny puch. helmut chichocząc strząsa białe cudo ze spodni koszuli i rękawic z jednym palcem. nieznośny róż wieczornego nieba zabarwia również luci jej smak jest pełniejszy owocowy wyborny orzeźwiający.
gdyż otto całym ciałem zasłania dochodzące od dołu światło. kowboju co za syf mi wstrzyknąłeś gdzie ten mój haj. nic nie czuję.
KOWBOJU CO ZA SYF MI WSTRZYKNĄŁEŚ GDZIE TEN MÓJ HAJ. NIC NIE CZUJĘ.
całując opaść pod kopułę cyrku lub do karuzeli pod zwitek muślinu w komplecie z biblijną jenny o czarnych włosach na pazia po ondulacji w anglezach na siąknięte tłuszczem jesiotra opaski na czole doskonałej przyczepności maska na oczach o końcach rzęs po ciągniętych tuszem ponętne cherrymouth żywa gibka pętla z błyszczącego twarożku gładkość bieli gałgankowa postać oferująca mu swój rozgrzany niczym w gorączce zaczep podczas powstawania bufy jak by w kanałach wiatrowych pętlenie się błyszczącego twarożku tyłem w górę między drążkami trapezu frank zappa puszczony w tany szarpane tango potok górski odgłos tchawicy komedianta przy salcie lekkomyślność przechwycone ozdoby z czeresienek na egzotycznej słomie zza pleców zakradanie się przyssawek z wywracanego koziołka & lipstick odpoczywająca szachrajka w trykocie gimnastycznym trybada z prastarego miodu z port said miśnieński szafranowy dołek staroczeski wypiek drożdżowy w kształcie kwiatu ozdoba z łoju i soku porzeczkowego w żółtawej porcelanowej misce. (misce). prawdziwie wiedeńskie truchło. cudo.
otto objął spojrzeniem cyrkowego artystę. od razu wie że ten mężczyzna dla niego to żaden problem.
winda rusza w dół i rozbija się.
ósme piętro częściowo służyło właścicielowi hotelu za mieszkanie dlatego jedno skrzydło budynku było odgrodzone i opatrzone tabliczką własność prywatna (własność prywatna). tam światło się nie paliło. mężczyzna w czerni zresztą się nie obawiał że ktokolwiek zapali światło gdyż był głęboko przekonany że dotarł co najmniej do centrali niższego szczebla siatki szpiegowskiej. nawet jeśli jakimś nieszczęśliwym trafem jego zaciekawienie domem zauważyłby któryś z jego stałych mieszkańców zapewne usunięto by włamywacza po cichu i bez zapalania światła. zamaskowany osobnik zdążył właśnie zejść z drewnianych schodów gdy na korytarzu rozbłysło światło latarki pospiesznie nacisnął znajdującą się tuż za jego plecami klamkę zwalniającą język zamka cichym ledwo słyszalnym skrzypnięciem. wszyscy wybuchnęli śmiechem jedynie elisabeth zachowała powagę. ciężki tupot podbitych gwoździami żołnierskich butów za dudnił na drewnianych schodach gdzieś otworzono drzwi powietrze rozdarł krzyk nieoczekiwanie prze chodzący w żałosny jęk. oficerski but helmuta z naj większą precyzją trafia w dziecięcą główkę on zaś cicho cedzi przez zęby: chyba pan nie myśli poważnie że w naszej rozpaczliwej walce przeciwko żółtemu niebezpieczeństwu damy się wciągnąć jakimkolwiek rewolucjonistom (rewolucjonistom) w ich sprawę. tym którzy w sąsiedniej galaktyce dzięki naszemu zabezpieczeniu transmisji teleportacyjnej są już bezpieczni. skorupy porcelanowego wazonu z namalowanym wiankiem fiołków leżą przed marmurowym kominkiem z wygasającym żarem rozhasany zegar z kukułką tyka cicho. sprawił to zły helmut to on zgręplował wyposażenie. raz po raz wodzi kutasem po porośniętej winoroślą i bluszczem ścianie i obsikuje płomiennie czerwone pelargonie już ze spojrzeniem nieco mniej zrezygnowanym. zląkł się. o boże nie pomyślał o tym w pierwszym przypływie radości. znów coś wisi w powietrzu.
błyszczący Cadillac bezgłośnie zatrzymuje się przed wejściem. w wypolerowanym metalu odbija się twarz człowieka-cudu zmięte poły fraka zwichrzone włosy. poczciwa pełna spokoju twarz elisabeth i rześkie po ranne powietrze natychmiast uspokajają nerwy helmuta i ułatwiają mu łagodny powrót do rzeczywistości. panuje duszna niezdrowa atmosfera jak to zwykle bywa na obczyźnie. na wpół zgniłe zwłoki dwóch osób których nie da się zidentyfikować jako dziecko mężczyzna czy cudzoziemiec nie przyciągają zbytnio jego niepodzielnej uwagi. legowisko. czyżby king kong wreszcie znalazł tu schronienie w tym niespokojnym świecie? takie wymuszone działanie to szczególnie nieznośny sposób. lecz nagle w owo uczucie rezygnacji wdziera się myśl king konga: mój syn to przestępca. czyżbym to ja zawinił? za mało o niego dbałem. gdy pozwalał sobie na zbyt wiele zmniejszałem mu kieszonkowe. i tyle tego. szereg pytań pozostających dla człowieka-nietoperza bez odpowiedzi a jednak głęboko dręczących trawiących i pustoszących jego wnętrze. z prawej strony obok prawdziwego perskiego dywanika stoi ciężka srebrna taca z pleśniejącymi śmierdzącymi resztkami jedzenia kawior homar po amerykańsku białe pieczywo ser żółty odrobina zjełczałego masła w maselniczce elisabeth między udami. szkło obficie pokryte odciskami palców człowiek-cud czuje jak pocą mu się dłonie a skóra na głowie pod czarnym kapturem dziwnie swędzi. czuje długotrwały tępy ból w sercu gdy uświadamia sobie z przerażającą pewnością: zawiodłem jako ojciec. spłodziłem dwóch potomków ale ich nie wychowałem. ojcowska dyscyplina nie była robinowi potrzebna ma silny i mocny charakter. a hans mój syn hans. a jego wisior dyndak hansa. to nie działanie king konga lecz białej damy.
sznur dzwonka urwał się & dynda beztrosko jej policzki płoną ze wstydu. biały telefon ze złotą tarczą milczy. potężna biała dłoń zatrzaskuje z potężną nieprzebraną siłą drzwi samochodu przecinając drobne delikatne ciało na dwie drobne delikatne połówki z których jedna obsuwa się na skórzany fotel a druga do rynsztoka. na górną wargę king konga wystąpiły krople potu a jego okrągła zwiotczała broda drży. konieczna amputacja szepcze konieczna amputacja głowy.
z długiego milczenia którego nikt nie odważył się przerwać imponującym skokiem podrywa się elisabeth budzi się z odrętwienia i wybiega za drzwi. usilnie stara się wymazać tak nieodwołalnie wyryty w jego pamięci ów obraz dziewiętnastolatki przy kości przedstawia w eleganckim kostiumie w klasyczną pepitkę taką ją widział po raz ostatni w lepszych czasach.
na wpół oblazłe lustro przedstawia człowiekowi-nietoperzowi oblicze mężczyzny w średnim wieku w średnio szarym garniturze z przedziałkiem pośrodku ze średniej miary nosem & średnio grubym korzeniem jednym słowem średniaka z ponadprzeciętnymi zarobkami. ścierwice mięsówki mieniąc się seledynem & brzęcząc są już nie do zniesienia. łowca przestępców ociera nawet tego nie zauważając wilgotne czoło. pokojówka pobrzękuje gdzieś naczyniami. pierwsi goście są już na nogach trzaskają drzwi samochodów. początek powszedniego dnia. zamaskowanemu człowiekowi nie pozostało zbyt wiele czasu. żniwo tej nocy było bardziej niż żałosne. złoty męski zegarek może być narzędziem zbrodni bądź nie.
człowiek-nietoperz najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z jaką przebiegłością przewrotnością chytrością ba nawet śmiałością zabierają się zazwyczaj do dzieła jego wrogowie.
po mistrzowskiej sztuczce zamaskowany człowiek pragnie jak najszybciej umknąć. niecałe dwie minuty później raptownie się prostuje i odwraca do king konga. z jego zazwyczaj różowego oblicza odpłynęła krew. chrząka przeczesuje lewą ręką rzadkie jasne włosy w polepionych od pomady strąkach mających zakryć pojawiającą się tu i ówdzie łysinę. próbuje ostrzec ludzi że to naprawdę on.
właśnie z prawej strony całkiem z prawej strony ekranu pojawia się ponownie dunja stara rosyjska hrabina emigrantka. zamaskowany człowiek-nietoperz spogląda na nią krzywo gdy ta klęczy na hotelowym łóżku z ranami ciętym i od wściekłych pchnięć nożem jakiegoś fanatyka fanatyka politycznego jak od razu konstatuje znawca. najwyraźniej sama jeszcze niczego nie zauważyła gdyż widzimy jak pospiesznie upycha letnią garderobę do walizki-szafy. później gdy powrócimy do tego etapu opowieści spotkamy ją ponownie na pokładzie.
proletariackiego młodzieńca przeciętego drzwiami samochodu king kong wypycha kawałkami na korytarz. wreszcie sięga po wolne lewe ramię. obaj mężczyźni prowadzą młodego człowieka do gabinetu lekarskiego. podchodzi do nieruchomej siedzącej na skórzanej kanapie głowy. z zamkniętych oczu spływały zza okularów po policzkach młodzieńca łzy. tak bardzo chciał studiować jak inni teraz zapewne nic z tego. chłopak nie wygląda na hochsztaplera stwierdza także lekarz. nietoperzowiec w granatowej aksamitnej bonżurce wkłada biały fartuch podchodzi do umywalki w rogu głośno i starannie myje ręce wyciera w papierowy ręcznik i wrzuca go do białego emaliowanego kubła na śmieci.
oczy sprawiają wrażenie wyjątkowo uczciwych. malec wciąż jeszcze płacze za swoimi bliskimi i pięknymi książkami. martwy małpolud leży u wejścia do skalanego obozu. wszędzie widnieją ślady olbrzymich szponowatych stóp opancerzonych zakrzywionymi pazurami. twórca tego późnoklasycystycznego domu miał piękną (piękną) żonę która pewnego dnia nagle oszalała. lecz on kochał ją bałwochwalczo i dlatego nie chciał oddać jej do zakładu. zastosował więc środki zaradcze by bezpiecznie ukryć ją w domu. czy tu umarła spytała elisabeth lubieżny uśmiech spłynął na jej usta rozżarzony blask bił z jej oczu a jej twarz wy raźniej niż kiedykolwiek wyjawiła swe okrutne piękno. biedny king kong to zwierzę puszczy taki młody taki zdolny i w ogóle. tak tu umarła. przecisnęła się przez jedyne nieokratowane okienko dachowe. zamaskowany łowca przestępców wstrząśnięty do żywego odwrócił się szerokimi plecami do miejsca akcji ostatniego aktu ludzkiej tragedii i zapalił camela. ba! krzepki twardziel!
w końcu się okazało że irmgardis Strauss prominentna siostra tv z chrześcijanina dziś (christ in der zeit) jest niewinna. okazuje się że nie było cienia prawdy w tym co o niej przebąkiwano. i tak się stało. już jej nie ujrzymy w naszych krajowych odbiornikach tv. dobrego gazety czynią niewiele a wiele złego znacznie częściej co widać.
dla tych chwackich chłopców z prasy brukowej nie ma żadnej świętości a my niby mamy zwracać się do nich panie kolego. ja za nic w świecie!
nie będzie to poważne dzieło jakich wiele raczej takie o swoistej gładkości. lekka przyjemna wakacyjna lektureczka na beztroski letni urlop. książusia po którą państwo sięgną z przyjemnością nawet w czasie tak zwanej kanikuły w trakcie wygodnego leżakowania na plaży lub siedzenia na łące w lesie i w żaden sposób ona państwa nie obciąży wydarzeniami politycznymi wielkiej wagi okrucieństwami popełnianymi na świecie czy w ojczyźnie lub trudnymi problemami. nareszcie książka która nie męczy lecz relaksuje i służy rozrywce. a przy tym zawiera wiele pożytecznych informacji i porad w jaki sposób mogą państwo urozmaicić sobie życie. świetnie. (świetnie)!
otto potrafił też być inny. zanim zdążyło się go obrazić nazywając provosem czy hippisem obibokem bez przyszłości w mig się zmywał by sprowadzić towarzyszy zabaw te najciemniejsze typy wśród młodzieży wiedeńskiej tych podrzędnych pracowników umysłowych których zniewolił obrzydliwym szantażem niespełnionych urzędników ćpunów pijaków praktykantów na przyuczeniu pedryli dno społeczne tramwajarzy poczciarzy kelnerów wszystkich bez pozycji społecznej bez domu rodzicielskiego i już nic porządnego z nich nie będzie choć za jedno dobre słowo gotowi są zrobić wszystko dosłownie wszystko. za główną kwaterę służył im ustęp publiczny w idylliczniusim miejscu w centrum Wiednia pod ringstrasse do którego można było podjechać największy mi ciężarówkami wybetonowanym podjazdem tą drogą podążał łup złodziejski ze sklepów samoobsługowych i z domów towarowych na mariahilferstrasse skradzione samochody do przemalowania wyjeżdżały stąd ręcznie ciągnięte wózki z owocami jarzynami zwykłą kiełbasą musztardą pieczywem piwem sodą colą słodyczami. tutaj rośnie płód w niejednej dobrze zapowiadającej się młodej fryzjerce by ujrzeć światło zimnego i wrogiego świata. nadłamane latorośle wkrótce uwiędną tu na dobre. stąd z dołu niektóre rzeczy wydają się bardziej nieosiągalne niż księżycu góry. tu na dole mama Ottona wygłasza zdania godne zapamiętania: dzieci wstydźcie się już tacy duzi a zachowujecie się jak dzieci! co pomyślą koledzy gdy zobaczą ten bałagan. znów podkradłeś mi oszczędności. mama spogląda z wyrzutem na to nie zbyt zachęcające miejsce. oto matkojebca otto ostatnie kroki wykonuje niemal biegiem. nie ma tu wielu rzeczy. tu wciąż dzieją się kolejne niesłychane świństwa tak zwyczajnie w pobliżu historycznych budowli i związanych z nimi tradycji.
z tego wynika
20 lat życia w malarycznych regionach indii przerabianie taniego surowego opium ciągłe rujnowanie się w wiedniu konkursowymi jebankami w małej kawiarni w hernals (in einem kleinen café in hernals) podzielonej na kilka boksów dla obcych wydobywa nie taniej nastrojowej muzyki z jelit nakładanie tury storn więzów i przenoszenie ich do państw pobliskie go bloku wschodniego. ale najprzyjemniej jest jednak gdy na każdy penis nadziana jest rześka i pełna wigoru czarnulka lub gdy się ją zwyczajnie porzuca w wodzie drwiąc ze wszystkich i ze wszystkiego. miejmy nadzieję że sytuacja nas nie zmusi by strzelać do niemieckiego ubootu!
ta młoda dama zdradźmy od razu to nasz otto.
udawać ból brzucha i przychodzącego z pomocą policjanta z zimną krwią zastrzelić z jego własnej broni służbowej. otrzeć jego szeroko otwarte oczy o błagalnym spojrzeniu papierem toaletowym a następnie zasunąć rozporek. miejmy nadzieję że sytuacja nas nie zmusi by strzelić do amerykanina w kącie naszej własnej łazienki. to bezlitosny wybór z charytatywniusiej działalności ottona w służbie bliźniemu. oto praktyczne wskazówki.
prywatny uczony sławny biolog i badacz leukemii do tego niechluj ze słabością do pasztetówki z inzersdorf. mężczyzna po 40 w sile wieku od 20 lat w malarycznych regionach indii z dala od żony o imieniu otto która go zdradza. chce wrócić do niemiec. wciąż ma jeszcze w uszach zgrzyt piły do cięcia kości. chmury nie pozwalają jednak by miejscem lądowania samolotu stała się zapomniana przez cały świat dolina chandra. to pierwsza ludz. tragedia opisana w tej książce dla młodzieży. to również powód dla którego już się nie pojawi na kartach tej książki proszę o nim zapomnieć sam sobie jest winien.
gdy otto niezdecydowanym ruchem pociągnął za łańcuszek spłuczki potwornie śmierdząca woda poszła do góry zamiast do ścieku. on sam i jego obecna przyjaciółka studentka języków obcych byli zupełnie mokrzy. w dzisiejszych czasach powinien być ostrożny jeśli wprowadza do domu kogoś zupełnie obce go. plecak ottona gdy ten w kuchni wyciera do sucha kieliszki i srebro poddawany zostaje szczegółowemu sprawdzeniu. na światło dzienne wówczas wychodzą oczywiście nader dziwaczne rzeczy. życie jak zawsze pełne niespodzianek sprawia mu prawdziwą niespodziankę.
otto to wykapany ojciec w młodszej wersji. tylko trochę się od niego różni: brodą faszysty igłami świerkowymi we włosach nazbyt wypolerowaną laską do szramowania. to drobiazgi ale rzucają się w oczy pewny siebie a mimo to niepewny cóż za paradoks. od dawien dawna kutasy ottona i jego przyjaciół wyposażone były w szpiczaste haczyki na ryby sztywne jak lufy karabinów wystawały ponad mur ogrodzenia. gdy jakiś zamiejscowy nazista z ciekawości chwytał je wówczas biodro właściciela kutasa zgrabnym ruchem przerzucało go przez balustradę do smarkaczy po drugiej stronie dokonujących na nim rabunku i później pozwalających zbiec obdarowanemu z kil koma dziurami w odbytnicy. dziecko które zrobiono kobiecie przyszło na świat pokryte w całości łuskami i ta żałosna istota stanowiła dla rodziców jedynie nie produktywny balast.
do wykafelkowanego wejścia w szalecie krasnale otto na ochoczo znoszą stoły i ławy a dla pokojowo na stawionych gości miasta przybyłych z ameryki w misji jednoczenia narodów przygotowuje się poczęstunek. głównym przedmiotem zainteresowania ottona zawsze była turystyka choć jego poglądy w tej sprawie różnią się nieco od ogólnie przyjętych. najpiękniejsze bździanie bez akompaniamentu cytry cymbałów ukulele bandoniki to żadna przyjemność. wrzeszcząc obywatele usa pływają we wrzącej zupie żaden nie uda je bohatera. niebawem ukochani rodzice w dalekim kraju nie bez kozery martwiący się o losy swych pociech w Wietnamie wiedzą że te całe i zdrowe bawią w wiedniu u dawnych towarzyszy radosnych studenckich czasów. i czerwoni jak raki ci goli krzykacze pluskają się w zupie. służba wojskowa zazwyczaj rozkłada się sama z siebie lecz skoro otto już tu jest niech sam to załatwi. oddzieli ziarno od plew. nawet kościoły cuchną od tych wszystkich przyjęć urodzinowych. kamienica komunalna oddziela się tak zwyczajnie od frontu z oknami i się kruszy. jesteśmy śmiertelnie przerażeni. jak to dobrze że mój mąż śpi przy ścianie od strony salonu niczego nie zauważył lecz po chwili krzykiem wybucha cała kamienica. ponieważ żadna rodzina już wspólnie nie leży tylko ogląda telewizję to otto lustruje własny podnośnik zupełnie innymi oczami.
otto ma mocny zarost jak wielu brunetów a twarz znów pokrytą czarnym meszkiem. przyłapał się na tym że uśmiecha się do siebie przed lustrem.
nieprzyzwoite zaczepianie kobiet i dziewcząt tego miasta to najlepsza zabawa ottona łączącego w sobie elegancję papieża w rzymie z gibkością rozumnego zapaśnika alibaby. jednym ciosem uśmierca natychmiast. to dopiero czyni całą rzecz pociągającą i elegancką.
gospodynię domową im bardziej skomli tym bezlitośniej mąż i dzieci w domu i praca w biurze i jedzenie na piecu zaciskają w imadle nóg ottona łamią i demielinizują. cios ścina ją z nóg. te ludzkie resztki spa dają bezgłośnie jakby rażone piorunem. basta z rodzeniem dzieci. czasem dzieje się to szybko.
symboluś młodego robotnika żywa wymówka przed świątynią tezeusza ma z łupów ottona dostać kilka nowych koszul krawaty marynarki buty skarpetki kapelusz ozdobiony pędzelkiem z koziej bródki i laskę wędrowca. żadna kobieta mu się nie oprze mówi zaniepokojony otto spoglądając na swoje vis-a-vis. 35 letniego kierownika rewiru dzielnicowych helmuta k. i dzielnicowego poszukiwanego od początku tego rozdziału i mimo młodego wieku określanego jako nad wyraz uzdolnionego i obowiązkowego i zasługującego na awans i bóg jeden wie co jeszcze o nim pisano nareszcie odnajdujemy przed bufetem dwórcowym w kałuży krwi. martwego. zmarł wskutek po strzału: w czoło w skronie w podbrzusze w kończyny w usta w pierś w nerki. poza tym widoczne kopnięcia dźgnięcia i ugryzienia. to okropny widok ręce umazane kałem te biedne białe ręce helmuta ozdobione kryształkami śniegu. biedne czerwone usta z wiszący mi na nich kropelkami krwi biedne jasne loki już nie poigra z nimi wiatr biedny mały helmuci kutas zawisł gdzieś wysoko w świerkach. biedne stopy helmuta wciąż jeszcze mknące sankami ku dolinie nie wiedząc że helmutka już nie ma.
rozżaleni koledzy policjanci zamordowanego kierownika rewiru domyślają się sprawcy w kręgach homoseksualnych. poszukiwania niesłychanie brutalnego mordercy któremu grozi samosądek są w biegu pod najściślejszą ochroną. och co za straszliwy ból w białym policyjnym helmucim ciele pod białym prześcieradłem.
otto nie umarł. otto jedynie wymknął się by uniknąć interwencji policji. a teraz powraca by zdobyć władzę nad światem. w ręku dzierży już narzędzia władzy. czyż mogłoby być inaczej? w każdym z nas jest trochę ottona wszędzie tam gdzie śmieją i bawią się dzieci gdzie kobieta i mężczyzna szczęśliwie leżą razem i wypełniają obowiązki gdzie szczęśliwa matka w bólach jednak się uśmiecha gdzie zgrzybiała staruszka z równie zgrzybiałym staruszkiem radują się wiosennym słońcem wszędzie tam w mieście i na wsi otto jest u siebie. biedny burgenland.
otto ciężko dysząc łapał oddech a jednocześnie czuł jak lodowaty strach jeszcze chwilę temu wypełniający jego serce ustępuje miejsca wznoszącej się w nim fali ciepła i dumy. w ostatniej chwili uszedł pułapce i roztoczył się przed nim stok udzielając pomocy a na nim ustawionych według wielkości kilka domków podobnych do wiejskich wychodków z serduszkami w drzwiach z gontowych dachów uchodził dym a little john little paul little george little ringo wystawiali do okna rozweselone buzie. ladymadonna. nad nimi unosiły się kolorowe baloniki terkoczące jak tommy guns i wypluwające ładunki ołowiu na przechodniów padających jak pod kosą żniwiarza. john wskoczył na ozdobioną kwiatami balustradę i rzekł teraz mam już tylko was & dzieło mego życia. po niebie krążą gromady przeciwników gromada chuliganów z brązu. burmistrzowi we wrogim mundurze little paul sprawił tymczasem podwójny rząd czerwonowiśniowych guzików na uniformie sierżanta tak że ten przyciskając do piersi z całej siły swe Jezusowe serce upadł na niewiarygodnie green grass. naga kobieta z drewna chodzi jak bocian na wyprostowanych nogach stereotypniuśko między studnią a dzbanem i dzbanem a studnią wojna partyzancka dawała jej się ostro we znaki kle kle kle see how they run!
otto przywódca zaprzyjaźnionych czerwonych kurtek nawiązał ścisły kontakt a gdy wreszcie nadchodzi zima góry śniegu przykrywają cmentarzysko samochodów wraz z jego mieszkańcami jednak zwycięzcy siedzą po turecku na dachach palą jointy i delektują się nocą długich noży. zatem to miejsce pamięci też jest stracone zamyśla się otto. po niebie maszerują przyszli przyjaciele twarda gromada chuliganów z brązu.
luksusowy parowiec esperanza spokojnie przemierza atlantyk w długim rejsie z europy do brazylii. pasażerowie są weseli & beztroscy załoga statku pracuje niemal rutynowo. niezauważony przez pasażerów żądny przygód hiszpan manuel cortez maria y mendo za genialny lekarz naukowiec i rajdowiec diabeł i idol przejmuje komendę nad statkiem. zamach rychło koń czy się niepowodzeniem na pokładzie b wybucha pożar. czy manuel rzuci się w ogień by ratować dunję czy w końcu serce wygrało z zimnym wyrachowanym rozumem? hydraulik pieszczotliwie zwany przez luksusowych pasażerów Ottonem naprawia gorączkowo wszystkie uszkodzone odpływy wykręca kurki przy wannach rozbija obcęgami muszle klozetowe tłucze kafelki napełnia bidety psim gównem wygina prysznice. jest nieugiętym bojownikiem w walce klas z miną chwata speca poczciwego robotnika i znanego człowieka. z ciemności głównej siłowni statku łapie marię i inne służki niepokalania za piersi albo tam gdzie akurat jest trochę miejsca.
w prywatnych łazienkach woda wzbogacona uryną Ottona sięga niektórym po szyję pływają w niej pety resztki jedzenia rzygowiny itp. w maszynowniach ciśnienie w kotłach raptownie spada. sabotaż. alarm. gdzie uszczelki śrubokręty klucze kamizelki ratunkowe. piękne wytworne panie z krzykiem unoszą brzeg sukienki i uciekają gdzie się da. otto opowiada tam był także straszliwy pożar objął domy a nawet kościółki i synagogi i wszystko strawiły płomienie. oczywiście wraz z moją metryką urodzenia. otto był nieślubnym dzieckiem nie miał towarzyszy zabaw. cieszcie się że nie nadpiłowałem statku. tak mówił hydraulik otto. kiedy wreszcie przybijemy do brzegu wolnej ameryki południowej? nawet najodważniejszym zrzedła mina przy tych słowach.
ojciec to były jeniec wojenny który wrócił z rosji do strefy rosyjskiej matka to chłopka z prus wschodnich z wielkim zadkiem znana z wielu prawdziwych po wieści ojczyźnianych wierna i dzielna kobieta. mżyło. pogoda sprzyjająca wzrostowi tak się u nas mówi. dziewczyna miała na imię dunja i była nad wyraz rozwinięta bardziej niż inne w jej wieku. znowu jakaś dunja. ci cierpiący niewyobrażalną biedę ludzie nigdy nie tracą związanego z ziemią poczucia humoru. co można sądzić o tego rodzaju machlojkach intrygach knowaniach? otto powstrzymuje napływające łzy & smaruje rurę z gorącą wodą stopioną słoniną która jak sama nazwa wskazuje natychmiast się topi a z podłogi czyni ślizgawkę. otto chwyta więc główną rurę ześlizguje się po niej i na zawrotnej wysokości wisząc jak małpa przesuwa się do numeru 1764. ani kwiatuszka w drżącym powietrzu. gdy dotarł na miejsce czekało go najtrudniejsze. w ciągu ostatnich kilku godzin znacznie się ociepliło. śnieg & lód topniał nie wolno mu było wejść na dach dopóki dotykał linii wysokie go napięcia. nie pozostawało mu nic innego jak ją puścić. spadł co prawda tylko pół metra lecz pośliznął się i nie znalazł oparcia. (oparcia). w błękitnej zatoce maracaibo narciarze wodni stanowili hałasujący kolorowy rozbawiony rój. piana burzącej się wody rozpryskiwała się pod wytwornymi grzbietami fal skąpane w słońcu dziewczęta w skąpych bikini rozdawały kamerzystom promienne uśmiechy. niezauważony przez większość ben chander wszedł na pokład tankowca. to nowa postać. w jego bagażu nie było nic poza niemieckim pistoletem mauser. to zając wielkanocny podczas tajnej operacji. white giant ogarnął wzrokiem umierającego głuchego Ottona ptaka na kalenicy ani jeden mięsień nie drgnął na jego twarzy o ostrych męskich rysach jakby wykutych z granitu po chwili bez słowa wyciągnął do śmiertelnika swą olbrzymią rękę z pomocą wszelka łagodność tego świata objawiła się na jego obliczu. wypowiedział jedno jedyne słowo chodź. szlochając z ulgą uparciuch otto puścił krawędź. operacja werwolf. hasło. nareszcie. w milczeniu ścisnął dłoń bena lustrując agentkę z kaburą na szelkach u jego boku. woda. zakręcona. pokład. przygotowany. droga ucieczki. Odcięta. porządek. przywrócony. spokój. osiągnięty. ameryka. faszystowska. rosja. rewizjonistyczna. mao. to nasza przyszłość. ho. nasza przyszłość. zbawiciel. to kaczor donald. murzyni. są płodni. chińczycy. wszyscy to aktorzy.
o mój boże wskaż mi drogę wskaż jakąkolwiek drogę bym mógł tę małą istotkę otoczyć opieką rzekł otto. przecież to pan był specem od materiałów wybuchowych w ruchu oporu stwierdził ben. tak. proszę więc iść do magazynu i poprosić o wydanie ładunku. taki kruchy tak maleńki i wydany na świat który nigdy przenigdy nie będzie dla niego dobry. o mój boże wskaż mi drogę wskaż jakąkolwiek drogę bym mógł tę małą istotkę otoczyć opieką rzekł otto. moja matka była trochę bojaźliwa rzekł otto.
w tej opowieści niecodzienne są jedynie postaci i warunki zewnętrzne. narkotyki i zniechęcenie życiem są na porządku dziennym. a ludzie chętnie czytają o tym w gazetach.
proszę go przedwcześnie nie podejrzewać to nie jego wina że tak wygląda obserwacje o których pan napo mknął to żaden dowód ani nawet poszlaka przecież są mężczyźni o cechach nieco kobiecych wynika to z tego że w ich krwi krąży trochę więcej żeń. hormonów niż średnia statystyczna nie ma to nic wspólnego z jakimiś nieprawidłowościami jeśli tylko miałby taką nieprawidłowość szybko by się zdradził na przykład preferując pewien szczególniusi typ mężczyzny & traktując go czule w jego przypadku byłby to bardzo męski surowy i szczególnie twardy typ mężczyzny przeciwieństwa się przyciągają. w tym przypadku musiałby go pan natychmiast zwolnić! jeżeli potrzebny jest nerw by przywrócić sprawność ręki można posłużyć się nerwem z łydki i zastąpić nim utracony nerw łokciowy należy się jednak liczyć z tym że po takim zabiegu nie będzie możliwe unoszenie palców u nóg podczas chodzenia wadę tę można jednak łatwo zrekompensować nowoczesnymi butami ortopedycznymi ze stalową sprężyną. żona również robi mi wymówki że tyle i tak chętnie majsterkuję ale cóż innego mam do roboty w czasie wolnym? w piwnicy gdzie nikomu nie przeszkadzam mam taki warsztacik mogę tam sobie przycinać piłować i kleić a to właśnie sprawia mi przyjemność. tylko siedzenie przed telewizorem co za bezsens. robię nawet meble. w zeszłym tygodniu była to brzozowa ławka do ogrodu zresztą bardzo ładna a teraz robię żardinierę.
otto przytaknął z wyrazem niezadowolenia na twarzy. (otto zdążył jeszcze odskoczyć w bok właśnie z całej siły trafiła w niego deska a cały świat zapadł się na wiele godzin wiele minut w stan zamroczenia bez ładu i składu. kto wie.)
gdy uśmiercimy ojca wszystko będzie znów takie proste tak miała powiedzieć maria do o. pewnej nocy wykrada dziadkowi flower i zanosi swemu ukochanemu. przez kilka dni o. strzela z niego do ptaków zużywa całą przyniesioną przez marię amunicję z wyjątkiem jednego jedynego naboju. zostawia go. w tej samej chwili rozlega się strzał. samoistnie odpalony przy ładowaniu. gdy ojciec dowiaduje się że o. chce jeszcze zapolować na króliki oferuje mu 30 naboi przechowywanych w domu na wypadek przygotowań do śmierci.
do jakich marzeń to skłania takie ukrywanie się we własnoręcznie wykopanych jamach ciągłe ucieka nie przed dziećmi wykradającymi komiksy papierosy butelki piwa zapałki potrafiącymi ukraść dosłownie wszystko tymi bachorami z dobrych domów. nie ufne jak u zwierząt czatowanie w śmierdzącej szafie z ubraniami ojca zatęchłymi kalesonami kurtkami wojskowymi oficerkami skróconymi butami piechura płaszczami z lodenu skórzanymi spodniami podkolanówkami skarpetami podkoszulkami na ramiączkach sznurowadłami. gdy pewnego razu o. intensywnie przygląda się szparce marii natychmiast krztusi się bezmiarem nowoczesnych garniturów koszul przed wojennych krawatów proletariackich kaszkietów. nie skłania to zimą do odważnych marzeń o tłustej dziczyźnie i torbach pełnych specjałów.
zatęchłe kalesony kurtki wojskowe oficerki skrócone buty piechura płaszcze z lodenu spodnie skórzane podkolanówki skarpety podkoszulki na ramiączkach sznurowadła garnitury koszule przedwojenne krawaty proletariackie kaszkiety zmuszają ich w końcu do wciśnięcia się pod pianino przykryte narzutą z perłowymi frędzlami z czasów gdy jeszcze żyła matka potem za poczciwą brokatową kanapę na 2 rustykalne krzesła obok dębowego łoża małżeńskiego z intarsjami do stolika nocnego gdzie dodatkowo pachnie tym co tatusiek robi pod siebie. jego drogę wyznaczają niedopałki pety krople śliny kufle piwa domowe pantofle okulary sztuczna szczęka czopki przeciw hemoroidom krople nasercowe gówno szczyny plwociny. taką drogę muszą przejść gdyż są młodzi. taką drogę musieli przejść gdyż byli młodzi i mieli później przejąć gospodarstwo. w niedługim czasie niegdyś wychuchane gospodarstwo pokryła niemal konserwująca warstwa brudu & robactwa. zastygło jak w galarecie i stężało jak spadochron helmuta nad morzem polarnym.
w niedługim czasie zatęchłe kalesony kurtki wojsko we oficerki skrócone buty piechura płaszcze z lodenu przedwojenne krawaty proletariackie kaszkiety spodnie skórzane podkolanówki skarpety podkoszulki na ramiączkach sznurowadła garnitury koszule poroża jeleni pokryła niemal konserwująca skrzepła warstwa nasienia.
staruch nie wycofał się nie ustąpił nie odjechał nic nie przekazał nie przeszedł w stan spoczynku nie sprzątnął się nie zszedł z pola bitwy nie spasował nie ruszył się z miejsca nie przepadł nie zużył się nie zdechł jedynie oddawał się przejażdżkom na motorowerze jego chlubą i odmianą w podeszłym wieku. nie mogę na zbyt długo zostawić pustego domu. daleko nie ujechał. o. sięgnął po karabin jakby od niechcenia na cisnął spust. strzał potężnego strzelca dosięgnął ojca w okolice lędźwi zrzucając go z motoroweru i zmuszając do wołania o pomoc. ogarnięci paniką o. i maria podbiegli do niego. tak długo tłukli bezbronnego kolbą karabinu aż wyzionął ducha. zalane krwią ciało zaciągnęli w żyto gdzie dopiero po 9 dniach znalazły go bawiące się tam dzieci.
turok usiłuje wcisnąć głaz w wylot wąwozu lecz zbliża się honker. właśnie gdy turok usiłuje zamknąć głazem wylot wąwozu honker szykuje się do ataku. honker bez uprzedzenia przechodzi do ataku gdy tu rok rozpaczliwie usiłuje wepchnąć olbrzymi głaz do wylotu wąwozu przeraźliwy wrzask uświadamia właśnie rozpaczliwie usiłującemu wtoczyć ciężki głaz do wylotu wąwozu turokowi że olbrzymi honker właśnie przechodzi do ataku. ponieważ turok wciąż jest zajęty wpychaniem olbrzymiego głazu do wylotu wąwozu nie widzi że teraz honker przechodzi do ataku. honker spostrzega że uwagę turoka zaprząta olbrzymi głaz który usiłuje wcisnąć w wylot wąwozu i błyskawicznie przechodzi do ataku. honker nagle prze chodzi do ataku gdy turok wciąż rozpaczliwie usiłuje zamknąć olbrzymim głazem wylot wąwozu. rozpaczliwe starania turoka by powstrzymać honkera olbrzymim głazem który usiłuje wepchnąć wylot wąwozu spełzają na niczym honker przechodzi do ataku. turok starający się wtoczyć olbrzymi głaz w wylot wąwozu zostaje zaatakowany przez honkera. honker atakuje turoka usiłującego zamknąć olbrzymim głazem wylot wąwozu.
oślepiające białe światło południowego słońca załamuje się na pobielonych wapnem murach żeby ochronić przed upałem pozbawionych od strony ulicy okien. nasza wycieczka podąża za odgłosami śmiechu krzyków i gwaru. śmiech krzyki i gwar prowadzą nas na główną ulicę gdzie odbywa się wielki festyn znów jesteśmy wszyscy razem przyjaciele znów jesteśmy wszyscy razem. na szczęście zatruty kolec wychodzący z czubka buta nie chybi swego celu. koło strzel nic tłoczą się karłowaci cyganie powietrze wypełnia śmiech krzyki i gwar jak już wspomniano ludzie wyszarpują sobie tureckie słodycze i cukrową wodę. namiot piwny rozrywki plebejskie mają znaczący wkład w wypełniający powietrze śmiech krzyki i gwar. przed olbrzymią kartonową tablicą stoi fotograf z aparatem przysłoniętym czarnym suknem. na tablicy namalowane są różne postaci a mianowicie: postać epizodyczna w śniegu myszka micky piosenkarz roy black olbrzymka z kobrą asystentka z teleturnieju złoty strzał (der goldene schuss) to postaci poboczne. w środku religijny zwierzchnik głowa tego letniska white giant łysy mężczyzna w mundurze żuawa z tuzinem długich gwózdków męczennika wbitych w czaszkę to fotografia. wszystkie te postaci nadnaturalnej wielkości mają dziury w miejscu twarzy i przyrodzenia to mężczyźni a kobiety 2 w miejscu piersi i po jednej na twarz i narządy rodne. wśród ogólnego śmiechu krzyków i gwaru ludzie ściągają ubrania i przymierzają się do kolejnych tablic ustawiając się za nimi i wtykając odpowiednie części ciała w odpowiednie dziury. jeśli ktoś był za niski wówczas dwójkami wchodzono na siebie i dzielono koszty. tę mniej łubianą rolę dolnego przejmował najczęściej dobry przyjaciel a nasz otto tak bardzo się nią zachwycił że nieprzymuszany zgadza się by na jego gołym tyłku wylądowała niemal połowa miasteczka najczęściej jego fiut jest większy od twarzy u góry co potęguje śmiech krzyki i gwar. najdroższy jest white giant tylko najbogatsi chłopi mogą sobie na to pozwolić. często 3 członkowie rodziny wdrapują się na siebie by dostąpić tego ogromnego zaszczytu. jego penisową dziurę przykrywa się z szacunkiem białą za słoną gdy obecne są osoby innego wyznania. przed cudownym obrazem helmut pada na kolana. jego ludowy strój grzeszył niejedną łatą i dziurą ale przecież znowu jest w domu! słońce plecie z promieni niewidoczny wieniec wokół jego jasnej głowy. nie zwraca uwagi na ludzi wokół siebie. sztachnięcie.
nienapastowany przez nikogo otto zostawiwszy innych koło gruchota okrężną drogą tyłami 3 budynków i przez podwórze dociera do muru wokół dziedzińca hotelowego by spotkać się ze swymi zleceniodawcami i skasować forsę. kopertę wypełniają zdjęcia wszystkie pokazują to samo gianta z prostoduszną twarzą ottona z niezrównanym fiutem ottona (ponieważ otto jest olbrzymiej postury idealnie wpasowuje się w otwory). na koniec rżnie 2 młode chłopki razem tworzące jedyną w swoim rodzaju gorącokrwistą hiszpankę dlatego nie może tego uczynić z trzecią czyli z dołem hiszpanki. to koniec pogrzebane wszelkie nadzieje. nie ma spadkobiercy. po co się żenił skoro nawet nie ma syna?
wziął krótki rozpęd podskoczył chwycił pierwszą belkę i silnym ruchem podciągnął się do góry. tuż przed pierwszym stopniem na wysokości około 7 cm rozciągnięty był cieniutki czarny drut prymitywne lecz skuteczne zabezpieczenie. nikt poza człowiekiem-nietoperzem nie zauważyłby tego i przechodząc by zerwał. zamaskowany ominął drut & wskoczył na schody. w nie równych odstępach rozciągniętych było 7 kolejnych drutów w porę je zauważył nie zahaczył o nie. doświadczony łowca przestępców zatoczył się jak pijany w stronę okna i tak się ustawił z automatycznym er kaemem że na celowniku miał statuę tę chińską agentkę ze szklanego ekranu znaną mu z wielu programów o ściganiu przestępców w telewizji. z tą różnicą że wygląda młodziej niż w tv. sztachnięcie. blada niewyspana elisabeth umieszczona jest na siedzisku niesionym przez cztery przyozdobione białe muły. a on patrzy na nią jak z każdym krokiem się oddala cudowne wspólne chwile znikają jakby nigdy nie istniały zakłada paski na ramiona i czeka. czarno ubrane stare kobiety w jedwabnych chustach na głowie mrucząc półgłosem po woli suną za statuą a za nimi podążają w długich białych sukienkach dziewczynki w lokach-sprężynkach. dopiero teraz zauważył że elisabeth jest cała w białym lukrze pracowite ręce umieściły na niej kwietną deko rację z pastelowych bez. ozdoba z kandyzowanego cukru na głowie imponująco wznosi się na kilka metrów ciemna czekolada przedstawia włosy oczy usta i część wstydliwą. muły opędzają się od much. kowboju ta dzisiejsza szpryca to niezły odlot.
tymczasem kowboj robi mu następny zastrzyk. czy już wyraźnie pan widzi pyta. mam jeszcze przed oczami lekką mgiełkę. przejdzie do jutra. w każdym razie życzę panu spokojnej nocy. z zamaskowanego spływa słony pot teraz nadchodzi ten moment sztywnieją mu palce mulica z prawej szarpie.