Jezus chodzi po Krakowie - ks. Michał Olszewski SCJ - ebook

Jezus chodzi po Krakowie ebook

ks. Michał Olszewski SCJ

5,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Książka ta jest osobistym świadectwem księdza Michała Olszewskiego SCJ - opisem znaków i cudów, które uczynił - i nadal czyni! - Bóg na naszych oczach.

"Od momentu, gdy zacząłem pisać to, czego doświadczyłem w pierwszym roku mojego kapłaństwa, minęło już siedem lat. Pierwsze wydanie "Jezus chodzi po Krakowie" było owocem tego zachwytu nad tajemnicą kapłaństwa. Po upływie symbolicznych siedmiu lat wznawiamy pod marką Grupy Profeto książkę "Jezus chodzi po Krakowie" poszerzoną o moją osobistą drogę do pięćdziesiątnicy, o której przed siedmiu laty nie miałem odwagi opowiedzieć. Dzisiaj do tego dojrzałem, gdyż wiem, że to prawda, że Jezus nadal chodzi po ziemi i dokonuje tego wszystkiego, czego świadkami byli ludzie żyjący na co dzień z Jezusem przed 2000 lat."

Grupa Profeto powstała po to, by wydając media o różnym profilu, docierać w nowoczesny sposób z Ewangelią do człowiek XXI wieku. Podmiotem zarządzającym jest Fundacja Profeto.pl założona przez Polską Prowincję Księży Sercanów. W naszej misji nie tylko chcemy ewangelizować poprzez nowoczesne środki przekazu, ale również chcemy tworzyć nową jakość i dawać narzędzia, by inni mogli je wykorzystać w dziele przepowiadania.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 136

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Spis treści
Wstęp do pierwszego wydania
Wstęp do drugiego wydania
Pięćdziesiątnica dzisiaj
Duch objawił mi Jezusa, czyli droga do mojej Pięćdziesiątnicy
Seminarium – w oczekiwaniu na Pięćdziesiątnicę
Jezus chodzi po Krakowie
Jezus przebacza
Jezus głosi Słowo
Jezus uzdrawia
Jezus uwalnia
Odnaleźć swoją pięćdziesiątnicę

ks. Michał Olszewski SCJ

JEZUS CHODZI PO KRAKOWIE

Pięćdziesiątnica pierwszego roku kapłaństwa

Wydanie drugie poszerzone

Kraków 2016

Copyright 2016 © Wydawnictwo Profeto

[email protected]

Publikacja za zgodą Prowincjała Zgromadzenia Księży Najświętszego Serca Jezusowego, Prowincja Polska

ks. Wiesława Święch SCJ

Warszawa, 30 grudnia 2016 r.

L.dz. 322/2016

Opracowanie redakcyjne i projekt okładki: Mariusz Bilski

Korekta: Beata Mosz

Zdjęcia na okładce: farbkombinat-fotolia.com oraz Mariusz Bilski

Skład i łamanie: Studio Grafpa, www.grafpa.pl

Cytaty biblijne pochodzą z Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu

Biblia Tysiąclecia, Pallotinium

ISBN 978-83-945908-3-3

Druk i oprawa:

KNOW-HOW

ul. Chełmońskiego 255

31-348 Kraków

Wstęp do pierwszego wydania

Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, ten będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Te zaś znaki towarzyszyć będą tym, którzy uwierzą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, a Ci odzyskają zdrowie.

(Mk 16, 15-18)

Gdy 1 lutego 2002 roku przekraczałem progi klasztoru, by rozpocząć okres postulatu, pierwszego etapu na bezpośredniej drodze do kapłaństwa, nie zdawałem sobie sprawy z tego, że kapłaństwo jest wypełnieniem się tych właśnie słów Jezusa, które On wyrzekł do swoich uczniów przed dwoma tysiącami lat. Posłał swoich następców, by głosili Słowo całemu światu. Zapewnił też, że będzie to Słowo owocne, z mocą, dające zbawienie tym, którzy uwierzą. Obiecał również, że będzie potwierdzał ich misję znakami. Na kolejnych stronach chcę zaświadczyć o tym, że Jezus mówił prawdę.

Chcę złożyć świadectwo na cześć Tego, który jest jedynym Panem i Zbawicielem, i pragnę powiedzieć wszystkim, do których dotrą te słowa, że Jezus żyje! Nie jest Bogiem martwym, ale Bogiem żywym. Tak jak dwa tysiące lat temu, tak i dziś chodzi po naszej ziemi i rękami swoich następców dokonuje tych samych wielkich dzieł. Głosi Ewangelię o Królestwie, wypędza złe duchy i uzdrawia chorych. W pierwszym roku mojego kapłaństwa zobaczyłem i doświadczyłem prawie wszystkich cudów Pana, które zostały opisane w Ewangeliach. Nie widziałem tylko wskrzeszenia i chodzenia po wodzie. Byłem świadkiem, jak ludzie odzyskiwali władzę w nogach po latach paraliżu; jak znikały różnego rodzaju bóle, ciągnące się latami; jak ustępowały choroby skóry. Trzymałem na rękach ludzi, z których z krzykiem wychodziły złe duchy.

Ewangelia nie przebrzmiała wraz z nadejściem nowego Millenium, ale stała się jeszcze bardziej potrzebna dla podzielonego świata, który rozwiązania swoich problemów szuka w odejściu od Boga i zanegowaniu duchowej sfery życia, koncentrując się na materializmie i konsumpcjonizmie. A tymczasem ten ślepy zaułek nie stanie się drogą do szczęścia, jeśli nie wprowadzi się w życie Ewangelii i nie zaprosi się Jezusa, by oczyścił nasze drogi, a ślepe zaułki uczynił szlakiem prawdziwego szczęścia.

Wstęp do drugiego wydania

Od momentu, gdy zacząłem pisać to, czego doświadczyłem w pierwszym roku mojego kapłaństwa, minęło już siedem lat. Pierwsze wydanie Jezus chodzi po Krakowie było owocem tego zachwytu nad tajemnicą kapłaństwa. Po upływie symbolicznych siedmiu lat wznawiamy pod marką Grupy Profeto książkę Jezus chodzi po Krakowie, poszerzoną o moją osobistą drogę do Pięćdziesiątnicy, o której przed siedmiu laty nie miałem odwagi opowiedzieć. Dzisiaj do tego dojrzałem, gdyż wiem, że to prawda, że Jezus nadal chodzi po ziemi i dokonuje tego wszystkiego, czego świadkami byli ludzie żyjący na co dzień z Jezusem przed 2000 lat.

Chcę powiedzieć więcej! Jest lepiej niż przed 2000 lat. Gdyż nie tylko jesteśmy świadkami cudów opisanych w Ewangelii, ale doświadczamy rzeczy wspanialszych. Otóż cuda towarzyszące temu pierwszemu kerygmatycznemu głoszeniu przechodzą w kolejnych etapach w tajemnicę sakramentów, w których – jak się czasami może wydawać – spektakularność ustała, jak gdyby cuda już się nie wydarzały, a tym czasem dokonują się ze zdwojoną mocą! Bóg wprowadził mnie w ostatnich latach właśnie w tę tajemnicę. Nagle skończył się „wysyp” cudów, a ukazała się gigantyczna moc sakramentów i cud obecności Jezusa w tych siedmiu darach, które Kościół od Niego otrzymał.

Jest lepiej niż dwa tysiące lat temu, gdyż mamy chrzest! Chrzest, w którym pieczętowane jest nasze serce pieczęcią Jezusa. Tylu współczesnych Jezusowi chciało należeć do Jego uczniów. Jedni usłyszeli „zostaw umarłym grzebanie umarłych i chodź za mną”, ale inni musieli przełknąć „lisy mają nory i ptaki powietrzne gniazda, ale Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by mógł głowę schylić”. My zostaliśmy wybrani, opieczętowani, należymy do grona uczniów Pana.

Jest lepiej niż dwa tysiące lat temu, gdyż mamy bierzmowanie! I choć przeżywamy w Polsce jakiś kryzys przygotowania do tego sakramentu, to jednak wierzę głęboko, że wszyscy, którzy go otrzymują, są w przedziwny sposób prowadzeni przez Ducha Świętego. Jeśli tylko pozwolimy Panu Bogu wejść w nasze życie, to On już nigdy nas nie zostawi.

Jest lepiej niż dwa tysiące lat temu, gdyż mamy Eucharystię! Największy z cudów. Gdybyśmy tak na 100% uświadomili sobie, czym jest ten sakrament, to wystarczyłaby nam tylko jedna Msza święta w życiu, by nie mieć już żadnych wątpliwości wiary.

Jest lepiej niż dwa tysiące lat temu, gdyż mamy spowiedź! Spowiedź, w której Bóg jak Miłosierny Ojciec z przypowieści o marnotrawnym synu w momencie rozgrzeszenia obdarowuje nas pocałunkiem. Przytula i całuje w to co brudne, śmierdzące w nas, i nie stawia żadnych granic Miłosierdziu.

Jest lepiej niż dwa tysiące lat temu, gdyż mamy namaszczenie chorych! Jeśli choruje ktoś wśród nas, to w każdej chwili możemy wezwać księdza, by dzięki namaszczeniu Jezus nałożył na chorego ręce. Nie musimy się przepychać jak 2000 lat temu, by się dostać do Zbawiciela. On dzisiaj jest na każde nasze zawołanie. Czy Bóg nie przesadza? Nie! Gdyż kocha człowieka do szaleństwa!

Jest lepiej niż dwa tysiące lat temu, gdyż mamy sakrament małżeństwa. I choć dzisiejszy świat chciałby ten sakrament zniszczyć, to jednak Bóg nieustannie pokazuje nam poprzez historię poszczególnych ludzi, że jeśli wierzymy, to wszystko jest możliwe.

W końcu jest lepiej niż dwa tysiące lat temu, gdyż mamy kapłaństwo. Za każdym razem, gdy podchodzę do Ołtarza, nie mogę pojąć, że przez moje słowo i przez moje ręce, człowieka tak grzesznego, tak słabego i niegodnego sam Bóg przychodzi! Piszę to z pełną świadomością, gdyż przepaść, jaka dzieli świętość tej Tajemnicy i naszą (księży) ziemską kondycję, jest tak wielka, że wydaje się po ludzku nie do ogarnięcia. Módlcie się za nas!

Niech Bóg Was wszystkich błogosławi!

Pięćdziesiątnica dzisiaj

Pięćdziesiątnica nie była metą, ale początkiem. Początkiem dramatycznych, a zarazem cudownych przemian całego dotychczasowego sposobu życia, myślenia, działania, modlenia się. Od tego dnia musieli pogrzebać tysiącletnią tradycję, zmienić mentalność, pozbyć się rasowej dumy, sekretnych ambicji, planów osobistych. Zdali sobie sprawę, że trzeba pogrzebać starego człowieka, by dać wolność Duchowi, aby na Jego prochach stworzył człowieka nowego.

(Serafino Falvo, Duch objawia Jezusa, Esprit, Kraków 2009, s. 22-23)

Kiedy podczas święceń diakonatu doświadczyłem swojej ponownej Pięćdziesiątnicy, o czym nieco później, nie zdawałem sobie wtedy sprawy z tego, że będzie się to wiązać właśnie z tym, co o. Serafino opisuje w przytoczonym fragmencie książki „Duch objawia Jezusa”. Wychodząc z posługą głoszenia Słowa i służby Ludowi Bożemu, zacząłem doświadczać tego wszystkiego, co niesie ze sobą przeżycie Pięćdziesiątnicy. Dopiero gdy trafiła w moje ręce pozycja o. Serafino, mogłem ponazywać to wszystko, co dzieje się w moim życiu i w życiu tych, którzy zaczynają prawdziwie żyć Ewangelią. Rok po tym wydarzeniu zostałem księdzem i już na samym początku mojej drogi kapłańskiej Duch Święty zaczął objawiać mi Jezusa. Tak jest do dzisiaj. Gdziekolwiek bym się nie znalazł, wszędzie widać Jezusa przechadzającego się pośród ludzi, których wybrał i pokochał, i za których oddał życie. Co więcej, nie tylko się przechadza, ale dokonuje tego samego, co przed dwoma tysiącami lat. I to jest wspaniałe! To jest prawdziwie Dobra Nowina.

W życiu ludzi, którzy świadomie przeżywają swoją Pięćdziesiątnicę, rzeczywiście staje się ona nie metą, ale początkiem wspaniałej wędrówki za Jezusem. Wiele razy w życiu chrześcijanina dokonuje się zstąpienie Ducha Świętego, jednak często zdarza się nam to przespać. Nie zauważamy zstępującego na nas Ducha. Dlaczego? Powodów może być kilka: żyjemy ozięble, nie traktujemy swojej wiary poważnie, podchodzimy do Jezusa i Kościoła jedynie na płaszczyźnie tradycji przez małe „t” czy dobrego zwyczaju. Nierzadko żyjemy po prostu w grzechu ciężkim, oddzieleni od naszego Ojca w niebie. I choć Bóg podczas momentów naszych Pięćdziesiątnic daje się nam w pełni, to jednak nasze serca pozostają zamknięte na Jego łaskę i nie korzystamy z tych Bożych odwiedzin. A przecież tyle mamy szans… Przede wszystkim w sakramentach! Już na Chrzcie św. otrzymujemy znamię przynależności do Jezusa, którego nic i nikt nie jest w stanie wymazać z naszej duszy. Eucharystia, Bierzmowanie i inne sakramenty, w których niebo tak bardzo otwiera się dla człowieka, a sam Bóg posyła swego Syna, działającego pośród nas w mocy swego Ducha. Niejednokrotnie Bóg musi się jednak rozbić – szczególnie dzisiaj – o ścianę ludzkiego nie, dziękuję. I tak człowiek uważający się za nowoczesnego zostaje pozbawiony szczęścia.

U tych jednak, którzy na wzór Apostołów i Maryi przyjmują łaskę zstąpienia Ducha Pana, rozpoczyna się szaleństwo Ewangelii i zupełna zmiana dotychczasowego sposobu życia. Duch bowiem objawia Jezusa z taką mocą, że nie sposób już żyć po staremu. Pośród szarej codzienności następuje nowy etap. Wkracza on z wielką mocą, która jest w stanie uczynić wszystko nowym i pięknym. Nie znikają cierpienia, nie znika trud dnia codziennego, nie staje się wszystko proste czy płytkie, ale z Jezusem otwierają się nowe drogi do szczęścia pośród – jak się do tej pory wydawało – szarości dnia codziennego.

Kiedyś po wygłoszonych rekolekcjach dla młodzieży licealnej, dotarło do mnie takie oto świadectwo uczestniczki tych dni:

Rekolekcje ewangelizacyjne były przełomowym wydarzeniem w moim życiu duchowym. To, co się tam działo, było naprawdę niesamowite. Ludzie, którzy może i wierzyli, ale tego nie okazywali, zmieniali się w moich oczach. Ja też się zmieniłam. Nauczyłam się nie bać wiary, kochać Eucharystię i odkrywać, jaka naprawdę jestem. Przestałam kryć się za maskami. Pomimo trudności, jakich codziennie doświadczam, staram się innym pokazywać miłość Boga. W wierze umocniły mnie jeszcze duże i małe cuda, które się tam wydarzyły. Wszystkiego, co czuję, nie da się opisać, trzeba to przeżyć. Jestem szczęśliwa! Dziękuję.

Właśnie to chce Jezus z nami czynić! Sprawić, by poprzez zstąpienie Jego łaski do naszych serc, które świadomie otwieramy na Jego Ducha, doszło do przemeblowania naszego życia, do połamania barier intymności w wierze, do zaakceptowania i pokochania nowego początku. Wyznacza on nam nowy cel, jakim jest świętość i przebywanie na zawsze z Panem w Jego Królestwie.

Każdy, kto odważył się wejść na nową drogę życia w Duchu, bardzo szybko zaczyna doświadczać piękna tych chwil, kiedy Jezus daje odczuć mocno swoją obecność na poziomie uczuć. To, co było o Nim nauczone, przekazywane w domu, na katechezie i zapamiętane, staje się tak bardzo żywe. W bardzo realny sposób rozpoczyna się także duchowe zmaganie o uratowanie tego doświadczenia Pięćdziesiątnicy. Otóż krok za doświadczeniem łaski, jakby nieco spóźniony, ale obserwujący rzeczywistość, kroczy wróg człowieka, jakim jest Szatan. To on stara się zniszczyć wszystko to, co na glebę serca człowieka zostaje zasiane przez Ducha Świętego. Potrzeba więc odważnego stanięcia do obrony naszej Pięćdziesiątnicy i jej wielkich owoców. Nie wolno się przestraszyć, ale zdając sobie sprawę z przeszkód, jakie zły może stawiać na naszej drodze do Jezusa, musimy mocno stać na skale sakramentów, codziennej modlitwy i uważnego słuchania serca, które staje się coraz to bardziej wyczulone na natchnienia Ducha Świętego.

Bardzo dobrze widać to w świadectwie pewnej dziewczyny, która od dłuższego już czasu żyła bardzo blisko Pana, a jednak w momencie konkretnego zaproszenia, jakim były rekolekcje, musiała stoczyć walkę duchową. Oto jej historia:

Nie do wiary! – to chyba najczęściej wypowiadane zdanie na naszym szkolnym korytarzu w Sromowcach. I możliwe, że gdybym tego nie doświadczyła, to faktycznie nie byłabym w stanie w to uwierzyć. Ale jednak! I dzięki Bogu. Rekolekcje rozpoczęły się dla mnie niezwykle trudno... Właściwie do dnia wyjazdu nie byłam pewna, czy chcę jechać, a po przybyciu na miejsce, jeszcze bardziej uświadomiłam sobie, że nie chcę tam być. Pragnęłam choć trochę odpocząć, a na nic takiego się nie zapowiadało. Do tego od początku negatywnie się nastawiłam, widząc rozmawiających i grających na komórkach podczas pierwszej konferencji uczestników. Pomyślałam: „Jezu... jak mnie tu przyprowadziłeś, to mi teraz pomóż, bo nie dam rady...” I pomógł! Małymi kroczkami ukazał mi swoją Miłość i moc, z którą działa teraz tak, jak działał dwa tysiące lat temu. Dawał swojego Ducha, który objawiał nam Go z dnia na dzień coraz bardziej. Przyjęcie tego wszystkiego nie było dla mnie łatwe, ponieważ musiałam pozbyć się szablonów, których doświadczam na co dzień. Bo przecież kto by pomyślał, że chłopak, który zazwyczaj nie chodzi do kościoła, bądź „uczestniczy” w Mszy na przystanku autobusowym obok kościoła, może służyć przy ołtarzu? Po prostu szok! Ale było warto! Ujrzałam żywego Chrystusa czyniącego cuda, obecnego w sakramentach, ale także w drugim człowieku. To było niesamowite! Z dnia na dzień coraz więcej ludzi odkrywało Jego bliskość, doświadczało Jego miłości i było to widać. Było to dla mnie już wtedy wielkim świadectwem i chcę Wam za to gorąco podziękować. Jesteście wspaniali! Ale przede wszystkim dziękuję Panu Jezusowi, za to, że mnie tam posłał i pozwolił tego wszystkiego doświadczyć. Tak naprawdę nie da się opisać wszystkiego, co tam przeżyliśmy, ale modlę się, by owoce tych rekolekcji przetrwały w nas wszystkich jak najdłużej. Kończąc, użyję drugiego sformułowania towarzyszącego nam podczas tych kilku dni: „Do wiary!” I za to chwała Panu!

Stąd właśnie o. Serafino Falvo stwierdza, że u początku tego doświadczenia, staje szereg dramatycznych, ale zarazem cudownych przemian całego dotychczasowego sposobu życia, myślenia, działania, modlenia się. Bywa, że w wyniku tak mocnego nawrócenia i wielkiego otwarcia się na Jezusa stajemy przed koniecznością zmiany całego naszego życia religijnego oraz podejścia do wiary jako takiej. W obliczu tych przemian często znikają narzekania na instytucję Kościoła, przestaje się roztrząsać moralne problemy nadmuchiwane przez media, milkną narzekania pod adresem wspólnoty, a zaczyna się miłość. Dochodzi do zupełnej zmiany myślenia, mówienia, działania. Zaczyna się kochać Jezusa, Kościół, świętych oraz siostry i braci chrześcijan. Nawet tych, z którymi do tej pory było nam bardzo ciężko nawiązać relacje. Dochodzi do zmiany mentalności, ze światowej na tę Jezusową. W kilka chwil Duch Święty potrafi przeprowadzić nas przez szkołę Jezusa z Nazaretu i uczynić nas zupełnie innymi ludźmi.

W chwili wyruszenia na tę drogę – z nowym początkiem i nowym celem, z nowym zapałem i miłością do Pana – potrzeba, byśmy zdali sobie też sprawę z tego, iż musimy rozprawić się z przeszłością i z konsekwencjami naszych dawnych grzechów. Przechodzimy więc do kolejnego etapu, który często zaczyna boleć wewnętrznie. Staje się bowiem żmudnym procesem opuszczania starego człowieka, by dać wolność Duchowi, aby na jego prochach stworzył człowieka nowego (Serafino Falvo, „Duch Objawia Jezusa”).W tym momencie potrzeba wielkiej czujności, odwagi i cierpliwości, by ufając Jezusowi, rozliczyć się z przeszłością, dając miejsce łasce uzdrowienia ran i przebaczenia grzechów. Na tym etapie człowiek doświadcza najwięcej pokus związanych z porzuceniem owej drogi nawrócenia. Szatan stara się nam wmówić, że nie ma sensu się wysilać. Próbuje zanegować to nowe doświadczenie wiary, sprowadzić je do poziomu tylko psychiki, a w ten sposób wytłumaczyć piękno początków jako wyimaginowane lub czysto ludzkie. Wszystkim tym, którzy się nie ugną pod jego naporem i wytrwają na drodze przemiany serca, Bóg pozwala doświadczyć cudownych owoców Jego łaski.

Uświadomiła mi to bardzo mocno historia pewnej młodej dziewczyny, którą spotkałem u początku mojej pracy w Krakowie. Przyszła do mnie z koleżanką, która była zaangażowana w Oazę, chcąc przyjrzeć się Ruchowi Sercańskiej Młodzieży. Na pierwszym spotkaniu była smutna, zawstydzona i wycofana. Widziałem, że ma ogromne trudności w nawiązywaniu relacji z ludźmi. Jezusa chciała dopiero się uczyć. Przez rok mojej pracy w Płaszowie mogłem obserwować, jak wielkie rzeczy dokonuje Pan w jej sercu. Widziałem, jak ją zmieniał dzień po dniu. Pozostawała zawsze otwarta na Jego łaskę i cierpliwie zmagała się z przeciwnościami. Gdy odchodziłem z parafii, promieniała i była zupełnie inną osobą. Pan uczynił w niej wielkie rzeczy. Na pożegnanie wręczyła mi następujący list:

Proszę Księdza, tego wszystkiego już nie ma… Wszystko zostało uzdrowione. Nauczyłam się żyć w prawdzie i miłości, i jest teraz dobrze. To jest moje największe uzdrowienie. Ale w moim życiu wydarzyło się też wiele innych cudów, które dopiero niedawno zauważyłam. Gdy podczas ostatniego czuwania usłyszałam świadectwa innych, moje oczy otworzyły się na cuda, które dokonały się i w moim życiu. Pierwszy to cud otwarcia się na innych ludzi. Kiedyś bałam się zamienić z kimkolwiek słowo, nie utrzymywałam z nikim kontaktów, nie pisałam też z nikim. A teraz jakieś sześćset SMS-ów nie wystarcza mi na tydzień. Z każdym mam dobry kontakt, nie boję się już rozmawiać.

Kolejne uzdrowienie dotyczy moich uczuć i emocji. Uświadomiłam sobie, że odkąd idę tak blisko z Jezusem, nie potrafię się już złościć i gniewać na innych. Myślę, że w moim życiu teraz przyszedł taki moment, jak w życiu św. Pawła, który po upadku z konia na drodze do Damaszku stracił wzrok, by później przejrzeć. Właśnie teraz z moich oczu spadają łuski i odzyskuję wzrok dzięki Jezusowi. Dopiero teraz zaczęłam dostrzegać cuda, jakie czynił i czyni w moim życiu Pan. Piszę to wszystko Księdzu, bo uważam, że powinien to Ksiądz wiedzieć. Myślę, że po tych wszystkich problemach, spowiedziach, rozmowach i modlitwach, jakie Ksiądz ze mną przeprowadził, ucieszy się Ksiądz, że większość spraw Pan Jezus wyprowadził na prostą. Miejsca zranione uzdrowił, a sprawy nie do rozwiązania rozwiązał. Jemu chwała, amen.

Zapraszam więc do duchowej podróży poprzez stronice tej książki. Niech to spotkanie z