Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kryzys to naturalna część życia. Ważne by umieć się z nimi uporać.
W życiu każdego człowieka pojawiają się kryzysy. Nie sposób ich uniknąć. I nie o tym zresztą jest ta książka. Kasia na kryzys to poradnik na czasy życiowych zakrętów, których czasami jest mniej, a czasami – bardzo wiele.
Psychoterapeutka Katarzyna Miller i dziennikarka Joanna Olekszyk rozmawiają m.in. o tym jak zachowywać się w obliczu kryzysu i spowodować, by został rozwiązany w sposób dla nas korzystny. Dlaczego warto pokonywać lęk i stawiać czoła problemom. I wreszcie jak postępować tak, by życiowy bilans był dodatni.
Katarzyna Miller
Najsłynniejsza polska psycholożka. Charyzmatyczna, odważna, dowcipna i pogodna, ale też szczera do bólu. Psychoterapeutka z kilkudziesięcioletnią praktyką terapeutyczną w zakresie terapii indywidualnej, małżeńskiej i grupowej. Ukończyła psychologię i filozofię na UW. Treningu psychologicznego i prowadzenia psychoterapii uczyła się w Ośrodku Synapsis od prof. dr. hab. Kazimierza Jankowskiego, a następnie od rzeszy nauczycieli polskich i zagranicznych (w tym Carla Rogersa). Wykładowczyni na licznych warsztatach rozwojowych dla kobiet. Felietonistka miesięcznika „Zwierciadło”. Autorka i współautorka wielu bestsellerowych poradników, m.in. Chcę być kochana tak, jak chcę, Nie bój się życia, Instrukcja obsługi faceta, Kup kochance męża kwiaty (Wydawnictwo Zwierciadło).
Joanna Olekszyk
Dziennikarka, redaktor naczelna miesięczników „Zwierciadło” i „Sens”. Absolwentka polonistyki i dziennikarstwa UW. Współautorka książek, m.in. Daj się pokochać dziewczyno (Wydawnictwo Zwierciadło).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 239
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dobre życie w pandemii
Pierwszy rok był szokiem, ale adaptacja przyszła szybko. Drugi to przedłużający się zastój i marazm, ale prawdziwy cios przyniósł trzeci...
Joasia: Jak wspominasz swój pierwszy rok pandemii?
Kasia: Nie był wcale zły. Zdaję sobie sprawę, że niektórym ludziom jest strasznie trudno, i bardzo im z tego powodu współczuję, zwłaszcza tym, którzy stracili pracę albo którym padły firmy. Ja jednak patrzę na to, co było dobre. Na przykład poznałam moją firmę muzyczną – Live Art Group – i chłopaków, z którymi zrobiłam płytę. Kolejne moje książki powychodziły, inne się powoli nakręcają. Ta pandemia mi się przydała. To, że przestałam wyjeżdżać na różne warsztaty na terenie całej Polski, początkowo mnie zmartwiło, a zaraz potem ucieszyło, bo byłam zmęczona i przepracowana, choć to bardzo lubię. Poczułam nawet ulgę, że przez jakiś czas nikt się do mnie nie odzywał zawodowo, bo wszyscy byli skupieni na kwarantannie. Przeczytałam wtedy tyle kryminałów jak nigdy, a kryminały lubię, tylko do tej pory miałam na nie za mało czasu. Potem jednak dotarło do mnie, że jest pusto na ulicach, nie ma moich ukochanych knajp i ukochanego kina. No i nie ma spotkań, eventów, promocji książek czy płyt. Ja jestem mocno imprezowa. Lubię być zapraszana jako uczestnik i jako widz.
Joasia: Potwierdzam!
Kasia: Jestem i introwertyczna, i ekstrawertyczna. Pół na pół, na zmianę. Gdy posiedziałam w domu, to zapragnęłam wyjść. A że nie było dokąd, zrobiło mi się smutno. I ponieważ, poza fajnymi wyjątkami, byłam głównie sama ze sobą, zaczęłam się w siebie zagłębiać. Weszłam na poziom dość poważnych rozliczeń, dotknęłam rzeczy dla mnie trudnych.
Joasia: Z czego się rozliczałaś?
Kasia: Z siebie samej, ze wszystkiego, co wydarzyło się w moim życiu. Przeszłam proces, który jest bardzo potrzebny do zmiany wewnętrznego nastawienia i zmiany życia, czyli najpierw musisz zaakceptować to, że czegoś nie możesz, a dopiero potem już możesz. Zgodziłam się na swoje niemożności i ułomności, bardzo to przeżyłam, ale postanowiłam sobie rzecz cudowną: że nie będę mieć do siebie o nic pretensji. Bo nie robię nic złego. I tego też uczę ludzi. Po prostu wybaczyłam sobie, to niesamowicie ważne. I kiedy tak sobie poprzeżywałam, to potem poszłam jak burza. Dostałam energii, wróciła pogoda ducha, wszystko się zaczęło samo układać. Co jest dowodem na to, że to był dobry rachunek sumienia, i uczciwy. Niektórym trudno uwierzyć, że trzeba zaakceptować siebie, jak mówię, bez celofanu i kokardki, czyli taką, co to nie umiem, nie wychodzi mi, źle się z czymś czuję czy źle o sobie myślę. Taką siebie trzeba przyjąć, w dodatku z czułością. Po tym wszystkim zrobiłam rzeczy, których wcześniej nie potrafiłam. I zrobiłam to w sposób konsekwentny. Wiem, że nie odpuszczę.
Joasia: Doświadczyłaś momentów przełomowych...
Kasia: W dodatku tak się cudnie poskładało – dla niektórych to śmieszne, a niektórym bliskie – że one zbiegły się z wiosennym przesileniem, z końcem kalendarza Majów, z rozpoczęciem ery Wodnika... Cieszę się, że weszliśmy w erę Wodnika, a pożegnaliśmy erę Ryb. Ryby jako znak zodiaku są łatwo uzależniające się, Wodnik zaś – towarzyski, wesoły, lotny, twórczy. W zodiaku chińskim był to rok Szczura, który też jest trudnym znakiem, ale weszliśmy teraz w rok Bawoła – bardziej pozytywnego, mocniejszego i pewniejszego od poprzednika. Era Wodnika jest wspaniała, cały świat wiąże z nią wielkie nadzieje. Ci, którzy się zajmują astrologią, bardzo się na te zmiany cieszą. Ja astrologią się nie zajmuję, ale lubię ją i szanuję, jest dla mnie dobrą metaforą wielu spraw. I też mam nadzieję, że w tej nowej erze zmądrzejemy, staniemy się bardziej twórczy i społecznie świadomi. Chciałabym, by okazało się, że pandemia dała nam szansę na przemyślenia.
Joasia: Niektórzy mówią, że pierwszy rok pandemii to był najwspanialszy rok w ich życiu...
Kasia: Ja nie powiem, że był najwspanialszy, bo właściwie nie wiem, który był najwspanialszy. Zawsze jestem zdania, że najcudowniejszy moment to ten, w którym jestem teraz. Nawet jeśli mi jest smutno.
Joasia: A utożsamiasz się ze swoim znakiem zodiaku? Jesteś, zdaje się, Wagą...
Kasia: Owszem, podoba mi się jej opis. Wagi są bezstronne, widzą zawsze oba końce tego samego problemu, dlatego spokojnie mogę pracować z parami, bo zawsze jestem po obu stronach. Ale czasami mi to „wyważenie” przeszkadza, bo z jednej strony – racja, ale z drugiej strony... (śmiech) Dużo bardziej mnie to męczy przy małych decyzjach niż przy dużych. Już wstać czy jeszcze poleżeć? I to nęci, i to kusi. Lubię to, że jestem Wagą. W całym naszym zachodnim zodiaku jest pierwszym znakiem, który zwraca się ku społeczności, a nie ku sobie – dla mnie to było zawsze szalenie ważne, by tworzyć wspólnoty. Ale co mnie naszło na te ezoteryzmy w naszej rozmowie, to nie wiem...
Joasia: Wszystko przez erę Wodnika, tak sądzę. Idźmy dalej tym tropem – kim jesteś w chińskim horoskopie?
Kasia: Dzikiem. Bardzo łagodny, o dziwo, znak. Ja jestem dość mocna i potrafię się złościć, a świnia jest bardzo ciepła. No, ale ciepła też umiem być, lubię i bywam. Świnia w wielu aspektach jest podobna do Wagi. Waga jest dyplomatyczna, artystyczna. W numerologii jestem Trójką, a to totalny artysta. I lubi tworzyć dobrą atmosferę.
Joasia: Z tą ezoteryką nie jesteś osamotniona, w pierwszym roku pandemii nastąpił prawdziwy rozkwit zainteresowania astrologią.
Kasia: I bardzo słusznie. Skoro przeszedł przez świat jeden wielki marsz czegoś dziwnego – bo pandemii nie uważam za rzecz straszną, są gorsze problemy i choroby, o czym szybko się zdążyliśmy przekonać – to chcemy to jakoś zrozumieć, wyjaśnić sobie i odnaleźć się w tym. Każda podpowiedź jest dobra – również ta prosto od gwiazd. A może gwiazdy są mądrzejsze od nas, ludzi?
Joasia: W 2020 roku miałam kilka razy takie poczucie, że oto na naszych oczach dzieje się historia i że to doświadczenie jednoczące wszystkich. Podobnie jak później – w 2022, gdy wybuchła wojna za naszą wschodnią granicą...
Kasia: Wojny zawsze były wspólnymi doświadczeniami, podobnie jak dżumy, bardzo zrównującymi. Widzę to jako przypomnienie: „Zdajcie sobie sprawę, że jesteście równi niezależnie od stanu majątkowego, pozycji społecznej i urody”. Taki COVID-19 każdego może capnąć.
Joasia: A jak radziłaś sobie z tym, że nie do końca od ciebie zależało, co ci się uda zrobić, a co nie? Wakacje, plany zawodowe – wszystko było odwoływane.
Kasia: Jednych rzeczy nie zrobiłam, ale w ich miejsce zrobiłam coś innego. To dla mnie było od początku jasne, że kiedy jedno wypada, to robi się miejsce na coś innego. Jest tylko to, co jest. Marzenie jest marzeniem, jest planem, który wyjdzie albo nie. Oczywiście trzeba je mieć – i marzenia, i plany – bo człowiek lubi eksplorować siebie „na przyszłość”, ale tej przyszłości nie ma, więc my nie wiemy, która z tych rzeczy, co je chcemy, może się spełnić. I tak część się spełnia. A część nas zaskakuje. Jeśli będziemy nastawieni na sztywno, to nie przyjmiemy tych fajnych, a czasem bardzo cennych niespodzianek. Wróżki, tasując karty, mówią często taki tekst: „Co cię spotka, co ci serce zaspokoi”. A może cię zaspokoi coś, czego się nie spodziewasz?
Joasia: Na początku drugiego roku pandemii, czyli w 2021, wydałaś swoją pierwszą płytę Choćby tylko na chwilę. Jej nagranie było twoim marzeniem?
Kasia: Te piosenki, tak jak i wiersze zresztą, właściwie same do mnie przyszły. Napadły na mnie. Bez żadnej mojej prośby czy świadomej intencji. Ja jestem natchnieniowiec – coś mi się układa w głowie, gada do mnie, a kiedy mi się spodoba, to zapisuję. Czasami niestety gada w nocy i jeśli nie zdążę zapisać, to rano najczęściej już nie pamiętam. Mówię, że to są nagrody, dary od mojej Pani Bozi, bo to jest dla mnie najlepsza wersja tego, co nad nami jest – czy to jest Nadświadomość, czy to jest Absolut, czy energia boska.
Joasia: Pani Bozia?
Kasia: Moja Pani Bozia. Moja osobista! Bardzo ją kocham i bardzo ją szanuję. Jest piękna, eteryczna, a jednocześnie bardzo prawdziwa.
Joasia: Pewnie do tego ruda...
Kasia: A nie mam pojęcia! Nie wznoszę wzroku tak wysoko! Pokornie się do niej modlę i nieustannie jej dziękuję, a i czasem proszę o pomoc, kiedy trzeba. Ostatnio proszę też moją mamę, i przyszła do mnie we śnie, tak bardzo ciepło. To jeden z ważnych przełomów w moim życiu, który nastąpił właśnie w pierwszym roku pandemii. Mama przyszła do mnie wtedy, kiedy zrobiłam coś bardzo ważnego, w dodatku przyszła razem z moją przyszywaną ciocią Zosią, czyli swoją przyjaciółką, którą bardzo kochałam. Siedziały sobie ze mną i były dla mnie bardzo dobre. To ważny sen.
Joasia: Śpiewająca psycholożka – tego jeszcze nie było!
Kasia: No to już jest. A w dodatku śpiewająca psycholożka w tym wieku (śmiech). W Wikipedii podają, że jestem rocznik ’62. I proszę bardzo, nie będę tego prostować. Choć nie jest to prawda. Czasami się przyznaję, choć nie zawsze mi się chce. Wracając do płyty, chciałabym, by te piosenki po prostu się ludziom spodobały. Kiedy pierwszy raz dałam do przeczytania swoje wiersze mojej grupie terapeutycznej, to zaraz dziewczyny zaczęły je przepisywać, bo to „było o nich”. Jak ja się ucieszyłam! Raz przyszła do mnie studentka na gender studies, na których miałam wykłady, i przyprowadziła koleżankę. Usłyszałam, że mój tomik uratował ją od samobójstwa. „Pani mnie wtedy tak podtrzymała, tak ucieszyła, że warto żyć” – powiedziała. Wyobrażasz sobie, co ta dziewczyna mi dała za prezent?!
Joasia: To o czym ty tam pisałaś?
Kasia: Pisałam po prostu całą prawdę, dobre i smutne rzeczy też. Pierwszy wiersz był o tym, że można mi wszystko zrobić, również można mnie zabić, ale jestem.
Joasia: „Byłam, bo chciałam” – śpiewasz.
Kasia: W ostatniej piosence. Cała płyta się kończy tymi słowami: „Byłam, bo chciałam”. Ale czasami nie chciałam być, więc rozumiem, że ludzie też czasem nie chcą. Można rozmawiać ze mną i o śmierci, i o samobójstwie, i o żałobie. Ja to wszystko znam...Wiem, że będą tacy, co powiedzą: „A czegóż to się jej zachciewa na stare lata?!”. I mam nadzieję, że będę dla niektórych starszych państwa przykładem, że można sięgać po różne rzeczy do końca życia. Póki człowiek ma coś pod kopułą i się rusza, póty próbowania. Choć i kiedy się nie rusza, a ma pod kopułą, też może wiele zdziałać. Ile mamy na to dowodów! Znam DJ Wikę, boską dziewczynę, znam Mazurównę – laska, że paść można. I Irenkę Santor – niech nam króluje po wsze czasy! Urszulę Dudziak... A Barbara Krafftówna, Danuta Szaflarska – niestety niedawno obie nas opuściły, ale co to były za kobiety! Grały do ostatniej chwili, błyszcząc intelektem. Długo by wyliczać!
Joasia: Mnie mniej interesują ci, którym twoja płyta się nie spodoba, bardziej ci, którzy dzięki niej przestaną myśleć, że w pewnym wieku nie wypada. Zwłaszcza jeśli jest się psycholożką, urzędniczką, prawniczką, nauczycielką...
Kasia: A jakie nauczycielki dzieci lubią najbardziej? Te, którym wypada! Niektóre kobiety po sześćdziesiątce mówią mi, że one nie pójdą na kurs, bo się wstydzą, że czegoś nie potrafią. Ale w takim razie ja bym nigdy nie wzięła się do pisania do gazet. Kiedy mi to kiedyś zaproponowano, dostałam ostrego pietra, bo przecież NIGDY TEGO NIE ROBIŁAM. Ale na szczęście pewien przyjaciel spytał mnie: „Kasia, czytasz gazety?”. „Czytam”. „Masz poczucie, że czasem ludzie bełkot piszą?” „Mam”. „I się nie wstydzą”. Wiesz, że mnie tym przekonał?
Joasia: Co jest wyznacznikiem tego, że trzeba za czymś iść? Że sprawia przyjemność? Że jest komuś potrzebne?
Kasia: Że to cię rozwija. Śpiewałam jako dziecko i dużo tańczyłam, bo to kochałam. Tata raz mi powiedział, że fałszuję, więc się zawstydziłam i śpiewałam tylko na ogniskach i koloniach. I sama sobie. Ale śpiewanie było zawsze moim marzeniem. Kiedy mnie pytano, jaki dar chciałabym mieć, to odpowiadałam: piękny głos. Taki, który by się niósł po wielkiej sali koncertowej. Jak Barbra Streisand. Choć podobają mi się też niskie, czarne głosy, jakie miały Aretha Franklin czy Billie Holiday. A teraz LP. No ale zdawałam sobie sprawę, że nie mam takiego. Choć czasem ktoś powie, że ładny. No i nut nie znam. Muzycy mi zapisują to, co wyśpiewam.
Joasia: Coś chciałaś powiedzieć ludziom tą płytą?
Kasia: Że warto kochać. Życie, siebie, ludzi. Oczywiście nie da się kochać bez przerwy, nie jestem naiwną nastolatką i nie wierzę w romantyczną miłość, o co dziewczyny mają do mnie czasem pretensje, ale wierzę w miłość jako pozytywną postawę wobec życia. Kiedy kochasz, zdajesz sobie sprawę, że są rzeczy straszne i smutne, że na niektóre nie mamy wpływu i musimy się z tym pogodzić, ale też na wiele spraw mamy. A już na pewno mamy wpływ na to, jak traktujemy siebie i innych. I na to, czy sobie pozwolimy się śmiać, tańczyć, malować, pisać wiersze, dziergać, lubić niektórych szczególnie i cieszyć się... Proszę sobie wstawić w to wykropkowane, co komu potrzeba.
Joasia: Piękne słowa! Mówiłyśmy o pierwszym roku pandemii, który dla wielu osób był pewnego rodzaju otrząśnięciem się, pobudką. Kolejny rok kojarzy mi się z przedłużającym się zastojem, marazmem...
Kasia: ...zwątpieniem, rezygnacją...
Joasia: Doszła do tego jeszcze trudna sytuacja w kraju – kolejne fale COVID-19, ale i rosnąca inflacja. Ja na przykład miałam serdecznie dość polityki, a jednak ciągle nią żyłam. Co mnie tylko frustrowało i wbijało w jeszcze większą bezsilność. Jakie ty masz wspomnienia z tego czasu?
Kasia: Troszkę zamazane. Ja chyba wzięłam wtedy na przeczekanie i myślę, że wielu ludzi tak zrobiło. Wiesz, jakie słowo przychodzi mi teraz na myśl? „Niemrawy”, druga część ubiegłego roku była zdecydowanie czasem bez energii. Niektórym trochę się poprawiło, ale innym pogorszyło, zresztą jak zawsze. Ci, którzy mają energetyczne zaskórniaki, w takich trudnych momentach po nie sięgają, natomiast ci, którzy mają tendencję do widzenia szklaneczki raczej do połowy pustej niż pełnej, się obsuwają. Ja przez ten czas ani nie zwyżkowałam, ani się nie osuwałam, ja dryfowałam.
Joasia: Chyba wszyscy trochę zobojętnieliśmy, nie tylko na polityczno-pandemiczne newsy, ale i na siebie.
Kasia: Też miałam takie poczucie. To było funkcjonowanie jakby na autopilocie.
Joasia: No i przyszedł trzeci rok pandemii. I przyszła wojna tuż za naszą wschodnią granicą. Obudziła w nas dawne traumy, ale też wreszcie obudziła nas z tego marazmu. Wszyscy byliśmy z siebie dumni, jak szybko, skutecznie i ofiarnie rzuciliśmy się, by pomagać Ukraińcom. Myślisz, że to działanie było właśnie takie trochę na przekór temu marazmowi? I przeciwko dawnym traumom z 1939 roku, kiedy to Polska, zaatakowana przez wroga, została osamotniona?
Kasia: Nie bardzo się ośmielam wyrokować na ten temat, bo to są szalenie skomplikowane procesy. Mają wiele źródeł i ścieżek, a z każdej coś płynie. Czuję, widzę i słyszę, że jest bardzo duża serdeczność dla uchodźców, dużo myślenia, jak im pomóc i jak oni w tej sytuacji się czują. Jest to bardzo ciepłe, kojące i, powiedziałabym, kobiece – robienie zbiórek, szukanie mieszkań, organizowanie paczek. Nie jestem w stanie powiedzieć jednak, jaki to ma czy miało wpływ na nas jako na społeczeństwo, bo wszyscy jesteśmy trochę pooddalani od siebie przez tę pandemię, osobni. Mamy kontakt głównie ze znajomymi, żyjemy w enklawach, mniej społecznie. Świat przez te dwa lata odzwyczaił się od uliczno-kawiarnianego kontaktowania się ze sobą. W tym sensie ta wojna była i jest dla nas wszystkich czymś w rodzaju alarmu.
Joasia: Bardzo mnie zbudowało to, że tym razem było w nas mniej strachu. Pierwszego dnia był impuls, jak przy początkach pandemii podyktowany lękiem – robienia zapasów, tankowania na stacjach benzynowych czy wypłacania gotówki z bankomatów, ale ostatecznie nie pozamykaliśmy się w domach, tylko ruszyliśmy na dworce, na granice, do punktów zbiórek darów dla uchodźców. Przejmujące.
Kasia: To było fenomenalne. Jestem pełna podziwu i szacunku dla wszystkich osób, które z takim poświęceniem pomagały i nadal pomagają innym. Ja nie jestem teraz strasznie dzielna, bo jestem w tym wieku, że nie pójdę już na barykady czy nie pojadę z konwojem, ale pamiętam, jaka byłam butna i wojownicza jako młoda dziewczyna. I tę energię widziałam teraz w ludziach.
Joasia: Można powiedzieć, że wojna to kolejny cios, kolejne uderzenie w nasze, i tak już osłabione, pandemią ciała i umysły...
Kasia: Ja mam przed oczami taki obraz żuczka, który się zatrzymał i przygląda, co się będzie dalej działo. Albo może lepiej sowy, która siedzi na gałęzi, patrzy i myśli: „Świat się kręci, to znów się zakręcił”. Jakoś ciągle nie możemy się nauczyć wspólnoty, pokoju, zdroworozsądkowego sposobu komunikacji między ludźmi i krajami. Ty jesteś jeszcze młoda, ja mam już w sobie pewną dojrzałość, którą dobrze wyrażają słowa Georga Wilhelma Friedricha Hegla: „Historia uczy, że ludzkość się niczego z niej nie nauczyła”. Niby mamy kartę praw człowieka, wspólnotę europejską, tyle postanowień, ustaleń, traktatów – i co? Owszem, kiedy słyszę, że piłkarze ogłaszają, że w ramach protestu nie zagrają z reprezentacją Rosji w Mistrzostwach Świata a komitet olimpijski wyklucza ją z igrzysk – to mi się to podoba, bo to rodzaj międzynarodowego, wspólnego pokazania: „Zostaniecie sami, jak dalej tak będziecie postępować”. To może poruszyć naród rosyjski.
Joasia: Który, jak czuję i słyszę, nie jest tak bardzo po stronie swojego przywódcy – czy raczej: dyktatora.
Kasia: Choć też ma wieki doświadczenia w życiu pod pręgierzem władzy cara oraz jest karmiony propagandą...
Joasia: Spodobało mi się to, co powiedziałaś o energii kobiecej. Rzeczywiście podczas tej wojny mniej jest wezwań do broni, więcej – do pomocy. Czyżby powoli zmieniał się paradygmat? A ta inwazja była ostatnimi podrygami świata, który odchodzi – opartego na sile i podboju, nie na wspólnocie?
Kasia: Takie ostatnie drgania przedśmiertne? No oby, oby! Oby ten patriarchalny i maczystowski wzór pogardy dla wszystkiego, co nie nasze, i udowadniania wielkości przez niszczenie odchodził w zapomnienie. Byłoby to cudowne. W końcu Donald Trump jednak nie został wybrany ponownie.
Joasia: Pandemia była globalna, ta wojna też jest. Może jednak mimo tego oddalenia coś w nas się przełamało, zjednoczyło?
Kasia: Ja siebie nie chcę niczym straszyć i nakręcać ani straszyć czy nakręcać nikogo innego – ale myślę, że mamy już dziś takie poczucie, wynikające z pamięci, że jeśli ktoś atakuje jeden kraj, to zaatakuje i kolejne. Chyba że coś zrobimy. Na tyle długo żyję, na tyle się naoglądałam, naczytałam, nazastanawiałam nad światem i nad ludźmi, że mam w sobie jakiś spokój wewnętrzny. Myślę: „Co będzie, to będzie. Będę się martwić, jak już się stanie”. Na COVID-19 jeszcze nie zachorowałam, ani ja, ani mój Edek. Co się da, to zrobię, na resztę nie mam wpływu.
I bardzo życzę sobie i światu, żebyśmy korzystali z tej wiedzy, jaką mamy na temat przeszłości, nawet jeśli jest ona przez różne strony przekrzywiana.
Joasia: A czy powiedziałabyś, że ta wojna to kolejny etap kryzysu, jego bardziej zaawansowany poziom – czy jednak ciągle ten sam kryzys?
Kasia: Obawiam się, że to ciągle ten sam kryzys. Wydawało nam się, że po drugiej wojnie, która była tak straszna, nigdy to się nie powtórzy. A tu proszę. Nadal liczy się bogacenie się za wszelką cenę, zawsze za cenę krzywdy innych ludzi. Ciągle to samo.
Joasia: Jakie umiejętności warto by w sobie w tych niepewnych czasach wykształcić? Życie chwilą? A może ostrożność, zapobiegliwość, pragmatyzm?
Kasia: Możemy wyliczyć jeszcze parę innych postaw – i one wszystkie będą występować wśród ludzi w obliczu kryzysu. Zawsze.
Joasia: No ale które są dobre?
Kasia: Te, które tobie odpowiadają. Jeśliby ktoś ci powiedział: „Zrób inaczej, niż robisz zawsze” – wcale nie będzie to dla ciebie dobre. Nie można powiedzieć człowiekowi, który jest bojaźliwy: „Przestań się bać”, bo on się właśnie boi. Albo temu, który nie jest empatyczny: „Wczuj się w ich sytuację”. Zmieniają nas doświadczenia, przeżyte głęboko i mocno, jeśli współpracujemy z tą rewolucją, z tym tektonicznym poruszaniem się w nas przekonań i postaw. Są tacy, którzy mają poczucie, że trzeba wyciągnąć pieniądze z banku, nakupić cukru i zbudować sobie ziemiankę. Po czym gruchnie w tę ziemiankę pocisk... Nie wiadomo, co będzie dla nas dobre.
To, co jest najważniejsze, to jakiś rodzaj solidarności z ludźmi z najbliższego otoczenia, z miejscem, w którym żyjemy. To pomaganie tym, którzy tej pomocy potrzebują. Rodzaj pokory na zasadzie „będzie co będzie, ale póki co, robię swoje”. Im dłużej pracuję z ludźmi i widzę, jak są do siebie podobni, a jednocześnie zupełnie różni, tym mniejszą mam ochotę mówić, jakie są dobre rozwiązania. Zresztą, dopóki człowiek sam w sobie nie poczuje oparcia, nic mu moje dobre rady nie dadzą. Więc dziś mam w sobie jedno wielkie NIE WIEM.
Joasia: „Nie wiem” jest OK.
Kasia: Fajnie, że tak myślisz, bo ja i tego nie jestem całkiem pewna. Ale to „nie wiem”, jest przynajmniej nienerwowe, nierozpaczliwe, niezrezygnowane.
Joasia: W jednym z filmów na Netflixie Monachium. W obliczu wojny, opowiadającym o porozumieniu monachijskim z Hitlerem, które jednak nie zapobiegło drugiej wojnie światowej, pada zdanie, że najgorsza jest nadzieja, bo ludzie, którzy mają nadzieję, nic nie robią, tylko czekają, aż inni zrobią coś za nich.
Kasia: Myślę, że jest w tym kawałek czegoś bardzo słusznego, ale można też powiedzieć zupełnie odwrotne zdanie: że tym, co mają nadzieję, jeszcze się coś chce. Więc z tym zdaniem się i godzę, i się z nim nie godzę.