Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tytułowa Kaśka to prosta wiejska dziewczyna, która w poszukiwaniu lepszego życia przyjeżdża do miasta. Miasto okazuje się okrutne i plugawe, Kaśka z głową i sercem pełnymi ideałów wciąż zderza się z brutalnością nieznanego jej życia. Jej mężne ciało zyskuje jej przydomek „Kariatyda”, który doskonale obrazuje także jej psychiczną dzielność. Dzieło polskiego naturalizmu wciąż silnie oddziałuje na emocje czytelnika.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 511
Gabriela Zapolska
Kaśka Kariatyda
Warszawa 2016
„I choćby z krzykiem rwał włosy na głowie,
Nikt się – co robi, jak żyje – nie spyta.
Choćby padł trupem, nikt słówka nie powie –
Wolny najmita!”
Maria Konopnicka
„Stajała przed bramu i buła piskate!...” – kończyła pani domu, spoglądając z niechęcią na książkę służbową.
– Nieszczególna rekomendacja – dodała po chwili, zamykając książeczkę, i usiadła na wyplatanym krześle, jedynym możliwym meblu z rozlicznych sprzętów przepełniających ciasną i ciemną kuchenkę.
Była to niska, młoda jeszcze kobieta, rozlana w swym niebieskim szlafroku, z głową zgniecioną, płaską, pokrytą włosami żółtymi. W ciemnej przestrzeni kuchennej jaśniały te włosy światłem matowym, łącząc się dość harmonijnie z żółtawą cerą twarzy i oczami barwy niepewnej. Uszy tłuste, leniwe, niezdrowe, obciągnięte ku szyi ciężarem czarnych lawowych kolczyków i usta wąskie, blade ukrywały równie blade dziąsła i świadczyły dostatecznie o niedokrewności tej masy ciała, rozrastającej się wśród wilgotnych ścian szczupłego mieszkania. Całe bezczynne życie żon urzędników płynęło leniwą falą pod tą skórą zżółkłą, przezroczystą i delikatną jak gaza jedwabna. Tylko usta zaciśnięte, prawie zsiniałe od wilgoci spadającej z murów, tylko ręce płaskie, o pełnych dłoniach i oczy niewielkie, ciężkimi przysłonione powiekami, miały jakieś drganie, zdradzały ukrytą namiętność pantery – właściwą kobietom anemicznym, których życie, wbrew higienicznym przepisom, upływa wśród atmosfery sąsiadującej z kuchnią sypialni.
– Nazywasz się?... – pytała dalej pani domu, a głos jej leniwy, tłusty, rozlewał się wśród cienia jak ona sama i drgał długo wśród fal powietrznych, przeciągając się bez końca.
Stojąca przy drzwiach dziewczyna podniosła głowę.
– Nazywam się Kaśka Olejarek – odpowiedziała lękliwie, a głowa jej opadła natychmiast na piersi.
– Masz rodziców? – ciągnęła dalej indagację pani domu.
Po twarzy Kaśki przemknęło coś na kształt smutku... Nie odpowiedziała wcale.
Woźny z kantoru, mały, niepokaźny człowiek, ubrany w szary surdut beżowy, uznał za stosowne wmieszać się do rozmowy.
– To jest sierota, proszę wielmożnej pani... Nie ma nikogo... Niedawno przyszła do miasta... Była tylko w jednym obowiązku u państwa Lewi...
– U Żydów! – przerwała pani, a usta jej wykrzywiły się z pogardą.
Nastała chwila milczenia. Woźny umilkł, przygnieciony antysemickim usposobieniem pani, a Kaśka nie dodała nic na swoje usprawiedliwienie, tylko jeszcze więcej pochyliła głowę.
W umyśle jej przesuwało się tysiące przykrych myśli. Odprawiona wczoraj nagle, prawie bez powodu, od Pinkusa Lewi, znalazła się na bruku; mając zaledwie dwa złote w kieszeni. Nocleg znalazła u swej przyjaciółki, Rózi, posługującej w mleczarni, ale nadużywać gościnności tej nie mogła.
Rózia żyła „na wiarę” z czeladnikiem krawieckim. Para ta miała tylko jedną izdebkę, a obecność mężczyzny żenowała Kaśkę. Budziły się w niej nieokreślone pragnienia, a dziwny przestrach ściskał jej serce... Nie! ona tam stanowczo więcej nocować nie mogła. Cóż pocznie, jeśli ta pani nie zechce przyjąć jej natychmiast? W tej chwili ciemna i smutna kuchenka przedstawiała się w oczach dziewczyny jak port bezpieczny i cichy, a brudny sufit zdawał się jej być pożądanym dachem, pod którym pragnęłaby złożyć swą głowę.
– Jesteś jeszcze bardzo młoda – rzekła pani, rozbierając wzrokiem sformowane kształty dziewczyny.
– Mam lat dwadzieścia – odpowiada Kaśka, a jej ręce spracowane i czerwone zaciskają się ruchem nerwowym pod fałdami szarej, zniszczonej chustki.
– Przysuń się bliżej, pragnę cię zobaczyć – mówi pani, podnosząc się z krzesła.
Kaśka stoi nieruchoma, z plecami przyciśniętymi do ściany.
Następuje interwencja woźnego.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.