Kwiat śmierci. Powieść kryminalna ze stosunków krakowskich - Gabriela Zapolska - ebook

Kwiat śmierci. Powieść kryminalna ze stosunków krakowskich ebook

Gabriela Zapolska

3,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Młody krakowski urwis dostrzega wyłaniające się z Wisły, zjawiskowo wyglądające zwłoki kobiety. Sprawę przejmuje nieporadny policjant i całkowicie daje się pochłonąć nietypowym wydarzeniom. Książka trzyma w napięciu od samego początku do ostatniego akapitu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 245

Oceny
3,7 (11 ocen)
3
2
6
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Gabriela Zapolska jako Walery Tomicki

Kwiat śmierci

Powieść kryminalna ze stosunków krakowskich

Warszawa 2017

Tom I

Rozdział I

Wódz Czarnych Antków – Jego adiutant – Pan inspektor Ślimak – Wszyscy na Błonia!

– A żebyś mi się nie ważył lecieć do wody, hyclu jeden – upominała Antka Jakubowa, stojąca na progu izby.

Spod pierzyny coś zapiszczało niewyraźnie.

– A panu inspektorowi zanieś bułki, pamiętaj, o ósmej.

Znów coś pod pierzyną kwiknęło.

– A wstań leniu... Słyszysz? dosyć się wylegujesz, choć dzień taki duży!

Antek spod pierzyny łeb wyścibił.

– Matka!

– No... a czego?

– Co tam tak szumi?

– Gdzie?

– A no na dworze. Woda?

– Głupiś, we łbie ci trociny szumią.

Z tymi przyjaznymi słowy wyszła Jakubowa ze stancji i z koszykiem, na dnie którego spoczywał różaniec i garnuszek na ogórki, udała się w stronę rynku.

Idąc, rozmyślała.

Ciężki los wdowy, zwłaszcza gdy ma dziecko do wyżywienia. Nikt jej nie przyjdzie z pomocą. Chłopiec rośnie jak młode cielę i wciąż po ulicach ugania. Utrzymać go na uwięzi nie może, niepodobna, cały dzień za domem zajęta, wynajmuje się jako kucharka.

Coś przecie trzeba z Antkiem zrobić, bo Jakubowa czuje, że się jej chłopak zmarnuje. Już zwąchał się z innymi Antkami ze Zwierzyńca i pan inspektor mówił jej nie dalej jak wczoraj, że policja ma na niego oko. Wszędzie Antek pierwszy i prowadzi bandę, takich jak on łobuzów, którzy są dobrze znani i na Dębnikach, i na Zwierzyńcu pod ogólną nazwą Czarnych Antków.

– Panienko Najświętsza! miejże nas w opiece – wzdycha Jakubowa, przechodząc mimo kościoła Franciszkanów.

Westchnęła i weszła, aby choć na chwilkę przy ołtarzu przyklęknąć.

I zaraz jej się zrobiło jak w raju, jakby do ogrodu przecudnego weszła, a ze ścian lecieć poczęły na nią żywe róże, bławaty i fiołki. Takie to cudne kwiaty na ścianach franciszkańskiego kościoła kwitną.

Zapomniała o troskach, jeno się Bogu wraz z Antkiem wśród tych kwiatowych piękności oddawała.

Tymczasem po wyjściu matki czarny Antek na przód łeb, jakby atramentem umaczany, wytknął, obejrzał się dokoła i nagle pierzynę aż na sufit stancji rzucił i na równe nogi się porwał. Jak szalony chwycił porcięta połatane, co na krześle leżały, wciągnął, katankę nadział, palcami po włosach przejechał i już był gotów.

Na stole stało trochę mleka i leżała kromka chleba. Mleka tylko chlipnął, chleb za pazuchę zatknął i bosymi piętami podudnił po podłodze.

Wypadłszy przed bramę, rozejrzał się i przeraźliwie gwizdnął. Odpowiedziało mu ciche gwizdnięcie. Antek roześmiał się i czekał chwilę.

Spoza węgła Karmelickiej ulicy pokazała się malutka figurka kulejąca i dążyła, skacząc dziwacznie, w stronę Antka.

Ten nie czekał, lecz gorączkowo podleciał do nadchodzącego kulasa.

– No co, Kozioł? co?

Nazwany kozłem należał widocznie także do bandy Antków, bo stanął przed Czarnym wyprostowany, o ile mu pozwalało jego kalectwo, jak żołnierz przed szefem.

– Wylała.

– A nasi?

– Wszyscy na Błoniach rekognoskujom, strażaki tyż, policja, lament, bety z suteryn wynoszą.

– Klawo! Ekielski zalany?

– Ni, jeszcze nie doszło. Chodźmy...

Antkowi aż się oczy świeciły. Rwał się cały tam, gdzie wylew Rudawy doroczne zamieszanie sprowadzał.

– Poczekaj Kozioł! muszę inspektorowi bułki zanieść i wody przywindować. Zaraz będę...

Zwrócił się do bramy, lecz zatrzymał się w pędzie, bo w bramie pojawił się jasnowłosy mężczyzna o płaskiej, dziwnie flegmatycznej twarzy. Odziany w zniszczone, zielonawe palto wyszedł powoli na ulicę, spojrzał na pochmurne niebo, wyciągnął rękę, jakby chcąc się przekonać, czy deszcz pada i nacisnąwszy zmięty kapelusz na uszy, skierował się w stronę ulicy Wolskiej.

– Pan inspektor! – szepnął Franek do Antka.

Antek usta wydął.

– Phi... to nie żaden inspektor, tylko agent. Matka go tak honoruje.

Dziś spóźnił się, jak zawsze... Ślimaki tam są wszyscy – a on dopiero lezie. To lepiej, bułek nie trza mu nosić. No, a teraz giry za pas i megaj na Błonia.

– A ty?

– Durnyś mikrus, ja będę przed tobą. Zanim ty swoje odskakasz, to ja już po pas będę siedział we wodzie.

Potrząsnął czarną czupryną i puścił się jak strzała środkiem ulicy, szklącej się od błota. Bose jego nogi rozbijały dokoła maź błotną. Pędził jak szalony, wydając od czasu do czasu piski dla dodania sobie animuszu. Przeleciał obok idącego wolnym krokiem „inspektora”. Lecąc, krzyknął:

– Moje uszanowanie panu inspektorowi! – i nie zatrzymując się, poleciał dalej.

W głosie jego nie było znać ani zbytniej trwogi, ani respektu. Widocznie Ślimak nie był postrachem Czarnych Antków i ich naczelnego wodza.

Wreszcie Antek przeleciał ulicę Wolską i wdrapawszy się na nasyp kolejowy, dopadł Błoni. Nic jeszcze nie zdawało się wróżyć katastrofy wylewu, lecz wprawne oko i nos Antka odczuły niebezpieczeństwo. Przystanął chwilę.

Ogarnął wzrokiem Błonia, ponad którymi unosił się w szarej, dżdżystej mgle kopiec Kościuszki i zaczął się orientować w sytuacji.

Wielkiej akcji ratunkowej jeszcze nie rozwinięto. Czekano widocznie, aż woda da więcej znać o sobie. Tu i ówdzie widać było gromadki strażaków, gdzieniegdzie połyskiwały mundury żołnierzy. Ciemno ubrani urzędnicy policyjni stali nieruchomi na wale kolejowym, zbici w niewielką gromadkę.

Wszyscy zdawali się czekać nadejścia jakiegoś wroga, z którym zmierzyć się bynajmniej nie pragnęli. Nie chcieli także walczyć z nim, bo wszelka walka była tu trudną i bezowocną.

Stali i czekali.

Tymczasem powoli, bardzo powoli, a w istocie bardzo szybko, podnosiła się ze swego wąskiego koryta Rudawa i dwoma ramionami mętnymi, żółtymi obejmowała przestrzeń Błoń, ogarniając chaty Czarnej wsi, majaczące w oddali. Daleki, ledwo dosłyszalny szmer, szum jakby wielu ptaków burzących trzciny i wikliny nadbrzeżne, dolatywał od strony wody. Martwo, spokojnie podnosiły się fale i jakby podstępnie zagarniały coraz to większą przestrzeń, lśniącą żółtawą swą powłoką.

Niebo przybrało także ten zgniły, rdzawy ton Rudawy.

I wszystko tam w dali zdawało się być jedną masą gnijącej, błotnistej mazi. Nawet wikliny nadbrzeżne nie odznaczały się silniej, a drzewa zaledwie szarzały.

Ranek wstawał chmurny, ciężki. Antek jednak zatarł z uciechą ręce.

Odkąd przyszedł do rozumu, czekał z roku na rok tego wylewu, który był dla niego obfitym źródłem uciech.

Lecz w tym roku gratka była niemała. Deszcz lał już od dwóch tygodni i Rudawa wezbrała ponad zwykłą miarę – wylała powtórnie w czerwcu, całą masą żółtych, mętnych wód, które niosła ku Krakowowi szeroką, rozlewną masą.

– Będzie frajda! – zakonkludował Antek.

Gwizdnął raz i drugi – cicho i trochę lękliwie ze względu na obecność urzędników policyjnych. Nikt się nie odezwał.

Widocznie banda operowała na własną rękę, nie troszcząc się o swego wodza.

Antek nawet i rad był z tego. Pozostawała mu swoboda działania.

Powziął śmiały plan.

Zapragnął iść na spotkanie Rudawy.

– O! co mi zrobi? Poknajam sam! zajrzę jej w pysk i plunę cholerze, a potem z nią razem wjadę pod Ekielskiego – obejrzał się dokoła.

Gromadki ludzi ściągać zaczęły na wał kolejowy.

Wszyscy wytężonym wzrokiem śledzili to, co się działo w oddali.

Niektórzy machali rękami jak drogowskazy.

Znad nasypu kolejowego powoli wychyliła się postać „inspektora”.

– Wlecze się dziwaczysko – roześmiał się Antek.

W gruncie rzeczy Antek lubił tego powolnego, cichego agenta policyjnego. Często Antkowi stanął w przygodzie, obronił przed matką, ba, nawet raz poszedł za nim do policji i wstawiał się – wtedy, gdy Czarna Banda pod dowództwem Antka powiązała wieczorem stojące na placu dorożki jednę do drugiej, tak że nagle cały szereg dorożek ruszył z miejsca ku ogólnej rozpaczy dorożkarzy.

„Ślimak”, bo tak ogólnie nazywano powolnego agenta, miał słabość do czarnego Antka.

Nieraz mu darował jakiś drobiazg, pogadał, a nawet, co niezmiernie rzadkie, na widok chłopca uśmiechał się przelotnie.

I teraz, przechodząc przez nasyp, zaczął kiwać przyjaźnie na Antka głową...

– Juści ten? – zapytał, a smutne jego oczy rozjaśniły się na chwilę.

– A tak, proszę pana inspektora – odparł Antek – pójdę się z nią spotkać.

– Z kim?

– A no, z tą szelmą Rudawą, przyprowadzę ją ze sobą.

– Oszalałeś?

– Ale gdzie! Jak się kopnę, to aż się zatrzymam, jak se w niej pięty zmaczam.

I podniósłszy porcięta tak wysoko, jak zdołał, kopnął się Antek w stronę żółtej masy wodnej, trzymając się przezornie śladu wiklin.

– Poczekaj cholero... ja cię przychycę – rzucił jakby wyzwanie szumiącej, podstępnej, zdradzieckiej rzeczułce.

Ślimak stanął jak wryty i śledził z zajęciem i niepokojem drobną postać dziecka, niknącą z błyskawiczną szybkością w żółtawej przestrzeni.

– Jeszcze się utopi! – pomyślał, a po jego chorobliwej, zmienionej twarzy, przesunął się wyraz prawdziwego niepokoju.

Widocznie Ślimak naprawdę lubił czarnego Antka.

Chłopaka już prawie widać nie było. Czarna, drobna kulka, łaziła po powierzchni, podskakiwała, aż wreszcie znikła.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.