Moralność pani Dulskiej - Gabriela Zapolska - darmowy ebook + audiobook + książka

Moralność pani Dulskiej ebook i audiobook

Gabriela Zapolska

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Jedna z najważniejszych polskich tragikomedii “Moralność pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej jest dostępna w Legimi za darmo w formie ebooka, zarówno w formacie epub jak i mobi.

 

Zapolska zaopatrzyła swój tekst w podtytuł tragifarsy kołtuńskiej. Jest to najlepsze podsumowanie w czym tkwi istota tej sztuki. Autorka zamierzała rozprawić się z drobnomieszczańską moralnością i obłudą.

 

Fabuła utworu jest bardzo prosta, wręcz schematyczna. Młody mężczyzna z dobrego domu, Zbyszko, uwodzi kobietę niższego stanu - Hankę. Ciąża Hanki jest problemem porządkującym cały tekst sztuki. Aniela Dulska, głowa rodziny strzegąca moralności w swojej kamienicy nie może pozwolić na to, aby jej syn związał się z kobietą niższego stanu. Zbyszek chce się zbuntować przeciwko matce.

 

W swojej tragikomedii Zapolska obnaża wszelkie cechy drobnomieszczaństwa. Wszyscy w tej rodzinie żyją jedynie na pokaz, nic nie jest szczere. Wszystkim jest zbyt wygodnie, aby postarać się cokolwiek zmienić. Wszystko jest pozorne, brak między nimi prawdziwych uczuć. Każdy temat może okazać się niewygodny, zbyt wymagający, zbyt trudny do poruszenia.


Obraz stworzony przez Zapolską był tak sugestywny, że pojęcie dulszczyzny na stałe zagościło w języku polskim. Od dnia premiery sztuka jest lustrem, w którym każdy może się przejrzeć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 83

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 1 godz. 43 min

Lektor: Gabriela Zapolska
Oceny
4,1 (260 ocen)
115
85
44
12
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Rolcia04

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
Boste24

Dobrze spędzony czas

Lektura ok Lektorka nie bardzo
00
katarzynakorczak10

Nie oderwiesz się od lektury

Tyle lat minęło, a ksiazka nadal aktualna…
00
Marcin_Kacper_J

Nie oderwiesz się od lektury

wybitna Autorka
00
Zielonookabrunetka

Dobrze spędzony czas

Jedna z ulubionych rzzem z Dziewczynką z zapałkami.
00

Popularność




Ga­brie­la Za­pol­ska

Mo­ral­ność Pa­ni Dul­skiej

Ko­me­dia w trzech ak­tach

OSO­BY:

PA­NI DUL­SKAPAN DUL­SKIZBYSZ­KO DUL­SKIHE­SIA, ME­LA DUL­SKIEJU­LIA­SIE­WI­CZO­WA Z DUL­SKICHLO­KA­TOR­KAHAN­KATA­DRA­CHO­WA
Rzecz dzie­je się w mie­ście.

AKT I

Sce­na przed­sta­wia sa­lon w bur­żu­azyj­nym do­mu. – Dy­wa­ny – me­ble so­lid­ne – na ścia­nach w zło­co­nych ra­mach pre­mia i Bóg wie ja­kie ob­ra­zy. – Ro­gi ob­fi­to­ści – sztucz­ne pal­my – land­szaft ha­fto­wa­ny za szkłem. – Po­mię­dzy tym sta­ra, pięk­na ser­want­ka ma­ho­nio­wa i em­pi­ro­wy ekra­nik. – Lam­pa z aba­żu­rem z bi­bu­ły – sto­li­ki, a na nich fo­to­gra­fie. – Ro­le­ty po­spusz­cza­ne – na sce­nie ciem­no. – Gdy za­sło­na się pod­no­si, ze­gar w ja­dal­ni bi­je go­dzi­nę szó­stą. – W cza­sie pierw­szych scen po­wo­li roz­wid­nia się – wresz­cie roz­wid­nia się zu­peł­nie, gdy sto­ry pod­nio­są.

SCE­NA I

Chwi­lę sce­na po­zo­sta­je pu­sta. Sły­chać za ku­li­sa­mi szła­pa­nie pan­to­fli. Z le­wej (sy­pial­nia mał­żeń­ska) wcho­dzi Dul­ska w stro­ju nie­dba­łym. Pa­pi­lo­ty – z ty­łu cien­ki ko­smyk – ka­fta­nik bia­ły wąt­pli­wej czy­sto­ści – hal­ka włócz­ko­wa krót­ka, pod­dar­ta na brzu­chu. Idzie, mru­cząc – świe­ca w rę­ku. Sta­wia świe­cę na sto­le – idzie do kuch­ni.

DUL­SKA

Ku­char­ka! Han­ka! wsta­wać!…  
Mru­cze­nie w kuch­ni.
Co? jesz­cze czas? Księż­nicz­ki! Nie z wa­szym no­sem, a już wsta­łam… Ci­cho ku­char­ka – nie re­zo­no­wać. Pa­lić pod kuch­nią. Han­ka! chodź pa­lić w pie­cu w sa­lo­nie. A ży­wo!…  
idzie ku drzwiom na pra­wo
Heś­ka! Me­la! wsta­wać! lek­cje prze­po­wie­dzieć – ga­my do gra­nia… prę­dzej… nie gnić w łóż­kach!…  
Chwi­lę cho­dzi po sce­nie, mru­cząc. Idzie do pierw­szych drzwi na pra­wo – za­glą­da – ła­mie rę­ce, wcho­dzi do po­ko­ju ze świe­cą.

SCE­NA II

Dul­ska – Han­ka
Han­ka bo­sa – spód­ni­ca le­d­wo za­wią­za­na, ko­szu­la, ka­fta­nik na­rzu­co­ny – nie­sie smo­la­ki i tro­chę wę­gli. Przy­ku­ca przy pie­cu – roz­pa­la – pod­cią­ga no­sem – wzdy­cha. Wcho­dzi Dul­ska zła.

DUL­SKA

Jak pa­lisz? jak pa­lisz? ska­ra­nie Bo­że z tym tło­mo­kiem. Do krów, do krów, nie do pań­skich pie­ców. Cze­go nisz­czysz ty­le smo­la­ków! Cze­kaj, ustąp się, ty do ni­cze­go – ja ci po­ka­żę.

przy­ku­ca sa­ma i pa­li w pie­cu

Ru­szaj zbu­dzić pa­nien­ki, a jak nie ze­chcą wstać, to po­ścią­gaj koł­dry.

Han­ka idzie do po­ko­ju dziew­cząt, Dul­ska pa­li w pie­cu i dmu­cha, ja­skra­wy pło­mień oświe­tla jej twarz tłu­stą i na­la­ną – wra­ca Han­ka.

Cóż pan­ny? wsta­ją?

HAN­KA

Po­ścią­ga­łam koł­dry. Pan­na He­sia kop­nę­ła mnie w brzu­cho.

DUL­SKA

Wiel­ka afe­ra – zgoi się do we­se­la.

Chwi­la mil­cze­nia.

HAN­KA

Pro­szę wiel­moż­nej pa­ni…

DUL­SKA

Wi­dzisz, jak się w pie­cu pa­li?

HAN­KA

Pro­szę wiel­moż­nej pa­ni…

DUL­SKA

Ja o wszyst­kim my­śleć mu­szę. Nie­dłu­go przez was to zej­dę do gro­bu.

HAN­KA

ca­łu­je ją w rę­kę

Pro­szę wiel­moż­nej pa­ni! Ja chcia­łam pro­sić, że ja już od pierw­sze­go pój­dę so­bie.

DUL­SKA

Co? jak?

HAN­KA

ci­szej

Pój­dę so­bie.

DUL­SKA

Ani mi się waż. Ja za cie­bie za­pła­ci­łam w kan­to­rze. Mu­sisz da­lej słu­żyć. A to mi się po­do­ba!

HAN­KA

Ja dam na swo­je miej­sce.

DUL­SKA

Pa­trz­cie ją! jak się od­gry­zła. Już jej się w gło­wie prze­wró­ci­ło. O! już mia­sto na nią dzia­ła… Mo­że na pan­nę słu­żą­cą się śpie­szy? co?

HAN­KA

Pro­szę wiel­moż­nej pa­ni, to… przez pa­ni­cza.

DUL­SKA

A…

HAN­KA

Tak… ja nie chcę – bo to…

DUL­SKA

Zno­wu?

HAN­KA

Cią­gle – a to to – a to tak… a ja prze­cież…

DUL­SKA

nie pa­trząc na nią

No – do­brze. Ja mu po­wiem.

HAN­KA

Pro­szę wiel­moż­nej pa­ni – to na nic. Prze­cież wiel­moż­na pa­ni już nie raz, nie dwa mó­wi­ła, że mó­wi­ła…

DUL­SKA

No – ale te­raz to po­mo­że.

HAN­KA

Bo ksiądz mó­wił że­by odejść.

DUL­SKA

Czy ty u księ­dza słu­żysz, czy u mnie?

HAN­KA

Ale ja księ­dza mu­szę słu­chać.

DUL­SKA

Idź po mle­ko i po buł­ki.

HAN­KA

Idę, pro­szę wiel­moż­nej pa­ni

wy­cho­dzi

DUL­SKA

idzie ku drzwiom sy­pial­ni mał­żeń­skiej

Fe­li­cja­nie! Fe­li­cja­nie! wsta­waj!… spóź­nisz się do biu­ra…

idzie do drzwi sy­pial­ni có­rek

He­sia! Me­la! spóź­ni­cie się na pen­sję…

GŁOS HE­SI

Ma­muń­ciu, tak zim­no! trosz­kę cie­płej wo­dy…

DUL­SKA

Jesz­cze cze­go? Har­tuj­cie się… Fe­li­cjan! wsta­jesz? Wiesz? ten bła­zen, twój syn, nie wró­cił jesz­cze do do­mu! Co? nic nie mó­wisz? na­tu­ral­nie. Oj­ciec to­le­ru­je. Nie­da­le­ko pa­dło jabł­ko od ja­bło­ni. Ale jak bę­dą dłuż­ki ma­łe – nie za­pła­cę.

HAN­KA

uchy­la drzwi od kuch­ni

Pro­szę wiel­moż­nej pa­ni – stróż przy­szedł o mel­dun­ki tych pań­stwa, co się spro­wa­dzi­li.

DUL­SKA

Idę! He­sia! Me­la! Fe­li­cjan! a to śpią­ca fa­mi­lia. No! no! z tor­ba­mi po­szli­by­śmy, że­by nie ja…

wcho­dząc do kuch­ni

Dla­cze­go stróż zo­sta­wia na dzie­dziń­cu no­wą mio­tłę? Deszcz le­je…

Za­my­ka drzwi. Głos gi­nie.

SCE­NA III

He­sia – Me­la
He­sia, Me­la wy­bie­ga­ją ze swe­go po­ko­ju – krót­kie spód­nicz­ki jed­na­ko­we – bar­cha­no­we ka­fta­ni­ki – wło­sy roz­pusz­czo­ne – bie­gną do pie­ca – przy­ku­ca­ją przed drzwicz­ka­mi.

HE­SIA

Chodź! chodź!

ME­LA

Nie ma jej?

HE­SIA

Nie ma – sły­szysz prze­cież, jak my­je gło­wę stró­żo­wi. Ha! jak mi­ło ogrzać się tro­chę.

ME­LA

No! nie pchaj się – ja tak­że…

HE­SIA

Cze­kaj… po­pra­wię. A te­raz daj grze­bień, to cię ucze­szę.

ME­LA

Daj spo­kój! Jak zo­ba­czy, bę­dzie krzyk.

HE­SIA

Niech krzy­czy. Ja się nie bo­ję.

ME­LA

Ale ja się bo­ję. To tak nie­przy­jem­nie, jak kto gło­śno krzy­czy.

HE­SIA

Bo ty je­steś sen­ty­men­tal­na. Ty się wda­łaś w oj­ca. Le­lum po­le­lum…

ME­LA

Skąd ty wiesz, ja­ki jest oj­ciec? prze­cież oj­ciec nic nie mó­wi.

HE­SIA

E! już ja wiem. Zresz­tą masz je­go nos.

ME­LA

To dziw­ne.

HE­SIA

cze­sze ją

Co?

ME­LA

Ni­by że dziec­ko po­dob­ne do oj­ca al­bo do mat­ki. Jak to się dzie­je?

HE­SIA

A ja wiem! a ja wiem…

ME­LA

nie­śmia­ło

Wiesz?… po­wiedz…

HE­SIA

Nie ma głu­pich – nie po­wiem – ale wiem.

ME­LA

Kto ci po­wie­dział?

HE­SIA

Ku­char­ka.

ME­LA

O! kie­dy?

HE­SIA

Wczo­raj – jak ma­ma po­szła do te­atru, a nas nie wzię­ła, bo to nie­mo­ral­na sztu­ka. Po­szłam do kuch­ni i tam An­na mi po­wie­dzia­ła! och! Me­lu!… och, Me­lu!…

ta­rza się po dy­wa­nie, śmie­jąc się

ME­LA

He­sia! Ja my­ślę, że to grzech.

HE­SIA

Co?

ME­LA

Mó­wić z ku­char­ką o ta­kich rze­czach.

HE­SIA

Kie­dy to praw­da. Tak jest na­praw­dę.

ME­LA

Gdy­by to ma­ma wie­dzia­ła.

HE­SIA

No to co? Krzy­cza­ła­by – ona wiecz­nie krzy­czy.

ME­LA

po chwi­li

A mnie nie po­wiesz?

HE­SIA

Nie. Nie chcę cię brać na swe su­mie­nie. Nie gorsz ma­lut­kich!…

Chwi­lę mil­czą. He­sia wsta­je i na pal­cach idzie do sy­pial­ni Zbysz­ka – za­glą­da i wra­ca do pie­ca – wpół dro­gi spo­ty­ka ją Me­la – sia­da­ją: He­sia na fo­te­lu, a Me­la za­pla­ta jej wło­sy w war­ko­cze.

No! zrób te­raz ze mnie dziew­czę z czar­ną ko­są spod wiej­skiej strze­chy…

ME­LA

To nie kręć się.

HE­SIA

Wiesz! Zbysz­ko znów po­szedł na lump­kę.

ME­LA

Nie ma go?

HE­SIA

Nie ma. Coś bym ci po­wie­dzia­ła, ale przy­się­gnij się, że ni­ko­mu nie po­wiesz… na­chyl się… Zbysz­ko la­ta za Han­ką.

ME­LA

Po co?…

HE­SIA

E… bo ty… co z to­bą ga­dać!… no, po­wiedz sa­ma, czy moż­na z to­bą ga­dać?

ME­LA

No, bo mó­wisz, że la­ta.

HE­SIA

No – la­ta – czy za­cze­pia – czy ko­cha się – czy jak…

ME­LA

Och, He­siu! Zbysz­ko?

HE­SIA

No co? nie by­łaś na Hal­ce? nie wiesz, jak to się dzie­je? Pa­nicz, no i nie­szczę­sna Hal­ka gwał­tem tu idzie…

śmie­je się ser­decz­nie

ME­LA

Ale to na sce­nie… po­tem[1], to by­ło wte­dy, jak ta­kie kon­tu­sze no­si­li – ale Zbysz­ko… och, He­siu!…

Wcho­dzi Han­ka – klę­ka przy pie­cu.

HE­SIA

O, Han­ka!… ja się jej za­py­tam. Zo­ba­czysz, czy ja kła­mię.

ME­LA

ze stra­chem

He­siu! nie py­taj się – ja… pro­szę!…

HE­SIA

Dla­cze­go? to swo­ja rzecz… zresz­tą ma­ma nie sły­szy.

ME­LA

He­siu!… mnie cze­goś przed Han­ką wstyd.

Mil­cze­nie.

HE­SIA

ci­cho

No, to się nie bę­dę py­tać, ale ja wi­dzia­łam wczo­raj, jak on ją tu a tu szczy­pał.

ME­LA

A mó­wisz, że się w niej ko­cha.

HE­SIA

No… no wła­śnie.

ME­LA

Prze­cież gdy­by się w niej ko­chał, to by ją nie szczy­pał.

HE­SIA

Wiesz co? cie­bie pod klosz… no! no!

ME­LA

Za co, He­siu, pod klosz.

HE­SIA

Za two­ją głu­po­tę!

Chwi­la. Na­gle.

Ach! chcia­ła­bym wie­dzieć, gdzie ten Zbysz­ko tak no­ca­mi cho­dzi?

ME­LA

na­iw­nie

Mo­że do par­ku na spa­cer – te­raz tak ład­nie…

HE­SIA

Głu­pia je­steś…

na­gle do Han­ki

Han­ka! nie wiesz ty, gdzie tak pa­no­wie po no­cach cho­dzą?

HAN­KA

Skąd­że ja?…

HE­SIA

No – tak, jak pan Zbysz­ko… do ra­na pra­wie co dzień.

HAN­KA

A no mu­si gdzie­ści…

HE­SIA

Py­ta­łam się go – mó­wił: na lump­kę – a ku­char­ka śmia­ła się tak­że i mó­wi­ła, że to do noc­nych ka­wiar­ni. Ach, Bo­że! kie­dy ja się już na­praw­dę cze­goś po­rząd­nie do­wiem! kie­dy ja już bę­dę du­ża! kie­dy nie bę­dzie przede mną ta­jem­nic.

ME­LA

A ja tak wo­lę.

HE­SIA

Co?

ME­LA

Nie wie­dzieć o ni­czym. To tak ja­koś mi­ło. Ja wo­lę nic nie wie­dzieć.

HE­SIA

Tu­man!…

SCE­NA IV

Też sa­me – Dul­ska
Przez sce­nę jak hu­ra­gan prze­la­tu­je Dul­ska.

DUL­SKA

Cze­go wy tu? co to? ubie­rać się… Han­ka sprzą­tać… Me­la ga­my!… Fe­li­cja­nie!…

wpa­da do sy­pial­ni mał­żeń­skiej

HE­SIA

do Me­li

Zo­stań jesz­cze – już wi­cher prze­le­ciał. Fe­li­cja­nie!

ME­LA

He­siu!…

HE­SIA

Co? ro­dzi­ciel­ka! e!… prze­są­dy.

ME­LA

zgor­szo­na

He­siu! patrz, Han­ka się śmie­je.

HE­SIA

No to co? Niech się śmie­je? Cóż to ja nie mam wła­sne­go są­du?

do Han­ki

Cze­go się śmie­jesz, idiot­ko? – sprzą­taj! Al­bo cze­kaj. By­łaś kie­dy w noc­nej ka­wiar­ni?

HAN­KA

Hi! hi! pa­nien­ka też. Ja na­wet nie wiem, gdzie to jest.

HE­SIA

Boś głu­pia. Ku­char­ka by­ła, jak by­ła mło­da. Mó­wi, że tam pa­no­wie sie­dzą, pi­ją li­kie­ry i że tam bar­dzo we­so­ło. Ku­char­ka mó­wi­ła, że tam są mło­de, ład­ne pan­ny i że…

ME­LA

Ci­cho, He­sia! Jesz­cze ma­ma usły­szy.

Han­ka wy­cho­dzi.

HE­SIA

Idź! idź! to nie dla­te­go, że ma­ma, tyl­ko że ty nie chcesz, że­by ci się w gło­wie roz­świe­tli­ło.

ME­LA

Mó­wi­łam ci – wo­lę nie wie­dzieć.

HE­SIA

Przed chwi­lą się sa­ma py­ta­łaś.

ME­LA

O co?

HE­SIA

O te… dzie­ci…

ME­LA

To co in­ne­go.

HE­SIA

Dla­cze­go?

ME­LA

Bo tam­to o dzie­ciach to cie­ka­we, a to… brzyd­kie.

HE­SIA

Wca­le nie – to jesz­cze cie­kaw­sze.

ME­LA

Mo­że być – ale mnie to za­raz po­tem smut­no.

HE­SIA

O!… idzie lump!…

SCE­NA V

He­sia – Me­la – Zbysz­ko
Zbysz­ko – koł­nierz pod­nie­sio­ny, twarz zmię­ta, zmar­z­nię­ty, skrzy­wio­ny. Mło­de to, a już nie­moż­li­we, choć chwi­la­mi coś w głę­bi źre­nic się prze­wi­ja.

HE­SIA

Gdzie by­łeś? gdzie by­łeś?

ZBYSZ­KO

od­su­wa ją la­ską

Po­szła!…

HE­SIA

Gdzie by­łeś? lum­po­wa­łeś się? mój zło­ty, po­wiedz… po­wiedz… ja nic nie po­wiem ma­mie.

ZBYSZ­KO

Po­szła…

HE­SIA

Ład­nie się wy­ra­żasz… Nie po­wiesz – a ja wiem. W noc­nej ka­wiar­ni by­łeś – li­kie­ry pi­łeś – ład­ne pan­ny by­ły… tak ład­nie śmier­dzisz cy­ga­ra­mi… u, u!… jak ja to lu­bię…

ZBYSZ­KO

Mó­wię ci… po­szła!

ME­LA

He­siu! daj spo­kój!

HE­SIA

Tak? to tak ze mną? po­cze­kaj! ja też do­ro­snę – ja też pój­dę na lum­pę – ja też bę­dę cho­dzi­ła po ka­wiar­niach i bę­dę pić li­kie­ry… po noc­nych ka­wiar­niach, jak ty – jak ty!

ska­cze przed nim na jed­nej no­dze

ZBYSZ­KO

Ład­na edu­ka­cja!… ślicz­nie się za­po­wia­dasz…

HE­SIA

A te­raz, że­by cię na­uczyć grzecz­no­ści w ko­le ro­dzin­nym…

wo­ła

Mam­ciu! Mam­ciu!… Zbysz­ko po­wró­cił…

ZBYSZ­KO

Ci­cho bądź!

DUL­SKA

wpa­da jak bom­ba

Je­steś?

ZBYSZ­KO

Je­stem i zni­kam. Idę się prze­spać przed biu­rem.

DUL­SKA

Nie! – zo­sta­niesz tu. Mam z to­bą do po­mó­wie­nia.

ZBYSZ­KO

A!… le­cę z nóg.

DUL­SKA

su­ro­wo

Wie­rzę!…

do dziew­cząt

Pro­szę iść się ubrać. Me­la do gam.

ME­LA

Już nie ma cza­su.

DUL­SKA

Pię­cio­pal­ców­ki – na to star­czy. He­sia znów po­dar­ła ka­lo­sze.

ZBYSZ­KO

Nie ma tu gdzie czar­nej ka­wy?

DUL­SKA

Nie ma, mój pa­nie! He­sia nic nie sza­nu­je. Ni­g­dy z cie­bie nie bę­dzie ko­bie­ta jak na­le­ży.

Dziew­czę­ta wy­bie­ga­ją.

ZBYSZ­KO

Nie ma czar­nej ka­wy w tym za­kła­dzie?

DUL­SKA

Gdzie by­łeś?

ZBYSZ­KO

He?

DUL­SKA

Gdzie by­łeś do tej po­ry?

ZBYSZ­KO

Gdy­bym mam­ci po­wie­dział, to by mam­cia tak ska­ka­ła.

DUL­SKA

O!…

ZBYSZ­KO

Naj­le­piej więc nie py­tać.

DUL­SKA

Je­stem mat­ką.

ZBYSZ­KO

Wła­śnie dla­te­go.

DUL­SKA

Mu­szę wie­dzieć, na czym tra­wisz czas i zdro­wie.

ZBYSZ­KO

Wi­dzi mam­cia, co mam pod no­sem? Wą­sy a nie mle­ko – a więc…

DUL­SKA

ła­miąc rę­ce

Jak ty wy­glą­dasz!

ZBYSZ­KO

E!

DUL­SKA

Je­steś zie­lo­ny.

ZBYSZ­KO

To mod­ny ko­lor. Mam­cia ka­za­ła tak­że bal­ko­ny i okna po­ma­lo­wać na zie­lo­no.

DUL­SKA

Któ­ra pan­na cię weź­mie, jak bę­dziesz tak wy­glą­dał.

ZBYSZ­KO

Jesz­cze gor­szych bio­rą. Nie ma czar­nej ka­wy w tym za­kła­dzie?

DUL­SKA

Wy­ra­żaj się ina­czej. Cią­gle my­ślisz, że je­steś w to­wa­rzy­stwie ko­ko­cic.

ZBYSZ­KO

Ta­kie do­bre to­wa­rzy­stwo, jak i in­ne. A po­tem co mam­cia wy­dzi­wia na ko­kot­ki[2]. Ni­by to i u nas nie ma ko­kot w ka­mie­ni­cy. Sa­ma mam­cia wy­naj­mo­wa­ła tej z pierw­sze­go pię­tra.

DUL­SKA

z god­no­ścią

Ale się jej nie kła­niam.

ZBYSZ­KO

Ale pie­niąż­ki za czynsz mam­cia bie­rze od niej, że aż ha…

DUL­SKA

Prze­pra­szam, to ja ta­kich pie­nię­dzy dla sie­bie nie bio­rę.

ZBYSZ­KO

A co mam­cia z ni­mi ro­bi?

DUL­SKA

ma­je­sta­tycz­nie

Po­dat­ki ni­mi pła­cę.

ZBYSZ­KO

Ha… no… A ja idę spać.

DUL­SKA

Czy ty się prze­sta­niesz lam­par­to­wać?

ZBYSZ­KO

Ja­ma­is![3]

DUL­SKA

Ja dłu­gów pła­cić nie bę­dę.

ZBYSZ­KO

E! to już o tym póź­niej.

DUL­SKA

Zbysz­ko! Zbysz­ko! na tom cię mle­kiem swym kar­mi­ła, że­byś na­sze uczci­we i sza­no­wa­ne na­zwi­sko po ka­wiar­niach i spe­lun­kach włó­czył.

ZBYSZ­KO

By­ło mnie cho­wać mącz­ką Ne­stle’a – po­dob­no do­sko­na­ła.

Dul­ska sia­da przy sto­le, zgnę­bio­na. Zbysz­ko pod­cho­dzi, sia­da na sto­le i mó­wi do niej po­ufa­le.

No… nie mar­twiuch­ny się, pa­ni Dul­ska. Ale co mam­cia chce, że­bym ja tu z wa­mi w do­mu ro­bił? Nikt nie by­wa… ży­je­my jak ostat­nie sob­ki.

DUL­SKA

Cięż­kie cza­sy – nie ma na przy­ję­cia.

ZBYSZ­KO

E! czło­wiek jest zwie­rzę­ciem to­wa­rzy­skim. Mu­si od cza­su do cza­su myśl wy­mie­nić. O! wi­dzi mam­cia, myśl – to wiel­kie sło­wo. Choć ono się stąd gna, to prze­cież tu i ów­dzie się jesz­cze krę­ci…

DUL­SKA

Ja tam nie mam cza­su my­śleć…

ZBYSZ­KO

Wła­śnie, wła­śnie. Więc też ja myk z do­mu, bo w do­mu wła­ści­wie cmen­tarz. A cze­go? My­śli – swo­bod­nej, sze­ro­kiej my­śli.

DUL­SKA

A więc do ka­wiar­ni, do…

ZBYSZ­KO

Tak – tak! do… Co mam­cia mo­że wie­dzieć, któ­ry­mi to dro­ga­mi cha­dza ludz­ka myśl, na­wet ta­kie­go jak ja koł­tu­na.

DUL­SKA

Je­steś głu­pi. Ty i twój oj­ciec – to jed­na du­sza. On co dzień w cu­kier­ni, a ty – Bóg wie gdzie…

SCE­NA VI

Dul­ska – Dul­ski – Zbysz­ko
Dul­ski, za­su­szo­ny urzęd­nik, wcho­dzi ubra­ny bar­dzo po­rząd­nie, do wyj­ścia – czy­ści ka­pe­lusz.

DUL­SKA

No, wresz­cie…

DUL­SKI

po­pra­wia koł­nie­rzyk przed lu­strem

ZBYSZ­KO

Dzień do­bry oj­cu!

DUL­SKI

ge­stem wi­ta sy­na

DUL­SKA

do mę­ża

Dziś fa­su­jesz[4]!

DUL­SKI

ki­wa gło­wą

DUL­SKA

A uwa­żaj, że­byś nie zgu­bił. Na co cze­kasz? A! cy­ga­ro… Zbysz­ko – daj cy­ga­ro oj­cu znad pie­ca.

DUL­SKI

bie­rze cy­ga­ro, któ­re Zbysz­ko zdjął znad pie­ca – pró­bu­je je

DUL­SKA

A czy wiesz, o któ­rej twój sy­nek do do­mu wró­cił?

DUL­SKI

wzru­sza ra­mio­na­mi, że mu to obo­jęt­ne, i wy­cho­dzi środ­ko­wy­mi drzwia­mi

DUL­SKA

Zwa­rio­wać moż­na z tym czło­wie­kiem.

ZBYSZ­KO

Tak go ma­ma wy­cho­wa­ła.

DUL­SKA

Nie – to już za­nad­to.

ZBYSZ­KO

Do­bra­noc. Idę się zdrzem­nąć.

DUL­SKA

A biu­ro?

ZBYSZ­KO

zie­wa­jąc

Nie uciek­nie.

DUL­SKA

za­trzy­mu­jąc go

Zbysz­ko! przy­rzek­nij mi, że się po­pra­wisz.

ZBYSZ­KO

Ni­g­dy – wo­lę ra­czej zdać eg­za­min pań­stwo­wy.

Wy­cho­dzi do swe­go po­ko­ju.

SCE­NA VII

Dul­ska – Han­ka – po­tem Zbysz­ko

DUL­SKA

Ze­trzyj for­te­pian – po­praw w pie­cu. Czy ku­char­ka ubra­na do mia­sta?

HAN­KA

Tak, pro­szę pa­ni.

Dul­ska wy­cho­dzi do kuch­ni. Han­ka chwi­lę sprzą­ta. – Zbysz­ko wy­chy­la się ze drzwi

ZBYSZ­KO

Han­ka? je­steś sa­ma?

HAN­KA

Daj mi pan spo­kój!

ZBYSZ­KO

Cóż ci za mu­cha na nos sia­dła?

HAN­KA

mil­czy

ZBYSZ­KO

Chodź tu! po­każ mor­decz­kę! cze­goś zła?…

HAN­KA

mil­czy, tyl­ko co­raz ener­gicz­niej sprzą­ta – wi­dać w niej wal­kę we­wnętrz­ną

ZBYSZ­KO

Ta­ka je­steś brzyd­ka, jak się nad­miesz.

HAN­KA

na­gle

Pew­nie… te pan­ny, co pan od nich wra­ca, to ład­niej­sze.

ZBYSZ­KO

A! tę­dy cię wie­dli. O to ci cho­dzi.

HAN­KA

Mnie o nic nie cho­dzi – tyl­ko nie chcę, że­by mnie pan se­ko­wał[5].

ZBYSZ­KO

Jak bę­dziesz dla mnie lep­sza, to bę­dę w do­mu sie­dział.

HAN­KA

Ja ta nie po­trze­bu­je. Mo­że se pan iść do tych pan­nów.

ZBYSZ­KO

Al­bo to praw­da! Aż się za mną trzę­siesz.

HAN­KA

Niech pan idzie, bo jesz­cze star­sza pa­ni wej­dzie.

ZBYSZ­KO

Ale o… Po­ca­łuj pa­na w rę­kę, za to, żeś go roz­gnie­wa­ła.

HAN­KA

śmie­jąc się

Fi­ga!

ude­rza go po ła­pie

ZBYSZ­KO

A ty szel­mo…

Chce ją ob­jąć – wcho­dzi Me­la, któ­ra wy­da­je lek­ki okrzyk – po­tem za­czer­wie­nio­na, z oczy­ma spusz­czo­ny­mi idzie do for­te­pia­nu – Han­ka ucie­ka – Me­la sia­da i gra ćwi­cze­nia pię­cio­pal­co­we. Gdy Me­la zo­sta­je sa­ma, chwil­kę gra – po­tem wsta­je, idzie do po­ko­ju Zbysz­ka i pu­ka.

ME­LA

Zbysz­ko!

ZBYSZ­KO

wy­chy­la gło­wę ze drzwi – nie­ubra­ny

Cze­go?

ME­LA

ta­jem­ni­czo

Nie bój­cie się… ja nic mam­ci nie po­wiem.

ZBYSZ­KO

Na czy­sto zwa­rio­wa­ła.

ME­LA

Bo prze­cież to nie wa­sza wi­na.

ZBYSZ­KO

Co?

ME­LA

nie­śmia­ło

No… Han­ka i ty… je­że­li wy…

ZBYSZ­KO