Kincaid. Kuszący Duet. Tom 3 - Laurelin Paige - ebook + audiobook

Kincaid. Kuszący Duet. Tom 3 ebook i audiobook

Laurelin Paige

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

10 osób interesuje się tą książką

Opis

Co takiego może wstrząsnąć małżeństwem jednej z najbardziej namiętnych literackich par?

Donovan Kincaid to człowiek, który dominuje w każdym pomieszczeniu, do którego wchodzi. Nie boi się kłamać, aby dostać to, czego pragnie. On i Sabrina są małżeństwem od dwóch lat, jednak oboje skrywają przed sobą niebezpieczne sekrety. Donovan po raz pierwszy w życiu czuje, że traci kontrolę. Jego nadopiekuńczość i perwersyjna pasja nie zostały stonowane przez czas, a wręcz się nasiliły. Kiedy mężczyzna widzi, jak ukochana się od niego oddala, próbuje za wszelką cenę dotrzeć do sedna sprawy. Ale jakim kosztem? Jak daleko może się posunąć, zanim sam zniszczy to, na czym najbardziej mu zależy?

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 328

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 54 min

Lektor: Nikodem Kasprowicz
Oceny
4,2 (138 ocen)
76
28
24
6
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sandrasikora

Całkiem niezła

Co się stało z poprzednimi tomami ??? Przecież były @legimi ?
30
Zofijka57

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa, wciagajaca. Szkoda ze nie ma wszystkich czesci
30
Kamilap1984

Nie oderwiesz się od lektury

Super zakończenie serii. polecam wszystkie książki tej autorki.
10
niesia1987

Nie oderwiesz się od lektury

A gdzie są pozostałe części bo wiem że były...🤔
10
helutek7

Nie oderwiesz się od lektury

Jak każda książka tej autorki- super!!! Czyta się przyjemnie, wciąga od pierwszego zdania
10

Popularność




Prolog

Dwanaście lat wcześniej

Do rozpoczęcia moich pierwszych zajęć w tym semestrze pozostało jedynie siedem minut, a ja nadal rozmawiałem przez telefon z pieprzonym Raymondem Aaronem Kincaidem.

Okej, ściśle rzecz biorąc, to nie były moje zajęcia. Według grafiku zostały przypisane Martinowi Velasquezowi i prawdę mówiąc, faktycznie to on je prowadził. Ale wszyscy na uczelni wiedzieli, że całą brudną robotę zrzuca na swoich asystentów. I chociaż na tym etapie studiów nie musiałem już odbębniać godzin jako asystent, te zajęcia były moje z tego samego powodu, dla którego utknąłem przy telefonie – ponieważ nie mówi się „nie” Raymondowi Kincaidowi. Zwłaszcza jeśli jest się jego synem.

Właśnie tłumaczył, czego oczekuje ode mnie w tym roku:

– Zwracaj uwagę na wszystko, co może przynieść zysk. Nie tylko profesorowie mają pomysły z potencjałem. W dzisiejszych czasach to młodzi nadają ton. Ten portal społecznościowy został stworzony przez gościa, który rzucił Harvard. Moglibyśmy w tym uczestniczyć, gdybyś obracał się w odpowiednim towarzystwie. Wydaje się, że to przyszłość.

Nie zawracałem sobie głowy przypominaniem mu, że to ja powiedziałem mu o Facebooku.

– Będę miał uszy i oczy otwarte – zapewniłem.

– Spodziewam się, że Weston zaliczy ten rok śpiewająco. Chyba nie muszę mówić więcej?

Wkurzyło mnie to pytanie, więc nie odpowiedziałem. Nawet gdyby nie zażądał, żebym został współlokatorem syna jego partnera biznesowego, zamiast wygodnie mieszkać we własnym mieszkaniu, i tak zaopiekowałbym się Westonem. Był dla mnie niemal jak brat. Pomimo różnicy wieku i całkowitego braku wspólnych zainteresowań mogłem go także nazwać przyjacielem.

U każdego innego rodzica uznano by to za przejaw troski. Ale jeśli Raymond Kincaid o coś się troszczył, to nie o mnie.

– Miej na radarze Jamisona Stewarta i młodego Sheridana.

„Miej na radarze” znaczyło: „Postaw im piątki”. Nie zastanawiałem się, jaka była cena troski o to, by potomstwo jego przyjaciół skończyło Harvard z wyróżnieniem. Nie tylko dlatego, że odpowiedź była nudna i oczywista: podwojenie inwestycji w King-Kincaid lub lobbowanie na rzecz zmiany przepisów, lecz także ze względu na to, że gdy w grę wchodziły interesy ojca, życie zgodnie z filozofią: „Im mniej wiesz, tym mniejsza szansa, że oskarżą cię o współudział” było zapewne najlepszym wyjściem.

I nie, nie przegapiłem ironii losu, pamiętałem, że prowadzę zajęcia z etyki biznesu. Ale definicja tego, co etyczne, była czarno-biała, a mnie wychowano do życia w szarości. Naturalnie.

Wiedząc już, że nie znajdę tam tego, czego szukam, przejrzałem listy studentów leżące na biurku, zarówno te z zajęć, które właśnie miały się rozpocząć, jak i kolejnych.

– Theo Sheridana nie ma w żadnej z moich grup.

– Jezu, kurwa. Żartujesz sobie? – Jakby to była moja wina, że jego niezbyt legalna wymiana przysług nie dojdzie do skutku.

Podniosłem wzrok i zobaczyłem troje pierwszych studentów, którzy weszli i zajęli miejsca w środkowej części sali. Prymusi. To byli ci przesadnie ambitni. Lizusy, których nadgorliwość jedynie dodawała mi pracy. W myślach już postawiłem minusy przy ich przyszłych piątkach tylko dlatego, że byli tacy irytujący.

Tak, moja pozycja dawała mi władzę. Nie próbowałem nawet udawać, że woda sodowa nie uderzyła mi do głowy. Ale to i tak nic w porównaniu z kompleksem Boga, który miał mój ojciec.

– Będziesz musiał go przenieść.

Nie obchodziło go, czy w ogóle leży to w moich kompetencjach, ani to, czy Theodore Sheridan chciałby się przenieść do mojej grupy. Czy on w ogóle studiował biznes?

Dla Raymonda to nie była żadna wymówka. Jego motto brzmiało: „Znajdź sposób”, więc musiałem go znaleźć. Część mojego mózgu już zaczęła wymyślać najlepsze strategie. Jeśli Theo był w grupie Markhama, wiedziałem, że profesora można przekupić akcjami King-Kincaid. Musiałbym zapewne nieco poczarować, ale byłem pewien, że jedna z sekretarek ma do mnie słabość, a jeśli ta droga nie okazałaby się owocna, na wydziale znalazłby się ktoś, kto odda przysługę za przysługę.

– Zajmę się tym – zapewniłem ojca, mając nadzieję, że w końcu się rozłączy. Przestałem się skupiać na rozmowie z nim.

Do sali wchodzili kolejni studenci, a ja tworzyłem mentalne portfolio każdego z nich. Ten w trampkach śpi na zajęciach. Ten z teczką Bottega sprzedaje kokę wykładowcom. Ten z gumą balonową ma ADHD. Ten w okularach przeciwsłonecznych rozważa zmianę kierunku studiów.

Charakterystyka dziewczyn była bardziej rozbudowana. Weston chętnie przeleciałby tę z tipsami. I tę, która układa długopisy na ławce. Oraz tę, która ewidentnie ma poprawiony nos. A także tę z telefonem komórkowym, ale nie tę obok niej, która właśnie czyta podręcznik na kilka rozdziałów do przodu.

O wilku mowa. Do sali wszedł Weston. Dwie dziewczyny przy jego boku były najprawdopodobniej jedynym powodem, dla którego pojawił się na czas. Moje biurko stało schowane w rogu i kiedy zignorował moją obecność, zastanawiałem się, czy naprawdę jest tak zajęty, że mnie nie zauważył. Ta teoria została obalona, gdy zaraz po tym, jak zajął swoje miejsce, subtelnie puścił do mnie oczko.

Zrewanżowałem się później, gdy „przypadkowo” wspomniałem coś o jego lekach na chlamydię w zasięgu słuchu jego nowych „przyjaciółek”. Mała rzecz, a cieszy.

Mój ojciec ciągle nie przestawał mówić. Kiedy wziął kolejny oddech, udało mi się wtrącić:

– Coś jeszcze?

– Nie traktuj mnie tak, jakby twój czas był ważniejszy od mojego, Donovan.

– Za minutę zaczynam zajęcia. Czy chcesz, żebym zachował posadę asystenta, czy mam zostać przy telefonie i słuchać, jak się nadymasz?

– Urocze – odparł tym samym protekcjonalnym tonem, którego używał podczas całej rozmowy. – Nie. Skończyłem. Aha, miej oko na dziewczynę ze stypendium MADAR. Nie musisz jej niańczyć, ale im korzystniejsze wrażenie robią nasi stypendyści, tym lepiej dla naszego wizerunku.

Już zarejestrowałem, że była w mojej grupie. Sabrina Lind, dzieciak z Kolorado, ukończyła szkołę średnią przed czasem. Wychowana w biednej rodzinie, potrafiła napisać przekonujący esej, nawet jeśli jej punkt widzenia był idealistyczny. Nie potrzebowała mojego nadzoru. Nie martwiłem się o nią.

– Tak – uspokoiłem go. – Zrobi się. Muszę kończyć. – Kliknąłem „zakończ”, nie pozwalając mu na ostatnie słowo.

Chowając telefon do kieszeni kurtki, stałem się świadomy siebie, jakbym był podzielony na dwie części. Jedna z nich była obecna tu i teraz: zauważałem każdy szczegół dotyczący studentów przede mną, tworząc ich wyimaginowane profile, robiąc założenia, których nie miałem prawa robić, choć często okazywały się trafne.

Pod tym wszystkim kryły się mroczniejsze myśli, które krążyły mi po głowie. Myśli bez wyraźnego kształtu, przybierające różne formy. Czasem przypominały psa na smyczy, kiedy indziej samochód jadący prosto na czołowe zderzenie, niekiedy człowieka zagubionego we mgle, a czasami chłopca tonącego w bezkresnym morzu.

I wtedy weszła ona.

Zaledwie pół minuty przed oficjalnym rozpoczęciem zajęć. Wydawała się lekko roztrzęsiona i zagubiona. Przygryzała dolną wargę, co dawało wrażenie nieśmiałości, ale zarys jej szczęki zdradzał, że jest uparta. Była jednocześnie zwyczajna (niemal niewidzialna) i oszałamiająca (zapierająca dech w piersiach, kiedy już zwróciło się na nią uwagę). Wydawała się znajdować zarówno nie na miejscu, jak i dokładnie tam, gdzie powinna, a przy tym niepewna, czy lepiej zachowywać się z władczą pewnością siebie, czy wręcz przeciwnie – skromnie, a może połączyć jedno i drugie. Podczas gdy jej duże brązowe oczy szukały miejsca do siedzenia, bawiła się włosami zebranymi w niedbały kucyk, a kiedy wybrała miejsce w pierwszym rzędzie i wsunęła pod krzesło stopy w podróbkach martensów, jak gdyby była skrępowana ich wyglądem, wiedziałem na pewno, że jest stypendystką.

I wiedziałem, że będzie świetną studentką.

Wiedziałem również, że Weston się z nią prześpi – jeśli tylko ją zauważy.

A także że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby się to nie wydarzyło.

Byłem też pewien, z wiarą zakrawającą na religię, że jeśli ktokolwiek może mnie uratować, to tylko ona.

Jeden

Obecnie

Czekam, aż Weston i ja znajdziemy się w moim biurze i starannie zamkniemy za sobą drzwi, zanim wyrażę swoje podejrzenia.

– Ona wie – mówię cicho.

– Kto wie? – Weston spogląda na zamknięte drzwi, jakby odpowiedź czekała w progu. – Sabrina? Dlaczego miałaby nie wiedzieć? Nie wie?

– Skoro właśnie powiedziałem, że podejrzewam, że wie…

Przerywa mi machnięciem ręki i się poprawia:

– Dlaczego nie miałbyś jej powiedzieć, to mam na myśli. Elizabeth wie.

Milczę oszołomiony, dopóki nie dociera do mnie, że być może nie mówimy o tym samym.

– Mówię o dysku z…

– Tak, tak. Inaczej zaprosiłbyś tu też Nate’a.

Właściwie to zaprosiłem Nate’a, ale bał się zostawić Trish samą z wilczycami znanymi jako nasze żony i odmówił. Weston nie zawsze jest tak zorientowany w życiu naszych partnerów biznesowych jak ja. Prawdę mówiąc, nikt nie jest. Ale ponieważ znaleźliśmy się tu tylko we dwóch, skorzystałem z okazji, aby wspomnieć o moich podejrzeniach. Teraz gdy się upewniłem, że mówimy o tym samym, znów jestem oszołomiony.

– Elizabeth wie?

– Jesteśmy małżeństwem. Nie mamy przed sobą tajemnic.

Nie podoba mi się jego sugestia.

– Nie mówię Sabrinie tylko o tych rzeczach, które i tak jej nie interesują.

– A może jej nie interesują, bo o nich nie wie? – Śmieje się z niedowierzaniem. – To jest definicja sekretu. Gdyby moja żona się dowiedziała, że celowo coś przed nią ukrywam…

Nie jestem w nastroju na połajanki, więc przerywam to kazanie, by wyjaśnić:

– Chodzi mi o to, że nie zasypuję mojej żony informacjami, które nie dotyczą jej codziennego życia i/lub których nie chce znać. To nie są sekrety.

– Cóż, jeśli jej nie powiedziałeś i martwisz się o jej reakcję, to jest to sekret.

Nie wiem, dlaczego sądziłem, że mogę o tym rozmawiać z Panem Prawdomównym. Jego ideały często nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością. Bywają powody, by trzymać pewne rzeczy w tajemnicy, zwłaszcza jeśli mogą być niebezpieczne. Włączyłem Westona do tej sprawy tylko i wyłącznie ze względu na charakter informacji. Dotyczą także jego ojca, więc nie wydawało mi się w porządku ukrywać je przed nim.

Teraz zaczynam żałować tej decyzji. Sfrustrowany przesuwam dłonią po twarzy, chętnie skończyłbym tę rozmowę. Pudełko z cygarami wydaje się dobrym pretekstem, by zmienić temat.

– Ty wybierasz – mówię, otwierając je przed nim.

Bierze jedno na chybił trafił. Dopasowuję swój wybór do jego ‒ prensado z nutami pieprzu, kawy i słodko-gorzkiej czekolady ‒ i spędzamy następne kilka minut na paleniu naszych cygar. W zasadzie to właśnie była wymówka, której użyłem, by zwabić go na górę, podczas gdy nasze żony ignorowały Nate’a i Trish i opracowywały strategie dla naszych firm, jakby to był poniedziałkowy poranek w biurze, a nie niedzielny wieczór w salonie z przyjaciółmi. Takie są skutki poślubienia nowoczesnych kobiet. Śmiem jednak twierdzić, że żaden z nas nie narzeka. To Weston, po zajęciu mojego ulubionego fotela i wyciągnięciu nóg na otomanie, wraca do poprzedniego tematu.

– Dlaczego w ogóle myślisz, że ona wie?

Siadam na skórzanym fotelu za biurkiem i zastanawiam się nad odpowiedzią. Przecież nic nie powiedziała. Być może właśnie w tym tkwi problem – przez ostatnie kilka miesięcy mówiła niewiele, jakby układała w głowie puzzle. Na początku myślałem, że to po prostu jet lag. Odbyła ostatnio kilka podróży do Londynu, by pomóc siostrze przy jej niemowlakach. Dziwny rytm dobowy bliźniaczek i problemy jej siostry z karmieniem wystarczyły, aby zakłócić zegar biologiczny Sabriny. Dodajmy do tego długi lot i różnicę czasu – wydawało się to oczywiste. Ale kiedy dłużej się nad tym zastanawiałem, zdałem sobie sprawę, że już wcześniej wydawała się nieswoja. Oboje byliśmy tak przeciążeni pracą, próbując poradzić sobie naszymi obowiązkami, a równocześnie z obowiązkami Dylana, aby mógł wziąć wolne, że mogłem nie zauważyć, że Sabrina się ode mnie oddala.

A może wszystko zaczęło się jeszcze wcześniej. W Boże Narodzenie, kiedy poprosiłem ją, byśmy postarali się o dziecko, a gdy odpowiedziała: „Nie teraz”, pozwoliłem, żeby na tym temat się zakończył. Choć tak naprawdę to nie był koniec, ponieważ nie potrafiłem przestać się zastanawiać, co mogło sprawić, że Sabrina – kobieta, która zwykle pozwala mi dominować i podejmować decyzje – zdecydowała się postawić. Najprostszą odpowiedzią było to, że naprawdę nie jest gotowa na dziecko. W porządku. Właśnie mijają dwa lata naszego małżeństwa. To za wcześnie. Ale nie jestem człowiekiem, który zadowala się najprostszymi odpowiedziami, zanim wszystkie inne możliwości nie zostaną wykluczone, a do tego dręczy mnie podejrzenie, że jej nieufność może mieć związek z tym, co jest ukryte w sejfie za mną. Wyjaśnianie tego Westonowi byłoby daremnym trudem. Mówię więc jedynie:

– To tylko przeczucie.

Wpatruje się we mnie tak intensywnie, że jego wzrok przeszywa mnie na wylot. Chociaż jest moim najlepszym przyjacielem, zwykle nie zwierzam mu się z osobistych spraw. Szczerze mówiąc, zazwyczaj go one nie interesują. Ale teraz wygląda, jakby naprawdę chciał je usłyszeć, i przez kilka sekund zastanawiam się, co powiedzieć. Że nigdy nie byłem szczęśliwszy? Że czuję ulgę, że wszyscy moi przyjaciele znaleźli kobiety, które ich kochają? Że patrzenie na to, jak rodziny jego, Cade’a i Dylana się powiększają, sprawia, że jestem cholernie zazdrosny?

Kiedy nie mówię nic, dopytuje:

– Trzymasz to tutaj?

– W sejfie w ścianie.

– Sabrina nie zna kodu?

– Jasne, że zna. Ale nawet gdyby tam zajrzała, nie wiedziałaby, na co patrzy.

– I jesteś pewien, że tam nie zaglądała.

To nie jest pytanie, a w jego tonie wyczuwam nutę dezaprobaty, ponieważ wie, że sprawdziłem wszystkie logowania, które informują o każdym otwarciu i zamknięciu sejfu, a nawet kamery bezpieczeństwa w tym pokoju. Takich działań można się spodziewać po mężczyznach, którzy nie ufają swoim żonom. W moim przypadku to dzień jak co dzień i Weston nigdy tego nie zrozumie.

– Może po prostu czujesz się winny.

Unoszę dłoń z cygarem, a następnie pokazuję mu środkowy palec.

– Nie bądź przewrażliwiony – mówi, uśmiechając się szeroko, a potem poważnieje. – Jeśli naprawdę o tym wie, to dlaczego po prostu ci nie powie? Sabrina nie jest raczej potulną laską.

– Będę udawać, że nie słyszałem, jak nazwałeś dorosłą kobietę „laską”.

Ta dorosła kobieta jest moją żoną, co sprawia, że trudno jest mi się powstrzymać przed palnięciem go w głowę.

– Mówię tylko, że zapewne skonfrontowałaby się z tobą, zwłaszcza gdyby miała jakieś obiekcje.

Zwykle uważam się za eksperta od tego, co czuje Sabrina, nawet jeśli ona sama tego nie wie, więc irytuje mnie, że nie mam pojęcia, jak zareagowałaby na ten – no dobrze, przyznam to wreszcie – ten konkretny sekret. A może problem polega na tym, że wiem, jak by zareagowała.

Weston ma rację: skonfrontowałaby się ze mną. Zdecydowanie.

Wciąż mam jednak wrażenie, że coś jest nie tak. A jeśli Weston powiedział swojej żonie, mam jeszcze więcej powodów, by podejrzewać, że Sabrina i tak wkrótce się dowie, nawet jeśli jeszcze nie wie.

Do diabła, Elizabeth może szeptać jej to do ucha dokładnie w tej chwili.

– Naprawdę powiedziałeś swojej żonie?

– Nic konkretnego. Nic, co mogłaby przekazać Sabrinie. Nie martw się. Tylko to, że nadal świadczysz przysługi swojemu ojcu.

– Nie świadczę… – Zdaję sobie sprawę, że w moim głosie da się wyczuć irytację, i zaczynam od nowa: – Nie wyświadczam mu przysług.

– Namierzyłeś dysk z informacjami, które mogły zrujnować jego firmę i wysłać go do więzienia. Jeśli to nie jest przysługa…

– Nie prosił mnie o to. – Fakt, że zająłem się tym z własnej woli, wcale nie poprawia sytuacji. Spojrzenie Westona potwierdza, że myśli dokładnie o tym samym. Odchylam się na krześle i zaciągam się cygarem. – Nie próbowałem tego szukać, jasne? Jakiś czas temu pracowałem nad czymś dla Cade’a z ludźmi, którzy zajmują się poufnymi informacjami, i podczas negocjacji powiedziano mi, że ktoś próbuje sprzedać informacje na temat King--Kincaid. Byłem… zaintrygowany.

Weston kręci cygarem między palcami, kiwając głową. Opowiedziałem mu o wszystkim wkrótce po tym, jak zdobyłem dysk, ale teraz po raz pierwszy podaję mu szczegóły. Domyślam się, co chodzi mu po głowie. Wyobraża sobie siebie w tej samej sytuacji – czy byłby ciekawy? Obaj wiemy, że podjąłby inną decyzję niż ja. Westonowi udało się odciąć od imperium naszych ojców ‒ przynajmniej fizycznie, jeśli nie emocjonalnie ‒ już jakiś czas temu.

Tego samego nie można niestety powiedzieć o mnie. Byłem obojętny na niemal wszystko, co dotyczyło mojego ojca, ale wciąż pozostawałem zaangażowany w kilka spraw. Nie tylko dlatego, że Weston i ja wciąż posiadamy udziały w rodzinnej firmie ‒ lubię też wiedzieć o wszystkich jego interesach. Dobrych i złych, a zwłaszcza brudnych. Ta konkretna informacja należała do tych ostatnich. Nie wiedziałem, że nasi ojcowie fałszowali księgi rachunkowe i wykorzystywali swoją firmę do prania pieniędzy dla podejrzanych oligarchów z Europy Wschodniej, dopóki nie zobaczyłem tych danych. Od jakiegoś czasu krążyły plotki, że King-Kincaid działa w szarej strefie – łatwo mi było w nie uwierzyć – ale nic nie wskazywało na to, że sprawy zaszły tak daleko. Musieli wiedzieć, że są niebezpiecznie blisko złapania, ponieważ zatrudnili specjalistę, aby wyczyścił ich system komputerowy z wszelkich śladów podejrzanych transakcji. Wygląda na to, że facet wykonał świetną robotę – księgi rachunkowe firmy wyglądały idealnie, kiedy przeprowadzałem audyt w styczniu – ale zachował kopię zapasową, prawdopodobnie z myślą o szantażu.

Kiedy odkryłem, że ma te dane na dysku, bez zastanowienia zaproponowałem, że go odkupię. Zapłaciłem za niego cholernie wysoką sumę. Sam ten fakt doprowadziłby Sabrinę do białej gorączki.

Wiem jednak, że nie śledzi operacji na naszych kontach oszczędnościowych tak samo pilnie, jak ja śledzę ją. Moim zadaniem jest wiedzieć wszystko.

Kiedy skończyłem wyjaśniać, Weston zadał pytanie, które ja też zadawałem sobie w kółko, nie uzyskując satysfakcjonującej odpowiedzi:

– Dlaczego nie pozwoliłeś mu więc szantażować naszych ojców? Sam przyznałeś, że Raymond cię o to nie prosił.

– Wiedziałem, jak to załatwić. Więc to zrobiłem. – To była najlepsza odpowiedź, na jaką było mnie stać.

Jego śmiech zamienił się w westchnienie.

– Znowu ci się wydaje, że jesteś jedyną osobą, która może cokolwiek zrobić. – Siada i wskazuje na mnie palcem z naciskiem wynikającym z doświadczenia. – Wiedziałeś, jak się w to zaangażować. Gdybyś to załatwił, już byś się tym nie martwił. Nie miałbyś wciąż dysku w sejfie… Ile? Dwa i pół roku później? Planujesz zostawić go tam na zawsze? Dlaczego go nie zniszczyłeś? – Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Potrząsa głową i odchyla się do tyłu. – Powiedz Raymondowi, że go masz. Niech zdecyduje, co z tym zrobić. Niech ci zwróci pieniądze. Tyle może dla ciebie zrobić.

Opieram łokieć o podłokietnik krzesła i kładę podbródek na dłoni.

– Tego ode mnie oczekujesz?

– Nie, nie, nie. Nie mieszam się w to. – Przekręca cygaro tak, by móc przyjrzeć się etykiecie. – To jest nowe. Smakuje mi.

Ignoruję próbę zmiany tematu.

– Więc nie uważasz, że powinienem przekazać dowody władzom?

– Nawet jeśli, to i tak tego ode mnie nie usłyszysz. Nie pozwolę ci zrzucić na mnie tej odpowiedzialności.

Jeszcze zanim słowa opuszczą moje usta, wiem, że to, co zamierzam powiedzieć, jest nie fair, ale to mnie nie powstrzymuje.

– Nie. Po prostu zostawiasz mnie z tym wszystkim samego. Jak zawsze.

– Przestań. Sam to na siebie wziąłeś. Nie współczuję ci z tego powodu.

– Więcej, jesteś z tego powodu zadowolony.

Odwraca się do mnie i choć patrzę na niego z wyczekiwaniem, że zaprzeczy moim słowom, nie robi tego.

– Cóż, tak. Jestem.

Kiedyś byłoby mu mnie żal. Zrobiłby wszystko, by pomóc mi powstrzymać skandal związany z nielegalnymi interesami naszych ojców. Elizabeth ma na niego dobry wpływ. Dojrzał. Zazwyczaj się z tego cieszę. Teraz czuję do niego niechęć.

– Ale z ciebie pierdoła.

Parska śmiechem, słysząc nasz stary żart, co zmywa z jego twarzy wyraz świętoszkowatości.

– Ale naprawdę, D., jeśli robisz to z mojego powodu, to przestań. Poradzę sobie z tym. Jeśli uważasz, że musisz ich chronić, zrób to. Nie będę cię za to winić. Raymond to twoja krew. Rozumiem to. To skomplikowane. To samo czuję wobec Nasha. Ale jeśli nie chodzi o mnie ani o nich, to przemyśl swoją motywację. I powinieneś powiedzieć Sabrinie. Jest twoją żoną. Powinna ci pomóc i stać po twojej stronie. Pozwól jej. Gwarantuję ci, że to właśnie z tego powodu czujesz się źle.

Zazwyczaj ufam swojej intuicji bardziej niż zapewnieniom Westona, ale próbuję przetrawić to, co powiedział, gdy w milczeniu zaciągamy się cygarami. Mija kilka minut, podczas których nie zmieniam zdania, gdy rozlega się pukanie do drzwi.

– Tak?

Drzwi się otwierają, a po drugiej stronie stoi Nate.

– Przeszkodziłem wam?

Weston odpowiada, zanim ja zdążę.

– Skończyliśmy. Nic się nie stało.

Pozwalam Westonowi uwierzyć, że to był moment łączący nas dwóch. Prawda jest taka, że byłoby lepiej, gdybym wygadał się Nate’owi. Jego moralność jest bliższa mojej – nazwijmy ją luźną – i nawet gdyby w sprawę był zamieszany jego własny ojciec, zdołałby zachować emocjonalny dystans. Ale podejrzewam, że najwyższy czas wrócić na imprezę.

– Czy Sabrina i Elizabeth zanudziły już Trish na śmierć rozmowami o pracy?

Nate podchodzi do mnie i zaciąga się moim cygarem, zanim udziela odpowiedzi.

– Cóż, zmieniły temat na sprawy domowe.

Dla Trish to musi być jeszcze gorsze. Weston i ja wymieniamy spojrzenia.

– Zejdziemy na dół – mówimy zgodnie.

Nate kiwa głową, oddając mi cygaro.

– Szkoda. Te są dobre.

– Poczęstuj się jednym na drogę. Weź też dla Trish. Spodoba jej się.

Po zgaszeniu cygar i podarowaniu dwóch Nate’owi udajemy się do salonu, gdzie przebywa reszta towarzystwa. To małe przyjęcie. Weston i Elizabeth przyjechali do miasta na kilka dni z synem i sześciomiesięczną córką z okazji urodzin matki Westona. Dziś wieczorem dzieci są z dziadkami, a Sabrina zaoferowała się zapewnić rozrywkę. Chociaż zwykle nie jest zbytnio zaangażowana w tego typu rzeczy, lubi urządzać kameralne spotkania dla przyjaciół. Zostaję nieco z tyłu, gdy schodzimy na dół, częściowo dlatego, że chcę wyczuć atmosferę w pokoju, ale głównie przez to, że lubię patrzeć na Sabrinę. Ma zarumienione policzki i promienną cerę. Nietknięty szampan przed nią mówi mi, że dobrze się bawi. Jest tak zaaferowana rozmową, że prawie mogę przeoczyć sinawe kręgi pod jej oczami i przekonać samego siebie, że widzę problemy tam, gdzie ich nie ma.

– To jedyny sensowny sposób na posiadanie dzieci – mówi Elizabeth, najprawdopodobniej promując unikalny układ współrodzicielstwa, który ona i Weston mają z matką dziecka Westona i jej partnerem. Wszystkim spodobało się to tak bardzo, że zrobili to ponownie, tym razem wykorzystując in vitro, aby wszczepić zapłodnioną komórkę jajową Elizabeth do macicy Callie.

Śmiem twierdzić, że są lepsze sposoby na poczęcie, ale brawo dla nich.

Trish też jest sceptyczna.

– Spróbuj sprzedać to Sabrinie. Ja tego nie kupuję.

Elizabeth odwraca się do mojej żony, gotowa ją przekonywać, a ja cieszę się, że przybyłem na czas, aby to usłyszeć. Zanim jednak zdoła cokolwiek powiedzieć, Sabrina podnosi rękę i wchodzi jej w słowo:

– Będę o tym pamiętać. Jeśli kiedykolwiek zdecydujemy się na dziecko.

Gdy tylko kończy mówić, podnosi wzrok i mnie zauważa, a jej uśmiech znika. Zastanawiam się, co powiedział jej mój wyraz twarzy i czy w ogóle potrzebowała go widzieć. Jeszcze zanim wypowiedziała te słowa, wiedziała, że to zdrada. Kiedy poprosiłem ją o dziecko, powiedziała: „Nie teraz”, co miało zupełnie inny wydźwięk niż: „Jeśli kiedykolwiek”.

Wstaje szybko i mówi:

– Mam deser! Skoro wszyscy już wrócili, pójdę przygotować talerze. Czy ktoś nie ma ochoty na tiramisu?

Imponujące. Udało jej się uniknąć dalszych pytań o macierzyństwo od Elizabeth, która zamiast tego chce teraz wiedzieć, czy Sabrina sama przygotowała deser. Moja żona śmieje się niemal beztrosko, prawie tak, jakby wcale nie próbowała niczego ukryć.

– Nie. Mogę zrobić w kuchni tylko jedno, i to nie jest to. Jean-Claude Martin, szef kuchni w Gaston’s, przygotował je dla nas dzisiaj osobiście i chociaż jest znany z francuskiej kuchni, jego tiramisu jest nie do pobicia.

Ale ja znam moją żonę. I znam wszystkie jej sztuczki. Więc po tym, jak opuszcza pokój i udaje się do kuchni, wymyślam własną wymówkę.

– Poszukam wina do deseru – mówię, a następnie podążam za nią, ponieważ, do cholery, niezależnie od tego, czy powinienem zdradzić jej mój sekret, czy nie, w tej chwili moim jedynym zmartwieniem jest to, co ukrywa ona.

Dwa

Drzwi do kuchni wciąż się jeszcze kołyszą po tym, jak weszła przez nie Sabrina, kiedy wślizguję się za nią. Spogląda w moją stronę, niezbyt zaskoczona, bo spodziewała się, że podążę jej śladem. Nie ucieknie przed tym, co nieuchronne. Wie o tym.

Wie, a mimo to zaczyna paplać o głupotach, jakby dzięki temu mogła zmienić bieg tej rozmowy.

– Naprawdę się nie spodziewałam, że Jean-Claude po sobie posprząta – mówi i zamyka drzwi lodówki ramieniem, trzymając w dłoniach naczynie z tiramisu. – To znaczy jestem wdzięczna, Myrna to doceni, gdy przyjdzie jutro sprzątać, ale za cholerę nie mogłam znaleźć młynka do pieprzu. W końcu się okazało, że zostawił go w spiżarni. – Stawia naczynie na blacie obok małych talerzyków, które przygotowała wcześniej, i zaczyna otwierać szuflady. – Robimy zakłady, gdzie jest szpatułka? Powinna być… O, jest tutaj – Podnosi ją i się uśmiecha. – Jak myślisz, jak duże powinnam nałożyć porcje?

Jestem pewien, że wielu mężczyzn nabrałoby się na to przedstawienie, i szczerze mówiąc, wcale bym się im nie dziwił. Jest piękna w takim stanie: z włosami opadającymi na jedną brew, lekko rozchylonymi ustami i oczami błagającymi, bym złapał przynętę. „Po prostu, kurwa, złap przynętę”. Nic z tego.

– Naprawdę myślisz, że przyszedłem tu rozmawiać o cholernym tiramisu?

Jej uśmiech blednie, ale nie jest zaskoczona. Zaczyna kroić deser.

– Miałam nadzieję, że przyjdziesz pomóc.

– Jasne. Mogę pomagać ci w czasie, kiedy będziemy się kłócić.

Zakładanie, że ta rozmowa skończy się kłótnią, to zapewne nie najlepszy pomysł. Zacząłem od konfrontacji, choć powinniśmy spokojnie porozmawiać. Skoro jednak już to padło, mogę postawić wszystko na jedną kartę. Podchodzę do ekspresu gotowego do pracy i naciskam przycisk „start”. Otwieram usta, by rozpocząć przesłuchanie.

A wtedy ona odzywa się pierwsza.

– Donovan, proszę. To nie jest odpowiedni moment.

Zaciskam zęby. Mocno. Oczywiście ma pieprzoną rację. To nie jest odpowiedni moment. To nie jest odpowiednie miejsce. Nie jestem w odpowiednim nastroju i prawdopodobnie ona też nie. Powinienem przyznać, że to musi poczekać. Ale jestem wkurzony. Nie tylko ze względu na to, że mnie zbyła, ale i dlatego, że coś jest na rzeczy, a to oznacza czekającą nas poważną rozmowę. Nie skończy się na: „Och, Donovan, chciałam tylko, żeby przestali mnie wypytywać” albo: „Nie miałam tego na myśli. Oczywiście, że w końcu będziemy mieć dziecko”.

Teraz naprawdę nie chcę porzucać tego tematu. Zmuszam się do trzymania języka za zębami, przechodząc do lodówki z winami. Wybieram pierwszego lepszego rieslinga i trzaskam drzwiami, choć jest to niesatysfakcjonujące i nie daje ulgi w złości, ponieważ gumowa uszczelka łagodzi uderzenie.

Zamierzam wziąć butelkę i wyjść. Ale moja frustracja jest zbyt wielka, by ukryć ją przed gośćmi. Nie chodzi tylko o ten wieczór. Nie chodzi o tę rozmowę. Jestem mężczyzną, który musi mieć kontrolę nad wszystkim, mężczyzną, który – choć jest to toksyczne – pragnie kontroli nad własną żoną, a Sabrina, będąc tym, kim jest, uczyniła mnie bogiem, oddając mi władzę w większości aspektów naszego małżeństwa. Ale w tym konkretnym mi ją odebrała. Potrzeba odzyskania kontroli budzi we mnie pierwotne instynkty. Zamiast przejść obok, zatrzymuję się za nią i stawiam butelkę na wyspie kuchennej z satysfakcjonującym hukiem. Sabrina podskakuje, ale ja się nie ruszam. Jestem murem za jej plecami, moje ciepło miesza się z jej ciepłem. Boi się mnie. Powinna się mnie bać. Strach ją podnieca, a ja czuję jego zapach. Jej sutki twardnieją, a oddech staje się płytki. Kładę dłonie na blacie po obu jej stronach, zamykając ją w klatce moich ramion, i tym razem jej oddech się zatrzymuje. Czuję, że twardnieję. Przyciskam biodra do zagłębienia w dolnej części jej pleców i sięgam, aby chwycić ścierkę do naczyń, która znajduje się w pobliżu ułożonych talerzy. Biorę po jednym końcu do każdej ręki i powoli podnoszę ją w kierunku lewego ramienia Sabriny, a następnie przeciągam powoli przez podstawę szyi.

– Donovan – szepcze, ale bez przekonania. – To nie czas na to.

– Być może nie. Ale nie będę prosił o pozwolenie.

Drży, gdy zaciskam ścierkę na jej szyi. Nie na tyle mocno, by nie mogła wypowiedzieć bezpiecznego słowa, ale wystarczająco, by wiedziała, kto sprawuje kontrolę. To niesprawiedliwe – przyznaję. Ten chłód między nami nie sprawił, że przestaliśmy się pieprzyć, ale powstrzymywał mnie od gry w zmuszanie, a teraz zdaję sobie sprawę, jak bardzo jej tego brakowało. Tęskniła za tym i jest zdesperowana. Pragnie tego zbyt mocno. To, że nasi przyjaciele są tuż za drzwiami, tylko ją podnieca.

Dlatego, choć to nie jest odpowiedni moment, nie wypowiada swojego bezpiecznego słowa.

Zaczyna się opierać. Na początek niezbyt mocno.

– Nie rób tego – szepcze cicho.

– Nie będziesz mówiła mi, co mam robić.

Przyciągam ją do siebie, tak by jej ciało przylegało do mojego, a następnie przekładam oba końce ścierki do jednej ręki. Gdy Sabrina próbuje mnie uderzyć, mogę chwycić jej nadgarstek wolną ręką i wykręcić jej ramię.

– Proszę.

Jej opór staje się silniejszy, więc przyciskam jej rękę mocniej, aż lekko jęczy z bólu. Ten dźwięk tylko podsyca moje pożądanie. Nie dlatego, że podnieca mnie jej ból. Wiem, że to sprawia jej rozkosz, i to jej przyjemność tak mnie nakręca. Poza tym lubię ten dźwięk, ponieważ oznacza, że w tej chwili jest słaba. Jest bezbronna i nie ma innego wyjścia, jak tylko się poddać. Właśnie tego pragnę: jej uległości. Nieważne, czy sama ją mi podaruje, czy będę musiał o nią walczyć. Zależy mi tylko na tym, by w końcu wiedziała, że naprawdę i w pełni należy do mnie. Chcę być w niej teraz. Natychmiast. Tak szybko, jak to możliwe. Myślę jednak jeszcze wystarczająco trzeźwo i wiem, że wytarzanie się w czekoladzie i mascarpone nie jest najlepszym pomysłem. Używam ścierki, aby odciągnąć Sabrinę nieco dalej, a następnie puszczam ją, aby móc skręcić jej ramiona razem i przycisnąć je jedną ręką do jej biodra. Drugą ręką mocno pociągam za szyfon zakrywający jej biust, aż wiązanie sukienki rozluźnia się na tyle, by odsłonić jedną pierś. Jest bez stanika, więc jędrne ciało uwalnia się z fałd materiału. Łaskoczę jej twardy sutek, zanim ujmuję go w palce. Jej plecy są wygięte w łuk, co sprawia, że jej biust wydaje się jeszcze pełniejszy i ‒ Boże, pomóż mi ‒ kusi mnie, by ją obrócić i urządzić pełną ucztę na tej jednej piersi.

Jakby wiedziała, o czym myślę.

– Muszę… – „Wrócić do tiramisu”, kończę za nią w myślach. – Musisz… – „Przestać”. Ale to słowo nie pada, choć i tak przecież by mnie nie powstrzymało.

Jej pierś nie jest moim ostatecznym celem, więc nie zatrzymując się, przekręcam mocno jej sutek, a jęk bólu sprawia, że mój penis twardnieje jeszcze bardziej. Następnie porzucam jej biust, by zebrać jej sukienkę w talii. Walka rozgorzała na nowo. Sabrina szarpie się, próbując mnie z siebie zrzucić.

– Po prostu się nie opieraj – mówię, wiedząc, że ten protekcjonalny spokój w moim głosie ją wkurza. Przyspiesza bicie jej serca. Sprawia, że jej łechtaczka pulsuje.

– Pierdol się.

– Jeśli tego właśnie chcesz…

Rozsuwam jej nogi, przytrzymując ją mocno jednym ramieniem, gdy się szamocze. Zdejmowanie jej majtek nie jest łatwe, zwłaszcza gdy próbuje kopać moją stopę. Opuszcza głowę, ale jestem zbyt rozkojarzony, by zdać sobie sprawę, co planuje, więc niespodziewanie wbija zęby w moją rękę.

– Cholera, Sabrina.

Zaskoczony rozluźniam uścisk, a ona ucieka i odwraca się ku mnie. Na jej twarzy widać wściekłość. A także podniecenie. Jej spojrzenie jest twarde i gorące i po raz pierwszy od dłuższego czasu czuję prawdziwe wyzwanie, jeśli chodzi o rozkład sił.

Mógłbym przestać.

Powinienem przestać.

Dostrzegam jednak nożyce kuchenne w bloku z nożami i zanim uświadamiam sobie, co robię, już mam je w rękach i przyciskam do jej gardła. Przełyka, a ja martwię się, czy nie posunąłem się za daleko. Theo Sheridan przyłożył nóż do jej szyi, rozciął jej ubranie, zagroził jej życiu. Błyskawicznie opuszczam rękę i obejmuję jej twarz wolną dłonią. Potem ją całuję. I mówię jej, że ją kocham. Nie słowami, lecz ustami. Pocałunek staje się zaborczy. Gwałtowny. Zaczyna okładać mnie pięściami, ale ja zdążyłem już przeciąć pasek jej majtek. Kilka kolejnych cięć i jestem w stanie je z niej zerwać.

– Wchodzę w tę cipkę. Nie walcz ze mną.

Pozwalam nożyczkom upaść na podłogę i obracam ją tak, że mogę owinąć jej rozpuszczone włosy wokół pięści i przycisnąć ją do blatu. Jęczy, czując siłę, z którą na nią napieram, a ja jestem tak skoncentrowany na swoim celu, że zastanawiam się, czy mógłbym teraz przestać, gdyby użyła swojego bezpiecznego słowa.

Na szczęście, albo może i nie, go nie wypowiada.

Po krótkiej walce z zamkiem wyciągam penisa i celuję prosto w jej cipkę. Wiem, że jest mokra – widzę, że jest, czuję jej podniecenie – ale wbijam się tak mocno, jakbym spodziewał się oporu. Jakbym musiał użyć całej swojej siły, aby wejść w nią tak głęboko, jak chcę i potrzebuję. Pieprzę ją właśnie tak. Ze złością. Przyciskam jej głowę do blatu, choć drapie mnie po rękach. Moje uda uderzają o jej. Mój penis pędzi, jakbym ścigał się w jakimś cholernym wyścigu. Czuję władzę tak upajającą, że ledwo jestem w stanie się kontrolować. Kiedy Sabrina zaczyna zaciskać się wokół mnie, odzyskuję panowanie nad sobą.

Nie całkiem.

Ale wystarczająco, by zwolnić, odetchnąć i zastanowić się, co ja, kurwa, robię.

Lekko przytomnieję i się jej przyglądam. Mój kutas jest przesiąknięty jej sokami. Była bliska orgazmu. Mój nagły spadek tempa wybił ją z rytmu.

Mam więc pracę do wykonania. Obejmuję ją ramieniem i wkładam dłoń między jej uda.

– Pokaż mi, że tego chcesz – żądam, starając się nie wyjść z roli, jednocześnie pocieram kciukiem jej łechtaczkę. – Pokaż mi, jak ci dobrze, a przestanę.

– Nienawidzę cię – pluje. – Jesteś potworem.

Ale znowu zaciska się na mnie, a mój penis zalewa jej ciepła wilgoć. Szarpię ją za włosy, aż jej szyja wygina się w łuk.

– Pokaż mi.

Pokaż mi, że tego chciałaś.

Pokaż mi, że tak naprawdę nie jestem potworem.

Pokaż mi, że nasz chory związek wciąż działa.

Kiedy z sąsiedniego pokoju dobiega dźwięk tłuczonego szkła, ona jest już blisko szczytu.

– Nie strać tego – ostrzegam. – Nie zatrzymam się, dopóki nie dojdziesz.

Podnosi głowę i spogląda w stronę drzwi, nasłuchując, ale wciąż zaciska się wokół mnie. Zwiększam nacisk na jej łechtaczkę. Przyspieszam pchnięcia. Słuchamy głosów naszych przyjaciół, którzy w pośpiechu sprzątają bałagan. Nate wspomina coś o serwetkach. Elizabeth woła Sabrinę. Ktoś wkrótce tu przyjdzie.

– Będę cię pieprzył, nawet jeśli tu wejdą – obiecuję. – Nie przestanę, dopóki nie dojdziesz na moim cholernym kutasie.

To jej wystarcza. Krzyczy cicho, a jej ciało wciąż się trzęsie, gdy się z niej wyślizguję.

Podnoszę ręcznik z podłogi i chwytam butelkę rieslinga, a kiedy Trish wchodzi przez drzwi, ja już idę w jej kierunku.

– Bardzo nam przykro, ale mieliśmy mały wypadek i…

– Zajmę się tym – przerywam jej i wypycham ją z kuchni, dając mojej żonie czas, aby się pozbierała. – Miotła jest w szafie.

O dziwo, czuję się lepiej, pomimo wciąż sterczącego wzwodu, który udaje mi się ukryć podczas sprzątania. Zbierając potłuczone odłamki szkła, modlę się w duchu, choć przecież nie wierzę w Boga, aby Sabrina pojęła, że to jeszcze nie koniec naszej rozmowy.

Trzy

Wiem, że to nie moja sprawa… – Elizabeth urywa, ale nie muszę słyszeć więcej, by wiedzieć, że mówi o moim ojcu i zawartości dysku w moim sejfie.

Spoglądam na Westona. Stoimy we trójkę przy drzwiach naszego mieszkania, ponieważ Nate i Trish wyszli wcześniej, a Sabrina pożegnała się już w salonie, aby móc zacząć sprzątać. Chociaż Weston zwykle nie jest biegły w czytaniu takich sygnałów, najwyraźniej rozumie, że moje spojrzenie oznacza: „Dziękuję, że wygadałeś żonie szczegóły naszej prywatnej rozmowy. Dlaczego mnie to nie dziwi?”.

– Mówiłem ci, że nie mamy przed sobą tajemnic – mówi bez skruchy.

– Kiedy, do cholery, miałeś na to czas?

– Ty i Sabrina zniknęliście w kuchni na całą wieczność – mówi obronnie.

Zanim zdążę zaatakować – bo to właśnie zamierzam – interweniuje Elizabeth:

– Kiedy nie było was tak długo, zaczęłam się zastanawiać, czy nie potrzebujecie pomocy. Wtedy Weston mnie wtajemniczył.

– Pomyślałem, że może wykładasz całą sprawę Sabrinie – wyjaśnia.

Przez głowę przelatuje mi niesmaczny żart w stylu: „Tak, wkładałem Sabrinie”, ale szybko go odrzucam, przecież nie mam dwunastu lat.

Weston potrafi jednak wyczuć sprośną myśl z odległości mili.

– Widzę po twojej minie, że w kuchni wydarzyło się coś innego. Powinienem uderzyć się w piersi?

– Zaraz uderzę cię pięścią w twarz – mówię bez cienia humoru.

Uśmiech Westona blednie, a Elizabeth staje między nami, jakbym faktycznie zadał cios.

– To oczywiście sprawa między tobą a Sabriną…

– Dziękuję, Elizabeth – przerywam jej szybko.

– …ale naprawdę powinieneś być z nią szczery – kontynuuje, a ja mam ochotę uderzyć w twarz i ją. – Może ta tajemnica nie ma znaczenia sama w sobie, ale jeśli się martwisz, czy przez nią nie ucierpi wasz związek, to prawdopodobnie tak właśnie będzie.

O dziwo, ma rację. Choć zapewne nie to miała na myśli. Sprawy mojego ojca wywołują napięcie w moim małżeństwie, ponieważ wywołują napięcie we mnie. Sabrina najprawdopodobniej nic nie wie. Muszę tylko przestać się nimi martwić, a problem sam zniknie. To dobrze. Ponieważ muszę mieć wolną głowę, aby poradzić sobie z inną kwestią, która pojawiła się dziś wieczorem. Co najpierw wymaga pozbycia się naszych gości.

– Jeszcze raz dziękuję, Elizabeth. Twoje rady są bezcenne.

– Jestem pewna, że żartujesz, ale będę udawać, że mówisz serio – krzywi się. – Na wypadek gdybyśmy się już nie zobaczyli przed naszym wyjazdem…

Pochyla się, by pocałować mnie w oba pliczki, zgodnie z europejskim zwyczajem, który przyjęła podczas pobytu za granicą. Potem kładzie rękę na moim ramieniu i robi ruch głową w kierunku drzwi.

– Opiekuj się nią.

Czy ona mnie nie zna?

– Jasne.

Kiedy się odsuwa, Weston robi krok w moją stronę, ale zatrzymuję go gestem.

– Widzimy się jutro w biurze. Pożegnania mogą poczekać do tego czasu. – Mam nadzieję, że kiedy jego żony nie będzie w pobliżu, nie będzie czuł, że musi pocałować mnie w policzki. Nie potrzebuję kolejnego powodu, by chcieć go uderzyć.

Gdy goście w końcu wychodzą, zamykam drzwi na zamek i zatrzymuję się, by się uspokoić, przełączyć na inny tryb. Przygotować się do rozmowy, która ma się odbyć. Nie chcę walczyć z Sabriną, ale mam przeczucie, że to może być nieuniknione. Między innymi dlatego przez ostatnie kilka miesięcy nie poruszałem ponownie tematu dziecka. Chciałem dać jej przestrzeń – przynajmniej na ile byłem w stanie – ale to jedyna rzecz od bardzo dawna, której pragnąłem dla siebie.

Sabrina ma trzydzieści lat. To nie jest coś, co można odkładać w nieskończoność.

Staram się odpowiednio nastroić. Bądź spokojny. Bądź cierpliwy. Bądź wyrozumiały. Następnie wyłączam światło w przedpokoju i przechodzę do salonu…

…gdzie znajduję Sabrinę śpiącą na kanapie.

Początkowo myślę, że udaje, ale jej oddech jest regularny i głęboki. Potem zastanawiam się, czy zasnęła celowo, aby uniknąć tej rozmowy. Wtedy dochodzę do wniosku, że jestem paranoicznym dupkiem. To była długa noc, a ona grała rolę gospodyni – rolę, która nie przychodzi jej z łatwością. A potem dość ostro ją zerżnąłem. Oczywiście, że jest wykończona. Obchodzę sofę i biorę ją na ręce.

– Hej – mówi, otwierając zaspane oczy. – Co robisz?

– Niosę cię do łóżka.

– Mogę iść sama – mówi, ale owija rękę wokół mojej szyi i kładzie głowę na moim ramieniu.

– Jasne, że możesz.

Rozmowa będzie musiała poczekać. Znowu. Nie jestem zły ani nawet rozczarowany. Trzymam moją ukochaną w ramionach. Przez długi czas myślałem, że nigdy nie będę mógł być obecny w jej życiu. Teraz jest moja na zawsze, więc mamy czas. Inne sprawy mogą jeszcze trochę poczekać. Zanoszę ją do samego łóżka. W ciemności rozbieram ją i układam w pościeli. Jest ledwo przytomna, ale kiedy zaczynam wychodzić z pokoju z jej sukienką w ręku, woła:

– Dokąd idziesz?

– Dokończyć sprzątanie.

– Zostaw to.

Odsuwa kołdrę i zaprasza mnie do łóżka. Po to, by spać, nie uprawiać seks. Jest zmęczona i potrzebuje, by ją po prostu przytulić. Czytam jej sygnały lepiej niż ktokolwiek inny. Przyglądam się jej, nagiej w naszym łóżku, zanim odpowiem. Światło księżyca i cienie wyostrzają jej rysy. Jej nos wygląda na bardziej wydatny. Jej piersi wydają się jeszcze pełniejsze. Jest boginią i jest moja, a mój penis pulsuje pierwotnym pożądaniem. Trudno mi się powstrzymać, by nie wziąć jej tu i teraz, ale nauczyłem się wyciszać swoje pragnienia. Choć są obecne zawsze – nigdy nie odkryłem, jak całkowicie je stłumić – nie pozwalam im sobą zawładnąć. Władać może mną tylko ona – jej pragnienia, jej potrzeby, jej miłość. Pozwala mi nad sobą panować, ponieważ ufa, że zawsze będę stawiać ją na pierwszym miejscu. I robię to. Za każdym razem. Więc zostawiam bałagan i ignoruję swoje żądze. Odkładam jej sukienkę na fotel razem z moimi ubraniami. Odrzucam impuls, by przynajmniej zająć się praniem, i kładę się w łóżku obok niej. Odwraca się, byśmy mogli się przytulić, a ja przyciągam ją do siebie, przyciskam jej ciało do mojego. Całuję jej nagie ramię i szyję, po czym kładę głowę na poduszce.

– Kocham cię – szepcze.

Kiedy postanawiam, że nic nie odpowiem, ona już śpi. Nie musi ciągle słyszeć, że ją kocham. Dobrze o tym wie.

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Cztery

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Pięć

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Sześć

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Siedem

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Osiem

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Dziewięć

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Dziesięć

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Jedenaście

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Dwanaście

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Trzynaście

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Czternaście

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Piętnaście

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Szesnaście

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Siedemnaście

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Osiemnaście

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Dziewiętnaście

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Dwadzieścia

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Dwadzieścia jeden

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Dwadzieścia dwa

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Dwadzieścia trzy

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Dwadzieścia cztery

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Dwadzieścia pięć

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Dwadzieścia sześć

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

Epilog

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej

TYTUŁ ORYGINAŁU:

Kincaid

(Dirty Duet Series #3)

Redaktorka prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Justyna Yiğitler

Korekta: Małgorzata Lach

Projekt okładki: © Laurelin Paige

Opracowanie graficzne okładki: Ewa Popławska

Zdjęcie na okładce: © Gstockstudio / Depositphotos.com

KINCAID Copyright © 2022 by Laurelin Paige

Published by arrangement with Bookcase Literary Agency, and Booklab Agency.

Copyright © 2024 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Maria Mazurowska, 2024

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2024

ISBN 978-83-8371-260-4

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Aneta Vidal-Pudzisz