Kłopoty z żoną - Lynne Graham - ebook + książka

Kłopoty z żoną ebook

Lynne Graham

4,0
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Potentat przemysłowy Leo Romanos musi się zaopiekować czwórką osieroconych siostrzeńców. Potrzebuje kobiety, która zastąpiłaby im matkę. Partner biznesowy Lea, który chciałby, aby Leo wszedł do rodziny i przejął jego firmę, proponuje, by poślubił  jego wnuczkę, Letty Harbison. Leo nie szuka miłości, oświadcza się Letty jedynie dla dobra dzieci. Nie jest przygotowany na to, że ta inteligentna i uparta dziewczyna postawi mu swoje warunki…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 164

Oceny
4,0 (30 ocen)
10
11
8
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Amaris98

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
Mgm25

Całkiem niezła

Fajna
00

Popularność




Lynne Graham

Kłopoty z żoną

Tłumaczenie: Barbara Budzianowska-Budrecka

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021

Tytuł oryginału: The Greek’s Surprise Christmas Bride

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2019

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2019 by Lynne Graham

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-7462-3

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Był świt. Leo Romanos, spadkobierca potężnej morskiej firmy transportowej, ocknął się w swym ogromnym łożu i ujrzał czwórkę tulących się do niego dzieci.

Kiedy je tu zobaczył pierwszy raz, wpadł w panikę. Kupił sobie pierwszą w życiu piżamę, a następnie zatrudnił cały sztab całodobowych opiekunek.

To jednak nie pomogło. Osierocone przez jego siostrę dzieciaki nadal zrywały się w środku nocy, by wślizgnąć mu się do łóżka, a starsze przynosiły ze sobą maluchy.

Leo dziwił się, że jeszcze nie zwariował. Pięcioletnia Popi ściskała w ramionach dziesięciomiesięcznego Theona, a trzyletnia Sybella tuliła dwuletniego Cosma. I choć z całego serca pragnął stworzyć im dom, widział, że jego siostrzeńcy i siostrzenice nie czują się bezpieczni ani szczęśliwi.

W końcu, wyłącznie dla ich dobra, zdecydował się na ostateczność. Postanowił poślubić kobietę zdolną zastąpić matkę czwórce jego siostrzeńców i siostrzenic.

Jego ojciec i macocha nie podjęli się opieki nad wnukami, gdyż, jak twierdziła macocha, ojciec był już za stary, by sprostać temu zadaniu.

Prawdę mówiąc, Leo nie zdawał sobie sprawy z ciężaru obowiązku, jakiego się podjął.

Zakładał, że opiekunki umożliwią mu powrót do dawnego trybu życia. Że po długich godzinach pracy będzie mógł czasem wyjść na przyjęcie lub kolację i nadal regularnie odwiedzać swoją seksowną kochankę. Ale były to próżne nadzieje. Wszystkie jego plany runęły, gdy pięcioletnia Popi zaniosła się żałosnym łkaniem, słysząc, że nie wróci do domu na kolację.

Od tamtej pory dręczyło go coraz głębsze poczucie winy.

Dzieci potrzebowały więcej, niż mógł im ofiarować, a to oznaczało jedno. Musiał się ożenić, by dać im matkę – kobietę, która robiłaby wszystko to, czego sam robić nie chciał, i która, dbając o ich szczęście, mogłaby mu zapewnić spokojny sen.

Stłumił westchnienie, gdyż dobrze wiedział, gdzie powinien się w tym celu udać. Przed sześciu laty otrzymał propozycję małżeństwa z panną Livas – dziedziczką konkurencyjnej potęgi transportowej. Byłby to typowy związek dynastyczny. Fuzja dwu gigantów ekonomicznych położyłaby kres ich rywalizacji, zapewniając obojgu małżonkom miliardowe zyski i wspaniałe perspektywy, a Elexis Livas uchodziła za piękność…

On się jednak wahał. Kochał wolność, a potencjalna narzeczona wspominała coś o wierności. Słysząc to, aż się wzdrygnął, po czym szybko zrezygnował z dalszych zabiegów o jej rękę.

Wyrastał w przekonaniu, że małżeństwo to układ czysto biznesowy oparty na statusie i prawach majątkowych. Nie ma w nim miejsca na odważny seks i atrakcje, które tak cenił. Dlatego się wycofał. Ale czworo zagubionych, pozbawionych matki dzieci, które do niego lgnęły, znacznie ograniczyło jego aspiracje. O ile wiedział, Elexis Livas była nadal panną. Postanowił zatem rozważyć dawną ofertę.

Isidore Livas zaprosił go do swojej ateńskiej siedziby, której tradycyjny charakter w niczym nie przypominał współczesnego wystroju należących do Lea biur w City of London.

Już na wstępie poinformował, że jego córka Elexis wkrótce wychodzi za mąż i jego dawna oferta straciła aktualność. Leo stłumił westchnienie. Nie z powodu rozczarowania, gdyż aktualna kochanka zaspokajała jego potrzeby. Zdołał już jednak przywyknąć do myśli o tym małżeństwie, tym bardziej że Elexis nie była osobą mu obcą.

– Ale mam jeszcze wnuczkę – mruknął niechętnie Isidore, zaskakując go tą wiadomością. – Jak przypuszczam, słyszałeś, że mój syn zszedł na złą drogę…

Leo przytaknął, gdyż wszyscy wiedzieli, że Julian Livas, owoc pierwszego małżeństwa Isidorego, od wczesnej młodości nadużywał narkotyków oraz alkoholu i w wieku dwudziestu kilku lat zmarł wskutek przedawkowania. Elexis urodziła się znacznie później, z drugiego małżeństwa Isidorego.

– Przed dwu miesiącami dowiedziałem się ku swemu zdumieniu, że Julian miał córkę z kobietą mieszkającą w Londynie – poinformował sucho Livas. – Nigdy się nie pobrali, więc moja wnuczka to dziecko nieślubne – dodał z niesmakiem. – Teraz Letty ma dwadzieścia cztery lata i wciąż jest panną. Nadal mógłbyś zostać moim spadkobiercą, gdybyś ją poślubił… Nie mam nikogo innego, Leo. Elexis wybrała sobie na męża prezentera telewizyjnego. Moje przedsiębiorstwo zupełnie go nie interesuje, a ja bardzo chciałbym już odpocząć.

– A ta…Letty? – Leo zmarszczył brwi, niezbyt zachwycony tym imieniem.

Stary człowiek tylko się skrzywił.

– No cóż, nie dorównuje Elexis. Jest pulchna i dość pospolita, ale chętnie cię poślubi, bo jej rodzina potrzebuje pieniędzy.

Opis potencjalnej narzeczonej nie brzmiał zbyt zachęcająco. Bo choć Leo nie oczekiwał od żony seksualnego wyuzdania, to z oczywistych względów zależało mu na tym, by się odpowiednio prezentowała. Ściągnął brwi ze zdumienia.

– A dlaczego ty im nie pomagasz?

Szczupła twarz Isidorego przybrała lodowaty wyraz.

– Zwróciła się do mnie o pomoc, ale uważam, że skoro mój syn nie zdecydował się poślubić jej matki, to teraz, gdy ta dziewczyna jest już dorosła, nie ma żadnego powodu, bym ją wspierał.

– Jednak pomimo to jesteś gotów uczynić ją swoją spadkobierczynią – zauważył cierpko Leo.

– Jeśli za ciebie wyjdzie. W jej żyłach płynie krew Livasów, więc ją zaakceptuję. Ale to prostaczka – dodał ponuro Isidore. – Nie zna greckiego i nie wychowano jej w naszej tradycji. Może cię to zniechęcić. Pracuje jako opiekunka w domu starców.

Leo nie był zdolny nawet sobie wyobrazić, że jego żona mogłaby pracować w tak skromnym przybytku. Urodzony w rodzinie, która od pokoleń opływała w bogactwo, nie miał pojęcia o biedzie.

– Jak sądzisz, czy ta twoja wnuczka byłaby dobrą matką?

– Sądząc z uporu, z jakim walczy o dobro swego rodzeństwa, powiedziałbym, że tak…

Leo znów zmarszczył brwi.

– Rodzeństwa? Julian miał z jej matką więcej dzieci?

– Nie. Jedynie Letty jest jego dzieckiem. Jej matka miała jeszcze dwóch synów z innym mężczyzną – wyjaśnił Isidore, zaciskając usta. – Przypuszczam, że i ten związek nie przetrwał, a teraz ta kobieta jest chora lub niesprawna, coś w tym rodzaju.

– Przekaż Letty moją propozycję i przyślij ją do mnie – rzucił Leo z całą arogancją właściwą swym bogatym przodkom. – Jestem gotów ją poślubić, jeśli okaże się do zaakceptowania, ale ze względu na dzieci to musi być dobra kobieta.

Isidore nieoczekiwanie parsknął śmiechem, czym zupełnie go zaskoczył, gdyż zawsze uważał Livasa za człowieka wypranego z poczucia humoru.

– Leo… – Zaśmiał się starzec. – Co ty możesz wiedzieć o dobrych kobietach?

Lekki rumieniec podkreślił wysokie kości policzkowe jego młodego rozmówcy, który uniósł brew i niechętnym skinieniem uznał trafność tej uwagi. Jednak zbyt poważnie traktował obowiązki wobec dzieci swojej siostry, by skazać je na opiekę złej macochy, czego ongiś sam doświadczył. Fakt, że w rzeczywistości znacznie lepiej znał kobiety wyrachowane, okrutne i chciwe niż te, których obecnie poszukiwał.

W drodze powrotnej do Londynu postanowił pozyskać jakieś informacje na temat Letty. Skończyło się to jednak na historii Juliana, jej zmarłego ojca, gdyż Isidore zapomniał podać mu nazwisko wnuczki. Ale kiedy dotarł do Londynu, teczka z jej danymi już na niego czekała. Ku jego zaskoczeniu zawarte w niej informacje okazały się interesujące. Juliet Harbison, zwana Letty, była znacznie bardziej intrygującą osobą niż jej słynna ciotka Elexis. Leo czuł, że jego ciekawość z każdą chwilą się pogłębia.

Tymczasem nieświadoma dalekosiężnych planów dotyczących jej przyszłości Letty piorunowała spojrzeniem stojącego w jej progu egzekutora długów.

– To jest bezprawne działanie – oznajmiła ostrym tonem. – Nie wolno wam nachodzić i zastraszać dłużników.

– Mam prawo domagać się zwrotu własnych pieniędzy – odparł z wściekłością chudy mały człowieczek w zmiętym garniturze. Za nim stał jego pomagier, Joe – nieogolony typ o agresywnym spojrzeniu. Podczas ostatniej wizyty chciał uderzyć małego brata Letty, który próbował się stawiać. Cofnął się dopiero wtedy, gdy sięgnęła po kij do krykieta, który trzymała przy drzwiach.

– Oddam wam te pieniądze, gdy tylko dostanę wypłatę. Tak jak w ubiegłym miesiącu i wcześniej – oświadczyła Letty, patrząc na niego spokojnie swymi zielonymi oczyma. A gdy podniosła głowę, jej związane do tyłu złociste włosy lekko się zakołysały. – Nie mogę oddać tego, czego nie mam!

– Doszły mnie słuchy, że macie bogatego krewniaka.

Gniewny rumieniec oblał jej kremową skórę, gdy zaczęła się zastanawiać, czy źródłem tej niebezpiecznej informacji nie jest czasem któryś z jej braci.

– Prosiłam. Nie pomoże.

– Pewnie zmieniłby zdanie, gdyby ci się przytrafił jakiś nieszczęśliwy… wypadek – wtrącił Joe, obnażając w groźnym grymasie krzywe zęby.

– Gdyby mi się coś przytrafiło, nie dostalibyście nic – ucięła i szybko zamknęła drzwi, nie widząc sensu w przedłużaniu tego dialogu.

Bogaty krewniak – myślała z goryczą, wspominając swoje jedyne spotkanie z dziadkiem, gdy ten przybył w interesach z Aten do Londynu. Niechętny i zimny, nie wykazał cienia zainteresowania jej osobą, komentując jedynie jej nieślubne pochodzenie. Próba nawiązania kontaktu z Isidorem Livasem spełzła na niczym. Letty zrozumiała wtedy, że nie może liczyć na żadną pomoc z jego strony. Potraktował ją jak natrętną ubogą krewną, którą zresztą była.

Podczas gdy Gilly, jej matka, wsparta na kulach kuśtykała po maleńkiej kuchni w ich komunalnym mieszkanku, usiłując wprowadzić tam nieco ładu, Letty przygotowywała skromną kolację. Jej dwaj bracia – trzynastoletni Tim i dziewięcioletni Kyle odrabiali lekcje w pokoju obok. Letty oceniała ich łagodniej niż innych mężczyzn, choć jej uprzedzeniom trudno się było dziwić. Życie nie zostawiło jej złudzeń. Jej ojciec, Julian, był przystojnym i całkowicie nieodpowiedzialnym lekkoduchem, uzależnionym od nałogu. Mieszkał z nią i jej matką przez krótki czas po zakończeniu terapii odwykowej, bardziej skutecznej niż inne. Jednak po kilku miesiącach znów wpadł w szpony nałogu i od tamtej pory Letty więcej go nie widziała.

Niestety przygoda z Julianem Livasem zrujnowała życie jej matki. Gdy Gillian go poznała, była uczennicą ekskluzywnej prywatnej szkoły z internatem. Romans, który nawiązali, zakończył się ciążą, a gdy Gillian pomimo presji ze strony rodziców nie dokonała aborcji, ci wyrzucili ją z domu i pozbawili wszelkiej pomocy. Letty zawsze podziwiała hart, z jakim matka samotnie walczyła o przetrwanie. Zdołała ukończyć kurs dla pielęgniarek, a gdy zaczęła pracować, ich życie nieco się ustabilizowało. Trwało to jednak do czasu, gdy Gillian znów się zakochała.

Myśląc o swym ojczymie, Letty się skrzywiła. Bo choć Robby był solidnym pracownikiem i sympatycznym człowiekiem, to pod pozorami przyzwoitości i odpowiedzialności okazał się niepoprawnym dziwkarzem. Gillian, niezdolna dłużej tolerować jego kłamstw i oszustw, zażądała rozwodu. Ale wtedy sytuacja jej rodziny uległa gwałtownemu pogorszeniu. Tyle tylko, że Robby, na swój sposób równie nieodpowiedzialny jak jej ojciec, utrzymywał regularne stosunki ze swymi dwoma synami.

Letty bardzo przykładała się w szkole do nauki, przysięgając sobie, że nigdy się nie uzależni od wsparcia żadnego mężczyzny. I co mi to dało? – pytała siebie z goryczą. Otrzymała stypendium w najlepszym liceum, a wraz z nim szansę studiów medycznych na Oksfordzie. Niestety po kilku latach, gdy perspektywa niezależności i obiecującej kariery stawała się realna, los ponownie doświadczył jej rodzinę, a ją zmusił do powrotu do domu. Musiała bowiem zapewnić matce i braciom jakieś środki utrzymania.

Pogłębiający się artretyzm Gillian uniemożliwił jej pracę zawodową i skazał na życie z zapomogi. Ale Gillian się nie poddała. Przekwalifikowała się na terapeutę w zakresie uzależnień od narkotyków i alkoholu, dzięki czemu mogła prowadzić zajęcia, siedząc na wózku inwalidzkim. Ostatecznie jednak o jej losie przesądziła zepsuta winda w ich komunalnym bloku, która regularnie nie funkcjonowała. Gillian została uwięziona we własnym mieszkaniu, tracąc wszelką możliwość zarobkowania. W ponurym okresie poprzedzającym pewne Boże Narodzenie, gdy Letty była na piątym roku studiów, Gillian w akcie rozpaczy zaciągnęła lichwiarską pożyczkę, wpadając w pułapkę lawinowo rosnących odsetek.

Letty myślała o tym wszystkim, jadąc swym starym, choć starannie odnowionym motorem. Gdy go zaparkowała i zabezpieczyła, ruszyła w kierunku Sunset Home – domu seniora, gdzie pracowała jako kierowniczka nocnej zmiany. Miała niezłe uposażenie i nie narzekała na warunki ani na współpracowników. Zamierzała ukończyć studia, gdy tylko pojawi się szansa. Ta jednak coraz bardziej się oddalała. Nie mogła zostawić niesprawnej matki pod opieką dwóch niedojrzałych chłopców, a już na pewno nie do czasu niezbędnej operacji stawu biodrowego. Niestety lista oczekujących na zabieg w ramach funduszu zdrowia była zbyt długa, a operacja w prywatnej klinice przekraczała ich możliwości finansowe. Sytuację Gillian mogłaby tymczasowo poprawić przeprowadzka do łatwiej dostępnego lokum, ale o tym nie mogły nawet myśleć wobec ciążącego na nich długu.

Letty zmieniała właśnie skórzany motocyklowy kombinezon na służbowy uniform, gdy rozległa się jej komórka. Błyskawicznie odpowiedziała, gdyż żyła w nieustannej obawie o matkę. Gdyby na przykład upadla, konsekwencje byłyby tragiczne. Okazało się jednak, że nie jest to telefon z domu. W komórce rozległ się głos jej dziadka.

– Jeśli jesteś gotowa zrobić wszystko, by pomóc swej rodzinie, skontaktuj się z Leem. Prześlę ci jego numer. Gdybyście doszli do porozumienia, zaproszę cię do mojego domu i wprowadzę w tutejsze towarzystwo – oznajmił wyniosłym tonem w przekonaniu, że wyrządza jej wielki zaszczyt.

– Hm… dobrze. Dziękuję – odparła niepewnie, zastanawiając się, dlaczego miałyby ją interesować greckie kręgi towarzyskie i dlaczego porozumienie z jakimś Leem miałoby przynieść korzyści jej rodzinie. A może ten stary człowiek nie ma serca z lodu? Może naprawdę chce pomóc? Może jest zbyt sceptyczna jak na przyszłego lekarza? – karciła się w duchu. Może powinna bardziej wierzyć w dobro ludzkiej natury?

Nazajutrz rano, przed powrotem do domu, by tam choć krótko się zdrzemnąć po nocnym dyżurze, wyjęła telefon i połączyła się z otrzymanym od dziadka numerem.

– VR Shipping – rozległ się kobiecy głos.

– Nazywam się Letty Harbison. Jestem umówiona z kimś o imieniu Leo…

– Proszę o chwilę cierpliwości – odparła recepcjonistka.

Letty nerwowo oddychała, słysząc docierające z oddali pytania i wyjaśnienia. Czyżby ten Leo chciał jej zaproponować lepiej płatną pracę? Najwyraźniej połączyła się z firmą, w której pracował. Postanowiła po powrocie do domu sprawdzić w sieci, kim jest, tyle że w tym celu potrzebowała nie tylko jego imienia – co zaraz sobie uświadomiła.

– Pan Romanos przyjmie panią dzisiaj o dziesiątej w swym londyńskim biurze.

– Proszę wybaczyć, ale miałam nocny dyżur i wolałabym nieco później – zaczęła błagalnym tonem.

– Pan Romanos nie będzie później dostępny. Jest bardzo zajęty.

Letty westchnęła, wznosząc oczy do góry.

– No cóż, skoro tak, to będę o dziesiątej – uległa, uznając, że powinna jednak sprawdzić, kim jest ten człowiek. A może dziadek naprawdę chce jej pomóc? Jeśli tak, to wszystko jest możliwe – pomyślała. Przypomniała sobie małą filiżankę kawy, którą sączyła przez dwadzieścia minut w wytwornej restauracji, gdzie się z nią umówił, i rozmowę, która sprowadzała się do serii upokorzeń.

Było to bolesne przeżycie, bo szczerze wierzyła, że łączy ich jakaś rodzinna więź. Jakże się myliła. Ujrzała starego człowieka przepełnionego goryczą z powodu przedwczesnej śmierci syna. Co więcej, wszelkie podejmowane przez nią próby zainteresowania go sytuacją jej rodziny wywoływały tylko jego wzgardliwe komentarze dotyczące jej, matki, a także braci.

Odsuwając od siebie wspomnienie tej trudnej rozmowy, spojrzała na zegarek i stłumiła jęk. Nie mogła marzyć o tym, by dotrzeć do domu, odświeżyć się i przebrać, a potem wsiąść w autobus i zdążyć na spotkanie. Niech to diabli, pomyślała, w przypływie złości. W takim razie pójdzie na tę rozmowę tak, jak stoi, w motocyklowym kombinezonie. Wyjaśni, że właśnie wyszła z pracy i nie zdążyła się przebrać. Zadzwoniła do matki, by ją uprzedzić, że wróci później, i wsiadła na motor.

– Przyniosła pani jakąś paczkę? – spytała recepcjonistka, gdy Letty wchodziła do budynku.

– Nie, jestem umówiona z panem Leem… Romanosem. O dziesiątej – wyrecytowała niepewnie, gdyż była tak zmęczona, że nie mogła ufać swojej pamięci.

Recepcjonistka na najwyższym piętrze budynku szeroko otworzyła oczy na widok kobiety w motocyklowym kombinezonie. Wedle biurowych pogłosek Leo Romanos niespodziewanie odwołał bardzo ważne spotkanie, by poświęcić swój cenny czas jakiejś kobiecie. Zwykle i tak gorące spekulacje na temat jego prywatnego życia wybuchły z siłą gejzeru. Tyle że Letty nie mogła odpowiadać jego gustom. Słynął przecież ze swego upodobania do pięknych kobiet, najczęściej modelek lub gwiazd towarzyskiej socjety, a czasami aktorek. A przecież nikt nie zaliczyłby tej kobiety, która czekała w recepcji, do żadnej z tych kategorii.

Tymczasem Letty opadła na przepastną, niezwykle wygodną kanapę i wyczerpana brakiem snu pogrążyła się w otępieniu. Ale zaraz ogarnęło ją zdumienie, gdy jej senne oczy zdołały zarejestrować ultra nowoczesny, luksusowy wystrój biura. W jakim celu, na Boga, dziadek wysłał ją w takie miejsce? Owszem, posiadała pewne kompetencje biurowe, ale szczerze wątpiła, by odpowiadały one kwalifikacjom pracowników zatrudnianych w przedsiębiorstwie tej klasy. Co gorsza, była nieodpowiednio ubrana, a gdy wyszła z windy spytano, czy przyniosła pizzę, na którą ktoś czekał. Wzięto ją za dostawcę dań na wynos.

– Pański gość umówiony na dziesiątą śpi w recepcji – usłyszał Leo od jednej z asystentek.

Śpi? Theos… Jak można zasnąć przed spotkaniem z potencjalnym mężem? Nie przyszło mu nawet do głowy, że Isidore Livas wysłał do niego wnuczkę, nie informując jej o celu tego spotkania. Nie przypuszczał też, że Letty pojawi się tak szybko. Zakładał, że ustalenie terminu ich spotkania potrwa co najmniej tydzień. Dałoby jej to czas na przygotowania i zabiegi kosmetyczne pozwalające sprostać oczekiwaniom miliardera poszukującego żony.

Leo ruszył do recepcji, wprawiając w zakłopotanie pracowników, którzy jeden po drugim odwracali za nim głowy, gdy przechodził obok. W końcu ją zobaczył. Leżała wyciągnięta na sofie, a jej kombinezon niemal stapiał się z czarną tapicerką. Skóra? Dlaczego od stóp do głów ubrana jest w skórę, a w dodatku nosi ciężkie buty motocyklowe?

Rozbawiony zatrzymał się, spoglądając na nią z góry, i dostrzegł splątane, ściągnięte w koński ogon włosy, tak długie, że niemal sięgały podłogi. Miały barwę miodu. Przypomniał sobie w roztargnieniu, że cały klan Livasów miał jasne włosy, ale zaintrygowany, obejmował już spojrzeniem kuszące pośladki opięte w gładką skórę kombinezonu i długie szczupłe udo. Jej oparta na dłoni twarz była lekko zarumieniona od snu, a pełne, różowe usta lekko się rozchylały. Nie wydawała się zbyt wysoka. Raczej nieduża, co też upodabniało ją do Livasów. Nawet na wysokim obcasie mogłaby mu sięgać do piersi. Ale na pewno nie była pospolita ani gruba. Po prostu cudownie zaokrąglona we wszystkich właściwych miejscach. Tylko mężczyzna, którego córka i żona przypominały wykałaczki, mógł ją uznać za grubą – pomyślał niechętnie Leo. Mimowolnie wciąż na nią patrzył, chcąc zgadnąć, co kryje się pod tą ciasno zapiętą skórzaną bluzą. Ogarnęła go nagle niezrozumiała pokusa, by wziąć tę dziewczynę na ręce i zanieść do swego gabinetu. Uznał jednak, że to zbyt odważne. W końcu powinien zachować zdrowy rozsadek.

– Letty… – odezwał się miękko. – Letty…

Theos, co za okropne imię. Bardziej pasowało do jakiejś kucharki z czasów edwardiańskich. Juliet brzmiało o wiele lepiej. Tak, nazwie ją Juliet.

Letty zmieniła pozycję i zatrzepotała rzęsami, zmuszając swe bezwładne ciało do ruchu, choć pragnęło tylko jednego – snu. Wolno zaczęła podnosić się na ręce, szeroko otwierając oczy na widok mężczyzny, który usadowił się na końcu sofy. Zamrugała, spodziewając się, że zniknie jak iluzja, którą zapewne był. On jednak trwał nieprzerwanie na swym miejscu, bardzo wysoki i zgrabny w idealnie skrojonym garniturze, niczym model, który prezentowałby się naturalnie na tle potężnego jachtu.

Miał czarne, krótko ostrzyżone włosy, wyraźne kości policzkowe, piękny kształt nosa i ust. A co do oczu… No cóż, Letty, która nigdy nie popadała w zachwyty, pragnęła zatonąć w tych ciemnych oczach lśniących złocistym blaskiem w cieniu zadziwiająco długich rzęs. Nie dziwiło jej nawet, że się w niego wpatruje, choć jeszcze nigdy nie wpatrywała się w żadnego mężczyznę, chyba że chciała go onieśmielić. Był nieprawdopodobnie, wręcz uderzająco doskonałym okazem męskiej urody. Wręcz ją olśniewał.

– Jestem Leo Romanos – rzekł wyniośle, wyciągając do niej rękę.

Pomyślała, że należało jednak poszperać w internecie. Znalazłaby tam wiele na jego temat, choć już jasno widziała, że jest równie arogancki, jak jej dziadek, choć demonstruje to inaczej. Był najwyraźniej mężczyzną przyzwyczajonym do tego, by wszyscy błyskawicznie spełniali jego polecenia, i traktował to jako oczywistość. Isidore Livas, który nie emanował równie onieśmielającą aurą, musiał groźnie się marszczyć i podnosić głos, by osiągnąć podobny efekt.

– Letty Harbison… – Z opóźnieniem przypomniała sobie o dobrych manierach. Jednocześnie ogarnął ją palący wstyd, gdy zdała sobie sprawę, że wyciągnięta na całą swą długość zasnęła w miejscu publicznym. Tak jak większość młodych lekarzy nauczyła się zasypiać, gdy tylko miała okazję, nawet stojąc na jednej nodze, zwłaszcza po dyżurach na wiecznie zatłoczonym oddziale ratunkowym.

– Czy mogłabym się tu gdzieś… odświeżyć? – spytała, unikając przenikliwego spojrzenia jego ciemnych oczu.

Kiedy wskazał jej gestem toaletę za poczekalnią, błyskawicznie się zerwała, nie omieszkując wszak dostrzec, że jest wyższy, niż sądziła. Zdumiało ją odkrycie, że bywają mężczyźni, przy których mogłaby się poczuć drobną, delikatną kobietką.

W toalecie skrzywiła się z niesmakiem, widząc w lustrze swą zaczerwienioną twarz i potargane włosy. Próbując je przygładzić, szarpnęła opaskę tak mocno, że ta pękła, uwalniając falę miodowych włosów, które ciężko spłynęły na ramiona. Cicho zaklęła i odrzuciła głowę w tył, by opadły na plecy, po czym zdjęła z siebie motocyklową kurtkę, bo dusiła się w niej z gorąca.

Myła ręce, walcząc z odruchem próżności. Przecież muśnięcie ust pomadką nie wystarczy, by dorównać eleganckim pracownicom VR Shipping. Tu nawet recepcjonistka wyglądała jak kandydatka na Miss Świata.

– Tędy, proszę – powitał ją kolejny pracownik, gdy wyszła do holu. Zaprowadzę panią do gabinetu pana Romanosa. Czy napije się pani kawy?

– Tak, dziękuję – odparła z wdzięcznością w nadziei, że kawa, którą nieczęsto piła, nieco ją ocuci. Po krótkiej drzemce jej mózg jakby pogrążył się we mgle. – Czarną, bez cukru.

Leo niesłusznie oczekiwał, że Juliet ukaże mu się teraz w nieco udoskonalonej wersji. Że zobaczy normalną kobietę w makijażu i z jakąś torebką. Ona tymczasem stanęła w drzwiach z rozpuszczonymi włosami i ciężką kurtką w ręku. Na widok miodowej kurtyny, która spłynęła na jej kształtne biodra, gdy się odwróciła, by zamknąć za sobą drzwi, zaparło mu dech. Zaraz jednak zmierzyła go spojrzeniem czujnych zielonych oczu, jednocześnie tak mocno przyciskając do piersi kurtkę, jakby chciała pod czarnym T-shirtem ukryć ich zapewne ponętny kształt.

Leo był znawcą i wielbicielem kobiecych wdzięków, więc gdy usiadła na krześle stojącym po drugiej stronie biurka, z trudem ukrywał zachwyt nad kształtem jej biustu, pewien, że to dzieło natury, a nie zręcznego chirurga. Kiedy jednak napotkał jej wzrok, nagle znieruchomiał, choć podobne reakcje nie zdarzały mu się nigdy. Obszedł biurko, by zająć swoje miejsce, zakłopotany swym młodzieńczym onieśmieleniem na widok w pełni ubranej, nieumalowanej, wyzbytej kokieterii kobiety.

W tym momencie wszedł jego asystent, niosąc na tacy kawę.

– Zazwyczaj nie pijam kawy, ale muszę oprzytomnieć – wyznała z przepraszającym uśmiechem, który rozjaśnił jej owalną twarz. – I przepraszam za ten strój, ale skończyłam pracę o ósmej rano i nie miałam już czasu, by się przebrać przed tym spotkaniem.

– Ale co ma znaczyć ten motocyklowy strój?

– Poruszam się po mieście motorem. To tani i szybki sposób omijania korków w godzinach szczytu – wyjaśniła, obejmując dłońmi filiżankę z kawą. – Nie wiem, dlaczego dziadek nalegał na to spotkanie. Czy chodzi o propozycję pracy?

Leo zastygł, z opóźnieniem zdając sobie sprawę, że Isidore nawet się nie pofatygował, żeby przygotować ją do tej rozmowy.

– Mam pewną propozycję, którą może zechciałaby pani rozważyć.

– Czy Isidore wspomniał, że potrzebuję pieniędzy? – zmusiła się, by spytać, a jej kremową cerę oblał rumieniec wstydu.

– Isidore? Tak zwraca się pani do dziadka? – spytał zdumiony.

– Och, on chciałby, żebym wcale się do niego nie zwracała – odparła z goryczą. – Szczerze mówiąc, nie chce nawet uznać naszego pokrewieństwa.

– Bardzo panią zawiódł…

– Nie oczekiwałam cudu, zważywszy, że ani mój ojciec, ani jego rodzina, nie pokryli nawet cienia kosztów związanych z moim utrzymaniem – odparła spokojnie. – Moja matka zawsze była niezależna, ale teraz, gdy utraciła sprawność, muszę zapewnić jej opiekę.

– I tu właśnie chciałbym rzecz wyjaśnić – przerwał jej Leo. – Otóż pani dziadek pragnie połączyć swoją firmę z moją i przejść w stan spoczynku, przekazując mi kierownictwo. Ceną, jaką mi proponuje za ten cenny alians, jest ślub z panią.

Zapadła nagła cisza.

– Miałby mnie pan poślubić, by przejąć jego firmę? – wykrzyknęła z niedowierzaniem. – Nigdy w życiu nie słyszałam czegoś również szokującego! Wiedziałam, że to stary dziwak, ale nie przypuszczałam, że postradał zmysły!

– W takim razie i ja je postradałem – rzucił lakonicznie Leo. – Ponieważ jestem gotów zaakceptować ten układ, zwłaszcza że zaistniały bardziej naglące powody, dla których szukam żony.

To ją do reszty oszołomiło.

– Pan… szuka… żony? – wyjąkała, zastanawiając się, dlaczego wciąż jeszcze nie atakuje jej tłum kandydatek do tej roli.

– Pół roku temu moja siostra z mężem zginęli w wypadku samochodowym. Podjąłem się opieki nad czworgiem ich dzieci i potrzebuję pomocy – poinformował zwięźle.

– Nad czworgiem… dzieci? – powtórzyła w osłupieniu.

– Poniżej pięciu lat. – Postanowił od razu ujawnić to, co najgorsze. – Najmłodsze było wcześniakiem i dłuższy czas przebywało w inkubatorze. Ben i Anastasia zginęli, jadąc do szpitala, by w końcu zabrać dziecko do domu.

W przeciągającej się ciszy Letty mrugała powiekami.

– Co za tragedia…

– Tak, a jeszcze bardziej tragiczne jest to, że teraz te dzieci mają tylko mnie. Potrzebują matki, jej stałej obecności. Ja natomiast wciąż jestem w pracy i w dodatku często wyjeżdżam. Taka sytuacja nie służy ich dobru.

Letty smutno pokiwała głową.

– A więc chce się pan poświęcić. Zmienić tryb życia.

– Już to zrobiłem. Ale taką odpowiedzialność należy dzielić z żoną – zakończył tak zdecydowanym tonem, jakby tylko on miał w tej materii prawo głosu.

– I teraz pan i mój dziadek, który wcale nie chce być moim dziadkiem – stwierdziła, żałośnie wyginając usta – doszliście do wniosku, że to ja powinnam nią zostać.

– Jest pani dla Isidorego jedyną szansą, jedyną dostępną krewną, gdyż jego córka wkrótce wychodzi za mąż.

– A więc ciotka Elexis nie chciała skorzystać z szansy…

Leo zacisnął usta, słysząc jej drwiący ton.

– Isidore po raz pierwszy złożył mi w jej imieniu tę propozycję przed sześciu laty, ale wtedy jej nie przyjąłem.

– Nie przyjął pan propozycji… – powtórzyła cicho, bezskutecznie usiłując pojąć zwyczaje bogatych Greków, którzy żenią się po to, by łączyć firmy i rody.

– Teraz zamierzam się ożenić jedynie dla dobra dzieci – skwitował.

– Ale małżeństwo nie sprowadza się tylko do wspólnego wychowywania dzieci. To z natury związek bardziej intymny – zauważyła.

Leo odchylił się na oparcie krzesła.

– W naszym wypadku byłby mniej intymny. Nie wiązałby się z seksem. Będę gdzie indziej zaspokajał swe potrzeby.

Letty spurpurowiała, sama nie wiedząc, czemu. Pomimo braku doświadczenia wiedziała wszystko, co należało, na temat znaczenia seksu, funkcji hormonów i potrzeb fizycznych.

– A więc nie będzie pan wymagał od żony świadczeń seksualnych? – spytała, by upewnić się, że dobrze go rozumie.

– Nie. Po to są kochanki. To znacznie wygodniejsze – odparł bez cienia zakłopotania.

Letty potrzasnęła głową, jakby chciała to wszystko uporządkować, a może się upewnić, że ta rozmowa z mężczyzną, którego poznała kilka minut wcześniej, jest rzeczywista.

– No dobrze – westchnęła z namysłem – dowiedziałam się, co pan zyskuje na tym małżeństwie: kolejną firmę transportową, zapewne znaczne dochody, oddaną matkę dla dzieci pańskiej siostry i pełną swobodę seksualną. To bardzo wiele.

Leo patrzył na nią z leniwym uśmiechem, który podkreślał harmonię jego rysów.

– Owszem…

– Zatem to oczywiste, dlaczego taki układ panu odpowiada. Ale jakie korzyści przyniósłby mnie? – spytała uprzejmie.

Nie, to niemożliwe. To nie ja o to pytam – myślała jednocześnie. Przecież nie mogę rozważać takiej propozycji ze strony człowieka, którego nawet nie znam. Jakiegoś zdeprawowanego, pozbawionego skrupułów faceta, który nawet nie wstydzi się wyznać, że woli seks z kochankami niż z własną żoną. Otwarcie i bezwstydnie.

Leo wpatrywał się w nią, usiłując wyczytać coś z jej twarzy, ale była nieprzenikniona. Zupełnie jakby ta rozmowa dotyczyła tematu równie obojętnego jak pogoda.

– A więc pozwolę sobie teraz przedstawić korzyści, jakie to małżeństwo przyniesie mojej żonie – oświadczył swym niskim głosem, melodyjnym, a przy tym zmysłowym.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY