Kochanek barbarzyńca - Ruby Dixon - ebook + audiobook + książka

Kochanek barbarzyńca ebook

Dixon Ruby

3,9

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Dwanaście kobiet uprowadzonych między gwiazdy. Błękitni kosmici, którzy oddaliby wszystko za miłość. Gorące romanse na lodowej planecie, gdzie Ziemianki próbują przeżyć… i się nie zakochać.

Kira znalazła się wśród dziewcząt, które zostały porwane przez obcych i porzucone na pastwę losu na błękitnym pustkowiu, mimo to udało im się znaleźć szczęście w ramionach uroczych niebieskich kosmitów, którzy za wszelką cenę pragną uszczęśliwić nowe partnerki. Jeden z mężczyzn, Aehako, okazał już zainteresowanie Kirą, nie wie jednak, że jego wybranka skrywa pewien sekret, a może nawet kilka. Dziewczyna jest przekonana, że Aehako nigdy by jej nie pokochał, gdyby znał prawdę. Boi się też, że porywacze mogą wykorzystać implant wszczepiony w jej ucho, by namierzyć ją i jej najbliższych. Obecność Kiry stanowi niebezpieczeństwo dla niebieskiego plemienia, ale czy miłość nie jest po to, by pokonywać wszelkie przeszkody?

Ruby Dixon „Barbarzyńców z lodowej planety” zaczęła wydawać własnym sumptem. Od początku przyświecała jej idea, by stworzyć zabawną seksowną powieść, która z dystansem podchodzi do schematów znanych z popularnych romansów erotycznych oraz tzw. męskiego science fiction. Kilka lat po ukazaniu się serii zdarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego – Emma Carter, dwudziestodwuletnia booktokerka, postanowiła nagrać filmik z recenzją „Barbarzyńców”. Wystarczyła chwila, by powieści Dixon wskoczyły na listy bestsellerów Amazona, a potem zrobiło się o nich głośno w kolejnych serwisach i magazynach, przez co stały się jednym z pierwszych fenomenów TikToka. Sama Emma Carter o sukcesie Dixon mówi tak: „Któregoś tygodnia byłam oznaczana przynajmniej w dziesięciu filmikach na godzinę. Grono osób czytających i oceniających cykl nagle rozrosło się do niebotycznych rozmiarów. Kilku moich znajomych z BookToka również nagrało coś na ten temat i gdy zobaczyłam, ile mają lajków i wyświetleń, byłam w absolutnym szoku. Kiedy pierwsza książka z serii trafiła na pierwsze miejsce listy bestsellerów wśród e-booków, zdałam sobie sprawę z siły, jaka kryje się w BookToku”.

Ruby Dixon jest zodiakalnym Strzelcem. Uwielbia pisać romanse w duchu science fiction, o parach połączonych przeznaczeniem, z uroczymi bohaterami i słodkimi bobasami w ramach happy endu. Mieszka na południu Stanów Zjednoczonych razem z mężem i stadkiem kocich seniorów. O „Barbarzyńcach z lodowej planety” Dixon mówi: „Chciałam napisać uroczą, pozytywną historię, coś w rodzaju opowieści o odnalezionej rodzinie. Uwielbiam wymyślać fabuły o niewielkich społecznościach złożonych z różnorodnych osób, które poznaje się w trakcie lektury […]. Nie każda książka musi być arcydziełem godnym Pulitzera. Od zawsze czytałam dużo eskapistycznych, radosnych narracji, i to właśnie taką historię pragnęłam stworzyć”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 361

Oceny
3,9 (255 ocen)
99
71
58
23
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Patrycja____

Z braku laku…

Wstyd mi spojrzeć matce w oczy po przeczytaniu tego…
183
EwaET1958

Nie oderwiesz się od lektury

ta historia to zabawa, calkiem niezle napisana ale podejdz do niej z przymruzeniem oka, po prostu czytaj dla relaksu!
40
yvonn83

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam całą serię. Czekam na kolejną 🥰
63
Caeli

Nie oderwiesz się od lektury

Dobierając się do tej części jednocześnie cieszyłam się że znowu będę mogła się ubawić i zrelaksować na historii jaką Ruby przedstawi a także smuciłam, ponieważ doszły mnie słuchy o tym że 3 tom (z 21) Simpów z lodowej planety będzie wydany jako ostatni przez wydawnictwo. Miejmy nadzieję że Prószyński zdecyduje się kontynuować serię...
Ursalia

Dobrze spędzony czas

Bardzo mi się podobała, ale była chyba najbardziej stresującą częścią do tej pory.
10

Popularność




Tytuł oryginału

BARBARIAN LOVER

Copyright © 2015, 2022 by Ruby Dixon

All rights reserved

Projekt okładki

Rita Frangie

Ilustracja na okładce

Kelly Wagner

Redaktor prowadząca

Jadwiga Mik

Redakcja

Aneta Kanabrodzka

Korekta

Grażyna Nawrocka

ISBN 978-83-8352-714-7

Warszawa 2024

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Kim, JoAnn i Dawn,

administratorkom fejsbukowej grupy

Blue Barbarian Babes.

Dziękuję za Wasz bezinteresowny trud!

Podejrzewam, że w całym internecie

nie znalazłabym nikogo innego,

kto mógłby rozprawiać o niebieskich barbarzyńcach

z większym entuzjazmem niż Wasza trójka.

Nawet mnie bijecie pod tym względem na głowę :)

CZĘŚĆ PIERWSZA

KIRA

Moich uszu dobiegają namiętne odgłosy seksu uprawianego dwie jaskinie dalej. Słyszę przeciągły jęk kobiety.

– Ooo tak, dobry Boże, właśnie tak! – krzyczy Nora. – Jeszcze raz!

Gdy miękkie kląskanie odbija się echem w urządzeniu tłumaczącym, zaciskam zęby i zakrywam upiorny aparat obiema rękami. Przekręcam się na bok w daremnej próbie wygłuszenia translatora poduszką, którą uszyłam ze skrawków skór, ale w rezultacie wciskam go sobie w ucho i w czaszce rozchodzi się przeszywający ból. Kładę się więc na wznak i wbijam wzrok w skaliste sklepienie dziewczyńskiej groty.

– Właśnie tak, ty moja wielka, silna, seksowna bestio! – krzyczy Nora.

– Nnnnngggghhhh – odpowiada jej wielka, silna, seksowna bestia (znana także jako Dagesh). Na domiar złego rozlega się zalotny chichot kolejnej dziewczyny i wkrótce Stacy z Pashovem, którzy ze względu na ścisk panujący w plemiennej jaskini dzielą przestrzeń mieszkalną z Norą i jej partnerem, zaczynają swoje.

Aaaa!

Nienawidzę tego tłumacza. Nienawidzę go, nienawidzę, nienawidzę. Zakrywam głowę poduszką, przyciskam ją do twarzy, nie zważając na kłaczki, które przyklejają się do ust. Nie byłoby aż takiego dramatu, gdybym tylko słyszała – w wersji stereo – każdą wymianę zdań, którą wyłapuje, on jednak niestety wszystko pogłaśnia. Nie omija mnie więc żaden klaps w pośladek, żaden jęk rozkoszy, żadne stęknięcie, żaden pocałunek… Nic nie zostaje mi oszczędzone.

Ostatnio w plemiennych jaskiniach nie narzekamy na deficyt par uprawiających seks. Po tym jak się tu rozbiłyśmy, przyjęłyśmy symbiont, który obcy nazywają khui. Jego obecność w organizmie umożliwia przeżycie na planecie, bez niego tutejsza atmosfera zabiłaby nas w tydzień. Oczywiście ma to pewne skutki uboczne, bo symbiont decyduje, z kim i kiedy dana kobieta będzie się kochać. Nie da się tego w żaden sposób obejść.

Biorąc pod uwagę fakt, że w plemieniu obcych, którzy nazywają się sa-khui, jest czterokrotnie więcej mężczyzn niż kobiet, nie jest wielkim zaskoczeniem, że błyskawicznie utworzyły się pary, jedna za drugą. Z naszej dwunastki, która tu utknęła, połowa jest już w związkach.

Niestety… nie należę do szczęśliwych wybranek.

Trudno jest nie czuć się od czasu do czasu jak wyrzutek, skoro moje khui uparcie milczy. Kiedy znajduje dla kogoś idealnego partnera, zaczyna wibrować. Przypomina to mruczenie, jak u kota, choć jest bardziej melodyjne, niczym śpiew. Obcy nazywają to rezonansem, a mężczyzna może rezonować tylko dla jednej kobiety – i na odwrót. Dobór partnerów nastąpił momentalnie, wręcz natychmiastowo, ale wszyscy zainteresowani wydają się uszczęśliwieni rozwojem wypadków. Georgie nie może oderwać oczu od swojego faceta Vektala, który jest tu wodzem. Moja przyjaciółka Liz zażarcie broni swojego wybranka Raahosha. Stacy, Marlene, a nawet płaczliwa i strachliwa Ariana kochają na zabój swoich mężczyzn. Jasne jest też, że Nora szaleje za swoim kosmitą, a odgłosy seksownych klapsów są tego niezaprzeczalnym dowodem.

Wszystkie pozostałe dziewczyny – te niesparowane – zostały stłoczone razem w jednej jaskini. Mnie się poszczęściło, bo dostałam kąt odseparowany zasłoną, która zapewnia namiastkę prywatności. Niestety, nie tłumi odgłosów dochodzących z zewnątrz. Wciąż słyszę każdy najlżejszy nawet szmer, nie umyka więc mojej uwadze, gdy któraś ze współlokatorek wymyka się na sekretną randkę, co właśnie robi Claire.

Jest dziewczyną z kapsuł, nie znam jej tak dobrze jak tych, które nie hibernowały. Po uprowadzeniu przez kosmitów część z nas została wprowadzona w stan kontrolowanej śpiączki i zamknięta w pojemnikach umieszczonych na ścianie statku; nie miały pojęcia, co się z nimi dzieje. Reszta, czyli między innymi Liz, Georgie i ja, spędziła podróż w ścisku, w brudnej i ciasnej zagrodzie dla bydła. Przetrzymywali nas w klatce kilka długich tygodni, a to sprzyjało nawiązaniu więzi z towarzyszkami niedoli.

Nie znam zatem Claire tak dobrze jak tamtych dziewczyn. Nie przeżyłyśmy razem ciężkich chwil, nie tuliłyśmy się do siebie w poszukiwaniu ciepła, nie roztapiałyśmy śniegu, żeby zaspokoić pragnienie. W pewnym sensie z goryczą myślę o dziewczynach z kapsuł, bo miały łatwiej, podczas gdy my przeszłyśmy przez prawdziwe piekło. Wiem, że to nie ich wina, bo na każdej z nas, bez wyjątku, porwanie odcisnęło piętno. Wszystkie byłyśmy zszokowane, tylko że w naszym przypadku ten koszmar trwał dłużej.

Przywołuję w głowie obraz Claire. Jest ładna, ma miękkie, puszyste jasne włosy, a fryzura w stylu pixie podkreśla rysy drobnej twarzy. Jest cicha, niewiele mówi i nie ma zwyczaju wybuchać płaczem jak Ariana. No i jeszcze nie rezonowała.

Dlaczego w takim razie wymyka się nocą, żeby pieprzyć się z jednym z kosmitów? Nie mam pojęcia. Nawet nie wiem, o którego chodzi, ale bardzo mnie to niepokoi. Czy on zmusza ją do seksu? Czy dała sobie wmówić, że musi mu się oddać, by zapewnić sobie bezpieczeństwo? Czy niesparowani mężczyźni nie są czasem zbyt bezpośredni w wyrażaniu swoich potrzeb, a ludzkie dziewczyny na tyle zastraszone, że boją się odrzucać ich awanse?

Postanawiam, że z nią pogadam. Czuję się odpowiedzialna za dziewczyny, z którymi mieszkam. Mimo że wszystkie mamy po dwadzieścia dwa lata, mam wrażenie, że jestem najstarsza. Weszłam w rolę zastępowej grupy, mimo że naszą nieoficjalną liderką jest Georgie. Martwię się, że Claire może być wykorzystywana, bo choć ludzie Vektala przyjęli nas z otwartymi ramionami, to wciąż do końca nie znamy tutejszych obyczajów ani reguł rządzących ich światem. Zachowanie ostrożności na pewno nie zaszkodzi.

Kiedy znów rozlegają się odgłosy pary uprawiającej seks, ponownie przyciskam poduszkę do ucha z urządzeniem tłumaczącym, żeby stłumić dźwięki, i czekam, aż wszyscy wreszcie zasną.

*

Usnęłam późno. Po przebudzeniu mam zaczerwienione oczy i głośno ziewam. Translator wszczepiono mi do ucha i teraz mnie ono boli, bo naciskałam na nie przez całą noc. Jestem wykończona. Niemrawo podnoszę się z posłania i siadam przy ognisku płonącym na środku dziewczyńskiej groty. Megan patykiem szturcha żar, a Claire opieka w płomieniach kawałki surowego mięsa. Na lodowej planecie nie ma warzyw, dieta składa się z mięsa, ryb i jeszcze większej ilości mięsa. Jedyne jagody, jakie widziałyśmy, służą do mycia. W spiżarniach można jeszcze znaleźć wysuszone kawałki gęstej mamałygi, ale służą za prowiant dla myśliwych, którzy wyruszają na odległe wyprawy; są też zioła do parzenia, ale poza tym jest tylko mięso, mięso i mięso. W zależności od preferencji smakowych można jeść je na surowo lub po upieczeniu. Liz na przykład uwielbia ociekające krwią kąski, jakimi pożywiają się łowcy, ja niestety nie potrafię się zmusić do ich przełknięcia. No cóż, żadna ze mnie twardzielka.

Siedzę obok Claire. Podciągam kolana pod brodę.

– Dzień dobry!

– Cześć! Pospałaś dzisiaj, co? Pewnie jest już po południu – zauważa Megan. Patrzy na płonący koniec patyka, który po chwili znów wbija w żar. Zazwyczaj potrafi znaleźć pozytywne strony każdej sytuacji i jak nikt inny umie dodać otuchy niezależnie od stopnia masakrycznej beznadziei, w jakiej ktoś się znajduje. Odkąd jednak zamieszkałyśmy w jaskiniach obcych, zamknęła się w sobie. Niewiele się odzywa.

Martwię się o nią.

Claire bez słowa podaje mi patyk i służący za tacę szeroki płaski kamień, na którym piętrzy się góra surowych mięsnych kawałków. Ostrożnie robię z nich szaszłyk, a potem zbliżam do płomieni. To będzie moje śniadanie.

– Nie jesteś głodna, Meg? – pytam.

– Ona lubi surowe – szepcze Claire.

Megan tylko się do mnie uśmiecha.

– Masz zdrowszy żołądek ode mnie – stwierdzam. Żadna ze mnie czirliderka.

– Po upieczeniu zupełnie traci smak – zauważa Megan i po raz kolejny dźga żar.

Nie mogę odmówić jej racji. Po przyjęciu khui nasza fizjologia uległa pewnym modyfikacjom. Mamy teraz przytłumiony węch, co nie jest takie złe, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę, że w centrum głównej jaskini znajduje się ogromne cuchnące siarką jezioro. Zmysł smaku również zdecydowanie się przytępił. Sa-khui jedzą surowe mięso, a ich racje podróżne są mocno doprawione. Niektóre z nas szybko się dostosowały do nowych okoliczności. Niestety, nie wszystkie.

Przekręcam szaszłyk nad ogniem.

– Rano zajrzał do nas Aehako – informuje mnie Megan, wciąż grzebiąc patykiem w ogniu.

– Nie interesuje mnie Aehako – podkreślam stanowczo, a potem zaczynam skubać osmolone śniadaniowe kąski.

– Za to on na pewno jest tobą zainteresowany. – Podnosi na mnie wzrok. – Gdybyś się z nim spiknęła, dostałabyś własną jaskinię.

Głębokie zmarszczki żłobią mi czoło.

– Nie rezonowaliśmy.

– To wcale nie znaczy, że nie możesz go przelecieć.

Megan wcale nie żartuje. Jestem w ciężkim szoku.

– Nie zamierzam sypiać z facetem tylko po to, żeby dostać własny kąt. Poza tym gdzie niby mielibyśmy zamieszkać? Nie ma już żadnych wolnych miejscówek! – Omiatam ramieniem przestrzeń wokół nas. – Niektórzy śpią w jaskiniach magazynowych.

Koleżanka wzrusza ramionami.

– Nie narzekałabym, gdyby jakiś facet zwrócił na mnie uwagę i dbał o mnie jak Vektal o Georgie. Poza tym Aehako jest miły.

Twarz płonie mi rumieńcem z zawstydzenia. Tak, Aehako jest miły. I przystojny, jak na kosmitę. Niezły też z niego flirciarz, ale nie rezonowałam z nim, więc nic z tego nie ma najmniejszego znaczenia. Megan uważa, że Vektal zapewnia Georgie bezpieczeństwo, ale dobrze wiem, że nasza nieformalna liderka potrafi sama o siebie zadbać.

Zresztą to nieistotne, rezonowali dla siebie. Teraz są parą, nie odstępują się na krok, no i Georgie jest w ciąży.

Claire w milczeniu przysłuchuje się naszej rozmowie, a dzięki temu, że wypłynął temat facetów, mam punkt zaczepienia, żeby ją podpytać. Przełykam kolejny kawałek pozbawionego smaku mięsa i rzucam Megan wymowne spojrzenie, by zostawiła nas na chwilę same. Podnosi się, podchodzi do swojego legowiska, na którym kładzie się plecami do nas, opatulając się szczelnie futrzanym nakryciem. Z nią też muszę porozmawiać, postanawiam. Wkrótce.

Teraz dotykam ramienia Claire.

– Możemy pogadać?

Grymas nieufności przemyka przez jej drobną twarz, ale kiwa głową.

Wskazuję na tłumacza sterczącego przy uchu. Przypomina dużą metalową muszlę przyklejoną z boku głowy.

– Mówiłam ci, jak to działa, prawda?

Claire odpowiada kolejnym skinieniem.

– Czy wspominałam, że dzięki temu mam wyczulony słuch? Słyszę więcej niż przeciętny człowiek.

– To znaczy…? – pyta ledwie słyszalnym szeptem.

Pochylam się w jej stronę.

– To znaczy, że słyszę, kiedy niesparowane dziewczyny wymykają się na nocne schadzki.

Gwałtownie wstaje. Jej policzki wściekle płoną.

– Za kogo się masz? Nie jesteś moją matką.

– Co? Ja… nie! Tylko…

– Jestem dorosła – cedzi przez zęby, zaciskając pięści, i przez chwilę boję się, że zaraz się na mnie rzuci. Jej gniewna reakcja tak mnie zaskoczyła, że zamieram i tylko się na nią gapię. – Mam prawo się zabawić dla czystej przyjemności, rozumiesz? Mogę robić, co mi się żywnie podoba. Wybacz, proszę, jeśli w tej trudnej sytuacji udaje mi się, kurwa, znaleźć odrobinę pocieszenia!

– Claire, proszę. Chciałam mieć pewność, że wszystko w porządku, że nikt cię do niczego nie zmusza…

– Nie każda z nas jest taką nadętą cnotką jak ty – prycha. Wrzuca do ognia upieczone mięso, którego nie zjadła, i wybiega z jaskini.

Zostaję sama z rozdziawionymi ustami, wciąż zszokowana jej wybuchem. Wow. Zraniła moje uczucia, ale przede wszystkim nie mogę uwierzyć, że taka spokojna, nieśmiała osoba była zdolna do równie silnej reakcji.

„Nie każda z nas jest taką nadętą cnotką jak ty”.

Auć.

– Świetnie ci poszło – komentuje Megan, obracając się na posłaniu, żeby na mnie spojrzeć.

– Co jej odbiło?

– To samo, co każdej z nas tutaj. Jesteśmy przecież wyrzutkami, ot co – stwierdza beznamiętnie. – Po prostu próbuje znaleźć sobie miejsce w tej całej sytuacji.

Najeżam się, kiedy słyszę, jak nas określiła.

– Nie jesteśmy wyrzutkami.

W odpowiedzi wzrusza ramionami.

– Nie rezonowałyśmy. Nic nie poradzisz, ale przez to czujemy się z lekka odstawione na boczny tor.

Ma rację, choć osobiście nie mam złudzeń, dokładnie wiem, dlaczego mnie się to przytrafiło.

– Nie możemy się zniechęcać – mówię. – Jeśli marzysz o założeniu rodziny, to jestem pewna, że w końcu będziesz rezonowała. Uzdrowicielka powiedziała, że czasem wymaga to więcej czasu. – Choć pewnie w moim przypadku czas nic nie zmieni, ale tę ostatnią uwagę zachowuję dla siebie.

Megan cicho prycha.

– Wiem, dlaczego nie rezonowałam, Kiro. Nie musisz się wysilać, żeby poprawić mi humor.

– Co masz na myśli?

Siada na skołtunionych futrach i przez krótką chwilę z jej twarzy bije przeraźliwy smutek.

– Byłam w ciąży, pamiętasz? – Dłonią dotyka brzucha. – Wyssali je ze mnie, jakby było śmieciem. Nie planowałam go, było owocem pijackiej imprezy w klubie, która zakończyła się przygodnym seksem bez zabezpieczenia. Nawet nie pamiętam, jak facet się nazywał.

Nie odzywam się. Nie mam prawa jej oceniać. Życie, które zostawiłyśmy na Ziemi, wydaje się takie odległe.

– Wciąż jednak o nim myślę – zwierza się cichym głosem. – Bez końca próbuję sobie wyobrazić, jakie by było. – Odwraca wzrok, przez chwilę szybko mruga oczami. – Myślę, że khui o tym wie i uznało, że moje ciało nie jest jeszcze gotowe na kolejne dziecko. Być może faktycznie daje mi czas, żebym stanęła na nogi.

– Och. – Nie wiem, co więcej mogłabym jej powiedzieć.

– A Josie ma spiralę – zdradza Megan. – Uważam, że właśnie dlatego nie rezonowała. Może pozostałe dziewczyny też są na antykoncepcji. Zaczynam podejrzewać, że te z nas, które nie rezonowały, z jakiegoś powodu nie mogą zajść w ciążę. – Patrzy mi prosto w oczy. – A ty co? Zastrzyk antykoncepcyjny?

Przecząco kręcę głową.

– Hm. – Wzrusza ramionami. – No tak. Josie nikomu jeszcze o tym nie powiedziała, ale jest przerażona, że w końcu dowiedzą się o spirali, która zapobiega zapłodnieniu. Nie wie, jak zareagują. Nie winię jej, że za wszelką cenę chce się zintegrować.

Powstrzymuję się od komentarza. Josie ciężko haruje, wręcz wypruwa sobie żyły, uczy się, jak barwić skóry, jak tkać, przyswaja cały szereg przydatnych umiejętności. Sądziłam, że w ten sposób znajduje upust dla szalejących w niej negatywnych emocji. Dobry Boże, nie miałam pojęcia. Oczywiście, że się boi. Wszystkie jesteśmy przerażone.

Kosmici są nami zainteresowani z jednego powodu. Dla nich jesteśmy macicami. Jesteśmy szansą na założenie rodziny. Jeśli nie damy im tego, czego oczekują, to… w którym momencie przestaną nas karmić? W którym momencie wypędzą nas na mróz?

Nagle ogarnia mnie wrażenie, że w jaskini jest potwornie ciasno, jakby przestrzeń się zawęziła, ściany zbliżyły się do siebie. Oddycham z wyraźnym trudem.

– Chyba… chyba pójdę się przespacerować – wykrztuszam z trudem.

Muszę się stąd wydostać. Czuję się jak w pułapce. Kolejny raz. Pomieszczenie zamyka się wokół mnie. Czy wpadłam z deszczu pod rynnę?

Co zrobią, kiedy dowiedzą się, że jestem bezpłodna? Kiedy w dzieciństwie dostałam zapalenia wyrostka, infekcja rozprzestrzeniła się między innymi na jajniki, więc nigdy nie urodzę dziecka.

Co się ze mną stanie?

AEHAKO

Zauważam drobną sylwetkę Kiry, która wybiega z jaskini, i automatycznie ruszam w ślad za nią, jak drapieżnik ścigający ofiarę.

Kira. Fascynuje mnie od początku. Czuję osobliwy pociąg do tej kobiety o melancholijnych oczach i z dziwnym urządzeniem wystającym z ucha, odkąd tylko wyciągnęliśmy je z czarnej jaskini, w której się ukrywały. Miałem nadzieję, że będę z nią rezonował, ale moje khui uparcie milczy. Za to kutas wręcz przeciwnie, ożywia się za każdym razem, kiedy ona jest w pobliżu. Sztywnieje, gdy Kira zaczesuje kosmyk brązowych włosów za drobne, idealnie ukształtowane i nieoszpecone muszlą ucho. Pulsuje, gdy ona obdarza tak rzadko goszczącym na jej ustach uśmiechem inne ludzkie kobiety. A kiedy się rumieni i spłoszona ucieka ode mnie w pośpiechu? Wznieca to we mnie niepohamowaną żądzę.

Chcę ją odnaleźć, złapać, przyciągnąć do siebie, a potem pchnąć na śnieg i pieprzyć tak mocno, aż zacznie krzyczeć z rozkoszy i dojdzie z moim imieniem na ustach. Ona jednak opiera się moim zabiegom. Być może jest to jakiś ludzki zwyczaj. Całkiem jasno dałem jej do zrozumienia, że jestem nią zainteresowany, ale nie zważa na moje próby przyciąg­nięcia jej uwagi. Rzadko jest sama, zawsze otacza się innymi ludźmi. Teraz mam zatem niepowtarzalną okazję, by podarować jej prezent w ramach ludzkich zalotów, jak mi to zasugerowała jej przyjaciółka Leezh.

Pędzę do posłania, gdzie zostawiłem to, co dla niej wystrugałem. Podarunek jest wyrazem mojego zainteresowania nią. Ciekawi mnie, jak zareaguje, gdy go zobaczy. Wyobrażam sobie, jak jej miękkie drobne ludzkie usteczka otwierają się ze zdumienia. Pragnę dotknąć jej gładkiego czoła i pieścić wszystkie gładkie miejsca na jej ciele.

Chcę odnaleźć trzeci sutek między nogami, o którym wspomniał Vektal. Jego partnerka podobno ma taki i piszczy z rozkoszy, gdy on jej tam dotyka. Też marzę o tym, żeby Kira piszczała z rozkoszy dzięki mnie, żeby straciła ten nieufny, poważny wyraz, który zawsze obleka jej twarz. Jestem dobry w futrach. Wiem, że mogę ją zadowolić.

Wizja nieśmiałej Kiry, która dochodzi w moich ramionach, sprawia, że kutas mi sztywnieje i napiera na skórzane spodnie, pocieram więc ręką krocze, by złagodzić napięcie. Już od pewnego czasu nie miałem kobiety, dlatego fiut tak ochoczo reaguje na myśl o zatopieniu się w ciasnym, prążkowanym cieple cipki.

– Tu jesteś – mruczy za mną znajomy głos.

Tłumię jęk irytacji, gdy Asha wchodzi do jaskini moich rodziców. Moje posłanie leży najbliżej wejścia, więc o większej prywatności mogę tylko pomarzyć. Z całą pewnością jest jej za mało na to, co zamierza Asha.

– Jestem teraz zajęty, Asho.

Przeszkadza mi, staram się więc mówić oschle i mam nadzieję, że sama się domyśli, że przyszła nie w porę. Chowam prezent dla Kiry za pasem spodni, bo ostatnie, czego bym pragnął, to Asha oglądająca go, zanim trafi do rąk adresatki.

– Hemalo poszedł uczyć jedną z brzydkich ludzkich kobiet, jak farbować skóry. Jestem sama – mówi, po czym podchodzi i kładzie dłoń na mojej klatce piersiowej. – Nie chciałbyś może pójść ze mną do mojej jaskini?

Zdejmuję jej rękę z tuniki. Kiedyś ochoczo przystawałem na propozycje Ashy. Nie miała wtedy jeszcze partnera i lubiła ze mną flirtować. Nie musiała mnie dwa razy namawiać na igraszki. Potem rezonowała z niepozornym Hemalo, jednym z plemiennych garbarzy. Nie była z tego powodu zachwycona – w tamtym czasie przeskakiwała z łóżka do łóżka niesparowanych myśliwych, chętna do swawolenia i szukania przyjemności. Rezonans oznacza jednak, że odtąd ma partnera i rodzinę, tyle że nie jego chciała. Ich związek nie należy do udanych, mimo to ze szczerego serca życzę jej jak najlepiej.

Przyznaję też, że mi ulżyło, bo Asha potrafi być potwornie irytująca, kiedy się na coś uprze. Cieszę się, że nie została moją partnerką.

Niestety, jej pędrak zmarł zaledwie kilka dni po opuszczeniu łona matki. Teraz razem z Hemalo ciągle się kłócą i pewnie wolałaby wrócić do dawnego stylu życia. Mnie jednak nie interesuje partnerka innego mężczyzny. Poza tym Asha nie jest już jedyną młodą kobietą w plemieniu.

Przywiera do mojego ramienia.

– Aehako, czekaj.

– Jestem zajęty, Asho. Masz przecież partnera, poszukaj go, jeśli masz ochotę na seks.

Prycha z irytacją i uderza mnie w ramię.

– On mnie nie interesuje. Nie mamy razem dzieci. Dlaczego mam być do niego uwiązana?

Wychodzę z jaskini rodziców, zmierzając do wspólnej centralnej przestrzeni, a ona idzie za mną.

– Wcześniej lubiłeś dzielić ze mną futra.

– Teraz interesuje mnie inna – wyjaśniam.

Asha gniewnie sarka, chwyta za moje ramię i ciągnie mnie w tył, żebym spojrzał jej prosto w oczy.

– Kto? Chyba nie jedna z ludzi?

– A któż by inny? – Chichoczę.

– Przecież są takie… brzydkie.

Przewracam oczami.

– Jakie to ma znaczenie?

Nie uważam ludzkich kobiet za brzydkie. Są inne, to fakt. Intrygujące? Zdecydowanie. Mogłyby być piękne jak ryby kas o opalizujących łuskach, ale ona i tak uzna, że są paskudne, bo stały się dla niej konkurencją. Biedna Asha czuje się zagrożona. Wcześniej na jedno skinienie palca miała wszystkich młodych myśliwych z plemienia u swoich stóp. Teraz patrzy, jak tworzą związki z własnymi partnerkami, i czuje się nieszczęśliwa, bo straciła uprzywilejowaną pozycję.

Dąsa się.

– Tęsknię za tobą – mruczy, próbując innej taktyki. – Aehako, proszę.

Posyłam jej piorunujące spojrzenie. Marnuje mój czas, a Kira jest sama na zewnątrz. To rzadka chwila, którą mógłbym spędzić z nią tylko we dwoje, bez zbędnych świadków zaglądających nam przez ramię.

– Muszę już iść – powtarzam uparcie i poprawiam prezent, który ukryłem pod ubraniem. Asha patrzy na mnie z zaciekawieniem, ale odsuwa się na bok. Biegnę do wyjścia, rozglądając się za drobną sylwetką Kiry. Ludzie ledwo sięgają mi do piersi, a przecież nie jestem najwyższym mężczyzną w plemieniu. Są bardzo delikatni i martwię się, że Kira nie jest bezpieczna.

Dostrzegam ślady na śniegu, podążam za nimi od jaskini aż na grzbiet pobliskiego wzgórza, gdzie w wielkiej obfitości rosną zimnolubne lecznicze zioła Maylak. Są ukryte w niewielkiej dolinie, co chroni je przed najgorszymi wiatrami. Kira jest tutaj i obrywa liście, wydaje się zła, nie da się tego ukryć, nieprzyjemny grymas wykrzywia rysy jej twarzy.

Patrzy na mnie groźnie, gdy się zbliżam. Czy to na mnie jest taka wściekła? Uśmiecham się szeroko. Ma zarumienione policzki, przybrały ten niezwykły odcień różu, który niektórzy uważają za brzydki, ale według mnie jest zachwycająco uroczy. Kira ma tak wiele interesujących kolorów: róż i brąz, a jej oczy płoną żywym błękitem, barwą khui, które żyje w jej ciele.

– Dzień dobry, moja mała przyjaciółko – wołam na powitanie.

– Nie jestem twoją przyjaciółką – mamrocze. – I nie jestem mała.

Śmieję się, słysząc jej słowa.

– Powinnaś oberwać liście z kilku krzaczków intisaru – radzę. – Rośnie… o tam. Jest dobry na wzrok.

Rzuca mi kolejne spojrzenie mrożące krew w żyłach.

Nie mam nic przeciwko. Wolę te gniewne miny od smutku często obecnego na jej licu.

– Nie mam problemów ze wzrokiem – odgryza się.

– Nie? – przekomarzam się i przysuwam się bliżej, a następnie wskazuję na inną roślinę. – Ta pomaga na potencję.

Posyła mi zszokowane spojrzenie, a róż wraca na jej policzki.

– Ja tego nie potrzebuję – dodaję. – Mój kutas pozostaje sztywny przez wiele godzin, w ogóle nie wiotczeje. Korzystają z nich głównie starsi lub mężczyźni, którzy po długiej chorobie znów chcą uprawiać seks z partnerkami.

Kira wydaje z siebie zduszony odgłos.

– Nie mam ochoty słuchać o twoim… penisie. – Rzuca mi kolejne kipiące złością spojrzenie. – Może powinieneś wrócić i porozmawiać o nim ze swoją przyjaciółką. Wydawała się żywo zainteresowana.

– Jesteś o mnie zazdrosna? – pytam z wyraźną satysfakcją. Od dawna staram się uzmysłowić Kirze, że jestem zainteresowany tylko i wyłącznie nią, ale odrzuca mnie na każdym kroku. Czy zmieniła zdanie? Z zachwytem przyglądam się jej jedwabistym brązowym włosom powiewającym na wietrze i wyobrażam sobie, jak opadają na mój tors.

Znów muszę poprawić spodnie.

– Zazdrosna? Ha! Dlaczego miałabym być zazdros­na? Przecież jestem brzydka, już zapomniałeś? – Stuka w błyszczącą metalową skorupę przymocowaną do ucha. – Nie ominęło mnie żadne słowo z waszej rozmowy!

Nie potrafię powstrzymać uśmiechu zachwytu, który wykwita na mojej twarzy. Podsłuchiwała moją rozmowę z Ashą. Jest zazdrosna. Bardzo mnie to cieszy.

Może Kira wcale nie jest taka powściągliwa, jak się wydaje. Czas na podarunek zalotny.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI