Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Opowieść można snuć na wielesposobów, ale najciekawiej jest, gdy zawrzemy w niej prawdę okraszoną fantastyką.
Starosłowiańskie dzieje czy pojawienie się „jasnego ludu” nigdy nie brzmiały tak dobrze. Autorka rozbudowujei uzupełnia fakty historyczne o wątki fantasy, dodając mnóstwo barwnych postaci oraz burzliwe wydarzenia.
Jolanta Kupiec – wielokrotnie odznaczana i nagradzana za twórczość artystyczną. Stworzyła niesamowitą powieść dla młodzieży i dorosłych, wzbogaconą własnymi ilustracjami.„Kraina spoza mgieł” to inspirujące połączenie fikcji z rzeczywistością. Dostarcza wyjątkowych wrażeń, pobudza wyobraźnię i urzeka fabułą.
To prawdziwa podróż po przeszłości – od czasów prehistorycznych aż po losy Lechitów.
Książka wydana przez Nie powiem, Wydawnictwo Hm... zajmuje się jej dystrybucją
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 180
Kraina spoza mgieł
© Jolanta Kupiec
© for the Polish edition by Wydawnictwo Hm…
All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone
Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek
fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody twórców
Redakcja: Ewelina Biernaś www.epitetykorekta.pl
Korekta: Wydawnictwo Nie powiem
Projekt okładki: Agnieszka Makowska
Skład: D. B. Foryś
ISBN: 9788367448208
Wydanie pierwsze
Wojkowice 2023
Wydawnictwo Nie powiem
Telefon: 518833244
Adres: ul. Sobieskiego 225/9, 42-580 Wojkowice
www.niepowiem.com.pl
Tę niezwykłą opowieść dedykuję moim dzieciom i wnukom
WPROWADZENIE
Ciekawie byłoby powędrować wyobraźnią w odległe czasy do ojczystych ziem, między Bałtykiem i Karpatami, i odtworzyć w umyśle dzieje zamieszkującego je pradawnego ludu. Gdzie kryje się jego kolebka? Może skądś przywędrował? Jeśli tak, to skąd? Dlaczego osiadł pośrodku Starego Kontynentu? Jak toczyły się jego losy przez tysiąclecia? Można stawiać mnóstwo pytań i szukać niezliczonych odpowiedzi. Wszak na ten temat zapisano sporo kart papieru.
Przedzierałam się przez gąszcz tematycznych publikacji, chcąc odnaleźć owe początki, zwłaszcza historię zasiedlenia ziem wokół dawnego Krakowa i pierwszych jego założycieli. Kiedy powolutku łączyłam fakty historyczne z legendami, starymi zapiskami i dawnymi kronikami, wyobraźnia lawinowo podsuwała mi wizje z minionych wieków. Zawędrowałam w zaprzeszłe czasy, szukając w zakamarkach umysłu nowych powiązań ze starożytnymi ludami, ziemskimi rasami. Odwiedzałam dalekie krainy, kreowałam życie osiadłych tam pradawnych mieszkańców, spędzałam z nimi wiele czasu i przeżywałam ich losy. Dotarłam do dziejów prehistorycznych, aż na tereny pradawnej Azji Środkowej. I znalazłam jasny lud o zapomnianej już dzisiaj nazwie. Wytężywszy wyobraźnię, nazwałam ich ludem Pol-kan – Pol-kanami. Przyglądałam się ich życiu, zgłębiałam ich początki, powiązania z potężnymi Pradawnymi, dostrzegałam czyhające na nich zagrożenia: konieczność opuszczenia rodowych ziem, wieloletniej wędrówki i osiedlenia się na odległych obszarach, w pobliżu tajemniczego wapiennego wzgórza z nieodgadnioną mocą. Przemierzałam wraz z nimi rozległe przestrzenie, towarzysząc im w poszukiwaniu nowych terenów. Głęboko przeżywałam trapiące ich prześladowania i nieszczęścia. Podziwiałam ich rozwagę, męstwo, dążenie do ochrony swojej krainy i etnicznej jedności pod wodzą szlachetnych przywódców. Wędrówka z jasnym ludem tak mnie pochłonęła, że wykreowałam własną opowieść i postanowiłam ją spisać.
Może to właśnie Ciebie zainspiruje i popchnie do napisania własnych historii.
1
POCZĄTKI
Początki historii giną w bezkresnych epokach, kiedy na jaśniejącej błękitem młodej planecie pulsowało rodzące się w swoim ogromie życie, bogate w różnorodności form. Wspierały je i ochraniały świetliste istoty z pobliskich światów Bezkresu, z satysfakcją obserwując efekty rozwoju coraz to nowszych istnień. Oszałamiająca okazała się płodność niewielkiego, kulistego, skalisto-wodnego świata, z którego zrodziły się wspaniałości flory i fauny oraz wyjątkowe życie – gatunek ludzkich istot. Gwiezdni architekci formowali tu wodne przestrzenie, zaś na suchych lądach kreowali pyszniące się zielenią obszary, przecinane wąwozami i rzeźbionymi w skałach kanionami, ozdobione błękitnymi jeziorami i wijącymi się wstęgami rzek. Wznosili potężne góry z tajemniczymi grotami i głębokimi jaskiniami.
Pewną krainę, w zachodniej części wielkiego kontynentu, wyróżnili przed milionami lat, wypiętrzając wśród wodnych rozlewisk liczne pobielone wzgórza wraz z jaśniejącym bielą wapiennym masywem. Rozległe obszary, wzbogacone malowniczymi uskokami, przyozdobili wymyślnie, rozrzucając białe skalne formacje w postaci większych lub mniejszych wzniesień. Doprawdy bajecznego wyglądu nabrały te ziemie.
W ostatnim akcie tworzenia wzmocnili całość błękitnej planety licznymi punktami skupienia energii Bezkresu, połączonymi z siłami życiowymi ziemskiej głębi. Centra te zostały spojone magnetycznymi liniami, które ochronną siecią oplotły utworzony świat. Było to wspaniałe dzieło.
Jednak z czasem wśród promiennych opiekunów zarysowała się mroczna skaza, która zagroziła spokojowi młodej ludzkości i odwiecznemu porządkowi praw Bezkresu. Na szczęście Stwórca Życia obdarzył jasny lud wyjątkową świadomością i przywódcą z ponadprzeciętną mocą. Na przestrzeni dziejów ludu rodzili się kolejni prawi wodzowie, prowadzący rozwijającą się społeczność przez jej burzliwe losy.
2
Z NICOŚCI
Przerzedzały się gęste i zwarte mentalne mgły, tak nieprzeniknione, że nic nie mogło się przedrzeć przez ich zbite powłoki, oddzielające skutecznie ciemną gęstwiną zazdrosnych umysłów wiedzę o przedziwnej krainie, pogodnej i żywotnej w swym odwiecznym istnieniu.
Zawistne i wypaczone mrocznymi energiami byty, upadłe od narosłego brzemienia marności, wydobywały zawzięcie z głębin nicości ciężkie i nieprzeniknione mgielne kłębowiska, aby zasłonić na zawsze przed wszystkimi istnieniami urokliwą krainę z jej jasnym ludem. Przez tysiąclecia zasklepiane były najmniejsze prześwity wiedzy w gęstniejącej, masywnej materii. Na długie wieki kraina światła i jej lud zaniknął w historii świata, spowitej przez mroczne materie bladych Zakronów, panoszących się na wielu obszarach, dążących do opanowania wszystkich ziem błękitnego Worlandu i bezwzględnego podporządkowania wszelkich ras Wordów, a zwłaszcza jasnych Pol-kanów.
– Już niewiele nam brakuje do zapanowania nad całym Worlandem – zahuczał potężnym, władczym głosem czarny Zakron. – Do ostatecznej rozgrywki zbierzemy wszystkie nasze najcięższe magie i w końcu zmieciemy z ich krainy upartych Pol-kanów. Na zawsze skończymy z panowaniem Pradawnych Altikanów. Zaklinam wasze najczarniejsze moce do bezwzględnego zakończenia tej odwiecznej walki i przejęcia przez nas całego Worlandu. – Słowa Zakrona grzmiały dudniącym echem w czeluściach siedziby, rzucane z obezwładniającą mocą w stronę zgromadzonych przed nim poddanych i zwolenników.
Po przywódczej przemowie przez długi czas rozlegały się huczące w bezmiarze poczerniałej przestrzeni chrapliwe głosy aprobaty i popierającego wzburzenia.
– Moi rodowici Zakroni – zwrócił się Zakron do swoich dwunastu potomków. – Przejmiecie wspierające mnie dowództwo w sześciu kolumnach bojowych ostatecznego uderzenia w umysły przeciwników. Dokonacie jednocześnie maksymalnego mentalnego sprzężenia i dołączycie z nim do mnie, tworząc główne uderzenie. Macie jeszcze trochę czasu, aby się do tego solidnie przygotować. A wy, Zakronidzi, i wy, bojowe Zakry, też się mobilizujcie!
Wystąpienie zakończyło się przerażającym rykiem sczerniałych stworów o masywnej posturze i zniekształconych nienawiścią pyskach, w których czerwieniały głęboko osadzone ślepia. To wyły niezmierzone hordy bezmózgich Zakrów. Nie wszyscy tak zatrważali wyglądem, ale pozostałe nieogarnione zastępy budziły strach monstrualną budową ciał zakleszczonych w czarnych, jakby żelaznych ubiorach i groźnym wyrazem szarych twarzy, okolonych wijącymi się wężowymi splotami włosów.
* * *
Na kulistej ogromnej bryle krainy Worlandu żyły właściwą dla formacji Bezkresu pulsacją własnego organizmu. Czasowo zmieniały się i jego wodno-kontynentalne wytwory, i zamieszkujące go rozliczne gatunki Wordów.
W tego typu fizycznych światach nic nie było stałe na wieczność.
* * *
Nadchodziły czasy, kiedy apogeum władzy szarych Zakronów, w zaskakujący i nieprzewidziany dla nich sposób, zaczęło dziwnie rozrzedzać się i przygasać. Zakroni wciąż zbierali siły, przyciągali ciemne moce, ale te też niezrozumiale zaczynały blednąć, tracąc zwartą energię czarnych głębin. Stwory usilnie kumulowały słabnącą zaciętość, wyrzucając z ciężkich trzewi nieustannie malejące zasoby jadu. Momentami wydawało się, że na powrót triumfują, odzyskują przewagę i łatają poszarpane czarne mgły mrocznego obszaru.
W panice Zakroni karmili się jednak iluzją. Ich utopijny absolutyzm, zgodnie z prawami odwiecznego Bezkresu, zaczynał przemijać. Wypluwali jeszcze resztki strutej goryczy, ale już chaotycznie i nieskładnie, tracąc orientację i opanowanie. Nigdy nie przypuszczali, że w dekalogu nieogarnionego Bezkresu ich ciemne umysły, mimo nieprzeciętnej inteligencji, nie mają wiecznego bytu, że ich zagubiona nieśmiertelność zatraca cechy wieczności, że odwieczny Stwórca Życia swoją nieporównywalnie potężniejszą mocą wesprze ludzki potencjał Worlandu i obdarzy otwarte umysły światłem poznania i prawości, niszczącymi mroki zła.
W końcu świetliste energie jasnego Bezkresu, wspomagając świadomość mądrych przywódców jasnego ludu, rozdarły bezpowrotnie sczerniałe mgły siedliska występnego Zakrona, unicestwiły wszelkie jego twory i zepchnęły w otchłań niebytu i nicości.
Po tysiącleciach nadszedł czas, by z czarnych mgieł wyłoniła się zwalczana od prawieków, prawdziwa i piękna wiedza o jasnym ludzie, związanym z boskością Wszechwiecznego Stwórcy. Jego niezwykła historia, fałszowana i spychana w mrok, zajaśniała dostępnością dla wszystkich.
Teraz opowiem ją od początku.
3
MIEJSCE WYJŚCIA
Przewidywana od pewnego czasu wędrówka okazała się niezbędna.
– Zdradziecki Zakron znowu zaczął wyciągać swoje toksyczne macki – przemawiał Delkan do swojego ludu. – Nasz lud musi odejść do miejsc większej mocy Worlandu, aby się wzmocnić i schronić przed Zakronem. Dla nas wszystkich jest tutaj coraz mniej miejsca. Ale jesteśmy silni jednością i nie boimy się zmian.
– Czy wiesz, mądry Delkanie, jakimi drogami możemy się kierować? – zapytał mężny Sogar.
– Tę sprawę musimy omówić wraz z pozostałymi Pradawnymi. Szlachetny Merkanie, kiedy zechcesz zwołać zgromadzenie?
Spośród kilkunastu siedzących w blasku ognia osób podniósł się spokojnie wysoki, szczupły mężczyzna w błękitnej szacie. Dostojną twarz o pięknych rysach okalały gęste ciemne włosy, spływające na szerokie ramiona. Jego wygląd budził szacunek, ale i sympatię. Był jednym z dziesięciu najstarszych Pradawnych w głównej osadzie jasnych mieszkańców.
– Wszyscy wiemy, że pozostało niewiele czasu – przemówił opanowanym głosem o głębokim brzmieniu. – Decyzję podejmiemy wraz z nastaniem nowego dnia. Teraz każdy z nas przemyśli spokojnie swoje propozycje i po pierwszym posiłku udamy się do siedziby Pradawnych.
– Jeszcze dziś powinniśmy przekazać plemiennej społeczności Pol-kanów najważniejsze ustalenia i plan opuszczenia naszej krainy i wędrówki – zabrał ponownie głos Delkan.
Wśród zgromadzonych nastąpiła szybka wymiana zdań. Delkan stał jeszcze przez chwilę w milczeniu, myślami już wybiegając w wielką podróż, ale nie tracąc przy tym kontaktu z zebranymi. Jako wielki opiekun od dziesięcioleci był przywódcą jasnych Pol-kanów. Wywodził się ze znacznie młodszej linii późniejszych rodów Pradawnych, należących do potężnej rasy Altikan z czasów ginących w mgle istnienia Worlandu. Ród Delkana nie należał już do tak potężnych i wszechwładnych jak pierwotni Altikanie. Przez tysiąclecia jego członkowie stracili wiele mocy przez mieszanie swoich genów z genami lepszych gatunków Wordów, ale nadal wyróżniali się niezwykłą mądrością i siłą fizyczną. Delkan górował wzrostem, mocną budową ciała i urodą. Szlachetną twarz okalały długie spirale brunatnych włosów, gęstymi puklami spadające na ramiona. Jego mocarny tors i uda okryte były granatową szatą, spiętą w pasie skórzaną przepaską.
Z kolei wielki Merkan należał jeszcze do pierwotnej linii Pradawnych, wywodzącej się od pierwszych Altikan. Pradawni od wieków nauczali mieszkańców Worlandu, a po mającej nadejść tragedii skupiły się wokół ich świetlanego odłamu rzesze jasnego ludu, odłączone od pozostałych społeczności Wordów.
Świetliści Pradawni stali się opiekunami jasnego ludu, ale czuwali też nad całym Worlandem. Teraz zaczęli wyczuwać trujące opary umysłu podstępnego Zakrona i wiedzieli, że muszą wyprowadzić z zasiedlanych dotychczas ziem swój lud oraz wzmocnić się w energetycznych źródłach Worlandu.
4
PRADAWNI
Bezkres się formował. Buzowały energie. Potężne wyładowania ogromnym ogniem zalewały Wszechprzestrzenie. Zderzały się olbrzymie głazy i formacje, i porządkowały dzieło stwórczymi siłami. Z pozornego chaosu wyłaniały się kuliste światy, ubierały swoje kształty w przemyślne kolory lub jednorodne barwy. Przybierały odpowiednie wielkości, otulały się mglistymi powłokami, ozdabiały oszałamiającymi pierścieniami lub świetliście się wygładzały. Zasiedlały je przeróżnych kształtów wytwory energetycznych umysłów, mnożące się w niezliczone gatunki istot. Wszystko kipiało żywiołową energią i ekspansywnością rozmnażającego się na wielu wspaniałych astralach życia.
* * *
Nie byli jeszcze w pełni ukształtowanymi Altikanami. Proces odradzania, jak zawsze, postępował bez zakłóceń.
Tym razem – pozornie.
Formowanie dwóch wyjątkowych propotomków zbliżało się do ustalonego od eonów finiszu. Wszystkie wymagane normy odnotowywano od początków działalności biogenetycznego laboragenomu Serfinów, pracujących według Kronik Modularnych od nieznanej zaprzeszłości. Serfinowie, przyzwyczajeni od praczasów do wypracowywanych norm, odtwarzali potomstwo Altikan niemal rutynowo, ale zawsze precyzyjnie i w wielkim skupieniu. Nie był to częsty proces. Panująca od wieków na skupisku Syneriady dwoista para Altikan – międzyplanetarny Solkar i międzygwiezdna Roduna – rzadko powoływała do istnienia Altikan, wytwarzanych z ich cennych modułów promiennych zarodków. Długo przygotowywali do tej procedury eteryczne świadomości, gromadząc najwartościowsze genotypy swojej doskonałości. Obdarzyli już nimi część perfekcyjnego potomstwa, zawiadującego nowo powstającymi galaktycznymi kreacjami i wielością rozsianych w nich domen.
W działania boskich i doskonałych światów galaktycznej Syneriady wsączyła się, niespodziewanie i niezauważalnie, mikrodrobina negatywności. Do pradawnego procesu powoływania pary potomstwa, bezbłędnego od zawsze odtwarzania, wkradł się nieprzewidziany i niedostrzeżony przez perfekcyjnych Serfinów mikrodefekt. Nie odczuła go nawet dwoistość istnienia panującej pary. Jego skutki ujawniły się dopiero po wielu eonach, kiedy u doskonałych Altikan zarysowały się minimalne różnice w realizowaniu odwiecznych i niezmiennych praw Bezkresu, co doprowadziło do brzemiennego w skutki konfliktu.
Przez eony kolejno wyewoluowani Altikanie spokojnie funkcjonowali na bliższych i dalszych planetach Syneriady, gdzie wytwarzali ze swoich potężnych modułów następnych rezydentów rozlicznych pomniejszych planetarnych światów. Bezkres zapełniał się i rozrastał w olbrzymią domenę potężnych Altikan. Na jej obrzeżach tworzyli oni nieskończoną liczbę systemów skalisto-ziemnych, skalisto-gazowych, gazowych i wodnych, gdzie zaszczepiali życie z ewolucyjnym przeznaczeniem. Sfery te wypełniały się zróżnicowanymi rozumnymi istotami, złożonymi z materii danej kulistej formy z dodatkiem własnych genetycznych pierwiastków.
Unikalność wytworzonego kolejno Worlandu wiązała się z jego wyjątkowym usytuowaniem, przeznaczeniem i niepowtarzalnym w Bezkresie kolorytem, którego wielobarwność jaśniejącego błękitu wybijała się wśród bardziej stonowanych kreacji gwiezdnych nieskończoności. Worland był ulubionym wytworem międzygwiezdnej Roduny, syneriadzkiej władczyni, istnym klejnotem jej twórczej potęgi, który dodatkowo wyposażyła w nieprzebrane bogactwa, ukryte w ziemi, skałach i szafirowonefrytowych wodach opływających wiele obszarów tej niezrównanej formacji.
Altikanie, jako istoty znajdujące się na zaawansowanym poziomie ewolucji i znający zagrożenie, jakie stwarzały niektóre śmiertelne społeczności w rozległym obszarze Bezkresu, starali się nieść pomoc rodzącym się dopiero wieloświatowym istnieniom. Ponad dwieście tysięcy lat temu, podczas wielkiej wyprawy grupy Altikan na młody błękitny Worland, wykiełkowała jednak pradawna mikroskaza, która stała się zalążkiem rywalizacji o wyłączną kontrolę nad wyjątkową planetą.
Po wielowiekowym wspólnym nauczaniu i wspieraniu różnorodnych grup Wordów rozpoczęła się bratobójcza walka Altikan: butny Zakron wypowiedział posłuszeństwo wielkiemu Midarowi, przywódcy Altikan. Walka między nimi okazała się tak zacięta – szczególnie nieustępliwy był upadły w mrok Zakron – że przeniosła się nawet na inne planety potężnego i pięknego Bezkresu, niszcząc rozwinięte życie fizycznych istot i wymazując dokonania postępu ewolucyjnego. Mimo zwycięstwa Midara nad buntownikiem i pozbawienia Zakrona jakiejkolwiek władzy, błąkał się on ze swoją lojalną bandą po całym Worlandzie, zwodząc podatnych na manipulację Wordów i przeciągając ich na swoją stronę. Prawi Altikanie, ze świetlistym Midarem na czele, tworzyli w boskich łączeniach tysięczne szeregi świetlistego potomstwa, które przenikało do światów zagrożonych toksyczną chmurą Zakrona. Przez tysiąclecia nieustannie nieśli wiedzę i nauki na rozległe obszary wieloświatów i błękitnej formacji, a Zakronidzi starali się usilnie dezorganizować ich poczynania.
Bezkres został w końcu podzielony mentalnie na jasny powierzchniowy, należący do Pradawnych Altikan z ich potomstwem, i ciemny dolny, który zamieszkiwali Pradawni Zakronidzi wraz ze swoimi rodami.
Buntownik Zakron stał się panem szkarłatnego Krytonu – terenów ginących w czarnych czeluściach bezbrzeżnego Goradu, osadzonego poza bryłą Worlandu, w części ciemnego pasa wirującego w Bezkresie gruzowiska. W przepastnych posiadłościach najeżonych iglicami, wypełnionych niszczycielską dragą, kryła się siedziba z czarnych kryształów. Wybijał się z niej monument Krytonu, strzelający szkarłatnymi błyskami. Roznosił on w rozległe rejony dudniące pohukiwania o przerażających tonach, które wbijały się w obce umysły jakby tysiącem ostrych cierni, uniemożliwiając tym zbliżenie się do konstrukcji. Tylko czarni mieszkańcy Krytonu byli odporni na działanie mrocznego dudnienia.
Władca wytworzył ze swych trzewi tuzin Zakronów – oddane bezgranicznie pierwotne potomstwo. Mocą przepastnego umysłu powołał do życia pięćset tysięcy Zakronidów w bezpośredniej służbie i niepoliczalne rzesze Zakrów, prymitywnych i podstępnych monstrów o potężnej masie wypaczonych mózgów, ślepo oddanych rozkazom mrocznego Zakrona. Ponury władca utrzymywał w bezwzględnym posłuszeństwie całą koszmarną społeczność, w każdej chwili gotową do wypełniania jego piekielnych i obłąkanych decyzji.
5
WORLAND
Na kulistym Worlandzie czas biegł rozwojowo, chociaż nie bez okresowych zakłóceń. Wielotysięczne lata działalności Altikan powoli wznosiły ludy tej planety na wyższe poziomy cywilizacyjne. Gwiezdni opiekunowie cierpliwie pomagali prostym Wordom usprawniać życie. Udzielali głównie wskazówek – niczego nie narzucali. Pozwalali działać wordowskiej kreatywności, pomysłowości i wrodzonej chęci do zmian. Stopniowo rosła ich świadomość i rozumienie własnego istnienia. Następował rasowy rozwój coraz liczniejszych grup Wordów, wśród których pewne z nich osiągały znacznie większe postępy. Opanowały umiejętność rozniecania i utrzymywania ognia, wytwarzania coraz lepszych i bardziej skomplikowanych narzędzi, opracowywania technik skutecznych polowań, gromadzenia i przechowywania żywności. Konstruowały solidniejsze chaty i klanowe siedliska, rozwijały współpracę i wymianę międzyplemienną, zagospodarowywały odpowiednie tereny. Wordom udało się także oswoić niektóre zwierzęta.
Niestety planetarna walka między starożytnymi Altikanami spowodowała rozwojową zapaść. Zaprzestanie szerzenia nauk doprowadziło wiele społeczności do upadku i zaprzepaściło wypracowany potencjał Wordów. Ludy Worlandu zaczęły się gubić w powstającym chaosie, odradzała się ich pierwotna agresja, którą rozbudziły walki przybyszów z Bezkresu. Ziemie Worlandu zaczęły także ulegać przemieszczeniom: podnoszące się powoli wody morskie zalewały wybrzeża i wyspy, a kontynenty zmieniały kształty. Szerzący się strach dzielił i rozpraszał utworzone wcześniej wspólnoty. Tylko niektórym udało się zachować rozsądek oraz wypracowane umiejętności. Wspomagali ich przeciwni wyniszczającym walkom pozaplanetarni opiekunowie.
W centralnej części ziem Worlandu, pomiędzy górskimi wypiętrzeniami a zielonymi obszarami, otoczonymi wodnymi zbiornikami jezior i wewnętrznych mórz, skupiły się ludzkie rzesze nieuległe ciemnym siłom Zakrona. Zostały otoczone opieką potężnych Pradawnych, potomków Midara z gwiezdnego rodu Altikan. Tysiące lat upływały tam na spokojnej egzystencji i odradzaniu się nauczania prowadzonego przez wielkich nauczycieli. Z czasem zwielokrotniła się liczba ludów i część z nich opuściła rodzime tereny, wyruszywszy w kolejnych pokoleniach w różne zakątki Worlandu.
W swoich dziejach kulista planeta, niewielka w ogromie Bezkresu, jak żywy organizm przechodziła cykliczne przemiany, formując nadal swoją głębię i ziemno-wodne powierzchnie. Powodowało to okresowe kataklizmy burzące powstałe cywilizacje, wyniszczające liczne ludy i zmuszające do wędrówek pozostałych przy życiu. Odwiecznym prawem ewolucji ponownie odradzały się nowe kultury.
Siedemdziesiąt tysięcy lat według starej rachuby powstawało na wielkim lądzie Mu wspaniałe Imperium Ujgi, rządzone przez mądrych władców z unikalnej rasy. Wraz z mieszkańcami wyróżniali się wysokim wzrostem, jasną skórą, włosami blond lub rudymi i oczami niebieskimi lub zielonymi. To właśnie z nich wyewoluował piękny jasny lud. Cykliczne zalewanie terenów wybrzeży lądu Mu zagrażało Imperium Ujgi. Światli Pradawni wiedzieli już o zbliżającej się katastrofie. Ostrzegali mieszkańców, namawiając ich do stopniowego opuszczania najbardziej narażonych na zalanie ziem od strony wód Oceanii. Olbrzymie rzesze światłego ludu z żalem opuszczały rodzinne strony, przenosząc swoje imperium na olbrzymie zielone obszary środkowej Azjonii.
Po dwudziestu pięciu tysiącach lat starego czasu nadszedł przewidywany kataklizm. Odwieczny kontynent Mu, pochłaniany stopniowo od setek lat przez wody Oceanii, rozpadł się i zatonął zniszczony przez potężny ogień z głębin, który z wielkim hukiem rozdarł pozostałe resztki ziem. Pod naporem wód wielkich jak góry zatonęły liczne wyspy i rozległe wybrzeża północnych ziem Azjonii, pochłaniając ogrom tamtejszych miast i kultur wraz z nieposłusznymi ludami, które nie posłuchały ostrzeżeń Pradawnych. Przetrwała jedynie garstka – dzięki temu, że za namową opiekunów schroniła się na nowych, bezpiecznych obszarach. Jednak w kolejnych latach Imperium Ujgi zniszczyły konflikty zbrojne z Atlantami – niegdyś światłym i wspaniałym ludem – których umysły zatruły mroczne wyziewy Zakrona. Atlanci nieznanej technologii bronią wypalili stolicę Gobi i wielkie okoliczne obszary. Z pomocą Pradawnych lud Ujgów zdołał jednak zawędrować na nowe tereny wschodniej i zachodniej Azjonii i dotarł aż do Eury.
Kilka tysięcy lat później książę krwi Altikan, Ram, odbudował cywilizację jasnego ludu z Ujgi. Przemieszczając się z północy Azjonii na południe, przejmował ziemie innych ludów. Na dalekim wschodzie, na wielkim półwyspie Indiny, założył nowe imperium ze wspaniałą stolicą Narmini. Niestety po setkach lat dalszemu rozwojowi Imperium Ramy kres położył inny światowy kataklizm – potop powszechny, spowodowany zmianą biegunów magnetycznych. Doszło do tego dwanaście tysięcy pięćset lat przed nowym czasem.
Ocalałe społeczności Worlandu ponownie szukały w wieloletnich wędrówkach odpowiednich zakątków do osiedlenia i mozolnego odbudowywania swoich siedlisk. Bardziej prymitywne ludy, przepełnione strachem, izolowały się i zaszywały w odludnych zakamarkach, pozostając poza zasięgiem nauk niesionych przez gwiezdnych nauczycieli. Ludy, które osiągnęły wyższy poziom rozwojowy i były prowadzone przez Pradawnych, wykorzystywały zdobytą już wiedzę do wznoszenia nowych budowli i miast. Wśród nich uchroniła się szczególna rasa, wyjątkowo zżyta z Pradawnymi, osiągająca znaczne ewolucyjne postępy. Odznaczała się jasną barwą skóry, włosów i oczu. Tworzyła jasny lud, który powędrował później w kilku licznych grupach na zachodnie obszary rodzimej planety.
Jasny lud, zjednoczony z opiekuńczymi Pradawnymi, zajmował na centralnych obszarach Eury energetyczne ziemie odpowiednie do zamieszkania i budowy nowej cywilizacji. Ponad dziesięć tysięcy lat starego czasu później, odbudowując i organizując mozolnie swoje nowe życie, stał się na tych ziemiach rdzenną społecznością, wywodzącą się z prehistorycznego Imperium Gobi i późniejszego Imperium Ramy.
6
LUD POL-KANÓW
Z porannych szarości wyłaniały się powoli zarysy rozłożystych koron potężnych drzew. Na tle jaśniejącego różem nieba wielokształtne liście stawały się niemal przezroczyste, jakby szklane, podbarwiane delikatnie pastelowymi odcieniami. Wzmacniające się tajemne światło wydobywało kolejno z blednących mroków kontury przedziwnych krzewów, okazałych konarów drzew, gęstych traw i bajecznie kolorowych kwiatów. Świetlistość dnia sunęła po falujących powierzchniach okolicznych jezior i rozległej rzeki, wskakując równocześnie na ruchliwe wody szemrzącego w pobliżu strumienia. Ożywcze powietrze wypełniło się odgłosami rozbudzonych stworzeń: świergotem ptaków, brzęczeniem owadów, pomrukiwaniem małych i większych zwierząt, wychodzących z norek i gęstych zarośli. Oślepiająco świetliste promienie wznoszącej się wielkiej złotej kuli zaczęły się wdzierać w najmniejsze zakamarki pozostałych po nocy szarości, otulając ciepłem wszystkie twory żywej ziemi.
W tym niezwykłym otoczeniu cicho stały niewielkie kopułowe konstrukcje, okryte z wierzchu skórzanymi płachtami. Nie dochodziły z nich żadne dźwięki. Trwały jeszcze w uśpieniu, otulone szarością wczesnego poranka. Ciepło słońca powoli i przyjaźnie po kolei brało w objęcia liczne kopuły.
Budziły się. Ożywały.
Spod odrzucanych kawałków pokrycia wynurzało się coraz więcej mieszkańców siedliska, otoczonego wraz z rozległym terenem solidnie skonstruowanym ogrodzeniem z okazałych skalnych słupów, ustawionych ściśle obok siebie. Kilka rosłych osób, wychodzących z różnych chat, kierowało się w jedną stronę, do centrum osady. Na obszernym placu stała niewysoka, ale rozłożysta kamienna budowla. Wytyczony wokół duży teren ogrodzony był pionowymi głazami.
– Pozdrawiam, Merkanie – zagadnął Delkan, dochodząc do starszego Pradawnego.
– Pozdrawiam, Delkanie – odpowiedział przyjaźnie Merkan.
– Pozdrawiam – dołączył zaraz Sogar.
Kolejno dochodzili z pozdrowieniami następni Pradawni, należący do Rady Pradawnych Dwunastu. Wchodzili do magicznej siedziby, zajmując swoje miejsca. Wznieśli ją po osiedleniu się w nowej okolicy, wykorzystując swoje tajemne zdolności. Pośrodku, w małym kamiennym kręgu, płonął niewielki ogień i żarzyło się sporo drewienek, oświetlając rozległe wnętrze i jasne kamienne ściany. Odbijające się od nich refleksy nadawały miejscu charakter misterium. Przybywający sadowili się na kamiennych, ustawionych w okręgu siedziskach z wysokimi oparciami. Na ich wierzchołkach, nad głowami siedzących, widniały wyryte znaki. Centralne siedzisko, zajmowane przez Najstarszego, Merkana, oznaczone było symbolem tura, miejsce Delkana – symbolem lamparta, Sogara – symbolem niedźwiedzia, Celtona – antylopy, Gutona – kozła, Druzona – orła, Wikanda – ryb. Czcigodna piątka pozostałych zajęła miejsca z oznaczeniami Słońca.
Wszyscy zebrani siedzieli przez chwilę w milczeniu z przymkniętymi oczami. Dostrajali swoje umysły do mocy Worlandu, łącząc się z podłożem wewnątrz budowli, pod którym osadzony był wielki kwarcowy głaz. Łączyli się równocześnie z energią Bezkresu, spływającą przez duży owalny otwór w nakryciu konstrukcji. Skumulowaną w tym miejscu wielką energię poczuli wieki wcześniej Pradawni Altikanie. To oni umieścili tu kwarcową strukturę, wyznaczającą połączenie ze stwórczą mocą jedynego Dawcy Życia w całym Bezkresie i jego światach. Wokół astralnego obiektu zgromadzono sprowadzony tu lud i pobudowano siedziby. Społeczność ta zajmowała wówczas spory obszar starożytnego Elamu i rozległych wokół ziem.