Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Król
Ich związek jest jego zemstą.
Isolde de Lara uważa dzień swojego ślubu za dzień śmierci. Żeby położyć kres długoletniej wojnie, musi poślubić króla wampirów Adriana Aleksandra Vasilieva i go zabić.
Lecz jej próby zostają udaremnione, a Adrian grozi, że jeśli Isolde jeszcze raz podejmie próbę zabójstwa, on zrobi z niej nieumarłą. Przerażona, że stanie się taką istotą jak te, których najbardziej nienawidzi, Isolde szuka innych sposobów, żeby przeciwstawić się mężowi i przetrwać na brutalnym dworze wampirów.
Jednak nie dworu Isolde boi się najbardziej. tylko Adriana. Mimo niewątpliwej chemii między nimi dwojgiem Isolde zastanawia się, dlaczego król - gwałtowny, dziki i bezlitosny - właśnie ją wybrał na małżonkę.
Odpowiedź zburzy jej świat.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 395
Jeden
Na granicach królestwa mojego ojca obozowała armia wampirów. Czarne czubki ich namiotów wyglądały jak ocean ostrych fal i ciągnęły się całymi milami. Stapiały się z horyzontem czerwonym jak całe niebo nad Revekką, Imperium Wampirów. Miało ono taki kolor, odkąd się urodziłam. Mówiono, że to klątwa Dis, bogini ducha, ostrzeżenie przed złem, które tam się zrodziło, złem, które zaczęło się od Krwawego Króla. Dlatego, na nieszczęście dla Cordovy, jego kolor nie stanowił zapowiedzi inwazji.
Wampiry pojawiły się na zachodzie zeszłej nocy, jakby podróżowały wraz z ciemnością. Od tamtej pory wszystko było ciche i spokojne, jakby ich obecność skradła wszelkie życie. Nawet wiatr ustał. Niepokój ściskał moją pierś jak mróz, usadowił się głęboko w brzuchu, kiedy tak stałam między drzewami, zaledwie kilka stóp od pierwszego rzędu namiotów. Nie mogłam pozbyć się uczucia, że to koniec. Ten koniec czaił się za mną, oplatał moje ramiona długimi palcami.
Ich przybycie poprzedziły pogłoski. Wieści o tym, że ich przywódca – nie mogłam znieść nawet jego imienia – Adrian Aleksandr Vasiliev zrównał z ziemią Jolę, spustoszył Elin, podbił Sivę i spalił Litę. Kolejne z Dziewięciu Dynastii Cordovy padały jedna po drugiej. Teraz wampiry znajdowały się na naszym progu, a mój ojciec, król Henri, zamiast zwołać wojsko, poprosił o spotkanie.
Chciał przemówić do rozsądku Krwawemu Królowi.
Jego decyzja spotkała się z mieszanymi reakcjami. Niektórzy chcieli walczyć, żeby nie znaleźć się pod panowaniem potwora. Inni nie byli pewni, czy król Henri wybrał śmierć na polu bitwy zamiast innej.
Przynajmniej w walce była prawda. Przeżywało się albo ginęło.
Pod rządami potwora nie było żadnych prawd.
– Nie powinienem był pozwolić ci przychodzić tutaj tak późno i tak bardzo się zbliżać.
Komendant gwardii Alec Killian stał za blisko, tuż za mną, tak że ramieniem muskał moje plecy. Gdyby to był inny dzień, wybaczyłabym mu tę bliskość, przypisując ją gorliwości w wypełnianiu obowiązków mojej eskorty, ale teraz wiedziałam swoje.
Komendant próbował się zrehabilitować.
Odsunęłam się o krok, żeby rzucić mu posępne spojrzenie i jednocześnie stworzyć dystans. Alec – albo Killian, jak wolałam go nazywać – był dowódcą Królewskiej Gwardii, a odziedziczył to stanowisko, kiedy jego ojciec o takim samym imieniu zmarł niespodziewanie przed trzema laty.
Odwzajemnił moje spojrzenie. Jego szare oczy były jednocześnie stalowe i łagodne. Myślę, że wolałabym samą stal, bo czułość sprawiała, że miałam ochotę cofnąć się o dwa kroki. Oznaczała, że Killian żywił do mnie uczucia, a moja dawna ekscytacja tym, że przyciągnęłam jego uwagę, już dawno wyparowała.
Zewnętrznie miał wszystko, czego, jak sądziłam, oczekiwałam od mężczyzny. Był przystojny w surowy sposób, z ciałem wyćwiczonym podczas godzin szkolenia. Mundur, szyta na miarę granatowa bluza, spodnie ze złoceniami i śmiesznie dramatyczna złota peleryna podkreślały jego prezencję. Komendant miał szopę gęstych, ciemnych włosów, a ja spędziłam zbyt wiele nocy z palcami wplecionymi w te pasma i z rozgrzanym ciałem, ale nierozpalona namiętnością, za która naprawdę tęskniłam. Killian okazał się średnim kochankiem. Nie pomagało to, że nie lubiłam jego brody, długiej i zasłaniającej dolną połowę twarzy. Niemożliwe było dojrzenie kształtu jego szczęki, ale domyślałam się, że jest mocna jak jego obecność… która zaczynała działać mi na nerwy.
– Przewyższam cię rangą – przypomniałam. – Nie jest w twojej mocy mówienie mi, co mam robić.
– Ale w mocy twojego ojca tak.
Ogarnęła mnie taka fala irytacji, że zazgrzytałam zębami. Gdy Killian czuł, że nie może mną kierować, uciekał się do grożenia mi ojcem. I on się jeszcze zastanawiał, dlaczego nie chcę z nim sypiać.
Zamiast przyjąć do wiadomości mój gniew, Killian uśmiechnął się zadowolony, że trafił w czuły punkt.
Skinieniem głowy wskazał obóz.
– Powinniśmy zaatakować ich za dnia, kiedy śpią.
– Tylko że wtedy sprzeciwiłbyś się rozkazom mojego ojca, który chce pokoju – powiedziałam.
Kiedyś bym się z nim zgodziła. Dlaczego nie wyrżnąć wampirów, kiedy śpią? Przecież światło słoneczne było ich słabością. Tyle że Theodoric, król Joli, wydał swoim żołnierzom taki rozkaz, ale zanim jego armia przypuściła atak, cała zginęła z powodu krwawej zarazy, jak nazywali ją ludzie. Ci, którzy zapadali na tę chorobę, krwawili ze wszystkich otworów ciała, aż w końcu umierali. Łącznie z królem Theodorikiem i jego żoną, którzy zostawili dwulatka, żeby odziedziczył tron pod panowaniem Krwawego Króla.
Jak się okazało, blask słoneczny nie zatrzymywał magii.
– Czy będą mieli dla nas tyle szacunku, kiedy zapadnie noc? – Killian nie cofał się przed wyrażaniem opinii na temat Krwawego Króla i jego inwazji na Cordovę. Rozumiałam jego nienawiść.
– Miej wiarę w żołnierzy, których sam wyszkoliłeś. Nie jesteś gotowy?
Wiedziałam, że nie spodobały mu się moje słowa. Czułam, że robi gniewną minę za moimi plecami, bo oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli wampiry postanowią zaatakować, będziemy martwi. Trzeba było pięciu naszych, żeby pokonać jednego z nich. Po prostu musieliśmy wierzyć, że słowo Krwawego Króla dane mojemu ojcu jest warte życia naszych ludzi. Skupiłam wzrok na namiocie króla, wyróżniającym się karmazynowymi i złotymi detalami.
– Nie można przygotować się na potwory, księżniczko – rzekł Killian. – Wątpię, czy sama bogini Dis wiedziała, co wyniknie z jej klątwy.
Mówiono, że Adrian rozgniewał Dis, boginię ducha, i w rezultacie ona przeklęła go pragnieniem krwi. Jej klątwa objęła nie tylko jego. Niektórzy ludzie przeżyli przemianę w wampiry, inni nie. Od ich narodzin świat nie zaznał pokoju. Ich obecność zrodziła inne potwory żywiące się krwią, życiem. Choć ja nie znałam innego świata, starsi ludzie go pamiętali. Pamiętali świat bez bram i wysokich murów wokół każdej wioski. Pamiętali, jak to jest nie bać się wędrować pod gwiazdami po zapadnięciu ciemności.
Ja nie bałam się ciemności.
Nie bałam się potworów.
Nie bałam się nawet Krwawego Króla.
Ale bałam się o ojca, o swój lud, o naszą kulturę.
Ponieważ Adriana Aleksandra Vasilieva nie dało się uniknąć.
– Sądzisz, że wiesz, co myśli bogini? – zapytałam.
– Wciąż mnie prowokujesz. Zrobiłem coś złego?
– Spodziewałeś się zadowolenia, bo się pieprzyliśmy?
Killian drgnął i ściągnął brwi.
Wreszcie, pomyślałam. Gniew.
– Więc jesteś zdenerwowana – stwierdził.
Przewróciłam oczami.
– Oczywiście, że jestem zdenerwowana. Przekonałeś mojego ojca, że potrzebuję eskorty.
– Wykradasz się po nocy ze swojej komnaty!
Nie miałam pojęcia, że sypianie z Killianem będzie oznaczało niezapowiedziane wizyty w moim pokoju. Którejś nocy posunął się za daleko i odkrył, że moja sypialnia jest pusta. Obudził cały zamek, wysłał armię do lasu na poszukiwania. A ja chciałam jedynie popatrzeć na gwiazdy, co robiłam przez lata na szczytach falujących wzgórz Lary. Ale te wypady skończyły się tydzień temu. Kiedy już mnie znaleźli, ojciec wezwał mnie do swojego gabinetu. Zrobił mi wykład o stanie świata i o tym, jak ważna jest ostrożność. Potem przydzielił mi strażników i zakazał opuszczania domu po zapadnięciu zmroku.
Zaprotestowałam. Wyszkolono mnie na wojowniczkę, równie sprawną jak Killian. Potrafiłam się obronić, przynajmniej w granicach Lary.
„Nie” – warknął ojciec tonem tak surowym, że aż podskoczyłam. Po chwili milczenia dodał: „Jesteś zbyt ważna, Issi”.
W tamtym momencie wyglądał na tak załamanego, że nie byłam w stanie z nim dyskutować. Z Killianem również.
Tydzień później czułam się jak w pułapce.
– Ponieważ tak się palisz do wyjawiania moich tajemnic, przyznałeś się również do tego, że mnie pieprzyłeś?
– Przestań używać tego słowa – wycedził Killian przez zaciśnięte zęby.
Przynajmniej w jednej sprawie jest pełen pasji, pomyślałam. Ale jedynie sprowokował mnie tym rozkazującym tonem.
– A jakiego słowa powinnam używać? – wysyczałam. – Kochać się? Wątpię. – Byłam niemiła, ale chciałam, żeby obiekt mojego gniewu go poczuł. Tę cechę przejęłam od matki, zważywszy że ojciec rzadko okazywał irytację. – Najwyraźniej uważasz, że to, co wydarzyło się między nami, oznacza coś więcej.
Zupełnie jakby sądził, że raptem ma do mnie jakieś prawa. Nienawidziłam tego.
– Jestem aż taki okropny? – spytał cicho Killian.
Zacisnęłam pięści i przez chwilę dręczyło mnie poczucie winy. Szybko się z niego otrząsnęłam.
– Przestań mną manipulować.
– Nie próbuję tobą manipulować, ale nie możesz twierdzić, że nie cieszyłaś się naszymi wspólnymi chwilami.
– Lubię seks, Alec – odpowiedziałam bez emocji. – Ale to nic nie znaczy.
Były to niedbałe słowa, ale prawdziwe. Postanowiłam spać z Killianem, bo był pod ręką, a ja pragnęłam spełnienia. To był mój pierwszy błąd. Ponieważ sprawił, że zlekceważyłam ostrzeżenia, takie jak skłonność komendanta do powiadamiania mojego ojca o każdym moim ruchu.
– Nie mówisz poważnie – stwierdził.
– Killian. – Ton mojego głosu zabrzmiał ostrzegawczo. On nie słuchał, a jeśli było coś, czego szczerze nienawidziłam, to mężczyzn przekonanych, że nie wiem, czego chcę. – Kiedy się nauczysz? Zawsze mówię to, co myślę.
Ruszyłam, żeby go wyminąć, a on chwycił moją rękę. Wyszarpnęłam ją i uderzyłam go pięścią w brzuch. Killian stęknął i padł na kolana, a ja obróciłam się na pięcie.
– Isolde! – wysapał. – Dokąd idziesz?
Zagłębiłam się w gęsty las. Liście były miękkie pod moimi stopami, mokre od porannej rosy. Żałowałam, że nie jest środek wiosny, kiedy drzewa są bujne i zielone. Łatwiej mogłabym wśród nich zniknąć. Zamiast tego szłam między bladymi, szkieletowymi pniami, pod baldachimem ze splecionych gałęzi. Mimo to byłam pewna, że zgubię Killiana. Znałam ten las jak własne serce. Wiedziałam, że trafię do zamku bez eskorty, jak zamierzałam to zrobić, zanim on ruszył za mną do granicy.
– Idiota – wyszeptałam.
Szczęka bolała mnie od zaciskania zębów. Nie czułam nienawiści do Killiana, ale nie zamierzałam dać się uwięzić w klatce. Byłam świadoma niebezpieczeństw i wyszkolona do walki z najróżniejszymi potworami, nawet z wampirami. Choć nie mogłam im dorównać, przynajmniej zdawałam sobie z tego sprawę. Gdyby to zależało od Killiana, nasze armie walczyłyby teraz z wampirami i prawdopodobnie wielu naszych już byłoby martwych.
Jako ludzie nie mieliśmy leku na ich chorobę ani możliwości, żeby ich pokonać, żadnego sposobu, żeby przeciwstawić się ich magii ani potworom, które obudzili. Byliśmy słabsi i zawsze tacy mieliśmy być, chyba że bogini odpowiedziałaby na liczne modlitwy zanoszone przez wiernych… co było mało prawdopodobne.
Bogini opuściła nas dawno temu, a ja czasami czułam się tak, jakbym była jedyną osobą, która o tym wie.
Zwolniłam kroku, kiedy poczułam woń rozkładu. Z początku była słaba i przez krótką chwilę myślałam, że to złudzenie.
Zaraz potem po plecach przeszły mi ciarki i się zatrzymałam.
W pobliżu czaiła się strzyga.
Strzygi były ludźmi, którzy umarli na krwawą zarazę i wstali z martwych. Te przerażające stwory miały niewiele rozumu, ale za to ogromny apetyt na ludzkie ciało.
Odór się nasilił, a kiedy zacisnęłam pięść i odwróciłam się powoli, zobaczyłam wysuszonego potwora.
Stał na skraju polany i gapił się pustym wzrokiem. Miał zgarbione plecy, zapadnięte policzki i rzadkie włosy przyklejone do plam krwi na niemal szkieletowej twarzy. Przez chwilę wpatrywał się we mnie, a potem wciągnął powietrze nosem. Z jego gardła wydobyło się warczenie, wargi się uniosły, obnażając długie zęby. Potem stwór wydał z siebie przerażający krzyk, opadł na czworaki i ruszył w moją stronę.
Rozstawiłam stopy, szykując się na uderzenie. Upiór skoczył na mnie, a ja błyskawicznym ruchem wysunęłam przed siebie rękę, uwalniając nóż, który trzymałam przytroczony do nadgarstka. Ostrze wbiło się z łatwością między żebra strzygi. Odsunęłam się równie szybko, wyrywając nóż. Krew zbryzgała mi twarz, a stwór z wrzaskiem zatoczył się do tyłu, rozwścieczony i udręczony.
Cios tylko go zranił.
Żeby zabić strzygę, trzeba było oddzielić jej głowę od ciała, a potem ją spalić.
Teraz, kiedy potwór był osłabiony, dobyłam miecza. Rozległ się świst metalu i strzyga zasyczała nienawistnie, po czym znowu się na mnie rzuciła. Nadziała się na moje ostrze, ale pazurami zdążyła rozerwać mi suknię i skórę. Krzyknęłam gardłowo, kiedy do mojej świadomości dotarł ból, ale wkrótce górę nad nim wzięły gniew i wola walki. Cofnęłam ramię z mieczem i zamachnęłam się. Klinga była ostra, ale utknęła na kości. Pchnęłam stopą pierś upiora i wyszarpnęłam ostrze. Kiedy strzyga upadła, zadałam kolejny cios w jej szyję. Ciało potwora znieruchomiało, a głowa wylądowała kilka stóp dalej.
Stałam przez chwilę, oddychając ciężko. Czułam silne pieczenie w miejscu, gdzie upiór rozorał mi skórę. Musiałam dotrzeć do medyków. W ranach zadanych przez strzygi szybko rozwijała się infekcja. Zanim rozpoczęłam marsz do domu, kopnęłam głowę upiora, posyłając ją do linii drzew na skraju polany.
Powrót do zamku w takim stanie nie wróżył dobrze mojej niezależności.
Nagle wyczułam jakąś zmianę w powietrzu. Obróciłam się gwałtownie i uniosłam miecz, ale klinga zetknęła się z inną.
To zderzenie mnie zaskoczyło, a jeszcze bardziej widok mężczyzny, z którym stanęłam twarzą w twarz. Nieznajomy był piękny w uderzający, lecz surowy sposób. Rysy miał ostre: wydatne kości policzkowe, mocny zarys szczęki, prosty nos, ale jego blond włosy opadały miękkimi falami na ramiona. Usta były pełne i miękkie, oczy ukryte pod wyraźnie zaznaczonymi brwiami. To te dziwne oczy – niebieskie z białą otoczką – przyciągnęły moją uwagę, kiedy mężczyzna przekrzywił głowę i się odezwał.
– Co robisz w tym miejscu, pani? – Jego głos intrygował, był jedwabisty, powodował ściskanie w żołądku.
Zmarszczyłam brwi na te słowa i przyjrzałam mu się uważniej. Miał na sobie czarną bluzę spiętą złotymi klamrami i długą tunikę tego samego koloru, o brzegach obrębionych złotą nicią. Była to doskonała robota, ale nie dzieło mojego ludu. Nasze wzory były dużo bardziej misterne.
Zmrużyłam oczy.
– Kim jesteś? – zapytałam.
Mężczyzna opuścił miecz, jakby już nie widział we mnie zagrożenia, co sprawiło, że chciałam być zagrożeniem, ale też opuściłam broń i poluźniłam uchwyt na rękojeści. Próbowałam ścisnąć ją mocniej, ale nie mogłam.
– Jestem wieloma rzeczami – odpowiedział nieznajomy. – Człowiekiem, potworem, kochankiem.
Tym razem, kiedy przemówił, wychwyciłam lekkie połykanie końcówek wyrazów, słaby akcent, którego nie potrafiłam umiejscowić.
– To nie jest odpowiedź – stwierdziłam.
– Chyba masz na myśli, pani, że nie jest to odpowiedź, jakiej byś oczekiwała.
– Droczysz się ze mną.
Uśmiechnął się szerzej, po szelmowsku, w grzeszny sposób, którego miałam ochotę posmakować. Od tych myśli poczułam mrowienie na skórze, a pod jego wzrokiem zrobiło mi się gorąco.
– Tego ode mnie oczekujesz, pani? – Jego głos był cichym pomrukiem, który wywołał drżenie w moim brzuchu.
Przełknęłam ślinę.
– Chcę wiedzieć, co tutaj robisz.
– Śledziłem strzygę, a ona nagle zmieniła kierunek. – Opuścił wzrok na moją pierś. – Teraz widzę dlaczego.
Zawstydzona uniosłam rękę i syknęłam, kiedy poczułam pieczenie uszkodzonej skóry. Od nagłego bólu zakręciło mi się w głowie.
– Zabiłam ją – udało mi się wykrztusić, choć język wydawał się za duży w moich ustach.
Mężczyzna uniósł kąciki warg.
– To też widzę.
– Powinnam już iść – wyszeptałam, wytrzymując jego spojrzenie. Chciałam się ruszyć, ale byłam zbyt słaba. Może to infekcja już zagnieżdżała się w moim ciele.
– Powinnaś – zgodził się nieznajomy. – Ale tego nie zrobisz, pani.
W mojej głowie rozdzwoniły się dzwonki alarmowe. I kiedy mężczyzna zrobił krok w moją stronę, nagle odzyskałam zdolność ruchu. Wyrzuciłam rękę z nożem w stronę jego brzucha, ale on zacisnął dłoń na moim nadgarstku. Szarpnął mnie do przodu i przyciągnął do siebie mimo mojej rany, mimo krwi. Nachylił się, chwycił moją głowę, wbijając palce w skórę, a ja przez chwilę bałam się, że mnie pocałuje albo skręci mi kark. Zamiast tego chwycił mnie mocniej i nie odrywając ode mnie wzroku, przesunął kciukiem po moich wargach.
– Jak masz na imię? – Jego głos sprawił, że przeszył mnie dreszcz.
– Isolde – odpowiedziałam mimo woli.
– Kim jesteś?
I znowu odpowiedziałam wbrew sobie, a mój głos zabrzmiał jak szept kochanki.
– Jestem księżniczką Lary.
– Isolde – powtórzył moje imię gardłowym pomrukiem, który zawibrował w mojej piersi. – Moja słodka.
Potem nachylił się i przywarł ustami do rany na mojej piersi. Nie mogłam oddychać, nie mogłam się poruszyć, nie mogłam mówić. Najgorsze było to, że czułam się dobrze. Jego zachowanie było zaborcze i niemoralne, ale już nie próbowałam ugodzić go nożem, tylko do niego przylgnęłam.
Kiedy się odsunął, jego pełne wargi były poplamione moją krwią. Przełknął ją, a jego oczy się jarzyły, kiedy patrzył na moje oczy, usta, szyję. To spojrzenie rozpaliło we mnie płomień, a kiedy ogień się rozprzestrzenił, sprawił mi ból. Czułam wstyd, bo wiedziałam, że ten mężczyzna jest żołnierzem Krwawego Króla, wampirem.
Szarpnęłam się w jego uścisku i zdziwiłam, że mnie puścił. Zatoczyłam się do tyłu, sięgając ręką do piersi. Dotknęłam gładkiej skóry. Była zagojona.
– Jesteś potworem.
– Wyleczyłem cię – rzekł, jakby to czyniło go kimś innym.
– Nie prosiłam o pomoc – warknęłam.
– Nie, ale ci się podobało.
Spiorunowałam go wzrokiem.
– Zniewoliłeś mnie, panie.
To dlatego nie mogłam mocniej ścisnąć miecza, dlatego wydawało się, że moje ciało nie słucha umysłu, dlatego nagle poczułam rozpaczliwe pragnienie, żeby przygniótł mnie ciężar jego ciała, które mogłoby wypełnić mnie lepiej niż jakiekolwiek inne w moim życiu. Straciłam nad sobą kontrolę.
I to była jego wina.
– Nie mam władzy nad cudzymi emocjami. – Mężczyzna mówił rzeczowym tonem. Trudno było oskarżyć go o kłamstwo.
Uniosłam miecz, a wampir się roześmiał.
– Gniew ci pasuje, moja słodka.
Łypnęłam na niego spode łba, ale moja złość sprawiła, że on tylko uśmiechnął się szerzej, odsłaniając lśniące białe zęby. Zapałałam do niego większą nienawiścią.
– Jeszcze jest dzień – zauważyłam. – Jak możesz chodzić wśród nas?
Wampiry mogły poruszać się za dnia tylko w Revecce, gdzie czerwone niebo odcinało promienie słoneczne. Zmieniły się z czasem? Ta myśl wzbudziła we mnie nowy rodzaj strachu.
– Już prawie zachodzi słońce – powiedział mężczyzna. – Ta pora nie jest aż tak niebezpieczna dla kogoś takiego jak ja.
Co to znaczyło?
Nie zapytałam, a on nie wyjaśnił. Zamiast tego skłonił głowę.
– Spotkamy się znowu, księżniczko Isolde. Zadbam o to.
Jego obietnica przeszyła mnie dreszczem, jakby złożył ją samej bogini. Uniosłam miecz, ale kiedy zrobiłam wypad, on zniknął jak mgła w porannym słońcu.
Gdy zostałam sama, zaczęłam drżeć.
Przeżyłam spotkanie z wampirem, który posmakował mojej krwi, ale najgorsze było to, że on miał rację.
Spodobało mi się.
Dwa
Widywałam ofiary wampirów, ludzi tuż przed przemianą, zanim ich serca zostały wycięte z ciał i spalone. Widywałam również ciała całkowicie opróżnione z krwi. Ale nigdy sama nie spotkałam prawdziwego wampira.
„Wyglądają jak my, ale nie są nami” – ostrzegał ojciec Killiana w czasie szkolenia. „Są szybkie. Kontrolują umysł i wypijają krew, a człowiek tego nie ma prawa przeżyć. Jeśli przeżyjecie, będziecie pragnęli śmierci”.
To były prawdy, które mówiono mi o wampirach.
Nie dowiedziałam się jednak, pod jakimi względami one są takie jak my. Że potrafią być piękne, że ich dotyk budzi silne pragnienie, jakiego nigdy nie doświadczyłam. Wszystko we mnie było napięte, każdy oddech przypominał, jak rozpaczliwie chciałam być dotykana.
– Isolde!
Ale nie przez niego.
Głos Killiana przedarł się przez mgłę spowijającą mój umysł. Był blisko, a ja nie chciałam zostać złapana. Było zbyt dużo do wyjaśniania na tej polanie: strzyga, moja rozdarta suknia, brak śladów krwi.
Okręciłam się na pięcie i uciekłam.
Wydawało mi się, że droga do zamku jest dwa razy dłuższa. Marsz był męczący, a ja czułam się coraz bardziej sfrustrowana, bo nadal dawały o sobie znać skutki spotkania z wampirem. Moje ciało było rozgrzane, zwłaszcza między udami, a ja byłam aż nadto świadoma tego, jak ciężkie i wrażliwe są moje piersi, ocierane przez wełniany płaszcz, którym się otulałam. Zanim wyszłam spomiędzy drzew, byłam cała obolała.
Jak po torturach.
Co to było? Jakaś okrutna forma walki?
Obeszłam wysokie kamienne mury, które wznosiły się nade mną groźnie i rzucały chłodny cień. Stanowiły rozbudowany system fortów, bastionów i wież. Otaczały Wysokie Miasto Larę i zamek Fiorę. Zbudowano je przed ponad dwustu laty, na początku Mrocznej Epoki, po narodzinach potworów w Cordovie. Do Wysokiego Miasta prowadziły cztery bramy. Używano dwóch. Jedna była przeznaczona dla handlarzy, druga dla dyplomatów i stanowiła przyjemną trasę, która prowadziła brukowanymi uliczkami do lśniących białych wież zamku.
Dwie pozostałe miały charakter symboliczny. Jedna była poświęcona Ashy, bogini życia, druga Dis, bogini ducha. Kiedyś otwierano je o świcie na znak, że miasto się budzi. Symbolizowały równowagę pomiędzy życiem a śmiercią. Ale od narodzin wampirów brama Dis pozostawała zapieczętowana. Tę decyzję podjęli królowie Dziewięciu Dynastii sto pięćdziesiąt lat temu. Kilka kapłanek Dis potępiło dekret, twierdząc, że plaga potworów stanie się jeszcze gorsza. I się nie myliły. To dlatego wszystkie wioski i miasteczka Dziewięciu Dynastii miały wysokie mury i bramy, które zamykano przed zachodem słońca i nie otwierano przed świtem.
Z wyjątkiem tej nocy.
Tej nocy bramy miały pozostać otwarte, żeby wpuścić Krwawego Króla i jego ludzi za mury. Miały pozostać otwarte po raz pierwszy, odkąd je zbudowano.
Zbliżyłam się do tej przeznaczonej dla dyplomatów. Zwykle lubiłam wchodzić przez bramę handlową i wędrować krętymi uliczkami, odwiedzać ulubionych sprzedawców kwiatów i pasztecików, ale od spotkania w lesie potrzebowałam zmiany i czasu dla siebie.
– Księżniczko – odezwał się jeden z wartowników.
Miał na imię Nicolae. Był młody, o bladej, ciastowatej twarzy. Drugi, milczący i stoicki, nazywał się Lascar. Miał oliwkową skórę i był duży, niemal za duży jak na budkę wartowników. Obaj żołnierze od niedawna służyli w Królewskiej Gwardii. Lubiłam nowych rekrutów, bo łatwo było ich omamić. Musiałam jedynie się uśmiechnąć, połechtać ich ego, a oni udawali, że nie widzą, jak wymykam się nocą za mury.
Tak było, zanim w zeszłym tygodniu zostali obudzeni w środku nocy, żeby mnie szukać, i zanim dwaj strażnicy, którzy wypuścili mnie z zamku, zostali karnie zwolnieni i odesłani do pomagania w stajniach.
– Widzę, że wracasz, pani, bez eskorty. – Nicolae próbował mówić surowym tonem, ale miał zbyt dużo światła w oczach.
– Komendant Killian został na granicy – wyjaśniłam.
Nicolae spojrzał ponad moim ramieniem i uniósł brew.
– Czyżby?
Odwróciłam się i zobaczyłam Killiana wychodzącego z lasu. Jego absurdalna peleryna powiewała za nim groźnie.
Szybko odwróciłam się z powrotem do strażnika i uśmiechnęłam się.
– Musiał zmienić zdanie.
– Mam panią odprowadzić do…
– Nie – ucięłam i żeby złagodzić cios, położyłam mu dłoń na ramieniu, drugą ręką mocno przytrzymując płaszcz. – Dziękuję, Nicolae.
Szybko przeszłam przez bramę. Po prawej powitało mnie wysokie Sanktuarium Ashy. Kamień był biały i lśniący, a ręcznie malowane witraże miały żywe barwy. Naprzeciwko tej budowli stało walące się Sanktuarium Dis. Sam budynek wyglądał jak cień wyrzeźbiony w wulkanicznej skale przywiezionej z Wysp St. Amand. Puste okna były ciemne, ostrołukowe i oprawione w ołów. Mimo opłakanego wyglądu nadal mieszkało w nim kilka kapłanek, ale rzadko je odwiedzano i wzywano tylko wtedy, gdy śmierć była blisko, więc nie miały pieniędzy na utrzymanie.
Zachowałam jednakową odległość od obu budowli, bo nigdy nie czułam potrzeby, żeby oddawać cześć którejś z tych bogiń. Ojciec mnie za to krytykował, ale ja nie chciałam przysięgać lojalności tej, która sprowadziła potwory do naszego świata, ani tej, która na to pozwoliła.
Za sanktuariami wznosił się ciąg pięknych tynkowanych budynków – połączenie domów, sklepów i gospód – wszystkie ze strzechami i skrzynkami okiennymi pełnymi kolorowych kwiatów. Dalej wznosił się krótki mur wyznaczający początek terenów królewskich. Linia drzew zapewniała prywatność tym dworzanom, którzy chcieli korzystać z ogrodów do ćwiczeń albo zabaw. Ponieważ zbliżał się zachód słońca, większość przebywała już we wnętrzach, z czego byłam zadowolona. Damy dworu za bardzo mi nadskakiwały. Lubiłam wiele z nich, ale nie potrafiłam stwierdzić, która jest szczera. Podejrzewałam, że niektóre chcą się wkupić w moje łaski, bo pewnego dnia miałam zostać królową.
Przecięłam rozległy dziedziniec i ruszyłam wzdłuż muru na tyły zamku. Weszłam przez kwatery dla służby, żeby nie wciągnięto mnie do kręgu robótek ręcznych i plotek o Krwawym Królu. Ruszyłam w górę wąskich schodów znajdujących się na lewo od wejścia. Ocieranie ud było niemal nie do zniesienia. Czułam się sfrustrowana, zarówno pożądaniem płonącym w moim brzuchu, jak i magią, która nadal na mnie działała. Skąd ta rozpaczliwa potrzeba spełnienia? Z każdym biegiem schodów byłam coraz bardziej rozpalona. Moje myśli z uporem wracały do tego, jak wampir trzymał moją głowę, jak dotykał moich ust, jak wyciągał ze mnie słowa. Zastanawiałam się, jakie inne dźwięki mogłyby wydostać się z mojego gardła, gdyby te palce eksplorowały inne wrażliwe i nabrzmiałe części mojego ciała.
Twoje myśli są obrzydliwe, złajałam samą siebie. A potem dodałam łaskawiej, że myślę o takich rzeczach tylko dlatego, że jestem pod wpływem jakiegoś czaru.
Po pokonaniu sześciu kondygnacji dotarłam do swojego pokoju. W środku oparłam się o drapiące drewniane drzwi. Po drodze wstrzymywałam oddech, bo nie mogłam przestać myśleć o seksie i wampirze, który wyglądał jak piękny wybawca, ale tak naprawdę był potworem. Pomyślałam o nim teraz, kiedy moja ręka powędrowała w dół brzucha. Jęknęłam zdesperowana, żeby poczuć falę przyjemności wędrującą przez ciało, zdesperowana, żeby uwolnić się od obrazu wampira i jego magii. Właśnie tego chciał – doprowadzić mnie do tego momentu – a nie zrobił nic, żeby na niego zasłużyć. Nie mówił erotycznym głosem, nie pocałował mnie, nie pieścił, a mimo to jego twarz pojawiła się nieproszona w moim umyśle.
Moja frustracja była namacalna. Wydawało mi się, że słyszę w głowie echo jego śmiechu, tego, który usłyszałam na polanie: rozbawionego, mrocznego, aroganckiego.
Na boginię, nienawidziłam go.
Zebrałam spódnice w dłonie, palcami musnęłam wrażliwe miejsce na złączeniu ud. Nabrzmiało pod moim dotykiem. Wstrzymałam oddech. Jeszcze nigdy nie byłam taka wilgotna.
To musi być magia, pomyślałam, a mój żołądek ścisnął się ze wstydu i poczucia winy.
Przesunęłam palce niżej… kiedy nagle za mną rozległo się pukanie.
Zamarłam.
– Milady, jesteś tam, pani?
Po drugiej stronie drzwi stała pokojówka Nadia. Została moją nianią, kiedy się urodziłam, więc powstała między nami bliska więź. Była jedyną służącą w zamku, z którą spędzałam czas poza godzinami jej zwykłych obowiązków. Naszą relację dwór uważał za dziwną i tylko odważni ją komentowali, ale ja o to nie dbałam. Nadia była matką, której nigdy nie miałam. I kochałam ją.
Z wyjątkiem tego momentu. Teraz chciałam, żeby sobie poszła. Nie byłam gotowa zrezygnować z chwili rozkoszy, więc wsunęłam w siebie palec i wolno wypuściłam powietrze z płuc.
– Milady, wiem, że tam jesteś.
Jeśli ją zignoruję, może sobie pójdzie, pomyślałam.
Byłam taka mokra, że niewiele czułam. Potrzebowałam czegoś więcej, potrzebowałam uczucia wypełnienia. Dołączyłam drugi palec, przycisnęłam głowę do drzwi za sobą, przesunęłam dłoń na pierś, ścisnęłam ją i zaczęłam ugniatać przez zniszczoną suknię. Przez cały czas myślałam o potworze z lasu. O tym, który wyglądał jak mężczyzna, trzymał moją głowę w swoich dużych dłoniach, muskał moje wargi zręcznymi palcami, przyciskał twarde ciało do mojego. Gdyby mnie pocałował, uległabym. Pozwoliłabym, żeby mnie pieprzył, i pewnie oznaczałoby to moją śmierć, ale przynajmniej poznałabym namiętność w drodze do Ducha.
– Milady?
Na cholerną boginię.
Sapnęłam zirytowana i opuściłam spódnicę. Otworzyłam drzwi.
– Czego? – warknęłam.
Gdyby Nadia upierała się, żeby mi przeszkadzać, musiałaby poradzić sobie z moim podłym humorem, ale ona mnie znała, więc nawet nie drgnęła. Stała naprzeciwko mnie i wyglądała na nieporuszoną. Długie ciemne włosy splecione w warkocz i przetykane srebrem okalały jej szczupłą twarz, tworząc kędzierzawe halo. Jej ciemna skóra pozostawała gładka, a jedynymi zmarszczkami były te wokół oczu, czarnych i nadal bystrych.
– Przyszłam ci pomóc, milady, przygotować się na wieczór.
Zamrugałam zaskoczona.
– Na wieczór?
– Na przybycie Krwawego Króla.
Przewróciłam oczami i cofnęłam się od drzwi. Spódnice zawirowały wokół mnie. Ten ruch na szczęście ostudził żar w udach i złagodził napięcie w dole brzucha.
– Nie obchodzi mnie, jak będę wyglądać dla Krwawego Króla.
– Ja też nie chciałabym wystrajać cię jak lalkę, ale jesteś księżniczką, Isolde, i powinnaś na nią wyglądać, kiedy staniesz u boku ojca. – Nadia weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
Mój pokój był mały. Dużą jego część zajmowało łóżko, tak że zostawało miejsce jedynie na szafę i na skrzynię pełną pamiątek. Mogłabym mieć większą sypialnię, ale wybrałem tę z powodu widoku. Okno wychodziło na ogród mojej matki.
– A w ogóle to co milady robiła? – spytała Nadia, grzebiąc w kominku. – Dużo czasu minęło, zanim otworzyłaś drzwi, Issi.
Nawet gdybym poczuła chłód, nie tknęłabym polan. Bałam się ognia, nawet zamkniętego. Nie lubiłam trzaskania płomieni. Nie lubiłam zapachu dymu, a nawet ciepła, ale w pokoju rzeczywiście było zbyt zimno, żeby się bez niego obejść, więc pozwoliłam Nadii rozniecić ogień na nowo i jak zawsze ominęłam kominek szerokim łukiem.
– Spałam – odparłam, padając na łóżko i patrząc na baldachim z niebieskiego aksamitu.
Nadal czułam nieznośne napięcie, ale może dobrze się stało, że Nadia mi przerwała. W przeciwnym razie wciąż bym się pieściła, myśląc o potworze z lasu – o jego dotyku, zapachu – i jeszcze bardziej siebie za to nienawidziła.
Westchnęłam.
„Jesteś ofiarą”, powiedziałam sobie w duchu, choć nie znosiłam tego przyznawać. Od młodego wieku uczono nas, że wampiry to istoty seksualne i często rzucają czary, które wypełniają żądzą nawet najbardziej pobożnych.
Naprawdę nie pomagało to, że nie byłam pobożna.
– Wcale nie – stwierdziła Nadia, prostując się przed kominkiem. Wskazała na mnie pogrzebaczem. – Patrzyłam, jak biegniesz przez sześć pięter.
– Chciałam jak najszybciej się położyć.
Nadia uniosła brew i opuściła pogrzebacz.
– I uciekłaś komendantowi Killianowi, słyszałam.
Przewróciłam oczami.
– Komendant Killian jest w potrzebie, ja nie.
– Byłby dobrym mężem – stwierdziła Nadia, a ja aż się żachnęłam, tak dziwacznie to zabrzmiało.
Usiadłam i na nią spojrzałam.
– Nie słyszałaś, co właśnie powiedziałam?
Nadia miała czterdzieści jeden lat i była niezamężna. I bardzo dobrze, tyle że nie dla niej. Ona chciała wyjść za mąż i myślała na ten temat to samo co większość Cordovian, czyli że każda niezamężna kobieta powyżej osiemnastego roku życia jest starą panną. Ten pęd do małżeństwa wynikał z tego, że wielu ludzi umierało młodo.
Ja miałam dwadzieścia sześć lat i byłam całkiem zadowolona ze swojej wolności. I otwarcie wyrażałam tę opinię, a rody królewskie uważały ją za zatrważającą. Często prowadziło to do uwag, że trzeba mnie poskromić. Choć ostatni człowiek, który coś takiego powiedział, trafił na czubek mojego sztyletu.
Nie trzeba dodawać, że miałam reputację. Ale nie zaakceptowałabym mężczyzny, który sądziłby, że może mnie kontrolować. Pragnienie, by pozostać niezamężną, zgadzało się z moim stosunkiem do miłości. Miłość oznaczała ryzyko, które gotowa byłam podjąć tylko dla ojca, Nadii i mojego ludu.
Więcej miłości oznaczało, że jest więcej do stracenia.
– Słyszałam, co mówiłaś. Ale co jest złego w potrzebie? On byłby ci oddany.
– Byłby władczy.
I musiałabym z nim sypiać… regularnie. Wzdrygnęłam się, wyobrażając sobie życie pełne seksu bez namiętności. Nie, komendant Killian nie był mężczyzną dla mnie.
– Nie powinnaś być taka wybredna, Isolde. Wiesz, że przez wampiry męska populacja się kurczy. Wkrótce będziesz miała mniejszy wybór.
Ojciec nie mówił, że muszę wyjść za mąż. Nie było żadnych politycznych sojuszy do zawarcia, ponieważ rody zjednoczyły się w swojej determinacji, żeby pokonać Krwawego Króla, i tak było od pojawienia się wampirów aż do niedawna. Do czasu, kiedy mój ojciec postanowił mu się poddać. Teraz skazano nas na ostracyzm. Skoro wcześniej nie byłam odpowiednią partią, z pewnością teraz tym bardziej, choć miałam wrażenie, że wkrótce więcej królestw dołączy do mojego ojca i postawi życie swojego ludu ponad wszystko inne.
– Każda przyzwoita dama wychodzi za mąż, Isolde.
– Nadiu, obie wiemy, że nie jestem przyzwoita.
– Mogłabyś udawać – odparowała pokojówka. – Jesteś księżniczką, pobłogosławioną przez boginię, a kpisz ze wszystkiego, co ona ci dała.
Moja twarz zapłonęła gniewem po jej słowach. Wstałam z łóżka. Gdyby to powiedziała jakaś inna służąca, zwolniłabym ją natychmiast. Ale wiedziałam, że Nadia jest bardzo religijna i oddana Ashy. Ona miała własne powody swoich wierzeń, ja miałam swoje. Zdawałam sobie również sprawę, że chce dobrze, ale to nie znaczyło, że podzielałam jej poglądy. Nawet gdyby Cordova nie została przeklęta potworami, nigdy nie czciłabym dwóch bogiń, które zabrały mi matkę, zanim miałam szansę ją poznać.
Byłam zaskoczona, jaki spokojny mam głos, kiedy się odezwałam.
– Dzień, w którym Asha uwolni świat od wampirów, będzie dniem, kiedy docenię jej błogosławieństwa. Do tego czasu mogę być tylko tym, kim jestem.
Nadia westchnęła, ale nie z rozczarowania. Już dawno pogodziła się z tym, że jej zadanie od początku nie ma większego znaczenia. Miała wychować sztywną i porządną damę, która kiedyś zostanie królową Lary. Zamiast tego dostała mnie. Sama nie byłam pewna, kim jestem. Nieokiełznana, dzika, śmiała – tych wszystkich słów używano, żeby mnie opisać. Tak czy inaczej, nie potrafiłam się dostosować. Nie sądziłam jednak, żeby to czyniło ze mnie złą księżniczkę, a w przyszłości złą królową. Chciałam rządzić bez króla, a nie byłam pewna, czy świat jest już gotowy na coś takiego.
– Cóż – powiedziała Nadia. – Skoro musisz być, kim jesteś, przynajmniej możemy sprawić, żebyś wyglądała jak księżniczka. Co zrobiłaś z suknią, milady?
Opuściłam wzrok. Całkiem zapomniałam, że ją zniszczyłam.
– Och, spotkałam strzygę, wracając z granicy.
Nie widziałam potrzeby, żeby kłamać. Urodziliśmy się w Mrocznej Epoce, więc wszystkich nas uczono walczyć. Była to umiejętność równie niezbędna jak umiejętność chodzenia.
– Gdybyś została z komandorem Killianem, nie musiałabyś walczyć.
– Lubię walczyć – zaprotestowałam.
Nadia zmrużyła oczy, patrząc na moją rozdartą suknię, a ja wiedziałam, co jej chodzi po głowie: podarte, zakrwawione ubranie i żadnych widocznych ran.
– Poza tym ledwo mnie drasnęła – powiedziałam szybko. – To jej krew. Wiesz, co się dzieje, kiedy trafisz w żyłę.
Nadia pokręciła głową i wskazała na łazienkę.
– Kąpiel. Natychmiast.
Posłuchałam jej chętnie. Sama chciałam zmyć z siebie ten dzień. Miałam nadzieję, że woda ugasi szalejący we mnie ogień, zanim ten spali moje kości na popiół.
Trzy
Godzinę później byłam gotowa pokazać się ojcu. Pozwoliłam, żeby Nadia wybrała mi suknię, co zdarzało się rzadko, a ona w swojej ekscytacji chyba zapomniała skorzystać z okazji, bo podała mi moją ulubioną: z błękitnego jedwabiu, z perłowymi zdobieniami, które jarzyły się jak płomyki na tle mojej brązowej skóry. Głęboki, prostokątny dekolt ukazywał wysoko uniesione piersi.
Nadia cmoknęła z dezaprobatą.
– Za dużo chleba – stwierdziła, bezskutecznie próbując podciągnąć materiał i zmniejszyć dekolt.
– Jeśli myślisz, że mnie powstrzymasz, to się mylisz.
Nadia skomentowała moją wagę, bo była to kolejna część mnie, która nie pasowała do wzorca. Miałam duże piersi, szerokie biodra i uda pewnie dorównujące obwodem jej talii. Nie obchodziło mnie to jednak. Byłam sprawna i potrafiłam walczyć. To więcej, niż mogłam powiedzieć o niej, niani, której nie udało się zmienić mnie w potulną księżniczkę.
Nadia przerzuciła moje włosy do przodu i ułożyła ciemne, gęste fale tak, by ukryć wypukłości. Kiedy skończyła, szybko odgarnęłam je do tyłu.
– Mogę złożyć wymówienie? – zapytała Nadia.
Właśnie wyjmowałam perłową tiarę z drewnianej skrzyni, która stała w nogach łóżka. Nie miałam wielu ozdób, a większość należała kiedyś do mojej matki i przyjechała z jej rodzinnego domu na atolu Nalani. Wyspiarze byli marynarzami, tkaczami i rolnikami, stąd zamiłowanie matki do ogrodnictwa.
Roześmiałam się.
– I co zrobisz z czasem? Będziesz wyszywać poduszki?
– Czytać, ty bezczelny dzieciaku – warknęła Nadia, ale jej ton był wesoły, bez napięcia towarzyszącego naszej wcześniejszej wymianie zdań.
– Już dawno nie jestem dzieckiem, Nadiu.
– Jesteś dzieckiem, dopóki nie wyjdziesz za mąż.
Przewróciłam oczami i wygładziłam suknię, oglądając się w lustrze. Przez całe życie mówiono mi, że wyglądam jak moja matka. Choć bardzo pragnęłam to słyszeć, czasami miałam wrażenie, że ktoś wyrywa mi serce. Komplement przypominał mi jej długą nieobecność w moim życiu i poświęcenie, żebym ja mogła żyć.
– Dlaczego muszę towarzyszyć ojcu, podczas gdy on będzie rozmawiał z naszym wrogiem o poddaniu się?
Mówiłam bardziej do siebie niż do Nadii, ale ona i tak wyraziła swoją opinię.
– Jeśli masz rządzić tym królestwem – z mężem czy bez – będziesz to robić pod panowaniem wampirów. Musisz się dowiedzieć, z kim masz do czynienia, a dziś wieczorem odbierzesz pierwszą lekcję.
Czy to mogła być prawda? Od tej chwili Lara miała podlegać Krwawemu Królowi, który wymordował tysiące z mojego rodzaju? Nie wydawało się to realne.
– Ciesz się, Issi, że Krwawy Król nie poprosił o żonę.
– Zgłaszasz się na ochotnika, Nadiu?
Choć żartowałyśmy, przez cały dzień w moim sercu gromadził się strach. Dzisiaj świat miał się zmienić i nikt z nas nie wiedział, co przyniesie jutro. Miałam jednak nadzieję, że ojciec podjął słuszną decyzję, żeby poddać się królowi Adrianowi. Musiałam liczyć na to, że Adrian, choć jest potworem, nadal ma jakieś ludzkie cechy.
Nadia wyszła za mną z pokoju i razem ruszyłyśmy wąskimi korytarzami mojego skrzydła. Mury zamku były misternie zbudowane z cegieł ułożonych w taki sposób, że nawet bez dekoracji wyglądały przyjemnie dla oka. Jednakże mimo piękna i kunsztu wykonania sączył się przez nie chłód, który przyprawiał mnie o dreszcze. Co gorsza, moje sutki stwardniały, co przypomniało mi o niezaspokojonym pożądaniu.
Na dole schodów Nadia się zatrzymała.
– Nie drżyj pod wzrokiem Krwawego Króla, milady. Trzeba dzisiaj się poddać i przeżyć, żeby zwyciężyć jutro.
Słowa Nadii wyrażały moją nadzieję, że znajdziemy broń, którą zdołamy pokonać wroga. Gdy niania odeszła, zostałam sama pod drzwiami przedpokoju, w którym ojciec i ja mieliśmy czekać na przybycie Krwawego Króla, żeby potem razem z nim przejść do wielkiej sali. Żołądek miałam ściśnięty, ale powstrzymałam się przed pukaniem, kiedy usłyszałam dobiegający ze środka głos Killiana.
– To pułapka.
– Jeśli król Revekki postanowi nas zabić, zamiast negocjować, to powie więcej o nim niż o nas – odparł ojciec głosem ciepłym i dźwięcznym.
Moje serce wypełnił spokój. Bardzo kochałam ojca. Tylko jego miałam od chwili narodzin. Nigdy nie widziałam, żeby podjął pochopną decyzję, więc byłam pewna, że przemyślał każdy aspekt kapitulacji. A najważniejsze, że zależało mu przede wszystkim na tym, by chronić nasz lud.
– Pomyśl, panie, o swojej córce…
– Waż słowa, komendancie!
Głos ojca przeszył mnie dreszczem, ale byłam zadowolona z jego gniewu. I jednocześnie zła z powodu zuchwałości Killiana, który sugerował, że ojciec o mnie nie myśli. Ale… ja nie byłam tu najważniejsza. Ani komendant, którego ego cierpiało na myśl o poddaniu się silniejszemu przeciwnikowi.
– To ze względu na Isolde zgodziłem się na rozejm. Nie chcę, żeby żyła w przyszłości pełnej przemocy.
– Ale będzie miała przed sobą przyszłość dużo bardziej niepewną.
Te słowa wzięłam za znak, że pora wejść. Nie chciałam zobaczyć Killiana przyszpilonego do ściany królewskim mieczem i choć dowódca gwardii mnie irytował, rozlew krwi, kiedy u naszych granic stały wampiry, nie wydawał się najlepszym pomysłem.
Na mój widok ojciec przywołał na twarz maskę spokoju, a jego wąskie usta wykrzywił smutny uśmiech. Król Henri stał przy kominku, a w ciężkim płaszczu podbitym futrem jego szczupła sylwetka wyglądała na większą. Ojciec nigdy nie był szczególnie imponującym mężczyzną, ale miał prezencję i oblicze, które przyciągały uwagę, a jego głos brzmiał władczo. Jego ciemne włosy siwiały, zwłaszcza na spiczastej brodzie.
– Isolde, skarbie – rzekł na powitanie.
– Ojcze. – Podeszłam i ujęłam jego wyciągniętą dłoń.
Pocałował mnie w policzek.
– Wyglądasz pięknie jak zawsze.
– Dziękuję, ojcze. – Uśmiechnęłam się mimo tego, co nas czekało.
Czerpałam pociechę z faktu, że dzięki tej kapitulacji nadal będziemy razem. W końcu tylko to się liczyło.
– Komendant Killian właśnie mi mówił, że poszłaś dzisiaj na granicę. Bez niego.
Skoro Killian postanowił mnie zdradzić, przynajmniej mógł wyznać całą prawdę, czyli również to, że mu uciekłam.
„Jak twój brzuch?” – chciałam zapytać, ale zmilczałam słowa ojca. Wolałam nie przedłużać tego kazania.
– Komendant Killian mnie dogonił – powiedziałam, piorunując go wzrokiem.
– Issi. – W głosie ojca zabrzmiała nuta ostrzeżenia. – Wiesz, jakie niebezpieczeństwo czyha na naszym progu.
– Nie rozumiem, co komendant Killian mógłby zrobić, gdyby napadły na nas wampiry. Trzeba armii, żeby pokonać jednego.
Ojciec westchnął. Wiedział, że mam rację.
– Są inne potwory, księżniczko – odezwał się Killian ochrypłym głosem.
Przeniosłam na niego wzrok i zobaczyłam, jak opuszcza spojrzenie na moje piersi. Chciałam przewrócić oczami, ale się powstrzymałam.
– Potwory, które nauczyłam się zabijać. I nadal nie rozumiem, dlaczego potrzebuję twej eskorty, komendancie.
– Bo ja tak rozkazałem. – Głos ojca jak świst bata przeciął powietrze i przyciągnął moją uwagę. – To sprawa nie podlega dyskusji, Isolde. Czy to jasne?
– Jak słońce – odpowiedziałam krótko, zaczerwieniona z irytacji.
Ojciec znowu westchnął, ale tym razem bardziej z ulgi. Pewnie był zadowolony, że się nie spierałam. Wiedziałam, jak trudna była dla niego decyzja o kapitulacji. I wiedziałam, że jego troskę o mnie spotęgowała inwazja Krwawego Króla. Nie zamierzałam przysparzać mu kłopotów. Z drugiej strony chciałam, żeby Killian usłyszał – i poczuł – mój gniew.
W tym momencie rozległo się pukanie i do środka wszedł herold Miron. Jego uniform składał się z granatowego tabardu ze złotym oblamowaniem, który zwykle podkreślał jego ogorzałą skórę, ale dzisiaj herold wyglądał blado, a kiedy się odezwał, głos mu drżał. Domyślałam się dlaczego. Miron właśnie zobaczył króla wampirów we własnej osobie.
– Wasza Wysokość. – Herold ukłonił się i odchrząknął. – Przybył król Adrian.
W małym pokoju dało się wyczuć dziwne napięcie. Krwawy Król nie stał tuż za naszymi granicami, a znalazł się wewnątrz nich. Od tej pory miał nami rządzić.
Ojciec długo na mnie patrzył, a potem odwrócił się energicznie, aż zawirował wokół niego płaszcz. Komandor Killian wyciągnął do mnie rękę. Wolałabym wbić w nią nóż, ale ją przyjęłam.
– Dlaczego tak się ubrałaś, pani? – zapytał, opuszczając głowę, tak że jego oddech musnął mój policzek.
Powinnam była wziąć nóż, pomyślałam.
Odpowiadając, nie spojrzałam na niego.
– Komentowanie mojego ubioru nie należy do twych obowiązków, komendancie.
Mocniej ścisnął moją dłoń.
– Pokazujesz za dużo skóry. Próbujesz kusić króla wampirów?
– Uważaj na słowa – rzuciłam lodowatym tonem.
– Nie o to mi chodziło. Jak tylko chcę cię chronić.
– Przed czym? Przed głodnymi spojrzeniami? – Właśnie przeszliśmy z przedpokoju do wielkiej sali, a ja odwróciłam się do Killiana i rzuciłam wyzywająco: – Twoje również jest groźne, komendancie.
Weszłam na podwyższenie, na którym stał tron, i zajęłam miejsce po lewej stronie ojca. Powiodłam spojrzeniem po sali. Było to okazałe pomieszczenie, bogato udekorowane złoconymi lustrami i wymyślnymi żyrandolami. Nad sobą miałam baldachim z niebieskiego jedwabiu. Na chorągwiach w takim samym błękitnym kolorze widniały złote skowronki – herb naszego rodu.
W sali tronowej panowała cisza, choć było w niej pełno ludzi: gwardzistów, lordów i dam, którzy przybyli ze swoich posiadłości, żeby wziąć udział w wydarzeniu. Ojciec spędził w tej komnacie wiele tygodni, wysłuchując ich argumentów za i przeciwko kapitulacji. Pod koniec zaczęłam nienawidzić wielu z nich, ponieważ ich obawy ograniczały się do utraty ziem, bogactw i pozycji pod rządami Krwawego Króla, jakby chodziło o zachowanie statusu, podczas gdy był to wybór między życiem a śmiercią.
– Jego Wysokość król Henri de Lara wita króla Adriana Aleksandra Vasilieva z Revekki.
Tym razem głos Mirona był spokojny i silny. Wstrzymując oddech, utkwiłam wzrok w drzwiach na drugim końcu sali. Na znak gwardzistów tłum się rozstąpił, żeby przepuścić Krwawego Króla.
Nagle oblał mnie żar. Z trudem stłumiłam okrzyk i omal nie wyskoczyłam ze skóry, kiedy mój wzrok padł na znajomą, przystojną twarz. Wampir, którego spotkałam na polanie, który zlizał krew z mojej skóry i wzbudził we mnie żądzę, był Krwawym Królem Adrianem.
Od naszego spotkania przebrał się, zamieniając czerń na krwistą czerwień. Na jego środkowym i małym palcu lśniły złote pierścienie, głowę zdobiła czarna korona z kolcami. Miał pewną siebie, królewską postawę, ale szedł jak drapieżca. Czarne buty stukały przy każdym groźnym kroku, kiedy zmierzał w stronę mojego ojca.
Powinnam wiedzieć, że to on, stwierdziłam w myślach, patrząc na niego teraz, ale wtedy nie przyszło mi do głowy, że król wampirów mógł wypuścić się na poszukiwanie strzygi. Czyż one nie były potworami zrodzonymi z ich gatunku?
W miarę jak się zbliżał, przeniósł wzrok z mojego ojca na Killiana, a potem na mnie. Nasze oczy się spotkały, a ja wypuściłam powolny, drżący oddech, kiedy Krwawy Król zmierzył wzrokiem moje ciało. Poczułam ściskanie w żołądku i takie samo silne pragnienie jak wcześniej. Chciałam być pożarta przez tę istotę. Trzęsły mi się kolana.
– Królu. – W sali rozbrzmiał głos mojego ojca. – W tych ponurych okolicznościach moje powitanie jest chłodne.
– Niemniej jest to powitanie – odparł Krwawy Król. – Przyjmuję je.
Kiedy mówił głosem kochanka, a nie potwora, patrzyłam na jego usta.
– Ty, panie, i twoja armia zdobyliście sobie reputację – rzekł mój ojciec.
– Która sprawiła, że rozważyłeś poddanie się zamiast rozlewu krwi – stwierdził Adrian i lekko skłonił głowę. – Mądrze.
– Niektórzy nazwali mnie tchórzem za to, że w ogóle rozważałem twoją propozycję, panie.
Napięcie w sali wzrosło.
– Obchodzi cię, co inni myślą, królu Henri?
– Obchodzi mnie mój lud. Chcę, żeby był bezpieczny. Czy taka jest twoja propozycja, królu Adrianie? Że mój lud będzie bezpieczny?
Wampir przez dłuższą chwilę patrzył uważnie na mojego ojca, jakby próbował ocenić jego szczerość.
– Ile wolności ma mieć twój lud, panie?
Ojciec nie odpowiedział od razu. Gdy przesunęłam na niego spojrzenie, zobaczyłam, że pochyla się na tronie.
– Targujemy się, królu Adrianie?
Wampir lekko wzruszył ramionami.
– Mam pewną propozycję.
Ojciec odczekał chwilę, a kiedy gość nadal milczał, ponaglił go:
– Jaka to propozycja?
– Chcę twojej córki, królu Henri. – I, jakby po namyśle, dodał: – Oczywiście, żeby ją poślubić.
– Nie! – wyrwało się komendantowi Killianowi.
Adrian spiorunował go wzrokiem. Ja również, choć jednocześnie starałam się zrozumieć to, co usłyszałam. Czy Krwawy Król właśnie poprosił o moją rękę? Nogi zaczęły mi teraz drżeć z zupełnie innego powodu i przez chwilę miałam obawy, że ugną się pode mną kolana. Zacisnęłam dłonie, aż paznokcie wbiły mi się w skórę. Nie zamierzałam okazać słabości przed tą istotą, choć raz już to zrobiłam, na polanie.
– Chcesz, panie, poślubić moją… Nie – zdecydowanie rzekł mój ojciec.
Nie chciałam wychodzić za mąż, a zwłaszcza za tego osobnika.
Adrian zmierzył go wzrokiem.
– Tak szybko wybrałbyś wojnę, królu? Myślałem, że troszczysz się o swój lud.
– Bo tak jest – odezwałam się, robiąc krok do przodu, rozgniewana insynuacją.
– Issi. – Ojciec wyciągnął do mnie rękę, ale to komendant Killian stanął między mną a Krwawym Królem.
– Król Adrian poprosił o moją rękę – przypomniałam mu. – Nie mam prawa głosu?
– To sprawy między królami – stwierdził Killian. Jego głos był ochrypły, zgrzytał w moich uszach.
Chciałam go odepchnąć, ale się pohamowałam i zamiast tego rozkazałam:
– Proszę wrócić na swoje miejsce, komendancie.
Killian posłuchał niechętnie, choć nie zrobiłby tego, gdybyśmy byli sami. Teraz jednak cofnął się i stanął z powrotem u boku mojego ojca. Kiedy skierowałam spojrzenie na Adriana, na jego twarzy malowało się lekkie rozbawienie.
– Skoro chciałeś mieć żonę, panie, dlaczego czekałeś aż do tej chwili, żeby poprosić o moją rękę? – zapytałam.
– Aż do dzisiaj nie wiedziałem, że tego chcę – odparł Krwawy Król.
Moja irytacja sięgnęła szczytu. Powziął decyzje, kiedy spotkaliśmy się w lesie? Czy ja wywarłam na nim takie samo wrażenie, jak on na mnie?
– Pociąg rzadko prowadzi do małżeństwa, królu Adrianie – zauważyłam.
– Ale czyni je znośnym – odparował wampir. – Nie sądzisz, księżniczko?
Więc chcesz mnie pieprzyć, pomyślałam, mrużąc oczy. Do tego nie potrzebowaliśmy przysiąg, ale oddanie się Krwawemu Królowi bez małżeńskiego kontraktu w jakiś sposób wydawało się gorsze niż utrata wolności.
– Chyba że to małżeństwo z potworem – powiedziałam. – Wtedy jest to niewola.
W tłumie rozbrzmiały szepty, szybko uciszone przez słowa Adriana.
– Jeśli się nie zgodzisz, pani, będziemy mieli wojnę – uprzedził.
– Chętnie stoczę tę wojnę! – wykrzyknął mój ojciec, wstając.
Kilku członków świty wzniosło okrzyki po królewskiej deklaracji. Wiedziałam, że ojciec mówił poważnie i prosto z serca, ale byłam pewna, że zginąłby w tej walce, a tego nie mogłabym znieść.
Jak raptem stałam się nagrodą, którą można wygrać w bitwie?
– Ojcze… – zaczęłam, ale zostałam uciszona.
– Isolde, wyjdź. Natychmiast.
Strażnicy przy drzwiach unieśli broń, zabrzęczała stal, lordowie i damy tłoczący się pod ścianami zaczęli szeptać i pokrzykiwać.
Nie mogło dojść do walki. Ona oznaczałaby rzeź. Komendant Killian obszedł tron i wziął mnie za ramię, zanim zdążyłam się odsunąć.
Dlaczego on wciąż mnie dotykał?
– Nie pozwolę się odprawić! – oświadczyłam.
– Księżniczko…
– Wasza księżniczka życzy sobie przemówić – odezwał się Krwawy Król. – Pozwólcie jej.
Ostatnie dwa słowa zostały wypowiedziane tonem ostrzeżenia. Moje serce nadal galopowało, krew wartko płynęła w żyłach. Spojrzałam na ojca. W jego niebiesko-zielonych oczach dostrzegłam rozpacz.
„Nie” – błagał mnie bez słów.
„Muszę” – odpowiedziałam bezgłośnie. Tak jak on nie chciał mnie stracić, tak ja nie mogłam stracić jego. Ani narazić mojego ludu na zgubę. Chciałam być królową, żeby go chronić, i zamierzałam to zrobić, choć nie w taki sposób, jak się spodziewałam.
Odwróciłam się do Adriana i zrobiłam krok w jego stronę. Czułam, że wszyscy w pokoju zesztywnieli, mocniej zacisnęli dłonie na broni. Napięcie już było bitwą, zapach krwi przesycał powietrze, choć jeszcze nie została przelana.
Wytrzymałam wzrok Krwawego Króla, skupiłam się na nim tak całkowicie, jakby był jedyną osobą w sali. Im dłużej patrzyłam, tym swobodniej się czułam. Pomagało to, że był piękny, ale interesowały mnie również rzeczy, które nie powinny mnie interesować, jak zarys jego bioder i słabo widoczna blizna na policzku.
Nie nabrałam powietrza, zanim się odezwałam, bo bałam się, że mój oddech zabrzmi raczej jak drżące westchnienie.
– Królu Adrianie, jeśli potwierdzisz, że będziesz chronił mój kraj, mój lud i mojego ojca, zgodzę się za ciebie wyjść.
Adrian wykrzywił usta, ale ten uśmiech nie przetrwał długo, bo komendant Killian znowu zaprotestował:
– Księżniczko, nie możesz wyjść za tego potwora! Nie pozwolę na to!
Adrian łypnął na niego spode łba.
– Nie pozwolisz?
– Cicho, kreaturo. Jesteś przekleństwem naszych ziem!
Killian dobył miecza, gwardziści poszli w jego ślady.
Odwróciłam się do komendanta, zasłaniając Krwawego Króla. Nie była to mądra decyzja. Nie znałam Adriana, on był wrogiem, a ja stawałam do niego plecami, nie mogłam jednak pozwolić, żeby sprawy zaszły za daleko.
– Opuść miecz – wysyczałam.
Killian spiorunował mnie wzrokiem, zaciskając dłoń na rękojeści.
– Natychmiast! – Mój rozkaz odbił się echem od ścian sali. – Nie pozwolę, żeby ten kraj spłynął krwią mojego ludu. Zgodziłam się na warunki króla Adriana.
– Zapomniałaś, księżniczko, że to twój ojciec tu rządzi i to on decyduje o twoim losie.
Zmroziłam Killiana wzrokiem i przeniosłam spojrzenie na ojca.
– Kocham cię, ojcze. Nigdy nie opuściłabym cię z własnej woli, ale wiesz, że to słuszna decyzja. Wiesz, bo podjąłeś ją, zanim Revekka znalazła się u naszych granic.
Wiedziałam, co ojciec myśli: „To było, zanim on ciebie zapragnął”.
– Jestem tylko jedna – powiedziałam. – I niewarta rzezi królestwa.
– Jesteś warta każdej gwiazdy na niebie, Issi – oświadczył ojciec, a moje serce zamarło na chwilę. Czy teraz nastąpi wypowiedzenie wojny? Lecz on przeniósł wzrok na Adriana. – Moja córka ma zwyczaj stawiania bezpieczeństwa wszystkich innych przed swoim. Ufam, że znajdzie się wśród tych, których ochronisz, panie.
Odwróciłam się do Krwawego Króla. Chciałam na niego patrzeć, kiedy będzie odpowiadał. Po raz pierwszy od swojego przybycia ukłonił się, położył dłoń na sercu i rzekł:
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki