10,99 zł
Po niespodziewanej śmierci wuja i kuzyna Lucien musi wrócić do kraju, by objąć władzę. Po drodze zatrzymuje się we francuskiej miejscowości w Alpach, gdzie w restauracji poznaje Aurélie. Przyjmuje jej zaproszenie do domu i w nocy znajduje ukojenie w jej ramionach. Dwa miesiące później, gdy trwają przygotowania do ślubu Luciena z księżniczką Ilsą, w pałacu zjawia się Aurélie i mówi mu, że zostanie ojcem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 152
Annie West
Królowi też wolno kochać
Tłumaczenie: Dorota Viwegier-Jóźwiak
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022
Tytuł oryginału: Pregnant with His Majesty’s Heir
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2021
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2021 by Annie West
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-8394-6
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Siedział bez ruchu. Uwagę zwracała jego posągowa sylwetka i twarz, o jakiej marzą rzeźbiarze… oraz kobiety. Te bardziej odważne podchodziły i zatrzymywały się, niby to przypadkowo, posyłając mu zachęcający uśmiech, ale nie doczekawszy się reakcji, wracały do swoich znajomych lub udawały, że idą do baru.
Mężczyzna o szerokich barkach, poważnej minie i jasnobrązowych, bursztynowych oczach wyraźnie nie był w nastroju do flirtowania.
Nie był jednak gburowaty i rozmawiał z Aurélie o wiele grzeczniej niż niektórzy goście. Kiedy przestawał mówić, twarz mu pochmurniała. Jego rysy byłyby fascynujące w każdych warunkach, ale to właśnie zafrasowanie widoczne w postaci poziomej zmarszczki na czole zwróciło uwagę Aurélie. Zmarszczka pogłębiła się, gdy na stole zaczął wibrować telefon. Nie odebrał go. Spędzał wieczór, wpatrując się w pustawe o tej porze roku wnętrze restauracji i od czasu do czasu zawieszając wzrok na kręcącej się między stolikami kelnerce.
Był koniec zimy i coraz mniej turystów odwiedzało Annecy. Miasteczko położone na skraju Alp Francuskich przyciągnie ich więcej dopiero, gdy zrobi się ciepło. To był jeden z powodów, dla którego Aurélie raz po raz zerkała w stronę przystojnego gościa. Już kiedy prowadziła go w stronę stolika, poczuła ekscytację. Otulił ją przyjemny zapach będący mieszanką zimowego powietrza i ciepłych, egzotycznych nut wody kolońskiej. Ale nie to zwróciło jej uwagę, lecz zachowanie mężczyzny, który wyglądał, jakby dotknęła go życiowa tragedia.
Aurélie prawie zmusiła się teraz, by skupić uwagę na talerzach, które właśnie sprzątała. Dwóch Hiszpanów, którzy wypili do kolacji o wiele za dużo wina, było w nastroju iście imprezowym, a jeden z nich nie ustawał w wysiłkach, by ją poderwać. Gdy pochyliła się nad stołem, kątem oka dostrzegła jego rękę zmierzającą w okolice jej pośladków.
Chciała się wyprostować, ale w tym samym momencie taca przechyliła się w jej rękach, grożąc wywróceniem zawartości prosto na kolana podrywacza, który zreflektował się, zabrał rękę i mruknął pod nosem niewyraźne „przepraszam”.
Mężczyzna w narożniku odstawił kieliszek i zaczął się podnosić. Ale Aurélie nie potrzebowała pomocy. W kilku słowach wyjaśniła niesfornemu gościowi, że nie jest w menu. W drodze do kuchni posłała mężczyźnie dyskretny uśmiech podziękowania. W odpowiedzi jedynie skinął głową.
Była wzruszona gotowością pomocy. Nieczęsto się zdarzało, by ktoś, tym bardziej obcy, okazywał jej sympatię. Być może także dlatego zerkała w stronę mężczyzny z coraz większym zaciekawieniem. Za każdym razem, gdy podchodziła do jego stolika, czuła się, jakby zamykał ją w swoim kręgu energii i hipnotyzował spojrzeniem bursztynowych oczu.
A może tak jej się tylko zdawało? Może to była zwyczajna projekcja i współczuła mężczyźnie, bo wyglądał, jakby jego życie także znalazło się na zakręcie.
Aurélie łudziła się całymi latami, ale bez względu na to, jak bardzo się starała, jej najbliżsi odsuwali się od niej. A teraz została zupełnie sama.
Uśmiechnęła się do mężczyzny, który pomachał w jej stronę, by zapłacić. Zignorowała nagły ból, który ścisnął jej serce. Nie zamierzała rozczulać się nad sobą. Weźmie się w garść i skoncentruje na pracy.
Tym razem jednak będzie inaczej. Miała szansę zmienić coś w swoim życiu. Zamierzała chwycić okazję obiema rękami i wycisnąć z niej jak najwięcej dla siebie.
Lucien obserwował uśmiechniętą twarz kelnerki, która emanowała optymizmem, odciągając go od ponurych myśli. Gdy z uśmiechem rozmawiała z gośćmi, posługując się czterema językami, na jej policzkach pojawiały się urocze dołeczki. Ale to nie one ani ognistoczerwony koński ogon, który podskakiwał w takt ruchów jej głowy, lśniąc jak rubiny w blasku płomienia, zwróciły jego uwagę. Przyglądał jej się, gdy drobnymi kroczkami omijała stoliki, niosąc tace załadowane jedzeniem. Podziwiał opanowanie i humor, gdy w kilku słowach usadziła podpitego Hiszpana próbującego ją podrywać.
Co jakiś czas zerkała w jego stronę i uśmiechała się promiennie. A kiedy to robiła, czuł się tak, jakby ktoś brał w dłonie jego zlodowaciałe serce.
Od rana, gdy tylko dotarły do niego złe wieści, miał wrażenie, że lodowata kurtyna odgrodziła go od reszty świata. Tylko wtedy, gdy ich spojrzenia się krzyżowały, nie miał wrażenia iluzji. Wręcz wydawało mu się, że dostrzega w oczach kelnerki troskę. Ciepło, które pomimo jego potrzeby bycia sam na sam z żałobą, przenikało do jego wnętrza.
Zamyślony zerknął na kieliszek i tak jak poprzednim razem, wychylił go niemal jednym haustem. Miał nadzieję, że alkohol stłumi ból albo chociaż pomoże mu się rozgrzać.
Wyobrażał sobie Justina w roztrzaskanym samochodzie, a kiedy nie mógł już tego wytrzymać, pamięć podsunęła mu wspomnienia z ich ostatniego wyjazdu. Justin był przeszczęśliwy, że może cieszyć się życiem, jakie było dla niego niedostępne. Sypiać pod namiotem, pić piwo przy ognisku albo latać na paralotni. Wspomnienia Luciena z tamtej wyprawy wypełniał radosny śmiech kuzyna.
To dlatego Lucien zjechał z autostrady i zatrzymał się w miasteczku na wschodzie Francji po drodze do Vallort. Wszyscy nalegali, żeby wsiadł w samolot, ale uparł się, że pojedzie sam. Potrzebował czasu, by oswoić się z nową sytuacją. A teraz chciał po prostu pobyć sam na sam ze wspomnieniami.
Najpierw choroba, która początkowo wydawała się niegroźna, zabrała z tego świata wuja Josepha, który praktycznie zastępował Lucienowi ojca. Niespełna dwadzieścia cztery godziny później w wypadku zginął jego syn Justin, którego Lucien kochał jak brata. Obaj byli najbliższą mu rodziną, którą z dnia na dzień stracił. Pociemniało mu przed oczami, gdy ostry jak brzytwa ból przeszył jego serce. Z trudem wstał. Brakowało mu powietrza. Musiał wydostać się na zewnątrz.
Padało, gdy Aurélie opuściła restaurację. Duże płatki śniegu wirowały wokół i osiadały na rękawach jej płaszcza. Wokół panowała cisza. Uśmiechnęła się do siebie i ściągnęła poły płaszcza paskiem. Ruszyła brukowaną ulicą w stronę rzeki. Stara część miasta była niewątpliwie piękna. Zastanawiała się, czy będzie jej brakowało tego widoku, gdy wyjedzie? A może…
Kątem oka dostrzegła jakiś ruch. Instynktownie zacisnęła palce na kluczach w kieszeni. Zmrużyła oczy, próbując rozróżnić ciemny kształt na tle fasady budynku. Potem skręciła, wybierając nieco dłuższą drogę do domu, ale prowadzącą lepiej oświetlonymi uliczkami. Ledwo jednak uszła kilkanaście kroków, przystanęła. Ciemny kształt skojarzył jej się z kimś, kogo dziś już widziała. Zawróciła.
– Monsieur? Czy wszystko w porządku?
To był on. Ten sam mężczyzna, który siedząc zupełnie sam przy stoliku, wzbudził jej ciekawość. Gdy podeszła bliżej, zauważyła, że mężczyzna ma na sobie tylko dżinsy i sweter. Chyba kaszmirowy i na pewno drogi. Było jednak zdecydowanie za zimno na taki strój. Płatki śniegu bieliły się we włosach mężczyzny i na ramionach.
Przypomniała sobie, że wyszedł z restauracji jakąś godzinę temu, zostawiając sowity napiwek. Kogoś takiego na pewno było stać na płaszcz. Może ktoś go napadł i okradł? Zrobiła jeszcze jeden krok do przodu. Ciałem mężczyzny wstrząsnął dreszcz. Wyglądał jak wybudzony z letargu.
– To pani – powiedział niskim, schrypniętym głosem.
– Co pan tu robi?
– Nic szczególnego, po prostu rozmyślam – odpowiedział po chwili. – Chciałem zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, żeby…
– Pomyśleć – dokończyła za niego. – Zamarznie pan tutaj – powiedziała przytomnie i zrobiła jeszcze jeden krok w jego stronę. Patrzył na nią, ale myślami musiał być gdzieś bardzo daleko. – Nie ma pan płaszcza?
– Jest w samochodzie – powiedział, wzruszając ramionami.
– A samochód?
– W garażu podziemnym. – Kiwnął głową w stronę rzeki.
– Dobrze, a gdzie się pan zatrzymał?
– Zatrzymał? – Mężczyzna wziął głęboki oddech. – Miałem zamiar ruszyć dalej po kolacji, ale…
– Pił pan alkohol – powiedziała, przypominając sobie pozycje na rachunku. – Nie może pan prowadzić w tym stanie. Zabije pan siebie albo kogoś!
Ciałem mężczyzny wstrząsnął kolejny dreszcz, tak mocny, że aż oparł się ręką o mur za plecami. Coś było z nim nie tak. Obrzuciła go uważnym spojrzeniem i wzięła za rękę. Była lodowata.
– Źle się pan poczuł?
– Nie, tylko mi zimno – powiedział zaskoczony. Musiał nie zdawać sobie sprawy z tego, jak długo stoi na mrozie.
– Brał pan narkotyki?
– Absolutnie nie! – odparł stanowczo.
Aurélie zastanawiała się, co zrobić. Gdyby ktoś ją poprosił o radę w takiej sytuacji, poradziłaby mu, żeby odszedł i nie mieszał się w cudze sprawy. Jednak sama nie umiałaby się do tej rady zastosować. Nie dzisiaj. Nie mogła zostawić akurat tego mężczyzny. Trudno to było wytłumaczyć, ale poczuła, że postępuje właściwie.
– W takim razie niech pan idzie ze mną.
– Dokąd?
– Do mnie.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej