Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
170 000 lat p.n.e. Ziemią rządzą an’hariel, pradawne istoty przysłane z wymiaru Thill’All Enderen. Chronią oni Boskie Dzieło Stworzenia przed mroczną siłą Chaosu, wydobywającą się z Czarnej Bramy. W świecie strzeżonym przez „boskich posłańców” gatunek ludzki stawia pierwsze kroki na drodze kolonizacji planety. Chaos – wróg wszelkiego porządku – wysyła w kierunku Układu Słonecznego swych emisariuszy, których jedynym celem jest unicestwienie Homo sapiens, albowiem ludzie zajmują szczególne miejsce w boskim planie.
Odwiecznemu złu przeciwstawić się mogą jedynie dowodzeni przez archaniołów Michała, Temiela i Rafała posłańcy Ojca. W walce ze złem Nahtra Mon Soula modlitwa i błogosławieństwo jest potęgą równie skuteczną co miecz czy miotacz plazmy.
Artur Danilczuk ur. 27.03.1979 w Milanówku. Mieszka w Bydgoszczy. Jest geodetą z zamiłowaniem do archeologii i historii. W wolnych chwilach rysuje i jeździ na rowerze.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 333
Rok wydania: 2017
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!».
Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. Po czym Bóg im błogosławił, mówiąc do nich: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi». I rzekł Bóg: «Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa w powietrzu, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma w sobie pierwiastek życia, będzie pokarmem wszelka trawa zielona». I stało się tak. A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre. I tak upłynął wieczór i poranek – dzień szósty.
Rdz 1, 26-31
Długa zima, wywołana ogromnym kataklizmem, dobiegała końca. Minęło siedem lat od czasu, kiedy wielki, sztuczny kontynent, leżący na Oceanie Atlantyckim, skryły fale. Gigantyczne tsunami poniosło warstwę wody, błota i piachu, zalewając ogromne połacie lądu. Gęsta pokrywa mułu spoczęła na wybrzeżach po obu stronach oceanu. Zaburzenia prądów morskich, wywołane zatonięciem kontynentu, sprawiły, że północne strefy planety zaczął na powrót ogarniać lodowiec, kończąc trwający sześćdziesiąt tysięcy lat okres interglacjału.
W pobliżu obszaru, zwanego w późniejszym czasie Mezopotamią, budziła się wiosna. Ziemia zaczęła się zmieniać. Warstwa chmur pękała, odsłaniając błękitne niebo. Oświetlane życiodajnymi promieniami słońca rośliny budziły się z zimowego snu. Pośród skał pojawiły się najpierw drobne, zielone pędy. Z czasem przybierały coraz większe i bardziej zróżnicowane formy.
W niektórych rejonach opustoszałego od lat lądu klimat niemal zupełnie wrócił do normy. Zamiecie śnieżne i huragany ustąpiły miejsca słońcu.
Większość wybrzeży Morza Śródziemnego wciąż jeszcze okrywały śniegi, jednak w pobliżu zwrotnika klimat przypominał już ten sprzed zimy. Było tam ciepło. Życiodajne wody czterech wielkich rzek, okalających kotlinę Nowego Edenu, sprawiały, że okolica tętniła życiem. Szuwary, błotniste bagna, lasy oraz łąki pokrywały obszar, w którym zbiegały się w jeden wielki nurt ChiddekelI i PurattuII od północy, Piszon z południowego zachodu i Gichon spływający z północno-wschodnich granic doliny, która w przyszłości stać się miała Zatoką Perską.
Tam właśnie, za niewidzialną barierą, kryła się wielka, otoczona wysokim murem kraina, posiadająca w swym wnętrzu ogromne bogactwo gatunków flory i fauny. Panował w owym ogrodzie ład i harmonia. Dzięki właściwym zabiegom genetycznym ograniczono agresję u mięsożerców. To sprawiło, że żadne zwierzę nie zagrażało innemu w Edenie.
W gęstwinie kwitnących wszelkimi kolorami kwiatów, obsypanych zielenią liści drzew, owoców, traw i mchów, wśród wypełnionych czystą wodą sadzawek, strumieni i stawów, w ciszy polan, sadów i ogrodów mieszkało dwoje istot ludzkich: Adam i Ewa (takie imiona nadali im opiekunowie, będący świadkami ich narodzenia). Ludzie codziennie zajmowali się pozostałymi stworzeniami żyjącymi w ogrodzie. Praca nie była ciężka i sprawiała im przyjemność. Byli jak dzieci bawiące się w gospodarstwo i tak też traktowali swe obowiązki. Jak nową, przyjemną zabawę. Ludzie otrzymali od Boga najdoskonalsze narzędzie w walce o przetrwanie: inteligencję. To dzięki niej właśnie Adama i Ewę opiekunowie uczynili władcami tej niezwykłej krainy. Cały Eden był do dyspozycji obydwojga, wyjątek stanowił jeden niewielki fragment: polana na północy, pośrodku której rosło olbrzymie, stare drzewo rodzące dziwne owoce. Do tego miejsca zwykle przybywali opiekunowie. Granica polany stanowiła miejsce spotkań, w którym człowiek mógł rozmawiać z istotami roztaczającymi nad nim troskę. Nigdy nie opuszczały one wyznaczonego im terenu – rozmawiały z ludźmi na jego skraju. Niewysokie, półmetrowe ogrodzenie stanowiło granicę ogrodu dostępnego dla człowieka i miejsca, w którym przebywać mogli tylko an’hariel – tak o sobie mówili ci, którzy strzegli ogrodu.
Przez wiele lat Eden stanowił najdoskonalszą harmonię w całym Wszechświecie. Wszystkie stworzenia w ogrodzie prowadziły beztroskie życie w dobrobycie i pokoju, lecz wkrótce ta idylla miała się zakończyć.
Trójkątny prom kosmiczny wyleciał z chmur. Kołując nad dorzeczem, zanurkował ku Ziemi. Pojazd wysunął podwozie i wolno opadł na ubite klepisko, leżące tuż przy bramie po północnej stronie wysokiego na sto metrów muru. Monumentalne ogrodzenie, odgradzające Eden od reszty krainy, zbudowano pod ukosem, do wnętrza ogrodu. Przywodziło ono na myśl najniższą kondygnację niedokończonego zigguratu.
Minęła chwila, nim wzbite tumany kurzu opadły. Ciężka, metalowa przegroda w burcie statku kosmicznego się podniosła. Długa rampa została wysunięta z wnętrza, a następnie opadła na piaszczyste podłoże. Z pojazdu wysiadła grupa przybyszów. Goście wolno zeszli po podeście na ziemię. Odziani byli w biomechaniczne pancerze, chroniące przed zgubnym wpływem klimatu panującego na planecie. U każdego z przybyłych na plecach widoczne były błękitne, mieniące się wstęgi, ułożone w kształt przywodzący na myśl skrzydła.
Grupa ruszyła w kierunku ogromnych, metalowych wrót, odgradzających drogę do Nowego Edenu. Zatrzymali się przed wejściem zaciśniętym zamkiem magnetycznym. Z boku, w murze przy przegrodzie, widniała niewielka konsola. Jeden z przybyszów podszedł do niej. Otworzył przeźroczystą osłonę klawiszy. Widniały na nich dziwne, nieznane ludzkości znaki. Przybysz wstukał sekwencję.
– Kod został przyjęty – powiedział wygenerowany przez matrycę głos. – Podaj swoje dane.
– Archanioł Lucyfer – rzekł przybysz. – Uprawnienia dostępu, wersja JW-18-94-AG.
– Witam cię, panie – odezwał się głos.
Stalowe wrota zgrzytnęły, a grube łańcuchy wciągnęły je ku górze, otwierając drogę do Nowego Edenu. Załoga statku kosmicznego weszła do środka. Widok, jaki ujrzeli, zapierał dech w piersiach. Wokół roiło się od kolorowych motyli, podróżujących pośród wszelkiej barwy kwiatów, zielone liście łagodnie kołysały się na wietrze wywołanym przez potężne pompy filtrujące powietrze. Ze sztucznych pagórków i skałek, porośniętych trawą i mchem, spływały wodospadami perliście czyste strumienie. Wszystkie zapełnione narybkiem wszelkiego gatunku zbiorniki tętniły życiem, prezentując ekosystemy z każdej części planety. Świeże, krystaliczne powietrze i łagodny, harmonijny śpiew ptaków potęgowały uczucie błogości, jakie towarzyszyło każdemu, kto wstępował w bramy ogrodu. Pogrążeni w zachwycie goście nie zauważyli, że za bramę prócz nich wśliznął się ktoś jeszcze. Był to wąż. Stworzenie to różniło się znacznie od znanych dziś gatunków tych gadów. Jego długi, pokryty zieloną łuską tułów posiadał cztery słabo rozwinięte, rozstawione na bok, jak u jaszczurki, kończyny. Na jednej z nich widniała mieniąca się srebrzysto-błękitnym blaskiem bransoleta. Zwierzę szybko niczym strzała wpełzło w trawę, kryjąc się przed ciekawskimi spojrzeniami.
Przy wejściu czekała już na przybyszów delegacja powitalna, wszyscy z takimi samymi świetlistymi skrzydłami, wyrastającymi z pleców, odziani w pancerze tego samego typu jak u gości. Na czele personelu Edenu stał młody an’hariel ubrany w złoto-biało-błękitną zbroję. Miał długie, jasne, lekko kręcone włosy i przenikliwe, błyszczące oczy. Jego skrzydła rozwiewały się majestatycznie, były znacznie okazalsze niż u pozostałych. Był to bez wątpienia archanioł.
Lucyfer ściągnął hełm. Jak każdy posłaniec wyglądał młodo, miał delikatne rysy twarzy i ciemne, kręcone włosy. Mimo młodego wyglądu stalowe, zimne, przenikliwe oczy zdradzały jego majestat i prawdziwy wiek.
– Witaj, Michale – rzekł. – Rad jestem, że cię widzę.
– Miło nam gościć was w naszych skromnych progach – odparł komendant stacji.
Archaniołowie wyściskali się serdecznie.
– Gdzie Rafał? – spytał Lucyfer, rozglądając się po twarzach zgromadzonych.
– W terenie – odparł Michał. – Przeprowadza badania ziemskiej fauny i flory. Potrzebujemy danych na temat istot, które przetrwały kataklizm wywołany zniszczeniem Atlantis. Boski projekt znacznie rozwinął się od czasu, kiedy byłeś tu ostatnio. Chodźcie za mną.
An’hariel ruszyli w kierunku polany, na której rosło ogromne drzewo, rodzące dziwne owoce. Stanęli na jej środku.
– To jest Will’healen Aolem – strefa spotkań – rzekł Michał. – Jedyne miejsce, w którym możemy kontaktować się z ludźmi.
Lucyfer ruszył w kierunku niewysokiego płotka odgraniczającego polanę od reszty ogrodu. Jego uwagę przykuła cienka, niemal niewidoczna powłoka energetyczna, okalająca wydzielony obszar. Archanioł ostrożnie przesunął ręką po barierze, a ta rozjarzyła się błękitem.
– Tylko do tego miejsca Głos Boży daje nam dostęp – stwierdził.
– Zgadza się – przyznał Michał. – Cała biosfera Nowego Edenu stanowi zamknięty ekosystem, wolny od zanieczyszczeń. Ojciec nie chciał, by toksyny z zewnątrz dostały się do środka, dlatego uczynił tę strefę.
– A co to takiego? – Lucyfer wskazał drzewo sterczące pośrodku strefy należącej do an’hariel.
– To jest nasz pokarm – odparł Michał. – Owoce tego drzewa zostały tak zmodyfikowane genetycznie, by nadawały się na nasze potrzeby. Dostarczają nam energii niezbędnej do przetrwania w tym świecie.
Lucyfer zerwał jeden z owoców, obejrzał go z każdej strony, powąchał.
– Wygląda niepozornie – powiedział.
– Spróbuj – zachęcał Michał.
Archanioł ostrożnie odgryzł kawałek miąższu, z niepewną miną przeżuwał pokarm, aż w końcu połknął.
– Całkiem niezły – stwierdził. – Troszkę cierpki, ale smaczny.
Lucyfer już śmielej ugryzł następny kęs, potem jeszcze jeden i jeszcze. Po chwili z owocu pozostał tylko ogryzek.
– Coś jest nie w porządku – odezwał się jeden z przybyszów. – Dlaczego nie mogę przybrać swej prawdziwej formy?
Archaniołowie popatrzyli na młodzieńca. Był to wysoki, szczupły an’hariel, miał pociągłą twarz, długie, ciemne włosy i błękitne, świdrujące oczy.
– Gabrielu, miło cię widzieć! – Michał uśmiechnął się od ucha do ucha. Objął towarzysza. – Coś ty znowu nawywijał za kołem polarnym, młokosie?
– Już nie musisz mnie tak ściskać – sapnął cherubin. – Też się cieszę, że cię widzę…
– A co do metamorfozy – rzekł archanioł – z rozkazu Ojca an’hariel przebywające w strefie Nowego Edenu nie
mogą zmieniać formy. Zostajemy w tej postaci, by człowiek widział w nas jedynie własne odbicie. Forma ludzka jest jedyną, jaką możemy przybrać w tym świecie.
– Musimy porozmawiać – zmienił temat Lucyfer. – To ważne.
– W porządku. – Michał kiwnął głową. – Zaprowadźcie gości na kwatery – zwrócił się do swych podwładnych.
Po chwili przy drzewie pozostali jedynie dwaj archaniołowie. Reszta udała się do ukrytego w trawie włazu. Prowadził on w podziemia. Mieściła się tam cała infrastruktura bazy an’hariel.
– Wkrótce otrzymasz raport dla Serafiatu – powiedział Michał. – Przygotuję go niezwłocznie…
– Przybywamy tu w zupełnie innej sprawie. – Gość wzruszył ramionami.
– W innej? – zdziwił się komendant. – Sądziłem, że Serafiat wysłał cię na kontrolę naszych poczynań.
– Niestety, sprawa jest znacznie poważniejsza – westchnął Lucyfer. – W Thill’All Enderen zdarzyło się ostatnio wiele złego. Buntownicy znowu podnieśli głowę. Grupa serafinów chciała wykorzystać fakt, że większość archaniołów przebywa poza naszym światem. Próbowali dokonać przewrotu. Pomogli Azazelowi uciec z Sale’Vaeloni zebrać nową armię. Przewrót się nie powiódł, zwyciężyliśmy, lecz wielu z nas poniosło śmierć.
– Co z buntownikami?
Lucyfer rozejrzał się wokół, coś go zaniepokoiło, poczuł czyjąś obecność, obcą formę, niepasującą do tego miejsca. Wrażenie było przelotne i szybko odeszło, mimo to archanioł postanowił wstrzymać się jeszcze z przedstawieniem szczegółów swojej misji.
– Później, Michale – rzekł. – Wezwij Rafała, szerzej sprawę omówimy przy wieczerzy.
Wieczorem wszyscy zasiedli do wspólnej kolacji w mesie. Pomieszczenie było przestronne i dobrze oświetlone. Złączone stoły ustawiono na środku, tak aby wszyscy zgromadzeni mogli widzieć wielkie ekrany, umieszczone w ścianie. Nie brakło także jedzenia i picia. Załoga Nowego Edenu osiągnęła mistrzostwo w produkowaniu przetworów z owoców starego drzewa. Gościom do gustu przypadła w szczególności nalewka powstała wskutek fermentacji. Napój powodował lekkie zawroty głowy i ogólnie wpływał na poprawę humoru.
– Dla pokonanych buntowników – kontynuował Lucyfer – Ojciec stworzył miejsce zsyłki, za wyżyną Tartar. Z woli Najwyższego w Pandemonie powstała otchłań, pełna skał, siarki i lawy, gdzie temperatura i wyziewy zadają wręcz ból istotom z naszego świata. Nie powodują jednak śmierci. Uwierzcie mi, to niezbyt miłe miejsce. Osobiście za nic nie chciałbym tam trafić. Ci z nas, którzy postąpili wbrew woli Ojca, będą po wieki gnić w otchłani Pandemony.
– Tak więc jeszcze nie uporaliśmy się ze wszystkimi zagrożeniami w naszym świecie – westchnął Rafał. – Źle się stało, że Samael umknął. Jedna rzecz nie daje mi spokoju – jak do tego doszło, że nowi serafinowie złamali przysięgę. Wszak od złożenia ślubowania w Actirion Timer nie możemy działać, nie słysząc Głosu Pana.
– Prawda jest nieco inna, przyjacielu. – Lucyfer spuścił wzrok w ziemię. – An’hariel nie mogą czynić wbrew słowu Bożemu, chyba że się go wyrzekną, i to właśnie uczynili zdrajcy.
– Wciąż nie wiem, co was tu przywiodło – mruknął Michał.
– Tropimy Samaela, Lewiataniela i Baalela. Odczyty z satelity wskazują, że kryją się gdzieś w rejonie Żyznego Półksiężyca.
– Co to ma wspólnego z Edenem? – wtrącił Rafał.
Na wezwanie Michała archanioł wrócił czym prędzej, nie zważając na inne obowiązki, by uczestniczyć w obradach. Jak pozostali an’hariel, przybrał postać młodego człowieka o błękitnych oczach. Miał krótkie, kręcone włosy i wydatny orli nos, nadający powagę jego delikatnej twarzy. Rafał był tym, któremu najbardziej spośród wszystkich archaniołów leżał na sercu pomyślny los człowieka. Jego zadaniem w tym obcym świecie było utrzymać przy życiu grupkę humanos, ocalonych przez Gabriela z zagłady lądu Atlantis podczas wojny Nefilimów.
– Sprawę wyjaśni mój najlepszy zwiadowca – rzekł dowódca grupy pościgowej. – Gabriela nie muszę chyba nikomu przedstawiać.
Cherubin podniósł się ze swego miejsca.
– Trzy tygodnie temu odnaleźliśmy skradziony prom – oznajmił, na ekranie wywołując trójwymiarową mapę Układu Słonecznego. – W tym rejonie. – Wskazał na pas asteroid, rozciągający się tuż za Plutonem. – Tam dopadliśmy zbiegów. W wyniku starcia ich statek doznał poważnych uszkodzeń. Buntownicy jednak umknęli.
– Zbiegli? – zdziwił się Rafał. – Przecież prom nie miał najmniejszych szans w starciu z waszym krążownikiem.
– No, w sumie tak – westchnął Gabriel. – Niestety, nastąpiła awaria systemu napędowego, silniki naszego statku uległy przegrzaniu, a Samael wykorzystał to, by uciec. Przez ostatnie trzy tygodnie śledziliśmy ślad jonowy z dysz promu. To on doprowadził nas z powrotem na Ziemię. Sądzimy, że buntownicy ukryli się gdzieś na terenie Mię-dzyrzecza.
– Rozumiem – rzekł Michał. – Udzielimy wam wszelkiej niezbędnej pomocy w poszukiwaniach.
– Czy Samael i jego sprzymierzeńcy mogą zagrozić humanos? – spytał Rafał.
– Nie sądzę – rzekł Lucyfer. – Eden ma zbyt silne zabezpieczenia, by buntownicy odważyli się tu wejść. Wasza parka jest w zupełności bezpieczna.
– Nie martwię się o tych z naszego ogrodu – stwierdził archanioł. – Chodzi mi o grupę ocalałą z kataklizmu. Pamiętajcie, że Samael, bawiąc się w Boga, zmutował w monstrum. Od kiedy skrzyżował się z Nefilimami, stale potrzebuje świeżego DNA, by utrzymywać ludzką postać!
– Kim są te istoty ocalone z Atlantis? – spytał Omaiel, jeden z nowych oficerów w sztabie Lucyfera. – Myślałem, że w krainie Samaela żyli jedynie Nefilimowie. Co tam właściwie się działo?
– W wyniku eksperymentów Lewiataniela powstało na Ziemi kilka gatunków inteligentnych form życia – oznajmił Michał. – Buntownicy, poprzez skrzyżowanie an’hariel z humanos, chcieli stworzyć istotę doskonałą. W tym celu wykradli genom ludzi z Nowego Edenu. Nie istnieje zapis pełnego kodu genetycznego człowieka, dlatego brakujące segmenty uzupełnili pochodzącymi od spokrewnionych gatunków rozwiniętych małp człekopodobnych. Siedem lat temu zniszczyliśmy większość hybryd zwanych Nefilimami. Część z nich jednak zaginęła. Między innymi przepadła grupa doborowych sił Atlantis, zwana anun’naki, pod dowództwem Hetmany. Z katastrofy zbudowanego przez Samaela kontynentu Gabriel wywiózł pokaźną grupę stworzonych przez Lewiataniela ludzkich niewolników.
– Ojciec rozkazał zaopiekować się także nimi – dodał Gabriel.
– Taka była Jego wola – rzekł Rafał. – Rozkazał nam przygotować człowieka do zawładnięcia tą planetą. Z moich obserwacji wynika, że rajskie osobniki są inteligentniejsze, silniejsze i wytrzymalsze od tych z Atlantis. Ich komórki posiadają znacznie wydłużone telomery, co sugeruje możliwość czterdziestokrotnie dłuższego życia niż osobników poza ogrodem. W dodatku pokarm, jakim żywią się tutaj Adam i Ewa, regeneruje wszelkie ubytki w ich budowie komórkowej oraz DNA, czyniąc ich nieśmiertelnymi.
– Ojciec nie zdradził jeszcze swych planów co do obu gatunków humanos – stwierdził Michał. – Na podstawie obserwacji zakładam, że w końcu nadejdzie dzień, kiedy jedna i druga grupa się połączą.
– Musi się tak stać – wtrącił Rafał. – Inaczej ludzkość wyginie. Z badań nad genomem wszelkich istot z Ziemi wynika, że para osobników jednego gatunku to zbyt mało, żeby stworzyć zdrową populację. Natomiast błędy popełnione przez Lewiataniela i jego naukowców w procesie tworzenia humanos na Atlantydzie sprawiły, że bez zastrzyku świeżej krwi za kilkadziesiąt pokoleń nie będą oni zdolni do reprodukcji i przedłużenia gatunku.
– Tak więc czekamy na dalsze rozkazy od Ojca – rzekł Michał. – Tymczasem uczymy naszych podopiecznych w Edenie zasad matematyki, fizyki i chemii, rozwijamy ich zdolności myślenia kreatywnego i abstrakcyjnego. Zadaliśmy sobie wiele trudu, by u kobiety i mężczyzny zahamować popęd seksualny. Niestety, nasze zabiegi mają też skutki uboczne. Znacznie spowolniły rozwój emocjonalny ludzi.
– Tak więc macie tu geniuszów – skomentował Lucyfer. – Ale o psychice dziecka.
– Dlaczego hamujecie u tych istot popęd seksualny? – spytał Gabriel.
– To skomplikowane – stwierdził Michał, drapiąc się po głowie. – Eden jest zamkniętym ekosystemem, przystosowanym do określonej liczby roślin i zwierząt. Zwiększenie liczby osobników któregokolwiek gatunku doprowadziłoby do zachwiania równowagi ekologicznej. A to mogłoby poważnie zaszkodzić istnieniu ogrodu.
– No dobrze, ale co to ma wspólnego z popędem? – dopytywał Gabriel.
– Ty! – Michał szturchnął Rafała. – On nadal „płciowego” nie rozumie…
– Nie do wiary! – westchnął Rafał. – Jeszcze nie uzupełniłeś wiedzy o sposobach rozmnażania się tutejszych gatunków? Rozumiem, że podczas wojny z Nefilimami nie było kiedy. Ale teraz?
– Chodzi ci o to, co Michał opowiadał o kwiatkach i pszczółkach? – spytał niepewnie cherubin.
– Mniej więcej – mruknął Rafał.
– Czyli że tutaj życie powiela się samo? – sprawdzał Omaiel. – Nie potrzebuje, jak w Thill’All Enderen, woli Ojca.
– O masz! – parsknął Rafał. – Kolega – wskazał Omaiela – uzupełnił wiedzę o Królestwie Ziemi, a ty?
– Przeczytał tylko broszurkę informacyjną, jaką wydajecie przy bramie Arcadii – powiedział Lucyfer.
– Ach… Więc guzik wiecie o zasadach funkcjonowania Królestwa Ziemi – stwierdził Michał. – Jak mam w związku z tym z wami rozmawiać?
– Tam. – Rafał wskazał palcem drzwi wejściowe. – Na końcu korytarza mieści się archiwum. W bazie danych znajdziecie, młodzi cherubini, wszelkie informacje o rozmnażaniu płciowym. Proponuję zapoznać się z naszą bazą danych, a potem dopiero przystąpić do omawiania zagadnień związanych z Nowym Edenem.
– Z pokorą przyjmuję twą reprymendę, panie. – Omaiel ukłonił się archaniołowi. – Jestem jedynie skromnym posłańcem Głosu Bożego.
– Zostawmy na razie naukowy aspekt misji – powiedział wyraźnie zniecierpliwiony Lucyfer. – W chwili obecnej mamy poważniejsze problemy.
– Tak, buntownicy w pobliżu siedzib ludzkich to palące zagrożenie – westchnął Rafał. – Nie wiadomo, w jakiej kondycji jest obecnie Samael. Z zapisów i zeznań pojmanych buntowników wynika, że po dokonaniu połączenia z Nefilimem kompletnie postradał zmysły. Dawał się ponieść ludzkiemu popędowi seksualnemu, ignorując istotne sprawy państwa.
– Zalecam wzmocnienie ochrony wokół ocalałych z katastrofy Homo sapiens – rzekł Lucyfer. – Samael może próbować posiąść tutejsze kobiety, by powołać do życia nowych Nefilimów. Jeżeli tak by się stało, to wróci zło, które zmietliśmy, niszcząc Atlantis.
– Chciałeś powiedzieć, Gabriel zmiótł – wtrącił Rafał.
– Wyszło niechcący. – Cherubin wzruszył ramionami. – Poza tym to nie była do końca moja wina… To Behemot zniszczył podwodne słupy…
– Tak, a ty go tylko „lekko trąciłeś”, żeby akurat w nie trafił – stwierdził Michał.
– Dajcie mu spokój – powiedział Lucyfer. – Kontynent zatonął wskutek serii zbiegów okoliczności. Bądźcie po prostu czujni, my zajmiemy się poszukiwaniem zbiegów.
Dzień chylił się ku końcowi. Pomarańczowa tarcza słoneczna opadła za horyzont, pozostawiając na niebie jedynie jaskrawą łunę. Wszelkie stworzenia w Raju szykowały się do snu. Tylko dwoje ludzi krzątało się jeszcze, doglądając sadu. Nie nosili oni żadnych ubrań. Nie potrzebowali ich. W ogrodzie było zawsze ciepło, toteż nie istniała konieczność przywdziewania okryć. Dla Ewy i Adama nagość była czymś zupełnie naturalnym.
Jak co wieczór niewiasta wymknęła się ze wspólnego gniazdka, by jeszcze raz podejść do Zakazanej Polany, miejsca spotkań z opiekunami. Codziennie o świcie wraz z Adamem przychodzili tam, by odebrać wskazówki, jakie Bóg przesyłał im poprzez usta an’hariel. Później przez cały dzień trwało wykonywanie planu, jaki ludziom nakreślał Ojciec. Wieczorami kobieta, wiedziona wrodzoną ciekawością, chodziła na miejsce spotkań. Tam z ukrycia obserwowała, co się dzieje na polanie. Lubiła podglądać opiekunów. Oni wydawali się jej zabawni. Zazwyczaj krzątali się z wiklinowymi koszami, zbierając owoce z wielkiego drzewa, rosnącego pośrodku polany. Potem znikali gdzieś pod ziemią. Czasem któryś z nich przechadzał się po ogrodzie, patrząc na gwiazdy. Później dowiedziała się, że an’hariel zawsze patrzą w niebo, kiedy rozmawiają z Bogiem. Raz nawet chciała tam podejść i skosztować smakowicie wyglądający owoc. Adam jednak kategorycznie zabronił jej przechodzić przez ogrodzenie. Powiedział wówczas, że Bóg nie pozwolił im spożywać tego, co znajduje się na polanie. Mimo to niewiasta nie omieszkała oczywiście zapytać opiekunów, co oni sądzą na ten temat. Ci jednak, ku jej niezadowoleniu, potwierdzili słowa mężczyzny.
Tak więc Ewa obserwowała z ukrycia polanę, czekając na kolejną wizytę opiekuna. Jak co wieczór jeden an’hariel wyszedł z podziemi z koszem. Zebrał owoce, a następnie wrócił tam, skąd przyszedł. Kobieta już chciała udać się z powrotem do Adama, kiedy nagle usłyszała czyjś głos.
– Pssst.
Zaintrygowana zaczęła się rozglądać wokół siebie. Nieśmiało, ostrożnie zbliżyła się do ogrodzenia.
– Ktoś tu jest? – spytała.
– Taak – odezwał się syczący głos. – Podejdź bliżej, moje dziecię.
Kobieta podeszła pod sam płot odgradzający polanę. Rozejrzała się wokół, ale nie dostrzegła nikogo.
– Tuutaj, na dole – wyszeptał nieznajomy.
Ewa uklękła na ziemi i popatrzyła pod liście paproci. Dostrzegła tam dziwne pełzające stworzenie o wydłużonym korpusie, czterech szczątkowych kończynach i gadziej skórze.
– ZZZbliżżżżżż sssię – wysyczał wąż.
Kobieta z wrażenia aż odskoczyła do tyłu, zerwała się na równe nogi i uciekła. Jeszcze nigdy w życiu nie widziała gadającego zwierzęcia.
– Niechhh to ssszlag – syknął wąż.
Ewa czym prędzej popędziła do swojej nocnej kryjówki. Wśliznęła się do legowiska, zwinęła w kłębek i usiłowała zasnąć. Nie mogła zmrużyć oka. Natrętne myśli o stworzeniu czającym się wśród paproci nie chciały jej opuścić. Były niczym jad, wolno porażający ofiarę, docierający do każdego zakamarka umysłu.
*
Samael wśliznął się niepostrzeżenie do Edenu. Wykorzystał moment braku uwagi tutejszych straży. Postać, w jaką zmutował wskutek niezbyt udanego eksperymentu genetycznego Lewiataniela, miała pewne zalety: była cicha, poruszała się bezszelestnie i niezwykle szybko. By naprawić uszkodzone DNA, Samael potrzebował kodu genetycznego z komórek tutejszych przedstawicieli Homo sapiens.
Próby pozyskania serum, niezbędnego do utrzymania ludzkiej postaci, z komórek humanos wyhodowanych w Atlantis spełzły na niczym. Ich DNA było daleko bardziej niestabilne niż istot z Nowego Edenu. Ludzie z Raju posiadali czysty kod genetyczny – taki, jakim stworzył go Bóg. Tak więc jedyną nadzieję upadłego stanowiła ta kobieta. Wiedział, że dializator umieszczony na jego ciele potrzebuje ledwie kilku komórek dawcy z włosa, naskórka, śliny, krwi bądź innego płynu ustrojowego, żeby wyodrębnić z nich niezbędne sekwencje genów i na stałe przywrócić Samaelowi ludzką postać. Jego plan na początku zakładał szybkie dostanie się do bazy, odnalezienie tutejszych osobników i pozyskanie komórek, a potem równie szybką ewakuację.
Tak miało być. Jednak założenia te musiały ulec zmianie. Nie mógł, póki co, wrócić do swej ulubionej formy. W dodatku istota, która mogła mu umożliwić tę przemianę, była kobietą. Młoda, zgrabna niewiasta o pełnych biodrach i idealnie krągłych piersiach. Miała delikatną niczym atłas skórę, wielkie zielone oczy oraz burzę długich, rudych włosów.
Samael lubił zadawać się z ludzkimi kobietami. Rozkosze cielesne to była jego słabość, nałóg, z którym nie był w stanie się uporać, odkąd połączył swoje DNA z ludzkim. Przez swą manię stracił kontrolę nad Thill’All Enderen. Upadły serafin nie spodziewał się, że odziedziczone po humanos myśli i fantazje erotyczne będą aż tak silnie oddziaływać na jego umysł.
Wcześniej często przybywał na tę planetę w tajemnicy przed Serafiatem. Najpierw w trakcie wizyt ze swymi poplecznikami planował dokonanie przewrotu. Potem przebywał między ludźmi już tylko po to, by oddawać się żądzy. An’hariel długo nie wiedzieli, skąd na Ziemi wzięły się wszelkie dziwne stwory: giganci, cyklopi, syreny, centaury, chimery, gryfony i inne hybrydy. Dopiero w czasie buntu wyszło na jaw, że stworzenia te zrodziły się w laboratoriach Lewiataniela na Atlantis. Inne potwory – Nefilimowie – to owoc związków pomiędzy ludźmi a buntownikami. Upadły serafin uwiódł już wiele ziemskich niewiast. Nie miał jednak do czynienia z tak niewinnym stworzeniem jak kobieta z ogrodu. Ewa była wyjątkowa, młoda, piękna i czysta, stworzona przez samego Boga. Uosabiała doskonałość, którą Samael pragnął skosztować jak nic innego.
Wdziękiem i urodą przewyższała wszelkie niewiasty, które posiadł do tej pory w swym ziemskim królestwie. Buntownik zapragnął jeszcze jeden, ostatni raz oddać się cielesnej uciesze, poczuć zapach ciała kobiety, wedrzeć się do jej ciepłego, wilgotnego wnętrza. Pragnienie to było tak wyjątkowo silne i nieodparte, że przezwyciężało obawę przed schwytaniem. Tak więc zdrajca postanowił zabawić w Nowym Edenie nieco dłużej.
I Chiddekel – inna nazwa rzeki Tygrys.
II Purattu – inna nazwa rzeki Eufrat.
Kroniki Wiecznego Królestwa
Wydanie pierwsze, ISBN 978-83-8083-650-1
© Artur Danilczuk i Wydawnictwo Novae Res 2017
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Monika Turała
KOREKTA: Katarzyna Kusojć
OKŁADKA: Krzysztof Urbański
KONWERSJA DO EPUB/MOBI:InkPad.pl
WYDAWNICTWO NOVAE RES
al. Zwycięstwa 96 / 98, 81-451 Gdynia
tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Wydawnictwo Novae Res jest partnerem
Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego w Gdyni.